Wydarzenia


Ekipa forum
Czytelnia na polanie
AutorWiadomość
Czytelnia na polanie [odnośnik]17.07.17 1:23

Czytelnia na polanie

W ogrodzie magizoologicznym znajduje się malownicza, cicha polana, na której dla odwiedzających czekają rozłożone bawełniane koce, na których mogą usiąść i się zrelaksować. Na każdym z nich leży kilka książek traktujących o gatunkach magicznych stworzeń, ich klasyfikacji, mocnych i słabych stronach, zwyczajach oraz historii, ale także - opiece nad nimi. Przez wakacje bardzo często czas spędza tutaj czarodziejska złakniona wiedzy młodzież, ale nie brakuje również bardziej doświadczonych badaczy oraz opiekunów magicznych stworzeń, którzy mają nadzieję natrafić w owej czytelni na prawdziwe białe kruki. Podczas deszczu - jak i zimą - polana chroniona jest przed niekorzystnymi warunkami pogodowymi. Osłania ją magiczny klosz, który odbija tak deszcze, grad, jak i śnieg oraz błyskawice, zarazem nie stanowiąc żadnej przeszkody dla czarodziejów.

Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Czytelnia na polanie Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Czytelnia na polanie [odnośnik]02.07.19 1:53
| 22.11?

Naprawdę lubiła tą pracę. Uwielbiała mieć do czynienia z magicznymi stworzeniami, choć przez anomalie nie było to zadaniem łatwym, gdy trzeba było pilnować nie tylko samych stworzeń, ale i zabezpieczeń ogrodu, bo oddziaływanie anomalii na zwierzęta było niebezpieczne zarówno dla nich, jak i dla zwiedzających, których z racji pogody nie było aż tak wielu. Wcale się nie dziwiła strachowi ludzi przed anomaliami i temu, że często woleli pozostać w domach niż oddawać się zwiedzaniu. Latem było tu więcej ludzi, to nie ulegało wątpliwości, ale wtedy anomalie były nasilone w mniejszym stopniu niż teraz, tak jej się przynajmniej wydawało. A przed anomaliami? Wtedy już w ogóle przebywanie tu było czystą przyjemnością. Teraz nawet jej towarzyszyły pewne obawy i smutek. Musiała zejść z obłoków na ziemię i przyjąć do wiadomości, że działo się bardzo źle, a także być jak najlepszą pomocą dla starszych pracowników. Pomagała im jak tylko mogła, warząc eliksiry dla stworzeń, karmiąc je i doglądając. Były to pomniejsze zadania, ale z racji wieku nie wyznaczano jej do tych najbardziej odpowiedzialnych, jak wzmacnianie magicznych barier czy trzymanie w ryzach najbardziej niebezpiecznych stworzeń. Ale te drobniejsze rzeczy też ktoś musiał robić i Willy była jak znalazł.
Po porze karmienia, gdy akurat miała trochę przerwy i nikt jej do niczego nie zaangażował, wymknęła się do jednego z bardziej lubianych przez siebie miejsc w ogrodach. Polana świeciła pustkami, choć panował tu względny spokój dzięki regularnie wzmacnianej kopule, która nie dopuszczała kapryśnych warunków atmosferycznych i było to pewnie jedno z nielicznych suchych miejsc w najbliższej okolicy. Na trawie wciąż leżały koce i książki poświęcone magicznym stworzeniom. Czasem lubiła czytać je przesiadującym tu tłumnie dzieciom, które przed anomaliami chętnie przyprowadzali tu rodzice, by mogły pooglądać zwierzęta. Ale dziś żadnego dziecka nie było. Nikt nie czytał ani nie siedział na kocach. Ta pustka była przytłaczająca nawet bez widoku szarych chmur nad głowami i rozlewającej się po niebie siatki błyskawic. Nie pasowała do tego, co pamiętała choćby z dni wiosennych.
Podeszła jednak do jednego z koców i usiadła na nim, przez chwilę bezwiednie gładząc palcami sfatygowaną okładkę leżącej obok książki, a później nagle położyła się, wyciągając się i patrząc prosto w szczyt kopuły i znajdujące się nad nim niebo. Było coś hipnotyzującego w tych zawiłych zygzakach, oślepiająco jasnych na tle szarości chmur. Och, tak dawno nie widziała już błękitu pogodnych dni ani słońca!
Normalna osoba pewnie nie pokusiłaby się na coś takiego w obecnych czasach. Ale Willow, jako Lovegood, wymykała się typowym schematom i w jej przypadku chyba nie powinno dziwić, że choć świat się walił, ona leżała sobie na kocu i próbowała doszukać się czegoś ładnego w tym, co widziała nad głową mimo całej swojej tęsknoty do ładnej pogody i słońca. Prawie nie mrugała oczami, leżąc tak sobie z rękami splecionymi pod głową, zupełnie jakby wylegiwała się na łące w jakiś całkiem normalny dzień. Na dłuższy moment nawet zapomniała o świecie dookoła, skupiona na wpatrywaniu się w niebo i próbie zrozumienia, na co właściwie patrzy, dlaczego to wszystko się działo, choć pewnie było kwestią czasu, aż ktoś z pracowników ją tu znajdzie i zleci jakieś zadanie, by nie trwoniła czasu na czcze lenistwo i rozmyślania.


Oh, she lives in a fairy tale,
somewhere too far for us to find.
Forgotten the taste and smell
of a world, that she's left behind.

Willow Lovegood
Willow Lovegood
Zawód : opiekunka stworzeń w ogrodzie magizoologicznym
Wiek : 20
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Wszystko co utraciliśmy, prędzej czy później do nas wróci. Ale nie zawsze wtedy, kiedy tego chcemy.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7002-willow-lovegood https://www.morsmordre.net/t7022-stella https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f266-sevenoaks-st-julian-road-lesny-dom-rodziny-lovegood https://www.morsmordre.net/t7074-skrytka-bankowa-nr-1668 https://www.morsmordre.net/t7023-willow-lovegood
Re: Czytelnia na polanie [odnośnik]18.07.19 0:44
22.11

Steffen miał dość czytania w ciemnym i ciasnym mieszkaniu, więc postanowił pouczyć się w przestronnej czytelni na łonie natury. No, na mokrawej trawie i pod pochmurnym niebem, ale to zawsze coś. Trzeba korzystać z każdej godziny, w której w człowieka nie uderzają pioruny.
Wszedł na polanę obładowany naręczem książek o łamaniu klątw i opiece nad magicznymi stworzeniami (wziął z domu więcej tomów niż zamierzał, bo mogą mu się przydać, a w drodze pożałował. Były ciężkie, ale co zrobić!) i już miał zająć miejsce i zatopić się w lekturze, gdy ujrzał znajomą sylwetkę.
-Bu! - stanął nad Willow i przywitał się w bardzo dojrzały sposób. Posłał zawadiacki uśmiech koleżance ze szkoły. Chociaż byli w różnych domach, oboje lubili zajęcia z Opieki nad Magicznymi Stworzeniami i często zostawali po godzinach, pomagać przy zwierzątkach. Willow częściej niż Steffen, który był zajęty swoimi rozmaitymi hobby, a głównie nauką animagii. Zdążył poznać i polubić pannę Lovegood, która była jedną z niewielu dziewczyn, z którymi rozmawiał normalnie. Bez onieśmielenia ani nieudolnych prób flirtu ani nic. Może dlatego, że poznał ją w przyjacielskim kontekście, dzięki wspólnym zainteresowaniom. I na szczęście nie wpadło mu jeszcze do głowy przekroczyć ten przyjacielski kontekst. I tak był bardzo kochliwy, więc nie mógł kochać się w każdej koleżance.
-Dawno cię nie widziałem! - ich relacja nie była na tyle zażyła, aby przyszedł do ogrodu specjalnie w poszukiwaniu Willow, ale w głębi duszy miał nadzieję, że ją gdzieś tutaj spotka. Wiedział, że tu pracuje, bo utrzymywali kontakt od skończenia Hogwartu. Kontakt dość regularny, ale nie dość zażyły, by wiedział, co u niej słychać. Ze wstydem uświadomił sobie, że ostatni list wymienili jeszcze przed wybuchem majowych anomalii. Najpierw wszyscy byli pochłonięci nową rzeczywistością, potem spłonęło Ministerstwo, potem opłakiwał zmarłego mentora, potem zawalił egzamin do Gringotta, potem znalazł pracę w "Czarownicy", potem dowiedział się o Zakonie i...
-Nie odpisałem ci na ostatni list! - uświadomił sobie nagle. Policzki oblał mu rumieniec wstydu. -Jejku, Willow, strasznie cię przepraszam, tak dużo się u mnie działo i myślałem, że odpisałem...ale powiedz, co u Ciebie? Sporo się zmieniło od maja, nie? Nie można spokojnie rzucić zaklęcia... - urwał, uświadamiając sobie, że wpadł w słowotok.


intellectual, journalist
little spy

Steffen Cattermole
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t7358-steffen-cattermole https://www.morsmordre.net/t7438-szczury-nie-potrzebuja-sow#203253 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f127-dolina-godryka-szczurza-jama https://www.morsmordre.net/t7471-skrytka-bankowa-nr-1777#204954 https://www.morsmordre.net/t7439-steffen-cattermole?highlight=steffen
Re: Czytelnia na polanie [odnośnik]19.07.19 1:12
Willy, jak na Lovegooda przystało, miała swoje dziwactwa i czasem robiła rzeczy, które normalnych ludzi wprawiały w zdziwienie. Często napawało ją smutkiem to, że niektórzy mieli tak szary świat i wąskie horyzonty, podczas gdy jej dusza była tak barwna i nawet w tych czasach próbowała wznosić się ponad te ciężkie chmury, z nadzieją wyczekując radosnego błękitu i słońca gdzieś poza tą burzą. Bo przecież w innych miejscach na świecie musiało teraz świecić słońce, prawda? Och, jak bardzo chciała się tam teraz znaleźć choć na chwilę, by chociaż przez minutę popatrzeć na błękit i słońce.
Tak więc odleciała myślami dość znacznie, i z tego powodu nie od razu zauważyła nadchodzącego Steffena. Dopiero słysząc nagłe „bu” gdzieś nad głową drgnęła i wyrwała się z zadumy, sprowadzona na ziemię. Usiadła i przekręciła głowę lekko na bok, lustrując go wzrokiem. Pamiętała go z Hogwartu, wydawał jej się zawsze dość sympatyczny i nie traktował jej jak dziwadło, a rozmawiali zupełnie normalnie, bez uprzedzeń. Nie byli może bliskimi przyjaciółmi, ale lubili się i po szkole czasem wymieniali listy. Jakiś czas temu Steffen jednak przestał pisać i ciekawiło ją to, dlaczego, a nawet się martwiła. Bo co, jeśli nie odpisał, bo coś mu się stało? Przecież wiele mogło się stać. W jej życiu również się stało, pierwszego maja umarła jej mama, więc wtedy Willy również wyleciało z głowy napisanie do kolegi, by mu o sobie przypomnieć. Czy w ogóle istniał w tym kraju ktoś, kogo anomalie nie doświadczyły w żaden sposób?
Naprawdę wiele się wydarzyło przez te miesiące.
- Ja ciebie też – odezwała się, a na jej bladej twarzy pojawił się lekki uśmiech. – I w porządku, nie gniewam się. Wiele się działo, rozumiem że pewnie miałeś poważniejsze problemy niż pamiętanie o dawnej szkolnej koleżance. Ja też mogłam do ciebie napisać, przypomnieć o sobie... Ale i u mnie sporo się wydarzyło – dodała, wykazując zrozumienie wobec jego milczenia. Taka już była, zawsze starała się rozumieć i wybaczać. – Jest... inaczej. Wszędzie. Brakuje mi czarów. I słońca. Tego, jak było... przed majem. – I mamy, dodała w myślach, ale nie powiedziała tego głośno. Brakowało jej osoby, którą straciła, choć starała się trzymać wiary, że mama w jakiś sposób ciągle jest przy rodzinie. – Myślisz, że jeszcze kiedyś zobaczymy słońce, księżyc i gwiazdy? – zapytała nagle, a jej spojrzenie stało się nieco odległe, może odrobinę nawiedzone.


Oh, she lives in a fairy tale,
somewhere too far for us to find.
Forgotten the taste and smell
of a world, that she's left behind.

Willow Lovegood
Willow Lovegood
Zawód : opiekunka stworzeń w ogrodzie magizoologicznym
Wiek : 20
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Wszystko co utraciliśmy, prędzej czy później do nas wróci. Ale nie zawsze wtedy, kiedy tego chcemy.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7002-willow-lovegood https://www.morsmordre.net/t7022-stella https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f266-sevenoaks-st-julian-road-lesny-dom-rodziny-lovegood https://www.morsmordre.net/t7074-skrytka-bankowa-nr-1668 https://www.morsmordre.net/t7023-willow-lovegood
Re: Czytelnia na polanie [odnośnik]24.07.19 15:19
Wpatrywał się w Willy z mieszanką radości z tego nieplanowanego spotkania i zmieszania i poczucia winy z powodu własnego milczenia. Wiedział, że ludzie nie mają za złe kilkutygodniowej przerwy w kontakcie, zwłaszcza w przypadku na tyle luźnej znajomości, jak jego i Willow. Kilka miesięcy to jednak co innego. Poza tym Willow była dziewczyną i zawsze wydawała się taka... bezbronna, a on nawet nie sprawdził, czy wszystko u niej w porządku. Prostolinijnie, nawet nie pomyślał o tym, że sama też mogła napisać - dopiero sama mu o tym przypomniała.
Na jej słowa, że się nie gniewa, uśmiechnął się z wyraźną ulgą. Willow była naprawdę fajna! Z zawstydzenia, płynnie przeszedł w stan wesołości - kontrastujący z nagłą nostalgią panny Lovegood.
-Och, trochę się pokomplikowało, ale u mnie wszystko w porządku, wszyscy żyjemy, mamy się dobrze... - faktycznie, miał problemy, ale i szczęście. Dzieląc się nim, zupełnie zapomniał o swoim mentorze (pożar Ministerstwa nie był w końcu spowodowany anomaliami...chyba) i był boleśnie nieświadom losu mamy Willow. Czasem powinien szybciej myśleć niż mówić, ale z natury był optymistą i nie zakładał, że jego znajomi albo ich rodziny mógł spotkać najgorszy los.
-Ta burza jest naprawdę wkurzająca. - przyznał praktycznie i prozaicznie. Wkurzało go, że nie działała teleportacja, a chodzenie wszędzie w deszczu było potrójnie denerwujące.
-Dasz głowę, że mama mojego kolegi o mało nie spowodowała pożaru w kuchni, bo jej "Chłoszczyść" zamieniło się w błyskawicę? - gorliwie przytoczył swoją ulubioną anegdotkę z Ministerstwa. Jego mama była mugolką i sprzątała po mugolsku, co napełniało go w tym kontekście pewną wyższością. Oczywiście, nie rozpowiadał kolegom o jej anomaliach - biedna mama przez cały chodziła ostatnio z kaczym dziobem.
Ale przynajmniej żyła i miała się dobrze, choć codziennie się o nią martwił. Czasy były niebezpieczne dla mugoli.
-Mi też brakuje czarów. I słońca. - zapewnił poważniejszym tonem. -Ale przecież ta burza musi się skończyć...prawda? - zmarszczył lekko brwi, po raz pierwszy zastanawiając się nad tym problemem. Burza trwała już trzy tygodnie, ale zakładał, że kiedyś się skończy... Dopiero Willow zasiała w nim ziarno wątpliwości.


intellectual, journalist
little spy

Steffen Cattermole
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t7358-steffen-cattermole https://www.morsmordre.net/t7438-szczury-nie-potrzebuja-sow#203253 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f127-dolina-godryka-szczurza-jama https://www.morsmordre.net/t7471-skrytka-bankowa-nr-1777#204954 https://www.morsmordre.net/t7439-steffen-cattermole?highlight=steffen
Re: Czytelnia na polanie [odnośnik]25.07.19 0:09
Willow bywała na tyle roztrzepana i oderwana od rzeczywistości, że czasem zwyczajnie zapominała o tym, że powinna pierwsza przerwać milczenie i do kogoś napisać. W ostatnich miesiącach, tych które nastąpiły po śmierci mamy, starała się przekuć swój żal na coś konstruktywnego i poświęcała sporo czasu na opiekowanie się stworzeniami w ogrodzie magizoologicznym. Anomalie i na nie wpływały negatywnie, więc konieczne było częstsze niż zwykle doglądanie ich i uspokajanie, kiedy stawały się nerwowe. Przy bardziej niebezpiecznych stworzeniach rzecz jasna robili to starsi, silniejsi i bardziej doświadczeni czarodzieje, więc Willy, jako młoda i ucząca się, wykonywała lżejsze zadania i zajmowała się tymi mniej groźnymi zwierzętami. Warzyła też różne uspokajające i inne niezbędne eliksiry dla zwierząt i pomagała w leczeniu tych, które się uszkadzały. Do domu wracała po południu, zwykle na tyle zmęczona, że rzadko już wychodziła gdzieś dalej niż na podwórze. Większość jej znajomych miało swoje życia, więc spora część szkolnych znajomości przywiędła.
- Cieszę się – rzekła, słysząc że u Steffena wszyscy żyją i mają się dobrze. Cieszyła się, że jego ominęło nieszczęście takie jak utrata kogoś bliskiego. Nikt nie powinien tracić bliskich, a na pewno nie w taki sposób. Jej mama powinna odejść dopiero za wiele lat, jako staruszka, która przeżyła długie życie pełne dobrych wspomnień, gotowa pozdrowić śmierć jak starego przyjaciela i udać się wraz z nią. Niestety los miał inne plany dla niej i wielu innych, którzy zginęli przez anomalie lub w płonącym ministerstwie.
- Och, takie rzeczy się dzieją. Mi też się kiedyś zdarzyło coś podobnego, kiedy się zapomniałam i użyłam różdżki. Błyskawica uderzyła tak blisko mnie, że porządnie się wystraszyłam! – przyznała, wpatrując się w niego tymi wielkimi oczami, przez co wyglądała na ciągle zdziwioną. – Musimy bardzo uważać na zwierzęta, bo anomalie je płoszą i niepokoją. One też czują, że źle się dzieje.
Poruszyła się nieznacznie na kocu. Ta mała enklawa była jednym z nielicznych względnie spokojnych miejsc w ogrodach, i jednym z nielicznych gdzie można było spokojnie spędzić przerwę od pracy.
- Chciałabym tego. Niewielu rzeczy pragnę bardziej niż końca tej burzy i powrotu słońca, błękitu nieba dziennego i poznaczonego gwiazdami granatu tego nocnego – odezwała się. – Chcę, żeby po prostu było... Normalnie. Tak jak wcześniej.
Zamyśliła się na moment.
- A poza tym co u ciebie słychać? Co ciekawego ostatnio robiłeś? – spytała nagle.


Oh, she lives in a fairy tale,
somewhere too far for us to find.
Forgotten the taste and smell
of a world, that she's left behind.

Willow Lovegood
Willow Lovegood
Zawód : opiekunka stworzeń w ogrodzie magizoologicznym
Wiek : 20
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Wszystko co utraciliśmy, prędzej czy później do nas wróci. Ale nie zawsze wtedy, kiedy tego chcemy.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7002-willow-lovegood https://www.morsmordre.net/t7022-stella https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f266-sevenoaks-st-julian-road-lesny-dom-rodziny-lovegood https://www.morsmordre.net/t7074-skrytka-bankowa-nr-1668 https://www.morsmordre.net/t7023-willow-lovegood
Re: Czytelnia na polanie [odnośnik]27.07.19 1:09
-Och, dobrze, że nic ci się nie stało! Ani zwierzętom. - roześmiał się, nieświadom, że przypadkowa błyskawica to najmniejszy z problemów Willy. Nie wspomniała mu o mamie, a on niefrasobliwie nie dopytał o jej bliskich i założył po prostu, że wszystko w porządku.
Chciał być świetnym dziennikarzem, ale czasami nie umiał słuchać ani czytać mowy ciała między wierszami.
-Błyskawice są najgorsze, mam wrażenie, że w listopadzie wszystkie anomalie to jakieś błyskawice lub wyładowania... - kontynuował, bo zdziwione spojrzenie Willow zachęciło go do własnych rozważań. Miło mu się z nią rozmawiało, bo zawsze spoglądała na świat z nieco innej perspektywy. Nie na tyle dziwnej, by się nie zrozumieć, ale na tyle oryginalnej, by zachęcić jego samego do dalszych przemyśleń na temat rzeczy, które do tej pory uważał za oczywiste.
-Też bym tego chciał. - dodał ciszej i łagodniej. Odruchowo spojrzał na zachmurzone niebo. Od dawna nie myślał o tym, że brakuje mu słońca, ale czuł się przecież gorzej. Trudniej było mu wstawać o poranku, a deszcz utrudniał mu drogę do pracy i psuł humor. Miło byłoby usiąść z książką na ławce w parku, zamiast zamykać się codziennie w bibliotece albo mieszkaniu. Przynajmniej Willow  starała się czytać w ładnej scenerii.
-Co czytałaś? - zagaił, próbując odczytać napis na okładce leżącej obok książki. Zaraz podniósł wzrok na Willow, zastanawiając się, jak streścić co u niego. Od wybuchu anomalii i czerwcowego pożaru Ministerstwa, w jego życiu wydarzyło się wiele. Śmierć mentora, nowa praca, wiadomość o Zakonie Feniksa... W sumie nic, czym mógłby się podzielić.
-Nadal pracuję w Ministerstwie, oblałem próbę dla chętnych do pracy w Gringottcie. - westchnął. Nie było to nic, czym chciałby się podzielić, a o jego podejściu do pracy w banku nie wiedziała nawet najbliższa rodzina. W czasach szkolnych wspominał jednak Willow, że Gringott to jego marzenie, a obecnie czuł się z dziewczyną na tyle swobodnie, że zdecydował się przyznać jej do porażki. Wiedział, że nie będzie oceniać.
-Może za rok spróbuję jeszcze raz, jak nabiorę doświadczenia. - wzruszył ramionami z udawanym optymizmem, bo wcale nie był pewien, czy spróbuje.  Łatwiej będzie mu działać dla Zakonu z Anglii, na mało wymagającym etacie.
-A co u Ciebie?


intellectual, journalist
little spy

Steffen Cattermole
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t7358-steffen-cattermole https://www.morsmordre.net/t7438-szczury-nie-potrzebuja-sow#203253 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f127-dolina-godryka-szczurza-jama https://www.morsmordre.net/t7471-skrytka-bankowa-nr-1777#204954 https://www.morsmordre.net/t7439-steffen-cattermole?highlight=steffen
Re: Czytelnia na polanie [odnośnik]27.07.19 13:10
Willy uśmiechnęła się lekko. Nie zdradziła mu jednak prawdy o tym, co zdarzyło się pierwszego maja. Nie należała do osób które dużo mówiły o swoich troskach i uczuciach. Choć była osobą otwartą i przyjazną, była też jednocześnie dość skryta i nikt nie wiedział, jakie dokładnie uczucia kryły się pod jej zamyślonym uśmiechem i często nieco odległym spojrzeniem.
- Jest gorzej – odezwała się. – Odkąd nadeszła ta nienaturalna burza, anomalii jest więcej i są gorsze. A może to tylko takie moje wrażenie? Praca w tym miejscu nigdy nie była równie trudna jak teraz.
Opiekowanie się zwierzętami w dobie anomalii było bardzo angażujące, ale też niebezpieczne. Dlatego właśnie Willy nie pozwalano się zbliżać do najgroźniejszych gatunków, zwłaszcza że w ogrodach zdarzały się już wypadki śmiertelne odkąd nastały anomalie i niektóre zwierzęta stawały się bardziej agresywne lub wyrywały się z ryz zabezpieczeń. Gdyby Willow była bardziej jak większość dziewcząt w jej wieku i gdyby miała więcej instynktu samozachowawczego pewnie rozejrzałaby się za innym zajęciem, ale magizoologia była jej pasją, chciała też pomagać stworzeniom i ich opiekunom w obecnym kryzysie.
Czepiała się wciąż resztek optymizmu i nadziei na to, że to minie. Że nadejdzie taki dzień, w którym kryzys dobiegnie końca i anomalie odejdą tak, jak przyszły.
- Mówią, że po każdej burzy wychodzi słońce – powiedziała nagle. Tej myśli wciąż starała się trzymać, nawet jeśli to, co od listopada działo się nad ich głowami, nie nastrajało zbyt pozytywnie.
- Och, to tylko podręcznik do magizoologii. Większość z nich już znam, ale... Zawsze to jakiś sposób spędzenia przerwy w nieco spokojniejszym otoczeniu – wyjaśniła, zerkając przelotnie na okładkę książki, którą czytała zanim przyszedł. Potem spojrzała z ciekawością na niego, zastanawiając się jak się miewał. Nie wiedziała, że i on przeżywał teraz dość trudne chwile. – Może jeszcze kiedyś uda ci się spełnić to marzenie? – zastanowiła się. Domyślała się że praca dla ministerstwa nie była zbyt ciekawa. Ale że oboje byli młodzi, od czegoś musieli zacząć, zanim sięgną po śmielsze marzenia. Dlatego nie oceniała go, wychodząc z założenia, że najwyraźniej tak miało być, ale nie musiało to przekreślać jego przyszłości. – Ja chciałabym kiedyś podróżować tak jak mój tata i badać magiczne stworzenia z różnych zakątków świata. Ale póki co jestem tutaj i zdobywam wiedzę i doświadczenie. – I ona nie planowała spędzić w tych ogrodach całego życia, ale były dobrym miejscem na rozpoczęcie drogi magizoologa. Gdy będzie starsza i posiądzie większą wiedzę, pragnęła zostać podróżniczką i magizoologiem z prawdziwego zdarzenia. Jak jej ojciec. Była osobą, którą ciekawość ciągle gdzieś gnała i trudno było sobie wyobrazić całe życie w jednym miejscu. Była Lovegoodem, a w ich rodzinę wpisana była pewna nieszablonowość, chodzenie własnymi drogami, poszukiwanie swojego miejsca w świecie, a zdaniem niektórych nawet szaleństwo. Nie dla nich było zwyczajne, szare życie przeciętnych obywateli, którzy nigdy nie wyłamywali się poza swoje schematy.
- Zawsze pamiętajmy o naszych marzeniach. Prędzej czy później los się do nas uśmiechnie – a ona uśmiechnęła się do niego, wierząc, że kiedyś w nieokreślonej przyszłości ona zostanie prawdziwym magizoologiem, a on łamaczem u Gringotta.
- Nic nowego. Przychodzę tu, opiekuję się zwierzętami, a potem wracam do domu. Może w przyszłym roku uda mi się załapać na jakąś wyprawę z tatą? – Spojrzała znowu na niego, a potem na książkę. A później na niebo.


Oh, she lives in a fairy tale,
somewhere too far for us to find.
Forgotten the taste and smell
of a world, that she's left behind.

Willow Lovegood
Willow Lovegood
Zawód : opiekunka stworzeń w ogrodzie magizoologicznym
Wiek : 20
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Wszystko co utraciliśmy, prędzej czy później do nas wróci. Ale nie zawsze wtedy, kiedy tego chcemy.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7002-willow-lovegood https://www.morsmordre.net/t7022-stella https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f266-sevenoaks-st-julian-road-lesny-dom-rodziny-lovegood https://www.morsmordre.net/t7074-skrytka-bankowa-nr-1668 https://www.morsmordre.net/t7023-willow-lovegood
Re: Czytelnia na polanie [odnośnik]27.07.19 13:29
-Jak radzicie sobie ze zwierzętami? I czy one same...no, powodują jakieś anomalie? - wiedział, że komplikacje dotyczą mugoli, charłaków i dzieci, ale - choć uwielbiał zwierzęta - nigdy nie zainteresował się tym, czy i one same przyciągają anomaliczną magię. Po prostu nie miał zwierzątka domowego, a od rozważań teoretycznych odciągały go wszystkie inne sprawy.
Spojrzał na Willow z mieszaniną współczucia i podziwu. Była taka delikatna, a zarazem oddana swojej pracy. Nie chciał dopytywać, ale miał nadzieję, że nie poturbował jej żaden przestraszony kuguchar albo kotopodobny zwierz.
Nie, żeby kuguchar był oczywistym kandydatem do turbowania ludzi, ale Steff naprawdę nie lubił kugucharów.
-Też tak myślę. - zapewnił dziewczynę, chociaż wcale nie był pewny. Odbierał świat bardziej rozumem niż intuicją i wiedział, że anomalie są trudne do okiełznania, że najpierw trzeba zgłębić ich istotę, a potem z nimi walczyć. Jego optymizm brał się jednak z gotowości do działania - Bertie wspomniał mu, że Zakon potrafi okiełznywać pojedyncze anomalie, a Steffen cierpliwie czekał na sygnał od kogoś, kto nauczy go to robić. Nie chciał obciążać wszystkim przyjaciela i bardzo chciałby poznać więcej Zakonników, ale wiedział, że wtajemniczenie przyjdzie w swoim czasie.
-Praca dla Gringotta to też podróże. Kto wie, może za kilka lat spotkamy się niespodziewanie w Egipcie, ty tropiąc zwierzęta, a ja artefakty? - uśmiechnął się szeroko, ucieszony samą perspektywą.
Choć smutne było samo to, że użył określenia "za kilka lat." Dawny Steffen był niecieprliwy, entuzjastyczny i gorliwy. Sądził, że spełnienie marzeń to kwestia kilku miesięcy, a trzyletnia nauka animagii (i tak krótka w porównaniu do doświadczeń innych!) była dla niego prawdziwym utrapieniem. Anomalie, śmierć mentora, porażka w pracy, zmagania Zakonu - to wszystko zmusiło go do zmiany perspektywy i pewnej weryfikacji idealistycznego podejścia do życia. Nadal pozostawał optymistą, ale zaczął roztrząsać cele bardziej długoterminowo.
Na razie liczyła się wojna o lepszy świat, a nie jego marzenia.
Miał jednak nadzieję, że Willow nie myśli o tym w takich kategoriach. Była...po prostu Willow, nie wyobrażał sobie jej w walce, ani zatroskanej o politykę. Podświadomie martwił się o wielkooką dziewczynę, a jej niewinność i pewne marzycielskie podejście do świata uważał za jej największą zaletę.
Chciał walczyć dla Zakonu właśnie po to, by Willow i inni mogli spać w spokoju.
-Będziemy pamiętać. - uśmiechnął się pokrzepiająco. -Gdzie ostatnio był twój tata, ma już jakieś plany na kolejną wyprawę? - zainteresował się, bo uwielbiał podróże, a opowieści o panu Lovegoodzie zawsze były pasjonujące.


intellectual, journalist
little spy

Steffen Cattermole
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t7358-steffen-cattermole https://www.morsmordre.net/t7438-szczury-nie-potrzebuja-sow#203253 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f127-dolina-godryka-szczurza-jama https://www.morsmordre.net/t7471-skrytka-bankowa-nr-1777#204954 https://www.morsmordre.net/t7439-steffen-cattermole?highlight=steffen
Re: Czytelnia na polanie [odnośnik]27.07.19 21:15
- Nie, na szczęście nie! – powiedziała z ulgą. Tylko dzieci i mugole wywoływali wokół siebie anomalie, zwierzęta nie. – Ale to nie znaczy, że nie są podatne na działanie anomalii. Długa ekspozycja na anomalną moc ma na nie zły wpływ. – Były niespokojne, czasem agresywne, słyszała też o przypadkach mutacji stworzeń, które zbyt długo przebywały przy ogniskach anomalii. Do jednego z bardziej jaskrawych znanych jej przypadków doszło w rezerwacie jednorożców, słyszała o nim, gdy kiedyś miała okazję tam być.
- Byłoby super, gdybyśmy tak kiedyś w przyszłości wpadli na siebie w jakimś innym kraju, gdzie oboje wybierzemy się, by spełniać nasze marzenia – zgodziła się. Nie było to wykluczone, bo kto wie, gdzie los postanowi ją rzucić? Magiczne zwierzęta występowały na całym świecie i najchętniej odwiedziłaby każdy kraj, choć zdawała sobie sprawę, że to kosztowne i problematyczne, i nawet jej ojciec nie zdążył jeszcze postawić nogi w każdym zakątku świata (a miał znacznie więcej lat od niej) ale wierzyła, że ma dużo czasu, żeby zdążyć zjechać cały świat wzdłuż i wszerz, poznając i badając tamtejsze gatunki fauny. Nawet ona, będąc osobą z natury dość naiwną i oderwaną od prozaicznej rzeczywistości, zdawała sobie sprawę, że na spełnienie jej marzeń potrzeba lat, bo świat był olbrzymi, a zwierząt mnóstwo i wiele nawet nie zostało jeszcze odkrytych. Ale tym lepiej, będzie miała co robić.
Willow nie była świadoma tego, że Steffen aktualnie miał inne zmartwienia i tak naprawdę spełnianie marzeń o pracy dla Gringotta zeszło na dalszy plan. Była na tyle oderwana od rzeczywistości, że nie wiedziała, że anomalie nie były jedynym zagrożeniem i że w ich kraju ścierały się właśnie dwie skrajne siły. W jej domu temat polityki w zasadzie nie istniał, bo Lovegoodowie rzadko zawracali sobie głowę czymś tak przyziemnym i nudnym. To co się działo mogło zacząć dotyczyć także ich, choć jak dotąd nikt Willy nie próbował w nic wciągnąć ani zaangażować, więc – nie miała pojęcia o żadnym Zakonie i nic nie wskazywało na to, by to się miało w najbliższej przyszłości zmienić. Żyła sobie swoim życiem, opiekując się zwierzętami, ucząc się magizoologii i snując marzenia o podróżach.
Uśmiechnęła się do Steffena, a następnie zaczęła snuć długą opowieść o podróżach swego ojca, także o tych, w których miała okazję mu towarzyszyć. Nie była jeszcze na żadnej niebezpiecznej ani bardzo wymagającej wyprawie, jednak zdążyła już zobaczyć co nieco poza granicami Anglii. Miała więc o czym opowiedzieć dawnemu szkolnemu koledze, i opowiadała dopóki na łąkę nie przyszła jedna ze starszych pracownic.
- Willow! Wszędzie cię szukam! – odezwała się, a Willy zdała sobie sprawę, że znacznie przedłużyła sobie przerwę.
- Przepraszam cię, Steffen, ale chyba muszę już iść – powiedziała szybko do kolegi, patrząc na niego przepraszająco. Wyraziła nadzieję, że niedługo uda im się gdzieś spotkać znowu, a potem pożegnała go i ruszyła za czarownicą, która po nią przyszła, by powrócić do swoich obowiązków.

| zt. dla Willy


Oh, she lives in a fairy tale,
somewhere too far for us to find.
Forgotten the taste and smell
of a world, that she's left behind.

Willow Lovegood
Willow Lovegood
Zawód : opiekunka stworzeń w ogrodzie magizoologicznym
Wiek : 20
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Wszystko co utraciliśmy, prędzej czy później do nas wróci. Ale nie zawsze wtedy, kiedy tego chcemy.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7002-willow-lovegood https://www.morsmordre.net/t7022-stella https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f266-sevenoaks-st-julian-road-lesny-dom-rodziny-lovegood https://www.morsmordre.net/t7074-skrytka-bankowa-nr-1668 https://www.morsmordre.net/t7023-willow-lovegood
Re: Czytelnia na polanie [odnośnik]10.09.19 4:24
-Byłoby ciekawe zbadać, jaki wpływ mają na zwierzęta anomalie po dłuższym czasie... - zapalił się nagle Steffen, chociaż temat wcale nie był fajny. Ale tak już miał, naukowa ciekawość odzywała się w nim czasem z zaskakującą mocą i na moment zapominał wtedy o wrażliwości innych. Jego brat przejawiał bardziej jaskrawą wersję takiej postawy - nie licząc się z niczym i z nikim, gdy skupiał się na badaniach. Steff bywał bardziej empatyczny, bo po sekundzie uświadomił sobie, że nie powinien mówić takich rzeczy przy lubiącej zwierzęta Willow.
-Znaczy, biedne zwierzęta, na pewno bardzo cierpią! - zreflektował się. -Mam po prostu na myśli, że nauka nie zna takich przypadków i w przyszłości mogłaby pomóc... ale trudno zbadać systematycznie cokolwiek, gdy wkoło panuje chaos. - zamyślił się.
Uśmiechnął się szeroko na pomysł Willow, że może kiedyś spotkają się w jakimś egzotycznym kraju - on poszukując najrzadszych artefaktów, a ona badając najdziwniejsze magiczne stworzenia. Spojrzenie miał jednak smutne, więc zręcznie uniknął wzroku Willow. Bardzo lubił dziewczynę, ale nie chciał i nie mógł dopuścić jej do swoich aktualnych zmartwień (wątpił nawet, czy by je zrozumiała, skoro większość tyczyła się polityki). Gdy Bertie opowiedział Steffenowi o Zakonie, ten podjął decyzję i tym samym zepchnął marzenia o Gringottcie na dalszy plan. Wiedział, że tego pragnąłby dla niego zmarły mentor z Ministerstwa - chociaż Howard widział w Steffenie potencjał na zdolnego łamacza klątw, to przede wszystkim widział w nim dobrego i odważnego człowieka. Gdy tylko Steff dowiedział się, że Howard działał w Zakonie, zobaczył w nowej działalności szansę na pomszczenie poległego w pożarze Ministerstwa czarodzieja.
Szansę, która na razie grzebała jego marzenia i nadzieję na spokojne (to znaczy, spokojne inaczej i spędzone na poszukiwaniu skarbów) życie. Podobnie jak Willow, liczył na to, że chaos przeminie. Przeczuwał jednak, że nie obędzie się bez ofiar.
Ale na razie miał szansę zapomnieć o tym wszystkim, chociaż na moment. Z radością pogrążył się w opowieści o przygodach pana Lovegood, słuchając uważnie i wyobrażając sobie wszystkie piękne i dalekie miejsca. Potem pożegnał się z Willow i siedział na polanie, zadumany, jeszcze dłuższą chwilę. Koleżanka z Hogwartu nieświadomie przypomniała mu o tym, że czas pożegnać własną młodość. Wprawdzie wciąż był młody, ale skończyły się lata beztroski.

/zt


intellectual, journalist
little spy

Steffen Cattermole
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t7358-steffen-cattermole https://www.morsmordre.net/t7438-szczury-nie-potrzebuja-sow#203253 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f127-dolina-godryka-szczurza-jama https://www.morsmordre.net/t7471-skrytka-bankowa-nr-1777#204954 https://www.morsmordre.net/t7439-steffen-cattermole?highlight=steffen
Re: Czytelnia na polanie [odnośnik]30.12.23 1:54


nie uwieczniasz nigdzie naszych starań, nie chcesz w zamian nic, nie dasz się nabrać
nie dasz się nabrać, więc milczysz tak pięknie, a ja chcę więcej, więcej, na tych parę sekund
więc bądź tutaj na przekór

— jedenasty sierpnia 1958 —

Lico lśniło jakimś złocistym, zagadkowym majestatem, tuż w letnim blasku górującego w zenicie słońca; w szarozielonym spojrzeniu odbijała się nieśmiałość bytu i młodzieńcza iskra niewinności. Kręcone blond włosy opadały w bezwładzie na ramiona, tylko czasami smagane przez siłę zrywającego się nagłością wiatru; pełne, zgoła rumiane usta rozchylały się w niepewnej manierze, trącając urokliwym tonem dziewczęcości. Jakże nieskomplikowanie śliczna, jakże szlachetnie czysta w samej choćby, zbędnie przecież, napiętej posturze i, równie zbędnie, skrępowanej formalnością gadce. Całkiem inna od kołyszących się w kociej tendencji panien wyciągniętych żywcem z salonowej ciasnoty pozorowanej łagodności; całkiem inna od rozpasanych szantrap, noszących się w przesadzie dekoltów i prowokująco kuszących słów, naszpikowanych dewiacją niegodnej kobiecej anielskości. Intrygującym było spoglądać na nią teraz w miękkości spoczywającego na zielonej polanie koca, w wiedzionej beztroską i brakiem zobowiązań mgle banalnej lekcji, na którą w stosownej uprzejmości zgodziła się przystać. Intrygującym było podejmować próby wniknięcia w samo sedno kryształowej duszyczki, po trochu sycąc się szczegółowością zaległych w eterze niuansów. Rzekomo rozchodziło się wyłącznie o te fikuśne gatunki zwierzątek, rzekomo siedział tu tylko po to, by dokarmiać osobistą ambicję, a może nawet prędzej ego, samą byle świadomością, że nie zastygał doszczętnie w tutejszym degeneracyjnym rozkładzie. Co niektórzy zwykli wszakże poprzestawać na komfortowym dla nich polu złudnej wszechwiedzy, zadzierając nosy i podbródki w pozbawionym pokory położeniu; co niektórzy zwykli bowiem określać się niezliczonymi enumeracjami elokwentnych epitetów, za ich zwojami skrywając jednak zatrważający mrok zawstydzającej prawdy. On żądał zawsze więcej, on pragnął móc i potrafić bardziej, trochę chyba w pozie wnikliwego naukowca, bardziej może w obliczu kłębiących się w odmętach duszy kompleksów. Czymś należało je zatem ostudzać, czymś należało przykrywać sedno ich, drażniącej bolączką, obecności. Nie ona jedyna utorować mu miała drogę do, ostatecznie najpewniej karkołomnych, fantazji o zaradności; nie ona jedyna, o tymże właśnie nazwisku, obyczajnie postanowiła posilać go gestem prostej przysługi, choć jej krewna czyniła to niewątpliwie inaczej i z racji zdecydowanie odmiennych pobudek. Kontrast ich przyzwyczajeń przywodził niemalże szczere rozbawienie, ale o to nie pokusiłby się raczej w zastałej sytuacji. W nienazwanym przyczyną postanowieniu odepchnął też na bok konwencjonalną dla siebie ironię, odepchnął też cynizm i pełen zwodniczego chłodu dystans; miast nich, w lustrzanym wręcz odbiciu, naśladował jej cnotliwe gesty — cwaniacki uśmiech zastępował przekonująco lękliwym, lubieżny wzrok zamienił zaś na pruderyjnie skromny. Rozczulający wdzięk nie odebrał mu jednak w zupełności męskich pierwiastków — metodycznie roznosił bowiem wokół siebie ciężkie wonie żywicznego pachnidła i tytoniowych reminiscencji, sylwetka natomiast w większej od niej lekkości gotowa była spoczywać ma posłaniu trudną do zamaskowania frywolnością. No i te oczy, ładne przecież, malowane intensywną szarością, być może zbyt długo i natrętnie pozwalały sobie wędrować po krańcach jej twarzyczki, szyi, ramion, jakoś nienormalnie romantyzując wydatności ich kształtów. I tak popadał w bezwład rozkosznego zachwytu i szczerego zafrapowania jej drobną osóbką, na dalszy plan odsuwając wyjaśniane w godnym pochwały detale o magicznych stworzeniach. Zwłaszcza gdy jedno z nich siedziało tuż obok, w zamian oferując zaledwie suchy wykład i wskazanie palcem zasadnej ryciny w którejś z walających się tu książek.
Marysiu, nie jestem pewien, czy dobrze zrozumiałem — zakomunikował swobodnie, w chwili efemerycznej ciszy; nie śmiałby przecież przerwać jej wcześniej, a myślami odpłynął już dobrą minutę temu, uwagę koncentrując na czymś zgoła innym. — Czy byłabyś tak łaskawa i powtórzyła ostatnie trzy zdania? — kontynuował z zaskakującą subtelnością, prośbę kwitując porozumiewawczym zerknięciem.
Igor Karkaroff
Igor Karkaroff
Zawód : pomocnik w domu pogrzebowym; początkujący zaklinacz
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
his eyes are like angels
but his heart is
c o l d
OPCM : 6 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 13 +3
ZWINNOŚĆ : 9
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Czarodziej
по пътя към никъде
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t11807-igor-karkaroff-budowa#364730 https://www.morsmordre.net/t11827-listy-igora#365077 https://www.morsmordre.net/t12117-igor-karkaroff#373077 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t11813-skrytka-nr-2571#364862 https://www.morsmordre.net/t11812-igor-karkaroff#364859
Re: Czytelnia na polanie [odnośnik]30.12.23 23:31
Nie do końca wiedziała, jak powinna się dzisiaj czuć. Z jednej strony pan Karkaroff — jego wysoka sylwetka i pewny siebie chód, idealne maniery, gdy mijali się w domu Elviry; z drugiej jednak był Igor — niewiele starszy od niej, jeszcze młodzieniec, wpatrujący się w nią swymi smutnymi, szarymi oczami. Dziś złapała się na myśli, że ich oczy, wędrujące wspólnie na ścieżce szarości, były smutne w ten sam sposób. Nigdy nie rozumiała ciężaru, który spoczął na jej barkach. Tego pokoleniowego, bo skłonność do melancholii i marzycielstwa płynęła w krwi jej ojca, jego ojca, wielu ojców przed nimi, tak daleko, że w wędrówce do jej źródła trafiała wprost do Blake'a z Meulles, protoplastę rodziny. Ale czy rycerz mógł naprawdę nosić w sobie te cechy? Och, jak miło było wierzyć, że mógłby być inny od reszty — kimś szlachetnym, kimś kierującym się pobudkami wyższymi niż władza, niż potęga, dostrzegającym to, co dla szkiełka i oka cynicznego uczonego było niedostrzegalne. Och, jak bardzo nie chciała stać się kimś takim w przyszłości.
— Błędne jest przekonanie czarodziejów, że świat należy wyłącznie do nich — choć naturalna nieśmiałość Marii, przejawiająca się przede wszystkim unikaniem przesadnego spoglądania w kierunku już nie chłopca, bo całym sobą — pomimo starań naśladowania Marii, które szło mu ze wszech miar pomyślnie — rozsiewał wokół siebie krępującą występujące dziś w roli nauczycielki dziewczę aurę męskości. Może to zapach, który wokół siebie roznosił, tak kontrastujący z malinowymi perfumami młodszej z kuzynek Multon, zasiadającej w stosownej odległości wyciągniętego ramienia, skromnie i dbale ułożonej sukience nieodsłaniającej żadnego fragmentu nóg poniżej tak złączonych kolan, jak i łydek. A może to jego spojrzenie, które czuła na sobie — nie mogła go wszak zignorować, całe życie będąc zwierzyną wyglądającą tylko myśliwego. Słowa ojca dźwięczały w głowie przestrogą, tym istotniejsze było zatem jej zachowanie. Lekcja. Tak, lekcja, nie spotykali się tutaj towarzysko, to była misja. Jeżeli będzie mogła wywrzeć dobry wpływ choćby na jedną duszę, nawet katusze zakorzenionego głęboko lęku przed pozostaniem sam na sam z mężczyzną nie pójdą na marne.
— Jesteśmy tu ledwie gośćmi... — zawahanie dźwięczy zbyt wyraźnie, aby mogło zostać zignorowane. Szarozielone spojrzenie wreszcie odrywa się od kart księgi, którą trzyma na kolanach, co jakiś czas podsuwając ją pod oczy zupełnie już szare, drżącym palcem wskazującym wskazując na konkretne fragmenty rycin. Panie Karkaroff chce jednak wrócić na język, z wygodnego przyzwyczajenia wymieszanego w równych proporcjach z bezpieczeństwem, jakie daje przelotna ledwie, niezawiązana jeszcze porządnie relacja, która łączyła ich do tej pory. Jednak pan Karkaroff wyraził się jasno, chce, aby mówić mu po imieniu. A Maria respektuje życzenia swoich towarzyszy, zmieszany uśmiech pojawia się na spąsowiałej — ze wstydu i gorąca — twarzy, choć wzrok opada w dół, ponownie na karty księgi. — Igorze. Gośćmi, którzy roszczą sobie prawa gospodarzy, ale na świecie istnieje tak wiele gatunków stworzeń, czy to magicznych, czy nie, które żyją znacznie dłużej od czarodziejów, posiadają olbrzymią moc, mogłyby, gdyby tylko chciały, wywrócić nasz porządek do góry nogami... — blondynka prostuje się wraz z każdym uciekającym spomiędzy warg słowem coraz bardziej, wreszcie przyjmuje pozycję niemalże dumnej, choć lepszym słowem byłoby oświeconej. Jest w swoim świecie, o którym wie już co nieco, w którym nie jest tylko małą, głupią Marią, której nikt nie zamierza słuchać. Nie trzeba słuchać i pochłaniać sensu słów, aby wiedzieć, że w tej jednej chwili przepełnia ją pasja, żywa i szczera do bólu, w najczystszej swojej postaci. Drżący, świszczący wdech mówi to wystarczająco głośno. — Na przykład morskie smoki. Te zamieszkujące wody na północy, u wybrzeży Szkocji mają skłonności kanibalistyczne, jeżeli nie mają okazji posilić się inaczej.
I wtedy zapada cisza, która nie miała przecież zapaść. Roziskrzone antycypacją reakcji oczy, nowoodnalezioną siłą woli wznoszą się na powrót na tego, który powinien jej słuchać. W radosnym napięciu przyglądają się otwieranym z nonszalancją ustom, aż wreszcie padają słowa.
Nie takie, których się spodziewała.
— Och — już na pierwszy rzut oka widać, że bardzo stara się zatuszować swoje rozczarowanie, smutek nawet. I choć kąciki ust drżą w tym samym nieśmiałym uśmiechu, to napięte ramiona opadają, podobnie jak głowa, jasne loki opadają po obu stronach twarzy, gdy — wydawać się może, że dla rozładowania swego zmieszania, ale może też dla samej nauki — Maria wertuje z zapałem strony księgi. — Mówiłam o tym, że czarodzieje roszczą sobie prawa do całego świata, gdy nie należy on do nich nawet w połowie — powraca do tłumaczenia cierpliwie, aż wreszcie znajduje w księdze to, czego chciała. — Spójrz tutaj. To morski smok. Jeżeli jest się wystarczająco odważnym, można spotkać je w podwodnych jaskiniach niedaleko wybrzeży Szkocji, ale zdarza im się migrować tak daleko, że widuje się je nawet Côte d'Azur francuskie głoski spływają z języka z zupełną swobodą. I choć to przecież krótka nazwa, przez tę jedną sekundę Igor może mieć wrażenie, że gdy Maria posługuje się nieojczystym dla niej językiem, zyskuje większą swobodę.


Bądź sobą, zwłaszcza nie udawaj uczucia. Ani też nie podchodź cynicznie do miłości, albowiem wobec oschłości i rozczarowań ona jest wieczna jak trawa. Przyjmij spokojnie, co ci lata doradzają, z wdziękiem wyrzekając się spraw młodości. Rozwijaj siłę ducha, aby mogła cię osłonić w nagłym nieszczęściu. Lecz nie dręcz się tworami wyobraźni.
Maria Multon
Maria Multon
Zawód : stażystka w rezerwacie jednorożców
Wiek : 19 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
You poor thing
sweet, mourning lamb
there's nothing you can do
OPCM : 12 +1
UROKI : 7 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 16
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11098-maria-multon#342086 https://www.morsmordre.net/t11145-gwiazdka#342865 https://www.morsmordre.net/t12111-maria-multon https://www.morsmordre.net/f417-gloucestershire-tewkesbury-okruszek https://www.morsmordre.net/t11142-skrytka-bankowa-nr-2427#342857 https://www.morsmordre.net/t11143-maria-multon#360683
Re: Czytelnia na polanie [odnośnik]01.01.24 21:58
Stronice książki migają bez znaczniejszego oddźwięku, pozostawiając za sobą jedynie szum tłamszonego między palcami pergaminu; zalegająca w eterze pasja wykładu, choć starał się bardzo o osobiste skupienie, znikała gdzieś we mgle pomniejszych niuansów, które z zaskakującą wnikliwością zdawał się teraz odnotowywać. Imponująca ostentacja ruchów, jakże szlachetna i kontrolowana, chyba jednakowoż nie bez kozery; zawstydzenie wykwitło gdzieś na jej licu, gdzie bladą ignorancją próbowała nieskutecznie strącić z siebie natrętny wzrok nieznacznie starszego pana Karkaroffa. Na same widmo tej formułki, w uprzejmej konwersacji spisanej atramentem w rzędach starannych zdań, szeroki uśmiech rozbawienia nawiedzał kąty jego twarzy, czyniąc zeń całkiem urokliwego, choć istotnie nasiąkniętego ironią, chłopca. Na samo brzmienie tej paskudnej formalności gotów był teatralnie przewracać oczami, już wkrótce ściskając ją bez przesadnej pruderii objęciem serdecznego porozumienia. Wszystko w tym brzydkim kraju było tak sztucznie nasycone pompą i patosem, nawet nikła relacja dwojga młodych ludzi, konwersujących nie w otoczeniu wścibskiej socjety, nie o szwarcu, mydle i powidle, lecz w bliskiej naturze okoliczności magizoologicznego ogrodu, na miękkim kocu i krótko przystrzyżonej trawie. Wszystko na tym deszczowym lądzie było tak toksycznie zepsute, do reszty już chyba zdegenerowane przywarami cywilizacji i szumnymi, piorącymi ludziom mózgi, ideami. Natknięcie się na anielskie wręcz, wiedzione w życiu dobrem oraz melancholią, dziewczę było czymś kojąco wyzwalającym, nawet jeśli on zdążył już w tej jej czystości dostrzec pierwiastki niezobowiązującej gry. Szczerze powątpiewał, by odkryła kiedykolwiek prawdziwe kolory tej jego przebrzydłej zabawy; już teraz zdawała się wszakże dostrzegać wzmocniony celowością smutek szarych oczu, już teraz pąsowiała nieco w obliczu byle przejawu unikanej dotąd skutecznie kurtuazji. Dla niej jednak gotów był wykrzesać z siebie najmniejsze i nadpalone już nieokrzesaniem relikty wewnętrznego piękna; dla niej jednak gotów był pobyć jeszcze przez chwilę skromnym wychowankiem boskiej elegancji, dalekim od zjaw nadętych panisk i cwaniackich dewiantów. Po co właściwie przywracał teraz reminiscencje dawnego ja? Po co właściwie przywdziewał ascetyczny płaszcz szczerego i bezinteresownego krewniaka prowincjonalnej godziwości? Żadne stwierdzenie pewności nie padło w jego umyśle, odnajdywał jednak w tej pokrętnej manipulacji coś satysfakcjonującego. To chyba ten wybijający się drażliwością kompleks, to chyba ten demon bycia odwiecznie niewystarczającym podpowiadał, że zupełnie przyjemnym byłoby dominować. A nawet zawładnąć nad naiwnym rozumkiem tejże akurat słodkiej do bólu istotki, czyniąc z niej posłuszną figurkę własnych fantazji — swoistą lalkę, łechtającą ego czynem, słowem, a może tylko wywalczoną skrzętnie pokornością. Tego jeszcze nie wiedział, czego był jednak pewien bez cienia zawahania, to że prostą lekcję wywiódł w przestrzeń kwadratowej szachownicy, na której on, jako czarny król, przewyższał hegemonią widmo białego pionka. I choć mogła stworzyć dogodne dla siebie szach, wzmagała się przed tym bojaźnią własnego głosu, który oznajmiłby mat. Był jak wilk nad zlęknioną owieczką, która w swojej pomocnej górnolotności wolała drżeć ze strachu, niż uciec przed czyhającym na nią wrogiem.
Najmocniej cię przepraszam — wydusił z siebie na zasłyszane z dziewczęcych ust westchnienie zawodu, tężejąc przy tym nieco w swojej postawie i znosząc z mimiki wszelkie oznaki beztroski. Jak gdyby istotnie przejął się bardzo własnym niedbalstwem, a zarazem pragnął niemo zakomunikować, że zaistniała sytuacja była zaledwie wynikiem przypadkowego zaniedbania. Palcami sięgnął do zwisającego wzdłuż klatki krawatu, poluzował teatralnie jego splot przy szyi, przez rysy przemknęło zaś zakłopotanie. — W taką pogodę niekiedy ciężko jest mi się skupić. Słuchałem tego, o czym opowiadałaś, ale miałem wrażenie, jakby te słowa były mi obce, nieznane. Jakbym na powrót nie rozumiał angielszczyzny — kontynuował zmieszany, dłońmi wygładził jeszcze materiał ciemnych spodni, usilnie poszukując w nich chyba punktu zawieszenia dla własnych oczu i, zgoła przesadnie się tu kumulującego, wstydu. — Co za faux pas. Poświęcasz mi czas, mówisz z pasją i to na miarę współczesnych odkryć, a ja... Wybacz mi to roztargnienie — poprosił swobodnie, już zaraz porzucając staturę kajającego się ucznia. Oczywiście na rzecz archetypu aktywnie uczestniczącego w wykładzie studenta, emanując zatraconą na moment przenikliwością.
Interesujące. Czy przed rozleglejszą migracją ograniczają je w jakiś sposób zależności klimatyczne? — podpytał, omiatając wzrokiem wskazaną przez nią rycinę; staranny obrys Lazurowego Wybrzeża zdradzał tereny nieznanej mu bliżej republiki, jej artykulacja zaś — naleciałości niezwykle finezyjnej, galicyjskiej artykulacji. Wymowy, którą dość sprytnie i w punkt potrafiłby za nią naśladować. — No i powiedz coś jeszcze. Po francusku — zachęcił, szukając źrenic wybijających się spośród szarozielonego towarzystwa. Sam potrafił powiedzieć w tym języku tylko jedno zdanie. Ale go nie zacytuję, bo się rozproszysz.
Mon endroit préféré c’est avec toi.
Igor Karkaroff
Igor Karkaroff
Zawód : pomocnik w domu pogrzebowym; początkujący zaklinacz
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
his eyes are like angels
but his heart is
c o l d
OPCM : 6 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 13 +3
ZWINNOŚĆ : 9
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Czarodziej
по пътя към никъде
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t11807-igor-karkaroff-budowa#364730 https://www.morsmordre.net/t11827-listy-igora#365077 https://www.morsmordre.net/t12117-igor-karkaroff#373077 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t11813-skrytka-nr-2571#364862 https://www.morsmordre.net/t11812-igor-karkaroff#364859
Re: Czytelnia na polanie [odnośnik]04.01.24 18:45
Nieświadomość często bywała wybawieniem. Pozwalała cieszyć się z tego świata — jakkolwiek brudny, połamany by nie był. Dostrzegać w nim tylko to, co chciało się dostrzec, do czego wyrywało się dziewczęce serce, które tkwiąc w wymuszonej okolicznościami samotności, szukało tego, co znajome wszędzie, gdzie się tylko udało. Dlatego tak lubiła ciszę i spokój. Tę, którą odnajdowała w ciepłych ramionach własnego, małego domku w bursie rezerwatu, tę, którą odnajdywała w przynależnych do przybytku lasach, której ułamek, niewielki, ale przecież wystarczający odnalazła niegdyś pod kopułą nietypowej czytelni ogrodu magizoologicznego. Była też ostrzem, które nieświadomie kierowała w swoją stronę, więcej niż często samej nadziewając się na nie, na krótkie momenty, gdy zbliżała się do granicy własnego bezpieczeństwa. Miała jednak na tyle oleju w głowie — lub może instynktu, zawsze operowała lepiej w granicach własnych impulsów — aby cofnąć się przed nim, nim naruszy zdrową tkankę, niż zada ból, do którego zostało stworzone. Teraz jednakże, wobec całej, wciąż nieodkrytej gry prowadzonej jednostronnie przez Igora Karkaroffa, nie czuła jeszcze nieprzyjemnych ukłuć w okolicach żeber. Tylko słońce na swojej skórze, tam, gdzie nie sięgał już materiał sukienki i na włosach, które złote w barwie chłonęły promienie słoneczne niezwykle wręcz zachłannie. Strach, ten prawdziwy i żywy do bólu, drzemał jeszcze w jej umyśle, podobny do kota, który również uwielbiał wygrzewać się na słońcu i nie zamierzał ruszać się nawet o milimetr, póki nie nadejdzie na niego pora, póki nie zostanie do tego zmuszony. Pozostało jej więc tkwić w swoistej pułapce — teraz bardziej własnej, niż przygotowanej przez Igora. Czymże innym były bowiem starannie dotrzymywane maniery? Kładzione przez lata wychowania w domu i szkole reguły o poprawnym sposobie siadania, o tym, aby nie odzywać się niepytaną i nie wchodzić starszemu w słowo, o odległości, która musiała ich dzielić na przestrzeni miękkości koca, prawidła zakazujące jej przecież patrzenia wprost w smutne oczy zbyt długo, bo przecież tak się nie godzi? W tej scenerii były pnączami, wyrastającymi z żyznej ziemi, spośród źdźbeł krótko przyciętej trawy. Niewidoczne, choć oplatające obie jej ręce i nogi, i cały tors, aż do szyi.
Ścisnęły się mocniej, upominająco, gdy z ust młodego mężczyzny padły słowa przeprosin. Mięśnie napięły się w odpowiedzi na nadchodzącą już, gorącą falę wstydu i żalu. Tym razem nieśmiałe spojrzenie nie odrywało się już od niego, z uwagą śledząc wszystkie poczynania — przede wszystkim jego dłoni. Maniera, w której obcował z krawatem, przywiodła na myśl obraz porządnego, młodego człowieka, w jakiś sposób podobnego do mężów jej starszych sióstr — choć o wiele przyjemniejszego w osobistym kontakcie. Chyba dlatego na dłużej skupiła się na tym właśnie, dopiero po czasie kładąc książkę na własne kolana, aby unieść wolne od niej dłonie do swego serca, gdzie splotły się palcami w koszyczek.
— Nie przepraszaj, to nie twoja wina — słowa wypływają miękko i prędko. Maria chciałaby użyć ich jako poduszki podstawianej pod upadające, uczące się ledwie chodzić dziecko. W mig tłumaczenie sprawia, że sama czuje się winna. Dla niej przecież angielski jest językiem ojczystym, nawet jeżeli walczącym o pierwszeństwo w myślach z francuskim, choć ten zwykł dominować z przyzwyczajenia. Igor i tak dość prędko opanował zawiłości kolejnego obcego języka — a Maria, jak się jej w tej chwili zdawało, wykazała się olbrzymim okrucieństwem i lekceważeniem, przywołując go do porządku w chwili, w której zamiast wzdychania z rozczarowaniem potrzebował pomocy.
Jakże było jej teraz głupio.
— Nie, naprawdę, to żadne faux pas — jedno z pnączy manier puszcza, dlatego wreszcie wchodzi mu w słowo. Żarliwość w jej głosie musi podkreślać szczerość zamiarów. Bo naprawdę nie chce, żeby w jakikolwiek sposób czuł się w jej towarzystwie źle. Jeszcze bardziej uderza ją chyba podobieństwo jego gestów — wygładzanie spodni w szczególności — do jej własnych, gdy czuje się niepewnie. Wiem, jak się czujesz, Igorze, sama czułam się tak wielokrotnie i przepraszam, przepraszam, przepraszam, że to przeze mnie...
— Im zimniejsze wody, w których bytują, tym bardziej niespokojne bywają. Atakują nie tylko siebie, ale podpływają też bliżej powierzchni czy brzegu. Częściej się je widuje, niż na południu Francji — i choć w jej głosie dalej przebijają się nuty szarpniętych nagle nerwów, sylwetka powoli, niemalże niezauważalnie, powraca do wcześniejszej pozycji. Wciąż nie zupełnie zrelaksowanej i swobodnej, ale już nie boleśnie niemalże wyprostowanej i napiętej. Dopiero prośba Igora, o powiedzenie czegoś po francusku sprawia, że odrywa od niego wzrok. Nie spodziewała się, że Igor może rozumieć francuski, bo przecież nie wystosowałby prośby, gdyby miał niczego nie zrozumieć. Zawstydzona nią, szuka ucieczki od szarości oczu, teraz przebłyskującą czymś więcej niż tylko samym smutkiem. Ucieka do ryciny, do znajomych kształtów morskiego smoka. Gdyby skupiła się na niej dłużej, dałaby radę odrysować ją z pamięci.
Je suis heureux que nous vivions à une époque où il est possible de profiter des bienfaits de la nature sans la détruire. J'aimerais beaucoup que vous vous souveniez de ce que je vais vous dire pomimo przygryzienia wnętrza policzka, pozwoliła słowom płynąć. Wreszcie powrócić i myślą, i słowem do sedna tematu, do powodu, dla którego zgodziła się na spotkanie. Jeżeli choć jedna osoba obejdzie się ze zwierzętami łagodnie, bez wyrządzania im krzywdy i niepotrzebnego bólu, spełni swą misję. Toute bonne personne doit prendre soin non seulement de l'espèce humaine, mais aussi de tout ce qui l'entoure.


Bądź sobą, zwłaszcza nie udawaj uczucia. Ani też nie podchodź cynicznie do miłości, albowiem wobec oschłości i rozczarowań ona jest wieczna jak trawa. Przyjmij spokojnie, co ci lata doradzają, z wdziękiem wyrzekając się spraw młodości. Rozwijaj siłę ducha, aby mogła cię osłonić w nagłym nieszczęściu. Lecz nie dręcz się tworami wyobraźni.
Maria Multon
Maria Multon
Zawód : stażystka w rezerwacie jednorożców
Wiek : 19 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
You poor thing
sweet, mourning lamb
there's nothing you can do
OPCM : 12 +1
UROKI : 7 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 16
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11098-maria-multon#342086 https://www.morsmordre.net/t11145-gwiazdka#342865 https://www.morsmordre.net/t12111-maria-multon https://www.morsmordre.net/f417-gloucestershire-tewkesbury-okruszek https://www.morsmordre.net/t11142-skrytka-bankowa-nr-2427#342857 https://www.morsmordre.net/t11143-maria-multon#360683

Strona 1 z 2 1, 2  Next

Czytelnia na polanie
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach