Wydarzenia


Ekipa forum
Magiczna Oranżeria
AutorWiadomość
Magiczna Oranżeria [odnośnik]16.07.16 18:29
First topic message reminder :

Magiczna Oranżeria

Znajdująca się nieopodal Ogrodów Królewskich oranżeria zasłynęła przede wszystkim w czarodziejskim świecie, stając się symbolem wielkiej, nieszczęśliwej miłości. To wszystko za sprawą ostatniego dzieła magopisarza, który w swojej ostatniej powieści uczynił z niej ostatnie miejsce spotkania dwójki kochanków. Głośna historia szanowanego szlachcica i nieczystokrwistej czarownicy (która doczekała się tak samo wielu romantycznych zwolenników jak i kontrowersji w świecie arystokratów) bezlitośnie kojarzona jest z tym miejscem. Mówi się, że niezwykła aura oranżerii pozytywnie wpływa na spotkania zakochanych, stąd jeszcze do niedawna była stale oblegana.

W tej lokacji obowiązuje bonus do rzutu kością w wysokości +5 dla Zakonników i +10 dla Gwardzistów.


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 19.08.18 20:49, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Magiczna Oranżeria - Page 4 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Magiczna Oranżeria [odnośnik]28.01.18 21:13
Westchnęła cicho, słysząc o nijakości Alpharda jako drogiego małżonka. Pomimo kariery opartej na obcowaniu z mężczyznami, ciągle nie przestała dziwić się ich ignorancji wobec świata kobiet. W najczęstszym - i najgorszym - przypadku traktowali je z wyższością, wykazując się skrajnym szowinizmem, lecz nawet najłagodniejsze spojrzenie miało w sobie więcej z politowania niż szacunku. Black także nie rozumiał płci pięknej, lecz przestała już próbować forsować swoje poglądy, godząc się na porażkę w tej kwestii. Mąż nijaki był sto razy lepszy od tego, który szczyci się ciężką ręką lub wykorzystuje żonę wyłącznie jako klacz rozpłodową - ewentualnie taką, która zachwyca na konkursach piękności. Nie sądziła więc, by wybrankę Alpharda - a raczej nestora Blacków - spotkał u jego boku nieszczęsny los. Życzyła mu dobrze, tak samo jak ewentualnej lady, jaką wkrótce spodziewała się zobaczyć tuż obok niego. Czas uciekał, przyjaciel zbliżał się do trzydziestki i choć na starokawalerstwo traktowano łagodniej od losu niewybranych zawczasu panien, to i tak powinien ustabilizować swoją rodzinną sytuację. - Będziesz dobrym mężem - skontrowała więc całkiem szczerze, nie wdając się jednak w szczegóły, których i tak męski umysł nie byłby w stanie pojąć. Zdawała sobie też sprawę z własnej niewiedzy, z podobnego spoglądania na szlachcianki - z góry i z niejaką litością - i wolała nie brnąć na grząski grunt oceniania kogokolwiek. Miała ważniejsze sprawy na głowie a sprawą zaślubin przyjaciela zajmie się kiedyś. W tej pięknej krainie przyszłości, do jakiej mogła nigdy nie dotrzeć, zatrzymana gwałtownie w koszmarze Azkabanu.
Na razie odległego, także dzięki wybuchowi furii, który obserwowała, wpatrując się w trzęsącego się ze wzburzenia Blacka. Poczuła wdzięczność, chociaż na chwilę oderwała się od nieznośnego strachu, wyrwana z cichego i spokojnego wnętrza Białej Willi, by stanąć w upalnej oranżerii naprzeciw przyjaciela, odbijającego zgrabnie klątwy złośliwości. Spodziewała się tego, dlatego nawet się nie skrzywiła, słysząc retoryczne pytanie - ociekające jadem, pogardą, sarkazmem pozbawionym nawet odrobiny czułości.
Przez chwilę mierzyli się wrogimi spojrzeniami, w milczeniu i narastającym napięciu, które jednak w końcu opadło, niewzmagane kolejnymi komentarzami. Mogłaby zranić go do żywego, ukłuć męską dumę, sprawić, by cierpiał - lub wpadł w jeszcze większy szał, furia jaką widywała wcześniej wysadziłaby nasileniem szklany sufit oranżerii - ale nie chciała tego robić. Przyszła tutaj, by wysłuchać jego opinii, by przekazać mu prawdę. Była to winna jemu i sobie, ostatnie spokojne dni chciała spędzić jak najlepiej, pielęgnując ostatnie żywe pędy bliskich relacji, obumierających przez ostatnie lata. Na tle utraconych szans ten Alpharda wybijał się soczystą zielenią, tak pasującą do egzotycznego otoczenia, stanowiącego scenerię serii wyrzutów. I gorzkich spostrzeżeń, padających w końcu z ust Blacka.
Drgnęła zauważalnie, trafiał w sedno, tego właśnie oczekiwała i potrzebowała. Spojrzenia z zewnątrz, przypomnienia, obiektywnego szkicu własnych poczynań. Nie istniało inne wyjście, ale to, którego próg przekroczyła, pociągnięta za sobą przez Tristana, nie było tym najlepszym. Stała się zależna, podległa, związana z Rosierem jeszcze silniej, uzależniona od jego decyzji. Powoli odnajdywała w tym dziwną przyjemność, zrzucenie z barków ciężaru odpowiedzialności za całe swoje życie dalej ją przerażało - nienawidziła bezsilności  - ale nie mogła zignorować dobrych stron takiego rozwiązania. Spokoju. Odpoczynku. Po raz pierwszy od lat nie musiała martwić się o przetrwanie, panicznie próbując związać koniec z końcem; ciało, powoli odmawiające posłuszeństwa, wygłodzone i wycieńczone, nabierało sił a umysł na nowo mógł koncentrować się na sprawach ważnych, na nauce, na doskonaleniu umiejętności. Sytuacja nie była czarno biała, nie była też, wbrew pozorom, podobna do tej sprzed lat, gdy podążała za wytycznymi szefa departamentu. Nie umywał się on do pozycji Rosiera, do jego wiedzy i poważania, jakim cieszył się w kręgach Rycerzy, a pomimo różnicy wieku był o wiele silniejszy. Dojrzalszy. Wzbudzający w niej to, czego obawiała się naprawdę i czego nie czuła nigdy wcześniej.
- Za błąd zaufania mężczyźnie będę płacić jeszcze długo - odpowiedziała beznamiętnie, głosem martwym i wypranym z jakiejkolwiek emocji. Żadnego żalu, wściekłości lub bólu, pogodziła się z tym, co się stało i jak została potraktowana przez innego Blacka. To ona zapłaciła za niespełnione pragnienia ich obojga; on pragnął jej, ona - czegoś, czego nigdy nie mógł jej dać, zbyt słaby, by zbliżyć się choć o krok do prawdziwych tajemnic, prawdziwej potęgi, jaka napełniła ją dzięki protekcji Tristana. Młodszego, lecz nieporównywalnie mądrzejszego - i groźniejszego. Wolała nie myśleć, co mógłby jej zrobić w razie nieposłuszeństwa; przekreślenie ministerialnej kariery wydawało się w porównaniu z ewentualną karą Rosiera wręcz rozkoszną życiową szansą. - Nie wyobrażam sobie. Nie myślę. Po raz pierwszy od zawsze: nie planuję - wyznała druzgoczącą prawdę, wiedząc, że zszokuje tym Alpharda, znającego ją jako perfekcjonistkę, kobietę zawsze przygotowaną na wszelkie ewentualności, panikujacą bez zasad, wytycznych i regulaminów. Teraz nie miała żadnego wyjścia awaryjnego. Nie wróciłaby do Wenus, nie wróciłaby do Apollinare'a - kochał ją, dalej, wiedziała, że przyjąłby ją z powrotem - nie wróciłaby w rodzinne strony. Gdyby się nią znudził, nie istniało żadne życie po śmierci, jedynie wygnanie i męka, wzmocniona tylko połamanym sercem. Na razie bardziej prawdopodobnym rozwiązaniem byłby jej faktyczny zgon: nieraz widziała w ciemnych oczach Tristana prawdziwą wściekłość, grozę i gniew - i coraz częściej odczuwała go na własnej skórze, nie mogąc jednak do końca wytyczyć granicy między pasją namiętności a prawdziwym zagrożeniem. Co, jeśli się mu sprzeciwi? Co, jeśli spróbuje negocjować nieopisane warunki, żądając więcej swobody? Co, jeśli się przy niej zapomni, otumaniony narkotykiem bądź po prostu jej bliskością, gnany sadystycznym pragnieniem odrobinę za daleko? Nie mógł jej zabić ani poważnie skrzywdzić, Mroczny Znak chronił ją dopóki była posłuszna Czarnemu Panu...lecz Rosier był jego najwierniejszym sługą, przedłużeniem Jego decyzji, ich dowódcą. Miał nad nią władzę w każdym tego słowa znaczeniu, na każdej płaszczyźnie. Poważnie spojrzała prosto w zrezygnowane oczy Blacka. Nie miał pojęcia o tym, jak naprawdę wyglądała ich relacja. A ona nie chciała mierzyć się z wszelkimi wątpliwościami, nie teraz, gdy nie miały znaczenia - za tydzień może zostać zaledwie cieniem siebie, przykuta w celi Azkabanu. Powinna zmienić ton i to też zrobiła, uśmiechając się lekko. Zmniejszyła też dzielący ich dystans a później delikatnie położyła chłodną dłoń na jego ramieniu. - Zdradzę ci sekret: nie da się mną znudzić, nie na polu, które stanowi wasze - lordów, przedstawicieli płci brzydszej i popędliwszej - główne zainteresowanie - powiedziała teatralnym szeptem, mając nadzieję, że go to zawstydzi a w najgorszym przypadku: rozjuszy. Wolała go zirytowanego i nadąsanego niż zrezygnowanego, ze zgorzknieniem spoglądającego na nią jak na życiową porażkę. Zacisnęła palce mocniej, unosząc głowę, by spojrzeć mu prosto w twarz. - Że cieszysz się z mojego szczęścia? - zaproponowała łagodnie. - W Białej Willi jest naprawdę pięknie. A Tristan, choć utożsamia wszystko, czego nie znoszę w mężczyznach, podarował mi też to, czego pragnę - dodała bez specjalnego rozczulenia, raczej informując go o obecnym życiowym statusie, między słowami dając mu znać, że w pewnych kwestiach nic się nie zmieniło. Pożądała potęgi, władzy i wiedzy - i otrzymała je dzięki protekcji Rosiera, wywyższającego ją ponad innych czarodziei.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 37 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 56 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Magiczna Oranżeria [odnośnik]01.02.18 19:23
Wcale nie spodobało mu się to niespokojnie drgnięcie drugiego ciała, które wywołał, choć przecież powinien liczyć się z tym, że podobną reakcję może wywołać. Przecież wiedział, że to spotkanie może okazać się trudne, miał swoje przypuszczenia. Ale i potrafił się łudzić, miał nadzieję, że zasłyszane plotki będą miały jakieś logiczne wytłumaczenie, tymczasem niektóre się sprawdziły, ba, okazały się być i tak łagodniejsze niż rzeczywistość. Nie cieszyła go ta rozmowa, bo i nie szła po jego myśli - nowe fakty nijak nie tworzyły korzystnej całości, na dodatek całą ich przyjacielską relację stawiały w zupełnie innym świetle. Przynajmniej pozostałe jego rozterki straciły na znaczeniu, lecz nie było to żadną pociechą, skoro nawet jej nie zauważył będąc zbyt zaaferowanym położeniem przyjaciółki.
Dystans, jakiego nabrała do tamtej przykrej sprawy, tak bardzo słyszalny w jej tonie, nieco ostudził jego emocje. Z pewnością to czas pomógł jej pogodzić się z tym, jak wszystko się potoczyło. Chyba bardziej przejęty przeszłością był Black, wciąż rozmyślający nad tym, jakie stanowisko mogłaby już piastować Tsagairt, gdyby nie zgubny wpływ szefa departamentu. Sam widział w niej przyszłą Minister Magii, naiwnie wciąż wierzył w możliwość zrealizowania przez nią tej wielkiej aspiracji, choć w rzeczywistości szanse na to już dawno umarły. Oto jeden mężczyzna zaprzepaścił jej szanse, miała więc wszelkie prawo gardzić męskim gatunkiem.
Kolejne wyznanie Deirdre było jednak dla niego szokiem i nie potrafił się z tym kryć. A może nie chciał, bo tak naprawdę pragnął dokładnie jej pokazać, do jakiego stanu go doprowadza swoją postawą. Spojrzał na nią zaskoczony i być może dalej nie dowierzałby jej słowom, gdyby nie spokój malujący się na jej twarzy. I w tym przypadku zdawała się być pogodzona z sytuacją, skupiona przede wszystkim z korzyściami, które poniekąd niwelowały niedogodności, w tym i tę największą, uczucie zniewolenia. Jednocześnie Alphard, który obecnie nie potrafiłby przyznać tego na głos, dostrzegał te skrawki wolności, które zachowała. Czyż nie stoi w tej chwili obok niego w pełni świadoma i obecna, nieskrępowana żadnymi kajdanami i cudzą wolą, która nie pozwalałby jej wypowiadać myśli na głos? Na swój sposób odżyła, najwidoczniej umocniona zapewnieniem sobie godnych warunków do życia, nie wydawała się też specjalnie rozdarta faktem, iż niezaprzeczalnie stała się czyjąś własnością. Chyba potrafił zrozumieć dlaczego tak łatwo przyszło jej zrezygnować z ciągłego snucia planów na przyszłość. Jego wciąż męczyły wizje własnej przyszłości, ciężar każdej podjętej decyzji, jak również tych niepodjętych, które mogłyby go narazić na publiczny ostracyzm. Wciąż lawirował pomiędzy powinnościami a pragnieniami.
Powinnaś być przygotowana na każdą ewentualność – stwierdził ostrożnie, nie chcąc znów uderzyć w jakąkolwiek czułą strunę. Mimo wszystko brak jakiegokolwiek planu awaryjnego w przypadku końca wspaniałej protekcji nie wydawał się mądrym posunięciem, zwłaszcza z jego perspektywy, gdy nie miał dobrego mniemania o Tristanie. – Nie możesz być pewna tego, że twój protektor zawsze będzie ci przychylny.
Bezszelestnie zbliżyła się do niego, chcąc raz jeszcze zaznaczyć swą bliskość. Czym się właściwie kierowała, gdy kładła dłoń na jego ramieniu, nie wiedział, jednak i tak był wdzięczny za ten gest pojednania. Oczywiście, cała wdzięczność zaraz gdzieś umknęła, bo jego droga przyjaciółka nie byłaby sobą, gdyby po raz kolejny nie wprowadziła go w osłupienie. Tym razem to on drgnął, jakże niemęsko, a wszystko przez zwodniczy szept, któremu dodała kokieteryjnej nuty, w ten sposób go drażniąc, jawnie sobie kpiąc z jego niepokoju o jej przyszłość. I dlaczegoż musiała wspomnieć o tej sferze intymności łączącej dwoje ludzi opartej na prymitywnej fizyczności, od której Alphard miał zwyczaj stronić? Zgorszony, ale również zawstydzony jej pewnością siebie w tej materii, nie pozwolił sobie na żaden komentarz. I nieco dłużej trzymałby swój wzrok z dala od jej twarzy, gdyby nie jej śmiałe spojrzenie, tak mocno wyczuwalne, rozbijające w proch cały jego dotychczasowy upór, nawet gniew, coraz bardziej irracjonalny ze zdroworozsądkowego punktu widzenia, jaki na nowo przejmował prym przy snuciu dalszych domysłów.
Instynktownie skrzywił się na jej propozycję, wciąż uparcie nie otwierając ust, aby móc jakoś przetrawić jej dalsze słowa. Szukał wskazówek między wierszami, aby jak najlepiej zrozumieć, co się działo w jej życiu, kiedy nie chciała mówić wprost. Dawkowała informacje, które mogła mu przekazać, co zresztą robiła zawsze, teraz jednak stanowiło to dla niego większą zagwozdkę. Cóż kryło się za jej uległością?
Wiesz, że życzę ci jak najlepiej, ale tego powiedzieć nie mogę – odpowiedział cicho, zniżając głos do mrukliwego szeptu. Ciężko mu było odmówić jej tej jednej rzeczy, gdy spoglądała mu prosto w oczy, tym samym prawie sięgając do samej duszy. Ostrożnie uniósł dłoń i odgarnął kilka zbłąkanych kosmyków z jej czoła, następnie długie palce ześlizgnęły się niżej po jednym przypadkowo wybranym, aby delikatnie potrzeć o końcówki. Czarny jedwab.
Dlaczego więc na niego padło? – spytał niechętnie, bo i nie był pewien, czy chce poznać odpowiedź na swoje pytanie. Coś strasznego musiało ją przy nim trzymać. Wykluczał uczucia, o takowe jej nie podejrzewał. – Mogłabyś omotać każdego, tymczasem to on osaczył ciebie. Chociaż bardziej tajemniczą sprawą wydaje się to, że go cenisz.
Czy darzyła go zaufaniem? Zdradzała mu wszystkie swe myśli? Nie, z pewnością nie, a przynajmniej tak podejrzewał, bo przecież nie mogłaby mówić mu bezpośrednio o pragnieniu całkowitej wolności, nieskrępowanej niczym. Uniósł ledwo widocznie kąciki ust, kiedy nieco nieporadnie gładził jej jasny i chłodny policzek.
Nie będę już więcej robił ci wyrzutów, moja droga, póki to rozwiązanie wydaje się dobre. Proszę cię jedynie o rozwagę.
Zapewne prosić nie musiał, zawsze cechowała ją rozwaga, jednak rozbił to dla spokojności własnej duszy. Przyglądał się jej jeszcze przez chwilę z mieszaniną troski i czułości w oczach, której nie potrafiłby jej objaśnić – ani skąd się te uczucia biorą, ani dlaczego kieruje je właśnie do niej. Nie był też pewien skąd bierze się potrzeba objęcia jej w celu dodania otuchy, na całe szczęście zdołał ją przezwyciężyć poprzez skuteczne stłumienie już w zarodku.
Dalszy spacer będzie jeszcze mile widziany czy może masz już dość mojej osoby na dziś? – spytał poważnie, jeszcze nie mogąc skusić się na żartobliwy ton. Ledwo zdołał ugasić swój gniew, więc o tyle dobrze, że udało mu się w miarę szybko przejść do swoistej neutralności. Naprawdę wiele kosztowało go niemyślenie o osobie Rosiera.
Alphard Black
Alphard Black
Zawód : specjalista ds. stosunków hiszpańsko-brytyjskich w Departamencie MWC
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
step between the having it all
and giving it up
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t5607-alphard-black https://www.morsmordre.net/t5622-tezeusz#131593 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t5636-skrytka-bankowa-nr-1378 https://www.morsmordre.net/t5637-a-r-black
Re: Magiczna Oranżeria [odnośnik]02.02.18 12:17
Wiedziała, że kolejne wypowiadane przez nią słowa powodują u Alpharda niepokój, wręcz dyskomfort, rozdrażniając go i sprawiając, że spoglądał na nią w zupełnie innym świetle. Nie było to dla niej łatwe, lubiła przeglądać się w oczach Blacka, widzieć siebie taką, jaką wykreował ją we własnym umyśle on - silną, niezależną, niemożliwą do złamania, buntowniczą i z planem na wszelkie ewentualności, posiadającą nieograniczoną władzę nad własnym życiem. Wizja boleśnie zderzała się z rzeczywistością, rozumiała więc dobrze uczucia przyjaciela. Sama przeżywała je od miesięcy, z wątpliwie przyjemną kumulacją w ciągu ostatnich tygodni, gdy musiała przewartościować wszystko, co - jak naiwnie sądziła - stanowiło podstawę jej charakteru. Rosier rozerwał ją na kawałki, pozwalając zbierać z porozsiewanych na terenie całkowitego zniszczenia części tylko te, na które przyzwolił, uznając je za przydatne. Jej, w drodze ku potędze; jemu - dla własnej przyjemności? Składał ją z pourywanych detali, budując od nowa, twardszą i zarazem pokorniejszą. Zauważała te zmiany, ale nie potrafiła się im sprzeciwić; ponownie ufała mężczyźnie, tym razem jednak całą sobą. Tristan udowodnił swoją pozycję, cieszył się specjalnymi względami Czarnego Pana, uczył ją i wspierał, cierpliwie prowadząc ku najgłębszej ciemności - i chociaż obawiała się tego, co będzie dalej, nie potrafiła podzielić się tymi wątpliwościami z Alphardem. Ponownie: nie rozumiał wszystkiego, zależności silniejszej nawet od śmierci, potęgi, która spajała ich pomimo prywatnego chaosu. Mogła przypuszczać, że jeśli nie zawiedzie Czarnego Pana, ciągle będzie mogła czuć się bezpiecznie, nawet gdy Rosier się nią znudzi - przynajmniej w teorii, bowiem już nie wyobrażała sobie codzienności bez tego konkretnego mężczyzny, bez wyzwalającej rozkosz bliskości, bez wspólnego przekraczania granic czarnej magii, bez sycenia się anomaliami, bez walk i przepychanek, przynoszących im nowe możliwości. - Nie musi być mi wiecznie przychylny. Ważne, że wiem, że nigdy mnie nie skrzywdzi - o ile na to nie zasłużę - odpowiedziała poważnie, nawet nie wzdrygając się na brzmienie tego zdania. Tak mówiły kobiety spętane, zastraszone, zmanipulowane: ona taka nie była. Wolała nie wybiegać w przyszłość, która i tak mogła nie nadejść - pozwalając się zabrać z Wenus i nie uciekając z Białej Willi udowodniła swoje zaufanie. Wierzyła, że Tristan nie wypchnie jej ponownie, że zapewni jej bezpieczeństwo, nawet jeśli przestanie być przyczyną jego przyjemności. Przymknęła oczy; ufała i obawiała się jednocześnie, znała jego opinię, znała też - najlepiej ze wszystkich - gwałtowny charakter, nienasycenie, nonszalancką arogancję w postrzeganiu świata, od którego oczekiwał ciągłych bodźców. Czy potrafiła mu je zapewnić? Sugerowała Alphardowi jedyną słuszną odpowiedź, lecz robiła to dla podwójnego uspokojenia, które finalnie nie nadeszło. Black ciągle był nastroszony i wyraźnie okazywał niezadowolenie, podszyte zawstydzeniem, nieco odprężającą ciężar toczonej rozmowy. Zaśmiała się krótko i perliście, postanawiając nie pastwić się nad wrażliwym przyjacielem - wystarczyło, że wywoływał w niej uśmiech i dziwną czułość, zalewającą ją przyjemnym ciepłem, gdy musnął palcami jej czoło, by po chwili zacisnąć palce na gładkich włosach. Brzydziła się taką bliskością, obawiała się jej, reagowała panicznie na drobne gesty, ale Alphard był wyjątkiem potwierdzającym regułę. Nawet jeśli ponownie pytał o coś, na co ona sama nie poznała jeszcze odpowiedzi, a raczej nie chciała jej dojrzeć w przerażającej całości niezrozumiałych uczuć. Skrzywiła się lekko na słowo osaczył, nie podobała się jej rola ofiary, wolała kłamliwą wersję historii, w której to faktycznie ona wykorzystała naiwnego szlachcica do swoich celów. Tak miało być, tak zaplanowała to w Wenus - więc co poszło nie tak? Trafiła na godnego siebie przeciwnika, na człowieka silniejszego, sprawnie odnajdującego słabsze punkty i ubezwłasnowolniającego ją bez większego problemu.
- Może kiedyś zrozumiesz. Łączy nas coś więcej. Wspólna idea, wspólny cel, sprawa, której oddaliśmy wiele - odpowiedziała szczerze, nie siląc się na serwowanie mu uładzonej wersji rzeczywistości ani na zdradzanie tajemnic, do których jeszcze - niestety - nie dorósł. Przeczuwała, że się obruszy, że będzie żądał natychmiastowych wyjaśnień, dlatego zawczasu uniosła do góry chłodną dłoń, by położyć palec na jego ustach. - Obiecuję, że gdy przyjdzie odpowiedni czas, dowiesz się o tym - powiedziała cicho, a nie rzucała słów na wiatr, nie, gdy chodziło o bliskiego jej Alpharda. Ufali sobie wzajemnie, na pewno zrozumie potrzebę dochowania tajemnicy. - I zapewne docenisz go tak, jak ja, gdy po raz pierwszy przekonałam się o jego wiedzy i potędze - dodała powoli odsuwając dłoń z jego twarzy. Rodowe niesnaski mogły ich dzielić, ale gdy i Black stanie się częścią Rycerzy, zrozumie rządzące tym światem prawa. Należało okazać posłuszeństwo silniejszym, a Rosier bez wątpienia rósł w siłę, panując nad czarnomagiczną mocą. Powierzyła mu swoje życie nie bez powodu, nie bez powodu także ufała, że wyjdzie z Azkabanu cało. Nie o tym chciała jednak myśleć, nie dziś, które miało wyrwać ją z przygotowań, z napięcia towarzyszącego planowaniu ostatnich dni czerwca, z pędów kiełkującego coraz szybciej strachu. Uśmiechnęła się ponownie, lekko, ponownie przystając tuż przy ramieniu mężczyzny. - Nigdy nie mam dość twojej osoby. A zwłaszcza teraz, gdy możemy poświęcić sobie nieco więcej czasu - odpowiedziała, powracając do swojego naturalnego, bardziej zdystansowanego tonu, nie odmawiając jednak propozycji kontynuowania spaceru. Mieli sobie jeszcze wiele do powiedzenia, wiele także chciała usłyszeć od ciągle wstrząśniętego Blacka - liczyła na to, że gdy skupi się na własnych opowieściach, łatwiej pogodzi się ze zmianami, które dokonały się w jej życiu. Ruszyła tuż obok niego w następną odnogę krętej ścieżki, czując się odrobinę lżej - odpędzała ciemne myśli, skupiając się wyłącznie na teraźniejszości, na obecności przyjaciela, na cieple, na egzotycznych zapachach i spokoju. Kto wie, kiedy ponownie będzie mieć szansę na podobne popołudnie, jeśli w ogóle.

| ztx2 :pwease:


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 37 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 56 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Magiczna Oranżeria [odnośnik]17.07.18 18:39
Naprawa magii

Tu także w wyniku rozładowania magii zapanował istny chaos - moc magiczna była niestabilna, niebezpieczna. Choć za dnia Ministerstwo nie dopuszczało nikogo w pobliże okolic, w których magia szalała najbardziej, ministerialne próby zaprowadzania porządku kończyły się klęską. Nie minęło parę dni, gdy czarodzieje zaczęli zastanawiać się, czy aby na pewno Ministerstwo chce, aby magia została doprowadzona do porządku - postanowili więc wziąć to w swoje ręce.

Odkąd Ministerstwo Magii oznaczyło to miejsce jako niebezpieczne, pojawienie się w nim mogło grozić aresztowaniem przez Oddział Kontroli Magicznej. Do czasu uspokojenia się magii nie można rozgrywać tu wątków innych niż te polegające na jej naprawie.

Opis okoliczności

Sprzyjające relaksowi wnętrza Magicznej Oranżerii zmieniły się nie do poznania. Miejsce, które do niedawna kojarzyło się ze szczęśliwą miłością, teraz odstraszało i zagrażało przebywającym blisko niej czarodziejom. Ze środka dochodziły dziwne wrzaski i piski, czasem wizgot stawał się wręcz nie do zniesienia. Zalepione czarną substancją szklane ściany drżały, jakby coś w środku miało za moment eksplodować. Mrok zdawał się nie tylko emanować ze środka oranżerii, ale wręcz wylewać się na zewnątrz. Nawet tuż obok słońce zdawało się dogasać. Niektórzy śmiałkowie mówili, że po przekroczeniu progu cały świat niknie - ale może to tylko plotki?

Etap I
Pod wpływem atakującej to miejsce anomalii, ściany oranżerii stały się całkowicie ciemne, nieprzejrzyste, zadymione. Nikt z zewnątrz nie był w stanie dostrzec tego, co działo się w środku. Delikatna, ażurowa konstrukcja budynku groziła zawaleniem, co uniemożliwiało siłowe przebicie się przez ścianki i w ten sposób wpuszczenia tam więcej światła, pozwalającego na zgłębienie tajemnic anomalii i jej okiełznanie.

Wymaganie: Poprawnie rzucone zaklęcie Lumos Maxima przez przynajmniej jednego czarodzieja.

Niepowodzenie poskutkuje osypaniem się z sufitu czarnej, wrzącej mazi, która zadaje obrażenia w wysokości 50. Mrok zaś wypycha obydwu czarodziejów na zewnątrz, nie pozwalając dostać się ponownie do środka.

Walka
Przed rozpoczęciem kolejnego etapu należy odczekać co najmniej 24h. W tym czasie do lokacji może przybyć kolejna (wyłącznie jedna) grupa chcąca ją przejąć, by naprawić magię na sposób inny, niż miała być naprawiona dotychczas.

Walka odbywa się zgodnie z forumową mechaniką oraz z arbitrażem mistrza gry do momentu, w którym któraś z grup zdecyduje się na ucieczkę bądź nie będzie w stanie prowadzić dalszej walki.

Etap II
Wymaganie: ST ujarzmienia magii jest równe 180, a sposób obliczania otrzymanego wyniku zależny jest od wybranej metody naprawiania magii.

Uwaga - jeżeli postać posiada zerowy poziom biegłości organizacji, mnoży statystykę nie razy ½, a razy 1. Postać posiadająca pierwszy poziom biegłości mnoży razy 1½.

W metodzie neutralnej każdy gracz uzyskuje wynik o wartości k100+Z; wyniki obu graczy sumuje się i tę sumę należy przyrównać do wymaganego ST.

W metodzie Rycerzy Walpurgii każdy gracz uzyskuje wynik o wartości k100+(CM * poziom biegłości organizacji); wyniki obu graczy sumuje się i tę sumę należy przyrównać do wymaganego ST.

W metodzie Zakonu Feniksa każdy gracz uzyskuje wynik o wartości k100+(OPCM * poziom biegłości organizacji); wyniki obu graczy sumuje się i tę sumę należy przyrównać do wymaganego ST.

Etap III

Gdy anomalia ulegnie względnemu ustabilizowaniu, mrok ponownie przejmie kontrolę nad wnętrzem oranżerii. Tym razem jest równie silny, zdaje się wręcz spowijać śmiałków duszącym kokonem, utrudnia także odnalezienie wyjścia. Lepka maź zaczyna sączyć się z sufitu, spada na twarze czarodziejów, wywołując strach. Przypominają się im najgorsze wspomnienia - moc anomalii czerpie z sił dementorów, czują się tak, jakby znaleźli się tuż obok nich. Najgorsze wspomnienia powracają, nie tak mocne jednak, jak w bezpośredniej bliskości tych stworów.

Wymaganie: ST wytrzymania koszmarnego mroku wynosi 60. Do rzutu należy doliczyć bonus wynikający z biegłości odporność psychiczna. Aby skutecznie dokończyć naprawę anomalii, przynajmniej jedna osoba musi pozostać przy zdrowych zmysłach.

Niepowodzenie poskutkuje pozostaniem w środku oranżerii aż do pojawienia się pomocy (dwa dni) oraz otrzymaniem 100 obrażeń psychicznych.

Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Magiczna Oranżeria - Page 4 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Magiczna Oranżeria [odnośnik]21.07.18 20:59
198/213

Czuła na sobie uważne spojrzenie Caelana, gdy rzucił już zaklęcie. Z najwyższą skutecznością uciszył jedną z syren, godne podziwu; śpiew jednak nie ustał całkowicie, wciąż pozostawała inna, nie mniej groźna, nie mniej niebezpieczna. Przerażający śpiew rozpraszał myśli, nie pozwalał na skupenie.
Powinno być inaczej. Powinno być na odwrót.
To przecież on był mężczyzną podatnym na syrenie wdzięki; ich złote włosy i niebiański głos - a ona, jako kobieta, powinna być na nie odporna. A jednak to Sigrun zawiodła, przez nią nie mieli nawet szans, aby stawić czoła niestabilnej magii, nie mogli nawet spróbować jej poskromić. Z różdżki nie wydobył się żaden promień; Silencio się nie powiodło, magia odmówiła Sigrun posłuszeństwa. Wybałuszyła oczy, bardziej z bólu, niż zdziwienia, czy złości własną niemocą. Piękny, choć przerażający śpiew, uległ zmianie; nie był już śpiewem, lecz kakofonią wrzasków i zawodów, będących nie do zniesienia. Te głosy obijały się o wnętrze jej czaszki, nie pozwalały na skupienie, rozpraszały myśli. Sigrun uniosła dłonie do uszu, wycofując się w głąb pokładu; poczuła na palcach lepką, gorącą krew, a gdy rozejrzała się wokół - dostrzegła, że tak stało się z każdym
Statek kołysał się coraz mocniej i gdyby nie nie to, że wcześniej obwiązała się w pasie liną, to najpewniej właśnie ona wypadłaby za burtę. Tyle dobrego, że Goyle zachował zimną krew i pomimo bólu zdołał chwycić za ster. Dzięki niemi łajba zmieniła kurs, to on ich stamtąd wyciągnął, prowadząc na spokojniejsze wody.
Nie podziękowała jednak.
Była na to zbyt wściekła; nie na niego, lecz na siebie. Znowu zawiodła w ważnym momencie i mogła mieć pretesnje do samej siebie. Nie dziwiły ją już nawet wrogie spojrzenia załogi, odpowiadała na nie już tylko naburmuszoną miną i zaciśniętymi w wąską kreskę ustami; dała im dzisiaj tylko potwierdzenie, że kobieta na pokładzie przynosi nieszczęście. Przyznawanie się do winy, albo kajanie nie leżało jednak w jej naturze. Do końca podróży trwała ze splecionymi na piersi rękoma, w dłoni wciąż zaciskała różdżkę. Od wszystkim trzymała się z dala; dopiero, gdy zbliżali się już do przystani, zdecydowała się podejść do Caelana z zadartą wysoko brodą.
- Jest jeszcze jedno takie miejsce - oświadczyła szorstko, nie wracając nawet do zdarzenia z przed godziny, albo i dwóch, straciła poczucie czasu. Wydawała się bardzo naburmuszona. - Na lądzie, na obrzeżach Londynu. Pójdźmy tam - nie pytała, nie prosiła. Zarówno ona, jak i on mieli obowiązek stawiania czoła anomaliom i próby poskromienia ich magii. Krwotok z uszu ustał, nie czuła się źle; Goyle tym bardziej nie powinien, był silnym mężczyzną. Mogli jeszcze wiele zdziałać tej nocy.
W przystani odnalazła miotłę. Teleportacja była nadal niemożliwa, energia była zbyt niestabilna; nie miała zamiaru ryzykować rozszczepieniem. Miejsce, o którym mówiła leżało nieopodal, na przedmieściach. Znała je, choć nie miała powodów, aby bywać tu często. Magiczna Oranżeria, symbol wielkiej, nieszczęśliwej miłości była doskonała na romantyczne spacery z recytowaniem poezji i tak dalej, i tak dalej. Zupełnie nie w jej guście.
Dotarłszy na miejsce przekonali się, że szklana konstrukcja niewiele ma już wspólnego z romantyczną atmosferą.
- Głupoty pieprzysz... - warknęła Sigrun, schodząc z miotły, gdy usłyszała, że nie powinien był jej w ogóle na pokład wpuszczać. - To nie moja wina - oświadczyła hardo, obdarzając go pełnym złości spojrzeniem; oczywiście, że wina leżała po jej stronie, lecz nie miała zamiaru się do tego przyznawać.
Oderwała spojrzenie od twarzy żeglarza;jej uwagę skupiła na sobie Oranżeria, której ściany drżały, jakby za kilka chwil miała eksplodować. Dochodzące zeń dziwne wrzaski i piski przywołały na jej twarz dziwny wyraz; uśmiechnęła się krzywo, ironicznie do Caelana - chyba nie musieli znowu rzucać Silencio?
Oblepiała ich ciemność nocy, lecz najciemniejszym punktem zdawało się być wnętrze Oranżerii - mrok niemal wylewał się na zewnątrz.
- Chodźmy - powiedziała stanowczo, wskazując brodą na budynek. Zacisnęła palce na różdżce. Nie wiedziała czego powinni byli się spodziewać w środku; na pewno niczego dobrego. - Lumos Maxima! - zawołała cicho, celując różdżką w otwarte drzwi, podchodząc coraz bliżej.


She tastes like every

dark thought I've ever had
Sigrun Rookwood
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am

r u i n a t i o n
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
i n s a n e
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5310-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/t5379-astrid#121534 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f100-harrogate-skala https://www.morsmordre.net/t5380-skrytka-bankowa-nr-1330#121543 https://www.morsmordre.net/t5381-sigrun-n-rookwood#121544
Re: Magiczna Oranżeria [odnośnik]21.07.18 20:59
The member 'Sigrun Rookwood' has done the following action : Rzut kością


#1 'k100' : 34

--------------------------------

#2 'Anomalie - CZ' :
Magiczna Oranżeria - Page 4 HXm0sNX
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Magiczna Oranżeria - Page 4 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Magiczna Oranżeria [odnośnik]22.07.18 14:05
|215/230

Nie oponował, kiedy zaproponowała kolejną wyprawę. Może dlatego, że był odrobinę rozczarowany tym, jak szybko musieli wycofać się z walki z morską anomalią; nie ukrywał, że czuł się tam dużo pewniej niż na lądzie, a co więcej - istniało niewielkie prawdopodobieństwo, że ktoś próbowałby im tam wejść w drogę. Z kolei tutaj, na obrzeżach Londynu, pojawić się mógł każdy. W każdej chwili. Nie zamierzał się jednak poddawać; ich zadaniem było naprawianie tych anomalii na chwałę Czarnego Pana, nie istniało więc nic - ani nikt - kto byłby go w stanie od tego odwieść.
Przez większość czasu milczał, nie odnosząc się w żaden sposób do niepowodzenia Rookwood czy tego, że żeglarskie przesądy raz jeszcze okazały się niepozbawione sensu. Kiedy jednak lądowali już w okolicy magicznej oranżerii, przypomniał Sigrun o tym, że miał rację, oni wszyscy mieli rację; kobieta na pokładzie przyniosła pecha. Teraz więc musiała wziąć się w garść i stawić czoła szalejącej magii bez zawahania, bez najmniejszego nawet potknięcia.
Nic nie robił sobie z jej pełnego złości, hardego spojrzenia; wiedział, że traktowała ich misję poważnie i nie zamierzała zaprzepaścić kolejnej szansy na naprawę anomalii miotając w niego przypadkowymi klątwami. Nie zwlekał jednak długo i powiódł za jej wzrokiem, spojrzał na nawiedzoną, drżącą w niepokojących spazmach oranżerię. Nigdy wcześniej tu nie był, lecz domyślał się, że nie było to dla niej normalne.
Przeniósł wzrok na twarz swej towarzyszki, kiedy wygięła usta w ironicznym uśmiechu; te wrzaski i piski brzmiały niepokojąco podobnie do zniekształconych syrenich śpiewów, mimo to łudził się, że nie będą zmuszeni rzucać Silencio po raz kolejny. Najwidoczniej nie należało ono do ulubionych zaklęć Rookwood.
Nie mogli przebić szklanych ścianek oranżerii, o ile nie chcieli zniszczyć całej konstrukcji i wypuścić tej niepokojącej ciemności na zewnątrz. Musieli działać metodycznie, ze spokojem, krok po kroku zaradzając kolejnym elementom tej przerażającej układanki.
Powoli zbliżali się do drzwi, choć dobiegające zza nich odgłosy nie brzmiały zachęcająco. Sigrun miała jednak rację, musieli tam wejść i rozgonić wszechobecny mrok. Pokiwał krótko głową, z uznaniem, kiedy jego towarzyszce udało się zapanować nad magią i rzucić poprawne Lumos Maxima. Bez tego nie mogliby przejść do kolejnego, dużo trudniejszego etapu, który zakładał okiełznanie tej szalejącej w oranżerii siły.
Wyprostował rękę, w której dzierżył różdżkę i wyprzedził Sigrun, by wejść do wnętrza jako pierwszy.



paint me as a villain
Caelan Goyle
Caelan Goyle
Zawód : Zarządca portu, kapitan statku
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
I must go down to the sea again, to the lonely sea and the sky.

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5834-caelan-goyle https://www.morsmordre.net/t5945-ethelinda https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f174-dzielnica-portowa-high-timber-street-8-5 https://www.morsmordre.net/t6368-skrytka-bankowa-nr-1403#161394 https://www.morsmordre.net/t5874-caelan-goyle#138874
Re: Magiczna Oranżeria [odnośnik]23.07.18 22:43
Przez większość czasu nie miała nic przeciwko jego milczeniu, lubiła je, ona zwykła przecież mówić za nich oboje, a już zwłaszcza po alkoholu. Teraz jednak działało jej na nerwy, a to dlatego, że czuła na barkach ciężar jego poirytowanego spojrzenia; miała wrażenie, że ją obwinia za porażkę u wybrzeża Dover (slusznie zresztą) i denerwowała się jeszcze bardziej, przez co szukała zaczepki. Od zawze miała kłótliwa naturę, była skora do awantur, a porażki zwykła rozładowywać wrzaskiem i agresją; zaciskała usta ze złości, gdy nic sobie z tego nie robił i posyłała mu piorunujące spojrzenia, lecz w końcu umilkła. Wzięła głęboki oddech, skupiła myśli na czekającym ich zadaniu; nie mylił się - traktowała to poważnie, nawet bardzo. Od kilku tygodni starała się jak mogła, aby zyskać w oczach Czarnego Pana; chciała udowodnić mu swą lojalność i wierność. Przede wszystkim jednak - rozumiała powagę sytuacji i coraz lepiej znaczenie jego rozkazów; w szeregach jego sług służyła od niedawna, lecz odnajdywała się wśród nich coraz lepiej i pragnęła rozwijać się dalej.
Przygryzła wargę niemal do krwi, gdy uśmiechnął się tak ironicznie; miała ochotę zetrzeć mu z ust ten parszywy uśmieszek, lecz na to przyjdzie pora później - musieli skupić się na sprawie dużo istotniejszej niż oni. Z wolna, ostrożnie zbliżali się do szklanej konstrukcji. Sigrun nie chciała znów popełnić błędu; nie mogła zawieść - bała się zawieść. Podczas następnego spotkania zamierzała zdać Śmierciożercom, najwierniejszym ze Jego sług, raport uwzględniający sukces; musiała to zrobić, inaczej niczego nie osiągnie.
Uniosła różdżkę i pewnie wyrzekła inkantację zaklęcia; jeśli zawiodłaby przy tak prostym uroku, najpewniej zawyłaby ze wściekłości. Kula światła wychynęła jednak z różdżki, zawisła w powietrzu już w środku budynku, przeganiając mrok.
Goyle ruszył pierwszy, Sigrun zaraz za nim, z różdżką wciąż w pogotowiu; po przekroczeniu progu dostrzegła czarną maź, która pokrywała sufit i ściany. Pomimo silnego źródła świata, wciąż było cholernie ciem, a znikąd dręczyły ich dziwne wrzaski i jęki. Doskonale czuła drganie powietrza; z każdym krokiem robiło się coraz gęstsze i pulsowało coraz mocniej. Magia była niespokojna, niestabilna; znaleźli się już blisko źródła anomalii - musieli więc działać.
Spojrzała na Caelana, aby upewnić się czy jest gotów. - Zacznę - wyrzekła śmiało, jak zawsze prędka do działania, niewahająca się przed podjęciem ryzyka. Uniosła różdżkę wyżej, przypominając sobie instrukcje ze zwoju, które przekazali im Śmierciożercy; wzięła głęboki oddech i skupiła myśli na magii anomalii. Wytężyła wolę i swoją moc, aby spróbować ją poskromić, okiełznać - uczynić tu energię stabilną.


| naprawiamy metodą rycerzy walpurgii


She tastes like every

dark thought I've ever had
Sigrun Rookwood
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am

r u i n a t i o n
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
i n s a n e
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5310-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/t5379-astrid#121534 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f100-harrogate-skala https://www.morsmordre.net/t5380-skrytka-bankowa-nr-1330#121543 https://www.morsmordre.net/t5381-sigrun-n-rookwood#121544
Re: Magiczna Oranżeria [odnośnik]23.07.18 22:43
The member 'Sigrun Rookwood' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 33
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Magiczna Oranżeria - Page 4 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Magiczna Oranżeria [odnośnik]24.07.18 17:17
Znów powrócił do typowego dla siebie milczenia. Nie miał zamiaru prowokować wybuchu; Rookwood z pewnością odczuwała niemałe wyrzuty sumienia i bez jego pomocy. Choć nigdy o tym nie rozmawiali, to domyślał się, że członkostwo w organizacji traktowała diabelnie poważnie i za nic w świecie nie chciałaby zawieść ich Pana. Kiedy rozmawiali o nim w Parszywym Pasażerze, była zaskakująco poważna i opanowana. Wciąż była jednak nieprzewidywalna, nerwowa i konfliktowa - a on musiał sobie z tym radzić, przynajmniej podczas wypełniania wspólnych obowiązków.
Kiedy przekroczył próg oranżerii, jego oczom ukazała się czarna, bulgocząca maź, która pokrywała ściany i sklepienie konstrukcji. Za nic nie chciałby wejść w interakcję z rzeczoną mazią, toteż nie ruszył się wiele dalej, tylko pozostał przy samym wejściu, co chwila łypiąc podejrzliwie na sprawiającą wrażenie żywej substancję. Zaklęcie rzucone przez Rookwood pomagało - coś w końcu widzieli - lecz daleko było im do przywrócenia oranżerii dawnej świetności. Nic jednak nie mogło zapobiec tym przeraźliwym wrzaskom, jękom i zgrzytom, które nieprzerwanie drażniły ich uszy. Co gorsza, przypominały one o niedawnej porażce, której gorzki posmak Caelan nadal czuł na języku.
Kiwnął krótko głową, kiedy Sigrun zaproponowała, że rozpocznie. Wzniósł do góry różdżkę, nadal nie spuszczając wzroku z tej przeklętej mazi, cierpliwie czekając na swoją kolej. Nie wiedział, czy nie powinni obawiać się, że coś zaraz pojawi się za ich plecami, że coś wychynie z oblepionych substancją ścian; zdawało mu się, że przez chwilę widział jakiś kształt, kształt podobny do dłoni, formujący się z tej nieprzeniknionej czerni, lecz równie dobrze to jego wyobraźnia mogła płatać mu figla.
W końcu zaczął robić to samo, co Rookwood - myśleć o instrukcjach, jakie przekazali im Śmierciożercy, przypominać sobie wymieniane przez nich inkantacje. Wyobrażał sobie, że magia poddaje się ich woli i zmienia swe oblicze; że krzyki cichną, zaś maź znika, pozostawiając oranżerię taką, jaka została opisana w książkach.



paint me as a villain
Caelan Goyle
Caelan Goyle
Zawód : Zarządca portu, kapitan statku
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
I must go down to the sea again, to the lonely sea and the sky.

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5834-caelan-goyle https://www.morsmordre.net/t5945-ethelinda https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f174-dzielnica-portowa-high-timber-street-8-5 https://www.morsmordre.net/t6368-skrytka-bankowa-nr-1403#161394 https://www.morsmordre.net/t5874-caelan-goyle#138874
Re: Magiczna Oranżeria [odnośnik]24.07.18 17:17
The member 'Caelan Goyle' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 56
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Magiczna Oranżeria - Page 4 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Magiczna Oranżeria [odnośnik]24.07.18 21:58
Czuła, że to ona zawiodła kilka godzin wcześniej u wybrzeża Dover; świadomość ta piekła ją cholernie gdzieś w trzewiach, była niczym ciężki kamień w żołądku. Czuła wstyd przez własną niemoc, nie miała jednak zamiaru się do tego przyznawać; porażki znosiła ciężko i niepokornie. Odreagowywała złościć i agresją, dlatego spojrzenie jej ciemnych oczu ciskało w stronę Caelana pioruny, choć nie był przyczyn złości; po prostu był obok i to wystarczyło. Brak reakcji tym bardziej zmusił jednak Sigrun do skupienia myśli na niespokojnej magii, która zmieniła szklaną konstrukcję Magicznej Oranżerii w czarne piekiełko. Tu się nie mylił - ich wspólną sprawę, walkę za nią traktowała poważnie.
Znalazłszy się w środku stanęli naprzeciw anomalii; Sigrun gorączkowo w myślach powtarzała odczytane przed kilkoma tygodniami instrukcje, próbowała za nimi podążać. Powietrze wokół nich drgało coraz silniej, czuła to doskonale; zacisnęła palce na różdżce i próbowała się skoncentrować. Wytężyć całą swą czarodziejską, aby skierować ją ku niestabilnej magii i spróbować okiełznać. Goyle bez zwłoki do niej dołączył, czuła jego energię i próbowała się z nią zsynchronizować. Osobno nie mieli szans, aby tego dokonać, lecz razem owszem - najwyraźniej jednak nie tym razem. Być może popełnili błąd, a może po prostu anomalia była zbyt potężna, aby mogli stawić jej czoła. Niestabilna magia nie miała zamiaru im się poddać. Budynek jął drżeć w posadach, a czarna maź osypywać się z sufitu. Sigrun obejrzała się przez ramię i dostrzegła jak lepka ciemność zaczyna przysłaniać wyjście; nie mogli zostać tu dłużej. Wyczarowana przez nią kula światła gasła.
- Musimy się wynosić - wyrzekła stanowczo, z wyraźną złością; znowu im się nie powiodło, choć teraz trudno byłoby wskazać winnego. Fortuna odwróciła od nich spojrzenie ten nocy.
Rookwood odwróciła się na pięcie i wybiegła z Oranżerii, nim niestabilna magia zdążyła ją zranić. Za ich plecami wciąż rozbrzmiewały wrzaski i potępieńcze jęki, których nie próbowali uciszyć zaklęciem Silencio - a może trzeba było? Goyle także opuścił budynek; ruszyli odnaleźć miotły.

| zt x2


She tastes like every

dark thought I've ever had
Sigrun Rookwood
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am

r u i n a t i o n
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
i n s a n e
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5310-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/t5379-astrid#121534 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f100-harrogate-skala https://www.morsmordre.net/t5380-skrytka-bankowa-nr-1330#121543 https://www.morsmordre.net/t5381-sigrun-n-rookwood#121544
Re: Magiczna Oranżeria [odnośnik]13.08.18 13:37
23 sierpnia?

Noc była sprzymierzeńcem.
Leśli licho nie spało, nie mogliśmy spać także i my - światło w ciemnościach, iskra pośród bezkresnej nocy. Słowa złożonej przysięgi krążyły w mojej głowie niczym mantra, drażniąc się ze mna, ale i dodając sił w chwilach, gdy wydawało się, że nie ma już nadziei. Nadal nie do końca wiedziałem, czy anomalie rzeczywiście znikały, stłamione białą magią. Czy walczyłem z wiatrakami, czy może rzeczywiście odmieniałem los, który sam sprowadziłem na własną ojczyznę. Świadomość ta bolała z każdym dniem, zatruwając organizm poczuciem winy, którego nie był w stanie zmyć żaden szlachetny czyn. Byłem sprawcą największego zła, jakie spotkało całą Wielką Brytanię - jednocześnie wierząc, że przecież ze swoimi czystymi zamiarami czynię więcej dobra, że skutecznie wypleniam rozwijającą się zarazę zwaną czarną magią, że czuwam na straży świata pozbawionego zła.
Nie znałem większej hipokryzji niż moja własna.
Lucinda nie mogła tego wiedzieć; nie znała mnie, a sprzedanie jej obrazu Fantastycznego Pana Lisa należało do prostych czynności. Szelmowski uśmiech, nonszalancki błysk w oku, szczypta ekstrawagancji okraszona dobrymi manierami. Sam nie zauważyłem, kiedy dawna codzienność stała się maską, twarzą, którą przybierałem, by dawać przykład innym. Zwyczajnie nie mogłem pozwolić sobie na kapitulację.
Początkowo Selwyn miała mi pomóc w sprawach czysto zawodowych. Potrzebowałem pomocy łamacza klątw - ale szybko przyszło mi do głowy, że przy odrobinie szczęścia mogliśmy wpierw naprawić magię w oranżerii. Chciałem ją sprawdzić. Łączyły nas arystokratyczne korzenie - swoich już dawno się wyrzekłem, ale Lucinda również nie wydawała się typową przedstawicielką wyższych sfer. Trochę mi w tym wszystkim imponowała - swoją pracą, typowo niekobiecą, światem, w którym obracali się głównie mężczyźni, jednocześnie balansującą między śmietanką towarzyską, a własnymi pasjami. Może zwyczajnie odnajdowałem w jej postawie analogię do własnej przeszłości; odzwierciedlenie niewykorzystanej szansy, trzymania dwóch gołębi za ogon. Było też w jej zachowaniu coś wyrachowanego, co stawiało przed nią niewidzialny mur, a jednocześnie lekkiego, pozwalającego uwierzyć, że niczym nie różni się od przeciętnej czarownicy, którą można spotkać na ulicy.
Chociaż do przeciętności było jej raczej daleko.
Tak naprawdę jej nie znałem. Kilka listów, krótkie spotkania - oba ściśle powiązane z działalnością Zakonu Feniksa - raczej nie sprzyjały czysto towarzyskim relacjom. Nie zdziwiła mnie jednak entuzjastyczna reakcja, gdy zaproponowałem wspólną, nocną wycieczkę. Przygody były jej żywiołem. Z tym, że być może jeszcze nie zdawała sobie sprawy z tego, jak niebezpieczna była nasza wyprawa. Nie tylko ze względu na kapryśną magię i bliskość anomalii; jeśli ktoś by nas przyłapał, nie mogliśmy liczyć na wsparcie Ministerstwa, ani - tym bardziej - na jego przychylność.
I wcale nie było to najgorszą rzeczą, jaka mogła nas spotkać.
- Twoja praca. To przejaw młodzieńczego buntu, który przerodził się w niekończącą się chęć utarcia nosa wszystkim członkom rodziny, czy może wiąże się z tym inna historia? - Zapytałem, gdy w spokoju przemieszaliśmy aleje Kensington and Chelsea. Wokół nie było żywej duszy, a cisza wydawała się wręcz złowieszcza.
Z każdym krokiem, który przyblizał nas do oranżerii, anomalia stawała się coraz bardziej wyraźna. Przyroda wokół była skąpana w mroku, jednak budynek tonął w całkowitej czerni, gęstej niczym smoła, która zionęła otchłanią nicości, rozlewając się na tle nocnego pejzażu. Zwolniliśmy kroku - idąc ostrożnie, jakby jeden niewłaściwy krok miał wywołac wybuch anomalii.
- Lumos maxima. - Wyinkantowałem cicho - jeśli mieliśmy cokolwiek zmienić w tej materii, w pierwszej chwili potrzebowaliśmy rzucić nieco więcej światła na tę sprawę.


Kundle, odmieńcy, śmieci, wariaci,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
Róbmy dym
Frederick Fox
Frederick Fox
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 34 (37)
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

fire is catching
and if we burn
you burn with us

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Magiczna Oranżeria - Page 4 Giphy
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2155-frederick-fox#32552 https://www.morsmordre.net/t2178-poczta-fryderyka#33148 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f413-devon-lisia-nora https://www.morsmordre.net/t3769-skrytka-bankowa-nr-605#69393 https://www.morsmordre.net/t2332-freddie-fox#35856
Re: Magiczna Oranżeria [odnośnik]13.08.18 13:37
The member 'Frederick Fox' has done the following action : Rzut kością


#1 'k100' : 87

--------------------------------

#2 'Anomalie - CZ' :
Magiczna Oranżeria - Page 4 Ejows7N
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Magiczna Oranżeria - Page 4 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Magiczna Oranżeria [odnośnik]14.08.18 12:01
Nie było jej łatwo się do tego wszystkiego przyzwyczaić. Nie chodziło o decyzje, którą podjęła i dzięki której stała się członkinią Zakonu Feniksa. Ciężko było się jej przyzwyczaić do uzyskanej w ostatnim czasie świadomości. Zawsze widziała trochę więcej, wyczulona na czające się zło potrafiła je dostrzec niemal we wszystkim, ale nie w ludziach. Z tym miała problem od zawsze. Teraz więcej rzeczy było dla niej jasne, więcej rozumiała. Z jednej strony odczuwała ulgę, z drugiej nie chciała rzucać się na głęboką wodę dopóki wszystkiego sobie nie poukłada. Jej narwana natura już niejednokrotnie wprowadzała ją w kłopoty.
Anomalie były sporym problemem i Lucinda wiedziała, że nie istnieje złoty środek by pozbyć się ich raz a dobrze. Każdą trzeba było potraktować magią indywidualnie, a przecież takich miejsc w samym Londynie było mnóstwo. Na spotkaniu Zakonu Feniksa dużo osób deklarowało się, że zrobi wszystko by się ich pozbyć. Wtedy Lucinda nic nie powiedziała nie wiedząc czy jej umiejętności są do tego wystarczające. Wyprawa z Foxem była dobrym sposobem do sprawdzenia tego. Był gwardzistą i aurorem. Choć nie znała go zbyt dobrze to jednak nie wyobrażała sobie by samej igrać z anomalią, a mężczyzna był idealnym wsparciem. W końcu doskonale wiedziała jak to jest bawić się ogniem.
Była już wcześniej w oranżerii. Dawno temu, jakby w innym życiu. Teraz to miejsce przytłaczało. Anomalia sprawiała, że ciężko było tutaj nawet oddychać. Wyobrażała sobie jak okropnie jest żyć w takim miejscu każdego dnia. Przebywać i znosić ten ciężar anomalii. Blondynka nie odpowiedziała od razu na pytanie Foxa. Wiedziała jak to się wszystko zaczęło, ale nie znała chyba konkretnej odpowiedzi. - Zaczęło się od opowieści mojego wuja – odparła unosząc kącik ust w delikatnym uśmiechu. - Podróżował, opisywał w swoich dziennikach napotkane na szlaku kultury, ludzi, artefakty, poszukiwaczy i łamaczy klątw. Nigdy nie byłam idealną szlachcianką. Taka jest moja siostra i cokolwiek bym zrobiła i tak było to niewystarczające więc przestałam brać sobie za cel bycie najlepszą w tym co mi nie wychodzi, a skupiłam się na tym co mnie interesuje. Nie było to proste na samym początku, ale w końcu rodzice odpuścili, od początku wiedzieli, że będę czarną owcą. - odpowiedziała, bo choć rozmowa o rodzinie przychodziła jej z trudem to jednak wspomnienie samo w sobie należało do szczęśliwych. W końcu od tamtej pory zaczęła żyć tak jak chciała, a nie tak jak musiała. Spojrzała na mężczyznę zaciekawiona bo w sumie co mogła o nim wiedzieć. Nigdy nie była też typem wierzącej w każdą plotkę. - A Twoja historia? - zapytała.
Anomalia przed nimi była silna i Lucinda odczuwała to w każdej drżącej komórki swojego ciała. Kiedy mężczyzna rzucił lumos rozświetlając tym przestrzeń przed nimi poczuła się pewniej. Wiedziała, że zrobiła dobrze dzisiaj tutaj przychodząc bo przynajmniej mogła poczuć się pewniej dokładając swoją cegiełkę do przywrócenia jakieś harmonii. Z zaskoczeniem patrzyła jak ręka mężczyzny zmienia się niczym w kamień. Przestraszyła się, że anomalia zrobi mężczyźnie trwałą krzywdę. Po chwili jednak wszystko wróciło do normy. Blondynka wyciągnęła różdżkę i rzuciła. - Magicus Extremos – w końcu mogło im to dać przewagę.


Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Panna
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Magiczna Oranżeria - Page 4 Tumblr_on19yxR5PA1tj4hhyo2_500
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3072-lucinda-lynn-selwyn https://www.morsmordre.net/t3145-sennett#51834 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t4137-skrytka-bankowa-nr-806#82308 https://www.morsmordre.net/t3214-lucinda-selwyn#55539

Strona 4 z 6 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6  Next

Magiczna Oranżeria
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach