Wydarzenia


Ekipa forum
Izba przyjęć
AutorWiadomość
Izba przyjęć [odnośnik]30.03.15 23:41
First topic message reminder :

Izba przyjęć

Wezwanie z Munga przyszło do Ciebie nagle, zupełnie niespodziewanie, na dodatek było jeszcze na tyle zawiłe, że miałeś/miałaś problem ze zrozumieniem go, co tylko spotęgowało Twój strach. Czyżby komuś z Twoich bliskich stało się coś złego? Pędem wpadasz na izbę przyjęć, rozglądając się dookoła dzikim wzrokiem dopóty, dopóki nie zauważasz podstarzałej kobiety w niestarannie zrobionym koku, która siedzi za podniszczonym kontuarem z jasnego drewna. Podchodząc do niej pospiesznie, nie spodziewasz się, że odbiegać będzie ona od tak pochwalanego przez Ciebie obrazu miłej starszej pani. Tymczasem jednak kobieta ostentacyjnie Cię ignoruje, choć wyraźnie nie umykasz jej uwadze, a gdy już się odzywa, skrzekliwy głos wdziera Ci się w uszy tak, że z pewnością przez co najmniej tydzień będzie on Twoim towarzyszem niedoli. W sidłach nieprzyjemnego monologu o wyrywaniu sobie żył dla tych niewdzięczników nie widzisz szansy na ratunek. Po chwili pomaga Ci jednak miła stażystka, osobiście wszystko sprawdzając i zabierając Cię z tego domu wariantów... Ostatnim, co widzisz, są jeszcze białe ściany i drewniana podłoga oraz inni, bardziej nieszczęśliwi potrzebujący. Pikanie aparatury miesza się z chaotycznymi wypowiedziami.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Izba przyjęć - Page 4 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Izba przyjęć [odnośnik]12.01.17 11:17
Nastały niebezpieczne czasy. Pełne mroku, trupów (którym nie da się już pomóc) oraz poszkodowanych. Coraz częściej przypadkowi obywatele obrywają zaklęciami z dziedziny czarnej magii. Słyszałem o niej wiele, w naszym domu nigdy nie była tematem tabu; mnie osobiście nigdy nie interesowała na tyle, by przejść do praktyki. Wolałem czytać księgi traktujące o niwelowaniu jej skutków niż władaniu najmroczniejszą z dziedzin sztuk czarodziejskich. Nie mogę nie przyznać, że mimo wszystko mechanizm jej działania od zawsze wydawał mi się fascynujący. Nagromadzenie nienawiści, wyzbycie się zahamowani moralnych, przywierające do duszy przekonanie o własnych pobudkach oraz poglądach uwalnia z różdżki wszystko, co najgorsze. Czyste zło siejące spustoszenie albo od razu (co kończy się śmiercią) albo powoli sącząc zabójczy jad w organizm zarażonego. Piękne oraz niezwykle interesujące. Sam do tej pory jeszcze nie nabawiłem się podobnych cech; wierzyłem, że moja potęga nie okazałaby się wystarczającą do uruchomienia tego zadziwiającego mechanizmu. Teoria goniła teorię, słowa zlepiały się w jedno, a zwolennicy wojny wkrótce zaczęli dostarczać do szpitala żywe manekiny, gotowe do testów. Z początku proces rekonwalescencji po ugodzeniu klątwą był długi oraz bolesny, bo nie potrafiłem odnaleźć krótszej drogi. Może właściwie nie chciałem widząc wśród pacjentów głównie szlamy oraz inne wynaturzenia, odstępstwa od krwi najczystszej. Ich cierpienie sprawiało mi wewnętrzną satysfakcję. Jedynie wyuczony profesjonalizm pozwolił im dożyć końca mąk serwowanych w szpitalu o każdej porze dnia i nocy. Gdyby nie on, zasłoniłbym się koniecznością przeprowadzania odpowiednich badań, a skoro podczas poszukiwań przyczyn pacjent zmarł… miałem za mało czasu. Mogłoby się coś znaleźć. Kto wie jak to się wszystko potoczy w przyszłości? Podczas wojny można zatuszować więcej niż ktokolwiek mógłby przypuszczać.
Niestety znajdowałem się w rzeczywistości pozbawionej samowolki, za to zastąpionej przepisowym podejściem do spraw zawodowych. Przyjmowałem kolejnych pacjentów; jedni byli umierający, a mimo to dochodzili do siebie po dłuższym czasie, inni obrywali jedynie rykoszetem. Nikły odsetek pacjentów bagatelizował swoje objawy, aż nie było za późno. Umierali w nocy. To był kolejny z takich dyżurów. Miałem ręce pełne roboty. Kolejni poszkodowani czekali w izbie przyjęć. Stażystka posortowała ofiary według spraw najpilniejszych; właśnie przyglądałem się nieco starszemu czarodziejowi, któremu klątwa opanowała… oko. Całe szare, z widocznymi, czerwonymi naczynkami, z żyłami pulsującymi dookoła oczodołu, brwi, powiek… nie wyglądało to ani przyjemnie, ani zjawiskowo. W zwyczajowych, czarnych rękawiczkach sprawdziłem jego zdolność widzenia. Nie dostrzegał tym okiem ani lumos, ani lumos maxima. Nie potrafił przyjąć do wiadomości, że klątwę owszem, zdejmę, ale wzroku już nie odzyska.
- Nie liczy się pańska opinia, tylko fakty. Fakty są rzetelne oraz jednoznaczne. I proszę nie udawać, że zna się pan lepiej na magii leczniczej ode mnie – odpowiedziałem sucho na kolejne jęki oraz oburzenia. Nie interesowało mnie w jaki sposób ten człowiek zarabia i dlaczego mam mu wrócić zdolność widzenia. Z drugiej strony mógłbym spróbować, to było ciekawym wyzwaniem. Bez względu na wszystko zaprosiłem go do sali.
Lupus Black
Lupus Black
Zawód : Uzdrowiciel na oddziale urazów pozaklęciowych
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Szedł podróżny w wilczurze, zaszedł mu wilk drogę.
"Znaj z odzieży - rzekł człowiek - co jestem, co mogę".
Wprzód się rozśmiał, rzekł potem człeku wilk ponury;
"Znam, żeś słaby, gdy cudzej potrzebujesz skóry".
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4105-lupus-black https://www.morsmordre.net/t4189-lupusowa https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t4464-skrytka-bankowa-nr-1060#95257 https://www.morsmordre.net/t4398-lupus-black#94303
Re: Izba przyjęć [odnośnik]15.01.17 20:55
10 kwietnia?
To był kolejny z wielu dni spędzanych w szpitalu. Cece urzędowała na oddziale urazów magizoologicznych już od samego rana, przyjmując kolejnych pacjentów tak długo, aż nie wyczerpali jej się wszyscy Ci lekkomyślni czarodzieje, jacy zdołali dać się zranić podczas urodzin bratanicy, podczas konnej jazdy czy też po prostu w pracy. Takich było najwięcej, ale Sykes w żadnym razie to nie dziwiło. Żeby to mało osób pracowało z dzikimi stworzeniami! Najgorsi jednak nie byli Ci, którzy codziennie obcowali ze smokami czy trytonami, a następnie obrastali łuskami. Młoda uzdrowicielka darzyła najmniejszą sympatią tych recydywistów, którym można było do znudzenia powtarzać, aby nie drażnili obcych kugucharów, a jednak zawsze kończyło się tak samo. Przychodzili do niej z ogonami i sierścią mówiąc, że nie wiedzą jak mogło do tego dojść, podczas gdy ona musiała raz po raz golić im ramiona, podawać eliksiry i pouczać do znudzenia. Słowa ostrzeżeń, wypowiadane tak często, odcisnęły już piętno w jej pamięci i mogłaby je recytować o każdej porze dnia i nocy. Teraz wreszcie mogła zrobić sobie przerwę. Pozostawiła na oddziale młodszego uzdrowiciela, który powinien poradzić sobie w przypadku lekkich urazów, a w razie potrzeby miał posłać po nią. Uciekła ze swojego oddziału z prawdziwą ulgą, chociaż kiedy wślizgiwała się na urazy pozaklęciowe, nie zrobiła tego bez odruchowego lęku. Co jeżeli wpadnie tutaj na Cassiana? Zacisnęła mocniej wargi, tworząc z ust cienką linię, ale niczym więcej nie zdradziła swoich obaw. Jej cel był jasny i stał się prosty do przewidzenia nawet i dla Lupusa, kiedy już zapukała do drzwi jego gabinetu. Wiedział po co przyszła, ale również potrafił bez trudu ponownie ją spławić. Mimo to postanowiła się nie poddawać. Wdawszy się z nim w dyskusję, wynegocjowała coś wreszcie. Mogła obserwować, może nawet asystować mu w leczeniu, chociaż wiedziała, że nie pozwoliłby jej na więcej. Miał w tym słuszność, wszak to on był ekspertem w swoim fachu, a ona jedynie miała się uczyć i wyciągać wnioski z jego postępowania. Odpowiadało jej to w zupełności. Z wielką chęcią przyczaiła się więc w sali, w jakiej miał urzędować dzisiaj Lupus i wyczekiwała na niego. Nie odezwała się jednak kiedy wszedł do pomieszczenia z pacjentem, a jedynie kiwnęła mu z szacunkiem głową, nie chcąc przerywać pacjentowi, jaki prowadził teraz niezwykle rozgorączkowany monolog. Nie wiedziała co powiedział mu Black, ale mężczyzna wyglądał jednocześnie na oburzonego i przerażonego, co nie wróżyło zbyt dobrze. Wlepiła spojrzenie brązowych oczu w mężczyznę, oczekując jakiegoś znaku, aby mogła się zbliżyć. W dłoniach trzymała kawałki pergaminów oraz kałamarz i pióro. Tak na wszelki wypadek, gdyby zapragnęła coś zanotować. Traktowała tę okazję do nauki niezwykle poważnie.


DANCE, ballerina, DANCE AND DO YOUR PIROUETTE
IN RHYTHM WITH YOUR ACHIN' HEART
DANCE, ballerina, DANCE YOU MUSTN'T ONCE FORGET
A DANCER HAS TO DANCE THE PART
Cece Sykes
Cece Sykes
Zawód : uzdrowicielka, oddz. urazów magizoologicznych
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
To możliwość spełnienia marzeń sprawia, że życie jest tak fascynujące.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3619-celeste-sykes https://www.morsmordre.net/t3727-a-to-franca https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f239-pokatna-6-6 https://www.morsmordre.net/t3741-skrytka-bankowa-nr-913#68534 https://www.morsmordre.net/t3732-cece-sykes
Re: Izba przyjęć [odnośnik]30.01.17 15:44
/może być :D

Zapomniałem już o złożonej obietnicy jakiś czas temu. Minęło zbyt wiele jednakowych dni. Rutyna prędzej czy później dopada każdego. Prawdopodobnie nawet kogoś, kto codziennie zmaga się z innymi przypadkami. Nie, to tak nie wygląda w gruncie rzeczy; życie to nie teatr, gdzie podczas scen dzieją się naprawdę różne sytuacje, w wir których możesz się w mgnieniu oka rzucić. Powolna egzystencja opiewa raczej w monotonię przerywaną od czasu do czasu czymś naprawdę interesującym. To sprawiało, że nie potrafiłem odróżnić jednego dnia od drugiego, a słowa czasem plątały się między osobami, z którymi nawet nie powinienem był rozmawiać. Celeste Sykes, kolejny twór niezdatnej do dobrego zamążpójścia panny, w dodatku pochodzącej z rodziny artystów, nie uzdrowicieli; długo nie potrafiłem przeboleć jej istnienia w Świętym Mungu, traktując jednak z chłodną rezerwą typową dla arystokratów przejedzonymi wszystkimi rozumami świata. Jej nieustępliwość doprowadziła mnie w końcu na skraj cierpliwości zmieszany ze szczerym zrezygnowaniem. Westchnąłem wtedy boleśnie, aż zakuły mnie żebra. I zgodziłem się na udzielenie kilku wskazówek, spoglądania na moją rutynę pracy. Najpewniej powinienem czynić to samo, bez uprzedzenia zjawiając się na piętrze urazów magizoologicznych oraz nabywać kolejne, przydatne informacje. Niestety nie byłem do tego zdolny. Brakowało mi pokory, złamania swojej wyrośniętej nadmiarowo dumy oraz zwykłej motywacji. Urazy spowodowane groźnymi zwierzętami nie wydawały mi się ani odrobinę ciekawe, co pewnie było moim błędem i luką na nieskazitelnym życiorysie. Moja ambicja była ukierunkowana jednotorowo, nie tylko na poszerzaniu wiedzy (za to z typowo wąskiej dziedziny, którą się zajmowałem) zdobytej, ale zarazem na osiągnięciu władzy, stołka, czy jak inaczej można byłoby to nazwać. Nie interesowały mnie pełne pogardy spojrzenia innych osób, ceniących sobie bardziej wyimaginowane idee zasłaniając się szeroko pojętym powołaniem, ja miałem jasno określony cel, który pojawił się już krótko po zdaniu ostatnich egzaminów. I tego zamierzałem się trzymać.
Te myśli bywały nawet pocieszające kiedy musiałem użerać się z pacjentami, którzy nie byli skorzy do współpracy. Tak jak ten mężczyzna. Przypadkowa ofiara kolejnego napadu na szlamę, niefortunnie oberwał rykoszetem, ale w ogóle nie nauczyło go to rozsądku. Jemu też brakowało pokory, ale wcale nie czułem z nim z tej więzi, którą mógłbym zrzucić na poczet wykazywanych pewnych wspólnych cech. Pewnie wynikało to ze smutnego faktu, że… był nikim.
Zaprosiłem go w końcu do gabinetu, ale mojemu wejściu towarzyszyło zdziwione uniesienie brwi kiedy zobaczyłem w środku współpracownicę. Krótko i zwięźle odpowiedziałem na jej powitanie tym samym gestem, zaraz przedstawiając ją pacjentowi oraz wyjaśniając rolę kobiety w tym całym zajściu. Mężczyzna nie wykazywał się szczególnym zrozumieniem, bo spojrzał na Cece jak na intruza burcząc coś pod nosem. Wciągnąłem więcej powietrza w płuca myślami prosząc Salazara o więcej siły w dzisiejszym starciu z nagromadzeniem upierdliwych przeszkód na drodze do osiągnięcia celu. Banalnego: odrobina spokoju na dyżurze.
- Wróćmy do leczenia – upomniałem go, jeszcze raz świecąc mu różdżką w oko, by upewnić się, że źrenica nie reaguje. Nie reagowała. – Nie mogę panu nic obiecać. Możemy spisać oświadczenie, że zgadza się pan na mniej lub bardziej bolesne próby przywrócenia wzroku i naprawdę podjąć próby usunięcia skutków klątwy, nie tylko tych powierzchownych – powiedziałem spokojnie pocierając w zadumie brodę. – Chyba, że panna Sykes ma jakieś propozycje? – spytałem nagle odwracając się w jej kierunku. Kto wie, może miała jakieś cenne sugestie?
Lupus Black
Lupus Black
Zawód : Uzdrowiciel na oddziale urazów pozaklęciowych
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Szedł podróżny w wilczurze, zaszedł mu wilk drogę.
"Znaj z odzieży - rzekł człowiek - co jestem, co mogę".
Wprzód się rozśmiał, rzekł potem człeku wilk ponury;
"Znam, żeś słaby, gdy cudzej potrzebujesz skóry".
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4105-lupus-black https://www.morsmordre.net/t4189-lupusowa https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t4464-skrytka-bankowa-nr-1060#95257 https://www.morsmordre.net/t4398-lupus-black#94303
Re: Izba przyjęć [odnośnik]31.01.17 21:37
Wyczekiwała na możliwość przyjrzenia się pacjentowi z bliska. Suche zapisy w karcie nie mogły w żaden sposób trafić do wyobraźni tak młodej uzdrowicielki będącej nie dość, że na obcym terytorium to jeszcze, gdy zapisane były chwiejną dłonią oszczędnego w wydawaniu opinii lorda Black. Po cóż miałby upychać elaborat w miejscu, w którym była jedynie niewielka rubryczka, skoro i tak doskonale pamiętał w czym rzecz? Ha, a przynajmniej tak tłumaczyła to sobie Cece, bo z samych tych zapisków zdołała dowiedzieć się jedynie o urazie pozaklęciowym, jakiego doznał mężczyzna, a który miał obejmować jego oko. Niemalże natychmiast w jej głowie eksplodowały setki pytań. Jak do tego doszło i jak powinni to leczyć? Czy jego ślepota naprawdę była taka nieodwracalna? Lupus był uzdrowicielem pracującym tutaj na pełen etat. Cece podczas swoich nielicznych wizyt u Cassiana zdołała się już przekonać, że tutaj wywary oraz maści były tutaj niejako w niełasce, zwłaszcza wśród starszych datą specjalistów, chociaż nie była pewna czy i lord Black wyznawał podobną opinię. Ogień zwalczaj ogniem? Było w tym trochę racji, a jednak w chwili, w której pacjentowi nie dawano już żadnych szans na ozdrowienie, dziewczyna była w stanie sprawdzić wszystko, nawet najmniej prawdopodobne rozwiązania w nadziei, że któreś z nich wreszcie poskutkuje. Miała ogromną nadzieję, że pacjent zdecyduje się mimo wszystko na podpisanie oświadczenia. Dla niego to była szansa na ponowne cieszenie się sprawnym wzrokiem, a dla niej na dowiedzenie się czegoś nowego i fascynującego, jeżeli już za oczywiste weźmiemy samo to, iż mogłaby komuś pomóc. Kto wie, może na tym spotkaniu pozna innowacyjne, a zarazem efektywne metody regenerujące tkankę, z których mogłaby skorzystać na magizoologii? Nie przejmowała się nawet burczeniem podstarzałego czarodzieja. Skoro nie odmówił jej możliwości przebywania w sali, ona nie zamierzała przekonywać go o swoich kwalifikacjach. W planach miała jedynie obserwacje, notatki i ewentualne zbieranie pytań. Pierwsze niekorzystne dla niej posunięcie Blacka nie wróżyło dobrze tej lekcji. Sykes uniosła wzrok znad pergaminów, czując się jak wywołana do odpowiedzi smarkula, przyłapana na rysowaniu serduszek, zamiast na sporządzaniu notatek z lekcji. Przyjrzała się obu mężczyznom, którzy teraz wgapiali w nią czujne spojrzenia.
- Czy mogłabym najpierw zerknąć? - zapytała, wiedząc że dobry lekarz nie powinien wydawać opinii bez konsultacji. Pal już nawet sześć, że tak naprawdę to nie ona była za to oko odpowiedzialna i mogłaby uwierzyć Blackowi na słowo. Jego niedoczekanie, to byłoby zbyt proste. Poza tym, cóż mogła poradzić na swoją niedoścignioną ciekawość? Bardzo chciała sama sprawdzić jakie tajemnice skrywa ten przeklęty oczodół. Zastygła w bezruchu, niemalże wstrzymując oddech, gdy tak czekała na wyrok.


DANCE, ballerina, DANCE AND DO YOUR PIROUETTE
IN RHYTHM WITH YOUR ACHIN' HEART
DANCE, ballerina, DANCE YOU MUSTN'T ONCE FORGET
A DANCER HAS TO DANCE THE PART
Cece Sykes
Cece Sykes
Zawód : uzdrowicielka, oddz. urazów magizoologicznych
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
To możliwość spełnienia marzeń sprawia, że życie jest tak fascynujące.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3619-celeste-sykes https://www.morsmordre.net/t3727-a-to-franca https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f239-pokatna-6-6 https://www.morsmordre.net/t3741-skrytka-bankowa-nr-913#68534 https://www.morsmordre.net/t3732-cece-sykes
Re: Izba przyjęć [odnośnik]13.02.17 18:27
Pacjent pozostawał nieugięty. I wyjątkowo marudny. A czas naglił. Nie wiadomo do końca, jaki to rodzaj klątwy i jak bardzo rozprzestrzeniła się już po jego ciele. Jej zatrważająca bliskość mózgu nie rokowała najlepiej. Tymczasem mężczyzna zachowywał się jakby pozjadał wszystkie rozumy, a Sykes pozostawała niechcianym gościem, w dodatku kobietą. Widziałem niezadowolenie w jego spojrzeniu, jak gdyby płeć przeciwna miała na zawsze pozostawać co najwyżej pielęgniarką. Nie zamierzałem wchodzić z nim w polemikę. Oprócz braku czasu cechowała nas nie tyle, co rozbieżność w poglądach, co raczej odmienna sytuacja społeczna. Będąca dla mnie nie do przeskoczenia. Zamierzałem jedynie skupić się na formie leczenia obejmującego zniwelowanie klątwy oraz bólu. Niestety jegomość siedzący teraz na kozetce nie wydawał się być zachwycony. Usłyszawszy wieści o podpisaniu oświadczenia zbiesił się jeszcze bardziej, łypiąc zdrowym okiem to na mnie, to na Celeste. Byłem bliski zniecierpliwienia, kiedy rozluźniałem palce i mrugałem intensywnie. Pragnąłem, by wreszcie zamknął jadaczkę oraz dał się zbadać bez cienia podejrzliwości.
- Daj ten papierek, chłopcze. Wylecz mnie czym prędzej – zażądał, lekceważąco oraz zniecierpliwiony. Wykonał ponaglający gest dłonią, który słowo daję, wywołał we mnie pulsowanie żyły skroniowej. Wziąłem głęboki wdech pragnąc za wszelką cenę pozostawić między nami atmosferę profesjonalizmu.
- Najpierw panna Sykes pana zbada. – Tym razem to ja postawiłem twarde warunki, kiwając głową na rzeczoną kobietę. Usiadłem wygodnie na krześle tuż obok, chcąc nie tylko nadzorować jej poczynania, ale też nie musieć przeprawiać się przez całą salę kiedy to właśnie ja rozpocznę przygotowania pacjenta do dalszego działania. Miałem tylko nadzieję, że uzdrowicielka się pospieszy. Nie mieliśmy nieograniczonej liczby czasu, niestety.
Kiedy tylko podeszła do mężczyzny, nawet go jeszcze nie dotykając, ten gwałtownie wstał.
- Proszę mnie nie dotykać swoimi brudnymi łapami! – zakrzyknął pełen oburzenia. Wbrew zdrowemu rozsądkowi. Otworzyłem szerzej oczy, w pierwszej chwili będąc zdziwiony; w drugiej już mniej. No tak, mieliśmy do czynienia z klątwą. Widocznie to nie był typ marudzącego staruszka, a ofiara nieszczęśliwego wypadku. Zerwałem się z miejsca.
- Expelliarmus – wypowiedziałem zaklęcie, kiedy jegomość sięgnął po różdżkę, kierując ją w stronę Sykes. Głupi byłem, że tego nie przewidziałem. Człowiek uczy się na własnych błędach.
Lupus Black
Lupus Black
Zawód : Uzdrowiciel na oddziale urazów pozaklęciowych
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Szedł podróżny w wilczurze, zaszedł mu wilk drogę.
"Znaj z odzieży - rzekł człowiek - co jestem, co mogę".
Wprzód się rozśmiał, rzekł potem człeku wilk ponury;
"Znam, żeś słaby, gdy cudzej potrzebujesz skóry".
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4105-lupus-black https://www.morsmordre.net/t4189-lupusowa https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t4464-skrytka-bankowa-nr-1060#95257 https://www.morsmordre.net/t4398-lupus-black#94303
Re: Izba przyjęć [odnośnik]17.02.17 20:13
Ta sytuacja była tak absurdalna, że gdyby tylko nie okazywała się tak znamiennie upierdliwa w skutkach, może nawet mogłaby być zabawna. Nadwyrężona cierpliwość Lupusa nie wróżyła nazbyt pomyślnie dalszej współpracy obojga uzdrowicieli, wszak Cece mogła być pewna, że jego zły nastrój z pewnością zacznie rzutować nie tyle na ich pracę, co na wymieniane pomiędzy nimi uwagi. Spodziewała się, że odtąd okażą się suche i bezosobowe. Wielu już szlachciców widziała w swoim życiu, nierzadko siedzących na identycznych, plastikowych krzesłach z izby przyjęć, będących w stanie zagrażającym życiu, jak pewien powykręcany jegomość, którego musiała objąć kilkudziesięciominutową opieką wraz z Marianną. Niejednokrotnie już poznała ich humory oraz nastroje, wysłuchiwała nikomu niepotrzebnych żali, przyjmowała obelgi z uprzejmym uśmiechem. Taką samą miarą oceniała teraz zarówno dotkniętego klątwą mężczyznę jak i starszego od niej samej uzdrowiciela. Napięcie obecne w sali, zdawało się wręcz pęcznieć pod wpływem słów nadętego paniczyka, a chociaż dziewczyna ściągnęła brwi, nie odezwała się ani słowem. Zdecydowany sprzeciw Lupusa zdawał się nie robić na ich pacjencie żadnego wrażenia. Stał tak, w pozycji zamkniętej, kompletnie ignorując jej obecność, jakby nie prezentowała sobą niczego więcej od nieopierzonego pisklęcia, pierwszy raz wyfruwającego z rodzinnego gniazdka. Panowała nad mimiką twarzy na tyle, aby nie dać po sobie poznać jak bardzo takie sytuacje zawsze jej dotykały. W głębi duszy czuła nie tylko ogromny zawód niegodną postawą mężczyzny, ale również bliżej nieokreślony ból, muskający pokłady jej własnej ambicji. Czy naprawdę kobiety w obecnych czasach nadawać się mogły jedynie do rodzenia dzieci? Prychnąwszy w duchu na to archaiczne podejście, Sykes postąpiła kilka kroków naprzód, aby móc zapoznać się ze stanem zdrowia wskazanego jej celu. Nie spodziewała się takiego obrotu sytuacji i to był jej ogromny błąd. Jakiś czas temu, zdarzyła jej się podobna sytuacja. Wówczas nie miała możliwości, aby skorzystać z różdżki i to jeszcze z rąk mężczyzny, którego myślała, że zna. Widok poruszonego staruszka, wściekłego nie tylko na nią samą, ale i na Blacka, kompletnie odebrał jej zdolność reakcji. Zastygła w bezruchu, niczym najsolidniejszy marmurowy posąg, pozwalając tak w siebie celować, ale na szczęście nie trwało to długo. Chociaż jedno z nich okazało się myśleć logicznie, wytrącając mężczyźnie broń z rąk. Westchnęła, a następnie ułożyła usta w kształt słów podziękowania, jakie nigdy nie padły. Zamiast tego, wyszarpnęła różdżkę z kieszeni kitla, orientując się w zamiarach pacjenta w samą porę. Skojarzenie z dzikim zwierzęciem okazało się być pożytecznym zaskoczeniem, reakcja Cece była zadziwiająco trafna w tej sytuacji. - Orbis - szepnęła, wciąż walcząc ze ściśniętym gardłem, ale to wystarczyło. Podstarzały szlachcic znieruchomiał w pół kroku z rękoma wyciągniętymi przed siebie, pochwycony akurat w chwili, w której skoczył w kierunku Lupusa. Jego palce zamknęły się na pustce, tych kilka centymetrów przed jego twarzą, a Sykes napięła całe ciało, aby móc utrzymać go w miejscu. - Ojoj… lordzie Black… - westchnęła tylko, nie będąc w stanie skupić się na czymś poza tym komicznym powstrzymywaniem pacjenta przed rzuceniem się na uzdrowiciela. Nie spodziewała się tylko jednego poza mugolską napaścią - kontrataku. Nagle upadła na posadzkę, gdy lasso rozluźniło się niespodziewanie. Stłukła sobie boleśnie kość ogonową, ale w tym momencie nie poczuła absolutnie nic poza tępym pacnięciem o ziemię i zdecydowanym uściskiem palców na swoim nadgarstku. Jęknęła z bólu, wyginając się, aby sięgnąć po różdżkę, która podczas upadku wypadła jej z dłoni, ale nie mogła jej dosięgnąć, szarpnięta przez mężczyznę. Wyciągnęła przed siebie dłoń, chcąc ręką osłonić się przed lecącym na nią ciosem.


DANCE, ballerina, DANCE AND DO YOUR PIROUETTE
IN RHYTHM WITH YOUR ACHIN' HEART
DANCE, ballerina, DANCE YOU MUSTN'T ONCE FORGET
A DANCER HAS TO DANCE THE PART
Cece Sykes
Cece Sykes
Zawód : uzdrowicielka, oddz. urazów magizoologicznych
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
To możliwość spełnienia marzeń sprawia, że życie jest tak fascynujące.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3619-celeste-sykes https://www.morsmordre.net/t3727-a-to-franca https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f239-pokatna-6-6 https://www.morsmordre.net/t3741-skrytka-bankowa-nr-913#68534 https://www.morsmordre.net/t3732-cece-sykes
Re: Izba przyjęć [odnośnik]02.03.17 15:19
To była jawna katastrofa. Całe to leczenie, ustalanie nikomu niepotrzebnych faktów, propozycja pomocy. Nauki nie tylko teoretycznej, ale też praktycznej. To wszystko od początku brnęło w zdecydowanie złym kierunku i moje obawy potwierdziły się. Nie od razu; zdążyłem się zniecierpliwić, unieść wewnętrznie kilka razy, pacnąć otwartą dłonią w blat, niby przypadkiem. Wbiłem rozdrażniony wzrok w pacjenta nie mogąc wprost uwierzyć jego impertynencji. Odzywki rodem z ust pięciolatka i… naprawdę nie wiem, jak mogło mi to nie przyjść do głowy. Jak mogłem zapomnieć o czymś tak oczywistym, będącym naturalnym skutkiem większości klątw. Plułem sobie w brodę, co nie trwało zbyt długo, bo zmuszony zostałem do działania. Gwałtownie wstając ze stołku niemal go przewróciłem, a chwilę później różdżka napastnika leżała tuż obok moich nóg. Przydeptałem kawałek magicznego drewna prawą stopą, natomiast prawa ręka wyciągnięta była w kierunku zbulwersowanego pacjenta. Nie rezygnującego z ataku tylko z powodu pozbawienia go możliwości obrony jak przystało na każdego szanującego się czarodzieja. Jak zwierzę, jak byle mugol postanowił zaatakować personel rękami. Posłałem mu chłodne, ostrzegawcze spojrzenie; w ostatniej chwili panna Sykes odciągnęła go magicznym lasso od mojej twarzy, sama zaraz upadając na posadzkę. Na brodę Merlina, co to wszystko miało znaczyć…
- Attrequio omne! – rzuciłem wreszcie zniecierpliwiony, doprowadzony do ostateczności. Której to scenariusz obejmował nagłe zaśnięcie mężczyzny. Jego ciało bezwładnie opadło na podłogę, co nie było do końca zbawienne dla jego organizmu, ale nie mogłem uczynić inaczej. Podjudzony przez klątwę na pewno próbowałby się dalej wyrywać oraz narobiłby zdecydowanie więcej szkód. Patrzyłam na niego przez kilka długich sekund starając się uspokoić przyspieszony oddech. Nie powinienem okazywać żadnych emocji, a już na pewno nie przy osobach postronnych. Dlatego właśnie ważniejszym dla mnie było doprowadzenie się do stanu spokojnego kwiatu na gładkiej tafli jeziora. To nie było łatwym zadaniem.
- Proszę sprawdzić czy nie doszło do urazu głowy – zarządziłem w kierunku kobiety. Prawdopodobnie powinienem zerwać się z miejsca oraz podnosić ją z tej podłogi, ale to było ponad moje siły. Za to chwyciłem za różdżkę nieszczęśnika, oglądając ją pod światło. Nie znałem się niestety na ich budowie. – Jeśli wszystko w porządku, przeniosę go na kozetkę oraz czym prędzej pozbawię klątwy. Dopiero wtedy będzie można myśleć o wybudzeniu go oraz ewentualnym podjęciu próby przywrócenia wzroku – powiedziałem jeszcze, po czym schowałem obie różdżki w kieszeń kitla. Zaraz też znalazłem się przy mężczyźnie.
Lupus Black
Lupus Black
Zawód : Uzdrowiciel na oddziale urazów pozaklęciowych
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Szedł podróżny w wilczurze, zaszedł mu wilk drogę.
"Znaj z odzieży - rzekł człowiek - co jestem, co mogę".
Wprzód się rozśmiał, rzekł potem człeku wilk ponury;
"Znam, żeś słaby, gdy cudzej potrzebujesz skóry".
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4105-lupus-black https://www.morsmordre.net/t4189-lupusowa https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t4464-skrytka-bankowa-nr-1060#95257 https://www.morsmordre.net/t4398-lupus-black#94303
Re: Izba przyjęć [odnośnik]08.03.17 1:58
Ból zniknął w obliczu przytłaczających zmysły bodźców. Już nie koncentrujący się na jej kruchych nadgarstkach ucisk był ważny, a ta niepożądana bliskość ogarniętego szałem pacjenta. Swąd jego oddechu, błysk szaleństwa w spojrzeniu, a potem ten niezwykle niepotrzebny ciężar. Lupus co prawda obezwładnił mężczyznę, dając jej możliwość na wyswobodzenie się i ostateczną ucieczkę, ale nie przewidział chyba jednego. Jak warząca nieco ponad pięćdziesiąt kilogramów kobieta miała poradzić sobie z usunięciem z siebie ciężaru nieprzytomnego mężczyzny? Sprawa byłaby prosta, gdyby miała różdżkę, a jednak jak na złość nie potrafiła jej dosięgnąć w obecnej sytuacji. Kiedy sprawa wydała jej się już przegrana, wykonała ostatnią próbę. Odetchnęła, gdy jej palce zamknęły się na drewnie. Wyszeptała formułę zaklęcia, unosząc pacjenta w powietrze, aby móc wreszcie dźwignąć się na nogi. Nie skomentowała braku czynnego wsparcia, wszak jej słowa doprowadziłyby do niczego więcej poza wymianą nieprzychylnych spojrzeń lub uwag. Nie mieli na to czasu, zdawała sobie z tego sprawę nawet wówczas, gdy nie do końca pojmowała czego tak naprawdę była świadkiem. Przygryzła dolną wargę w zdenerwowaniu, kiedy wybierała odpowiednie zaklęcie. Samodzielnie, ostrożnie ułożyła mężczyznę na kozetce, skoro już i tak potrzebowała go unieść, niechętnie zbliżając się do jego głowy, aby zbadać ją pod kątem ewentualnych urazów. Nie było to trudne, nawet gdy w grę wchodził także wewnętrzny przegląd tkanek, więc wkrótce mogła już zameldować to, co wiedziała od samego początku. Nie mógł zrobić sobie krzywdy. Nie w sytuacji, w której opadł prosto na nią. - Wszystko w porządku - stwierdziła bezosobowo, wciąż nie potrafiąc przywrócić swemu głosowi naturalnego wydźwięku. Czuła, że krtań wciąż ma silnie zaciśniętą emocjami. Wzięła głębszy wdech, aby się uspokoić, po czym skierowała wzrok w stronę uzdrowiciela. - Cóż to za klątwa, która potrafi doprowadzić czarodzieja do takiego stanu? - zapytała, niepewna czy nie zostanie zaraz obrzucona nieprzychylnym spojrzeniem. Urazy pozaklęciowe nie były jej broszką, więc takie pytanie w żadnym razie nie mogło nie być na miejscu, a jednak gdzieś z tyłu jej głowy powstała obawa przed okazaniem słabości przy tym mężczyźnie. W jego towarzystwie czuła się wybitnie niekomfortowo, a jednak jego wiedza sprawiała, iż miała ochotę lgnąć ku niemu i czerpać od niego jak najwięcej. Ach te wewnętrzne konflikty. Postawiła dwa kroki w bok, aby umożliwić uzdrowicielowi dojście do pacjenta. - Mogę coś dla niego zrobić? - dodała jeszcze, mając na myśli asystowanie przy zdejmowaniu klątwy, chociaż nie łudziła się specjalnie, iż odpowiedź okaże się pozytywna. Miała wrażenie, że Lupus postanowi zająć się wszystkim osobiście.


DANCE, ballerina, DANCE AND DO YOUR PIROUETTE
IN RHYTHM WITH YOUR ACHIN' HEART
DANCE, ballerina, DANCE YOU MUSTN'T ONCE FORGET
A DANCER HAS TO DANCE THE PART
Cece Sykes
Cece Sykes
Zawód : uzdrowicielka, oddz. urazów magizoologicznych
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
To możliwość spełnienia marzeń sprawia, że życie jest tak fascynujące.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3619-celeste-sykes https://www.morsmordre.net/t3727-a-to-franca https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f239-pokatna-6-6 https://www.morsmordre.net/t3741-skrytka-bankowa-nr-913#68534 https://www.morsmordre.net/t3732-cece-sykes
Re: Izba przyjęć [odnośnik]08.03.17 13:28
Mógłbym przysiąc, że mężczyzna według moich danych miał polecieć w inną stronę. Widocznie jak coś się miało zepsuć, to po całości. Przez rosnące we mnie zdenerwowanie oraz szukanie odpowiednich rozwiązań, a co za tym idzie, dalszego planu działania, nie przewidziałem wielu rzeczy. Tak jak pozostały one dla mnie zupełnie poza zasięgiem wzroku. Dopiero po słowach panny Sykes przecinających grobową niemal ciszę, odwróciłem się w jej kierunku widząc, że poradziła sobie z niespodziewanym pogorszeniem się sytuacji. Co więcej, polecenie dotyczące sprawdzenia głowy okazało się być bezpodstawne. Choć podobno lepiej dmuchać na zimne. Trudno mi było być zadowolonym z takiego obrotu spraw, ale gdzieś wewnętrznie czułem się spokojniejszy, że uzdrowicielka poradziła sobie z tym wyzwaniem. To niestety był dopiero początek. To znaczy, ona mogła już wyjść jeśli miała dość, ale teraz trzeba było zająć się właściwym leczeniem, mianowicie wydobyciem tej paskudnej klątwy.
Podszedłem więc do kozetki, tylko przelotnie spoglądając w stronę Celeste. Wzrok całkowicie skupiłem na leżącym bezwładnie mężczyźnie, śpiącym jak… zabity. Skrzywiłem się na to wewnętrzne stwierdzenie, co mogło z zewnątrz wyglądać zupełnie inaczej. Czego i tak nawet nie spostrzegłem. Musiałem wybrać odpowiednie zaklęcia leczące tego nieszczęśnika. Z zamyślenia wybudziło mnie pytanie, które przed sekundą zawisło w powietrzu. Ponownie obejrzałem się przez ramię na kobietę, dopiero po paru chwilach orientując się, że miałem do czynienia z laikiem, przynajmniej w tym temacie.
- Nie jestem w stanie dokładnie określić jaki to czar. Wiem tylko, że to rykoszet, z tym sprawa ma się zupełnie inaczej – zacząłem spokojnie, przynajmniej pozornie. – Rykoszet czarnomagicznej klątwy jest trudny do przewidzenia w skutkach, bo posiada zupełnie inną naturę od oberwania wprost danym zaklęciem. Gdyby tak było, nie sądzę, by ten mężczyzna nadal żył – kontynuowałem swój monolog. – Sam niewiele wiedział, ktoś wymazał mu pamięć. Widocznie napastnik nie chciał mocniej babrać sobie rąk kolejnym trupem. Mało prawdopodobna jest klątwa poprzez dotknięcie przeklętego artefaktu, wtedy postępuje ona zwykle od rąk; reszta przypadków jest znikoma – dodałem z całą pewnością siebie. – Odprysk magii dostał się do jego oka, skąd blisko do mózgu. Widocznie minęło kilka godzin zanim pacjent się zgłosił na izbę przyjęć. To po prostu klątwa uśpionego szału, coś jak powikłania po chorobie – dopowiedziałem jeszcze. Postanawiając, że nie mogę dłużej tracić czasu. Przytknąłem różdżkę do jego powieki oraz wypowiadając cicho kilka formułek standardowych zaklęć, mających na celu usunięcie rozprzestrzeniającego się w ciele czaru. Co trwało na pewno kilka dobrych minut; aż poczułem mrowienie w dłoni. – Możesz rzucić zaklęcia wzmacniające panno Sykes – odezwałem się w końcu. Po tym dobrze byłoby go wybudzić z tej śpiączki. Nie powinien już sprawiać problemów.
Kiedy wszystko zostało już wykonane, a pacjentowi nic nie groziło, kobieta poszła w swoją stronę, a ja zająłem się kartami innych poszkodowanych, leżących w szpitalu.

z/t
Lupus Black
Lupus Black
Zawód : Uzdrowiciel na oddziale urazów pozaklęciowych
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Szedł podróżny w wilczurze, zaszedł mu wilk drogę.
"Znaj z odzieży - rzekł człowiek - co jestem, co mogę".
Wprzód się rozśmiał, rzekł potem człeku wilk ponury;
"Znam, żeś słaby, gdy cudzej potrzebujesz skóry".
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4105-lupus-black https://www.morsmordre.net/t4189-lupusowa https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t4464-skrytka-bankowa-nr-1060#95257 https://www.morsmordre.net/t4398-lupus-black#94303
Re: Izba przyjęć [odnośnik]22.08.17 1:23
| 10.05?

Stawiła się w Mungu z samego rana. Jej własne rany po anomaliach z przełomu miesięcy dawno się wygoiły i czuła się zupełnie dobrze; jedyne, co jej doskwierało, to zmęczenie. W końcu spędzała w pracy więcej czasu niż w normalnych okolicznościach, bo uzdrowiciele i stażyści byli bardzo potrzebni, gdy tylu czarodziejów zostało zranionych przez anomalie. I choć ta pierwsza początkowa fala związana z niespodziewanymi aportacjami w różne części kraju była za nimi, trafiały się inne przypadki, bo jak się okazało, nawet rzucanie zwykłych zaklęć mogło być potencjalnie niebezpieczne w obliczu rozszalałej, nieposłusznej magii. Dodając do tego aktywne anomalie w różnych częściach kraju, dawało to większą ilość pacjentów niż jeszcze parę tygodni wstecz, a oprócz nich byli i inni czarodzieje trafiający tu z powodów niekoniecznie związanych z anomaliami.
Nie miała teraz zbyt wiele czasu dla rodziny, znajomych ani swoich innych przyjemności, choć oczywiście starała się korzystać z wolnych popołudni. Wieczorami zaś gorliwie uczyła się anatomii, więc prawie każdego ranka towarzyszyły jej podkrążone oczy i jeszcze bardziej wyraźna niż zwykle bladość.
Nie tak wyobrażała sobie jej życie Thea Vane, a przez jej jeszcze większą marudność i kąśliwe uwagi, którymi ją raczyła, miała jeszcze mniejszą ochotę na szybsze powroty do domu. Matka nie najlepiej znosiła anomalie oraz fakt, że jej córka woli spędzać czas w Mungu niż z nią. Nie chciała przyjąć do wiadomości tego, że ich świat właśnie wywracał się do góry nogami i że Josie miała na głowie inne zmartwienia niż szukanie sobie męża czy kupowanie nowych strojów.
Dzisiejszego dnia udało jej się wrócić na oddział pozaklęciowy; ostatni tydzień spędziła na oddziale wypadków przedmiotowych, asystując przy leczeniu ofiar anomalii. Ale najwyraźniej dziś nie było ich aż tak wiele i mogła udać się na piąte piętro, gdzie po ukończeniu podstawowego kursu miała nadzieję odbyć specjalizację. Anomalie anomaliami, ale zbliżał się koniec jej drugiego roku i w związku z tym musiała naprawdę porządnie się za siebie wziąć i wykonać pierwsze kroki w stronę celu, który sobie wyznaczyła, a było nim ukończenie kursu i specjalizacja na tym konkretnym oddziale. Potrzebowała więc pomocy, a nie chciała zwracać się do ojca, który był specjalistą od chorób genetycznych, poza tym nie chciała, żeby ktoś myślał, że osiągnęła coś tylko dzięki ojcu i jego znajomościom.
Ale był ktoś, kto w ostatnich tygodniach pokazał jej się jako naprawdę zdolny uzdrowiciel, i musiała przyznać, mimo jego trudnego charakteru i pewnego chłodu, którym emanował, współpracowało jej się z nim dobrze. Miała tylko nadzieję, że zechce jej pomóc.
Chwilę wcześniej skończyła roznosić eliksiry po salach, więc miała chwilę wolnego, dopóki ktoś jej nie wezwie do asystowania przy jakimś leczeniu, dlatego postanowiła znaleźć Blacka. Od innej stażystki dowiedziała się, że chwilę temu był widziany w okolicach izby przyjęć. Tam też się skierowała, i rzeczywiście zobaczyła mężczyznę wychodzącego z izby.
- Lordzie Black – powitała go, zbliżając się szybko. Co prawda w Mungu zwykle nie stosowano tytułów, ale chciała zachować się odpowiednio grzecznie, licząc na jego większą przychylność i pomocność. Nie była jednak pewna, czy i tak nie zostanie spławiona; była przecież tylko jedną z wielu stażystek, więc dlaczego miałby pomagać właśnie jej?
- Sporo problemów z tymi anomaliami, prawda? – zapytała, zamierzając zacząć od neutralnego tematu, zorientować się, czy mężczyzna miał czas na rozmowę, którą chciała przeprowadzić. – Wiele się wydarzyło, ale żywię nadzieję, że przetrwał pan bezpiecznie ten trudny czas. – Nie kojarzyła Blacka jako pacjenta z tamtej nocy. Może szczęśliwie uniknął tej dziwnej teleportacji i obrażeń, które jej towarzyszyły, ale niewykluczone, że brał udział w leczeniu ofiar. Niewiele pamiętała z tamtej nocy, a i później w sali tej panowało zbyt duże zamieszanie, by spamiętać przewijających się uzdrowicieli i stażystów, nie mówiąc o pacjentach.



Zamknięci w ramach schematówPamiętajmy, by nie zgubić siebie.

Jocelyn Vane
Jocelyn Vane
Zawód : Stażystka uzdrowicielstwa
Wiek : 20
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
,,,
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4647-jocelyn-vane https://www.morsmordre.net/t4674-poczta-jocelyn https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f316-maxwell-lane-84 https://www.morsmordre.net/t4747-skrytka-bankowa-nr-1200 https://www.morsmordre.net/t4675-jocelyn-vane
Re: Izba przyjęć [odnośnik]02.09.17 18:08
Początek maja był naprawdę ciężki, cięższy niż sama końcówka kwietnia. Anomalie magiczne sporo namieszały w życiu czarodziejów, które nagle zostały zagrożone. Część z nich faktycznie zmarła, jak choćby lady Rowle, z którą pozostawałem w przyjaznych relacjach. To straszne, że na ziemi panoszyli się zdrajcy krwi, a porządni ludzie ginęli, ale niestety nawet na to nie miałem do końca wpływu. Przynajmniej tak mi się jeszcze niedawno wydawało; ostatnio dowiedziałem się, że istnieje inne wyjście z sytuacji. Potężne, mrożące krew w żyłach, ale jeśli ma być skuteczne, to jestem gotów się na to pisać. Chyba już się nawet zapisałem? Od pewnych decyzji nie ma odwrotu.
Ujarzmienie anomalii nie należało do moich obowiązków, w przeciwieństwie do ich skutków. Rannych przybywało coraz mniej, dziesiąty maja jawił się dość spokojnie, choć pogoda nie zachęcała do wychodzenia z domu. Coś się zbliżało i nawet jeśli nie miałem tego świadomości, kulminacja miała nastąpić właśnie w momencie, kiedy pracowałem w szpitalu. Po południu, akurat wtedy, kiedy wydawało się, że zmiana minie mi bez większych komplikacji.
Nie robiłem niczego szczególnego. Wypisywałem karty, recepty, spisywałem obserwacje we własnym notatniku. Doglądałem chorych, którzy mieli zostać w Mungu na dłużej. Badałem również tych, którzy zjawili się tutaj pod koniec kwietnia z poważnymi obrażeniami, a jeszcze nie mogli wrócić do domów. Wreszcie poszedłem na izbę przyjęć zająć się selekcją pacjentów i wybrać tych, których ewentualnie mógłbym podleczyć, a resztę zostawić na barkach innych uzdrowicieli. Udało mi się przyjąć trzech pacjentów kiedy powróciłem na korytarz orientując się, że nikt więcej do mnie nie czekał.
Postanowiłem wyjść na chwilę, zabrać kawę i zaczerpnąć świeżego powietrza, ale w tej samej chwili spotkałem stażystkę. Zdolniejszą niż mógłbym przypuszczać, ale pora była nieodpowiednia na pogaduszki. Nie było jednak po mnie widać zniecierpliwienia; zauważyłem zresztą przez okno rozpętującą się prawdziwą nawałnicę. Deszcz oraz grudki gradu zaczęły z impetem uderzać w szyby. Odwróciłem wzrok skupiając go na twarzy kobiety.
- Panna Vane – odparłem w ramach przywitania. To prawda, akurat tutaj nie przestrzegano żadnych tytułów, co zwykle mi doskwierało; to była miła odmiana. – Tak, na szczęście to chyba powoli koniec – dodałem w ramach uprzejmości, choć nie bardzo miałem ochotę na rozprawianie o niczym. Czekałem, aż Jocelyn przejdzie do sedna sprawy. – Na szczęście tak, mam nadzieję, że wasza rodzina również – powiedziałem spokojnie. W tym samym momencie minęli nas ratownicy noszący kogoś na niewidzialnych noszach. – To co, znów do roboty? – spytałem ni to znudzony, ni to zmęczony. Odwróciłem się i zacząłem niespiesznie podążać śladem mężczyzn.
Lupus Black
Lupus Black
Zawód : Uzdrowiciel na oddziale urazów pozaklęciowych
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Szedł podróżny w wilczurze, zaszedł mu wilk drogę.
"Znaj z odzieży - rzekł człowiek - co jestem, co mogę".
Wprzód się rozśmiał, rzekł potem człeku wilk ponury;
"Znam, żeś słaby, gdy cudzej potrzebujesz skóry".
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4105-lupus-black https://www.morsmordre.net/t4189-lupusowa https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t4464-skrytka-bankowa-nr-1060#95257 https://www.morsmordre.net/t4398-lupus-black#94303
Re: Izba przyjęć [odnośnik]03.09.17 1:24
Ostatnie dni były dość nieprzewidywalne. Jocelyn nie mogła narzekać na nudę i bezczynność, właściwie przez cały czas coś robiła. W ciągu ostatniego tygodnia uczestniczyła w leczeniu chyba większej ilości pacjentów niż przez cały kwiecień razem wzięty, co wyraźnie mówiło o skali tego niepokojącego zjawiska. Mimo narastającego zmęczenia wciąż się angażowała i starała się wyciągać wnioski i doświadczenia z tego, co widziała i w czym uczestniczyła. Był to pewien test umiejętności, zaangażowania i opanowania w trudnych sytuacjach.
To wszystko skłoniło ją też do tego, żeby jeszcze mocniej wziąć się za swoje umiejętności. Chciała nauczyć się kolejnych zaklęć, tych trudniejszych, których do tej pory nie potrafiła rzucać. Wykraczały poza możliwości większości stażystów, ale widziała ich działanie, asystując starszym uzdrowicielom, i była pod wrażeniem ich mocy. Może byłaby lepsza w swoich obowiązkach, gdyby też nauczyła się je rzucać? Ambicja i pociąg do wiedzy, którymi zawsze się cechowała jako była Krukonka, nie pozwalały zignorować tej myśli, pokusy zdobycia nowych umiejętności. Ale chcąc się tego nauczyć, potrzebowała dodatkowej pomocy, bo nawet książki nie mogły nauczyć jej tyle, co doświadczenia.
Na szczęście znalazła Blacka dość szybko. Miała nadzieję, że nie był bardzo zajęty, bo potrzebowała jego pomocy, choć zdawała sobie sprawę, że mógł nie mieć czasu rozmawiać. Jego czas był znacznie cenniejszy niż czas stażystki.
W momencie, gdy do niego doszła, także usłyszała dziwne, chroboczące odgłosy i kątem oka zauważyła spore kulki gradu uderzające o szybę i parapet. Za oknem rozpętała się prawdziwa nawałnica; z całą pewnością nie chciałaby znajdować się teraz na zewnątrz, bo taka pogoda mogła być naprawdę niebezpieczna. Zauważyła zygzak błyskawicy przecinający złowieszczo ciemnoszare niebo, gdzieś za szybą mignął też zbłąkany parasol najwyraźniej porwany przez silne podmuchy wiatru i uniesiony wysoko w górę. Zaraz po tym rozległ się grzmot słyszalny nawet na szpitalnym korytarzu.
- Paskudna pogoda – zauważyła, gdy już mieli za sobą te formułki powitalne. Ale był to chyba spory eufemizm, biorąc pod uwagę co się działo za oknem. – Tak, na szczęście wszyscy mają się dobrze, biorąc pod uwagę te okoliczności. Zawsze mogło być gorzej, patrząc na to, jak wygląda sytuacja kilka pięter niżej. – Nawet z chorą genetycznie matką nie było tak dramatycznie, jak mogłoby być. Więc chyba należało się cieszyć nawet mimo jej ciągłych marudzeń i utyskiwań, którymi raczyła ją każdego dnia. Szybko jednak przeszła do rzeczy, wyczuwając, że Black nie miał czasu ani ochoty na czcze pogaduszki o pogodzie czy samopoczuciu bliskich. – Ale w związku z tym, że tak dużo się dzieje, chciałam pana o coś prosić – zrobiła pauzę, zerkając na niego uważnie, zastanawiając się, jak zareaguje. – Chciałam... poprosić o dodatkowe nauki. Pańska wiedza o urazach pozaklęciowych zrobiła na mnie spore wrażenie. A ja pragnę dowiedzieć się więcej. – Liczyła, że to lekkie pochlebstwo trochę go zmiękczy. W końcu szlachetnie urodzeni byli w wielu przypadkach bardzo dumni i łasi na komplementy. Miała tego przykład we własnym domu.
Właśnie wtedy, ledwie zaczęła ten temat, minęli ich ratownicy z noszami, na których znajdował się ranny pacjent.
- Oczywiście – powiedziała, natychmiast oferując gotowość do pracy. I miała nadzieję, że nie skompromituje się przed Blackiem tuż po tym, jak poprosiła go o nauki, bo wątpiła, by chciał tracić czas na miernotę. Musiała pokazać, że jest dobra i zasługuje na to, by poświęcić jej trochę uwagi. Szybko ruszyła za nim, zastanawiając się, z czym będą mieli do czynienia tym razem. Była to kolejna ofiara anomalii, czy może zwykły przypadek urazu pozaklęciowego?



Zamknięci w ramach schematówPamiętajmy, by nie zgubić siebie.

Jocelyn Vane
Jocelyn Vane
Zawód : Stażystka uzdrowicielstwa
Wiek : 20
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
,,,
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4647-jocelyn-vane https://www.morsmordre.net/t4674-poczta-jocelyn https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f316-maxwell-lane-84 https://www.morsmordre.net/t4747-skrytka-bankowa-nr-1200 https://www.morsmordre.net/t4675-jocelyn-vane
Re: Izba przyjęć [odnośnik]08.09.17 12:07
To zabawne jak można uzależnić się od adrenaliny. Powoli zaczynało mi brakować tych nagłych wypadków z początku maja. Teraz było statecznie, może nawet zbyt statecznie. Nie, nie nudziłem się, zawsze potrafiłem znaleźć sobie zajęcie, ale praca za biurkiem nie była szczytem moich marzeń. Chyba, że byłoby to biurko ordynatora, to inna sprawa. Niestety to pozostawało póki co jedynie w sferze moich marzeń oraz śmiałych planów, dlatego doskwierała mi rutyna codziennego dyżuru. Może powinienem się wręcz cieszyć, że na mojej drodze spotkałem stażystkę. Jednak jeszcze nie spodziewałem się tego, co chce mi przekazać lub o co spytać, więc z początku upatrywałem w niej raczej intruza niż zbawienie. Przeszkodziła mi w przerwie, choć z drugiej strony gdyby nie ona, nie zatrzymałbym się i nie spojrzał w okno na paskudną pogodę, która miała miejsce od dobrych kilku minut. Te się wręcz wydłużały kiedy tak staliśmy i rozmawialiśmy. Nie zdążyłem nawet wypić kawy, ale trudno. Gdzieś w środku siebie wierzyłem, że po wymianie standardowych uprzejmości każde z nas pójdzie w swoją stronę; musiałem zmienić trochę plany i pójść z kubkiem na przykład na koniec korytarza oraz jedynie przez szybę popatrzyć w świat na zewnątrz.
Przystanąłem jednak, pokiwałem głową. Faktycznie rozpętująca się nawałnica nie wyglądała zbyt korzystnie. Nie wiedziałem co mógłbym dodać, skoro było to oczywiste.
- Niestety wszystkie piętra tak obecnie wyglądają. Kładliśmy pacjentów wszędzie, gdzie się dało. Może teraz jest już trochę lepiej, ale nadal część z nich musiała zostać w szpitalu. Przeszczepy skóry, zrastanie kości… najgorzej mają alchemicy, muszą produkować nowe części ciała oraz inne eliksiry, nie zazdroszczę im – stwierdziłem odnośnie jej uwagi. Trochę się rozgadałem, za co zbeształem samego siebie w myślach; pewnie Vane i tak miała obraz sytuacji jak to wszystko obecnie wyglądało. Zdusiłem w sobie westchnięcie, bo kobieta wreszcie przeszła do sedna sprawy, dla której mnie tu zatrzymała. Rozluźniłem się nieco bardziej, nie utrzymując już sztywnej pozy wyjętej żywcem z salonów. Uniosłem jedynie brwi z powodu zaskoczenia, ale to prawda, arystokraci byli łakomi na pochlebstwa; nie byłem wyjątkiem. Dlatego po krótkiej kalkulacji w głowie postanowiłem się zgodzić.
- Cieszę się, że istnieją jeszcze na tym świecie osoby, które nie spoczywają na laurach i chcą się dalej kształcić. Pomogę ci panno Vane, ale jeśli zobaczę, że nie dajesz z siebie wszystkiego, będę zmuszony rezygnować z tych lekcji – zastrzegłem. Nie lubiłem obiboków, marzycieli i niegramotnych osób, które chciały sobie tylko wpisać do papierów naukę z uzdrowicielem lub kilka razy się z nim pokazać i oczekiwać, że wszyscy będą ich traktować jak gwiazdy. Nie sądziłem, by Jocelyn taka była, ale wolałem dmuchać na zimne.
A skoro o tym mowa…
To właśnie do środka przywieźli kolejnego poszkodowanego. Poszedłem więc znów w stronę izby przyjęć, zakładając, że stażystka idzie gdzieś za mną. Na niewidzialnych noszach zaś leżał mężczyzna, bardzo siny, z gdzieniegdzie otarciami.
- Świadek powiedział, że ten mężczyzna rzucił się na niego z różdżką. Wypowiedział inkantację caeruleusio, ale promień pomknął przez drewno aż do jego ręki, zamrażając agresora. W dodatku ofiara miała problem z wezwaniem medyków, dlatego tego zmrożonego biedaka jeszcze poharatały sporej wielkości kulki gradu – wyjaśnił jeden z ratowników. A więc anomalie, znów. Miałem jednak nadzieję, że to się powoli kończy. – Dobra, bierzemy go do sali numer cztery – rzuciłem zatem, po czym poszliśmy właśnie tam.
Lupus Black
Lupus Black
Zawód : Uzdrowiciel na oddziale urazów pozaklęciowych
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Szedł podróżny w wilczurze, zaszedł mu wilk drogę.
"Znaj z odzieży - rzekł człowiek - co jestem, co mogę".
Wprzód się rozśmiał, rzekł potem człeku wilk ponury;
"Znam, żeś słaby, gdy cudzej potrzebujesz skóry".
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4105-lupus-black https://www.morsmordre.net/t4189-lupusowa https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t4464-skrytka-bankowa-nr-1060#95257 https://www.morsmordre.net/t4398-lupus-black#94303
Re: Izba przyjęć [odnośnik]08.09.17 22:42
Jocelyn miała jeszcze daleką drogę przed sobą, zanim będzie mogła nazwać się prawdziwą uzdrowicielką, i zanim to o jej pomoc będą prosić stażyści. Na razie musiała robić wiele rzeczy, którymi uzdrowiciele z reguły już się nie zajmowali, bo mieli od tego stażystów, którym mogli zlecać mniej przyjemne zadania. Ale że była osobą bardzo ambitną, chciała umieć więcej i przykładała się do nauki niezbędnych umiejętności. Potrzebowała jednak pewnej pomocy, bo był to już etap, gdy książki i sucha, podręcznikowa wiedza okazywały się niewystarczające.
Musiała odpowiednio przedstawić swoje intencje Blackowi, mając nadzieję, że się zgodzi. Spodziewała się, że nie będzie to łatwe; zapewne regularnie przychodzili do niego stażyści z podobnymi prośbami, tak przynajmniej podejrzewała, bo mimo że niektóre stażystki mówiły o nim z niepokojem, cieszył się opinią kogoś, kto zna się na rzeczy; takie pogłoski słyszała panna Vane.
- Pozostaje mieć nadzieję, że sytuacja niedługo zacznie się uspokajać. Oby jak najszybciej. Sama przekonałam się, że te anomalie to paskudna sprawa – powiedziała, wzdrygając się na wspomnienie wydarzeń tamtej nocy. Wciąż pamiętała strach i ból, jakich doświadczyła, więc rozumiała panikę tych wszystkich ludzi, którzy tu trafiali. Wolała, by wszystko wróciło do normy i ten chaos dobiegł końca. Ale póki trwał, razem z innymi stażystami starała się być jak najlepszą pomocą dla uzdrowicieli, choć często oznaczało to zostawanie w pracy dłużej, bo pacjentów było więcej niż zwykle. I tak ominęły ją te najgorsze trzy dni, bo przez własne rany dostała parę dni zwolnienia. – O tak, alchemicy mają pełne ręce roboty. Regularnie chodzę do nich po nowe fiolki wywarów do rozdawania pacjentom, zresztą moja siostra szkoli się na alchemika... i wiem, że też nie mają lekko.
Może Black miał kiedyś okazję widzieć niemal identyczną z wyglądu kopię Josie, różniącą się tylko inną szatą. Sama Jocelyn często podziwiała ją za to, że radziła sobie z miksturami, bo sama potrafiła tylko tyle, ile musiała, żeby dostać się na kurs uzdrowicielski, i nie bez powodu interesował ją oddział urazów pozaklęciowych, a nie zatrucia eliksiralne. Nie można było być dobrym we wszystkim, a bliźniaczki Vane, choć wyglądały niemal identycznie, otrzymały zupełnie inne talenty.
- Wiem, że mam jeszcze rok do końca podstawowego stażu, ale chcę w przyszłości zostać dobrą uzdrowicielką, więc muszę się rozwijać i zdobywać nową wiedzę już teraz – mówiła, prostując się nieznacznie. Uwielbiała poszerzać wiedzę i umiejętności, zwłaszcza w czymś, co interesowało ją tak, jak anatomia i magia lecznicza. Niektórzy stażyści lubili iść po linii najmniejszego oporu, ale większość z nich nie kończyła stażu. Josie musiała pokazać, że jest lepsza i zasłużyć na aprobatę uzdrowicieli. – Dziękuję. Obiecuję, że dam z siebie wszystko i będę starać się nie zawieść pańskich oczekiwań – zapewniła go. Oczywiście nie mogła obiecać braku błędów, w końcu wciąż się uczyła, poza tym anomalie były tak kapryśne, że mogły zaskoczyć nawet bardzo doświadczonych uzdrowicieli. Wszyscy musieli mieć się na baczności, ale mimo to Josie ulżyło, kiedy Black zgodził się dać jej szansę. Oby tylko jej nie zmarnowała, więc musiała pokazać się z jak najlepszej strony, jako stażystka rokująca dobre nadzieje na współpracę i dalszy rozwój.
Jak się okazało, paskudna pogoda przyniosła skutki w postaci nowych pacjentów, a Josie podejrzewała, że wkrótce zjawi się ich jeszcze więcej. Wyglądało na to, że jak nie anomalie, to pogoda musiała robić na złość. Oczywiście od razu ruszyła w ślad za Lupusem i poszkodowanym, którego umieszczono w jednej z sal. Była to ofiara zaklęcia, które z powodu anomalii zadziałało o wiele mocniej niż powinno, i w dodatku mężczyzna został poraniony przez grad.
Spojrzała na Blacka, który stanął obok łóżka, i szybko dołączyła do niego.
- Najpierw należy sprawdzić czynności życiowe – wyrecytowała; zanim zabiorą się do leczenia, musieli sprawdzić, czy w ogóle było jeszcze co leczyć. Przyswoiła tą lekcję z poprzedniej współpracy z mężczyzną: że zawsze należy samodzielnie sprawdzać takie rzeczy, nie zdając się tylko na osąd innych, skoro sytuacja mogła ulec zmianie przez te minuty od transportu do Munga aż do dotarcia na oddział. Od razu zabrała się za sprawdzanie oddechu, a potem pracy serca. I jedno, i drugie okazało się słabe, ledwie wyczuwalne, o czym niezwłocznie powiedziała Blackowi. Leżący przed nimi mężczyzna został praktycznie zamrożony i gdyby nie to, że czarodzieje byli znacznie odporniejsi niż zwykli ludzie, pewnie byłby już martwy. – To zaklęcie wygląda na bardzo silne, ale mimo tego stanu pacjent wciąż zdradza oznaki życia.
Oczywiście widziała skutki tego zaklęcia, sama też potrafiła je rzucać, ale nie przypominała sobie, by kiedykolwiek zadziałało w taki sposób. To było bardzo niepokojące.



Zamknięci w ramach schematówPamiętajmy, by nie zgubić siebie.

Jocelyn Vane
Jocelyn Vane
Zawód : Stażystka uzdrowicielstwa
Wiek : 20
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
,,,
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4647-jocelyn-vane https://www.morsmordre.net/t4674-poczta-jocelyn https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f316-maxwell-lane-84 https://www.morsmordre.net/t4747-skrytka-bankowa-nr-1200 https://www.morsmordre.net/t4675-jocelyn-vane
Re: Izba przyjęć [odnośnik]15.09.17 15:37
Wiedza podręcznikowa była dobra na początek, jako baza. Ale tak naprawdę uzdrawiania czarodziej uczył się już w praktyce. Nierzadko popełniając błędy, obserwując poczynania bardziej doświadczonych medyków oraz czasem poruszając się w świecie rzeczywistym po omacku. Zdarzało się, że nie istniały gotowe rozwiązania; te należało dopiero odkryć. Niektóre przypadki udawało się pokonać, inne pomimo prób kończyły się porażką. To był naturalny cykl życia. Należało przede wszystkim ćwiczyć. Ćwiczenia to podstawa, choć można było robić coś tysiąc razy i za tysiąc pierwszym popełnić błąd. Lub natknąć się na zwykłe zrządzenie losu, które ostatecznie zmieniło wynik końcowy naszych starań. Na tym to całe leczenie właśnie polegało. Na przyjmowaniu na siebie konsekwencji, pozytywnych lub negatywnych. I wyciąganie wniosków z historii, bo zawsze można było coś zrobić lepiej. Nawet jeśli potencjalnie coś miało pozostać pozbawione sukcesu.
- Dotknęły cię te anomalie? Nie widziałem cię w szpitalu – odparłem nie kryjąc zdziwienia. Może jednak gdzieś tam była, tylko przez natłok pacjentów jej nie zauważyłem? Tamtejsze wydarzenia pamiętałem już jak przez mgłę, starając się większość makabrycznych obrazów wyrzucić czym prędzej z pamięci. Nawet ja, dumny Black, miewałem niedoskonałości, choć nigdy bym się do tego nie przyznał.
- W końcu jedziemy na tym samym wózku – podsumowałem dotychczasową dyskusję. Nie było mi ich żal, my też musieliśmy zakasać ręce do roboty. Nikomu nie było łatwo, tak jak zresztą poszkodowanym i ich rodzinom. Mogliśmy jedynie zacisnąć zęby i robić to, co powinniśmy. Choć nawet wtedy omijałem szerokim łukiem pacjentów, o których wiedziałem, że nie chciałbym mieć z nimi do czynienia.
Przez chwilę zastanawiałem się czy widziałem siostrę panny Vane. Nie wiedziałem, że to jej bliźniaczka; najprawdopodobniej mijaliśmy się na korytarzach, a ja sądziłem, że to Jocelyn. Tak też czasem bywa.
- Bardzo dobre podejście. Nigdy nie jest za wcześnie na naukę – uznałem z przekonaniem. Sam byłem ambitny, dlatego podświadomie szukałem u innych tej cechy, szczerze nienawidząc jej przeciwieństwa. Zadowalanie się byle czym należało do tendencji ludzi słabych, bez perspektyw na lepszy los. Takich należało piętnować.
Później skinąłem już tylko głową; czas pokaże jak się ułoży ta współpraca. To z kolei były jedynie puste słowa. Wolałem zobaczyć czyny. Jak właśnie wtedy, kiedy przywieziono do nas pacjenta z odmrożeniami, coraz bardziej siniejących. Jeśli nie pomożemy mu w przeciągu pół godziny, coraz więcej tkanek opanuje martwica, a wtedy pozostanie jedynie amputacja oraz odtwarzanie utraconego organu w nowych eliksirach.
Poszliśmy z poszkodowanym do sali numer cztery, a stażystka od razu przejęła dowodzenie. Ratownicy opuścili szpital, być może z zamiarem wzięcia udziału w kolejnej interwencji. Pokiwałem z uznaniem głową; okazało się, że panna Vane zapamiętała ostatnią lekcję. To bardzo dobrze.
- Czyli jest co ratować – odezwałem się. – Ja tu wszystko przygotuję: odkażę przedmioty i pacjenta, a ty musisz najpierw nam przynieść potrzebne eliksiry skoro jesteśmy we dwoje – zacząłem, oglądając nieszczęśnika. – Jak wrócisz zaczniemy go leczyć. Najpierw z odmrożeń, na końcu z niewielkich ran. Będziemy musieli po podleczeniu wyczuć moment, kiedy będziemy mogli go uspokoić zaklęciem. Zrobienie tego teraz jeszcze bardziej spowolni pracę serca, a tego nie chcemy – wyjaśniłem cały plan działania. – Potrzebujemy pasty na odmrożenia i wywaru wzmacniającego – zakończyłem wywód, zabierając się za rzucanie zaklęcia odkażającego.
Lupus Black
Lupus Black
Zawód : Uzdrowiciel na oddziale urazów pozaklęciowych
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Szedł podróżny w wilczurze, zaszedł mu wilk drogę.
"Znaj z odzieży - rzekł człowiek - co jestem, co mogę".
Wprzód się rozśmiał, rzekł potem człeku wilk ponury;
"Znam, żeś słaby, gdy cudzej potrzebujesz skóry".
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4105-lupus-black https://www.morsmordre.net/t4189-lupusowa https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t4464-skrytka-bankowa-nr-1060#95257 https://www.morsmordre.net/t4398-lupus-black#94303

Strona 4 z 6 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6  Next

Izba przyjęć
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach