Wydarzenia


Ekipa forum
Wejście
AutorWiadomość
Wejście [odnośnik]05.03.16 16:37

Wejście

Kawiarnia znajduje się w starym budynku, tuż przy skwerku. To ciche i spokojne miejsce, z mnóstwem otaczającej zieleni - zajmując miejsce koło okna lub na zewnątrz, by w wiklinowych fotelach obserwować czarodziejów w nieodległym parku. Z zewnątrz kawiarnia wygląda skromnie - to niewielki, kremowy budynek z turkusowymi drzwiami okalanymi przez kwitnący, pnący się po ścianie jaśmin. Tuż obok wejścia wisi ozdobna, pomalowana także na turkusowo tabliczka z nazwą kawiarni – „Fidelius”.

W Fideliusie znajdziesz wiele tradycyjnych kaw, które niezaprzeczalnie docenią koneserzy jej smaku, ceniący sobie prostotę i konserwatywny sposób przyrządzania. Ich smak możesz osłodzić najróżniejszymi ciastami, zamawianymi u jednej z najlepszych cukierniczek, Cynthii Vanity. Jednak w karcie znajduje się także kilka pozycji o nazwach doskonale znanych czarodziejom - to inkantacje zaklęć i nazwy popularnych eliksirów. Odważysz się zamówić jedną z nich?

Belladonna - kawa o intensywnie fioletowym zabarwieniu, ma działanie upiększające - rozjaśnia cerę i oczy.
Kamień księżycowy – kawa mieniąca się na srebrzysty kolor
Chichotek - kawa z sekretnym składnikiem, który ponoć delikatnie poprawia nastrój. Ile w tym prawdy? Jedno jest pewne - zawsze podawana jest w kubku gryzący w nos.
Kameleon - kawa podawana w przezroczystej filiżance, po każdym łyku zmienia swój kolor.
Eliksir wielosokowy - kawa zmieniająca kolor włosów pijącego, na taki o jakim pomyśli.
Felix Felicis - złocista kawa, o miodowym smaku.
Glacius – biała lub czarna kawa, na wierzchu której unoszą się różnokolorowe pianki. Choć jest ciepła, możesz odnieść wrażenie, że zamraża ci usta.
Confundus - kawa o działaniu wyciszającym, ma działanie relaksacyjne.
Pożoga - po odstawieniu filiżanki na stół, na powierzchni kawy tańczą płomienie o zwierzęcych formach.
Geminio – najzwyklejsze podwójne espresso.
Lapisio - na dnie filiżanki znajdziesz okrągły cukierek nadający kawie dowolny smak.
Obliviate - kawa, która nie pobudza, a relaksuje. Pozwala wyciszyć myśli, choć na chwilę zapomnieć o troskach.
Orchideus - kawa podawana w kwiecistych filiżankach, o wyrazistym zapachu ulubionych kwiatów pijącego.
Titillando - kawa, która musuje w ustach niczym intensywnie gazowana oranżada.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Wejście Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Wejście [odnośnik]30.04.16 0:47
Clementine wraz z ojcem udali się do magicznego portu w jednym tylko celu. Sprzedawali kilka papug, wyhodowanych przez dziewczynę, a z racji, że kupiec nie miał możliwości zjawić się w ich domostwie, bo od jednego, a drugiego rejsu dzielił go zaledwie jeden dzień, który musiał poświęcić na przygotowanie zapasów, dziewczyna uparła się, że chce osobiście dostarczyć ptaki mężczyźnie. Pech chciał, że kiedy wkroczyli do magicznego portu, okazało się, że panuje tu zbyt duży zgiełk, ludzie ledwie mieścili się między sobą na kładkach, wykładając, chowając towar. Był tu niezły harmider, dlatego ojciec postanowił odstawić Clementine w niezbyt odległe, spokojniejsze miejsce. Dziewczyna stała przed wejściem do kawiarni, na brukowanym chodniku, chłonąc innego rodzaju wiatr na policzkach, zaciągając się jednocześnie miłym dla nozdrzy, znanym jej, zapachem jaśminu. Przed jej skromną posiadłością znajdowało się mnóstwo tych drzew. Nie bez powodu ich posiadłość nosiła nazwę Little Ashe Park. Wsłuchiwała się w obce jej odgłosy chaosu, panujące w oddali od strony mariny, w gruncie rzeczy wdzięczna, że uwolniła się z tego tłumu osób. Nigdy jeszcze nie doświadczyła tak intensywnych wrażeń dźwiękowych, okrzyków ludzi, huku wykładanych skrzyń, odgłosu wzburzonej wody, skrzypiących pod stopami desek, gnących się masztów. Tego nie dało się do niczego przyrównać, a tych dźwięków, niektórych z nich, nawet nie potrafiła zidentyfikować. Tutaj czuła się pewniej, chłonąc to wszystko z daleka, stojąc na skraju chodnika. Ludzie przechodzili za nią nie tak bardzo często jak można się było spodziewać. Większość tych, którzy odwiedzali jako stali bywalcy ta kawiarnię, teraz skupiona była na kei, pracując. Dlatego wyłapywała każde kroki. Ktoś ją minął, ktoś inny przystanął za nią na chwilę. Przymknęła powieki, ku komforcie wszelkich osób, które mogłyby ją obserwować i nie widzieć… nic w bielmie jej oczu. Minęło kilka minut zanim znów je uchyliła, instynktownie, bo chciała się ruszyć, a chociaż otworzenie powiek nie przepędziło czerni z przed jej oczu, był to zwykły ludzki odruch, że chciała szukać niepracującym zmysłem wzroku jakichkolwiek wrażeń. Nie spodziewałaby się, że mężczyzna, który stał za nią, jeszcze się nie ruszył. Jak było wspomniane… minęło kilka minut. Założyła, że zdążył już odejść, ale skupiona na tylu nieznanych jej dźwiękach, pierwszy raz dała się oszukać swojemu słuchowi.
Szczęśliwie, mężczyzna miał więcej refleksu niż ona. Chwycił ją pewnie za nadgarstek, najpewniej w próbie uchronienia siebie, albo możliwie, jeśli należał do bardziej życzliwych, jej przed upadkiem. Zanim jednak umysł pozbawiony zmysłu patrzenia odnalazł pion, dłoń w instynktownym odruchu spróbowała złapać jego ramię, ale na oślep spoczęła na barku mężczyzny, blisko karku. W tej pozycji znalazła w końcu stabilność. Nie wiedziała, jak blisko nieznajomego się teraz znajdowała. Ciepły oddech na jej policzkach podpowiadał jej, że bliżej niż damie wypadało. Głowę jednak zadarła w górę, tym samym jeszcze bardziej zmniejszając dystans między ich twarzami. Nie widziała, nie mogła widzieć, że gdyby była trochę wyższa, wystarczyłoby, żeby mężczyzn niefortunnie w tym samym momencie się pochylił, a złączyłoby ich coś więcej niż tylko przypadek i dłonie. Niewidome oczy nie mogły znaleźć spojrzenia mężczyzny, więc spoczęły gdzieś na poziomie jego warg, lekko przy tym przymrużone, jako, że głowę w dalszym ciągu zadzierała w górę. Idealnie, instynktownie uniemożliwiała spojrzenie w pustkę jej ślepych, jasnych tęczówek.
Czuła jego ciepło, bardzo nieznane jej uczucie, okraszone dziwną nutką podniecenia, jakiego nie doświadczała w towarzystwie ojca. Czuła też mocne bicie jego serca, pod dłonią, która nie wiadomo kiedy z barku prześlizgnęła się na jego pierś. Na jego piersi dało się wyczuć silne uderzenia, bardzo pewne, w przeciwieństwie do jej, zawsze słabego, teraz przyśpieszonego, spłycającego oddech. Dłoń samoistnie rozłożyła się na jego klatce piersiowej, pod którą dziewczyna wyczuwała bardzo wydajne życie. Do nozdrzy docierał bardzo przyjemny zapach. Zapach mężczyzny. Inny od jej ojca. Nie potrafiła go jeszcze określić, bo była to jedna z tej woni, która magicznie docierała do zmysłu powonienia i łechtała go, a jednocześnie dusiła, odbierając jej niepewny oddech. Tak bardzo intensywne były dla niej te nowe doznania. Wolną dłoń, póki jeszcze nie poddała się swojej słabości, automatycznie uniosła do jego twarzy. Chciała go zobaczyć. Dotknąć go. Ta pokusa była na tyle intensywna, że dopiero kiedy opuszki palców natrafiły na twardy zarost na policzku mężczyzny, lekko podrażniona skóra otrzeźwiła ją, co do tego, w jak bardzo niestosownej pozycji się postawiła.
Przepraszam — mruknęła od razu prawie bezgłośnie, niepewna czy jej głos zdołał się przebić do jego uszu. Mimo słabości tonu, nie wyczuwało się w nim jednak niepewności, bardziej nutę jej własnego zaskoczenia, wszystko inne to nie był wbrew pozorom wstyd, a śmiałość z jaką przyznawała się do błędu. Miała odejść. Jej ciało wygięło się nawet w odpowiednim kierunku, a z racji pozbawionego zmysłu wzroku, dłoń przesunęła się lekko po jego piersi, opuszki jej palców ledwie dotykały jego koszuli, a jednak, dalej utrzymywały się na jego ciele, kiedy dziewczę spróbowało zorientować się w otoczeniu. Była zbyt nieuważna. Chwilę później spięła się, zatrzymując się dosłownie w ostatnim momencie możliwym do uniknięcia zderzenia z przypadkowym przechodniem. Smukłe palce zacisnęła już na ramieniu mężczyzny, bo jedynie taką drogę zdążyły pokonać, zanim zwróciła twarz w kierunku, w jakim, zdawało jej się, znajdowała się jego twarz.
Nie jest pan groźnym mężczyzną? — spytała po krótkiej chwili milczenia, w dziwny sposób zamierzając zawierzyć jego odpowiedzi wyłącznie jemu na slowo.


" There's no need to be perfect to inspire others let people get inspired
by how you deal
with your imperfections


Clementine Baudelaire
Clementine Baudelaire
Zawód : hodowczyni ptaków
Wiek : 19 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
There's no need to be perfect to inspire others let people get inspired by how you deal with your imperfections.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2770-constanine-faye-baudelaire-budowa#44793 https://www.morsmordre.net/t2843-hanok#45618 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f268-mole-valley-little-ash-park https://www.morsmordre.net/t2858-skrytka-bankowa-nr-737#45863 https://www.morsmordre.net/t2844-clementine-faye-baudelaire#45621
Re: Wejście [odnośnik]03.05.16 21:35
Informacja okazała się zwykłą podpuchą. Wiadomość, że w dzielnicy portowej ktoś widział jednego z poszukiwanych aurorskim listem gończym, musiała albo zdać się zwykłą pomyłką, albo - ktoś celowo chciał wprowadzić biuro w błąd. Skamander wysłany dla potwierdzenia informacji, wracaj powoli z wachty, wciąż, nienachalnie przyglądając się mijającym go sylwetkom. Nie było to aż tak proste, bo jak na popołudnie, przez portowe uliczki przewijało się wyjątkowo dużo czarodziei.
Co jakiś czas zatrzymywał wzrok na twarzy, która zdawała mu się bardziej charakterystyczna, ale nadal pozostawał w przekonaniu, że dzisiejsze poszukiwania miały zakończyć się bezruchem. I prawdopodobnie - przeszedłby niespiesznie obok dokowej kawiarenki, gdyby nie impuls, który skierował jego wzrok na drobną, wręcz eteryczną postać, która nasuwała skojarzenie bardziej nieważkiej, podniebnej wróżki, niż realnej istoty.
Zatrzymał się w półkroku, mrużąc znacząco oczy, w geście przypomnienia. Znał ją - zdawała się podpowiadać podświadomość, ale umysł wertował wspomnienia i twarze, próbując dopasować szczegóły do widzianego obrazu. Chwilowo - bez powodzenia.
Stała niemal nieruchomo, odwrócona do niego, niby grzejący się w promieniach słońca ptak, z twarzą zwrócona ku niebu i przymkniętymi powiekami. Nie powinien był tak bezczelnie? przyglądać się jej sylwetce, ale - robił to z narastającym przeczuciem, że powinien się odezwać. A mimo to - wciąż milczał, jakby nie chciał zakłócić ciepła, które wokół niej falowało, niby delikatne skrzydła.
Urzekająca
Nie był pewien, ile stał w bezruchu, a poruszył się nagle wiedziony niezidentyfikowanym wrażeniem, że młodziutka istota upadnie. Jego ręka pomknęła ku dziewczęcej dłoni, amortyzując - miał nadzieję jej chwiejny ruch. W tej jednej chwili, dopadło go wrażenie kruchości, ale - gdy jej sylwetka odwróciła się ku niemu - już wiedział.
Uderzyło go piękno i przez moment, czuł się jak złoczyńca, który wykradł dzieło sztuki, zachłannie chcąc je zachować dla siebie. A odległość pozwalała ciemnym źrenicom na szczególną obserwację. Wystarczył jeden jego gest, a mógłby sięgnąć ustami bladej, niemal białej jak mleko skóry, różu kształtnych ust, lśniących kolorem promieni - włosów, czy..bladoniebieskich oczu, które..patrzyły niewidomo. Clementine. Ile już lat minęło? Ile...ty masz lat?
Nie zareagował żadnym gestem, gdy drobna dłoń oparła się o jego bark, nie poruszył się, gdy opuszki palców przesunęły się niżej, na pierś, wywołując - zdawałoby się tak delikatny dotyk - ciężki do opisanie dreszcz, biegnący śladem jej gestu. Ciało zareagowało dopiero, gdy kobiece palce sięgnęły jego twarzy, zaraz jednak umykając nim poczuł na policzku jej dotyk. Zmarszczył czarne brwi, zaskoczony, że w ciszy, jaka do tej pory go otaczała, rozległ się dźwięk. Głos, który rozbrzmiał, chociaż niemal niesłyszalny, dotarł do jego uszu natychmiastowo. Przechylił głowę, w końcu wyginając usta, ale - raz jeszcze zmilczał słowa, które barwiły mu język, w następnej chwili, znowu czując dziewczęcą dłoń przy sobie. Tym razem, to on się poruszył, wyciągając ramię, które delikatnie przyciągnęło dziewczynę do siebie. nie za blisko, ale - z daleka od drogi, która pokonywali nieuważni przechodnie.
- Jestem - zdziwił się nieco zachrypniętym tonem, jaki wydobył się z jego gardła - ale tylko dla tych, którzy na to zasłużyli - nie był pewien, czemu nie wymyślił prostego zapewnienia, czy komplementu. Dziewczyna miała w sobie coś tak dobrego, że ciężko byłoby mu zdobyć się na błahą odpowiedź - Pamiętasz mnie, Emmie? - wciąż nie zdejmował dłoni z jej talii, dopiero po chwili się odsuwając, rejestrując przedłużający się gest. Zdawała mu się tak szalenie krucha, że chwilami zastanawiał się, czy jego gesty nie odbiją się na jej skórze, sinym śladem. Jej ojciec, chyba by go za to udusił. No właśnie. Czemu tyle czasu minęło od ostatniego spotkania? I czemu nie zauważył, jak z małej dziewczynki, Clementine przemieniła się w tak piękną, młoda kobietę?


Darkness brings evil things
the reckoning begins
Samuel Skamander
Samuel Skamander
Zawód : Rebeliant, auror
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
I've come too far, to go back now
I'll never close my eyes
OPCM : 51 +3
UROKI : 29 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 18
Genetyka : Czarodziej
Wejście 9l89Y7Y
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1272-samuel-skamander https://www.morsmordre.net/t1372-filozof#10888 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f186-harley-street-5-3 https://www.morsmordre.net/t3509-skrytka-bankowa-nr-358#61242 https://www.morsmordre.net/t1597-samuel-skamander#280340
Re: Wejście [odnośnik]06.05.16 0:46
Poczuła lekki ciężar męskiego przedramienia na talii, a jej dłonie odruchem znalazły się w okolicy przegubu jego ręki. Oparła je lekko na jego nadgarstku, bardzo delikatnie dotykając opuszkami palców materiału pod palcami. Bardziej niż jej dotyk musiał czuć fakturę swojej koszuli, łaskoczącą jego skórę, kiedy w końcu odciągnęła dłonie od jego ręki, kiedy moment zaskoczenia jego objęciem minął. Zwróciła twarz w kierunku mężczyzny przez ramię, czując, jak serce bije jej nieubłaganie. Nie był to stres wywołany zagrożeniem zderzenia z innym człowiekiem. Przez chwilę, chociaż jego gest nie był natarczywy, czuła napięte mięśnie jego ramienia na swoich plecach. Kolejny raz ją uratował. Spuściła wzrok, nie chcąc katować go swoim spojrzeniem, kiedy uśmiechnęła się, zwalczając mocno tłukące się w piersi serce.
Dziękuję — jej niegłośny ton drgał w powietrzu, kiedy wypowiadała to słowo. Sama usłyszała to drżenie. Ciężko było jej panować nad niespokojnym już oddechem. Wargi miała lekko rozchylone, łapiąc przez nie powietrze, bo w przeciwieństwie do innych dam, czuła ciężkość każdego oddechu, a ten, zamroczony nutką jego zapachu zdawał się jeszcze bardziej ciążyć na jej płucach. Mimo wszystko ten całkiem przyjemny sposób, podobnie jak mrowienie, miejscu, w którym jeszcze przed chwilą znajdowała się dłoń mężczyzny. Chociaż nie dotknęła jej, po jej ciężarze i wcześniejszym uścisku na nadgarstku, potrafiła w pamięci wyrachować jej rozmiar, ale istniało jeszcze tyle niewiadomych wokół osoby, która stała tak niebezpiecznie blisko za jej plecami. Odsłonił się, w niektórych momentach, wiec mogła sobie wyobrażać jak wygląda, mając na uwagę już wszelki kontakt fizyczny, jaki z nim nawiązała, ale czuła wielki niedosyt tego dotyku.
Zaraz potem zawahanie w momencie, w którym usłyszała ten głos. Głos, który znała. Kojarzyła go w pamięci, ale kiedy ostatnio go słyszała, jeszcze była dzieckiem. Nie wiedziała, czy byłaby w stanie zaryzykować strzał w znajomość, która mogła ją zmylić. Nie widzieli się wiele lat, odkąd Samuel przestał odwiedzać ich domostwo. Ale ten ton, ten wibrujący głos, który zawsze ją uspokajał i zabawiał, bo młody mężczyzna nie raz dbał o zapewnienie rozrywki wtedy bardzo młodziutkiej Clementine – ten właśnie ton ją otrzeźwił. Kiedy zwrócił się do niej „Emmie”, już była pewna. Tylko jedna osoba ją tak nazywała. W pierwszym odruchu zbliżyła się do niego o krok, ale przecież nie była już dziewczynką. Powinna pohamować w sobie pokusę przylgnięcia do niego w dziecięcym uścisku. Zamiast tego, jedynie uspokoiła ruchy, mając w pamięci echo miłych, wspólnie spędzonych chwil i swobodę, jakiej ją nauczył i o której, przykro przyznać, zdążyła zapomnieć.
Samuel — brzmienie tego imienia oblało jej serce ciepłem, kiedy w końcu wpadła rękoma najpierw na jego pierś, obijając się o nią lekko, zaraz potem niezdarnie, niepośpiesznie obejmując go za szyję, w którym to celu musiała wspiąć się na palce. Wtedy właśnie wpadła w pułapkę. Uderzył ją znacznie intensywniejszy zapach jego skóry i lekko łaskoczące ją dłuższe niesforne włosy, drażniące skórę jej policzków.
Nigdy nie zapomniałam.
Nie znała uczucia, jakie przepełniało jej pierś, dlatego wydawało jej się, że było jej słabo. Ale w ten sposób słabo nie było jej nigdy wcześniej. Przytrzymała się pewniej jego szyi, chowając twarz w jej zagłębieniu, instynktownie chłonąc jego woń.
Gorąco mi — odetchnęła wprost na jego skórę, osuwając się w dół, żeby przyłożyć jedną dłoń do jego, a drugą do swojego czoła. Trochę nietrafnie, wiec część jej dłoni spoczywała na jego czole, a jej dolna część na boku jego twarzy. Nie wyglądało na to, jakby miała gorączkę. Zsunęła dłoń ze swojego czoła do policzków. Te z kolei paliły ja bardzo mocno. Nie była pewna co to był za rodzaj dziwnej choroby. Takich objawów jeszcze nie znała. Duszenia, kołatającego serca i rozgrzanych policzków.
Przepraszam, nie widzieliśmy się długo, ale muszę Cię prosić o przysługę. Nie zostawiaj mnie dopóki nie przyjdzie ojciec…
Nie dodała, ze czuła się słabo. Nie chciała tego dodawać. Wolałaby tego nie mówić głośno i nie wymuszać na nim niczego litością. Wolała, żeby sam chciał spędzić z nią trochę czasu. Przypilnować ją, do czasu aż nie wróci jej ojciec.
Jest tyle rzeczy, które możesz mi opowiedzieć.


" There's no need to be perfect to inspire others let people get inspired
by how you deal
with your imperfections


Clementine Baudelaire
Clementine Baudelaire
Zawód : hodowczyni ptaków
Wiek : 19 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
There's no need to be perfect to inspire others let people get inspired by how you deal with your imperfections.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2770-constanine-faye-baudelaire-budowa#44793 https://www.morsmordre.net/t2843-hanok#45618 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f268-mole-valley-little-ash-park https://www.morsmordre.net/t2858-skrytka-bankowa-nr-737#45863 https://www.morsmordre.net/t2844-clementine-faye-baudelaire#45621
Re: Wejście [odnośnik]08.05.16 2:21
Lubił jej głos. Dźwięczny, ale delikatny, bez natarczywości, charakterystycznej dla niektórych szlachetnie urodzonych dam. Emmie była pozbawiona tej przykrej naleciałości, zdając się w całości być upleciona z materiału czystszego, niż cokolwiek co do tej pory spotkał. Niby wyjątkowe szkło stworzone ręką artysty, kruche, ale urzekające w swoim pięknie.
Pamiętał, że już kilka lat temu, gdy miał okazję towarzyszyć - wtedy - dziewczynce, zdawała mu się istotką, która za wszelką cenę musi uchronić przed brudem, jaki czasem serwował świat. Czasami miał wrażenie, że powinien ją chronić, nawet przed nim samym. A mimo to - czuł się przy niej wyjątkowo spokojny, jakby światło, którym wewnętrznie emanowała, przeganiało niepokoje skumulowane w skamanderowym sercu. Magia, niepodobna do tej, która posługiwali się czarodzieje, zupełnie obca mężczyznom, a zapomniana przez wiele kobiet. Emmie była wyjątkowa, nie tylko przez ułomność, którą się jej wskazuje. Samuel częściej widział w tym dar, trudny i niezrozumiały - ale wciąż dar. Młodziutka dziewczyna była czysta w niepojęty sposób pozbawiona naleciałości, którymi otaczali się ludzie. Kiedyś myślał, że była to typowo dziecięca wrażliwość i ciepło, a dziś - patrzył i nie dowierzał, że wszystko - nie tylko utrzymała, ale zwielokrotniła, przyoblekając się w piękno, którego nie mógł tknąć, nawet - gdy trzymał w ramionach drobne, kobiece ciało.
Spotkanie jej w takim miejscu, po tylu latach, zdawało się nieoczekiwanym darem dla niego. Pamiętał, a właściwie  - przypominał sobie - że uczyła go innego patrzenia na świat. I nie chodziło o konkretne rozmowy. Wystarczyła jej obecność, by każde mogła odnaleźć swój skrawek spokoju. Tylko nie był pewien, czy wciąż potrafił go odnaleźć. Nie przez nią - a przez własne doświadczenia, w których się zamknął.
Jego usta wykonały momentalny pokaz drgań, gdy usłyszał jak wymawiała jego imię. Było coś niezwykle przyjemnego w tonie, jakim się posługiwała i trudno było na nią patrzeć przez pryzmat wspomnieć, w których była dzieckiem. Już nie była, ale - pozostawiała i wywoływała w Samuelu to samo, niezachwiane przekonanie, że należała do grona osób, które chciał chronić. Możliwe, że nawet przed samym sobą.
Nie każdej kobiecie pozwoliłby na tak nagłe złamanie wyznaczanych, osobistych barier. Skamander wykazywał się ogromna tolerancję w tym względzie, szczególnie wobec kobiet, ale - Clementine posiadała bezsprzeczną łatwość przenikania przez wszystkie stawiane przez niego mury. Dlatego nie widział żadnej niezdarności ruchu, zaabsorbowany bijącym od niech ciepłem i zapachem, i dłońmi które przygarnęły go do siebie w geście - znanym, chociaż na tak długo zapomnianym. Do dzisiaj.
- To dobrze - chciałby dodać, że powinien przepraszać za tak długa rozłąkę, ale - wolał milczeć, na moment odurzony bliskością, która przyjął z uśmiechem, obejmując odrobinę mocniej jej talię, bez skrępowania godząc się, by wtuliła twarz tuż obok jego. Poruszył dłońmi niespokojnie na słowa, które wypowiedziała. Jeśli źle się czuła, powinien być ostrożniejszy. Tym bardziej, jeśli nieświadomym gestem wywołał osłabienie - W porządku? - zdjął jedna rękę z ciała dziewczyny, druga wciąż przytrzymując, w obawie przed jej omdleniem - Może chcesz usiąść? rozejrzał się, szukając właściwego miejsca, by mogła odpocząć. Może wejść do środka? Zmarszczył brwi, podążając wzrokiem za wykonywanym gestem dłoni. Wolał nie tłumaczyć się przed jej ojcem, że pozwolił na niefortunny upadek, ale zareagował kolejnym wygięciem warg, gdy delikatna dłoń zatrzymała się na jego twarzy. Sam sięgną dłonią, do policzka, odgarniając długie pasmo, które umknęło, zsuwając się z odchylonego ramienia - Nie miałem takiego zamiaru, nawet, jeśli byś mnie o to nie poprosiła - mówił ciszej, ale głos wrócił do właściwej mu niskiej barwy i pewnej maniery - Zapewne działa to w dwie strony, ale - najpierw trzeba zadać właściwe pytania. Zawsze byłaś w tym dobra Emmie.


Darkness brings evil things
the reckoning begins
Samuel Skamander
Samuel Skamander
Zawód : Rebeliant, auror
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
I've come too far, to go back now
I'll never close my eyes
OPCM : 51 +3
UROKI : 29 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 18
Genetyka : Czarodziej
Wejście 9l89Y7Y
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1272-samuel-skamander https://www.morsmordre.net/t1372-filozof#10888 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f186-harley-street-5-3 https://www.morsmordre.net/t3509-skrytka-bankowa-nr-358#61242 https://www.morsmordre.net/t1597-samuel-skamander#280340
Re: Wejście [odnośnik]11.05.16 17:16
Clementine, jako, że pozbawiona była jednego zmysłu, nauczyła się zwracać uwagę na drobne subtelności w płaszczyznach, które dla niektórych nie miały żadnego znaczenia. Ludzie, którzy przybierali maski, często nauczeni byli, ze wzrok łatwo można było oszukać. Wtedy nie trzeba było zwracać aż tak drobiazgowo uwagi na słuch czy dotyk. Ludzie nie kierowali się tymi zmysłami, ale nie Clementine. Dlatego ona w łatwy sposób potrafiła wyczuć reakcje ciała Samuela, na które być może nawet on sam nie zwracał aż tak dużej uwagi. Kiedy więc poczuła lekkie spięcie jego mięśni, a później ich rozluźnienie, kiedy ją obejmował, w pierwszym momencie miała ochotę mu uciec, czując jego napięcie, ale nie zrobiła tego, bo oceniała go z całokształt. Wyciąganie pochopnych wniosków bywało mylące. Ona od zawsze była cierpliwa, nieśpiesznie analizowała przestrzeń, dotyk, dźwięki. Odnotowywała tak subtelne różnice w tonie, jakie jej zaprezentował odzywając się w pierwszej kolejności słabiej, dopiero później, pewniej.
Zapomniała o swoim samopoczuciu, kiedy skoncentrowała swoją uwagę na nim. W momencie, w którym przestała badać siebie, skupiona na tych drobnych sygnałach, ciepło ją opuściło. Policzki dalej miała gorące, ale była już spokojniejsza, nie czując już tak wiele, bo rozproszyła swoją uwagę.
Nie… nie chcę siedzieć. Znużyła mnie taka stagnacja — to prawda, zaznała w swoim życiu dużo bierności. Teraz, nawet jeśli musiała przełamywać słabości swojego organizmu, chciała to zrobić. Dla siebie i dla odkrycia nowych płaszczyzn życia, których wcześniej nie znała. Zaczęła od poznawania jego. Pozwolił jej na odkrycie jego nowego oblicza. Część siebie zdradził jej bez słów, o drugą połowę musiała spytać na głos, dlatego upewniła się we wstępie:
Mogę pytać o cokolwiek chcę?
Chciała zadać właśnie to właściwie pytanie, o którym mówił. Mając w głowie pewien jego obraz, jaki jej przedstawił w ciągu tych zaledwie kilku minut ich bieżącego spotkania, dłoń, którą z powrotem opuszczoną miała wzdłuż swojego ciała, oparła na jego piersi, zadzierając głowę w górę. Tak bardzo chciała móc spojrzeć w jego tęczówki. Chciała poznać ich barwę. Była ciekawa, czy ona zmieniła się tak samo, jak barwa jego głosu. Ten brzmiał w powietrzu bardzo lekko, kojąco. Albo to tęsknota, albo aura, jaką wokół siebie rozsiewał, że Clementine czuła się w jego towarzystwie tak bardzo na miejscu. Siła jego bicia serca dodawała jej pewności siebie i śmiałości, dlatego zadała to pytanie bez cienia zawahania.
Tutaj… się coś zmieniło — zauważyła, palce lekko zaciskając na jego koszuli na piersi — Opowiedz mi o niej — zasugerowała mu opowieść o kobiecie, bo zgadywała, że w pewne zmiany, jakie w nim dostrzegła właśnie kobieta mogła być powikłana. Dla kogoś pobocznego być może sygnały Samuela takie jak lekkie spięcie mięśni czy zmiana tonu nie miały znaczenia, ale dla Clementine, która do kontaktu z ludźmi używała właśnie tej formy porozumienia, to słowa zwykle miały mniejsze znaczenia, chociaż teraz były nieuniknione. Czytała z bardzo drobnych gestów, a Samuela pamiętała jako trochę swobodniejszą osobowość. Kiedyś nie reagował w taki stłumiony sposób na bardziej czułe gesty. Z łatwością obejmował ją w talii, przytrzymywał przed upadkiem, ale kontakt bardziej intymny, wymieszany z momentami, w których musiał okazać uczucie, jak powitanie dawnej przyjaciółki, w nie mężczyzna wplatał trochę spięcia, które panienkę Baudelaire zaintrygowało — jeśli możesz — dodała ciszej. Chciała poznać nowego Samuela. Zanim jednak to nastąpi, potrzebowała skupienia. Ludzie z portu zbierali się do kawiarni. Słyszała narastające dźwięki, które nie pozwalały jej się skoncentrować.
Oprowadź mnie wzdłuż brzegu, Sam. Możesz mi też opowiedzieć, co widzisz.
Lubiła tą grę. Grę, w której ludzie opowiadali jej jakie obrazy przed nimi wyrastały. Nie chodziło w niej o to, żeby poznać widok, którego nigdy nie byłaby w stanie doświadczyć, a lubila poznawać perspektywę ludzi, z którymi rozmawiała. To, w jaki sposób ludzie opowiadali o przestrzeni wokół nich dużo o nich mówiło. Każdy świat widział inaczej. Clementine nie widziała go wcale, więc znała setki małych światków, o jakich opowiadali jej inni.
Jaki był świat Samuela Skamandera?


" There's no need to be perfect to inspire others let people get inspired
by how you deal
with your imperfections


Clementine Baudelaire
Clementine Baudelaire
Zawód : hodowczyni ptaków
Wiek : 19 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
There's no need to be perfect to inspire others let people get inspired by how you deal with your imperfections.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2770-constanine-faye-baudelaire-budowa#44793 https://www.morsmordre.net/t2843-hanok#45618 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f268-mole-valley-little-ash-park https://www.morsmordre.net/t2858-skrytka-bankowa-nr-737#45863 https://www.morsmordre.net/t2844-clementine-faye-baudelaire#45621
Re: Wejście [odnośnik]15.05.16 0:11
Mógłby przysiąc, że jej nie zapomniał. Proste, nieograniczone wystudiowaną starannością gesty, szczere słowa i dotyk, który zdawał się być równie naturalny, co całe jej zachowanie. Nie umiałby znaleźć w niej czegokolwiek fałszywego, jakby cała utkana z prawdziwości, przenikała każde zapory, jakie stawiali wokół siebie ludzie. W ten dziwny, niezrozumiały dla Skamandera sposób, wywoływała w nim potrzebę otoczenia ją ramionami, nawet - jeśli siłę do tego czerpał z niej samej. I coś w tym było. Chociaż sama wydawała się krucha, ulotna niczym motyl, potrafiła sprawić, że w otaczających ją osobach, rosła siła, której źródła trudno było szukać gdzieś poza jej urzekającą naturą.
- Stagnacja? - głupio powtórzył, próbując odnaleźć w jej życiu cokolwiek co można byłoby określić wypowiedzianym mianem. A może zbyt wiele się zmieniło, bym mógł się wypowiadać - Nie przypominam sobie, żebyś gdziekolwiek zbyt długo trwała w miejscu - marszczył brwi, chociaż od większych refleksji odciągały go dłonie, ułożone na jego piersi. Przynajmniej na chwilę, potem oderwaną z niejasną świadomością, że wolał, by pozostała na miejscu.
- Tak - potwierdził właściwie sam siebie zaskakując. Do dziś mógłby policzyć na palcach jednej ręki.. dokładnie - skupiając się na jednym palcu - ilu osobom był w stanie zaoferować podobny przywilej. Tylko Frank znał go wystarczająco dobrze, by nie musieć odmawiać jakichkolwiek odpowiedzi. Teraz, mógł na palcach liczyć do dwóch. Nie, żeby liczyć nie potrafił.
Początkowo, nie rozumiał o czym mówiła, zatrzymując drobną, jasną dłoń w okolicach mostka. Jak przez mgłę próbował skojarzyć, jaki był kiedyś, bo nie mogła mówić o fizycznych zmianach, chociaż - przez ostatnie sześć lat - nabrał wielu cech, które określały go mianem mężczyzny. Aurorska profesja, także odbiła się piętnem...ale nie o to chodziło. A kolejna prośba poraziła go trafnością. I nawet gdyby chciał - nie potrafił udawać, że chodziło o którąkolwiek z kobiet, którymi ostatnimi czasy się otaczał. Emmie widziała źródło, które nadało mu właściwy obraz i cel.
Poruszył niemo ustami, wymawiając bezgłośnie imię, którego na głos - nie wypowiadał. Nawet, jeśli minęło tyle lat, ciężka do uspokojenia zadra budziła się za każdym razem, gdy wracało jej wspomnienie. Ale przecież pozwolił jej pytać.
- Jej już nie ma - odpowiedział najprościej jak potrafił, próbując nadać głosowi ton pozbawiony fałszywej nuty. Rzeczywiście, Garbrielle nie było w tym świecie, ale - niepodzielnie, wciąż zajmowała jego serce. Podniósł wolną rękę do góry, powoli zamykając w niej delikatną dłoń dziewczyny, najdelikatniej jak potrafił docisnął palce do swojej piersi, naprowadzając na drobny element, ukryty pod koszulą. Na cienkim rzemyku, przymocowany był prosty pierścionek z maleńkim oczkiem. Drugą ręką złapał za łańcuszek, by wyciągnąć przedmiot, wsuwając go pod dziewczęce palce. Nie miał pojęcia dlaczego to zrobił, zawsze zazdrośnie broniąc każdemu niepożądanemu spojrzeniu jakichkolwiek informacji. Nie miał pojęcia jak zareaguje, ale - słowami nie umiał wytłumaczyć, kim był prawowita właścicielka obrączki.
Dopiero po chwili oderwał się od kobiecej twarzy i pierścionka, który ostatecznie wsunął za koszulę, chowając pod cienkim materiałem, dociskając czarnym płaszczem. Zgodnie z prośbą ruszył wzdłuż brzegu, sprawnie wymijając przechodniów, wciąż goniących za sobie znanymi celami. Przesunął kobiece ramię, by mogła pewnie się go trzymać. Musiał się skupić, by nie opowiadać o wypatrywanych wcześniej, parszywych twarzach poszukiwanych czarnoksięzników. Na kogo zwracał uwagę? Zapewne na kobiety...chociaż, gdyby nie był to magiczny port, mimowolnie odnajdowałby mugolski pierwiastek, który sobie upodobał - motory.
- Woda odbija światło - zaczął, przypatrując się falującej tafli, która - nie zamarzła mimo pogody. Miał nawet wrażenie, że przez to - światło jest jaśniejsze - ale tak zakrzywia się na wodzie, że rozmazuje lustrzane sylwetki przechodzących ludzi. Czasami odbite promienie zatrzymują się na twarzach - przeniósł spojrzenie na dziewczynę - niektórzy mrużą oczy, jakby się ich bali - podniósł rękę wyżej, przecierając czarną brodę. On dla odmiany, nawet będąc oślepiany blaskiem, wpatrywał się prosto w słońce, jakby na przekór.


Darkness brings evil things
the reckoning begins
Samuel Skamander
Samuel Skamander
Zawód : Rebeliant, auror
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
I've come too far, to go back now
I'll never close my eyes
OPCM : 51 +3
UROKI : 29 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 18
Genetyka : Czarodziej
Wejście 9l89Y7Y
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1272-samuel-skamander https://www.morsmordre.net/t1372-filozof#10888 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f186-harley-street-5-3 https://www.morsmordre.net/t3509-skrytka-bankowa-nr-358#61242 https://www.morsmordre.net/t1597-samuel-skamander#280340
Re: Wejście [odnośnik]16.05.16 1:36
Patrzy na niego. Stagnacja w jego ustach nie brzmi tak źle. Nawet dobrze. Próbuje się nie dać temu oczarować. Już teraz wie, że wszystko, co spływa z jego warg, wydaje się wyjątkowo słodkie, kuszące. To jest bardzo obce jej, ale niesamowicie przyjemne uczucie. Poddaje się jemu, mimo wszystko, ale pozostaje trzeźwa. Nie tylko tak jej się wydaje, ale naprawdę potrafi oddzielić słodką obietnicę bezpieczeństwa od rzeczywistości. Wie, że kiedy on jest obok, kiedy w uszach rozbrzmiewa ten przyjemny ton, nic nie stoi w miejscu. Ale są rzeczy, które trzymają ją na uwięzi. Ludzie. Ojciec nie daje jej rozwinąć skrzydeł. Nie jest na niego zła. Kocha go, za jego troskę, miłość, za poświęcenie. Nawet za wszystkie zakazy, jakie jej daje. Jest mu wdzięczna. Nie zapomina jednak jak bardzo ciekawa jest świata. Tego, w jaki sposób można usłyszeć coś więcej niż dźwięk poruszanych na wietrze liści z pobliskiego gaju. Jak czuć pod palcami nowe faktury, których wcześniej nie znała. Pragnie wypełniać umysł pobieranymi z otoczenia woniami, łechtać kubeczki smakowe tym, czego jeszcze nie skosztowała w życiu, a jest tego, tak wiele. Pod palcami czuje pulsowanie jego serca. To kolejne małe wspomnienie, które chce zapamiętać. Pamięta już jego ton. Wie, że nie będzie mogła go zapomnieć. Uśmiecha się w duchu, bo to bardzo ujmująca barwa, przywołuje wspomnienia i buduje nowe. Jest dojrzałym mężczyzną. Pamięta go jako młodzieńca.
Samuelu… — rzuca smakując brzmienia tego imienia, tak dawno nie mogła go używać. Zapomniała, jak za nim tęskniła. Teraz może je wypowiadać głośno. Przypominać sobie o słońcu, jakie wprowadzał w puste, ograniczone mury jej domu. Zawsze je poszerzał swoimi barwnymi opowieściami. Uwielbiała… uwielbia go słuchać. Od zawsze — przepraszam — z góry przeprasza za to co chce powiedzieć, bo jej nie wypada, ale bardzo tego potrzebuje. Wie, że może mu ufać, że nie wykorzysta tego przeciwko niej, że zrozumie — nie masz pojęcia... — waha się, tylko przez chwilę, wargi drżą lekko, ale w końcu uchyla je i kończy co chciała powiedzieć — ...jak tęskniłam. Zawsze wiedziałeś, jak ruszyć mnie z miejsca.
To prawda, że od dawna tkwi w martwym punkcie, ale nie przy nim. On zawsze porusza ją do egzekwowania nowych wrażeń. On zna na to tyle sposobów. Ratuje ją. Nawet nie wie, jak często i jak na wielu płaszczyznach. Nie ma pojęcia, że ta siła, którą od niej czuje, to ta, którą sam jej dał. Ona oddaje mu tylko coś, czym sam ją kiedyś obdarował i o tym zapomniał. Ona pamięta. Ma wobec niego dług wdzięczności. I jest jej przykro za to, co on czuje, właśnie tu, w tym miejscu, w którym spoczywa jej dłoń. Już wie, że to mocne bicie serca, które czuje pod palcami bije tak mocno, bo ktoś lub coś, osoba, bądź nieszczęśliwe wydarzenie, je kiedyś złamało. Zaciska lekko palce na pierścionku, na który mężczyzna naprowadza jej dłoń. Opuszki przesuwają się po łuku szlachetnego metalu. On coś mówi, ale ona nie słyszy słów. Słyszy coś czego nie chce słyszeć od niego. Słyszy ból, nieważne, jak bardzo on stara się go przed nią ukryć. Clementine nie jest jasnowidzem, nie wie wszystkiego, nie ma pojęcia, co się stało i chociaż w tym momencie nie potrafi zrozumieć skąd w niej ten żal, podchodzi odrobinę bliżej, zaciskając palce na obrączce bardzo mocno, wprawiając dłoń w lekkie drżenie, na moment przed tym, jak on wysnuwa jej ją z pod bolesnego uścisku i chowa. Dłoń dziewczyny zostaje bezwładnie na piersi mężczyzny. Obiecuje sobie już więcej o to nie pytać. Nie chce rozgrzebywać bolesnej przeszłości. Nie chce słyszeć jej w jego tonie. Ta bolesna przyszłość ma swoje imię. Nie chce go znać. Nie chce sprawiać mu przykrości. Czuje jak mokre łzy spływają jej po policzkach, kiedy o tym myśli. Spuszcza głowę ze wstydem. Zadała nieodpowiednie pytanie. Niewidome oczy nie widzą ostrzeżeń. Czuje się temu winna.
Przykro mi — podnosi do niego zapłakaną twarz, panuje nad swoim smutkiem. Wyznanie jest bardzo szczere. Nie korzysta z pustego sformułowania dwóch słów. Używa ich z pełnym rozmysłem, naprawdę ma to na myśli. Przykro jej. Za niego. Powstrzymuje łzy. To jego smutna historia, chociaż jest nią przejęta, to on jest jej głównym bohaterem. Nie daje sobie odebrać mu tego miejsca. Wycofuje się, przecierając dłonią policzki i skina głową. Idzie obok niego, nie wysuwając się na pierwszy plan. Trzyma go jedną dłonią za łokieć, oplatając się ręka wokół zgięcia jego ręki. Palce drugiej ręki spoczywają lekko na jego przegubie, nieśmiało wysuwając się do wnętrza jego dłoni. Nie ma śmiałości go za nią chwycić, ale nieświadomie opiera policzek na jego ramieniu, wsłuchując się w jego słowa.
Uciekają od słońca? — pyta nagle zadziwiona, unosząc twarz. Uwielbia jego ciepło. Czasami, kiedy patrzy w górę, prosto w źródło światła, ma wrażenie, że widzi więcej. Tak samo teraz instynktownie zadziera brodę w górę. Jeszcze wilgotne oczy skrzą się lekko, odbijając promienie słoneczne. Utrzymuje wzrok ku górze, dopóki podrażnione spojówki nie zaczynają piec. Wtedy dopiero odwraca wzrok — Jak myślisz, dlaczego to robią? — nie patrzy w jego kierunku, ale podświadomie przekręca głowę w taki sposób, żeby słyszeć jego słowa jak najbliżej uszu — Nie lubią, kiedy rozgrzewa ich twarz? Jak coś tak przyjemnego może ich zniechęcać?
Nigdy w życiu nie zobaczy słońca, dlatego zastanawia się, co znaczy powiedzenie, że „słońce razi”. Ona je kocha, kocha promienie słoneczne, kocha ich ciepło. Nie potrafi zrozumieć, jak cos tak przyjemnego, może jednocześnie tak złośliwie ranić wzrok.
A ty? Boisz się go? Jest coś czego się obawiasz?


" There's no need to be perfect to inspire others let people get inspired
by how you deal
with your imperfections


Clementine Baudelaire
Clementine Baudelaire
Zawód : hodowczyni ptaków
Wiek : 19 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
There's no need to be perfect to inspire others let people get inspired by how you deal with your imperfections.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2770-constanine-faye-baudelaire-budowa#44793 https://www.morsmordre.net/t2843-hanok#45618 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f268-mole-valley-little-ash-park https://www.morsmordre.net/t2858-skrytka-bankowa-nr-737#45863 https://www.morsmordre.net/t2844-clementine-faye-baudelaire#45621
Re: Wejście [odnośnik]19.05.16 1:55
Czy nie była za daleko? Czy nie powinien utrzymać dystansu, który nakreślił wobec kobiet przez ostanie sześć lat? Emmie wydawała się zbyt wartościowa, delikatna, niby szlachetny kamień, którego - chociaż nie chciał stracić, nie powinien był trzymać w dłoniach. A mimo to - nawet jeśli mógł się mylić - dziewczyna bez najmniejszego zawahania oferowała mu swoje zaufanie. Kiedyś widział w niej delikatną istotkę, która - w aktualnej wersji burzyła dziecięcą wizję, w jakiej ją trzymał. Zdecydowanie nie była już dzieckiem, nawet jeśli taką ją pamiętał. Rzeczywistość jawiła mu kształt kobiety, wciąż niepewnej swojej wartości, ale pięknej.
Lubił sposób, w jaki wymawiała jego imię. I - nie zdrabniała, nadając mu innej wartości - niż większość. Widziała go inaczej, prawdopodobnie nie zdając sobie sprawy, ile prawdy odkrywała w gestach, które były obce wielu otaczających go czarodziei. A może - tylko się oszukiwał? Może ona jedyna pozostała odcięta od osobowości, jaką wykreował przez kilka ostatnich lat? Jak otoczył się zasłoną bawidamka i lekkoducha, który niewiele rzeczy brał na serio? Czy pamiętała jaki był rzeczywiście? Czy on pamiętał o tym?
Brzmienie kobiecego głosu nieco zamgliło dalsze słowa. Przepraszam rozbrzmiało dziwnie odlegle, nie bardzo rejestrując, co chciała przekazać. Dlatego przyglądał się jej twarzy, czekając w skupieniu, aż wybrzmią ostatnie słowa, które wywołały niekontrolowany uśmiech na jego ustach.
- Tęskniłaś? - nie mógł zmyć wygięcia warg, które trwało mimo mijającej chwili - Mam nadzieję, że jestem wart twojej tęsknoty- dodał ciszej, przesuwając wolną dłonią po jasnej skórze na policzku. Zaraz jednak cofnął rękę, przypominając sobie, jak bardzo graniczyło to z nietaktem. I znowu - jej ojciec zmyłby mu głowę, widząc ich utrwalonych w takim geście.
Nie bez trudu podjął się próby - absurdalnie - milczącej odpowiedzi na pytanie, jakie mu posłała. Z równą intensywnością, budziły się wspomnienia, która trzymał na wodzy,  a przynajmniej próbował. I nie spodziewał się, że tak krucha dłoń była w stanie wystarczająco silnie zacisnąć się na drobnym przedmiocie, gdy wyciągał go z jej drobnych palców. Mieszanka emocji, odbijała się w kobiecej twarzy, wywołując w nim niejasne poczucie winy. Nie chciał by z jego powodu targał nią smutek. I mimo - że znowu - nie powinien - objął jedną dłonią jej talię, by drugą, przetrzeć słone ścieżki, które naznaczyły jej policzki. Przesunął opuszkami po skroni, odgarniając kilka jasnych pasm, z pewnym ciepłem stwierdzając, że światło odbijało się w jej włosach.
- Nie trzeba. To było dawno - zakończył kwestię, nie pozwalając, by rozmowa wróciła na niepewny tor - Nie chcę, żebyś płakała, tym bardziej z mojego powodu. Wolę Twój uśmiech - mówił, wypuszczając ją z delikatnego objęcia, teraz - utrzymując ramię, które służyło podparciu i - przewodnictwu. Przynajmniej na początku. Samuel bez zawahania objął palcami dłoń, gdy poczuł ciepło tej, należącej do Emmie, pewniej zamykając ją w swoim uścisku. Dla bezpieczeństwa. W to właśnie wierzył.
- Niektórzy zapewne tak, chociaż kierują się różnymi powodami - jedni się go boją, inni uciekają w cień, kolejni nim gardzą. Tyle odpowiedzi ile pomysłów na życie, albo - własnych, albo cudzych - Może nie znają innej odpowiedzi? A może się boją, że światło odkryje w nich coś, czego nie chcą widzieć - tłumaczył, ale nie była to pełna wiedza. Sam przecież nie trafił na informację, która utorowałaby przejście dla odpowiedzi. Lubił światło, chociaż nie zawsze sięgały go "życiowe" promienie, za którymi tęsknił. Może stąd jego ciągłe poszukiwania choćby maleńkich blasków w ramionach kolejnych kobiet? - Ty jesteś światłem - odwrócił się, kątem oka zerkając na pogrążaną w cieple promieni dziewczynę. Zwolnił kroku, gdy zadała kolejne pytanie. Znowu trafnie wycelowała - Ran - wyartykułował słowo, jakby rzeczywiście mówił o czymś strasznym - zadawanym osobom - które kocham - które są mi bliskie - nie bał się śmierci, jak większość ludzi. Często nawet igrając z kostuchą, wyzywając podświadomie jej mroczne jestestwo. Stąd zapalczywe akcje w pracy, stąd wielokrotne wizyty w Mungu. Czy jej szukał? Nie był pewien, na pewno - podjął się niebezpiecznej gry.


Darkness brings evil things
the reckoning begins


Ostatnio zmieniony przez Samuel Skamander dnia 21.05.16 20:26, w całości zmieniany 4 razy
Samuel Skamander
Samuel Skamander
Zawód : Rebeliant, auror
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
I've come too far, to go back now
I'll never close my eyes
OPCM : 51 +3
UROKI : 29 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 18
Genetyka : Czarodziej
Wejście 9l89Y7Y
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1272-samuel-skamander https://www.morsmordre.net/t1372-filozof#10888 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f186-harley-street-5-3 https://www.morsmordre.net/t3509-skrytka-bankowa-nr-358#61242 https://www.morsmordre.net/t1597-samuel-skamander#280340
Re: Wejście [odnośnik]19.05.16 21:55
Samuel niegdyś często dotykał ją w ten sposób. Gładził jej dziecięce policzki, czochrał ją, robił dużo śmiałych rzeczy, które mogły rozweselić siedzącą tylko w domu, nie posiadającą wielu przyjaciół dziewczynkę. Clementine pamięta te miłe gesty, zawsze oczami wyobraźni widziała Skamandera jako swojego starszego brata, ale nic nie może poradzić na to, że kiedy mężczyzna gładzi ją po policzku, czuje się w niewyjaśniony sposób inaczej. Pamięta ten ruch, pamięta dotyk jego palców. Ale to swobodne głaskanie jej policzka wprawia ją w zakłopotanie. Nie okazuje go otwarcie, bo zawsze była osobą tłumiącą wiele wrażeń w sobie, z natury, nie z chęci pozostania zdystansowaną. Po prostu zwykła być zawsze poważna i spokojna. Wewnętrznie jednak wytrącił jej opanowanie. Instynktownie mruży lekko powieki, karcąc się za swoje myśli. Przez chwilę pomyślała za dużo i za intensywnie, potraktowała ten gest tak, jak nie powinna go interpretować dama z dobrego domu, a chociaż ona miała duże braki w wychowaniu, miała pewne poczucie wrażliwości, które właśnie jej myśli łamały. Zaskoczona lekko opuściła głowę. Mężczyzna i tak zdążył już cofnąć rękę. Przecież nie było w tym geście nic czułego czy romantycznego, dlaczego więc Clementine nie potrafiła wykrztusić teraz z siebie żadnego słowa?
Przy nim galopowała między zbiorem wielu emocji, a chociaż postawę miała cały czas bierną, prawie w ogóle się nie poruszała. Stosowała tylko nieznaczne, mało dostrzegalne subtelne ruchy, w czasie tej krótkiej rozmowy płynnie przebrnęła przez wiele emocji. Przez radość, zawstydzenie, oszołomienie, po szczerze kierowany nią smutek. Nie wiedziała, jak to było, że w całym swoim żalu potrafiła odgonić te przykre emocje, ale jego dotyk pomagał jej przegonić przygnębienie.
Nie mogę Ci obiecać, że nie będę już płakać.
Nie chciała go zawodzić, ale przy nim wszystko było bardziej intensywne. Nawet uśmiech częściej gościł na jej ustach. Zanim zdążyła sama zauważyć, jak na nią działał, okazywało się, że jej wylewność tuz przy jego osobie, nabiera na sile. Łatwość z jaką wyciągał z niej jej uczucia w pewnym stopniu ją odkrywała, ale nie czuła się naprawdę odsłonięta, ani jakby pokazywała mu za wiele. Czuła się przy nim… bardziej kompletna. Nie każdy potrafił docierać do wszystkich jej wrażeń. Zacisnęła lekko palce na jego, ciesząc się z jego bliskości, z ciepła promieni słonecznych, które wyszły na niebie jakby specjalnie dla nich w chłodny, zimowy dzień. Rozsłoneczniło się.  Oderwała głowę ze spoglądania w gorę, spuszczając ją w dół. Zaraz po słowach Samuela, rzuciła w zamyśleniu.
Światło potrzebuje cienia — słowa wypowiadała cicho. To było proste zdanie, ale miało więcej znaczeń — Konrad Lorenz tak kiedyś powiedział — dodała nieświadomie zwalniając kroku, poprawiając uścisk ich dłoni — Światło, które nie ma czego rozświetlać nie ma powodu by istnieć. Światło bez cienia musi być bardzo… niekompletne i zbędne.
To był odwieczny problem Clementine, odkąd pamiętała miała tylko ojca. Dla niej to on był jej światłem, a ona jego cieniem. To on rozświetlał jej drogę i wyciągał ją z mroku, bo nawet to dziewczę nie raz błądziło. Była zawsze samotnym dzieckiem, nie miała innych przyjaciół niż ptaki hodowane w oranżerii. Ludzie pędzili przez życie, a ona była zwykle za wolna, żeby ich dogonić. Nikt nie przystawał, żeby obejrzeć się za kruchą, niewidomą dziewczynką, która zawsze mimo starań zdawała się być zawsze w tyle od swoich rówieśników.
Chciałabym kiedyś doświadczyć takiego rodzaju bliskości, o której mówisz. Troski o drugą osobę, tak silnej, że bałabym się ją zranić. Czy to nie największy dar doświadczać takiej paraliżującej obawy? Wydaje mi się… wydaje mi się, że za tym strachem kryje się tak duże szczęście, którego nie kupimy niczym innym, niż takim lękiem i, że to, co jest po drugiej stronie jest warte tego uczucia. Smutni są Ci,którzy go nie doświadczą.
Zamilkła, bo powiedziała więcej niż chciała powiedzieć. Powiedzenie tego głośno stwarzało to wyznanie bardzo intymnym i krępującym. Dodała ciszej:
Przepraszam.
Nie chciała zrzucać na niego tak niestosownie bliskich jej wewnętrznemu przeżyciu słów.


" There's no need to be perfect to inspire others let people get inspired
by how you deal
with your imperfections


Clementine Baudelaire
Clementine Baudelaire
Zawód : hodowczyni ptaków
Wiek : 19 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
There's no need to be perfect to inspire others let people get inspired by how you deal with your imperfections.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2770-constanine-faye-baudelaire-budowa#44793 https://www.morsmordre.net/t2843-hanok#45618 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f268-mole-valley-little-ash-park https://www.morsmordre.net/t2858-skrytka-bankowa-nr-737#45863 https://www.morsmordre.net/t2844-clementine-faye-baudelaire#45621
Re: Wejście [odnośnik]21.05.16 21:48
Lata, w których odwiedzał dworek Baudelaire, mieszał mu się z przeszłością, która jawiła mu się jako nierealna rzeczywistość, albo przynajmniej tak odległa, że przypominała sen. Dobry sen, który urwał się gwałtowną burzą. Tylko, czemu łatowej przypominać sobie zakończenie, a nie to co działo się wcześniej? czemu tak bardzo chwytał się wspomnień, które raniły go za każdym razem, gdy wracały nieznośnymi falami?
Bo jej nie było - zdawało się mówić serce, o którym udawał, ze zapomniał, od czasu do czasu poruszany niepewnymi zrywami, jakby przypominając, że wciąż znajduje się na miejscu i czeka, aż właściciel w końcu sobie o nim przypomni. Tylko - czy tego chciał? Na nowo otwierać zamknięte na spusty przestrzenie, pozwalając by wdarło się tam...światło? Brakowało mu go, ale - czy nie zmiecie go cieniem, który gdzieś w nim zalegał? Czy światło, które przed sobą widział, nie było zbyt odległe, by po nie sięgnąć? Albo nieosiągalne. Przynajmniej dla niego, bo nie było mu wolno, ograniczony przez własne narzucane "dekrety".
Prawdopodobnie nie zauważyłby gestu Emmie, gdyby nie odruchowe nachylenie ku swej towarzyszce. Nawet jeśli kryła swoje emocje, Samuel potrafił rozpoznać speszenie, tym bardziej - jeśli to on był tego sprawcą. Musiał się bardziej pilnować. Tylko - nie zawsze było to proste. Znał swoje zwyczaje i naturę wystarczająco dobrze, by wiedzieć, jak łatwo puszczają mu wodze w pobliżu pięknych kobiet...
- Nie obiecuj, po prostu się uśmiechaj - jakby to było takie proste, ale - przynajmniej musiał zapamiętać, by Emmie nie znalazła go w złym humorze. Wyjątkowo dosadnie przekonał się, jak łatwo wyczuwała kumulujące się w nim emocje. Kiedyś myślał, że najwięcej można było wyczytać z oczu, ale dziewczyna polegała na zupełnie innych zmysłach, dostrzegając to, co dla innych było nieosiągalne. Może właśnie dlatego tak łatwo zacisnął dłoń na jej drobnych palcach? Może dlatego mówił o rzeczach, na które dziś by się nie zdobył, zamykając pole widzenia do przetrząsania mijających go twarzy na potencjalnych podejrzanych?
- Coś w tym jest - wciąż patrzył przed siebie, ale delikatna kobieca dłoń, którą trzymał, wystarczająco mocno przypominała mu o towarzystwie - Prawdopodobnie nie docenialibyśmy światła, jego wartości, gdybyśmy nie znali cienia - tylko czemu tak łatwo ulegało się tej mrocznej stronie? - Konrad Lorenz - powtórzył za jej głosem - to mugolski uczony? - nazwisko obiło mu się o uszy, ale nie orientował się zbytnio, czym się zajmował - Tylko nie może być za wiele tego cienia, bo światło zgaśnie - kiedyś interesował się filozofią, nawet koncepcjami wysuwanymi nie przez czarodziejski świat. I teraz - przez proste słowa panny Baudelaire przypomniał sobie o aspekcie, którego ostatnio nie miał okazji wykorzystywać. Jak dziwny wydawał się fakt, że tak - zdawałoby się mylnie - niepozorna sylwetka niewidomej dziewczyny, potrafiła wywoływać tyle niekonwencjonalnych, albo zapomnianych wrażeń.
Odruchowo przekręcił głowę w stronę Emmie, jakby chciał upewnić się o czym mówi. Miał ochotę zaprzeczyć, w końcu - to była jego słabość, której nie chciał doświadczać, odsuwając od siebie każdą potencjalną sprawczynię głębszych emocji. Wystarczająco pilnie i nadopiekuńczo ogarniał swoją młodsza siostrę, próbując zapobiec wydarzeniom, które znowu mogły ja zranić. A tym bardziej - on sam. Jednak w tonie głosu słyszał dziwną żarliwość i pewność, która go fascynowała.
- Nie mogę sobie pozwolić na paraliż, szczególnie w pracy - zmarszczył brwi, odruchowo mocniej zaciskając palce na kobiecej dłoni - od tego zależy bezpieczeństwo wielu istnień - tak zawsze tłumaczył swoje zachowanie. Nie mógł za mocno kochać, by nie zawieść, gdy przyjdzie niebezpieczeństwo. Musiał być silny, by chronić właśnie to i tych - których kochał - I nie przepraszaj proszę - dodał ciszej, spokojniej, nie chcąc, by przerywała. Głos przyjemnie przeganiał myśli, które mogłyby go zbyt mocno angażować.  Odprężał się przy niej, nie wyczuwając standardowego napięcie, które mu towarzyszyło zazwyczaj.
- A Ty...boisz się czegoś? - nie był pewien, czemu zadał to pytanie, wciąż przyglądając się jej profilowi. Czy mógłby ją ochronić przed tym, co wywoływało w niej lęk?


Darkness brings evil things
the reckoning begins
Samuel Skamander
Samuel Skamander
Zawód : Rebeliant, auror
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
I've come too far, to go back now
I'll never close my eyes
OPCM : 51 +3
UROKI : 29 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 18
Genetyka : Czarodziej
Wejście 9l89Y7Y
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1272-samuel-skamander https://www.morsmordre.net/t1372-filozof#10888 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f186-harley-street-5-3 https://www.morsmordre.net/t3509-skrytka-bankowa-nr-358#61242 https://www.morsmordre.net/t1597-samuel-skamander#280340
Re: Wejście [odnośnik]24.05.16 22:40
Miała naturalną umiejętność odczuwania emocji innych. Całe życie opierała się na zaufaniu do bliskich jej ludzi i na ich ocenie świata. Na każdym kroku szczególna uwagę przywiązywała do innych ludzi, opierając swoje wyobrażenie o świecie na ich zmyśle wzroku. Ojciec z kolei zadbał, żeby to wyobrażenie w jej niewieścim umyśle błyszczało odpowiednio jasno. Nie wpuszczał do ich domu osób, które mogłyby skazić czystość jego córki. Dlatego tak panicznie obawiał się tego momentu, w którym Clementine dorośnie, a wbrew temu, jak trzymał ją w domu, ona dojrzewała bardzo wcześnie. Nauczyła się dostrzegać rzeczy, których inni nie widzieli, czytać słowa, które nie zostały wypowiedziane. Była w tym wręcz niewinnie nieuświadomiona, jak wielką siłę posiadała, jak dobrą intuicję do ludzi. Nikt nie uczył ją jak taką siłę wykorzystywać. Nie manipulowała swoją wiedzą. W rękach innych osób taka możliwość odczytywania ludzkich uczuć mogłaby nieść ze sobą druzgocące zagrożenie, ale Clementine nie budziła niepokoju. Wręcz przeciwnie. Potrafiła zamienić go w spokój. Budziła zaufanie w sposób całkiem naturalny, może dlatego, że sama obdarzała tym samym innych.
To ornitolog — nie rozróżniała ludzi na mugoli i czarodziei, dlatego specjalnie nie wyjaśniła kwestii jakiego pochodzenia był. Miewala autorytety w wiecie czarodziejskim, jak i poza nim — i zoolog, wiedziałeś… — zawiesiła ton tylko na chwilę, zastanawiając się czy chciał wiedzieć, w końcu nie widzieli się wiele lat, możliwe, że nie był już dłużej zainteresowany osobą, która w jego pamięci zapisała się po prostu, jako zwykłe dziecko. Miała dziwne wrażenie, że nie chce być dla niego tylko dzieckiem. Czuła się trochę niekomfortowo z własnymi myślami i dziwną ich intensywnością z jaką zachciała rozwiać to wspomnienie, zanim się powstrzymała, rzuciła: — że posiadam w swoim domu niewielką hodowlę ptaków? Chciałbyś… — źle zadane pytanie. Dzieliło ich tyle lat rozłąki, ze być może nie mogła już w ten sposób dobierać słów, tak poufale — Czy miałbyś kiedyś czas je zobaczyć?
Zatrzymała się w miejscu, nagle nie słysząc już nic. Odgłosy z portu ucichły. Znaleźli się najpewniej w jakimś zakątku, ograniczonym przez bujną roślinność. Tylko zieleń wyciszała odgłosy tak dobrze. W tej ciszy czuła niepohamowane wrażenie zaniepokojenia. Przymknęła powieki z całą swoją koncentracją wyłapując słowa Samuela, które jako jedyne utrzymywały w tym momencie jej równowagę. Mimochodem oparła się policzkiem o jego ramię, stając prawie przodem do jego boku, wolną dłoń opierając na jego piersi. Z tego miejsca wsłuchiwała się w rytm jego serca na przymkniętych powiekach, koncentrując się na jego bliskości jeszcze bardziej, bo tylko ją jedną tutaj odczuwała najmocniej. Zapach jego skórzanej kurtki był jej tak bardzo znajomy, ale osoba, którą miała przed sobą przeszła wiele zmian.
Czy teraz jesteś w pracy? — spytała w jego ramię, zastanawiając się czy była jakaś przestrzeń, czy miał jakąś swoją oazę spokoju, w której mógł sobie odpuścić te kłębiące się w jego głębokim tonie emocje. Podobała jej się ta jego złożoność, nierozwikłany jego charakter, który dopiero poznawała na nowo, ale jednocześnie martwiło ja to dziwne uczucie… bardzo ostrzegające, wywołujące dreszcz u dołu kręgosłupa, nawet u niej. Były kwestie, na które odpowiedzi, tego była pewna, budziłyby w niej smutek. Nie miała jednak nic przeciwko, gdyby miała wylewać łzy za niego. Był mężczyzną, był mężczyzną dumnym z tego co zdążyła obecnie odnotować i bardzo honorowym. Przynajmniej takiego go zapamiętała.
Chciałabym, żebyś się kiedyś chciał ze mną spotkać poza pracą, tak, żeby nic nie musiało Cię ograniczać.
Gładziła w zastanowieniu jego dłoń, wyczuwając pod opuszkami jego silne palce. Musiała powiedzieć to głośno.
Zmieniłeś się, Samuelu. Wydoroślałeś.
Nie pamiętała, żeby Sam, który odwiedzał ich dom, miał tak dobrze skonstruowane priorytety, aby myślał tyle rozsądkiem i rozważał krzywdy, jakie mógł zadawać innym. Mógł czuć ból i cierpienie, jakie bez wątpienia zadało mu życie, ale prawda była taka, że Clementine dostrzegała w tej prywatnej jego agonii elementy, które budowały jego osobowość i siłę, której nie chciał widzieć, nie widział, albo ignorował, bądź afiszował się nią zbyt teatralnie.
Przypominasz mi teraz trochę ojca. Jego ideały. Jego zmartwienia. Jego ukrywane pragnienia. Tak samo jak on wydajesz się odrzucać od siebie to, czego potrzebujesz.
Nie wiedziała czy miała rację, ale brzmiał dokładnie jak jej tato, a jego znała lepiej niż kogokolwiek innego. Nie chciała mu jednak wytykać słabości. Uśmiechnęła się w duchu i nawet kąciki jej ust lekko drgnęły, chociaż nie uśmiechała się często.
Zawsze byłeś jego pupilkiem, wiesz? Gdyby mógł mieć syna, chciałby mieć chyba takiego, jak Ty. Polubiłby Cię takiego, jakim teraz jesteś — kontynuowała. W tym wszystkim, nie czuła zmęczenia. Powinna, bo nogi miała słabe, nieprzyzwyczajone do tak długich spacerów. Nie miała pojęcia, że jej ciało instynktownie szukało w nim podpory. Dlatego opierała się na nim, korzystając z jego siły. Czy tego chciał, czy nie, w tym momencie był jej cieniem, bo jeśli była osoba, która mogła wypełniać jej braki, to on bardzo dobrze je łatał. Bo chociaż ufała wszystkim, tylko jemu ufała tak mocno, żeby móc sobie pozwolić w jego towarzystwie, nawet jeśli minęło tyle lat, na tak swobodną rozmowę. Przy nim język sam jej się rozwiązywał, bo mogła mu powiedzieć wszystko, a kiedyś on znał na wszystko odpowiedzi.
Ciemności. Możesz zamknąć oczy, Samuel? — poprosiła go. Stali teraz w cieniu drzew. Słońce nie przedzierało się przez powieki, więc zamykając je, doświadczał świat dokładnie tak jak ona. Podniosła jego dłonie do uszu, przysłaniając je, chwilę jeszcze jej drobne palce spoczywały na jego przegubach, ale kilkanaście sekund później oddaliła się w tył. Jeśli jej ufał, jeśli robił to o co prosiła, powinien stać teraz pogrążony w ciemności i ciszy. Właśnie tak czuła się każdej bezdźwięcznej nocy. Jakby była zupełnie sama na tym świecie. Dlatego to wcale nie było głupie bać się ciemności, nawet jeśli każdego dnia nie widziało się nic więcej.


" There's no need to be perfect to inspire others let people get inspired
by how you deal
with your imperfections


Clementine Baudelaire
Clementine Baudelaire
Zawód : hodowczyni ptaków
Wiek : 19 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
There's no need to be perfect to inspire others let people get inspired by how you deal with your imperfections.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2770-constanine-faye-baudelaire-budowa#44793 https://www.morsmordre.net/t2843-hanok#45618 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f268-mole-valley-little-ash-park https://www.morsmordre.net/t2858-skrytka-bankowa-nr-737#45863 https://www.morsmordre.net/t2844-clementine-faye-baudelaire#45621
Re: Wejście [odnośnik]06.06.16 0:26
Nie lubił się odsłaniać z emocjami, które zazwyczaj krył przed wszystkimi. Wolał być uznany za kobieciarza i lekkoducha bez większych, wewnętrznych zgrzytów, nieco narwanego, ale - wciąż wesołkowatego idealistę. Po co komu zaglądać dalej? To było prostsze, łatwiej przyjmowalne - nawet dla samego aurora. Przynajmniej do momentu, gdy następowało zderzenie z istotą, która naturalnie, bez sztucznego łamania barier - widziała więcej niż mógłby przypuszczać i...chcieć.
To nie było proste - szczególnie, gdy docierała świadomość, że tak niepozorne - zdawałoby się mylnie - dziewczę, potrafiło sięgnąć źródeł, których do tej pory nawet on sam nie próbował poruszać. Przez to - coś nieznośnie wierciło się w jego piersi, wywołując falami - nieprzemyślane gesty, czy słowa. Prawdopodobnie, gdy światło, które mu teraz ofiarowała - zniknie wraz z jej drobna sylwetką z horyzontu jego widzenia - sumienie trąci go, albo porządnie kopnie, ale..do tej pory - alarmujące nośniki, były zagłuszane. Wystarczyła kobieca, delikatna dłoń zamknięta w jego ręku i kojący dźwięk jej głosu.
- Mów proszę dalej - dokończył szybko, nie pozwalając, by przerwała. Dziwnym trafem, niewiele kobiet, z którymi ostatnio rozmawiał, mówiło o swoich pasjach, o czymś - co wywoływało rumieniec na ich policzkach. Było w tym coś fascynująco przyciągającego. Samuel - niemal rasowy stereotyp rycerza - zawsze ruszał na pomoc kobietom w potrzebie, ale...urzekały go te, które oferowały coś więcej - Jeśli nadal jestem mile widziany w domu tego ojca...to tak. Napiszesz mi list?- uśmiechnął się pod nosem. Nie wiedział czemu, ale nawet jako narwany młodzian, przy małej Emmie potrafił wykrzesać z siebie coś więcej niż chłopięce wygłupy. Czuł się dobrze, może - też dlatego, jak bardzo był świadomy, że pozorna ułomność panny Baudelaire, w rzeczywistości była niezwykłym darem, który - pozwalał mu na oderwanie o masek, które wkładał na siebie codziennie. I nie tylko on. Emmie omijała to wszystko, dlatego - tak bezczelnie targał jej policzki i czochrał burzę włosów. Teraz jednak - nie mógłby się na coś podobnego zdobyć. Znowu - uderzyła go świadomość, że - nie była już dzieckiem.
- Już nie - spiął ramiona, przez moment mrużąc oczy, we wspomnieniu swojego zadania. Już dawno był po pracy, chociaż często przenosił ją do życia prywatnego. Teraz potrzebował się odciąć od naturalnej predyspozycji do podobnych zabiegów. Nie chciał, by dziewczyna musiała widzieć go w pracy kiedykolwiek - Dajesz mi ciężkie wyzwanie - zaśmiał się krótko, zdając sobie sprawę, że jego słowa wcale aż tak zabawne nie były - ale chyba mógłbym zrobić sobie wolne - przynajmniej dopóki nie dostanie wezwania. Przecież - nawet święta planował w Biurze Aurorów na warcie. Opuścił wzrok niżej, na kobiece palce, które gładziły jego dłoń. Wydawała się tak ufna, ufnością, której sam chyba nie mógłby sobie zaoferować - Ja? - zmarszczył brwi - To chyba naturalne. Każdy się zmienia - głos miał pewny, ale - wkradła się weń jednak fałszywa nuta, która podpowiadała, że nie mówił wszystkiego. Tylko czy istniał ktoś, kto mówił wyłącznie prawdę? Samuel wybrał swoją drogę i - nie żałował, nawet jeśli jej początek naznaczony był bólem, który prowadził go do tej pory.
- Może dlatego się z nim tak dogadywałem - odpowiedział cicho z nieco krzywym i smutnym wygięciem, wiercącym jego usta - I może dlatego, że chcemy chronić to - czego potrzebujemy. Najlepiej, od siebie odsuwając - żeby nie zranić - albo nie zabić. Mimowolnie odwzajemnił uśmiech, który pojawił się na wargach dziewczyny. Podniósł jednak wzrok wyżej. Nie mógł za długo zatrzymywać spojrzenia tam, gdzie męskie błędniki go kierowały - Nie jestem tego taki pewien - przekręcił głowę, patrząc przed siebie. Nie rejestrował, że mocniej przyciągał dziewczynę ku sobie, pozwalając by opierała się na nim bardziej, niż początkowo zamierzał. Nie odczuwał jednak większego wysiłku. Jej sylwetka była na tyle drobna, że bez wysiłku mógłby po prostu wziąć ją na ręce i przenieść w wybrane miejsce.
Zaskoczyła go prośba, którą usłyszał, ale - spełnił ją bezwarunkowo, nawet się nie wahając. Wielokrotnie trenował w ten sposób, ale wyczuwał - że to, co proponowała mu Emmie, wiązało się z czymś zupełnie innym, ważniejszym. Stał pewnie, dopóki czuł na sobie jej dłonie. Kiedy zniknęła, w ciemność zalegającą teraz powieki - natychmiastowo wdarły się niespokojne obrazy. I gdyby - dotyczyły jego samego - prawdopodobnie stałby twardo, nieporuszony, ale - ulotna myśl momentalnie sięgnęła do zagrożeń, jakich jeszcze niedawno wypatrywał. Ufał tej drobnej istotce, ale - nie wierzył światu i losowi, które zbyt często udowadniało mu, ze powinien być czujny.
- Emmie? - otworzył oczy, przerywając i ciszę, i ciemność.


Darkness brings evil things
the reckoning begins
Samuel Skamander
Samuel Skamander
Zawód : Rebeliant, auror
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
I've come too far, to go back now
I'll never close my eyes
OPCM : 51 +3
UROKI : 29 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 18
Genetyka : Czarodziej
Wejście 9l89Y7Y
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1272-samuel-skamander https://www.morsmordre.net/t1372-filozof#10888 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f186-harley-street-5-3 https://www.morsmordre.net/t3509-skrytka-bankowa-nr-358#61242 https://www.morsmordre.net/t1597-samuel-skamander#280340
Re: Wejście [odnośnik]17.06.16 19:37
Clementine oparła chwilowo bezwładnie dłoń w zgięciu łokcia mężczyzny, wyciągając twarz przed siebie póki jeszcze szli w słońcu. Było tyle rzeczy, którymi chciała się z nim podzielić. W jej życiu nie wydarzyło się co prawda wiele, ale nie widzieli się długi czas. Była zadowolona, że mogła mu opowiedzieć o czymś o czym nie wiedział. Musiała jednak dawkować informacje, którymi go obdarowywała. W przeciwieństwie do niego, jej „wiele zmian”, tak naprawdę oznaczało ich bardzo niewielką ilość. Mogła z zamiłowaniem opowiadać mu o wszystkich gatunkach ptaków, jakie poznała i jak żadnego z nich w gruncie rzeczy nie widziała. Chciałaby móc mu powiedzieć, jak piękne są czuby kardynałów wirgińskich, jak zniewalająco przyciągają wzrok jaskrawe barwy kanarków. Ona ich urok poznawała zupełnie inaczej. Mówiła mu o tym, jak pięknie śpiewają. Próbowała zanucić mu najbardziej urzekający dźwięk, jaki niegdyś usłyszała, a chociaż głos miała ładnie brzmiący, wyćwiczony przez śpiewanie z ptakami w oranżerii, trema zjadła ją w takim stopniu, że pokazała się znacznie gorzej niż byłaby w stanie to zrobić. Szybko straciła śmiałość, wycofując się z tej krótkiej, cichej próby zaprezentowania mu czegoś, jednak, zbyt intymnego.
Każdy gatunek ma swój unikatowy dźwięk. Zwracałeś kiedyś uwagę, jak w łatwy sposób można rozpoznać temperament w dźwięku lotu ptaka?
Zgodą na rozwinięcie tematu Samuel przypieczętował sobie pełen pasji wywód. Clementine być może miała trudność w dobraniu słów, konstrukcje zdań składała najpewniej mało składniowo, przynajmniej jej zdawało się, że opowiada rzeczy całkowicie pozbawione sensu, ale Skamander jej nie przerywał, dlatego z czasem nabrała większej pewności, nie zaciskając już nerwowo szczupłych palców na ręku mężczyzny. Na jej twarzy wstąpił nieznaczny uśmiech. Nieśmiały, ale całkowicie szczery, wywołany pod wpływem chwili.
I jest też Hanok. Gdybyś mógł poznać Hanoka… wydaje się niezależny, trochę dziki i nieoswojony, ale ma taką ciepłą aurę… i mądrość. Każde jego słowo chwyta za serce. Nie przyznaje się do przywiązania, ale jest bardzo troskliwy i obezwładniający w swojej pierwotnej zdolności kochania, chociaż wydaje mu się, że sam w sobie stwarza największe zagrożenie. To dlatego, że jest bardzo, bardzo szlachetny i honorowy i przedkłada dobro innych nad własne. Jest samotnikiem.
Trochę jak ty – dodała już w myślach. Nie powiedziała tego głośno, bo o tym Samuelu, który przed nią stał, nie wiedziała wiele. Oprócz tego, jak bardzo ujmującą i zniewalającą aurę wokół siebie budził, wiążąc jej gardło w niemożności wypowiedzenia się sensownie i przefiltrowania kierowanych do niego słów. Przy nim chciała być błyskotliwa, inteligentna, czarująca. Łapała się na tym, że czuła taką potrzebę, ale wtedy ponad ją przebijała się jej prawdziwa natura. Dlatego wydawała się, po prostu, szczera, licząc na to, że Samuel polubi ją taką, jaką była naprawdę. Już raz kiedyś polubił. Miała nadzieję, że w tej kwestii nic się nie zmieniło.
Myślę, że ojciec chciałby cię móc u nas gościć. Nie mogę się za niego wypowiadać…
Tutaj ściszyła ton, zbierając się na odwagę, żeby dokończyć wypowiedź. Nie była pewna czy mogła. Nie wychowywano jej po szlachecku, dlatego przed niektórymi kwestiami się wahała, niepewna czego wymagała od niej etykieta — … ale ja bym chciała — powiedziała cicho, bo gdyby okazało się, ze nie tak powinna wyglądać ta wypowiedź według szablonowej kultury mówienia, nie okłamywałaby go, że słowa te nie padły z jej ust, ale przekonywałaby go, że nie chciała nimi zakłócać toku rozmowy. Dlatego nie mąciła go głośnymi, zbyt czelnymi wypowiedziami.
Jeśli to oczywiście może mieć dla ciebie wartość. Masz dużo pracy, prawda? — spytała asekuracyjnie zmieniając tor rozmowy, trochę zaniepokojona ciepłem, jakie oblało jej ciało. Jej poprzednie słowa budziły w niej bardzo niejasny dla niej stres. Albo może była już po prostu zmęczona. Cały czas starała się maskować swoje wyczerpanie. Była mu wdzięczna za to, że przyciągnął ją mocniej do siebie. Oparła swój ciężar na jego piersi, ciężko wdychając jego zapach, który zawirował jej w głowie. Aż przymknęła powieki na trochę dłużej, biorąc jeszcze głębszy, jeszcze bardziej odurzający ją wdech. Powietrze było dzisiaj bardzo ciężkie, duszne, a jej organizm nie był przyzwyczajony do długich spacerów.
Mimo tego stanu, postanowiła odsunąć się od mężczyzny. Stając dalej, pozwoliła sobie pogłębić jak dotąd płytki oddech. Im bardziej Samuel pogrążał się w ciszy i ciemności, tym bardziej ciężka zasłona zasuwała się również nad Clementine. Stała, blisko, a jednak za daleko, żeby się na nim oprzeć. Przez rozchylone wargi chwytała oddech. Nie zauważyła kiedy dokładnie wszystko spowiła jej ciemność. Nie tylko przez tą wierzchnią warstwę, ale docierając też do jej świadomości. Przez ten stan bezwładności przebił się jeszcze jego ton. Schwyciła go w swojej pamięci. Chciała zapamiętać każde jego „Emmie” i próbowała na nie odpowiedzieć. Starała się, ale właśnie wtedy straciła kontakt z otoczeniem, osuwając się w chwilowy stan omdlenia. Jego cichnący ton załagodził zwykłe pełne zawodu oderwanie od rzeczywistości. Dzisiaj poczuła się otulona do snu. A zanim odpadła, nawet jeśli to nie była prawda, chciałą wierzyć, że czyjeś ramiona uścieliły jej miejsce na sen.

ztx2


" There's no need to be perfect to inspire others let people get inspired
by how you deal
with your imperfections


Clementine Baudelaire
Clementine Baudelaire
Zawód : hodowczyni ptaków
Wiek : 19 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
There's no need to be perfect to inspire others let people get inspired by how you deal with your imperfections.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2770-constanine-faye-baudelaire-budowa#44793 https://www.morsmordre.net/t2843-hanok#45618 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f268-mole-valley-little-ash-park https://www.morsmordre.net/t2858-skrytka-bankowa-nr-737#45863 https://www.morsmordre.net/t2844-clementine-faye-baudelaire#45621
Re: Wejście [odnośnik]11.08.16 23:07
23 II 1956

Amelia na chwilę przymknęła oczy, czując jak chłodne powietrze muska jej twarz. Chwilę tak trwała, starając się wyczuć w powietrzu nadchodzącą powoli wiosnę. Zbliżał się koniec lutego, marzec był tuż za rogiem, a więc już nie długo przechadzając się będzie mogła dostrzec powoli pojawiające się kwiaty i słyszeć coraz radośniej świergoczące ptaki. Już nie długo miała nadejść jedna z piękniejszych pór roku - Bennett miała nadzieję, że przyniesie ona nie tylko ciepło, ale i wenę. Ostatnimi czasy miała problemy ze znalezieniem natchnienia, a każde wyjście kończyło się jedynie zmarnowanym papierem, a nawet i bólami głowy. Nienawidziła takiego stanu i chociaż bardzo chciała, to nie potrafiła wykrzesać z siebie siły na narysowanie najprostszego bohomazu. Naturalnie miało to swoje dobre strony - mogła czas zwykle poświęcany na malowanie przeznaczyć na inne zajęcia.
Dzisiaj jednak postanowiła spróbować kolejny raz. Wytrwałość przez wielu nazywana upartością, odziedziczyła po ojcu, który zwykł jej to niejednokrotnie wypominać.
Blado uśmiechnęła się na wspomnienie rodziciela, powoli otwierając oczy. Spojrzała na wciąż białą kartkę papieru i ołówek trzymany w ręku, cicho wzdychając. Chwila zastanowienia i już po chwili delikatnie musnęła papier, zostawiając cienką linię. Kolejne krótkie ruchy i już po krótkim czasie kartka przestała być śnieżnobiała. Kobieta nie wiedziała jednak czy z jej prób cokolwiek powstanie, miała jednak nadzieję na to, że uda jej się przełamać brak weny i wrócić do farb. Ze względu na ich cenę wolała je oszczędzać - nie mając jakiejkolwiek nadziei na udane dzieło wolała tworzyć w szkicowniku.
Rysowanie szybko ją wciągnęło, a ona przerywała tylko na sekundę, chcąc rozejrzeć się dookoła. Głównie wzrok kierowała w stronę znajdującej się nieopodal wody. To ze względu na nią siedziała tutaj, a nie w środku ciepłego pomieszczenia. I chociaż zadbała o ciepłe ubranie, to przecież zawsze było ryzyko. Z pewnością ojciec nie byłby zadowolony, że bagatelizuje i tak już dość słaby stan swojego zdrowia. I ona z pewnością będzie się za to karcić później, teraz miała inne priorytety. Chciała w końcu coś narysować i móc zabrać się za tworzenie obrazu na sprzedać - w jej sytuacji każda okazja do zarobku była na wagę złota.
Gość
Anonymous
Gość

Strona 1 z 3 1, 2, 3  Next

Wejście
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach