Wydarzenia


Ekipa forum
Pokój dzienny
AutorWiadomość
Pokój dzienny [odnośnik]09.01.16 18:08

Pokój dzienny z widokiem na ogród

Przestronne, ażurowe okna znajdującego się na piętrze pokoju dziennego wychodzą na stronę ogrodu, który obserwowany z tego pomieszczenia prezentuje się najlepiej w świetle zachodzącego słońca. Tuż przy oknach ozdobionych orientalnymi wzorami znajduje się miękka sofa wyścielona poduszkami w różnych kształtach, a popołudniowa herbata nie smakuje lepiej nigdzie indziej. Pokój ten idealny jest do przyjmowania małej gości w okolicznościach mniej zobowiązujących.
Harriett Lovegood
Harriett Lovegood
Zawód : spadająca gwiazda, ponurak
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
stars kiss my palms and whisper ‘take care my love,
all bright things must burn
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
the show must go wrong
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1388-harriett-lovegood#11320 https://www.morsmordre.net/t1508-alfons#13822 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f170-canterbury-honey-hill https://www.morsmordre.net/t2776-skrytka-bankowa-nr-394#44885 https://www.morsmordre.net/t1818-harriett-lovegood#23281
Re: Pokój dzienny [odnośnik]28.01.16 19:36
Koniec października?

Czas skumulował się w głowie Inary, tworząc dziwną, pseudorealną mieszankę. Wybuchową mieszankę - dodać należy, koniecznie. Zwyczajowa pogoda, która otaczała jej osobę, niby nieprzepuszczalna woalka, tym razem pękła, przepuszczając przez rozdarcie zdradziecko płynące myśli, których nijak nie potrafiła zatrzymać. Sunęły na tyle wartkim  strumieniem, że standardowe zabiegi, rzucania się w wir eliksirowych eksperymentów, czy rysunkowym wariacjom, nie pomagały. Poległa. Tak jak dzisiaj, siedząc na podłodze w swoim pokoju, z rozrzuconymi kartkami wokół siebie, z umazanymi od atramentu rękami i grafitowymi smugami na policzkach i z jednym rysunkiem w dłoniach, w który wpatrywała niewidzącymi oczyma, skierowanymi - znowu - ku próbie ułożenia groteskowego tańca, szalejącego w jej głowie. I dopiero dźwięk otwieranych drzwi, gdzieś na dole, w salonie, uświadomił ją z głupoty swego zachowania. Czemu siedziała sama? Czemu do tej pory nie powiedziała nikomu, co męczyło jej myśli? Czemu kryła się i walczyła sama?
Może fakt, że każdy i tak miał swoje problemy?. Tak, jak Harriet...Hatka...Hatteńka...no właśnie!
Niemal w biegu, bez butów zbiegła po schodach na dół, niemal wytrącając z równowagi rodziciela, który akuratnie wrócił z pracy. Bez słowa obdarzyła ojcowski policzek pocałunkiem, by złapać płaszcz i buty, i ciepłym - Wychodzę!, umknąć za drzwi, zanim Adrien w ogóle zrozumiał, cóż takiego jego córka uczyniła.
Teleportowała się na miejsce, lądując w ogrodzie, w którym ostatnio była...miesiąc temu? Czuła ukłucie winy, rozlewające się po jej policzkach, zaczerwienionych od chłodu. Powinna była przyjść tu wcześniej, porozmawiać z przyjaciółką, która była przecież wdową. Potrząsnęła głową, odrzucając kolejną falę zalewającą jej głowę, niby wzburzone morskie fale, targające małym stateczkiem.
Dopiero, gdy stanęła przed drzwiami, zaczęła się zastanawiać, czy w ogóle zastanie Harriet w mieszkaniu. Nie uprzedziła jej...chociaż sama, jeszcze 15 minut temu, nie myślała, że znajdzie się tutaj. Wyciągnęła dłoń, by zapukać, dostrzegając ciemnogranatowe plamy, zdobiące jej palce. Mimowolnie się uśmiechnęła, zdając sobie sprawę, że musi się prezentować co najmniej, jak...po czym? Potargane czarne włosy, jak zwykle pozbawione jakiegokolwiek spięcia, ciemna, bordowa sukienka i czarny płaszczyk za kolano, przykrywające jej drobną sylwetkę. I ona miała być żoną Juliusa? Miała grzecznie uśmiechać się, siedzieć w mieszkaniu, ze świadomością, że jej sny, wypełnia ktoś zupełnie inny?...Tylko...czy będzie w stanie przyznać się sama przed sobą?
Raz jeszcze potrząsnęła głową, by energicznie uderzyć w zamknięte wrota.
Hattie...



The knife that has pierced my heart,
I can’t pull it out Because if I do It’ll send up a huge spray of tears that can’t be stopped



Ostatnio zmieniony przez Inara Carrow dnia 30.01.16 20:10, w całości zmieniany 1 raz
Inara Carrow
Inara Carrow
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowa
I might only have one match
but I can make an explosion
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Pokój dzienny 7893d0df08b53155187ac4c38e6136a0
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1023-inara-carrow https://www.morsmordre.net/t1405-tu-jest-smok-ale-sowa https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f236-nottinghamshire-ashfield-manor https://www.morsmordre.net/t3433-skrytka-bankowa-nr-99#59656 https://www.morsmordre.net/t1598-inara-carrow
Re: Pokój dzienny [odnośnik]29.01.16 15:34
Czasoprzestrzeń zakrzywiła się pierwszego wrześniowego popołudnia i od tego czasu przypominała niekończące się, wypełnione całą gamą szarości i czerni pasmo, przerywane tylko paroma pogrążonymi w ciemnościach godzinami, które spędzałam co noc na fotelu w pokoju Charliego. Z troskliwej matki stałam się matką nadopiekuńczą, chuchającą na swoje dziecko na każdym kroku, sparaliżowaną myślą, że i jego mogłoby spotkać coś złego, a w konsekwencji pilnującą go jak cerber, nawet gdy spał spokojnie. A może w ten właśnie sposób znajdowałam drogę ucieczki od spania w swojej sypialni, w łóżku absurdalnie dużym i pustym, w łóżku zimnym i dziwnie obcym? Ostatnie tygodnie odcisnęły na mnie niewyobrażalne piętno, nieznane mi kiedyś cienie pod oczami teraz stale gościły na mej twarzy, pogłębiając tylko swoją barwę, kontrastującą z niezdrową bladością skóry ściśle opinającej wszystkie moje kości, których coraz bardziej wystające wypustki nie potrafiły zakryć nawet ciężkie materiały kolejnych żałobnych strojów. Na niskim stoliku kawowym stojącym nieopodal kanapy, na której siedziałam z dłońmi bezczynnie ściskającymi igłę i koronkę w kolorze błękitu nieba tuż po świcie, stało wciąż moje śniadanie, którego nie potrafiłam nawet tknąć. W mojej szarej rzeczywistości brakowało kolorów, zapachów i smaków.
Ale nie brakowało czasu dla przyjaciół. Gdy moich uszu dobiegło donośne pukanie do drzwi, odłożyłam wszystko na bok, by wygładziwszy nieco pogniecioną w okolicy kolan tkaninę, ruszyć schodami w dół, rozglądając się na boki, by sprawdzić, dlaczego nikt z zatrudnionej przeze mnie pomocy jeszcze nie podjął nieoczekiwanego gościa. Eilis zapewne spędzała czas z Charliem, poświęcając kolejne godziny na dość mozolną naukę możliwego do rozczytania i zrozumienia pisma, a skrzatka musiała być pochłonięta przygotowywaniem kolejnego posiłku, którego nie docenię. Odgarnęłam za ucho pasmo niesfornych, jasnych włosów, po czym pociągnęłam za klamkę ciężkich drzwi wejściowych, by w stojącej na progu postaci rozpoznać pannę Carrow.
- In! Nie spodziewałam się ciebie! - obdarzyłam drobną postać uśmiechem tak promiennym, jak to tylko było możliwe, ściskając ją serdecznie w ramach przywitania i wciągając ją do wnętrza domu, bez pytania czy w ogóle ma zamiar zabawić dłużej. - Wszystko w porządku? Wydajesz się być roztargniona - zasmucona? Smutek nie jest słowem, które zdołałoby się wydobyć z moich ust, dlatego ostrożnie wyartykułowałam swoją wypowiedź, gdy już odsunęłam się od arystokratki i obrzuciłam ją uważnym spojrzeniem. Zaśmiałam się pogodnie, widząc charakterystyczne ślady na palcach Inary. - Chodź na górę, zmyjesz z siebie atrament i porozmawiamy na spokojnie. Chcesz coś zjeść? Albo napić się kawy, herbaty? - albo od razu wina? Kolejne słowa same przychodziły mi na język, gdy wędrowałyśmy w kierunku pokoju dziennego, po drodze zahaczając jeszcze o łazienkę zaopatrzoną w specyfiki będące w stanie zmyć ze skóry absolutnie wszystko (tak to już jest, jak ma się w domu czteroletniego rozrabiakę), po czym usadowiłyśmy się wygodnie tuż przy oknie wybiegającym na ogród. Co więc cię sprowadza, droga Inaro?
[bylobrzydkobedzieladnie]


I'm just gonna keep callin' your name
until you come back home



Ostatnio zmieniony przez Harriett Naifeh dnia 31.01.16 0:32, w całości zmieniany 3 razy
Harriett Lovegood
Harriett Lovegood
Zawód : spadająca gwiazda, ponurak
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
stars kiss my palms and whisper ‘take care my love,
all bright things must burn
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
the show must go wrong
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1388-harriett-lovegood#11320 https://www.morsmordre.net/t1508-alfons#13822 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f170-canterbury-honey-hill https://www.morsmordre.net/t2776-skrytka-bankowa-nr-394#44885 https://www.morsmordre.net/t1818-harriett-lovegood#23281
Re: Pokój dzienny [odnośnik]30.01.16 21:01
Nie pamiętała, żeby kiedykolwiek czuła się tak, jak przez ostatni czas. I zamiast powoli otrząsać się z tej niewiadomej i tajemniczej - dla Inary - mieszanki emocja, zapadała się głębiej. Komplikacja, goniła komplikację i nie potrafiła połapać się, co tak w rzeczywistości czuła. Zgadywanie nie działało, a podsyłane przez zmęczony umysł podpowiedzi - ani trochę nie ułatwiały sprawy. Właściwe, to żadnej. Zaręczyny z Juliusem, niedopowiedzenia z Elizabeth, spotkanie brata..którego nie miała..i przeplatający to wszystko obraz jej Łowcy.
Percival.
Czemu nie mogła wyrzucić go z głowy? Czemu radosną puentą nie mogła odsunąć obrazu jego twarzy? Spojrzenia, które co jakiś czas zasnute cieniem, przyglądały się jej osobie? Tylko...tak rzadko się widywali, że czasem zdawało jej się, że wszystkie spotkania wymyśliła sobie, że to jej umysł płatał jej dziwnego figla. Może śniła? Tylko..na Merlina, czemu o nim?!
Każda z myśli przemykała przez potarganą od jesiennego wiatru głowę. Wpatrywała się w drzwi przed sobą i dopiero po chwili usłyszała poruszenie za nimi. Otworzyła usta, by przywitać się z kimś ze służby, by wyjaśnić cel swojej wizyty (którego nawet nie zdążyła wymyślić), ale zamiast małej głowy skrzata, dostrzegła bladą twarz samej Harriet.
Smutek. To pierwsze wrażenie, które przeciekło do jej osoby, a które biło z przymglonych błękitów jej oczu. Do kolekcji bolesnych drzazg, zdobiących jej serce, dołączyła kolejna. Czy to tylko jej wrażenie, że cały Londyn, miast kłębiącej się mgły, otaczał swoich mieszkańców własnie smutkiem? Czemu lata spędzona we Francji, jawiły się jej teraz, jako te dobre, które jaśniały teraz kusząco, zapraszając..do ucieczki?
Nie teraz.
- Ja też! - odpowiedziała, przywołując znajomy rezon. Odsłoniła ząbki w uśmiechu, który miał za zadanie ukryć tak jej własne, stargane uczucia, jak..przegonić ciemną emocję, łapczywie pochłaniającą spojrzenie przyjaciółki, widoczną nawet pod przesłanym promieniem, zbudowanym z uniesionych kącików warg - Roztargniona?...tak, chyba tak...to znaczy..nie wiem - opuściła ramiona w westchnieniu, które równie dobrze, mogło oznaczać zgodę, jak i zaprzeczenie, na pytanie Hattie. Czuła przyjemne mrowienie, gdy ramiona kobiety oplotły ją w uścisku - Czy to widać, tak mocno..jak widzę  u ciebie? - spojrzała dawnej gwiazdce w oczy, przekazując tym samym ciepło, które zawsze starała się posyłać, gdy się spotykały.
Pozwoliła się pociągnąć do środka, słysząc trzask przymykanych drzwi. Odczuła ulgę, gdy znalazła się w środku, idąc przez mieszkanie, które wiało podobnym smutkiem, które toczyło zarazę w źrenicach właścicielki. Stawiała jednak, że gdzieś w pobliżu jest pewien biegający dziarsko promyk, który jednym gestem potrafił rozwiać tańczące tak hardo cienie. Charlie.
- Przyda się - zerknęła na swoje dłonie, raz jeszcze wyginając usta - i..wszystko, chyba, że masz jeszcze inne propozycje - zamrugała znacząco, niemal sczytując ze słów niedowiedzenie, które ukryło się w tonie dźwięcznego głosu pani...Naifeh.
W jasnym pokoju, znalazła się zaraz po tym, jak pozbyła się śladów z dłoni, ze zdziwieniem stwierdzając, że każdy atramentowy ślad zniknął ze skóry. U siebie, zazwyczaj musiała się nieco napracować, a i to nie zawsze, wynik był satysfakcjonujący. Usiadła - oczywiście przy oknie, najpierw wspinając się wyżej, spoglądając w przestrzenie okiennej mozaiki, przez które przedzierały się promienie zachodzącego słońca. Nawet mimo pory roku, światło wydawało się równie jasne i ciepłe, przepełnione czerwienią, jakby próbowało odwrócić uwagę kobiet od myślowego tłoku, który męczył ich umysły.
- Mogę dziś u ciebie zostać? - wypaliła w końcu, czując niemal druzgocącą potrzebę towarzystwa przyjaciółki. Może będzie to relacja zwrotna? Nie chciała zarzucić Harriet ciężarem swoich problemów, ale jednocześnie czuła, że niedługo trucizna sącząca się z kumulacji burz w jej głowie, wywoła w niej typowo dla szlachectwa - zgorzknienia. Miała też nadzieję, że i jasnowłosa obdarzy ją zaufaniem i wyleje choć odrobinę tego, co brudziło jej oczy pustką.



The knife that has pierced my heart,
I can’t pull it out Because if I do It’ll send up a huge spray of tears that can’t be stopped

Inara Carrow
Inara Carrow
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowa
I might only have one match
but I can make an explosion
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Pokój dzienny 7893d0df08b53155187ac4c38e6136a0
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1023-inara-carrow https://www.morsmordre.net/t1405-tu-jest-smok-ale-sowa https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f236-nottinghamshire-ashfield-manor https://www.morsmordre.net/t3433-skrytka-bankowa-nr-99#59656 https://www.morsmordre.net/t1598-inara-carrow
Re: Pokój dzienny [odnośnik]31.01.16 1:59
Czy kiedykolwiek wcześniej widziałam Inarę, tę małą, pełną nieodpartego uroku iskierkę, w podobnym stanie? Nie potrafiłam sobie przypomnieć ani nawet cofnąć się w pamięci o wiele lat, do czasów szkolnych i nieco późniejszych, bo ta podróż wzdłuż ścieżki wspomnień wiązałaby się z koniecznością prześlizgnięcia się przez okres łączący datę zakończenia edukacji z datą mojego ślubu i zahaczenia o wszystkie te słodko-gorzkie chwile, do których nie powinnam już wracać. Nigdy. Obrazki piękne i beztroskie, obrazki smutne i rozdzierające serce nawiedzały mnie w najmniej odpowiednich momentach, wbijając niewidzialne szpilki w najbardziej newralgiczne punkty mojego istnienia. Siedzenie w domu pogrążonym w ciszy i żałobie rozbudziło we mnie niezmierzone pokłady sentymentów, te jednak, wbrew temu, co można było sądzić, nie dotyczyły ostatnich pięciu lat, a sięgały głębiej, bezlitośnie rozdrapując stare rany, które wciąż się jątrzyły, zamiast dawno się zabliźnić i zblaknąć. Czy przez ostatnie tygodnie byłam na tyle egoistyczna, że pozostawałam ślepa na tragedie bliskich mi ludzi, wmawiając sobie, że jestem jedyną osobą na świecie, która ma prawo cierpieć? Zganiłam się za to w myślach, dopiero gdy spadło na mnie nagłe otrzeźwienie w postaci panny Carrow dramatycznie wybitej z formy i swoimi urywanymi słowami tylko potwierdzającej swoje roztargnienie.
- Może nie jest to oczywiste… tak jak u mnie - odpowiedziałam, dokończając zdanie z lekkim ociąganiem wywołanym nieprzyjemnym ściskiem żołądka i myślą, że oto pierwszy raz otwarcie przyznaję, że nie prezentuję się najlepiej, jednak ciepłe spojrzenie przyjaciółki samoistnie rozwiązywało mi usta i łagodziło szok spowodowany owym precedensem. - Ale ja widzę. Znamy się zbyt długo i zbyt dokładnie, bym nie widziała. I cokolwiek to jest, cieszę się, że przyszłaś - dodałam, zwieńczając swoją wypowiedź uśmiechem odrobinę bladym, zupełnie jak moja twarz.
W domu panowała cisza. Dźwięki dobiegające z położonej daleko od głównego wejścia kuchni były zupełnie niesłyszalne, a Charlie i Eilis, w którymkolwiek pomieszczeniu się nie znajdowali, również pozostawali niezauważeni, pewnie nie byli nawet świadomi wizyty niezapowiedzianego gościa, w innym razie czterolatek już kręciłby się naokoło drobnej postaci, zasypując ją stosem pytań o smoki i próbując ją namówić do szkicowania kolejnych stworzeń, zamiast grzecznie ćwiczyć kaligrafię pod czujnym okiem guwernantki. Orientalne wnętrza, będące od zawsze tak egzotyczne i ekstrawaganckie dla wszystkich napływających do posiadłości w Kent osób, pomimo ciepłej tonacji przywołującej na myśl lato w Indiach czy Egipcie, którego ostatecznie nigdy nie udało mi się odwiedzić, teraz przeszywały mnie chłodem, którego nie zwalczało żadne okrycie wierzchnie.
- Zdaje się, że mam dokładnie to, czego nam trzeba - zaśmiałam się, niemalże z ulgą odnotowując to, że w popołudniowym menu znajdzie się również aromatyczny soczek z winogron. Podczas gdy panna Carrow wojowała z resztkami śladów po atramencie, wydobyłam z barku kryształowe kieliszki i butelkę francuskiego wina, by uraczyć nas rubinowym trunkiem. Kiedyś z zamiłowaniem godnym konesera zamawiałam wyjątkowe roczniki prosto z winnic i gromadziłam je w specjalnie do tego przystosowanym przepastnym segmencie spiżarni, przypisując każdej butelce datę, kiedy miała zostać otwarta, poczynając od zwyczajnej kolacji w trakcie tygodnia roboczego, a kończąc na… przyjęciu rocznicowym. Mój misternie budowany domek z kart runął, a razem z nim plany co do finezyjnych etykietek i wytwornych bukietów. Usadowiłyśmy się w wygodnym miejscu, a ja wręczyłam przyjaciółce kieliszek, pozwalając jej zebrać się w sobie bez bycia peszoną moimi ponaglającymi pytaniami. Upiłam łyk wina, może mało elegancko, prawie że machinalnie, nie czując zupełnie delikatnej wiśniowej nuty obmywającej kubki smakowe, po czym spojrzałam uważnie na pannę Carrow, przejęta jej słowami.
- W moim domu zawsze jest dla ciebie miejsce, Inaro, możesz zostać tak długo, jak tylko chcesz - zapewniłam szczerze moją towarzyszkę, ściskając przy tym lekko jej dłoń, jakby to miało w jakiś sposób dodać jej otuchy. - Wiesz, że możesz mi powiedzieć o czymkolwiek, a ja zrobię wszystko, by ci pomóc, prawda? - nie ocenię, nie skrytykuję, nie zganię, pomogę albo przynajmniej spróbuję. I może na nowo poczuję się choć trochę użyteczna.


I'm just gonna keep callin' your name
until you come back home

Harriett Lovegood
Harriett Lovegood
Zawód : spadająca gwiazda, ponurak
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
stars kiss my palms and whisper ‘take care my love,
all bright things must burn
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
the show must go wrong
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1388-harriett-lovegood#11320 https://www.morsmordre.net/t1508-alfons#13822 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f170-canterbury-honey-hill https://www.morsmordre.net/t2776-skrytka-bankowa-nr-394#44885 https://www.morsmordre.net/t1818-harriett-lovegood#23281
Re: Pokój dzienny [odnośnik]31.01.16 23:40
Cóż to była za gra, które sprowadziła Inarę na tak nieznaną ścieżkę? To ona zawsze słuchała zwierzeń koleżanek i przyjaciółek, samej pozostając radośnie nieświadomą źródeł faktów, o których słyszała. A najzabawniejsze (przynajmniej w tej dawnej perspektywie - że potrafiła radośnie wyprowadzić każdą wypowiedź na przyjemniejsze tory, tym samym określając Inarę jako znawczynię. Z łatwością podpowiadała innym, analizując  z ciepłą dedukcją przedstawianą sytuację. A teraz? Nie umiała wyprowadzić jednej logicznej myśli, które bawiły się w misterną kompozycję, wykonywaną nieznaną Inarze techniką. Nie rozumiała siebie, nawet jeśli komuś drugiemu, odpowiedziałaby bez wahania, wskazując prawdziwe przyczyny.
Harriet wydawała się teraz studnią wody, na egzotycznej, tajemniczej pustyni, w której alchemiczka - zdecydowanie się gubiła. Nie wiedziała gdzie miała pójść, a tak nieznajome pragnienie uderzające do głowy, niby alkoholowa mgiełka, wywoływało kolejny iluzoryczny obraz.
- Hattie, Ty zawsze umiałaś patrzeć i widzieć, jak mało kto - spojrzała przyjaciółce w oczy - ale zdaje mi się, że dawno nikt nie patrzył na ciebie? - zdążyła jeszcze ucałować blady policzek, zanim powędrowały do środka - ja też się cieszę, nawet..jak przypominam stracha na wróble. Mam nadzieję, że ci nikogo nie wystraszę - w orzechowych źrenicach czarnowłosej błysnęła dawna, figlarna iskra. Mogła odetchnąć spokojniej. Mimo wszystko, jakkolwiek kochała swego ojca, to..potrzebowała zdecydowanie kobiecego towarzystwa. Szczególnie, że Adrien...mógłby w którymś momencie dostać morderczej pasji..albo zawału. Temat mężczyzn zawsze wywoływał w nim odruch przynajmniej..sięgnięcia po różdżkę, albo wiatrówkę, albo naraz. I cho doskonale wiedziała, że w ten nadopiekuńczy sposób, chciał ją chronić, to dziś potrzebowała czegoś zupełnie innego. Właściwie - nie wiedziała czego dokładnie, ale...może Hattie będzie potrafiła jej odpowiedzieć?
- Francuskie! - aż uniosła brwi ku górze, gdy dostrzegła, co za specjał niosła pani domu. Może Inara nie przepadała za winami, ale to co wiązało się z jej ukochaną Francją, zawsze wywoływało w niej ciepło, mające swój ośrodek gdzieś w okolicach klatki piersiowej - Uważaj, bo mnie za bardzo rozpieścisz i będziesz musiała znosić mnie tutaj częściej! - wargi znowu wygięły się wesoło. I tego jej brakowało również. Towarzystwa, które bez podpowiedzi wiedziało, jak trafić wprost do jej serca. Nawet - jeśli były to drobne gesty, pozwalały pannie Carrow rzeczywiście rozluźnić napięte mięśnie. A przynajmniej pozwolić im na ulgę.
Przyjęła wdzięcznie przeźroczyste naczynie, w której ciemny, aromatyczny trunek mienił się czerwienią, przywołując na myśl kolejne wspomnienia, związane z czasem - prawie szkolnym.
- Tylko muszę wysłać wiadomość tatce, żeby nie wpadł na pomysł poszukiwań..ostatnio jest przewrażliwiony..bardziej niż zwykle - uśmiechnęła się przepraszająco, a potem źrenice utkwiła w spojrzeniu przyjaciółki, nie mówić nic przez przedłużającą się chwilę. Jej wargi drgały w dziwnym tańcu, ni to wesoło, ni to w nieokreślonej emocji, które rozlały się w postaci mimicznych impulsów.
- Ja...właściwie nie wiem co mam ci powiedzieć - odetchnęła ciężko, chowając znowu wszystko pod niekontrolowanym uśmiechem - ..nie wiem nawet co sama mam sobie odpowiedzieć.. - uporczywie zaciskała palce na nóżce kryształowego kieliszka, by w pewnym momencie przechylić brzeg i prawie na wdechy, wypić całą zawartość. Naczynie odstawiła szybko, czując jak słodko-cierpki smak znaczy jej język i delikatnie podrażnia gardło.
- Czy..ja kiedykolwiek mówiłam ci o...mężczyznach? - zdecydowanie nietrafione pytanie, ale nie wiedziała jak zacząć, jak trafić w to, co wierciło jej dziurę w sercu. Próbowała sobie przypomnieć sama, ale jedyne opowiadania dotyczyły jej przyjaciół, nigdy nie skupiając się na kimś szczególnie. W końcu była zimną harpią, odrzucającą zaloty nawet szkolnego Don Juana. Nigdy..nie kochała, nie tęskniła i nie śniła o nikim. Nikt też nie wywoływał w niej omdleń, ani...wrażeń. W końcu nie miała serca - tak nawet mawiała cicho.



The knife that has pierced my heart,
I can’t pull it out Because if I do It’ll send up a huge spray of tears that can’t be stopped

Inara Carrow
Inara Carrow
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowa
I might only have one match
but I can make an explosion
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Pokój dzienny 7893d0df08b53155187ac4c38e6136a0
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1023-inara-carrow https://www.morsmordre.net/t1405-tu-jest-smok-ale-sowa https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f236-nottinghamshire-ashfield-manor https://www.morsmordre.net/t3433-skrytka-bankowa-nr-99#59656 https://www.morsmordre.net/t1598-inara-carrow
Re: Pokój dzienny [odnośnik]02.02.16 17:18
Podobno łatwiej zawsze przychodzi udzielanie rad innym niż samodzielnie stosowanie się do nich i rozwiązywanie cudzych problemów niż własnych, może więc dlatego Inara zawsze była w stanie podejść do pewnych spraw ze świeżym spojrzeniem i pomimo braku podobnego bagażu doświadczeń, z dużą dozą obiektywizmu, jakiego zazwyczaj brakuje głównym bohaterom scenek rodzajowych, wydedukować najlepsze możliwe wyjście? Nigdy nie spoglądałam na słowa przyjaciółki przez pryzmat tego, że z oczywistych względów może tylko teoretyzować, zamiast odwoływać się do nauki na własnych błędach - różniłyśmy się od siebie i właśnie te różnice pozwalały nam na zachowanie holizmu. Może więc pora odwrócić role i dla odmiany wziąć pod lupę bolączki panny Carrow?
- Och, kochana, obawiam się, że przypisujesz mi zbyt wiele właściwości - zbyt wiele i zbyt dobrych. Zamilkłam na dłuższą chwilę, nieco nerwowo zagryzając przy tym dolną wargę. Czy istniała dobra odpowiedź na słowa alchemiczki? - Może to i lepiej. Sama widzisz, nie ma na co patrzeć - oznajmiłam prawie że pogodnym tonem, brzmiąc niemalże jak Harriett z czasów wczesnoszkolnych, jak Harriett karmiona przekonaniami o tym, że jej życiową rolą jest prezentowanie się w sposób przyjemny dla oka i umilanie innym czasu każdym swoim czarującym słowem czy gestem. Nie, to zdecydowanie nie była dobra odpowiedź. - Inaro, wyglądałabyś olśniewająco nawet w pokutnym worku, więc zawiodę cię okrutnie, nie ma mowy o żadnym straszeniu - zapewniłam gorąco, rozpogadzając się na widok dobrze mi znanego błysku w ciemnych oczach. We wszystkich opowieściach Adrien wydawał się być zawsze wyjątkowym ojcem, dbającym o dobro swojej córki i gotowym zrobić cokolwiek, byleby tylko nie spadł jej z głowy żaden włos, a po policzku nie spłynęła ani jedna, lśniąca jak kryształ łza. Może czasem troska lorda Carrow wydawała się być uciążliwa, ale właśnie z tego względu często czułam nieprzyjemne ukłucie w sercu, gdy moja wyobraźnia samoczynnie dokonywała porównania ojca Inary z moim ojcem, wbijając do głowy przekonanie, że szaleńcza nadopiekuńczość po stokroć jest lepsza od chłodnej obojętności.
- Przywołamy dawnych wspomnień czar - pamiętasz, jeszcze w szkole degustowałyśmy pierwsze francuskie wina, słodkie i owocowe, nie mając zupełnie rozeznania w dorosłych trunkach. Gdzie się podziały te wszystkie lata? - Jeszcze trochę i potraktuję to jak obietnicę, a nie jak groźbę! - zażartowałam, uważając na to, by w trakcie krótkiego wybuchu wesołości nie rozlać wina, które swoją nagłą zmianą położenia odciągnęłoby nasze myśli od głównej osi popołudnia, którą na pewno nie była walka z plamami w kłopotliwej, ciemnoczerwonej barwie.
- Naturalnie, powinnaś go poinformować, by się niepotrzebnie nie niepokoił - przytaknęłam, momentalnie przywołując skrzatkę, by ta przyniosła pergamin, pióro i kałamarz, a następnie przypięła list do nóżki Alfonsa i wysłała. - A czy ma powody do bycia przewrażliwionym? - zapytałam ostrożnie, obserwując jak Inara zgrabnym pismem kreśli kolejne słowa korespondencji.
Uśmiechnęłam się ciepło do alchemiczki, mając nadzieję, że uśmiech mój okaże się być pokrzepiający i zachęci ją do wyartykułowania tego, co spędzało jej sen z powiek i zaprowadziło na próg posiadłości w Kent, chociaż coraz to kolejne pełne wahania słowa zadziwiały mnie bardziej i bardziej. Co takiego odbierało pannie Carrow wrodzoną elokwencję i pewność siebie? Zdusiłam chęć uniesienia brwi w wyrazie pełnym zdziwienia, gdy moja towarzyszka wychyliła zawartość kieliszka niczym szklankę wody i zamiast w jakikolwiek sposób to skomentować, bez słowa chwyciłam butelkę i uzupełniłam trunek w szkle trzymanym zarówno przez Inarę, jak i przeze mnie.
- O mężczyznach? Zdaje się, że tylko sama zasypywałam cię potokiem informacji o swoim życiu uczuciowym, a ty swoje opowiastki ograniczałaś do odrzuconych przez ciebie nieszczęśników - odpowiedziałam w końcu po chwili zastanowienia, wypełnionego bezskutecznymi próbami przypomnienia sobie jakiekolwiek rozmowy, w której Inara chociaż mgliście wspomniałaby o jakimś jegomościu, na którego byłaby skłonna spojrzeć przychylniej. Zimna harpia to określenie nietrafione, nie dla ludzi, którzy mieli niebywałą przyjemność poznać bliżej pannę Carrow. O wiele lepszym było silna kobieta, niewzruszona byle czym ani byle kim, o dobrym sercu, lecz będącym na wodzy rozsądku, którego brakowało tak wielu z nas.


I'm just gonna keep callin' your name
until you come back home

Harriett Lovegood
Harriett Lovegood
Zawód : spadająca gwiazda, ponurak
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
stars kiss my palms and whisper ‘take care my love,
all bright things must burn
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
the show must go wrong
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1388-harriett-lovegood#11320 https://www.morsmordre.net/t1508-alfons#13822 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f170-canterbury-honey-hill https://www.morsmordre.net/t2776-skrytka-bankowa-nr-394#44885 https://www.morsmordre.net/t1818-harriett-lovegood#23281
Re: Pokój dzienny [odnośnik]04.02.16 1:16
Rzeczy, które minęły, myśli, które umykały, nim zdążyła się nimi podzielić, wspomnienia kończące się się niby kolejna zagubiona tęcza bez skarbu na jej krańcu. Czy bezpowrotnie utraciła jasność myśli? Czy będzie mogła wrócić do światła, które teraz, dziwnie przysłaniały nagromadzone chmurne, burzowe myśli..i wydarzenia. Naturalna dla Inary pogoda, jeśli wciąż w niej tkwiła, skryła się gdzieś w zakamarkach serca, do których ciężej jej było sięgać. Oczywiście, skłamałby, gdyby twierdziła, że straciła ową zdolność. Jednak częściej zasnute refleksyjną mgłą myśli - przyćmiewały inne cechy. Zupełnie, jak gdyby zachłyśnięte wolnością, której do tej pory panna Carrow im broniła.
Powiesz mi Hattie, dlaczego tak się dzieje?
- Widzę...ale nawet ze smutkiem rysującym się pod powiekami, wyglądasz pięknie. Taka twoja natura kochana - nie miała potrzeby wplatania w swoje słowa kłamstw. Nie chciała i nie umiała nawet, w niepojęty sposób brzydząc się grą pozorów, tak ubóstwianą przez szlachecką śmietankę towarzyską. Raziły ją nieszczere zachwyty i sztuczność uśmiechów, które nie wnosiły nic, ponad mdłą otoczkę arystokratycznego savoir vivre, które nawet jej wpajano od dzieciństwa.
Kochała Harriet, taką jaką pamiętała w czasach szkolnych, ale byłby ignorantką, gdyby twierdziła, że jej przyjaciółka się nie zmieniła. Czas nie oszczędzał nikomu kłujących zdarzeń, które rysowały się potem bliznami niewidocznymi dla opieszałego spojrzenia obcych. Oczy, zwierciadła, w które tak chętnie zaglądała alchemiczka, były jasnym odbiciem każdej rysy, czy promienia, malującego się w naszych życiach. I w błękitach kryjących się, w źrenicach Harriet, takie cienie przemykały co chwilę, na szczęście, nie przysłaniając jej prawdziwego oblicza.
- Następnym razem zaszczycę cię takim pokazem mody - zaśmiała się, szczególnie widząc - dla odmiany - jaśniejące promyki, tańczące na jej rzęsach. I tak, Inara miała szczęście, że to akurat Adrien był jej ojcem. Czarna owieczka rodu Carrow ze swoim podejściem i światopoglądem, który z całą mocą przekazał córce. Zastępował jej także matkę, której - właściwie nie pamiętała, ale skłamałby, gdyby powiedziała, że..nie tęskniła.
- Nawet nie wyobrażasz sobie, jak bardzo brakuje mi Francji... - podjęła przymykając oczy. Szczególnie teraz tęskniła do beztroskich czasów, wypełnionych przygodą, śmiechem przyjaciół i tajemnicą, za którą tak chętnie podążała. Nawet, jeśli wiązała się z niebezpieczeństwem...Może swoje aktualne położenie powinna rozpatrywać w takiej perspektywie? Nieznanego, ale niekoniecznie złego? - więc potraktuj Hattie, zapraszam i do siebie, możesz zabrać i Charliego...mój tato bardzo szybko złapie z nim wspólny język! - zakryła usta dłonią, gdy pod wpływem wysnutej wizji, zakrztusiła się lekko oferowanym trunkiem. Uspokoiła się na kolejne słowa jasnowłosej, tym razem wstrzymując alkohol w ustach, zanim poczuła cierpką słodycz wina w gardle.
- Zapewne..słyszałaś o moich zaręczynach? - odezwała się ciszej niż zamierzała, nawet nie kryjąc goryczy. Wciąż nie mogła znieść myśli, że została najzwyczajniej w świecie sprzedana, nawet jej ojcu nie dając większego prawa głosu - a dwa, dowiedziałam się, że mam brata...i jeszcze - zawiesiła głos, doskonale wiedząc, jak paradoksalnie brzmią jej słowa - Och Hattie, za dużo się dzieje - zatrzymała wzrok na przyjaciółce, bojąc się, że zbytnio przesadzała. Wdowa po Zaimie miała teraz zupełnie inne zmartwienia i ciężar do uniesienia, a czarnowłosa zasypywała ją kłębiąca się w jej głowie burzą.
Skupiła się więc na podanym papierze listownym, na którym w kilku zdaniach przekazała Adrienowi wieść, że..nie wraca na noc. Oczywistym było, że dokładnie określiła, gdzie się znajdowała, solennie zapewniając, że nie ma to nic wspólnego z żadnym mężczyzną. Przynajmniej jeśli chodziło o rzeczywistą obecność.
- Nie ograniczałam Hattie, ich po prostu nie było - wydusiła, gdy bursztynowy płyn rozgrzewał już gardło, a kolejna dawka popłynęła kryształowym korytarzem kieliszka - a Twoich opowieści słuchałam zawsze z fascynacją - wydobyła z siebie uśmiech, który potwierdzał jej zdanie. Mimo, że samej nic podobnego nie przeżywała, ciekawiło ją co znaczyło kochać, przynajmniej jeśli nie chodziło o rodzinne uczucia - ja...po prostu...uhm...- mechanicznie poruszała kieliszkiem, zastanawiając się, czy nie powtórzyć zabiegu z opróżnieniem zawartości. Jednak nie chciała przesadzać. szczególnie, że pierwszy raz tak bardzo niepokoiła się tym, co próbowała powiedzieć.
- Jest jedno imię, które ostatnimi czasy zbyt często nawiedza moje myśli, jest postać, której obrazu nie potrafię wymazać z pamięci, jest ktoś...na którego wspomnienie, ciężko złapać oddech i nic z tego nie rozumiem... - i niemal jak na komendę, najpierw usta zakołysały się w nieświadomym uśmiechu, by zaraz potem zachłysnąć się raz jeszcze alkoholem, który niedługo będzie zdobił nie tylko jej wargi. Bredziła, tak, na pewno. To było jedyne wytłumaczenie jej zachowania. Bo cóż innego?



The knife that has pierced my heart,
I can’t pull it out Because if I do It’ll send up a huge spray of tears that can’t be stopped

Inara Carrow
Inara Carrow
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowa
I might only have one match
but I can make an explosion
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Pokój dzienny 7893d0df08b53155187ac4c38e6136a0
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1023-inara-carrow https://www.morsmordre.net/t1405-tu-jest-smok-ale-sowa https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f236-nottinghamshire-ashfield-manor https://www.morsmordre.net/t3433-skrytka-bankowa-nr-99#59656 https://www.morsmordre.net/t1598-inara-carrow
Re: Pokój dzienny [odnośnik]08.02.16 19:32
Czy wszystkich bez wyjątku musi kiedyś dopaść podobny stan zwątpienia i przygnębienia? Czy naprawdę nie ma od tego ucieczki i każdego, nawet największą iskierkę świata, czeka ponury okres przejściowy, za którym podobno czai się lepsze jutro, lecz owe jutro nie dość, że uparcie nie nadchodzi, to nawet nie widać go na horyzoncie? Nie minęło pół godziny, nie dotarłyśmy do istoty problemu, a mi już pękało serce, gdy widziałam przed sobą zmartwioną i roztargnioną pannę Carrow, zupełnie nieprzypominającą energetycznego, kipiącego optymizmem obrazu, z którym zawsze była utożsamiana.
Uśmiechnęłam się lekko, słysząc kolejne słowa przyjaciółki, które w każdym innym wypadku rozpromieniłyby moją twarz, lecz które teraz były kolejną kroplą w czarze goryczy.
- Natura to wyjątkowo przyjemne określenie na zdradzieckie geny, za które niektórzy gotowi są zabić - zaśmiałam się odrobinę ponuro, a z odmętów mojej pamięci momentalnie wypłynęła eteryczna twarz mojej matki, która wieść o śmierci mojego męża przyjęła z nadzwyczajnym spokojem, żeby nie powiedzieć, ulgą. Czy oprócz domieszki krwi wili odziedziczyłam po niej i ten przerażający wewnętrzny chłód? Nie chciałam w to wierzyć, gdy całymi latami odżegnywałam się od takiej możliwości, powtarzając uparcie, że nie jestem i nigdy nie będę jak Charlotte, a nieświadomie powielałam pewne schematy, taplając się w bagnie próżności, gdy otrzymywałam od Zaima kolejną biżuterię czy z pełnym wyrachowaniem, do którego się nie przyznawałam, chowając wszystko pod pretekstem szaleńczej miłości, korzystałam z ofiarowanej mi urody i wrodzonego uwodzicielstwa, by owinąć swojego małżonka dookoła palca i przy pomocy ujmującego uśmiechu, zmysłowego głosu i delikatnie rozkołysanych bioder, obiecujących spierające każdy grzech rozkosze cielesne upewniać się bezustannie, że wszystko będzie tak, jak chcę. Bo wcześniej zbyt wiele rzeczy poszło nie po mojej myśli. Czy więc naprawdę byłam takim wcieleniem ciepła i dobra, na jakie jawiłam się moim bliskim?
- Możliwe, że znajdę gdzieś w czeluściach swojej garderoby idealnie pasujące buty - kontynuowałam żarty, w myślach już malując przepiękny obrazek osobliwego pokazu mody codziennej, którego fotorelacja wystarczyłaby do szantażowania jego uczestniczek do końca życia i o jeden dzień dłużej. Odkąd sama doznałam przypływu instynktu rodzicielskiego, pałałam do Adriena nawet większą sympatią niż wcześniej i rozumiałam go aż za dobrze - sama miałam tendencje do bycia nadopiekuńczą, jeśli chodziło o Charliego.
- Mam wrażenie, że ostatnio wszystkich naszych szkolnych znajomych dopadła ta sama przypadłość. Lecz czy to faktycznie brak Francji, czy tamtych czasów? - sama Francja, owszem, zawsze przywoływała uśmiech na mych ustach, jej klimat, szczególnie klimat słonecznego południa czy wysokich gór niezmiennie zachwycał, będąc tak odmiennym od deszczowych wysp, ale zdaje się, że to okropna choroba zwana dorosłością wzbudzała w nas takie pokłady sentymentalizmu i tęsknoty za utraconą beztroską. - Dziękuję za zaproszenie, na pewno z niego skorzystamy, ale... chyba w odrobinę późniejszym terminie. Niedawno poszłam z Sethem do Esów i Floresów, by kupić atlas smoków i w kilka chwil niezobowiązująca pogawędka ze sprzedawcą doszła do niezręcznego momentu, w którym został wspomniany... mój nowy stan cywilny. Nie jestem jeszcze gotowa na to wszystko, sama rozumiesz - odpowiedziałam spokojnym tonem, ciesząc się złożoną propozycją, lecz czując potrzebę tymczasowego odrzucenia jej. Upiłam łyk wina, przytakując. Kto nie słyszał o zaręczynach lady Carrow i lorda Notta?
- Brata? - prawie się zakrztusiłam rubinowym trunkiem, po czym powtórzyłam to słowo zdziwiona, by spojrzeć z troską na Inarę, gdy ta zawiesiła na chwilę głos. - Mów śmiało, poczujesz się lepiej, gdy to z siebie wyrzucisz - zachęciłam przyjaciółkę, chwytając butelkę, by uzupełnić zawartość naszych kieliszków.
- Czasem mam wrażenie, że byłam zbyt samolubna i za bardzo skupiałam się na sobie, ale teraz mam aż nadto czasu, by poświęcić go ważniejszym sprawom. Postaram się nadrobić zaległości z nawiązką - stwierdziłam z zatrważającą szczerością, pierwszy raz od dawna otwarcie diagnozując swoje błędy i przyznając się do nich bez zbędnych oporów. Może i w ten kolejny sposób próbowałam nieświadomie zachęcić Inarę do odłożenia na bok wszystkiego, co ją krępowało?
- Och droga Inaro - powiedziałam niemalże rozczulonym głosem, wysłuchawszy szybko wypowiadanego monologu alchemiczki. - zakochałaś się - czy naprawdę sądziłaś, że uda ci się tego unikać przez całe życie? - Tylko dlaczego mam wrażenie, że te stan rzeczy cię unieszczęśliwia? - zapytałam jeszcze czujnie, gdy oczywistym stało się to, że zamiast motyli w brzuchu panna Carrow ma chaos w głowie. Nie tak odczuwałam swoją pierwszą miłość. Chociaż może był to kolejny błąd, wynikający z naiwności?


I'm just gonna keep callin' your name
until you come back home

Harriett Lovegood
Harriett Lovegood
Zawód : spadająca gwiazda, ponurak
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
stars kiss my palms and whisper ‘take care my love,
all bright things must burn
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
the show must go wrong
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1388-harriett-lovegood#11320 https://www.morsmordre.net/t1508-alfons#13822 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f170-canterbury-honey-hill https://www.morsmordre.net/t2776-skrytka-bankowa-nr-394#44885 https://www.morsmordre.net/t1818-harriett-lovegood#23281
Re: Pokój dzienny [odnośnik]10.02.16 21:41
Gdzie podziała się Inara?
Od pierwszej niemal chwili, gdy dotarła w progi przyjaciółkowego mieszkania, targały nią mało rozpoznawalne gesty, słowa i zachowania. Oczywiście miała przebłyski w postaci znajomego uśmiechu, który niczym zbieg zakradał się na jej usta, przypominając, że halo, ja wciąż tu jestem, nie zmyjesz mnie, jak własnego nieprzyjemnego czaru, zaklęciem  "finite". Intensywnością za to przypominało to wszystko gorączkę i - analogicznie, jak w chorobie - w równym stopniu wywoływało napady dreszczy. czy rzeczywiście powinna była się tak zachowywać? czy nie mogła zaaplikować środka znieczulającego?...chociaż, właściwie aplikowała, niestety - odczuwając jedynie rosnący nacisk na zwerbalizowanie stłoczonych myśli, tym mocniej zachęcane przez słowa przyjaciółki.
Oh Hattie, jesteś pewna, ze chcesz tego słuchać?.
Inara czuła się nieznajomo - niezręcznie, tak nieporadnie - w jej wykonaniu - próbując podzielić się burzą, jaka ogarnęła jej serce. A przecież wokół półwili także tańczyły nieznośne ciemne chmury. Co się działo między nią a Benem?
- Nie traktuj tego, jak przekleństwa - spojrzałam na swą towarzyszkę, przymykając ciemne oczy. Niezrażona nieco ponura osłona uśmiechu, mówiła dalej - nawet jeśli wywoływać może tyle niekontrolowanych konsekwencji, wciąż pozostanie darem - tu nie widziała opcji na sprzeczanie. Wiele cech, talentów, czy naturalnych elementów kobiecości, mogło być wykorzystywana w nieodpowiedni sposób, jednak - była to "broń" o obusiecznym ostrzu i zupełnie, jak miecz - mógł służyć tak dobrym , jak i..innym celom. W końcu od tego każdy posiadał wolną wolę...chyba.
Psotna wersja uśmiechu zamigotała na wargach alchemiczki - Potrafię to sobie wyobrazić, bo w twoim wydaniu, wszystko wygląda lepiej - Harriet miała naturalną zdolność, do wyglądania pięknie przy każdej okazji. Nawet, gdy obleczone błękitnym smutkiem oczy, zakrywała za ażurową woalką. I nawet - mimo tragedii, jaka ją spotkała, potrafiła przygarnąć rozkołatane i chaotyczne tłumaczenia Inary...z zaufaniem i bez oceny, której - co musiała przyznać przed sobą - obawiała się w głębi serca.
- Może jedno i drugie? - zgrabnie przekręciła kieliszek w palcach, przez moment wpatrując się w toń bursztynowego płynu, jakby próbowała tam odnaleźć właściwą odpowiedź - chyba ciężko oderwać jedno od drugiego, chociaż każdy zapewne kojarzy to z zupełnie inna historią - dodała, wciąż wypatrując wskazówek w trzymanym naczyniu, niby wieszczka.
- Oh...rozumiem Hattie, wierz mi, że tak! Ale sadzę, że mój rodziciel jest dumnym posiadaczem kilku niecodziennych cech, które potrafiłyby..odciągnąć kilka ciemnych myśli - sięgnęła wolną dłonią ku jasnowłosej, przesuwając palcem złote pasmo włosów, zagubionego na wilowym policzku - Nawet mi zdarzają się czasem takie umiejętności - posłała ciepły uśmiech, starając się rozjaśnić twarz tak swoją, jak i przyjaciółki. Przynajmniej na chwilę.
- Tak - kiwnęła dodatkowo głową, wywołując nagły zryw kaskady rozwianych włosów, które spłynęły na ramiona, łaskocząc Inarową skórę. Jej wargi zatańczyły w tym momencie dosyć dziwny taniec, to drgając w postaci uśmiechu, to wyginając się w niepokojąca podkówkę - okazuje się, że moja m... - urwała, mrugając gwałtownie - ...że Liliana miała kogoś przed moim ojcem - dokończyła, czując, że mimo upływu lat, wciąż ciężko jej było wyartykułować słowo matka. Harriet wiedziała, że ta - zostawiła ją i Adriena bardzo dano temu, pozostawiając po sobie niedopowiedzenie i pytania, na które dopiero niedawno zaczynała znajdować odpowiedzi - Theodore Barrowick jest ode mnie starszy i pracuje jako policjant... - zerknęła niespokojnie na twarz kobiety, nie dostrzegając jednak żadnej nagany, kontynuowała - i jakkolwiek by to nie brzmiało, cieszę się, że..go mam - oczywiście wiązało się z tym wiele emocji, którymi trudno było się teraz podzielić. Ale..z jakimi emocjami, łatwo było się odsłonić?
- Nie!...ja lubiłam twoje opowieści i nie było tam egoizmu twojego. Wiesz przecież, że gdybym nie chciała słuchać, to bym ci od razu powiedziała - przerwała, posyłając odrobinę złośliwy uśmiech. W czasach szkolnych Inara potrafiła niektórym zajść mocno za skórę..swoją urokliwą szczerością. Czemu więc, tak mozolnie i chaotycznie wyglądały kolejne wyduszane przez nią zdania?
Za to dźwięk TYCH konkretnych wyrazów, niemal wywołał kolejne zakrztuszenie. Słowa dudniły jej w uszach, werbalizując pierwszy raz od...od lipca? myśli, które próbowały się przedostać przez blokady, które panna Carrow, tak skrupulatnie pozastawiała w swoim umyśle.
- Ja...nie mogę... - wydusiła powoli z wargami wciąż przytkniętymi do brzegu kieliszka - bo on...to znaczy, ja...oh... - artykułowała nieskładnie - ... to wszystko jest tak poplątane, tak skomplikowane, że jeśli TO rzeczywiście prawda, to los, czy cokolwiek tam odpowiada za spotykane nas historie, musi mieć dziwne poczucie humoru, albo sobie ze mnie kpi gorzko - zamilkła, zagryzając wargę i próbując poskładać treść, którą miała w końcu wydukać - Pamiętasz te listy, które pisałam ci ze smoczych wypraw, w których uczestniczył także Jamie? - zaczęła powoli, przyglądając się także obliczu przyjaciółki - ...pamiętasz, kto był wtedy organizatorem? Przyjaciel Bena...i brat Juliusa jednocześnie- wypuściła powietrze z płuc szybciej niż przewidywała, czując jak gorąca fala zalewa jej ciało. Jej dłonie zakołysały się, próbując znaleźć oparcie w trzymanym kryształowym naczyniu. Co za niespokojny dreszcz przenikał ją coraz mocniej? Może...jednak była chora?



The knife that has pierced my heart,
I can’t pull it out Because if I do It’ll send up a huge spray of tears that can’t be stopped

Inara Carrow
Inara Carrow
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowa
I might only have one match
but I can make an explosion
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Pokój dzienny 7893d0df08b53155187ac4c38e6136a0
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1023-inara-carrow https://www.morsmordre.net/t1405-tu-jest-smok-ale-sowa https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f236-nottinghamshire-ashfield-manor https://www.morsmordre.net/t3433-skrytka-bankowa-nr-99#59656 https://www.morsmordre.net/t1598-inara-carrow
Re: Pokój dzienny [odnośnik]12.02.16 21:40
Wszystko powoli zaczynało się składać w całość, gdy początkowy szok wywołany widokiem Inary, który wzbudzał automatycznie niezbyt pozytywne skojarzenia (czyżby poważnie zachorowała? albo ktoś z jej najbliższych? czy musimy się mierzyć tak szybko z kolejną tragedią?), ustąpił miejsca mniej lub bardziej pokrętnym wytłumaczeniom jej stanu. Stanu, który zdaje się znałam aż za dobrze, a teraz i tak nie byłam pewna, czy będę potrafiła pomóc alchemiczce i przynieść jej faktyczną ulgę.
Ale jak mogłabym spoglądać później w lustro, jeśli przynajmniej bym nie spróbowała?
- Czasem myślę, że to jednak jest przekleństwo. Oczywiście, to… pochodzenie niejednokrotnie ułatwiło mi życie - na przykład gdy dopiero rozpoczynałam karierę lub gdy nakłaniałam zupełnie nieświadomego aurora do uczynienia ze mnie swojej żony - ale gdyby nie właśnie ono, Sybil wciąż by żyła - nigdy przecież nie zostałybyśmy porwane, nigdy nie musiałabym czuć się winna, że ja przeżyłam, a moja ukochana siostra nie, nigdy nie musiałabym walczyć ze swoją traumą i szukać pocieszenia w bezpiecznych ramionach obcego człowieka, któremu w parę chwil przypięłam metkę tego, który stanie się całym moim światem, nigdy bym go nie unieszczęśliwiała ani nie gasiła tego wewnętrznego ognia i motywacji, bez której aurorzy padali jak muchy. Gdyby nie to wszystko, tamte wakacje spędziłybyśmy z Sybil w Indiach, a we wrześniu miałabym już sto pomysłów na znalezienie drogi powrotnej do pewnego brodacza, kolejne sto na ukojenie jego cierpienia po dożywotnim zakazie robienia tego, co kochał przez większość swojego życia i następne sto na odbudowanie naszych relacji, które miały być przecież nietykalne. Czy to możliwe, że jeden pakiet genów, niczym przewrócona kostka domina rozpoczynająca efekt kaskady, tak okrutnie wszystko popsuł? - Ale tego już przecież nikt nie zmieni, wróćmy więc do głównego tematu - ukróciłam swój dalszy koncert gorzkich przemyśleń, kwitując całość krótkim uśmiechem, który poszerzył się na myśl o nowym modowym trendzie, jaki właśnie opracowywałyśmy. - To chyba pierwszy objaw zbliżającej się wielkimi krokami starości, skoro tęsknie wspominamy czasy szkolne - zażartowałam odrobinę ponuro, bo podobne myśli, te o przerażającej starości od jakiegoś już czasu wypełniały moją głowę. - Faktycznie, ciężko to rozgraniczyć. Ale to były dobre lata, gdybym tylko mogła, cofnęłabym się do nich bez zastanowienia - by przeżyć na nowo niewinność i beztroskę, której mi tak brakowało czy by niektórych wyborów dokonać po raz drugi, tym razem rozważniej? Blednący powoli uśmiech zatopiłam w rubinowym trunku.
- Żadnemu z was dwojga nie można odmówić uroku osobistego ani umiejętności rozganiania burzowych chmur - stwierdziłam zgodnie z prawdą, odpowiadając na ciepły uśmiech, by po chwili ująć w dłonie butelkę wina i uzupełnić ubytki w obu kieliszkach. Coś mi mówiło, że ten napój bogów przyda się w dalszym przebiegu konwersacji, gdy wsłuchiwałam się uważnie w słowa Inary, przytakując co jakiś czas na znak, że przyswajam poszczególne informacje. Coś we mnie drgnęło, gdy przyjaciółka zawahała się na ułamek sekundy, zastępując matkę Lilianą i ponownie chwyciłam dłoń alchemiczki, by ścisnąć ją pokrzepiająco. Niespodziewanie naszła mnie refleksja, że nasze matki mogłyby przybić sobie piątkę, bo przecież i Charlotte namieszała w rodzinie Lovegoodów, zatrzymałam jednak tę uwagę dla siebie, nie chcąc przerywać i tym samym zbijać brunetkę z pantałyku. - Policjant Theodore? Ten sam Theodore, który zawojował światem Marlene? - zapytałam, próbując połączyć wątki, gdy wspomniany przez pannę Carrow mężczyzna łudząco przypominał postać znaną mi już z innych opowieści. - Czasami szczęście znajdujemy w najmniej spodziewanych sytuacjach, naprawdę się cieszę, że tak się stało w twoim przypadku - rzekłam, nawet nie myśląc o jakimkolwiek ocenianiu tej historii przez pryzmat skostniałych konwenansów - zresztą dlaczego miałabym to uczynić? Inara w żadnym wypadku nie odpowiadała za wybryki swojej rodzicielki, a i niekonwencjonalne postępowanie Liliany byłam w stanie zrozumieć: nie ma przecież ludzi idealnych, Merlin mi świadkiem, sama nie jestem wolna od błędów.
- Nie wątpię w to, że nie miałabyś oporów ukrócić moje historie - zaśmiałam się pogodnie, upijając łyk wina i wspominając ponownie dawne czasy, w których alchemiczka zasłynęła temperamentem odbiegającym od typowego dla szlachcianek. - Ale proszę cię, nie miej również oporów zasypywać mnie historiami, tak jak to robiłam niegdyś ja - dodałam już poważniejszym tonem, pragnąc, by i Inara poczuła swobodę wypowiedzi, jaką zawsze znałam w jej towarzystwie. Przez dłuższą chwilę wpatrywałam się w nią uważnie, po raz kolejny nie mogąc się nadziwić temu, jak precedensowy jest chaos jej słów.
- Och kochana, obawiam się, że to nigdy nie jest tak proste jak w powieściach, ale zapewniam, że warto próbować walczyć z przeciwnościami losu - oznajmiłam z przekonaniem największej orędowniczki miłości, jaka kiedykolwiek stąpała po ziemi i właściwie tytuł ten mogłabym sobie z powodzeniem przyznać; nie było na tym świecie rzeczy, której nie zrobiłabym w imię miłości. - Pamiętam - potwierdziłam krótko, chociaż moje wnętrzności wykręciły się nieprzyjemnie, gdy wspomniany został nie Benjamin, a wywiercający w moim sercu dziurę Jaimie. - Percival Nott? - upewniłam się czy dobrze kojarzę mężczyznę, którego Inara wielokrotnie wspominała w listach, które czytałam z zapałem większym niż by wypadało, traktując je jako źródło informacji o tym, co działo się w życiorysie Wrighta, kiedy przestałam mieć już prawo pytać o to osobiście. - Czy to jest na tyle poważne, bym pytała czy twoje zaręczyny są już ostateczne i nieodwołalne? - zapytałam ostrożnie, wypływając na wzburzone wody tematu mariażów szlacheckich, przypominających bardziej umowy handlowe niż potwierdzenie wielkiej namiętności. Czy i Adrien byłby w stanie oddać swoją córkę wysoko urodzonemu kawalerowi, wiedząc, że myślenie o kimś innym nie daje jej spać po nocach?


I'm just gonna keep callin' your name
until you come back home

Harriett Lovegood
Harriett Lovegood
Zawód : spadająca gwiazda, ponurak
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
stars kiss my palms and whisper ‘take care my love,
all bright things must burn
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
the show must go wrong
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1388-harriett-lovegood#11320 https://www.morsmordre.net/t1508-alfons#13822 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f170-canterbury-honey-hill https://www.morsmordre.net/t2776-skrytka-bankowa-nr-394#44885 https://www.morsmordre.net/t1818-harriett-lovegood#23281
Re: Pokój dzienny [odnośnik]21.02.16 16:14
To. co wydawałoby się tak oczywiste dla większości osób, Inarze jawiło się jako niezrozumiała, tajemnicza wręcz magia, której...nie znała i w pokrętny sposób - bała się. Może dlatego, że tyle lat wypierała świadomość, że mogło i jej się to przytrafić? A los utwierdzał ją w tym przekonaniu, ani razu nie pozwalając, by zastygłe (jak się alchemiczce zdawało) serce nie drgnęło nawet mocniej, przy żadnym czułym męskim słowie, czy przygodnym flircie. Nic. Pustka.
I przez jedno zielonookie lico, wszystko się sypnęło. Tak zwyczajnie, nawet nie potrafiąc zarejestrować momentu, kiedy, albo jak nastąpiła ta kolosalna metamorfoza.
- Hattie, a wiesz, że Ty nawet bez tego daru byłabyś tak samo piękna? - przechyliła głowę, pozwalając by - już nie tak potargane - włosy spłynęły na ramię. Chwyciła wolną dłonią kilka pasm, które zaplotła na dłoni. W drugiej wciąż dzierżyła naczynie, z którego co jakiś czas sączyła zapominodajny trunek - zbyt wiele przypisujesz  wilowej krwi... - wykrzywiła wargi, akuratnie zatrzymując kryształ na wysokości ust - Kochana...wiesz, że winnego nie szukasz w dobrym miejscu? - przysunęła się bliżej przyjaciółki, jednocześnie podkulając nogi, które wsunęła pod miękką powłokę, grubego koca. Inara - jak zwykle mocniej odczuwała zimno.
Kusząca natura wili, była zdecydowanie szalenie potężnym narzędziem, ale w mniemaniu Inary - właściwie, było to tylko wzmocnienie naturalnej, przyciągającej kobiecej aury, którą - Harriet zdecydowanie posiadała. To...że istnieli ludzie, którzy egoistycznie pragnęli zawładnąć jakimkolwiek darem, który się im NIE należał, to już zupełnie inna historia. Niestety - spotykana zbyt często. I to nie tylko w czarodziejskim świecie.
- Główny temat... - poruszyła nieznacznie ustami, z których w dalszej kolejności wydobyło się ciche westchnienie - nieeee...to akurat nie jest możliwe. Nawet jako staruszki, będziemy młodziutkie - tego akurat była pewna. Musiała być. Widziała swego ojca, który  - niby jasny wzór - wskazywał jej ścieżkę. nawet, jeśli nieco okrężną i ..bez kilku mostów - może warto wracać, żeby nie zgubić tego jasnego pierwiastka, jaki w tamtych czasach gnał nas do przodu? - może o tym własnie zapominały? Może o tym Inara powinna sobie przypomnieć?
- Dzisiaj chyba zamieniłam się miejscami...zamiast przeganiać, sama jestem burzową chmurą - zakpiła sama z siebie - może musimy nawzajem siebie..przegonić, na właściwe miejsce - podążyła wzrokiem za gestem jasnowłosej, by zdać sobie sprawę, że jej kieliszek jest pusty - dopiero, gdy jej towarzyszka uzupełniła jego zawartość.
- Ten sam! - w ciemnych oczach błysnęła raz jeszcze wesoła iskra - co prawda, Marli jeszcze nie poznałam, ale brat mi o niej wystarczająco dużo opowiedział i...to jedna z najlepszych rzeczy, jakie mi się ostatnio przytrafiły - zaśmiała się cicho, chociaż głosik w jej głowie, uparcie twierdził, że  równie radośnie reagowała, gdy jeszcze w sierpniu widziała się z Percivalem. A do teraz, nie miała od niego nawet jednej wiadomości, co - wzmagało poczucie..goryczy?
- Wiem...czasami chyba z tym przesadzam - zakryła usta dłonią, ale nie czuła się winna swego zachowania. Nie wierzyła, żeby sztuczna uprzejmość wychodziła wszystkim na dobre. Szczególnie, że po niektórych słownych bataliach - rodziło się coś więcej niż koleżeńska znajomość. W końcu...z Harriet nie od początku były sobie tak bliskie. Jednak to, co teraz je łączyło, było o niebo trwalsze, niże niejedne szkolne przyjaźnie. I była wdzięczna jasnowłosej wili, że dziś przygarnęła ją pod..swoje skrzydła.
- Ja chyba za dużo już walczyłam Hattie. Wolałabym po prostu, żeby chaos, który krązy nad moją głową w końcu się uspokoił. Chciałabym...znowu być tylko ciekawskim obserwatorem. Może wtedy potrafiłam przegonić  chociaż odrobinę, cienie zebrane na twoich licach - och, tak bardzo pragnęła wrócić do roli, jaka pełniła wcześniej. Obserwować i ewentualnie podpowiadać, a samej..nie czuć? a może po prostu nie doświadczać?
- Tak - potwierdziła krótko, gdy z ust przyjaciółki wydobyło się imię, które do tej pory kołatało się w jej głowie. I chociaż tak bardzo zaaferowana była bezładem wyrazów, którym raczyła Harriet, nie umknęła jej reakcja na zupełnie inne imię, tym razem wypowiedziane jej wargami. Jamie, Percival, jak bardzo się to ze sobą wiązało? -..ale co poważne? - drgnęła, wyrwana z własnoręcznie wywołanej, emocjonalnej fali - Zaręczyny...były ustalane poza wiedzą mego ojca. Nestor rodu...był nieubłagany w kwestii negocjacji. A...to o czym próbuje powiedzieć, albo zrozumieć..nie wiem. Nie rozumiem. I nie jestem pewna, czy ma to jakikolwiek sens. Pewnie wszystko sobie wymyśliłam, albo pomieszałam...a on i tak od sierpnia się do mnie nie odzywał. Powiedz mi, że mam gorączkę, że to wszystko jakaś chwilowa zaćma i mam dać sobie z tym...z nim spokój. On ma wystarczająco problemów, wiem, że coś nie tak działo się z jego relacją z..Wrightem, a jeszcze jakbym ja...- spojrzała nieco przerażona potokiem, jaki własnie zaserwowała. Nie zachowywała się racjonalnie, a zdecydowanie, zagubiła się gdzieś Inara, która tak beztrosko, albo inaczej - z niepoprawnie optymistyczną wizją spoglądała na otaczający ją świat. Aktualnie, na siebie nie umiała zerknąć w ten sposób.



The knife that has pierced my heart,
I can’t pull it out Because if I do It’ll send up a huge spray of tears that can’t be stopped

Inara Carrow
Inara Carrow
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowa
I might only have one match
but I can make an explosion
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Pokój dzienny 7893d0df08b53155187ac4c38e6136a0
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1023-inara-carrow https://www.morsmordre.net/t1405-tu-jest-smok-ale-sowa https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f236-nottinghamshire-ashfield-manor https://www.morsmordre.net/t3433-skrytka-bankowa-nr-99#59656 https://www.morsmordre.net/t1598-inara-carrow
Re: Pokój dzienny [odnośnik]04.03.16 16:49
Chwała Merlinowi za wino, które ratowało mnie przed koniecznością bezustannego uśmiechania się, gdy moja droga Inara mówiła rzeczy niesamowicie miłe, lecz w gruncie rzeczy wbijające się w moje serce niczym ostre szpilki i wyciskające z płuc resztki powietrza. Piękno. Znak firmowy czy piętno?
- Możliwe, że to po prostu bezsensowne przemyślenia, na które mam ostatnio aż nadto czasu, ale nie mogę im się oprzeć - odparłam, obracając kieliszek w smukłych palcach i wpatrując się w wirujący trunek. Wina. To słowo zbyt donośnie dźwięczało w mojej głowie już od wielu tygodni. - W temacie przemyśleń, myślisz, że byłoby to bardzo nieodpowiednie, gdybym... wróciła do swojego nazwiska? - zapytałam nagle, artykułując kolejną myśl, która pojawiła się już dawno w mojej głowie. - Nie chcę wyjść na niewdzięczną, ale to nazwisko mi po prostu nie przechodzi przez gardło, dusi mnie - i nie jestem godna noszenia go, ale te słowa już dyplomatycznie przemilczałam.
- W żadnym wypadku nie jesteś burzową chmurą, Inaro, ty zawsze będziesz słońcem, nie daj sobie wmówić niczego innego - zaprzeczyłam gorąco, wolną dłonią chwytając brzeg koca, by opatulić nim ściślej jej drobną sylwetkę. Ponownie zatapiając usta w winie i uśmiechając się ciepło do przyjaciółki, wysłuchałam jej słów. Kąciki moich ust powędrowały nawet wyżej na wspomnienie szkolnych czasów, w których to nasza znajomość zaczęła się wyjątkowo burzliwie - za co byłam wdzięczna, bo kto wie, jak aktualnie wyglądałyby nasze relacje, o ile w ogóle jakiekolwiek byśmy miały, gdyby nie zimna wojna, którą toczyłyśmy na początku kariery w Beauxbatons, a która później szczęśliwie okazała się być zupełnie bzdurna?
- Ten chaos się skończy, pytanie tylko z jakim skutkiem, jeśli więc jest nadzieja na to, że z jak najlepszym, nie możesz się poddawać. Pozwól mi sobie pomóc, Inaro, zrobię wszystko, żebyś była szczęśliwa, a szczęścia nie przyniesie ci rola obserwatora - zaoponowałam, nie chcąc dać dojść do głosu rezygnacji, która chwilowo zdawała się przemawiać przez alchemiczkę. Ile to razy czuwała nad moim spokojem, wysłuchiwała niekończących się opowieści, służyła radą, pomocną ręką i złotym sercem? Byłam w pełni zdeterminowana, by w miarę możliwości spłacić ten niespłacalny dług wdzięczności. - O nie, zabraniam ci tracić swój czas na zamartwianie się o mnie, tym razem to ty jesteś w centrum. I będziesz w nim, dopóki na nowo nie rozpromieniejesz - bo trzeba pomóc żywym, a nie umarłym, droga Inaro, nie zaprzeczysz chyba sama, że jakaś część mnie umarła razem z moim mężem, że wcześniej jakaś część mnie umarła razem z moimi niespełnionymi marzeniami i nigdy nienarodzonym dzieckiem, razem z moją zrujnowaną miłością spędzającą sen z powiek. Nie miałam nic przeciwko, tkwiłam w marazmie, słuchając podszeptów słodkiej naiwności mówiącej, że skoro wszystko mija, minie i to. Na podobny stan nie mogłam jednak pozwolić młodziutkiej Lady Carrow, która gotowa była zrezygnować, nie zaznawszy nawet smaku prawdziwego życia.
- Twoje uczucia - czy są tak poważne, jak mi się zdaje? - Jeśli tylko chcesz, porozmawiam z twoim ojcem, by nie pozostawał bierny w tej kwestii. Na pewno coś da się zrobić, wszak szlacheckie zaręczyny są odwoływane równie często, co ogłaszane - oświadczyłam, starając się brzmieć jak najbardziej pokrzepiająco, nie było w tym jednak ani trochę sztuczności; naprawdę wierzyłam w to, że możliwym jest osiągnięcie konsensusu. - Czas tak szybko leci, wszyscy bezustannie się mijają, może dlatego nie dawał znaku życia - uśmiechnęłam się dobrotliwie, gdy alchemiczka zaczęła mówić o chorobie. - A chcesz dać sobie spokój? - zapytałam, ściszając nieco głos i przyglądając się jej uważnie, jakbym z jej twarzy miała wyczytać odpowiedź wyraźniejszą niż ze słów. - Z jakiej racji jego problemy miałyby być argumentem na "nie"? Wright zniszczył już wystarczająco wiele, by stanął na przeszkodzie również twojego szczęścia - tylko dlaczego nagle ostatnie moje zdanie zabrzmiało dziwnie głucho i beznamiętnie? Bez dalszych ceregieli chwyciłam w dłoń nieźle już osuszoną butelkę, by uzupełnić rubinowy trunek w naszych kieliszkach do akceptowalnego poziomu.


I'm just gonna keep callin' your name
until you come back home

Harriett Lovegood
Harriett Lovegood
Zawód : spadająca gwiazda, ponurak
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
stars kiss my palms and whisper ‘take care my love,
all bright things must burn
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
the show must go wrong
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1388-harriett-lovegood#11320 https://www.morsmordre.net/t1508-alfons#13822 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f170-canterbury-honey-hill https://www.morsmordre.net/t2776-skrytka-bankowa-nr-394#44885 https://www.morsmordre.net/t1818-harriett-lovegood#23281
Re: Pokój dzienny [odnośnik]08.03.16 17:17
Podobno słowa najszybciej przebijały każde serce. Z intencją, czy bez - potrafiły trafić w najczulszy punkt z precyzja mugolskiego chirurga. A  najdziwniejsze było to, że najczęściej prawda stanowiła tak zabójczo ostrą strzałę, drążącą także nasze sumienia, wspomnienia i tęsknoty. Najczęściej sami tworzyliśmy w sobie te czułe punkty, materializując w nich najbardziej wrażliwe sekrety. Inara znała historię Hattie, na tyle - na ile jej powiedziała. I była pewna, że wiele rzeczy zwyczajnie pominęła, ukrywając ból, który obrastał wspomnienia, niby bluszcz stare mieszkania.
- Przemyślenia nigdy nie będą czymś dobrym, ale...z doświadczenia wiem, że im dłużej się nad czymś głowisz, tym...bardziej nic nie wiemy - podsumowała z dziwną refleksją, że doskonale odzwierciedla to jej mętlik w głowie - Czemu miałoby być nieodpowiednie? Nie musisz robić czegoś bo wypada, Hattie...teraz musisz zatroszczyć się bardziej o siebie i tego twojego szkraba - sięgnęła twarzy przyjaciółki, by musnąć palcami blady policzek - Może i jest dzieckiem, ale widzi więcej niż nam się zdaje - szepnęła ciszej, pozostawiając wargi w delikatnym ciepłym wygięciu.
- Gorzej, że sama zaczynam sobie to wmawiać - odpowiedziała z westchnieniem, połączonym z zsunięciem dłoni na koc zakrywający jej stopy. Poruszyła ramionami, gdy jej wilowa towarzyszka otuliła jej plecy, puchata materią szczelniej, jakby dostrzegała nie tylko mentalne drżenie inarowej postaci - Jakoś mi się zdaje, że my dziś obie będziemy tak rzucać w siebie ciepłymi słowami, czując że chwilowo o jednej i drugiej to wszystko się odbija, jak od tarczy. Oh Hattie, tak bardzo chciałabym ująć tej rany, która maluje się cieniem w twoich oczach! - i może było  wt tym nieco dziecinnej wiary, ale alchemiczka złapała dłoń jasnowłosej, przyciągając ku sobie, by zakryć i jej smukłe plecy, ofiarowanym przed chwilą kocem i - swoimi ramionami. Wino niebezpiecznie zakołysało się w kieliszku, gdy obejmowała kobietę, nie mając zamiaru puścić. Dopiero po chwili odsunęła się na tyle, by słowa właścicielki mieszkania, dotarły do adrestaki.
- Tylko co ja mam zrobić? Nie wiem  jak sobie pomóc, nie mówiąc o tym, żeby ciebie prosić o to...a ta rola, do tej pory mi służyła - uniosła przeźroczyste naczynie, by dojrzeć niemal dno. Podparła głowę o ramię przyjaciółki, dostrzegając jak ta, uzupełnia ich kieliszki. Czuła jak łaskotały ją w policzek jasne pasma włosów, przyjemnie pachnących jaśminem, a może czymś więcej?
- Chyba nie lubię być w centrum - odezwała się nieco przytłumionym głosem, spowodowanym raczej..chwilowym rozluźnieniem, wywołanym obecnością przyjaciółki, otulającym ją zapachem, krążącym w jej żyłach winem i kocem - ...ale może będę mogła jeszcze kiedyś posłuchać twoich opowieści, obiecujesz? - dopowiedziała głośniej, przekręcając głowę, by spojrzeć na oblicze kobiety - masz w sobie więcej życia, niż ci się zdaje, ale na razie trochę o tym zapominasz - powoli ucałowała gładkie lico swej powierniczki sekretu, by wyprostować się i odsunąć.
- Wierz mi, że Adrien był pierwszym, który walczył o wolność dla mnie - uśmiechnęła się na myśl gniewnej tyrady, jaką zaserwował nestorowi. Mimo jednak próśb i argumentacji, stary lord Carrow, ojciec Deimosa - Nie chciał słuchać. Czy jeszcze coś jest w stanie zmienić jego decyzję? - Aktualnie więc mam wybór - wydziedziczenia, albo narzeczeństwa - słowa wypowiadała głucho, jakby wciąż zastanawiała się, czy aby na pewno dobrze wybrała. Jednak tyle już się działo wokół jej rodziny, że decyzja ciążyłaby jej bardziej niż cokolwiek innego. Chyba.
- Pewnie masz rację - zbeształa się w myślach, czując jak rumieniec wstępuje jej na policzki. Niekoniecznie z nadmiaru wypitego wina - Tak!...Nie...Nie wiem...Ma to w ogóle sens? - spięła ramiona, czując wzrok Harriet na sobie - Ciężko mi wyobrazić sobie, żebym miała go nigdy więcej nie widzieć - Dodała ciszej, wpatrując się - dla odmiany - gdzieś w przestrzeń za pannę Lovegood, w nieokreslony sposób przestraszona szczerością słów, którą wykazała. Pomknęła jednak spojrzeniem ku twarzy przyjaciółki, gdy z jakąś zapalczywością wymówiła ostatnie zdanie - Ben jest mi przyjacielem, a wiem, że oni - Na tych wyprawach, byli niemal nierozłączni, więc jeśli coś im burzy relację, to ja, to...Hattie...czy jest szansa, że wy...że... - wstrzymała chaos, który znowu wkradł się w jej słowa - Nigdy nie pytałam, co się stało między wami, co zrobił...- głos jej wibrował, czując, że sięgnęła jakiegoś ważnego punktu, którego - chociaż nie rozumiała jeszcze, intuicyjnie drżała niespokojnie. Jaka była prawda?



The knife that has pierced my heart,
I can’t pull it out Because if I do It’ll send up a huge spray of tears that can’t be stopped

Inara Carrow
Inara Carrow
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowa
I might only have one match
but I can make an explosion
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Pokój dzienny 7893d0df08b53155187ac4c38e6136a0
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1023-inara-carrow https://www.morsmordre.net/t1405-tu-jest-smok-ale-sowa https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f236-nottinghamshire-ashfield-manor https://www.morsmordre.net/t3433-skrytka-bankowa-nr-99#59656 https://www.morsmordre.net/t1598-inara-carrow
Re: Pokój dzienny [odnośnik]12.03.16 13:36
Może to prawda, co mówili - im więcej zachowujesz dla siebie, tym lepiej. Sama zawsze byłam zwolenniczką zupełnie przeciwnej teorii, wszystko okraszałam całą masą wyrazów równie pięknych, co w gruncie rzeczy zbędnych, jakby z obawy przed tym, że tonąc w ciszy, nie zostanę zauważona. Dopiero kiedy z ust jednego z moich najważniejszych rozmówców w życiu zaczął się sączyć tylko sarkazm, gorycz i oskarżenia, dopiero kiedy w moim sercu zakorzeniły się słowa, których nie można było wymazać; dopiero wtedy zapragnęłam, by usta te zostały zasznurowane milczeniem. Przytaknęłam, upijając łyk wina, by przyznać rację Inarze. Faktycznie, natrętne przemyślenia niejednokrotnie zapędziły mnie już w ślepy zaułek.
- Nie chciałabym, żeby to wyglądało tak, jakbym próbowała go wymazać ze swojego życia - ściszyłam głos niemalże do szeptu, jakby samo mówienie o tym było profanacją. - Naprawdę nie wiem jak to robisz, że zawsze masz rację - uśmiechnęłam się do alchemiczki, gdy jej chłodne palce pogładziły mój policzek, a przywołany został temat Setha.
- To minie, sama zobaczysz, tylko nie ulegaj temu pesymizmowi, który ostatnio toczy się jak zaraza - rzekłam uspokajająco, przytulając Inarę i gładząc jej ciemne, lśniące włosy, jakby była małą dziewczynką (pomijając chlupoczące w kieliszku wino), która w trakcie zabawy zdarła sobie kolana, a nie moją rówieśniczką targaną zgoła poważniejszymi zmartwieniami. Ten właśnie gest, przeczesywanie włosów, zawsze mnie koił, gdy w nocy kolejny koszmar podrywał mnie do pionu.
- Ten jeden raz w życiu, tak dla odmiany, daj pomóc sobie. Wyrzuć to z siebie to wszystko i przestań się zadręczać - zachęciłam ponownie, przytrzymując brzeg koca, by ten nie zsunął się z ramion mojej przyjaciółki. Uśmiechnęłam się lekko, gdy wspomniane zostało bycie w centrum. Czy nie o tę pozycję właśnie zazwyczaj zabiegali wszyscy? - Moja droga Inaro, jeśli tylko będzie o czym opowiadać, obiecuję, że żadna opowieść cię nie ominie - zaśmiałam się już całkiem pogodnie, czując zbawienne ciepło przyjemnie krążące w żyłach, skradające stopniowo ponure myśli i zastępujące je błogim uczuciem lekkości. Pokiwałam głową nieco nieprzytomnie, racząc słodką pannę Carrow o wiele radośniejszym uśmiechem i przez chwilę obracając w palcach pasmo jej miękkich włosów, które łaskotało mnie w szyję.
- To żaden wybór - stwierdziłam gwałtownie, oburzona samą myślą, że tak paskudny los mógł dotknąć jedynej istoty, która moim zdaniem zasługiwała na bezgraniczne szczęście. - Nie podejmuj żadnych pochopnych kroków, Adrien na pewno będzie walczył o twoje prawa. Jeśli tylko mogę jakoś pomóc, zrobię wszystko. Ale to nie jest koniec, nie może być - kontynuowałam litanię zaprzeczenia, mocząc rozedrgane usta w rubinowym trunku. To był jakiś absurd, ponury żart.
Chciałam mieć rację. W mojej wizji wciąż wyidealizowanego świata nie mieścili się kawalerowie ostentacyjnie i z rozmysłem ignorujący panny, w których głowach uparcie figurowali i niczym czarna dziura pochłaniali resztki wewnętrznej równowagi. Przytaknęłam, ponownie unosząc kieliszek do warg. - Zobaczycie się i mam nadzieję, że porozmawiacie i wtedy poczujesz się lepiej - może ułożysz sobie wszystko? Znajdziesz koniec nici i skwapliwie rozplączesz cały kłębek? - Nie możesz tak myśleć. Jeśli ich przyjaźń jest prawdziwa, sami wszystko sobie ułożą, to nie powinno być twoim zmartwieniem ani, tym bardziej, przyprawiać cię o wyrzuty sumienia - przerwałam zdecydowanie, gdy Inara wspomniała o burzeniu relacji. Czy naprawdę miałaby rezygnować z jedynego człowieka, który zawojował jej serce, tylko przez wzgląd na jego popapraną przyjaźń ze szkolnych lat? Przez dłuższą chwilę milczałam, próbując znaleźć odpowiednie słowa i pozwalając głośnemu przełknięciu wina być jedynym dźwiękiem rozbrzmiewającym w pokoju. - Zniszczyliśmy siebie nawzajem - powiedziałam w końcu i chociaż starałam się, by mój głos brzmiał jak najbardziej naturalnie, ten zdawał się być dziwnie przytłumiony - jak zawsze, gdy rozmowa zahaczała o jeden z najboleśniejszych okresów w moim życiu. - Zdradził mnie - wyrzuciłam z siebie nieznany dotąd Inarze strzępek informacji, nie wiedząc sama czy robię to pod wpływem jej zachęty, wina czy owocnej mieszanki wielu czynników. - Ale nie winię go za to, nie było mnie przy nim, kiedy mnie potrzebował najbardziej - dodałam pospiesznie, nie chcąc, by moje wyznanie wbiło się klinem w znajomość panny Carrow z Benjaminem. Nigdy nie chciałam, by moi najbliżsi zerwali z nim relacje, chociaż nasze drogi rozeszły się i to rozeszły się w najgorszy możliwy sposób. - Po prostu gdy... - urwałam. Ta strata, o której ciemnowłosa dowiedziała się już dawno temu, wciąż była zbyt bolesna, bym mogła o niej mówić. Osuszyłam kieliszek do końca. - Po prostu potem ja go potrzebowałam najbardziej, a on do mnie nie przyszedł, ani razu. Był jedyną osobą, która mogła mi pomóc, ale był już na drugim końcu kontynentu - wyjaśniłam odrobinę pokrętnie, rozlewając resztkę zawartości butelki do naszych kieliszków. - Niby nie mogę go winić za to, że próbował sobie ułożyć życie, ale wybaczyłam mu i byłam gotowa zrezygnować ze wszystkiego, a on zostawił mnie po raz drugi. I teraz ma pretensje, że śmiałam ruszyć dalej - dokończyłam swoją dramatyczną wypowiedź, wieńcząc ją ambitnym łykiem wina i spojrzeniem wbitym w finezyjny wzór koca okrywającego nas obie.


I'm just gonna keep callin' your name
until you come back home

Harriett Lovegood
Harriett Lovegood
Zawód : spadająca gwiazda, ponurak
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
stars kiss my palms and whisper ‘take care my love,
all bright things must burn
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
the show must go wrong
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1388-harriett-lovegood#11320 https://www.morsmordre.net/t1508-alfons#13822 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f170-canterbury-honey-hill https://www.morsmordre.net/t2776-skrytka-bankowa-nr-394#44885 https://www.morsmordre.net/t1818-harriett-lovegood#23281

Strona 1 z 2 1, 2  Next

Pokój dzienny
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach