Wydarzenia


Ekipa forum
Uliczki przy kamienicach mieszkalnych
AutorWiadomość
Uliczki przy kamienicach mieszkalnych [odnośnik]21.09.15 23:43
First topic message reminder :

Uliczki przy kamienicach mieszkalnych

Uliczki prowadzące do kamienic mieszkalnych. Okolica jest zamieszkała, wobec czego stanowi jeden z najbezpieczniejszych rejonów Nokturnu, pomimo że wiadomo, jakie osoby decydują się na wynajem. Często słychać tutaj mało wyszukane przekleństwa, na przybyszy łypią ponuro zakapturzone postacie, które doskonale orientują się, kto jest mieszkańcem, a kto tylko gościem - idealnym materiałem do szybkiego zarobku. Wejście w te okolice stróżów prawa jest ryzykowną grą - margines społeczeństwa skrupulatnie szczerze swojej prywatności. W rynsztoku w porze deszczowej zbiera się cały brud z ulicy. Ponure, brudne, z ciemności pojedynczych uliczek można usłyszeć odgłosy walki bezpańskich zwierząt... Dobrze, że masz tyle szczęścia, że to tylko one.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Uliczki przy kamienicach mieszkalnych - Page 4 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Uliczki przy kamienicach mieszkalnych [odnośnik]09.02.16 21:33
24 września

Uroczy okres narzeczeństwa wprawiał Alfreda w doskonały humor. Nie mógł się aż tak pławić swoim szczęściem jak zakładał. Chociaż rzadko kiedy odwiedzał swój rodziny dom, gdy był ojciec, to tym razem nasłuchał się, jak powinien pokazać swojej kobiecie, gdzie jest jej miejsce. Alfred się z tym całkowicie nie zgadzał. Wysłuchał, co ma do powiedzenia najstarszy przy stole, a całość zapił kieliszkiem wina. Nie mógł już brać pod uwagę tego, co mówi ojciec. Miał na stado centaurów trzydzieści sześć lat. I doskonale wiedział, jak poradzić sobie z niesforną kobietą. Pierwsza żona była najlepszym na to dowodem. Dzisiejszy poranek, a raczej wieczór, był o dziwo zaskakująco lekki. Nawet nie potrzebował spalić aż tylu papierosów, aby poczuć pierwsze burczenie w brzuchu. Nim zdążył wgryźć się w połówkę bułki, sowa jak wściekła wleciała do jadalni i już wiedział, że wzywają go z pracy. Krótkie marudzenie, wpychanie śniadania do gardła, wypalanie ostatniego papierosa - może jednak przedostatniego...
Teleportował się na ulicę tuż przed Śmiertelnym Nokturnem i już wiedział, że nie ma zbyt wiele czasu. Czarna peleryna spoczywała na jego ciele, zasłaniając mu również sporą część twarzy. Mógłby się zmienić w kogoś innego, lecz zostawił to na ostatnią chwilę. Nie miał teraz czasu na wymyślanie wyglądu dla domniemanego recydywisty, który dobrowolnie wszedłby w ulicę Śmiertelnego Nokturnu. Jego cel pojawił się tuż przed oczami, prawie by na niego wpadł, gdyby nie to, że właśnie odpalał papierosa. Doskonale pamiętał tę twarz. Za jego głowę Ministerstwo wyznaczyło pewnie tysiąc galeonów. Miał znaleźć jego kryjówkę, aby zwinąć go w najmniej oczekiwanym momencie. Najlepiej jakby jeszcze spał albo obracał inną panienkę. Bezbronna ofiara zawsze była sukcesem dla Wiedźmej Straży. Nie chcieli pojedynku, chcieli efektów.
Szedł za nim prawie krok w krok, a gdyby nie zaskakujący tłum na Nokturnie, dawno by się zdradził. Słyszał już niejedno o tym typku. Podobno był gorszy od rycerzy. Krzywdził nawet dzieci. Przemycał to, o czym Borginowi się nawet nie śniło. Alfred chętnie nawiązałby współpracę niż skuwał jego nadgarstki w magiczne kajdany. I już różdżkę miał w pogotowiu, już miał zapamiętywać adres albo jego charakterystyczne przyzwyczajenia, gdy tuż nad głową usłyszał hałas. Jakaś absurdalna sylwetka skakała po dachu, a Alfred musiał nawet odskoczyć na bok, aby nie oberwać dachówką w głowę. Na chwilę z oczu stracił swój cel, warknął pod nosem na głupotę, a następnie znów zaczął szukać w tłumie charakterystycznej postury.




If I risk it all,
could You break my fall?

Alfred Parkinson
Alfred Parkinson
Zawód : Wiedźma Straż
Wiek : 36
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Cynik i król bez miłości - to tylko tytuły.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
http://morsmordre.forumpolish.com/t1679-alfie-parkinson#17486 http://morsmordre.forumpolish.com/t1693-magenta#17983 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f103-gloucestershire-cotswolds-hills-12 http://morsmordre.forumpolish.com/t1695-alfred-parkinson#17987
Re: Uliczki przy kamienicach mieszkalnych [odnośnik]09.02.16 22:24
Nikt przy zdrowych zmysłach nie zapuszczał się sam na ulicę Śmiertelnego Nokturnu. Nikt. Reputacja przepełnionej zapachem stęchlizny, taniego alkoholu i szemranych eliksirów dzielnicy czarodziejskiego Londynu skutecznie odstraszała wszystkich porządnych czarodziejów, a element, który się tam gromadził, w żadnym wypadku porządnym nie był. Nikt przy zdrowych zmysłach nie zapuszczał się sam na ulicę Śmiertelnego Nokturnu. O ile oczywiście nie zmuszały go do tego okoliczności.
Cassiopeia, cokolwiek by o niej nie mówiono, była w pełni władz umysłowych – należała do tej pechowej grupy statystycznej, która zmuszona obowiązkami zapuszczała się na Nokturn czyniąc to zresztą wyjątkowo niechętnie. Adrenalina zdążyła już jednak wziąć w ramiona spokojny umysł, opanować rozedrgane, napięte do granic możliwości mięśnie.
Cholewki jej butów stukały o bruk rytmicznie, cicho; szelest peleryny obejmującej ciało niemal tak ściśle jak druga skóra wtórował im wytrwale, choć żadne z nich nie miało szans z gwarem, jaki panował na wyjątkowo zaludnionej tego wieczoru ulicy. Cel, za którym podążała jak duch od kilku godzin, kluczył między ludźmi w sposób wyjątkowo wprawny. Kilka razy niemal go zgubiła, kilka prawie zdołał umknąć, wtapiając się w podobnie sobie podejrzane grupy czarodziejów o twarzach wcale nie zachęcających do bliższego zawierania znajomości.
Zatrzymała się na kilka sekund, nasłuchując czujnie niespodziewanego chrobotu, nowego instrumentu w ponurej orkiestrze codzienności Śmiertelnego Nokturnu; z mroki wychynęła odziana w czerń postać, nie dalej jak kilkanaście metrów przed nią. I być może wyminęłaby delikwenta jak duch, nie zawracając sobie głowy jego obecnością, gdyby nie drobny, niepokojący element, który zmusił ją do zwolnienia kroku.
Nieznajomy ruszył w ślad za jej ofiarą.
Zaklęła pod nosem na tyle szpetnie, by jeden z obwiesiów kopcących pod ścianą niskiej jakości cygaro uniósł wzrok. Spuścił go równie szybko, gdy dzierżony przez dziewczynę kastet zamigotał złowieszczo na drobnej dłoni – być może nie grzeszył inteligencją, ale lata życia na marginesie czarodziejskiego społeczeństwa nauczyły go, by nie zadawać pytań gdy w grę wchodziły ostre przedmioty.
Chwila dekoncentracji wystarczyła, by śledzony przez nią cel – a razem z nim wyjątkowo irytujący właściciel peleryny – na moment zniknęli jej z oczu. Przygryzła wargę, rozglądając się gorączkowo, a kolejna fala adrenaliny uderzyła jej do głowy wraz z pomysłem, kiedy bławatkowe tęczówki przetoczyły się po okolicy, zatrzymując się na moment na stercie drewnianych pudeł, niedbale porzuconych przy wejściu do jednej z niezliczonych bocznych alejek.
Nie zastanawiając się wiele, wyszarpnęła z kieszeni spodni różdżkę i ruszyła w ich stronę, sprawnie wspinając się po przegnitych deskach w górę. Skok, chwyt, krótki wysiłek, podciągnięcie ciała w górę. Udało się. Otrzepała niedbale dłonie, ostrożnie stawiając kroki na pochyłym dachu jednego z budynków, ciągnących się wzdłuż głównej aleji. Tak było zdecydowanie lepiej.
Przemknęła górą szybko, niemal bezszelestnie, przeczesując spojrzeniem kłębiący się w dole tłum by wreszcie, kiedy już zaczynała tracić nadzieję, kiedy zaczynała irytować się niepowodzeniem, dostrzec zgubę i jej ogon. Nad wyraz uparty ogon.
Jej usta ściągnęły się w wąską linię w wyrazie niezadowolenia, przyspieszyła jednak kroku, gotowa – w razie konieczności – zdjąć zaklęciem stojącego jej na drodze delikwenta i kontynuować pościg w przerwanym momencie. Zakładając, oczywiście, że nie zdradzi się przy tym haniebnie, dając swojemu przełożonemu kolejny powód do narzekania. Nie, żeby fakt, że była kobietą, nie był wystarczający.
Cena była jednak wystarczająco wysoka, by zaryzykować zdemaskowanie – wilkołak, na którego tropie była od kilku tygodni, stanowił wyjątkowo parszywy przykład tego, że matka natura nie tylko ma poczucie humoru, ale i faworyzuje swoje ulubione abominacje. Szachrajstwa, przemyt, nierząd; lista zarzutów pod adresem jej ofiary była długa, a Cass była przekonana, że odpowiednio intensywne przesłuchanie wydłużyłoby ją co najmniej o kolejną stopę.
Nie tracąc więcej czasu przyspieszyła nieco kroku, starając się przy tym jednocześnie dokonać trudnej sztuki, jaką było spoglądanie pod nogi i trzymanie ręki na pulsie. I kiedy już, już zdawało jej się, że śledzący wilkołaka nieznajomy zgubił jego trop, zostawiając jej wolną drogę do osaczenia potwora, los po raz kolejny udowodnił pannie Rowle, że jego złośliwość nie ma granic.
Jedna z obluzowanych dachówek wyślizgnęła jej się spod stopy, zatrzeszczała złowrogo, zsuwając się po dachu z zawrotną prędkością. I być może blondynka nie poświęciłaby jej większej uwagi, gdyby nie fakt, że inne dachówki najwyraźniej postanowiły ruszyć swojej siostrze na ratunek, obsuwając się w dół.
Razem z panienką Rowle, warto dodać.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Uliczki przy kamienicach mieszkalnych [odnośnik]10.02.16 19:22
Żaden z zawodów czy brygadzista czy szpieg Wiedźmej Straży nie można było porównać i nie gwarantował on sukcesu. Alfred miał już swoje lata, więc bardzo stopniowo budował swój autorytet. Rzadko kiedy, a jednak się zdarzało, zawalał sprawę. Wtedy spuszczał wzrok, zanosił raport i mamrotał pod nosem, że to była siła wyższa. O skuteczności Parkinsona mówiło się w całym Ministerstwie. Zbierał informacje, węszył kolejne to afery i potrafił je powstrzymać. Dbał o dobre imię nie tylko „departamentu”, ale całego ministerstwa. Kto wiedział lepiej, że siedzi tam banda debili, którzy nawet nie wiedzą kiedy Rycerze przejmą władze?
Nie był naiwny, ale znał sobie umiejętności, a skoro nikt inny w nie nie wątpił, to tym bardziej pracował z wypiętą z dumy piersią. Śledzenie kogoś nie było wymarzonym dniem Parkinsona. Chętnie zostałby w domu, w swoim gabinecie, gdzie nie czyhało na niego żadne niebezpieczeństwo. Jednak wybierając taki a nie inny dział, musiał się liczyć z konsekwencjami. Nie trudno było o wylądowanie w szpitalu Świętego Munga.
Teraz jeszcze bardziej na siebie uważał. Wkrótce miał się odbyć jego ślub i nie wyobrażał sobie, ukrywać jakieś obrażenia albo brać go w szpitalnej sali.
Właśnie dlatego próbował się skupić na wykonywanym zadaniu. Potrzebował tylko adresu, nic więcej. Wtedy wróci do ministerstwa, podaruje pergamin zapisany zielonym atramentem i będzie wolny.
Ostrożnie stawiał kroki na bruku, brudząc go popiołem. Kapturem szczelniej okrywał twarz, wchodząc w tereny mieszkalne na Nokturnie. Kto by chciał tu mieszkać? Bród, smród i ubóstwo. Nim zdążył skręcić w uliczkę, coś mocno gruchnęło na górze. Papieros wypadł mu z ust, widział jak z góry leci dość sporawa sylwetka i próbuje się chwycić byle czego. Nim zdążył doskoczyć, został powalony. Szybko złapał za kaptur, aby nie zdradzić swojej osoby. Spychał z siebie ciało, nawet nie przejmując się, czy żyje. Podniósł się szybko, a jego cel zniknął z oczu.
- Niech cię ponurak kopnie! – warknął, zdając sobie sprawę,  że właśnie stracił kolejny dzień na jakąś idiotkę, która chodziła po dachach na nokturnie. Wrócił do tego ciała, sprawdzając czy żyje, ale dość szybko się zorientował, że ma przed sobą blondwłosą dziewoję, którą doskonale kojarzył nie tylko z pracy, ale  i z rycerzy.
- Mózg sklątki, uroda wili, co ty sobie na brodę Merlina wyobrażasz – szarpnął ją za łokieć, podnosząc do pionu. Mógłby nawet jej otrzepać szaty, gdyby nie spieprzyła całej akcji. Spojrzał na nią z politowaniem, nie pytając nawet, czy jest cała. – Odpowiesz za to przed moim szefem – pogroził, notując sobie w pamięci, że musi też powiedzieć o jej występku Tomowi. Powinna za to kropnąć na wszystkich możliwych płaszczyznach.




If I risk it all,
could You break my fall?



Ostatnio zmieniony przez Alfred Parkinson dnia 16.02.16 15:18, w całości zmieniany 1 raz
Alfred Parkinson
Alfred Parkinson
Zawód : Wiedźma Straż
Wiek : 36
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Cynik i król bez miłości - to tylko tytuły.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
http://morsmordre.forumpolish.com/t1679-alfie-parkinson#17486 http://morsmordre.forumpolish.com/t1693-magenta#17983 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f103-gloucestershire-cotswolds-hills-12 http://morsmordre.forumpolish.com/t1695-alfred-parkinson#17987
Re: Uliczki przy kamienicach mieszkalnych [odnośnik]10.02.16 19:54
W takie dni jak ten, żaden rozsądny człowiek nie powinien wychodzić z domu. Cass wiedziała o tym już w chwili, w której w wilgotne, szare popołudnie dostała wiadomość, że jej cel widziano w okolicach ulicy Pokątnej, skąd niewątpliwie planował udać się do swojej zawszonej nory – jaki miała więc wybór? Od samego początku, od chwili, w której jej stopa dotknęła śliskiego od porannego deszczu bruku wiedziała, że nie ma dzisiaj szczęścia. Fakt, że ktoś bez pardonu wszedł jej w drogę podczas pogoni jedynie to przekonanie umacniał, zaś złośliwość cholernych dachówek jedynie przybiła gwóźdź do trumny. Nie zdołała pochwycić równowagi, na nic zdał się doskonały przecież refleks ani wyrobiony podczas godzin treningu odruch poszukiwania wyrwy w murze, pęknięcia w stropie, czegokolwiek, co mogłoby uratować ją od niechybnego upadku.
Zacisnęła wargi do krwi by nie krzyknąć, chociaż szkoda i tak została już wyrządzona – nie było możliwości, by taka wpadka przeszła niezauważona nawet na Nokturnie, wyjątkowo zatłoczonym jak na środek tygodnia i paskudną pogodę. W tej chwili jednak, bardziej niż niewątpliwe zdemaskowanie, martwił ją los własnej skóry. Dość lichy, na ten moment.
Zamknęła oczy w bezwarunkowym odruchu człowieka oczekującego przejmującej fali bólu spowodowanej spotkaniem ciała z nieustępliwym chodnikiem, jednak... O dziwo, miast gruchotu własnych kości na twardych kamieniach, poczuła pod sobą coś zdecydowanie bardziej miękkiego. I niebywale ruchliwego.
Odetchnęła głęboko, próbując przez moment zorientować się gdzie była góra, a gdzie dół – błędnik wytrącony z równowagi odmawiał jej posłuszeństwa – w tej samej chwili jednak ktoś nachylił się nad nią, zaklął niewyraźnie, szarpnął dziewczynę za łokieć. Niczym bezwolna marionetka pozwoliła nieznajomemu dźwignąć się do pionu i już otwierała usta by wymamrotać coś, co przy dobrych chęciach można było uznać za niemrawe przeprosiny, gdy jej spojrzenie napotkało znajomą pelerynę, a szum w uszach ustąpił na tyle, by dotarł do nich głos mężczyzny. Głos, który mgliście kojarzyła. Zamrugała zaskoczona, wbijając spojrzenie w twarz Parkinsona, a na jej własnej drobnej buźce pojawił się wyraz zdumienia, prędko przechodzący w bezbrzeżną wściekłość. Zbliżyła się do niego, a chociaż mówiła przyciszonym głosem, żadne słowo nie mogło mu umknąć.
- Co JA sobie wyobrażam?! – syknęła niczym kotka, a gdyby umiała, zapewne położyłaby przy tym uszy po sobie – Co TY sobie wyobrażasz! Ty cholerny gumochłonie, ty... – odetchnęła głęboko, szukając w myślach odpowiednio obraźliwego określenia, kiedy jej, niezbyt szczęśliwy warto dodać, wybawca, po raz kolejny zabrał głos.
- Odpowiem za to przed szefem? JA? Ty zadufany w sobie... Niech cię jasna cholera! Przez ciebie straciłam na darmo pół dnia, masz pojęcie do czego doprowadziłeś? – warknęła, a ostatnie nuty zdezorientowania umknęły z jej głosu, zastąpione lodowatymi, spiżowymi tonami.
- Wpieprzyłeś mi się w pogoń. To twój przełożony usłyszy kilka słów – wycedziła przez zaciśnięte zęby, wzrokiem omiatając kłębiący się wokół nich tłum. Niestety, po jej celu nie było śladu. Wyraźnie natomiast widziała sylwetkę Alfreda i to na niej skupiła się jej złość. Nerwowym ruchem dłoni otrzepała spodnie z błota i czegoś co kiedyś, bardzo prawdopodobnie, było żywe, a kastet na jej dłoni zalśnił złowrogo.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Uliczki przy kamienicach mieszkalnych [odnośnik]11.02.16 12:53
To moja droga, wrzucam cię na głęboką wodę z mechaniką forum ♥
Żaden rozsądny człowiek dobrowolnie nie przechadzał się po Nokturnie, obserwując te fatalne widoki. Brud z rynsztoka atakował nozdrza Alfreda, przyprawiając go o najgorsze mdłości. Aż przypomniał sobie smak wczorajszej kolacji. Doskonale znał tę okolicę. Zastanawiał się, czy nie wynająć mieszkania na górze i tam prowadzić swój gabinet, aczkolwiek nie wyobrażał sobie odwiedzać kogokolwiek ze szlachty i śmierdzieć Nokturnem. Tutaj odgłosy walki i zakapturzone postacie to była codzienność, jednak co miała o tym wiedzieć delikatna panienka Rowle, która zapewne niejedno widziała, ale nie znała się zwyczajnie na życiu.
Często gardził obstawianiem kobiet na niebezpiecznych stanowiskach. Cóż one mogły zrobić, gdy zaatakuje je taki napastnik jak Alfred? Nie chodziło już o same umiejętności wyuczone na kursach z Wiedźmej Straży, ale o postawna posturę. Nie goniło się zazwyczaj porządnych obywateli, ale tych , którzy mieli wiele za uszami. Na Merlina, ktoś by ją jeszcze zgwałcił albo podciął gardło, bo chciała udowodnić, że jest lepsza od mężczyzny. Nie dość, że głupia to jeszcze naiwna.
Cel nie był byle jakim celem. Może Alfred nie wiedział, iż ma do czynienia z wilkołakiem i powinien zaangażować w to kogoś z brygadzistów, ale nie owijajmy w bawełnę, podanie o współpracę napisałaby ze wskazaniem Caesara Lestrange a nie z kobietą. Szarpnięcie nią nie przyniosło żadnego efektu, bo jak rozjuszona kotka, wręcz przewidywalnie, postanowiła zacząć warczeć na cały Nokturn. Typowa kobieta. Alfred miał już machnąć na nią ręką i spróbować dorwać swój cel, ale ta mała blondyna świetnie radziła sobie z jawną prowokacją. Otrzepał swój płaszcz, patrząc czy nie ma na nim żadnych dziur i śladów od błota, bo za te zdecydowanie otrzymałaby rachunek od jego służby. Wszystko go bolało. Już miał rzucić obelgę na temat jej zdecydowanie nie piórkowej wagi, ale zacisnął wargi w wąską linię.
- Wypadałoby powiedzieć chociażby dziękuję, jeśli twój mózg nie zlał się z moczem szczurów na bruku – warknął, uświadamiając jej bardzo prostą rzecz: gdyby nie spadła na niego, prawdopodobnie by nie żyła. Oprócz tego, że nieświadomie zabawił się w bohatera Nokturnu, to jeszcze ta śmiała go wyzywać do gumochłonów?!
- Posłuchaj mnie, naiwna blondyneczko – zaczął na razie łagodnie, lecz jego głos był bardzo surowy. Próbował się opanować, ale krew mu aż wrzała. Co ona sobie do cholery wyobrażała! Nie interesował go ani kastet ani cokolwiek co miała na sobie. Słysząc znajome głosy dobiegające zza pleców, szarpnął nią mocno i wcisnął w ciasne wejście do kamienicy. Jeszcze by tego brakowało, aby ktokolwiek, doprawdy ktokolwiek, dowiedział się, że Ministerstwo wysyła tu swoich pracowników na mały, urokliwy spacerek. Puścił ją dość prędko, ale nakazał milczenie przez ten moment, aż głosy ucichną. Klatka piersiowa unosiła się i opadła szybko, a Alfred wyraźnie stał się bardziej nerwowy.
- Nie interesuje mnie twoja naiwność i czcze marzenia, że go złapiesz. Sprawdziłaś jego akta? – spytał retorycznie, prędko poprawiając kaptur. W tej ciemności mogła zaledwie widzieć tylko kilka centymetrów przed sobą – To nie jest jakiś tam zły czarodziej, który ewentualnie rzuci na ciebie levicorpus, mógłby cię spalić żywcem, a wcześniej zgwałcić, czy jesteś naprawdę tak nieodpowiedzialną dziewuchą, aby łazić za nim sama?! – szeptał, ale dokładnie cedził każde słowo, pokazując jej swoją drwinę. – Jako pracownik ministerstwa nakazuje ci odpowiedzieć na jedno pytanie: dlaczego węszysz za moim celem i to sama? – warknął, a na zaprezentowanie swojej siły i nie pozostawienie jej żadnego wyboru, naparł przedramieniem na jej szyję. Jak nie powie tego dobrowolnie, to zmusi ją siłą.




If I risk it all,
could You break my fall?

Alfred Parkinson
Alfred Parkinson
Zawód : Wiedźma Straż
Wiek : 36
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Cynik i król bez miłości - to tylko tytuły.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
http://morsmordre.forumpolish.com/t1679-alfie-parkinson#17486 http://morsmordre.forumpolish.com/t1693-magenta#17983 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f103-gloucestershire-cotswolds-hills-12 http://morsmordre.forumpolish.com/t1695-alfred-parkinson#17987
Re: Uliczki przy kamienicach mieszkalnych [odnośnik]11.02.16 12:53
The member 'Alfred Parkinson' has done the following action : rzut kością

'k100' : 89
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Uliczki przy kamienicach mieszkalnych - Page 4 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Uliczki przy kamienicach mieszkalnych [odnośnik]12.02.16 0:00
Nie znosiła, wprost nie znosiła tego protekcjonalnego, tchnącego szowinizmem spojrzenia, jakim obdarzał ją właściwie każdy mężczyzna, gdy tylko wyszło na jaw czym się zajmuje. Niedowierzanie i jakaś pobłażliwa litość, którą widziała wtedy w ich tęczówkach sprawiały, że krew gotowała się w panience Rowle z prędkością światła, a chabrowe oczy ciemniały wyraźnie, gotowe ciskać błyskawice w każdego, kto śmie wytknąć jej niewłaściwość profesji, którą się zajmowała.
Och, oczywiście, zdawała sobie sprawę, że droga kariery obranej nieledwie dwa lata temu nie jest zbyt popularnym czy odpowiednim zajęciem dla kobiety z dobrego rodu, ale szczerze mówiąc, obchodziło ją to tyle, co prokreacja salamander. Od chwili, gdy po kilku miesiącach sprzeczek, pełnej napięcia ciszy i wreszcie rezygnacji jej mąż zażądał rozwodu, przekreślając tym samym szanse Cass na zachowanie w miarę nieskazitelnego imienia, córka Rodericka brała życie w swoje ręce i nie zamierzała oglądać się na konwenanse.
Zwłaszcza, gdy w grę wchodziło jej własne poczucie wartości.
Być może dlatego ton wypowiedzi Alfreda tak ją rozsierdził; kim on był, by zwracać się do niej w ten sposób? Nim jednak zdążyła odwarknąć coś w odpowiedzi na tę 'naiwną blondyneczkę', Parkinson szarpnął nią, rzecz niesłychana, po raz kolejny w przeciągu dziesięciu minut, bezceremonialnie wpychając drobniejszą od siebie towarzyszkę do ciemnego zaułka.
Oburzone prychnięcie, które cisnęło jej się na usta zamarło w połowie drogi, gdy tuż obok nich przemknęła hałaśliwa grupa złożona z elementów, które na pewno nie byłyby im przychylne. Wstrzymała oddech i bez nakazu towarzysza zachowując bezwzględną ciszę, kiedy jednak zagrożenie minęło, natychmiast skupiła swoją uwagę na mężczyźnie.
- Kim ja, według ciebie, jestem? - wysyczała, poprawiając nerwowym ruchem płaszcz i ułożenie różdżki, wciśniętej do rękawa bluzy z miękkiej wełny - Oczywiście, że sprawdziłam jego akta, czy wyglądam na nieopierzonego amatora? - burknęła jeszcze, nieco obrażonym tonem, unosząc brwi w wyrazie pogardy. Parkinson zdecydowanie powinien zejść z obłoków i przejrzeć na oczy - czy mu się to podobało, czy nie, nie miał do czynienia z kimś niedoświadczonym. Najwyraźniej jednak postanowił ciągnąć grę kartą "jestem od ciebie starszy, jestem mężczyzną, co ty wiesz o życiu", bo ton, w jaki wpadła jego wypowiedź, zdecydowanie pobrzmiewał mało przyjemną drwiną. Nie miała zamiaru dać mu się sprowokować, próbowała odejść, kiedy jednak sięgnął przedramieniem do jej gardła, a usypiające powoli gorąco uderzyło w ciele Cass kolejną dawką adrenaliny, odruchowo chwyciła go za nadgarstek, bez mrugnięcia okiem wbijając paznokcie w skórę mężczyzny, dopóki nie poczuła na opuszkach palców ciepłej, wilgotnej krwi. Nie zdążyła się wywinąć, zaskoczona jego poufałością, nie zdołałaby się też wyrwać, ale nikt nie powiedział, że nie może sobie pozwolić na drobną złośliwość.
- Puść mnie, pyszałkowaty paniczyku - wycedziła tonem równie jadowitym co jego własny - Nie odpowiadam przed tobą! - dodała jeszcze, gromiąc go spojrzeniem. Dopiero po chwili zorientowała się, że mężczyzna najwyraźniej nie wie za kim przyszło mu iść w tę paskudną, wrześniową noc.
Złość na jej twarzy zamieniła się w bezbrzeżne zdumienie, a zaciśnięte wargi wykrzywiły w pełnym wyższości uśmieszku.
- Ty nie masz pojęcia, prawda? - spytała powoli, już nieco spokojniej, choć powoli zaczynało brakować jej powietrza - Nie wiesz nawet za kim leziesz -


Ostatnio zmieniony przez Cassiopeia L. Rowle dnia 12.02.16 0:22, w całości zmieniany 2 razy
Gość
Anonymous
Gość
Re: Uliczki przy kamienicach mieszkalnych [odnośnik]12.02.16 0:00
The member 'Cassiopeia L. Rowle' has done the following action : rzut kością

'k100' : 74
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Uliczki przy kamienicach mieszkalnych - Page 4 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Uliczki przy kamienicach mieszkalnych [odnośnik]16.02.16 15:04
Zwyczajnie nie rozumiał, dlaczego Caesar Lestrange wybrał sobie tę kobietę na protegowaną. Miała ciekawą urodę, lecz dla Alfreda była ona wręcz zwyczajna, mało szlachecka. Nie straciłaby za wiele, gdyby zajmowała się na przykład kwiatkami w ogrodzie, ale gdy zajęła się męskim zawodem, stała się jakaś bardziej ostra. Niewinność i kobiecość pękły jak bańka mydlana. Nie uwłaczał kobietom. Jedną z nich jak Megarę (niestety) Carrow widział jako najlepszą panią Minister Magii. Traktował swoją przeciwniczkę z olbrzymim dystansem. Może dzięki temu miała niesamowitą okazję przed nim zabłysnąć, a w ten sposób wzbudzić w nim zaufanie?
Niestety jedyne, co przed nim prezentowała, to postawę pełną buntu. Nie okazywała mu należytego szacunku i nie tylko związanego z pochodzeniem albo oczywistego faktu, że jest mężczyzną, ale głównie dlatego, że był urzędnikiem Ministerstwa Magii, szpiegiem Wiedźmej Straży i powinna się słuchać. Jej bunt był wręcz żałosny. Gdyby nie byli na Nokturnie, chętnie zacząłby jej bić brawo. Świetny popis aktorstwa i braku kindersztuby.
Westchnął. Co za głupia sklątka. Niech cię Lestrange trzyma w opiece, pomyślał, i chętnie już zacisnąłby mocniej łokieć na jej grdyce, gdyby nie właśnie wzgląd na znajomość z szanownym Caesarem. Był ciekawy, czy ta słodka blondynka potem podziękowałaby należycie za taki ratunek.
- Och, doprawdy, chcesz wiedzieć? – odpowiedział pytaniem na pytanie, nie mogąc się powstrzymać od zaznaczenia jej skrajnej głupoty. – Skoro prawie zabiłaś się przy chodzeniu po dachu, to dlaczego taki zbir miałby ci nie szepnąć słodka avadę? – warknął, bo właśnie zachowywała się jak nieopierzony amator. I dała mu jeszcze najlepszy dowód, że wcale nie poradzi sobie z rosłym mężczyzną. Prychnął pod nosem prawie zwycięsko. Łokieć blokujący jej ruchy, ale także utrudniający trochę mówienie, nie mógł jej zrobić żadnej krzywdy. Alfred chciał ją nastraszyć, zmusić prędko do gadania. Byli na Nokturnie, nawet oni Rycerze nie byli bezpieczni. Stąd naparł trochę mocniej, aby poczuła, że nie ma już wyjścia.
Och, nie miała. Doprawdy nie miała.
Ostrym spojrzeniem skrytykował jej nędzne próby wyrwania się i już wiedział, że zapłaci mu za każdą przelaną kroplę krwi.
- Doprawdy, mam ci złamać nadgarstki? – skrytykował jej zachowanie, zaznaczając, że jeszcze jedna taka sytuacja, a to nie on będzie płakał i wił się z bólu. – Odpowiadasz, z miłą chęcią cię skuję i doprowadzę na przesłuchanie – kolejna groźba, która miała ją sprowokować. I jak widać, udało mi się. Gdy wypowiedziała swoje ostatnie zdanie, jak na zawołanie puścił ją, że z hukiem uderzyła o drzwi. Odsunął się o krok i podrapał po brodzie.
- Nędzna kreatura imitująca czarodzieja – warknął, ale mogła łatwo zrozumieć, że nie mówił o niej. Krew sączyła się z ran, a on jedyne co zrobił, to sięgnął po papierosa i podał jej otwartą paczkę. Ona na swoim ciele nie miała żadnych śladów, ale jak klasyczna nierozsądna kobieta musiała zostawić dowody. – W takim razie, nie zostaje mi nic innego jak zacząć z tobą współpracę. Tuszę, że to był ostatni raz, kiedy próbowałaś się zabić. – potarł papierosa o wierzch nadgarstka i prędko zbliżył go do ust. Czuł pieczenie na swojej dłoni od tej wściekłości panienki Rowle – Za te paznokcie oczekuję co najmniej jednej szklaneczki ognistej. – dodał, a po chwili dym przyjemne wypełnił jego płuca. Pokazała, że jest waleczna. Może nie powinien w nią wątpić? W każdym razie, i tak poskarży się Caesarowi, że wychował sobie jakąś rebeliantkę.
-Przez uzgadnianiem warunków współpracy jak i dzieleniem się informacjami, potrzebujesz zajrzeć do Munga? – spytał, a tu pierwszy raz w jego głosie mogła usłyszeć malutką nutę ciepła. Skoro teraz stali się partnerami zbrodni, to wolał, żeby upadek chociażby z niskiego dachu, nie wpłynął negatywnie na jej skupienie. Diametralna zmiana zachowania może wpłynie pozytywnie na ich relacje, w każdym razie, musieli siebie znosić do czasu aż zbir nie zostaje złapany.




If I risk it all,
could You break my fall?

Alfred Parkinson
Alfred Parkinson
Zawód : Wiedźma Straż
Wiek : 36
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Cynik i król bez miłości - to tylko tytuły.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
http://morsmordre.forumpolish.com/t1679-alfie-parkinson#17486 http://morsmordre.forumpolish.com/t1693-magenta#17983 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f103-gloucestershire-cotswolds-hills-12 http://morsmordre.forumpolish.com/t1695-alfred-parkinson#17987
Re: Uliczki przy kamienicach mieszkalnych [odnośnik]22.02.16 13:27
- Gdybyś nie zmaterializował się z powietrza wprost na mojej drodze, może nie musiałabym w ogóle na ten dach włazić – parsknęła gniewnie, choć obejmująca ciało adrenalina zaczynała powoli opadać, a łomoczące w klatce piersiowej serce odzyskiwało właściwy rytm.
Mierzyli się gniewnymi spojrzeniami, jakby przez kilka sekund zupełnie zapomnieli gdzie się znajdują. Dopiero gdy Cassiopeia szarpnęła się mocniej, a Alfred podjął temat, do panny Rowle dotarła jedna, przykra rzecz – marnowali czas.
- Dobra, dobra, puść mnie ju... Dziękuję – mruknęła, rozcierając podgardle, gdy tylko przedramię Parkinsona przestało pozbawiać jej stałego dopływu tlenu. Poprawiła pelerynę, odgarniając z twarzy kilka nieposłusznych blond kosmyków i łypnęła mało przychylnie w stronę towarzysza, przegrzebującego kieszenie w poszukiwaniu... papierosów. Zaskoczona uniosła na niego wzrok, gdy podsunął jej paczkę, a później – traktując to jako swoistego rodzaju zawieszenie broni – przyjęła papierosa, odpalając go końcem różdżki.
- Współpraca może być w tym wypadku wskazana, skoro zależy nam na tym samym – przytaknęła łaskawie, ale wiedziała, że mężczyzna ma rację. W końcu żadne z nich nie zamierzało rezygnować ze swojej zdobyczy, łatwiej było więc podjąć nić porozumienia, rzuconą jej przez niespodziewanego wybawiciela, niż ciągnąć bezcelowo jałową sprzeczkę. Zaciągnęła się papierosem, a gryzący dym wypełniając z wolna płuca pozwolił jej odzyskać ostatnie fragmenty utraconej wcześniej kontroli. Przesunęła językiem po wardze i przygryzła ją w figlarnym uśmiechu, gdy napomknął coś o ognistej. Jemu się należało? To ona odbyła lot z dachu, na Merlina!
- W porządku – zgodziła się jednak, zaskakująco spolegliwie, spokojnym spojrzeniem taksując najpierw mężczyznę, a później, nieco uważniej, kłębiący się za nim tłum – Nie mam nic przeciwko szklaneczce. Dwie też mnie usatysfakcjonują. Ale dopiero kiedy złapiemy tego gnoja – dodała, a jej twarz stężała nieco, wykrzywiona przez okrutny, widoczny zaledwie przez sekundę uśmiech.
Kolejny haust powietrza, kolejna dawka dymu wypełniającego płuca; Cass, trzymając papierosa jedną dłonią, drugą ostrożnie sprawdzała, czy poobijane żebra i biodro będą stanowiły przeszkodę do dalszego pościgu. Musiała się skrzywić, bo jego pobrzmiewające troską pytanie zbiegło się niemal z bolesnym syknięciem. Uniosła wzrok, przypatrując się Alfredowi przez krótką chwilę, a później znów uśmiechnęła się do niego, całkiem zresztą przyjemnie.
- Nie, dam radę. Nie w takich opałach już bywałam. Zgłoszę się do magomedyka przed tą ognistą, bohaterze – odparła, a w jej głos wkradło się kilka sympatycznych tonów. Parkinson w gruncie rzeczy nie był taki zły. Rozumiała jego wściekłość, tak, jak rozumiała swoją własną – weszła mu w paradę, przeszkodziła, oboje byli zresztą winni w dokładnie takim samym stopniu. I choć nie zmieniało to faktu, że po wszystkim miała zamiar potraktować go kastetem za przekroczenie granic jakiejkolwiek przyzwoitości i przyduszanie, teraz należało schować dumę do kieszeni.
Niedopałek rzucony na chodnik tlił się jeszcze niemrawo, gdy znów zarzucała kaptur na głowę, ukrywając pod nim splecione w warkocz włosy.
- Idziemy, partnerze? Musimy nadrobić stracone minuty, ale nie sądzę, by był daleko przed nami -
Gość
Anonymous
Gość
Re: Uliczki przy kamienicach mieszkalnych [odnośnik]27.02.16 15:14
- Może to jeszcze moja wina, że spadłaś? – zadrwił. Na szczęście dach wcale nie był wysoki, więc zapewne obiła sobie zaledwie tyłek. Alfred jednak uważał, że zasłużyła. Jakby poprawiła współpracę z Wiedźmą Strażą, dowiedziałaby się, że nikt z pracowników nie naraziłby jej na niebezpieczeństwo. W szczególności Alfred Parkinon, który zapewne nie miałby siły tłumaczyć swojemu przyjacielowi, dlaczego jego protegowana została uduszona przy kamienicach mieszkalnych. Chociaż pewnie określiłby to lakonicznym: już nie będzie oddychać. Jednak tym razem wszyscy musieli skończyć cali. Cassiopeia miała w sobie cudowny temperament, który Alfred chętnie by zdominował. Czyż to nie było oczywiste, kto będzie dowodził ich grupą? Z satysfakcją zobaczył czerwone ślady na jej szyi i uznał, że to pierwszy krok prostowania jej ostrego charakterku. Niech nauczy się szacunku. To „dziękuję” zakodował w pamięci. Och, tak, będzie mówiła to jeszcze nie raz i nie dwa. W końcu czuł się jak jej ochroniarz. Pewnie z biegiem czasu nauczy się, że Cassiopeia nie została wybrana przez Cezarego tylko przez ładną buźkę. A może to właśnie przez charakter mu zaimponowała? Było coś w tej dziewczynie – tajemniczego, coś co chciał poznać Alfred i to natychmiast. Powinien jak najszybciej napisać do Cezarego.
- Współpraca to jedyne co nam pozostało – poprawił ją, próbując stworzyć pozory zawiedzionego szpiega, który w końcu musi nauczyć się pracować w parze. Jednak tylko na przeszpiegach wykorzystywał metamorfomagię, wpasowując się w otoczenie. Na takich akcjach jak dzisiejsza zwykle powinien mieć swojego kompana. Cóż, stała się nim Cassiopeia. Jakoś weźmie to na klatę. Wolno wypuścił dym papierosowy, kontrolnie wychylając się zza kamienicy i sprawdzając, czy na pewno są sami i nikt ich nie obserwuje. Ciemny kaptur wciąż chronił jego twarz przed łatwym zdemaskowaniem.
- Wybitnie, to teraz zaprowadź nas w miejsce, gdzie bez alkoholu omówimy wszystko, a w dodatku postaramy się nie zabić – odparł ironicznie. Czy ona naprawdę uznała, że pójdą sobie teraz do Wywerny i spiją się jak dzikie świnie? To nie było zaproszenie towarzyskie. Mieli obmyślić plan, a nie zaprzyjaźniać się. Ze swojego bogatego już doświadczenia Alfred wiedział, że złapanie tego typka to nie dzień czy dwa roboty. Wzruszył ramionami na te żałosne próby udawania twardej i niezniszczalnej. Oczywiście czarodzieje mieli większa odporność niż mugole, ale z kontuzjami do niczego mu się nie przyda.
- Ten bohater na rękach nie będzie cię nosił do izby przyjęć, więc jeśli nic ci nie jest, to warto byłoby nie wzbudzać już podejrzeń – co go obchodziło, czy ma siniaki czy inne obrażenia. Jeśli sama uważa, że nic jej nie jest, to Alfred nie będzie się specjalnie doszukiwał problemu. Była dorosła, Cezar w jakiś sposób ją trenował, więc niech odpowiada za siebie. – Albo ktoś cię sprawdzi teraz albo idziemy do akt – dodał surowo, nie był żadnym magomedykiem, ale także nie będzie nosił pobitej niewiasty przez Nokturn, a następnie Pokątną. Jeszcze tego by brakowało! Czekał na jej decyzję, a na cokolwiek nie przystała, wzruszył ramionami i poszedł za nią. Niech się cieszy, że pozwolił jej prowadzić! Co za dzień, co za dziewucha. Nawet ją polubił.
zt




If I risk it all,
could You break my fall?

Alfred Parkinson
Alfred Parkinson
Zawód : Wiedźma Straż
Wiek : 36
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Cynik i król bez miłości - to tylko tytuły.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
http://morsmordre.forumpolish.com/t1679-alfie-parkinson#17486 http://morsmordre.forumpolish.com/t1693-magenta#17983 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f103-gloucestershire-cotswolds-hills-12 http://morsmordre.forumpolish.com/t1695-alfred-parkinson#17987
Re: Uliczki przy kamienicach mieszkalnych [odnośnik]04.04.16 20:43
19 grudnia

Nie przejmował się zimnem, które wdzierało się w zakamarki czarnego, niedopiętego płaszcza. Jedna dłoń wciśnięta w kieszeń, druga co raz sięgała jego ust, gdy pociągał dym z trzymanego w palcach papierosa. Drażniąca pula dymu atakowała jego płuca i przynosiła kolejną dawkę rozluźnienia, nawet jeśli tylko pozornego.
Śnieg, który sypał za oknem, a który pozostawił na włosach Samuela sporą warstewkę puchu, już dawno stopniał, pozostawiając po sobie mokre ślady. I to nie było coś, co w jakimkolwiek stopniu przykuwało uwagę aurora, który całe swoje skupienie poświęcał pomieszczeniu, w którym jeszcze w sierpniu miały miejsce wydarzenia, które do dziś wywoływały skurcz dłoni w pięści. małe, nokturnowe mieszkanie, które już kilkakrotnie zostało przewertowane aurorskimi rekami i czarami. Zbierał dowody, informacje i wszystko to - co pozwoliłby  w końcu zakończyć prowadzone przez zmarłego Wooda dochodzenie. Chciał złapać Melanie Karkarov i towarzyszących jej popleczników.
Przy nim stały dwie kobiety, ale żadna nie była przypadkowym gościem. Aurorka - Elizabeth Falwey i przyszła aurorka, Lilith Greengras, która miała uczestniczyć w swojej pierwszej misji. A teraz - wszyscy stali w pomieszczeniu, w którym wszystko się skończyło, by dziś..mogło ruszyć dalej.
Już wcześniej zbierał odpowiednie materiały, dodając do nich rysunek - naszkicowany przez Lyrę, która jako jedyna była przytomna, by zobaczyć prawdziwą twarz poszukiwanej. Oczywiście - mogła kolejny raz posłużyć się eliksirem i zmylić pościg - wielokrotnie, ale - cicha intuicja mówiła, że w pokoju było coś, co wcześniej przeoczyli, albo - może słowa Wooda, który twierdził, że oprawca, zawsze wracał na miejsce zbrodni?
Wciąż uderzało go niepokojące wspomnienie - jego samego, zamkniętego we własnym umyśle i koszmarne wizje, które atakowały go podczas bezsennych nocy. Doskonale poczuł, jak gorzko i boleśnie smakuje czarnomagiczne plugastwo.
Odwrócił głowę, spoglądając na swoje towarzyszki.
- Tu wszystko się skończyło. My musimy zacząć na nowo - właściwie nie był pewien, czemu na głos wypowiedział myśli, które jeszcze przed chwilą gładko przepływały przez jego umysł. Wyjął niespiesznie różdżkę, która tkwiła do tej pory w kieszeni, by wcisnąć końcówkę w rękaw. W razie konieczności, mógł łatwo po nią sięgnąć, a podczas przeszukiwania pokoju, nie przeszkadzała w oględzinach. Kolejnych. Liczył raczej na świeży trop, ale - kto wiedział, kto do tej pory urzędował w tej nokturnowej spelunie?


Darkness brings evil things
the reckoning begins
Samuel Skamander
Samuel Skamander
Zawód : Rebeliant, auror
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
I've come too far, to go back now
I'll never close my eyes
OPCM : 51 +3
UROKI : 29 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 18
Genetyka : Czarodziej
Uliczki przy kamienicach mieszkalnych - Page 4 9l89Y7Y
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1272-samuel-skamander https://www.morsmordre.net/t1372-filozof#10888 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f186-harley-street-5-3 https://www.morsmordre.net/t3509-skrytka-bankowa-nr-358#61242 https://www.morsmordre.net/t1597-samuel-skamander#280340
Re: Uliczki przy kamienicach mieszkalnych [odnośnik]05.04.16 12:31
Kolejny mroźny dzień. Grudzień niemal od samego początku dawał się we znaki, zamiecie śnieżne połączone z przeszywającym ciała, lodowatym wiatrem nijak nie zachęcały czarodziei, do wystawiania nosa zza ciepłych ścian mieszkań. Opatulona szczelnie grubą, czarną peleryną kroczyłam obok Samuela i Elizabeth, co jakiś czas oglądając się za siebie lub na boki, uważnie lustrując każdy skrawek bruku, czy ścian budynków - nie podobało mi się tu ani trochę. Ścisnęłam końcówkę różdżki schowanej w rękawie marynarki i przyśpieszyłam kroku, im byliśmy bliżej tym Sam zdawał się być bardziej nerwowy, rzuciłam mu krótkie spojrzenie, jednak postanowiłam sobie darować wszelkie komentarze na ten temat. Miał prawo do każdego skrajnego zachowania. Wydarzenia z sierpnia z pewnością odcisnęły się piętnem na jego psychice, cały ten dziki pościg i walka, w której został ranny a jego mentor zakończył swój żywot - nikt nie mógłby przejść nad czymś takim do porządku dziennego a już na pewno nie on. Zresztą... Czyż nie o moją obecność tutaj stoczyliśmy małą batalię? Znając porywczość aurora nie mogłam pozwolić mu iść samemu, bez wątpienia przyda się ktoś kto nie wiąże ze sprawą emocji a przynajmniej nie tych większych, w końcu ta dziwka próbowała tylko zabić jedną z bliskich mi osób, z pewnością mogła liczyć na moją łaskę i obiektywność w działaniu.
Dotarliśmy na miejsce. Zanim jednak weszłam do środka, przepuściłam w drzwiach Elizę i Sama, rzucając okiem raz jeszcze na nieprzyjemną dzielnice - w końcu nie chcieliśmy żadnych nieproszonych gości. Przekroczyłam próg, ściągając z głowy kaptur oraz strzepując resztki płatków śniegu z ramion i butów. Ogarnęłam pokój wzrokiem, nie widząc na razie niczego co mogłoby przykuć moją uwagę na dłużej niż parę sekund. Kiwnęłam tylko głową, w geście potwierdzenia, że rozumiem co do mnie powiedział i bez słowa udałam się w stronę jednego z regałów, po drodze przekładając różdżkę z rękawa do kieszeni czarnych spodni.
- Mam nadzieję, że tym razem coś znajdziemy. - Rzuciłam beznamiętnie, wertując wzrokiem kolejne półki. Może gdzieś tu kryła się jakaś poszlaka, chociażby drobny ślad który doprowadzi nas do ów kobiety.




And on purpose,
I choose you.

.
Lilith Greengrass
Lilith Greengrass
Zawód : Auror
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Don't mistake my kindness for weakness,
I'll choke you with the same hands I fed you with.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Find someone who knows how to calm your storms.
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t1807-lilith-black https://www.morsmordre.net/t2158-sow#32631 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f177-shropshire-dwor-averych https://www.morsmordre.net/t2288-lilith-greengrass
Re: Uliczki przy kamienicach mieszkalnych [odnośnik]06.04.16 22:12
Zbliżały się święta i gdziekolwiek się nie poszło odczuwało się przedświąteczny entuzjazm. Sama już od dawna musiała kupować prezenty dla rodziny i przyjaciół co wiązało się z o wiele lżejszym  portfelem. Mimo tych zakupów nadal nie mogła się wciągnąć w ten radosny szał, stała gdzieś z boku chłodno obserwując grudniowe zamieszanie. Mimo że zostało tylko kilka dni do przerwy świątecznej ona sama nie odpoczywała, aurorzy nie mogli liczyć na takie luksusy. Kiedy już wybierało się taki zawód trzeba było pogodzić się z pewnymi warunkami, które choć czasem były uciążliwe to wszystko to dla ojczyzny. Czy jakoś tak to sobie tłumaczyła czując jak płatki śniegu wpadają jej za szal wywołując dreszcze. Nie była na Nokturnie od czasu spotkania z Dianą, wydawało się to wieku temu. Potem wprowadzono dekret, który utrudnił poruszanie się po Nokturnie w celach prywatnych. Również kontakt z informatorami był obecnie trudniejszy, ale wolała nie ryzykować. Sytuacja w Ministerstwie była napięta i wolała nie zaprzyjaźniać się nagle z czarodziejską policją.  
Od dłuższego czasu umawiała się z Samuelem na ich mini śledztwo, a miała do nich jeszcze dołączyć Lilith, której miało to być pierwsza akcja. Wiedziała, że przeżył on śmierć Wooda- nie każdego dnia obserwuje się śmierć człowieka, który mentorował mu przez lata. Obawiała się jednak zaangażowania Samuela w tę sprawę, emocjonalne powiązanie ze zbrodnią nigdy nie służyło śledztwu. To ona musiała być tą chłodno myślącą, bo choć lubiła Wooda to nie był jej bardzo bliski. Również nie wiedziała czego spodziewać się po Lilith, której brak doświadczenia na pewno będzie oddziaływać na jej zachowanie. W czasie ich sporadycznych treningów wykazywała się umiejętnościami i talentem, ale wolała zachować ostrożność w ocenie jej możliwości. Jak dobrze, że to Samuel miał głównie za nią odpowiadać. Z wysoko uniesioną głową wkroczyła do pomieszczenia rozglądając się dookoła. Miejsce to było już wiele razy przeszukiwanie, ale bez owocnie. Gdzieś jednak musieli zacząć, a właśnie tu wszystko się rozpoczęło. Wciągnęła głośno powietrze rozglądając się. Stanęła w jednym kącie, by ogarnąć wzrokiem cały pokój.
- Masz jakiś pomysł czego powinniśmy szukać? Czy zaczynamy z czystą kartą? – zapytała obserwując uważnie jego zachowanie. To on tu z nich wiedział najwięcej i to on przygotowywał się do tego od miesiąca.
Elizabeth Fawley
Elizabeth Fawley
Zawód : Auror
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
"Gwałtownych uciech i koniec gwałtowny" W. Szekspir.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Wszechświat się cały czas rozrasta.
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t745-elizabeth-fawley https://www.morsmordre.net/t773-odyn https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f155-baker-street-223a https://www.morsmordre.net/t1058-elizabeth-fawley
Re: Uliczki przy kamienicach mieszkalnych [odnośnik]21.04.16 22:34
Kiedy weszliście do mieszkania mogliście dojrzeć stare plamy krwi na podłodze. Pokój był w zasadzie pusty. Na środku stał jedynie otwarty kufer, w którym ewidentnie ktoś grzebał. Z regału stojącego w rogu ktoś zrzucił większość książek, kartki rozsypały się po całej podłodze. Na obdrapanej ścianie wisiał wyblakły, przekrzywiony obraz. Niewiele rzeczy macie do przeszukiwania. W czasie, kiedy urzędujecie w pomieszczeniu pod drzwi podszedł nieprzyjemnie wyglądający mężczyzna, który najwyraźniej was nie zauważając. Stał przy drzwiach, wpatrywał się w nie intensywnie.

|Nie musicie rzucać kością, na odpis macie 48 godzin.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Uliczki przy kamienicach mieszkalnych - Page 4 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Strona 4 z 20 Previous  1, 2, 3, 4, 5 ... 12 ... 20  Next

Uliczki przy kamienicach mieszkalnych
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach