Wydarzenia


Ekipa forum
Wybrzeże
AutorWiadomość
Wybrzeże [odnośnik]08.11.15 13:03
First topic message reminder :

Wybrzeże

Nie dajcie się zwieść, wybrzeże tylko z pozoru wygląda na spokojne. W ciągu chwili mogą powstać fale, szczególnie odczuwalne bliżej brzegu. Piasek miesza się z kamieniami, szczególnie w wodzie, gdzie głazy stają się coraz to większe, pokryte morskimi glonami, co czyni ich niebezpiecznie śliskimi. Nietrudno tutaj o niespodziewane wgłębienia, dlatego lepiej sprawdzać podłoże przy każdym kroku, oczywiście jeśli nie chce się zaliczyć kąpieli w morskiej pianie.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Wybrzeże - Page 15 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Wybrzeże [odnośnik]23.11.15 14:42
Ludzie kotłujący się przy brzegu, bójki, krzyki i niesnaski. Całość majaczyła gdzieś w mojej podświadomści, topiąc się mimo wszystko w bezmiarze poczucia krzywdy. Co jakiś czas jedynie wypływała na wierzch, czyniąc z tego krótkie, urywane retrospekcje. To, co czułam, czyli ból i gniew przysłaniało mi świat; sprawiało, że nogi grzęzły w miękkim piasku, a wraz z zapadaniem się weń stóp odczuwałam, jakoby i kolana wraz z nimi miały się ugiąć. Pilnowałam, aby moja głowa stała nieruchomo, hardo podtrzymywałam podbródek w górze, bezmyślnie zaciskałam palce na roślinnej koronie w jednej z mych dłoni. Patrzyłam na Weasleya, być może go widząc, ale wydawał się w tym patrzeniu tak mocno odległy. Próbowałam się uśmiechać, obdarzyć go czymś, co jeszcze we mnie zostało: na próżno. Moje usta wykrzywiały się w wiele stron i w wiele pozycji, by jednak nigdy nie uzyskać pożądanego efektu. Szkoda, najpewniej tym samym odstraszałam chłopaka.
- Mnie również - słowa opuściły moje gardło machinalnie. Lecz kiedy poczułam dotyk obcej dłoni ma mojej, kiedy tylko jego usta dotknęły faktury mojej skóry, wzdrygnęłam się. Z przestrachem odbitym w oczach i obrzydzeniem widocznym na twarzy. Pospiesznie zabrałam rękę, tym razem ściskając wianek i nią. Przejeżdżałam paznokciami po zwojach łodyg roślin, próbując zebrać myśli. Które podpowiadały mi najgorsze wspomnienia.
- Naprawdę - przytaknęłam, rozglądając się wokół tych terenów. Próbowałam wypatrzeć coś wartego mojej uwagi. Zamiast tego zauważyłam coś, czego widzieć wcale nie chciałam. - Dziękuję za wysuszenie ubrań, jest trochę zimno, może pójdziemy do ogniska się ogrzać? - Nie wiem nawet, kiedy te słowa opuściły moje usta. Tam czułam się bezpieczniej: wśród tłumu ludzi i potencjalnej możliwości wrzucenia napastnika wprost w czeluście piekieł. Nie ufałam mężczyznom, szczególnie nowopoznanym. Weasley mógł to zaakceptować lub nie. Ruszyliśmy?

z/t dla obojga

Jeżeli chcesz pisać dalej to wybierz temat Smile



just fake the smile

Bellona Lovegood
Bellona Lovegood
Zawód : hodowca i treser chartów angielskich
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
Tygrys, tygrys w puszczach nocy
Świeci blaskiem pełnym mocy.
Czyj wzrok, czyja dłoń przelała
Grozę tę w symetrię ciała?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t1565-bellona-greyback https://www.morsmordre.net/t1574-mars#15674 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f181-trout-road-45 https://www.morsmordre.net/t1749-bellona-lovegood#20570
Re: Wybrzeże [odnośnik]23.11.15 18:04
Nietoperz i pies, czyż nie ma dziwniejszego połączenia? W dodatku takiego, które jest razem, ale jednak osobno. Dwoje ludzi, dwoje zwierząt? Obcy i bliscy, Vasilly był niemalże na wyciągnięcie ręki. Gdybym tylko chciała, mogłabym dotknąć jego ramienia. Podbiec nieco, zagrodzić mu drogę i spojrzeć w wymęczone do cna oczy. Bałabym się tego, co mogę w nich dostrzec, a jednak patrzyłabym zachłannie, jak gdyby każde spojrzenie należało się właśnie mnie. Cóż za bzdura, kolejna, która urosła z powodu kiełkujących uczuć. Uczucia są beznadziejne, mówił wam to ktoś? Przeżyliście to sami? Na pewno. Każdy ma na swoim koncie choć jedno złamane serce. Albo ułamane. Jedna cząsteczka, przy której rozwija się nowotwór. Zżerający wszystko, co spotka na swojej drodze. Leczyłam się. Leczyłam się posmakiem przyjaźni, ochłapami, które mi fundowałeś, Mulciber. Tak dawno cię nie było, że przyjęłabym teraz wszystko. To dlatego, że t ę s k n i ł a m, lecz nigdy ci tego nie powiem. Tak jak wielu rzeczy ci nie powiem, bo za bardzo dotyczą ciebie. Chcę cię mieć blisko, ale daleko, abym nie mogła się sparzyć. Gdyby nie twój wiek, pomyślałabym, że jestem c z a r n a właśnie dlatego, że mnie sparzyłeś w dzieciństwie. Nie mogłeś, wtedy nie znaliśmy się za bardzo. Może byłeś psem, który mignął kiedyś przed moimi oczami, na jednej z nokturnowych uliczek. Może byłam nietoperzem, który wisiał nad tobą, gdy znów przed czymś uciekałeś. Dobrze wiemy, że to historie nieprawdopodobne, bo doskonale wiemy, jak przebiegała nasza animagiczna historia. Ale kto wie, może jednak... może gdzieś tam zapisane są nasze historie, nasze cząstki serc zaklęte w zamierzchłych opowieściach?
Chciałabym się nad tym zastanawiać, lecz ty idziesz, muszę więc nadążyć. Znowu cię zostawiać? Wiesz, że bym nie mogła. Może podświadomie zamieniliśmy się rolami? Teraz ty jesteś nietoperzem, a ja jestem psem? Nie mogłam iść z tobą t a m, dobrze wiesz, że bym poszła. To takie głupie przywiązanie, które możesz wykorzystywać do woli. Wciąż uciszam szepty wokół, że to tylko potrzeba czyjejś bliskości, zaufanego druha. Bo nic innego nie ma prawa się zdarzyć, bo myśmy się już zdarzyli i więcej zdarzeń ten świat nie pomieści.
- Chciałbyś. Wiem to. Na pewno chciałbyś, abym czesała twoje futerko i zawiązała ci różową kokardę. Bo nie chcesz być już wyliniałym psiskiem, przyznaj - gadałam, cokolwiek mi ślina na język przyniosła. Byleby podtrzymać to, co zostało zaczęte. Dalsze słowa bolą, bo adoratorów n a p r a w d ę nie ma, a chciałabym, aby twoja tęsknota była równie obecna, co moja.
- Ulżyłoby ci, gdybyś się przyznał. Przecież wiesz, że takich trzech jak nas dwóch to nie ma ani jednego - mówię zachęcającym tonem, poruszając przy tym brwiami. Nie wiem, czy mnie widzisz, świat już wiruje od tej dzisiejszej dobroci dla zwierząt. - Skoro masz mój wianek, to gdzie mnie zapraszasz? - spytałam, pół żartem, pół serio.
Wyjaw mi swoje plany.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Wybrzeże [odnośnik]23.11.15 19:34
Niestety nie był tak dyspozycyjny, jak tego oczekiwała Eileen. Czy tak ciężko było jej wyobrazić sobie, że Alan wyszedł z Munga sam z siebie lub z pomocą kogoś innego niż ona, by spędzić z tą osobą czas? Prawdą było, że Bennett spędzał w szpitalu całe dnie i Wilde musiała wyciągać go stamtąd wręcz siłą. Ale jeżeli rzeczywiście było to dla Eileen zaskoczeniem - obraz osoby Alana był wręcz smutny. Całe szczęście magomedyk miał towarzystwo, choć znalazł się tutaj wcale nie za jego zasługą, a sam z siebie. Cóż, poniekąd sam się temu dziwił.
Przyprowadzenie tutaj Megary rzeczywiście chwilowo mogło być nieco niezręczne. Nie mógł jednak pozostawić dziewczyny samej sobie, skoro już złapał jej wianek, poprosił ją o taniec przy ognisku i zabrał ją od narzeczonego (choć nie był świadom faktu, że akurat to było ogromną ulgą dla młodej dziewczyny). Tego wieczoru czuł się odpowiedzialny za tę drobną czarodziejkę, swoją marynarką chroniąc ją przed zimnem, a swoim towarzystwem chroniąc ją przed nudą (i Carrow'owym złem). Choć gdyby wiedział po co woła go przyjaciółka, zastanowiłby się poważnie nad tym, czy chce, aby dziewczyna to oglądała.
Widok przyjaciółki zawsze niesamowicie go cieszył. Niemal za każdym razem czuł się tak, jakby nie widział jej całe wieki. A przecież widzieli się dwa dni temu! Był jednak tak zapatrzony w jej osobę, że kompletnie zignorował wszystkich wokoło, przypominając sobie jedynie o Megarze, za którą czuł się odpowiedzialny tego wieczora. Na Crispina zwrócił uwagę dopiero, gdy ten się odezwał.
- Och, proszę mi wybaczyć, nie zrobiłem tego celowo. Widok mojej drogiej przyjaciółki bardzo często tak mocno mnie absorbuje, że chwilowo nie zwracam uwagi na nic innego. - przeprosił, z zadziwiającą szczerością w głosie. Bo tak właśnie było. Zmusił się też do nieco większego ciepła w głosie, niż wyszłoby mu to naturalnie. A to wszystko przez to, że nie znosił, gdy ktoś był do niego wrogo nastawiony już od samego początku. Nawet, jeżeli była to jego wina. - Właśnie widzę. - zwrócił się na chwilę do Eileen, gdy ta wyjaśniała mu o co chodzi. Nie trzeba było mieć sokolego wzroku, by dostrzec krew na jego twarzy oraz nienaturalnie wyglądający nos. - Wierzę i nie krytykuję. To wybrzeże jest bardziej niebezpieczne, niż mogłoby się wydawać. Sam w porywie nagłego szaleństwa wszedłem do wody, by złapać wianek. Złapałem, owszem, ale również skaleczyłem się w stopę jakąś niesforną muszelką, bardziej niżby można było się spodziewać po takim maleństwie. - odezwał się do Crispina, chcąc rozluźnić atmosferę. Nie byłoby sensu próbować składać nos lub cokolwiek innego komuś, kto nie ufał medykowi i był do niego wrogo nastawiony. Mógłby się jeszcze nieodpowiednio poruszyć i całość mogłaby się zakończyć jeszcze gorzej.
- No dobra, ale my tu gadu, gadu... - mruknął w końcu, wyciągając z kieszeni różdżkę. - Panno Malfoy, dla własnego komfortu - proszę nie patrzeć. - zwrócił się jeszcze do Megary, wcale na nią nie patrząc. - Może trochę boleć, ale tylko trochę. - odezwał się jeszcze do Crispina, nim wypowiedział zaklęcie. - Episkey! - Coś zgrzytnęło, ale nos już był na swoim miejscu. Alan schował różdżkę. - No... i już powinno być w porządku. Całe szczęście to tylko nos. Z innymi częściami ciała nie ma tak łatwo. - mruknął. Był gadatliwy, gdy przebywał w kilkuosobowym towarzystwie. Lub właśnie w momencie, gdy przechodził do swoich medycznych obowiązków. Było to jednak korzystne, bo w ten sposób wzbudzał zaufanie pacjentów.
- Nie, Eileen, to ja przepraszam. Byłem chyba dość nieuprzejmy dla Twojego towarzysza. - odezwał się, gdy dziewczyna przeprosiła i skinął głową w stronę mężczyzny, który jej towarzyszył. Sądził bowiem, że przepraszała Crispina za jego zachowanie. I zrobiło mu się przykro, a w dodatku pojawiły się wyrzuty sumienia.



There are no escapes  There is no more world Gone are the days of mistakes There is  no more hope
Alan Bennett
Alan Bennett
Zawód : Uzdrowiciel - specjalista od chorób genetycznych
Wiek : 28 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Mądrego los prowadzi, głupiego - popycha.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t1283-alan-bennett https://www.morsmordre.net/t1333-poczta-alana https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f182-harley-street-11-3 https://www.morsmordre.net/t4011-skrytka-bankowa-nr-373 https://www.morsmordre.net/t1511-alan-bennett
Re: Wybrzeże [odnośnik]23.11.15 21:35
I znów koszmar powracał, Tristan i Caesar znów zaczynali swe słowne przepychanki, zapowiadając tym samym rychłe nadejście kolejnej bójki. Udawanie wyniosłej i względnie opanowanej kosztowało ją wiele, zbyt wiele; oboje o tym wiedzieli, lecz żaden z nich nie przejmował się jej stanem zdrowia nawet przez chwilę. Tego jej brakowało, kolejnych awantur, kolejnych szarpanin, wyciągania tragedii sprzed lat! Choć wiedziała, że Caesar stanął w jej obronie w dobrej wierze, zdawała sobie również sprawę z komplikacji, które miała ta obrona przynieść - oraz z ognistości trawiącego ich od śmierci Marianne konfliktu. Nie wątpiła, że brat walczył o nią, wiedziała jednak, że walczył również o to, o co walczył zawsze, o co oboje walczyli...
Jeden trzymał jej dłoń z obawą, braterską czułością, drugi z samczą dominacją, ze stanowczością i zawoalowaną groźbą - czy znowu chciał ozdobić jej nadgarstki siniakami? Udowodnić jej, że jest jedynie wystawionym na sprzedaż wybrykiem natury? Była rozdarta, dosłownie i w przenośni, między dwojgiem mężczyzn, których - chcąc tego lub nie - kochała, których działania łamały jej serce i sprawiały, że nocą nawiedzały ją koszmary o tonięciu.
- Dosyć - przerwała im ostrym jak brzytwa tonem głosu, mrużąc przy tym kocio oczy, dając się ponieść fali zdrowego w tej chwili egoizmu. Nie powinna ze względu na swój stan zdrowia, i zwyczajnie nie chciała, być świadkiem ich kolejnych kłótni, napadów agresji, przesyconych jadem zarzutów i obelg. - Muszę iść na ten spacer, Caesarze, jeśli nie chcesz, by moja matka spaliła mnie żywcem. I to niezależnie od tego, czy znaczy on coś dla mnie, dla niego, czy dla Ciebie - dodała, wyraźnie wyprowadzona z równowagi toczoną przez nich potyczką; nie była już pewna, czy nadal chodzi o nią, o jej dobro, czy jedynie o trawiącą ich od dawna niechęć, o tę napiętą atmosferę, z którą nie potrafili sobie poradzić. Spojrzała to na jednego, to na drugiego, oddychając przy tym szybko, ciężko, bez oporu poddając się zbawiennej reakcji obronnej swej kruchej psychiki; musiała kąsać, jeśli chciała przeżyć. Możliwe, że później tego pożałuje, że jeszcze tego samego dnia będzie słać do brata sowy z przeprosinami, lecz teraz była zła. Na siebie, na niego, na Rosiera, na to, że robili jej krzywdę, że wyrywali ją sobie niczym szmacianą lalkę. - Jeśli chcecie, bym dostała kolejnego ataku, to nie przeszkadzajcie sobie, śmiało kontynuujcie, może jeszcze Magiczne Pogotowie zdąży mnie zabrać razem z innymi ofiarami wianków. Wtedy nie będzie już dysputy o poniżaniu, miast tego będziecie mogli posprzeczać się, który wpędza mnie do grobu. - Cała drżała, kiedy tak bezlitośnie atakowała, próbując obronić się przed toczącym się na jej oczach bojem. Czy nie rozumieli, że była ich ofiarą?
Evandra C. Rosier
Evandra C. Rosier
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Smile, because it confuses people. Smile, because it's easier than explaining what is killing you inside.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Wybrzeże - Page 15 E0d6237c9360c8dc902b8a7987648526
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t578-evandra-lestrange https://www.morsmordre.net/t621-florentin#1749 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t1074-sypialnia-evandry#6552 https://www.morsmordre.net/t4210-skrytka-bankowa-nr-5#85655 https://www.morsmordre.net/t982-evandra-lestrange#5408
Re: Wybrzeże [odnośnik]25.11.15 21:42
Z jej perspektywy wszystko wyglądało trochę dziwaczni, choć ciężko zdefiniować, w jakim sensie. Miała wrażenie, że kobieta, która uścisnęła jej dłoń patrzyła na nią wilkiem…jak na kogoś obcego. Rozumiała zamieszanie wokół zakrwawionej twarzy drugiego mężczyzny, ale i tak jej się to nie podobało. Stała z tyłu nie mając zamiaru nikomu niczemu przeszkadzać.  Oparła się o najbliższe drzewo jak gdyby nigdy nic, ale tak naprawdę miało ją to powstrzymać przed niespodziewanym omdleniem. Nigdy nie przepadała za widokiem krwi.  Opatuliła się troszkę mocniej marynarką Alana nie opuszając niebieskich oczu z całej czwórki.  Słysząc tą urażoną dumę w głosie towarzysza Eileen w duchu zaśmiała się ironicznie. Przynajmniej to się nie zmienia bez względu na to, z jakim gatunkiem płci przeciwnej ma się do czynienia.  Z drugiej strony ciężko było go nie zrozumieć.  Z zakrwawioną twarzą ciężko robić dobre wrażenie.   Zaraz jednak skupiła swoją uwagę na Alanie a konkretnie na wypowiedzianych przez niego słowach. Co jakiś czas przenosiła wzrok to na jednego to na drugiego członka pary przyjaciół. Wrodzona ciekawość zmusiła ją do zadawania sobie pytań na temat ich relacji i trochę żałowała, że nie dostanie na nie odpowiedzi.  Nie trzeba się temu dziwić. Analiza napotkanych obiektów w celu sprawdzania ich ewentualnej przydatności to cecha, którą Malfoyowie wysysają z mlekiem piastunek.  Na ponowną wzmiankę o tej nieszczęsnej muszli spuściła nieznacznie wzrok.  W końcu po części była za ten wypadek odpowiedzialna.  Trwało to może z kilka sekund, bo dużo bardziej od własnej skromności interesowała ją interakcja pomiędzy dwoma mężczyznami.  Mogła tylko wznieść oczy ku niebu i mruknąć cicho mężczyźni. .  Z racji tego, że była w nowym towarzystwie mogła to zrobić jedynie w myślach. W takich chwilach jak ta przypominała sobie, dla czego w Hogwarcie nienawidziła wszystkiego, co sikało na stojąco.  Drgnęła słysząc swoje nazwisko wypowiadane na głos.  Nie odezwała się ani słowem, bo nie czuła takiej potrzeby. I tak znajdowała się z tyłu wiec Alan nie widział, co robiła…a z resztą widywała gorsze rzeczy.  Zainteresowała się znowu tym, co się dzieje wokół niej, gdy doszło do tych przeprosin. Zupełnie zapomniała, że ludzie potrafią być dla siebie mili i uprzejmi.  - Wygląda to co bardo dobrze. Żadnych garbów ani zgrubień- - uśmiechnęła się lekko podchodząc w stronę Alana.
Megara Carrow
Megara Carrow
Zawód : stażystka w ministerstwie
Wiek : 20 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Once upon a time...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
możesz pozostawić puste
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t634-megara-malfoy https://www.morsmordre.net/t663-mieta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f218-yorkshire-dworek-w-ravenscar https://www.morsmordre.net/t1706-megara-malfoy#18560
Re: Wybrzeże [odnośnik]27.11.15 19:17
Najpierw poczuł pięść zderzającą się z jego twarzą, a gdy świat na chwilę mignął w swej jasności, uderzyło go coś innego na plecach - poczuł, jak kręgosłup wygina mu się w pałąk, a następnie dreszcz, przechodzący całym ciałem, gwałtownie acz krótko. Momentami chwilowa jasność została zastąpiona mroczkami, gdy jego żołądek wykonał gwałtowny skurcz. Coś jakby przesunęło mu się w przełyku. Spróbował przełknąć ślinę, zdecydowanie miał mdłości. Myśli spowolniły, w chaosie jednak obijając się o siebie i zajmując przestrzeń w czaszce bezkształtnym zlewaniem się w jedno, to znów podziałami, choć każda była nieuchwytna, jakby przelewająca się przez oczka siatki umysłu. Nawet nie zauważył, kiedy kolanami zarył w miękki, biały piasek, który przyklejał się do jego skóry i spodni, wciąż mokrych od morskiej wody. Ledwo nabierał powietrza, a świat wokół wydawał się niewyraźny, choć raził go swą jednoczesną ostrością - barw, dźwięków, drażniących, choć nie do zidentyfikowania.
I wtedy to się stało.
Z kolejną falą osłabienia, przyszły silniejsze mdłości. Żołądek jeszcze raz boleśnie się skurczył. I wtedy przyszły ślimaki. Choć miał obecnie tę tępość umysłu domyślił się w tej zakrzywionej czasoprzestrzeni odbitej na dodatek w krzywym zwierciadle, iż ktoś musiał trafić go w plecy zaklęciem. Jednak... [ślimak] było ono jakieś dziwne. Choć znał slugus erecto [ślimak], to nie powinien aż tak się wygiąć, ani [ślimak] poczuć tak przejmującego dreszczu. Tylko... co to właściwie [ślimak] znaczyło? Nie mógł połączyć faktów. Starał się z całej siły powstrzymywać kolejne fale mdłości, choć było to bezcelowe. Dopiero gdy doszedł do niego jakiś niewyraźny głos [ślimak], choć znany, w miarę Alex zaczął zauważać świat dookoła. Uniósł lekko oczy, tkwiące w bladozielonej twarzy, by ujrzeć Adriena Carrowa. Uzdrowiciel musiał coś zrobić, bowiem choć mdłości nadal były obecne, zarejestrował definitywny brak mięczaków. Carrow pomógł mu wstać, lecz znów czas się zagiął - i już Carrowa nie było przy nim, a kolana znów stykały się z miękkim piaskiem plaży.
I wtedy otrzymał pomoc od kogoś, po kim najmniej by się tego spodziewał. Choć słaniał się na nogach starał się nie ciążyć Allison - była przecież szczuplutka, a on ważył i mierzył swoje. Pomogła mu ustać na własnych stopach, a następnie przemieścić się dalej od ludzkiego grona, w tym brata bliźniaka jego narzeczonej, którego to Selwyn nie miał ochoty na razie oglądać. Choć w ostatecznym rozrachunku, chyba już wolał cios Avery'ego od zaklęcia, którym trafił go jakiś bezkręgowiec społeczny, celując bezbronnemu człowiekowi w plecy. Jak tylko Selwyn dojdzie do siebie i dowie się, kto tak postąpił, to się zemści.
Nagle usłyszał zaklęcie wymówione przez Allie i poczuł wszechogarniającą go ulgę. Mdłości minęły, a osłabienie przestało tak bardzo dawać się we znaki. Położył się jednak na bok - zawsze tak kazali leżeć pacjentom po tego typu "uroczkach", więc żeby nie zaprzeczać samemu sobie (choć mógł wyglądać jak jakiś - hi, hi - mięczak) także spoczął. I ponieważ wróciły mu zmysły w swych zwykłych ostrości i działaniu, jął uważnie przypatrywać się Allison, siedzącej kawałek dalej na piasku. Wciąż wyglądała tak samo pięknie jak przed tym feralnym pocałunkiem, teraz jednak zamiast być przerażoną (a może zrozpaczoną?) widział, że była wściekła. Bał się to robić, jednak był zbyt dobrze wychowany, by się nie odezwać. Zresztą, chciał to zrobić.
- Dziękuję. I przepraszam - powiedział, wzrok wciąż wbijając w blondynkę.
Merlinie, czyżby zniweczył wszystko to, co miało miejsce poprzedniego wieczora?


Alexander Farley
Alexander Farley
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 23
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

Alex, you gotta fend for yourself

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Wybrzeże - Page 15 9545390201fd274c78230f47f1eea823
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t927-alexander-farley https://www.morsmordre.net/t999-fumea https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t3768-skrytka-bankowa-nr-277 https://www.morsmordre.net/t979-a-selwyn#5392
Re: Wybrzeże [odnośnik]27.11.15 19:41
Co jest gorsze od nadmiernie milutkiego faceta, który non stop się podlizuje? Facet, który robi maślane oczy do kobiety, z którą przychodzisz. Wcale nie chodzi o to, że jestem o Eileen zazdrosny. Prędzej sprzedałaby mi kopniaka w klejnoty koronne niż ucałowała, nie oszukujmy się. Mam też oczy w tym miejscu, w którym oczy być powinni i widzę, że Stokrotka rozkwitła bardzo ładnie. Nic więc dziwnego, że ten cały Alan gapi się na nią jak ciele w malowane wrota. Nie sądzę jednak, aby miał szanse wydostać się ze strefy wiernego przyjaciela używając takich tekstów. Jeśli w to wierzy to albo ma niskie mniemanie o pannie Wilde albo jest trochę nierozgarnięty. Na oko strzelam, że to drugie. Nie mogę się więc powstrzymać przed zagraniem na jego delikatnym nerwie, którego posiadania być może nie jest nawet jeszcze świadom. Zamiast odpowiedzieć kiwam lekko głową, a moja ręka jak gdyby nigdy nic wędruje w okolice tali Eileen. Przecież straciłem dużo krwi, trochę kręci mi się w głowie, potrzebuję wsparcia, a nawet podparcia, czyż nie?
Kiedy uzdrowiciel zaczął wdrażać nas w mrożące krew w żyłach spotkanie jego stopy z krwiożerczą muszelką moje spojrzenie odpłynęło w kierunku młodej dziewczyny, która chociaż towarzyszyła naszemu boskiemu żigolo to widocznie wycofała się z naszej małej, koguciej utarczki. Jednak o ile przyznaję się, że Alan nie skradł od początku mojego serduszka to muszę przyznać, że podobnej chemii nie wyczułem także między Stokrotką a Megarą. Od tej drugiej wręcz bił pewien dystans i chłód, który charakteryzował tylko jedną klasę społeczną – arystokrację. Nie odczytałem z jej twarzy natomiast żadnych typowych dla czysto krwistych czarodziejów emocji, czyli pogardy dla mojej brudnej osoby, a raczej chłodny, zdroworozsądkowy dystans. Pewnie już nigdy nie spotkam tej młodej osóbki i nigdy niedane mi będzie zamienić z nią choćby słowa, ale zapałałem do niej dziwną sympatią. Oby świat czarodziejów jej nie zniszczył, tak jak zdeptał mnie dawno temu.
Z rozmyślań wyrwał mnie reasumujący ton Alana, któremu widocznie skończyła się ślina, bo postanowił przystąpić do działania. Miło, że przypomniał sobie, po co tutaj przyszedł. Tak bardzo jak go nie lubię tak muszę przyznać, że dobrze wykonuje swoją pracę. Prawie nie poczułem przesuwających się za sprawą magii kości wracających na swojej prawowite miejsce. Nono, doprawdy jestem pod wrażeniem.
- Dzięki – odzywam się w końcu delikatnie badając długość nosa palcami. Chyba jest jeszcze lekko opuchnięty, ale poza tym rzeczywiście robota pierwsza klasa. – Taa, cieszę się, że połamałem sobie karku czy coś. – Tego raczej nie dałby rady naprawić.
Dziwią mnie słowa Eileen. Naprawdę czuje się jakoś winna? Niech już nie przesadza z tym matkowaniem, bo zaraz się zarumienię, albo, co gorsza, wzruszę. A przysięgam na gacie Salazara, że płaczę rzadziej niż feniksy. Kiwam więc stanowczo głową.
- Przestań, nie masz za co – mówię łagodnie, cicho, chociaż pewnie uzdrowiciel doskonale mnie słyszy. Na jego słowa potakuję jedynie nie chcą zaogniać tego konfliktu. Chcę się już stąd tylko ulotnić, bo chyba więcej ze mnie szkody niż pożytku.
- To dobrze, chociaż garb byłby piękną blizną bojową – rzucam wesoło w odpowiedzi na słowa ponownie zbliżającej się ku nas Megary, która wydaje się rozrzedzać gęstą atmosferę, jaka zdążyła się przez ten krótki czas wytworzyć.


Thank you, I'll say goodbye now though its the end of the world, don't blame yourself and if its true, I will surround you and give life to a world thats our own
Crispin Russell
Crispin Russell
Zawód : Auror, opiekun testrali
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
sometimes we deliberately step into those traps
I was born in mine; I don't mind it anymore
oh, but you should, you should mind it
I do, but I say I don't
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
lets go have fun, you and me in the old jeep
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t1067-crispin-phillip-arthur-russell-iii https://www.morsmordre.net/t1442-kamelia https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f143-kornwalia-puddlemore-breeder-street-3 https://www.morsmordre.net/t1328-crispin-phillip-arthur-russell-iii#10195
Re: Wybrzeże [odnośnik]27.11.15 22:07
Rozmowę o...? O dziwkach, które traktował czulej i z większą miłością niż ją kiedykolwiek?
Nie powiedział jednak na głos tego, co myślał. Dlatego, że jego siostra stała tuż obok, dlatego, że to byłoby zbyt wiele. Niewypowiedziane nie istniało. Czy może wisiało w powietrzu między nimi, w domyśle, który ciążył. Jak wyrzuty, które miał szczęście kiedykolwiek usłyszeć, jak oskarżenia, które Rosier przez cały ten czas nosił w zapijaczonym, równie znędzniałym sercu, które paliły, paliły jego wnętrzności jak nigdy. Bardziej niż tysiące nienawistnych, wymownych spojrzeń – a te wystarczająco często i wystarczająco boleśnie przypominały mu o domniemanej winie. Kiedy zaczął wierzyć już, że ta należy do niego? Że odpowiedzialność za tragedię tamtej nocy na swe barki powinien wziąć właśnie on?
I to wszystko? To koniec? Nic więcej nie powiesz, Rosier? Cały Twój wyrzut zawarty w tym jednym, ostrym zdaniu? Cała nienawiść? Żal? Pretensje?
To wszystko?
Nie wiedział, czy chciałby usłyszeć więcej, bo naturalnie, że to więcej istniało, lecz bał się, że byłoby tego tyle, że nie potrafiłby udźwignąć, znieść tych wszystkich słów, oskarżeń. Że nie potrafiłby znieść świadomości, że naprawdę odpowiada za jej śmierć.
Może właśnie dlatego, ponieważ się poparzył, cofnął się. Może stchórzył w walce o swoją siostrę – może? Nie potrafił nawet o tym myśleć, nie potrafił o tym rozmawiać – zwłaszcza z nim. Chciał jednocześnie, by tego dnia wszystko zostało zakończone, by słowa ciążące na duszy Rosiera, zostały wypowiedziane, lecz bał się, że każde kolejne wypowiedzianego przez niego słowo, okazałoby się równie bolesne co prawdziwe. I żadne usprawiedliwienie, nic, nie miałoby takiej mocy, by zmyć z niego winy. Nawet popełnione nieumyślnie błędy, to wszystko przecież sprowadzało się do przypadku, ale do przypadku, w którym jego nie było przy niej, przypadku, w którym to on powinien ją bronić. I nie umiał odpowiedzieć, dlaczego nie było go wówczas tam, gdzie być powinien. W domu.
Tak, tak było, tak właśnie było, Rosier.
-Zatem miłego spaceru – odpowiedział jednak zamykając na kłódkę to, co tak cisnęło mu się na usta. Czy chciał go sprowokować? Dlaczego? Jak masochista – niech mówi dalej, niech mówi o niej, gdy chodzi o jego siostrę.
Lecz dopiero po chwili zorientował się, że to było nieudane. Że sprawa toczyła się o coś innego, a on pozwolił, aby Tristan wyprowadził go z równowagi, by zamilkł – czy nie tego chciał Rosier?, czy nie tego potrzebował? – pod natłokiem winy. Lecz było już za późno, a on nie chciał wchodzić dalej w tę dyskusję, nie chciał już dowiadywać się niczego więcej, choć przecież zdawał sobie sprawę z tego wszystkiego właśnie, przecież wiedział.
Nie wspomniał jednak, by wysłała do niego list, gdy wróci do domu, by napisała cokolwiek.
Czy się oszukiwał, jeśli liczył na to, że ten dzień nie zakończy się na łzach i krwi?
W tej jednej chwili przestała go interesować Druella, syn który z pewnością czekał na niego w umówionym miejscu czy nawet Evandra. Wszystko sprowadzało się do upragnionej butelki whisky czekającej na niego w barku. Równie nieprzyjemna była również świadomość, że nie będzie mógł (czy tylko powinien?) sięgnąć po nią przez jeszcze długi czas.

Caesar Lestrange
Caesar Lestrange
Zawód : sutener oraz brygadzista
Wiek : 30 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
pięć palców co po strunach chodzą
zegną się jak żelazo w ogniu
w owoc granatu martwy splot
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Wybrzeże - Page 15 9b2SB2z
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t661-caesar-lestrange https://www.morsmordre.net/t841-poczta-caesara https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t3056-skrytka-bankowa-nr-94#50106 https://www.morsmordre.net/t1615-caesar-lestrange
Re: Wybrzeże [odnośnik]28.11.15 16:29
Wpierw spojrzał na Evandrę - czy to nie ten ognisty temperament sprawił, że Tristan te długie lata temu oddał tej dziewczynie i rozum i serce? Patrzył, na roziskrzone oczy i wykrzywione w bolesnym wyrazie usta, wsłuchiwał się w głos, dumny, stanowczy i królewski. Wewnątrz była lwicą, dostojną nimfą, pod której rozkazem byłby w stanie się ugiąć - byłby, zapewne, niejeden raz, ale nie dzisiaj. Dzisiaj nie on miał być tym, który ustąpi pola. Dalej, Caesar, przecież nie wpędzisz do grobu siostry, czyż nie? Swojej - nie.
Nie wpędzi. Poszukując wzrokiem jego spojrzenia jedynie skinął głową, w ciszy i bez słowa, przyjmując jego słowa. Bardzo długo byli przyjaciółmi, bardzo długo mogli oglądać siebie nawzajem jak w lustrze; byli do siebie niezwykle podobni. Pewnie dlatego Tristan wiedział, jak poparzyć - z premedytacją - jak poparzyć, żeby spłoszyć. Caesar był przecież takim samym tchórzem jak on sam, on, który obawiał się nawet wypowiedzieć na głos jej imię - Marianne. Pewnie dlatego Caesar teraz mógł zdać sobie sprawę z tego, jak gorzko smakowało to nikłe zwycięstwo, ale przecież jego smak też nie miał już żadnego znaczenia. Właściwie, już od dłuższego czasu nic nie miało znaczenia. Wypowiadane przez niego słowa przecież nie mniej bolał jego samego - lecz czy Tristan choć na chwilę był w stanie uwolnić się od tego bólu? Od dnia jej śmierci, dzień po dniu wygrażał się księżycowi w pełni, Lestrange'om i diabłom, które porwały ją na inny świat i ku innemu życiu. Oskarżenia wypowiadane na głos mocniej zacietrzewiały go w palącym gniewie, roziskrzały rządzę zemsty, ale również przynosiły dziwnego rodzaju ukojenie. Niech wie. Niech wie i nigdy nie zapomina, że jest winny.
- Bywaj - odparł krótko i szorstko, choć na język cisnęły mu się słowa o wiele okrutniejsze, choć pragnął pobawić się ranami, które rozszarpał, pastwić się, jak hiena nad odnalezioną pośrodku pustkowia padliną. Zasługiwał na to - Tristan był o tym przekonany, skutecznie wypierając z głowy własną głupotę i własne błędy. Lecz nie dziś i nie tutaj, a już na pewno - nie przy niej. Krzyk Evandry był jak uścisk obroży boleśnie zaciskającej się na jego szyi, jak niewidzialna sieć zarzucona na jego wciąż zaciśniętą w pięść dłoń. Gotów byłby się na niego rzucić, tu i teraz, gotów byłby mu pokazać, czym jest prawdziwy ból i jak wielkie cierpienia musiała znosić przed śmiercią jego siostra. Byłby - gdyby nie ona.
Tristan wiedział, że jego zachowanie tego dnia pozostawiało wiele do życzenia, wiedział, że nie powinien dać się sprowokować Perseusowi - choć Avery zasługiwał na krew bardziej, niż ktokolwiek inny, wyjawiając przed Evandrą sekrety, które winny były sekretami pozostać - i być może wysnuł z tego zdarzenia swojego rodzaju wnioski, pozwalając przerwać ich konfrontację. Na zemstę przyjdzie jeszcze odpowiedni czas, Caesarze, nasza rozmowa się na tym nie skończy. Wiesz o tym ty i wiem o tym również ja.
Przeniósł spojrzenie na Evandrę, wciąż rozgniewane, czy naprawdę skarżyła się bratu, że Tristan nie traktuje jej tak, jak powinien? czy nie rozumiała, że to, co działo się między nimi... winno między nimi pozostać?
Rozluźniwszy zaciśniętą pięść oszczędnie skłonił się przed Evandrą, wysuwając ku niej ramię. by mogła się na nim wesprzeć. Nie miała wyboru, jak dobrze, że sama to wreszcie pojęła.
- Okrutne zrządzenie losu, że przez ostatnie dni mijaliśmy się tak niefortunnie - odezwał się w końcu do niej, tonem, który niejako wciąż pobrzmiewał groźbą. Nie, ich mijanie się nie było przypadkiem i doskonale zdawał sobie z tego sprawę. - Pozwolisz - właściwie nie zapytał, prowadząc ją dalej od brata, dalej od tłumów, dalej od wszystkich - wzdłuż piaszczystej plaży. W wolnej dłoni niepewnie obrócił wciąż trzymane weń odłamki spadającej gwiazdy odnalezione w morskiej toni, podczas gdy jego myśli galopowały daleko przed nimi; proste słowa zwykle najtrudniej było wypowiedzieć.

/ zt x2



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n



Ostatnio zmieniony przez Tristan Rosier dnia 09.01.16 14:00, w całości zmieniany 1 raz
Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Wybrzeże - Page 15 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Wybrzeże [odnośnik]28.11.15 18:48
Atmosfera na wybrzeżu chyba źle na nią wpływała. Nie lubiła, gdy działała na nią zbyt duża dawka stresu - nieważne czy była ona wywołana stłuczoną w cieplarni doniczką, czy rozbitym nosem przyjaciela. Stres był stresem. Zawsze działał tak samo. Zawsze zmuszał do szybszej analizy, szybszego krążenia krwi w żyłach, mocniejszego skupiania myśli na jednej, określonej sytuacji. W tej chwili Eileen była nieco rozerwana między dwie - naprawianie crispinowego nosa przez Alana i bójkę odbywającą się w dalszych regionach plaży. Nie wytrenowała podzielności uwagi na tyle, by móc jednym okiem patrzeć na swoich przyjaciół, a drugim obserwować rozgrywającą się na piasku potyczkę. Dlatego w momencie, gdy dłoń Russella oparła się na jej talii, nie okazała ani grama zainteresowania tą zaistniałą, pełną hańby sytuacją. Ze strachem rysującym się na twarzy wodziła wzrokiem za ludźmi, którzy obijali sobie twarze pięściami. Ocknęła się dopiero, gdy Crispin wspomniał o bliźnie bojowej. Zamrugała kilkakrotnie i spojrzała w dół, na jego twarz. Jej myśli zostały na powrót zapełnione jednym czynnikiem i crispinowe wykroczenie znów umknęło jej uwadze. Naprawdę niczego nie czuła!
- Alan, dziękuję! - uśmiechnęła się do przyjaciela z ulgą tańczącą lekko na jej różanych wargach. - Crispin, już lepiej?
To nie był gest litości, tylko zwyczajna troska o kogoś, którego twarz wyglądała kilka chwil wcześniej jak kilogram nieszczęść. Tak już od małego została wychowana. Matka wiecznie zwracała jej uwagę, jeśli potraktowała swojego rówieśnika z mniejszym szacunkiem albo nie podarowała mu tyle uwagi, ile powinien był dostać. Jej słowa na wyryły jej się w pamięci, bo były przyobleczone w jej ciepłą dłoń gładzącą jasne włosy Eileen i jej słowa, które wypływały z zawsze uśmiechniętym ust. Przekładała to na swoje dorosłe życie, bo uważała, że całkiem dobrze ją to określało.
Przeniosła swój wzrok na Megarę, której chyba nie poświęciła odpowiedniej dawki uwagi i uśmiechnęła się do niej tak szczerze, przepraszająco.


Ja nie przeczuwałam, tyś nie odgadł, że

Nasze serca świecą w mroku

Eileen Bartius
Eileen Bartius
Zawód : Magibotanik
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
didn't i show i cared?
i do
oh, i do

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Wybrzeże - Page 15 1hKUbRW
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1515-eileen-wilde https://www.morsmordre.net/t1553-krolicza-poczta#14938 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f222-hogsmeade-134-dom-bartiusow https://www.morsmordre.net/t3930-skrytka-bankowa-nr-429#74545 https://www.morsmordre.net/t1578-eileen-wilde#15736
Re: Wybrzeże [odnośnik]29.11.15 1:18
Jej słowa ani trochę go nie uspokajają. Strach i niepewność czają się tuż pod powierzchnią, gdy czujnie spogląda na bliźniaczkę. Przygryza wargę nie bardzo wiedząc, co mówić i robić. Najchętniej zagarnąłby ją z dala od tego wszystkiego i zniknął. Nie chciał mierzyć się z tą całą przytłaczającą rzeczywistością, roztrząsać, czy cios, który zadał był słuszny, czy też nie. Zrobił to, co uważał za słuszne i nie miał zamiaru kajać się z tego powodu. Nie interesowała go ani jedna bzdura, którą może wypisać na jego temat Czarownica. Ten szmatławiec już dawno stracił w jego oczach miano gazety. Bał się jednak, że swoim zachowaniem rzuci brudne plamy błota na nieskazitelny dotychczas wizerunek siostry. Tak jak mało obchodziła jego własna opinia, tak nie darowałby sobie, gdyby z jego winy ucierpiałaby reputacja Allie. Z cichym westchnieniem przytulił ją lekko, ale po chwili zamarł jak porażony, gdy usłyszał jej słowa. Odprawiała go. Jego lepsza, właściwa połowa odsyłała go z kwitkiem. Prawie nie poczuł, gdy jej dłoń mierzwiła mu włosy, bo wpatrywał się w nią z niedowierzaniem. Ogromny zawód rozsadzał mu umysł. To, że zawiódł ją, bo tak to dla niego wyglądało, sprawiało mu wręcz fizyczny ból. Dokładnie taki sam, jaki czuł tamtego pamiętnego dnia, gdy Allison wybudziła się po ujawnieniu się traumy krwi. Chyba do końca nie zapomni wyrzutu w jej spojrzeniu, gdy odkryła, że wiedział o tym bluźnierczym zwyczaju, jaki praktykuje z ich matką Samael. Chciał jej powiedzieć, Merlinie, chciał powiedzieć komukolwiek, ale nie mógł obarczyć nikogo takim ciężarem. Zwłaszcza, że podzielenie się tą tajemnicą miało kosztować go życie. Ale nikt nie musiał o tym wiedzieć.
- Dobrze – wychrypiał więc jedynie za jej oddalającą się sylwetką. Myślał, że to będzie jedyna rzecz, jaką będzie musiał znosić, ale karma to suka i tym razem. Allison wcale nie kieruje się w stronę namiotu. Wręcz przeciwnie, idzie do Selwyna. Przygląda im się w milczeniu, słuchając w ciszy dźwięków wybrzeża wymieszanych z echem rozbijającego się w nim serca. Nie tego się spodziewał. Wszystkiego, tylko nie tego. Zdrada, bo nie mógł chyba nazwać tego inaczej, bolała mocniej niż gdyby spoliczkowała go publicznie przy wszystkich. Odwraca się więc na pięcie nim idealna maska obojętności zaczyna pękać. Szybkim krokiem opuszcza plażę, ale nie interesują go namioty. Musi się teleportować do najbliższego pubu, bo agonia wymaga znieczulenia.


okay, i hated you but even when you left, there was never a day that i’ve forgotten about you and even though i actually miss you, i’m gonna erase you now cause that’ll hurt way less
than blaming you


Soren Avery
Soren Avery
Zawód : pałkarz Os z Wimbourne
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
jest szósta mojego serca
a po kątach trudno pozbierać wczorajszy dzień
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
sny są dla ludzi bez wyobraźni
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t796-sren-avery https://www.morsmordre.net/t859-stella https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f121-whitcomb-st-43-7 https://www.morsmordre.net/t1180-sren-avery
Re: Wybrzeże [odnośnik]29.11.15 2:06
| wybiłam się z kolejki, więc jeszcze raz, poprzedni do kasacji #ogarroku

Być może moje zachowanie jest różnie rozumiane, lecz właśnie w tym miejscu, wśród różnych grup czarodziejów skupionych na naszej czwórcy, nie mogę zrobić tego, co tak na prawdę bym chciała - pobiec za Sylvainem. Wejście na salony, choć jest to tylko zwykły festiwal, gdzie można znaleźć każdą możliwą hołotę, wiąże mi ręce, ubiera ciasny gorset idealnej narzeczonej, w którym wcześniej czy później się uduszę. I mogę czuć wściekłość, lecz żadne ostrze nie potrafi mnie z niego uwolnić - jedynie wydziedziczenie, jednak wciąż nie jestem gotowa, by zadać sobie taki cios. Być może gdyby była tu tylko szlachta, sprawa rozeszłaby się po kościach, wszak wszystko zostaje w rodzinie, a idealny wizerunek musi zostać zachowany. Mając to na uwadze, pomagam ci wstać, nieświadoma sztyletu dewastującego serce Sorena. Gdybym tylko wiedziała, jak bardzo krzywdzę swojego bliźniaka, niosąc ci niechcianą pomoc, najpewniej skończyłbyś swój żywot już w tej chwili. I za nic miałabym konwenanse, a także oczywiste przestępstwo, za które zostałabym zesłana do jednej z ciasnych cel. Zamiast tego nie mam do ciebie siły, nawet nie wiesz jak bardzo jesteś niereformowalny. Na Merlina, powinnam posłać do grobu tego, kto cię wychował... Najlepiej za pomocą jakiejś wyjątkowo paskudnej trucizny. Raz doprowadzasz mnie do szwedzkiej pasji samym swoim zachowaniem, innym razem sprawiasz, że ci ufam lub drżę pod wpływem twojego dotyku, wbrew wszelkiemu rozsądkowi. W takim tempie doprowadzisz mnie do rozdwojenia jaźni, zamkniesz w pokoju bez klamki na swoim oddziale i po problemie. Ślub z głowy, Samael zadowolony - czego potrzeba ci więcej do szczęścia? Im dłużej pozwalasz mi na rozmyślanie w ciszy, tym bardziej nakręcam się wewnętrznie, jeszcze chwila, a dokończę dzieło Amodeusa jakimś paskudniejszym zaklęciem. Musisz się odzywać - pomimo że przepraszasz i dziękujesz za pomoc, to właśnie impuls, jaki był mi potrzebny do wybuchu. Przez ciebie wszystko leży w gruzach, moja relacja z Sylvainem, za którą chciałam się zabrać, gdy tylko ochłonie po moim powrocie, jest skończona. I to wszystko przez ciebie - jesteś czynnikiem rozpoczynającym efekt domina w moim życiu. Trzeba być wybitnie naiwnym, by pomagać komuś, gdy ten ktoś działa tak perfidnie. Nie masz za knuta przyzwoitości, Selwyn.
Podnoszę się z piasku, by podejść do ciebie, a następnie poprosić o prośbę na odejście. - Robi się już późno, panie Selwyn, dlatego pozwolę sobie na powrót do namiotu - informuję tonem nie znoszącym sprzeciwu. - Mam nadzieję, że czuje się pan lepiej - nie słuchaj moich słów, skup się na tonie "Mam nadzieję, że tutaj zdechniesz" - tylko tyle życzę ci w tej chwili.
Allison Avery
Allison Avery
Zawód : Alchemik u Borgina&Burkesa, badacz
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
imagine that the world is made out of love. now imagine that it isn’t.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Wybrzeże - Page 15 ZytGOv9s
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t653-allison-avery https://www.morsmordre.net/t814-poczta-allison https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f98-shropshire-ludlow-dwor-averych https://www.morsmordre.net/t1885-allison-avery#25620
Re: Wybrzeże [odnośnik]29.11.15 12:25
Nigdy w życiu nie powiedziałby, że robi do Eileen maślane oczy. W jego mniemaniu wszystko było doskonale ukrywane pod maską zwykłej, przyjacielskiej sympatii. Nigdy nikt nie domyślił się faktu, że to co czuł do Eileen było czymś znacznie większym. A przynajmniej tak właśnie sądził. Czy więc Crispin był pierwszym, który to zauważył? Być może. W jednym jednak stanowczo się mylił - Alan nigdy nie uważał, że "takie teksty" pozwolą mu wyjść z roli najlepszego przyjaciela. Nie planował bowiem wcale z niej wychodzić. Był na tyle bystry, by dostrzec jak niewielkie miał szanse powodzenia. A także bał się, że wszystko to, co teraz między nimi było, runie niczym zamek z piasku, zdeptany przez złośliwego dzieciaka. Prawdą jednak było, że Bennetta gówno obchodził fakt, że Eileen była z kimś. Nie zamierzał się tym nijak przejmować, co zresztą pokazał już w momencie, gdy dotarł do nich w towarzystwie Megary Malfoy.
Pewne było jeszcze jedno - Crispin wyraźnie igrał z Alanem. Bennett nie był pewien, czy mężczyzna ten domyślał się czegokolwiek, czy nie. Jednak ruch, który wykonał, a któremu towarzyszyło to coś, dzięki czemu uzdrowiciel od razu zrozumiał, że jest to próba naciśnięcia mu na odcisk - przyniósł oczekiwany rezultat. Oczy magomedyka zwróciły się w kierunku Crispina, a brwi ściągnęły się samoistnie, tworząc wyraźny grymas niezadowolenia. Ty plugawy draniu, jak śmiesz ją tak dotykać?! - przeszło mu przez myśl, lecz nie zamierzał wypowiadać tego na głos. Jego umysł pracował teraz na szybszych obrotach. Miał ochotę zwrócić mu uwagę na ten jakże haniebny gest w towarzystwie tylu ludzi, jednak nie mógł pozwolić sobie na tego rodzaju hipokryzję po tym, jak parę chwil temu brał Eileen w objęcia. I fakt, że był jej przyjacielem nijak go nie usprawiedliwiał.
- Panie... - zaczął, ale zdał sobie sprawę z tego, że nie ma pojęcia z kim ma do czynienia. - Nie ważne. Jeżeli nadal źle się Pan czuje - proszę się zgłosić do namiotu medycznego, miast obłapiać biedną niewiastę. Jestem pewien, że choć silna z niej kobieta, na pewno jest jej ciężko dźwigać ciężar rosłego mężczyzny. W razie czego służę pomocą. To żaden wstyd, że po utracie odrobiny krwi jest Panu słabo. Ludzie potrafią mdleć straciwszy ledwie kilka kropel. - wyjaśnił, nadając swej twarzy fałszywie uprzejmy wyraz. Usta wygięły mu się w równie sztucznym uśmiechu, ale oczy wręcz strzelały promieniami, mając ochotę zabić tego drania. Bennett już teraz był pewien, że chyba musiałby się wydarzyć cud, by polubił tego mężczyznę. Ale swoją robotę musiał wykonać, już nawet nie ze względu na Eileen. Nie mieszał swojej pracy z osobistymi odczuciami. Tak więc naprawił Crispinowy nos, choć musiał przyznać, że miał ogromną ochotę połamać mu go od nowa.
- Opuchlizna może się jeszcze chwilę utrzymać. Polecam naprawdę udać się do namiotu i obmyć twarz ze śladów krwi. - dodał. Przeniósł wzrok na Eileen i uśmiechnął się do niej w odpowiedzi na podziękowanie. A potem spojrzał Megarę, która znów pojawiła się przy nich. Uśmiechnął się do niej, nie komentując jej słów. Mógłby się przechwalać. Mógłby unieść brodę wysoko i stwierdzić ,,to oczywiste, przecież jestem medykiem". Ale nie zrobił tego. Było to kompletnie nie w jego stylu.
- Już po wszystkim, panno Malfoy. Bardzo przepraszam za to, że musiałaś czekać. - zwrócił się do niej. Spojrzał na Eileen z uśmiechem, potem zaś na Crispina z grymasem, który uśmiech przypominał znacznie mniej. Mimo to skinął głową w jego kierunku. - No więc nie będziemy wam już przeszkadzać. My chyba udamy się w stronę ogniska, panno Malfoy? Zdaje mi się, że jest Ci ciągle chłodno? - Przeniósł wzrok na Megarę, która szczelnie opatuliła się jego marynarką. Kij z zazdrością o Crispina! Nie mógł pozwolić na to, by kobieta pod jego opieką czuła się źle i marzła.



There are no escapes  There is no more world Gone are the days of mistakes There is  no more hope
Alan Bennett
Alan Bennett
Zawód : Uzdrowiciel - specjalista od chorób genetycznych
Wiek : 28 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Mądrego los prowadzi, głupiego - popycha.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t1283-alan-bennett https://www.morsmordre.net/t1333-poczta-alana https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f182-harley-street-11-3 https://www.morsmordre.net/t4011-skrytka-bankowa-nr-373 https://www.morsmordre.net/t1511-alan-bennett
Re: Wybrzeże [odnośnik]02.12.15 15:25
Choć pojawiła się na wybrzeżu jako jedna z pierwszych, idąc obok Evandry, nie puściła jeszcze w wodę swojego wianka. Spoglądała niechętnie na półwilę, rozpadającą się właśnie na strzępy pod przykrym naporem rodowego obowiązku - żałując, że nie mogła być jej teraz wsparciem. Uważnie obserwowała jednak całe zajście, przekazując wianek córce, który teraz zdobił jej rude włosy - wianki budziły emocje, trzy ogromne skupiska tłukących się ludzi... biły na łeb niektóre wieczory na czarnym Nokturnie. Przez myśl jej nie przeszło wtrącać się w nieswoje sprawy, nawet, jeśli osaczona przyjaciółka potrzebowała pomocy, nawet, jeśli winna jej była wsparcie, potrzymanie za dłoń. To nie jest mój świat, Evandro. Polała się pierwsza krew, jakiś człowiek zanurzył się w wodzie, jakaś kobieta sprowadziła na świat nowe życie. Odruchowo otuliła głowę Lisy dłonią, tuląc ją do swojego boku i zabierając bliżej wody, chcąc odwrócić uwagę od nieposkromionych - zbyt brutalnych, czy nikt nie mógł ich powstrzymać? - awanturników. Woda delikatnie objęła jej bose stopy, kiedy delikatna fala podmyła brzeg piaszczystej plaży.
Skinąwszy córce głową, ujęła wianek, pozwalając Lisie trzymać go od drugiej strony i razem rzuciły kwiecistą ozdobę w morską toń, iskrzącą się srebrem w blasku pełnego słońca. Wieje wiatr, kochanie, chodźmy już do domu. Zacisnęła dłoń mocniej na jej drobnym ramieniu, odciągając ją od wody, choć kątem oka rozejrzała się, czy Vitalij wciąż gdzieś tutaj był...




bo ty jesteś
prządką

Cassandra Vablatsky
Cassandra Vablatsky
Zawód : Szeptucha
Wiek : 28 (30)
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna

i am my mother's savage daughter

OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 16
UZDRAWIANIE : 28 +10
TRANSMUTACJA : 24 +2
CZARNA MAGIA : 1 +1
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Jasnowidz

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t569-cassandra-vablatsky https://www.morsmordre.net/t943-zorya-utrennyaya#4959 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2811-skrytka-bankowa-nr-3#45477 https://www.morsmordre.net/t1510p15-cassandra-vablatsky#13947
Re: Wybrzeże [odnośnik]02.12.15 19:05
-Nie ulżyłoby mi – rzucił jedynie tonem w sumie łagodnym, tak by się zdawało, choć jednocześnie bezlitośnie obojętnym. Pospiesznie zakończył temat wspomnień, zakończył temat tęsknoty, który wcale go przecież nie dotyczył. Ważne było ponure teraz, niż szczęśliwe (może tylko odrobinę szczęśliwe) wczoraj. Nie wróci, przepadło, odcięte od dzisiaj dwoma bolesnymi więziennymi latami. Czy miał obowiązek opowiadać jej, jak było? Czy może wspomnieć, ile razy o niej pomyślał? A jeśli nie pomyślał w ogóle? Jeśli myślał tylko o sobie? O powrocie? O zemście?
Myśli – słowo klucz. Narzędzie przetrwania w czasach tak ponurych i nieprzyjemnych, gdzie własny głos stawał się już obcy i dusząco przytłaczający.
Dlatego nie chciał tego kontynuować. Zabawa w żarciki – odbijanie humorystycznej piłeczki mogłoby go bawić, gdyby miał ku temu nastrój –  nużyła, irytowała, przyprawiała o wewnętrzne drgawki. Zabawa we wspominki. W coś takiego jak subtelne, choćby przez śmiech, uzewnętrznianie się.
Okryjmy się więc nieprzepuszczalną skorupą, ochrońmy szczelnie przed światem, słońcem i wzrokiem ich wszystkich tak dziwnie skupionym na nim. Albo to on znów popadał w słuszną jego szaleństwu paranoję.
-Do jakiejś wykwintnej restauracji – wyrecytował niemal nonszalancko, z pewnym rozluźnieniem, gdy zszedł już z niewygodnego, choć dla niej pewnie nic nieznaczącego, lecz dla niego drażniącego tematu.
Choć może to naiwne, przepełnione goryczą „tęskniłem” było jej potrzebne?
-Akurat starczy mi na przystawkę, jak uzbieram oszczędności sprzed pięciu lat – najprawdopodobniej to miał być dowcip, choć powiedział to z dziwaczną, ironiczną powagą, zatrzymując się na moment w tym spacerze bez celu, aby przyjrzeć się kobiecie stojącej przy brzegu. Myślał, że ją znał. Tak przez chwilę. I myślał, że to o n a. Z Lisą.
Nie, nie.
To była o n a. To przecież była Cassandra.
Na kogo czekała?
To głupie, nieodpowiednie pytanie, które jako pierwsze wyklarowało się z jego skołtunionych, nieuporządkowanych narkotycznych myśli. Przez krótką chwilę – dla niego wieczność – wpatrywał się w sylwetkę stojącej przy brzegu kobiety i układał myśli, wspomnienia jakoś tak chronologicznie. Gubił się już, gubił się na tej plaży pełnej ludzi. Piasek zgrzytający pod jego stopami nie był piaskiem, jaki pamiętał, a ona nie była Cassandrą, którą chciałby pamiętać – może łatwiej byłoby to zostawić i odejść. Może prościej byłoby po prostu odejść i nie bawić się w wielkie powroty, w akty zemsty przynoszące tylko ulotną i nietrwałą satysfakcję.
Gdzie się podział ten rozochocony psychopata, który porwałby ją do tańca przy pierwszym już oddechu i wtulił szczęśliwie w więżącą rozdygotane serce pierś?
Z każdym kolejnym krokiem w jej stronę – zwłaszcza w stronę malutkiej istotki tkwiącej przy boku Cassandry – zalewało go gorąco, nienaturalny strach więził język w gardle a histeryczny śmiech – lub coś co miałoby go przypominać – cisnął się na usta. Nawet nie zdawał sobie sprawy, że jego dłoń ściskała nieprzyjemnie nadgarstek Millicenty, gdy prowadził ją nieustępliwie w stronę samotnej – samotnej? cóż za paradoks – dwójki.
-Witaj Cass – rzucił jedynie z entuzjazmem, takim entuzjazmem bez uśmiechu, bo jego twarz jedynie pociemniała, pobladła może, gdy lustrował ją ciemnym spojrzeniem rozkojarzonych oczu.
Gość
Anonymous
Gość

Strona 15 z 51 Previous  1 ... 9 ... 14, 15, 16 ... 33 ... 51  Next

Wybrzeże
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach