Wydarzenia


Ekipa forum
Caspar Spencer-Moon
AutorWiadomość
Caspar Spencer-Moon [odnośnik]13.02.16 14:42

Caspar Lucius Spencer-Moon

Data urodzenia: 13.04.1931 r.
Nazwisko matki: Ollivander
Miejsce zamieszkania: Salisbury, Wiltshire
Czystość krwi: czysta ze skazą
Status majątkowy: średniozamożny
Zawód: stażysta w Urzędzie Niewłaściwego Użycia Czarów, dorywczo muzyk
Wzrost: 181 cm
Waga: 81 kg
Kolor włosów: ciemnobrązowe
Kolor oczu: zielononiebieskie
Znaki szczególne: zmierzwione włosy; twardy, szorstki i mocno zrogowaciały naskórek na dłoniach; niewielka blizna na podbródku; ubrania utrzymane w ciemnej tonacji; nieodłączna woń tytoniu



Dźwięk kropel deszczu bębniących cicho o szyby mieszkania przerywany był jednostajnymi, nieco nerwowymi uderzeniami długich palców o parapet. W zamyśleniu przyglądał się leżącemu przed nim instrumentowi, jakby czekał aż w końcu pojawi się jego właściciel i zagra utwór, na który tyle czekał. Zapewne mógłby tak czekać całą wieczność, a wyczekiwany gość i tak nigdy nie ukazałby się na tej zbyt małej scenie, muzyka nie wybrzmiałaby wśród jednoosobowej widowni, a on nigdy więcej nie trzymałby w dłoniach własnych skrzypiec. Jednak jakkolwiek przerażająco brzmiała ta perspektywa, w tamtej chwili wcale nie wydawała się jedną z najgorszych.

Wyciągnął rękę, a jego dłoń zatrzymała się na chwilę w górze, aby zaraz potem opaść nieco nad struny. Miał w pamięci niemalże każdy wydobywany z nich dźwięk, wiedział jak prawidłowo prowadzić smyczek względem gryfu, a mimo to, coś cały czas uniemożliwiało mu wygrywanie melodii.


Przesunął dłoń na pierwszą z nich, g, naprężył i puścił.


Zdawało mu się, że usłyszał swój krzyk, gdy nie mogąc nadążyć za starszym rodzeństwem, prosił go, aby zaczekał chwilę. On jednak, śmiejąc się głośno, biegł dalej, a Caspar, dysząc ciężko, za nim.

W tamtych czasach jego głowę zdobiła czupryna ciemnych loków, niesfornie wpadających do oczu, bo matka nazbyt często zapominała mu je ścinać. Miał też twarz upstrzoną piegami, przez co brat żartobliwie nazywał go „piegusem”, co niemalże zawsze doprowadzało między nimi do bójek. Dziecięcych, lecz wcale nie tak niewinnych – niewielką bliznę po jednej z nich nosił do tej pory. Od małego był nieco zbyt gwałtowny, krnąbrny i zawsze musiał postawić na swoim, nawet jeśli chodziło o coś tak nieistotnego jak braterskie docinki. Nie potrafił zliczyć, ile raz matka powtarzała mu, że nie powinien przejmować się takimi błahostkami, że nie zawsze wszystko pójdzie po jego myśli.

Nie rozumiał, po czyjej w takim razie mogłoby pójść.

Miał niecały metr wzrostu, niezliczone pokłady energii i zawziętość godną niejednego dorosłego, a przy tym wszystkim odczuwał naturalną dla dzieci potrzebę znajdowania się w centrum uwagi. Razem z bratem wykradał więc słodycze z najwyższych szafek w kuchni, buszował w matczynej pracowni i rozrzucał i tak porozrzucane po całym domu książki. Gdziekolwiek się pojawiał, siał istny zamęt, przewracał rzeczywistość do góry nogami, a wszystko to po to, aby przez chwilę skupić na sobie wzrok opiekunów.

Olwen i Janus bowiem, pomimo tego, że szczerze kochali swoje dzieci, nie poświęcali im każdej wolnej minuty. Zatopieni w świecie nauki, otoczeni wonią gotujących się eliksirów oraz z głową utkwioną wiecznie między regałami bibliotek, znacznie częściej oddawali się przyjemnością związanym ze zgłębianiem wiedzy niźli opiece nad potomstwem. A choć żadne z dzieci nigdy tak naprawdę nie doznało z tego powodu większej krzywdy i w gruncie rzeczy nie raz wykorzystywało nieprzyziemny sposób bycia starszyzny, niejednokrotnie zwyczajnie brakowało im tego naturalnego dla rodziców wyrazu zatroskania na twarzach.

Jednak sielskie lata swawoli nie trwały zbyt długo – z chwilą pojawienia się dwóch, wtedy niemalże identycznych i wiecznie płaczących istotek, zostały drastycznie przerwane. Od momentu narodzin Astry oraz Luny szczątkowa uwaga opiekunów, uległa jeszcze większemu ukróceniu. Mając więc na uwadze urocze bliźniaczki, matkę powracającą do zdrowia po trudnym porodzie, pracę oraz własne zainteresowania, pieczę nad wychowaniem dzieci postanowili podzielić również między ciotkę oraz babkę. I to właśnie one, oprócz wpojenia niesfornemu, oraz zbuntowanemu Casparowi podstawowych zasad zachowania czy nauczenia umiejętności czytania oraz pisania, rozbudziły również miłość do muzyki.

Skrzypce leżały schowane głęboko w starszej szafie w najdalszym zakątku mieszkania babci i do momentu, gdy chłopiec przekroczył próg jej domu, jedynie osiadały kilkucentymetrową warstewką kurzu. Dopiero za sprawą jego rąk, delikatne struny odżyły na nowo, wypełniając dom dziecięcymi piosenkami i sprawiając, że wśród zaoranej zmarszczkami twarzy właścicielki błądził ckliwy uśmiech, nawet gdy kilkuletni uczeń mylił niektóre nuty, gdy siedział do późna, wciąż i wciąż próbując zagrać melodię perfekcyjnie, doprowadzając tym samym resztę domowników do szału.

Jakiś czas później, gdy dawne problemy zostały zażegnane, rodzice specjalnie dla niego zakupili instrument do domu, aby syn mógł dalej rozwijać swoją pasję. Tak też robił - nie zważając na to, że nie pozwala tacie skupić się na pracy, że po raz kolejny obudził młodsze siostry i w końcu, ku swoistej trwodze matki, spędzając na grze coraz więcej czasu, przekładając ją ponad naukę czy nawet czytanie. Zaniepokojeni rodziciele nie mogli długo pozostawać obojętni na taki stan rzeczy, bo choć nigdy przez myśl nie przeszłoby im zmuszać do czegokolwiek swoje pociechy, po cichu liczyli na to, że wychowywane w typowo inteligenckim otoczeniu, zechcą podążyć ich własną ścieżką. Gdy więc młodszy syn coraz wyraźniej z niej schodził, próbowali interweniować na wiele różnych sposobów. Niestety z marnym skutkiem – książki, eliksiry i wszystko to, co mogłaby ofiarować odpowiednia wiedza niespodziewanie wyblakło w jego dziecięcych oczach. Talent przekazany w genach znalazł już swoje własne, odmienne ujście.

Zaraz potem dłoń powędrowała nieco wyżej, nad strunę d, naprężyła ją i puściła.


Tym razem dziwnym trafem słyszał dzwon obwieszczający rozpoczęcie kolejnej lekcji. Znów był w Hogwarcie, pośród murów starego zamku, i znów śpiesznym krokiem podążał w stronę jednej z klas, mijając przy tym mniej lub bardziej znane twarze.

Lata szkolne kojarzyły mu się z szumem rozmów w dormitoriach, z czerwono-złotymi barwami, oraz zapachem pasty do mioteł. Gwarne korytarze, śpiące poranki i książki pachnące starością stały się rutyną kolejnych siedmiu długich lat, które minęły stanowczo za szybko. W dziecięcej gonitwie za dorosłością oraz za starszym bratem, nie dostrzegał czasu uciekającego jak drobny, złoty piasek między dłoniami. Balansując między zajęciami szkolnymi oraz życiem w nowej społeczności, pomiędzy rodziną i nowymi przyjaciółmi, nigdy nie potrafił sprawić, aby jedna ze stron miała równe szanse wobec drugiej.

Lekcje, w momencie przekroczenia progu Hogwartu, skazane były na niepowodzenie. Zrażony doświadczeniami wyniesionymi z domu oraz irytującym sposobem bycia rodziców, przez długi czas walczył z nimi, unikając niczym magicznego ognia, od którego choćby jednej iskry spłonąłby żywcem. Początkowo więc obowiązek nauki odkładał nieco na bok, uważając, aby nigdy nie stanął na szycie piramidy priorytetów uczniowskiego życia, lecz mimo wszystko wpisywał się w nią. Przechodząc do kolejnych klas, nie wkładał w to zbyt wiele wysiłku, wśród profesorów uchodząc za ucznia zdolnego, lecz leniwego. Szczególnie mocno mierzwił swoim podejściem nauczyciela uczącego zaklęć - rzekomo z własnej woli marnując drzemiący w nim ogromny potencjał. A choć niesforny uczeń i tak uważał przedmiot za dość znośny i traktował z nieco mniejszym pobłażaniem niż jakikolwiek inny (wiele razy zaskakiwało go, z jaką łatwością przychodziło mu opanowywanie nowych umiejętności na lekcjach czy to, jak szybko uczył się nowych formuł), nie zostało to docenione przez wykładowcę.
Dopiero w ostatnich latach postanowił podreperować nieco swoją reputację, przygotowując się do egzaminów – których wynik utożsamiał z ostatecznością, kołem ratunkowym, w razie gdyby plany związane z muzyką nie wypaliły. Dlatego też, ku zadowoleniu starszyzny, wśród ocen pojawiło się nieco więcej Powyżej Oczekiwań niż Zadowalających oraz jeden niedostrzegalny Nędzny z eliksirów. Biorąc pod uwagę te wszystkie wieczory, których nie spędzał nad księgami, w pewnym sensie był zadowolony z prawie wszystkich wyników, jakie uzyskał. I choć egzamin z zaklęć wypadł u niego najlepiej, odczuwał swego rodzaju niedosyt z nim związany, a słowa profesora odbijały się w jego uszach jeszcze przez parę kolejnych miesięcy.

Jednak oprócz wiecznego robienia na złość matce i ojcu, pobyt w szkole umilał sobie również w inny sposób. A choć początkowo quidditch nie pociągał go jakoś szczególnie, w czwartej klasie, po dołączeniu do drużyny, diametralnie zmienił zdanie. Rozrywany między kolejne zajęcia, w treningach upatrywał zarówno dłuższe chwile odpoczynku, jak i moment, w którym mógł rozładować szalejącą energię. Jako indywiduum nie stanowił niezwykłego widowiska na boisku, lecz wśród drużyny sprawa miała się zupełnie inaczej – dopiero wtedy jego gra nabierała prawdziwego rozpędu, dopiero wtedy jakby przypominał sobie, jak powinien grać i po co to robił. Przeżywając wzloty i upadki, zdobywając, a czasem też tracąc punkty, razem z przyjaciółmi niestrudzenie parł do przodu, motywowany najsilniejszą  i zarazem najprostszą z możliwych wizją – wygranej.

Ta jednak przejawiała się jeszcze w paru innych dziedzinach życia, a w szczególności w jego własnym charakterze. Zawziętość, momentami wręcz zaborczość i bezkompromisowość stały się cechami, które wyjątkowo mocno wyróżniały go na tle kolegów – czasem, ułatwiając mu funkcjonowanie w hogwartowej społeczności, lecz w większości przypadków raczej utrudniając. Na szczęście, mimo to nie miał zbyt wielu problemów z zawieraniem znajomości czy późniejszym znalezieniem przyjaciół – wspólne pasje, zamiłowanie do wszelkiego rodzaju psot i podzielane opinie oddziaływały zdecydowanie silniej niż jakiekolwiek wady i sprawiały, że pomimo niełatwych początków, uchodził za osobę powszechnie lubianą. Grywając w eksplodującego durnia, odsiadując wspólnie kary (na przykład po tym, jak niespodziewanie jeden z nauczycieli przyłapywał ich w okolicach jednej z sal lekcyjnych,  z łajnobombami w dłoniach) czy po prostu zachwycając grą na skrzypcach, dość łatwo potrafił zaskarbić sobie sympatię wielu osób, nawet wśród płci przeciwnej. Nie ograniczony nigdy przez jakiekolwiek uprzedzenia związane z czystością krwi, starał się traktować wszystkich na równi.

I choć troska o młodsze siostry samodzielnie przecierające pierwsze szlaki w Hogwarcie czy nawet o starszego brata, którego nie widywał przez parę ostatnich dni, nie spędzała mu snu z oczu, nie oznaczało to, że całkowicie zapomniał o rodzinie. Starał się być odpowiedzialny i jeśli tylko którekolwiek z rodzeństwa go potrzebowało, był w stanie porzucić wszystko, żeby tylko służyć pomocą. Jednak gdy w grę wchodziło przebywanie ze sobą na co dzień, wolał raczej towarzystwo swoich znajomych, nie poczuwając się zbytnio do swojej roli, czego później, choć nigdy nie powiedział tego na głos, najzwyczajniej w świecie żałował.


Trzecią struną była a, postąpił z nią tak samo, jak z dwoma pozostałymi.


Miał w uszach jej śmiech i znów ją widział. Stała przed nim z ciasno zaplecionym warkoczem, z którego uciekały nieidealne kosmyki, w sukience, śmiejąc się, oczywiście, jak zwykle z niego. Nie raz irytowało go, że nie potrafiła powiedzieć wprost, o co chodzi, że mamiła go, wciągała w gry i zadawała zagadki, na które nie znał odpowiedzi. Jednak tym razem wyjątkowo nie miał nic przeciwko.

Poznali się jeszcze w czasie szkoły, choć to nie Hogwart stanowił miejsce pierwszego spotkania. Była córką czystokrwistego skrzypka, którego jako nauczyciela w czasie wakacji oraz świąt, poleciła rodzicom babka. Pogodzeni z decyzją syna i mający na uwadze poparcie starszej kobiety, już jakiś czas temu odpuścili swoje zabiegi, dając chłopcu w pełni wolną rękę w kwestii podejmowanych wyborów. Dość często uczęszczając więc na zajęcia, nie mógł nie zauważyć drobnej istotki, uciekającej do kuchni w momencie, gdy przekraczał próg ich domu. Początkowo ignorował jej obecność, skupiając się jedynie na prawdziwym celu wizyty – wielogodzinnych ćwiczeniach pod okiem swojego mistrza. Jednak gdy pewnego razu okazało się, że przyszedł nieco za wcześnie, pod nieobecność genialnego skrzypka, jako jedyna właścicielka oraz pani domu, musiała zająć się gościem.

Od tamtego momentu przestała go unikać – coraz częściej odprowadzał go wzrokiem, posyłała pierwsze uśmiechy i żegnała cichym „do zobaczenia”. W Hogwarcie, po początkowym, trudnym etapie obustronnej nieśmiałości, zaprzyjaźnili się na dobre. Spędzali ze sobą mnóstwo czasu, potrafili rozmawiać niemalże na każdy temat, ale przede wszystkim umieli również razem milczeć. W czasie wolnym od szkoły, gdy wracali do domów, bez względu na to, czy Caspar miał umówione lekcje gry na skrzypcach czy nie, odczuwali naglącą potrzebę dalszego widywania się. Matka zwykła śmiać się, że jej syn jak kwiat usycha bez swojej małej przyjaciółki.

Urocza Daphne bowiem, skradła jego serce stanowczo za szybko, ujęła go swoją szczerością, nieskończonymi pokładami pozytywnej energii i niezwykłą zawziętością, której nigdy by się po niej nie spodziewał. Była taka drobna, a przez to wydawała się tak kruchuteńka jak najdroższa porcelana. Widząc napięcie malujące się na jej delikatnej twarzyczce, mimowolnie obawiał się, że rozpadnie się na drobne kawałeczki, a on nigdy już nie będzie w stanie jej poskładać. Opiekował się nią, pilnował, aby uśmiech zawsze rozświetlał jej zbyt bladą cerę, żeby niczego jej nie brakowało. Nawet po skończeniu szkoły, zakochany do cna, poświęcał ukochanej wiele ze swojego wolnego, ograniczonego czasu.

Będąc muzykiem, który wówczas sporo podróżował w poszukiwaniu kolejnych miejsc, w których mógłby dać występ, nie bywał zbyt często w rodzinnych stronach, choć starał się jak mógł. Rodzina okazała się dla niego dużym wsparciem i nie chciał dłużej dać odczuć któremukolwiek z jej członków, że tego nie docenia. Pisywał listy – zarówno do rodziców czy rodzeństwa, obiecywał, że gdy tylko jego sytuacja się ustabilizuje, zostanie z nimi dłużej, że zaprosi ich kiedyś na jeden ze swoich niewielki, kameralnych koncertów.

Nie zdążył.

Wieść o śmierci matki spadła na niego jak grom z jasnego nieba. A świadomość, że zabiła ją jej największa pasja… była wyjątkowo nieznośna, lecz niekoniecznie dla niego – doskonale wiedział, jak przyjmie to wszystko ojciec oraz siostry. Szybko więc odwołał wszelkie swoje zajęcia i powrócił do Londynu, na pewien czas z powrotem wprowadzając się do domu. Gdy ojciec zaczął coraz częściej uciekać w swój własny, naukowy świat, on starał się dbać o mieszkanie oraz Astrę i Lunę. Będąc jedyną osobą twardo stąpającą po ziemi, spadło na niego sporo obowiązków związanych zarówno z pogrzebem, mieszkaniem domownikami, jak i stażem w Ministerstwie Magii w Urzędzie Łączności z Mugolami, który zdecydował się w końcu podjąć, na pewien czas rezygnując ze swoich marzeń. Próbując więc połączyć tak wiele rzeczy na raz, pomimo bliskości, nie znajdował zbyt wiele czasu dla Daphne. A choć ona twierdziła, że doskonale to wszystko rozumie, tak naprawdę czuł, że oddalają się od siebie coraz bardziej.

Jeden z najtrudniejszych okresów w jego życiu zakończył się z chwilą ponownego wyjazdu – tym razem w towarzystwie całego rodzeństwa. Podróżując po świecie, mogąc choć na chwilę zapomnieć o trudach dnia codziennego, powoli wracał do siebie. Coraz częściej i z coraz większą przyjemnością sięgał po skrzypce, marzenia o karierze wielkiego muzyka znów uderzyły mu do głowy (po powrocie zamierzał zrezygnować ze stażu), a nadzieja na szczęśliwe małżeństwo z ukochaną, odżyła na nowo. Obiecywał sobie, że gdy tylko wróci, naprawi błędy ostatnich paru miesięcy, że w końcu skupi się na swoim własnym szczęściu, lecz Los po raz kolejny z niego zakpił.

W pierwszą noc po powrocie obudziło go pukanie do drzwi. Słysząc, że ojciec zdążył wstać jak po pierwszy, przez chwilę po prostu nasłuchiwał, próbując wyłowić powód, dla którego ktokolwiek miałby odwiedzać ich w nocy. Pełny nienajlepszych przeczuć, utwierdził się w nich, gdy tylko Janus otworzył drzwi jego sypialni. A gdy zaczął opowiadać, że w domu jego dawnego nauczyciela zdarzył się wypadek, nie czekał dłużej, tylko przeteleportował się do odpowiedniej części miasta.

Dogasające zgliszcza – tyle pozostało po niewielkim domku, w którym mieszkała Daphne z ojcem, kiedy przybył na miejsce. Kątem ucha słyszał, jak stojący gapie opowiadali o tym, jak niewielkie szanse mieli śpiący z nocnym podpalaczem, jak oboje krzyczeli, ginąc w agonii spowodowanej bólem. Nie powiedział ani słowa, nie poruszył się ani przez chwilę, potrafił tylko stać i oglądać jak płomienie powoli dogasały, jak magiczna policja, chyba w ostatnim geście desperacji, przeszukiwała ruinę. Nie pamiętał, kto zabrał go do domu, nie pamiętał nic więcej z tamtego dnia poza widokiem i zapachem płonącego ciała.

Nie pogodził się z jej stratą – już nigdy. Wyciszony, zdystansowany, stał się cieniem własnej osoby. Porzucając ostatecznie staż, wyprowadził się do Salisbury. Żyjąc samotnie wśród czterech ścian własnego domu, usiłował czerpać przyjemność chociażby z grania, lecz nie potrafił. Zdawało mu się, że kompletnie zapomniał, jak powinien to robić, a przez to, wszelkie jego występy, z których wtedy znów się utrzymywał, kończyły się ogromnym fiaskiem. Narastająca frustracja, dopadająca niemoc i bezgraniczny smutek dokuczały mu coraz bardziej. Próbując wziąć się w garść, rozpoczął kolejny staż – tym razem w Urzędzie Niewłaściwego Użycia Czarów, gdzie z początku jedynie wypełniał tabelki związane z kolejnymi uchybieniami. Pragnął popaść w rutynę, oderwać myśli od oddalających się wydarzeń z przeszłości, lecz nie potrafił. Spędzał wiele godzin na bezsensownej pracy, której chciał się oddać, (co, o dziwo, wyszło mu na dobre – dostrzeżony przez przełożonych, w końcu przestał zajmować się jedynie biurokracją, i choć sam rzadko kiedy interweniował bezpośrednio, mogąc przy tym pochwalić się wyjątkowo dobrą umiejętnością rzucania zaklęć, większość czasu zaczął spędzać na kontrolowaniu sieci Namiaru na terenie Londynu) na problemach innych ludzi, starając się, aby jak najmniej w tym wszystkim pozostawało czasu dla niego.

A przez ten cały czas skrzypce znów leżały w szafie, osiadając kurzem kolejnej samotnej osoby.

Nad ostatnią jego dłoń zatrzymała się najdłużej, aby w końcu opaść ciężko na stół. Nie widział ani krzty sensu w dalszych próbach.






Patronus: Pamiętał dźwięk ciszy współgrającej ze skrzypcami, jej głos i ciepłe spojrzenie, którym go otoczyła. Czerwcowe słońce zaglądało dyskretnie przez nieszczelnie zasunięte kotary i tańczyło na złotym wisiorku w kształcie ptaka, zawieszonym na łabędziej szyi, do melodii wygrywanej przez smyczek rytmicznie poruszający się po cienkich strunach. A muzyka, początkowo melancholijna, powoli nabierała woni wysuszonego bukietu niezapominajek, których kruche płatki sypały się na podłogę. Walc angielski unosił się już swobodnie w powietrzu, a on, zatracony w muzyce, nawet nie zauważył, w którym momencie zaczarowała skrzypce, wyrywając je z jego objęć i błyskawicznie zajmując ich miejsce, aby przez tę parę minut wirować razem na nieco krzywym, skrzypiącym parkiecie.

To dzięki temu wspomnieniu po wielu próbach i komplikacjach, znów wyczarowuje patronusa, lecz tym razem pod postacią sokoła – drapieżnego, uważnego, szlachetnego oraz posiadającego wojowniczą duszę ptaka, w niektórych kulturach oznaczającego również twórcze siły.










 
15
2
8
0
0
0
6


Wyposażenie

różdżka, 11 punkt statystyk, teleportacja




[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Caspar Spencer-Moon dnia 27.02.16 20:32, w całości zmieniany 3 razy
Gość
Anonymous
Gość
Re: Caspar Spencer-Moon [odnośnik]07.03.16 19:43

Witamy wśród Morsów

Twoja karta została zaakceptowana
INFORMACJE
Przed rozpoczęciem rozgrywki prosimy o uzupełnienie obowiązkowych pól w profilu. Zachęcamy także do przeczytania przewodnika, który znajduje się w twojej skrzynce pocztowej, szczególnie zwracając uwagę na opis lat 50., w których osadzona jest fabuła, charakterystykę świata magicznego, mechanikę rozgrywek, a także regulamin forum. Powyższe opisy pomogą Ci odnaleźć się na forum, jednakże w razie jakichkolwiek pytań, wątpliwości, a także propozycji nie obawiaj się wysłać nam pw lub skorzystać z działu przeznaczonego dla użytkownika. Jeszcze raz witamy na forum Morsmordre i mamy nadzieję, że zostaniesz z nami na dłużej!

Mimo tego, że wychował się w rodzinie naukowców, życiem Caspara od zawsze rządziła muzyka. Dźwięki towarzyszyły mu więc na każdym kroku - najpierw była to melodia skrzypiec, potem gwar szkolnych korytarzy, aż w końcu śmiech najdroższej mu kobiety. Złośliwy los odebrał mu jednak wszystko; po tragicznej śmierci ukochanej skrzypce również odeszły w kąt, aż została tylko cisza potęgująca smutek i bolesne wspomnienia. Czy Casparowi uda się zagłuszyć ją ogromem pracy, jaką zapewni mu staż w Ministerstwie? A może znów rozbrzmią skrzypce, a ich płaczliwe dźwięki zapowiedzą nowy rozdział w życiu młodzieńca?

OSIĄGNIĘCIA
skrzypek na dachu
 STAN ZDROWIA
Fizyczne
Pełnia zdrowia.
Psychiczne
Pełnia zdrowia.
UMIEJĘTNOŚCI
Statystyki
Zaklęcia i uroki:15
Transmutacja:2
Obrona przed czarną magią:8
Eliksiry:0
Magia lecznicza:0
Czarna magia:0
Sprawność fizyczna:6
Inne
teleportacja
WYPOSAŻENIE
różdżka, sowa
HISTORIA DOŚWIADCZENIA
[26.02.16] zakupy: -810 pkt
[28.03.16] sowa -100 pkt


a gniew twój bezsilny niech będzie jak morze
ilekroć usłyszysz głos poniżonych i bitych

Garrett Weasley
Garrett Weasley
Zawód : auror
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
żyjąc - pomimo
żyjąc - przeciw
wyrzucam sobie grzech niepamięci
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Caspar Spencer-Moon  Tumblr_o0qetnbY2m1rob81ao9_r1_250
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t597-garrett-weasley https://www.morsmordre.net/t627-barney#1770 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f112-st-martin-s-lane-45-3 https://www.morsmordre.net/t2785-skrytka-bankowa-nr-122#44963 https://www.morsmordre.net/t975-garrett-weasley#5311
Caspar Spencer-Moon
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach