Wydarzenia


Ekipa forum
Highlands
AutorWiadomość
Highlands [odnośnik]12.08.16 19:28
First topic message reminder :

Highlands

To tereny na północnej Szkocji, gdzie pasma gór i pagórków ciągną się aż po horyzont. Różnorodność flory i fauny jest wręcz zachwycająca. Zielone wzgórza ciągnące się kilometrami urozmaicone są przez liczne jeziora, jak i okalające je lasy. O tych terenach krąży wiele plotek, jednak nie bez przyczyny mugole rzadko zapuszczają się w zalesione tereny okalające jedną z zamkowych ruin bowiem błąka się po nich szyszymora, której jęki i zawodzenie skutecznie odstraszają niemagicznych ludzi. I choć szyszymory to niegroźne magiczne stworzenia, to ich przeszywający jęk z pewnością sprawia, że najodważniejszemu czarodziejowi jeżą się włoski na karku.


[bylobrzydkobedzieladnie]
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Highlands - Page 27 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Highlands [odnośnik]25.12.17 20:35
Zmiana w nastroju Cyrusa była wprost niesamowita, ale potrafiłam zrozumieć, że nie miał humoru i z czego to wynikało. Nie odezwałam się więc już ani słowem, dopóki nasze sanie jako piąte nie przekroczyły mety - odetchnęłam z ulgą, że wreszcie jestem bezpieczna i już żaden bałwan nie stanie mi na drodze. Pokracznie, bo z zamarzniętą ponad połową ciała, wyszłam z sanek, poprawiłam ubranie, po czym zerknęłam na mężczyznę, szturchając go lekko łokciem w bok.
- Na szczęście ja potrafię gotować. Jesteś głodny? - Spytałam cicho, nie zwracając szczególnej uwagi na otoczenie. Nie interesowało mnie to, kto wygrał wyścig, kiedy ledwo co mogłam poruszać palcami i ustami, wydając z siebie dziwnie zniekształcone słowa. - Kakao na pewno dobrze zrobi nam obojgu. Nie gniewaj się już. - Siląc się na uśmiech, wysunęłam w kierunku Snape'a skostniałą dłoń, sugerując mu tym samym jak najszybszą ewakuację w ciepłe miejsce. Mój czerwony, zasmarkany nos i zachrypnięte gardło jedynie podzielały tę decyzję. Informacji o kanarku z początku nie zanotowałam. Dopiero dodatkowy mróz bijący ze słów Cyrusa sprowadził moją uwagę na ziemię.
- Zadecydujemy po drodze. Biedaczek się przeziębi. - Uznałam po chwili, zerkając na napuszone stworzonko. Nie rozumiałam co za głupek naraził taki malutki organizm na zimno, walcząc w imię innych stworzeń i wolałam się tego nie dowiadywać. - Chodźmy już stąd, proszę. Nie czuję twarzy. - Wydusiłam na koniec i nie czekając na sprzeciw ze strony mężczyzny, pociągnęłam go w kierunku domu.

zt oboje

Leanne Tonks
Leanne Tonks
Zawód : historyk
Wiek : 24 lata
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
Speak and may the world come undone.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5268-leanne-tonks#118087 https://www.morsmordre.net/t5336-cwirek#119683 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f90-manor-road-35 https://www.morsmordre.net/t5574-skrytka-bankowa-nr-1304#130127 https://www.morsmordre.net/t5338-l-tonks#119729
Re: Highlands [odnośnik]26.12.17 1:34
Biedronkowóz przejechał linię mety jako ostatni. Nie wywołało to w Archibaldzie smutku, bądź co bądź był to jedynie wyścig zaczarowanych sań, poza tym najbardziej zależało mu na radości Miriam. Ona nie wydawała się zasmucona ich miejscem w rankingu, więc tym bardziej Archie nie miał prawa się tym przejmować. - Uff, dojechaliśmy! - Powiedział, wychodząc z sań, by pomóc swoim towarzyszkom. Podał rękę Neli, a kiedy już stanęła na zmarzniętej ziemi, podniósł Miriam i postawił ją obok niej. - Nealo, czy masz ochotę iść z nami na coś ciepłego i słodkiego czy masz inne plany? - Zapytał, bo on sam czuł jak jego nos staje się czerwony i coraz bardziej odmrożony, zresztą uszy tak samo, a wszystko przez brak czapki. Nie chciał narazić Miriam na żadne przeziębienie, więc kakao z piankami czy gorąca czekolada wydawały się idealnym wyjściem z sytuacji. Smacznym i pożytecznym zarazem - czego chcieć więcej. Jego zadowolenie zostało jednak szybko zmyte z twarzy, kiedy tylko usłyszał o nagrodzie jaka czekała na każdego uczestnika zawodów. - Nie - powiedział, diametralnie zmieniając wyraz twarzy z rozbawionego taty na zdecydowanego ojca, zanim Miriam zdążyła cokolwiek powiedzieć. - Nie zgadzam się na żadnego kanarka - dodał dla jasności. Jeszcze tego im brakowało: paków, śpiewających Celestynę Warbeck. Znienawidzone zwierzę, nucące znienawidzoną piosenkarkę. - Za to jestem pewien, że Nela się nim zaopiekuje - powiedział, tak naprawdę nie przyjmując do siebie żadnej innej możliwości. Brendan zapewne również nie byłby zachwycony z takiego zwierzęcia, ale i tak bardziej je tolerował niż Archibald. Zresztą on miał teraz większe problemy niż irytujące ptaszysko. Zaczął się rozglądać po zebranych czarodziejach, doszukując się znajomej twarzy Alexandra. W końcu go zauważył, na szczęście już bez Rowla. - Spójrz, tam stoi wujek Alex. Możesz podbiec do niego od tyłu i go przestraszyć - zaproponował, dopiero po chwili uznając, że ta propozycja nie była szczególnie wychowawcza. Później będzie musiał się użerać z Miriam straszącą Edwina lub na odwrót, ale trudno, teraz już nie mógł zmienić zdania.
- A jednak daliśmy ci fory! - Powiedział wesoło, kiedy tylko podszedł bliżej. - Jak było? - Zapytał niepozornie, dobrze wiedząc, że w obecności Miriam dużo nie porozmawia na interesujący go temat, ale czegoś dowiedzieć się musiał. Zerknął w stronę, gdzie jeszcze przed chwilą mignęła mu sylwetka Rowle'a, ale już nie mógł go nigdzie zauważyć. Może to i lepiej.


Don't pay attention to the world ending. It has ended many times
and began again in the morning

Archibald Prewett
Archibald Prewett
Zawód : nestor toksykolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Britannia,
You’re so vane
You’ve gone insane
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4341-fluvius-archibald-prewett https://www.morsmordre.net/t4550-baldomero#96909 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f77-weymouth-siedziba-rodu-prewett https://www.morsmordre.net/t4910-skrytka-bankowa-nr-1115#106844 https://www.morsmordre.net/t4549-fluvius-archibald-prewett#96904
Re: Highlands [odnośnik]26.12.17 10:57
Nie bardzo wierzyła w to, ze uda się jej porozumieć z trollem. Nigdy nie uczyła się trollińskiego, choć słyszała o nim nieco. Nie sądziła jednak, że jego znajomość kiedykolwiek się jej przyda... Na całe szczęście potrafiła chociaż chrząkać na tyle przekonująco, by udawać, ze wie co mówi. Na tyle, by troll usunął się z miejsca, lecz w chwili gdy wyciągnęła rękę, by oddać mu kubek, on rozpłynął się w powietrzu. Po prostu zniknął! Cholera. Spojrzała przestraszona na tę niezbyt mądrą twarz. Troll zdawał się zdezorientowany, lecz zanim zorientował się, że został wykiwany, saneczki Wilków Morskich go wyminęły i mknęły dalej. Panna Pomfrey przez chwilę się obawiała, że troll potraktuje brak obiecanego kubka kakao jako obelgę i zacznie za nimi gonić, siedziała na tych sankach z drżącymi dłońmi, lecz nic takiego się nie stało.
Niestety przez żmijoptaka, którego nie udało się Poppy przegonić, wiele stracili. W pewnym momencie wyprzedzały ich zalewie jedne sanki, lecz w chwili, gdy capnęło ich to ptaszyszko, inni zdążyli ich wyprzedzić - a Wilki Morskie nie zdołały nadrobić przewagi. To nic, wygrała drużyna z dwójką dzieci na pokładzie. To dobrze. W końcu to tylko zabawa, skierowana głównie do dzieci. Poppy była dorosłą kobietą, przegrana w wyścigu saneczkowym niezbyt ją ubodła. Trwała u boku lorda Traversa, gdy ogłaszano zwycięzców i wręczano nagrody. Nie spodziewała się, że dostaną nagrodę pocieszenia! Wciśnięto Poppy w ręce niewielką klatkę z maleńką, żółtą kuleczką.
-Ooooch... Jaki piękny! Mogłabym go zatrzymać? - spytała nieśmiało Glaucusa.
W końcu on miał na tyle złota w skarbcu, by kupić sobie i tysiące takich małych kanarków. Mężczyzna zgodził się, podziękował pannie Pomfrey za współpracę, podziękowała mu także ona, po czym pożegnali się i Glaucus zniknął Poppy z oczu. Uwagę hogwarckiej pielęgniarki skutecznie i na wyłączność przykuł jednak mały kanarek, którego zabrała ze sobą do domu, rozmyślając na imieniem, które mu nada. Ciotka Euphemia nigdy nie pozwalała Poppy trzymać zwierząt, a teraz nagle miała sowę, dwa koty i kanarka - w dwupokojowym mieszkaniu.

| zt
Poppy Pomfrey
Poppy Pomfrey
Zawód : pielęgniarka w Hogwarcie
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
nie prze­czu­łam w głę­bi snu,
że je­że­li gdzieś jest pie­kło,

to tu

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
 Rozważna i romantyczna
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4756-poppy-pomfrey#101735 https://www.morsmordre.net/t4768-listy-do-poppy#102037 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f322-woodbourne-avenue-13-7 https://www.morsmordre.net/t4787-skrytka-bankowa-nr-1224#102337 https://www.morsmordre.net/t4784-poppy-pomfrey#102285
Re: Highlands [odnośnik]26.12.17 17:52
- Udało się! - krzyknęła z zaskoczeniem, kiedy zdała sobie sprawę z tego, że zdołali dotrzeć do mety. Przeciwieństwa losu nie były dla nich łaskawe, na szczęście stanowili świetną drużynę, która wspaniale sobie z nimi radziła. Klaśnięcie wystarczyło, żeby roślinka odpadła od płozów sań, a Kościane Koniki bezpiecznie dotarły do mety. Pomijając incydent z wyszczekanym lordem i żmijoptakiem wyścig minął całkiem przyjemnie, nawet początkowy upadek prosto w zaspę wydawał jej się teraz całkiem zabawny; ziąb przyjemnie drapał rozpalone policzki, a zmęczenie zaczynało dawać o sobie znak - najwyższy czas odpocząć, wypić ciepłe kakao i przeczytać dobrą książkę. Ugasiła wciąż płonącą gałązką, zanurzając ją w srebrzystym śniegu. Z uwagą obserwowała organizatora, który stawiał na ich saniach klatkę z ptaszkiem: rozpoznała świergotaną melodię, Celestyna miała naprawdę świetne piosenki. Sam ptaszek też wydawał jej się uroczy - obejrzała się przez ramię na dziewczynkę, która towarzyszyła Billy'emu.
- Spójrz, Amelio, musimy się nim zaopiekować - zwróciła się do dziewczynki, kontrolnie unosząc wzrok na jej opiekuna; nie wiedziała, co on o tym sądzi, ale każda mała dziewczynka lubiła zwierzątka: a że Amelia je lubiła, o tym Minnie była przekonana. Nie można nie lubić miłych ptaszków, kiedy lubi się testrale. - Jestem pewna, że poradzisz sobie z tym najlepiej - dodała bez zawahania. Przykucnęła przy saniach, przenosząc klatkę z ptaszkiem prosto do rąk dziewczynki z ciepłym uśmiechem. - Mam nadzieję, że pozwolisz mi go też czasem odwiedzić -  Przygładziła lekko włosy dziewczynki, po czym skinęła głową Billy'emu, na dłużej zatrzymując roziskrzone spojrzenie na jego twarzy.
- Świetnie się bawiłam - oznajmiła, wciąż z uśmiechem, który, miała nadzieję, przekazać miał mu podziękowania. Billy wyratował ich z niejednych tarapatów. - Dziękuję - dodała, wstając do wyprostowanej pozycji i lekko uniosła owleczoną w wełnianą rękawiczkę dłoń w pożegnalnym geście. - Trzymaj się, Billy. Mam nadzieję, że wkrótce znowu się zobaczymy. - Nie znała go zbyt dobrze, jeszcze nie mieli okazji się poznać, ale dzisiejszego dnia wydał jej się bardzo miły. Przeniosła wzrok po raz ostatni na dziewczynkę. - Bardzo miło było mi cię poznać, Amelio - oznajmiła, zgodnie zresztą z prawdą, nachyliła się ku niej tak, by tylko ona mogła usłyszeć Minerwę. - Cieszę się, że udało nam się nie podrzeć rajstopek - dodała konspiracyjnym szeptem, nim teleportowała się do domu z charakterystycznym dla tej formy transportu pyknięciem.

/zt :pwease:


Kto pierwszy został królem? A kto chciał zostać bogiem? Kto pierwszy był człowiekiem? Kto będzie nim
ostatni?




Minnie McGonagall
Minnie McGonagall
Zawód : Kariera naukowa
Wiek : 20
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Be careful as you go,
cos little people grow.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1950-minerwa-mcgonagall https://www.morsmordre.net/t1967-niktymene#27808 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f264-maxwell-lane-17 https://www.morsmordre.net/t3014-skrytka-bankowa-nr-559 https://www.morsmordre.net/t3213-minnie#53350
Re: Highlands [odnośnik]27.12.17 10:59
Zdziwiłem się nieco, gdy Brutus uniósł się honorem, stając po stronie uczciwości – trochę przez to, że jak na ośmiolatka miał niezwykle silny kręgosłup moralny, a może jeszcze bardziej dlatego, że nie byłem pewien, że bardziej jestem zdumiony czy rozbawiony faktem, iż Abraxas zdołał wyciosać u swojego syna tak szlachetne cecy, których raczej trudno było się u niego doszukiwać. A może było to zasługą Larissy? Tak, l a d y Malfoy zdecydowanie musiała mieć w tej szopce jakiś udział, bo nawet jeśli Abraxas piął się po szczeblach Wizengamotu, z uczciwością nie koniecznie było mu po drodze.
Nie dałem jednak poznać po sobie zdziwienia, żywo przytakując słowom chłopca – który najwyraźniej ostatnie kilka minut spędził w saniach intensywnie rozmyślając nad tym, dlaczego właściwie na moment zostałem ludzką żyrafą.
Cóż, nie miałem w planach ujawniać swoich zdolności, ale trudno było mi panować nad pewnymi udogodnieniami, które mogłem z niej czerpać, często nawet nie zdając sobie sprawy z tego, że czyniłem coś niezgodnego z ludzką naturą.
- Ciii – mruknąłem konspiracyjnie, układając palec wskazujący na ustach. - To tajemnica. - dodałem, zaraz jednak musiałem przenieść dłonie na oparcia sań, gdy te wyrwały się do przodu pod wpływem zaklęcia Oscara. Już miałem otwierać usta, by zapytać Brutusa, czy uczestnictwo w tej dość plebejskiej zabawie nie będzie skazą na jego życiorysie, w porę jednak ugryzłem się w język – zwyczajnie niehonorowe byłoby wpuszczanie własnego bratanka w maliny. W otwarte karty mogłem pogrywać co najwyżej z rodzeństwem.
Z drugiej strony... zwycięstwa zdecydowanie nie można było rozpatrywać w kategorii niegodnych postępowań. Sanie niesione zaklęciem zatrzymały się dopiero kawałek za linią mety, a komitet powitalny miał w tym zapewne swój udział. Huczne przyjęcie nie pozwoliło mi na udzielenie Brutusowi rozwlekłej odpowiedzi, w ferworze gratulacji (i przepychanek w kierunku podium – jakby było to ważniejsze niż zainteresowanie sfaktem, że dwójka chłopców panoszyła się na mrozie BEZ CZAPEK) rzuciłem do niego przez ramię krótkie, enigmatyczne wyjaśnienie:
- Szkoła życia to najlepszy nauczyciel. - I zraz zkryłem usta dłonią, zdziwiony tym, jak głośno rozbrzmiały moje słowa; najwyraźniej przemówienie, którego domagali się organizatorzy, miało nie ujść nam płazem – ktoś musiał potraktować nas sonorusem, a wepchnięci przed tłum najwyraźniej nie mieliśmy wyjścia. - Gdyby za każdym razem ratowanie zwierząt było tak przyjemne, nie byłoby żadnych zagrożonych gatunków. To świetna inicjatywa, która pokazuje, że w sytuacjach kryzyzowych tak naprawdę wszysy potrafimy współpracować, aby nieść pomoc innym. - Podsumowałem zwięźle, a uśmiech nie znikał z mojej twarzy – choć nie umknął mi obraz Alexandra, najwyraźniej rzucającego wiązką należytych przekleństw w stronę Rowla. Magnus nie wydawał się kimś, komu szczególnie zależało na ocalaniu demimozów, w zasadzie nie zdziwiłbym się, gdyby jego obecność miała być tylko jednym z wielu elementów sztucznego wizerunku, o jaki pieczołowicie dbała większośc przedstawicieli złotej dwódziestki ósemki (Siódemki? Szóstki? Straciłem już rachubę...)
Kiedy już całej naszej trójce udało się uwolnić od formalności, a zaklęcie odpuściło, spojrzałem na s w o i c h chłopaków, a później na świergotnika zamkniętego w klatce, z ulgą przyjmując, że nie wyśpiewywał tego samego, co kanarki.
- Powinniśmy to uczcić. Najlepiej jakimś ciepłym kakao – i to takim, które nie wyparuje nam z rąk, zanim zdążymy się go napić. Profesor Bartius nie powinien mieć nic przeciwko... a z panem MacManusem jakoś sobie poradzę. - Ostatecznie żadna siła - nawet guweren wyszkolony przez mojego brata - nie była w stanie powstrzymać mnie przed spędzeniem czasu z r o d z i n ą. - Ale zanim... hej, Billy! - krzyknąłem w kierunku g w i a z d o r a, powoli zmniejszając dzielący nas dystans i kontrolnie zerkając przez ramię na chłopców, upewniając się, czy aby na pewno dotrzymują mi kroku. - Chcesz dowiedzieć się, kto był od ciebie szybszy tym razem? - Rzuciłem zaczepnie, choć bez zgryźliwości, która nigdy nie leżała dobrze w moich ustach; widziałem, jak pod koniec wyściugu przez chwilę siedział nam na ogonie, jak na szukającego przystało. - To Oscar Reid i Brutus Malfoy. Rekiny saneczkarstwa. - Przedstawiłem chłopców, spoglądając to na Moore'a, to na nich.


Kundle, odmieńcy, śmieci, wariaci,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
Róbmy dym


Ostatnio zmieniony przez Frederick Fox dnia 29.12.17 21:26, w całości zmieniany 1 raz
Frederick Fox
Frederick Fox
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 34 (37)
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

fire is catching
and if we burn
you burn with us

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Highlands - Page 27 Giphy
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2155-frederick-fox#32552 https://www.morsmordre.net/t2178-poczta-fryderyka#33148 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f413-devon-lisia-nora https://www.morsmordre.net/t3769-skrytka-bankowa-nr-605#69393 https://www.morsmordre.net/t2332-freddie-fox#35856
Re: Highlands [odnośnik]28.12.17 23:15
Antonin podskoczył wesoło, kiedy przekroczyli linię mety. - ŁUUUUUHUUUU! - Krzyknął najgłośniej jak potrafił, wyskakując z sań wprost w śnieżną zaspę. Ten dzień był taki piękny, że nawet zapomniał o swoim młodszym rodzeństwie, które miało za jakiś czas przyjść na ten świat i wszystko zepsuć. - Piątka! - Podbiegł do mamy, wyciągając do niej zmarzniętą dłoń. - Piątka! - Powtórzył, podbiegając do Pana Astronoma. Ten Pan Astronom wydawał się całkiem ciekawym człowiekiem, chociaż mówił bardzo dziwnym językiem o bardzo dziwnych rzeczach. W większości w ogóle nieprzydatnych, bo po co człowiekowi wiedzieć z czego jest zrobiony meteor? Lepiej nauczyć się piec smaczny chleb albo robić drewniany stół. - Słyszałaś mamo?! Kanarek! - Powiedział z niedowierzaniem, patrząc na mamę wielkimi z podekscytowania oczami. - Ja chcę kanarka! Biorę kanarka! - Powtórzył głośno, żeby przypadkiem nikt (z Panem Astronomem na czele) nie próbował mu go zabrać. Zrobił ciche łaał kiedy dostał od jednego z organizatorów klatkę z niewielkim ptaszkiem. Chwycił ją z namaszczeniem, przyglądając się zwierzęciu z żywym zainteresowaniem. - Tata chyba się zgodzi? A jak nie to może zamieszka u stryja? Albo w moim pokoju? - Zaczął się zamartwiać w drodze do domu - oby niepotrzebnie!

|zt
Antonin Dolohov
Antonin Dolohov
Zawód : nicpoń, hultaj, urwipołeć
Wiek : 6
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Stała czujność!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4891-antonin-dolohov#120670 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f320-smiertelny-nokturn-27 https://www.morsmordre.net/t5246-antonin-dolohov#116631
Re: Highlands [odnośnik]29.12.17 21:10
Zakończenie wyścigu okazało się zarówno dla Eileen, jak i pewnie dla Pomony, odrobinę niespodziewane. Był moment, że trzymały się bliżej podium, a potem w jednej chwili straciły swoje miejsce, lądując na ostatnim. Troll zniweczył ich plany o wygranej, a potem zrobił to również żmijoptak, który zaczepił pazurami o ich saneczki, wbijając je w zaspę. Nadrabianie drogi było już niemal niemożliwe, więc wylądowały tam, gdzie wylądowały.
Pozostawała jeszcze kwestia kakao. Gdy zeszła z saneczek i już miała zamiar awanturować się, że organizatorom pomieszało się w głowach, kiedy zobaczyła, że kilka par miało różnobarwne kubki. Nad niektórymi z nich wciąż jeszcze unosiła się para, inne były chyba puste, bo jakoś tak nimi dziwnie wymachiwano. Nabrała powietrza w usta jeszcze bardziej, gdy podbiegł do nich mały chłopczyk i podarował im ich własne kubki. Zamrugała zdziwiona, zerknęła szybko na Pomonę i znów chciała przyjrzeć się chłopcu, ale ten już zniknął. A potem dostała w swoje dłonie niewielką klatkę z napuszonym, żółtym kanarkiem. Od razu przypomniała sobie o Kawce, swoim lelku wróżebni ku, która pewnie spała w najlepsze. A potem o Jutrzence i o Waldim. I o Luigim. Na wszystkie krzyczące mandragory, kiedy uzbierało jej się to małe zoo?
Jest twój, Pom, gratulacje, zostałaś ptasią mamą! – ach, Eileen, gdybyś tylko wiedziała. – Opiekuj się nim, ja mam za dużo do roboty przy innych zwierzętach. I muszę ci przyznać, że jesteś najlepszą saneczkową partnerką, jaką kiedykolwiek miałam! A teraz muszę cię o coś poprosić, jesteś jedyną nadzieję. Och, przepraszam – uśmiechnęła się do kogoś, kogo przez przypadek szturchnęła, gdy oddawała Pomonie klatkę z ptaszkiem i brała ją pod ramię, prowadząc nieco na bok. – Jest pewna sprawa, pewne zadanie, o którego wykonanie chciałam cię już poprosić. Widzisz, jest taka niewielka tradycja – ściszyła głos, wędrując z nią z dala od ludzi. Czerwcowe wydarzenie, do którego było coraz bliżej, jednak wymagało większej troski i.. dyskrecji? – Tradycja, że panna młoda nie może sobie sama zrobić bukietu. Ufam twoim umiejętnościom florystycznym, dlatego… zrobiłabyś to dla mnie? – popatrzyła na nią z uśmiechem zakreślającym ciepły łuk na jej ustach. – I… i jeszcze. Ale to już możemy zrobić wspólnie. Pomyślałam o kwiecistym łuku, przy którym też mogłaby nam pomóc  moja mama. Wspólnymi siłami coś byśmy zrobiły, co? Nawet, jeśli kwiaty nie zdążą do tego czasu rozkwitnąć. Wspomożemy się eliksirami i nawozami, jeśli będzie trzeba. Albo magią, chociaż to ostateczność. Będę ci winna ogromną przysługę!
Upiła zdrowy łyk z kolorowego kubka. Aż się wzdrygnęła od tak nagłego, wewnętrznego rozgrzania.


Ja nie przeczuwałam, tyś nie odgadł, że

Nasze serca świecą w mroku

Eileen Bartius
Eileen Bartius
Zawód : Magibotanik
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
didn't i show i cared?
i do
oh, i do

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Highlands - Page 27 1hKUbRW
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1515-eileen-wilde https://www.morsmordre.net/t1553-krolicza-poczta#14938 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f222-hogsmeade-134-dom-bartiusow https://www.morsmordre.net/t3930-skrytka-bankowa-nr-429#74545 https://www.morsmordre.net/t1578-eileen-wilde#15736
Re: Highlands [odnośnik]29.12.17 21:56
Ostatnie spotkanie z trollem okazało się być dla nich zupełną klapą. Kiedy się z nim zderzyli, Miriam tylko pomyślała, że ciocia Juleczka by sobie z nim szybko poradziła i na pewno umiałaby poprosić pana trolla, żeby przesunął się z drogi, bo ją całkiem toruje! Zdążyli wygrzebać się na główny szlak, ale było na tyle blisko mety, że nie było już sensu nawet gonić kogokolwiek – albo może zwyczajnie już nie daliby nawet rady, choćby papa i ciocia Nela użyli wszystkich różdżek na świecie.
Wydostała się z sanek z pomocą taty i natychmiast złapała jego rękę, ot, w instynktownej potrzebie trzymania się blisko swojego papcia, żeby się nie zgubić. Ta potrzeba dosłownie trzy chwile później przestała mieć znaczenie. Kiedy Miriam zobaczyła złote kanarki w klatkach, oczy zaświeciły jej się mocniej niż jasno migoczący na niebie księżycowy pączek, a usta rozchyliły się tak mocno, że mogło jej między nie wpaść stado motyli. Zanim wskazała na tego, którego niósł im jeden z wysokich panów, i zanim zapiszczała czystą fuksją, zapadł wyrok.
Proste nie zakuło okrutnie, dalsza część zdania rozerwała jej czerwone, dziecięce serduszko na strzępy.
Ale Frędzel jest teraz w kanarkowym niebie, papciu! – popatrzyła na niego ze łzami w oczach i z brodą latającą od gromadzącego się pod skórą żalu. No i jeszcze to oddanie kanarka cioci. Miriam nie wytrzymała i rozpłakała się, w jej uznaniu, nie żółto, a bardzo granatowo, bo nie z głupiego powodu, a z czystego smutku!
Zanim papa rzucił jej pomysłem, żeby podbiegła do wujka Alexa i go przestraszyła, już była tuż przy wujku, tuląc się mocno do jego nóg i wcale nie ukrywając, że jest jej smutno, nieprzyjemnie, niewygodnie i ogólnie Ź L E z oczywistego powodu. Zawsze dbała o Frędzla, nawet jeśli robiła to dłońmi Grusi, siadając tylko obok i patrząc, jak skrzatka sprząta mu klatkę. Ale sama dosypywała mu jedzonka i uzupełniała wody z malutkiego dzbaneczka, dbając o to, żeby ptaszek zawsze miał zapewniony wikt i opierunek!
Wujciu, papa oddał kanarka cioci Neli, a Frędzel umar! – zapiszczała z żalem wujkowi, nie zerkając nawet na papę, bo OCZYWIŚCIE, ŻE SIĘ NA NIEGO OBRAZIŁA.
Była bardzo n i e p o c i e s z o n a.


Zgubiła swe kropki na łące
a może w ogródku na grządce

Molly Prewett
Molly Prewett
Zawód : żywe srebro Weymouth
Wiek : 8
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
in a world
where you can be
anything
be kind
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Dzieci
Dzieci
https://www.morsmordre.net/t4347-miriam-prewett https://www.morsmordre.net/t4371-kremowka#93727 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f77-weymouth-siedziba-rodu-prewett https://www.morsmordre.net/t4551-miriam-prewett
Re: Highlands [odnośnik]03.01.18 21:23
Gdyby było to możliwe, dym właśnie ulatywałby mi zarówno uszami, jak i nosem. Cały wręcz dygotałem i to wcale nie z zimna - oburzenie i wściekłość skierowana na osobę Rowle'a to było zbyt wiele, bym był to w stanie powstrzymać lub zamaskować. Wyraźnie było widać, że ten ignorant całkowicie wyprowadził mnie z równowagi. Zacisnąłem pięści, posyłając mężczyźnie intensywne spojrzenie.
- Będę czekał na sowę - wycedziłem przez zęby, po czym odprowadziłem jego i Helene nienawistnym spojrzeniem, kiedy oddalając się ode mnie zniknęli w tłumie. Jakoś te wszystkie sanki, kubki kakao, śpiewające kanarki i radośni ludzie umknęli mojej uwadze, kiedy skupiłem się na rosnącym we mnie poczuciu obrzydzenia. Niedługo jednak byłem w stanie gotować się we własnych emocjach, bowiem poczułem drobne ramionka ciasno oplatające moje nogi. Spojrzałem w dół i widząc zapłakaną buźkę Miriam moje serce zacięło się na moment, a cała nienawiść i wściekłość na Magnusa uleciały. Teraz liczyła się tylko moja mała biedroneczka i powód, przez który zanosiła się tym rozdzierającym szlochem.
- Miriam, Mircia... co się stało? - zapytałem zmartwiony, pochylając się odrobinę i zaraz łapiąc dziewczynkę pod pachy, by podnieść ją na ręce. Teoretycznie była już za duża na takie rzeczy, a jej butki brudziły mi płaszcz, ja nie mogłem jednak aktualnie mniej dbać o takie rzeczy. Pozwoliłem jej wtulić się w moje ramię, kiedy z płaczem wyjaśniała mi powód tej tragedii. Och, Archie, ty ryży wrogu zwierzęcy numer jeden w całym magicznym Londynie. Ignorując całkowicie mojego kuzyna skupiłem się w stu procentach na pocieszaniu małej biedroneczki uczepionej mojej szyi. - Wiesz Mircia, że każdy kanarek musi kiedyś pofrunąć do kanarkowego nieba. I nic nie możemy z tym zrobić - oparłem brodę o czubek jej głowy, bardzo ostrożnie dobierając słowa. Wiedziałem o Frędzlu, ciężko było nie znać tej tragicznej historii, która niosła się szlochem przez kilka dni korytarzami Weymouth. - Chociaż nie możesz teraz zabrać kanarka do domu to przecież nic nie stoi na przeszkodzie, abyś mogła czasem odwiedzać zarówno jego jak i ciocię Nelę. Jestem pewien, że razem z wujkiem Brendanem bardzo by się ucieszyli z twoich wizyt - podniosłem głowę i przenosząc ciężar dziewczynki bardziej na biodro uwolniłem jedną rękę, by połaskotać ją w policzek. - Nie płacz, Mircia. Pójdziemy zaraz na gorącą czekoladę, co ty na to? Znam idealne miejsce - powiedziałem, składając małego buziaka na jej czółku i znów łapiąc dziewczynkę obiema rękami. Była troszeczkę cięższa niż to pamiętałem. - Wiesz, myślałem, że może byśmy poszli niedługo do zoo, całkiem bez twojego taty. Słyszałem, że sprowadzili do niego nowe słonie, prosto z Indii. I można na nich się nawet przejechać! Pamiętasz mój list o słoniach? - zagaiłem małą, mając nadzieję, że wizja wspólnego wyjścia do zoo będzie tym, co ostatecznie sprawi, że łzy pozostaną tylko małym, smutnym epizodem ukrytym głęboko we wspomnieniach. Posłałem w tym samym czasie ostrzegawcze spojrzenie Archibaldowi, sugerując mu tym samym, by milczał. Gotów był zaraz zniweczyć całą moją ciężką, kilkuminutową pracę. Niemo wyartykułowałem do niego jeszcze tylko jedno słowo: sowa. To był najlepszy sposób, by wszystko sobie opowiedzieć.


Alexander Farley
Alexander Farley
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 23
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

Alex, you gotta fend for yourself

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Highlands - Page 27 9545390201fd274c78230f47f1eea823
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t927-alexander-farley https://www.morsmordre.net/t999-fumea https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t3768-skrytka-bankowa-nr-277 https://www.morsmordre.net/t979-a-selwyn#5392
Re: Highlands [odnośnik]04.01.18 0:49
Jechali coraz szybciej, coraz mocniej wysuwając się przy tym do przodu. Wiatr mroził policzki, śnieg wpadał do oczu, na twarzy Oscara widniał jednak szczery uśmiech, szczególnie kiedy wyraźnie wyskoczyli ku przodowi, pozostawiając pozostałe sanie dość mocno z tyłu.
W końcu pojazd zatrzymał się, dookoła było dość gwarno, wyciągnięto ich do mowy, którą na szczęście zajął się Frederick, którego głos musiało znacząco wzmocnić czyjeś zaklęcie. Przez chwilę wewnętrzna potrzeba pokazywania się, być może związana z deskami teatru kazała mu się odezwać, dość szybko jednak zrezygnował nie wiedząc, co mógłby dodać. Spojrzał na pomarańczowego ptaka w swojej klatce, kiedy zeszli w końcu z podium.
- Nie jestem pewien, czy będę mógł go trzymać w szkole. U dziadków czy Leo to chyba też marny pomysł, nie uciszą go w razie czego. - odezwał się kiedy wyszli z większego tłumu. - Możesz go wziąć póki co? - nie miał właściwie lepszej opcji na ten moment. Spojrzał na Lisa uważnie. Może nawet lepiej, że ptaki będą miały towarzystwo?
Mróz zaczął dawać o sobie znać dopiero teraz, kiedy emocje trochę opadły. Oscar dopiął swoją kurtkę jak mógł, szczerze w tej chwili tęskniąc do szalika. Bez wątpienia odrobina ruchu by mu pomogła, zaraz jednak padła o wiele lepsza opcja.
- Dobry plan.
Na propozycję kakao tym bardziej skinął głową zadowolony, słodycze były czymś czego nigdy nie odmawiał, a ciepłe słodycze w tej chwili brzmiały wprost DOSKONALE. Zaaferowanie obecnością gwiazd sportu jakie objęło go na początku wydarzenia zostało na pewien czas odepchnięte. Gdyby go spytać, Oscar zdecydowanie nie potrafiłby odpowiedzieć, jakim cudem zapomniał o CZYMŚ TAKIM, całkowicie jednak już nie myślał o Moorze, czy Vause, zamierzając po prostu iść z dwójką Malfoyów na kakao.
W tej chwili jednak Frederick zamachał do Billego Moore'a jak do swojego kumpla, zawołał go i ruszył ku niemu. Może po trochę Oscar mu nie wierzył, może po trochę sądził, że Fox chce zaszpanować znajomościami w świecie gwiazd sportu i tyle, tym bardziej teraz wybałuszył na niego oczy, zaraz jednak ruszając z miejsca.
I zaraz faktycznie stanęli przed Moorem, a Oscar z reguły całkiem wygadany, poczuł że gdzieś w trakcie tego kilkumetrowego spaceru stracił i język i rezon i chyba jeszcze do tego poczerwieniał, bo jakoś tak dziwnie gorąco w twarz mu było. I choć nie otwierał ust, przez jego głowę w ciągu minuty przebiegało jakieś sto myśli, bo O MATKO, Moore, tak po prostu, jeździ sobie saneczkami na jakichś zawodach i w ogóle, WYGRALI z nim, z mistrzem quidditcha, może nieoficjalnym ale jednak. Oscar chciał kiedyś zobaczyć zawodników na meczu, choćby z oddali, a teraz jeden stał przed nim tak o, tak po prostu i jeszcze był znajomym jego Fredericka!
Przez sformułowanie jakim określił ich Fox, poczuł się jak pięciolatek, choć w sumie to mógłby czuć się też jak niemowlak stojąc tak i nie mogąc wydusić z siebie ani słowa, bo przypominał sobie o świetnych zagraniach o jakich czytał i o tym, że w szkole przez chwilę grali na jednej pozycji i, że chciał autograf i, że na ostatnim meczu podobno był świetny i miał TYLE pytań, ale jakoś tak wszystkie myśli które zgrabnie układały się w jego głowie, jakoś tak nie miały ochoty ułożyć się też na jego języku, bo nagle w ostatniej chwili wszystko było strasznie głupie.
Nie do końca świadomie zrobił nawet niewielki krok w tył, może trochę chcąc uciekać, ten krok dalej stanął jednak pewnie, bo na pewno nie chciał uciekać, chciał przecież poznać jednego ze swoich idoli, na pewno idola w dziedzinie quidditcha, trochę też chciał się zapaść pod ziemię i chyba miał w tej chwili większą tremę, niż jakby miał wyjść na scenę.
- Dzień dobry.
Wydukał w końcu, bo chociaż dwa słowa przepchnęły się przez rozgardiasz w jego głowie. Tylko jego głos brzmiał jakoś tak dziwnie, jak nie jego.


Oscar Reid
Oscar Reid
Zawód : n/d
Wiek : 13
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : n/d
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4896-oscar-reid https://www.morsmordre.net/t5425-poczta-oscara#129109 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t6228-oscar-reid#153621
Re: Highlands [odnośnik]06.01.18 0:16
Czyli tak miał się skończyć wesoły i przyjemny dzień ojca z córką.
Płaczem i złamanym sercem.
Zdążył zapomnieć o Frędzlu. Dopiero kiedy Miriam wspomniała jego imię, Archibald przypomniał sobie jak bardzo była z nim związana. Co prawda miał ochotę rzucić na niego silencio za każdym razem, kiedy przekraczał próg pokoju, ale skutecznie powstrzymywał go uśmiech na jej twarzy. Uwielbiała jak śpiewał, jak machał swoimi niewielkimi skrzydłami, jak dziobał jej z ręki nasionka. A teraz Archibald pozbawił ją tej przyjemności, która dla niego była jedynie krótkim tak, a dla niej wszystkim. Trochę zrobiło mu się głupio, trochę bardzo, ale nie miał w zwyczaju nagle zmieniać zdania. Postanowił trzymać się swojej decyzji, nawet jeżeli sam już nie uważał jej za tak dobrą jak jeszcze chwilę temu. - Ten kanarek to nie byłby Frędzel - przypomniał dla pocieszenia, ale stwierdził, że to chyba nie najlepszy sposób. Westchnął zrezygnowany, kiedy z płaczem pobiegła do Aleksandra i rzuciła mu się na szyję - czuł, że szybko nie zrobi tego samego razem z nim. Mogła być dzieckiem, sześciolatką, która powinna szybko zapominać o swoich smutkach, ale z kanarkiem zapewne nie pójdzie tak łatwo. Brawo, Fluwiuszu. - Miriam... - zaczął, jednak wtedy napotkał zdenerwowane spojrzenie Aleksandra. Archibald ściągnął niezadowolony brwi i wyraźnie było widać, że nie jest ukontentowany jego zachowaniem. W tym momencie przestał tak żałować swojej odmowy, uważając, że właśnie tak miało być - żadnego ptaszyska, Miriam nie mogła dostawać wszystkiego co chciała, a Aleksander nie będzie mu zwracał uwagi. - Miriam, spójrz na mnie - poprosił, chociaż wątpił, by się posłuchała. Tak czy inaczej kontynuował. - Przepraszam, ale nie możemy przygarnąć wszystkich zwierząt, szczególnie tak nagle. Musimy najpierw o tym porozmawiać - powiedział, po chwili przenosząc wzrok na Aleksandra. Sowa, tak, zrozumiał jego nieme słowo - kiwnął głową na potwierdzenie. Zaraz potem ponownie skupił się na córce, bo to ona była dla niego najważniejsza, a nie jakiś tam Rowle. Nawet jak była na niego obrażona i nie chciała mieć z nim nic wspólnego.


Don't pay attention to the world ending. It has ended many times
and began again in the morning

Archibald Prewett
Archibald Prewett
Zawód : nestor toksykolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Britannia,
You’re so vane
You’ve gone insane
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4341-fluvius-archibald-prewett https://www.morsmordre.net/t4550-baldomero#96909 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f77-weymouth-siedziba-rodu-prewett https://www.morsmordre.net/t4910-skrytka-bankowa-nr-1115#106844 https://www.morsmordre.net/t4549-fluvius-archibald-prewett#96904
Re: Highlands [odnośnik]11.01.18 12:46
- Kanalek! kanalek! jaki malutki ma dziobek! - pisnęła cicho, radośnie, podchodząc bliżej Minnie i chwilowo wypuszczając z dłoni tatową rękę, gdy ich saneczkowa podroż dobiegła końca, a na ich ślicznych saneczkach pojawił się uroczy ptaszek. Nachyliła się niziutko, tak by zmarzniętym nieco noskiem dotykać klatki i siedzącego w środku stworzonka. Zaplotła paluszki przed sobą, wpatrując się w otrzymany dar. Prawie zapominając, gdzie się znajdowała - A cy...pieski lubią kanalki? - pamiętała przecież, że w mieszkaniu znajdowało się jeszcze jedno, dużo większe stworzonko, które tak bardzo przylgnęło do małej Amelki, nie zważając nawet na to, że czasem przytrafiały mu się niespotykane...rzeczy - osywiście! To znacy....jak... - zawiesiła głos, rozchyliła usteczka, kotłując w ustach słówko, które już dziś, nieświadomie wypowiedziała na głos. odwróciła się do Billego, wpatrując się w męski profil - Cy Minnie moze nas odwiedzać? - zapytała troszkę ciszej, ale na twarzy mężczyzny nie dostrzegła śladu sprzeciwu. Uśmiech na nowo zajaśniał na dziecięcej buzi - Dziekuję ślicnie!.. Widzis? Będzie miał na imię Piscek, bo tak slicnie piska! - to znaczy śpiewa, ale wydaje tez inne dźwięki! Przysunęła dumnie klateczkę do siebie, ostrożnie, by nie strącić gdzieś przypadkiem - Mi tes baldzo miło panią...znacy ślicną Minnie poznać! - pomachała wolna rączką, wysuwając wcześniej ze zdecydowanie przydużej, tatowej rękawiczki.
Zdążyła jeszcze patrzeć, jak jasnowłosa kobieta znika, a obraz przysłoniło jej trzech, dużych panów. To znaczy, dwóch nie było tak dużych, ale większych niż ona i jakoś tak w intuicyjnej panice, poczuła się zagrożona. A bezpieczeństwo stało tuz obok w postaci nóg Billy'ego, za które pospiesznie czmychnęła. Z bólem spojrzała na stojącą na saneczkach klatkę i świergoląca w nim istotkę. Na pewno było jej teraz bardzo zimno. Trochę z byt mocno, jak na własne standardy, zacisnęła paluszki na materiale spodni, ale wierzyła, że tato...ją obroni.
Obiecał.
Ciekawość mimo wszystko zwyciężała i słysząc głosy, które zdecydowanie kierowane były do pilnującego ją Billego, po prostu wychyliła się, odsłaniając zaledwie  jedno oczki i częściowo nasuniętą na czoło czapeczkę.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Highlands [odnośnik]11.01.18 19:11
Nie dojechaliśmy do mety pierwsi, drudzy czy też właśnie chociażby przed Billim. Było mi z tego powodu trochę smutno bo się tak trochę nastawiłam na wygraną. Trochę widziałam w tym winy organizatorów bo kto normalny wytycza trasę wyścigu przez terytorium trolli albo też daje rozklekotane sanie! Skandal! Dobrą stroną tego medalu było niewątpliwie towarzystwo oraz emocje, których się niemało najadłam. Oraz kanarek! O rety! teraz już nawet nie byłam smutna. Ochoczo wymieniłam się z tym panem oddając mu kubek kakaa i obejmując klatkę. Patrzyłam na zawartość niczym mała dziewczynka, która wygrała los na loterii. Już nawet zapomniałam w tym momencie po co w ogóle się ściągałam i ze właściwie miałam wygrać z Billym. Podziękowałam mężczyźnie po stokroć, żegnając go potem i życząc mu jak najlepszego dnia. Zdecydowanie mu się należało za taką szczodrość!
Potem, po tej ceremonii wręczania nagród próbowałam wyłapać spojrzeniem Billego. Właściwie próbowałam to zrobić już na samym początku, lecz moje oczy nie umiały go wypatrzeć w tłumie. Zrobiłam więc pauzę i przykucnęłam na ziemi, stawiając na niej klatkę. Zdjęłam swój rozciągnięty do granic możliwości szalik i zaczęłam owijać nim klatkę, tak by mroźne powietrze nie dostawało się do środka. Nie wiedziałam w końcu ile zajmie mi czasu znalezienie brata, a maleństwo marzło. Dlaczego nikt nie pomyślał o tym, by klatki były magicznie podgrzewane? Co to za dyskryminacja widzialnych stworzeń? Gdy skończyłam, zaplotłam końce w supeł i dalej szukałam brata. W końcu go jednak odnalazłem
- Billy! - krzyknęłam, wymachując jedną ręką, kiedy to drugą przyciskałam klatkę z kanarkiem do piersi. Stali koło niego ludzie, lecz wcale mnie to nie peszyło. Koło niego zawsze ostatnio ktoś stał. Był sławny. Podeszłam rozradowana - Witam, witam... Gratuluję zwycięstwa - zwróciłam się do chłopców, których chwilę wcześniej widziałam na podium i wtedy dostrzegłam, że Bill oraz Amelka też mają ptaszka - O, ciekawe, czy będą umiały śpiewać chórem.
Sally Moore
Sally Moore
Zawód : Asystentka Julii Prewett
Wiek : 23
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
Silly Sally
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3629-sally-moore https://www.morsmordre.net/t3806-sroka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f152-winchester-street-45-4 https://www.morsmordre.net/t4370-sally-moore#93745
Re: Highlands [odnośnik]13.01.18 1:50
Zamieszanie, jakie zapanowało w chwili, w której ich sanki minęły linię mety, pewnie by go przytłoczyło, gdyby nie był przyzwyczajony do chaosu; atmosfera panująca w pobliżu śnieżnego toru skojarzyła mu się z momentem, w którym w trakcie meczu rozbrzmiewał ostatni gwizdek sędziego. Jedyną różnicą było to, że tym razem to nie on znajdował się w centrum uwagi – i właściwie przywitał tę odmianę z zaskakującą ulgą, skupiając się niepodzielnie na swoich towarzyszkach, do których po chwili dołączył żółty, świergoczący kanarek. Billy zerknął na niego z lekką obawą, ale nawet jeżeli w jego głowie odezwały się jakieś protesty, to zostały brutalnie uciszone widokiem rozjaśniającej się twarzyczki Amelki oraz pytającym spojrzeniem spoglądającej na niego Minnie.
Która chyba właśnie coś do niego mówiła? Zamrugał nieprzytomnie oczami, orientując się, że jego myśli wciągnęły go na moment do zupełnie innej rzeczywistości, choć nie był pewien, dlaczego – wiedział jedynie, że obraz łagodnie przemawiającej do Amelii Minerwy utknął mu pod powiekami jakoś tak nienaturalnie wyraźnie. Uśmiechnął się przepraszająco, lekko nerwowym gestem sięgając własnej szyi i drapiąc się po karku, mimo że tak naprawdę nic go nie swędziało. Miał nadzieję, że jego wyraz twarzy nie krzyczał wniebogłosy nie mam pojęcia, co do mnie powiedziałaś. Jak się okazało, na ratunek przyszła mu jego własna córka, kolejnym pytaniem ratując go z niezręcznej sytuacji. – O-odwiedzać? Oczywiście, że może – odpowiedział, myśląc głównie o tym, jaki ładny uśmiech miała Minnie, co skonfundowało go jeszcze bardziej – bo dlaczego w ogóle zwracał na to uwagę? – M-my też się ś-ś-świetnie bawiliśmy, prawda? – zapytał, zerkając w dół na dziewczynkę. Organizatorzy chyba wpompowali na plac jakieś masy ciepłego powietrza, żeby rozgrzać zawodników, bo zrobiło mu się nagle za gorąco w zimowym płaszczu.
Spanikował lekko, gdy uniosła dłoń w geście pożegnania, bo od ostatnich kilkunastu sekund zbierał odpowiednie słowa, żeby zaprosić ją na kubek gorącego kakao, ale jak to zwykle w jego przypadku bywało – i czego nienawidził najbardziej na świecie, niemal równie mocno, co przegrywania w Quidditcha – żadne sensowne zdania nie chciały wydostać się z jego ust. Miał je w głowie, tłoczyły się na języku, gotowe ułożyć się w błyskotliwą, elokwentną wypowiedź, ale ani zaklinanie rzeczywistości, ani wzywanie na pomoc ducha samego Merlina tutaj nie pomagało: Billy uparcie milczał, zasłaniając się jedynie serdecznym uśmiechem i finalnie wykonując jakiś niezgrabny gest dłonią – coś pomiędzy machnięciem, a wzruszeniem ramionami.
A później rozległ się cichy trzask i już jej nie było.
Całe szczęście, że zaraz po tym w polu jego widzenia pojawił się Fox, ratując go przed rozpoczęciem bolesnego procesu samoumartwiania, polegającego na niekończącym się odtwarzaniu w głowie wszystkiego, co zrobił i powiedział, i wyobrażania sobie, co mógłby zrobić lepiej, gdyby nie był niedokształconym idiotą. Towarzystwo innych ludzi nie sprzyjało jednak takim działaniom, bez żalu odłożył je więc w czasie, odwracając się w stronę nadchodzącej drużyny zwycięzców. – Z-zdążyłem zauważyć Fred, wbrew p-p-pozorom myślę szybciej niż m-mówię – odpowiedział, uśmiechając się szeroko i wyciągając rękę, żeby uścisnąć dłoń przyjacielowi, po czym przeniósł uwagę na towarzyszących mu chłopców, zauważając, że jeden z nich był raczej czerwony na twarzy. A więc jego teoria o włączonym ogrzewaniu nie była wcale taka bezpodstawna. – Cześć – przywitał się, bez wyższości ani niepotrzebnego dystansu, jakoś nigdy nie uważał się za gwiazdę. – Z-zdaje się, że należą się wam gratulacje – dodał, wyciągając dłoń również do Oscara i Brutusa. – Jestem B-b-billy – przedstawił się, zauważając, że Fox zapomniał tego zrobić; nie przywykł nigdy do świadomości, że obcy ludzie zwykli wiedzieć, jak się nazywa. – Przedstawiłbym wam Amelkę, ale chyba się gdzieś za-za-zapodziała – dodał głośniej, zerkając znacząco na chowającą się za jego nogą dziewczynkę. Nie pomyślał o tym, że mogła czuć się przytłoczona ilością otaczających ich ludzi.
Których grono zwiększyło się o kolejną osobę w postaci Sally, która – o zgrozo – również dumnie dzierżyła w rękach klatkę z kanarkiem. Osobiście miał nadzieję, że ptaki nie będą potrafiły śpiewać chórem. – Kogo ja widzę, a już myślałem, że po drodze zjadły cię przy-przy-przyczajacze – rzucił, nadal święcie przekonany, że przerażające stwory zjadające ludzi były tylko historyjką wymyśloną przez jego siostrę. – I gdzie masz szalik? P-p-przeziębisz się – dodał, bo znów jakoś mu wyleciało z głowy, że Sally nie miała już pięciu lat, chociaż może w sumie powinien był się zorientować; była trochę większa od Amelki. Nie przeszkodziło mu to jednak w bezceremonialnym ściągnięciu z szyi własnego szalika i zarzuceniu go (bez względu na ewentualne protesty) na szyję młodszej Moore’ówny. – T-to Sally – dodał, uznając, że wypadało i ją przedstawić – a potem jego wzrok zatrzymał się na Fredzie i zamarł w nagłej realizacji, że w tym przypadku najprawdopodobniej nie było to konieczne, bo to właśnie auror był powodem, dla którego jego siostra – jedyna, najdroższa siostra – stała tuż obok, żywa, zdrowa i oddychająca. Zamilkł na moment, krzyżując spojrzenia z mężczyzną; chociaż nie powiedział nic, miał nadzieję, że Fox odczytał niemą wiadomość, kryjącą się w tym milczeniu.




I wish that I could say
I am a light that never goes out
but I flicker
from time to time

William Moore
William Moore
Zawód : lotnik, łącznik, szkoleniowiec
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
jeno odmień czas kaleki,
zakryj groby płaszczem rzeki,
zetrzyj z włosów pył bitewny,
tych lat gniewnych
czarny pył
OPCM : 30 +5
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30
SPRAWNOŚĆ : 25
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5432-william-moore https://www.morsmordre.net/t5459-bursztyn https://www.morsmordre.net/t12096-william-moore https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t5461-skrytka-bankowa-nr-1345 https://www.morsmordre.net/t5460-billy-moore
Re: Highlands [odnośnik]15.01.18 12:29
Wszystko się na nas uwzięło, spychając Mandragory ostatecznie na przedostatnie miejsce. Nawet drobne oszustwo Eileen nie podziałało za bardzo na utrzymanie się chociażby w połowie stawki. Wszystkie sanie nas wyprzedzają, dorzucając na domiar złego śniegową breję wprost do środka naszego zacnego powozu. Krzywię się i prycham, a kiedy obracam się za siebie oraz Eileen, widzę Nealę oraz Prewettów, dumnie zamykających pościg za wygraną. Wzdycham trochę nad nieumiejętnym posługiwaniem się językiem trollańskim oraz wpadką z ugłaskaniem żmijoptaka. Za późno, na wszystko. Dobrze chociaż, że udaje nam się przekroczyć linię mety.
Jest okropnie, wstrętnie zimno. Zamierzam pogratulować zwycięzcom, pożegnać się z przyjaciółką i szybko się ulotnić z miejsca wiejącego mrozem, ale kilka spraw na raz składa się na to, że zostaję jeszcze jakiś czas w Highlands. Pierwszym i zarazem najważniejszym okazuje się być… dostawa kakao! Jestem tak wniebowzięta, że otwieram jedynie usta, żeby podziękować i zapewnić chłopca, że nie zgłosimy tego faktu organizatorom, ale ten nagle zniknął - równie szybko co się pojawił. Dobrze, że przynajmniej napój bogów nie zrobił tego samego. Nadal ogrzewa moje dłonie zaplecione wokół niego.
- Nie patrz tak, należy nam się - stwierdzam jakże bezdusznie. Komentarz wieńczy wzruszenie ramionami oraz niewielki łyk, ciepłem rozchodzącym się po całym ciele. O tak, tego mi było trzeba! I wtem jeszcze następuje rozdanie nagród, podczas którego wręczają pannie jeszcze-Wilde klatkę z uroczym kanarkiem. Jest naprawdę piękny i uroczy.
- Jesteś pewna? - pytam najpierw niepewnie, odbierając od niej zwierzątko. - Ptasia mama brzmi dumnie - mówię już bardziej rozweselona. Skoro nie będę mieć dzieci, to zawsze mam jeszcze uczniów i fantastycznego, żółciutkiego ptaszka. - Będzie miał u mnie jak w raju - zapewniam solennie, w międzyczasie nabierając jeszcze trochę łyków pysznego kakao. Zamierzam nawet zaproponować przejście się do zwycięskiej drużyny z gratulacjami, ale konspiracyjny szept Eileen aż bije na alarm. Wytężam więc słuch momentalnie zapominając o wszystkim, co miałam zrobić.
Kiwam głową, przytakując każdemu jednemu zdaniu. Dopiero kiedy panna gajowa kończy, pozwalam sobie na pisk podekscytowania - z jego powodu nawet niezręcznie obejmuję ją uściskiem ramion, co chyba nie podoba się ani kanarkowi, ani kubkowi wypluwającemu kilka kropel napoju na śnieg.
- Pewnie, że zrobię! I z tym łukiem też pomogę. Masz już jakąś wizję? Bo ja mam już tysiące pomysłów, musimy się zastanowić! Na pewno kwiaty muszą mieć różne kolory, bo to takie wesołe wydarzenie, że po prostu muszą krzyczeć o szczęściu państwa młodych! - nakręcam się, mówiąc trochę głośniej niż powinnam. - Och, przepraszam - rzucam już bardziej konspiracyjnie, będąc już oderwaną od przyjaciółki. - Już dzisiaj wszystko załatwię - dodaję cicho, po czym wypijam ostatnią porcję napoju bogów. - A naszego ptaszka nazwę Mandragora. Nie wiem czy to samiec czy samica, ale musi mieć imię na naszą cześć - śmieję się pełna wewnętrznego szczęścia.
Potem razem gratulujemy zwycięzcom, żeby następnie wrócić do swoich domów.

zt. Pomka i Elka



( i need your teeth )
in me, slow and vicious, to tell me my armor is just skin, bones, only bones


Pomona Vane
Pomona Vane
Zawód : nauczycielka zielarstwa
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna

ty je­steś tym co księ­życ
od da­wien daw­na zna­czył
tobą jest co słoń­ce
kie­dy­kol­wiek za­śpie­wa



OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3270-pomona-sprout#55354 https://www.morsmordre.net/t3350-pomonkowa-poczta#56671 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-upper-cottage https://www.morsmordre.net/t3831-skrytka-bankowa-nr-838#71331 https://www.morsmordre.net/t3351-pomona-sprout

Strona 27 z 34 Previous  1 ... 15 ... 26, 27, 28 ... 30 ... 34  Next

Highlands
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach