Wydarzenia


Ekipa forum
Pokój Billa
AutorWiadomość
Pokój Billa [odnośnik]07.01.16 19:09

Pokój Billa

Książki są... wszędzie. Gdzieniegdzie walają się też notatki z odręcznym pismem Havishama. Łóżko? Po co komu łóżko? Niby Polly mu czasem pościeli, ale i tak zwykle William zasypia na biurku. Totalny bałagan. Niezbyt chętnie kogoś wpuszcza, bo wiadomo, poufne dane z pracy, a on nie umie sprzątać i ich schować.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Pokój Billa [odnośnik]07.01.16 19:40
Rozpiera mnie dzisiaj energia.
Może to zasługi ostatnich promieni słońca, które bez skrupułów zaglądały mi dzisiaj przez okno sypialni budząc po porządnych sześciu godzinach snu, nieprzerwanych żadnym atakiem duszności? A może perspektywa dnia wolnego w Mungu – co oznaczało możliwość spędzenia całego dnia nad prywatnymi badaniami prowadzonymi z Havishamem? Nie widzieliśmy się od kilku dni, moje nowe obowiązki przyszłej żony dość znacząco uszczupliły czas poświęcany nauce. Na całe szczęście miałam sporo dobrych wieści (no dobrze, jedną dobrą wiadomość – ale na tyle doskonałą, że równa tysiącu pomniejszych nowinek!) i jeszcze więcej zapału do pracy, wymiana notatkami i nadrobienie wszelakich zaległości nie powinno zająć nam zbyt dużo czasu.
Teleportowałam się pod mieszkanie Havishamów, doskonale zdając sobie sprawę, że teleportacja prosto do salonu jest równie kulturalna jak otwieranie drzwi kopniakiem. Na tym jednak moja kurtuazja się skończyła – weszłam do środka bez pukania, w pełni świadoma faktu, że zajęcie tak przyziemne jak zamykanie zamka nie zaprząta ani umysłu Williama, ani jego siostry. Biorąc pod uwagę, że znam te cztery kąty jak własne, pewnym krokiem przeszłam do pracowni, nie zaprzątając sobie głowy ewentualną obecnością Polly. I tak ma o mnie najgorsze zdanie, żadne dzień dobry czy wymiana uprzejmości tego nie zmienią. Za mną grzecznie lewitowała sporych rozmiarów kupka książek i własnych notatek – jeszcze kilka woluminów i przewyższałaby mnie wysokością!
- Naprawdę frasują mnie badania Penfielda – mówię od progu pracowni – Całkowicie poważają wnioski Lashleya, co bardzo boleśnie godzi w nasze hipotezy – nieomal tanecznym krokiem omijam wszelkie piętrzące się przede mną przeszkody, przechodząc do kącika będącego moją prywatną oazą w pracowni Williama. Przyznam ci się, mój drogi przyjacielu, że zdarza mi się tu bywać nawet pod twoją nieobecność. Nie masz nic przeciwko, prawda? I tak. Nagminnie ignoruję fakt, że to jednocześnie twoja sypialnia, gdybym zaczęła to analizować jeszcze okazałoby się, że w ogóle nie wypada mi tutaj przesiadywać. A tego nie chce żadne z nas!  – Jeśli nie ma jednego ośrodka pamięci w mózgu, oznacza to też, że możemy zaprzestać poszukiwań jednego ośrodka magii. A Panfield może mieć rację. Pracuje na żywych organach! – gdybym była trochę młodsza, nie zaręczona (tak, to naprawdę dużo zmienia!) i bardziej ekspresywna to klasnęłabym w tym momencie w dłonie. Z przejęcia! – Na żywym, w pełni świadomym mózgu pobudzanym elektrowstrząsami. To fascynujące… I dla nas zupełnie nie do pomyślenia – mruczę z niezadowoleniem te oczywistości, podchodząc przy tym do ciebie i w przyjacielskim geście cmokając w policzek – O, wyszedłeś z biblioteki – zauważam ze zdziwieniem. Dopiero w tym momencie.
Zabawne – siedziałeś tam tyle czasu, nie raz dołączałam by pomóc ci przeglądać kolejne woluminy. A jednak dzisiaj od razu skierowałam swoje kroki tutaj. Coś musi być w teorii o więzi łączącej poszczególne umysły. Ja i ty jesteśmy tak zsynchronizowani, że czasem nie potrzebujemy nawet słów.
Szczególnie jeśli chodzi o naukę!
Isolde Bulstrode
Isolde Bulstrode
Zawód : magipsychiatra
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Ne puero gladium
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Pokój Billa Tumblr_inline_nqm79lz1VK1qm4wze_500
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t918-isolde-bulstrode https://www.morsmordre.net/t936-oktawiusz https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f149-whitehall-10-4 https://www.morsmordre.net/t1307-isolde-bulstrode#10005
Re: Pokój Billa [odnośnik]10.01.16 16:19
Trzy miesiące nieobecności wbrew oczekiwaniom uszły Havishamowi całkiem na sucho. Został w końcu wysłany w delegację - trzydniową, ale to pomińmy - by zdobyć dane potrzebne do kontynuowania swoich badań. Wprawdzie drogi pracodawca boczył się, że nie dostał nawet krótkiej informacji na temat nagłego przedłużenia naukowego wyjazdu, ale nie wyciągnął szczególnych konsekwencji. Jego obecność w Sali Mózgów nie była konieczna, skoro i tak cały czas prowadził badania - jeśli nie w Ministerstwie, to w mieszkaniu, bibliotece, na kolanie, gdy siedział w parku. Czy był sens, żeby robić aferę o te parę dni, podczas których może i nie dawał znaku życia, ale przewertował tysiące książek, rozmawiał z kilkudziesięcioma badaczami (pomiędzy kolejnymi kłótniami o ostatni wypożyczony egzemplarz), zapisał cały gruby notes pożyteczną wiedzą? Zresztą roztargnienie Havishama było już powszechnie znane i nikt nie mógł mieć do niego pretensji. Biedak miał zwyczajnie zbyt przejęty badaniami mózg, by przejmować się tak przyziemnymi sprawami jak upływ czasu, informowanie przełożonych, zamykanie drzwi...
Teraz też nie zamknął. Po kolejnej godzinie spędzonej nad rozrzuconymi po podłodze notatkami wylądował na brzuchu, zagłębiając się w lekturze. Marszczył czoło, przecierał oczy, ołówkiem dopisywał przychodzące mu na myśl nowe spostrzeżenia, a umysł pracował na najwyższych obrotach, podsuwając mu coraz to nowe informacje.
- Penfield jest zbyt pewny siebie. - odpowiedział z zamyśleniem, biorąc głos rozlegający się w pomieszczeniu za objawienie się jego niezwykłych zdolności. Zresztą mówienie do siebie zdarzało mu się w takich momentach dość często, a on, ze wzrokiem wbitym niemal w podłogę nawet nie zarejestrował wejścia Izoldy.
- Ale zawsze braliśmy to pod uwagę, to byłoby zbyt proste. Ktoś by na to wpadł przed nami. - mruczał z przejęciem, zakreślając w notesie kolejne słowa z nieco większym zaangażowaniem niż zwykle, jakby usiłował zrobić zaostrzonym ołówkiem dziurę w kartce. - Zresztą jego badania nie muszą mieć ścisłego przełożenia na nasz projekt, w końcu to jednak nieco inne ośrodki, a on badał mugoli. Więc nie powinnaś... - powinnaś? Williamie, czujesz się kobietą? A może zacząłeś zastanawiać się nad płcią własnego mózgu? - się przejmować. - dokończył, unosząc wzrok na lady Bulstrode, której głos od jakiejś chwili uważał za w ł a s n y, wewnętrzny. Zdążył zmienić szybko pozycję na nieco mniej nieelegancki siad, nogi skrzyżował, podsuwając jej odruchowo policzek, przyzwyczajony już do tego przyjacielskiego powitania, zupełnie nie przystojącego jednak szlachciance, szczególnie względem niższego w społecznej hierarchii czarodzieja. Przez twarz zdążył przebiec cień pełnego sympatii uśmiechu, kiedy poufale podsunął Izoldzie jedną z poduszek, by mogli razem oprzeć się o łóżko i przyjrzeć porozrzucanym po całym fantazyjnym podeście kartkom. Trudno było dostrzec w tym zagraconym pokoju sypialnię, nawet łóżko było przecież skryte pod arkuszami papieru i podręcznikami, w większości mugolskimi.
- Wracając do Penfielda... - kontynuował, jak gdyby nigdy nic - wskazał jednak płat skroniowy. Więc może lepiej skupmy się na odnalezieniu większego... hm, magazynu talentu magicznego, a potem będziemy poszukiwać dalszych fragmentów. - Nie będzie mu żaden Penfield niszczył wizji i frasował Izoldy, o nie! Oderwał na moment wzrok od swoich rysunków i przeniósł badawcze spojrzenie na twarz towarzyszki. Nie mógł sobie przypomnieć, kiedy widział ją ostatnio. Przed wyjazdem, czy po? Wyglądała jakoś... inaczej. Powinien to skomentować? Niby nie działała tak jak Polly, więc stosowanie się do wyuczonych przez to bobo zasad traktowania kobiet nie było konieczne, ale może lepiej było coś powiedzieć, skoro już coś zauważył? Rzadko mu się to zdarzało, trzeba przyznać. - Hm, hm, ścięłaś włosy? - wypalił kompletnie bez sensu, ale z tego co wiedział, zwykle do tego sprowadzały się wszystkie problemy. - Wyglądasz jakoś inaczej.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Pokój Billa [odnośnik]18.01.16 15:36
Gdyby mnie zabrakło w Mungu na trzy miesiące… Gdyby mnie zabrakło przez pięć minut jednej zmiany doktor Avery nie dałby mi żyć. Nie mówiąc o poważniejszej nieobecności, szczególnie tej nieusprawiedliwionej.
Na całe szczęście moje dni pod jego skrzydłami dobiegają końca i już nigdy więcej nie będę musiała spowiadać mu się z żadnych zawodowych decyzji… Chyba, że zostanie ordynatorem szybciej niż ja. Nawet jeśli tak się stanie, mam nadzieję, że do tego czasu zdążę poznać go na tyle blisko by nie musieć obawiać się kolejnych utrudnień życia.
Bo wątpię by on otworzył się na moje umiejętności na tyle by nie uznawał mnie jedynie za nieco lepiej usytuowaną pielęgniarkę.
- Też byłabym pewna siebie w momencie w którym mogłabym pracować na żywych organach! - kręcę głową, sięgając po najnowsze notatki. Przeglądam je przez dłuższą chwilę w milczeniu, słuchając twoich słów. Chyba przyzwyczaiłam się do tego, że czasem występuję jako cichy głosik w twojej głowie, jestem przekonana, że nie zarejestrowałeś większości moich wizyt podczas twojej naukowej delegacji do biblioteki, uważając, że prowadzisz ze sobą wewnętrzne monologi. I w ogóle mi to nie przeszkadza. To odświeżające. Spędzać czas w towarzystwie kogoś z kim łączy mnie wspólna pasja i szczera zażyłość. Nie przejmować się etykietą - stąd ta zażyłość nie przystępująca szlachciance - nie przejmować się uprzedzeniami, oddawać się tylko i wyłącznie badaniom, nawet jeśli przez większość czasu kręcimy się w kółko wokół własnej osi, czekając na przełom - Ale nawet jeśli Panfield się myli. Albo nasze badania nie mają nic wspólnego z jego obszarem zainteresowań to wciąż nie wiemy co go uaktywnia. Co z mugolami? Albo, jeszcze ciekawsze, skąd biorą się mugolaki? Albo charłaki? - kręcę głową, układając się wygodnie na poduszce obok - Gdyby tylko sprawdzić czy czystość krwi rzeczywiście wpływa na poziom magicznych umiejętności… - wzdycham ciężko - Wtedy problem braku genetycznej różnorodności byłby możliwy do rozwiązania. Teraz mieszamy się w coraz mniejszym i mniejszym gronie, jeszcze jedno pokolenie i nikt nie pozostanie wolny od skazy… Bo co nam po ogromie umiejętności magicznych, skoro nasze ciała nie będą w stanie ich udźwignąć? - chociaż sama jestem wdzięczna Ondynie, nakierowała mój umysł na właściwe tory, nie chciałabym by moje dzieci musiały zmagać się z podobnymi problemami. Tym bardziej, że ich stan może być znacznie gorszy od mojego.
Przynajmniej Rabastan i Rudolf są zdrowi i rozwijają się prawidłowo, dobrze, że ich nie dotknęła skaza naszego pochodzenia.
Dobrze, że jesteś obok mnie Williamie, skutecznie odciągasz mnie od ponurych myśli. Chociaż to akurat nowość, doszukiwanie się zmian w moim… wyglądzie.
- Tak - odpowiadam ze śmiechem - Pół roku temu, sugerujesz, że znowu powinnam wybrać się do fryzjera? - rzeczywiście, długość robi się coraz bardziej niewygodna i trudna do ułożenia - Ale! - i teraz rozświetlam się pełna ekscytacji - Niedługo kończy się mój staż! Będę pełnoprawnym doktorem - i nie będę musiała spędzać w szpitalu czterdziestu godzin na dobę. Co da nam więcej czasu na nasze… - chcę dokończyć badania, ale urywam w pół słowa, bo - znaczy, miałam na myśli, że dzięki temu będziemy mieć tyle czasu na naszą pracę co dawniej. Samo narzeczeństwo zajmuje niesamowicie dużo czasu, ale spędzając mniej czasu w szpitalu, pogodzę i obowiązek żony i naukowca - to całe traktowanie się jak wewnętrznego głosu działa w dwie strony, ja też czasami tracę granicę pomiędzy wewnętrznymi monologami a tym co mówię do ciebie, mój drogi przyjacielu - Najwyżej nie będę spać - dodaję jeszcze żartobliwie. Mnogość obowiązków rzeczywiście spędza mi sen z powiek, tym bardziej, że Caesar nie jest świadom moich dodatkowych zajęć z tobą. Ale jestem pewna, że uda nam się dojść do porozumienia.
Najwyżej w zamian za nasze badania, zaoferuję mu możliwość empirycznego doświadczenia każdej z nowych nabytków w Wenus.
Nie. To jednak nie. Po moim trupie.
Isolde Bulstrode
Isolde Bulstrode
Zawód : magipsychiatra
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Ne puero gladium
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Pokój Billa Tumblr_inline_nqm79lz1VK1qm4wze_500
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t918-isolde-bulstrode https://www.morsmordre.net/t936-oktawiusz https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f149-whitehall-10-4 https://www.morsmordre.net/t1307-isolde-bulstrode#10005
Re: Pokój Billa [odnośnik]21.01.16 17:53
Tak, faktycznie chciałby pracować na żywych organach, musiał to przyznać. Wprawdzie pojawiający się taki głos w jego głowie zawsze budził pewien niepokój - trudny do racjonalnego wyjaśnienia, a jednak istniejący - ale trzeba przyznać, że możliwość takich badań byłaby niezwykle przełomowa i z pewnością o wiele bardziej rozwijająca niż teoretyczne zgłębianie tematu. - Ale przecież jestem teoretykiem. - mruknął cicho sam do siebie z wyraźnie brzmiącą w głosie nutą nieprzekonania. Od zawsze wolał przeglądać grube tomy, wnioskować, opracowywać, analizować, łączyć, niż po prostu badać, babrać się w różnych dziwacznych, nieco obrzydliwych cieczach, brać pod uwagę błędy pomiarowe. A jednak wiedział, że bez tego jego prace wciąż będą opóźnione, krok za tymi, którzy podejmują ryzyko i działają. Na moment zatrzymał się z palcami na rogu kartki, nagle dziwnie zmizerniały, nieporadny, niepewny. Tylko na moment. Zaraz równowaga życiowa została przywrócona, ołówek znów skrobał po papierze.
- Nie sądzę, żeby problem chowu wsobnego szlachty miał większy związek z poziomem magiczności wśród czystokrwistych. - Zauważył nieco brutalnie, nawet nie sprawdzając spojrzeniem, czy takie postawienie sprawy nie będzie okrucieństwem wobec Isoldy. Może i dostrzegł jej obecność, wciąż jednak była bardziej wewnętrznym głosem niż autonomiczną jednostką, która mogła poczuć się urażona krytykowaniem podstaw jej... światopoglądu? Wychowania? - Zresztą to akurat łatwo sprawdzić przeprowadzając badania w szkołach magii. Porównać wyniki dzieci o różnym pochodzeniu w początkowych fazach nauki, szczególnie w przedmiotach wymagających talentu i niezbyt chętnie kształconych w domach. - Bo przecież większość czystokrwistych miała na starcie już przynajmniej podstawowe pojęcie o zaklęciach czy lataniu na miotle. - Choć do tego przydałyby się finanse i oficjalne wsparcie tego typu badań z Ministerstwa. - Zabawne, nie dodał przecież, że nie ma sensu się o to starać. Może i był nieogarnięty, może nie dostrzegał wielu rzeczy, ale nie był g ł u p i. Czy nie przekonał się na własnej skórze, że granica pomiędzy arystokracją, a resztą świata jest nieprzekraczalna? Że nie liczy się status krwi, a surowe zasady, które mogą rozdzielić najbliższą rodzinę? Pod płaszczykiem dbałości o talent magiczny ukrywano chciwość i megalomanię, więc gdyby ktokolwiek postawił oficjalnie ten durny argument pod wątpliwość, szlachta zasiadająca w Ministerstwie szybko zadbałaby, by zmienił zdanie. Och, nie był głupi.
Nie zdążył odpowiedzieć, zanurzony w swoich rozmyślaniach, zaskoczony jej energiczną reakcją. I chyba dobrze, bowiem z tego nieskładnego (choć dla niego problemem to nie było, dogadywali się przecież w pół słowa, choćby - a może szczególnie gdy - było nielogiczne i oderwane od rzeczywistości) monologu dowiedział się o wiele więcej, niż się spodziewał. I zamarł. Ołówek również. Wzrok powoli przenosił się z rysunków w notesie znów na twarz Isolde, tym razem jeszcze bardziej badawczy, przenikliwy, bardziej...
- Narzeczeństwo? - Mózg wyłuskał z mnogości informacji tę jedną. Nieważny teraz był magomedyczny staż ani składana obietnica poświęcania snu na rzecz ich pracy. Zresztą przecież nie chciał, by zarywała noce, żeby niszczyła swoje wystarczająco już wątłe zdrowie. Badania nie miały być przecież utrapieniem, a ona t o w a r z y s z y ł a mu z własnej, nieprzymuszonej woli, współistniała. Zawsze uważał jej obecność za pomocną, ale nie niekonieczną, za coś tak oczywistego, że aż niedocenianego. I wydało się, że to takie proste, trywialne niemalże, że nawet gdyby postanowiła odejść, umieściłby jej nazwisko w swoich pracach i dalej zgłębiał tajniki wiedzy.
Więc dlaczego w jego głosie słychać było niewypowiedziane oskarżenie i wyrzut?

Gość
Anonymous
Gość
Re: Pokój Billa [odnośnik]02.02.16 15:58
To pewnie znacząca różnica między nami, mnie czasem nie wystarcza jedynie teoria. Siedzenie nad książkami i nieustanne studiowanie badań innych ludzi, poszukiwanie w nich punktów wspólnych czy ewidentnych sprzeczności, które miałyby doprowadzić nas do przełomowego odkrycia.
Czasami jednak, po nocy spędzonej nad książkami i notatkami, mam wrażenie, że to nie wystarczy. Nie tędy droga - bo co możemy znaleźć w notatkach cudzych ludzi? A co jeśli popełnili błędy już na samym początku i niezależnie od tego ile wykluczających się teorii zbadamy i tak nie dojdziemy prawdy.
William, ty jesteś teoretykiem. Interesuje cię zagadka i jej rozwiązanie, efekty już nie koniecznie. Znajdziesz odpowiedź na pytanie, szukasz kolejnego. I bardzo to w tobie cenię, bo potrafisz otworzyć mi oczy na rzeczy o których sama bym nie pomyślała wcześniej. Różnica między nami jest taka, że ja jestem lekarzem. I po tym jak poznam już odpowiedź na pytanie, nie kończę na tym. Nie zostawiam odpowiedzi samej sobie bo wiedza, którą posiadam służy konkretnemu celowi. Pomocy. Znalezieniu rozwiązania problemów dręczących najbliższe mi osoby od setek lat, nasilających się z każdym kolejnym pokoleniem.
Nie jestem głupia, wiem, że najważniejsze są obyczaje i zachowywanie czystości krwi nie ma na celu jedynie utrzymaniu magicznego talentu w stanie nienaruszonym. Żyjemy w zgodzie z naszymi obyczajami od setek lat, niezależnie od tego jak bardzo zmienia się świat dookoła nas. Możemy zmieniać płaszczyki na bardziej nowoczesne, udawać, że idziemy z duchem czasu. Ale główne zasady którymi się kierujemy są niezmienne. I to właśnie sprawia, że przetrwaliśmy wszystkie wojny i konflikty które zmieniły oblicze dzisiejszej rzeczywistości w tak drastyczny sposób. Kiedy wszystko dookoła obraca się do góry nogami, my zawsze wiemy gdzie jest stały grunt.
A teraz to, co gwarantowało nam stałość i potęgę, obraca się przeciwko nam. Dlatego trzeba znaleźć sposób, wyważyć jak zadbać o przypływ nowych genów bez utraty tego, co dla nas najważniejsze.
Nie rozmawiamy o tym, drogi Williamie, nigdy nie podnosimy tego tematu, ale jestem arystokratką nie tylko z nazwy.
- Myślę, że to całkiem dobry pomysł - podnoszę wzrok znad notatek - I wykonalny. Tylko co dadzą nam wyniki badań? Jeśli udowodnimy, powiedzmy, że dzieci pochodzenia arystokratycznego osiągają takie same efekty pod koniec edukacji jak te pochodzenia mugolskiego - w co wątpię, drogi przyjacielu - jak pomoże nam to w odkryciu skąd bierze się magia? Czy mamy wierzyć, że jest jak mięsień? Można ją po prostu wyćwiczyć? To musi być coś więcej - bo jeśli nie, dlaczego ma tak wielki wpływ na nasze życie? Zmienia wszystko.
Tylko nie kłóćmy się, proszę, o kwestię pochodzenia, bądźmy ponad to. Potrzebuję byśmy byli ponadto - bo w twoim towarzystwie też jestem czymś więcej niż tylko nazwiskiem. Nawet jeśli nazwisko znaczy dla mnie wszystko.
- Gratulacje Isoldo z powodu awansu, cieszę się, że udało ci się skończyć staż - mruczę pod nosem nieco zawiedziona, że zignorowałeś tak wielką nowinę. Początkowo nie zauważam, jak wielkie (choć zupełnie niepotrzebnie) wrażenie robi na tobie moja mała rewelacja. Najpierw zauważam zatrzymany w pół słowa ołówek i chyba to dziwi mnie najbardziej, przyglądam się twojej ręce z wyrazem niezrozumienia malującym się na twarzy - Tak, wychodzę za mąż - potwierdzam, kiwnięciem głowy, przenosząc wzrok na twoją twarz - Ale to nie wpłynie na naszą pracę - powtarzam jak echo -Zostało jeszcze dużo czasu, nie ustaliliśmy nawet daty - bez wątpienia, żadnemu z nas się nie śpieszy do przyrzeczeń. Myślę, że letni ślub jest najbardziej prawdopodobny, a do lata jeszcze bardzo daleko - William?
Pytam. Bo nie wiem skąd ten wyrzut. Nie wiem o co mnie oskarżasz.
Isolde Bulstrode
Isolde Bulstrode
Zawód : magipsychiatra
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Ne puero gladium
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Pokój Billa Tumblr_inline_nqm79lz1VK1qm4wze_500
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t918-isolde-bulstrode https://www.morsmordre.net/t936-oktawiusz https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f149-whitehall-10-4 https://www.morsmordre.net/t1307-isolde-bulstrode#10005
Re: Pokój Billa [odnośnik]03.02.16 12:30
Nic dziwnego, że tak śmiała teoria budziła w niej niepokój. Czy było możliwe, żeby coś tak nieuchwytnego, tak niesamowitego jak magiczny talent, jak umiejętność kreowania rzeczywistości w sposób zupełnie niewyjaśniony, niesamowity może być wynikiem ćwiczenia jakiegoś organu? To całkowicie r o z c z a r o w u j ą c e.
- A jednak człowiek pochodzi od małpy. - przypomniał łagodnie. Historia ma to do siebie, że rujnuje wyobrażenia ludzkości na temat tego, jacy są wspaniali i niezwykli. Wydaje im się, że nie dotyczą ich prawa natury, że wymykają się tej życiowej prozaiczności, są czymś więcej niż zlepkiem nerwów, mięśni, kości; wyspecjalizowanych komórek. A jednocześnie nie dostrzegają, że im więcej wiemy, tym więcej zagadek stawia przed nami organizm. Badaczy poraża pozorna banalność rozwoju i śmierci miliona komórek jednocześnie, więc o czym mowa. Niby jesteśmy jedynie bazą reakcji kontrolowanych przez mózg, ale o nim niemal nic nie wiadomo. Więc właściwie co za różnica, czy kierują nami nerki, serce czy mózg, skoro nie znamy znaczenia tego faktu i nic nie możemy z nim zrobić?
- To nie kwestia wierzeń, Isolde. - dodał zaraz. Nie będzie jej przecież przypominał, że są przede wszystkim badaczami i nie powinno ich interesować, czy wyniki są zgodne z wyobrażeniami, czy są wszystkim na rękę. Fakty, fakty i jeszcze raz fakty. Suche, potwierdzone, niezaprzeczalne.
Powinni być niezależni, prowadzić obserwacje okiem nieprzyćmionym żadnymi wpływami czy naiwnościami. Więc dlaczego całkowicie logiczny w tym momencie brak psujących osąd emocji był okazywał się być nagle tylko iluzją? Niepokój obudzony w Billym nie był niepokojem badawczym, bez wątpienia. Odbierał możliwość sunięcia rysikiem po powierzchni kartki i zajmowania umysłu wzniosłymi ideami. Co się stało? Gdzie popełnił błąd? Przecież byli wspólnikami - dwójką ludzi połączonych wspólnym pragnieniem zgłębiania meandrów wiedzy. Badaczami, naukowcami, zwał jak zwał. Pracowali razem, a potem znikali gdzieś we własnych życiach. Więc czemu czuł się... o s z u k a n y?
- No cóż, ja... - Straciłem rozum, gubię się, plączę w targających mną nagle emocjach, oskarżeniach i wyrzutach. - gratuluję. - wydusił z siebie w końcu, zamierając na moment z notesem w dłoni. Bał się oddychać. Sam nie wiedział, dlaczego fakt jej narzeczeństwa budzi w nim niesmak? Przecież to było takie oczywiste. Ułożona panienka z (bardzo) dobrego domu, lat dwadzieścia trzy, to w końcu najwyższy czas. W końcu miał matkę z Selwynów i pojęcie o zasadach panujących wśród szlachty. Narzeczeństwo, no jasne. Pierścionek z kamieniem, na który nigdy nie byłoby go stać, zmiana nazwiska na jedno z tych, które budzą szacunek w każdej magicznej instytucji i otwierają wszystkie drzwi, ślub w sukience niesionej przez dzieci, dywan z kwiatów, zdobiony lukrem tort, mnóstwo gości, drogie prezenty, posiadłość kilka(naście? dziesiąt?) razy większa od takiego Havishamowego mieszkania. No jasne. To naturalne, oczywiste, niezmienne. Więc czemu?
- Po prostu jestem - zaskoczony? No skąd. - oszołomiony tą nowiną.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Pokój Billa [odnośnik]12.02.16 20:44
- Obydwoje wiemy, że to nie do końca prawda - człowiek nie pochodzi bezpośrednio od małpy, a raczej z rzędu małp, ale innego gatunku. Co w tym momencie nie jest w ogóle istotne, bo doskonale wiem o co chodzi. Do czasów Darwina uważano człowieka za coś boskiego, on udowodnił, że jest zwierzęciem, który tak jak inne zwierzęta ewoluował w to czym jest dzisiaj ze znacznie prostszej formy. Żadnej magii, żadnej metafizycznej ingerencji. I tak, pewnie podobnie jest z magią. Pewnie nie ma w tym niczego doniosłego czy mistycznego. Zapewne da się to wytrenować. Jak mózg - bo czy i mózg nie jest niczym więcej jak organem? Zwyczajnym - ale jednocześnie tak cudownie skomplikowanym, tak niesamowicie złożonym, że nie musi mieć w sobie niczego z metafizyki czy magii rozumianej w mugolski sposób by przyciągał i fascynował jak nic innego.
Więc może i owszem - magię da się wytrenować. Wyćwiczyć jak mięsień. Ale nie możemy zapominać w jakiś świecie żyjemy. Do dzisiaj, pomimo twardych naukowych dowodów, są ludzie podważający wszystkie wielkie teorie. Kiedy słyszą o Darwinie, powołują się na biblię, kiedy słyszą o kulistości ziemi, krzyczą, że to niemożliwe. Badania muszą jednak przynosić skutki. Nie tylko teoretyczne skutki i nie tylko takie zauważalne po latach. Problem, który nurtuje mnie najbardziej, dzieje się tu i teraz, im dłużej nie znajduje się rozwiązania tym większe są tego konsekwencje. Im jestem starsza tym gorzej znoszę Ondynę i kto wie, może któregoś dnia w ogóle nie pojawie się u twojego progu, mój najdroższy Williamie. Nie dlatego, że na moim palcu zalśni złoty krążek. A dlatego, że któregoś poranka po prostu się nie obudzę, bo w nocy zabraknie mi tchu - Czasem mam wrażenie, że nie ma nic ważniejszego od wierzeń - czasem mam wrażenie, że fakty po prostu ludziom nie wystarczają. Każdy ma swój własny konstrukt świata którego trzyma się nadzwyczaj kurczowo. By zaakceptował nową rzeczywistość musi być ona po prostu bardziej atrakcyjna od poprzedniej. A to jest prawdziwe wyzwanie.
- Dziękuję - odpowiadam na twoje nieszczere gratulacje. Po czym odkładam swoje notatki i sięgam po twoją dłoń, chowanie się za kartką i ołówkiem niczego tutaj nie da - William, wiesz, że nie powinieneś być aż tak zaskoczony - zaczynam delikatnie. Doskonale zdajesz sobie sprawę z jakiej rodziny pochodzę - z jakiego świata, bo przecież to zupełnie inna rzeczywistość od tej, z którą obcujesz na codzień. Dwadzieścia trzy lata to nie tragedia, nie żyjemy w dziewiętnastym wieku by uznawać mnie za starą pannę, ale to najwyższy czas. Robię się coraz starsza, a co za tym idzie, coraz słabsza. I coraz ciężej będzie mi, przykładowo, urodzić dziecko. Prawda jest taka, że nie patrząc nawet na interesy rodów, jeśli chcę zostać kiedykolwiek matką, fizycznie nie mam wyboru. Albo teraz, albo nigdy. Za kilka lat ryzyko będzie zbyt duże, a już teraz jestem przekonana, że czeka mnie cała masa komplikacji.
A prawda jest taka, że chcę mieć dziecko. Nigdy nie powiedziałam tego na głos, parę razy wygłosiłam nawet opinię całkowicie przeciwną, co okazało się być jednym z gwoździ do trumny mojego poprzedniego narzeczeństwa. Ale chcę mieć dziecko. Córkę, marzę o córce. Którą będę mogła nauczyć absolutnie wszystkiego - wychować na silną kobietę, zdolną do kontynuowania naszych badań. Wierzę, mój drogi Williamie, że ona doczeka pracy w warunkach o których my nawet nie marzymy, nawet nie podejrzewamy. Jesteśmy trochę jak dzieci we mgle, układające fundamenty czegoś wielkiego, nie znając ostatecznego kształtu. Chcę wierzyć, że moje dziecko będzie tym, które nada ostateczny szlif naszemu dziełu - Wiesz, że takie są reguły. Dlaczego czujesz się oszukany? - znam cię. Jesteś jak moje lustrzane odbicie, dobrze wiem co kryje się w twojej głowie.
I kiedy ty nie rozumiesz własnych emocji, mnie też jest z nimi ciężko.
Isolde Bulstrode
Isolde Bulstrode
Zawód : magipsychiatra
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Ne puero gladium
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Pokój Billa Tumblr_inline_nqm79lz1VK1qm4wze_500
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t918-isolde-bulstrode https://www.morsmordre.net/t936-oktawiusz https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f149-whitehall-10-4 https://www.morsmordre.net/t1307-isolde-bulstrode#10005
Re: Pokój Billa [odnośnik]27.02.16 14:39
Wzruszył ramionami; doskonale wiedziała przecież, o co mu chodziło. Użył banalnego uproszczenia, choć był przecież wrogiem wszelkich uproszczeń, ale w tym momencie był zbyt poruszony, by skupiać się na słówkach. Poruszony. Czym? Na pewno nie rozmową o Penfieldzie i Lashleyu, która - wbrew rozsądkowi badacza zainteresowanego tylko i wyłącznie nowymi eksperymentami możliwymi do przeanalizowania i wykorzystania we własnych opracowaniach - zeszła na dalszy plan, ustępując miejsca nieoczekiwanej nowinie. Nieoczekiwanej? Przecież od pierwszego dnia, kiedy się poznali, kiedy usłyszał brzmiące dumnie nazwisko Bulstrode oczywista była nieuniknioność tej chwili. Ale dotychczas wcale mu to nie przeszkadzało; ani przez moment nie odczuwał żalu czy złości związanego z nieuchronnością zaręczyn Isolde. Zresztą, jej krew wcale nie robiła różnicy.
Aż do teraz.
Co się zmieniło? Dlaczego czuł wewnętrzny sprzeciw wobec faktu, że ktoś mu ją zwyczajnie odbiera, choć przecież nie miał absolutnie żadnych praw, by choć przez sekundę uznać ją za swoją własność - rzecz jasna nie w tym absolutnie odrażającym sensie przedmiotowym - nigdy też nie pomyślał o niej w sposób inny niż czysto naukowy. Zresztą nawet gdyby tak było, co miałby zrobić? Dzieliła ich przepaść konwenansów; niepodważalnych zasad stanowiących fundament świata czarodziejów. Nie mógłby zrobić nic wtedy i nie mógł zrobić nic teraz, kiedy nieodwołalna decyzja została już podjęta. Zorientował się zbyt późno. Nie było sensu ujawniać uczuć - co do których sam miał zresztą wątpliwości - gdy mogły jedynie zranić Isoldę i popsuć ich relacje, które i tak niebezpiecznie się rozluźniły. Nie pozostawało więc nic innego jak tylko rozpaczać w samotności nad rozlanym mlekiem i zdusić w sobie wszelkie wahania. A jednocześnie wiedział, że jej nie oszuka.
Więc co miał powiedzieć, skoro sam nie był pewien, dlaczego tak się czuł? - To i tak nie ma znaczenia. - Bo przecież nie miało. Już nie. Zresztą, nie miało nigdy.
Pierwszy raz poczuł się źle z obecnością Isolde w swoim pokoju. Pierwszy raz atmosfera dusiła go; nie był w stanie myśleć o badaniach, o Penfieldzie, o Lashleyu, o dofinansowaniach, nawet o Departamencie Tajemnic. Nie teraz.
- Moglibyśmy przenieść naszą rozmowę na kiedy indziej? Nie czuję się najlepiej. - kłamał obrzydliwie, zdając sobie doskonalę sprawę z tego, że panna (jeszcze) Bulstrode bez żadnego problemu zorientuje się w jego oszustwie i pewnie odbierze to w nieprawidłowy sposób.
Prawidłowego przecież nie było.
Gość
Anonymous
Gość
Pokój Billa
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach