Wydarzenia


Ekipa forum
Pokój z Fortepianem
AutorWiadomość
Pokój z Fortepianem [odnośnik]13.03.16 18:15
First topic message reminder :

Pokój z Fortepianem

Małe sanktuarium, w którym Katya spędza długie godzinny, gdy tylko potrzebuje oddać się w ramiona słodkiego zapomnienia.

[bylobrzydkobedzieladnie]
Katya Ollivander
Katya Ollivander
Zawód : Zawieszona w prawie wykonywania zawodu
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Mogę się oprzeć wszystkiemu z wyjątkiem pokusy!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2039-celeste-ellsworth https://www.morsmordre.net/t2291-vesper#34826 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204

Re: Pokój z Fortepianem [odnośnik]26.10.16 5:32
Równość w jego sposobie patrzenia na świat nie istniała. Dzielił się on na lepszych i gorszych, tym, którym wszystko przychodzi łatwiej i tym, którzy muszą pracować na każdy sukces. Byli Ci bystrzejsi i banda idiotów, których wykorzystywali. Byli też mężczyźni i kobiety, istoty postawione obok siebie, a jednak skrajnie odmienne. Oni silni i inteligentni, one słabe i uległe. Przewrotność losu polegała na tym, że jak wszędzie pojawiały się ewenementy. Wśród mężczyzn byli głupcy, którzy przeceniali swoje możliwości, a wśród kobiet sprytne harpie, które ze słabości czyniły siłę. Mulciber wierzył, że nierozważnie jest nie doceniać przeciwnika, nawet jeśli pozornie jest słaby i niewymagający.
Ale ona nie była dla niego przeciwnikiem, ani kimś z kim musiał się porównywać. Po co tracić na to czas?
Nie toczył z nią w tej chwili żadnej wojny poza tą jedną, w ich umysłach. Mógł siać ferment w jej sercu, głowie, mógł ją przytłaczać, gnieść. Rozbryzgująca się krew, cieknące osocze, wypływające z otwartej jamy wnętrzności go nie przerażały. Chciał czegoś konkretnego i to był ostatni moment, by po to sięgnąć. Skutki mogły być opłakane, wszystko mogło skończyć się dramatem. Mogło też zamienić się w pustkę i nicość. Czy tego właśnie chciała? Przerażającego bezkresnego bezsensu?
Tik tok. Zabawa zmierza do końca.
Niech płacze, niech szlocha. Stał tak samo niewzruszony jak wcześniej, nie odrywając spojrzenia od jej pokrytych łzami oczu. Były tak wilgotne, że widział w nich własne, zniekształcone groteskowo odbicie, w czerni połyskiwał jego zarys przypominający demoniczny cień. Czy tak właśnie go postrzegała? Oddychał spokojnie, patrząc jak się miota i plącze, a w desperacji szuka ratunku. Ale przecież nie działo się nic złego, nic co zawiesiłoby nad jej głowa gilotynę. Ramsey będzie pierwszą osobą, która chwyci za sznur, jeśli tak się stanie. Teraz trzymał ja jednak przy sobie, czując jak dłonie mu się robią się powoli wilgotne od urzeczywistnionej rozpaczy, jaką mu serwowała.
— Nie?— spytał, unosząc brwi podejrzliwie. Czy w jej zachowaniu nie było wystarczająco dużo powodów do tego, by się odwrócić i zostawić ją samą bez słowa otuchy?
Sshh... nie płacz, maleńka.
— Nie? — powtórzył znów po jej słowach i przekrzywił głowę. — Więc jacy oni są, hm?
Miał dość zabawy w kotka i myszkę, wodzenia ją za nosek i dawania szansy, by udowodniła mu, że potrafi dobrze wybrać. Miał coraz więcej wątpliwości, co do jej intencji, szczerości, choć im więcej mówiła i im silniej do niego przylegała tym więcej zagubienia i bólu dostrzegał. Była przeraźliwie samotna, nieszczęśliwa. Nieakceptowana. Biedna. Ale on wciąż nie dostał swojej gwarancji, czas się kończył, a jego dopadło zwątpienie w jej wiarygodność.
Nie wiedział gdzie konał Graham. Dom Slughorna go zaskoczył i dał temu wyraz, marszcząc brwi, lecz nie skomentował tego w żaden sposób, pozwalając jej mówić dalej. Nie chciał, by przerywała, ale w tych słowach pełnych zapewnien nie widział nic treściwego. Potrzebował dowodu, a nie pustych fraz.Jej ciało przywierało ciasno do niego w jakimś akcie rozpaczy i prośby by jej nie porzucał w ten sposób. Ale nie robił tego wcale, wciąż stojąc nieruchomo i czekając aż w końcu wydusi z siebie tych kilka słów, które chciał usłyszeć w imię wierności i lojalności.
— Nie robiłaś tego umyślnie... Wiem o tym. Ale potrzebuję gwarancji. — Czułość zakradła się do jego głosu, gdy otulał dłonią jej policzek. Palce miał mokre od łez, rozmazując je po zarumienionych licach ze stoickim spokojem. Był podporą, był oparciem, którego potrzebowała i mógł być czymkolwiek tylko chciała, jeśli ofiaruje mu prawdę, której się domagał. — Zajmę się tobą. i nie pozwolę cię skrzywdzić, ale udowodnij mi, że to co mówisz jest prawdą... — mówił cicho, coraz ciszej, patrząc jak jej powieki czerwienieją od nadmiaru wrzucanych emocji. Nie była więc taka pusta i obojętna, jak próbowała być w jego obecności. Pękła, kruszyła się przed nim, ale wciąż ją trzymał, nie pozwalając się rozpaść na tysiąc kawałków. — Ale muszę mieć pewność, że... mogę Ci ufać. Chcę ci ufać... Więc po prostu mi powiedz prawdęTeraz.— Czym jest Zakon Feniksa?



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Pokój z Fortepianem - Page 2 Kdzakbm
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Pokój z Fortepianem [odnośnik]26.10.16 7:31
Dla niej zaś podziały nie istniały. Przynajmniej - kiedyś tak właśnie było. Dziś utraciła pewność tego, w co tak naprawdę wierzy. Czy czystość krwi miała znaczenie? A może mugole doprawdy powinni mieć świadomość czarodziejskiego świata? Co z tymi, którzy pochodzili z niemagicznych rodzin, a sami zostali obdarowani czarodziejskim pierwiastkiem? Tak wiele pytań i jeszcze mniej odpowiedzi, których nie potrafiła znaleźć w żaden sposób. Męczyła się z tym każdego dnia, gdy raz po raz odszukiwała we wspomnieniach jakiejkolwiek wskazówki. Wiele istotnych elementów opuściło umysł lady Ollivander, a zastąpiły je nowe, mniej oczywiste. Dlatego nie umiała postępować tak jak Ramsey czy wiele innych osób, bo gubiła się w odmętach szarej rzeczywistości. Przestała opuszczać dworek w pojedynkę i zawsze towarzyszyła jej służka. Rzadko kiedy decydowała się na samotne spacery, a przebywanie w towarzystwie obcych zdawało się być niezwykle ryzykowne. Walcząc o samą siebie, traciła po drodze racjonalne fakty, które tłumaczyłyby cały sens istnienia, a także dewizę jaką się kierowała przez tyle lat. Była w końcu aurorem i doszła do tego samodzielnie, wbrew woli ojca. Stała się członkiem Zakonu Feniksa, choć obecnie nie wiedziała - dlaczego. Wpasowywała się w ich schemat idealnego przedstawiciela czy po prostu tak było najlepiej - rzecz jasna, dla niej. Należała więc do osób, które musiały codziennie mierzyć się z kolejnymi wyzwaniami, a cele stawiane wciąż zmieniały się w zależności od wyborów. Słusznych, tak jak i tych mniej słusznych. Sinusoida kształtowała w niej coś więcej niż tylko charakter, stąd nigdy nie mogłaby zaliczać się do słabych i nieudolnych.
Ramsey był więc jednym z ogniw, które powinny zapętlić całe jestestwo Katyi i wiedziała o tym, gdy patrzyła mu w oczy. Kiedy wwiercał się w nią spojrzeniem stalowoszarych tęczówkach i szeptał tak enigmatycznie, że głos pozostawiał po sobie ślad w postaci nielicznych znamion, które rodziły w niej poczucie braku stabilności, ale nie tej uczuciowej bądź emocjonalnej. Chodziło o to, do czego zmierzał każdy. Prawda.
Oddychała ciężko i tonęła w jego ramionach, gdy raz po raz przylegała do jego torsu i próbowała zadbać o ciszę i spokój. Pragnęła poukładać w swoim umyśle puzzle, które się rozsypało, ale gdy już brała jednego, okazywało się, że nie pasuje do pozostałych. Był więc odpowiedzią na wiele jej pytań i nie chciała mu rzucać kłód pod nogi, ani tym bardziej stawać w opozycji. Zasługiwał na bezwzględny szacunek i poczucie, że trzyma przy sobie kobietę, która zna pojęcie lojalności, bo przecież tak było. Potrzebny był jednak czas i cierpliwość, bo pomimo że ta mogła mu się kończyć, rudowłosa szlachcianka wciąż toczyła pojedynek względem tego co wypada, a co nie powinno mieć miejsca.
Pokręciła przecząco głowo, gdy spytał, a następnie przygryzła policzek od środka i uniosła nieznacznie głowę. Patrzyła na swoje dłonie, które opierała o ciało Mulcibera i dostrzegła niedużą ozdóbkę na swoim palcu, którą jeszcze parę minut temu się bawiła. Nie mogła mówić, bo nie była w stanie wydusić z siebie żadnego słowa, stąd wysunęła się spod jego objęć, by zaraz potem ująć delikatnie męską dłoń i poprowadzić w stronę regału z książkami, na którym znajdowały się niemal wszystkie odpowiedzi. Musiał zdawać sobie sprawę z tego, że Katya ma obsesję na punkcie literatury wszelakiej i żadna z ksiąg magicznych i tych niemagicznych nie jest jej obca. Posiadała niemal każdy tom, który można było odnaleźć w londyńskiej bibliotece, a to tylko dlatego, że wiecznie poszukiwała odpowiedzi na niewypowiedziane pytania.
Serce zadudniło w jej piersi, gdy stanęli na wprost jednej z kolumn, a ta nie różniła się niczym od pozostałych. Nie zamierzała kombinować i oszukiwać, a ruch, który wykonała był niezwykle pewny i zdecydowany. Sięgnęła po jedno woluminum w kolorze karmazynu i wskazała na tytuł, który jasno sugerował - czarna magia. Nie odzywała się wciąż, ale wierzyła, że zrozumie dlaczego nic nie mówi. Ściany miały uszy, a ona w tym momencie mogła jedynie pokazywać ostatnie dzieła, którymi się interesowało. Sens był jednak inny. Rozejrzała się jeszcze po pułkach i odnazła tą zatytułowaną jako fakty na temat mugoli, które znała niemal na pamięć. Kolejnym wyborem okazała się czysta krew, która także miała swoistego rodzaju znaczenie, ale kluczowym miało być ostatnie wydanie gazety. Polityka Grindelwalda.
- Tylko o to chodzi... - szepnęła cicho i spuściła wzrok. Czy widział tę szczerość i ufność, że dobrze postepuje? Kurczowo zaciskała dłoń na zniszczonym już papierze i nie podnosiła obsydianowych tęczówek na Ramseya. Ufała swojej intuicji, ze połączył fakty. Wierzyła, że zrozumiał co mu sugerowała. Zakon walczył jedynie z tymi, którzy parają się niewłaściwymi czarami, a także bronią godności mugolaków czy chcą zapobiec destrukcyjnym rządom Gellerta. - Nikt trzeźwo myślący nie może zgodzić się na terror, który wprowadził nowy dyrektor Hogwartu, ale doskonale wiesz, że popierających tę ideę jest niewielu... Czarodzieje, głównie arystokraci, a także nieliczni z pozostałych przedstawicieli krwi mieszanej, nie akceptują wprowadzenia do naszego świata niemagicznych, którzy byliby w stanie zburzyć go u podstaw z czystej zazdrości - mówiła już spokojniej, choć wciąż czuła ciepło na policzkach, jakby gorąc panujący w pomieszczeniu ją wypełniał. Dopiero po upływie kilku chwil odważyła się przenieść smutne spojrzenie na Ramseya. - A ja... Nie czuję nic względem tego - wszystkiego, jakby ktoś mi odebrał dawne wspomnienie o tym, w co wierzyłam. Czuję się pusta, a śmierć Grahama tylko mnie w tym utwierdziła, bo przecież dokonali mordu na aurorze. To mogłam być ja i każdy inny pracownik mojego dawnego departamentu Ministerstwa. Co jeśli kolejnym celem okaże się właśnie ono? Gellert pragnie władzy absolutnej, a to oznacza nasz koniec... - nie kłamała. Musiał widzieć szczerość w każdym wypowiedzianym słowie i nieme błaganie, by wskazał jej drogę albo chociaż podpowiedział. Jeśli znał - musiał mieć pewność jaka niegdyś była i to dlatego już przy stole prosiła o pomoc, jakby ślepo ufając, że jest w stanie. - Walka w imię słusznej ideii miała okazać się wybawieniem dla nas wszystkich, ale co jeśli już nie ma o co walczyć, mój Królu? Powiedz... - powiedziała cichutko, a jej ton zdradzał wiele wątpliwości. Odłożyła na stolik gazetę, jakby mając świadomość, że jej serce nie podda się kolejnej gonitwie, po której będzie wycieńczona. Przymknęła jeszcze na moment powieki, by zaraz potem opuszkami przesunąć po jego policzku i zatrzymać się na linii spierzchniętych warg. - W co naprawdę wierzyć?


meet me  with bundles of flowers We'll wade through the hours of cold Winter she'll howl at the walls Tearing down doors of time
Katya Ollivander
Katya Ollivander
Zawód : Zawieszona w prawie wykonywania zawodu
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Mogę się oprzeć wszystkiemu z wyjątkiem pokusy!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2039-celeste-ellsworth https://www.morsmordre.net/t2291-vesper#34826 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204
Re: Pokój z Fortepianem [odnośnik]26.10.16 18:09
Niektórzy robili to dla idei, inni dla osiągnięcia własnych korzyści. Motywy umiejscowiły ludzi w danym miejscu, czyniąc ich egoistami lub wielkimi umysłami, które zmieniały świat. On stał gdzieś pomiędzy jednym a drugim, trzymając się z dala od idealistów zatracających się w głupocie przekonań ludzi bardziej inteligentnych i pomysłowych. Ale podjęcie działań w niezgodzie z indywidualnymi przekonaniami często przynosiło rachunek zysków i strat bliski zeru, a jego wymierne efekty nie interesowały. Korzyści musiały rekompensować wysiłek, czas i poniesione ryzyko i dopiero stawały się interesujące. Towarzyszenie Tomowi...Czarnemu Panu, właśnie takie było.
Ona zaś wydawała się kompletnie pogubiona, błądząc jak dziecko we mgle w morzu przekonań własnych — może bardziej cudzych. Kiedy ją poznał z niezadowoleniem i irytacją odbierał jej butną postawę. Ale oficjalnie i głośno wygłaszała swoje poglądy na temat równości czarodziejów mieszanej i czystej krwi, broniła mugoli, stała na straży słabych i niegodnych uwagi. Dziś nie wiedziała, co ma ze sobą począć, popadając w obłęd, poszukując prawdy i odpowiedzi na dręczące ją pytania.
Drogie dziecko, stoi przed Tobą odpowiedni czarodziej.
Człowieka nietrudno było sprowadzić na skraj szaleństwa. Wymazał jej pamięć, pozbawił złych wspomnień i prawdy, której sama nie mogłaby znieść, pozostając jego żoną. A może zrobił to bo on nie potrafiłby z nią funkcjonować, gdyby musiał dzielić z nią swoje sekrety. Nie czuł się jednak winny. Obserwował ją ze świadomością, że nie maczał palców w jej zagubieniu i strachu przed pustką w jej głowie. Szukała drogi, wołała kogoś, kto wskazałby jej kierunek, czarno na białym nakreślił w co warto wierzyć, a co od siebie odrzucić. Mulciber stanął więc przed własną decyzją — mógł ją pozostawić samą sobie, aż zapadnie się na dobre lub wpoić jej to, na co miał ochotę, bo przecież prawdą jej nie uraczy.
Mrugał powoli, oddychał głęboko, czekając aż się odezwie, odpowie na jego pytanie. Wiedział, że lada chwila ją porzuci, jeśli nie powie nic. I nie powiedziała. Pociągnęła go za sobą pod mur, by w końcu sięgnąć po konkretne cegiełki. Wysuwała je po kolei, odznaczając na tle innych, by mógł się wspiąć na sam szczyt i dojrzeć co znajduje się po drugiej stronie. I nie powiedziała zupełnie nic.
Czarna magia. Mugole. Czysta krew. Grindelwald.
Słowa były zbędne. Patrzył na książki, szukając w tym sensu. Każdy mógłby zinterpretować to w dowolny sposób, ale poznał ją zanim niepewność nie spowiła jej umysłu. Złożyła swoje jaja w najdalszych zakątkach jej umysłu. Niedługo larwy rozejdą się po całym jej ciele. Teraz jednak wątpliwości i pragnienie odnalezienia sensu przeważały, kazały jej zaufać niewłaściwemu człowiekowi. A on już wiedział wszystko.
Zakon Feniksa — spuścizna po Dumbledorze. Tajna organizacja zrzeszająca ludzi takich jak Katya. Lub podobnych do osoby, którą kiedyś była, gdy jeszcze nie postradała zmysłów. Czy mieli w sobie taką siłę? Czy w tajemnicy przed światem i większością szykowali swoją armię?
Uśmiechnął się w końcu lekko.
A więc tym była trzecia siła. Miał wrażenie, że ktoś nastawił zegar. Czas biegł szybciej.
Megara Carrow, Garrett Weasley, Hereward Bartius, Dorea Potter, Cornelia Mulciber. Pamiętał te nazwiska wypowiedziane w ciszy w podziemiach Białej Wywerny. A teraz dołączyła do nich Katya Ollivander. Pamiętał swoje zaskoczenie. Nazwisko Mulciber nigdy nie powinno było znaleźć się wśród nich. Jeśli Graham miał z nimi cokolwiek wspólnego spotkała go właściwa kara. Nie było wśród nich miejsca dla nieudanych i pełnych wahania. Świat należał do ludzi potężnych i wiedzących, czego od życia chcą.
Długo się nie odzywał, przetwarzając wszystko to, co mu powiedziała, pokazała, jakie wątpliwości wzgledem organizacji okazała. Była na pograniczu, potrzebowała odpowiedniej ścieżki, z którą umiarkowanie długo zwlekał. Wpatrywał się w książki, a jedyne co mogło zakłócić wewnętrzny monolog był szum płynącej w uszach krwi. Nagle pomyślał o błyszczącej kuli, którą zabrał ze sobą domu. Odniósł wrażenie, że nadszedł czas, by w końcu zająć się przepowiednią.
— W odrodzenie — powiedział w końcu cicho i przeniósł na nią wzrok. Czaiła się w nim zaduma, ale i fascynacja, ciekawość. Wykazała się odwagą czy głupotą powierzając mu swoje myśli? — Chciałaś walczyć dla idei? Umrzeć dla równości? — Patrzył na nią przez chwilę, ale nie zachowywał się jakby nie dowierzał. Z przymróżeniem oka potraktował własne słowa, dając jej do zrozumienia, że znała odpowiedź, lecz brakowało jej odwagi by to przyznać. — Więc co? Zakon planuje się postawić Gellertowi? Zemścić się za śmierć idola? Chcecie przewrócić cały świat do góry nogami?— Nuta drwiny zadźwięczała w jego głosie, bo nie traktował tego poważnie. Z góry zakładał, że organizacja tego typu skazana jest na porażkę. A jeśli miałoby im się udać — będzie pierwszym, który udowodni im, że na to nie powoli.



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew


Ostatnio zmieniony przez Ramsey Mulciber dnia 26.10.16 20:39, w całości zmieniany 1 raz
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Pokój z Fortepianem - Page 2 Kdzakbm
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Pokój z Fortepianem [odnośnik]26.10.16 20:25
Nigdy nie przypuszczała, że zbyt lekkie podejście do życia doprowadzi ją do miejsca, w którym powinna podjąć decyzję i ruszyć w konkretną stronę. Idealistyczne idee nigdy jej nie przyświecały, choć tak można było interpretować stanowisko, którym niegdyś się kierowała. Dzisiaj było to tylko wspomnienie, a nie fakt. Pogubiła się w zbyt wielkiej otchłani myśli i słów ludzi, którzy chcieli ją przeciągać z jednej strony w drugą, przez co ona zapierała się jeszcze bardziej. Idealiści kierują się abstrakcyjnymi motywami opartymi jedynie na uczuciach i myślach własnych, a co z tymi, które przychodzą znienacka? Pojawiają się niespodziewanie, tak jak w tej chwili, gdy stała na wprost  Ramseya i odczuwała potegujący strach, który niegdyś tak obcy, dzisiaj zdawał się być jedynym przyjacielem.
Jawiła się jako połamana lalka z porcelany, która wręcz błaga o ratunek. Woła i prosi, by ktokolwiek się zlitował, a przecież wystarczyło zabrać to zwątpienie i przywrócić uśmiech. Tak dziewczęcy i ulotny, jakby eteryczność królowała w jej niejednostajnej codzienności; tak zmiennej i nietypowej dla młodego dziewczęcia. Patrzyła więc z nadzieją na narzeczonego i wierzyła, że właśnie to on ofiaruje jej coś ponad stan, który uzyskała do tej pory. Mógły stać się jej stwórcą, dawcą nowej wizji jutra i panem odrodzenia, do którego zacznie bezsprzecznie należeć. Wyciągała ku niemu drobne dłonie, ale wciąż dzieliła ich niewidzialna przepaść. Czy była świadoma, co trzymał przy sobie i jakim narzędziem się posługiwał? Oczywiście, że nie. Odebrał jej tak istotne wspomnienie, które mogłoby zrujnować niemal wszystko, ale egoistyczne pragnienie zagrabienie dla siebie potencjalnego bezpieczeństwa i braku zagrożenia z jej strony wiązało się z odpowiedzialnością. Gdyby się tylko zdradził, a Katya zaczęła cokolwiek podejrzewać, to czy nie zostałby zrujnowany w swej przebiegłości? Kreując ją pod samego siebie i ucząc obcowania z nim, winien pamiętać o istotnych faktach, które miały na celu zdobycie małego serca, w którym było tak niewiele miejsca, a potem zadbanie o to, by w chwilach zagrażających ich wspólnemu jestestwu, opowie się po właściwej stronie.
Po jego stronie.
Obserwowała twarz Mulcibera, gdy pochłaniał kluczowe informacje zawarte w tytułach książek, bo choć nic nie powiedziała na temat Zakonu, wydusiła z siebie całą ideę. Nie było to oczywiste, wszak mogli równie dobrze prowadzić dysputę o polityce, która zagrażała całemu czarodziejskiemu światu. Ramsey o tym wiedział i teraz miał pewność, że Katya w całej tej rozgrywce stała się jedynie kukłą, którą można było manewrować w odpowiednią stronę. Niegdyś  w końcu ufała swojej intuicji, a mugolaków nie uważała za jakiekolwiek niebezpieczeństwo, ale dzisiaj nie była do końca pewna, czy też tak sądzi. Byli ponad jej zasięgiem, jakby klasa społeczna i jej pozycja nie pozwalały na to, by w ogóle angażować się w kolejne relacje z niżej urodzonymi. Nie chodziło o wywyższenie się, a prostą zależność wynikającą z krwi. Potrafiła ich tolerować, ale gdyby miała wybierać pomiędzy zgodnym małżeństwem, a gonieniem za nieistniejącą mrzonką, to w tej chwili z pewnością zrezygnowałaby ze zbyt dziecinnych złudzeń. Wystarczyło dojrzeć, a może przejrzeć na oczy?
- W odrodzenie? - spytała zaskoczona i nie rozumiała ciekawości, a także fascynacji malującej się w spojrzeniu mężczyzny. Serce przestało łomotać w zbyt szybkim tempie, przez co łatwiej przyswajała do siebie informacje napływające z postawy, a także sposobu mówienia narzeczonego. Nie odezwała się jednak, gdy spytał o chęć umierania. Nigdy nie chciała poświęcać swojego życia, ale nie z czystej obawy czy egoizmu. Już raz została pozbawiona oddechu i wskrzesiła ją niewyobrażalna siła, która pozwoliła rozpocząć wszystko od dawna. Niegdyś mogła wspierać przyjaciół w gonitwie za sprawiedliwością, ale czy dzisiaj nie pozostawili ją samą sobie? Dlatego przecież stała na wprost mężczyzny, który obiecał, że się nie zaopiekuje i nie pozwoli jej skrzywdzić, a z hedonistyczną postawą, która huczała na tyłach umysłu, to było właśnie istotne. Tylko brak cierpienia był w stanie zapewnić dożywotnie szczęście. Ileż zatem sam Mulciber go posiadał, gdy w jego ręce trafił tak cenny skarb?
- To naiwne? Głupie? Nierozsądne? Powiedz... - poprosiła łagodnie, a ciepło otulające barwę jej głosu zdawało się teraz wdzierać do umysłu Ramseya. Nie była gwałtowna ani butna, a swoją słodyczą chciała go zarazić na tyle, by pragnął jej ponownie. Wiedziała, że byłaby gotowa mu to dać, ale czy jeszcze nie było za wcześnie? - Po czyjej ty  jesteś stronie? Potrafiłbyś poświęcić się dla ideii, które tobą kierują? - splotła ich palce razem, a przyjemny gorąc przebiegł wzdłuż kręgosłupa szlachcianki. I choć na policzkach widoczne były jeszcze zaschnięte łzy, to uśmiechnęła się ledwie kącikowo, gdy po raz kolejny zetknęli się ze sobą w nieodpowiedniej bliskości.  - Ufasz mi? - szept rozległ się po pokoju, a wibracja wynikająca z niemal zespolonych ciał zmusiła Katyę do tego, by przestała powstrzymać głośno dudniące serce. Wolną dłoń ułożyła na jego boku i przesunęła w stronę serca, a kontakt wzrokowy nawet na moment nie został przerwany. - Czy ufasz, mój Królu?


meet me  with bundles of flowers We'll wade through the hours of cold Winter she'll howl at the walls Tearing down doors of time


Ostatnio zmieniony przez Katya Ollivander dnia 27.10.16 7:49, w całości zmieniany 1 raz
Katya Ollivander
Katya Ollivander
Zawód : Zawieszona w prawie wykonywania zawodu
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Mogę się oprzeć wszystkiemu z wyjątkiem pokusy!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2039-celeste-ellsworth https://www.morsmordre.net/t2291-vesper#34826 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204
Re: Pokój z Fortepianem [odnośnik]26.10.16 21:43
Nie musiał już udawać, że śmierć Grahama go obeszła, że było mu przykro. Nie musiał wydawać się podminowany, spięty, bo i jej tu już nie obchodziło. Myślami była gdzie indziej, patrzyła na niego w inny sposób niż wcześniej. Porzuciwszy więc maskę rozpaczy i żałoby bo bliźniaczej połowie patrzył po tytułach, próbując sobie zwizualizować Katyę i tych wszystkich innych członków zakonu razem. Knując, spiskując, obmyślając strategię, podobnie jak i oni robili to, co do nich należało. Czy to nie było zabawne? Czy Zakon wiedział o Rycerzach?
— Tak — odpowiedział posępnie, zatrzymując się z gazetą w ręce. Wszędzie, dookoła nich świat zaczynał się sypać. Otaczał i syf i brud, którego zwykłe rządy nie mogły zmienić. Potrzebowali przewrotu, rewolucji. Miały nastać nowe porządki. Ale to nie zakon miał poznać smak sukcesu. — Jak feniks z popiołów — mruknął pod nosem i westchnął. Kąciki ust uniosły się nieco w typowym dla niego wyrazie, gdy przeczesywał wzrokiem tytuły — już nie tylko te, które zawierały ukrytą wiadomość, pewien przekaz, który pozwalał mu zrozumieć, a wszystkie.
Wszystko się zmieniło. Ona jeszcze tego nie wiedziała, nie mogła. Była zbyt słaba by przetrwać w czymś, w co nie pokładała ani krzty wiary i nadziei. Jej zwątpienie było wyczuwalne, a powietrzu wisiała niewypowiedziana prośba o przyciągnięcie w ramiona. Jak mogła walczyć za innych, według tego, co mówiła, jeśli w tej chwili nie potrafiła nawet za siebie? Patrzył na nią i zastanawiał co się stało przez ten czas, przez te wszystkie miesiące. Jakie wydarzenia przygniotły ją tak mocno, że utraciła wiarę w fundamenty wiary tworzonej przez ludzi chcących zmienić świat na lepsze? Stała na krawędzi, na tych swoich chudych dygocących nóżkach niegotowa by się pożegnać, niepewna, czy ma z kimś się przywitać na nowo.
Uśmiechnął się i pochylił głowę.
—  Po zwycięskiej. Zawsze po tej samej — odpowiedział krótko, obserwując jak splata z nim palce. — A ty? Nie chciałabyś zostawić głupich mrzonek za sobą? Jesteś wyjątkowa. Nie musisz walczyć o to samo dla ludzi, którzy na to nie zasługują. — Szukała w nim ciepła, podpory, więc nie drgnął, czekając tylko na to, co się wydarzy. Był do jej dyspozycji w tej chwili, pozwalając jej robić co tylko chciała. Był dziś cierpliwy i spokojny. I miał czas. Jeszcze chwilę.
— Teraz? Tak. — Pogładził kciukiem jej drobne paliczki, myśląc, czy bez tej skóry i ciała wyglądały podobnie jak te, które widział u Cassandry. W dotyku były drobne i delikatne, tak jak całe jej smukłe i wypielęgnowane dłonie. Patrzył  przez chwilę na jej błyskotkę. Tę samą, która mierziła go jeszcze kilka miesięcy temu, gdy zastąpiła pierścionek zaręczynowy. Westchnął cicho, unosząc spojrzenie na jej zaczerwienione oczy. — Ale jest jeszcze coś, co chciałbym wiedzieć. Coś, czego nie rozumiem, nie potrafię pojąć. Przeciwko terrorowi, krzywdzie, nierówności, czarnej magii... jak próbujecie walczyć? To jest... jak walka z wiatrakami?
Ledwie się nie zaśmiał. Mówił cicho, szeptał, jakby nikt inny miał nie usłyszeć ich rozmowy. Patrzył jej w oczy, tak jak ona jemu, odnajdując z nią nić porozumienia. Była mu oddana — doceniał to. Lojalna i wierna — i traktował to jak dobrą wróżbę.



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Pokój z Fortepianem - Page 2 Kdzakbm
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Pokój z Fortepianem [odnośnik]27.10.16 8:15
Przyglądała mu się nieustannie, jakby naiwnie łudząc się, że to wszystko dobiegło wreszcie końca. Wyrzuciła z siebie niepewności i niejasne, które zatruwały ją od środka. Wysłuchał jej ulegle i nie przerywał, bo przecież posiadał w tym swój interes, czego ona kompletnie nie była świadoma. Zaufała mu, bo wierzyła w szczere intencje mężczyzny, że od teraz będzie bezpieczna i nikt nie odważy się jej skrzywdzić, tak jak to było do tej pory. Chciała w to wierzyć, bo taki obrót spraw byłby w stanie napełnić ją nową energią, której pragnęła, a przecież tak bardzo tęskniła za swoją delikatnością i eterycznością. Czy Ramsey był odpowiedni do tego, by przywrócić dawne zachowania? Być może, ale potrzeba było na to czasu, jakby wszystko inne musiało utracić znaczenie.
Zmrużyła lekko oczy, gdy wspomniał o feniksie, ale nie traktowała tego jako aluzji. Gdyby los okazał się dla niej łaskawy i pozwolił przyjąć formę ów ptaka, byłaby zapewne kimś nowym i lepszym, ale to dopiero przychodziło. Małymi kroczkami, które stawały się coraz większe i pewniejsze. Dzięki temu wiedziała, że jeszcze trochę, a wszystko wróci do normalności, której tak pragnęła.
Nieustannie drażniła opuszkami materiał, a pod nim wyczuwała mięśnie mężczyzny, jego żebra, a także co jakiś czas uderzająco głośno serce, które biło nierównomiernie. Przyglądała się jego klatce piersiowej, jakby tam miały pojawić się odpowiedzi na nie zadane pytania, ale kiedy to nie nastąpiło, uśmiechnęła się ponownie. Była w tym geście delikatna, niepewna, choć przecież ich ciała nie były sobie obce. Ona tego nie pamiętała, ale z minutami, które uciekały przez palce utwierdzała się, że przecież wystarczy odrobina ufności i wiary w nich samych, by bliskość nie stanowiła tematu tabu bądź stanowiła jakieś niebezpieczeństwo płynące ze zbyt dużej chęci skosztowania zakazanego owocu. Nie była jednak gotowa, by prosić o coś więcej jak tylko niemy dotyk, a także słowa, a może całkiem naiwnie liczyła, że to Mulciber odczyta dziewczęce pragnienia?
- Powinnam stać po twojej stronie, mój drogi - szepnęła cichutko, choć to nie była do końca odpowiedź jakiej mógł oczekiwać, a może właśnie o to chodziło? Sama nie potrafiła jasno stwierdzić - co się stało. Dochodziła do tego bardzo powoli, gdy raz po raz oddawała się krótkim wspominkom zawartym w dzienniku pisanym niemal od ćwierć wieku.
Wypuściła powietrze ze świstem, gdy przyznał, że jej ufa. To było w jakiś sposób zrzucenie ciężaru z serca, bo przecież czuła jakby od początku chciał jej pokazać, że go zdradziła, a teraz - kiedy kilka słów uleciało spomiędzy spierzchniętych warg Katyi, mogła odetchnąć. Wysłuchał ją, tak jak nikt do tej pory i zyskał wiele cennych informacji, choć nie wyrzuciła z siebie nic, co mogłoby komukolwiek zagrażać. Czy aby na pewno? Ramsey w końcu miał rację - jednak - co jeśli się pomyliła?
- Nie zasługują? Dlaczego nie? - spytała, ale nie wymagała odpowiedzi. Nie tym razem. Przygryzła dolną wargę, gdy jej spojrzenie uciekło w stronę pierścionka, ale nim zdążyła do tego nawiązać, odbił piłeczkę. - Trzeba pamiętać, by w mroku zapalić światło... - wydusiła wprost do jego warg, które były tak blisko. Stanęła w końcu lekko na paluszkach i przez to była bliżej niż wcześniej. Dzieliło ich parę centymetrów, a słowa, które wypowiedziała choć niezbyt oczywiste, były prawdziwe. Pamiętała o nich, bo ktoś nimi ją kiedyś uraczył i czy teraz nie był dobry moment, by skierować je wprost do Ramseya, jakby zaklęcie, które miało uratować go przed pogrążającą ciemnością. Ledwie wyczuwalnie musnęła jego wargi, ale był to raczej ulotny gest, bo zaraz potem odezwała się ponownie. - A ja zapalę je tutaj... - i po tych słowach ułożyła w pełni dłoń w miejscu, gdzie miał serce i obdarzyło go subtelnym uśmiechem. Chciała spróbować, czy potrafi się przełamać i zrobić to na co mogła mieć ochotę. Stąd niewinnie i niepewnie ponownie złączyła z nim wargi, choć pocałunek przypominał ten pierwszy i niezapomniany, wszak nie wiedziała, że skradał jej o wiele namiętniejsze pieszczoty od tych słodkich, dziewczęcych.


meet me  with bundles of flowers We'll wade through the hours of cold Winter she'll howl at the walls Tearing down doors of time


Ostatnio zmieniony przez Katya Ollivander dnia 28.10.16 11:48, w całości zmieniany 1 raz
Katya Ollivander
Katya Ollivander
Zawód : Zawieszona w prawie wykonywania zawodu
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Mogę się oprzeć wszystkiemu z wyjątkiem pokusy!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2039-celeste-ellsworth https://www.morsmordre.net/t2291-vesper#34826 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204
Re: Pokój z Fortepianem [odnośnik]27.10.16 19:28
Jej palce przy jego boku, gdzieś pod marynarką, na cienkiej koszuli. Mogłaby bez trudu odliczyć jego żebra, pewnie wyczułaby, że mimo wzrostu i szerokich ramion nie ma zbyt wiele ciała. Ostatnio zmizerniał. Mniej jadł, mniej spał, a mimo iż koszmary ustawały cierpiał na coraz większą bezsenność. Myśli nie dawały mu spokoju, plątały się po głowie, mąciły jego spokój. Ale ona pewnie i tak by nie zauważyła, bo przecież nie pamiętała zbyt wiele. I nie reagował w żaden sposób na jej dotyk. Ciepło jej dłoni było wystarczająco przyjemne, by ją pozostawić tam gdzie była. Więc po prostu stał w bezruchu i patrzył na nią, mając wrażenie, że ta jedna chwila trwa całą wieczność. Niekończąca się historia. Mógł próbować coś zrobić, ale każdy jego ruch zepsułby chwilę, a wciąż czekał aż powie coś więcej. To, co mu ofiarowała powinno mu wystarczyć, a jednak czuł niedosyt. Głód wiedzy był nie do zaspokojenia, a przecież miał to wszystko na wyciągnięcie ręki. Ją miał na odległość łokcia, choć po chwili przywierała do niego sobą. Jej klatka piersiowa unosiła się w oddechach, które były wyraźnie głębokie, niezbyt wolne, ale już nie spazmatyczne i nerwowe. Uspokajała się.
Powinnaś, moja droga.
Przygryzł policzek od środka, marszcząc mocniej brwi. To nie była odpowiedź jakiej się spodziewał. Wodziła go za nos, unikając prostych zwrotów. Dlaczego? Przecież byli sami. Nikt nie mógł im przeszkodzić, nikt nie mógł usłyszeć ani dowiedzieć się o czym rozmawiają. To był ich mały sekret. Obiecał jej za niego bezpieczeństwo i wsparcie, ale nie był jeszcze zadowolony z przebiegu spotkania. Niepełne informacje wymagały rozwinięcia, rozwiania wątpliwości, głębszej analizy. Było jeszcze tak wiele rzeczy, o które chciał spytać, lecz z każdą minutą miał wrażenie, że oddala się od możliwych odpowiedzi.
Wstrzymał oddech. Nie dlatego, że była tak blisko. Nie dlatego, że była atrakcyjną kobietą, która niezależnie od powodów mogłaby obrócić sytuację na swoją korzyść z łatwością. Nie lubił, gdy ktoś bawił się z nim w kotka i myszkę lub powtarzał jego zagrywki i działania. Jej oddech drażnił jego skórę, przyjemny zapach wynagradzał nerwowe napięcie, jakie się u niego pojawiło. Ale zanim odda się przyjemności miał coś do załatwienia, a ona utrudniała jedno i drugie.
Spojrzał na jej dłoń na swoim sercu. To było słodkie, urocze, pełne dziewczęcej naiwności, ale nie mógł jej za to winić, jeśli jego własne działania miały do tego doprowadzić.
To wszystko? Tak po prostu?
Wargi złączone w niewinnym pocałunku, zupełnie tak jakby był ich pierwszym kiedykolwiek. Ustał zbyt wcześnie.
Odsunął się po fakcie i spuścił głowę jak winowajca, choć do niczego nie zamierzał się przyznawać. Przerwanie tej miłej chwili było zbrodnią, za którą był jednak odpowiedzialny.
—To nie jest odpowiedź na pytanie, które zadałem.
Może i mogłaby być, gdyby wiedziała z kim ma do czynienia. Gdyby miała pełną świadomość, że jako auror walczy w tej chwili z czarnoksiężnikiem lub jako członek Zakonu Feniksa próbuje uratować Rycerza Walpurgii przed potwornym błędem. Ale nie była, a jemu nie podobało się, że owija to w bawełnę. Nie pytał ją przecież o nazwiska — choć powinien.
Ciche westchnięcie przez nos przerwało ciszę między nimi. Podniósł wzrok na jej twarz. Czy nie pojmowała, że to istotne? Naprawdę ważne? Czy nie dał jej tego odczuć? Był zawiedziony, bo...
—To ty mi nie ufasz.
Pokiwał głową na znak zrozumienia. Powinien przecież rozumieć. Znał się w końcu, był ostatnią osobą, której można było ufać. Mimo to czuł się rozczarowany.



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Pokój z Fortepianem - Page 2 Kdzakbm
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Pokój z Fortepianem [odnośnik]28.10.16 13:11
W jej pamięci pozostało wiele wspomnień, choć nieco zamazanych, przymglonych i pozbawionych jakiegoś logicznego sensu. Widziała w odmętach pamięci postać Ramseya, w którego ramionach kilkukrotnie tonęła, ale dla niej to był tylko sen, bo przecież taka sytuacja nie mogła mieć miejsca, a przynajmniej nie chciała otwarcie przyznać, że tego nie pamięta, choć on już był tego świadomy. Może nie? Patrzyła nieprzerwanie na jego twarz i uczyła się na pamięć każdej zmiany, by czasem nic jej nie umknęło. Z tej odległości była w stanie też policzyć ciemne rzęsy, które podkreślały stalowoszary odcień tęczówek i była niemal pewna, że lubiła w nich tonąć, bo pochłaniały ją bez reszty; teraz również. Dopiero potem skupiała się na prostym nosie i wargach, które wyginały się na tak wiele sposobów. Drwina, subtelność, a także szczere rozbawienie, ale co do tego ostatniego nie była pewna, wszak dzisiaj atmosfera nie sprzyjała takiej spontaniczności. Pozwalała sobie na dużo - zgodnie z własną intuicją i to dlatego bez jego zgody dotykała delikatnie ciała, które powinna znać. Droga, którą wyznaczała zdawała się być ciekawsza, bo w końcu to wszystko było dla niej nowe i nieco zaskakujące i na tyle pociągające, że chciała więcej.
Pozostawał obojętny.
Nie reagował na nią i nie przypuszczała, że takie reakcje wynikały z jej milczenia, omijania tematu, a także próby odciągnięcia od tego, co mogło okazać się dla niego istotne. Chciała przestać myśleć i wyłączyć się na moment, toteż zabrała dłoń z jego serca i schowała ją za plecami. Cofnęła się nawet w tył, bo odtrącenie było dla Katyi  nieznośne, stąd patrzyła na niego szeroko otwartymi oczami, w których widoczny był jakiś nieopisany zawód. Usta wygięły się w lekką podkówkę, jakby chcąc udobruchać Ramseya; jego brak wzruszenia ją drażnił na tyle, że zaczęła układać w głowie abstrakcyjny scenariusz, ale w końcu była tylko kobietą. Dlaczego jej nie uległ?
- Nie chcesz mnie już? - spytała nagle; nie mógł mieć jej jednak za złe, że to właśnie o tym myślała. Próbowała wtopić się w regał z książkami, bo skoro tak pospiesznie przerwał niewinny pocałunek, to być może wcale nie chciał jej blisko siebie. Przygryzła nerwowo dolną wargę, a następnie rozpoczęła pojedynek na spojrzenia i nie zamierzała go przegrać. Nie rozumiała, że czekał na słowa, którymi go nie uraczyła, ale przecież powiedziała prawdę. Zakon Feniksa nie walczył tak jak Rycerze, do których należał on. Byli grupą przyjaciół, a nie fanatykami, którzy prędzej czy później okazywali się zdradliwymi szczurami z rynsztoku. Tacy nie mieli prawa bytu, bo jeżeli dopuścili się raz zdrady, to z pewnością zrobiliby to po raz kolejny. Katya zaś, choć na okrętke, to opowiedziała o wielu istotnych faktach, które Mulciber i tak musiał poskładać sam. Nie miała świadomości, że jest czarnoksiężnikiem, a już tym bardziej, że należy do organizacji, przeciwko której powinna walczyć. Ona nie zamierzała podejmować się pojedynków z narzeczonym, bo żeby mogli oboje funkcjonować w małżeństwie, to powinni być wobec sobie oddani, a przynajmniej na tyle, by nigdy nie stanęli do siebie w opozycji.
- Och... - szepnęła, gdy wspomniał o braku współpracy i odpowiedzi na pytanie, które zadał. Wypuściła powietrze ze świstem, a następnie wyminęła go jednym krokiem i podeszła w stronę okna. Wsparła się dłońmi o parapet, a serce znów zaczęło szybciej uderzać. Patrzyła na swoje odbicie w szybie i widziała tę bladość skóry, a także czerwone usta kontrastujące z otoczeniem. - Nie rozumiesz, że to nie jest żadna walka? To poszukiwanie sposobu, by poradzić sobie z obecną polityką, która może doprowadzić do wojny i rządami czarodzieja, który nigdy nie powinien zaburzać historii Hogwartu... Odnalezienie w ciemności światła to metafora, bo tylko wtedy gdy mrok spowija wszystko, trzeba mieć nadzieję - wydusiła z siebie i zrozumiała jak bardzo była pogubiona. Jej umysł znajdował się w innym miejscu i nie potrafiła odnaleźć odpowiedniej ścieżki, toteż tak bardzo absurdalne mogło wydawać się to co mówiła. - Ludzie powinni myśleć samodzielnie, a nie podążać za ideami, które prędzej czy później okażą się zbyt destrukcyjne i tylko nieliczni pozostaną po stronie, która doprowadzi do całkowitego rozłamu społeczeństwa - opuszki smukłych palców zetknęły się z zimną szybą, jakby chciała rozmazać swój obraz, który w tej chwili był iście zagubiony. Dostrzegała tę niepewność, ale to o czym mówiła nie tyczyło się tylko Zakonu, ale także motywów, którymi kierowali się aurorzy. Musiała kiedyś taka być. - Jeżeli zostanę twoją żoną, powinnam cię wspierać w każdej decyzji, a ty jako mój mąż powinieneś zadbać o bezpieczeństwo moje i naszego syna, by nigdy nikt nie wymierzył ciosu w punkt, który być może kiedyś stanie się tym najsłabszym... - powiedziała spokojnie, ale nie patrzyła na niego. Nawet na sekundę nie odwróciła głowy, bo skoro wycofał się wcześniej, gdy miał ją na wyciągnięcie dłoni, to nie chciała po raz kolejny zostać odepchnięta. Myślenie o tym mogłoby ją zasmucić, a przecież walczyła teraz o to, by znów być sobą. Delikatną, eteryczną i ulotną niczym chwila, która przelatuje przez palce. - Chcę tylko byś wybierał mądrze, bo obawa o ciebie przy każdym wyjściu, doprowadzi mnie do rozpaczy...


meet me  with bundles of flowers We'll wade through the hours of cold Winter she'll howl at the walls Tearing down doors of time
Katya Ollivander
Katya Ollivander
Zawód : Zawieszona w prawie wykonywania zawodu
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Mogę się oprzeć wszystkiemu z wyjątkiem pokusy!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2039-celeste-ellsworth https://www.morsmordre.net/t2291-vesper#34826 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204
Re: Pokój z Fortepianem [odnośnik]28.10.16 13:40
Zakon Feniksa był ścisłą tajemnicą. Katya wiedziała, że nie mogła jej zdradzić - ani słowem, ani gestem, ani w żaden inny sposób. Nie mogła o niej rozmawiać - z nikim - a tym bardziej z kimś, kogo poglądy wydawały się wyraźnie przeciwstawne. Jej lekkomyślne zachowanie może sprowadzić nieszczęście na jej dawnych towarzyszy, dawnych przyjaciół - na wszystkich, których wspomnienie w jej głowie stawało się coraz bardziej mętne. Nie powinna była, nikomu wspominać o swojej tajnej misji wykonanej dla Zakonu ani o tym, co na niej ujrzała. Nie powinna była wprost rozmawiać o członkach Zakonu z kimś, kto stał w opozycji do niego. Nie powinna z nikim rozmawiać o celach walki Zakonu. Nie powinna była rozważać dalszej zdrady.

Silne zaklęcia ochronne strzegły tajemnic Zakonu. Pierścień na palcu czarownicy rozgrzał się, wysyłając ostrzegawczy impuls, aż w końcu spłonął, zmuszając Katyę do krzyku. Ból był przeraźliwy, a stopiona na palcu skóra wyglądała dramatycznie - z pewnością zostanie jej po tym trwała blizna w miejscu, w którym dotąd nosiła swoją nieistniejącą już obrączkę Zakonu. Nie pamiętała już nic na temat organizacji, do której należała. Nie pamiętała, że na jej palcu znajdował się pierścień. Nie pamiętała nawet słów, które zdążyła wypowiedzieć przed Ramseyem.

W tym samym czasie, gdzieś w kwaterze głównej, jej pióro spłonęło.

Katya potrzebuje pilnej pomocy medycznej po ciężkim oparzeniu skomplikowanym zaklęciem, którego mocy ani źródła nie była w stanie rozpoznać.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Pokój z Fortepianem - Page 2 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Pokój z Fortepianem [odnośnik]29.10.16 11:10
To co było pozostało wspomnieniem, miłą chwilą, którą ulokował gdzieś wśród innych. Zbiór pamiętnych zdarzeń, przypominających pułki, regały, a każde z nich miało swoje własne miejsce z opisaną karteczką. Ciemna i ponura sala wspomnień. W jego prywatnym archiwum mogłaby znaleźć wiele momentów, które przyprawiłyby ją o rumieńce, wiele słów, które sprawiłyby, że poczułaby się gorzej niż teraz. A wydawał się obojętny, jakby żadne z nich nie miało nigdy miejsca. Potrafił zatrzymać czas — dla siebie. Wystarczyło tylko zamknąć oczy i przedostać się tam, gdzie nigdy nie uczęszczał, nie zaglądał, pozostawiając to za sobą — choć ciągle do dyspozycji, gdyby jednak czegoś potrzebował. Genialna pamięć  i przez wiele lat ćwiczona umiejętność filtrowania danych z otaczającego go świata. Rzeczy ważne i ważniejsze. Patrząc mu w oczy mogła to widzieć. Wielkie drzwi, za którymi czekał świat o wiele ciekawszy niż ten, w którym się pogubiła.
Nie w tym rzecz, pomyślał, lecz nie wypowiedział tych słów na głos, wciąż arogancko, patrząc jej w twarz. Jak zwykle, niewiele już mówił — bo mówił tylko, gdy chciał, czegoś potrzebował. Swoją postawą pozwolił jej myśleć, że z nią walczy, ale przecież wcale nie oponował. Zwiększył dystans pomiędzy nimi, a nie odpychał ją od siebie. Ofiarował jej czas do namysłu i zastanowienia się jeszcze raz nad tym, czy wciąż nie chce mu nic powiedzieć. Postawił ją pod ścianą, pokazując dwie drogi, a wybór należał do niej. A później okazał się korzystny dla niego — tak jak od samego początku planował.
Nie miał czasu ani ochoty na zabawę w metafory. Nie mówiła konkretnie, raczej wymijająco sugerując mu odpowiedzi by wpadł na nie sam. Ale ani on, ani Czarny Pan nie chcieli słuchać bajek bez konkretów. Nie było więc miejsca na domysły i analizy, które kończyły się ścianą. Rozłam społeczeństwa był nieunikniony. Wbrew temu co mówiła czarodzieje walczący o słuszne sprawy nie mieli najmniejszych szans. Jej wahanie również wiele mówiło — z łatwością przeciągnąłby ją na właściwą stronę, a gdyby lord Voldemort stanął naprzeciw niej, wiele ciekawych wspomnień miałby w zasięgu ręki. Zakon Feniksa był trzecią siłą na tym przedsionku wojny, która się rozpoczynała.
Zmanipulował by jak zwykle osiągnąć to, czego chciał. Zaryzykował ślepym strzałem, który okazał się być trafny i pewnie dzięki relacjom jakie mieli i jej psychice otrzymał więcej niż żądał. Nie było to jednak okrutne, bo choć perfidnie ją podszedł sam nie był świadom konsekwencji jakie będzie musiała ponieść. Nawet mu się nie śniło, że organizacja o której teraz tyle wiedział jest tak potężna i tak dobrze strzeżona.
— Nasz syn umrze zanim otrzyma list z Hogwartu — odpowiedział w końcu, doskonale pamiętając wizję zamordowanego chłopca, który stał się przypadkową ofiarą jego porachunków z czarnoksiężnikami. Pamiętał jego drobne ciałko, które Katya trzymała w ramionach. I ją zalaną krwią, gdy wbijał jej różdżkę pomiędzy żebra bez zmrużenia okiem. Krwawe przeznaczenie jakie było im dane, w małżeństwie w którym pasja i pożądanie szybko zmieniły się w nienawiść i walkę. — Pracuję w ministerstwie. Moje wyjścia nie jest powodem do rozpaczy. — Obrócił się za nią i kątem oka obserwował jej profil. Wyglądając przez okno wydawała się taka odległa i obca, zamyślona i niedostępna. To był interesujący obrazek.— Chyba, że z tęsknoty— Żartobliwy ton zakradł się niespodziewanie. Miał co chciał.— Cóż... Wygląda na to, że jednak śmierć Garhama nie miała z tym nic wspólnego.— powiedział z wesołością, podchodząc do niej bliżej i wzruszył ramionami od niechcenia. Uśmiechał się — już wszystko było w porządku. Niech się nie dąsa, niech nie smuci. Mógłby złożyć pocałunek na jej ustach na pocieszenie, by nie wypuszczać jej z rąk. Swoje piękne, lojalne źródło informacji. Jego własne. — Powinniśmy zejść jeszcze do twojego ojca, by go nie urazić tak długą nieobecnością...
Chciał powiedzieć coś jeszcze, ale jej reakcja go zaskoczyła. Drgnął i cofnął się choć nawet nie pół kroku w tył. Zmarszczył brwi, nie pojmując tego, co się działo. Momentalnie jego wzrok spłynął na dłoń. Widział pierścień. A potem już nie widział nic poza ciężkim oparzeniem. Jej delikatne palce zmieniły kolor, rana wyglądała paskudnie, a po biżuterii nie było ani śladu. W pierwszej chwili nie skojarzył tego. On sam nie jeden raz wzbogacał klejnot i kobiecą ozdobę klątwą, której efekt wyglądał podobnie. Ale dlaczego dopiero teraz, tak nagle, niespodziewanie? Widział pierścień na jej palcu od wielu miesięcy. A teraz go nie było, spłonął, raniąc ją dotkliwie. I to nie był przypadek, że stało się to właśnie w tej chwili. Musiał tylko o tym pomyśleć.
Brak natychmiastowej reakcji wynikał z obserwacji jakiej dokonywał. Ale nie mógł stać bezczynnie, gdy ona krzyczała i sparaliżowana bólem odpływała tuż przed nim. Jedynym słusznym zachowaniem było złapanie jej w ramiona.
— Musi cię zobaczyć uzdrowiciel. Natychmiast— powiedział sucho i wziął ją na ręce. Trzeba było działać, bo to na pewno nie wpłynie korzystnie na jej kiepski stan zdrowia.



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Pokój z Fortepianem - Page 2 Kdzakbm
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Pokój z Fortepianem [odnośnik]27.12.17 21:16
/20 czerwca

Wciąż jeszcze trawił to co Lotta powiedziała mu poprzedniego dnia. Owa informacja niespecjalnie chciała dotrzeć do jego mózgu, choć w umyśle wciąż słyszał jej słowa. To wszystko było mocno popieprzone, brzmiało jak jakaś bujda... Od rana nie mógł się na niczym skupić, więc jeno kiwał głową kiedy matka wybierała mu szaty na jutrzejszy Sabat, albo ojciec pouczał jak ma się zachowywać. Wyrwać spod szpilek szwaczek udało mu się dopiero późnym popołudniem i dopiero wówczas tak naprawdę odetchnął.
Odrobinę spokoju znalazł w jednej z wielu komnat zamku Lancaster, w niewielkim pokoju, gdzie przy przeszklonej ścianie stał potężny, wypolerowany instrument z klawiszami z kości słoniowej. Fortepian. Titus usiadł na krzesełku, przesuwając dłonią po gładkiej tafli, odrzucił w tył poły dziennej szaty (znacznie skromniejszej od tych, które przyszło mu nosić od święta) i wreszcie wsparł palce na jasnych klawiszach, z wolna wciskając pojedyncze. Powietrze wypełniła cicha, prosta melodia - spokojna, melancholijna, idealna na śnieżne, czerwcowe popołudnia. Poznał podstawy gry na instrumentach klawiszowych we Francji, gdzie wieczory spędzał przy pianinie wraz z jednym z tamtejszych kuzynów. Wracając do Anglii obiecał i sobie i jemu, że nie zaniecha gry, wciąż szlifując swoje umiejętności.
Nie spodziewał się żadnych gości, bo i nie sądził, że ktoś wie o jego powrocie. Okazało się jednak, że wieści szybko się rozchodzą, szczególnie wśród bliskiej rodziny. Niemniej był nieco zdziwiony gdy jeden z domowych skrzatów przerwał mu wygrywanie kolejnych nut oznajmiając, że ma gościa. Titus poprosił by zaprosił go do środka, a gdy obydwoje na nowo stanęli w drzwiach komnaty, usta młodego Ollivandera wyciągnęły się w szerokim uśmiechu - dobrze było zobaczyć znajomą twarz kuzynki Cressidy.
- Cressida! - rzucił na powitanie, od razu zrywając się ze swojego miejsca. W kilku susach znalazł się przy lady Fawley, łapiąc ją w ramiona i sprawiając, że jej stopy na moment oderwały się od podłoża. Zatoczył z nią kilka piruetów, dopiero po chwili wypuszczając z objęć. Wciąż jednak wspierał dłonie na dziewczęcych ramionach, wbijając spojrzenie w gładkie lico.
- Nie wiedziałem, że tutaj dzisiaj będziesz, nic nie pisałaś. - uśmiechnął się, prowadząc ją do siedziska znajdującego się nieopodal kominka, gdzie wesoło trzaskały ciepłe ogniki. Titus rzucił na nie okiem - Kto to widział żeby w czerwcu rozpalać kominek, hm? - pokręcił łbem, nie pozbywając się radosnego wyrazu twarzy - Wybierasz się na jutrzejszy Sabat?


Every great wizard in history has started out as nothing more than what we are now, students.
If they can do it,

why not us?

Titus F. Ollivander
Titus F. Ollivander
Zawód : uczy się różdżkarstwa
Wiek : 19
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
first learn the rules,
then break them
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3427-tytus-flawiusz-w-budowie#59470 https://www.morsmordre.net/t3451-poczta-titusa#59932 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f240-lancashire-holcot-dworek-ollivanderow https://www.morsmordre.net/t3485-t-f-ollivander#60769
Re: Pokój z Fortepianem [odnośnik]27.12.17 21:51
Cressidy nie ominęły wieści o wyjeździe Titusa za granicę. Może nawet dobrze się złożyło, że większość tego dziwacznego, pełnego anomalii okresu spędził poza granicami kraju. Matka wspominała jej, że jej kuzyn wpadł w pewne tarapaty i to dlatego jego rodzina podjęła takie kroki; Cressidzie pozostawało mieć nadzieję, że pobyt we Francji wyjdzie mu na dobre. I choć zawsze ceniła jego ciekawą osobowość, żywy temperament i indywidualizm, nie chciała, żeby miał problemy ze swoją rodziną i pakował się w dziwne sytuacje.
Również od matki dowiedziała się o powrocie kuzyna do kraju. Tak się składało że dziś rano gościła w swoim rodzinnym domu w celu odwiedzenia rodziców i Portia Flint, niegdyś Ollivander, przekazała jej wieści. Dlatego też Cressida zaraz po opuszczeniu dworku rodziców udała się prosto do Ollivanderów, po drodze zaglądając jeszcze na krótko do Ambleside, by sprawdzić, jak się mają dzieci i czy wszystko jest w porządku. Ostatnio bardzo się o nie martwiła dlatego nieczęsto opuszczała posiadłość, bo nie lubiła zostawiać ich samych na zbyt długo. Wiedziała jednak, są bezpieczne pod opieką zaufanej i doświadczonej opiekunki, która niegdyś opiekowała się także jej mężem i jego rodzeństwem. Ale przecież wizyta u Titusa nie mogła zająć wiele czasu. A chciała go zobaczyć, bo od bardzo dawna nie miała ku temu okazji.
Mimo że był to zaledwie dzień przed sabatem postanowiła złożyć wizytę Ollivanderom. W przeszłości bywała już w zamku Lancaster, jako że to tu dorastała niegdyś jej matka, i wciąż mieszkała tu spora część jej rodziny. Dowiedziała się, że Titus znajduje się w pokoju z fortepianem; idąc w jego stronę prowadzona przez domowego skrzata, coraz wyraźniej słyszała cichą melodię. Nawet nie wiedziała, że jej energiczny i psotny kuzyn potrafił grać na fortepianie.
- Witaj, Titusie – powitała go, lustrując go wzrokiem, ciekawa, czy bardzo się zmienił. Zmężniał? Wydoroślał? Czy nadal był tym samym psotnym chłopcem, który spędzał sen z powiek swoim rodzicom i nestorowi?
Zarumieniła się lekko i zaśmiała cicho, kiedy w bardzo entuzjastyczny sposób ją powitał, łapiąc w ramiona jej drobne ciałko i unosząc ją lekko, w dość poufały sposób. Sama Cressida zawsze była raczej powściągliwa w okazywaniu wylewnych uczuć, choć Titusowi mogła to wybaczyć, bo po prostu taki już był jego urok.
- Dopiero co dowiedziałam się o twoim powrocie! Akurat byłam z wizytą u swojej matki i powiedziała mi, że już wróciłeś – powiedziała, pozwalając, by usadził ją na kanapie przed kominkiem. Jak na czerwiec faktycznie było zimno i nieprzyjemnie. Kto to widział, żeby o tej porze roku padał śnieg i panowały warunki jak w zimie?
- Tak, mam zamiar się wybrać. To będzie mój pierwszy sabat... od czasu urodzenia dzieci – odpowiedziała z leciutkim rumieńcem. Przez pierwsze trzy miesiące po porodzie prawie w ogóle nie wychodziła z dworu dalej niż do ogrodów. Dopiero w czerwcu, kiedy dzieci trochę podrosły a ciało wróciło do formy, mogła wychodzić nieco częściej; chociaż zawsze z tyłu głowy czaiły się obawy. William sam jednak namawiał ją, że powinna zacząć wychodzić i wracać do zwykłych aktywności. – A ty tam będziesz? – zapytała go, ale podejrzewała, że czy chciał czy nie, matka i tak wyprawi go na sabat.
- Tak, ta pogoda jest po prostu... szalona. I była taka od początku maja, choć śnieg spadł dopiero w czerwcu. Pewnego dnia wyjrzałam przez okno i ujrzałam białe ogrody i zasypane śniegiem rośliny – powiedziała mu, wpatrując się przelotnie w kominek. – We Francji zapewne ominęły cię te wątpliwe atrakcje?
Cressida Fawley
Cressida Fawley
Zawód : Arystokratka, malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
To właśnie jest wspaniałe w malarstwie:
można przywołać coś, co się utraciło i zachować to na zawsze.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5557-cressida-fawley-flint https://www.morsmordre.net/t5573-piorko https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f117-cumberland-ambleside-dwor-fawleyow https://www.morsmordre.net/t5581-skrytka-bankowa-nr-1374 https://www.morsmordre.net/t5580-cressida-fawley
Re: Pokój z Fortepianem [odnośnik]27.12.17 22:39
- Nie sądziłem, że wieści tak szybko się rozejdą, wróciłem zaledwie wczoraj. - roześmiał się, ale w gruncie rzeczy miło było widzieć kogoś z rodziny, kto nie łypie na ciebie spod byka. Odkąd wrócił wszyscy mu się jakoś tak dziwnie przyglądali, jakby chcieli sprawdzić czy te kilka tygodni faktycznie go zmieniło, czy jego rychły powrót jednak nie był najrozsądniejszym pomysłem. Sądząc po tym, że zaledwie po kilku godzinach spędzonych w ojczyźnie wymknął się na Nokturn by porozmawiać z młodocianą charłaczką, bardziej prawdopodobna była ta druga opcja. Jakby nie patrzeć niewiele się zmienił. Zajął miejsce w fotelu obok siedziska Cressidy i założył nogę na nogę, wspierając splecione palcami dłonie na wystającym kolanie.
- Właśnie! Jak się mają bliźnięta? Chyba sam będę musiał niedługo złożyć wam wizytę. - pokiwał głową. Obce dzieci raczej go nie rozczulały, ale te znajome to już całkiem co innego. Będzie tylko musiał zastanowić się nad jakimś ładnym prezentem, bo nie wypadało wpadać tam z pustymi rękami - I jak w takim razie ty sama się masz przed jutrzejszym przyjęciem? - przekrzywił łeb na jedną stronę, delikatnie bujając wiszącą ponad podłogą stopą. Pokiwał głową.
- Mhm, wróciłem głównie dlatego, że szykuje się Sabat. Moi rodzice mają nadzieję, że wpadnę tam w oko jakiejś debiutującej szlachciance. - wywrócił oczami. Średnio podobał mu się ten pomysł... Wróć, nie podobał mu się wcale, ale tak po prawdzie nie miał nic do gadania. Rodzice już dawno zdecydowali za niego, a on musiał poddać się ich woli, jeśli nie chciał zaraz wracać do słonecznej Francji.
- Aha. - pokiwał głową - Prowansja jest naprawdę piękna późną wiosną, chociaż czasem miałem wrażenie, że temperatury sięgają tam miliona stopni! - roześmiał się - Mam nadzieję, że niebawem wszystko wróci do normy. To całkiem zabawne, że na dniach będziemy świętować pierwszy dzień lata, a tymczasem pogoda wskazuje na coś całkiem innego. - w życiu by nie pomyślał, że przyjdzie mu odśnieżać chodnik przed Różdżkarnią w czerwcu, ale wuj Garric był bezwzględny i od razu zaprzągł go do najcięższej roboty. Jeszcze go ramiona bolały jak sobie tylko przypomniał ile czasu spędził wczoraj na machaniu łopatą. Teraz, kiedy każde rzucone zaklęcie mogło okazać się zabójcze starszy Ollivander kategorycznie zabronił mu używania magii w okolicach ułożonych na półkach różdżek - jeszcze któraś by ucierpiała! Titus doskonale go rozumiał i w gruncie rzeczy wcale nie miał mu tego za złe. Gdyby to on miał pod sobą czeladnika, którym może pomiatać... którego szkoli, zapewne postąpiłby dokładnie tak samo.


Every great wizard in history has started out as nothing more than what we are now, students.
If they can do it,

why not us?

Titus F. Ollivander
Titus F. Ollivander
Zawód : uczy się różdżkarstwa
Wiek : 19
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
first learn the rules,
then break them
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3427-tytus-flawiusz-w-budowie#59470 https://www.morsmordre.net/t3451-poczta-titusa#59932 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f240-lancashire-holcot-dworek-ollivanderow https://www.morsmordre.net/t3485-t-f-ollivander#60769
Re: Pokój z Fortepianem [odnośnik]27.12.17 23:27
Wieści w szlacheckim świecie rozchodziły się naprawdę szybko, zwłaszcza w gronie rodziny. Matka szybko powiedziała jej o Titusie i wręcz zachęciła ją do złożenia mu wizyty. Także uważała, że towarzystwo dobrze jej zrobi i że nie powinna tak dużo czasu spędzać w domu. Jej samej też brakowało wychodzenia; w końcu spędziła dzieciństwo i młodość jako lady Flint, las w okolicach rodzinnego dworu był dla niej niemalże drugim domem. Spędzała całe dnie na zewnątrz i nie lubiła długo dusić się w czterech ścianach, nawet jeśli nigdy nie była zbyt śmiała do ludzi. Zawsze lepiej radziła sobie w relacjach z obrazami i z ptakami. Jej skrzydlaci przyjaciele nie wymagali od niej idealności; po prostu przychodzili, kiedy spacerowała po lesie, zupełnie jakby wyczuwali, że potrafiła zrozumieć ich mowę.
- Och, więc najwyraźniej ktoś z twoich bliskich już zdążył się wygadać mojej matce – uśmiechnęła się, wiedząc, że Portia Flint mimo wszystko lubiła Titusa, nawet jeśli czasem też zerkała na niego z niepokojem. – A ona powiedziała to mnie. Postanowiłam zajrzeć do ciebie, bo nie wiem, czy na sabacie nadarzyłaby się okazja do spokojnej rozmowy.
Jak wiadomo, w takich miejscach jak posiadłość lady Nott trudno było o stuprocentowo spokojne rozmowy wśród tylu innych wysoko urodzonych gości, którzy krążyli po pomieszczeniach i rozległych ogrodach.
- Dzieci mają się całkiem... dobrze, biorąc pod uwagę okoliczności. Chociaż często doskwierają im złe sny. Uzdrowiciel, z którym się konsultowałam zaraz na początku maja, powiedział że to może być skutek anomalii – skrzywiła się, żałując, że nie ma sposobu, by ulżyć jej maleństwom. Niestety jak dotąd nikt nie stworzył sposobu na anomalie i nawet uzdrowiciele rozkładali bezradnie ręce. – Teraz zostały z opiekunką. Gdy wychodziłam, spały smacznie w swoim pokoju. – Sama delikatnie otuliła je kocykiem, zanim wyszła.
- Sama czuję się raczej dobrze. Właściwie trochę brakuje mi czegoś tak... normalnego. Choć kto by pomyślał, że kiedyś powiem to o sabatach? Na początku mnie onieśmielały – powiedziała. Mimo wszystko wiedziała że sabaty są ważną częścią ich świata, i starała się na nich gościć regularnie, choć ostatni raz była na jakimś jeszcze zeszłej jesieni. Później przez ciążę i opiekę nad dziećmi nieco się wycofała z aktywniejszego salonowego życia. – Twoi rodzice z pewnością chcą dla ciebie dobrze, chociaż jesteś młody, masz jeszcze czas na ślub.
Titus nie musiał już się żenić. Mężczyznom dłużej pozwalano na luz i korzystanie z życia. Jej William został jej mężem będąc od niej dziesięć lat starszym, ale rodzina w końcu postanowiła ukrócić jego kawalerski czas oddając mu młodziutką lady Flint.
- Ale kto wie, może poznasz jakąś miłą pannę wśród tegorocznych debiutantek? – zastanowiła się.
Dłońmi lekko przeczesała włosy i rozłożyła wygodniej brzeg niebieskiej sukni, z ciekawością wysłuchując jego opowieści o Francji. Miała do tego kraju sentyment, w końcu spędziła tam osiem lat swojego życia z przerwami na wakacyjne powroty do domu.
- To cudownie. Mam nadzieję, że ten wyjazd dobrze ci zrobił, Francja jest naprawdę cudowna. Nauczyłeś się tam czegoś ciekawego? – zapytała go. – Pewnie dziwnie ci było wrócić z ciepłej Prowansji do tej mroźnej, zaśnieżonej Anglii. W czerwcu, kiedy przecież i tu powinno panować lato. A tymczasem wszystko pokrywa śnieg... – zerknęła ze smutkiem w okno. Zdecydowanie wolała śnieg zimą. – W maju były obfite deszcze. A później okres wahań temperatur i w końcu silnych burz. Nigdy wcześniej nie widziałam takich zjawisk pogodowych, jak te, które miały miejsce od maja. Ale pogoda to nie wszystko, anomalie dotknęły też magii. – Ciekawe, czy jako różdżkarz miał na to jakieś zapatrywania i czy w ogóle miał już okazję się zetknąć z anomaliami skoro wrócił zaledwie wczoraj? – Mimo wszystko mam nadzieję że wasz różdżkarski interes ma się dobrze. – W końcu wszyscy potrzebowali różdżek. Nawet jeśli te płatały często nieprzyjemne figle i Cressida ograniczyła używanie swojej do niezbędnego minimum.
Cressida Fawley
Cressida Fawley
Zawód : Arystokratka, malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
To właśnie jest wspaniałe w malarstwie:
można przywołać coś, co się utraciło i zachować to na zawsze.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5557-cressida-fawley-flint https://www.morsmordre.net/t5573-piorko https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f117-cumberland-ambleside-dwor-fawleyow https://www.morsmordre.net/t5581-skrytka-bankowa-nr-1374 https://www.morsmordre.net/t5580-cressida-fawley
Re: Pokój z Fortepianem [odnośnik]28.12.17 0:57
- Chyba nawet wiem kto. - uśmiechnął się. Lord Ollivander raczej nie był zbyt wylewny, w przeciwieństwie do swojej małżonki, która uwielbiała dzielić się z bliskimi dobrymi wieściami, a powrót syna z odległych wojaży zdecydowanie się do takich zaliczał. Jak tylko pojawił się na włościach Ollivanderów, wczoraj z samego rana, to wyściskała go mocno jak nigdy. Nawet jak wracał z Hogwartu to nie była aż tak wylewna.
- Śmiem wątpić, obydwoje dobrze wiemy jak wyglądają sabaty. - wywrócił oczami. Roiło się tam od głodnych ploteczek oczu i uszu i choć z Cressidą łączyło go dosyć bliskie pokrewieństwo i raczej nie miał się czego obawiać, to w salach balowych Nottów mogli zapomnieć o spokojnej rozmowie. Tam wszystko gnało do przodu, pędziło jak oszalałe, wirowało w tańcu, zalewało się słodkim winem.
- Proszę ucałuj je od wujka Titusa jak tylko wrócisz do domu. - obdarzył ją delikatnym uśmiechem. Już się nie mógł doczekać aż bliźnięta trochę podrosną i będzie mógł raczyć je opowieściami z Hogwartu, zaszczepiając w nich zainteresowanie owym przybytkiem. Oczywiście z dala od uszu matki, bo mniemał, że jego anegdotki raczej by jej się nie spodobały. Już pani Ollivander krzywo na niego patrzyła jak wpychał Kyrze do głowy te wszystkie głupoty, zdradzając jej kilka tajemnych przejść, czy pouczając jak unikać szlabanów, nawet jeśli zdecydowanie na nie zasłużyłeś.
- Mnie osobiście trochę nudzą. - wzruszył ramionami. Raczej nie interesowały go salonowe ploteczki, a był na tyle młody, że starsi lordowie niespecjalnie chcieli z nim rozmawiać na poważniejsze tematy. Zresztą on sam zwykle także nie miał ochoty wdawać się z nimi w jakiekolwiek głębsze dyskusje. Miał tylko nadzieje, że Marcel pojawi się na włościach Nottów, bo z nim zawsze bawił się wyśmienicie. I chyba nawet trochę się stęsknił za tym jego głupim ryjem.
- Niby tak, ale od portretu starej Galli dowiedziałem się, że uważają, że jak mi znajdą żonę to nagle się stanę poważny i odpowiedzialny. Ta, marzenia ściętej głowy. - parsknął śmiechem, tym samym wyrażając opinię na ten temat. Dobrze, że w Lancaster wisiały takie obrazy jak stara Galla Ollivander, bo ona zawsze wiedziała co piszczy w zamkowych murach i jeśli ją dobrze podejść bardzo chętnie dzieliła się wszelkimi informacjami. Titus chyba nauczył się jak to robić by nie działać jej na nerwy.
- Wątpię. - wzruszył ramionami. Wczorajszy wieczór spędził z lady Selwyn i to ona ciągle chodziła mu po głowie.
- Mhm, w sumie to była bardzo inspirująca wycieczka. Poduczyłem się francuskiego, liznąłem trochę tamtejszej kultury i dowiedziałem się kilku ciekawych rzeczy o różdżkach, przewertowałem tamtejszą bibliotekę, a kuzyn Laurent nauczył mnie podstaw gry na pianinie, obiecałem mu, że będę szlifował swoje umiejętności i jak spotkamy się następnym razem to zagram mu Mozarta. Mam nadzieję, że to nie było tylko czcze gadanie i naprawdę mnie kiedyś odwiedzi w Lancaster, on i kuzynka Chantal, nieźle się dogadywaliśmy. - kiwnął głową - Trochę dziwnie, ale szczerze powiedziawszy oczekiwałem tego dnia. Tęskniłem za domem, za rodziną i przyjaciółmi. We Francji nie miałem czasu się nudzić i zadręczać, ale tutaj, na znajomym terenie czuję się zdecydowanie lepiej. - przyznał, zgodnie zresztą z prawdą, raz jeszcze skinąwszy głową. Pokręcił za to łepetyną słuchając o tych wszystkich atrakcjach, które go ominęły kiedy grzał się w południowym słońcu.
- Mhm, chyba wszystko wróciło do względnej normalności, jeżeli chodzi o sklep, chociaż wciąż zdarzają się czarodzieje, którzy uważają, że te wszystkie złe rzeczy co im się przytrafiają jak próbują czarować to wina naszych różdżek. Na początku maja, tuż przed moim wyjazdem, mieliśmy w sklepie prawdziwe urwanie głowy! Jak tylko ludzi zaczęły dotykać te wszystkie dziwności, to zwalali nam się do Różdżkarni drzwiami i oknami, niektórzy nawet śmieli się awanturować, że to nasza wina, że sprzedajemy wadliwe różdżki, które po czasie zaczynają wariować, ciężko było wytłumaczyć, że nie mamy z tym nic wspólnego, a różdżki są całkowicie sprawne, nawet jeśli wszystko wygląda całkiem inaczej. Niektórzy ludzie są naprawdę durni. - ponownie westchnął z rozbawieniem kręcąc głową - Chcesz posłuchać jak gram?


Every great wizard in history has started out as nothing more than what we are now, students.
If they can do it,

why not us?

Titus F. Ollivander
Titus F. Ollivander
Zawód : uczy się różdżkarstwa
Wiek : 19
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
first learn the rules,
then break them
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3427-tytus-flawiusz-w-budowie#59470 https://www.morsmordre.net/t3451-poczta-titusa#59932 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f240-lancashire-holcot-dworek-ollivanderow https://www.morsmordre.net/t3485-t-f-ollivander#60769

Strona 2 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next

Pokój z Fortepianem
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach