Wydarzenia


Ekipa forum
Kawiarnia "Fidelius"
AutorWiadomość
Kawiarnia "Fidelius" [odnośnik]05.03.16 17:22
First topic message reminder :

Kawiarnia "Fidelius"

★★
Kawiarnia znajduje się w starym budynku, tuż przy skwerku. To ciche i spokojne miejsce, z mnóstwem otaczającej zieleni, którą można rozkoszować się zajmując miejsce koło okna lub na zewnątrz, by w wiklinowych fotelach obserwować czarodziejów w nieodległym parku. Z zewnątrz kawiarnia wygląda skromnie - to niewielki, kremowy budynek z turkusowymi drzwiami okalanymi przez kwitnący, pnący się po ścianie jaśmin. Tuż obok wejścia wisi ozdobna, pomalowana także na turkusowo tabliczka z nazwą kawiarni – „Fidelius”.

Wnętrze kawiarni nie należy do największych miejsc, w środku znajduje się zaledwie pół tuzina stolików, przy których można usiąść na wygodnych fotelach lub na długich, kolorowych kanapach. Na ścianach zawieszono wiele obrazów - część autorstwa samej właścicielki, część tylko przez nią odnowionych. W powietrzu unosi się intensywny zapach kawy, jaśminu, który stoi na szerokich parapetach oraz truskawek, będących składnikiem najlepiej sprzedającego się ciasta czekoladowego.

W Fideliusie znajdziesz wiele tradycyjnych kaw, które niezaprzeczalnie docenią koneserzy jej smaku, ceniący sobie prostotę i konserwatywny sposób przyrządzania. Ich smak możesz osłodzić najróżniejszymi ciastami, zamawianymi u jednej z najlepszych cukierniczek, Cynthii Vanity. Jednak w karcie znajduje się także kilka pozycji o nazwach doskonale znanych czarodziejom - to inkantacje zaklęć i nazwy popularnych eliksirów. Odważysz się zamówić jedną z nich?
Belladonna - kawa o intensywnie fioletowym zabarwieniu, ma działanie upiększające - rozjaśnia cerę i oczy.
Kamień księżycowy – kawa mieniąca się na srebrzysty kolor
Chichotek - kawa z sekretnym składnikiem, który ponoć delikatnie poprawia nastrój. Ile w tym prawdy? Jedno jest pewne - zawsze podawana jest w kubku gryzący w nos.
Kameleon - kawa podawana w przezroczystej filiżance, po każdym łyku zmienia swój kolor.
Eliksir wielosokowy - kawa zmieniająca kolor włosów pijącego, na taki o jakim pomyśli.
Felix Felicis - złocista kawa, o miodowym smaku.
Glacius – biała lub czarna kawa, na wierzchu której unoszą się różnokolorowe pianki. Choć jest ciepła, możesz odnieść wrażenie, że zamraża ci usta.
Confundus - kawa o działaniu wyciszającym, ma działanie relaksacyjne.
Pożoga - po odstawieniu filiżanki na stół, na powierzchni kawy tańczą płomienie o zwierzęcych formach.
Geminio – najzwyklejsze podwójne espresso.
Lapisio - na dnie filiżanki znajdziesz okrągły cukierek nadający kawie dowolny smak.
Obliviate - kawa, która nie pobudza, a relaksuje. Pozwala wyciszyć myśli, choć na chwilę zapomnieć o troskach.
Orchideus - kawa podawana w kwiecistych filiżankach, o wyrazistym zapachu ulubionych kwiatów pijącego.
Titillando - kawa, która musuje w ustach niczym intensywnie gazowana oranżada.
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 20:11, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Kawiarnia "Fidelius" - Page 2 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Kawiarnia "Fidelius" [odnośnik]23.02.17 18:05
Kawiarnie zawsze wydawały się Ulyssesowi gruntem skrajnie neutralnym i choć było mu bliżej do miłośnika herbaty, miewał dni, na które pomóc mogła tylko czarna, mocna kawa, drażniąca podniebienie swym gorzkim i konkretnym smakiem. Ktoś zwyczajnie utarł schemat spotkań w takich miejscach, a Ollivander nie zastanawiał się specjalnie nad preferencjami panny Lovegood, rzucając pierwszą lepszą propozycję, skoro miał do załatwienia kilka spraw w dzielnicy portowej. Nie miał ochoty na bezsensowne przerzucanie się pomiędzy różnymi częściami Londynu. Na ewentualną propozycję zmiany miejsca spotkania zareagowałby więc niezbyt przychylnie, godząc się raczej z uprzejmości niż własnych preferencji. Na szczęście (albo nieszczęście, zależnie od rozwoju sytuacji) nie musiał.
Dusząca woń nie zrobiła na nim takiego wrażenia, jak na blond towarzyszce - przedarła się przez zmysł powonienia opornie, jak zdecydowana większość zapachów. Jeśli jakimś cudem ktoś, kiedyś, miał zamiar potraktować go silnym zaklęciem, przywołującym węch do stanu znanego przeciętnemu człowiekowi, zapewne dostałby zawrotów głowy, przytłoczony intensywnością tego kawowego. Teraz nie robił mu absolutnie żadnej różnicy. Kiwnął głową pracowniczce, witając ją, zanim rozejrzał się po pomieszczeniu, starając się wyłapać albo kobietę, albo względnie komfortowe wolne miejsce. Uwagę przyciągnęła różdżka, wymownie wskazując drogę do stolika przy oknie. Uniósł nieświadomie brew, przysłuchując się ożywionemu głosowi Seliny. Nie spieszył się więc z pokonywaniem odległości, dopiero po chwili dosiadając się do ścigającej. Kojarzył ją, choć niespecjalnie interesował się quidditchem i nie potrafił przyporządkować twarzy do konkretnej drużyny. Zamówił Geminio, najprawdopodobniej wybawiając kelnerkę od dyskusji i dopiero wtedy przywitał się zwięzłym i niezbyt wylewnym, do bólu formalnym 'witam', rzuciwszy jej przy okazji uważne spojrzenie. Kontrastowali ze sobą potwornie, nawet na pierwszy rzut oka.
- Więc co z tą zagadką? - bez zaspokojenia podstawowej ciekawości nie spieszyło mu się do identyfikacji znaleziska, leżącego spokojnie na stole między nimi. Póki co poświęcił mu zaledwie ulotne spojrzenie, bardziej koncentrując się na samej, lekko rozdrażnionej postaci. List, poza specyficznie dobranymi słowami, nie mówił mu nic konkretnego.


psithurism (n.)
the sound of rustling leaves or wind in the trees
Ulysses Ollivander
Ulysses Ollivander
Zawód : mistrz różdżkarstwa, numerolog, nestor
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty

and somehow
the solitude just found me there

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Kawiarnia "Fidelius" - Page 2 Ez2Nklo
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4176-ulysses-francis-ollivander https://www.morsmordre.net/t4228-nebula#86429 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f240-lancashire-lancaster-castle https://www.morsmordre.net/t4227-skrytka-bankowa-nr-1059#86421 https://www.morsmordre.net/t4229-ulysses-francis-ollivander#86432
Re: Kawiarnia "Fidelius" [odnośnik]23.02.17 18:52
Nie zauważyła, że drzwi otwierają się, witając nowego gościa. Ruchy wysokiej postaci nie zwróciły jej uwagi, kiedy była zaangażowana w żywiołową dyskusję z młodą kelnereczką, która była już cała czerwona ze wstydu i wolno zaczynała się jąkać.
-...czy wy mnie chcecie otruć?! Przecież to, co tutaj macie, to się nawet nie da pić! Oczekuję tylko filiżanki czarnej herbaty czy to naprawdę jest takim karkołomnym zadaniem?! Na Merlina, dziewczyno, jak ty radzisz sobie z codziennym życiem, skoro nie potrafisz nawet zdobyć odrobiny suszu?! Za co ci tutaj płacą, co?!-kontynuowała swój agresywny słowotok, tak okrutnie i nietaktownie przerwany przez spokojny, pewny głos, który uprzejmie poprosił o kubek jakiegoś ohydnego specyfiku, który tutaj serwowali. Skrzywiła się, siadając, nakazując na odchodne przynieść jej choć szklankę wody.
Wzięła wdech, kiedy poprawiała szatę, sadowiąc się wygodniej. Nie spuszczała wzroku z przybysza, ciągle posiadając na twarzy ślady frustracji i zirytowania, nie przejmując się do końca złym wrażeniem. Mrużyła nieprzyjemnie oczy, powstrzymując się przed obrzuceniem mężczyzny stekiem oszczerstw, że śmiał jej wejść w paradę i kompletnie zignorować jej wybuch złości. Zdawał się być niewzruszony, zimny, całkowicie obojętny, jakby to wszystko było niewidocznym powietrzem. Wpatrywała się w niego wolno uspokajając tętno, nie reagując początkowo na pytanie. Chwyciła tylko różdżkę między dwa palce, obracając ją - skupiła na niej całkowicie swoją uwagę, na moment jakby zapominając o swoim rozmówcy.
-Spodziewałam się, panie Ollivander, że będzie pan starszy.-podniosła na niego spojrzenie, oceniając go raz jeszcze, jakby wahała się czy był wart jej czasu oraz jakichkolwiek tłumaczeń. Postukała w zamyśleniu drewnem o blat, a jakaś abstrakcyjna myśl przywołała nagły uśmiech na jej twarz.-Interesuje pana bardziej odpowiedź na zagadkę czy sam proces rozwiązywania jej?-zapytała przewrotnie, testując go w ten prosty sposób. Ciekawa była w jaki sposób myśli, choć przecież nie miała prawa narzucać na niego jakiekolwiek wymagania, skoro miał spełniać jej prośbę, a nie obowiązek.
Przesunęła przedmiot w jego stronę, przechylając nieco głowę na bok, kiedy spoglądała na niego z dziwną pogodą, tak niepasującą do poprzedniego nastroju, z jakim ją dopiero co przywitał.
-Zagadka jest do rozwikłania. Potrzebuję poznać tożsamość właściciela tej różdżki, a także dowiedzieć się o niej samej jak najwięcej.-odpowiedziała w końcu, składając dłonie na stole.-Oczywiście, musi się pan domyślać, że nie należy ona do mnie.-tu uśmiechnęła się nieco ironicznie, gdy doszła do niej myśl, że czasem nie warto było zakładać z góry tak optymistyczne scenariusze, bo ludzie zbytnio lubili rozczarowywać.-Wydaje się nie być użytkowana od długiego czasu, znaleziona była w towarzystwie... doprawdy archaicznych i nietypowych przedmiotów, więc tym bardziej zdaje się być intrygująca.-wyjawiła, nie tracąc ani na moment pewności, że będzie zainteresowany tym przypadkiem.-Kusiło mnie Priori Incantem, ale czułam się nieco tak, jakbym chciała odpakować prezent przed Gwiazdką.-zdradziła mu jeszcze, by w końcu nachylić się nad stolikiem i oprzeć podbródek na dłoni.-Co pan na to powie, panie Ollivander?-zapytała w końcu, unosząc nieco brwi do góry.




I care for myself.
The more solitary, friendless, unsustained I am,
the more I will respect myself.
Selina Lovegood
Selina Lovegood
Zawód : ścigająca Os, naczelna zołza, bywalczyni kolumn Czarownicy
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
pride
will be always
the longest distance
between us
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Kawiarnia "Fidelius" - Page 2 ANUtJXt
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t986-selina-lovegood#5480 https://www.morsmordre.net/t1028-alfred-wlasnosc-seliny-lovegood#5823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f133-queen-elisabeth-walk-137-2 https://www.morsmordre.net/t3514-skrytka-bankowa-nr-290#61348 https://www.morsmordre.net/t1131-panna-lovegood
Re: Kawiarnia "Fidelius" [odnośnik]26.02.17 2:00
Gwałtowny monolog nowej klientki wywołał w Ollivanderze subtelne rozbawienie, ale nie pozwolił sobie nawet na cień uśmiechu, kiedy zajmował miejsce i przenosił na nią wzrok. Zaciekawiony i kontrastowo opanowany, choć z każdą mijającą sekundą zaczynał powątpiewać w istotę sprawy, jaką miała mu przedstawić. Irytację i wzburzenie gasiła powoli, a Ulysses niekoniecznie dociekał, co kotłuje się w jej umyśle i nie sądził, aby w ten sposób cokolwiek miało ulec zmianie - miał ciekawsze zainteresowania niż rozbijanie myśli na ostrych kawałkach niestałości rozmówczyni. Póki co przywodziła na myśl histeryczkę, awanturnicę, zgryźliwca - w każdej wersji osobę, z którą nie musiał mieć do czynienia. Powodzenie w postępach zależało od jego dobrej woli. Dał jej czas, nie uciekając spojrzeniem ani nie tracąc z niego najmniejszej nuty pewności, w jej zmrużone powieki wpatrując się z tym samym chłodem i niewzruszeniem. Mieli silne charaktery, lecz w zupełnie inny sposób, on zaś, stykając się z takimi, udowadniał sobie, że nie jest podległy niczyim emocjom. Z czystą, lekko złośliwą premedytacją, podszytą skrzętnie skrytą ironią, czekał. Ludzi ściągających na siebie uwagę najbardziej drażniła obojętność - aczkolwiek nie pojawił się w kawiarni, aby brać udział w dziecinnych potyczkach. Nie miał pojęcia, czy utrzymująca się reakcja jest echem oburzającego braku herbaty czy raczej jego własną osobą. Nie przedstawił się, nie zapytał, czy czeka na niego - konkretnie kontynuując w ten sposób dziwny charakter listu, nie będąc jednocześnie urażony owym tonem. Różdżkę obdarzył spojrzeniem tylko na moment, skupiając się bardziej na obserwowaniu reakcji właścicielki. Nagła zmiana, ze skrajności w skrajność, subtelnie potwierdziła tezę, że wybuchy były naturalną częścią jej osobowości.
- Proszę nie trudzić się komplementami - rzucił, ignorując jawne bagatelizowanie kompetencji na rzecz przekształcenia ich w atrybut. Czyż młody i doświadczony nie brzmiało lepiej niż stary i doświadczony? W czymś między zainteresowaniem a nutą wyczekiwania, pozwolił sobie lekko przechylić głowę, mrużąc równie nieznacznie oczy w reakcji na jej nagłą myśl, okraszoną uśmiechem.
- Aktualnie? Okoliczności - streścił się w dwóch słowach, a rozwinięcia mogła się domyślać. Jeśli okoliczności nie były interesujące, ani odpowiedź, ani sam proces wcale nie musiały zaskarbić sobie jego uwagi. Przez jego ręce przewinęło się mnóstwo różdżek, wiele z nich zdążył rozpoznać, część niosła za sobą mętne historie.
Odczekał chwilę zanim sięgnął po podsuniętą własność, opierając dłoń na stole tuż obok niej. Rozpoznał drewno, kiedy słuchał odkrywanych stopniowo faktów, przyjmując je w zasadzie jak coś oczywistego - nie zdarzało się raczej, aby ktoś przychodził do niego w celu identyfikacji własnej różdżki. W przyczyny wnikał głównie dla własnej satysfakcji i urozmaicenia. Bywało, że sam angażował się w dalsze poczynania, związane ze znalezionymi różdżkami. Pozwolił jej skończyć, cicho uderzając opuszką palca o blat - dwukrotnie.
- Czymże były te archaiczne i nietypowe przedmioty? - zapytał, w myśl własnych zasad ignorując jej pytanie i zadając własne. Dopiero wtedy zgarnął różdżkę ze stołu, obserwując ją spod zmrużonych powiek i przebiegając krótko palcami po zdobieniach - być może zbyt krótko - uniósł spojrzenie, czekając na odpowiedź. Skoro mógł, wymagał.


psithurism (n.)
the sound of rustling leaves or wind in the trees
Ulysses Ollivander
Ulysses Ollivander
Zawód : mistrz różdżkarstwa, numerolog, nestor
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty

and somehow
the solitude just found me there

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Kawiarnia "Fidelius" - Page 2 Ez2Nklo
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4176-ulysses-francis-ollivander https://www.morsmordre.net/t4228-nebula#86429 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f240-lancashire-lancaster-castle https://www.morsmordre.net/t4227-skrytka-bankowa-nr-1059#86421 https://www.morsmordre.net/t4229-ulysses-francis-ollivander#86432
Re: Kawiarnia "Fidelius" [odnośnik]27.02.17 17:22
Nie zwykła przejmować się opiniami innych - gdyby tak było, prawdopodobnie paliłaby się wstydem po każdym podobnym wybuchu lub też nie jawiła się w ogóle w tak mocnych, rażących barwach, wybierając raczej neutralną, niemalże niezauważalną szarość, w którą mogłaby się wygodnie wtopić i nie wyróżniać na tle reszty. Problem z Seliną był taki, że albo specjalnie dawała się szufladkować, albo namiętnie zmieniała grane karty, odmawiając stałości i przewidywalności.
Przybysz nie był odbiorcą jej złośliwości, siedział cicho - w jej mniemaniu - dając im czas na rozpoczęcie właściwej konwersacji. Nawet z nim nie zaczęła, więc jego jakiekolwiek reakcje na jej wcześniejsze zachowania nie leżały w kręgu jej zainteresowań - Lovegood miała niezwykły talent do wybiórczości, ze starannością oddzielając każdą sprawę od siebie i traktując je osobno (może właśnie dlatego miała taki problem z dwubiegunowością, bo nie potrafiła traktować niczego całościowo?).
Zmiana była naturalnym procesem przejścia do kolejnej, kompletnie odrębnej sprawy, do której żywiła całkiem inne nastawienie - sceptycyzm gryzł się z zaciekawieniem, arogancja z potrzebą skorzystania z czyjejś pomocy.
Uniosła brwi, nie kryjąc zdziwienia, kiedy tak sprawnie przekształcił jej zgryźliwość w komplement, popisując się doprawdy niesamowitą skłonnością do ironii. Usta zadrżały, rozbawione, a oczy zaświeciły się żywiej - nie sądziła, że z tego spotkania będzie mieć jakąkolwiek inną pożywkę poza zdobyciem informacji!
-Taki jest pan pewny swojej wiedzy?-pewny siebie wyraz rozciągnął jej wargi, kiedy nachylała się nad stolikiem, by oprzeć brodę na dłoni i przykuć spojrzenie do jego postaci. Zaczęła obserwować go z większym zainteresowaniem, jakby nagle miał jej więcej do zaoferowania i właśnie rozchylił płaszcz, odsłaniając setki błyszczących zegarków.
Rozbrajał ją z każdym słowem, tak sprawnie omijając jej grę i każąc jej grać na jego zasadach, jasno pokazując granicę oraz rozrysowując jej aktualną, niepewną pozycję. Doprawdy, nie myślała, że do tego dojdzie, ale Ulysses Ollivander zaczął ją zachwycać tym absurdalnym, zaskakującym tonem! Wyobrażała sobie to spotkanie zupełnie inaczej i ten dysonans zdawał jej się zabawny.
-Więc są rzeczy niewarte pańskiej uwagi?-podsunęła mu zupełnie niezrażona, zupełnie pogodnym tonem, jakby prowokowała go do zaatakowania lub rozwinięcia myśli.
Patrzyła, jak kątem oka zerka na różdżkę, co kazało jej myśleć, że nie banalizuje jej prośby - zainteresowanie tymi przedmiotami było dla niego naturalne, zdawało się, że jedynie sprawdzał jej cierpliwość, choć z łatwością mógł jej wyrecytować z pamięci każdy szczegół na temat podsuniętego w jego stronę kawałka drewna. Milczała, wolno wycofując się, jakby robiła mu miejsce.
Odchyliła się do tyłu, na powrót opierając o oparcie krzesła, kiedy zakończyła relację, a jej pytanie spotkało się tylko z beznamiętnym echem, jakby nie dosłyszał co do niego mówiła. Ponownie - popisywał się rzeczowością. Jego skupienie na konkretach w dosyć irracjonalny sposób nie budziło w niej złości, być może nawet skłaniając ją do zaufania mu w kwestiach profesjonalizmu.
-Czy typ przedmiotów nie zasugeruje panu zbyt wiele o właścicielu? A co, jeśli jego preferencje pana odrzucą, panie Ollivander?-zapytała, pozwalając głosowi wygłosić te hipotetyczne, niemalże filozoficzne zastanowienie.-Ja ciągle potrzebuję odpowiedzi.-przypomniała mu, prawie wzruszając ramionami, jakby usprawiedliwiała niemożność udzielenia mu tej informacji.
Patrzyła na niego spokojnie, nie dopuszczając do siebie myśli, że to mogłoby go skłonić do odejścia lub odmówienia jej pomocy. Nie miała zamiaru przeciągać z nim liny - swoim zwyczajem odpuszczała, kiedy wiedziała, że tylko wpadnie w błoto.
-Jeżeli sprawa wyda się interesująca to być może będzie mógł pan zobaczyć na własne oczy. To chyba mogę panu obiecać.-uśmiechnęła się niemalże przyjemnie, jednocześnie ciągle nie mówiąc zbyt wiele.




I care for myself.
The more solitary, friendless, unsustained I am,
the more I will respect myself.
Selina Lovegood
Selina Lovegood
Zawód : ścigająca Os, naczelna zołza, bywalczyni kolumn Czarownicy
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
pride
will be always
the longest distance
between us
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Kawiarnia "Fidelius" - Page 2 ANUtJXt
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t986-selina-lovegood#5480 https://www.morsmordre.net/t1028-alfred-wlasnosc-seliny-lovegood#5823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f133-queen-elisabeth-walk-137-2 https://www.morsmordre.net/t3514-skrytka-bankowa-nr-290#61348 https://www.morsmordre.net/t1131-panna-lovegood
Re: Kawiarnia "Fidelius" [odnośnik]28.02.17 19:31
Mógł kiwać głową potwierdzająco, zbywając jej małe prowokacje tak nieciekawą odpowiedzią, ale zazwyczaj nie zadowalał się najprostszymi drogami. Tak jak on miał być pewien swojej wiedzy, nad którą notabene pracował całe życie, cierpliwie dokładając kolejne cegiełki, tak ona obstawała przy wadze całej zagadki - wyczuwał jej przekonanie o istocie rzucanych aluzji i drobnych wskazówek, choć z jego strony zaciekawienie było jeszcze na poziomie całkiem... średnim. Przeciętnym. Niejednokrotnie podróżował, w granicach Anglii i poza nimi, poświęcając czas na wynajdywanie różdżek ukrytych i zapomnianych - oplecionych w legendy, opowieści zasłyszane ukradkiem, pogłoski krążące od lat - często nieaktualne lub całkowicie zmyślone. Misterne dzieła potrafiły kryć się w starych chatach na krańcach świata, u stóp trupa - zakurzonego szkieletu czarodzieja, wyrzuconego z pamięci tego samego świata. W miejscach uznawanych za szlachetne i niegdyś światłe mogły z kolei pojawić się różdżki nieciekawe i niosące za sobą nudne opowiastki. Nie było żadnych reguł i im więcej przechodziło przez jego ręce, tym bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że najciekawsze otoczki potrafiły kryć wewnątrz wyjątkowo mało. Co rzecz jasna nie znaczyło, że otoczenie artefaktów jawiło się jako zupełnie nieciekawe i nieznaczące. Było ściślej mówiąc bardzo ogólne. Zbyt pobieżne, aby skoncentrować uwagę w tych okolicznościach.
Otaksował Selinę spojrzeniem, wyczuwając zmianę podejścia, które najwyraźniej układało się w coś na kształt szacunku, ale po wcześniejszych zagraniach i ogólnym wrażeniu wzbudziło w nim więcej podejrzliwości, jakby swoimi pytaniami wciąż miała dążyć do wydrwienia jego kompetencji. Zmrużył oczy, tworząc wokół siebie aurę oczywistości, zamiast poddać się ulotnej wątpliwości. Pytanie wydało mu się zabawne - przez wzgląd na samo podejście do tematu wiedzy, czegokolwiek miałaby dotyczyć, nawet nie patrząc przez pryzmat własnej specjalizacji.
- Zwątpienie rujnuje postęp - faktycznie był pewien swojej wiedzy, skoro już poświęcił jej wiele czasu, cierpliwości i - o dziwo - serca. Nie znaczyło to jednak, że stawiał się ponad swoimi przodkami lub innymi, żyjącymi Ollivanderami. Niekiedy traktował swoje sukcesy z niebywałym egoizmem, ale chełpił się tylko przed sobą, bardziej triumfując nad udanym eksperymentem i własną pogonią za urozmaiceniami, niż nad niebywałym geniuszem, przerastającym wszystkich i wszystko. Nie był w stanie ogarnąć całej wiedzy zgromadzonej przez wieki, ale znaczyło to tyle, że wciąż mógł się wiele nauczyć i do tego też dążył, nie wątpiąc w zaangażowanie i oddanie. To, że jego imię potrafiło wybić się samo ponad inne stanowiło bardzo miły dodatek - jak najbardziej zasłużony.
- Skądże - spokojny ton, zaskakujący nutą zdziwienia, wystudiowaną i użytą celowo mógłby spokojnie zakończyć kwestię ciekawości tym akcentem, jasnym i dobitnym w swojej skrajności na tle poprzednich konkretów. - Jestem potwornie wścibski. Nieokrzesany - lekka drwina zabrzmiała w wypowiedzi, ale nie odchodził od statyczności i wciąż nie przywoływał uśmiechu, choć kącik ust mógł drgnąć nieznacznie. Gdyby się uprzeć - było w tym trochę prawdy. Z tą różnicą, wciąż znaczącą, że ciekawość zaspokajał w sposób subtelny i bez pośpiechu, pozory nadając zupełnie przeciwne - jakby mało co przyciągało uwagę.
Ja ciągle potrzebuję odpowiedzi. Prawie uniósł kąciki ust na znak rozbawienia, ale darował sobie, kątem oka dostrzegając kelnerkę zmierzającą w ich stronę z zamówieniem. Wstrzeliła się w moment tuż po ostatnich słowach panny Lovegood, on zaś podziękował jej (kelnerce, nie Selinie) skinieniem głowy, odczekując chwilę aż uwolni przestrzeń od swojej obecności, pozwalając mu podjąć temat.
- Czy to nie panna wspominała coś o wadze faktów ponad słowami, panno Lovegood? - dopytał dla pewności, odnosząc się do listu. Nie dał jej jednak odpowiedzieć, znów przenosząc wzrok na różdżkę trzymaną w dłoni. Dla zmyłki. Miał jeszcze trochę czasu. - A czy panna nie została odrzucona przez preferencje? Owe preferencje brzmią doprawdy jak zbyt wiele - uniósł spojrzenie, zaszczycając ją znów błękitem swoich tęczówek. - Preferencje mogą dać dobry grunt dla faktów, czyż nie? To stara różdżka - osiemnastowieczna - uzupełnił w myślach, nie bawiąc się jednak w konkretyzowanie, najpierw woląc oddać się grze, którą niewinnie sobie prowadzili. Droczył się z nią oczywistym faktem, w odwecie za te archaiczne, fascynujące artefakty.


psithurism (n.)
the sound of rustling leaves or wind in the trees
Ulysses Ollivander
Ulysses Ollivander
Zawód : mistrz różdżkarstwa, numerolog, nestor
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty

and somehow
the solitude just found me there

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Kawiarnia "Fidelius" - Page 2 Ez2Nklo
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4176-ulysses-francis-ollivander https://www.morsmordre.net/t4228-nebula#86429 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f240-lancashire-lancaster-castle https://www.morsmordre.net/t4227-skrytka-bankowa-nr-1059#86421 https://www.morsmordre.net/t4229-ulysses-francis-ollivander#86432
Re: Kawiarnia "Fidelius" [odnośnik]12.03.17 16:32
Ostatnio nie zwykła ekscytować się łatwo - dziesięć lat temu zapewne skakałaby naokoło niego, snując już dziesięć różnych teorii na temat tożsamości właściciela, doszukując się w każdym uszczerbku różdżki historii pełnej wybuchów, emocji, zagrożenia i bohaterskiej walki z mrokiem - kiedyś była równie naiwną personą, która czytała definitywnie zbyt dużo baśni, widząc w rzeczywistości tak szeroką gamę kolorów, której wcale nie było w tej przepastnej szarości. Nie czuła potrzeby, by zarażać go swoim podnieceniem, bo jej własne było prowokowane o wiele ostrożniejszą ciekawością, by miała się wychylać z definitywnymi deklaracjami odnalezienia czegoś przełomowego. Ten przedmiot zafascynował ją głównie przez okoliczności - i być może nakład emocjonalny przekłamywał jej pryzmat, ale ukryta nora pośrodku lasu nie była czymś zwyczajnym. Czuła tajemnicę, której ciche podszepty były ukryte za misternie wykończonym kawałkiem drewna - nie musiał on posiadać wielkiej mocy, ale bez wątpienia niósł za sobą jakąś zapomnianą pieśń. Była Lovegoodem. Przywykła do zdmuchiwania kurzu ze starych przedmiotów. Stworzona była do przypominania opowieści, o których nikt już słyszeć nie chciał. I każda miała swoją wartość. A Selina miała o wiele więcej serca do baśni aniżeli namacalnych ludzi - być może to zasługa szkoły, gdzie musiała zdobyć się na analizę dzieł i zmusić się do zgłębienia czytanego tekstu, a może zwyczajnie przez wychowanie i atmosferę w rodzinie, gdzie mistycyzm był porządkiem dziennym, a myśli krążyły wolno, reflektując się nad najmniejszym aspektem życia - zwykli skupiać się o wiele za często na sprawach pozornie nieistotnych dla innych (czego przykładem mógł być jej ojciec, który porzucił rodzinę na rzecz wypraw).
-Więc gdzie miejsce na pokorę?-zapytała prowokacyjnie, odsłaniając zęby, gdy rozszerzyła kąciki ust. Sama nie szczyciła się podobną cechą, uważając się za jedną z lepszych, choć jednocześnie nie lekceważyła nigdy treningów. Brała go jednak pod włos. Była ciekawa odpowiedzi, atakując banalnymi, sztampowymi pomysłami na temat rozwoju i wiedzy. Testowała jego podejście, zwalniając go z kolejnych ram z coraz bardziej szaleńczym chichotem. Wielbiła się w niedopasowanych elementach i poczuciu nieprawidłowości. Zawsze zadziwiało ją jak to możliwe, by mimo wszystko tak niepasujące czynniki z powodzeniem były częścią dużego mechanizmu, jakim było zamknięte społeczeństwo. Sama uważała, że była gdzieś z boku - nie działała wszak dobrze z żadnym.
Oczy lśniły jej coraz bardziej z każdą chwilą - istniało duże prawdopodobieństwo, że wyglądała jak Charlie w rezerwacie smoków, choć ona skupiała swój wzrok tylko na jednym obiekcie, ale nie mogła przypisać mu fascynacji. Podobało jej się jak zdecydowanie się wypowiadał, głosem, który sugerował zakończenie tematu, ale wystarczyło tylko odpowiednie pytanie, by jednak okazało się, że za jednym zdaniem stały kolejne - zupełnie kontrastowe i pozornie nie wpisujące się w początkowe deklaracje. Zastanawiała się jak to możliwe, by tak c h a o t y c z n a postać była zamknięta w tak wystudiowanej pozie, starannie wyuczonych gestach, dokładnie dobranych słowach, w jakiś sposób znajdując sposób na ułożenie wszystkich odczuć, stworzenia priorytetów mnogich bodźców i mocnej dyscypliny. Zachwycały ją te pozory oraz pewność w momencie, gdy nie obawiał się ich zburzyć, choć ciągle jawił się jako bardzo konsekwentna i zwięzła osoba. Ironia nie dotykała jej personalnie, tylko wzburzając w niej większe pokłady wesołości - choć mogło być to wrażenie wyłącznie jednostronne.
-To doskonale się składa.-nawet nie mrugnęła okiem.
Przesuwała niespiesznie wzrokiem po jego nieprzejednanej twarzy, bez speszenia sięgając po szklankę wody (nawet nie spojrzała choćby kątem oka na tą irytującą, nieprofesjonalną kelnerkę!), by upić z niej nieco.
-O wiele bardziej preferuje czyny i konkrety, panie Ollivander. Byłam przekonana, że nasze spotkanie zdołamy skrócić do wymienienia powitania, a następnie od razu zdołamy przejść do przedmiotu, który będzie wystarczającym bodźcem, by wyrzucić z pana ust bezcenne potoki słów, a dodatkowe oprawy będą całkowicie zbędne.-wyznała szczerze, prostując bez zająknięcia, gdy ucichł, bez skrępowania wracając do frapującej ją kwestii.-Och, oczywiście, że zostałam.-powstrzymała prychnięcie, choć oburzony ton był wyczuwalny w jej głosie.-Ale mało co jest mnie w stanie powstrzymać, panie Ollivander.-dodała od razu, poważniejąc. Nawet jeśli było to w otoczeniu iście mugolskich przedmiotów, ciągle nie mogła temu odmówić wzbudzenia w niej ciekawości.-Preferencje sugerują ograniczenia. Osobiście wolałabym się nimi nie sugerować.-powiedziała po chwili milczenia, zawieszając na nim nieco cięższe spojrzenie, jakby przekazywała mu jakąś wiadomość telekinezą.
-Jak stara?-podjęła, marszcząc nieco czoło.-W miejscu, w którym byłam... mignęła mi stara gazeta.-mugolska, dodała w myślach.-Datowana na lata 20, nie dalej.-przypomniała sobie własne notatki z tamtego wieczora, które odświeżała jeszcze dzisiaj, przygotowując się do rozmowy - być może prowadzenie dziennika miało jednak jakieś swoje zalety, ciężko by pewne elementy umknęły, gdy są skrupulatnie spisane!
Wpatrywała się w zamyśleniu w mężczyznę, stukając paznokciami w szkło.
-Pójdźmy tam.-zdecydowała w końcu, wstając.-To da panu najlepszy obraz i całe złoża faktów. A w drodze opowie mi pan o różdżce. Może spacer nieco pana pobudzi.-zaproponowała, uśmiechając się z przekonaniem.




I care for myself.
The more solitary, friendless, unsustained I am,
the more I will respect myself.
Selina Lovegood
Selina Lovegood
Zawód : ścigająca Os, naczelna zołza, bywalczyni kolumn Czarownicy
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
pride
will be always
the longest distance
between us
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Kawiarnia "Fidelius" - Page 2 ANUtJXt
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t986-selina-lovegood#5480 https://www.morsmordre.net/t1028-alfred-wlasnosc-seliny-lovegood#5823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f133-queen-elisabeth-walk-137-2 https://www.morsmordre.net/t3514-skrytka-bankowa-nr-290#61348 https://www.morsmordre.net/t1131-panna-lovegood
Re: Kawiarnia "Fidelius" [odnośnik]14.03.17 2:51
Usta niemalże rozpłynęły się w karykaturalnym uśmiechu, ale pozwolił ironii zagrać tylko w oczach, uszczuplając jej dostęp do ogólnej aparycji i ograniczając się do mimowolnego uniesienia kącików. Niespełna dwa dni wcześniej, po pojedynku stoczonym w pięknej oranżerii, usłyszał podobne, lecz zarazem kontrastowe słowa - o ile teraz sławetna pokora była poddawana w wątpliwość (lub, jak kto woli, prowokowana do udziału w rozmowie), wtedy zdawała się czynnikiem naturalnym i oczywistym - Samael wprost przypisał Ollivanderowi jego posiadanie, negując je u siebie. Odpowiedź nie potrzebowała namysłu, przemknęła błyskawicznie przez myśli - pokora wybiera czas, nie miejsce - ale usta pozostawały niewzruszone i nie wysnuły słów, przedłużając chwilę ciszę po zadanym pytaniu, ciszę nietkniętą zastanowieniem, raczej sugestią ucięcia pobocznego tematu, zaczynającego żyć własnym życiem. Na swoich językach nie potrzebowali nic więcej niż osiemnastowiecznego kawałka drewna, dopraszającego się o zasłużoną uwagę.
- Zbędne - stwierdził, unosząc luźno dłoń i wykonując nią zwiewny, z lekka kurtuazyjny gest, jakby podawał jej oczywistość na złotej tacy - mijając się solidnie z prawdą - wystarczająco stanowczo, aby wygłosić tym krótkim łgarstwem niezbite i finalne dość. Nie sposób było doszukać się w nim irytacji, czy choćby niecierpliwości, było bowiem tak samo wyważone, jak cała reszta. Nie uzupełniał go o naglące wzmianki, ale jasno sugerował, że czas przejść do rzeczy. Beznamiętnie, obojętnie, nie dając satysfakcji z prowokacji - być może wątłym zalążkiem wcześniejszego uśmiechu podrzucając jej dodatkową sprzeczność. Chaos porządkował wobec własnych zasad, nieznanych żadnej innej duszy, uplastyczniając go jak i kiedy chciał. Odnajdywał się w nim znakomicie i jeśli ktoś miał ochotę się w nim gubić, nie stawiał przeszkód. Tylko czasem. Niespodziewanie. Czerpał dziwną satysfakcję z potknięć innych, jeśli tylko próbowali zagłębić się w jego własne labirynty.
Obserwował niespiesznie, w milczeniu przyjmując reakcje Seliny - pokryte grubą warstwą entuzjazmu, choć zachowywała się skrajnie statycznie, znajdując ujście w subtelnościach gry zwanej mimiką, oprószonej zalążkiem gestykulacji. Mimo przeszywającego, niezłomnego, utkwionego w niej spojrzenia, sięgającego także roziskrzonych oczu, prowadził obserwacje bardziej skryte i niebezpośrednie, wyłapując stałości i nieścisłości jej bycia, aury. Nawet momenty, w których oddzielał ją od swojego spojrzenia, raz na jakiś czas okrywanego powiekami w zwyczajnych, ludzkich mrugnięciach, wydawały się wyliczone i wstrzelone pomiędzy słowa, jakby świadczyły o niestłumionej uwadze, łapiącej absolutnie każde słowo, nie wypuszczając żadnej nuty w przestrzeń. Absorbował, nie oddając nic w zamian, co zresztą było dla niego bardzo typowe. Zachowawczy egoizm. Niezburzona pewność - ta utorowała mu drogę niejednokrotnie, uciskając słabsze charaktery, niekiedy sięgając do wywoływania dziwnego niepokoju, zapewne mającego źródło w wytrwale skutych lodem tęczówkach. Mogła czuć się wyróżniona - wbrew pozorom, którym mogła teraz ulegać, nie zawsze stanowił obiekt tak ciekawy i stonowany w swej sprzeczności - częściej rezygnował z tak ukutego wizerunku, pozwalając sobie na wtopienie się w tłum. Miał z tego wiele korzyści.
Nie prowadził z nią walki na spostrzeżenia ani bardziej wyraziste komentarze. Wyczuwając jej zainteresowanie utrzymał wszystko na stałym poziomie, pozwalając sobie na wycofanie, uspokajając napięcie, jakie wytworzyli, oddając scenę słowom Lovegood - siebie sprowadzając do mniej znaczącej roli, nie głębiej niż po kostki wstępując w przeciętność. W milczeniu pozwolił sobie na łyk kawy, podczas którego przymrużył znów powieki. Poważniejąc przy takiej kwestii zrobiła się zabawna, ale Ollivander poczucie humoru miał dosyć wybiórcze i specyficzne. Skinął głową, mrugając i równocześnie bardzo sprawnie odbierając wiadomość pod cięższym spojrzeniem. Wciąż wydawało mu się lekkie. Może przez pryzmat własnego.
- Starsza. Schyłek osiemnastego wieku. Zjawiskowe potoki słów o konkretach - zauważył uprzejmie pewną nieścisłość, robiąc z przytyku nieistotną wzmiankę, beztroskim tonem rzucając ją w przestrzeń. Był pewien, że i tak nie obejdzie jej własna hipokryzja. Dlatego uformował ją na odwrót.
Uniósł lekko brew, podążając za wstającą kobietą spojrzeniem, przeniesionym zaraz na kawę (brew powędrowała wyżej), aby ostatecznie sięgnąć do kieszeni kamizelki, po zegarek przyczepiony do niej złotym łańcuszkiem. Westchnął lekko, z nieokreśloną emocją - najbliżej jej było do politowania - i upił jeszcze skąpy łyk kawy, zostawiając ponad połowę w filiżance.
- Z pewnością. Dlatego nie warto podburzać pobudzenia dodatkowym czasem na kawę - zapłata zabrzęczała na blacie stolika, kiedy podniósł się i niedbałym ruchem założył kapelusz - dziwnym trafem układający się idealnie równo - ostatecznie żegnając obsługę skinieniem głowy i uprzejmym spojrzeniem zanim opuścili kawiarnię celem zwiedzania miejsc o wątpliwym pochodzeniu.

| ztx2


psithurism (n.)
the sound of rustling leaves or wind in the trees
Ulysses Ollivander
Ulysses Ollivander
Zawód : mistrz różdżkarstwa, numerolog, nestor
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty

and somehow
the solitude just found me there

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Kawiarnia "Fidelius" - Page 2 Ez2Nklo
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4176-ulysses-francis-ollivander https://www.morsmordre.net/t4228-nebula#86429 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f240-lancashire-lancaster-castle https://www.morsmordre.net/t4227-skrytka-bankowa-nr-1059#86421 https://www.morsmordre.net/t4229-ulysses-francis-ollivander#86432
Re: Kawiarnia "Fidelius" [odnośnik]21.06.17 21:34
| 29 kwietnia

Pamięć bywała zawodna, gdy pragnęło się przypomnieć sobie najważniejsze chwile. Umykały one jak woda między palcami, znikały bezpowrotnie, choć wciąż zajmowały określone miejsce w ludzkim umyśle. W przypadku głowy Cassiusa nie było inaczej, jednak sam zainteresowany był skłonny twierdzić, że wspomnienia lubiły objawiać się w najmniej odpowiednich momentach. Nie musiało to jednocześnie oznaczać, że każdy doświadczał podobnych urojeń.
Siedząc przy jednym ze stolików ze wspaniałym widokiem na port, mocząc usta w ironicznym Obliviate, pozwalał myślom błądzić po bezkresie własnej fantazji, niezbyt obrazowo wspominając chwile, które czyniły go tym, kim był. Zapuszczając się do portu, pragnął odetchnąć od życia arystokraty, zapomnieć o doczesnych problemach i zastanowić się nad sensem tego, co zamierzał uczynić. Nie potrafił jednak ominąć szlacheckich konwenansów. Obleczony w najdroższe szaty zdawał się być – a na pewno postrzegał tak samego siebie – jaśniejącą gwiazdą w kawiarni będącej jego Strażnikiem Tajemnicy. To tutaj postanowił zdeponować sekrety zawiązane w duszy skalanej mrokiem oraz tym, co powszechnie i moralnie uznawano za godne pogardy. Będąc jednak lordem, nie mógł opędzić się od złudnego wrażenia bycia obserwowanym. Czuł pożądliwe spojrzenia pragnące jego uwagi, lecz nie wiedział, do kogo kierować polecenie, by zajął wolne miejsce przy stoliku. Dotychczas nikt nie odważył się ani nie miał na tyle tupetu, żeby chcieć rozmówić się z Cassiusem. Musieli czytać z jego obojętnej twarzy, bać się przesadnej reakcji, gdy rozeźlone spojrzenie omiatało salę. Sam przed sobą był jednak w stanie przyznać, iż w tak cichym i spokojnym miejscu mógł ofiarować komuś przez moment niepodzielną uwagę; oczywiście na zasadach wytyczonych przez niego, wszak inaczej być nie mogło. Bez względu na sytuację, to Cassius wyznaczał zasady, którymi musieli podążać inni, choć w pewnych okolicznościach szedł na towarzyski konsensus. Jednakże to nie dzisiaj był dzień, by zawierać układy. Nie z kimś, kim w oczywisty sposób pogardzał. Skeeter, nazwisko dziennikarki prześlizgnęło się przez główny front myśli Notta z pełnym obrzydzeniem, które uwidoczniło się pod postacią ostrego spojrzenia skierowanego w skandalistkę. To pewnie ona — pomyślał, podążając wzrokiem za czarownicą, patrząc, jak bezwstydnie zajmuje miejsce przy jego stoliku.


We're not cynics, we just don't believe a word you say
We're not critics, we just hate it all anyway
Cassius P. Nott
Cassius P. Nott
Zawód : Urzędnik Ministerstwa Magii
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
I am the tall dark stranger
those warnings prepared you for
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
?
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t2650-cassius-prince-nott https://www.morsmordre.net/t2726-ksiaze#43660 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f236-nottinghamshire-ashfield-manor https://www.morsmordre.net/t3103-skrytka-bankowa-nr-707#50829 https://www.morsmordre.net/t2859-cassius-prince-nott
Re: Kawiarnia "Fidelius" [odnośnik]02.07.17 1:37
Wszystko się pozmieniało. Nagle i bez uprzedzenia. Od rozmowy z Pomoną, myśli Skeeter krążyły wokół tak wielu różnych spraw i na nieszczęście samej zainteresowanej, nie były one związane z jej pracą albo zbieraniem materiałów do nowej książki. Zazwyczaj był to zlepek chaotycznych myśli i emocji nie mających ze sobą zbyt wiele wspólnego, kumulujących się w dziwnych momentach i miejscach - stojąc w kolejce w księgarni czy czekając na zatwierdzenie działu przez redaktorkę naczelną. Podekscytowanie związane z Zakonem bardzo szybko zastępowała niepewność, a entuzjazm przechodził w strach, gdy zapuszczała się w mniej zaludnione uliczki i miejsca, spoglądając na nie z innej perspektywy, doszukując się bliżej nieokreślonych zachowań i dziwnych zdarzeń - co podchodziło już pod absurd i przesadę.
A sama codzienność nie pozwalała Skeeter na uporanie się z nową sytuacją. Praca dalej była bezlitosna, obdzierając ją brutalnie z życia, wolnego czasu i snu. Nie miała możliwości spotkania się z kimkolwiek, o kim powiedziała jej Pomona, z samą Pomoną zresztą też nie. Ciągle zastanawiała się, czy powinna wysłać do kogoś sowę, czy może jednak nie - a nawet gdyby napisała jakiś mało spójny list, to kiedy miałaby znaleźć czas na spotkanie i poważną rozmowę? Już dawno przestała zauważać, że sama obrzuca się chorą ilością obowiązków. Serah żyła swoją pracą, a jej praca poniekąd żyła nią i nie zapowiadało się na nagłą zmianę stałego obrotu zdarzeń.
Dlatego znalazła się tutaj. W dzielnicy portowej. Oczekując kolejnego wywiadu, którego wcale nie musiała brać na swoje barki - bo przecież nie pracowała sama w swoim dziale i na pewno inne dziewczyny też mogłyby się tym zająć. Żadna jednak nie kwapiła się do tej wycieczki... Powody ich niechęci były Skeeter średnio znane - zwyczajnie się nad nimi nie zastanawiała, chociaż gdzieś w głębi duszy doskonale wszystko wiedziała. No a gdy już naprawdę nikt nie chciał się podejmować pewnych zadań, Serah wychodziła im naprzeciw... I nie zawsze wychodziła na tym najlepiej.
Swoim dziennikarskim okiem wyłapała sylwetkę lorda Notta, i to od razu po wejściu do kawiarni. Nastawiała się na ciężką rozmowę - bo który szlachcic nie był ciężki w obyciu? - ale akurat ten delikwent znany był z potwierdzania iście szlacheckich stereotypów.
- Lordzie Nott, miło mi, że postanowił lord poświęcić mi swój jakże cenny czas - gdzie tam, wcale nie mówię z ironią, mimochodem, zbliżając się do twojego stolika i nawet na ciebie nie zerkając. - Doprawdy, zaprzątał lord moje myśli od kilku tygodni, w końcu tak wiele się ostatnio działo, prawda? - zapytała dość tajemniczo grzebiąc w głębokiej torbie, siadając bezwstydnie przy jego stoliku, zakładając bezpardonowo nogę na nogę i jednocześnie wyjmując samopiszące pióro, które w jednej sekundzie wbiło swój wzrok w pretendenta do miana największego zaskoczenia miesiąca, o którym sam zainteresowany nie mógł mieć nawet najmniejszego pojęcia. Jasne oczy Skeeter wbiły spojrzenie w twarz Cassiusa - i doprawdy nie można było wyczytać z nich nic więcej, niż dziwnie rzucone wyzwanie. Chciała upolować swoją ofiarę, niech więc ofiara broni się na tyle, na ile potrafi, skoro już wybiegła całkowicie sama na środek polany, i to z pełną akceptacją swoich poczynań. - Przechodząc do rzeczy, bo również nie przepadam za zbędnym marnowaniem czasu... Wiemy doskonale, lordzie Nott, jak skończyły się ostatnie lorda zaręczyny, ale... Moje źródła mówiły coś o pięknej, jasnowłosej czarownicy, z którą lord spędza ostatnio czas, a o której to chciałam coś przy okazji lordowi wspomnieć. Ale najpierw - rzecz jasna, sprawy najważniejsze, o wiele ważniejsze niż nudne przemyślenia. Czy nasze czytelniczki powinny martwić się o wolny stan ich ulubionego szlachcica? Nie mogę zaprzeczyć, że cieszy się lord ogromnym zainteresowaniem naszych czytelniczek. Dosłownie - błagają o więcej. Chyba każdy chciałby usłyszeć szczegóły tej skrywanej historii...
Zero skromności, zawstydzenia, powściągliwości. Nie na to się z nim umawiała, ale właśnie w taki sposób to działało. Może jednak była skandalistką? Zastanawiała się jedynie nad tym, jak lord Nott zareaguje na próbę rozmowy jak równy z równym. Mimo wszystko, była kobietą o mało popularnym usposobieniu wśród szlachciców - a wszystko brało się z tego, że nie musiała martwić się ich zdaniem.


I will carry you here in my heart
You'll remind me
That come what may, I know the way
Serah Skeeter
Serah Skeeter
Zawód : autorka poradników miłosnych, plotkuje dla Czarownicy
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
She would always like to say,
"Why change the past,
when you can own this day?"
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4414-serah-skeeter-budowa https://www.morsmordre.net/t4529-okno-serka#96349 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f327-pokatna-18-31 https://www.morsmordre.net/t4888-serah-skeeter#105995
Re: Kawiarnia "Fidelius" [odnośnik]10.07.17 13:14
Nie tego oczekiwał i nie tego się spodziewał. Zjawienie się Skeeter w tak bezczelny sposób przyjął jednak ze stoickim spokojem i twarzą nieskalaną najmniejszą, najbardziej absurdalną i niedorzeczną emocją. Słuchał jej słów, nie dowierzając temu, co uraczyło jego uszy. Dostrzegał perfidne kłamstwo, lecz nie zamierzał go weryfikować. Wiedział, że łgała mu prosto w twarz. Nie poświęciła nawet minuty, by zastanowić się nad tym, jaki Cassius rzeczywiście był. Zwietrzyła sensację, którą zapragnęła zamienić w skandal, wciągając go w swoją wyimaginowaną gierkę; walkę na słowa, której nie mógł przegrać. To nie w jej żyłach płynęły setki lat doświadczenia w przemawianiu. Nie ona uczestniczyła we wszystkich spotkaniach, rautach, przyjęciach i balach. Była podrzędną jednostką, której los podarował kroplę talentu zmarnowanego na szmatławiec sygnowany jako Czarownica.
Zakładając jedną nogę na drugą, odstawił filiżankę i władczym gestem przywołał do siebie kelnera, aby ją napełnił. W międzyczasie dłoń powędrowała do kieszeni drogiej marynarki wykończonej srebrną nicią i wyciągnęła papierosa, żeby chwilę później kotara rzadkiego dymu spowiła kobiecą twarz, w której dostrzegał jedno słowo: s k a n d a l. W tym samym momencie jego własne oblicze przybrało maskę cynicznej obojętności otoczonej namiastką spontanicznego uśmiechu. Pozował na zadowolonego z towarzystwa, uradowanego propozycją, na którą n i e wyraził zgody. Wkraczał w blask sławy i podziwu, bo właśnie takiego pragnęła go ujrzeć. Dumnego, władczego lorda, którego zdepcze butem, publikując bzdury zapisane jej własnym piórem. Robiąc to, musiała zdawać sobie sprawę, że konsekwencje przyniosą jej tylko ból i cierpienie. Jeśli miała o tym choć cień pojęcia, to świetnie to ukrywała; jeśli nie, była jeszcze głupsza, niż wyglądała.
Jesteśmy w Londynie, panno Skeeter; mugolskiej stolicy Wielkiej Brytani, siedzibie Ministerstwa Magii. Tu zawsze coś się dzieje — odparł cicho, mimowolnie wędrując spojrzeniem w stronę okna. Zaraz jednak wrócił do Skeeter i skupił na niej całą swą uwagę, bardzo dokładnie śledząc każdy jej ruch. Nie omieszkał przy tym rozsiąść się wygodniej i uraczyć się łykiem świeżo zaparzonej herbaty. Typowymi dla każdego człowieka czynnościami, zapewniał sobie krótkie chwile ciszy i spokoju. To właśnie podczas nich zbierał myśli, komponował kolejne słowa, formułował zaskakujące stwierdzenia i celne riposty zmieniające bieg dialogu, lecz tym razem nie mógł sobie pozwolić na zbyt długi proceder i rozkosze własnej świadomości. Potok słów ulatujący z ust dziennikarki uderzył w niego z niemałym impetem. Gdyby nie lata doświadczenia, nie byłby w stanie wytrzymać gwałtownego natłoku myśli i bezpodstawnych sformułowań, którymi ponoć prawiło się komplementy niespełna rozumu gapiom. Nie rozumiał jednak, co z tym wspólnego miały mieć Victoria i... Solange. Myśl o pannie Baudelaire poruszyła nim nieco mocniej, niżby tego chciał. Przez spojrzenie Cassiusa przemknął złowieszczy cień. Ciemne tęczówki epatowały chłodem i czymś, co zwiastowało, że Skeeter właśnie umoczyła palce w lepkiej ciemności, do której nigdy nie powinna była się zbliżać, za którą musiała zostać ukarana.
Czyż nie jest marnowaniem czasu, mojego jak i panny, panno Skeeter, wykopywanie trupów? — spytał lekko, z trudem opanowując kołataninę myśli i cierpienia, które pragnął jej zadać. — W sprawie unieważnionych zaręczyn, doskonale panna wie, gdzie powinna się udać. Co zaś się tyczy pięknej czarownicy o jasnych włosach, nie jestem pewien, która z nich może zaprzątać panny myśli, bowiem jako lord mam przyjemność towarzyszyć nie jednej damie, którą panna opisała w ten sposób. — Przeczucie mówiło mu, że chodziło o Solange. Był całkowicie pewien, że to właśnie o nią chciała wypytać, zaburzając delikatną – z trudem osiągniętą – równowagę. I ogarniała go nie moc, wraz z myślą, że jednym domysłem Skeeter mógł ją utracić.
Jak już zapewne panna wie, panno Skeeteralbo i nie, ty impertynencka... kobietosprawy ściśle dotyczące małżeństwa są ogłaszane przez rodzinę kawalera i nie przypominam sobie, by ktokolwiek obwieszczał wieści o moich zaślubinach. Z pewnością zostanie panna poinformowana o utracie mojego stanu kawalerskiego przez odpowiednie osoby. — Uciął krótko, uświadamiając sobie, że tak lakoniczna wypowiedź nie zostanie opublikowana, nawet jako ciekawostka czy porada, i Skeeter będzie próbowała dowiedzieć się więcej. Niedoczekanie, posłał dziennikarce krótki, ledwie wymuszony uśmiech, zerkając na samopiszące pióro. Przełamie je na pół, jeśli znajdzie choć jedno słowo, które nie padło z jego ust. A potem wymierzy sprawiedliwość Skeeter, jeśli da mu powód.


We're not cynics, we just don't believe a word you say
We're not critics, we just hate it all anyway
Cassius P. Nott
Cassius P. Nott
Zawód : Urzędnik Ministerstwa Magii
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
I am the tall dark stranger
those warnings prepared you for
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
?
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t2650-cassius-prince-nott https://www.morsmordre.net/t2726-ksiaze#43660 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f236-nottinghamshire-ashfield-manor https://www.morsmordre.net/t3103-skrytka-bankowa-nr-707#50829 https://www.morsmordre.net/t2859-cassius-prince-nott
Re: Kawiarnia "Fidelius" [odnośnik]30.07.18 21:47
27 lipca
W ostatnim czasie w głowie młodego Snape’a panowała ciągła dezorientacja. Najpierw musiał się przecież zmierzyć z odejściem Jaydena z Zakonu, a później z faktem, iż kolejna osoba w jego pobliżu straciła tak cenną dla siebie pamięć, przez co musiał z nią odbyć niekoniecznie komfortową rozmowę, aby wyjaśnić, kim dla niej był. W przypadku Vane’a to wciąż znajdowało się przed nim, ale wystarczyło mu wymienienie tych kilku zdań z Josephine, aby wiedzieć, że nie będzie to najprzyjemniejszy dialog w jego życiu, tym bardziej, iż nie będzie w stanie poruszyć z mężczyzną tematu Zakonu, czyli znikał ten wspólny grunt, na którym Orpheus mógłby się podeprzeć. Nawet rozmowa z Jessą na ten temat nie pomogła mu w ruszeniu naprzód, chociaż zdawał sobie sprawę z tego, że powinien to zrobić i nie rozpamiętywać tamtego dnia, bo przecież było mnóstwo ważniejszych rzeczy, nad którymi powinien się zastanowić. Poza tym wiedział, ze swoimi myślami nie zmieni rzeczywistości, niezależnie od tego, jak bardzo sobie tego życzył. Niejeden zakonnik zapomniał pewnie dawno temu o tym, co się wtedy stało, ale nie on, ponieważ trudno było mu wyrzucić z głowy obraz w tamtej chwili, a poza tym jego odejście skruszyło w pewien sposób pewność siebie, z którą Orpheus przychodził na spotkania Zakonu. Stracił właśnie kolejną znajomą twarz w tym miejscu, dzięki której łatwiej było mu pokonywać kolejne trudności i bał się, że osłabi to jego własną wiarę w słuszność sprawy, za którą walczyli i oddawali życie. Nigdy nie przeszło mu przez myśl, że zakonnicy nie mieli racji. W dodatku Jayden wydawał mu się jedną z tych osób, które najbardziej były poświęcone sprawie, dlatego tak bardzo zaskoczyło go jego odejście. Nie mógł jednak z nim o tym porozmawiać z oczywistych powodów, tym bardziej, że skoro jego pamięć została wyczyszczona, pewnie nawet nie byłby w stanie podać mu konkretnego powodu swojego odejścia.
Pewnie to właśnie ta chęć zyskania kolejnych znanych twarzy sprawiła, że Orpheus zdecydował się na rozmowę z Josephine niedługo po tym, jak usłyszał o tym, że straciła pamięć. Miał okazję spędzić z nią trochę czasu już wcześniej, dlatego nie chciał utracić z nią tego kontaktu, również przez wzgląd na to, że to właśnie ona miała go poduczyć w kwestii Obrony przed Czarną Magią. Nigdy nie był to przedmiot, z którego młody Snape błyszczał, a chciał się dokształcać w jego kierunku, aby móc skutecznie służyć Zakonowi. Zależało mu na tym, więc nic dziwnego, że niedługo po tej rozmowie miała mieć miejsce kolejna, tym razem w bardziej przystępnym do tego miejscu. To właśnie on wybrał tę kawiarnię, wiedząc, że będą mieć tutaj ciszę i spokój, a także okazję do wypicia tudzież zjedzenia czegoś dobrego. Sam Orpheus czuł potrzebę wypicia chociaż trochę kofeiny, ponieważ miał za sobą ciężki dyżur w szpitalu. Przydałoby mu się jeszcze kilka dodatkowych godzin snu, ale nie chciał rezygnować z tego spotkania ani go przesuwać. Na miejscu pojawił się najwyraźniej jako pierwszy, ponieważ gdy wszedł do środka, nigdzie nie zobaczył Josephine. Postanowił jednak zająć im stolik, znajdujący się lekko z tyłu, tak aby w spokoju mogli porozmawiać i przejrzeć kolejne księgi. Obecność swoich własnych sprawdził, otwierając na moment skórzaną torbę, którą zawsze nosił przy sobie.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Kawiarnia "Fidelius" [odnośnik]31.07.18 17:11
Latem magiczny port znakomicie pełnił funkcję miejskiej riwiery – otwarte kawiarnie, urokliwy skwer w pobliżu wody i przepływające statki. Ptaki wodne pasły się na chlebie rzucanym przez najmłodszych, których pilnowali dorośli, szukając cienia pod koronami drzew. Jednak tegoroczne lato różniło się od pozostałych... pomimo letnich miesięcy port ukazywał swoje ponure oblicze – kałuże na spacerowych ścieżkach, coraz większe i większe w wyniku nieprzerwanego deszczu, błotnista ziemia wymieszana z gnijącą trawą skutecznie zniechęcała do pikników. I mgła, która utrzymuje się także w ciągu dnia.
Za nowego życia, stworzonego na bazie pozyskanych wspomnień, nie jest mi dane zaznanie ciepła - deszcz w porównaniu do zeszło miesięcznych śnieżyc nie może mnie zniechęcić do wyjścia z domu. Odkreślam magiczny port z miejsc, które muszę poznać na nowo. Przychodzę dużo wcześniej, by spokojnie błądzić opuszczonymi alejkami, przyglądać się wystawom, podziwiać statki zarówno te używane, jak i te zatopione. Tracę czas w cukierni, która wabi mnie obietnicą czekolady i zaspokaja ciekawość. Uważnie przyglądam się poszczególnym opakowaniom - może mieszam sobie w głowie, narażam się na zbytnią inspirację gotowymi już produktami, lecz Bertie zasługuje na coś lepszego od wszystkich tutaj, przyciągających wzrok, omamiających kolorami. Daję im się porwać, zagrabić cenny czas - budzę się gwałtownie, uświadamiając sobie, że jestem już spóźniona. Orpheus na mnie czeka! Kostki psidwacze, jakże można być taką gapą?
Mam wrażenie, że w ostatnich dniach warunki atmosferyczne odrobinę się poprawiły, być może z początkiem sierpnia, na festiwal lata zazna się choć trochę słońca. A teraz, przemykając pomiędzy sklepami, nie muszę szukać osłony pod magiczną parasolką, choć to zapewne chwilowy stan. Prawie że biegiem kieruję się do Fideliusa, jednej z licznych kawiarni, która musiała widzieć już setki spotkań, a pomimo to wciąż przyciąga nowych czarodziejów i stałych bywalców. Omiatam wnętrze wzrokiem, gdybym miała więcej czasu, zatrzymałabym się przy każdym z obrazów, chłonąc kolory i poddając je szczegółowej analizie. Innym razem, dzisiaj jesteśmy tu, by zgłębiać tajniki nieznanej magii, przypominam sobie, wyszukując pana Snape’a przy jednym z dalszych stolików. Wysoki, więc nie sposób go pominąć! Orpheus ma rację, to wstyd, że wciąż nie znam jej podstaw. Handel wymienny - wiedza o magii lecznicze za podszkolenie w obronie.
- Gotowy? - w mgnieniu oka znajduję się przy odpowiednim stoliku, sadowię się obok na sofie z zielonego, zamszowego, lekko przetartego obicia. - Powiedz mi, że nie czekasz długo - uderzam w przepraszający ton, przerzucając lekki płaszcz przez oparcie. - Zamawiałeś już kawę? Wyglądasz jakbyś jej potrzebował - przyglądam mu się bacznie i pojmuję w lot - ileż to razy widziałam takie zmęczenie na twarzy Alexandra, a przecież on jest tylko stażystą i metamorfomagiem, przez co w razie potrzeby może ukryć cienie pod oczami. Uzdrowiciele i ich dyżury!, ile wody musi upłynąć zanim zrozumieją, że sen jest jedną z podstawowych potrzeb? Cieszę się na to spotkanie. Z Orpheusem wszystko jest łatwiejsze - nie muszę karmić go wymyśloną historyjką, łączy nas Zakon, wspólne działanie. Dobrze się czuję w jego towarzystwie, zupełnie tak jakby nic się nie zmieniło. To jedna z tych znajomości bez których czegoś by brakowało. W przeszłości nasze ścieżki nie splatały się zbyt często, lecz pomimo to nie dozuję mu zaufania. Czyżbym cieszyła się z kolejnej odzyskanej osoby? - A cóż to za wymyślne twory? Glacius może? Chociaż nie, to zły pomysł... potrzebuję się rozgrzać - przeglądam listę dostępnych kaw, zatrzymując dłużej wzrok na tych wymyślnych, jednocześnie wypakowuję książki, które dawały mi o sobie znać, ciążąc w torbie przewieszonej przez ramię.



these violent delights have
violent ends...
Josephine Fenwick
Josephine Fenwick
Zawód : przyszła aurorka
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
W całym magicznym świecie gasną światła. Nie ujrzymy ich już za naszego życia.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3390-josephine-fenwick#58313 https://www.morsmordre.net/t3429-poczta-josephine#59532 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f129-enfield-lavender-hill-145-8 https://www.morsmordre.net/t3519-skrytka-bankowa-nr-855#61428 https://www.morsmordre.net/t3428-josie#59531
Re: Kawiarnia "Fidelius" [odnośnik]03.08.18 23:29
Orpheus niejednokrotnie zdawał sobie to pytanie: „czy jesteś gotowy?”. Kiedy miał pojawić się na swoim pierwszym spotkaniu Zakonu Feniksa, stanął przed wyjściem przed lustrem i wpatrywał się w swoje odbicie, pytając się siebie raz po raz czy był gotowy na to, by dołączyć do tej organizacji i oddać życie za sprawę, w którą szczerze wierzył. Najgorsze było to, że nie mógł szczerze odpowiedzieć sobie twierdząco. Mimo tego nie zawrócił z tej ścieżki, bo i jakby miał, tak naprawdę? Zgodził się na bycie członkiem Zakonu Feniksa razem ze swoim bratem, a nigdy nie rzucał słów na wiatr. Jakby czuł się sam ze sobą, gdyby odwrócił się od tego plecami, dochodząc do wniosku, że to wszystko go przerasta? Czasami może rzeczywiście tak było, ponieważ zdarzały się takie momenty, gdy ta rzeczywistość zaczynała go przytłaczać, ale starał się przezwyciężać swoje obawy, niezależnie od tego, jak ogromny bywał jego strach. Właśnie z jego powodu starał się poszerzać zakres swoich umiejętności, tak aby móc chronić nie tylko siebie, ale także swoich braci i siostry. Zdawał sobie sprawę z tego, że pomimo swojego niskiego stopnia, wcale nie powinien spoczywać na tym, czego dotychczas udało mu się nauczyć. Nakazywały mu to chociażby jego krukońskie barwy, które podczas lat spędzonych w Hogwarcie nosił z ogromną dumną. Być może brak wiedzy powinien wzbudzać w nim wstyd, ale właściwie w jego przypadku było zupełnie inaczej. Zamiast hamować, pobudzał go do działania.
Gotowy — odparł, kiwając dodatkowo głową na potwierdzenie swoich słów. Tym razem mógł to powiedzieć bez wahania. Uśmiechnął się nawet lekko w stronę Josephine, chociaż pewnie nie byłaby w stanie odgadnąć, dlaczego akurat teraz postanowił unieść kąciki swoich ust. — Nie, nie czekam. Niczym się nie przejmuj — miał nadzieję, że dzięki jego odpowiedzi kobieta nie będzie się tym dłużej zadręczała, bo nie było czym. Pewnie nawet gdyby czekał długo, nie zwróciłby na to większej uwagi, ponieważ zdawał sobie sprawę z tego, że oboje są zajętymi ludźmi. Orpheus na przykład większość swojego czasu spędzał w pracy, ale nie uważał to za nic złego, nawet teraz, gdy ciemne półkola pod oczami psuły jego wizerunek, dając powody do zmartwień. — Jeszcze niczego nie zamawiałem. Wolałem poczekać na ciebie — oznajmił, jako że zawsze uważał, iż poczekanie z zamówieniem na osobę towarzyszącą jest grzeczniejsze. — Ale masz rację, potrzebuję czegoś mocnego, więc wydaje mi się, że wezmę Geminio — dodał po chwili, gdy wziął w dłonie menu i zaczął je przeglądać. Inne kawy zdawały się być równie kuszące, ale w tej chwili młody Snape potrzebował przede wszystkim czegoś, co go pobudzi, jeżeli ta lekcja miała być efektywna. Kiedy podniósł wzrok i zobaczył, jak Josephine wyciąga książki, sam poszedł za jej przykładem i wyłożył je na blat stołu, przy którym siedzieli. Wziął póki co głównie te, które sam studiował, gdy dopiero zaczynał swoją karierę uzdrowiciela. W końcu najważniejsze było to, by Fenwick wyrobiła sobie odpowiednie i solidne podstawy. — Z góry przepraszam, jeżeli okażę się beznadziejnym nauczycielem — powiedział, uśmiechając się do kobiety przepraszająco. W swoich szkolnych czasach co prawda udzielał niektórym swoim kolegom korepetycji, ale to było coś zupełnie innego niż wytłumaczenie komuś, jak poruszyć nadgarstkiem przy wykonaniu dość prostego zaklęcia. — W środku zostawiłem ci trochę notatek — to mówiąc, dotknął dwoma palcami książek, które wyłożył, chociaż jego koleżanka bez wątpienia i tak domyśliłaby się, o co chodzi. Póki co Orpheus nie potrzebował tych tomów, więc spokojnie mógł je pożyczyć Josephine, domyślając się, że będzie chciała je przestudiować również w domowym zaciszu.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Kawiarnia "Fidelius" [odnośnik]07.08.18 16:43
Ciężko pozbyć się uczucia towarzyszącego wiadomości o śmierci rodziny. Próbowali odwlekać ten moment, jednak takich wiadomości nie sposób odkładać w nieskończoność. Zawsze będę pamiętać tę noc nad kubkiem herbaty, gdy wyglądając przez okno spoglądałam w kierunku skupisk migoczących świateł. Może osoby chroniące się w ich blasku - rodziny, grupki przyjaciół - też kogoś straciły, wszak niedawno cała magiczna społeczność poniosła gigantyczną stratę. I wciąż będzie tracić, jeśli będziemy bierni na brutalność dzisiejszych czasów. To nie tylko igraszka losu, zwykły przypadek, za każdą uronioną łzą, straconą kroplą krwi stoi człowiek. Człowiek, który stał się potworem. Z którym jestem gotowa walczyć, lecz wcześniej muszę nauczyć się bronić przed jego hydrzymi łbami.
Konfrontacja z przeciwnikiem władającym czarną magią nigdy nie będzie wyrównana. Aurorom zezwolili na równie bestialskie postępowanie, po sięgnięcie po najmroczniejszą z mocy. Wiem, że nie wkroczę na tę ścieżkę, nigdy nie odbiorę życia z pełną świadomością płonącej nienawiści. Szukam innych dróg, których znajomość jest niezastąpiona. - Cudownie, niech to popołudnie będzie produktywne - rozsiadam się wygodnie, lecz nie pozwalam, by ciepło pomieszczenia i kusząca miękkość materiału uśpiły moją koncentrację, choć na pewno będą zaciekle próbować. Zamawiam u kelnerki, która podeszła do naszego stolika, Geminio i Pożogę, lecz dopiero po chwili zdaję sobie sprawę, że mój wybór w świetle ostatnich wydarzeń zakrawa o nietakt. - Nie mam pojęcia o magii leczniczej. Wydaje mi się, że nawet eliksiru pieprzowego nie dawkowałam samodzielnie, więc na pewno nie będzie wiele twojej winy, jeśli okażę się beznadziejną uczennicą - wstyd przyznawać się do takich braków edukacyjnych, najdrobniejsza, przypadkowa dolegliwość może być powodem sporego dyskomfortu, a co dopiero mówiąc o celowym, krzywdzącym działaniu. Najwyższa pora załatać najpoważniejsze luki, choć do pełnej użyteczności w tej dziedzinie długo będzie sporo brakować. Sięgam po pierwszą książkę, której tytuł wydaje się najbardziej przyjazny i traktujący o podstawach. Wspomniane notatki są względnie czytelne, po uzdrowicielu można było spodziewać się gorszego pisma, szczególnie jeśli było przeznaczone tylko dla oczu autora. - Vensistero - smakuję inkantację na języku, melodyjną, choć bardziej obcą niż formuły transmutacyjne czy obronne, zanim używanie jej w razie potrzeby wejdzie mi w nawyk, minie sporo czasu. - Magia obronna jest równie złożona jak lecznicza. Przez tę mgłę z chęcią skupiłabym się na Patronusie, ale obawiam się, że nie jestem w stanie go wyczarować - brakuje mi wspomnień, szczęśliwych momentów, które przełamałyby przytłaczającą niemoc. Nie chcę dłużej roztrząsać ubytków powstałych przez klątwę, po prostu muszę zacząć żyć, by nadrobić powstałe braki. - Większość zaklęć obronnych najlepiej byłoby testować w praktyce, na co dzisiaj nie mamy zbyt wielkich możliwości - czary, szczególnie obarczone możliwymi anomaliami, nie są najlepszym pomysłem pośrodku kawiarni. W zupełności wystarczy, że po mojej kawie skaczą ogniste rumaki, latające kule ognia to byłaby przesada. - Ale Liberta może całkiem skutecznie skonfundować przeciwnika, który będzie próbował wykluczyć cię z potyczki - przepadam za takimi czarami, czuję się mocna w tym co chroni na dłuższy okres czasu, nie pogardzę także czarami maskującymi. Orpheus, jak każdy inny uczeń Hogwartu, miał styczność z obronną przed czarną magią, więc śmiało możemy zacząć od bardziej skomplikowanych zaklęć, które przydadzą się nie tylko w teorii.



these violent delights have
violent ends...
Josephine Fenwick
Josephine Fenwick
Zawód : przyszła aurorka
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
W całym magicznym świecie gasną światła. Nie ujrzymy ich już za naszego życia.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3390-josephine-fenwick#58313 https://www.morsmordre.net/t3429-poczta-josephine#59532 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f129-enfield-lavender-hill-145-8 https://www.morsmordre.net/t3519-skrytka-bankowa-nr-855#61428 https://www.morsmordre.net/t3428-josie#59531
Re: Kawiarnia "Fidelius" [odnośnik]23.04.19 21:49
25.11

Wiatr co rusz pukał w szczelnie zamknięte, turkusowe drzwi kawiarni; rwał cienkie gałązki jaśminu oplatające framugi. Siedziałem przy oknie, w jednym z wygodnych foteli i starałem się wypatrzeć na skwerku znajomą sylwetkę. Unosiłem głowę z nadgarstka gdy na horyzoncie pojawiała się jakakolwiek postać, a tych nie było zbyt wiele. Pogoda zdecydowanie nie sprzyjała - niebo wciąż zasnuwały czarne, groźne chmury, ciszę co rusz przerywały potężne grzmoty, a okolicę rozświetlały ostre pioruny. Natura płakała nad całymi wyspami, zapełniając brudną wodą dziury w chodnikach. Czasem rzucałem spojrzeniem naokoło, przesuwając wzrokiem po pustych siedzeniach, wypolerowanych aż do przesady stolikach, po obrazach na ścianach i wreszcie spoglądałem za włóczącą się leniwie po sali właścicielką. Dawno nie było tu tak pusto. Męczyło to także gospodynię, widziałem jak co rusz wygląda gości, więc gdy ponownie podeszła do mojego stolika, przecierając ściereczką drewno i stawiając mi pod nosem kwiecisty kubek z kawą o intensywnym zapachu bzu, uśmiechnąłem się.
- Nie martw się, goście w końcu wrócą, nigdzie w całym Londynie nie ma takiej kawy jak tutaj. - mówię, unosząc naczynie w geście toastu, upijam łyk. Jakbym pił ambrozję, smak po prostu boski - Uśmiechnij się, musisz pięknie wyglądać na zdjęciu. - unoszę do oczu aparat, cykając jej fotkę - jak stoi lekko wsparta na blacie, z kelnerską tacą pod pachą i cienkim kosmykiem opadającym na czoło. Chociaż usta faktycznie układają się w lekkim uśmiechu, w oczach dostrzegam prawie że wypaloną iskrę smutku; mam nadzieję, że i na zdjęciu będzie to widoczne. W fotografii stawiałem pierwsze kroki, chociaż robiłem coraz więcej i więcej. Czytałem o historii oraz korzystałem ze wskazówek znajomych fotografików.
- Johny! Nie rób mi zdjęć, taka niewyjściowa jestem, nieumalowana... - obruszyła się, zakładając ciemne pukle za włosy, starając się pospiesznie poprawić luźny kuc, a ja uśmiechnąłem się szerzej, wyciągając ku niej jedną dłoń. Sięgnąłem jej szczupłych palców, przyciągając ją lekko do siebie.
- Daj spokój, wyglądasz pięknie, jesteś taka naturalna, bije od ciebie spokój i ciepło, dostrzegam w twoich oczach barwę zmęczenia, ale jest to zmęczenie godne gospodyni, która właśnie skończyła przygotowywać swoje królestwo; aura tego miejsca już niebawem przygna całe tłumy, ale teraz, póki jesteśmy sami, wykorzystajmy tę chwilę... - nawet nie wiem kiedy dokładnie wstałem, kiedy sięgnąłem jej twarzy, kiedy pochyliłem się nad uchem i kiedy wreszcie moje usta przesunęły się bliżej jej ust... Woof, woof, woof!... Drgnąłem, słysząc szczekanie dochodzące z kosza stojącego pod moimi nogami. Już prawie zapomniałem o tym małym, zaślinionym śmierdzielu, który miał dzisiaj trafić w całkiem nowe ręce. To był taki mały (chociaż w sumie całkiem spory) przeprosinowy prezent dla Gwen. Przyda jej się jakieś towarzystwo w tym pustym domu. Zarówno moje oczy jak i ślepia mojej towarzyszki powędrowały w dól.
- Chyba jednak nie jesteśmy tu sami. - mruknęła ze śmiechem. Odsunęła się, uprzednio dając mi całusa w policzek, powoli wysunęła dłoń w mojego uścisku. Dźwięk dzwoneczka wypełnił pomieszczenie, bo oto ktoś przekroczył próg; zerknąłem w tamtym kierunku.
- Gwen! - rzucam na powitanie, rozkładam ramiona żeby ją uściskać, po czym odbiera od niej mokry płaszcza, odwieszając go na jeden z wieszaków. No patrzcie, taki ze mnie dżentelmen.




Johnatan Bojczuk
Johnatan Bojczuk
Zawód : maluje, kantuje, baluje
Wiek : 25
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
kto kombinuje ten żyje
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5318-johnatan-bojczuk https://www.morsmordre.net/t5328-majtek#119230 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f167-gloucestershire-okolice-bibury https://www.morsmordre.net/t7231-skrytka-bankowa-nr-1332 https://www.morsmordre.net/t5516-johnatan-bojczuk

Strona 2 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next

Kawiarnia "Fidelius"
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach