Wydarzenia


Ekipa forum
Kącik kawiarniany
AutorWiadomość
Kącik kawiarniany [odnośnik]13.09.15 18:56
First topic message reminder :

Kącik kawiarniany

★★
Zastawa z indyjskimi ornamentami, imbryczki latające wysoko nad sufitem, by móc uzupełnić herbatę w filiżance, pobrzękiwanie widelczyków o opróżnione talerzyki, aromat słodkich ciast i drobnych deserów, pachnąca para unosząca się nad głowami zakochanych w piciu herbaty czarodziejów. Czujesz ten klimat? Na pewno masz ochotę wejść i zamówić jedną filiżankę lub dwie. Wygodne, skórzane fotele i stoliki przykryte białymi obrusikami jeszcze cię do tego zachęcają. Usiądź, rozgość się i czekaj na gorący napar.
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 19:33, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Kącik kawiarniany - Page 4 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Kącik kawiarniany [odnośnik]26.12.15 19:02
Lyra w ocenie Alo wydawała się być naprawdę obiecującą artystką, ale mężczyzna nie miał takiej władzy, aby powiedzieć jej, że ich współpraca jest pewna. Miał tylko nadzieję, że lady Avery przymruży oko na jej nazwisko. Chociaż skoro przyjęła mieszańca amerykańskiego pochodzenia, to tym bardziej powinna zainteresować się brytyjską szlachcianką. Jednakże nie on o tym decydował, a Laidan miała pełne prawo odmówić, miał jednak nadzieję, że uda mu się pomóc Lyrze. W pewnym sensie znowu by wygrał. Dlaczego? Wyniósłby kolejną osobę na salony. Zrobiłby z Lyry artystkę, bardzo znaną i szanowaną, a nie uliczną malarkę, jaką była do tej pory. Mimo iż obracał się w towarzystwie szlachty przy każdej możliwej okazji chciał utrzeć im nosa. Tak jakby przyjęcie każdej nieszlachetnej debiutantki, czy też nieszlachetnego debiutanta było jego małym zwycięstwem z zapatrzoną w siebie arystokracją, niewrażliwą na sztukę. Mimo to nadal pamiętał, że tak jakby to właśnie dla nich pracuje, dlatego należał się im odpowiedni szacunek. Dlatego nie dawał nic po sobie poznać, a w tym właśnie był najlepszy. W noszeniu maski. W udawaniu kogoś kim nie jest, kim musi być i kim chciałby być. Czy był sobą? Z pewnością już dawno zapomniał jak to jest. Która jego odsłona była tą prawdziwą.
-Owszem, jednakże w pracach na tę konkretną wystawę potrzebujemy debiutantki. Osoby, która swoim klasycznym podejściem do sztuki stonuje trochę kontrowersyjne dzieła panny Wroński.-wyjaśnił spokojnie zamiar listopadowej wystawy, jaką współorganizował chociaż naturalnie to Laidan była pomysłodawcą. Aloysius w większości tylko, a może aż, wykonywał jej polecenia.
-Rozumiem w takim razie, że miała panienka wcześniej inne plany na życie. Proszę mi wybaczyć, jeżeli się mylę.-odparł, uśmiechając się do niej cały czas czarująco. W końcu chciał zrobić na niej dobre wrażenie. Zresztą za każdym razem starał się robić jak najlepsze wrażenie. Jakby nie patrzeć był chodzącą wizytówką pani Avery, musiał prezentować się nienagannie.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Kącik kawiarniany [odnośnik]26.12.15 21:12
W dawnych czasach również Weasleyowie cieszyli się świetnością. Jednak Lyra niestety już tego nie pamiętała. Poza nazwiskiem, historią, dumą z pochodzenia i, rzecz jasna, charakterystycznym wyglądem, jej rodzinie nie pozostało nic. Lyra mimo to była bardzo przywiązana do swoich bliskich, co nie znaczyło, że nie chciała zmienić swojego życia na lepsze. Pragnęła tego. Chciała nie być kojarzona jako wychudłe, zabiedzone dziewczę, a jako malarka z prawdziwego zdarzenia, której dzieła wiszą na ścianach galerii oraz posiadłości. Ta myśl towarzyszyła jej także podczas spotkania z Diggorym. Mógł być przepustką do marzeń, ale i osobą, która brutalnie je strzaska.
Nic dziwnego, że lustrowała go tak czujnym spojrzeniem, czekając na każde słowo padające z jego ust.
- To nawet dobrze się składa – powiedziała z uśmiechem; w końcu niejako debiutowała w świecie sztuki, nie licząc rzecz jasna wykonywaniu zleceń malarskich odkąd zaczęła pojawiać się na Pokątnej. – Mam nadzieję, że uda mi się spełnić odpowiednie oczekiwania. Będę czekać na pański list.
Nazwisko „Wroński” wydawało jej się znajome. Nosił je jeden z jej znajomych, i wydawało jej się, że kiedyś wspominał o swojej siostrze, która także malowała. Czyżby to była ona? Jak na brytyjskie realia, było to w końcu niespotykane nazwisko.
- Jeśli mogę spytać, co maluje panna Wroński? – zaciekawiła się, ciągle zastanawiając się, czy chodziło o siostrę Józka, czy może to zaskakująca zbieżność.
Kiedy stwierdził, że miała inne plany, pokiwała nieznacznie głową. Zanim jednak znowu się odezwała, wypiła kolejny łyk herbaty, której przyjemne ciepło jakby dodało jej nieco energii i pewności.
- To już przeszłość. Mrzonki, naiwne, dziecięce marzenia – skwitowała, nie chcąc jednak opowiadać o swoim wypadku, długich tygodniach w Mungu, podczas których usłyszała, że kurs aurorski jest wykluczony, i nawet powrót do Hogwartu stał pod znakiem zapytania. Zawzięła się i ukończyła szkołę, ale podczas tego roku w jej głowie zrodziło się marzenie zostania malarką. Ale wiadomo, od czegoś musiała zacząć, a jako samouk bez wsparcia kogoś poważanego mogła co najwyżej malować na ulicy. Dzięki swojemu talentowi, miała jednak szanse, o ile oczywiście ktoś ją doceni.
- Teraz, kiedy skończyłam szkołę i znalazłam się u progu dorosłości, chciałabym po prostu móc się dalej rozwijać, poznać nowe możliwości, które do tej pory były poza moim zasięgiem – rzekła jeszcze, wciąż dyskretnie przyglądając się Diggory'emu. Mimowolnie zastanawiała się nad tym, jak on znalazł się w tym kapryśnym, artystycznym środowisku.




come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Lyra Travers
Lyra Travers
Zawód : Malarka
Wiek : 19
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Dream of the perfect life
Dream of the sand, the sea, the sight
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Kącik kawiarniany - Page 4 Ba3e6d5d7f4fbeb7824016f18b6a4c28
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t800-lyra-travers-weasley https://www.morsmordre.net/t838-zlotko https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t2780-skrytka-bankowa-nr-233 https://www.morsmordre.net/t962-lyra-travers
Re: Kącik kawiarniany [odnośnik]28.12.15 13:56
Aloysius nie znał się na historii każdego rodu, nie to było w jego gestii. W zasadzie o Weasleyach wiedział jedynie tyle ile sam zdążył zaobserwować. Czyli ich charakterystyczne cechy. Według jego oceny to co najbardziej wyróżniało Weasleyów to wcale nie rudość, piegi i biedota, ale rodzinna atmosfera, której nie idzie zaobserwować w innych rodach. Przynajmniej nie w takim wielkim stopniu jak u Weasleyów. Dlatego Alo podziwiał tych ludzi, nawet gdyby cała reszta brytyjskiej szlachty miała z tego powodu spojrzeć na niego z ukosa, jak na chodzące, żywe dziwadło, którym może faktycznie był? Całkiem możliwe. W każdym razie, uśmiechał się cały czas do tej skromnej dziewczyny. Skromność, to właśnie cecha, którą cenił najbardziej. I na przykład względem Lyry nie ośmieliłby się zachować w taki sposób, w jaki zachował się względem panienki Wroński. Zabawne ile oblicz może posiadać jeden człowiek. Pięćdziesiąt Twarzy Diggory'ego. Zabawne. Uprzejmie wysłuchiwał słów Lyry, pozwolił jej mówić, on nie miał zamiaru jej przerywać. Nigdy nie mówił więcej niż musiał. Poza tym wysłuchiwanie jej wypowiedzi było dla niego przyjemnością. On tylko kiwał głową skwapliwie, chłonąc jej każdy gest.
-Panienka Wroński? Głównie portrety.-wyznał, jak zwykle zwięźle, ale lanie wody nie było jego mocną stroną, był nadzwyczajnie rzeczowym człowiekiem. Aż dziwne, że ten człowiek tak prężnie działał w świecie sztuki, no ale to była specjalność Aloysiusa, wszelkie paradoksy i tak dalej. Zresztą temat panny Wroński nie był zbyt komfortowy dla młodego mężczyzny, ale to chyba nie dziwota, zważywszy na ich dosyć niecodzienną relację. Uśmiechnął się trochę rozczulony, wspominając dawne czasy dzieciństwa.
-Nie zawsze robimy to o czym marzyliśmy, ale czasem wychodzi to nam na dobre. Ja na przykład marzyłem o posadzie w Ministerstwie Magii, chciałem zostać szefem departamentu. Wtedy jeszcze nie wiedziałem jakiego.-wyznał. A to niespodzianka. Ale właśnie tak wyglądał. Jak urzędnik z Ministerstwa, a nie wizytówka jednej z najbardziej znanych artystek w Wielkiej Brytanii. No, ale może dlatego wszystko było dopięte na ostatni guzik. Słuchał uważnie jej słów.
-Mam nadzieję, że uda się panience spełnić swoje marzenie.-powiedział z uprzejmym uśmiechem.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Kącik kawiarniany [odnośnik]28.12.15 17:03
Rodzinna atmosfera bez wątpienia była czymś dobrym i rzadko spotykanym wśród starych rodów. Dzięki temu Lyra nie czuła się nigdy sprowadzana do roli dekoracji, która powinna w towarzystwie milczeć i dobrze wyglądać, a w każdym wolnym czasie uczyć się stosownych umiejętności i nie zawracać rodzicom głowy. Zawsze mogła liczyć na matkę i braci, bo ojciec niestety przez większość jej życia był nieobecny, i jedynym, co po sobie pozostawił, były fragmentaryczne wspomnienia z dzieciństwa. Była jednak szczęśliwa. Nawet jeśli przez swoje pochodzenie miała pod górkę. Jednak to, w jakich warunkach dorastała, miało duży wpływ na to, kim była teraz i jakie wartości wyznawała w swoim życiu.
Słysząc odpowiedź mężczyzny, lekko się uśmiechnęła, choć miała wrażenie, że wypowiadał się dosyć lakonicznie i nie chciał wdawać się w szczegóły odnośnie malarstwa panny Wroński.
- Mam nadzieję, że i mi ta zmiana planów wyjdzie na dobre – rzekła, poprawiając zbłąkany kosmyk rudych włosów. – I że uda mi się zostać malarką z prawdziwego zdarzenia.
Jeszcze chwilę rozmawiali, głównie na temat sztuki, jednak później nadszedł czas pożegnania. W końcu spotkali się tutaj głównie w celu przekazania jej prac. Miała nadzieję, że rozmowa mężczyzny z lady Avery wypadnie pomyślnie i że Aloysius niedługo nawiąże z nią kontakt w celu przekazania jej nowych wieści. Będzie z niecierpliwością wyczekiwać jego listu.
Dopiła więc swoją herbatę i położyła na stoliku odliczone monety, po czym pożegnała się grzecznie ze swoim rozmówcą i opuściła herbaciarnię.

/zt.




come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Lyra Travers
Lyra Travers
Zawód : Malarka
Wiek : 19
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Dream of the perfect life
Dream of the sand, the sea, the sight
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Kącik kawiarniany - Page 4 Ba3e6d5d7f4fbeb7824016f18b6a4c28
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t800-lyra-travers-weasley https://www.morsmordre.net/t838-zlotko https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t2780-skrytka-bankowa-nr-233 https://www.morsmordre.net/t962-lyra-travers
Re: Kącik kawiarniany [odnośnik]18.01.16 17:38
Otóż, drodzy państwo, na świecie pewne są dwie rzeczy - jestem oszałamiająco urocza i nie ma mężczyzny, który oparłby się mojemu urokowi; a także ta, że jestem niesamowicie skromna, dlatego większość plotkarskich anonimów w Czarownicy podpisuję wymownie samymi inicjałami. Oczywiście nie z obawy, że jakaś arystokratyczna napuszona papuga postanowi mnie podziobać w imię jakiejś urażonej dumy.
Chodzi o skromność, a właściwie o Skromność, bo wielka litera to jednak wielka litera. Wystarczy popatrzyć na tych upiornych nieskromnych stażystów i redaktorów z Proroka (pomijając Daniela, Daniel jest super i podobno dalej w stanie kawalerskim), którzy z zaskakującą dumą wycinają swoje artykuły ukazujące się w gazecie. Po części mogę to zrozumieć - ale przepisy na halloweenową szarlotkę? Albo nekrologi? Kto do diabła podpisuje nekrologi?! Przecież można inaczej zaznaczyć swoje uczestnictwo w procesie jego tworzenia - ozdobić je różowym serduszkiem w dolnym rogu albo kolorowym szlaczkiem dookoła. Ja bym tak zrobiła, ale w Czarownicy zajmujemy się o wiele ciekawszymi i ważniejszymi rzeczami.
Na przykład chodzimy na obiady ze znanymi graczami Quidditcha. Dzisiaj co prawda na obiad nie miałam co liczyć, bo spotkanie moja redaktor prowadząca postanowiła umówić mi w kawiarni (jakby nie wiedziała, że nie znoszę kawy bardziej od Selwyna), ale nie przeszkodziło mi to zamówić sobie wielkiego ciacha tiramisu i równie wielkiej gorącej czekolady, która chwilę temu wparowała na stół przyjemnie drapiąc mój kształtny nosek słodkim zapachem.
Wyciągnęłam moją zgrabną rączkę po gorącą szklankę, objęłam ją swoimi długimi palcami i podsunęłam krawędź do ust, przechylając ostrożnie szkło i upijając maleńki łyk. Oooooch, dla takiej czekolady warto było pracować na tej posadzie i przeprowadzać nawet najnudniejsze wywiady świata. Chociaż miałam oczywiście drobną, malutką nadzieję, że mój rozmówca nie okaże się zadufanym w sobie dupkiem, który będzie mówił wyłącznie o swoim nudnym życiu, sukcesach i zdobyczach w postaci kobiet, jakie znalazły się w jego życiu. Niestety moje doświadczenia z zawodnikami Quidditcha oscylowały właśnie wokół takich dupków i nie spodziewałam się, by dzisiejsze spotkanie miało to odmienić. Na szczęście miałam czekoladę - a czekolada jest doskonała na wszystko.
No, może poza Avadą, ale chyba ten cały Douglas nie okaże się świrem traktującym urocze niewinne kobietki zielonym płomyczkiem nieszczęścia? A jak go ładnie urobię i wmanewruję, to może jeszcze zamówi mi dodatkową czekoladę? Śmierć diecie, niech żyją niezdrowe kalorie, pomyślałam buntowniczo, pociągając kolejny łyk gorącego napoju i rozpierając się wygodnie na krześle. Złożyłam skromnie nogi, łącząc ze sobą kolana (czasami same się rozsuwały na widok niektórych zawodników, ale zaraz się zsuwały, gdy te gbury nawet nie odpowiadały dzień dobry. Mówienie dzień dobry jest niezwykle ważne - wyobrażacie sobie porannego croissanta serwowanego przez kelnera, który nie powie tych dwóch słów? Przecież to niedopuszczalne), a potem równie skromnie położyłam na tychże kolanach serwetkę. Na wszelki wypadek, gdyby na przykład na widok pana Douglasa czekolada wypłynęła mi z ust.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Kącik kawiarniany [odnośnik]18.01.16 21:23
Obudziła go myśl, że o czymś zapomniał.
Nie, nie o tym, że po jego mieszkaniu pałętał się pięcioletni skrzat, który brutalnie wtargnął we wszystkie dziedziny jego życia (między innymi zamiatając podłogę świeżo wypolerowanym Zmiataczem 5, przy pomocy którego złapał niedawno złotego znicza w przeciągu kilku minut), nie zapomniał też o wieczornym treningu, którego opuścić nie mógł, jako że z wybaczeniem tego niecnego występku Lovegood mogłaby mieć niemałe problemy i znowu zalałaby go potokiem słów pretensjonalnej skargi, a tego wolał sobie oszczędzić. Nie, zapomniał o sprawie o wiele gorszej i przypomniał sobie o niej w ostatniej chwili - rozważał właśnie, co zrobić z młodą, by móc z gracją wyrwać się choćby na chwilę do pobliskiego pubu, kiedy uderzyła go bolesna myśl. Czarownica. Wywiad. Czerwony Imbryk.
I standardowe kurna, zabiją mnie, jeśli się tam nie pojawię.
Dlatego zaledwie kilkanaście minut później przemierzał już ulicę Pokątną przy akompaniamencie wypadających z ust cichych przekleństw, przy okazji potrącając przypadkowych przechodniów i nie mając nawet czasu wysłać w ich kierunku przepraszającego półuśmiechu - zresztą, nie byłby sobą, gdyby przejmował się takimi błahostkami jak dobre wychowanie. Nie za to wielbiły go rzesze nastoletnich fanek, wysyłając w pogańskich ilościach wyperfumowane słodkimi zapachami liściki napisane różowym atramentem, które coraz częściej służyły jako rozpałka w kominku. Miał parapet obsrany ekskrementami tych wszystkich przeklętych sów, papug i słowików, które przynosiły wymoczone w amortencji przesyłki.
Kto wie, może ten wywiad był okazją? Czy jego wizerunek bardzo by ucierpiał, gdyby nonszalancko rozkazał dziennikarce (Apollinaire, Apollinaire, powtarzał w myślach, bo pracowała przecież w C z a r o w n i c y; coraz częściej miał wrażenie, że w liście motywacyjnym do redakcji tej przeklętej gazety trzeba było opisać swoją wścibskość, ordynarne niepohamowanie i bezczelność - bądź co bądź, miał wrażenie, że pomylenie nazwiska dziennikarki równało się otrzymaniu wiadra pomyj wylanego na głowę) napisać, że on, poniżej podpisany Douglas Jones, bożyszcz napalonych nastolatek i mrukliwy król zwycięskich szukających, zrezygnuje z kariery, jeśli otrzyma choćby jeszcze jeden list od młodocianej psychofanki. Na dziurawe gacie Merlina, nawet czytanie tych wywodów i błagań o odwzajemnianie uczuć przestało być zabawne.
Wszedł do Czerwonego Imbryka wyjątkowo niespóźniony, od razu wodząc spojrzeniem pomiędzy stolikami. Aż w końcu dostrzegł samotną, całkiem ładną dziewczynę i nawet jeśli miałaby okazać się przypadkową panienką, a nie dziennikarką wysłaną z piekielnych odmętów zwanych Czarownicą (wyobrażał ją sobie bardziej jako czterdziestoletnią, opasłą kobietę z tłustymi włosami i lekkim wąsem nad górną wargą), to i tak warto było zaryzykować. - Pani Apolli - no świetnie, jak ona się nazywała? - naaaaire? - dokończył z czarującym uśmiechem, wyobrażając już sobie, jak prowadzi nieznajomą do własnego mieszkania, kiedy...
...kiedy przypomniał sobie, że ma, psia mać, córkę, która najprawdopodobniej rozsadza właśnie kuchnię.


and I don't give a damn
about my bad reputation

Douglas Jones
Douglas Jones
Zawód : szukający Os z Wimbourne
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
sił mi brak i już nie chcę
nic wiedzieć, mam mętlik
w mojej małej głowie
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2023-douglas-jones https://www.morsmordre.net/t2037-poczta-douga https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f206-horizont-alley-18-5 https://www.morsmordre.net/t4275-skrytka-bankowa-nr-579#88646 https://www.morsmordre.net/t2187-douglas-jones#33292
Re: Kącik kawiarniany [odnośnik]23.01.16 9:32
Bardzo chciałam, aby moja kariera dziennikarska - chociaż dla niektórych to zapewne kariera zawodowej hieny - rozwijała się jak najszybciej i choć nie miałam za wielkich szans, by po kilku miesiącach pracy jako stażystka awansować wyżej (należało odbębnić swoje w drabinie społecznej i nauczyć się włazić w dupę komu trzeba), to i tak wykonywane obowiązki sprawiały mi wyjątkową radość; wcale nie dlatego, że mogłam dogryźć, komu chciałam albo obsmarować go w najbardziej absurdalnej plotce, ale dlatego, że czułam się przez to jak ktoś, kto pociąga za sznurki moich małych marionetek. Ktoś kiedyś powiedział, że zemsta najlepiej smakuje na zimno - owszem, ale musi być jednocześnie dobrze doprawiona, przygotowana i schłodzona: jak Selwyn i Naifeh, czekający z pewnością z niecierpliwością na moje kolejne kroki. Popijając gorący napój nie mogłam się też oprzeć innej myśli, całkiem zresztą naturalnej: czy ten cały Jones szalejący w powietrzu i wyprawiający z miotłą rzeczy, na które patrzenie wywoływało dziewiczy pąs na policzkach, nie trafi przypadkiem do zaszczytnego grona tej dwójki. Na pewno skrywał jakąś mroczną tajemnicę, o której wolałby nie mówić i którą mogłabym wykorzystać przeciwko niemu; z drugiej jednak strony miałam w Anglii już tylu wrogów, że może lepiej nie powiększać ich liczby o kolejne nazwisko?
Poprawiałam sobie właśnie serwetkę na kolanach (właściciel chyba zainwestował w tańszy rodzaj, bo gięły się wręcz nieprzyzwoicie), gdy z tej arcyciekawej czynności wyrwał mnie młody, męski głos dudniący gdzieś na wysokości metra nad moją głową. Oooooch, fryzjer, było moją pierwszą myślą, gdy wzniosłam na niego swoje przepiękne oczy (taka prawda, nie ukrywajmy), zastanawiając się przy tym, czy ta włochata kurtyna nie wpada mu do jego oczu (troszkę mniej pięknych), gdy szaleje w powietrzu. Hm... musi chyba używać dużo żelu, by utrzymać je na miejscu albo spina je z tyłu w zalotny koczek... Ciekawe jakie to uczucie smyrać taką czuprynę rozwianą dopiero co przez wiatr, potarganą i w kompletnym nieładzie? Może ma prywatną panią fryzjerkę, która dba o jego image za każdym razem, gdy jaśnie pan wyląduje na ziemi trzymając w łapach dygoczącą złotą piłeczkę? No wiecie, żeby ładnie wyglądał na zdjęciu w gazetach i w ogóle. Chociaż musiałam przyznać, że i bez tego wygląda całkiem znośnie. To znaczy rozumiecie - nijak mu do Tristana Rosiera, ale jednak miał w sobie to coś. I umył zęby, bo gdy otworzył paszczę by wydusić z siebie moje nazwisko, zamiast przykrego papierosowego zapachu połączonego z obiadem z ostatnich trzech dni, poczułam przyjemny zapach mięty. Albo po prostu postanowił kopsnąć sobie miętówkę przed wejściem.
- En effet, voulez-vous vous asseoir? - odpowiedziałam mu równie uprzejmie, starając się by mój czarujący uśmiech wypadł tak samo doskonale jak jego i wskazałam mu miejsce naprzeciwko siebie. Dopiero po sekundzie dotarło do mnie, że z tego całego przejęcia automatycznie przeszłam na francuski, a zagubiona mina pana szukającego tylko to potwierdziła. Speszyłam się leciutko, ale na szczęście udało mi się nie oblać żadnym rumieńcem, gdy powtórzyłam już po angielsku: - Owszem, doskonale pan trafił. Proszę usiąść, to nam chwilę zajmie i szkoda, żeby pan cały czas stał, chociaż niewątpliwie prezentuje pan doskonale - mój francuski akcent wyraźnie przebrzmiewał w każdym wyrazie i postanowiłam nawet przymknąć oko angielską wymowę mojego nazwiska, jaką zaprezentował mi pan Jones. - Co pan robi z tymi włosami w czasie meczu? - wyrwało mi się chwilę później, zanim zdążyłam ugryźć się w język. Och, doskonale, zacznij wywiad od pytania o włosy, na pewno zrobi to na nim ogromne wrażenie.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Kącik kawiarniany [odnośnik]31.01.16 18:48
Cóż, spodziewał się wielu różnych reakcji.
Pewnego sierpniowego poranka, kiedy bezmyślnie przemykał przez ulicę Pokątną w poszukiwaniu pasty Fleetwooda, która nie będzie wyłącznie marną podróbką, jaka poskleja mu palce, wpadł na młodocianą fanka opuszczającą właśnie Esy i Floresy. Wtedy ta uniosła wzrok, ułożyła wargi w okrągłe o i mógł tylko patrzeć, jak najpierw na chodnik opada torba wypełniona świeżo zakupionymi podręcznikami, a za nimi podąża chuderlawe, drobne ciałko trzynastolatki.
Kiedy indziej starszawa czarodziejka w kolejce w Miodowym Królestwie na jego widok zaczęła krzyczeć i wymachiwać siatką pełną zakupów, jednocześnie złamanym głosem burczeć coś na temat jego pięści, która po jakimś meczu brutalnie potraktowała twarz jej syna. Co mówiła? Że do tej pory znajduje się w Mungu? Że wywołał wstrząs mózgu? Nie to, żeby w jakikolwiek sposób go to ruszało.
Spodziewał się więc całej gamy emocji - miłości, nienawiści, zauroczenia, niepowstrzymanego zachwytu, niezrozumiałej i niepopartej niczym niechęci. Był gotów przywitać je wszystkie przepięknym, szerokim i zniewalającym uśmiechem, który gwarantował mu wierność tak wielu fanek, ale zamiast tego usłyszał...
Co ona właściwie powiedziała?
- Słucham? - palnął ze zdezorientowaniem, gotów już odwrócić się na pięcie i uciec z miejsca zbrodni, bo podejrzewał, że oczarował tę młodą damę w takim stopniu, że zepsuł jej się aparat mowy i potrafiła wydukać z siebie wyłącznie niezrozumiałe i pozbawione sensu zgłoski. Chociaż, jakby się uparł, brzmiało to nieco jak voulez-vous coucher avec moi ce soir?, a do tego i paru innych podstawowych (i przydatnych) zwrotów ograniczała się jego znajomość francuskiego.
Kiedy angielski rozbrzmiał ledwie kilka sekund później, nie mógł się powstrzymać od widocznego odetchnięcia z ulgą. - W takim razie niezwykle miło mi panią poznać - i szybkie spojrzenie na dłoń, której nie zdobił pierścionek - panno Apollinaire - dokończył, zajmując miejsce na przeciwko niej, a w jego głosie zadźwięczało coś przypominającego czystą satysfakcję.
Uśmiechnął się lekko, słysząc pytanie, które padło z ust dziennikarki. Zanim jednak zdążył odpowiedzieć, rozproszył go głos kelnerki; prędko zamówił najprostszego earl greya (nigdy nie lubił tych owocowych udziwnień typowych dla kobiet i gorszego sortu pseudomężczyzn), by znów przykuć całą swoją uwagę do młodziutkiej dziennikarki. Nawet nie ukrywał faktu, że beztrosko podziwiał wszystkie jej atuty.
- To zależy od tego, z kim gramy mecz - przyznał lekko, wysyłając uśmiech kelnerce (też była ładna, choć nie tak, jak jego najnowszy cel), która właśnie podawała mu filiżankę parującego napoju. - Zazwyczaj wystarcza ich związanie. Ale kiedy przeciwnikiem są Harpie, najlepszą metodą na zwycięstwo są rozpuszczone włosy. Odrobina uroku osobistego i wszystkie spadają z mioteł. - Choć mógł wyglądać, jakby żartował, wcale tak nie było. Harpie cierpiały na niedobór mężczyzn w drużynie (i w życiu pewnie również), a każdy feminizm znał swoje granice, szczególnie że w większości wypadków powodowała go desperacja.


and I don't give a damn
about my bad reputation

Douglas Jones
Douglas Jones
Zawód : szukający Os z Wimbourne
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
sił mi brak i już nie chcę
nic wiedzieć, mam mętlik
w mojej małej głowie
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2023-douglas-jones https://www.morsmordre.net/t2037-poczta-douga https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f206-horizont-alley-18-5 https://www.morsmordre.net/t4275-skrytka-bankowa-nr-579#88646 https://www.morsmordre.net/t2187-douglas-jones#33292
Re: Kącik kawiarniany [odnośnik]01.02.16 10:28
Nawet jeśli pan Jones był jednym z tych zawodników buców, z którymi miałam do czynienia, to przynajmniej był wystarczająco męski, bym kontynuowała z nim rozmowę. I wcale nie chodziło o jego sylwetkę, twarz czy sposób, w jaki się uśmiechał - chodziło o herbatę, jaką zamówił. Z pewnością gdybym znała jego myśli, sama bym się uśmiechnęła, wiedząc, jak bliskie są tym, które kołatały się pod moją czupryną. Do widoku faceta zamawiającego owocową herbatkę z rumiankiem, brakowało jedynie jego małego palca odginającego się słodko od filiżanki jak u jakiejś osiemnastowiecznej panienki spożywającej śniadanie w towarzystwie przyzwoitki i swojego kawalera. Słodkie do porzygu. Oj, nie powinnam chyba ta myśleć, to nie przystoi młodej kobiecie. Z drugiej strony w moim przypadku granica tego, co przystoi, a czego nie wypada robić, była dość elastyczna i z przyjemnością naginałam ją do własnych potrzeb. W tym momencie na przykład moją potrzebą było zaciekawione spojrzenie wbite w Jonesa i odkrywające jego wszelkie atuty z równą zawziętością i bezczelnością, z jaką on poczynał sobie ze mną. Nie, żeby mi to jakoś przeszkadzało, w końcu nie od dziś było wiadomo, że angielscy panowie nie mają łatwego życia z tymi swoimi wysuszonymi, angielskimi pannicami, wymuskanymi do granic możliwości i piskliwie jazgoczących, gdy tylko poczują, że ich kilometrowa granica moralności zostanie naruszona. Nadmuchane baloniki dewocji, które pękają przy pierwszej schadzce w ogrodzie. Skoro więc Jones chciał patrzeć, niech patrzy, ale i niech łaskawie zaproponuje potem zapłacenie za napoje. W końcu i ja miałam swoje nieprzekraczalne granice.
- Zapewne dlatego w ostatnim waszym spotkaniu Harpie rozgromiły was do trzydziestu. Może powinien pan częściej trzymać ręce na miotle niż we włosach - zauważyłam słodkim głosem, odwzajemniając mu się uśmiechem lwicy, która właśnie dostrzegła, że ktoś głaszcze jej lwiątka. Albo jej harpie. Douglas mógł sobie być przystojnym facetem, ale w chwili, gdy zaczął protekcjonalnie traktować kobiecy ród, wkroczył na bardzo, bardzo, BARDZO grząski grunt i już obmyślałam w głowie co najmniej dziesięć różnych plotek, w jakich mogłam go obsmarować. Niemniej nie przestałam się uśmiechać, chociaż z każdą sekundą mój uśmiech był coraz milszy i nie przypominał już żółwia czającego się do ataku. Złapałam w palce pióro i przystawiłam końcówkę do notesu, gotowa zapisać każde nieuważne słowo, które padnie z ust mojego rozmówcy. - Więc, panie Jones - przeszłam do oficjalnego, firmowego tonu, jakiego wyuczyli się już pierwszego dnia stażu. Bądź stanowcza, ale miła, konkretna, ale i elastyczna, dostosowuj się do rozmówcy i staraj nie okazywać niepotrzebnych emocji. Cóż, to ostatnie mogłam już skreślić. - Co spowodowało, że postanowił pan zasilić szeregi Os? Nie nęcą pana propozycje z innych drużyn? Albo żadnych pan nie dostaje? - skreślić potrójną linią, moja złośliwość zdecydowanie nie pasuje do "niepokazywania emocji". - Może to przez ostatnią porażkę? - zamazać czarnym markerem i zakopać sześć stóp pod ziemią.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Kącik kawiarniany [odnośnik]02.02.16 1:07
Był dumny z własnego żartu - jak właściwie z każdego, który tak rozkosznie opiewał naiwność i bezsensowność rodzącego się w bólach feminizmu. Co te kobiety ostatnio ugryzło, że tak zażarcie zaczęły walczyć o własne wyzwolenie? Dlaczego dopiero po latach beztroskiego ładnego wyglądania i pachnięcia na kanapach wybudziły się, postanawiając prowadzić batalie o swój wydumany indywidualizm? Ech, w jakich ciężkich czasach przyszło mu żyć.
I był dumny nawet wtedy, gdy panienka Apollinaire odparowała, ukazując tylko, że bez wątpliwości zasila wyżej wymienione grono wojowniczych Amazonek - a to tylko wywołało jeszcze szerszy uśmiech na jego i tak nieprzyzwoicie rozradowanej (zdawałoby się: do granic możliwości) twarzy.
Bo dawno tak dobrze się nie bawił.
Upił więc kolejny łyk gorzkiej herbaty, patrząc na Annabelle z lekkim rozbawieniem i iskierkami tańczącymi po błękitnych tęczówkach. Zupełnie tak, jakby doceniał jej ciętą ripostę, a nie rozpływał się nad słodyczą machających tymi buńczucznymi rączkami sufrażystek.
- Nie możemy z nimi wygrywać zbyt często - a jego słowom akompaniował charakterystyczny brzdęk filiżanki o porcelanowy talerzyk; lekko zmarszczył brwi na ten dźwięk - bo jeszcze podetniemy im skrzydła i uprzykrzymy dalszą walkę. Nie moglibyśmy tego zrobić naszemu najdroższemu rywalowi. - I kolejny uśmiech, szeroki, opanowany, przepiękny, podszyty nutą... urokliwej złośliwości? A może to tylko iluzja - bo zaraz zniknęła, a w oczach Douglasa na powrót czaiła się wyłącznie niewinna pewność siebie. Która nie odstępowała go na najmniejszy krok. - Szczególnie po poprzedniej sromotnej klęsce Harpii. Cóż, dawno nie złapałem znicza tak szybko, jak podczas tego pamiętnego meczu. - Choć było to kłamstwo, bo na poprzednim treningu uczynił to dwukrotnie szybciej. Te wspaniałe trzy i pół minuty, które niemal przyczyniły się do wywołania fali miłości w zgorzkniałym sercu Lovegood.
S z c z e g ó ł y.
Przywołał na twarz względnie uprzejmy wyraz (choć wciąż odrobinę prowokujący; cóż, inaczej nie potrafił), wsłuchując się w pytanie, które padło. I nie zastanawiał się zbyt długo nad odpowiedzią - bo myślenie nigdy nie było jego dobrą stroną? - mówiąc pierwszą rzecz, która wpłynęła mu na język: - Nie musi się pani, panno Apollinaire - notabene, nic mu nie mówiło to nazwisko; należała do odległej, francuskiej szlachty czy raczej miała krew równie czystą co pomyje płynące wzdłuż nokturnowych uliczek? - troszczyć o moje oferty pracy. Ale zaczynałem z Osami tuż po ukończeniu szkoły i pozostanę im wierny - i kolejny uśmiech, bawił się zdecydowanie zbyt dobrze; może śmieszyłoby go to odrobinę mniej, gdyby przejmował się swoją opinią. Jednak nie przejmował się w najmniejszym nawet stopniu - bo ta tworzyła się sama, kreowała go na łamacza niewieścich serc, męskiego mężczyznę, milczącego szukającego, który wcale nie musi zbyt dużo się odzywać. Wystarczy uśmiech. I wszyscy ustawiają się w kolejce do jego sypialni. - Czasem jestem sentymentalny.
Nie był; nie znał sentymentów, wbrew pozorom działał głównie dla własnego dobra. A u Os niczego mu nie brakowało - mógł podręczyć Selinę i drażnić jej wojowniczy feminizm tryskający śmiercionośnym jadem, mógł marudzić Sørenowi, mógł się spełniać, nurkując w powietrzu, zrywając się do lotu i szaleńczo poszukując znicza, bo nikt - nawet Lovegood, jakkolwiek usilnie by się nie starała - nie był w stanie narzucić mu taktyki, bo tę układał sobie sam. A raczej: nie korzystał z niej w ogóle.
Bo po co komu taktyka, kiedy można rzucać się w bezmyślną pogoń za złotą piłeczką, która tak często przynosiła mu zwycięstwo?


and I don't give a damn
about my bad reputation

Douglas Jones
Douglas Jones
Zawód : szukający Os z Wimbourne
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
sił mi brak i już nie chcę
nic wiedzieć, mam mętlik
w mojej małej głowie
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2023-douglas-jones https://www.morsmordre.net/t2037-poczta-douga https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f206-horizont-alley-18-5 https://www.morsmordre.net/t4275-skrytka-bankowa-nr-579#88646 https://www.morsmordre.net/t2187-douglas-jones#33292
Re: Kącik kawiarniany [odnośnik]03.02.16 16:27
Pióro skrobało o papier, nie robiąc nawet najmniejszego kleksa, gdy rząd równych liter linijka za linijką pokrywał białą płaszczyznę. Notowanie było najnudniejszą i najbardziej męczącą częścią każdego wywiadu, w dodatku strasznie rozpraszało bo musiałam skupiać się na notatkach, a nie na swoim rozmówcy. Nie mogłam więc obserwować ani jego twarzy, ani mimiki, ani zmieniających się uczuć widocznych w oczach. Musiałam jak najszybciej sprawić sobie samonotujące pióro, bo ostatnie wydało ducha kilka dni temu.
- Nie jestem pewna, czy powinien się pan tak chwalić swoją szybkością. W przypadku dżentelmentów to raczej wada. Może pan zresztą zajrzeć na trzydziestą drugą stronę Czarownicy, wydanie sierpniowe, tam nasz specjalista udziela kilku porad na ten temat - odpowiedziałam z lekkim namysłem, zastanawiając się, czy pan Douglas jedynie żartował, czy faktycznie był aż tak zapatrzony w siebie, że bez najmniejszego poczucia wstydu opowiadał o swoich problemach z szybkością. Zaczyna się od błyskawicznego łapania znicza, a potem fruu... rodzą się plotki o pięciosekundowych łóżkowych wyczynach.
Och, Merlinie, gdzież ci mężczyźni, którzy nie zdradzali kobiet z pierwszą lepszą bździągwą, którzy traktowali je z szacunkiem należnym delikatnej płci i którzy zachowywali dość wstydu i rozwagi, by nie chwalić się na prawo i lewo swoją szybkostrzelnością? Wymierający gatunek! Z pewnością w podręcznikach historii zajmie kiedyś poczesne miejsce obok mamutów. W obu przypadkach brzytwy i golenie były im całkowicie obce.
Leciutkie westchnienie wydarło mi się z piersi, gdy zrozumiałam, że w przypadku Douglasa nie ma mowy nawet o mamucie; nie był ani zarośnięty jak on, ani równie wielki (no chyba, że weźmiemy pod uwagę jego ego) i zapewne nawet dużą trąbą nie mógłby się pochwalić, chociaż to akurat niekoniecznie mnie interesowało.
Mimo że zachowywał się bardzo kulturalnie, odpowiadał logicznie i w jego głosie nie było nawet tonu protekcjonalizmu, czułam rosnącą niepewność w stosunku do jego osoby. Jego urocze, uprzejme uśmiechy wyrażające szczerze zainteresowanie, kryły zapewne pod powłoką spokoju buzujący entuzjazm i wiecznie nieugaszoną aktywność, którą mógł z powodzeniem realizować w powietrzu; ale tutaj, w kawiarnianym kącie z dala od ciekawskich spojrzeń, gdzie utknął ze mną, zmuszony do odpowiadania na pytania, wcale nie wyglądał jak szalejąca na miotle ludzka postać wzbudzająca zachwyt tłumu. Był jednym z tych nieszczęśników, których miałam potem przyjemność obsmarowywać na łamach Czarownicy i zapominać o nich równie szybko, jak szybko sprzedawał się nakład gazety.
- Czy w innych sferach życia jest pan równie wierny, panie Jones? Może gdybym pogrzebała nieco w pańskiej przeszłości, dotarłabym do złamanych serc i samotnych matek? - podobno najlepszą formą ataku jest atak - co było de facto logiczne - postanowiła więc nie tracić czasu na seksualne problemy Jonesa i przejść właśnie do ataku. Rzucone z zaskoczenia pytanie kompletnie odbiegające od tematu głównego, lekka aluzja podszyta odrobiną pewności dźwięczącą w głosie; praktyki wyciągania prawdy, jakiej uczyli nas na dziennikarskich kursach, mogły w końcu przynieść jakieś efekty. Nawet jeśli nie miał nic na sumieniu, a los zapłakanych fanek niewiele go obchodził, to i tak przyjemnie będzie oglądać wyraz jego twarzy; może prócz tej aroganckiej pewności siebie odmaluje się na niej w końcu coś innego? Zawstydzenie, zażenowanie albo po prostu zwyczajna wściekłość za obcesowość zadanego pytania?
Gość
Anonymous
Gość
Re: Kącik kawiarniany [odnośnik]06.02.16 23:04
Uśmiechał się dalej, kiedy patrzył na pióro z niezwykłą prędkością sunące po niezliczonych kartkach i wyszczerzył się jeszcze szerzej - już nawet nie ukrywając nuty złośliwości, która wypłynęła na wierzch, jaśniejąc teraz jako złowieszczy błysk w oku - kiedy pani feministyczna wyprowadziła kolejny cios. Chybiony. Może jego ego nie było aż tak wydumane, na jakie je kreował, bo była to poniekąd maska, którą przywdział wiele lat temu (tak dawno, że sam już nie pamiętał, kiedy właściwie - na trzecim roku w Hogwarcie? czwartym?), ale nie miał zamiaru jej zdejmować. Oprócz klucza do popularności stanowiła też tarczę chroniącą przez nienawistnymi (zazdrosnymi?) spojrzeniami i jadowitymi słowami. A do tych był przyzwyczajony.
Towarzyszyły mu w końcu na każdym kroku.
- Wydaje się pani bardzo zainteresowana wszystkimi płaszczyznami mojej szybkości - zauważył z parodiowanym zastanowieniem, obracając filiżankę na porcelanowym spodku. Chrobotała. - To zawodowa ciekawość? Czy może spowodowana jest prywatnymi pobudkami? - zmarszczył lekko brwi w wyrazie błogiej konsternacji, ale zaraz uśmiechnął się znowu, wręcz promieniejąc. Uwielbiał wywiady.
Nawet nie dlatego, że rozprawianie na temat własnych osiągnięć podbudowywało jego poczucie wartości; uwielbiał porównywać to, co mówił (a wbrew pozorom dbał o każde słowo) z tym, co posłano do druku. Zazwyczaj różniło się diametralnie i - o ironio - działało na jego korzyść, utwierdzając tylko spragnioną nowinek publikę w przekonaniu, że jest podłym łamaczem serc, bawidamkiem, niekompetentnym burakiem i szowinistyczną świnią.
Choć z tym ostatnim to sam się zgadzał.
Nie wiedział, jakiej reakcji oczekiwała, ale dał jej dość oczywistą: uśmiech. Ten sam balansujący na pograniczu uprzejmości i cynicznej satyry; to przecież nie był jego pierwszy wywiad. Mógłby pokusić się o stwierdzenie, że od czterech lat udzielał ich wręcz systematycznie, a pani A. póki co nie wyłamywała się poza schemat standardowych pytań. A na nie już dawno przygotował sobie odpowiedzi.
- Zależy, jak głęboko jest pani gotowa grzebać. - Upił łyk herbaty, oczekując kolejnego ataku; nie zawiedź go, dziennikareczko, bo jeszcze zdąży się znużyć.


and I don't give a damn
about my bad reputation

Douglas Jones
Douglas Jones
Zawód : szukający Os z Wimbourne
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
sił mi brak i już nie chcę
nic wiedzieć, mam mętlik
w mojej małej głowie
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2023-douglas-jones https://www.morsmordre.net/t2037-poczta-douga https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f206-horizont-alley-18-5 https://www.morsmordre.net/t4275-skrytka-bankowa-nr-579#88646 https://www.morsmordre.net/t2187-douglas-jones#33292
Re: Kącik kawiarniany [odnośnik]08.02.16 12:10
Walczyłam z przemożnym pragnieniem wylania mu na twarz całej zawartości mojej filiżanki, tłumiąc je ze sporym problemem; doszłam jednak do wniosku, że przykro będzie marnować tak smaczny i pyszny napój, wylewając go ba buźkę, która przywykła zapewne do mniej szlachetnych trunków. Pan Jones wylądował jednak na mojej liście osób Merlinie-czemu-musiałam-je-spotkać, a teraz swoim szowinistycznym, drwiącym i obcesowym zachowaniem sprawiał, że miałam szczerą ochotę przenieść go na inną listę, tuż pod Selwynem i blond cizią Harriettą.
- Jest pan wyjątkowo bezczelny uważając, że mógłby mnie pan zainteresować inaczej niż tylko zawodowo - zdecydowałam się sięgnąć po inną broń, o wiele boleśniejszą od wrzątku na twarzy i zaatakować go dobrym wychowaniem, kulturą i absolutnym brakiem emocji, mimo że w środku cała płonęłam, by wykopać go na zewnątrz i rzucić na pożarcie harpiom. Niekoniecznie tym na miotłach. Nic nie irytowało mnie bardziej niż nadmierna pewność siebie, a tej mojemu rozmówcy nie brakowało. Aż żałowałam, że spotkanie odbywa się na terenie neutralnej herbaciarni, a nie na przykład na stadionie Quidditcha, gdzie mogłabym wsadzić mu miotłę w... no, wiadomo. - Niemniej skoro podkreśla pan swoją szybkość, nie omieszkam zrobić tego w swoim artykule - na potwierdzenie moich słów pióro zaczęło szaleńczo podkreślać odpowiednie linijki i stawiać obok nich wielkie wykrzykniki. Skoro Douglas nie wydawał się zainteresowany dbaniem o swoją renomę, to nie widziałam powodu, by mu w tym przeszkadzać. Może po przeczytaniu wywiadu jakaś zagubiona fanka zmieni swoje zdanie i zamiast napuszonej Osie zacznie kibicować jakiemuś przystojnemu Sokołowi?
- W każdym razie - wróciłam do swojej poprzedniej pozycji, siadając znów wygodnie, wyciągając przed siebie dłonie i ujmując w nie filiżankę, którą zaczęłam obracać między palcami - musi mieć pan świadomość, jakim pismem jest Czarownica, a tym samym do jakich poświęceń gotowi są jej pracownicy, by wydobyć ze swoich ofi... rozmówców potrzebne informacje - ton mojego głosu mógł dorównywać słodkością jedynie mlecznej czekoladzie z orzechowym nadzieniem i polanej obficie karmelem, miałam więc nadzieję, że w połączeniu z na powrót niewinnym spojrzeniem wbitym w twarz Jonesa sprawi, że ten ostatni zwymiotuje widowiskowo na podłogę od nadmiaru słodyczy. Istniała jednak nadzieja, że odrobina cukru zmyje z gęby ten wewnętrzny, skwaszony wyraz twarzy. Jestem pewna, że chorował na wrzody albo inne paskudztwo. - Zatem, panie Jones - moje palce zacisnęły się drapieżnie na filiżance - jestem gotowa grzebać naprawdę głęboko - i wydobyć z pana trzewi i wnętrzności największe skrywane tajemnice, by jak najszybciej je opublikować i pogrążyć pana w feministycznym piekle.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Kącik kawiarniany [odnośnik]14.02.16 22:25
Jego szeroki, bezczelny uśmiech nieco zelżał, wracając do bezpiecznej uprzejmości.
- Och, przepraszam więc za moją impertynencję - powiedział po chwili z czymś przypominającym skruchę tańczącym po oczach, ale to zaraz zgasło; doskonała gra aktorska czy rzeczywista paleta skrajnych emocji zmieniających się jak w zaczarowanym kalejdoskopie? - Skupmy się na wywiadzie, skoro przenigdy nie opuszcza pani gruntu zawodowego, panno Apolliaire.
Zdawała się taka nudna. Nieczerpiąca przyjemności ze słownych gier, podążająca utartymi, przewidywalnymi ścieżkami, potrafiąca wyróżnić się tylko karykaturalną wścibskością i językiem, który wyłącznie udawał ostry. Swoją drogą, była idealna do swojej pracy - nienadwyrężająca zbytnio komórek mózgowych (och, domena większości kobiet, które poznał - czemu żadna nie mogła go wreszcie zaskoczyć? wszystkie tak samo nieudolnie zgrywały bystrość), przekręcająca każde słowo, które wypowiedział, doszukująca się trzeciego (jakby drugie było niewystarczające) dna i próbująca uderzyć dokładnie tam, gdzie bolało.
Rozkoszna, urocza, przesłodka.
I znów uśmiechnął się szerzej, wygodniej opierając się na krześle.
- Zatem nie stoję pani na drodze.
W niczym - niech bije, niech się złości, niech krzyczy, niech płacze, a może niech wreszcie przejdzie do sedna sprawy, zada kilka merytorycznych pytań, nie przeciągając tego przeklętego wywiadu, który zaczął działać mu na nerwy (naprawdę, nie można nawet zabawić się kosztem naiwnej dziennikareczki, bo jest zbyt głupia, by pociągnąć jego grę - w jakich czasach przyszło mu żyć?) i wreszcie będzie mógł wrócić do domu, a potem uciec od odpowiedzialności i zatopić się w hektolitrach alkoholu w jakimś obskurnym pubie.
Wziął kolejny łyk herbaty, uświadamiając sobie, że nudzi się już do granic możliwości. Kiedy dziennikareczka skupiła się na drapaniu pióra pergaminem (doprawdy - redakcji nie stać było nawet na samopiszące?), obrzucił spojrzeniem wnętrze herbaciarni. Uśmiechnął się lekko do którejś z kobiet, wbił spojrzenie w obraz wiszący na ścianie (nie miał pojęcia, co przedstawiał), popatrzył bez zainteresowania na białą, niemalże pustą już filiżankę.
- Panno Apollinaire - zaczął z nienagannym uśmiechem. - Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, jakim pismem jest Czarownica. I jacy są jej pracownicy. A raczej: pracownice, bo zdaje mi się, że te przeważają, nie mylę się? - a zwłaszcza te, które, nie posiadając własnego życia, zanadto wgłębiają się w to należące do innych. By co odczuć - satysfakcję? ułudne wrażenie, że coś potrafią? że są cokolwiek warte ponad mierną zapłatę, jaką otrzymują za naskrobanie kilku słów, które sensowniej złożyłaby osoba obłąkana? - I chyba mnie pani nie zrozumiała, więc powtórzę: proponuję, żeby odłożyła pani te przeurocze groźby bez pokrycia na bok i zajęła się swoją pracą.
Wszystkie, wszystkie były takie same.


and I don't give a damn
about my bad reputation

Douglas Jones
Douglas Jones
Zawód : szukający Os z Wimbourne
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
sił mi brak i już nie chcę
nic wiedzieć, mam mętlik
w mojej małej głowie
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2023-douglas-jones https://www.morsmordre.net/t2037-poczta-douga https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f206-horizont-alley-18-5 https://www.morsmordre.net/t4275-skrytka-bankowa-nr-579#88646 https://www.morsmordre.net/t2187-douglas-jones#33292
Re: Kącik kawiarniany [odnośnik]16.02.16 14:55
Równie dobrze mogło mnie tu nie być, skoro Douglas Szybki Jones świetnie bawił się we własnym towarzystwie, najwyraźniej rozbawiony własnymi myślami i szowinistycznymi komentarzami, którymi raczył mnie hojną ręką. Merlin mi świadkiem, że moja feministyczna dusza trzymana była do tej pory na uwięzi i starałam się ze wszystkich sił zachować profesjonalizm przynajmniej na tyle, by zadać mu kolejne pytanie. Teraz jednak zrozumiałam, że to nie ma najmniejszego sensu, skoro najwyraźniej głównym zadaniem tej irytującej męskiej gnidy było wyprowadzenie mnie z równowagi. I nie zamierzałam go w tej kwestii zawieść - skoro tak bardzo się starał, by dostać w pysk od uroczej młodej dziennikarki, byłoby ogromnym grzechem z mojej strony, by mu tej przyjemności odmówić. Chociaż patrząc na tenże pysk i słuchając jego zadufanego w sobie głosu, dochodziłam do wniosku, że odmowę musiał słyszeć wiele razy.
- Przyjmuję przeprosiny - poinformowałam go słodko, pozwalając sobie w końcu na oblizanie dolnej wargi, na której wciąż kusząco dla mojego podniebienia znajdowała się jedna pyszna kropla napoju, będącego w tej chwili najwspanialszą rzeczą w całym pomieszczeniu. - Proszę jednak na przyszłość nie popełniać podobnych błędów, a z pewnością będzie się nam lepiej współpracowało - zakończyłam już nieco bardziej kąśliwie, stawiając wielki wykrzyknik wokół "szowinistycznej ameby" i dwa razy zakreślając w kółko "skopać mu dupę". W moich myślach krążyły już przeróżne scenariusze, w których przedstawię dzisiejsze spotkanie; podkoloryzowanie wywiadów nigdy nie stanowiło dla mnie większego problemu, a pan Jones starał się bardziej niż bardzo, aby zabłysnąć na całej stronie w Czarownicy. Albo nawet na dwóch stronach, jeśli fotograf pstryknie zdjęcie jego napuszonego ego.
- Wracając do tematu, od którego pan tak zręcznie odbiega: niechęć do kobiet i obcesowe traktowanie tychże, co właśnie pan raczył udowodnić, wynika z czystej złośliwości czy nieszczęśliwego dzieciństwa? A może nieudanych podbojów, o których pan przezornie nie wspomina? - pióro ślizgało się znudzone, stawiając kleksy, zawijasy i przeróżne wzory w oczekiwaniu na odpowiedź jaśnie Bzyczącego. Może i miał żądło, ale nie miałam zamiaru robić dzisiaj za jego ofiarę; jeśli pan Osa chciał uparcie ciągnąć grę we wzajemne obrażanie się bez słów, gniewne spojrzenia i wymowne milczenie, zamierzałam mu grzecznie dotrzymywać kroku. Przynajmniej do chwili, gdy nie przekroczy niewidzialnej granicy, którą właśnie nieostrożnie nadepnął, wzbudzając we mnie tym samym wszelkie możliwe pragnienia mordu i niszczenia.
Gość
Anonymous
Gość

Strona 4 z 15 Previous  1, 2, 3, 4, 5 ... 9 ... 15  Next

Kącik kawiarniany
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach