Wydarzenia


Ekipa forum
Stoliki w pobliżu wejścia
AutorWiadomość
Stoliki w pobliżu wejścia [odnośnik]18.09.15 16:37
First topic message reminder :

Stoliki w pobliżu wejścia

★★
Stoliki dla gości znajdujące się tuż obok wejścia do pubu, wobec czego łatwiej tutaj o wolne miejsca ze względu na wchodzących, jak i wychodzących czarodziejów; wszak każdy woli napić się w spokoju. Za niezbyt czystej szyby można oglądać mugoli śpieszących przed siebie i całkowicie obojętnych na obecność Dziurawego Kotła. Tylko czasami jeden z nich przystanie zaszokowany, lecz po chwili potrząśnie głową i wróci do swoich spraw.

Możliwość gry w czarodziejskie oczko, darta, gargulki, kościanego pokera
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 19:19, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Stoliki w pobliżu wejścia - Page 7 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Stoliki w pobliżu wejścia [odnośnik]30.03.16 19:38
Dobrze było się poświęcić chwilowym rozważaniom. Z jednej strony paradoksalnie - akurat w takim towarzystwie. Przypisywał umysłowi Lovegood niezwykłą tępotę, przytępioną jeszcze sączonym nieustannie alkoholem, który roztaczał wokół ostry, przenikliwy zapach. Zabijany obecnie dymem i zawartością zamówionego przezeń kufla, ale jednak niezaprzeczalnie obecny. Choć nie uważał jej za osobę specjalnie błyskotliwą, elokwentną (w ogóle nie zwykł nadawać jej żadnych cech poza nieodłącznym stosem przywar), wydawała się umieć racjonalnie myśleć - przynajmniej wtedy, kiedy rzeczywiście tego chciała. Albo pod wpływem jakiegoś cudownego przebłysku, oświecenia, jakie zstępowało w jednej chwili, rozświetlając dotychczas zaniedbane sfery umysłu. Dużo było prawdy. Bardzo dużo, ale nie miał zamiaru jej dosłownie przyznawać; nie po tym wszystkim. Choć ten przerywnik był zarazem przyjemną odmianą.
- Ochrona w wielu przypadkach wyłącznie sprawia wrażenie czegoś, co może zapobiec - odpowiedział, idąc dalej tym torem. - Wydaje mi się, że jest jednocześnie łatwa do obejścia i niemożliwa.
Czy nienawiść rzeczywiście była siłą? Czymś, czego nie dało się obejść, opanować; czymś, co szalało wewnątrz, przerabiając wszystko na sterty perzyny. Negatywne emocje były niezwykle silne, podobnie jak teraz - ostatkiem sił zmusił się, by nie zacisnąć dłoni w pięści, by nie wpić z impetem paznokci w jej wewnętrzną stronę.
- I bardzo dobrze, bo pani opinia w ogóle nie ma znaczenia - wyjawił najbardziej perfidnie, jak tylko zdołał wyartykułować. Docinka za docinkę. - Zwłaszcza teraz - dorzucił, patrząc na nią niezwykle pobłażliwie. Biedna, nierozumiejąca panna Lovegood.
Niech ją szlag trafi. I pomyśleć, że w tym wszystkim był sam sobie winny. Bo to on przyszedł, on usiadł, on właściwie rozpoczął rozmowę. Sam siebie na to skazał - ale nie, obecnie wcale nie uważał, że wina mogła jakkolwiek spocząć w wyniku jego działań. Nie uważał nigdy. Cóż, z całego stosu wad, którymi niewątpliwie był nacechowany, jedna dyktowała niemal funkcjonowanie innym. Egocentryzm. Daniel Krueger był okropnym egocentrykiem - co powinno przeminąć wraz z okresem dojrzewania, a pozostało w nim po dzień dzisiejszy. Nie umiał się przyznać, przeprosić, nie umiał ustępować. I być może z tego powodu stanowił coś zupełnie przeciwnego, co nie było w stanie zatrzymać się obojętnie obok osoby siedzącej naprzeciw niego kobiety.
- To wszystko? - Przymknął na moment oczy i zapytał.  - Może powinienem zrobić pani ołtarz i przepraszać natychmiast za wszystkie grzechy? - zakpił, choć widać było, że cała wypowiedź definitywnie nie przypadła mu do gustu. Nie odbijała się, nie przepływała gdzieś daleko wraz z niezwykle ulotnym splotem przemijających wkrótce dźwięków. N i e. To dlatego, że nie znosił, gdy ktoś, nie mając prawa, usiłował go oceniać. A ona właśnie to robiła. Nagminnie. Samozwańczo. Cholera jasna.
- Zdziwiłaby się pani - oznajmił dopiero potem, kiedy zdołał ochłonąć. - Zabawne i smutne.
Nie wiedział, czy bardziej jest rozbawiony stwierdzaniem faktu, czy może - dalej poirytowany, bądź już przepełniony kompletną obojętnością.
- Ponieważ będzie mnie pani jeszcze spotykać - powiedział, jakby było to ogólnie wiadomą prawdą.


I'll hit the bottom

hit the bottom and escape

escape

Daniel Krueger
Daniel Krueger
Zawód : Dziennikarz Proroka Codziennego
Wiek : 33
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
po drugiej stronie
na pustej drodze
tańczy mój czas
w strugach deszczu dni toną
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Stoliki w pobliżu wejścia - Page 7 Tumblr_nn2tluHBTr1up9f3oo1_500
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1164-daniel-krueger https://www.morsmordre.net/t1243-krebs https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f174-long-acre-14-8 https://www.morsmordre.net/t1485-daniel-krueger
Re: Stoliki w pobliżu wejścia [odnośnik]20.04.16 20:53
Jakkolwiek nie chcieliby tego przyznać, ich wizje siebie nawzajem były bardzo podobne, co jednocześnie w pewien sposób tworzyło też pewne nieco bardziej prawdziwe podobieństwo między nimi, skoro potrafili patrzeć na pewne rzeczy przez podobny pryzmat. Choć jedno było prawdziwe: Lovegood nie zwykła prowadzić rozmyślań, zastanawiać się nad takim a nie innym stanem rzeczy i rozdrabniać włos na dwoje. Zwyczajnie przyjmowała wszystko jak było, naturalnie posiadając na każdy temat opinie (nawet, jeśli wymyślała je na poczekaniu - bo w końcu ten, który nie zabiera zdania, sam się ograbia z prawa do głosu!).
Zmarszczyła brwi. Łatwa do obejścia i niemożliwa? Można było wpłynąć na kogoś i zmanipulować, ale nie dało się pokierować tą zmianą? O czym on mówił? I dlaczego te słowa kierował do niej? Co to właściwie była za rozmowa?
Jeżeli nienawiść była murem, to co chowało za nią? Prawdziwe ja? Czy o tym właśnie mówił? Że doskonale było widoczne wnętrze, bo emocje uwydatniają wszystko, ale obraz i odbiór był zaburzany przez filtr negatywnych odczuć? Czy próbował rozbić na czynniki pierwsze ich relacje? Próbował się tłumaczyć?
Wpatrywała się w niego z niezrozumieniem, zawieszając szklankę gdzieś w połowie drogi do ust. Jej twarz wyrażała przez moment konsternacje. Może lekkie zawahanie, jakby się chciała nad czymś zreflektować.
Zaśmiała się otwarcie i szczerze na jego opinię. Przysłoniła nawet na moment usta, jakby opowiedział jakiś żart. Ta cała poważna atmosfera może sprawiła, że tak bardzo chciała z niej uciec i dała się pociągnąć rozbawieniu.
-Obawiam się, że pana praca polega na słuchaniu słów takich osób jak ja.-przypomniała mu, mrużąc delikatnie oczy, jednak nie wytrącając się z dobrego humoru. Dopiero kolejny przytyk wywołał u niej irytację. Zacisnęła palce. To spojrzenie jakim ją uraczył... miała ochotę mu wydrapać oczy. I chyba nawet uniosła się z taką intencją, tylko w momencie podnoszenia się z krzesła zachwiała się, prawie wpadając na stół, który przesunął się z głośnym szuraniem o kilka centymetrów. Szlag by to. W tej prostej chwili zapomniała o Kruegerze, dając włosom zakryć jej twarz, gdy podpierała się o ladę w żałosnym geście. Jak długo już tutaj siedziała? Wzięła głęboki oddech, na moment zasłaniając usta, jakby coś rozważała. Podniosła powoli głowę, odgarniając irytujące kosmyki z twarzy. Wydawała się być teraz jakby spokojniejsza, jakby spokorniała własnym aktem słabości. Pozornie?
-Może powinien pan.-przyznała, cedząc słowa niskim głosem. Patrzyła na niego z góry, ignorując fakt, że trwa w swojej pozie już od jakiegoś czasu, ciągle nie odrywając rąk od drewna. W tej pozycji stała z równowagą, mogąc z godnością patrzeć mu w oczy. Bo - niezależnie od wszystkiego - nie potrafiłaby się wyzbyć buty.
-Musiałby mnie pan zaskoczyć. A tego pan nie potrafi, panie Krueger.-powiedziała, pewnie siebie, w końcu odchylając się do tyłu, przechylając się tak, że w trakcie odsuwania krzesła przedmiot ten stanowił dla niej podporę. Wydostała się od stołu, nietrzeźwym wzrokiem przeszukując salę. Nieważne, że robiła scenę.-Znudziłam się.-oświadczyła bezceremonialnie zaraz po tym, robiąc krok w jego stronę.-Proszę popracować nad tym jak powinno się dotrzymywać pannie towarzystwa, bo spotykanie się z panem będzie rozczarowujące.-poradziła mu, przystając przy nim. Pochyliła się lekko, wyciągając rękę tak, jakby chciała go poklepać po ramieniu, ale zawisła w połowie ruchu.




I care for myself.
The more solitary, friendless, unsustained I am,
the more I will respect myself.
Selina Lovegood
Selina Lovegood
Zawód : ścigająca Os, naczelna zołza, bywalczyni kolumn Czarownicy
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
pride
will be always
the longest distance
between us
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Stoliki w pobliżu wejścia - Page 7 ANUtJXt
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t986-selina-lovegood#5480 https://www.morsmordre.net/t1028-alfred-wlasnosc-seliny-lovegood#5823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f133-queen-elisabeth-walk-137-2 https://www.morsmordre.net/t3514-skrytka-bankowa-nr-290#61348 https://www.morsmordre.net/t1131-panna-lovegood
Re: Stoliki w pobliżu wejścia [odnośnik]23.04.16 20:01
Uśmiech mimowolnie się poszerza, kąciki ust odsłaniają zęby, szczerzące się do niedarzącej aktualnie zainteresowaniem persony. Cała rozmowa jest pobojowiskiem - jest toczoną wojną zapisywaną w docinkach zwycięstw i porażek zdenerwowania, które nieustannie uzupełniają jej przebieg. Kolejne walki, potyczki, wytaczany słowny arsenał, tak ryzykujący - wystawiając na zranienie, odsłanianie się i igranie z losem. Ale nie przejmuje się. Niczym się nie przejmuje, na nic innego nie zwraca uwagi.
Sekundy przebiegają jak galopujące stado, szarżują niepowstrzymanie na niewidocznym zegarze pozostałego czasu. Zwycięstwo nie jest zwycięstwem, jest wyłącznie jednym z wielu momentów, dniem chwalonym przed zachodem słońca, wygraną walką być może przegranej kampanii. Bezczelna. Czy nie jak on? Porównania jednak nie miały prawa wejść w grę, nie miały prawa i s t n i e ć, byli przecież kompletnie różni, kompletnie skonfrontowani, postawieni naprzeciw siebie niczym dwie sprzeczności.
- Obawiam się, że nie jestem teraz w pracy - odpowiedział spokojnie; reszty dopowiadać nie musiał, kiedy nastała między nimi cisza. Milczenie wypchane po brzegi innymi dźwiękami, szuraniem, śmiechami, brzdękiem odkładanych na blaty stołów naczyń. Szmerem zapalanych papierosów, które - drobne punkty żarzące się pośród scenerii - tliły się lekko, przeistaczając w zszarzały pył materiał własnych końcówek.
Nie na długo.
Czy znał to uczucie?
Oczywiście, że znał, znał d o s k o n a l e.
Wpływa automatycznie, wkrada się, jakby zupełnie znikąd - przychodzi, niczym nieproszony gość, rozbijając się po wnętrzu każdej składowej ciała. Jest jak siła, która szuka swojego ujścia, tłumiona ostatkiem sił, ostatkiem sił powstrzymywana, przetykająca się przez spojrzenie - niemal lodowate, chcące zmiażdżyć lustrowany przez siebie widok. Patrzył się z dołu, z gorszej pozycji, podle sprowadzony do roli podrzędnego, gorszego, do roli... Nie, nie, nie. Przypomniał sobie, dlaczego tak bardzo jej nie znosił. Przypomniał. W tym momencie absolutnie, odkurzając to wciąż obecne mimo upływu lat uczucie. I patrzył się wciąż, jakby mógł za pomocą tęczówek przeszyć jej posturę; trudny wybór, naprawdę trudny. Spróbuje ją zaskoczyć bezpośrednio - uniży się jeszcze bardziej. Zacznie się kłócić - również się uniży. Cokolwiek nie zrobi, praktycznie. Czy istniało wyjście z tej pułapki?
- Muszę to jakoś zrekompensować - stwierdził po chwili, patrząc, jak sylwetka kobiety zastyga nad nim, wetknięta w dziwnego rodzaju częściową statyczność. Zadziwiająco luźno, dostrzegłszy światełko w tunelu, lekkie, ledwie rozpraszające ciemną zasłonę - jednak, zdawałoby się, pozornie obecne. Będzie musiała go znosić. Brzydzić się, ale on wciąż będzie, przyjmując niemal chorą radość w każdym momencie jej wewnętrznego wzdrygnięcia. Bo wiedział, jak nie znosiła jego towarzystwa, zaślepiona obecnie, pogrążając samą siebie w bagnach hipokryzji. Zabawne. Wielka, niezależna, nagle pragnie żeby ją zabawiał? Niemal prychnął, podnosząc wyłącznie się z miejsca; dając świadectwo niezaprzeczalnej przewagi - tej wzrostowej, tej najzwyklejszej, tej najbardziej łatwej do oszukania. Niemniej jednak skrócił dystans, zmienił poziom, niewetknięty w nieruchomy schemat siedzenia.
- Odprowadzę pannę - podkreślił, racząc się delikatnym brzmieniem wydobywającego się z gardła słowa. Zadrgało ono delikatnie, przemknęło, podobnie jak całość zawartego przekazu.  - Bo nie mogę mieć pewności, że w chwili obecnej wymówi panna dokładnie i wyraźnie adres swojego zamieszkania.


I'll hit the bottom

hit the bottom and escape

escape

Daniel Krueger
Daniel Krueger
Zawód : Dziennikarz Proroka Codziennego
Wiek : 33
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
po drugiej stronie
na pustej drodze
tańczy mój czas
w strugach deszczu dni toną
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Stoliki w pobliżu wejścia - Page 7 Tumblr_nn2tluHBTr1up9f3oo1_500
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1164-daniel-krueger https://www.morsmordre.net/t1243-krebs https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f174-long-acre-14-8 https://www.morsmordre.net/t1485-daniel-krueger
Re: Stoliki w pobliżu wejścia [odnośnik]27.04.16 20:24
Jak mogli w jednej chwili zaciskać gniewnie szczęki, powstrzymując się resztkami sił, by nie rzucić się dziko na oponenta, gdy w drugiej rozluźniali mięśnie twarzy do pełnego kpiny uśmiechu? Zachowywali się jakby brakowało im wewnętrznego zrównoważenia i coś poprzestawiało im się w głowie. W ciągu kilku sekund tak gwałtownie zmieniać nastawienie? Czuć zwycięstwo, by potem dławić się smakiem porażki? Szaleńczo uczestniczyli w tych słownych szarpaninach, próbując wytrącić tej drugiej osobie przewagę z rąk i samemu się wybić na szczyt. Nie potrafili zignorować zaczepki, przejść obojętnie obok siebie. Z pasją oddawali się wzajemnej nienawiści, zupełnie tak, jakby obcowanie ze sobą przynosiło im jednak jakąś masochistyczną satysfakcję. Czy dało się to jakoś rozsądnie wytłumaczyć?
Powieka zadrgała jej w kompletnie niemożliwym do kontrolowania geście, gdy na jego kąciki uniosły się do góry. Zetrzeć na popiół, wybić te cholerne zęby, by bał się je po raz kolejny odsłonić - może wtedy przestałby się tak irytująco szczerzyć?
-Od początku nie wykazywał się pan profesjonalizmem.-zbiła zaraz jego obiekcję, bez mrugnięcia okiem. Wszystko, by zdmuchnąć ten wyraz z jego twarzy. By wbić szpilkę na tyle głęboko, by na moment przejął się bólem.
Nawet stan nietrzeźwości nie potrafił pozbawić jej dumy, mimo że nieco upokarzała się przed swoim najmniej ulubionym mężczyzną na ziemi. Usta ciągle radziły sobie z wypowiadaniem kolejnych drwin, stale kpiąc i oczerniając swojego rozmówcę, kompletnie bezwstydnie i niezachwianie. Może nawet z nieco większą łatwością.
Nie przeczuwała w jego zachowaniu większej strategii. Nie zauważyła, że zaczął czaić się jak kot, na moment kryjąc w cieni, usypiając jej czujność, by za niedługo wyskoczyć w ataku. Przyjęła, że faktycznie położył uszy po sobie, dając swojemu naiwnemu ego urosnąć.
-Nagle tak panu na tym zależy?-odparła zaraz, ni to zła, ni to rozbawiona, że wysnuwa podobne propozycje. Zmrużyła oczy, jakby powoli zauważając w tym jakąś grę. Jego wyraz był jednak nieprzenikniony. Nagle potrafił nałożyć na twarz nieporuszoną maskę, niemalże zrelaksowaną minę, która nie sugerowała nic, czego miałaby się obawiać. Aż coś szarpnęło ją w żołądku.
Odchyliła się nagle do tyłu, nie chcąc narażać się na ryzyko zetknięcia z jego ciałem, w efekcie tylko narażając swój błonnik na kolejne zawirowanie i zachwianie się. W głupim instynkcie jej dłoń wystrzeliła, by pochwycić się stałego elementu, który stał przed nią i podtrzymać swoją pozycję, by się nie wywrócić. Palce zacisnęły się na materiale zanim zdołały się rozluźnić i odsunąć jak poparzone.
-Odejdź.-powiedziała nagle nisko, trzeźwiej, jakby oprzytomniała i wyrwana z tej sytuacji.-Tak panu zależy na moim bezpiecznym powrocie do domu?-zadrwiła jednak zaraz, jakby powracając do odbijania piłeczki.-No tak, jakże inaczej mógłby mnie pan dalej dręczyć, jeśli coś stałoby mi się po drodze.-zaśmiała się wcale wesoło, powracając do swojej teorii o Kruegerze - monstrum i wszelkiego zła dzisiejszego świata.




I care for myself.
The more solitary, friendless, unsustained I am,
the more I will respect myself.
Selina Lovegood
Selina Lovegood
Zawód : ścigająca Os, naczelna zołza, bywalczyni kolumn Czarownicy
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
pride
will be always
the longest distance
between us
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Stoliki w pobliżu wejścia - Page 7 ANUtJXt
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t986-selina-lovegood#5480 https://www.morsmordre.net/t1028-alfred-wlasnosc-seliny-lovegood#5823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f133-queen-elisabeth-walk-137-2 https://www.morsmordre.net/t3514-skrytka-bankowa-nr-290#61348 https://www.morsmordre.net/t1131-panna-lovegood
Re: Stoliki w pobliżu wejścia [odnośnik]28.04.16 9:22
Musiał przełknąć ponownie (który raz z rzędu?) napój goryczy, który drażnił niemile całe jego wnętrze, przelewając się wiotkim strumieniem; powoli i bezustannie zapełniając inne emocje. Musiał upaść. Upaść, aby podnieść się znowu - znów spijać, tym razem nektar zwycięstwa, który w owym przypadku miał smak stokrotnie lepszy niż w innych sytuacjach. Przez głowę przewijały się stosy obelg, które jednak nie uszły na zewnątrz, nie zagościły na chętnym do wyrzucenia którejś z wiązanek języku. Kultura. Zabawne, te zbiory zachowań, te ustalone odgórnie reguły, wiążące wszystkich ludzi, tłamszące tworzone przez nich społeczeństwo. Zabawna ta dychotomia, dualizm powierzchowności i wnętrza, słów wypowiedzianych i skrytych, zaczątków chowanych gdzieś na przestrzeni obu półkul.
Wetknięci w jeden, znany do bólu schemat, wciąż sprawdzali jego granice. Sprawdzali, na ile mogą sobie pozwolić, na ile druga osoba będzie zdolna w y t r z y m a ć. Chcąc zniszczyć przeciwnika, niszczyli tym samych siebie, rwali pęczki nerwów i tłumili gorzejący płomień irytacji. Zmieniali hierarchię, zmieniali przebieg - wszystko zmieniali po stokroć, dochodząc cały czas do jednego punktu, punktu nierozstrzygnięcia. Bo przecież droga, którą obrali wydawała się nie mieć końca; jakby miała trwać tak, niezachwianie przez wszystkie lata, przez wszystkie spotkania mniej lub bardziej przypadkowe, mniej lub bardziej wywoływane. Nigdy obojętność, zabarwienie wyłącznie skrajne.
Chęć pławienia się w swoim zwycięstwie.
Tym razem on królował, tonął w odmętach uczucia nieodpartej satysfakcji, która jeszcze bardziej rozluźniała mimikę twarzy - tak że zdawała się niemal prawdziwie, zgodnie - miła i serdeczna. Zapomniał o uczuciu uprzedniego zdenerwowania, gdy wyrzuciła mu brak profesjonalizmu; niby banalne stwierdzenie, lecz jakże irytujące, jakże wprowadzające wściekłość, którą zdradzał niedawny ton spojrzenia. Teraz przyszła neutralność, przyszło opanowanie w związku z krótkim acz odczuwalnym zetknięciem. Dotykiem odczuwalnym natychmiastowo i wyraźnie, choć wyłącznie za pośrednictwem ubrań, wydającym się trwać tak samo ulotnie jak i niesamowicie długo, poprzedzającym momentalne wzdrygnięcie. Kobiety, nie jego. On pozostał niezachwiany, wpatrując się w nią i nie odwodząc ani przez chwilę wzroku. Zmrużył tylko nieco oczy, przyjmując jakby z lekka pobłażliwą postawę.
- To bezinteresowne, panno Lovegood - odpowiedział. - Bezinteresowne.
Niesamowite, że aż tak był dla niej odrażający. Nie mogła znieść tego, że znajdował się w pobliżu, że kąciki jego ust unosiły się, że grał, g r a ł ciągle, wyczekując wyłącznie odpowiedniego momentu. Ale żadne z nich czasu nie zdołałoby cofnąć czasu. Wszystko płynie. Zmierza dalej, a sytuacja ma określony zarys.
- Może się pani wesprzeć na dłużej - zapewnił, jakby chcąc ją utwierdzić w swojej chęci pomocy. - Cel uświęca środki.
W środkach tych zaś nie widział niczego złego, co więcej, był niemal zafascynowany i ciekawy każdą następną reakcją, każdym mającym zapaść w jej obecności ruchem.
- Proszę się nie obawiać - dodał jeszcze.
Przecież może go dotknąć.
Uśmiech nie zdradzał niczego poza dobrą chęcią.


I'll hit the bottom

hit the bottom and escape

escape

Daniel Krueger
Daniel Krueger
Zawód : Dziennikarz Proroka Codziennego
Wiek : 33
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
po drugiej stronie
na pustej drodze
tańczy mój czas
w strugach deszczu dni toną
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Stoliki w pobliżu wejścia - Page 7 Tumblr_nn2tluHBTr1up9f3oo1_500
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1164-daniel-krueger https://www.morsmordre.net/t1243-krebs https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f174-long-acre-14-8 https://www.morsmordre.net/t1485-daniel-krueger
Re: Stoliki w pobliżu wejścia [odnośnik]29.04.16 21:48
Prychnęła, nie wierząc jego słowom. On i bezinteresowność? Dobre sobie!
-Kłamie pan.-osądziła od razu, ostro.-Pławi się pan w tej chwili, napawa się każdą sekundą...-zbliżyła się do niego, zniżając głos i zmrużyła oczy, gniewnie, rozciągając przed nim swoją wizję jak obrzydliwy, karygodny czyn. Krzywiła się, jakby opisywała najgorsze paskudztwo jakie można było uczynić.-Jak pijawka siąknie pan każdy moment, gdy ja...-przerwała, zamykając usta. Doszła do fragmentu, który nie chciała wymawiać na głos. Do czegoś, do czego nie miała zamiaru się przyznać ani przed sobą, ani tym bardziej przed nim. Porzuciła więc nagle tą myśl, nie brnąc w nią.
...gdy wydaję się taka nieszkodliwa, a nagle wszystkie emocje, które budziłam, znikają zupełnie, tak jak unicestwiane są dziecięce demony po zapaleniu światła.
-Bawi pana ta sytuacja. Tu nie ma nic z bezinteresowności. Jest panu ona tak samo obca jak doza przyzwoitości. Każda cnota, jaką sobie pan przypisuje, jest aktem kpiny.-sączyła dalej jad, chcąc wyżłobić w jego zrelaksowanej minie choć niewielką bruzdę. Nawet nie zwróciła uwagi na to, jak bardzo zmniejszyła między nimi dystans. To było zbyt prywatne, by miało dojść do uszu innych.
Oczywiście, że był odrażający. Całe jego jestestwo prowokowało każdą jej komórkę do szału, jej nerwy stały na baczność, gotowe odpowiedzieć na każdy bodziec, momentalnie. Zmieszanie, które kazało jej odwrócić wzrok, uchroniło ją przed tym uśmiechem. Nienawidziła tego, w jaki sposób wyginał wargi. Każdy fragment jej ciała się wtedy napinał i lekko mrowiał, a myśli skupiały się na tym, w jaki sposób zetrzeć mu go z twarzy.
-Cel uświęca środki?-powtórzyła, nie kryjąc pogardy. Uniosła spojrzenie.-W to pan wierzy?-zapytała, nie ruszając się o krok.-Myśli pan, że pochwyciłabym pana wyciągniętą dłoń?-skrzywiła się.-Choćby był pan moją ostatnią deską ratunku, wolałabym utonąć niż patrzeć jak podnieca pana moment, w którym uznam pana wyższość!-oświadczyła stanowczo.-Jest pan jak wąż, który kusi owocem, by chwilę później pochwycić w swoje sidła i piękną wizję zamienić w koszmar.-dodała, dumnie unosząc brodę do góry.-Demon.-podsumowała, niemal sycząc.




I care for myself.
The more solitary, friendless, unsustained I am,
the more I will respect myself.
Selina Lovegood
Selina Lovegood
Zawód : ścigająca Os, naczelna zołza, bywalczyni kolumn Czarownicy
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
pride
will be always
the longest distance
between us
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Stoliki w pobliżu wejścia - Page 7 ANUtJXt
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t986-selina-lovegood#5480 https://www.morsmordre.net/t1028-alfred-wlasnosc-seliny-lovegood#5823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f133-queen-elisabeth-walk-137-2 https://www.morsmordre.net/t3514-skrytka-bankowa-nr-290#61348 https://www.morsmordre.net/t1131-panna-lovegood
Re: Stoliki w pobliżu wejścia [odnośnik]07.05.16 9:59
Znał prawdę. Widniała ona niezaprzeczalnie, zdobiąc wrota strzegące największych tajemnic umysłu; skrywanych pod kurzem podświadomości nasiąkłej w ulotnie odbieranych bodźcach. Lubił to. Lubił te chwile, kiedy sam mógł odnosić zwycięstwo, kiedy t r i u m f wygłaszał swoją pochwałę, niszcząc pozostałości ostatniej elegii. Nie zwracał uwagi na siebie, na swoje cechy, na to, kim był, jaki był, co wypowiadał. 
Przeczył samemu sobie? Jego gardło było jedynie - wylęgarnią kłamstwa, plugawego i rzucanego z niezwykłą łatwością? Owijanego skrzętnie w ironię, chęć, która chęcią pomocy zgoła nie była. A może była? 
Może, może, może. 
Nigdy nie określał siebie jednoznacznie. Nigdy nie chciał i nienawidził, gdy ktoś próbował go określać. Może na ten pokrętny i nienormalny sposób, pragnął zakończyć owe spotkanie (zmienić coś? zburzyć dotychczasowe bariery?), usłyszeć, jak pierwszy raz zgadza się na wypowiadane przezeń słowo. Budził w niej ogromną odrazę - i wiedział, że budzi - lecz przy tym ta odraza zdawała się go przyciągać. Niczego z góry nie dało się określić. Nazwać - również było niemożliwym, powiedzieć w kilku zdaniach o uczuciach towarzyszących na każdym kroku, kiedy w pobliżu jawiła się określona sylwetka. Choć przez większą część czasu wydawał się wiedzieć doskonale, iż nie znosi, nie toleruje, iż jedno z nich najchętniej starłoby drugiego z powierzchni świata. Jednak - wciąż wychodzili naprzeciw siebie, wciąż kontynuowali, jakby to miało trwać wiecznie, niezmiennie mimo upływu czasu.  
Tak samo on nie chciał odejść i odpuścić. Słowo zostało zarzucone jak sieć - wypuszczone jak najgorsza, wyznana tym razem p r a w d a. Egocentryzm nie chciał wpuścić jej do środka, zabawne, czy rzeczywiście był demonem, usiłującym przeciągnąć na swoją stronę? Jakkolwiek więc nie szerzyłby herezji, spowodowałyby odmienny skutek. Trwaj chwilo, jesteś piękna.
- Wątpi pani w moje dobre intencje? - zapytał, niemal bezczelnie ignorując to wszystko, co miało do niego dotrzeć. Odrzucając i po raz kolejny mówiąc, że przecież to nic, nic wielkiego, nic nadzwyczaj godnego uwagi. Owszem, życzył sobie, aby go posłuchała. Domagał się i widział w głowie scenariusz, który mógłby wprowadzić większy mętlik, a może - raz na dobre wzniósł go na piedestał zwycięstwa. Nie wiedział, dokąd ta droga prowadzi. Jeśli rzeczywiście był demonem, w istocie jego czekałaby największa zguba. Zostałby przeklęty, skazany w ostateczności na porażkę i owej porażki świadomy, czyniłby wyłącznie tyle nieprzychylności, ile zdołałby w danym mu momencie. 
Przekonać do siebie? Czy jest to możliwe? 
- Nie ma nic złego - dodał tylko powoli, pozwalając każdemu słowu rozbrzmieć dokładnie w powietrzu. - W takim próbowaniu.
Już nie.
Ewa była tylko jedna.


I'll hit the bottom

hit the bottom and escape

escape

Daniel Krueger
Daniel Krueger
Zawód : Dziennikarz Proroka Codziennego
Wiek : 33
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
po drugiej stronie
na pustej drodze
tańczy mój czas
w strugach deszczu dni toną
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Stoliki w pobliżu wejścia - Page 7 Tumblr_nn2tluHBTr1up9f3oo1_500
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1164-daniel-krueger https://www.morsmordre.net/t1243-krebs https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f174-long-acre-14-8 https://www.morsmordre.net/t1485-daniel-krueger
Re: Stoliki w pobliżu wejścia [odnośnik]20.06.16 6:29
Doprawdy, Daniel Krueger był jej demonem. Wydobywał z niej wszystko co najgorsze - popychał do najohydniejszych słów czy występków tylko po to, by jeszcze bardziej go rozjudzić. Ich kłótnie to niekończące się karmienie drugiej strony. Byli spiralą negatywnych aur, które wpadały na siebie i pochłaniały nawzajem. A co gorsza, te zabiegi obdzierały ich nie tylko z grzeczności, jakiejkolwiek przyzwoitości, ale przede wszystkim z pozorów. Ich ekspresja, jakkolwiek nie napięta czy wycelowana w taki sposób, by jak najboleśniej stanąć na pięcie przeciwnika, tak naprawdę odsłaniała ich prawdziwe emocje. Może i czasem potrafili siebie zaskoczyć, ale przez ciągłe przesuwanie granic znali siebie nawzajem w zastraszającym stopniu - zadowalającym o tyle, o ile wiedzieli jak uderzyć, przerażającym, bo przecież wcale nie chcieli mieć ze sobą nic wspólnego. I pewnie brakowało tutaj informacji typu jaki jest ulubiony kolor przeciwnej osoby czy też ile łyżeczek cukru dosypuje do porannej herbaty (o ile takową pije), to... zaobserwowali w sobie zadziwiająco dużo schematów. Aż w końcu wytworzyli swój własny, wspólny. I właśnie miał miejsce. Przeciąganie liny, które tym razem wpadnie do błota.
Jakże miała go widzieć inaczej? Podstępny, lubieżny, jakże diaboliczny, łgarski i znikczemniały był w każdym swoim posunięciu. Przywdziewał na twarz fałszywy uśmiech, kpił z niej jakże otwarcie, napawał się każdą chwilą słabości, próbując wykorzystać ją jeszcze bardziej i okryć się owczym futrem, jakby to miało zakryć jego wilcze kły. A ona przecież nie była łanią, która dałaby się zadusić chwilę potem, jak da się zbliżyć do siebie drapieżnikowi na zbyt niewielką odległość.
A jednak tak blisko.
Nie potrafiła istnieć w świecie, który nie był jasno zdefiniowany. Z pasją choleryczki naklejała na kolejne rzeczy metki, by po chwili, gdy padnie na nie inne światło, zedrzeć ją i przykleić następną. Ten proces określania był tak płynny, że nie nazywała swoich czynów pomyłkami. Nie myliła się w osądach. To tylko środowisko się zmieniało, a ona się dostosowywała. Zasada była jednak jedna: coś raz przekreślone takim pozostawało. Pierwsze wrażenie robi się tylko raz. A dla Seliny Lovegood ta chwila trwała niewiarygodnie krótko, by mogła wrzucić kogoś do odpowiedniej szuflady, nawet nie mrugając okiem na reakcje, jakie budziła takimi aktami. Ktoś, kto skłoniłby ją do nagięcia się do swojej woli byłby doprawdy niesamowitym człowiekiem lub wybitnym manipulatorem, by tak wejść w jej umysł, by pokierować nią tak, by myślała, że to jej wybrana droga, a nie czyjaś. Nie zwykła działać według czyjejś myśli. A tym bardziej wielbiła się w robieniu na przekór osobom, których sama obecność doprowadzała ją do dreszczy.
A jednak. Czy te spotkania były nużące? Wręcz przeciwnie, mimo powtarzalności, budziły zawsze te same (choć nowe?), żywe emocje. Namiętność ich relacji i zdolność rozpalania siebie nawzajem pewnie jest zazdroszczona przez wypalonych kochanków. Oni jednak tą wzajemną pasję przepalali na n i e n a w i ś ć. Bo to tym było, prawda?
Zacisnęła usta, gdy udowodnił jej, że kompletnie ogłuchł albo zwyczajnie drwił z niej, udając, że nie słyszy. Wpędzana w jeszcze większą złość, nie zauważała, że im bardziej zaciskała wargi, tym jego uśmiech się rozszerzał. Gdy on myślał trzeźwo, chciał ją wpędzić w amok. Czyż to nie było celem? Czerpać z przewagi, jaką posiadał?
-Mówi pan tak, jakby istniały.-powiedziała, opierając dłonie o stół stojący za nią, dając się zakleszczyć w korytarzu - z jednej strony on, z drugiej mebel.
Jego spokój wpędzał ją dziwną konsternację, jakby nagle cała energia, która się w niej kumulowała, wyparowywała z momentem rozchylenia ust. Za każdym pieprzonym razem. Jego absurd ją wciągał w tą spiralę niedorzeczności, w tą jego skrzywioną rzeczywistość, w której to on jest jedynym stałym elementem, bo wszystko inne się zmienia.
Zacisnęła palce na drewnie, by chwilę potem jedną dłonią sięgnąć do skroni. Odbiła się od blatu, drugą rękę wyciągając w geście zatrzymania go.
-Na tym dzisiaj skończymy, panie Krueger.-postanowiła, przechodząc obok niego, skupiając się na tym, by przebić się między stolikami i nie rozbić o jeden z nich. W głowie jej wirowało i dudniło od alkoholu oraz pompującej się krwi. Czyż nie był wężem, który mącił jej w głowie, wykorzystując każdą słabość? Nie miała od początku racji? A może to rzeczywistość zwyczajnie dopasowała się do jej widzenia? Może to ona była tą, która nagięła coś ku takiemu kształtowi i teraz zbiera te zepsute owoce?

/zt x2




I care for myself.
The more solitary, friendless, unsustained I am,
the more I will respect myself.
Selina Lovegood
Selina Lovegood
Zawód : ścigająca Os, naczelna zołza, bywalczyni kolumn Czarownicy
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
pride
will be always
the longest distance
between us
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Stoliki w pobliżu wejścia - Page 7 ANUtJXt
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t986-selina-lovegood#5480 https://www.morsmordre.net/t1028-alfred-wlasnosc-seliny-lovegood#5823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f133-queen-elisabeth-walk-137-2 https://www.morsmordre.net/t3514-skrytka-bankowa-nr-290#61348 https://www.morsmordre.net/t1131-panna-lovegood
Re: Stoliki w pobliżu wejścia [odnośnik]19.07.16 15:10
17 stycznia

Nic tak nie zaskakiwało czarodzieja, jak prószący w środku zimy śnieg, który wygarniałem zza kołnierza płaszcza, manewrując przy tym rękami w taki sposób, aby przy okazji nie wbić sobie błyszczącego srebrem kawałka metalu prosto w tętnicę szyjną. Byłoby to zdecydowanie słabe rozpoczęcie tego styczniowego wieczoru, a byłem wręcz pewien, że i sam Tonks byłby z deczka niepocieszony, gdybym musiał odwołać nasze hazardowe spotkanie. Wyobrażałem sobie jego pełne zawodu spojrzenie, gdy stękałbym słowa przeprosin, wykrwawiając się powoli na jego oczach, ale zapewne po jakimś czasie by mi wybaczył moje nieodpowiednie zachowanie. W końcu Colin Fawley nie zwykł odwoływać umówionych spotkań bez poważnego powodu. Na przykład własnej śmierci, o którą w ostatnich tygodniach ocierałem się zdecydowanie zbyt często. Serio, powinien być jakiś limit pecha czy coś, bo w przeciwnym razie ostatni niesforny Fawley skończy losem gorszym niż marnym.
W każdym jednak razie póki co nie byłem spóźniony nawet o minutę; wręcz przeciwnie, przechodząc przez drzwi Dziurawego Kotła zerknąłem na zegarek i byłem wręcz przed czasem jak przystało na doskonałego gospodarza naszego małego spotkania. Wystarczył jeden rzut oka w głąb sali, abym dostrzegł, że mimo swojej punktualności nie byłem pierwszy - Tonks siedział już przy stoliku, pilnując nielicznych wolnych miejsc jak mitologiczny Cerber. Zastanawiałem się, na ilu bywalców Kotła zdążył już warknąć, aby trzymali się z daleka od niego i kości trzymanych w dłoni. Nooo, ktoś tu nie próżnował; ciekawe czy podrasował trochę kostki, aby wyrzucały mu zawsze najlepsze wyniki? Nie pamiętam, czy był hazardzistą w szkole - tam zresztą wśród Krukonów szczytem ryzyka było obstawianie meczów Quidditcha, ewentualnie wyników kolejnych SUMów - ale w żadnym razie nie zamierzałem mu odpuszczać.
- Toooooonks! - zawołałem radośnie już po pierwszych kilku krokach, aż kilka zdziwionych osób odwróciło się w moją stronę, ale po chwili całkowicie stracili mną zainteresowanie, a ja spokojnie klepnąłem na wolne miejsce tuż przed Michaelem. - Nienawidzę tej paskudnej zimy, chłodno jak w psiarni, a moje nowe buty z krokodylej skóry zaczynają przemiękać - pożaliłem się od razu, stukając obcasami w podłogę, żeby odkleiło się od nich to obrzydliwe błoto. Pacnęło na ziemię, tworząc od razu mokrą, paskudną kałużę, a ja przesunąłem się ze swoim krzesłem nieco w bok, aby przypadkiem nie stąpnąć w nią moimi super drogimi butami. Zerknąłem na stół, ale prezentował wyjątkowo smutną, pustą zawartość. - Jeszcze nic nie zamówiłeś? Co prawda żarcie tu mają paskudne i te karaluchy w owsiance raczej nie zachęcają, ale chyba zaryzykujemy jakieś piwo, co? - nie wyobrażałem sobie grania w kości bez uprzedniego zwilżenia wyschniętego na wiór gardła. Zadziwiające, im zimniej na dworze, tym bardziej chce się człowiekowi pić, jakby lodowate powietrze wysysało z organizmu wszelką wodę. Wyciągnąłem z jego dłoni kości i podrzuciłem je kilka razy w powietrze, robiąc przy tym minę człowieka, który ma olbrzymie hazardowe doświadczenie i nie straszne mu żadne kościane i karciane gry. Cóż, siebie prawie do tego przekonałem; pozostawało mi tylko przekonać Tonksa.
Colin Fawley
Colin Fawley
Zawód : Właściciel Esów&Floresów i własnej sieci ksiegarni
Wiek : 36
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Zasada pierwsza: nie angażować się
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
A co, jeśli wszyscy żyjemy w świecie, który nie ma końca?
Nieaktywni
Nieaktywni
http://morsmordre.forumpolish.com/t592-colin-fawley http://morsmordre.forumpolish.com/t1184-poczta-kociarza-colina https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f123-inverness-stuart-street https://www.morsmordre.net/t2778-skrytka-bankowa-nr-117#44918 http://morsmordre.forumpolish.com/t1185-colin-fawley
Re: Stoliki w pobliżu wejścia [odnośnik]13.10.16 17:35
Mało kiedy bywał w podobnych miejscach. Upił się w swoim życiu jeden raz i nie widział niczego szczególnie ciekawego i zabawnego w zaburzonej motoryce i zdolnościach wypowiadania słów, więc po prostu nie robił tego więcej. Większość swojego czasu spędzał w pracy, lub w pokoju, od czasu do czasu socjalizując się nieznacznie przy pomocy współlokatorki, brata, czy klientów. Sophię jednak obserwował już od jakiegoś czasu. Wydawała mu się najlepszym celem, żeby zbliżyć się do własnej sprawy. Bezdomni umierali, Moody dostał sprawę, a on chciał mieć szansę się z nim kontaktować. A nawet jeśli nie kontaktować to obserwować, patrzeć co robi, jak sobie radzi. Siostra jego przyjaciela nie jest może bardzo blisko, ale wystarczająco blisko. Na razie wystarczy, jeśli śliczna Sophie pozwoli mu się do siebie zbliżyć.
Przyglądał się jej już od dość długiego czasu. Kilka razy się spotkali, choć nie było to nic więcej, jak niezobowiązujące zagadnięcie. W końcu musiał podejść. Czekał, aż jej rozmówca odejdzie od stolika - w nadziei, że to on zrobi to pierwszy - i odczekawszy chwilę zajął jego miejsce.
- Dzień dobry. Pomyślałem sobie, że za wiele tych przypadków i będę na panią wpadał, aż nie podejdę specjalnie. - przywitał się. Widział, jak brat radził sobie z kobietami. Sam nie miał doświadczenia, bo całkowicie nie czuł takiej potrzeby. Nie pociągały go. Mężczyźni też nie. Nie czuł potrzeby zbliżenia się do kogoś i nie do końca był w stanie tę potrzebę u innych zrozumieć. W tej chwili trochę tego żałował, byłoby wygodniej mieć to w naturze.
- Mam nadzieję, że mogę się przysiąść?
Dopytał jeszcze, czy dawna Puchonka nie spieszy się gdzieś po poprzednim spotkaniu.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Stoliki w pobliżu wejścia [odnośnik]14.10.16 12:31
Do Dziurawego Kotła wpadła prosto po pracy. Właściwie jej głównym celem wizyty była Pokątna, ale wracając z niej, napotkała starego znajomego, z którym zdecydowała się usiąść na trochę w pubie, zanim nadejdzie czas powrotu do domu. Pora nadal nie była bardzo późna, może nawet zdąży pojawić się tam przed Raidenem. A może nie, zależy, jak jemu ułożyła się dzisiejsza praca.
Rozmowa z dawnym znajomym przebiegła jednak całkiem miło, ale ten musiał w końcu odejść do swoich spraw. Sophia została jeszcze na chwilę przy stoliku, szukając w torbie swojego notatnika. Przynajmniej kilka razy dziennie musiała sprawdzić, czy aby na pewno ma go nadal przy sobie.
Ktoś jednak wykorzystał ten moment, że została sama, bo nagle usłyszała męski głos. Natychmiast zapomniała o poszukiwaniach swojego kajetu, podnosząc wzrok i zauważając już znajomą sobie męską sylwetkę.
- Och, witam – powiedziała do niego, uśmiechając się nieznacznie. Nie znała tego mężczyzny zbyt dobrze, mgliście pamiętała go z Hogwartu, a niedawno znowu zaczęła go widywać, ilekroć przychodziła na ulicę Pokątną. Być może mieszkał tam albo pracował, lub po prostu wyjątkowo lubił to miejsce? Tego nie wiedziała. Ale z całą pewnością nie miała też pojęcia, że właśnie miała przed sobą mężczyznę, którego poszukiwał jeden z jej współpracowników z Biura Aurorów. Sophia nie znała jednak szczegółów tej sprawy i nie myślała o niej zbyt wiele, zresztą niby dlaczego miałaby o cokolwiek podejrzewać tego zwyczajnego, wycofanego mężczyznę?
- Miałam za chwilę wychodzić, ale że póki co nie wzywają mnie żadne pilne sprawy... Cóż, proszę usiąść – wzruszyła lekko ramionami, nie przeszkadzał jej. Może chciał o czymś z nią porozmawiać? Lub po prostu lubił zagadywać nieznajome kobiety w pubie? Kto go tam wie. – Całkiem przyjemny mamy dzisiaj dzień, prawda? – zagadała go; faktycznie, powoli było już czuć zbliżającą się wiosnę, co sprawiało, że Sophii dopisywał dobry humor.
Sophia Carter
Sophia Carter
Zawód : Auror
Wiek : 24
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Świat nie jest czarno-biały. Jest szary i pomieszany.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3633-sophia-carter https://www.morsmordre.net/t3648-listy-do-sophii https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f308-beckenham-overbury-avenue-13 https://www.morsmordre.net/t3765-skrytka-bankowa-nr-925 https://www.morsmordre.net/t3647-sophia-carter
Re: Stoliki w pobliżu wejścia [odnośnik]14.10.16 14:52
|09.03.1956r

Skinął głową i zajął miejsce na przeciwko Sophii. Cieszył się, że to ona zaczęła rozmowę, bo sam trochę nie był pewien, od czego zacząć. Milczał przez chwilę, może odrobinę zbyt długo zastanawiał się nad odpowiedzią. Mało kiedy to jemu zależało na jakiejś relacji.
- Prawda. Możnaby pomyśleć, że zima kiedyś się skończy. - odpowiedział, zerkając w kierunku wyjścia. Przez okno dało się dostrzec ulicę -już nie tak białą, jak nawykli ją widzieć przez ostatnie miesiące. Cały śnieg już topniał wywołując przekleństwa ludzi dookoła. Mało kto doceniał fakt, że po zdjęciu rękawiczek dłonie już aż tak człowiekowi nie odmarzały.
- Przepraszam, zapominam się przedstawić. Mortimer Krueger. Wydaje mi się, że znamy się ze szkoły? W każdym razie chyba się w niej widywaliśmy. - poprawił się, bo i "znamy" to za wiele powiedziane. Tim miał świetną pamięć do twarzy i pamiętał większość uczniów ze zbliżonych roczników, przynajmniej ich twarze, jednak z mało którym miał kiedykolwiek bliżej do czynienia. Uchodził za dziwaka, outsaidera i wcale nie miał ochoty z tą opinią walczyć. W przeciwieństwie do swojego nadwyraz towarzyskiego brata. Nie zdziwiłby się, gdyby teraz się dowiedział, że Sophia skądś doskonale Lionella zna.
Carter była od niego o trzy lata młodsza, nic więc dziwnego, że zanim nie zaczął interesować się osobami dookoła Moody'ego, nie pamiętał jej nazwiska. W szkole nawet nie zamienili słowa, a jednak był to zawsze jakiś punkt zaczepienia.
- Co tak często robi pani na pokątnej? - spytał jeszcze licząc, że nie zabrzmi zbyt wścibsko, a jedynie uprzejmie.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Stoliki w pobliżu wejścia [odnośnik]15.10.16 18:11
Sophia może nieczęsto pierwsza zaczepiała nieznajomych, ale była przyzwyczajona do tego, że czasem ktoś zagadywał ją czy to w pracy, w jakimś sklepie czy nawet takich miejscach, jak to. Świat czarodziejów w gruncie rzeczy nie był bardzo duży. Wielu ludzi kojarzyło się przelotnie czy to z Hogwartu, z ministerstwa czy z miejsc takich jak Pokątna, które zawsze przyciągały tłumy, nawet teraz. Chociaż ulica była obłożona dekretami, a nad społeczeństwem wisiało widmo jutrzejszego referendum mającego rozstrzygnąć kwestię absurdalnych pomysłów ministerstwa, nadal panował na niej ruch. Wielu ludzi, jak i Sophia, miało tu do załatwienia swoje sprawy.
- Kiedyś musi się skończyć. Może już niedługo – zauważyła, zerkając w okna, za którymi było widać fragment londyńskiej ulicy. Przechodzący nią mugole nawet nie wiedzieli, że tuż obok istniał magiczny pub, a zaraz za nim przejście do całej magicznej dzielnicy, obłożonej skomplikowanymi czarami, żeby niemagiczni w żaden sposób jej nie zobaczyli ani nie odkryli jej istnienia w inny sposób.
- Sophia Carter – także się przedstawiła, nie wiedząc, że mężczyzna znał już doskonale jej nazwisko. – Jest to bardzo możliwe. Często spotykam stare znajome twarze ze szkolnych lat. – Chociaż, oczywiście, najlepiej kojarzyła ludzi ze swojego roku oraz najbliższych lat. Tych kilka lat starszych bądź młodszych kojarzyła znacznie słabiej. Ale Kruegera akurat kojarzyła, przynajmniej z widzenia, chociaż głównie przez to, że było ich dwóch. Nie było w Hogwarcie aż tak wielu bliźniąt, więc siłą rzeczy zapamiętała ich, chociaż gdy już opuścili szkołę, nie zaprzątała sobie nimi dłużej głowy. – Ale kojarzę cię... Miałeś chyba brata bliźniaka, prawda? Nie pamiętam jego imienia. – Szukała potwierdzenia swoich przypuszczeń, których była prawie pewna. Pamiętała też mgliście, że jeden z chłopaków miał opinię dziwaka, ale nie wiedziała, z którym miała teraz do czynienia.
- Och, pewnie to, co większość ludzi. Robię zakupy – odrzekła zgodnie z prawdą. Czasami trzeba było uzupełnić zapas różnych rzeczy, jak choćby piór, pergaminów, proszku Fiuu, czy jakichś interesujących książek, które mogłaby poczytać w wolne wieczory. Wbrew pozorom, nie zawsze sprowadzała ją tu tylko praca, chociaż i tak często się zdarzało, ale jako auror, nie powinna raczej zbyt wiele opowiadać o szczegółach swojej pracy postronnym ludziom, więc nie wspomniała o tym.
Sophia Carter
Sophia Carter
Zawód : Auror
Wiek : 24
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Świat nie jest czarno-biały. Jest szary i pomieszany.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3633-sophia-carter https://www.morsmordre.net/t3648-listy-do-sophii https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f308-beckenham-overbury-avenue-13 https://www.morsmordre.net/t3765-skrytka-bankowa-nr-925 https://www.morsmordre.net/t3647-sophia-carter
Re: Stoliki w pobliżu wejścia [odnośnik]17.10.16 1:21
Skinął głową na wspomnienie o pogodzie, nie chcąc kontynuować najbardziej typowego tematu świata - jednocześnie najlepszego, kiedy starasz się zacząć rozmowę z kimś całkowicie obcym. Tym bardziej nie mając wprawy w podobnych sytuacjach. Tak, Tim czuł się w tej sytuacji wyjątkowo dziwnie.
- Tak, Lionell. Nawet ludzie którzy nas nie znają pamiętają chociaż tyle, że byli w szkole bliźniacy, do tego w jednym domu. - przyznał. Wbrew pozorom bliźnięta często były rozdzielane do różnych domów, wychodziły różnice charakteru. On i Nell byli całkowicie różni, ale u obu z nich dominującymi cechami okazały się te związane z Ravenclawem. Nawet jeśli były całkowicie różne. Czy raczej w inny sposób się objawiające. Tim był niezdrowo ciekawy. Od małego nie rozumiał wielu rzeczy. Głównie związanych z emocjami, nie pojmował ludzkich zachowań, zamiast bawić się z innymi wolał zajmować się w samotności składaniem, konstruowaniem. Nauk zajmowała go bardziej, niż innych. Wybór domu był oczywisty, mógł co najwyżej trafić jeszcze do Slytherinu. Po Nellu spodziewał się raczej Huffelpuffu, jednak widocznie i jego pociąg do wiedzy wygrał. Choć całkiem inny pociąg i do kompletnie innej wiedzy.
- W sumie to była najbardziej prawdopodobna opcja. - przyznał po chwili. Czuł, że powinien coś dodać, choć to nie przychodziło mu naturalnie. Domyślł się, że Sophia to widzi. Ludzie zawsze widzieli takie rzeczy, choć różnie je odbierali. Ci, którzy nie znali go dobrze widzieli w nim zwykłego outsaidera, który dobrze czuł się we własnym towarzystwie. Ci, którzy znali go zbyt dobrze, głównie znajomi z dormitorium... cóż, to już inna bajka.
- Sam tu pracuję. Zaraz obok, jestem zegarmistrzem. Brat prawie na przeciwko i mieszka w okolicy. Pewnie częściej mnie widujesz, niż ja ciebie. - uśmiechnął się nieznacznie. Możliwe, że wiele osób na Pokątnej, które znają ich tylko z widzenia nie wiedzą, że to dwie różne osoby. - Ty masz jakieś rodzeństwo? - dopytał po chwili, skoro dostał szansę zbliżenia się do tematu, jaki go interesował.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Stoliki w pobliżu wejścia [odnośnik]18.10.16 21:06
Często tak bywało. Ona i Raiden co prawda nie byli bliźniakami, dzieliło ich kilka lat, ale trafili do różnych domów. Chociaż w przypadku Sophii Tiara długo wahała się nad Gryffindorem, ostatecznie uznając, że Hufflepuff ostudzi nieco jej krewki temperament i pomoże wydobyć na światło dzienne inne cechy dziewczyny. Poza tym, że w początkowych latach regularnie wdawała się w bójki ze Ślizgonami, no i uwielbiała pojedynki, sprawiała wrażenie typowej przedstawicielki tego domu. Puchoni wbrew stereotypom wcale nie byli niezdarni i nijacy. Dziewczyna bardzo dobrze wspominała czas spędzony wśród nich i tylko na samym początku była rozczarowana tym, że nie trafiła tam, gdzie brat. Może rzeczywiście coś w tym było, że oprócz podobieństw, istniało między nimi też dużo różnic.
- Wobec tego pewnie to o was słyszałam – powiedziała. Rzeczywiście, odniosła wrażenie, że mężczyzna czasami wahał się nad odpowiedziami, ale zrzuciła to na karb nieśmiałości. Wielu ludziom sprawiało problem rozmawianie z nieznajomymi i nie było w tym nic dziwnego, nic, co mogłoby ją szczególnie zaniepokoić. Sama na ogół była dosyć śmiała, ale zwykle do ludzi, których już znała, bo przy obcych również zdarzało jej się odczuwać niezręczność.
- Rzeczywiście, to tłumaczy, dlaczego regularnie na siebie wpadamy – zauważyła. Już wcześniej podejrzewała, że mężczyzna mógł tu pracować. – W takim razie chyba będę wiedziała, do kogo się zwrócić, kiedy mój stary zegarek wyzionie ducha. – Miała taki jeden, pamiątkę po mamie, więc dla niej miał wartość sentymentalną. – Mam, starszego brata – odpowiedziała; też nie węszyła w tym podejrzeń, skoro chwilę temu rozmawiali o jego rodzeństwie. Jej aurorski zmysł póki co pozostawał uśpiony, okoliczności wydawały się zbyt zwyczajne, by mogła węszyć w nim spiski, tym bardziej, że ta część jej natury, która lubiła dopatrywać się owych spisków, była w tej chwili bardziej skoncentrowana na sprawie ministerialnego referendum, które wydawało jej się bardzo podejrzane. Nic więc dziwnego, że Krueger tak łatwo ją podszedł. – Niestety nie było nam dane chodzić razem do jednego domu, nad czym zawsze ubolewałam. – Szkoda, że różnica wieku pomiędzy nimi nie była trochę mniejsza. Ale byłoby cudownie, gdyby byli w Hogwarcie razem i w jednym domu! Mogliby psocić razem, a tak to niestety się minęli i przez sporą część życia ich kontakt był ograniczony, tym bardziej, że Raiden później wyjechał.
Sophia Carter
Sophia Carter
Zawód : Auror
Wiek : 24
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Świat nie jest czarno-biały. Jest szary i pomieszany.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3633-sophia-carter https://www.morsmordre.net/t3648-listy-do-sophii https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f308-beckenham-overbury-avenue-13 https://www.morsmordre.net/t3765-skrytka-bankowa-nr-925 https://www.morsmordre.net/t3647-sophia-carter

Strona 7 z 9 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Next

Stoliki w pobliżu wejścia
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach