Wydarzenia


Ekipa forum
Kuchnia
AutorWiadomość
Kuchnia [odnośnik]07.10.16 10:04

Kuchnia

Tu ujawnia się zaskakująca słabość Tamuny do pasteli. Pastelowe jest wszystko: lodówka (może to mugolski wynalazek, ale jaki przydatny, nie ma co skreślać niemagicznych sprzętów na starcie!), kubki, żyrandole, wazon (z kwiatami, oczywiście), nawet kosz na śmieci! Jest tu też coś, co pierwotnie miało być kominkiem, ale zostało zaadaptowane do roli półki na książki kucharskie. Większość jest zapisana po gruzińsku, ale wśród dziwnych, obcych, „szlaczkowych” liter Anglicy mogą też dostrzec angielskie, znane wszystkim tytuły. Tutaj zwykle urzęduje Muna, piekąc i gotując nieco egzotyczne potrawy.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Kuchnia [odnośnik]07.10.16 14:52
| 25 marca 1956, około 19

To już dwa dni; dwa dni minęły od śmierci Cilliana. To nadal brzmiało tak nierealistycznie, choć już kilka dób na przemian płakałam, wściekałam się, rzucając wszystkim, co miałam pod ręką (wynik: cztery zbite wazony i osiem porwanych książek) i popadałam w długie stany apatii, kiedy leżałam w sypialni - czy teraz to była tylko moja sypialnia? - i nie miałam ochoty na wstawanie. Po prostu leżałam na pościeli pośród ciszy i wpatrywałam się w sufit. Te chwile były najgorsze. Czułam się trochę tak, jakbym była chora: nie mogłam zasnąć, przewracając się z boku na bok, ale gdy już zasypiałam, to moje sny były płytkie i nieprzyjemne, wcale niedające energii, wręcz przeciwnie, jakby męczyły mnie jeszcze bardziej. Za to nie śniło mi się nic - i byłam wdzięczna, że nic. Bałam się tego, co mogłam zobaczyć w koszmarach. Ciało Cilliana? Jego męki? To, co mogło się z nim dziać, podczas gdy ja nic nie przeczuwałam i spokojnie siedziałam w domu? Chwilę, gdy zabójca ucina mu palce?
Nie chciałam wiedzieć tych wszystkich rzeczy. Nie chciałam wiedzieć, czy mój mąż cierpiał, czy krzyczał, jak długo go torturowano. A może należało mi się, by te wizje mnie nawiedzały. W końcu go nie zatrzymałam, gdy wychodził kilka dni temu. Gdybym go zatrzymała, to by nie umarł.
To była też moja wina.
W domu było cicho i przygnębiająco. Alastor nie siedział ze mną na Maxwell Lane, zabrał go Raiden, gdy zauważył, że w tym stanie prędzej dokonam dewastacji gałęzi zawiązując na niej linę z pętlą na szyję, niż zajmę się dzieckiem. Nie wiedziałam, czy była to dla mnie ulga. Brakowało mi Storka, ale trudno było mi sobie wyobrazić, bym umiała się teraz z nim bawić i gotować mu obiady, skoro nawet nie umiem zadbać sama o siebie, wziąć się w garść i przygotować sobie choćby szybką zupkę.
Między innymi z tego powodu dwudziesty piąty marca był dniem spokojnym, kiedy to po bezsennym przeleżeniu nocy i poranka w końcu zdobyłam się na wygrzebanie się spod kołdry, co stało się około szesnastej. Nie do końca pamiętałam, kiedy ostatnio jadłam, ale nie przeszkadzało mi to szczególnie. Nie miałam apetytu. Jednak i tak można było to zaliczyć do sukcesów ostatnich dni: po siedzeniu bez ruchu w wannie tylko godziny dałam radę wyjąć z szafy najbardziej bezkształtne i czarne ubrania, jakie udało mi się znaleźć, a potem n a w e t je założyć, myśląc przy okazji, że dzisiaj jest niedziela i Cillian dzisiaj miałby wolne.
Nie patrzyłam w lustro. Wiedziałam, że musiałam wyglądać jak trup: niepoczesana, niepomalowana, z worami pod oczami i przekrwionymi gałkami ocznymi. Hm, nawet dobrze się składa. Będę pasować do męża, gdy już będziemy go grzebać.
Po kolejnej bezproduktywnej, marazmatycznej godzinie jakoś zwlekłam się na niższe piętro i pojawiłam się w kuchni - teraz wydającej mi się tak obrzydliwie wesołej i jasnej, nawet jeżeli na dworze było już ciemno. Miałam ochotę pomalować to wszystko na czarno i na brązowo, cokolwiek, by już nie było tak cholernie radośnie i szczęśliwie. Ja nie byłam szczęśliwa. Czułam się zresztą wśród tych pasteli jak sowie odchody wrzucone w środku eleganckiej kolacji w drogiej restauracji. To wcale nie poprawiało mi nastroju.
Usiadłam wreszcie przy kuchennej wyspie i w tym mroku - włącznik światła był tak daleko... - tak siedziałam, i siedziałam, i siedziałam, i nie wiem, na co czekałam. Może na cud. A może na to, że ktoś wreszcie wyskoczy i powie mi, że to naprawdę był żart albo fatalna pomyłka, i że mój mąż żyje. Nie wiem. Nie mam pojęcia.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Kuchnia [odnośnik]08.10.16 11:58
Zawsze, kiedy umierał auror, Biuro z jednej strony szalało od niepokoju i obaw, ale z drugiej strony było niesamowite ciche i ponure. Tamtego dnia Dorea postanowiła tam przyjść, żeby powiadomić przyjaciół o swoim przybyciu, o niedawnych chrzcinach Jamesa i swoim bardzo dobrym samopoczuciu. Dokładnie wtedy dowiedziała się, że Cillian nie żyje. Nie chciała wiedzieć więcej, jej myśli od razu pobiegły w stronę wspomnienia sylwetki Tamuny, wyobrażając sobie (chociaż i tak nie potrafiłaby postawić się na jej miejscu) jak bardzo może teraz cierpieć. Decyzję o tym, że powinna natychmiast do niej iść i spróbować pocieszyć, podjęła w ułamku sekundu. Szybko wróciła do domu, prosząc teściów, by zajęli się Jamesem odrobinę dłużej, na co zgodzili się z ogromnym entuzjazmem. Zabrała wszystko, co potrzebowała, w tym jedną tabliczkę mlecznej czekolady z Miodowego Królestwa, i aportowała się pod dom przyjaciółki. Bała się tego, co zastanie w środku, bała się samego wyglądu Muny i jej głosu, opadłego w swoim tonie i zniechęconego życiem. Wiedziała, że Cillian i ona kochali się nad życiem, że Alastor, owoc ich miłości, był ich oczkiem w głowie i nigdy nie pozwoliliby go zranić.
Więc co się stało, Cillianie, że jednak tak go skrzywdziłeś?
Wzięła głęboki wdech i zapukała do drzwi, dłuższą chwilę oczekując na odpowiedź. Ta nie nastąpiła, więc zdecydowała się zapukać drugi raz. Teraz naprawdę się przestraszyła. Co jeśli...
Nie, Dorea, to nie jest moment na panikę.
- Muna? Muna, to ja, Dora - zawołała przez drzwi, aż w końcu nie wytrzymała i nacisnęła na klamkę.
Serce zatrzepotało strachliwie w jej piersi. Dlaczego drzwi były otwarte? Dotknęła palcami framugi, szukając na niej śladów włamania, ale niczego takiego nie zauważyła. Weszła więc do środka, wzrokiem biegnąc od razu w kierunku wejścia do kuchni, skąd dobiegły do niej dziwne szurnięcia. Ostrożnie wyjęła z kieszeni płaszcza różdżkę, idąc powoli w stronę pastelowych barw wyzierających z pomieszczenia. Nic nie wskazywało na to, że jakaś obca para butów ingerował w strukturę domu i jego mieszkańców, ale strzeżonego Merlin strzeże.
Wreszcie ją zobaczyła, zgnębioną, zrezygnowaną, bez chęci do życia i woli oddechu. Schowała różdżkę, bo ta do niczego nie była już potrzebna.
- Moja droga, kochana Muna - podeszła do niej i usiadła obok, dłonią gładząc ją powoli po plecach. - Tak mi przykro...
Nie było słów, które wyraziłyby żal po stracie Cilliana. Nie było słów, które mogłyby pocieszyć Tamunę, ale jednak Dora postawiła sobie za punkt honoru, by zająć się nią tak, jak na to zasługiwała.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Kuchnia [odnośnik]31.10.16 20:17
Dorea. Mogłam się przecież spodziewać, że tu przybędzie. Pewnie wszyscy w Biurze już wiedzą, co się stało, takie wydarzenia zawsze wstrząsały aurorami, gdy chodziło o ich ludzi, bo przecież byliśmy wyszkoleni. Najlepsi. Jak to się mogło stać? Szukano przyczyn, plotkowano, oburzano się, czasami też obawiano. Pamiętałam tę atmosferę: ciężką i jakby gęstą od niedopowiedzeń. Nigdy jej nie lubiłam. Kto by lubił?
Spojrzałam na Dorcię, siedzącą tak blisko i próbującą mnie pocieszyć, i poczułam się jeszcze gorzej. Mnie też przykro. Mnie też jest tak strasznie, strasznie przykro.
Wypijmy — zachrypnięty głos, brzmiałam jak trup; co się ze mną działo? — herbatę. Jak zwykle. Zgoda?
Potrzebowałam tego. Tej rutyny. Wiadomo, że gdy przychodzi Dorcia, to zawsze sączymy herbatę, tak po angielsku, w filiżankach, odpowiednio zaparzoną, i rozmawiamy. To były dobre wspomnienia. Było miło. Może to głupie, ale chciałam znów to poczuć, nawet jeżeli to były to tylko kubki idiotycznego napoju o śmiesznej nazwie i przyjemnym smaku.
Gość
Anonymous
Gość
Kuchnia
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach