Wydarzenia


Ekipa forum
Dunbar Castle
AutorWiadomość
Dunbar Castle [odnośnik]15.10.18 0:57

Dunbar Castle

Zamek od wieków dumnie wznosił się na Szkockim klifie - jednak z biegiem lat coraz bardziej popadał w ruinę. Niegdyś, ponad wieki temu, należał do Zygfryda van Clarka - lorda z już wymarłej linii, który zginął zamknięty we własnej pułapce. Legenda głosiła, że zamek nie bez przyczyny powstał w tym miejscu - stał się skarbcem dla czegoś, co Zygfryd odnalazł przed laty. Ponoć jego podziemia kryły coś szczególnie cennego: a legenda mówiła, że właściwą drogę odnajdzie ten, kto podąży za symbolem. Jakim - to wiedzieli już jednak tylko nieliczni. Wprawne oko śmiałka, który wkroczy do wdzierających się wgłąb klifu na wpół zrujnowanej plątaniny komnat i korytarzy zamku dojrzy piękne zdobienia przedstawiające zwierzęta i rośliny, wśród nich także charakterystyczne dla Szkocji przedstawienia jednorożców.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Dunbar Castle Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Dunbar Castle [odnośnik]19.01.19 23:02
Nie pamiętam, kiedy ostatnio byłem w Szkocji. Mam wrażenie jakby minęło od tego czasu przynajmniej sto lat i zaczynam tego żałować zaraz po dotarciu na miejsce. Po raz kolejny zdałem sobie sprawę, że kocham takie widoki i chcę kiedyś zamienić swoje ciasne mieszkanie na ulicy Pokatnej na niewielki domek nad oceanem. Pierwszy raz ta myśl uderzyła mnie w Weymouth, a teraz uderzyła mnie po raz kolejny. Ale to tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że muszę ten pomysł przekuć w działania. Chociaż tak naprawdę już zacząłem zbierać fundusze, ale jeszcze nikomu o tym nie mówiłem, bo trochę się boję, że może z tego nic nie wyjść. Cóż, los niejednokrotnie niszczył moje plany - mógł zniszczyć również ten. Wolałem poczekać, spokojnie chomikować pieniądze bez powtarzających się pytań osób trzecich, ewentualnie przetrwać porażkę tylko w swoim własnym towarzystwie. Ach, domek nad oceanem! Widzę go oczyma wyobraźni. Niewielki uśmiech pojawia się na mojej twarzy, kiedy czuję ten charakterystyczny wietrzyk, rozwiewający mi krótkie włosy. - Jesteśmy na miejscu - chciałem, żeby te słowa wybrzmiały. Spoglądam na Billy'ego, kiwając głową w geście gotowości - wierzyłem, że szybko uda nam się uporać z tym (na pewno nie prostym) zadaniem, chociaż nie znałem Billy'ego za dobrze. Nigdy nie mieliśmy okazji spędzić razem czasu i lepiej się poznać poza paroma spotkaniami Zakonu i innymj losowymi momentami. Ale nie szkodzi - ufam mu, tak jak innym Zakonnikom, w końcu na tym to polega. - Zamek należał kiedyś do Zygfryda van Clarka. Podobno zbudował go w roli skarbca dla czegoś bardzo cennego, ale chyba żadne podania nie wspominają dla czego dokładnie - nie potrafię się powstrzymać przed wygłoszeniem tego krótkiego wykładu. Po chwili uśmiecham się przepraszająco, reflektując się, że to chyba nie było konieczne. - Przepraszam, tak już mam - wzdycham, kierując swoje kroki w kierunku zamku. Nie należało marnować czasu - mieliśmy dużo do zrobienia.


not a perfect soldier
but a good man

Florean Fortescue
Florean Fortescue
Zawód : właściciel lodziarni
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Pijemy z czary istnienia
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Dunbar Castle F2XZyxO
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3393-florean-fortescue https://www.morsmordre.net/t3438-laverne#59673 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f278-pokatna-5-2 https://www.morsmordre.net/t4591-skrytka-bankowa-nr-854 https://www.morsmordre.net/t3439-florean-fortescue#59674
Re: Dunbar Castle [odnośnik]20.01.19 14:23
Rzadko zdarzało mu się zapuszczać do Szkocji, nie licząc raczej chaotycznych i przepełnionych intensywnymi przygotowaniami wyjazdów na ligowe rozgrywki, choć swoją ostatnią wizytę w tej części Wielkiej Brytanii wspominał wyjątkowo dobrze – od czasu wesela Bartiusów, szkockie tereny kojarzyły mu się nie tylko z dziwnymi przyśpiewkami uświetniającymi mecze, ale głównie ze skoczną muzyką, mężczyznami noszącymi kraciaste spódnice (Minerwa nazywała je chyba kiltami) i urokliwymi widokami, z krajobrazem upstrzonym gdzieniegdzie starymi, ale wciąż imponującymi budowlami. Takimi jak zamek, który mieli przed sobą; zadarł głowę, przyglądając się wiekowym, wyraźnie nadgryzionym zębem czasu murom, zastanawiając się, jak mieli odnaleźć cel swojej podróży w budowli tak rozległej. Trochę się denerwował – chociaż długi, odprężający lot na miotle nieco pomógł mu poukładać myśli i uciszyć te najbardziej paranoiczne, to wszystkie zadania stawiane przed nim przez Zakon Feniksa, miały dla niego wagę najwyższą; już i tak dręczyły go wyrzuty sumienia, że nie pojawił się na ostatnim spotkaniu w Świńskim Łbie, przykuty do łóżka przez jeden z najcięższych do tej pory ataków choroby. Genetycznej – już od jakiegoś czasu postanowił zacząć nazywać sprawy po imieniu, orientując się, że uciekanie przed prawdą, wcale nie miało odegnać nieuniknionego, nawet jeżeli owo nieuniknione sprawiało, że obawiał się nadchodzącej przyszłości bardziej niż samych Rycerzy Walpurgii. Nie znosił niepewności, źle czuł się pogrążony w metaforycznych ciemnościach; zdecydowanie lepiej radził sobie z niebezpieczeństwem bezpośrednim i jawnym, niż takim, które czaiło się poza zasięgiem jego wzroku, gotowe do ataku w najmniej odpowiednim momencie.
To musiało być coś n-n-naprawdę cennego, skoro ktoś z-za-zadał sobie trud postawienia całego z-za-zamku – zauważył, zerkając w bok, na Floreana. Zdążył już nadrobić wynikające ze swojej nieobecności braki w najnowszych odkryciach Zakonu, ale nie oznaczało to wcale, że rozumiał, co właściwie mają zrobić. Nauka nigdy nie była jego mocną stroną, i zawsze przyglądał się z podziwem czarodziejom, którzy potrafili rozłożyć magię na czynniki pierwsze, przedstawić w formie eleganckich zapisków, a później nagiąć jej działanie do własnych celów. Dla niego magia była po prostu magią, a póki zaklęcia działały tak, jak powinny, to nie czuł potrzeby, by dowiedzieć się, dlaczego było to możliwe. – Kim był ten Zygfryd? – zapytał, ruszając za drugim Zakonnikiem w stronę budowli. – P-p-przestań, to mogą być przydatne informacje – odpowiedział, gdy Florean postanowił go przeprosić; w istocie wsłuchiwał się w jego słowa uważnie – im więcej wiedzieli na temat zamku i okoliczności jego powstania, tym lepiej dla nich; nie mogli w końcu szukać właściwego miejsca na oślep – potrzebowali wskazówek. – Czy p-p-podania mówią coś jeszcze? – zapytał; jego spojrzenie zatrzymało się na sklepionym wysoko wejściu, przemykając po wygrawerowanych nad nim symbolach – roślinach i zwierzętach. Nie znał się zbytnio na architekturze, a tym bardziej na zdobieniach, ale te wydały mu się dziwną dekoracją, niepasującą kompletnie do surowej bryły zamku.




I wish that I could say
I am a light that never goes out
but I flicker
from time to time

William Moore
William Moore
Zawód : lotnik, łącznik, szkoleniowiec
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
jeno odmień czas kaleki,
zakryj groby płaszczem rzeki,
zetrzyj z włosów pył bitewny,
tych lat gniewnych
czarny pył
OPCM : 30 +5
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30
SPRAWNOŚĆ : 25
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5432-william-moore https://www.morsmordre.net/t5459-bursztyn https://www.morsmordre.net/t12096-william-moore https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t5461-skrytka-bankowa-nr-1345 https://www.morsmordre.net/t5460-billy-moore
Re: Dunbar Castle [odnośnik]21.01.19 13:16
- Niekoniecznie - zaprzeczyłem, uśmiechając się nieznacznie. Historia była jedną wielką zagadką, a szukanie powiązań pomiędzy wydarzeniami przypominało nierzadko pracę Sherlocka Holmesa. Między innymi dlatego tak ją kochałem - niby zajmowała się tym, co już się wydarzyło, a i tak potrafiła zaskoczyć. Niestety nie wszyscy to rozumieją, ale Billy wyjątkowo zadał mi pytanie, a ja nie potrafiłem sobie odmówić kolejnych opowieści. - Wokół wielu tajemniczych miejsc krążą legendy. Często wymyślone kilkaset lat później, żeby nadać mu aurę tajemniczości - wzruszam ramionami, stając przed okazałym wejściem. Wczesniej typowo morskie powietrze nabrało zapachu kurzu. - Chociaż z drugiej strony, coś może być nas rzeczy skoro mieliśmy tutaj przyjść - w końcu nie pojawiliśmy się w tym miejscu bez przyczyny. Ma się tutaj dziać coś naprawdę magicznego, czego mój umysł nawet nie jest w stanie pojąć. W sumie dlaczego więc legenda musi być zmyslona? - Zygfryd był lordem z jakiegoś wymarłego już rodu. W zasadzie nic więcej o nim nie wiem - przyznałem niechętnie, bo nie lubiłem tak po prostu nie wiedzieć - to znaczy, że coś ominąłem, a przygotowywałem się do tej wyprawy. Połknąłem chyba wszystkie publikacje na temat tego zamku, również mugolskie, a i tak nie natknąłem się na informację o jego właścicielu. - Tak! - ożywiłem się, widząc u Billt'ego przebłyski zainteresowania. - Podania mówią, że skarbiec jest ukryty gdzieś w podziemiach i strzegą go gobliny. Mówią, że po śmierci Zygfryda właściwa drogę do tego skarbca znajdzie ten, kto podaży za lotnym symbolem wolności. Cóż, Zygfryd na pewno nie żyje, o ile nie odnalazł leku na nieśmiertelność. Pozostaje nam szukać symboli - kto wie, może się przy okazji wzbogacimy! Nadzieja matką głupich, ale w sumie mógłbym kiedyś coś odkryć - jakiś ważny artrfakt, grób wielkiego czarodzieja, zapomniany wolumin. To dopiero byłoby coś! Zacząłem się uważnie rozglądać, ale nie byłem w stanie zauważyć niczego niepasującego do całości, wyróżniającego się na tyle, żeby uznać to za podpowiedź. - Widzisz coś? - Zapytałem z nadzieją Billy'ego, bo przecież nie mogliśmy utknąć już na samym początku przygody.


not a perfect soldier
but a good man

Florean Fortescue
Florean Fortescue
Zawód : właściciel lodziarni
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Pijemy z czary istnienia
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Dunbar Castle F2XZyxO
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3393-florean-fortescue https://www.morsmordre.net/t3438-laverne#59673 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f278-pokatna-5-2 https://www.morsmordre.net/t4591-skrytka-bankowa-nr-854 https://www.morsmordre.net/t3439-florean-fortescue#59674
Re: Dunbar Castle [odnośnik]26.01.19 12:28
Słuchał słów Floreana z uwagą, starając się powstrzymać własne myśli od swobodnego dryfowania w sobie tylko znanych kierunkach, choć trudno było mu się nie zastanawiać nad tym, jak to się stało, że znalazł się właśnie tutaj, zamiast za zniczem goniąc za owianą mrokami przeszłości tajemnicą potężnego zamku. Chociaż w młodości lubił czytać o krążących legendach i często zasypiał w towarzystwie opowiadanych spokojnym głosem matki historii o czasach zamierzchłych, to zawsze były dla niego właśnie tym – historiami, baśniami, nad którymi specjalnie się nie pochylał, nie myśląc o tym, że mogło kryć się w nich ziarno prawdy. Teraz jedną z nich miał przed sobą – i wyglądała aż za bardzo prawdziwie jak na jego gust. – To nie może być p-p-przypadek – mruknął, bardziej do siebie, niż do swojego towarzysza. Ten cały Zygfryd, czy jak mu tam, musiał coś znaleźć – a teraz tego samego szukali oni sami, szukał Zakon; i nie mogli pozwolić sobie na niepowodzenie. – Nie lubię g-go-goblinów – przyznał, krzywiąc się nieznacznie. Niscy, pomarszczeni strażnicy władający bankiem Gringotta, zawsze wprawiali go w zdenerwowanie tymi podejrzliwymi, przenikliwymi spojrzeniami, sprawiając, że mimowolnie czuł się, jakby miał coś do ukrycia – a przecież nigdy do głowy nie przyszłoby mu zachowanie się w sposób nieuczciwy, czy włamanie się do jakiegoś nienależącego do niego skarbca. No, może oprócz tego jednego – ale według słów Floreana jego właściciel od dawna już nie żył, więc nie powinien mieć nic przeciwko. Już większe wątpliwości targały samym Billym, nie podobała mu się konieczność zejścia w podziemia; niskie, zatęchłe i pozbawione okien pomieszczenia zawsze sprawiały, że czuł się jak w pułapce.
Może właśnie dlatego mimowolnie sięgał spojrzeniem w górę, przemykając po umieszczonych nad wejściem grawerach akurat w momencie, w którym Florean zaczął mówić  o symbolach. Tych było mnóstwo – choć pełne zawijasów rośliny trudno byłoby skojarzyć mu z wolnością. Nie wiedział też, co to słowo oznaczało dla zmarłego już dawno temu lorda, ale samemu Billy’emu nieodzownie kojarzyło się z lataniem – i być może dlatego jego wzrok zatrzymał się na wizerunku mknącego ku niebu ptaka, z rozłożonymi szeroko skrzydłami. Czy istniało jakiekolwiek stworzenie cieszące się wolnością bardziej niż ptaki? – Tam – odezwał się, wyciągając rękę i wskazując palcem na grawer. – M-m-może chodzi o ptaka? – zerknął na drugiego Zakonnika niepewnie, nie był najlepszy w rozwiązywaniu łamigłówek. – Ten symbol się powtarza, z-z-zobacz – dodał, robiąc krok do przodu – przez wysoko sklepione przejście, tym razem wskazując na inne drzwi po ich prawej, kończące się prowadzącymi w dół schodami. W półmrok – rozejrzał się dookoła, szukając jakiejś pochodni, ale nic takiego nie przykuło jego spojrzenia, wyciągnął więc z kieszeni różdżkę. – Lumos – mruknął; jeżeli mieli szukać ukrytych grawerunków, przyda im się trochę światła.




I wish that I could say
I am a light that never goes out
but I flicker
from time to time

William Moore
William Moore
Zawód : lotnik, łącznik, szkoleniowiec
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
jeno odmień czas kaleki,
zakryj groby płaszczem rzeki,
zetrzyj z włosów pył bitewny,
tych lat gniewnych
czarny pył
OPCM : 30 +5
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30
SPRAWNOŚĆ : 25
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5432-william-moore https://www.morsmordre.net/t5459-bursztyn https://www.morsmordre.net/t12096-william-moore https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t5461-skrytka-bankowa-nr-1345 https://www.morsmordre.net/t5460-billy-moore
Re: Dunbar Castle [odnośnik]26.01.19 12:28
The member 'Billy Moore' has done the following action : Rzut kością


'Anomalie - CZ' :
Dunbar Castle HXm0sNX
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Dunbar Castle Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Dunbar Castle [odnośnik]29.01.19 20:04
Uśmiechnąłem się pod nosem. Jego oświadczenie w ogóle mnie nie zdziwiło, wielu czarodziejów nie lubiło goblinów. Nie dziwię się im - gobliny robią wszystko co w ich mocy, żeby ich nie lubić. Są markotni, mrukliwi, opryskliwi. A ja mimo wszystko nie czuję do nich awersji, bo wiem, że gobliny mają swoje powody do takiego zachowania. Bunty goblinów, tak znienawidzone przez uczniów Hogwartu, dla nich nie były i nie są jedynie rozdziałem z nudnego podręcznika. Oni wciąż tym żyją i cały czas mają czarodziejom za złe, że postąpili wówczas tak a nie inaczej. Poza tym po prostu mają trudny charakter, co tu poradzić. - Mało kto je lubi - powstrzymałem się przed rozpoczęciem kolejnego wykładu, bo byłem pewny, że Billy nie zdzierży historii goblinów. Zamiast tego skupiłem się na dalszym poszukiwaniu charakterystycznych ornamentów, ale jak na złość niczego nie mogłem zauważyć. Dopiero Billy zwrócił moją uwagę na coś, co po prostu musiało być tym czego szukamy. - Tak! Ptak! Billy, jesteś niezastąpiony - bo nie miałem wątpliwości, że to wieloletnia gra w Quidditcha wyczuliła jego wzrok i sprawiła, że był taki spostrzegawczy. - To musi być to - dodałem zadowolony, podążając dalej za grawerami. Było ciemno, trochę wilgotno, i zdecydowanie nieprzyjemnie. Poczułem jak na mojej skórze pojawia się gęsia skórka - sam nie byłem pewny czy przez zimno czy strach. - Czy mi się wydaje czy tych symboli jest coraz mniej? - Szepnąłem, odnosząc wrażenie, że mówienie głośniej byłoby nie na miejscu.
Szliśmy dalej, naprawdę długo, zaczęły mnie boleć nogi. Czy ten zamek nigdy się nie kończył? Zacząłem żałować, że nie wziąłem ze sobą chociaż butelki wody. Oddałbym za nią teraz wiele! - O - wyrwał mi się bliżej nieokreślony dźwięk, kiedy wreszcie zobaczyłem coś innego niż kamienny korytarz. Kamienne wejście! A nad nim jakiś napis. - Zobacz, coś tutaj jest... Mógłbyś poświecić? - Skoro już jego lumos zadziałało, wolałem nie ryzykować rzuceniem anomalii. Odkąd dostałem ataku sinicy, ograniczałem rzucanie zaklęć do minimum. Czyżby to był... - goblidegucki - mruknąłem, mrużąc oczy, jakby miało mi to w czymkolwiek pomóc. - Znam tylko podstawy... Słyszysz go... albo ją? Nie zauważasz... Widzisz, zauważasz, to u nich to samo. Spotkasz... a nie... hmm... - odetchnąłem ciężko jakbym dźwigał co najmniej kilkukilogramowy kamień, a nie tłumaczył krótkie zdanie. - Uff... złapiesz? Tak, złapiesz. Albo schwytasz? Schwytasz brzmi bardziej... poetycko, tak. Jedyni... Jedyni mówią... - jeszcze raz odetchnąłem i zamilkłem, resztę tłumacząc w głowie. - Słyszysz go, a nie widzisz, spotkasz - a nie schwytasz. Jedni mówią, że on dobry - inni zaś, że zły - Wyrecytowałem w końcu, czując, jakby minęły długie godziny! Zdecydowanie musiałem podreperować swój goblidegucki. - Nie jestem pewny co to może oznaczać... Czy to ma związek z tymi zwierzętami? - Zastanowiłem się, w ogóle lubiłem myśleć na głos. Zacząłem przypominać sobie historię tego zamku i Zygfryda, próbowałem połączyć to z ornamentami, wreszcie z samym miejscem, w którym się znajdowaliśmy. Ach, uwielbiałem zagadki, chyba dlatego po paru minutach spacerowania w tą i z powrotem niemalże krzyknąłem - jednorożec! - A może nie?


not a perfect soldier
but a good man

Florean Fortescue
Florean Fortescue
Zawód : właściciel lodziarni
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Pijemy z czary istnienia
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Dunbar Castle F2XZyxO
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3393-florean-fortescue https://www.morsmordre.net/t3438-laverne#59673 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f278-pokatna-5-2 https://www.morsmordre.net/t4591-skrytka-bankowa-nr-854 https://www.morsmordre.net/t3439-florean-fortescue#59674
Re: Dunbar Castle [odnośnik]31.01.19 17:29
Uśmiechnął się, słysząc padającą z ust Floreana pochwałę, wzruszając ramionami i czując się jedynie odrobinę niezręcznie – nie czuł się wcale niezastąpiony, wprost przeciwnie: chociaż w powietrzu, wysoko nad ziemią, i w otoczeniu wciskającego się w uszy wiatru, radził sobie więcej niż dobrze, to stąpanie po twardym podłożu zawsze skropione było pewną niepewnością. W przeciwieństwie do innych członków Zakonu Feniksa, nie posiadał szerokiej wiedzy na żaden temat, nie był też szczególnie wybitny w żadnej dziedzinie magii; obserwował, zauważał, dostrzegał, czasami udawało mu się nawet połączyć ze sobą fakty – ale ogólnie rzecz biorąc, to nie wyróżniał się niczym szczególnym.  
Z tego samego powodu niezbyt podobało mu się schodzenie w dół – chociaż było to niemożliwe, ciężar wiszącej nad nimi konstrukcji zdawał się odczuwać niemal namacalnie, a korytarze, mimo że zaskakująco dobrze wentylowane, wywoływały u niego lekką klaustrofobię, połączoną z trudnym do odegnania wrażeniem, że za moment zabraknie im powietrza. Starał się jednak nie wypowiadać tych obaw na głos, spychając je gdzieś poza granicę świadomości, a skupiając się na leżącym przed nimi zadaniu, które obecnie materializowało się w postaci grawerunków. Jak słusznie zauważył Florean – coraz rzadszych i trudniejszych do wypatrzenia. – M-m-masz rację – odpowiedział mu na jego uwagę, tuż po tym, jak spędzili co najmniej piętnaście minut na poszukiwaniu ostatniego z symboli, ukrytego tak sprytnie, że nawet czujne i przyzwyczajone do przeczesywania terenu oczu Billy’ego nie mogły sobie poradzić z jego odnalezieniem. W końcu mu się jednak udało – i po pokonaniu kolejnej serii biegnących w dół schodów, dotarli do… ślepego zaułku?
Nie, nie do zaułku – do włazu. Podszedł bliżej, wpatrując się w kamienne, oznaczone symbolem ptaka przejście, rzecz jasna – zatrzaśnięte na amen, oznaczone znakami, które nie mówiły mu kompletnie nic. – Jakieś b-bo-bohomazy – mruknął, odsuwając się nieco, i zgodnie z poleceniem Floreana, oświetlając napis blaskiem wydobywającego się z jego różdżki Lumos. – Czekaj, znasz g-go-goblidegucki? – zapytał z autentycznym podziwem przemieszanym z niedowierzaniem, gdy jego towarzysz zaczął – z trudem, bo z trudem, ale wciąż – rozczytywać język goblinów. Wiedział, że Fortescue żywo interesował się historią magii i posiadał w tym temacie sporą wiedzę – czego już zresztą dał wcześniej pokaz – ale nie miał pojęcia, że studiował również obce języki, należące do istot, których Billy ani nie rozumiał, ani zbyt wiele o nich nie wiedział.
Przystanął cicho, starając się jak najmniej przeszkadzać; nie był w stanie pomóc Floreanowi z tłumaczeniem, rozglądał się więc jedynie dookoła, ale nic poza włazem nie przykuło jego uwagi. Kiedy czarodziej przedstawił całą treść rymowanki, ponownie skupił uwagę na symbolu, marszcząc brwi; nie był najlepszy w łamigłówkach, a ta – przynajmniej przy pierwszym nadstawieniu ucha – zbyt wiele mu nie mówiła. – J-je-jednorożec? – powtórzył za Zakonnikiem, zastanawiając się przez moment. Być może była to odpowiedź – ale niektóre elementy mu zgrzytały; czy jednorożce były niewidzialne? Nie miał zbyt dużego doświadczenia z tymi stworzeniami, ale wydawało mu się, że niemożliwe do dostrzeżenia były jedynie testrale – i to tylko wtedy, gdy nigdy nie było się świadkiem niczyjej śmierci. Zdarzało się też, że jednorożce były chwytane dla magicznych właściwości, i choć na pewno nie należało to do wyczynów prostych, to było możliwe. Zmarszczył brwi, robiąc krok do tyłu w ograniczonej przestrzeni, zupełnie jakby dystans miał pozwolić mu dostrzec więcej. – A m-m-może wiatr? – rzucił, bardziej do siebie, niż do Floreana. – Można go usłyszeć, ale nie można z-zo-zobaczyć, można go spotkać, ale nie z-zła-złapać. No i jak ci wieje w o-o-oczy, to na pewno nie jest d-do-dobry. – Wzruszył ramionami; wiatr wydawał mu się wpisywać w ptasią tematykę całkiem zgrabnie, spokojnie można byłoby go też nazwać lotnym symbolem wolności – ale zagadki miały to do siebie, że zazwyczaj pozostawiały sporo miejsca na interpretację. – Może po prostu musimy w to d-d-dmuchnąć? – Chciałby, żeby to zabrzmiało mądrzej, niż w jego myślach. – Nie zaszkodzi spróbować – dodał jeszcze, ponosząc różdżkę; miał nadzieję, że nie robił z siebie idioty. – Aeris – wypowiedział, kierując różdżkę na właz; istniało spore prawdopodobieństwo, że nic się nie stanie – ale może akurat?




I wish that I could say
I am a light that never goes out
but I flicker
from time to time

William Moore
William Moore
Zawód : lotnik, łącznik, szkoleniowiec
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
jeno odmień czas kaleki,
zakryj groby płaszczem rzeki,
zetrzyj z włosów pył bitewny,
tych lat gniewnych
czarny pył
OPCM : 30 +5
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30
SPRAWNOŚĆ : 25
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5432-william-moore https://www.morsmordre.net/t5459-bursztyn https://www.morsmordre.net/t12096-william-moore https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t5461-skrytka-bankowa-nr-1345 https://www.morsmordre.net/t5460-billy-moore
Re: Dunbar Castle [odnośnik]31.01.19 17:29
The member 'Billy Moore' has done the following action : Rzut kością


#1 'k100' : 40

--------------------------------

#2 'Anomalie - CZ' :
Dunbar Castle HXm0sNX
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Dunbar Castle Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Dunbar Castle [odnośnik]06.02.19 0:08
Ludzie zawsze się dziwili kiedy przemawiałem w języku goblinów. Nie ulega wątpliwości, że nie jest to najładniejszy język na świecie. Nie jest taki elegancki jak język francuski czy melodyjny jak rosyjski - to po prostu zbitka przedziwnych i kompletnie nie pasujących do siebie dźwięków, które jakimś cudem składają się na coś co ma sens i jest zrozumiałe przez konkretną grupę odbiorców. Wzruszam więc ramionami na to zdziwienie mojego towarzysza - przywykłem do takich reakcji, zawsze były takie same. - Tak wyszło - odparłem skromnie, nie zamierzając rozwijać tego tematu, bo to raczej dłuższa historia. Nie ukrywam, że dość ciekawa, ale wciąż nie związana z naszym dzisiejszym zadaniem, a musieliśmy w końcu dotrzeć do tajemniczego kręgu i zrobić to co nam kazano. Szczerze mówiąc, dalej nie do końca rozumiem w jaki sposób działa aktywowanie tego kręgu, ale postanowiłem się nie dopytywać. Pogodziłem się z faktem, że pewnie i tak tego nie zrozumiem - żaden ze mnie naukowiec czy inny teoretyk magii.
- Hmm... A może nie jednorożec, w sumie średnio pasuje - zgodziłem się niechętnie, bo jednak chciałem już wejść do środka, ale kiedy się poważniej nad tym zastanowiłem to faktycznie jednorożec nie brzmiał jak prawidłowa odpowiedź. Zresztą właz ani drgnął, to chyba wystarczająca odpowiedź. - Wiatr, no przecież! - Klasnąłem cicho w dłonie, nie wierząc, że mogłem na to nie wpaść. Aż mi się zrobiło wstyd, przecież zazwyczaj jestem naprawdę dobry w rozwiązywaniu zagadek. Czekałem z niecierpliwością aż właz się przesunie, ale zaklęcie Billy'ego chyba nie wyszło. - Lepiej nie czarować bez poważnego powodu - stwierdziłem, mając w głowie te wszystkie anomalie, które mnie spotkały. - A może wystarczy po prostu dmuchnąć? - Jak powiedziałem, tak zrobiłem, dmuchając jak głupi w kamienną ścianę, uprzednio powtarzając odpowiedź mojego towarzysza niedoli: wiatr. I jak na zawołanie właz zaczął się pomału przesuwać, a ja spojrzałem na Billy'ego z radością przemieszaną z podekscytowaniem i strachem. Nie wiedziałem co na nas tam czeka, może jakiś potwór? Zajrzałem niepewnie do środka, ale nie poczułem nic innego oprócz podmuchu wiatru. - Chyba jesteśmy na miejscu - szepnąłem, po raz kolejny czując, że mówienie głośniej jest tutaj nie na miejscu. Wszedłem pewniej do środka, przyglądając się dokładniej kręgowi. Szkolono mnie co powinienem teraz zrobić, a i tak ciężko mi było się do tego zabrać. Po krótkiej chwili, która w moim odczuciu trwała wieczność, wyciągnąłem przed siebie różdżkę. - No dobra, zaczynamy - odetchnąłem, skupiając się na zaklęciu, które za moment rzucę. Wiedziałem, że to nie jest prosta magia, ale naprawdę nie chciałem tego zawalić. Wdech, wydech, wdech, wydech. Dobrze, tak, teraz, to ten moment. Machnąłem różdżką, słysząc jak przecina powietrze cichym świstem, a przez moje ciało przeszedł znajomy dreszcz.

| ST = 50


not a perfect soldier
but a good man

Florean Fortescue
Florean Fortescue
Zawód : właściciel lodziarni
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Pijemy z czary istnienia
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Dunbar Castle F2XZyxO
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3393-florean-fortescue https://www.morsmordre.net/t3438-laverne#59673 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f278-pokatna-5-2 https://www.morsmordre.net/t4591-skrytka-bankowa-nr-854 https://www.morsmordre.net/t3439-florean-fortescue#59674
Re: Dunbar Castle [odnośnik]06.02.19 0:08
The member 'Florean Fortescue' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 51
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Dunbar Castle Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Dunbar Castle [odnośnik]09.02.19 17:10
Zdawał sobie sprawę, że nie był mistrzem uroków, ale i tak poczuł się niesamowicie głupio, kiedy jego zaklęcie – wymówione niemalże bez zająknięcia – rozmyło się w powietrzu, nawet mgliście nie przypominając podmuchu wiatru. Odchrząknął z lekkim zażenowaniem, opuszczając różdżkę i drapiąc się niezręcznie po karku; nie pierwszy raz zdarzyło mu się zepsuć urok (od czasu wybuchu anomalii robił to nawet częściej niż zwykle), ale nie znosił porażek w swoim wykonaniu, bez względu na to, czy miały miejsce na boisku do Quidditcha, przy próbie naprawy skażonego niestabilną magią miejsca, czy w klubie pojedynków. Powinien nauczyć się je eliminować, żeby nie ryzykować później, w walce – tej prawdziwej, i niechybnie nadciągającej nad jego głowę. – M-m-może – odpowiedział, wciąż nieco ciszej niż normalnie, przyglądając się, jak Florean zwyczajnie podchodzi o włazu i na niego dmucha. Nie wierzył, że to mogło być aż tak proste – ale gdy kamienna ściana drgnęła, odsuwając się na bok i tworząc okrągłe przejście, po raz drugi w ciągu kilku minut zaklął w duchu na samego siebie.
Chciał coś powiedzieć, komplement zatrzymał się jednak na poziomie jego gardła, gdy ze ścian posypał się pył, wypełniając mikroskopijny przedsionek kurtyną duszącego kurzu; zakasłał, ukrywając usta i nos za rękawem kurtki, ale na szczęście problemy z oddychaniem nie trwały długo, bo już kilka sekund później owiał ich chłodny wiatr – a przed jego oczami zatańczyło pięć ułożonych w krąg kamieni.
Przytaknął, słysząc słowa Floreana, definitywnie byli we właściwym miejscu; przeszedł zgrabnie przez właz, trochę jeszcze niepewnie wchodząc do skalnej groty, częściowo otwartej na morze. Widok był niesamowity – tak samo, jak niesamowite było ich otoczenie oraz to, czego przyszli tutaj dokonać. Nawet nie udawał, że rozumiał mechanizm przebudzania magii, czy rolę patronusa jako jej nośnika – ale wystarczało mu, że wiedział, na czym polegało jego zadanie.
Zaczynamy – powtórzył cicho za Floreanem, nie wiedział dlaczego, ale podnoszenie głosu wydawało mu się nie na miejscu – zupełnie jakby znaleźli się tuż obok śpiącego olbrzyma. Częściowo tak było, z tym, że w uśpieniu pozostawała nie namacalna istota, a magia – wprawiająca właśnie w drżenie kamienie, posłusznie słuchająca poleceń jego towarzysza. Otworzył nieco szerzej oczy, przypatrując się temu zjawisku – ale nie mógł pozwolić sobie na rozproszenie, pamiętał z przekazanych mu instrukcji, że czas i skoordynowanie pełniło tutaj rolę kluczową. Wciągnął więc powietrze do płuc, przymykając na sekundę powieki i przywołując z myśli wspomnienia najszczęśliwsze: radosny ryk ubranych w czerwono-złote szaliki Gryfonów, niosący się w powietrzu śmiech Hannah, Josepha po przyjacielsku uderzającego go barkiem w ramię. Uniósł różdżkę, otwierając oczy. – Expecto patronum – wypowiedział wyraźnie, dbając o poprawne wymówienie każdej głoski; nie mógł się pomylić, nie teraz.

| patronus, moc docelowa (ST=50)




I wish that I could say
I am a light that never goes out
but I flicker
from time to time

William Moore
William Moore
Zawód : lotnik, łącznik, szkoleniowiec
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
jeno odmień czas kaleki,
zakryj groby płaszczem rzeki,
zetrzyj z włosów pył bitewny,
tych lat gniewnych
czarny pył
OPCM : 30 +5
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30
SPRAWNOŚĆ : 25
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5432-william-moore https://www.morsmordre.net/t5459-bursztyn https://www.morsmordre.net/t12096-william-moore https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t5461-skrytka-bankowa-nr-1345 https://www.morsmordre.net/t5460-billy-moore
Re: Dunbar Castle [odnośnik]09.02.19 17:10
The member 'Billy Moore' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 89
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Dunbar Castle Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Dunbar Castle [odnośnik]17.02.19 18:12
To niesamowite, że zaraz po rzuceniu zaklęcia krąg rozjarzył się magią. Kompletnie się na tym nie znam, a jednak od razu wiedziałem, że wszystko się udało. Patrzyłem zafascynowany na swoje dzieło, ale nie za długo, bo to jeszcze nie oznaczało sukcesu. - Chyba jest okej - stwierdziłem jakże profesjonalnie, spoglądając na Billy'ego. Do niego należał drugi ruch, oby i jemu się poszczęściło. Co prawda do tej pory nic nas nie zaatakowało, ale te kamienne mury i tak sprawiały, że na moich rękach niezmiennie od godziny była widoczna gęsia skórka. Miałem wrażenie, że to jedynie kwestia czasu zanim coś nas zaatakuje. Co? Cóż, na podstawie przeczytanych legend najbardziej podejrzewałem duchy i poltergeisty. Z tymi pierwszymi może bym sobie poradził, ale te poltergeisty to stworzenia okrutne, z którymi nigdy nie potrafiłem się dogadać. Irytek mógł robić ze mną co chciał - wstyd się przyznać ale naprawdę często wypełniałem jego rozkazy. Nie potrafiłem powiedzieć nie. Ewentualnie mogło nas zaatakować jakieś zwierzę, w końcu to ruiny zamku, może żyje tutaj jakiś samotny wilk. A może coś gorszego? Moja wyobraźnia zaczęła pracować na zbyt wysokich obrotach, więc postanowiłem całą uwagę skupić na Billym. Zauważyłem tę niepewność na jego twarzy, chyba właśnie przez nią przyglądałem się jego poczynaniom tak zestresowany, lecz ostatecznie z jego różdżki wydobył się piękny patronus. Jakiś duży pies, ciężko mi było powiedzieć jaki dokładnie, bo się na nich kompletnie nie znam, ale zrobił na mnie ogromne wrażenie. Uśmiech sam pojawił się na mojej twarzy, nic dziwnego, w końcu udało nam się wypełnić misję. Poczułem jak zaczyna mnie opuszczać stres, szczególnie kiedy zobaczyłem jak moc patronusa wchłania się w świstoklik. - Udało się! - Ucieszyłem się i przez tę przejmującą radość poklepałem Billy'ego po plecach. - Stresik był, co? - Zaśmiałem się, bo sam dopiero teraz poczułem jaki byłem przez ten cały czas spięty. Jeszcze nie przywykłem do tych zakonowych wypraw, chociaż należałem do tej organizacji już z pół roku. A może do tego nie da się przyzwyczaić? - Chodźmy stąd, nie kuśmy losu - rzuciłem do Billa, samemu ostatni raz omiatając spojrzeniem krąg i zawracając w kierunku z którego przyszliśmy.

zt <3


not a perfect soldier
but a good man

Florean Fortescue
Florean Fortescue
Zawód : właściciel lodziarni
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Pijemy z czary istnienia
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Dunbar Castle F2XZyxO
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3393-florean-fortescue https://www.morsmordre.net/t3438-laverne#59673 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f278-pokatna-5-2 https://www.morsmordre.net/t4591-skrytka-bankowa-nr-854 https://www.morsmordre.net/t3439-florean-fortescue#59674
Re: Dunbar Castle [odnośnik]18.09.21 1:19
07.01.1958 r. (?)

Nie był to najlepszy czas dla jej hodowli, cholera, zbliżał się moment w którym wszystko stawało w miejscu. Nie była przygotowana na zimne wieczory, brak promieni słońca, owoców krzewów znajdujących się wokół jej domu. Podjęcie decyzji o wyprawie poza hodowlę w celu znalezienia przysmaków w postaci korzonków dla Rufusa było impulsem. Musiała się wyrwać, odetchnąć, odpocząć, choć przez chwilę udawać, że nie jest związana z hodowlą łańcuchem o ciężkim żeliwie. Musiała zmierzyć się z podróżą, z zaufaniem wobec własnej intuicji, która mówiła jej, że dziś nie przewiduje żadnych katastrof, czy obaw wobec jej planów, a Despenser bezgranicznie ufała swoim zmysłom. Odwiedziła Dunbar Castle, miejsce w którym zazwyczaj znajdowała wiele korzeni, korzonków, bulw, które cieszyły jej rezydenta, prezentując się jako smakowite smakołyki, królewska zastawa dostępna jedynie raz w roku, jedynie podczas niecałych dwóch miesięcy ubiegającego roku. Evelyn znała budowlę, która teraz chwaliła się swoimi gabarytami tuż przed jej oczyma, zwiedzała je przecież z ojcem w dzieciństwie i nigdy jej nie ufała. Zbliżając się zacisnęła dłoń na różdżce w zupełnie bezwarunkowym odruchu. Przecież jej ojciec opowiadał tyle mrocznych historii o tym miejscu, był one krwawe, śmiałe i choć papa uważał, że jego córka nigdy nie ulegnie demonom, cóż, nawet największe autorytety miły prawo się mylić.
Zbliżyła się do klifu, spoglądając w dół, próbując ocenić wysokość, szansę na upadek, durnotę własnych działań i skrzywiła się z niesmakiem. Wysoko. Wyżej niżeli myślała, ale wciąż zbyt nisko, by wzbudzić w kobiecie lęk wysokości, obawę przed śmiercią, która powinna w tej chwili dotyczyć większości ludzi. Gdyby nie klątwa i cierpienie przez nią wywołane, to zapewne lęk wysokości byłby w stanie zadziałać, a tak? Skutkowałoby to jedynie połamanym kościom, cierpieniu i rozrywającemu bólowi, jednak nie na tyle, by ją uśmiercić. Pokręciła głową z rozczarowaniem i wróciła w kierunku ruin, mających na nią zdecydowanie większy wpływ. W budynku widniała historia, coś, co istniało i było prawdziwe. Dlaczego budynek nie przetrwał? Gdzie są jego właściciele? Powtarzała pytania w myślach, przemierzając z wolna otaczające ją zrujnowane korytarze. Szukała, wypatrywała czegoś, co mogłoby dać odpowiedź.
Wstąpiła w pomieszczenie umieszczone w centrum budowli, czujnie obserwowała ściany i szukała niewiadomego, nie chcąc poddać swojej woli jedynie legendom, tu przecież musiało być coś więcej. Chodziła po pomieszczeniu dłuższy czas, obserwowała ściany, szukając wskazówek, które naiwnie pomogłyby jej w odkryciu czegoś, co inni pominęli, ale to nie pomagało. Odwróciła się i dojrzała cień, którego widzieć nie powinna. Cofnęła się o krok z wytłoczonym z płuc powietrzem, mrużąc oczy, które próbowały się przyzwyczaić do otaczającego je półmroku. Zaklęła przecierając oczy, znów widziała mary. Zazgrzytała zębami i mruknęła pod nosem coś na temat własnej naiwności. Wywróciła oczami, postanawiając odnaleźć na powrót drogę na zewnątrz, którą wielokrotnie pokazywał jej ojciec. Jednak tam, na świeżym powietrzu było już inaczej, jakby czas płynął inaczej, jakby pogoda się zbuntowała. Mgła gęsto spowiła okolicę, wprawiając Szkotkę w dyskomfort. Od dzieciństwa wiedziała gdzie co się znajduje, na jaką ruinę mogła nastąpić, znała rozmieszczenie tego miejsca i była pewna swoich kroków, a mimo to wpadła na coś, przeszkodę, która ją zaskoczyła i wywołała bezwarunkowe cofnięcie się o zaledwie kilka kroków. Czy było możliwe, że ów coś tu stało, ale tego nie pamiętała, jednak było to zbyt krótkie zetknięcie, by być pewnym, że właśnie wpadło się na kogoś, osobę, czy zwierzę, coś zupełnie żywego, zmysły mogły płatać figle. Sięgnęła po różdżkę, mając wrażenie, że jest na całkowitym, spowodowanym stresem bezdechu. Jej spódnica dawała o sobie znać, powiewając na srogim wietrze, na co czarownica jeszcze bardziej zassała powietrze, jednocześnie próbując zagarnąć ze złością materiał i przeklinając się za tak bezsensowny, choć codzienny wybór. Cokolwiek nastąpiło na jej drogę było czymś, czego wcześniej tu nie spotkała i nie zamierzała się wycofywać, przecież coś mogło zagrażać temu miejscu, czasy były różne, kaprysy stron również. W opowieściach, którymi zasypywał ją ojciec była historia o tych ruinach i czarodzieju, który nie zmierzył się nimi twarzą w twarz, a właśnie wstąpił tak, jak ona teraz - cofając się, chroniąc plecy. Duch tego miejsca nigdy nie wypuścił czarodzieja, bowiem wiedział, że ten był tchórzem i złodziejem, szukającym idealnej kryjówki przed ścigającymi go ludźmi. Może było to jedynie bajanie, zwykła legenda dla dziecka, ale mimo to czarownica czuła podskórnie, że ta opowieść nie była do końca zwykłą bajeczką. Potrząsnęła głową, przecież nie mogła cały czas się kryć i chować, prawda? Im dłużej zwlekała, tym było gorzej, mogło nadejść prawdziwe niebezpieczeństwo. Odetchnęła głęboko i niewiele myśląc wyskoczyła zza winkla, kierując różdżkę w stronę tego, czego się wcześniej przestraszyła. Zmarszczyła brwi i przechyliła głowę w zadumie, gdy dojrzała, że... Nic tam nie ma. Podchodziła z wolna, krok za krokiem w stronę tamtego miejsca i dopiero, gdy powiodła spojrzeniem w dół dostrzegła to ów przerażające, wysysające krew ze zbłąkanych niewiast stworzenie. - Zając? Evelyn, na litość Merlina, ty stara idiotko wystraszyłaś się zająca - burknęła do siebie, opuszczając różdżkę, a jej pierś zatrzęsła się od delikatnego śmiechu, który rozładowywał całe napięcie, jakie zdążyła zgromadzić kobieta. Naprawdę przepracowanie dawało się jej ostatnio we znaki, przecież była niemal pewna, że uderzyła w barierę całym ciałem, a tu zajęczak, choć niemałych gabarytów, to nie dosięgał jej nawet do kolana. Cóż, czas się pozbierać, wyprowadzić futerkowego kolegę na zewnątrz i wrócić do domu, odpocząć trochę zanim dojdzie do tego, że te jej omamy zyskają zdolność rozmowy.

[bylobrzydkobedzieladnie]


I survived because the fire inside me burned brighter than the fire around me


Ostatnio zmieniony przez Evelyn Despenser dnia 16.04.22 19:15, w całości zmieniany 1 raz
Evelyn Despenser
Evelyn Despenser
Zawód : hodowca aetonanów, opiekun magicznych zwierząt
Wiek : 31
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
try to find a chain that i won't break
a price i wouldn't pay for what i want
OPCM : 11 +2
UROKI : 5 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Wilkołak
Dunbar Castle G7XUCqO
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t9065-evelyn-despender https://www.morsmordre.net/t9070-wloczykij#273545 https://www.morsmordre.net/t12156-evelyn-despenser#374148 https://www.morsmordre.net/f168-szkocja-balmaha-farma-despenser https://www.morsmordre.net/t9075-skrytka-bankowa-2130 https://www.morsmordre.net/t9076-evelyn-despender#273691

Strona 1 z 3 1, 2, 3  Next

Dunbar Castle
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach