Wydarzenia


Ekipa forum
Hyde Park
AutorWiadomość
Hyde Park [odnośnik]08.05.16 0:29
First topic message reminder :

Hyde Park

Hyde Park tętni życiem od świtu do późnego wieczoru, a czasem i dłużej, niezależnie od pory roku. To jeden z najbardziej znanych parków w Londynie zarówno wśród mugoli, jak i czarodziejów, między innymi z powodu regularnie organizowanych w nim koncertów czy też innych wydarzeń kulturalnych. Wiele osób właśnie tutaj spędza przerwę na lunch wraz ze znajomymi, a w wolne popołudnia dla relaksu poświęca się różnorakiej aktywności fizycznej. W Hyde Parku z łatwością można wdać się w niezobowiązującą dyskusję z osobą, z którą dzieli się ławkę, wypoczywa na zielonych połaciach soczyście zielonej trawy - w końcu to doskonałe miejsce do przypadkowych spotkań na świeżym powietrzu. Jednak na co dzień przez park tłumy londyńczyków zmierzają pośpiesznym krokiem do pracy, lub pragną jak najszybciej dostać się do domów po skończonej zmianie.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Hyde Park - Page 6 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Hyde Park [odnośnik]08.06.17 12:08
Sophia doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że jej przyjaciel był bardzo zajęty zarówno pracą, jak i wychowywaniem siostrzenicy. Z tego powodu często musiał odwoływać spotkania lub zabierać małą ze sobą. Rozumiała to i nie wymagała, żeby rzucał wszystko dla spotkania z nią. Kiedy nie miała pracy, była gotowa sama go odwiedzić i niekiedy nawet zostać trochę z małą, żeby mógł odetchnąć. Zajmowanie się małymi dziećmi było niełatwym zajęciem i dopiero po latach zrozumiała, jak wymagającym dla jej matki było zajmowanie się takim żywym srebrem, jakim była ona. Marlene Carter musiała poświęcić się zajmowaniu się domem i dziećmi, podczas gdy ojciec pracował i utrzymywał rodzinę. Stanowili niemal podręcznikowy przykład dobrej, zżytej i pełnej rodziny. Nie wiadomo, czy będzie to dane Sophii, skoro po Jamesie nikt inny się w jej życiu nie pojawił, zresztą nie szukała nikogo na jego miejsce. Żyła z dnia na dzień, zbyt mocno skupiona na pracy i innych sprawach. Związki nie były dla niej priorytetem, może tylko czasami myślała tęsknie o Jamesie i o rodzinie, którą mogli razem stworzyć. Posiadanie dzieci póki co było dla niej abstrakcją, chociaż wielu jej rówieśników założyło już rodziny. No, ale większość z nich nie była aurorami ze skłonnościami do pracoholizmu. Chociaż gdyby James żył, być może byłaby dziś zupełnie inną osobą z innym życiem.
- Nie będziesz się narzucać. Wspólnie wybierzemy taki czas, żeby pasował nam wszystkim, zwłaszcza że każdy z nas potrzebuje czasami trochę przerwy od innych obowiązków – powiedziała, choć też zastanawiała się nad reakcją brata. Oczywiście sporo opowiadała o nim Aldrichowi, a Raidenowi wspominała o swoim przyjacielu, ale do tej pory nie mieli okazji poznać się bliżej. Mimo wszystko trochę się obawiała, jak zareaguje Raiden i czy będzie miły dla Ala. Tak to już było ze starszymi braćmi, że przejmowali się swoimi siostrami i dbali o to, by nie kręcił się wokół nich nikt nieodpowiedni.
- Tak... Jakoś dam radę. Zawsze daję – powiedziała. Było jej ciężko, ale życie toczyło się dalej, a o pamięć bliskich mogła zadbać najlepiej poprzez jak najlepsze wykonywanie swoich obowiązków. Zapewne taką chcieliby ją widzieć. – Nie mogłabym ich zawieść. – Właśnie w tym momencie poczuła dłoń Aldricha zaciskającą się wokół jej chłodnych palców. Nie spodziewała się tego, ale mimo wszystko gest sprawił jej przyjemność i przyniósł krótkie poczucie ciepła w sercu, świadomości, że nie była sama. Spojrzała na niego ukradkiem; oczy barwy płynnego złota na moment napotkały jego zielone tęczówki, ale potem umknęła spojrzeniem. James także miał zielone oczy.
Umilkła na dłuższy moment, rozmyślając intensywnie. Dopiero później wyrwała ją z tej zadumy rozmowa na temat dziecięcej magii i latania. Mimowolnie parsknęła śmiechem na jego kolejne słowa; najwyraźniej sporo przegapił podczas zaszywania się w pokoju wspólnym i nieoglądania meczów.
- Ja? Ależ skąd, uwielbiałam latać i prawdę mówiąc, wciąż lubię, choć rzadko mam ku temu okazję odkąd skończyłam Hogwart – przyznała. – Mimo to dobrze wspominam lata w drużynie Hufflepuffu. Do tej pory nie mogę zrozumieć, dlaczego nie chciałeś patrzeć, jak ucieram nosa tym ślizgońskim bufonom. – Sophia grała w quidditcha od trzeciego roku nauki, a punkty zdobywane na bramkach Ślizgonów zawsze sprawiały jej największą satysfakcję. Jej przyjaciel nie podzielał jednak jej zainteresowania quidditchem; czasami, gdy Sophia akurat nie grała, bo w danym dniu mierzyły się inne domy, zdarzało jej się z nim zostawać. – A dziecięca miotełka to był chyba mój ulubiony prezent, jaki kiedykolwiek otrzymałam w pierwszych latach dzieciństwa. Chociaż mama czasami żałowała, że pozwoliła na taki podarunek dla mnie, bo rozbiłam jej kilka bibelotów, a sobie nabiłam mnóstwo siniaków.
Znowu spojrzała na małą, która wyraźnie się ożywiła podczas rozmowy o dziecięcych miotełkach. Nie umknęło jej spojrzeniu również wyjątkowe przewrażliwienie Ala na punkcie jej zdrowia; cóż, był w końcu uzdrowicielem, i nawet jeśli czarodzieje byli dużo bardziej niż mugole odporni na zwykłe pozamagiczne choroby, mógł być przewrażliwiony.
- Myślę, że to tylko kwestia czasu. Gdy nadejdzie odpowiedni moment, jej magia sama się ujawni i chyba nie musisz jeszcze się przesadnie martwić – powiedziała; raczej nie powinien się obawiać, charłaki zdarzały się bardzo rzadko, a wiele dzieci ujawniało czarodziejskość właśnie w tym wieku.
Zdawała sobie sprawę, że Al nie mógł poświęcić jej bardzo wiele czasu; i tak cieszyła się, że znalazł go trochę na ten spacer i dał radę oderwać się od pracy, do której niedługo będzie musiał powrócić.
- Z przyjemnością. W taki dzień jak dzisiaj bardzo chętnie napiję się czekolady. Jak za dawnych dobrych czasów, prawda? – zaakceptowała jego pomysł, im wszystkim przyda się coś ciepłego i słodkiego po spacerze w deszczu i po przykrych tematach, które poruszali.



Ne­ver fear
sha­dows, for
sha­dows on­ly
mean the­re is
a light shi­ning
so­mewhe­re near by.

Sophia Carter
Sophia Carter
Zawód : Auror
Wiek : 24
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Świat nie jest czarno-biały. Jest szary i pomieszany.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3633-sophia-carter https://www.morsmordre.net/t3648-listy-do-sophii https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f308-beckenham-overbury-avenue-13 https://www.morsmordre.net/t3765-skrytka-bankowa-nr-925 https://www.morsmordre.net/t3647-sophia-carter
Re: Hyde Park [odnośnik]09.06.17 18:05
- Dobrze. – przystał tylko na jej propozycję. Całej trójce bardzo trudno pewnie będzie skoordynować się i znaleźć odpowiednią datę i gdyby ta perspektywa nie przyprawiała go o ponure myśli, Aldrich zażartowałby, że prędzej przypadkowo wszyscy naraz znajdą się w Mungu niż uda im się spotkanie przy placku z rabarbarem. Nie zawsze dni będą takie jak ten, pozornie perfekcyjne; rzadko będzie im dane wejść do domu pachnącego piernikiem i czystością wprost w ramiona czekającej na nich ukochanej osoby.
Aldrich był sam z wyboru, nie dlatego, by zrobić z siebie ofiarę losu w oczach znajomych (zwłaszcza tych, z którymi nie był szczególnie blisko), lecz by nikogo nie obciążać. Do opieki nad chrześnicą zatrudniał w końcu opiekunkę, a ze znajomością zaklęć sprzątających prowadzenie domu też nie było utrapieniem. Zresztą nie chciał myśleć o zawarciu z kimś związku w kategoriach ekonomii, wygody i odpoczynku. Przeciwnie, zakładał, że jeśli znajdzie kogoś dla siebie, kobieta okaże się uzdrowicielką i oboje będą bardzo zajęci; w takim układzie może nawet czułby się dobrze, gdyż nie ma doświadczenia w związkach. Spotykał się z jedną dziewczyną w ostatniej klasie i na pierwszym roku stażu, potem jednak rozstali się, a Aldrich… nie miał czasu? Wmawiał sobie, że go nie ma, skupiając się na nauce? Pewnie tak, chociaż nie stworzono go do samotności. Gdyby nie miał przy sobie chrześnicy, dawno odszedłby od zmysłów. Dlatego tak trudno było mu zrozumieć decyzję matki o przeprowadzce tak daleko od resztek rodziny. Przez jakiś czas obawiał się nawet, że zapomniała o nich, znienawidziła go za to, że przeżył już dwadzieścia siedem lat i przypominał jej o straconej córce. Może irytowałyby ją próby zachowania pogody ducha, które Al wciąż podejmował i nie mogłaby znieść uśmiechów, tak chętnie kiedyś odwzajemnianych. Była artystką; nie wystarczyło jej leczenie traumy krwi, by poczuła się lepiej. Wrażliwe serce narażone na taki ubytek zapewne nigdy nie miało już się zagoić, pozostawiając Aldricha w niepewności i tej samej obawie, którą odczuwała Sophia. Nie mógł zapewnić jej w zastępstwie rodziców, że są z niej dumni, choć był przekonany, że tak właśnie było. Nawet mimo reguły mówiącej, że rodzice nigdy nie cieszą się ze świadomości, że ich dziecko się naraża, choćby i w słusznej sprawie.
- Rzeczywiście, wybacz. Zawsze jakoś chyba wolałem myśleć, że jest inaczej. – może pomyliło mu się po tylu latach. Może niektóre jego wspomnienia z Hogwartu dotyczące wspólnie spędzonego czasu (a także tego, który minął im osobno) różnią się od wspomnień Sophii; próbując zaprzeczyć zmianom, które zaszły w funkcjonowaniu Hogwartu, gdy Grindelwald objął nad nim kontrolę, pozmieniał podświadomie część zapamiętanych wydarzeń, by rekompensowały te, które przypominał sobie z niechęcią. – Może wobec tego przyjmiesz zaszczytną rolę nauczycielki latania, gdy obecne tu maleństwo jeszcze trochę podrośnie? Chyba nie masz zbyt wielu okazji do rozegrania prawdziwego meczu…?
Chyba że w Biurze Aurorów w wolnych chwilach urządzają sobie małą ligę. Sprawność fizyczna to chyba ważny element tego zawodu. Al, pochylając się nad stołem operacyjnym lub leżącymi pacjentami coraz częściej narzekał, że strzyka mu w nierozruszanych kościach. Zbyt długi czas minął odkąd chociażby zimą wybrał się na lodowisko i odświeżył pamięć do łyżwiarstwa.
- Myślę, że kilka bibelotów to niewielka cena za obserwowanie, jak dziecko świetnie się bawi. - taki widok miał, a Al mówił z doświadczenia, niemalże terapeutyczny wpływ na człowieka, podobnie jak widok na jezioro albo góry. Trudno uwierzyć, by można było czerpać spokój z tak dynamicznego obrazu, lecz nie zamierzał przeczyć empirycznym dowodom.
- Chodźmy więc, jest tu niedaleko nasza ulubiona cukiernia. – jak za starych, dobrych czasów. W szkolnych czasach, kiedy zdarzało im się być razem w Hogsmeade, nawet gdy znaleźli się przez przypadek na głównej ulicy dotarłszy do wioski w innym towarzystwie, wspólnie odwiedzali herbaciarnię, Trzy Miotły, lub po prostu kupowali sobie coś w Miodowym Królestwie i ze smakołykami szli dalej do miejsc, gdzie drobne uczniowskie sprawy czekały na pozałatwianie.
Aldrich McKinnon
Aldrich McKinnon
Zawód : uzdrowiciel
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I am and always will be the optimist. The hoper of far-flung hopes and the dreamer of improbable dreams.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4821-aldrich-mckinnon https://www.morsmordre.net/t5110-poczta-aldricha https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f123-earl-s-court-road-17-3 https://www.morsmordre.net/t6054-aldrich-mckinnon
Re: Hyde Park [odnośnik]09.06.17 19:55
Sophia nie miała pojęcia, że pierwsze spotkanie w trójkę rzeczywiście miało mieć miejsce w Mungu. Nie wiedziała, co wydarzy się już za kilka dni, że zarówno ona, jak i jej brat znajdą się w niebezpieczeństwie. Żyła w cudownej nieświadomości; owszem, wiedziała że wokół dzieje się źle, świat stawał na głowie a aurorzy mieli dużo pracy, ale nie myślała o tym, że coś może wydarzyć się konkretnie jej lub komuś jej bliskiego. Czy nie za dużo nieszczęść dotknęło jej rodzinę w ostatnich miesiącach?
Poza Jamesem w życiu Sophii nigdy nie było innego obiektu uczuć. W czasach szkolnych była niesforną chłopczycą traktującą kolegów wyłącznie jako kumpli go gry w quidditcha, pojedynków czy potajemnych nocnych eskapad na korytarze Hogwartu. Nie interesowały ją głupiutkie miłostki ani dziewczyńskie sprawy; dopiero poznanie Jamesa zmieniło jej pogląd na niektóre sprawy. Czuli się ze sobą naprawdę dobrze i mieli nawet się pobrać, ale gdy umarł, wróciła ta dawna Sophia, mająca zupełnie inne priorytety niż szukanie nowej miłości. W jej rozumieniu związki trochę kłóciły się z byciem aurorem, skazywały drugą osobę na cierpienie w razie gdyby zginęła lub została ranna podczas wykonywania zawodu. Można było więc powiedzieć, że też była samotna z wyboru, ale póki co nie cierpiała z tego powodu. Na ten moment wyglądało raczej, że to jej brat szybciej się ustatkuje i stworzy rodzinę niż ona, jakkolwiek dziwnie to brzmiało. Na pewno jednak ucieszyłaby się z jego szczęścia.
Uśmiechnęła się lekko na jego kolejne słowa.
- Cóż, jeśli tak uparcie omijałeś mecze, to mogłeś przegapić, że udało mi się dostać do naszej domowej drużyny – rzekła, rozbawiona jego roztargnieniem, ale i nagle czując pewną tęsknotę za doznaniami, których dostarczała jej gra w quidditcha, a nawet samo latanie. – Oczywiście, bardzo chętnie się tego podejmę, bo rzeczywiście odkąd skończyłam Hogwart nie mam zbyt wielu okazji, by dosiąść miotły, o grze w quidditcha nie wspominając. Trochę mi tego brakuje. – Po prostu nie było ku temu zbyt wielu okazji, choć miesiąc z kawałkiem temu udało jej się zgłosić do amatorskiego wiosennego meczu, a trzy tygodnie temu, pracując dla Biura Aurorów pod przykrywką, wzięła udział w nielegalnym wyścigu, na którym miała za zadanie odnaleźć pewnego podejrzanego w jednej ze spraw, ale całe przedsięwzięcie skończyło się kompletną klapą, o której dziś myślała bardzo niechętnie.
- Myślę, że moja mama pewnie by się z tobą zgodziła. – Ostatecznie Marlene Carter nigdy nie potrafiła gniewać się na swoje dzieci na poważnie, nawet jeśli niektóre ich wybryki kwitowała dezaprobatą. Sophia znowu za nią zatęskniła i na moment odwróciła spojrzenie, wracając do rzeczywistości chwilę później, gdy Aldrich przypomniał jej o cukierni. – Tak... Chodźmy – przytaknęła i ruszyli dalej, w stronę wyjścia z parku i pobliskiej uliczki, gdzie znajdowała się przytulna cukiernia, w której mogli napić się gorącej czekolady i zjeść po ciastku zanim Al będzie musiał wrócić do pracy.

| zt. x 2



Ne­ver fear
sha­dows, for
sha­dows on­ly
mean the­re is
a light shi­ning
so­mewhe­re near by.

Sophia Carter
Sophia Carter
Zawód : Auror
Wiek : 24
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Świat nie jest czarno-biały. Jest szary i pomieszany.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3633-sophia-carter https://www.morsmordre.net/t3648-listy-do-sophii https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f308-beckenham-overbury-avenue-13 https://www.morsmordre.net/t3765-skrytka-bankowa-nr-925 https://www.morsmordre.net/t3647-sophia-carter
Re: Hyde Park [odnośnik]14.08.17 17:05
stąd

-Zawsze możesz powziąć jakieś nowe plany. - wzruszyłem lekko ramionami, nie odpowiadając na resztę, rozglądając się po dworcu, magia zdecydowanie robiła tutaj widoczne straty. Wszystko kurczyło się z każdą chwilą, prawdopodobnym było, że niedługo każda jedna rzecz na dworcu będzie wielkości ziarenka piasku.
Zgodziłem się na wyruszyć z Macnairem, jednak coś musiało nie do końca zgrzytać w jego trybikach, skoro wybrał miejsce które trzeba było powiększać. Lubiłem go, ale czasem pomysły miał doprawdy bzdurne. Jednak słowo się rzekło i gdy unosiłem różdżkę miałem nadzieję, że posłucha mnie bez większych problemów - trochę się przeliczyłem, przez chwilę nie działo się nic, a już za chwilę moja różdżka zmniejszyła się. Uniosłem głowę po słowach, które padły przez usta mojego znajomego.
Jedna brew powędrowała ku górze a usta wykrzywiły się w grymasie który łączył odrobinę złości i uśmiechu.
- Nadal większe od twojego rozumu. - odciąłem się nie mogąc pozostać dłużnym. Znajomość z Macnairem była dziwaczna, ale na swój sposób przyjemna. Grająca gdzieś na dwóch frontach wzajemnego szacunku, jak i jednoczesnej chęci podkopania pod drugim możliwe jak największego doła, do którego ten mógłby wpaść. Od długiego czasu balansowaliśmy na równi, czekając, aż któryś pierwszy się potknie, podstawiając się drugiemu.
Zniknęliśmy z dworca nie czekając dłużej, według zapisków nie było już szansy, by udało nam się naprawić magię w tym miejscu. Znaleźliśmy się w Hyde Parku, musiałem powiększyć moją różdżkę w jej obecnej wielkości wątpliwym było, by udało mi się jakiekolwiek z zaklęć.
- Co cię przekonało? - zapytałem gdy wędrowaliśmy uliczką w parku, nawiązując oczywiście do przystąpienia do Rycerzy, byłem ciekaw, czy kierowały nim te same pobudki co mną, czy może było to coś całkiem innego? Może zwykła ciekawość, chęć zbadania i poznania niezbadanego. W końcu jako poszukiwacz na pewno wykształcił swoje rodzaju własny głód, inny niż mój, ale równie żarłoczny.
- Mogę liczyć na twoją pomoc, jeśli samemu nie podołam? - upewniłam się spoglądać na przyjaciela, zatrzymując się przy dorodnym dębie. - Engiorgio - wypowiedziałem po raz drugi dzisiejszego dnia, mając nadzieję, że tym razem odniosę lepsze skutki.

mam -20, więc st 75


Just wait and see, what am I capable of



Ostatnio zmieniony przez Apollinare Sauveterre dnia 14.08.17 17:06, w całości zmieniany 1 raz
Apollinare Sauveterre
Apollinare Sauveterre
Zawód : artysta, krytyk, dyrektor Galerii Sztuki
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Sztuka zawsze, nieustannie zajmuje się dwiema sprawami: wiecznie rozmyśla o śmierci i dzięki temu wiecznie tworzy życie.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4149-apollinare-sauveterre https://www.morsmordre.net/t4299-rembrandt#90382 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f208-horizont-alley-21-3 https://www.morsmordre.net/t4239-skrytka-bankowa-nr-1066#86886 https://www.morsmordre.net/t4236-apollinare-sauveterre#86874
Re: Hyde Park [odnośnik]14.08.17 17:05
The member 'Apollinare Sauveterre' has done the following action : Rzut kością


#1 'k100' : 59

--------------------------------

#2 'Anomalie - CZ' :
Hyde Park - Page 6 Ak2Kizx
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Hyde Park - Page 6 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Hyde Park [odnośnik]18.08.17 0:16
Macnair wybrał ów lokację przez indywidualne pobudki, albowiem zdarzało mu się podróżować pociągami, gdy wyjeżdżał do dalekiej Rosji. Anomalie sprawiły, iż stało się to niemożliwe i dlatego dzięki odpowiednim wskazówkom zamierzał zająć się tym osobiście, aby nikt inny nie spaprał roboty. Pech chciał, że i on nawalił, toteż wówczas mógł już liczyć tylko na wiedzę i umiejętności śmiałków, którzy zapragną wziąć sprawy w swoje ręce. W teorii nie było to trudne, jednak szalejąca magia sprawiła, że praktyka okazała się iście złośliwa i paskudna do okiełznania.
Zaśmiał się kpiąco na jego słowa wcale nie zamierzając zakańczać słownej przepychanki. Apo był przyjemnym towarzystwem, bo mimo powagi bijącej z mimiki twarzy miał w sobie ziarno humoru, które szatyn tak cenił. -Wyostrzył Ci się dowcip, Sauveterre. Czyżbyś czytał więcej nekrologów w Proroku Codziennym?- zagaił z dozą ironii pełzającą po ustach niczym paskudna klątwa. W zasadzie ten durny uśmieszek wcale nie schodził z jego twarzy, nawet gdy uciekali po schrzanionej robocie.
Zatrzymawszy się pod wysokim, starym dębem wsunął dłonie w kieszenie szaty opierając plecy o szeroki pień. Obserwował poczynania towarzysza wcale nie zamierzając pchać się przed szereg i proponować pomocy w naprawie zmniejszonej różdżki. W takowym stanie nie nadawała się zupełnie do niczego – miał ów świadomość – jednak złość na twarzy mężczyzny naprawdę go bawiła. Nieporadność spowodowana anomaliami doprowadzała do szału nawet tych najbardziej zrównoważonych i cierpliwych, toteż nie mógł sobie odpuścić drobnej uszczypliwości, która pewnie wróci do niego szybciej niżeli mu się wydawało. Magia szalała i strach było pomyśleć, czym owe wariactwo planowało się zakończyć. -Sam nie wiem, co mnie przekonało, żeby zaproponować Ci wspólną fuchę.- rzucił wiedząc, że wcale nie o to pytał. Temat jednak był trudniejszy i zdecydowanie wymagający odpowiedniej dawki ognistej, by w ogóle przeszedł przez gardło.
Kolejne nieudane zaklęcie sprawiło, że szatyn ściągnął brwi nieco poważniejąc. Oczywiście mógł stroić sobie żarty i naigrywać się ze słabszej dyspozycji kolegi, jednakże znając go tyle lat nigdy podobna sytuacja nie miała miejsca. Szkarłatny płyn pojawiający się w okolicy jego nosa tylko pogłębił obawy i upewnił, że czas na humor dobiegł końca – to już nie był tylko wypadek przy pracy.
-Engiorgio- wypowiedziawszy głośno i wyraźnie czar skierował swą różdżkę na tę trzymaną przez kompana, by zaraz potem upewnić się, czy wszystko z nim dobrze.




The eye sees only what the mind is prepared to comprehend
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair
Re: Hyde Park [odnośnik]18.08.17 0:16
The member 'Drew Macnair' has done the following action : Rzut kością


#1 'k100' : 51

--------------------------------

#2 'Anomalie - CZ' :
Hyde Park - Page 6 HXm0sNX
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Hyde Park - Page 6 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Hyde Park [odnośnik]27.11.17 18:41
Nie miałem problemu z tym, że ktoś inny podejmował decyzję – gdyby nie były zgodne z moimi własnymi planami, prawdopodobnie nie zgodziłbym się wykonać czegoś. Jednak tak długo, jak decyzje innych, pokrywały się z moimi własnymi planami... cóż, można było to spokojnie nazwać dobrym i odpowiednim układem, który funkcjonował na dobrze i odpowiednio, że nie potrzebował żadnych większych, czy mniejszych, poprawek.
Niestety tym razem mimo – jak się zdawało – dobrego planu, i jeszcze większych chęci nie udało nam się wykonać zadania, które zlecił nam Czarny Pan. I to zdawało mi się dość upierdliwe, bowiem dotkliwie podkopywało moje ego, które już poszukiwało usprawiedliwień na naszą porażkę. A nie lubiłem szukać dla siebie wymówek. Na całe szczęście miałem obok Macnaira, jego cięty dowcip i równie ostre odezwy zawsze zapewniały niezapomnianą rozrywkę.
Uniosłem lekko brew, do której leniwie dołączył kącik ust który powędrował swobodnie ku górze, gdy błękitne spojrzenie zawiesiło się na stojącym obok mężczyźnie.
- Przeglądam je od czasu do czasu w nadziei, że nie trafię na twój. - odpowiedziałem wyginając usta w drugą ze stron imitując wielki żal, choć wszystko wyszło wyśmiewczo. - Kto wie, jaka cholera ściągnie cię z tego świata, ale z pewnością Prorok poświęci temu całe ćwierć strony. - dodałem ruszając przed siebie, nie było sensu stać i moknąć na środku miasta, skoro o ile lepiej i ciekawiej było odnaleźć najbliższy bar i w nim spędzić resztę wieczoru.
- Do tego przekonała cię wizja późniejszego zanurzenia ust w alkoholu. - odpowiedziałem odwracając się w jego kierunku, przystając i wzrokiem ponaglając, by ruszył za nim. Wszak oboje doskonale zdawali sobie sprawę, że ten wieczór nie mógł się skończyć inaczej. I choć naprawianie magii w tym miejscu im nie wyszło, to przecież istniały kolejne miejsca i kolejne dni w czasie których mogli spróbować swoich sił. - Rusz się Macnair. - dodałem jeszcze, unosząc dłonie i stawiając sobie kołnierz. Wzdrygnąłem się lekko, czując ciężkie, zimne krople na karku. Londyńska pogoda była kapryśna i choć nigdy nic przeciw niej nie miałem, to stanie w ulewie nie należało do szerokiego spectrum moich hobby. - I odpowiedz, bo doskonale wiesz, o co pytam. - dodałem już nie czekając, tylko ruszając i licząc na to, że przyjaciel podąży za mną. Był całkiem inny, w porównaniu ze mną może nawet wręcz niecodzienny, ale chyba dlatego tak dobrze się rozumieliśmy. Gdybyśmy byli tacy sami szybko byśmy się sobą nudzili. A tak, każda chwila zdawała się być jedną wielką niewiadomą - głównie dzięki Macnairowi, ja uważałem siebie za względnie stałego w reakcjach i zachowaniach.


Just wait and see, what am I capable of

Apollinare Sauveterre
Apollinare Sauveterre
Zawód : artysta, krytyk, dyrektor Galerii Sztuki
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Sztuka zawsze, nieustannie zajmuje się dwiema sprawami: wiecznie rozmyśla o śmierci i dzięki temu wiecznie tworzy życie.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4149-apollinare-sauveterre https://www.morsmordre.net/t4299-rembrandt#90382 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f208-horizont-alley-21-3 https://www.morsmordre.net/t4239-skrytka-bankowa-nr-1066#86886 https://www.morsmordre.net/t4236-apollinare-sauveterre#86874
Re: Hyde Park [odnośnik]21.12.17 0:34
Przez moment był zły, że cały misterny plan poszedł w pizdu, ale szybko zreflektował się, iż właściwie ów nerwy były zupełnie zbędne. Faktycznie nie spełnili oczekiwań, Czarny Pan mógł zawieść się na braku podstawowego wyszkolenia i zachowania równowagi w kryzysowej sytuacji, jednakże było jeszcze wiele opcji, aby się zrewanżować i zmyć stare winy. Po majowych anomaliach ogrom rzeczy pozostało do naprawy, tysiące miejsc uległo zniszczeniu i właściwie cały czarodziejski świat został wywrócony do góry nogami – nie mogli sami poradzić sobie z tym wszystkim, ale nadmiar obowiązków sprawiał, iż jedna wpadka nie mogła ich deprymować. Nieustannie działali starając się przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę, odnawiali to, co inni pozostawili w totalnym rozgardiaszu i podnosili mosty, które reszta zburzyła. Nikt nie był idealny i nieomylny.
Widząc sarkastyczny wyraz twarzy towarzysza nawet przez moment nie pozostawał mu dłużny. Wsuwając nonszalancko dłonie w kieszenie długiej szaty sprawiał wrażenie zupełnie niezainteresowanego jego osobą, choć w zasadzie było zupełnie inaczej. Cieszył się, że po tych wszystkich latach nadal mogli spieprzyć robotę i skończyć na kilku głębszych kolejkach w obskurnym barze, a nie pięściami na szczękach. -Myślałem, że szukasz kochanków swojej żony, żeby móc w następstwie mieć wymówkę dla swojego pijaństwa - uniósł brew mozolnie obracając się w kierunku, którym zamierzali podążyć. -Złego diabli nie biorą, dlatego jeszcze żyjesz.- poklepał go po ramieniu w braterskim geście, a następnie wsunął dłoń do wewnętrznej kieszeni szaty, by po chwili ukazać jego oczom srebrną piersiówkę wypełnioną po brzegi ognistą. Nie kwapił się na grzeczności tylko przechylił zawartość w kierunku ust.
Zmierzywszy go wzrokiem rzucił zakręcony przed momentem pojemnik w wyraźnym geście, że już po pracy i mogą pozwolić sobie na rozpoczęcie ciekawego wieczoru. -Późniejszy zamieńmy w teraźniejszy. Musisz się rozluźnić jak mamy iść do kobiet, bo znów jedyne co uda nam się poznać to barmankę skorą do podrywu mocą pozostawionych na barze knutów.- zakpił ruszając wolno przed siebie we wskazanym przez towarzysza kierunku.
Nim odpowiedział na jego pytanie upił kilkukrotnie whisky znacznie zmniejszając jej ilość w piersiówce. Powodem tego nie była niechęć rozmowy, pewien strach, czy niepewność, lecz sposób w jaki dostał się w szeregi rycerzy. Doskonale wiedział, że własna inicjatywa, powielanie pewnych poglądów i działań wiązało się ze znacznie większą aprobatą – on sporo z takowych faktycznie posiadał, ale nie wszystkie. -Co Cię zmusiło zabrzmi bardziej realistycznie.- rzucił krótko licząc, że ten nie rozwinie tematu, ale z drugiej strony nie miał co się oszukiwać – Sauveterre cenił informacje, szanował wiedzę. -To długi temat. Znasz mnie i doskonale wiesz, że teoretycznie wpasowuje się w szablon - jeśli szablonowi być mamy.




The eye sees only what the mind is prepared to comprehend
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair
Re: Hyde Park [odnośnik]12.04.18 20:41
Nie byłem zły - złość nigdy nie rwała się u mnie by zagrać na pierwszych skrzypcach. Raczej czekała cicho w tyle, by pojawić się wtedy gdy była potrzebna lub skuteczna. Nieskuteczna i tak nie była w stanie nic zdziałać, lepiej więc gdy wtedy siedziała cicho. Teraz zwyczajnie trwał obserwując jak szalejące anomalie niczą miasto wokół. Próbował je naprawiać, ale widocznie nie był ku temu stworzony - to już druga próba, która kończyła się niepowodzeniem i nie był pewien, czy podejdzie do kolejnej próby naprawienia magii w jakiejś lokacji.
Właściwie nigdy nie przestawali - komentarz za komentarz, zdanie za zdanie. Tak już funkcjonowała nasza znajomość i nie miałem nic przeciw temu. Potrafiliśmy odłożyć na chwilę zbędne komentarze by zając się zadaniem, by zaraz po nim powrócić do nich jak gdybyśmy nie przerywali ich nawet na moment.
Stawiałem kolejne kroki prosto w kierunku przybytku w którym z pewnością spędzimy jeszcze trochę czasu. Zaśmiałem się szczerze na słowa, które padły z ust Macnaira. - Najpierw musiałabym ją posiadać. - odpowiedziałem spokojnie wzruszając ramionami. - A pomijając ten niewielki problem szczerze wątpię, by o takich ekscesach pisali w Proroku. - dodałem jeszcze, zaśmiewając się z wizji nagłówka, która pojawiła się w mojej głowie. Pokręciłem rozbawiony głową.
- Jeśli to powiedzenie jest zgodne z prawdą, całe szczęście że tyczy się nas obu. - skomentowałem spokojnie wzruszając lekko ramionami. Nie uważałem się za złego - ale byłem pewien, że dobry też nie byłem. Lawirowałem gdzieś pomiędzy, pośrodku, w tak zwanej szarej strefie, jednak moje dusza już dawno obrała drogę. Odebrałem naczynie od przyjaciela pociągając z niego łyk, czując jak alkohol rozgrzewa mnie od środka.
- Zabawne. - skomentowałem kwaśno przypominając sobie jedną z ostatnich sytuacji, zdecydowanie zgodnych z prawdą, jednak niekoniecznie taką, którą chciałbyś wiecznie wspominać - byłem jednak pewien, że Drew nie pozwoli mi o tym szybko zapomnieć.
- Zmusiło, hm? - zapytałem popychając drzwi do lokalu do którego w końcu udało nam się dotrzeć. Zawiesiłem spojrzenie na mężczyźnie mrużąc lekko oczy. - Mulciber. - stwierdziłem, a może pytałem? Może robiłem obie te rzeczy jednocześnie, nie myślałem jednak nad tym.


Just wait and see, what am I capable of

Apollinare Sauveterre
Apollinare Sauveterre
Zawód : artysta, krytyk, dyrektor Galerii Sztuki
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Sztuka zawsze, nieustannie zajmuje się dwiema sprawami: wiecznie rozmyśla o śmierci i dzięki temu wiecznie tworzy życie.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4149-apollinare-sauveterre https://www.morsmordre.net/t4299-rembrandt#90382 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f208-horizont-alley-21-3 https://www.morsmordre.net/t4239-skrytka-bankowa-nr-1066#86886 https://www.morsmordre.net/t4236-apollinare-sauveterre#86874
Re: Hyde Park [odnośnik]26.04.18 19:50
Nikt nie lubił popełniać błędów. Marnowanie czasu na plany, fatyga, ryzyko i finalny zawód nie działały korzystanie na morale, jednak owa sytuacja była wyjątkowa z uwagi na swą świeżość oraz tajemnicę, która ogarnęła cały czarodziejski świat wraz z pierwszym dniem maja. Wskutek tego szatyn  zupełnie inaczej podszedł do poniesionej porażki i nie zamierzając zaprzestać na jednej klęsce szukał w głowie kolejnej okazji do próby zapanowania nad szalejącym „żywiołem”. Sauveterre był wyszkolonym, zdolnym czarodziejem, którego umiejętności nie opiewały jedynie o słowne zapewniania, więc z pewnością trzecie podejście zakończyłoby się sukcesem.
Na słowa towarzysza uniósł brew dając po sobie poznać, że ów informacja go zaskoczyła. Jeszcze kilka lat wstecz Apo opowiadał o narzeczonej, która zdawała się być istnym ideałem. -Kłopoty w raju?- spytał kpiąco spoglądając na niego z ukosa. Sam daleki był od jakichkolwiek zobowiązań, stąd nieszczególnie potrafił zrozumieć towarzyszące temu więzi oraz emocje. -Myślałem, że posiadasz nieco lepsze źródła informacji.- zaśmiał się pod nosem kręcąc głową. Nie czytał tego typu gazet – choć niejednokrotnie zdarzyło się mu takową trzymać w dłoni – i raczej stronił od jakichkolwiek wniosków idących za meritum umieszczonych tam artykułów.
-We mnie nie ma nic co złe.- stwierdził zgodnie z jego prawdą, a następnie upił siarczysty łyk ognistej, która lekko zadrapała go w gardle. Powszechna definicja z pewnością zamykała Macnaira w swych ramach, jednak on kierował się zupełnie innym nurtem wychodząc z założenia, iż dla każdego dobro było czymś zupełnie odmiennym.
Nie chciał rozmawiać o Mulciberze. Nie widział sensu w opowiadaniu ostatnich zdarzeń, które zaprowadziły go w owe miejsce, bowiem nic nie mógł na to poradzić, a przede wszystkim nie miał żadnej możliwości aby cokolwiek zmienić. Stało się. Początkowe, sceptyczne podejście z każdym dniem zmieniało się na nieco bardziej dalekosiężne i pożądane, toteż wyciąganie brudów było zwykłym marnotrawstwem i tak ograniczonej ilości czasu. -Ucięliśmy małą pogawędkę.- zwieńczył temat otwierając przyjacielowi drzwi baru, którego progi przekroczył podążając tuż za jego plecami. Historia lubiła zataczać koła.
Nie schrzań nocy knutami na barze, Sauveterre.

/zt




The eye sees only what the mind is prepared to comprehend
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair
Re: Hyde Park [odnośnik]29.04.18 16:43
Ceniłem Macnnaira - głównie za umiejętnści które posiadał, nie zaś za obycie w towarzystwie, bo tego mu zdecydowanie brakowało. Był sobą i nigdy mnie to nie przeszkadzało, nauczyłem się funkcjonować z jego jednostką, jednak wiedział, że niektórzy nie potrafili dostosować się do jego stylu bycia, zwyczajnie próbując go zmienić nie zdając sobie sprawy, że jest to działanie z góry skazane na porażkę.
- Raczej codzienność w piekle. - powiedziałem spokojnie, śmiejąc się lekko. Od dawna przemierzałem ulice sam, odnajdując ujście w jednorazowych przygodach ze spotkanymi kobietami, zdecydowanie zbyt lekko się prowadzonymi. Nie mnie jednak było to oceniać - właściwie było mnie to nawet na rękę. Upust nagromadzonych emocji był łatwy i możliwy do załatwiania bez długich i mozolnych umizgów i starczało mi to. Miałem teraz inne cele niż zakładanie rodziny i płodzenie dzieci.
Zaśmiałem się całkowicie szczerze na jego kolejne wyznanie. Nie zamierzałem z nim polemizować. Każdy z nas posiadał jakąś - mniejszą lub większą - ilość egoizmu, która pozwalała nam sądzić iż jesteśmy lepsi. I w odczuciach wielu - jak i moim - to było zwyczajnie prawdą. Nasze charaktery, jak i umiejętności pozwalały nam klasyfikować się w tych ramach które dla nas znaczyły jak najwięcej.
Szliśmy dalej, przemierzając Hyde Park, kierując kroki w jednym konkretnym kierunku - mianowicie prosto do baru w którym planowaliśmy zakończyć nasze dzisiejsze spotkanie. Co prawda martwił mnie odrobinę fakt iż nie udało nam się naprawić anomalii, jednak dzisiaj nie byliśmy w stanie już w żaden sposób na nią wpłynąć. Pozostawało ją jedynie zostawić komuś z większymi umiejętnościami od naszych, a potem podjąć próbę naprawy kolejnej anomalii - wszak Londyn robił się od zaburzeń magii z którymi nie radziło sobie ministerstwo.
- Wychodzi na to, że w ostatnim czasie uciął kilka pogawędek. - zawyrokowałem, przypominając sobie i że mnie to właśnie Mulciber przytoczył ideę Rycerzy Walpurgii. W końcu doszliśmy do ulicy na której mieścił się lokal. Pchnąłem drzwi chodząc do środka. Wszak noc dopiero miała się zacząć.

| zt


Just wait and see, what am I capable of

Apollinare Sauveterre
Apollinare Sauveterre
Zawód : artysta, krytyk, dyrektor Galerii Sztuki
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Sztuka zawsze, nieustannie zajmuje się dwiema sprawami: wiecznie rozmyśla o śmierci i dzięki temu wiecznie tworzy życie.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4149-apollinare-sauveterre https://www.morsmordre.net/t4299-rembrandt#90382 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f208-horizont-alley-21-3 https://www.morsmordre.net/t4239-skrytka-bankowa-nr-1066#86886 https://www.morsmordre.net/t4236-apollinare-sauveterre#86874
Re: Hyde Park [odnośnik]05.10.18 12:35
28 lipca 1956
...........................................................

Ucieczka czasami wydaje się być, jedynym rozsądnym wyjściem z różnych sytuacji. Chociaż niektórzy powiedzieliby, że jest to prędzej akt tchórzostwa. Może i tak było, może Rudolf w całym swoim życiu ani razu nie wykazał się odwagą. Chociaż...czy odwagą nie można nazwać samego faktu egzystowania. Życie w dzisiejszych czasach nie było czymś co przychodziło łatwo. Każde kolejne wydanie proroka codziennego, sprawiało, że człowiekowi odechciewało się żyć. A mimo wszystko Rudolf nadal tutaj był. Pozostawało, jednak nadal pytanie. Czy to akt odwagi, czy głupoty? Młody Lord często uciekał od otaczającej go rzeczywistości. Mugolski Londyn wydawał się do tego wręcz stworzony. Niestety ostatnimi czasy i to miejsce przestało przynosić chłopakowi ulgę. Owszem nikt go tutaj nie znał, mógł sobie chodzić po ulicach, i nikt nie podszedł do niego z głupim "Witam Lordzie Abbot" ale nie był dla niego już ucieczką od magii, która potrafiła zmęczyć. W powietrzu wyraźnie dało się wyczuć napiętą atmosferę, przelęknione spojrzenie ludzi, których mijał chłopaka, przypominały mu o tym co działo się w ostatnim czasie, a co za tym szło, budziło coraz większe przeczucie, że nie mógł z tym tak naprawdę nic zrobić. Czuł się słaby...za słabym, aby wziąć chociażby swoje życie w swoje ręce. Jak więc też niby miał się przysłużyć społeczeństwu.
Rudolf spacerował powoli po parku. Dłonie miał schowane w kieszeni spodni, które podobnie jak reszta jego ubioru została dopasowana do panującej mody w świecie mugoli. Świat i bez jego wkładu stał na granicy apokalipsy. Jeszcze tego brakowało, aby swoim wyglądem zwrócił uwagę mugoli. Blondyn w końcu zatrzymał się przy pobliskim drzewie, po czym oparł się o nie ramieniem. Jego błękitne tęczówki wodziły uważnie po ludziach, którzy go mijali. Spojrzenie młodego lorda w końcu zatrzymało się na jakiejś dziewczynie, która mogła być w jego wieku...a może nawet trochę młodsza. Od razu przypomniał sobie o tym czego od niego oczekiwała jego rodzina. Miał sobie znaleźć żonę, a raczej to jego ojciec chciał mu znaleźć żonę. Rudolf miał spłodzić szybko syna...tylko po co. On nigdy nie odczuwał potrzeby wiązania się z nikim na stałe. Dlatego towarzystwo szlachty rzadko kiedy mu odpowiadało. Szlachetnie urodzeni żyli w iluzji, a przynajmniej starali się utrzymać swój "idealny" świat w ryzach, w chwili kiedy dookoła szalała istna burza. To trochę tak jak by podczas huraganu ukryć się pod drzewem. Dawało to złudne poczucie bezpieczeństwa, bo dane drzewo w każdej chwili mogło zostać wyrwane z korzeniami, i przewalić się na tych, którzy uważali, że znajdą pod nim schronienie.
-Świat oszalał...- Skwitował jedynie cicho, swoje własne przemyślenia i pokręcił lekko głową. Niestety było to niezwykle dobre określenie dla panującej obecnie sytuacji, a sam Rudolf najpewniej jeszcze sam nie zdawał sobie sprawy z tego, jak dobrze opisał panującą sytuację.
Rudolf Abbott
Rudolf Abbott
Zawód : Stażysta w departamencie przestrzegania prawa czarodziejów
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Czasami lepiej umrzeć od razu, niż każdego dnia po trochu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6470-rudolf-abbott#165263 https://www.morsmordre.net/t6536-samira#166708 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f204-dolina-godryka-norton-avenue-rezydencja-abbottow
Re: Hyde Park [odnośnik]05.10.18 16:32
  Niespełna tydzień w Anglii, a czuła się jakby spędziła tu już ćwierćwiecze. Niegasnące relacje o niebezpiecznych anomaliach magicznych. Zakazy, nakazy, obowiązki, przestrogi, wszystkie tak liczne, że o niektórych treściach zdawała się zapomnieć. Starała się wszystkiego nie pamiętać. Londyn nie był przychylny jej, więc ona pozostawała oporna na niego. Jego wdziękom – zakłóconym przez niepokoje społeczne – łatwo było się opierać. Ludziom, trochę mniej. Tutaj miała rodzinę. Kuzynów, wrogów, dawnych przyjaciół, czy nawet zdarzali się ci z nich, których poznała już we Francji, więc mogła ich bezpiecznie nazywać jej zaufanymi. Mimo wszystko, czuła się samotna, bez znanych jej ścian budynków teatru i opery. Bez kontaktów, jakie nabyła za granicą, współpracy z gazetami, które publikowały jej recenzje. Nudziła się. Światek artystyczny w Anglii był bardzo wąski, skąpy wobec jej wrażliwości na sztukę. Ludzie wydawali się zaś mocno spięci. Niedługo sama mogła się dowiedzieć dlaczego, ale póki nie była jeszcze skażona tutejszymi wydarzeniami i zwyczajami, czas pragnęła spędzać jak wcześniej. Dopieszczając swoją kreatywność i otwarty umysł.
  Park, do którego się wybrała nie zachwycał jej niczym. Większość poruszających się tu ludzi, mogła to z łatwością stwierdzić, to byli mugole. Unikając ich przez lata, potrafiła ich obecność skutecznie ignorować, przez co miała wrażenie, że po ścieżkach porusza się sama. Nie była pewna jaka dokładnie siła ściągnęła jej wzrok na twarz młodzieńca stojącego pod jednym z drzew, ale na nim skupiła swoją uwagę. Była to znajoma twarz, a może znajomy strój? Wyglądał jak każdy inny stąd i jak każdego innego, powinna go zlekceważyć, a zamiast tego wpatrywała się w jego profil, szukając DLA NIEGO, nie dla siebie, powodu, żeby do niej podszedł. Zaspokoił jej zainteresowanie.
  Upuszczanie chustki pod jego stopami zadziałałoby może, gdyby był dżentelmenem, a na takowego nie wyglądał, dlatego przeszukiwała umysł w innych powodów, dla których mógłby się do niej odezwać.
  Ostatecznie nie znajdując żadnego lepszego niż ona sama, przysiadła na pobliskiej ławce, decydując, że jeśli nie sprawdziłaby się jako najskuteczniejszy wabik na ukrytego w cieniu drzewa mężczyznę, to albo ten był ślepy, albo głupi, a w obu takich przypadkach straciłaby nim zainteresowanie.



Rodzimy się w jeden dzień. Umieramy w jeden dzień. W jeden dzień możemy się zmienić. I w jeden dzień możemy się zakochać. Wszystko może się zdarzyć w ciągu zaledwie jednego dnia.


Blaithin Fawley
Blaithin Fawley
Zawód : kuratorka i krytyk muzyczny
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Cofnęłabym się tysiąc razy i straciła go tysiąc razy, żeby tylko usłyszeć jego snute opowieści albo tylko głos. Albo nawet bez tego. Jedynie wiedzieć, że gdzieś tutaj jest. Żywy.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t6537-blaithin-fawley#166787 https://www.morsmordre.net/t6543-galahad#166862 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f117-cumberland-ambleside-dwor-fawleyow https://www.morsmordre.net/t6545-skrytka-bankowa-nr-1654#166865 https://www.morsmordre.net/t6544-blaithin-e-fawley#166863
Re: Hyde Park [odnośnik]05.10.18 17:17
Udawanie kogoś kim się nie było, zawsze w pewien sposób bawiło Rudolfa. Ciekawa była reakcja ludzi, którzy z nim rozmawiali, nie zdając sobie tak naprawdę absolutnie żadnej sprawy z tego, z kim mają do czynienia. Nie chodziło tutaj w żaden sposób o próbę wywyższenia się, czy poczucia się lepiej z tym, że on mógł coś znaczyć w świecie, a większość osób z którymi pewnie rozmawiał byli tylko jakimś pyłem. Rudolfa ciągnęło bardziej do poczucia normalności. Stworzenia chociażby na godzinę dla siebie samego złudzenia, że ma wpływ na swoje życie, że może o czymś zdecydować sam. Tylko to było jak uciekanie przed swoim własnym cieniem. Blondyn nie ważne gdzie pójdzie, w jakim miejscu się pojawi, jaki strój przywdzieje - jego cień zawsze będzie podążać za nim, przypominając mu boleśnie o tym, że dla niego nie ma ucieczki.
Błękitne tęczówki młodego lorda przez chwilę spoczęły na sylwetce dziewczyny, ale Rudolf przez chwilę wydawał się szybko stracić nią zainteresowanie, a przynajmniej tak było do momentu, kiedy chłopak stał sobie sprawę, że ta tajemnicza nieznajoma najwyraźniej mu się przygląda. Jego wzrok na nowo wylądował na kobiecie. Dziwnie znajomej kobiecie. Coś wydawało się krzyczeć chłopakowi do ucha, że ją zna, ale głowa w żaden sposób nie chciała współpracować z tym tajemniczym głosem. Lord Abbott przechylił lekko głowę w bok, sprawiając tym samym, że blond kosmyki włosów, opadły mu na oczy, a on dalej wodził wzrokiem za kobietą, obserwując każdy, nawet najmniejszy ruch. Zasiadła na ławce, i wyraźnie czegoś oczekiwała. Na ustach chłopaka pojawił się tylko delikatny uśmiech, i szybkim ruchem dłoni odepchnął się od pnia drzewa, po czym swoje kroki skierował do tajemniczej nieznajomej. Szedł powoli, nie przerywając z nią kontaktu wzrokowego, a w głowie cały czas usiłował przypomnieć sobie skąd ją zna.
-Pani pozwoli, że potowarzyszę- Powiedział łagodnie w stronę kobiety i skłonił lekko w jej stronę głowę.
-Wydaje się Pani być zagubiona, chyba, że się mylę- Przypadkowe spotkania, przypadkowe rozmowy zawsze były w pewien sposób fascynujące, a przynajmniej dla Rudolfa. Nigdy nie wiadomo na kogo się natrafi, oraz jaką rolę dana osoba zacznie odgrywać w naszym życiu.
-Mogę się dosiąść?- Zapytał w końcu wprost, i teraz oczekiwał na odpowiedź dziewczyny. Ta albo się zgodzi, albo po prostu każe mu się oddalić. Tylko jak byłby w tym sens. Gdyby nie chciała, aby ten do niej podszedł to nie ściągała by go swoim spojrzeniem.
Rudolf Abbott
Rudolf Abbott
Zawód : Stażysta w departamencie przestrzegania prawa czarodziejów
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Czasami lepiej umrzeć od razu, niż każdego dnia po trochu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6470-rudolf-abbott#165263 https://www.morsmordre.net/t6536-samira#166708 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f204-dolina-godryka-norton-avenue-rezydencja-abbottow

Strona 6 z 13 Previous  1, 2, 3 ... 5, 6, 7 ... 11, 12, 13  Next

Hyde Park
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach