Wydarzenia


Ekipa forum
Statkiem po Tamizie
AutorWiadomość
Statkiem po Tamizie [odnośnik]11.04.16 15:58
First topic message reminder :

Statkiem po Tamizie

★★
Choć to miejsce jest świetne dla turystów, czarodzieje postarali się, aby i dla siebie zrobić coś wyjątkowego. Przechodząc kilkaset kroków od miejsca, gdzie spotykają się na wycieczkę mugole, zauważy się niewielki tunel ze schodami. Podążając tą drogą, dochodzi się do statku dla czarodziejów. Ten jednak wcale nie jest majestatyczny. Z wyglądu przypomina kłodę swobodnie pływającą na wodzie. Otwierając magiczne przejście, o którym istnieniu wiedzą tylko czarodzieje, zauważyć można przepiękne wnętrze powiększone przy pomocy magii. W środku znajduje się niewielka restauracja, której motywem przewodnim są muszle. Podobizny syren ozdabiają ściany, a złote zdobienia ich włosów czy ogona dodają im niesamowitego uroku i wyjątkowości. Gdy kłoda rusza na wycieczkę, z niewiadomego źródła wydobywa się delikatny, kobiecy śpiew. Dzięki magii można nie tylko oglądać to co na lądzie, ale także odkrywać tajemnic skrywane przez Tamizę. Podobno ten, kto zauważy chociaż ślad syreny, otrzyma tysiąc galeonów. Trudno powiedzieć, ile w tym prawdy, kapitan opowiada tę historię za każdym razem, aby zainteresować wycieczkowiczów. Mimo to, czarodzieje nie potrafią odwrócić wzroku od szyby, która umożliwia im przeglądania dna. W restauracji dostępny jest jedynie alkohol i kilka rodzajów sandwichy. Wycieczka zajmuje około cztery godziny, a kosztuje dwa razy tyle, co najlepsza czekolada w Miodowym Królestwie.
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 19:16, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Statkiem po Tamizie - Page 2 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Statkiem po Tamizie [odnośnik]10.09.17 19:53
Ostatnio Pokątna rzeczywiście stała się dziwnym miejscem. Ulica, na której powinno koncentrować się całe magiczne życie, wydawała się jakaś inna, bardziej niebezpieczna, nie można było przewidzieć co dziwnego się na niej wydarzy. Doświadczyłam tego na własnej skórze ledwo parę dni temu, jednak do tej pory nie powiązałam Pokątnej i jej niezwykłości z faktem, że właśnie tam przeniosła mnie anomalia. Dodatkowo, nagle zdałam sobie sprawę z obowiązujących dekretów i zakazie rzucania tam zaklęć... co przecież robiłam. Łatwo było zapomnieć a tych głupich przepisach, kiedy coś zagrażało życiu. Nie czytałam jeszcze dzisiejszego Proroka, a i nie dotarły do mnie wieści o licznych zmianach w Ministerstwie, a więc i o odwołaniu niektórych bzdurnych dekretów.
- Nie stało, całe szczęście, chociaż pomocy nie udało się znaleźć tak szybko... Spotkałyśmy tam ludzi, którzy najwidoczniej żerowali na pechu niektórych i okradali zniszczone mieszkania, a przy tym i nas wybrali za atrakcyjne cele. - Nie czułam już strachu myśląc o tamtym zdarzeniu, a jedynie ulgę i determinację, że nie powinnam kolejnym razem dopuścić do takiej sytuacji, gdzie wydawałam się całkiem bezbronna, bo moja różdżka nie chciała ze mną współpracować. Przypomniałam sobie również o Pandorze, która bardzo mi pomogła, chociaż przecież nie musiała. - Nie wspomniałam, ale wylądowała tam ze mną inna kobieta. Była mi niezwykle pomocna, gonili nas, ale udało nam się schować... To była naprawdę okropna noc.
Ciepło statku było bardzo przyjemne w pogodę taką jak ta, chociaż tematy, które poruszałyśmy, nie były wcale miłe. Jednak nie wyobrażałam sobie wesoło plotkować o sukniach i przyjęciach, kiedy działy się podobne rzeczy. Przy Evelyn nie musiałam udawać idealnej szlachcianki, której nie interesują teraźniejsze wydarzenia, a jej jedynymi zainteresowaniami są moda i życie szlachetnie urodzonych.
- Prawdę mówiąc więcej wiem o transmutacyjnych zanikach organowych i ondynie... ale śmiertelna bladość... na pewno pomogłyby zaklęcia rozgrzewające, albo może eliksiry? - zaproponowałam, bo przecież to w eliksirach Evelyn się specjalizowała. Na pewno umiała taki uwarzyć. - Wiem trochę o magii leczniczej, ale choroby genetyczne zawsze wydawały mi się strasznie skomplikowanym zagadnieniem. Przy większość z nich najlepszą radą jest, żeby się nie przemęczać i nie stresować, a jak już coś zacznie się dziać, to jak najszybciej zjawić się w Mungu. - Kiedy zachorowałam, rzeczywiście zaczęłam interesować się anatomią, ale szybko odkryłam, że jeśli moje serce zacznie się transmutować w innych organ, to podstawowa wiedza na ten temat niewiele się zda. Choroby genetyczne nie były lekkim oparzeniem czy złamaniem palca, które można było uleczyć jednym z najprostszych zaklęć.
Podszedł do nas kelner, jednak nie miałam ochoty jeść. Poprosiłam o kawę, dawno jej nie piłam, bo przeważnie robiłam to w Ministerstwie, kiedy ten napój dodawał mi energii i pozwalał mieć więcej sił przy niekończących się sprawach do załatwienia.
- Czyli podobnie jak u mnie. Mam jednak nadzieję, że w najbliższym tygodniu sprawy chociaż trochę się wyjaśnią i będę tam mogła wrócić. Niestety ja nie mogę przenieść swoich zadań w domowe zacisze, chociaż to by było bardzo miłe - uśmiechnęłam się lekko, warzenie eliksirów w domu musiało pozwalać oderwać się od rzeczywistości, bo wymagało dużego skupienia, a więc i zapomnienia o tym co się działo. Zazdrościłam trochę tego Evelyn. - Dlaczego ryzykowne? Myślałam, że tylko rzucanie zaklęć wiąże się z nieprzewidzianymi konsekwencjami - zdziwiłam się, bo o czymś takim nie słyszałam.
Liliana Yaxley
Liliana Yaxley
Zawód : -
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Ciężko było przestać wierzyć, że kwiat może być piękny bez celu, ciężko przyjąć, że można tańczyć w ciemnościach.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3066-liliana-yaxley#50362 https://www.morsmordre.net/t3091-ares#50606 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-yaxley-s-hall https://www.morsmordre.net/t3506-liliana-yaxley#61144
Re: Statkiem po Tamizie [odnośnik]13.09.17 22:28
Evelyn wzdrygnęła się, słysząc o tym, co spotkało Lilianę na Pokątnej. W miejscu, które powinno być bezpieczne dla takich jak one, a jednak... nie było. W tych czasach pewnie nie było bezpiecznie dla nikogo, bo anomalie mogły szaleć jeszcze intensywniej w tak mocno przesyconym magią miejscu. Tak przynajmniej podejrzewała.
- Trzeba uważać. Niektórzy nie mają za knut godności i poszanowania dla lepiej urodzonych – skwitowała, chociaż kto wie, do czego w skrajnej desperacji mogli być zdolni czarodzieje bez względu na swoje pochodzenie? W niebezpiecznych sytuacjach granice nieco się zacierały, szlachetnie urodzeni też potrafili się bać i równie łatwo było ich zranić, a gdy krwawili, ich krew wcale nie była błękitna. Sama przekonała się o tym wszystkim jeszcze w kwietniu, i przelotnie przypomniała sobie słowa anonimowego listu kogoś, kto chciał uświadomić im, czym jest strach. Anomalie uświadomiły jej to jeszcze dobitniej: naprawdę bała się tego, co się działo, i zdawała sobie sprawę, że czysta krew jej przed tym nie uchroni. Przejścia Liliany, Estelle i innych krewnych wyraźnie o tym mówiły.
- Najważniejsze, że po wszystkim wróciłaś bezpiecznie – rzekła po chwili. – Mnie też nie tak dawno temu spotkała na Pokątnej pewna nieprzyjemna przygoda... To było jeszcze przed anomaliami, ale fanatycy mogą się zdarzyć w każdym czasie. A ostatnio najwyraźniej ich nie brakuje, i coraz odważniej manifestują swoje postępowe poglądy i nic sobie nie robią z naszego statusu – prychnęła; nie wierzyła w równość, jej świat był, jest i będzie podzielony, a osoby o krwi mugolskiej zawsze będą dla niej kimś gorszym.
Czuła potrzebę by porozmawiać z kimś o tym wszystkim, z kimś spoza grona jej domowników. Nigdy nie lubiła pustych ploteczek ani rozmów o sukniach, a już na pewno nie teraz, kiedy nawet na jej bliskich zaczęły spadać problemy. Choć wciąż pozostawała osobą żyjącą w pewnym oderwaniu od problemów zwykłych, szarych ludzi, teraz czuła się nieco zagubiona i niepewna, a jej ochronny klosz zaczął powoli pękać po wydarzeniu w salonie piękności (gdzie przekonała się, że próżność może doprowadzić do problemów) oraz po anomaliach i krzywdach, których doznała jej siostra.
Dlatego też postanowiła poruszyć ten temat, licząc, że może Liliana wie coś, co mogłoby się okazać przydatne.
- Estelle zna się trochę na magii leczniczej, ale póki co była zbyt słaba, żebym mogła zamęczać ją pytaniami o to, jak jej pomóc. Żałuję, że nie wypytałam jej o wszystko wcześniej... – Ale skąd mogła przewidzieć, że coś takiego się wydarzy? Estelle chorowała od pewnego czasu, ale nie miała tak silnych ataków jak ten. To był jej błąd, że mimo tylu zainteresowań nie zainteresowała się mocniej anatomią, która przecież też mogła być istotna w alchemii... i nie tylko. Mogła być ważna choćby w kwestii wiedzy o chorobie siostry. – Ale zapamiętam to i poczytam jeszcze więcej, bo jak się okazuje, to naprawdę ważna wiedza. Niestety nie umiem poprawnie dawkować eliksirów, ale może potrafiłabym uwarzyć dla niej coś odpowiedniego... Muszę tylko poszukać jakichś receptur i zadbać, by miała pod ręką zapas medykamentów. Choć pewnie o to już dba ojciec. – Francis Slughorn miał tak dużą wiedzę o alchemii, że na pewno świetnie radził sobie również z trudniejszymi wywarami leczniczymi. Ale teraz był zajęty wieloma sprawami i w ogóle nie miał czasu na dłuższą rozmowę. W końcu miał na głowie stan Estelle, ale też wiele innych spraw związanych z rodem, posiadłością i swoimi alchemicznymi sprawami. Dlatego tym razem nie mogła udać się po pomoc do niego i musiała radzić sobie sama.
Evelyn też nie miała ochoty jeść, więc zamówiła sobie herbatę, po czym znów skoncentrowała się na Lilianie.
- Również mam taką nadzieję, ale na razie musimy czekać, w nadziei że sytuacja się uspokoi – powiedziała, zastanawiając się, co się teraz działo w rezerwacie. Raczej nic dobrego, skoro anomalie zaburzyły zaklęcia ochronne. – Owszem, ale wciąż nie wiemy, jak anomalie wpływają na działanie warzonych eliksirów, więc musimy je na razie... wypróbować. Ojciec nie ustaje w próbach zbadania wpływu tych zjawisk na alchemię – dodała; nawet jej ojciec nie był na początku pewny, czy anomalie nie wywierają wpływu na warzenie mikstur, ale był na etapie eksperymentów i poszukiwania informacji, które pochłaniały sporą część jego czasu. Istniało ryzyko, że nie tylko różdżki i zaklęcia mogą się buntować, ale także wywary, a żaden ze Slughornów nie chciałby zażyć lub przekazać komuś eliksiru o nieprzewidywalnych skutkach. Musieli dbać o swoją renomę sięgającą kilku wieków wstecz, i nie mogli pozwolić, by zaważyły na tym anomalie.




Felix, qui potuit rerum cognoscere causas.

Evelyn Slughorn
Evelyn Slughorn
Zawód : Dama, alchemiczka w rezerwacie smoków
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Szczęśliwy, kto zdołał poznać przyczyny wszechrzeczy.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2975-evelyn-slughorn https://www.morsmordre.net/t3222-poczta-evelyn https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f291-westmorland-dworek-nad-zatoka https://www.morsmordre.net/t3967-skrytka-bankowa-nr-779 https://www.morsmordre.net/t3224-evelyn-slughorn
Re: Statkiem po Tamizie [odnośnik]16.09.17 18:50
Pokątna czy nie Pokątna - bezpiecznie nie było nigdzie, chociaż miałam wrażenia, że wszystkie ostatnie incydenty dział się w tamtych okolicach. Szaleńcy byli jednak wszędzie, a niewinni czarodzieje nawet nie zawsze mogli się przed nimi bronić, bo różdżki odmawiały posłuszeństwa.
- Nie wydaje mi się akurat, żeby dla tamtych ważne było nasze urodzenie - powiedziałam, zdając sobie sprawę, że sama nie miałam podobnych informacji o Pandorze. Niewątpliwie, nie mogła pochodzi z arystokracji, skoro nie kojarzyłam jej twarzy, jednak nie byłam w stanie określić czy miałam do czynienia z czystokrwistą czarownicą, czy może z mugolaczką. Ta druga myśl nie była zbyt miła, jednak wciąż mogłam napisać list i się dowiedzieć.
- Co się wydarzyło? - zainteresowałam się, ciekawa czy to była przygoda podobna do mojej - ledwo jeden dzień przed początkiem maja. Chętnie opowiedziałabym Evelyn o tym okropnym wydarzeniu, jednak na razie nie chciałam jej przerywać. - Gdyby tylko manifestowali - westchnęłam. To co się działo naprawdę nie mieściło się w głowie, a równocześnie napawało przerażeniem, że dzieje się naprawdę. - Oni jednak rzeczywiście coś robią. Swoją drogą, to chyba niemożliwe, żeby te incydenty... manifestacje, miały związek z anomaliami? Wydawały się czymś o wiele potężniejszym, a przy tym nie oszczędziły czarodziejów, niezależnie od ich czystości krwi.
Nie wiedziałam co więcej o radzeniu sobie z chorobami genetycznymi mogłabym Evelyn powiedzieć. To naprawdę był strasznie rozwlekły temat, przecież uzdrowiciele specjalne kształcili się w tym kierunku, żeby potrafić sobie z nimi radzić. Zwykli czarodzieje, którzy sami cierpieli na te schorzenia, mogli co najwyżej próbować im zapobiegać, a ich rodziny w przypadku ataków jak najszybciej reagować.
- Na pewno coś znajdziesz. - Uśmiechnęłam się. - Wydaje mi się jednak, że w czasach jakie nastają warto znać chociaż parę podstawowych zaklęć, służących do leczenia. Kiedy byłam w Mungu, widać było, że uzdrowiciele mają mnóstwo pracy. Nawet poprawne uśmierzenie bólu może być bardzo przydatne.
To wydawało się naturalnym odruchem. Przecież czarodziej, chcący przywołać jakiś przedmiot, mógł po prostu zawołać Accio. Dlaczego więc w przypadku oparzenia miałby cierpieć tak długo, aż nie zjawi się odpowiednia osoba? Z każdą chwilą w tej nowej, zmienionej rzeczywistości zauważałam, że przydatne są zupełnie inne umiejętności, niż mi się kiedyś wydawało.
- Och, kiedy to się uspokoi... to na pewno może potrwać jeszcze długo. Mogę sobie wyobrazić, że w rezerwacie jest dużo więcej do uporządkowania. Smoki przecież mają w sobie tyle magii, co mogło się z nimi stać, skoro czarodziejów poprzenosiło na drugi koniec Wielkiej Brytanii? - Jednak Ministerstwo Magii również pełne było czarów. Przecież każde urządzenie działało tam dzięki niej. - Mam nadzieję, że nie odkryje nic niepożądanego. Wygląda na to, że powinniśmy cieszyć się każdą rzeczą, która nie została naruszona przez anomalie - zauważyłam, bo tak wynikało z całej naszej rozmowy.
W pomieszczeniu dało się czuć silny aromat kawy, a zaraz potem kelner przyniósł obydwa naszej napoje. Z przyjemnością wzięłam filiżankę w dłonie, żeby się napić, przy okazji ciesząc się zapachem. Kawa niewątpliwie pozostawała taka sama.
Liliana Yaxley
Liliana Yaxley
Zawód : -
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Ciężko było przestać wierzyć, że kwiat może być piękny bez celu, ciężko przyjąć, że można tańczyć w ciemnościach.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3066-liliana-yaxley#50362 https://www.morsmordre.net/t3091-ares#50606 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-yaxley-s-hall https://www.morsmordre.net/t3506-liliana-yaxley#61144
Re: Statkiem po Tamizie [odnośnik]16.09.17 21:38
Evelyn poważnie wątpiła, żeby tamten incydent miał jakiekolwiek powiązanie z anomaliami, które wydarzyły się później i dotknęły czarodziejów z bardzo różnych środowisk. Uważała raczej, że zapewne miał silny związek z sytuacją polityczną i napięciem, jakie nastało w obliczu represji ministerstwa wobec mugolaków. A co bardziej fanatyczni zwolennicy równości bez względu na krew mogli uznać, że winę za to ponoszą szlachetnie urodzeni, stąd ten akt ataku i próba wzbudzenia strachu, który zapewne nie był odosobniony, a Evelyn i Estelle miały po prostu pecha, że padło właśnie na nie. Pamiętając treść listu, wątpiła, by chodziło konkretnie o nie dwie, a cała sprawa mogła mieć szerszy wymiar. Same Slughornówny nie robiły niczego złego poza tym, że po prostu żyły tak, jak je wychowano.
- Może te dwie sprawy nie miały związku. Wątpię, żeby miało, czymkolwiek są te anomalie – powiedziała więc, słysząc o przejściach Liliany. Może po prostu padła ofiarą czarodziejów przerażonych anomaliami lub próbujących wykorzystać zamieszanie do własnych celów. Tacy na pewno też byli. – Tamto wydarzyło się jakieś dziesięć dni wcześniej zanim to zaczęło się dziać. Podejrzewam, że miało związek raczej z polityką ministerstwa i niezadowoleniem pewnej części społeczeństwa – zauważyła, przezornie ściszając głos i krzywiąc się nieznacznie. Choć wokół było niemal pusto, wiedziała, że podobne poglądy budziły kontrowersje i lepiej było na nie uważać. – Ja i Estelle byłyśmy zapewne przypadkowymi ofiarami jakiegoś fanatyka niechętnego szlachetnie urodzonym, zostawił anonimowy list, z którego mogłam wysnuć właśnie takie wnioski – urwała na moment, przyglądając się Lilianie z uwagą. – Oczywiście, nie był to tylko list. Zostawił też paczkę z urokami zamkniętymi we flakonach.
To nie było dobre wspomnienie, ale wolała ostrzec Lilianę, że tacy ludzie grasują po magicznym Londynie. Zresztą chyba sama się przekonała, że tu nie jest do końca bezpiecznie, na pewno nie teraz, kiedy szalały anomalie, co zapewne mogło też wpłynąć na i tak napięte nastroje.
- Chyba muszę się z tym zgodzić. Nigdy nie wiadomo, jaka wiedza kiedy okaże się potrzebna, więc lepiej być przygotowanym, niż potem błądzić jak dziecko we mgle – powiedziała odnośnie znajomości podstaw anatomii i magii leczniczej. – Zaniedbałam to, skupiając się na innych informacjach, które musiałam przyswoić, chcąc być dobrym alchemikiem... Ale teraz staram się naprawić ten błąd i załatać przynajmniej braki w wiedzy na dobry początek. Choć kto wie, może spróbuję poćwiczyć i zaklęcia, kiedy Estelle dojdzie do siebie na tyle, żeby dać mi korepetycje. – Sama przy swoim niewielkim stanie wiedzy wolała nie próbować, woląc póki co poprzestać na zgłębianiu wiedzy teoretycznej. Przynajmniej jej podstaw. Kiedy wróci do domu, miała zamiar znowu usiąść nad księgą traktującą o anatomii i powrócić do szukania potrzebnych informacji.
Gdy podano im napoje, szybko uchwyciła filiżankę, lekko muskając nagrzaną porcelanę palcami, by ogrzać zziębnięte dłonie.
- Niestety nawet ta magia nie była w stanie uchronić ich przed zgubnym wpływem anomalii – rzekła; trudno jej było sobie wyobrazić, jak potężna była ta moc, skoro była w stanie z łatwością zabić kilka smoków, które były chronione własną magią i bardzo trudno było je zranić. Na szczęście pozostałe okazy przeżyły, ale bez zaklęć ochronnych trzymających je w ryzach stanowiły zagrożenie dla wszystkich którzy znaleźliby się w pobliżu. Ojciec nie mógł więc pozwolić, by się tam udała, a i samej Evelyn nie było spieszno do skończenia jako obiad dla rozszalałych po anomaliach smoków.
- Też mam taką nadzieję i łudzę się, że chociaż alchemia pozostanie moją stabilną magiczną ostoją, kiedy zaklęcia stały się tak nieprzewidywalne – odezwała się, sącząc kolejny łyk gorącego napoju. Herbata wciąż smakowała tak samo jak zawsze. – To zdumiewające, jak wiele prostych rzeczy może przynieść nam ukojenie, choć wcześniej nie zwracałyśmy na to tak wielkiej uwagi. Masz rację, powinniśmy cieszyć się ze wszystkiego, co wciąż pozostaje takie jak było.
Wszystko, co pozostało stałe i niezmienne nawet teraz, przynosiło ulgę, że nie wszystko wywróciło się do góry nogami, i że może inne rzeczy też w końcu wrócą do normy.
- Mam wrażenie, że ostatnio nawet pogodę dotknęły anomalie, bo chyba nie pamiętam równie brzydkiego maja – dodała jeszcze, zerkając przez najbliższe okno. Pogoda też niewątpliwie miała spory wpływ na samopoczucie, ale nawet na to, czy w lasach Westmorland wyrosną potrzebne do eliksirów zioła. I na wiele innych czynników.




Felix, qui potuit rerum cognoscere causas.

Evelyn Slughorn
Evelyn Slughorn
Zawód : Dama, alchemiczka w rezerwacie smoków
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Szczęśliwy, kto zdołał poznać przyczyny wszechrzeczy.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2975-evelyn-slughorn https://www.morsmordre.net/t3222-poczta-evelyn https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f291-westmorland-dworek-nad-zatoka https://www.morsmordre.net/t3967-skrytka-bankowa-nr-779 https://www.morsmordre.net/t3224-evelyn-slughorn
Re: Statkiem po Tamizie [odnośnik]02.10.17 17:26
To co opisywała Evelyn brzmiało okropnie, wydawało się różnić od sytuacji, która mnie spotykała na Pokątnej, bo tamta związek raczej miała z niekompetentnością niektórych pracowników Ministerstwa, ale wciąż wydawało się, że pośrednio wszystkie problemy mają bardzo podobne źródło.
- Ciężko sobie wyobrazić, że ktokolwiek się ich spodziewał - zauważyłam, nie widząc sensu w tym, że ktokolwiek wywołał je specjalnie. Chyba że był to tylko wypadek przy jakiegoś rodzaju eksperymencie. Było mnóstwo teorii, z których każda wydawała się tak samo prawdopodobna. Co do tych zbirów, nawet nie myślałam, by byli jakimś wynikiem anomalii, po prostu miałyśmy pecha, a tamci znowu szczęście, że trafiła im się okazja do okradania niewinnych czarodziejów.
- Urokami? - dopytywałam się, chcąc usłyszeć więcej szczegółów tej nieprawdopodobnej historii. - Słuchając takich opowieści, tylko nabieram przekonania, że ci ludzie specjalnie nie myślą - stwierdziłam. Czy, ktokolwiek to był, nie wiedział, że atakując córki szlachciców nic konkretnego nie zyska, oczywiście poza zdenerwowaniem?
Niedawno z trudem bym uwierzyła, że ktokolwiek może w ten sposób traktować arystokrację, ale teraz... coraz bardziej wydawało się być to na porządku dziennym.
- To co mnie spotkało nie było zapewne efektem zamierzonego działania... Byłam na zakupach, na Pokątnej właśnie, kiedy antymugolska policja oskarżyła mnie pomoc mugolakowi, tylko dlatego, że zatrzymał się niedaleko. Wyobrażasz sobie?
Sytuacja ta wciąż napawała mnie oburzeniem, bo przecież każdy szanujący się czarodziej wiedział, że byłam ostatnią osobą, która mogłaby pomóc mugolakowi. Nie wspomniałam co prawda jak to wszystko dokładnie wyglądało, że w zasadzie to tamten mężczyzna prosił o pomoc Ollivandera i że potem dziwnym zbiegiem okoliczności uciekaliśmy, co tylko bardziej skomplikowało wyjaśnienia. Oczywiście nic z tego nie było moją winą, bo gdyby Titus nie robił głupich rzeczy, na pewno z łatwością przekonałabym policję jak bardzo się pomylili.
- Gdybyś chciała, mogłabym spróbować pokazać ci parę zaklęć, chociaż szczerze mówiąc, nie jestem pewna czy jestem najlepszą osobą ze swoją zupełnie podstawową wiedzą - zaproponowałam, będąc chętna do pomocy, jednocześnie myśląc, że Evelyn na pewno znajdzie kogoś, kto lepiej znał się na nauce magii leczniczej. Powinnam sama wziąć pod uwagę swoje słowa i być może przyłożyć się do nauki tej dziedziny magii. Ostatnio było ich tyle - wszystkie mogły okazać się przydatne. Mogłam w ten sposób wykorzystać wolny czas, kiedy normalnie pracowałabym w Ministerstwie Magii, chociaż jednocześnie miałam nadzieję, że już niedługo tam wrócę. Trzymałam gorącą filiżankę kawy w obydwu dłoniach, z przyjemnością je grzejąc i nieprzerwanie delektując się zapachem. Wyobrażałam sobie powrót do Ministerstwa i pełne pracy dni, kiedy niespecjalnie był czas na myślenie o czymkolwiek innym. Zmęczony umysł przy przerwie na kawę nie miał nawet siły na pogrążanie się w jakichkolwiek rozmyśleniach, zadowolony tylko, że chociaż chwilę może odpocząć od niekończącego się planu zdań do wykonania.
Mimo niezbyt dużej wiedzy o magicznych stworzeniach, możliwość zabicia smoka wydawała mi się przerażająca. Zwierzęta te były w końcu uosobieniem magii i potęgi, a teraz zdarzało się, że nawet mugole je widywali.
- Chyba nie ma magii, której anomalie nie zmieniły - powiedziałam, być może trochę niejasno. - Łatwo cieszyć się takimi drobnymi rzeczami... Jednak i tak trzeba być uważnym. Mogę sobie wyobrazić, że wybierając się na konną przejażdżkę spotykam trolla, który bez powodu staje się agresywny.
Skoro smoki, to czemu i nie inne magiczne stworzenia? To było nie do pomyślenia, a im dłużej o tym rozmawiałyśmy, tym więcej wyobrażałam sobie elementów mojego dotychczasowego świata, które mogły się zmienić, nawet jeśli jeszcze o tym nie wiedziałam. - Nie zamierzam jednak rezygnować z używania zaklęć - stwierdziłam. Jeśli anomalie chciały mnie dopaść, to i tak to zrobią. - Zupełnie jakby był jakiś październik, prawda? A wydawałoby się, że pogody nie da się kontrolować.
Również spojrzałam za okno, obserwując nieustannie spadające z nieba krople deszczu. Było trochę tak, jakby nigdy nie zamierzało przestać padać.
Liliana Yaxley
Liliana Yaxley
Zawód : -
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Ciężko było przestać wierzyć, że kwiat może być piękny bez celu, ciężko przyjąć, że można tańczyć w ciemnościach.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3066-liliana-yaxley#50362 https://www.morsmordre.net/t3091-ares#50606 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-yaxley-s-hall https://www.morsmordre.net/t3506-liliana-yaxley#61144
Re: Statkiem po Tamizie [odnośnik]02.10.17 18:52
To wszystko było niepokojące. Zbyt wiele nieszczęść się działo, i zbyt wiele było teorii dotyczących ich powstania. Nawet w dworze Slughornów krążyły różne rozważania, ale niewiadomych wciąż nie ubywało, zarówno w kwestii anomalii, jak i wcześniejszego ataku na dziewczęta. Do tej pory nie wiadomo było, kto to zrobił. Nikt nie odpowiedział za ten czyn, i nie wiadomo, czy kiedykolwiek odpowie. Kimkolwiek był tajemniczy sprawca, wykazał się sprytem i przebiegłością. Aż trudno było uwierzyć, że byle szlama mógł być tak sprytny i zaradny, by osaczyć dwie szlachcianki, potraktować je klątwami i uciec bez żadnych świadków.
- Na pewno są bezczelni i czują się bezkarni, skoro robią takie rzeczy – powiedziała, zastanawiając się jednocześnie nad przypadkiem Liliany. Jakkolwiek sama była osobą negatywnie nastawioną do mugolaków, tak miała wrażenie, że funkcjonariuszami policji antymugolskiej byli zwykli idioci, którzy załapali się tam tylko dlatego, że byli zbyt głupi, by zająć się czymś bardziej szanowanym. – To chyba nie najlepiej o nich świadczy, skoro uznali lady Yaxley za wspólniczkę mugolaka – zauważyła; Yaxleyowie byli powszechnie znani z antymugolskich poglądów, a Evelyn znała Lilianę na tyle dobrze, by wiedzieć, że nie wyłamywała się z nastawienia kultywowanego przez jej ród. – Mam nadzieję, że nieporozumienia udało się szybko wyjaśnić i nie uczynili ci dalszych nieprzyjemności?
Och, Evelyn też miała do czynienia z funkcjonariuszami-partaczami lubiącymi rzucać pochopne oskarżenia i nic nie robiących sobie z jej szlacheckiego statusu. Ministerstwo naprawdę zatrudniło bandę idiotów, który wykorzystywali okazję do demonstrowania swojej władzy nawet tym, których powinni traktować z szacunkiem.
- Wobec tego zwrócę się do ciebie, kiedy już poprawię swoją wiedzę teoretyczną. Może ojciec jednak znajdzie trochę czasu, by mi z tym pomóc? – zastanowiła się, spoglądając do swojej filiżanki i upijając niewielki łyk. Uwielbiała herbatę. – Chciałabym w przyszłości być tak utalentowana i wszechstronna jak on – dodała; ojciec zawsze był dla niej wzorem. Duża część szlachcianek pragnęła przede wszystkim być piękna, Evelyn chciała być mądra i uzdolniona. Może dlatego w tym wieku nie miała jeszcze męża, bo odstraszała wszystkich swoim intelektem i nie chciała być tylko ładną dekoracją? Czasami ją to martwiło, bo naprawdę chciała wypełnić obowiązek wobec rodu. Nie chciała spędzić całego życia samotnie, nie była taka jak kobiety marzące o niezależności i zapominające o obowiązkach płynących z nazwiska. – Choć to pewnie raczej nie pomoże mi w przyciągnięciu uwagi potencjalnego kandydata na męża. A może jednak...? Jestem już coraz starsza i ostatnio coraz bardziej niepokoi mnie to oczekiwanie i niewiedza odnośnie tego, co mnie czeka – zastanowiła się. Może gdzieś byli mężczyźni, którzy cenili bystre i zdolne partnerki, które mogły zaoferować im coś więcej niż ładną buźkę? Liliana z pozoru mogła wydawać się wręcz podręcznikowym przykładem ślicznej lalki o półwilej urodzie, ale Evelyn wiedziała, że jej kuzynka była bardzo utalentowana w zakresie zaklęć.
- Masz rację, musimy uważać na wszystko. Jak się okazało tamtej nocy, nawet we własnych domach nie było bezpiecznie – zgodziła się z nią. Magia wpływała na magiczne miejsca i przedmioty, a także na czarodziejów i stworzenia. Zagrożenia mogły czaić się wszędzie, nawet tam, gdzie normalnie by się ich nie spodziewało. Coraz bardziej tęskniła za cudowną normalnością. Kto by pomyślał, że można ją stracić?
- Tak, to bardziej jak październik niż maj. Może w tym roku zamiast lata będzie druga zima? – westchnęła; wolała, żeby tak nie było, ale kto wie, co miały przynieść najbliższe tygodnie, i że jej słowa w gruncie rzeczy mogły być dość prorocze.
Upiła kolejny łyk; zbliżała się do końca swojej herbatki.




Felix, qui potuit rerum cognoscere causas.

Evelyn Slughorn
Evelyn Slughorn
Zawód : Dama, alchemiczka w rezerwacie smoków
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Szczęśliwy, kto zdołał poznać przyczyny wszechrzeczy.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2975-evelyn-slughorn https://www.morsmordre.net/t3222-poczta-evelyn https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f291-westmorland-dworek-nad-zatoka https://www.morsmordre.net/t3967-skrytka-bankowa-nr-779 https://www.morsmordre.net/t3224-evelyn-slughorn
Re: Statkiem po Tamizie [odnośnik]31.10.17 13:31
Gdybyśmy nie były takimi ignorantkami w kwestii czarodziejów o brudniejszej krwi od naszej, być może byłybyśmy w stanie docenić ten ich niewątpliwy spryt i wziąć zagrożenie na poważnie. Mimo że nie dało się ciągle go ignorować, to wciąż w głowie była myśl, że wszystko musi skończyć się dobrze, bo arystokracja nie pozwoliłaby sobie na takie traktowanie. Tymczasem tamtych ludzi wyraźnie nie obchodziło kim jesteśmy i jakimś cudem unikali konsekwencji krzywdzenia lepiej urodzonych.
- Zdecydowanie - przytaknęłam, właściwie na obydwa stwierdzenia Evelyn. - Poradziłam sobie, chociaż wyjaśnienia nie były tak sprawne jak mogłabym tego oczekiwać... Na ich szczęście, postanowili podjąć jedyną słuszną decyzję. Mam jednak wrażenie, że mogłoby się skończyć to inaczej, podobno zdarzały się już szlachcianki, które bez powodu lądowały w Tower - powiedziałam, chociaż nie mieściło mi się to w głowie. Słyszałam tylko plotki, ale chyba by nie powstały, gdyby nie było w nich chociaż odrobinę prawdy? Prawdę mówiąc, wspominając jak rozwinęła się sytuacja na Pokątnej, wcale nie zdziwiłabym się gdyby do tego doszło, chociaż mogłabym wtedy obwiniać jedynie Ollivandera.
Pokiwałam głową a potem się uśmiechnęłam. Ciężko było mi brać swojego ojca za wzór, gdyż zajmował się czymś, co było zdecydowanie zajęciem dla mężczyzny. Całkowicie jednak rozumiałam ambicję Evelyn i potrzebę rozwijania się.
- Mam nadzieję, że są gdzieś lordowie, którzy doceniliby, że ich przyszła żona robi coś więcej niż tylko ładnie wygląda - przyznałam. - Wbrew temu, co tak wiele osób mi powtarza. - Było to dosyć absurdalne myślenie, bo ładna już byłam, jednak oczekiwano ode mnie, że porzucę to co robiłam na co dzień i będę tylko idealną żoną. Czy to musiało oznaczać brak ambicji? Wyobrażałam sobie, że owy potencjalny kandydat na męża doceni nieco szersze zainteresowania, a także później nie będzie chciał ich stłamsić. - Musi tak być, inaczej żadna zamężna szlachcianka nie zajmowałaby się czymś co można nazwać pracą, a przecież tak nie jest - zauważyłam. Kobiety również robiły kariery, chociaż powinnam też zwrócić uwagę na fakt, żeby przeważnie były to jednak odpowiednie zajęcia, przy odpowiednich nazwiskach.
Również i moja kawa powoli się kończyła. Dopiłam właśnie ostatni łyk i odstawiłam filiżankę na spodek.
- Oby nie. Ciężko wyobrazić sobie, że zamiast letnich sukien, trzeba by znowu założyć te zimowe - powiedziałam z próżnością typową dla damy. Deszcz zacinał jakby coraz mniej i na razie nie wyglądało, by miał zamienić się w śnieg. Niedługo postanowiłam wrócić do domu - miło był tak siedzieć z Evelyn, kiedy czas leniwie płynął, a jak tak naprawdę nie musiałam zrobić nic konkretnego. Nie mogłam jednak spędzać tutaj całego dnia. W domu czekały zajęcia do wymyślenia, musiałam jakoś zapełnić chwile, kiedy normalnie byłabym w Ministerstwie. Może rzeczywiście poczytam o uzdrawianiu? Byłam pewna, że w bibliotece było coś, czego jeszcze nie znałam, szczególnie, że w posiadłości nestora mogłam odkryć wiele nowych pozycji.

zt
Liliana Yaxley
Liliana Yaxley
Zawód : -
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Ciężko było przestać wierzyć, że kwiat może być piękny bez celu, ciężko przyjąć, że można tańczyć w ciemnościach.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3066-liliana-yaxley#50362 https://www.morsmordre.net/t3091-ares#50606 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-yaxley-s-hall https://www.morsmordre.net/t3506-liliana-yaxley#61144
Re: Statkiem po Tamizie [odnośnik]31.10.17 17:17
Kiedyś pewnie było inaczej. Niestety teraz nie dla wszystkich czystość krwi i tradycje pozostawały istotną wartością, i nie każdy chciał respektować pozycję najważniejszych rodów. Nie dla wszystkich się to liczyło, ale Evelyn uważała swoje pochodzenie za powód do dumy i bardzo nie podobało jej się to, jak została potraktowana tamtego dnia, a najwyraźniej również Liliana miała za sobą nieciekawe przejścia ze strony ludzi, których nie obchodziło to, kim była.
Pokiwała głową, słuchając jej słów.
- Pozostaje się cieszyć z dobrego zakończenia sprawy – powiedziała, zdając sobie sprawę, jak wiele miała racji. I jak źle to wszystko świadczyło o tym, co się działo i jeszcze się może wydarzyć. Pewne było to, że nie mogły się czuć bezpiecznie i w arogancji zapominać o zagrożeniach.
O tak, Evelyn mogła czerpać wzorce z rodziny. Jej rodzice i rodzeństwo byli godnymi przedstawicielami swojej warstwy społecznej i swojego rodu. Pamiętali o obowiązkach i o tym, że tak naprawdę każdy był częścią czegoś większego, a nie odrębną jednostką, która mogła sobie pozwolić na niedorzeczne fanaberie. Ale żadne skrajności nie były dobre, ani w jedną ani w drugą stronę. Choć i tak wiedziała, że niezależnie od wszystkiego wola rodu będzie musiała być wypełniona.
- Też mi się tak wydaje. Dla mnie też o wiele ciekawiej byłoby mieć męża, który skrywa w sobie interesujące pasje i nie jest skończonym nudziarzem. Choć z drugiej strony, ktoś zbyt... postępowy chyba też nie byłby najlepszą partią, prawda? – powiedziała, choć prawdopodobnie byłaby to dość kontrowersyjna opinia. Ale czuła, że akurat Liliana to zrozumie, bo przecież nie raz dawała odczuć, że myśli podobnie i chce zachować coś z dotychczasowego życia. Evelyn nie robiła nic niegodnego, nie trudniła się przecież faktyczną i zupełnie niekobiecą pracą, która mogłaby źle wyglądać z punktu widzenia małżonka. Niestety, przyszłe małżeństwa ich obu były wielką niewiadomą i nie mogły być pewne, u czyjego boku spędzą kolejne lata, i jak w ogóle będzie to wyglądało. Równie dobrze mogły trafić do spasionych, nudnych mężczyzn w średnim wieku lub do aroganckich młodzieńców którzy myśleli, że pozjadali wszystkie rozumy, lub do jeszcze innych czarodziejów odbiegających od ideału. Pewnie nie lada wyzwaniem byłoby znalezienie kogoś odpowiedniego przy ograniczonej ilości wolnych kandydatów z dobrych rodzin, ale jego poszukiwanie i tak nie należało do nich, a do ich ojców, i sama myśl o tym, że są kobiety, które mogą całkowicie samodzielnie wybrać, z kim chcą spędzić życie, wydawała się dość abstrakcyjna. Evelyn trwała w niepewności i była gotowa na przyjęcie swojego losu, bo czuła, że tak należy zrobić, choć coraz częściej myślała o tej chwili, zastanawiając się, kiedy ona nastąpi, i kim będzie jej przyszły mąż, oraz jak będą wyglądać ich relacje.
- No cóż... Na razie trzeba czekać, cokolwiek ma nastąpić – powiedziała, co mogło się tyczyć zarówno kwestii przyszłych związków, jak i obecnych zdarzeń, a nawet kapryśnej aury. Nie wiadomo, co przyniosą kolejne dni i czy rzeczywiście nie zaskoczy ich nagle śnieg w maju lub coś jeszcze mniej przyjemnego.
Ale spotkanie musiało dobiec końca, w obecnym czasie lepiej nie było przebywać zbyt długo poza domem. I tak udało im się zyskać trochę czasu dla siebie i spotkać się; Evelyn naprawdę potrzebowała takiej rozmowy. Pożegnała się z kuzynką, mając nadzieję, że następnemu spotkaniu będą towarzyszyć lepsze okoliczności, a potem wróciła do dworu Slughornów.

| zt.




Felix, qui potuit rerum cognoscere causas.

Evelyn Slughorn
Evelyn Slughorn
Zawód : Dama, alchemiczka w rezerwacie smoków
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Szczęśliwy, kto zdołał poznać przyczyny wszechrzeczy.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2975-evelyn-slughorn https://www.morsmordre.net/t3222-poczta-evelyn https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f291-westmorland-dworek-nad-zatoka https://www.morsmordre.net/t3967-skrytka-bankowa-nr-779 https://www.morsmordre.net/t3224-evelyn-slughorn
Re: Statkiem po Tamizie [odnośnik]14.02.18 22:30
| 2 czerwca

Czego nie robi się dla odrobiny inspiracji? Gwen, choć nie śmierdziała groszem, postanowiła tym razem wydać trochę na magiczną podróż po Tamizie. Ubrana w błękitną sukienkę z czarną kokardką przy kołnierzu weszła na statek. Miejsce już samo w sobie było magiczne: rudowłosa aż wciągnęła głośno powietrze, wchodząc do restauracji. To wszystko było tak... piękne. Właśnie przez takie chwile zupełnie nie rezygnowała z magii: ten świat otwierał wiele możliwości, dzięki którym mogła być częścią czegoś tak niezwykłego.
Usiadła przy jednym ze stolików, poprawiając swoje spięte w elegancki warkocz włosy: niesforny kosmyk jak zawsze uciekł z upięcia, spadając prosto na jej twarz. Zamówiła tylko lampkę wina, które miało zostać jej podane chwilę po ruszeniu statku i spojrzała w szybę pokazującą dno rzeki: wprawdzie nie wierzyła w słowa kapitana stojącego gdzieś za nią i mówiącego o trytonach żyjących w rzece (w końcu gdyby naprawdę tam były mugole chyba coś o tym by wiedzieli), ale i tak ten widok przyciągał jej wzrok: nie potrafiła pływać, więc podmorska toń widziana zza szyby była dla niej zupełnie nowym doświadczeniem. Te barwy, te ruchy wodorostów! Co z tego, że Tamiza była brudna i mętna: Gwen naprawdę nie potrzebowała niczego więcej do szczęścia.
Cały czas kątem oka spoglądała na szybę, jednak jeszcze nim statek ruszył sięgnęła do torebki: miała w niej tym razem nie tylko różdżkę, ale też szkicownik z kilkoma ołówkami i pojedynczymi kredkami. Miała zamiar rysować to, co zobaczy i co ją jakoś zainspiruje, by w domu przenieść wszystko na płótno.
A że widok zza szyb zainspirował ją niemal od razu położyła otwartą torebkę na stoliku i zaczęła szkicować w notesie twarz trytona wyłaniającą się z brudnej, mętnej Tamizy.
Chwilę później statek ruszył i stało się coś, czego Gwen nie przewidziała: szarpnięcie sprawiło, że jeden z ołówków wypadł z otwartej torby i poturlał się po podłodze. Rudowłosa odwróciła więc głowę, sprawdzając, gdzie spadł.


But I would lay my armor down if you said you’d rather
love than fight
Gwendolyn Grey
Gwendolyn Grey
Zawód : malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
Does it feel like everything’s just, like, second best after that meteor strike?
OPCM : 15 +1
UROKI : 15 +5
ALCHEMIA : 15 +1
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 12
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
They are the hunters, we are the foxes
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5715-gwendolyn-grey-budowa https://www.morsmordre.net/t5762-varda https://www.morsmordre.net/t12139-gwendolyn-grey#373392 https://www.morsmordre.net/f179-dorset-bockhampton-greengrove-farm https://www.morsmordre.net/t5764-skrytka-bankowa-nr-1412#135988 https://www.morsmordre.net/t5763-g-grey#374042
Re: Statkiem po Tamizie [odnośnik]15.02.18 12:18
N i e miał ochoty odpocząć, lądując wzrokiem na mętnej, zmarszczonej tafli Tamizy. Serpentyna łagodnie zakręcającej rzeki, przecinająca skupiska tworzących Londyn budynków była zbyt znana, zbyt banalna na obdarzenie jej większą dozą zaciekawienia - bez powodu, spontanicznie, niczym w naprowadzeniu powstającego instynktu. Sam z siebie, mężczyzna z pewnością nie postawiłby stóp na pokładzie snującego się statku. Nie miał w naturze rozpatrywania krążących wśród szeptów legend; preferował poznawać tajniki ludzkiego ciała i śmierci, nie wychylając głowy spoza ścian prosektorium. Na domiar złego, trujący systematycznie wody mugole, wprawiali go w obrzydzenie.
A jednak, był tutaj.
Wystarczyło pojedyncze spojrzenie, rzucane na niepozorną, kobiecą postać. Miała rude, niesforne pod wpływem tchnienia powietrza włosy; nie zdołała go widzieć, choć on zauważył ją wcześniej - oraz podobnie chciał zostać zauważony. Podążył wiernie jej ścieżką, zachowując stosowną odległość, zagubiony przez moment w tłumie wycieczki niemagicznych turystów; spostrzegł niemniej, w jaką stronę zmierzała. Wiedziony jak za syrenim śpiewem, ograniczał swój świat do niej samej, jego myśli krążyły tłumnie, usiłując rozwikłać zagadki i już, pospiesznie, darząc bezimienną kobietę komplementami - w kwestii zalet, które musiała posiadać. Nie znał owego uczucia wcześniej, nadającego sens życiu - jak gdyby dostał niedostrzegalne skrzydła, pozwalające wznosić się w stronę niepojmowanych terenów.
Usiadł oraz rozważał co jej powiedzieć. Niemniej… czy odwzajemni jego uczucie? Skręcał się w swoich niepowstrzymanych obawach, przekonany - nie mógłby o niej tak najzwyczajniej zapomnieć.
Wtem, statek ruszył. Dźwięk toczącego się wzdłuż podłoża przedmiotu dotarł do jego uszu i spowodował równie natychmiastową reakcję. Dokładnie wtedy, kiedy chciał do niej podejść, ich spojrzenia nieuchronnie zetknęły się - razem z poszukiwaniem zguby.
- Należy do pani, prawda? - spytał, nie chcąc odrywać od jej osoby wzroku, równie dyskretnie ogarniającego szkicownik. Wyciągnął w jej stronę pochwycony ołówek. Sztuka. Rzeczywiście musiała być ideałem.
- Musi być pani pełną pasji osobą - oznajmił po krótkiej przerwie. Upewnienie o artystycznych skłonnościach sprawiało, że oto skryte pod osłonami żeber serce Cadmusa zabiło o wiele szybciej.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Statkiem po Tamizie [odnośnik]15.02.18 13:28
Nie widziała go wcześniej: była tak zaaferowana wycieczką, że nawet nie zwróciła na niego uwagi. Gdy jednak szukając wzrokiem ołówka złapała jego wzrok, jej serce od razu zabiło szybciej.
Trudno było powiedzieć, co tak naprawdę wywołało ten stan. Młody mężczyzna miał ładną, symetryczną twarz (co wyćwiczone oko malarki dostrzegało od razu), jednak poza tym niczym szczególnym nie wyróżniał się z tłumu. Był wprawdzie dość wysoki, ale nie na tyle, by wzbudzić zdziwienie Gwen. Może to te oczy w kolorze czystego błękitu? Może. Z resztą, to nie było istotne. Na jasnych policzkach rudowłosej pojawiły się rumieńce, jej oczy zaczęły błyszczeć, a na twarzy pojawił się delikatny, zdradzający delikatną niepewność uśmiech.
T...t...tak – odparła, wyciągając dłoń po swoją własność.
Jednocześnie położyła szkicownik na kolanach, nieświadomie ukrywając przed Cadmusem swoją pracę. Och, jak wspaniały był ten człowiek! Podał jej ołówek, gdy przecież mógł to zupełnie zignorować: wszak to była jej wina, nie jego. Zupełnie nic ich nie łączyło... a jednak. Pomógł!
Zafascynowana zarówno jego czynem, jak i każdym jego ruchem (och, poruszał się z tak niewysłowioną gracją!), nie wiedziała, co odpowiedzieć na jego stwierdzenie. Wewnątrz Gwen zdawały się kłócić dwa jej oblicza: to jedno, które od razu chciało dowiedzieć się o nim wszystkiego, jednocześnie zdradzając mu każdy swój sekret, tak, by nie mogli nazywać się już nieznajomymi oraz to drugie, które było tak zestresowane tym, że wypadnie tak źle i głupio, że chłopak za chwilę odejdzie, zostawiając ją samą.
Tym razem chyba wygrałoby to drugie, bo miała zamiar tylko skinąć głową, gdy łodzią znów szarpnęło i pozostałe ołówki wylądowały na ziemi, a jej torebka zawisła na brzegu stolika: nawet różdżka wysunęła się z niej, wystając zza blatu.
Och – zdołała tylko mruknąć.
Niemal w tym samym momencie do jej stolika została podana zmówiona przez nią lampka słodkiego wina, którą musiała trzymać w dłoni w obawie, że wyleje się stojąc na blacie.
Trzymając wiec kieliszek w ręce i szkicownik na kolanach, schyliła się, by zebrać przynajmniej część ołówków.


But I would lay my armor down if you said you’d rather
love than fight
Gwendolyn Grey
Gwendolyn Grey
Zawód : malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
Does it feel like everything’s just, like, second best after that meteor strike?
OPCM : 15 +1
UROKI : 15 +5
ALCHEMIA : 15 +1
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 12
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
They are the hunters, we are the foxes
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5715-gwendolyn-grey-budowa https://www.morsmordre.net/t5762-varda https://www.morsmordre.net/t12139-gwendolyn-grey#373392 https://www.morsmordre.net/f179-dorset-bockhampton-greengrove-farm https://www.morsmordre.net/t5764-skrytka-bankowa-nr-1412#135988 https://www.morsmordre.net/t5763-g-grey#374042
Re: Statkiem po Tamizie [odnośnik]17.02.18 10:15
Rozgrzewająca fala radości wstąpiła nagle - tak, został zauważony, mógł ujrzeć ją, bliżej niż kiedykolwiek wcześniej. Z fascynacją, skrywającą się w jego oczach, której to wyjątkowo dzisiejszego dnia się nie wstydził, lustrował jej tajemnicze, nieokreślone w swojej barwie tęczówki. Nie obchodziły go materialne kwestie, nie obchodziło, kim była naprawdę (choć spalał się w pokładanej nadziei, aby nikt wcześniej nie skradł dozgonnie jej serca); krew nie spełniała już roli, podwaliny sterującej nim filozofii ulegały skruszeniu w obliczu nagromadzenia uczuć, jakie targały nim przy ostatnich momentach. Zląkł się jednakże jej niepewnością - czyżby przeraził ją? Coś się stało? Czy mógł inaczej, jeszcze lepiej jej pomóc? Obdarzył pod złym kątem spojrzeniem? Obawy piętrzyły się, niczym złowieszcze cienie wśród zakamarków umysłu. Oddalał - niemniej - chmary pojawiających się, niezapraszanych zwątpień, na rzecz obecnego skoncentrowania na sytuacji. Chciał coś powiedzieć, zatrzymać ją - albo raczej, zatrzymać obok niej siebie. Zrządzenia losu tym razem ruszyły (zdaje się) w sojuszniczych szeregach; oto, gdy poszukiwał naprędce pomysłów, statek znów drgnął, zaś zawartość artystycznego dobytku - w większej ilości - turlała się po podłodze.
- Proszę się nie przejmować, zaradzimy temu - zapewnił. Schylił się, aby możliwie najszybciej zebrać uciekające przedmioty; najpewniej chciała być samodzielna (co było dosyć urocze). Dłoń pragnęła odnaleźć każdy z widzianych celów, obecny w zasięgu - aż wreszcie, całkowitym przypadkiem (czyżby?) zetknęła się z dłonią kobiety. Kiedy ją musnął, pierwotna nieświadomość czynności rozproszyła się po upływie zaledwie ułamków, prędko uciekających sekund. Kąciki ust drgnęły, pragnąc utworzyć na męskim obliczu serdeczny, nieco przepraszający uśmiech. Nie chciał jej przecież wystraszyć ponownie. Nigdy nie zdołałby sobie zrekompensować tak haniebnego błędu. Nawet, kiedy całokształt nie był zbyt racjonalny - emocje nigdy nie były jasne oraz wytłumaczalne.
- Czy… mógłbym poznać - zaczął, z lekkim przejęciem (oraz nieukrywanym zaciekawieniem) - pani imię? - Podniósł na nią swój wzrok, pragnąc skrzyżować spojrzenia. - Źle jest się zwracać bezosobowo. - Usprawiedliwił się; nie mogła mieć o nim w końcu złego mniemania.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Statkiem po Tamizie [odnośnik]18.02.18 18:11
Wydawało jej się, że straciła oddech, gdy zobaczyła, jak ten młody, przystojny mężczyzna zbiera ołówki i kredki za nią. Och, z jakim wdziękiem to robił! Jednocześnie wprowadzał Gwen w coraz to większe zakłopotanie: to JEJ rzeczy i to JEJ wina, że wylądowały na ziemi… więc to ona powinna je pozbierać, nie on. Jednocześnie nie chciała od niego odrywać wzroku, a przecież im dłużej będzie to robił, tym dłużej tu zostanie. Rudowłosa chyba jeszcze nigdy w życiu nie czuła się tak rozdarta.
Och, nie, nie, pozbieram… – mruknęła, bez przekonania, pozwalając zebrać mu większą część przedmiotów: sama chwyciła tylko jeden ołówek.
Gdy ich dłonie się zerknęły, ciało dziewczyny przeszył dreszcz. Odruchowo cofnęła ją, jednocześnie ganiąc w myślach samą siebie: przecież pragnęła jego bliskości, dlaczego to zrobiła? Ale przecież… w innym wypadku mógł uznać, że Gwen ma złe maniery… a to było ostatnią rzeczą, której pragnęła.
Gdy spytał się jej o imię, przełknęła głośno ślinę. Co ona ma mu odpowiedzieć? No co? Tak proste pytanie… a tak trudne, gdy brakuje ci słów przez zachwyt i emocje!
Je…jestem Gwen. To znaczy… Gwendolyn – odparła. – A…a pana… miano?
Emocje sprawiały, że dłonie trzęsły się jej delikatnie, sprawiając, że czerwony płyn w kieliszku bezustannie się trząsł.
Może… pan… usiądzie? – spytała niepewnie, gdy skończył zbierać jej rzeczy, chwilę później doprowadzając do kolejnej „tragedii”.
Podnosząc się, nie zauważyła różdżki leżącej na brzegu stolika. Zahaczyła o nią swoją głową i po chwili jej najcenniejszy z przedmiotów także wylądował na podłodze z cichym pacnięciem.
Och… przepraszam… jestem… taka niezdarna – powiedziała, zestresowana jeszcze bardziej. Nie miała pojęcia, co się z nią dzieje: wprawdzie miała w zwyczaju wywracanie i siebie, i wszystkiego wokół, ale to… było już nie lada przesadą. Najpierw jeden ołówek, potem wszystkie… a teraz jeszcze różdżka! Za kogo on będzie ją uważał? A przecież tak bardzo zależało jej na jego dobrej opinii… choć jednocześnie gdyby ktoś spytał się ją dlaczego, nie potrafiłaby odpowiedzieć.

Po dłuższej chwili niezdarnej rozmowy Gwen przypomniała sobie, że musi przecież wracać do pracy i przepraszając swojego wybranka z bólem serca opuściła statek, który akurat dobił do brzegu.

| zt


But I would lay my armor down if you said you’d rather
love than fight
Gwendolyn Grey
Gwendolyn Grey
Zawód : malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
Does it feel like everything’s just, like, second best after that meteor strike?
OPCM : 15 +1
UROKI : 15 +5
ALCHEMIA : 15 +1
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 12
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
They are the hunters, we are the foxes
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5715-gwendolyn-grey-budowa https://www.morsmordre.net/t5762-varda https://www.morsmordre.net/t12139-gwendolyn-grey#373392 https://www.morsmordre.net/f179-dorset-bockhampton-greengrove-farm https://www.morsmordre.net/t5764-skrytka-bankowa-nr-1412#135988 https://www.morsmordre.net/t5763-g-grey#374042
Re: Statkiem po Tamizie [odnośnik]18.03.19 21:24
7 listopada

W złym czasie wróciła do Londynu. Burza, intensywna i tak porywista, że wypędziła z ulic większą część mugoli i znaczne grono czarodziejów, idealnie oddawała stan ducha, w jakim znajdowała się teraz lady Rosier. W całym swoim snobizmie, nie myślała o zmianach w Ministerstwie, przejmujących komentarzach, które wstrząsały magicznym światem. Jej skupienie sięgało obszaru, który dotykał jej samej. Powrót Lorcana do Anglii i jej własny miał przynieść jej ukojenie. Zamiast tego, zetknęła się z nieprzewidzianą dawką niezrozumienia i niejasności. Tristan, jakiego pamiętała z przed wyjazdu, który przez wiele miesięcy wprawnie i bez przymuszenia zastępował jej brata pod jego nieobecność, aktualnie pochłonięty był rolą męża, nestora i zarządcy rezerwatu. Tylko co do kolejności wymienionych ról nie była pewna, ale nie do samej słuszności jego zajęć. Melisande skupiała się na rozwoju swojej kariery. Przejęta losem nowego gatunku smoka, którego natura Darcy – mimo dumnego, Rosierowskiego pochodzenia – wydawała się abstrakcją, pochłonęła się temu w całości. Zresztą, choć Meli posiadała wiele zalet, rozmowność nie należała do jednych z nich.  Lorcan chłonął opiekę nad hipnotycznym stworzeniem z takim samym zaangażowaniem, co ich kuzynka. Pomimo, że Darcy spędzała z bratem wiele czasu, czuła, że jego myśli często uciekają na inne tory. Fantine zawsze zdawała się odległa, pochłonięta swoimi sprawami. Trochę niedościgniona i porywista, a jej rówieśniczka, młoda róża, nie odnajdowała energii, żeby za nią gonić. Evandra, łagodna, stanowiąca teraz część rodziny ostatnio wydawała się choć odrobinę, jako jedyna, koić dziwny niepokój, jaki wkradał się w duszę Darcy.
Mimo to, nie dała ciężkim myślom kontrolować jej życiem. Postawę miała tak samo pewną. Przygotowana do prezentowania najlepszej wersji siebie. Przed obowiązkowym spacerem wzdłuż Tamizy nie mogła powstrzymać jej nawet pogoda. Brutalny chłód jaki wdzierał się pod materiał grubego płaszcza, nie wstrząsał jej ciałem, choć widok ulubionego miejsca do rozmyślań, zastanego w rozpadzie, wprowadził jej ramiona w nieprzyjemne, pełne obruszenia drgnienie. Zmarszczyła brwi, naciągając głębiej rękawy na okryte jedwabnymi rękawiczkami dłonie i pociągnęła za poły materiału, okrywając się nim szczelniej.
Kroki skierowała do tajnego przejścia za pomostem, przebiegając przez niego. Deski chwiały się pod stopami niebezpiecznie. Zabezpieczone zaklęciami i tak wydawały z siebie głośne skrzypnięcia, jakby zaraz miały się połamać. Stos worków magicznie wypełnionych ziemią, czy czymkolwiek, czego pochodzenie mało Darcy interesowało, chroniło brzegi pomostu przed napływem wody, ale gwałtowne fale i tak oblały stopy. Zaklęłaby. Gdyby znała odpowiednie przekleństwa, ale wychowana w sztywnej etykiecie, nie posiadała w pamięci właściwych słów.
W końcu, zbyt zaciekła, żeby sobie odpuścić, wpadła na pokład czarodziejskiego statku. Niewielu było tak szalonych, bądź tak zuchwałych osób, jak ona, które uparłyby się w taką pogodę zaspokoić swoją zachciankę. Wbrew wszelkiej logice.
Statek wstrzymał swoje kursy. Unosił się znacznie płycej na wodzie niż zwykle. Dokował przy pomoście, uwiązany jedynie jedną liną, aby poruszać się wokół własnej osi na wodzie, razem z falami, możliwie jak najmniej inwazyjnie.
W środku, prócz obsługi i jej samej, znajdowała się tylko jedna osoba. Chciała ją przegonić, ale wzrok zatrzymał się na męskich barkach. Objęła nim jego krzyż, tył głowy i inne charakterystyczne cechy, do których oględzin nie chciała i nie musiała się przyznawać, szczególnie, że okryte były skrupulatnie wierzchnią odzieżą w klasycznym odcieniu czerni. Nie wiedziała skąd, ale wiedziała kto tam stoi. Nie próbowała się zastanawiać nad nagłym brakiem oddechu i gulą na gardle, które bardzo dobrze tłumaczyła walka z siłami natury. Powoli zsunęła rękawiczki ze smukłych palców, zbliżając się do jego pleców. Prawie bezgłośnie. Kroki miała na tyle niegłośne, że fale uderzające o szybę, wstrząsające pokładem statku, bardzo dobrze je zagłuszały. Być może tylko to, albo jego łaskawość, pozwoliła mu znaleźć się dokładnie za jego plecami. Tak. To był on. Ufała swojej intuicji jeszcze zanim poczuła charakterystyczny zapach, przytłumiony wonią świeżego powietrza i wilgotnego deszczy. Nie zdejmując kaptura z głowy, mając wrażenie, że każdy szmer może skupić jego uwagę, uniosła dłonie w górę, bardzo powoli, choć bez zawahania, przysłaniając nimi jego oczy.
Wspięła się na palce, w parafrazie jego niegdysiejszego przywitania po latach, szepcząc do ucha dwa słowa.
Tęskniłam, Ramsey.
Słowa wydawały się pełne, ale w jakiś sposób bardziej przygnębiająco smętne niż tęskne. Nie była pewna jego reakcji. Ta niepewność drażniła ją bardziej niż znajomy zapach. Teraz, tego rodzaju przywitania i zagrywki wydawały się bardzo odległe. Jakby odbywały się nie kilka miesięcy temu, a dziesiątki lat wcześniej. Westchnęła, prosto w jego ucho, odsuwając się, zanim zdążyłby ją zbesztać, jak jeszcze niedawno, nieprzyjemnie zwykł robić. Choć możliwe, że dała mu ku temu powody.
Jeśli mi pozwalasz.
To były tylko frazesy. Oczywiście, nie pytała go o zgodę. co może odczuwać, względem niego, czy w jaki sposób wyrażać swoje uczucia. Prawdziwe czy podrysowane. Tym razem jednak bliższe szczerości.
A ty?
Słowa wisiały w powietrzu ciężko. Tym ciężej im szybciej zdawała sobie sprawę, że ciężkie były tylko dla niej.
Nie odpowiadaj, jeśli nie spodoba mi się odpowiedź.


Persuasion is often more effectual than force.


Darcy Rosier
Darcy Rosier
Zawód : hipnotyzerka w rodowym rezerwacie w Kent
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Jeśli ktoś uprawia ze znawstwem sztukę perswazji, powinien wpierw wzbudzić ciekawość, później połechtać próżność, by wreszcie odwołać się do sumienia lub dobroci.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2082-darcy-rosier https://www.morsmordre.net/t2119-arcobaleno#31733 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t3412-skrytka-bankowa-nr-594#59045 https://www.morsmordre.net/t2125-darcy-s-rosier#31823
Re: Statkiem po Tamizie [odnośnik]07.04.19 22:02
Deszcz zacinał z jednej strony, wiatr smagał jego sylwetkę, chłoszcząc po mokrej twarzy, która choć nienaturalnie blada, zdążyła się już od tego zaczerwienić. Na kilkudniowym zaroście gromadziły się drobniuteńkie krople wody, które pryskały raz po raz, uderzane przez inne, większe krople lecące prosto z nieba, spływające z nosa i przez dolinę łez. Kaptur dawno został zerwany z głowy, włosy całkiem przemokły, lepiąc mu się do skroni i czoła. Krople wody spływały po karku na plecy i tors; płaszcz, choć dobrze chronił część jego ubrania przed rozszalałą wichura, zaczynał już przemakać. Mimo to przeszedł te kilka kroków pod swoją postacią, nie ryzykując przemiany z czarnej mgły w miejscach, w których bywali ludzie, którzy nie powinni go takim widzieć. Ale tu, dziś było całkiem pusto. Rozszalała na dobre burza zniechęcała przed spacerami. Pioruny uderzały z nieba jak ciskane z chmur gromy przez rozwścieczonych, wielkich czarodziejów, którzy toczyli nad ich głowami pojedynek najlepszych. Wiedział, co było tego powodem. Pogoda się załamała, czarna magia, z którą igrali przez ostatni czas, próbując zablokować członkom Zakonu Feniksa przejście do Azkabanu musiała znaleźć bezpieczne ujście — i znalazła je w pogodzie, w szaleńczej, niebezpiecznej nawałnicy, która na dobre rozpętała się nad Wielką Brytanią.
Wiele sytuacji wymagało przemyślenia, wiele spraw wymagało dogłębniejszego przeanalizowania. Czas szybko biegł, zdawał się zatracać w uciekających sekundach, zastanawiając, kiedy to wszystko się zdarzyło. To, co zdawało mu się wymykać przez palce nie musiało wcale oznaczać kontroli. Rzeczy się zmieniały. Otoczenie się zmieniało, a on musiał jak zawsze dostosować do aktualnej sytuacji, nie próbując kurczowo chwytać osób i miejsc, które stały w miejscu. Nie mógł pozwolić sobie zapomnieć, do czego dążył i w jakim kierunku się rozwijał, odsuwając prozaiczne potrzebny i pragnienia na bok — tak wiele było spraw ważniejszych od tych, za którymi zdawał się... tęsknić? Dostrzegał ubytki, wyrazy własnej słabości, którym oddawał się całkiem świadomie, ślepo pchając się w kierunkach, w które nie powinien patrzeć tak chciwym i pożądliwym okiem. Zaistniałych pragnień nie chciał sie już wyzbywać, nie był ascetą, zadowalał się jak tylko mógł. Pragnął sukcesu. Pragnął powodzenia. Pragnął zabawy z ogniem i ryzyka. Jego arogancja z wiekiem robiła się coraz większa. Aurorzy już nie tylko kierowali się poszlakami, zbierali przeciw niemu dowody.  Zakon Feniksa gromadził się i rósł w siłę; udowodnił, że nie powinien być lekceważony przełamując stworzoną przez nich barierę. Ci śmieszni, prości ludzie w swej liczebności zgromadzili odpowiednią moc, która pozwoliła im na rzeczy — jak mu się wydawało — nieprawdopodobne. Pan był zły. I słusznie.
Stał przy szybie, wyglądając na drugą stronę. Na uboczu, z dala od kogokolwiek, choć zdawało mu się, że poza obsługą nie było tu nikogo. Płaszcz odwiesił, wyciągnął tylko papierosy, które na szczęście okazały się być suche. Zapalił, powoli zaciągając się dymem, rozkoszując błogą ciszą, spokojem i kołysaniem, fale wprawiały statek w ruch, choć wciąż stał przycumowany do brzegu. Przychodził tu. Dawniej zasiadając na ławce przed statkiem, na brzegu Tamizy, wpatrując się w migocącą taflę, przepływające po niej statki, nie zwracając zbyt wielkiej uwagi na ludzi, którzy przechodzili gdzieś obok. Ale pogoda utrudniała; grzmoty zaburzały błogą ciszę, a zamęt i chaos, który trwał wokół nawet przy użyciu zaklęć ochronnych nie dałby mu ani chwili spokoju.
Kroki, nawet jeśli wzmogły jego czujność, nie wywołały w nim ani chęci ani nawet potrzeby zwrócenia uwagi. Nikt nie chciałby go tu zaskoczyć, zaatakować. Różdżkę miał w kieszeni, gotową do pochwycenia w jednej chwili i zapewne wystarczyłby jeden ruch, by ją wydobyć i skierować w stronę agresora zachodzącego go od tyłu, gdyby ten atak nie okazał się tak bezwzględny i bezpośredni. Miała delikatne, drobne dłonie, lecz po dłoniach poznać było ją trudno — tylko jedne dłonie w świecie znał tak dobrze, że nie pomyliłby ich z żadnymi innymi; pozbawiony wszystkich zmysłów pewien co do tożsamości ich właścicielki. Ale za dłońmi uderzył w niego zapach róż, zwilżonych wieczorną rosą kwiatów; słodki, orzeźwiający i otumaniający w swej pyszności. Mimowolnie spięte w odruchu ciało rozluźniło się od razu, ramiona opadły niżej, a zawieszone w bezruchu dłonie odnalazły swoje właściwe miejsce. Lewa powędrowała do ust, dzięki czemu zaciągnął się papierosem raz jeszcze, nim wypowiedział choćby słowo; prawa do dłoni, która zakryła mu oczy. Znany głos wpadł w ucho, a ciepły oddech otulił chłodny kark. Uśmiechnął się lekko.
— Mhm. Bardzo?
Pamiętał, kiedy ją tak zaskoczył i pamiętał, że za gwałtowną i lekkomyślną — choć jednocześnie bardzo prawidłową — reakcję została zamknięta w Tower, po czym musiał pisać do Tristana z wyjaśnieniem o tym, co zaszło. Między innymi, dlatego nie spróbował jej zaatakować, zamiast tego lekko odrywając jej szczupłe palce od swoich oczu. Odwrócił się ku niej przez ramię, szybko napotykając jej duże, błyszczące oczy.
— Przejęłabyś się tym, czy bym na to zezwolił, czy nie? Sądziłem, że zawsze robiłaś co chciałaś.— Uniósł brew, nie ruszając się z miejsca, dopiero kiedy nieznacznie się od niego odsunęła, bardziej zwracając w jej kierunku, aż w końcu stając do niej całkiem przodem. na jej słowa uśmiechnął się szerzej; szelmowsko i zdecydowanie.
— Usychałem z tęsknoty — odparł więc, oddając jego prawdomówność jej interpretacji. Pozwolił sobie na chwilę milczenia, by jej się przyjrzeć. Ile to już minęło, Darcy, odkąd widzieliśmy się po raz ostatni? Miał wrażenie, że cała wieczność, a czas biegł przecież tak szybko. — Kiedy wróciłaś?— Nie owijał w bawełnę. — Zwabiły cię do domu ostatnie atrakcje? Nie ukrywam, nie narzekamy tu na nudę od jakiegoś czasu.



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Statkiem po Tamizie - Page 2 Kdzakbm
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber

Strona 2 z 3 Previous  1, 2, 3  Next

Statkiem po Tamizie
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach