Wydarzenia


Ekipa forum
Wybrzeże
AutorWiadomość
Wybrzeże [odnośnik]08.11.15 13:03
First topic message reminder :

Wybrzeże

Nie dajcie się zwieść, wybrzeże tylko z pozoru wygląda na spokojne. W ciągu chwili mogą powstać fale, szczególnie odczuwalne bliżej brzegu. Piasek miesza się z kamieniami, szczególnie w wodzie, gdzie głazy stają się coraz to większe, pokryte morskimi glonami, co czyni ich niebezpiecznie śliskimi. Nietrudno tutaj o niespodziewane wgłębienia, dlatego lepiej sprawdzać podłoże przy każdym kroku, oczywiście jeśli nie chce się zaliczyć kąpieli w morskiej pianie.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Wybrzeże - Page 10 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Wybrzeże [odnośnik]12.11.15 22:16
Pięść z (tym razem) słyszalnym świstem opadła na twarz Zaima, gruchocząc doszczętnie kości jego nosa. Benjamin nie czuł bólu, promieniującego ze zwiniętej dłoni - jego zmysły, przytłumione zastrzykiem durnego testosteronu, odbierały na razie tylko doznania pozytywne, niegodne godnego człowieka: wypełniała go satysfakcja. Chwilowy, ekstatyczny triumf, rozkosz felix felicis buzująca w żyłach, napędzająca go tylko do dalszych uderzeń. Widział, że Naifeh stracił przytomność (białka oczu były wyjątkowo widoczne na tle tej czarnej, obcej cery) i że nie stanowił już żadnego zagrożenia, ale ta informacja nie zdołała przebić się przez napęczniały agresją mózg. Raz rozpędzona pięść nie chciała się zatrzymać; uderzenia raz po raz spadały na twarz mężczyzny, będąc zdecydowanie słabszymi i chaotycznymi niż ostatni morderczy cios. Działał jak w amoku, jego ciosy częściej trafiały w wodę niż w zmasakrowaną twarz Zaima, ale nie przestawał. Zabarwiona krwią woda przelewała się tuż pod nim; dostrzegał w niej drobinki połamanych muszelek, większe ziarna piasku, ciemnozielone wstążki alg i wirujące płatki maków z przeklętego wianka, sprowadzającego na Wrighta to szaleństwo. Nie chciał źle, był dobrym człowiekiem...kompletnie tracącym nad sobą panowanie, gdy ktoś wchodził na jego terytorium. Harriett, pomimo wieloletniego rozstania, ciągle należała do niego. Mógł uciec od niej na drugi koniec globu, mógł przeklinać ją każdego poranka, mógł podpalać jej zdjęcia wycięte z Czarownicy, mógł w końcu udawać, że pogodził się z jej stratą, ale - właśnie - to wszystko było kłamstwem. Panna Lovegood, pierwsza kobieta, którą potrafił pokochać tak mocno, z którą planował normalne życie, z którą chciał stworzyć szczęśliwą rodzinę, teraz była żoną obdartego arabusa, śmiącego stawać Benjaminowi na drodze. To nic, że złapanie wianka było przypadkiem, łutem szczęścia, może wskazówką od losu - teraz Wright nie myślał logicznie, uderzając nie tyle w Zaima co w pewien symbol utraty. Bólu. Zmarnowanej szansy.
Z zaciśniętymi ustami, z wściekłym spojrzeniem, z zmierzwionymi włosami oraz brodą nie wyglądał pewnie na filozofa i faktycznie te wszystkie myśli przesuwały się w jego głowie niemalże niezauważalne. Mógł zadać zarówno pięć ciosów jak i pięćdziesiąt; nie liczył ich, po prostu działając, jakby jakakolwiek przerwa w metodycznych uderzeniach mogła spowodować rozpoczęcie toku logicznego myślenia, a tego przecież nie chciał. Woda zalewała twarz Zaima, ale nie kłopotał się tym wcale...przywrócony do świata (względnie) trzeźwych dopiero siarczystym policzkiem, jaki wymierzyła mu Selina.
Zachwiał się gwałtownie, instynktownie puszczając trzymanego za szatę nieprzytomnego mężczyznę. Głowa Benjamina odskoczyła w drugą stronę a prawa strona twarzy zapulsowała piekącym bólem. Syknął, zarówno z zaskoczenia jak i z nagłego dyskomfortu, przenosząc spojrzenie, dotąd wbite w zalaną krwią twarz Zaima, na Selinę. Gdzieś w tle mignęły mu rude włosy, piegowata twarz, usta układające się w krzyk, ale ogniskował swój szalony wzrok tylko na bladej buzi Lovegood, w pierwszym odruchu wyglądając tak, jakby chciał oddać jej cios.
Dłoń znów zacisnęła się w pięść, drżąc lekko, ale już nie podniósł jej do uderzenia.
- Zostaw go - wycedził tylko pogardliwie, chwiejnie zbierając się z kolan. Cały ociekał wodą a przód jego ubrania zalany był krwią, ale mało go to obchodziło. Chłodne powietrze jeszcze nie działało na niego otrzeźwiająco: zignorował postać Garretta, koncentrując (w końcu?) wzrok na przyczynie tej całej nieprzyjemnej sytuacji. Na jasnowłosej Harriett. Cała reszta rozmywała się jakoś dziwnie. Zrobił dwa kolejne kroki w stronę kobiety, przystając tuż przed nią i patrząc na nią ciągle roziskrzonym wzrokiem. Tym samym, który zapewne widziała po każdej stadionowej bójce, kiedy wracał ze szpitala z nastawionymi kośćmi i niebezpiecznym, głupim triumfem, wyrysowanym na twarzy. Wygrał. I oczekiwał nagrody.


Make my messes matter, make this chaos count.
Benjamin Wright
Benjamin Wright
Zawód : eks-gwiazda quidditcha
Wiek : 34
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I wanna run against the world that's turning
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
OPCM : 37 +7
UROKI : 34
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 43
Genetyka : Czarodziej
Wybrzeże - Page 10 Frank-castle-punisher
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t656-benjamin-wright https://www.morsmordre.net/t683-smok#2087 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f203-kornwalia-sennen https://www.morsmordre.net/t4339-skrytka-bankowa-nr-178#92647 https://www.morsmordre.net/t1416-jaimie-wright
Re: Wybrzeże [odnośnik]12.11.15 22:46
Nie wierzył w to, co widzi - czuł narastającą złość i rozczarowanie, które ostatnio stało się jednym z jego najlepszych przyjaciół; i choć starał się zrozumieć emocje targające Benem, nie potrafił. Nie wiedział, czy w podobnej sytuacji zachowałby się podobnie (inaczej - nigdy nie doprowadziłby do podobnej sytuacji), dlatego obdarzył go tylko spojrzeniem, które dziwnie kontrastowało z twarzą przyzwyczajoną do ciepłego uśmiechu. Przez chwilę poczuł nawet potrzebę, by potrząsnąć przyjacielem, w nadziei, że wyłącznie przemoc, w której tak musiał się lubować, przywoła go do porządku. Porzucił ten pomysł (może ostatecznie dochodząc do wniosku, że najpewniej podzieliłby los Zaima, który właśnie upadał w wodę w towarzystwie fal barwiących się szkarłatem), uznając, że priorytety były inne - takie, jak ratowanie aurora, który, najpewniej nie kontaktując ze światem, był narażony na rychłe zakrztuszenie się słoną wodą i własną krwią obficie cieknącą z nosa.
- Oszalałeś, Wright - warknął jeszcze, spoglądając na Bena z wyrzutem, wyraźną niechęcią i czymś na kształt czystej pogardy, jakby Garrett za dotknięciem różdżki zapomniał o przyjaźni, która ich łączyła. Może instynkt, może niepowstrzymany altruizm i naiwna wiara w to, że sprawiedliwość zawsze powinna zostać wymierzona, a może mieszanka wszystkiego - coś jednak spowodowało, że kompletnie zignorował Bena, który prawdopodobnie potrzebował mentalnego wsparcia i zrozumienia, kiedy, przeżarty negatywnymi emocjami, powoli zdawał sobie sprawę (musiał sobie zdawać, przeszło Garrettowi przez myśl, przecież - wbrew pozorom - wielkolud nie był głupi), do czego się dopuścił.
Jedyne, co w tej chwili miało jakiekolwiek znaczenie, to ratowanie życia. Dlatego właśnie podszedł do Seliny, która rzuciła się, by pomóc Zaimowi; nie wyglądała na kruchą kobietę (a na pewno nie mentalnie), choć wiedział, że najpewniej nie poradzi sobie sama z utrzymaniem Naifeha, który, oględnie mówiąc, do najdrobniejszych nie należał.
- Potrzebny jest uzdrowiciel. Jak najszybciej - wychrypiał w stronę Seliny, powoli wyciągając bezwładne ciało na brzeg i układając je na mokrym piasku. Rozejrzał się wkoło, mając nadzieję, że ktokolwiek zareaguje - kompletnie nie znał się na magii leczniczej, a podstawy zwykłej, niemal mugolskiej pomocy, którą poznał na kursie aurorskim, w tym wypadku nie pomogłyby wiele.
Priorytety priorytetami. Zdrowiem mentalnym Jaimiego zajmie się później.


a gniew twój bezsilny niech będzie jak morze
ilekroć usłyszysz głos poniżonych i bitych

Garrett Weasley
Garrett Weasley
Zawód : auror
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
żyjąc - pomimo
żyjąc - przeciw
wyrzucam sobie grzech niepamięci
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Wybrzeże - Page 10 Tumblr_o0qetnbY2m1rob81ao9_r1_250
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t597-garrett-weasley https://www.morsmordre.net/t627-barney#1770 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f112-st-martin-s-lane-45-3 https://www.morsmordre.net/t2785-skrytka-bankowa-nr-122#44963 https://www.morsmordre.net/t975-garrett-weasley#5311
Re: Wybrzeże [odnośnik]12.11.15 23:02
Nie dostrzegała zamieszania, jakie się wytworzyło. Wskaźnik testosteronu na kilometr najwyraźniej przekroczył maksymalny próg albo ktoś po prostu rozpylił tu jakiś gaz wzmagający agresję, skoro mężczyźni mieli takie skłonności do bicia się o kobiece wianki. Kto by przypuszczał, że kwiatki będą zmuszać ich do aż tak zażartej walki? Sceptyczna Selina definitywnie wzgardziłaby tym widokiem, gdyby nie to, że była jego częścią. Nie słyszała krzyku innych kobiet, nie słyszała wypowiadanych zaklęć, nie widziała obitych twarzy. Cała jej uwaga skupiła się na tych kilku metrach kwadratowych, które zajmowała ich czwórka. Nie była pewna czy gdyby Benjamin biłby kogokolwiek byłaby w ten sam sposób zaangażowana jak teraz. W tym momencie wszystko rozgrywało się o Harriett. Mimo że wcale nie była bezbronną gąską, to mimo to... cóż, nawet Lovegood musi mieć choć jedną osobę w swoim życiu, o którą się troszczy w swój charakterystyczny sposób, prawda? Nawet, jeśli przez większość czasu oznaczało to (jak na nią) subtelne wytykanie głupstw i nierzadko niepotrzebnie ostre słowa, to... przy niej była miększa. I była przede wszystkim zaangażowana. Tak bardzo, że w tym momencie drżała ze złości.
Wright nigdy nie zdołał jej wprawić w taki stan. Jego bezczelność... Och, oczywiście, że czasem bywał arogancki i bezpośredni. Ale to co wyczyniał w tym momencie? Obdzierał ją z dumy. Ignorował. I nie, nie była zazdrosna o Harriett, mimo że tak samczo ją sobie przywłaszczał, jakby mu się należała. Nie mogła uwierzyć, że tak traktuje. Mimo tego jak antypatycznie podchodziła do miłości, to zdarzało jej się idealizować Hattie i Bena. Wydawała się przy nim szczęśliwa. Zupełnie jak przy Zaimie przez chwilę, gdyby nie wątpliwości, które zżerały ją od środka. I... nie mogła zrozumieć jak można było emanować taką energią, gdy najwyraźniej... wcale nie było tak kolorowo.
Zaciskała mocno szczękę, wytrzymując intensywne spojrzenie byłego zawodnika. Jej klatka piersiowa unosiła się szybko, zdradzając szargające nią emocje. Gdy zacisnął mięśnie, jej oko lekko się zmrużyło, nieco zdradzając, że całe jej ciało było gotowe do skulenia się przed uderzeniem... które nie nastąpiło. Opierała więc ciężką głowę męża swej krewnej o kolano, by go utrzymać nad poziomem wody. Odwzajemniła się mężczyźnie tym samym wyrazem, posiadając spore doświadczenie w wyrażaniu pogardy. Gdy jednak zauważyła, że ten zbliża się do drugiej blondynki, momentalnie na twarzy ukazało się lekkie przestraszenie i zaskoczenie.
-Odejdź od niej, Wright!-zastrzegła, próbując brzmieć twardo, ale przez głos przepuściła też lekką nutę desperacji.-Dość już dziś zrobiłeś.-powiedziała zimno, nawet nie starając się załagodzić brzmienia własnego tonu.
Starała się jakoś asekurować Naifeha. Gdy został na piasku popatrzyła na niego bezradnie. Nawet nie wiedziała co ma zrobić. Nacisnąć brzuch? Powinien wypluć tą wodę, której się nałykał. Ale jak? Może sam to zrobi? Klepnęła go niepewnie po policzku, delikatnie, jakby chcąc ocucić. Była zagubiona. W końcu jednak poszła po rozum do głowy. Wyciągnęła, jak miała nadzieję, po raz ostatni różdżkę, celując w niebo.
-Medico!-powiedziała, a z drewna pistacjowego wystrzeliły niebieskie iskry wzywające medyków.




I care for myself.
The more solitary, friendless, unsustained I am,
the more I will respect myself.
Selina Lovegood
Selina Lovegood
Zawód : ścigająca Os, naczelna zołza, bywalczyni kolumn Czarownicy
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
pride
will be always
the longest distance
between us
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Wybrzeże - Page 10 ANUtJXt
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t986-selina-lovegood#5480 https://www.morsmordre.net/t1028-alfred-wlasnosc-seliny-lovegood#5823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f133-queen-elisabeth-walk-137-2 https://www.morsmordre.net/t3514-skrytka-bankowa-nr-290#61348 https://www.morsmordre.net/t1131-panna-lovegood
Re: Wybrzeże [odnośnik]12.11.15 23:15
Taniec brzmiał obiecująco i również tajemniczo. Wiele znałam miejsc, w których mogliśmy zatańczyć dzisiejszego wieczoru. Naprawdę wiele, wliczając w to kilka niecieszących się dobrą sławą nokturnowych spelun. I gdyby tego jeszcze było mało, ton użyty przez Garretta sprawił, że podsycił jedynie, a może aż, mą ciekawość, która zaczęła brać nade mną górę. Brzmiał tak pewnie i tak... Kompletnie inaczej niż to sobie wyobrażałam, inaczej niż sobie wyobrażałam go jako faceta, jako człowieka. Czyżby pozory myliły? Powinnam odrzucić swe wyobrażenia i bardziej przyłożyć się do poznania go?
Najwyraźniej musiałam to przełożyć na później, bo jacyś ludzie zepsuli nam chwilę bezsensownymi bójkami. Skinęłam głową na przeprosiny Garretta i odprowadziłam go wzrokiem w kierunku nieznajomej mi dwójki. Jakby nie patrzeć, był aurorem. Musiał interweniować w takich wypadkach, prawda? Za bardzo nie rozumiałam, czemu nie atakuje głównego agresora, ale może właśnie to ten agresor był wspomnianym Benem? Jakiś jego znajomy?
Podbiegłam do nich dopiero, gdy wyciągnęli nieprzytomnego biedaka z wody.
Co się dzieje? Czy on...?
...nie żyje? Co bym zrobiła w takiej sytuacji? Jakbym zareagowała? Zapewne nie pokroiłoby mi to serca tak bardzo jak wieść o śmierci Marianne i Celeste.
Mogę jakoś pomóc? – zapytałam, dostrzegając dopiero teraz, że panna Lovegood wzywała medyczne posiłki. Zamilkłam, stając nieco z tyłu, by im nie przeszkadzać, ale też tak, by nie stracić Garretta z oczu. Bałam się o niego. Kto wie, co może zrobić tamten drugi mężczyzna? Może powinnam go bezmyślnie związać czarami?
Diana Crouch
Diana Crouch
Zawód : szlachcicuje
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Caught in a landslide, no escape from reality.
Open your eyes, look up to the skies and see.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak
Wybrzeże - Page 10 Giphy
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
http://morsmordre.forumpolish.com/t711-diana-octavia-crouch#2419 http://morsmordre.forumpolish.com/t777-puszka#3024 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f109-ashford-hythe-road http://morsmordre.forumpolish.com/t983-panienka-crouch#5415
Re: Wybrzeże [odnośnik]12.11.15 23:26
Cholera jasna i szlag by to trafił. Wianków mi się zachciało, na słodkiego Salazara.
Cały mój majestatyczny bieg po wianek zniwelowany jednym, śliskim kamieniem. Brawo matko Naturo, oddaję należną cześć i chwałę. Pokonałaś mnie w najbardziej widowiskowy sposób. Na usta w tym momencie cisną mi się całe litanie barwnych, bogatych w ozdobniki epitetów, które mogłaby oddać mój aktualny nastrój. Jestem jednak dżentelmenem, który jest boleśnie, dosłownie, świadom tego, co dzieje się dookoła. Najbardziej kwietnego wianka, który koniec końców udało mi się upolować. Zalewa mnie dzięki temu czysto męska satysfakcja, a buzująca w żyłach adrenalina tłumi ból. Niestety nie tak bardzo jakbym sobie tego życzył. Pulsujący nos nie dawał o sobie zapomnieć, zwłaszcza, że cały czas obmywała go słona woda. Fantastycznie. Dźwigam się w końcu na kolana i rozglądam dookoła. Młode arystokrateczki stoją na brzegu i chichoczą. Przedstawienie musi trwać, więc szczerzę do nich zęby w rozbawionym uśmiechu. Widok musi być nieco makabryczny, bo czuję, że krew cieknie ze mnie dziarskim strumieniem. Nie pierwszy raz, pewnie też nie ostatni. Unoszę się z klęczek i nieco chwiejnym korkiem wychodzę z płytkiej wody, tym razem szalenie ostrożnie uważając na zdradzieckie podłoże. Kiedy tylko staję na piasku zwalam się na niego ciężko, bo ten niekontrolowany upływ krwi sprawia, że świat dookoła mnie wiruje. Jednak niedane jest mi odpocząć, bo moja Stokrotka jest już przy mnie.
- Teraz? Ot, usiadłem sobie – odpowiadam lekki tonem i przyjmuję jej wyciągniętą w geście pomocy dłoń. Nie pierwszy zresztą raz. Przyzwyczaiłem się już do faktu, że kłopoty przyciągają mnie, a ja razem z nim Eileen. Ciekawe dlaczego. – Przecież idę, o pani – mruczę rozbawiony, chociaż na końcu krzywię się lekko. Chyba złamałem ten nos, ale galeona bym na to nie postawił. Potulnie podążam za nią we wskazaną wydmę i z ulgą przyjmuję fakt, że znów mogę usiąść. Nie jest to zbyt przyjemne w przemoczonym i zakrwawionym ubraniu, ale przecież się nie rozbiorę. Wilde by mnie zabiła, ach, nie wie, co traci.
Gubię wątek, gdy przykłada mi to coś do twarzy. Kamień? Serio? Co to ma być? Nie zdołałem jednak wydobyć z siebie słowa, bo nagle poczułem dziwne łaskotanie i fontanna przestaje tryskać. Ból nadal mnie mierzi, ale przynajmniej nie tryskam wesoło krwią.
- Co to? – pytam unosząc brew wyraźnie zaciekawiony.


Thank you, I'll say goodbye now though its the end of the world, don't blame yourself and if its true, I will surround you and give life to a world thats our own
Crispin Russell
Crispin Russell
Zawód : Auror, opiekun testrali
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
sometimes we deliberately step into those traps
I was born in mine; I don't mind it anymore
oh, but you should, you should mind it
I do, but I say I don't
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
lets go have fun, you and me in the old jeep
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t1067-crispin-phillip-arthur-russell-iii https://www.morsmordre.net/t1442-kamelia https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f143-kornwalia-puddlemore-breeder-street-3 https://www.morsmordre.net/t1328-crispin-phillip-arthur-russell-iii#10195
Re: Wybrzeże [odnośnik]12.11.15 23:40
Świat stanął w miejscu, niezdolna do zareagowania w jakikolwiek sposób, patrzyłam bez ruchu, jak Zaim po raz pierwszy wymierza cios i chociaż z moich ust wydobył się krzyk, żądający, by przestali, słowa moje nawet nie dobiły się do mężczyzn, zbyt pochłoniętych dramatyczną bójką. Widziałam już zbyt wiele w trakcie tych lat spędzonych u boku Wrighta, by wiedzieć, że tak jak wcześniej powiedziałam, to nie ma prawa skończyć się dobrze. Krzyczałam, prosiłam, groziłam, zdzierałam sobie gardło, wbiegając do wody i ślizgając się na kamienistym dnie i przeklinałam samą siebie za to, że nie mam dwóch metrów wzrostu i wystarczająco wielu mięśni, by wskoczyć pomiędzy coraz ostrzej tłukących się mężczyzn, by ich powstrzymać. Zaklęcie, które miało odrzucić ich od siebie do tyłu, a które próbowałam wypowiedzieć, nie przyniosło żadnego skutku, nie widziałam nawet, że Selina i Garrett również próbują bezskutecznie ratować sytuację zaklęciami, kiedy moja twarz zalała się rozmazującymi wszystko łzami, a ja w całej swojej bezsilności opadłam na kolana w miękki, mokry piasek. To wszystko moja wina.
Czy podobnie wyglądała masakra, jakiej przed laty Ben dokonał na boisku i która kosztowała go karierę sportową? Jak najżałośniejsza kreatura stąpająca po ziemi, tkwiąc nieruchomo w miejscu, w którym chłodne fale zalewały moje oblepione przemoczoną suknią ciało, patrzyłam na scenę rozgrywającą się parę metrów dalej. Czy naprawdę mogłam tylko czekać na jej finał, by po wszystkim, mówiąc mea culpa, ratować Zaima, który nie zawinił niczym, tylko próbą nierównej walki o mój honor? Obrazy zlały się w niewyraźne, mgliste plamy, dźwięki dobiegały do mnie jak zza tafli szkła, nie widziałam prób wyciągnięcia mojego nieprzytomnego męża z wody, nie widziałam spektakularnego spoliczkowania Wrighta, w całym swoim patosie pytając w myślach co takiego zrobiłam, że los tak okrutnie mnie karze, a bliskie mi osoby obrywają rykoszetem. Podniosłam spojrzenie ku górze, dopiero gdy pobliski głośny plusk wody oznajmił, że Ben z pięścią wciąż usmarowaną krwią Zaima zbliża się w moim kierunku, nie mogłam jednak się zmusić do zwrócenia się ku jego oczom, jakbym bała się tego, co w nich zobaczę. A może tak naprawdę bałam się samego Bena i tego, do czego jest zdolny, skoro tuż pod moim nosem bezpardonowo zmasakrował mojego męża.
Ile to wszystko trwało? Sekundy? Minuty? Wieczność? Selina i Garrett szczęśliwie wyciągnęli z wody Zaima i ułożyli go na brzegu, a ja otrząsnęłam się z marazmu. Dźwignęłam się ku górze, podnosząc z ziemi ten pieprzony wianek, który w między czasie został wyrzucony na brzeg.
- Proszę, jest twój. Zasłużyłeś na niego. - oznajmiłam załamującym się głosem, wciskając w zakrwawione ręce Bena plątaninę kwiatów, w niczym już nie przypominającą rękodzieła mogącego symbolizować cokolwiek, po czym prawie potykając się o swoje stopy, wyminęłam Wrighta, by przepchnąć się do leżącego na plaży Zaima i rozdygotanymi palcami dotknąć jego obitej twarzy. - Anapneo. - wyszeptałam zaklęcie, kierując różdżkę do jego gardła, w którym niewątpliwie zalegała woda i mogąc tylko liczyć na to, że tym razem różdżka mnie posłucha i uśmiechnęłam się blado do Seliny, wzywającej pomoc medyczną. Tyle, jeśli chodzi o szczęście na festiwalu.
Harriett Lovegood
Harriett Lovegood
Zawód : spadająca gwiazda, ponurak
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
stars kiss my palms and whisper ‘take care my love,
all bright things must burn
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
the show must go wrong
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1388-harriett-lovegood#11320 https://www.morsmordre.net/t1508-alfons#13822 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f170-canterbury-honey-hill https://www.morsmordre.net/t2776-skrytka-bankowa-nr-394#44885 https://www.morsmordre.net/t1818-harriett-lovegood#23281
Re: Wybrzeże [odnośnik]12.11.15 23:40
The member 'Harriett Naifeh' has done the following action : rzut kością

'k100' : 17
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Wybrzeże - Page 10 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Wybrzeże [odnośnik]13.11.15 0:05
W sumie Sylvain bawił się nadzwyczaj dobrze, starając się pochwycić to przybliżający się, to znów wyślizgujący dosłownie spomiędzy palców, wianek. Sam siebie nie podejrzewał, że może go cieszyć tak idiotyczna rozrywka, a jednak. Dzielnie walczył, ale widać był już na takie zabawy po prostu za stary i niestety nie udało mu się uchronić Bellony przed jakimś amantem, który zwinął mu kwiatki sprzed nosa. 
Sylvain nie widział sensu w siedzeniu w chłodnej wodzie dłużej, ruszył więc w stronę brzegu ze ścigającymi i usilnie próbującymi go powalić falami. Jednej się to nawet prawie udało... ale dzięki temu pod stopami zauważył coś interesującego. Podniósł kamyk, opłukał i w końcu rozejrzał za Bellą w całkiem niezłym nastroju. Szczerze mówiąc, dopiero teraz zauważył, że wokół rzeczywiście sporo się działo. 
Bezradnie rozłożył ręce i wzruszył ramionami na jej słowa.
- Przeznaczenie - skwitował. - Zostanę starym kawalerem.
Otwierał już nawet usta, żeby dodać coś jeszcze, ale wtem w oczy rzuciły mu się tak dobrze mu znane i widoczne z daleka, jasne pukle Allison. W końcu musiało się to stać, prawda? W końcu musieli na siebie trafić podczas tego nieszczęsnego festiwalu. 
Stała dobry kawałek od niego i chyba go nawet nie zauważyła będąc zajętą przez innego. Zaraz, to nie ten, który zwinął Sylvainowi wianek sprzed nosa? Z pewną trudnością oderwał wzrok od panny Avery i jej adoratora, by ponownie spojrzeć na Bellę.
- Hm? - mruknął nie będąc pewnym czy jego towarzyszka przypadkiem właśnie się nie odezwała. Pogodny wyraz twarzy znikał z jego oblicza z każdą chwilą, spojrzenie mimowolnie uciekało w stronę Allie... i Sylvaina ocucił dopiero niespodziewany zryw dziewczyny. Czym prędzej ruszył za nią. 
- Gdzie tak pę... - zaczął niemal pogodnie, ale właśnie wtedy znów jego wzrok zabłądził w nieodpowiednią stronę. I to w bardzo nieodpowiednim momencie. 
Na moment zastygł, czując nieprzyjemną falę chłodu obejmującą w bardzo szybkim tempie jego ciało. Jego dłonie same zacisnęły się mocno w pięści, wargi w wąską kreskę... jak raz zapomniał o całym świecie, zaczęła w nim wzbierać coraz większa złość. Nie zastanawiał się nawet - po prostu ruszył w tamtą stronę... ale nie zrobił tego tak szybko jak Søren. Kumpel w mig znalazł się przy tamtym i zrobił dokładnie to, co zamierzał zrobić Sylvain. Zatrzymał się wciąż będąc spory kawałek od całego zdarzenia i choć wciąż się w nim gotowało... z niejaką satysfakcją patrzył jak narzeczony(?) Allie, zaczyna rzygać ślimakami. Należało mu się, jak nic... tak samo jak co najmniej jeszcze jeden tak dobrze wymierzony cios...
Powoli przeniósł spojrzenie na blondynkę, dobrą chwilę przyglądał jej się z daleka, nim ostatecznie odwrócił i ruszył za Belloną. Nie miał co się wtrącać - już Søren sobie poradzi. Tym bardziej, że miał wsparcie.
Sylvain Crouch
Sylvain Crouch
Zawód : aktor
Wiek : 24 lata
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler
Shadows are falling and I’ve been here all day
It’s too hot to sleep, time is running away
Feel like my soul has turned into steel
I’ve still got the scars that the sun didn’t heal
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak
We should be able to kill ourselves in our heads and then be reborn
Nieaktywni
Nieaktywni
http://morsmordre.forumpolish.com/t1108-sylvain-crouch http://morsmordre.forumpolish.com/t1240-niesowia-poczta-sylvka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/t1383-mieszkanie http://morsmordre.forumpolish.com/t1360-sylvain-crouch
Re: Wybrzeże [odnośnik]13.11.15 1:52
Nie spodziewam się, że ośmielisz się na taki gest wobec mnie przy tłumie ludzi. Przecież jeszcze nie jesteśmy oficjalnie narzeczeństwem, przynajmniej nie dla prasy, która po twojej lekkomyślnej decyzji zapewne weźmie nas na widelec. Nawet gdyby moją dłoń zdobił pierścionek w barwie twojego rodu, nic nie daje ci prawa do takiego zachowania w miejscu publicznym. Wścibskie hieny, które nas otoczą wydają się niczym przy czynniku, który sprawia, że cały mój świat drży w fundamentach; Sylvain tu jest i widzi to - wyskok całkowicie niepotrzebny. Nawet nie wiesz, jak bardzo śmieszny jesteś w swojej czułości. Naprawdę nie przemyślałeś tego, czy może był to celowo zaplanowany akt, jeden z wielu mających na celu zranienie mnie w najbardziej odsłonięte miejsca? - jak nóż wbity nie w plecy, a wprost w serce, gdy myślę już, że mogę ci zaufać, że możemy znaleźć wzajemną drogę porozumienia... Niszczysz ją, gdy dotykasz moich ust, a ja nie skupiam się na czerpaniu z tego choćby minimum przyjemności, choć na pewno ten pocałunek zaliczałby się do tego z kategorii uroczych, po raz kolejny mieszających mi w głowie. Liczy się tylko ogarniające mnie przerażenie wobec tego, że Sylvain TU JEST. Tuż obok. Stoi tak blisko, jakbyśmy wciąż dzielili jedną przestrzeń i czas. Jakby ta wspólna obecność nie była niczym nadzwyczajnym. Jakby separująca nas połowa dekady zniknęła, gdy po raz kolejny zapominam, że moje usta nie należą już do niego.
Zanim zdążę zachować się niczym spłoszona, dzika kotka, pochwycona w twoje ramiona, coś odciąga mnie od ciebie. W pierwszej chwili myślę o Crouchu, część podświadomości chciałaby zobaczyć go, wciąż walczącego o mnie, pomimo dzielących nas różnic społecznych, pomimo spojrzeń pełnych pogardy, które otrzymywałam od niego w nadmiarze ostatnimi czasy. Jednak nawet moja podświadomość, rozpaczliwie łaknąca jego bliskości, potrafiąca stworzyć w każdych oczach przypadkowego mężczyzny właśnie jego ciepłe i roześmiane tęczówki, nie sprawi, że pomylę ciemne włosy z jasną czupryną swojego bliźniaka. Odrywa ode mnie Selwyna, przerywając ten pocałunek, którego nie powstydziłby się nawet Dementor. Jak można być tak pustym i zrozpaczonym jednocześnie? Właśnie przekreśliłeś moje nadzieje, Alexandrze i to właśnie teraz, gdy dałam ci szansę, obiecałam zapomnieć o chłodnych początkach naszej znajomości. Dlatego tylko zasłaniam usta rękoma, w geście godnym szlachcianki, gdy pieść Sorena dopada twojej twarzy. Przyznaj - zasłużyłeś na to.
Moje spojrzenie bezwiednie wędruje w miejsce, gdzie ostatnio widziałam Sylvaina. Nie ma go tam, dopiero po chwili błądzenia wzrokiem po tłumie, wyłapuję jego postać. Zbyt daleko, by dojrzeć emocje malujące się na jego twarzy. Może to i lepiej, przynajmniej i on nie widzi żalu doskonale widocznym w grymasie, w którym stężały moje mięśnie. Może nie widział, co się stało. Może był tylko świadkiem bójki, w którą nie powinien się angażować, stąd tylko możliwość obserwacji. Chciałabym w to wierzyć, jak małe dziecko łapać się tej nadziei, która wcale nie uspokaja. Inaczej dlaczego wszystko wydaje się takie niestabilne, zawirowane, jakbym dopiero co zsiadła z karuzeli?
Stopniowo, stanowczo zbyt wolno, zdaję sobie sprawę, co dzieje się wokół mnie. Tłum jest niespokojny, gdzieś z oddali dobiegają odgłosy walki, lecz koncentruję się na swoim bliższym otoczeniu. Bójka, zaklęcia i... ślimaki. Na widok kilku mięczaków krzywię się nieznacznie, być może właśnie to przywraca mi ostrość myślenia; choć na chwilę, wystarczającą, by wszystkich przywrócić do porządku.
- Postradaliście zmysły?! - syczę dokładnie podkreślając każdą sylabę. Nie wiem co bardziej mną wstrząsnęło - czy niespodziewany cios, czy może zaklęcie rzucone w plecy? Chyba jednak to drugie, patrząc na opłakane skutki jego działania. Wyjątkowo paskudne, od samego widoku prawdopodobnie zebrałoby mi się na mdłości, gdyby nie złość krążąca w moich żyłach w nieproporcjonalnym stosunku do krwi.
- Finite - wypowiadam inkantację roztrzęsionym głosem od nadmiaru wrażeń. Od pocałunku, od tej niepotrzebnej bójki i zaklęć. - To było skrajnie nieodpowiedzialne! Mogłeś go skrzywdzić! Natychmiast schowaj tę różdżkę - zarzucam Amodeusowi, nawet nie przyglądając się, czy moje zaklęcie zadziało. Może po moich słowach ktoś wywnioskuje, że się martwię, lecz obecnie jestem mało zainteresowana opinią innych. Także mocniejsze strofowanie, a nawet porachowanie Prince'owi wszystkich kości zostawiam na później. Bardziej skupiam się na kołaczącym sercu i urywanym oddechu, usilnie nie patrzę w stronę swojego bliźniaka, jakby obawiając się, czy nie spotkam się z wyraźnie widocznym rozczarowaniem wobec mojego zachowania. Lecz, czy to nie oni zachowali się impulsywnie, jak duże dzieci bijące się o jedną zabawkę... O mnie. O nie. Nie mogę się denerwować. Nie tu, nie teraz...


I sit alone in this winter clarity which clouds my mind
alone in the wind and the rain you left me
it's getting dark darling, too dark to see

Allison Avery
Allison Avery
Zawód : Alchemik u Borgina&Burkesa, badacz
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
imagine that the world is made out of love. now imagine that it isn’t.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Wybrzeże - Page 10 ZytGOv9s
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t653-allison-avery https://www.morsmordre.net/t814-poczta-allison https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f98-shropshire-ludlow-dwor-averych https://www.morsmordre.net/t1885-allison-avery#25620
Re: Wybrzeże [odnośnik]13.11.15 1:52
The member 'Allison Avery' has done the following action : rzut kością

'k100' : 52
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Wybrzeże - Page 10 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Wybrzeże [odnośnik]13.11.15 2:22
Gdybym miała typować osobę, której najmniej spodziewałam się na połowie wianków, z pominięciem rzecz jasna osób martwych, tą osobą byłby Vasilly. Mój drogi przyjaciel, jak zwykłam go nazywać, nawet, jeżeli mych odczuć nie podzielał. Bowiem Mulciber był bezdomny, tacy ludzie ufają niezwykle rzadko, a znajomość z nimi jest chwiejna i niepewna. Doskonale o tym wiedziałam, wszak do tejże grupy właśnie należałam. Był jednak tym, do którego moje serce niemalże wyskakiwało z klatki piersiowej. Był tym, przy którym drżały mi dłonie. Był tym, na którego widok czułam łaskotanie w żołądku. Był tym, którym pragnęłam się opiekować już zawsze i na zawsze. Do tego stopnia, że gdyby kazał mi skoczyć w ognień, gdyż tylko to jest w stanie go uratować - zrobiłabym to. Nie mogłam jednak przyznać się do tego przed nikim. Ani przed sobą, ani tym bardziej światem zewnętrznym. Zużywałam całą swoją moc do tego, aby był szczęśliwy. A jego szczęście opierało się na tym, że po prostu byłam. Na każde skinienie, na każdy uśmiech, na każdą złość. W milczeniu znosiłam wszystko, tłumiąc kotłujące się uczucia gdzieś wewnątrz mnie. Jednocześnie wyrzucałam z siebie wszelakie pokłady zachowań sugerujące, że jestem nikim więcej i nikim mniej jak oddaną przyjaciółką, która postawi na nogi, gdy trzeba, która uratuje z opresji, doradzi najlepiej z całego swojego serca i pokaże ci, gdzie raki zimują, jeśli zrobisz coś złego. Perfekcyjnie odgrywałam swoją rolę będąc więźniem dwóch różnych, ścierających się ze sobą światów. Zupełnie, jak gdybym ukrywała jakiś mroczny sekret odnośnie morderstw, gwałtów i rabunków.
Nic dziwnego zatem, że zobaczywszy Vasyla po tym czasie stałam jak zszokowana gąska kłapiąca bezgłośnie dziobem. Wyszedł i nie dał znaku życia? A teraz sobie po prostu dzierży w dłoniach mój wianek?
- NA MERLINA, MULCIBER, CO TY TU ROBISZ - drę mordę niczym najlepszy tajniak świata, który ochrania świadka koronnego i nie zdradza nikomu prawdziwej tożsamości delikwenta, wiadomo. - I dlaczego trzymasz mój wianek?! Niech cię dunder świśnie, Vasilly, przez ciebie już na zawsze zostanę starą panną! Myślisz, że tutaj każdy leci na Mulatki? RANY NO - wciąż wydzieram japę, łapiąc się za głowę nad moim nieszczęściem i milionem lat staropanieństwa.
Witaj, mój drogi przyjacielu, jak się masz?
Gość
Anonymous
Gość
Re: Wybrzeże [odnośnik]13.11.15 10:33
Dźwięki docierały do niego jak przez mgłę, ale słuch dalej pozostawał jedynym w miarę działającym zmysłem, pozwalającym dopatrywać się w Benjaminie istoty myślącej a nie nabuzowanego prymitywnymi instynktami zwierzęcia, które przed chwilą prezentowało histeryczną walkę z morskimi wiatrakami. Wiedział już, że uderzał raczej wodę niż kości, inaczej jego pięść nadawałaby się do natychmiastowej naprawy a nie tylko pulsowała nieprzyjemnie. Zmęczone mięśnie jeszcze pracowały na zwiększonych obrotach, trzymał się prosto, pewnie, pomimo drżenia ręki, jaką zadał łamiące nos uderzenie i pomimo potwornego wewnętrznego ognia, liżącego powoli jego wnętrzności. Słowa Garretta zaledwie musnęły spuchnięty testostronem mózg, nie przebijając się przez grubą warstwę do poziomu zrozumienia. Nie rozumiał, skąd ta nagła wrzawa i lamenty; kątem oka widział gdzieś błyskające zaklęcia, ale nawet gdyby brzegiem morza szedł teraz pijany Albus Dumbledore, siłujący się w pianie w Gellertem, Benjamin nie zwróciłby na nich uwagi.
Paradoksalnie jedyną postronną osobą, jaka mogła wydrążyć w szybki sposób tunel porozumienia z wrightowskim systemem nerwowym była Selina. Może to przez wzgląd na jej qudditchowski ton głosu, osiągający niebezpieczne rezerwy, a może po prostu ciągle czuł ostre pieczenie prawego policzka. Gdyby nie broda, zapewne nosiłby dumny ślad uderzenia jej dziewczęcej dłoni - uderzenia, za który następnego poranka będzie więcej niż wdzięczny, a które teraz także rozmyło się w postępującej irytacji. Zerknął tylko na blondynkę z ukosa, groźnie i z wyraźną niechęcią, powracając do mozolnego sunięcia stopami po piasku w kierunku Harriett. Jak jej najlepsza przyjaciółka mogła pomyśleć, że chciał skrzywdzić Hattie? Czy miała ku temu jakiekolwiek powody? Nie zrobił przecież nic złego, ot, pokazał, kto bardziej liczy się w życiu pani Naifeh, kto będzie o nią naprawdę walczył i do kogo należała. Nie odebrał szlacheckiego, szowinistycznego wychowania, od zawsze twierdził, że kobietom należy się szacunek, ale samcza chęć posiadania widocznie bywała wrodzona, zwłaszcza u osobników pozbawionych racjonalności. Widział przecież siebie w wybielonym świetle; był bohaterem, pokazującym Harriett swoje przywiązanie, niezniszczone tamtym wydarzeniem i pięcioma latami dystansu, mającego zamrozić jego uczucia na dobre. Lód jednak pękał i ogień spalał go doszczętnie, kiedy w końcu przystawał przed zapłakaną i roztrzęsioną Hattie; przed jego słodką, bystrą, odważną i piękną Hattie, wciskającą mu w ręce żałosną pozostałość wianka. Pomiętego, praktycznie bez kwiatów, tylko gdzieniegdzie ostały się niezapominajki, smętnie powykręcane wokół połamanych trawek. Przyglądał się temu obrazowi nędzy i rozpaczy, nawet nie próbując powiązać go metaforycznie z aluzją ich uczucia, kiedyś rozkwitającego a teraz przypominającego raczej byle jakiego śmiecia, wyrzuconego przez wzburzone fale morza na brzeg.
Chciał coś powiedzieć, chciał złapać ją za rękę i zabrać ją ze sobą, gdzieś, gdzie znowu mogliby być szczęśliwi, ale ten prosty gest wręczenia mu czegoś, co własnoręcznie zniszczył okazał się skuteczniejszym otrzeźwieniem nawet od bolesnego uderzenia Seliny. Z twarzy Benjamina spłynął zwycięski uśmieszek, ale jego oczy dalej pozostawały niezdrowo roziskrzone - już nie szczeniackim triumfem a jakąś obezwładniającą frustracją, wynikającą z nieudanej próby poradzenia sobie z swoim własnym bólem. Nie zmęczonego ciała, nie piekącej dłoni; na razie nie doznał łaski zdezorientowania fizycznym cierpieniem, czując, jak kula tego psychicznego przetacza się powoli po resztkach jego umysłu, niszcząc poskładaną prowizorycznie wizję siebie jako lepszego człowieka.
Drgnął, kiedy Harriett wyminęła go, by podbiec do leżącego Zaima. Coś w popiołach, pozostałych po jego przyzwoitości, nakazywało mu odwrócić się i w przypływie bohaterskości nastawić nos swojego rywala, ale ta podskórna chęć szybko umarła, pogrzebana narastającym bólem i poczuciem odrzucenia. Serce biło mu już spokojnie, ale był to spokój naznaczony jakimś żałosnym cierpieniem, które musiał zwalczyć w samotności. Rzucił ostatnie spojrzenie odwróconej do niego tyłek Harriett, po czym odwrócił się i chwiejnie ruszył w kierunku nadmorskiego lasu, z każdym krokiem czując się coraz gorzej, a wianek, który ciągle ściskał w dłoni, zdawał się parzyć czystym ogniem.

ajfinkbenout


Make my messes matter, make this chaos count.
Benjamin Wright
Benjamin Wright
Zawód : eks-gwiazda quidditcha
Wiek : 34
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I wanna run against the world that's turning
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
OPCM : 37 +7
UROKI : 34
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 43
Genetyka : Czarodziej
Wybrzeże - Page 10 Frank-castle-punisher
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t656-benjamin-wright https://www.morsmordre.net/t683-smok#2087 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f203-kornwalia-sennen https://www.morsmordre.net/t4339-skrytka-bankowa-nr-178#92647 https://www.morsmordre.net/t1416-jaimie-wright
Re: Wybrzeże [odnośnik]13.11.15 12:47
Wyłapał spojrzenie skierowane ku niemu. Rozpoznał je. Naturalnie nie od razu. Dopiero gdy podszedł  był w stanie przypisać twarzy imię. Początkowo był zaskoczony, lecz na jego twarzy szybko zagościł łobuzerski uśmiech.
- Niekoniecznie, chyba, że bajki da się podciągnąć pod odpowiednią lekturę? Czy jednak tymi słowami narażam się na dodatkową pracę domową, pani profesor? - Zażartował. Nie mógł się wprost powstrzymać, słysząc uwagę niewiasty, która przywodziła mu na myśli uczelniane czasy. Ile to się wówczas podobnych pytań nasłuchał, huh?  Ponadto chciał również zwrócić uwagę, że ma wolne, próbuje się bawić, rozluźnić więc tak między nimi uzdrowicielami mogli by sobie darować te grzeczności. Szczerze to przez nie czuł się nieco starszy niż był. Wszytko jednak popsuł błysk sygnalizujący o konieczności ingerencji magomedyka. Od pewnego czasu do uszu Adriena dolatywały dźwięki wrzawy zwiastujące nieuniknione, a jednak w głębi serca miał nadzieję spędzić ten dzień normalnie. Spojrzał jednak na sygnał żarzący się na niebie, na Cynthię, na sygnał, a potem znów na Cynthię i był pewien. W jej oczach widział odbicie nieznośnego obowiązku, które targało nim samym, kazało rzucić wszystko i pognać ku potrzebującym w drugiej chwili.
- Pozwolisz...? - Wyciągnął ku kobicie dłoń, jakoby zapraszając ją do tańca. Tą samą chwilę wcześniej ulokował na głowie branki tego wieczora zielony wianek. Cóż...Zaczną ten wieczór dość innowacyjne, bo nie od tańców przy ognisku, a interwencji medycznej. Czemu w sumie nie, prawda?

Chód Adriena szybko przeistoczył się w naglący trucht dzięki któremu szybko znaleźli się koło leżącego na ziemi człowieka. Carrow słysząc zaklęcie mające na celu umożliwić mu swobodne oddychanie, cwałem zerwał się ignorując nieznośny ból w stopie. Pędem znalazł się przy leżącej na plecach ofierze, którą natychmiast ułożył na boku. Nie wiedział czy ta jest mniej lub bardziej przytomna, lecz w ten sposób na pewno wodzie łatwiej było się wydostać. Po co ryzykować, że nieprzytomny nią się zakrztusi bądź na nowo podtopi. Uczynił to w sposób mało taktowny, zjawiając się niemal znikąd. Odetchnął z ulgą, gdy dotarł w odpowiednim momencie.
- Dobra robota. - Pochwalił szczerze, jego zdaniem trochę spanikowaną niewiastę, która dokonała pomocy doraźnej. Następnie nachylił się by spojrzeć w twarz poszkodowanego, która...na pewno gdzieś tam była, pod tymi zwałami krwi i opuchlizny. Chyba. To znaczy - musiała! Carrow sięgną po różdżkę, której nie było. Jego usta przeobraziły się w wąską kreskę konsternacji, gdy wtem jakaś siła zesłała na niego olśnienie - druga wewnętrzna kieszeń kamizelki. Była. No proszę, starzejesz się Carrow.
- Fosilio. - Wypowiedział, trzymając wilgotną różdżkę. Chciał zatamować strupem krwawiący nos. Jednocześnie od kiedy przybył zaciskał drugą dłoń na tętnicy, miesząc tętno starą dobrą szkołą. Kto wie może będzie należało wykonać resuscytację? Medyk jednak w to wątpił. Widział, że wszyscy szybko zareagowali i poszkodowany krótko leżał pod wodą. Ale kto wie?
Adrien Carrow
Adrien Carrow
Zawód : Ordynator oddziału Zakażeń Magicznych
Wiek : 46
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Wznosić się i upadać jest rzeczą ludzką. Ważne jest by nie bać się na nowo rozkładać swych skrzydeł i sięgać wyżej.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
możesz pozostawić puste
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1209-adrien-carrow-budowa https://www.morsmordre.net/t1234-adrien-carrow https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f52-west-yorkshire-wakefield-sandal-castle https://www.morsmordre.net/t3097-skrytka-bankowa-nr-357#50695 https://www.morsmordre.net/t1239-adrien-carrow
Re: Wybrzeże [odnośnik]13.11.15 12:47
The member 'Adrien Carrow' has done the following action : rzut kością

'k100' : 100
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Wybrzeże - Page 10 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Wybrzeże [odnośnik]13.11.15 13:29
To dziwne stwierdzenie, że Julius był zadowolony z całego przedsięwzięcia. Nawet, jeżeli atrakcje faktycznie mogły cieszyć, to przecież to był festiwal P r e w e t t ó w, nie miał prawa być z niego zadowolony. Ba, najchętniej zrobiłby subtelny sabotaż tej całej masowej imprezy, gdzie panowie w ścisku niemalże oczekiwali na uplecione wreszcie wianki, ale nie miał do tego wystarczającego zapału. Dlatego stał po prostu w oczekiwaniu, umilając sobie ten czas oglądaniem panien na wydaniu, chociaż wielu to ich nie widział przez liczebność mężczyzn na metr kwadratowy, ale zawsze coś. Po wystartowaniu nie planował szczególnie się angażować w połów kwiatów, chociaż jak przyszło co do czego, to rzeczywiście ruszył z kopyta, nie chcąc być chyba jako jednym z ostatnich. Albo tym, co wybrzydza, taksując uważnie każdą sztukę roślinnej korony i wreszcie wybierając taką, która zadowoli jego estetykę.
Generalnie lepiej wyszedłby na tym, gdyby zachował się jak typowy, arystokratyczny bufon. Wtedy nie musiałby się mierzyć z upadkiem i z krwawiącym nosem. W jednej dłoni trzymając wianek, w drugiej swój nos, skierował pospieszne kroki z powrotem na brzeg. Panna Yaxley go dogoniła i złapała za dłoń, a wtedy Nott musiał się mierzyć z dziwnym dreszczem, który przeszył jego ciało. Jakkolwiek Rosalie gadała zbyt wiele, była piękną półwilą, a to sprawiało, że ciężko było być obojętnym na jej osobę.
- Rzeczywiście - przytaknął, nieco w tonie no co ty nie powiesz, ale dłoń tamująca krwotok zniekształcała również i głos, ponieważ zasłaniała także i usta. Zamiast jednak się skupiać na próbach uleczenia samego siebie, musiał słuchać wywodów swej towarzyszki. Wreszcie jednak uznał, że czas go goni.
- Mogłaby panienka wyjąć moją chustkę? - spytał rzeczowo, wskazując dłonią z wiankiem na kieszeń na piersi od letniego garnituru. - I zabrać to? - dodał odnośnie zaplecionej przez Rose korony. Nie zdążył już nic więcej zrobić, kiedy na wybrzeżu rozgorzało kilka walk, na które patrzył z narastającym zdziwieniem.


♣️ The devil's in his hole

Julius Nott
Julius Nott
Zawód : łamacz klątw
Wiek : 33
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
Into the sun the south the north, at last the birds have flown
The shackles of commitment fell, In pieces on the ground
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
http://morsmordre.forumpolish.com/t1529-julius-nott http://morsmordre.forumpolish.com/t1537-adalbert#14515 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f176-nottingham-maun-ave-13 http://morsmordre.forumpolish.com/t1538-julius-nott#14522

Strona 10 z 51 Previous  1 ... 6 ... 9, 10, 11 ... 30 ... 51  Next

Wybrzeże
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach