Wydarzenia


Ekipa forum
Jesień, 1953, Hogwart
AutorWiadomość
Jesień, 1953, Hogwart [odnośnik]22.10.16 22:16
Trafiło go nagle kiedy zobaczył ją na korytarzu - sunęła po kamiennej posadzce jak nimfa, a blond włosy otaczały jej smukłą sylwetkę. Miała piękne oczy i gładką buźkę nieskalaną żadną skazą, perfekcyjną pod każdym względem. Było to w zeszłym roku, tuż przed świętem zakochanych, więc gdy wreszcie wybił czternasty luty Titus posłał jej przynajmniej trzy walentynki, zrobione zresztą własnoręcznie - czerwone serce wycięte z papieru, bijące pod wpływem dotyku, łabędzia (bo z takim właśnie delikatnym stworzeniem mu się kojarzyła) z origami, który pachniał jaśminem i wreszcie typową kartkę z wierszykiem, który sam ułożył. Raczej nie był mistrzem poezji, więc było to pewnie coś w rodzaju - Na górze róże, na dole zboże, bardziej cię kochać chyba nikt nie może. Później kilkukrotnie obdarował ją kwiatami podrzucając pojedyncze rośliny do kociołka w sali w lochach, albo do książek, nad którymi ślęczała w bibliotece. Obserwował ją z daleka - przy śniadaniu, podczas spacerów po błoniach i zawsze kiedy akurat mignęła mu gdzieś na horyzoncie. Owe podchody trwały aż do wakacji, a podczas lata Titus wcale o niej nie zapomniał - wciąż miał w pamięci blond pukle spływające na łopatki, to hipnotyzujące spojrzenie oraz melodyjny głos... Chyba nigdy nie cieszył się tak z powrotu do Hogwaru, gdzie na nowo przypatrywał jej się z oddali, aż do pewnego chmurnego, jesiennego popołudnia.
Deszcz bębnił w witrażowe okna, spływał po kolorowych szkiełkach, a szare kłęby obłoków skutecznie zasłaniały słońce. Było brzydko i zbyt ciemno jak na tą godzinę, ale ona rozświetlała swą osobą każdy mrok, dzięki niej widział pozytywy tego koszmarnego dnia. Siedziała tam, w sali od eliksirów, a on obserwował ją z odległego końca korytarza. Nie widział dokładnie co robiła - może pakowała podręczniki, a może eksperymentowała nad kociołkiem? Nie było to ważne i tak wyglądała jak najprawdziwszy anioł!
- Dasz radę, Titus, bez nerwów, idź tam i zapytaj czy ci pomoże z eliksirami. - rzucił sam do siebie. Głęboko odetchnął, po czym poprawił poły szaty i wygładził kołnierzyk - dla niej chciał wyglądać perfekcyjnie... Z wolna ruszył przed siebie mijając kamienne ściany lochów oraz grupkę Ślizgonów, która obdarzyła go niezbyt przychylnym spojrzeniem - czego Gryfon szukał w tej części zamku? Miłości, a jakże! W końcu wsparł dłoń na klamce otwartych drzwi, tak mocno zaciskając nań palce, że knykcie mu pobielały.
- Panno Parkinson? Czy mogę... - zaschło mu w gardle, więc głośno przełknął ślinę - Czy mogę przeszkodzić? To zajmie tylko chwilkę. - zaczął. Czuł ja serce wyrywa mu się z piersi - rwało się przecież do tego słodkiego cukiereczka!
Titus F. Ollivander
Titus F. Ollivander
Zawód : uczy się różdżkarstwa
Wiek : 19
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
first learn the rules,
then break them
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3427-tytus-flawiusz-w-budowie#59470 https://www.morsmordre.net/t3451-poczta-titusa#59932 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f240-lancashire-holcot-dworek-ollivanderow https://www.morsmordre.net/t3485-t-f-ollivander#60769
Re: Jesień, 1953, Hogwart [odnośnik]22.10.16 23:29
To nie był dla mnie najlepszy okres. Minęło zaledwie trzy miesiące, odkąd dowiedziałam się o śmierci mojego bata. Wraz ze zmieniającą się pogodą na Hogwadzkich błoniach, zmieniał się także i mój nastrój. Nie miałam na nic ochoty, potrafiłam pół nocy spędzić płacząc w poduszkę, by później zasnąć zmęczona. Ileż musiałam się napracować, aby następnego dnia starać się prezentować idealnie, jak na Parkinsonównę przystało.
Skończyły się właśnie zajęcia z eliksirów. Przeminęły mi one niesamowicie szybko, wszystkie czynności wykonywałam wręcz machinalnie, jednak zbytnio się do nich nie przykładając. Wyobrażam sobie z jak wielkim bólem serca profesor Slughorn musiał przyjmować mój wykonany eliksir, który swoją jakością daleko odbiegał od tych z zeszłego roku. Ale ja miałam to naprawdę gdzieś i w tym momencie absolutnie nie interesował mnie fakt, że niszczyłam swoją opinię jak idealnej uczennicy. Chociaż profesor wiedział co się stało, to jednak nie mógł traktować mnie łagodniej, dlatego w jego dzienniku przy moim nazwisku pojawiło się pełno nędznych i okropnych.
Wkładałam akurat ostatnią książkę, kiedy kątem oka ujrzałam czyjąś osobę zbliżającą się do mojego stolika. Uniosłam lekko głowę, aby przyjrzeć się chłopcu i niezbyt mogłam sobie przypomnieć jego imię, chociaż wiedziałam z jakiego pochodził rodu. Takie rzeczy powinno się wiedzieć, chociażby ze względu na swoje pochodzenie. Jednak i to w tym momencie było dla mnie niezwykle mało ważne.
Zmarszczyłam lekko czoło, słysząc jego załamujący się głos i obserwując, jak przełyka ścinę, jakby próbował dodać sobie odrobiny pewności siebie. Może gdyby podszedł do mnie rok temu, to zrobiłoby to na mnie jakieś wrażenie, może nawet połechtało moje ego, jednak teraz… teraz było mi obojętne zachowanie chłopców w stosunku do mnie.
Zarzuciłam torbę na ramie, na początku nic nie odpowiadając. Zgarnęłam niesforny kosmyk za ucho, przymykając lekko zmęczone oczy, by dopiero po chwili spojrzeć na Gryfona, jak mogłam stwierdzić po jego szatach.
Przyznam szczerze, że nie spodobało mi się, że Gryfon do mnie podszedł i chciał ze mną porozmawiać. Czego mógł chcieć? Czego szukał w lochach? Wyprostowałam się, wyżej unosząc głowę.
Nie mogłam sobie pozwolić, aby było widać po mnie, jak wielkie katusze właśnie przechodzę. Starałam się ukryć wszystko za maską obojętności, która zresztą naprawdę mnie ogarnęła; oraz chłodu. Chłodu, którym ogarnęłam owego chłopca.
- Lord Ollivander - stwierdziłam jedynie, dygając, minimalnie, ale jednak na tyle by chłopiec to zauważył, a dobre maniery nie zostały złamane. - Jeśli tylko chwilę, to słucham.
Patrzyłam na niego obojętnym wzrokiem, mając nadzieję, że nie będzie wymagał ode mnie niczego wymagającego, bo na nic nie miałam sił. Skończyłam już dzisiaj zajęcia, chciałam zniknąć z oczu tych wszystkich ludzi, którzy tak bacznie mnie obserwowali i zatopić się, znowu, we własnych łzach.



Czas płynieAle wspomnienia pozostają na zawsze

Victoria Parkinson
Victoria Parkinson
Zawód : Dama, twórczyni perfum, alchemiczka
Wiek : 20
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Bo nie miłość jest najważniejsza, a spełnienie obowiązku wobec rodu i męża.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3354-victoria-parkinson https://www.morsmordre.net/t3379-harkan#57453 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f110-gloucestershire-cotswolds-hills-posiadlosc-parkinsonow https://www.morsmordre.net/t3442-skrytka-bankowa-nr-842 https://www.morsmordre.net/t3380-victoria-parkinson#57455
Re: Jesień, 1953, Hogwart [odnośnik]23.10.16 0:37
Ach! Kiedy jej palce sięgnęły niesfornego kosmyka włosów z gracją godną wili zakładając go za ucho, kolana się pod Titusem ugięły. Wystarczyło jedno spojrzenie tej eterycznej istoty by kompletnie stracił głowę. Na krótką chwilę zapomniał po co tu przyszedł, ba! Chciał odwrócić się na pięcie i uciec jak najdalej, a później zakopać się głęboko pod ziemią żeby odreagować, ale teraz nie było już odwrotu - kości zostały rzucone, a on stał przed nią obserwując każdy, nawet najdrobniejszy gest. Póki co nie zwracał uwagi na bijący od niej chłód, zbyt był zaaferowany tym, że w ogóle odważył się podejść i odezwać. Jej głos, choć ton nie należał do najmilszych, pieścił jego uszy niczym najwspanialszy, słowiczy śpiew.
- Tak, Ollivander, Titus Ollivander. A więc... - zaczął, znowu gubiąc się we własnych myślach - gdzieś z tyłu głowy wciąż słyszał cichy głosik mówiący ależ ona piękna! - No... Nie jest tajemnicą, że jesteś najlepsza w eliksirach pewnie w całej szkole. I do mnie dotarła ta wieść i tak sobie pomyślałem... - nieco nerwowym gestem podrapał się po potylicy - Otóż czekają mnie w tym roku SUMy, chciałbym się trochę podszkolić w różnych dziedzinach, w tym także w eliksirach, mam ambicję żeby zdać egzaminy jak najlepiej, i chciałbym zapytać... - wciągnął w płuca powietrze, dopiero teraz opuszczając wzrok na własne dłonie nieświadomie mnące róg szaty - Chciałem zapytać czy mogłabyś mi w tym pomóc. W sensie... Czy mogłabyś się trochę ze mną pouczyć - teorii i praktyki, właściwie wszystkiego. - choć w lochach było chłodno, jego policzki pokryły się szkarłatem podobnym do tego, który nosił na krawacie. Nieśmiało uniósł spojrzenie, wbijając błękitne ślepia w jej śliczne lico. Na Merlina! Czuł jak pocą mu się dłonie, uszy, kark i w ogóle wszystko! Nie spodziewał się, że będzie to takie trudne... To znaczy... Jasne, stresował się od wczoraj, szczególnie, że Lyra przestrzegała go przed tym pomysłem, ale żeby aż tak? On chyba naprawdę się zakochał! Albo przynajmniej tak mu się wydawało. Cudowne, młodzieńcze zauroczenia!


Every great wizard in history has started out as nothing more than what we are now, students.
If they can do it,

why not us?

Titus F. Ollivander
Titus F. Ollivander
Zawód : uczy się różdżkarstwa
Wiek : 19
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
first learn the rules,
then break them
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3427-tytus-flawiusz-w-budowie#59470 https://www.morsmordre.net/t3451-poczta-titusa#59932 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f240-lancashire-holcot-dworek-ollivanderow https://www.morsmordre.net/t3485-t-f-ollivander#60769
Re: Jesień, 1953, Hogwart [odnośnik]23.10.16 12:33
Titus, Titus, jakoś nie potrafiłam sobie przypomnieć czy miałam z nim jakiekolwiek większe kontakty. Nie pamiętam właściwie, bym kiedykolwiek rozmawiała z jakimś Ollivanderem, nie licząc tego, który sprzedawał mi różdżkę przed wyjazdem do Hogwartu. Może kiedyś minęliśmy się na korytarzu, może usiedliśmy obok na błoniach. Chociaż ja wtedy spędzałam czas ze swoim bratem i nie interesowali mnie chłopcy, w dodatku młodsi. Teraz też mnie nie interesowali, a widoczne zdenerwowanie, które teraz do mnie dotarło, niezwykle mnie rozdrażniło.
Zacisnęłam usta, starając się nie przerwać mu w pół słowa, bo w jakże podłym byłam dzisiaj nastroju, tak nie usprawiedliwiało mnie to w braku dobrego wychowania. Nikomu się nie przerywało, tym bardziej jeśli był to mężczyzna i to w dodatku ze szlacheckiego rodu.
Na początku przez jego plątaninę słów nie byłam w stanie zrozumieć czego ode mnie chce. Przedstawił się, stwierdził, że jestem najlepsza w eliksirach w całej szkole… no co ty nie powiesz. To stwierdzenie jeszcze bardziej mnie zdenerwowało, wszakże w moim dzienniku widniały same nędzne oceny. Już nie byłam przecież najlepsza, byle Puchon dostawał ode mnie porządniejsze oceny. I chociaż były momenty gdy działało mi to na ambicję, tak zaraz wszystko ulatywało, a ja znowu zatapiałam się w tej chorej beznadziejności.
Właściwie go nie słuchałam, jedynie obserwowałam, jak się czerwieni, jak zaczyna świecić mu się czoło, jak zdenerwowany miętoli kant swojej szaty. I jego zachowanie też mnie drażniło. Przechodziłam przecież swoją żałobę, po jedyny mężczyźnie, jedynym członku swojej rodziny, którego naprawdę kochałam, który kochał mnie i któremu mogłam zaufać, znaleźć w nim oparcie, porozmawiać. Teraz zostałam całkowicie sama ze swoim bólem, a jakiś Gryfon do mnie przyszedł pytać mnie o eliksiry? Jak śmiał?
- Nie - odpowiedziałam tylko.
Nie padło żadne wyjaśnienie, żadne usprawiedliwienie, bo nie mam czasu, bo jesteś Gryfonem, bo zadajesz się jako Gryfon nie wiadomo z kim. Nie, bo nie. Bo przyszedł zakłócić moją żałobę, bo zdenerwował mnie swoim dziwnym zachowaniem i niepewnością. Cóż to za szlachcic, który nie potrafi zapanować nad swoimi emocjami?
Poprawiłam torbę na ramieniu, mając nadzieję, że chłopiec zrozumie alizję, da mi spokój i pozwoli opuścić salę.



Czas płynieAle wspomnienia pozostają na zawsze

Victoria Parkinson
Victoria Parkinson
Zawód : Dama, twórczyni perfum, alchemiczka
Wiek : 20
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Bo nie miłość jest najważniejsza, a spełnienie obowiązku wobec rodu i męża.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3354-victoria-parkinson https://www.morsmordre.net/t3379-harkan#57453 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f110-gloucestershire-cotswolds-hills-posiadlosc-parkinsonow https://www.morsmordre.net/t3442-skrytka-bankowa-nr-842 https://www.morsmordre.net/t3380-victoria-parkinson#57455
Re: Jesień, 1953, Hogwart [odnośnik]24.10.16 0:16
Wstrzymał powietrze, oczekując jej odpowiedzi, a kiedy z tych pełnych warg padło tylko jedno krótkie słowo, dłonie przestały miętolić szatę. Palce drgnęły, usta rozchyliły się w wyrazie niemego zdziwienia, a powieki rozszerzyły ukazując błękitne ślepia w całej okazałości. Wbił w nią spojrzenie i nagle, w jednej dosłownie sekundzie uderzył go cały chłód bijący od jej osoby, którego wcześniej w ogóle nie zauważał wmawiając sobie, że Victoria to taka cudowna osóbka, że przecież nie może być niemiła, bo jakże ktoś o tak ślicznej twarzyczce mógłby być? Nagle poczuł się jak w towarzystwie królowej śniegu, a nie słodkiego anioła, którym przecież do niedawna była w jego oczach.
- Czy to... Czy to kategoryczne nie? - może się przesłyszał? A może miała na myśli, że nie w tej chwili? Nie słuchał kiedy Weasleyówna przestrzegała go przed tym spotkaniem, wciąż nie docierały do niego słowa Lyry, które z wolna zaczynały odbijać się echem gdzieś z tyłu głowy. Podrapał się po potylicy, jeszcze na krótką chwilę spuszczając spojrzenie, którym zaraz jednak powrócił do twarzy swojej rozmówczyni.
- Nie musimy zaczynać od razu, do SUMów jeszcze trochę czasu... - zaczął niepewnie, jednak zamilkł widząc jej spojrzenie. Niebieskie ślepia coraz mniej przypominały bezchmurne, letnie niebo, a coraz bardziej wyglądały jak lodowa kra z wolna sunąca po zimnej rzece. Melodyjny głos stał się nagle jakiś taki... całkiem oschły, a ściągnięte usta chyba dawno nie wyginały się w uśmiechu. Wcześniej wydawało mu się, że nie ma żadnych wad, teraz powoli dochodziło do niego, iż ideały nie istnieją, a on zauroczył się nie w samej pannie Parkinson tylko w wyobrażeniu o niej, które wykształciło się w jego głowie na przestrzeni wielu miesięcy. Nagle uświadomił sobie, że tak naprawdę nic o niej nie wiedział, a przychodząc tu rzucił się na głęboką wodę. Głęboką i wyjątkowo lodowatą. Czuł się zresztą tak, jakby ktoś wylał mu wiadro zimnej cieczy na kark - dreszcz przebiegł po kręgosłupie, a włosy na rękach stanęły dęba, sprawiając, że jego skóra zaczęła przypominać obraną z piór gęś.


Every great wizard in history has started out as nothing more than what we are now, students.
If they can do it,

why not us?

Titus F. Ollivander
Titus F. Ollivander
Zawód : uczy się różdżkarstwa
Wiek : 19
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
first learn the rules,
then break them
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3427-tytus-flawiusz-w-budowie#59470 https://www.morsmordre.net/t3451-poczta-titusa#59932 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f240-lancashire-holcot-dworek-ollivanderow https://www.morsmordre.net/t3485-t-f-ollivander#60769
Re: Jesień, 1953, Hogwart [odnośnik]24.10.16 23:57
Zdziwiło mnie jego zdziwienie. Wszakże on mnie zapytał, a ja mu odpowiedziałam. Czego się spodziewał, że z radością rzucę wszystko, aby jakiemuś Gryfonowi pomóc w lekcjach? Zresztą, tu nawet nie chodziło o jego przynależność, ani o to z kim się zadawał, ale o mnie… o mój stan umysłu, o moje samopoczucie, o mój bezsensowny stan. Problem był we mnie, nie w nim, ale nie miałam w sobie aż tyle empatii, aby mu to wytłumaczyć, by nie poczuł się urażony.
Obserwowałam na jego zmianę nastawienia, jak patrzył na mnie ze zdziwieniem i chyba nie bardzo wiedząc co ma powiedzieć, rozchyla swoje usta. A ja jedynie stałam na przeciwko niego, nawet zbytnio nie zmieniając pozycji, nadal czekając, aż mnie przepuści. W końcu to było niegrzeczne odchodzić tak w połowie rozmowy, nawet jeśli samemu uważało się, że owa rozmowa już się zakończyła.
Słysząc jego pytania westchnęłam lekko, przymykając na chwilę oczy. Nie miałam na to sił. I tak bardzo dużym wysiłkiem było dla mnie staranie się normalnie funkcjonować i ukryć swój ogromny ból w sobie, starając się nie pokazywać, jak wielką tragedię przeżywam. Dlaczego więc życie postanowiło rzucić mi pod nogi kolejne kłody. Nawet jeśli były niezwykle małe, to jednak nadal męczące.
- Nie zrozumiesz - odpowiedziałam tylko, cicho, trochę szorstko. - Nie będę cię uczyć... w ogóle.
Zacisnęłam mocniej usta, otwierając swoje oczy i znowu na niego spoglądając. Nie było w nich radosnych iskierek, nie było w nich nawet cienia gniewu czy złości. Były puste, puste jak czarna głębia, w którą jeśli się wpadło, nie było możliwości, aby się wydostać. Obojętność biła ode mnie na kilometr, całe życie straciło dla mnie sens, wszystko było nijakie, wszystko było dla mnie niczym, kiedy nie miałam GO przy sobie.
- Jeśli potrzebujesz pomocy, profesor Slughorn na pewno chętnie udzieli ci swojej wiedzy. Zapytaj o pomoc swoich przyjaciół, może ktoś będzie w stanie poświęcić ci swój czas, bo ja, lordzie, nie mam ani czasu, ani ochoty, aby to robić - dodałam jedynie.
Czy byłam zbyt surowa? Nie sądzę. Mówiłam prawdę i akurat w tym momencie nie obchodziło mnie, czy moje słowa kogoś urażą i zasmucą, czy nie. Naprawdę, dusza innych ludzi i ich uczucia były dla mnie najmniejszym zmartwieniem. Ja, mój ból i moja żałoba i moje problemy były teraz zdecydowanie ważniejsze.



Czas płynieAle wspomnienia pozostają na zawsze

Victoria Parkinson
Victoria Parkinson
Zawód : Dama, twórczyni perfum, alchemiczka
Wiek : 20
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Bo nie miłość jest najważniejsza, a spełnienie obowiązku wobec rodu i męża.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3354-victoria-parkinson https://www.morsmordre.net/t3379-harkan#57453 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f110-gloucestershire-cotswolds-hills-posiadlosc-parkinsonow https://www.morsmordre.net/t3442-skrytka-bankowa-nr-842 https://www.morsmordre.net/t3380-victoria-parkinson#57455
Re: Jesień, 1953, Hogwart [odnośnik]28.10.16 21:49
Wpatrywał się w Victorię - każde jej kolejne słowo sprawiło, że twarz Titusa zmieniała swój wyraz - wcześniej oczy błyszczały pełne radosnych iskier, teraz dało się w nich dostrzec coś na kształt zawodu. Usta, do tej pory wyciągnięte w uśmiechu, wygięły się w drugą stronę, teraz przypominając podkówkę. Ściągnął wargi, a nozdrza mu zadrżały. Nie wyglądał już jak ten zauroczony chłystek, który nie wiedział jak się zachować - wyprostował plecy, uniósł podbródek i nieznacznie zmrużył oczęta.
- Rozumiem. Nie musisz, lady Parkinson, mówić nic więcej. - nie miał pojęcia o tym co dziewczę przeżywa, a kompletnie apatyczna postawa wcale mu się nie podobała. Nie widział żadnych emocji odbijających się w jej licu, tylko to przerażająco puste spojrzenie... Gdyby wiedział, och, gdyby wiedział! Z pewnością by się jej nie narzucał! Teraz jednak miał jej za złe ten cały chłód.
- Nie wiem co mi przyszło do głowy by w ogóle prosić cię o pomoc. Najmocniej przepraszam, panno Parkinson, że ja, jakiś marny gryfon, śmiałem zabierać twój niezwykle cenny czas. - ukłonił się w prześmiewczym uśmiechu - zbyt niskim i zdecydowanie za chwiejnym. I w jego tonie dało się wyczuć nutkę czegoś nieprzyjemnego... czyżby sarkazm? Na co dzień raczej z niego nie korzystał, teraz nie mógł się powstrzymać, bo w jego oczach stała się typową Ślizgonką, która gardziła ludźmi jego pokroju, która odmówiła tylko dlatego, że nie spodobało jej się szkarłatno-złote podszycie jego szat.
- Świetnie, poproszę o pomoc kogoś lepszego. - stwierdził, kiwnąwszy głową w geście pożegnania (bo nawet pod wpływem emocji warto było zachowywać się kulturalnie) i odwrócił się do drzwi z zamiarem opuszczenia lochów, mrucząc pod nosem coś o tym, że już nigdy jej żadnej walentynki nie wyśle, nie mówiąc już o kwiatkach! Zły był i na nią i na siebie, a dodatkowo było mu wstyd, bo choć słowa nie miały ostrości zaostrzonych sztyletów, to i tak o mało nie wycięły mu serca.


Every great wizard in history has started out as nothing more than what we are now, students.
If they can do it,

why not us?

Titus F. Ollivander
Titus F. Ollivander
Zawód : uczy się różdżkarstwa
Wiek : 19
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
first learn the rules,
then break them
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3427-tytus-flawiusz-w-budowie#59470 https://www.morsmordre.net/t3451-poczta-titusa#59932 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f240-lancashire-holcot-dworek-ollivanderow https://www.morsmordre.net/t3485-t-f-ollivander#60769
Re: Jesień, 1953, Hogwart [odnośnik]29.10.16 18:36
Jak jeszcze przed chwilą ze strony Titusa czułam zdenerwowanie i przejęcie, tak teraz wręcz przeciwnie. Aż uderzyła mnie zmiana jego nastroju, nastawienia. Wysyłał w moją stronę negatywne emocje, a ja nie rozumiałam skąd one się pojawiły.
Nie zauważyłam jego miłości do mnie. Nie powiązałam ze sobą faktu, że ten chłopiec stojący na przeciwko mnie jest sprawcą tych wszystkich miłosnych liścików, różyczek z kociołków i innych przyjemnych prezentów. Już o nich nie pamiętałam, zajęta swoimi problemami nie zwracałam uwagi na zaloty, które mnie przestały interesować. Jak jeszcze rok temu było mi bardzo miło, tak teraz nie mogłam myśleć o chłopcach, gdy mój ukochany mężczyzna nie był już razem ze mną.
Słowa lały się z jego ust, a ja nie wiedziałam, a może nie chciałam, na nie odpowiadać. Wszakże się z nimi zgadzałam. Chociaż nie był marnym gryfonem, w końcu był szlachcicem i należał mu się z mojej strony szacunek, nawet jeśli nasze rody za sobą nie przepadały, to fakt faktem zabierał mój cenny czas i zawracał głowę bzdetami, które teraz były dla mnie tak mało ważne.
Jednak było coś, co mnie zdenerwowało. Ponownie. Kiedy ja starałam się odpowiedzieć mu z szacunkiem, może uraziłam go swoim brakiem zgody, to jednak brzmiało to całkiem uprzejmie jak na mnie i na mój stan, to chłopiec zaczął sobie ze mnie drwić. Zacisnęłam usta, obserwując jego pokraczny ukłon i nieuprzejmy uśmiech na twarzy. Zacisnęłam palce na pasku swojej torby nie bardzo wiedząc, jak na to zareagować.
- Nie musi lord ze mnie drwić, nie powiedziałam nic, co mogłoby lorda urazić. Jedynie odpowiedziałam na pytanie, a że moja odpowiedź się nie spodobała, to już niestety nie jest ode mnie zależne - odpowiedziałam.
W moim głosie przez chwilę pobrzmiewały nuty złości i irytacji, zaraz jednak cała złość ze mnie uleciała. Chyba zdałam sobie sprawę z tego, że nie warto, że i tak mnie to nie interesuje. Niech sobie przecież myśli co chce, nie on pierwszy i nieostatni nie potrafił, czy też nie chciał, mnie zrozumieć.
Dygnęłam lekko, w geście pożegnania. Utkwiłam spojrzenie w podłodze i stałam tak, dopóki dopóty profesor Slughorn nie podszedł do mnie, aby dowiedzieć się, czy wszystko ze mną w porządku. Podziękowałam mu grzecznie, aczkolwiek znowu bił ode mnie niesamowity chłód, który, sądząc po jego wyrazie twarzy i profesora wystraszył. Opuściłam lochy wolnym krokiem, zmierzając przed siebie sama właściwie nie bardzo wiedząc, gdzie zmierzam, bo na pewno nie skręciłam w stronę dormitoriów Slytherinu.

zt x2



Czas płynieAle wspomnienia pozostają na zawsze

Victoria Parkinson
Victoria Parkinson
Zawód : Dama, twórczyni perfum, alchemiczka
Wiek : 20
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Bo nie miłość jest najważniejsza, a spełnienie obowiązku wobec rodu i męża.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3354-victoria-parkinson https://www.morsmordre.net/t3379-harkan#57453 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f110-gloucestershire-cotswolds-hills-posiadlosc-parkinsonow https://www.morsmordre.net/t3442-skrytka-bankowa-nr-842 https://www.morsmordre.net/t3380-victoria-parkinson#57455
Jesień, 1953, Hogwart
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach