Wydarzenia


Ekipa forum
Aneks kuchenny
AutorWiadomość
Aneks kuchenny [odnośnik]26.10.16 19:41

Aneks kuchenny

Skromny aneks kuchenny znajduje się na prawej, patrząc od strony wejścia, ścianie jedynego pokoju. To zaledwie dwie szafki wypchane garnuszkami i czajniczkami wraz z miejscem na kociołek; naczynia, szklanki, talerze, dwie miski, dwie szklaneczki na whisky i jeden mały kieliszek znajdują się na podłużnej półeczce wiszącej nad szafkami. W buteleczkach poustawianych wzdłuż blatu suszą się świeże zioła, a w puszkach przechowywane są herbaty oraz ingrediencje niezbędne do domowej nauki eliksirów.


we penetrated deeper and deeper into the heart of darkness
Brendan Weasley
Brendan Weasley
Zawód : auror, szkoleniowiec
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Don't you ever, tame your demons. Always keep them on a leash.
OPCM : 30 +8
UROKI : 25
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 30 +3
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3635-brendan-weasley https://www.morsmordre.net/t3926-victoria#74245 https://www.morsmordre.net/t12222-brendan-weasley#376277 https://www.morsmordre.net/f171-devon-ottery-st-catchpole https://www.morsmordre.net/t3924-skrytka-nr-786#74241 https://www.morsmordre.net/t3925-brendan-weasley#74242
Re: Aneks kuchenny [odnośnik]11.12.16 3:03
10 marca

Bren ostatnio ciężko pracował. Znaczy, zawsze ciężko pracował. Ale ostatnio miałam wrażenie że ciężej niż zawsze. Witał mnie niestrudzenie uśmiechem i nawet raz nie jęknął, ale ja swoje wiedziałam – głupia nie byłam. Miałam już przecież prawie piętnaście lat! Niby mówili że to tyle co nic. Że ledwo od ziemi odrosłam odrobinę i świata to ja jeszcze nie zam. Może i świata nie znałam. Ale znałam swojego brata, a on był dla mnie prawie jak cały świat ( niestety z żalem musiałam przyznać że bywały dni w których opchnęłabym go pierwszemu lepszemu przechodniowi za pudełko lodów). Kuzyneczka Eileen dziś mnie nie uczyła. A więc i z obiadem nie miała jak pomóc. Ale dzielne ze mnie dziewczę było i dość samodzielne jak na Weasleya przystało. Poza tym miałam książkę kucharską którą sam Brendan mi kupił – co mogło pójść nie tak? I tak przeglądając ją w poszukiwaniu inspiracji trafiłam na przepis pączków. Oh, ale mi się nagle zamarzyły – tak pulchne i przepyszne jak to cioteczka robiła. Więc szybko swoje plany zmieniam. Ot tak. Jak strzyknięcie palcami.
Dzisiaj obiadu nie będzie. Dzisiaj będą na obiad pączki.
Jako nagroda dla mnie, że taka wspaniała ze mnie siostra. Rozważna, dobra, miła, kłótliwa trochę za bardzo ale w naszej rodzinie wraz z ognistymi włosami i charakter dość ciężki jest. No i oczywiście i głównie dla brata mojego, co tak pracuje w pocie czoła pilnując żeby do garnka co włożyć było i żebym co czytać miała – nie wspominając już o tym, że od lat na materacu śpi mi swoje łóżko oddając.
Szybko więc robię listę a potem biegnę po zakupy. Normalnie aż doczekać się nie mogę aż zacznę. W sumie nigdy nie robiłam pączków, ale nie powinny być trudne chyba nie?
Wracam w torbie niosąc mleko, mąki dwie – tak na wszelki wypadek, drożdże cukier i jaka. Śmietanę też mam i olej zakupiłam bo okazało się że pączki się smaży a nie piecze. A może bardziej gotuje w tym oleju niż smaży ale kwestie określeń to już zostawię.
I zabieram się do roboty. Wedle instrukcji postępuje i w sumie nie mam z nią nawet za dużych problemów. Musiałam sobie tylko taboret podstawić żeby te pączki doglądać z góry jak już je smażyć zaczęłam. Sporo czasu mi to wszystko zajmuje, ale jakoś nie przeszkadza mi to ani trochę.
W końcu trzaskają drzwi i wiem kto wszedł. Biegnę od razu te kilka kroków żeby stanąć przed nim. Ledwo mu ponad pas sięgam ale to nic. Aż podskakuję z radości. Włosy już nie są rude, zjaśniały od mąki której niebotyczna ilość magicznym sposobem znalazła się na nich. Na twarzy też mam mąkę. I nie tylko ją bo i lukier udało mu się rozmazać na policzku. Gdzieś koło lukru pałęta się budyń którym przecież te moje pączki nadziałam, chociaż zdawać by się mogło że więcej go na buzi mam niż w tych pączkach się znalazł. Fartuszek który przyniosła mi kuzyneczka Eileen też cały ubabrany w tym wszystkim tworzy w tej chwili swojego rodzaju awangardowe dzieło sztuki.
-Bren, Bren zrobiłam coś dla ciebie. – mówię nadal ni to podskakując ni to stojąc. Bardziej dobijając się co chwilę piętami w górę na chwilę w końcu już siły nie mam czekać na żadne jego słowo. Łapię go za dłoń i wciągam dalej do mieszkania które w tej chwili wygląda jakby toczyła się tu walką na śmierć i życie między mną i produktami spożywczymi – głównie mąką. Garki i rondle stoją na kuchence. Blaty całe są we wszystkim, ale w oczy rzuca się coś jeszcze. Talerz na którym leży moje dzieło. Cała garść pączków. Albo i dwie garści. Każdy innego kształtu jest, ale nie liczy się to dla mnie. W sumie to też niecierpliwię się, bo zjadłabym już jednego, ale w swojej dobroci postanowiłam sama ich nie jeść – a może bardziej bałam się że wszystkie sama zjem jak zacznę i dla Brana nic nie zostanie.


she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.


Ostatnio zmieniony przez Neala Weasley dnia 04.11.17 16:55, w całości zmieniany 1 raz
Neala Weasley
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 6 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
felix felicis
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t4071-neala-weasley https://www.morsmordre.net/t4260-victoria-sowa-brena-ale-tez-moja#87876 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f171-ottery-st-catchpole https://www.morsmordre.net/t9744-skrytka-bankowa-nr-1054#295656 https://www.morsmordre.net/t4240-neala-weasley#86909
Re: Aneks kuchenny [odnośnik]28.12.16 17:22
10 marzec? Aneks kuchenny 2573766412

To nie był łatwy dzień. Stał na nogach od rana, musiał przyjrzeć się aktom sprawy, nad którą pracował od dłuższego czasu - trudnej sprawy, w trakcie której usiłował rozwiązać trudną zagwozdkę czarnoksiężnika, starego maga o wyjątkowo odrażających upodobaniach, który ostatnim razie zagrał mu na nosie i wymknął mu się z ręki w najmniej odpowiednim momencie. Czując na sobie ciężar odpowiedzialności za jego ucieczkę, nie ustawał w poszukiwaniach, nie mogąc jednocześnie zaniedbywać swoich obowiązków względem rekrutów - popołudniowy trening był ciężki, w deszczu, a kursanci jak zawsze dali mu ostro w kość. Do mieszkania wszedł więc zmęczony, w odzieniu nie krępującym ruchów w trakcie ćwiczeń - spodniach z miękkiego materiału, i bawełnianej białej, umorusanej błotem zmieszanym ze śniegiem koszuli, okryty czarną jak noc czarodziejską peleryną. Teleportował się pod próg mieszkania prosto z lasu, gdzie przeprowadzali ćwiczenia bojowe - podeszwy jego butów zostawiały za samą niekształtne czarne ślady. I by zmęczony, jedyne, o czym marzył, to spokojny, cichy sen, niczym niezakłócony. Czuł, że jego powieki były równie ciężkie, co z trudem unoszone kolana. Być może dlatego w pierwszej chwili wydało mu się, że zasłabł - i że dlatego widzi już tylko biel.
Ale nie upadł, stał u progu jak żywy, moment później słysząc uradowany głos siostry, która wyłoniła się zza gęstych chmur mąki unoszącej się w powietrzu - mąki, która była dosłownie na wszystkim. Fakt, że całe ich mieszkanie składało się z jednego pokoju czasem, na przykład w chwilach takich jak ta, bywał irytujący. Czy w ogóle miał się w co przebrać? Merlinie, na całe szczęście był czarodziejem i uprzątnięcie tego rozgardiaszu nie powinno zająć aż tak dużo czasu.
- Nel? - rzucił na powitanie niepewnie, bo choć głos jasno wskazywał na Nealę, widok już nie do końca - ona też była cała w inspirującej, niewinnej bieli. Mącznej bieli - jak się domyślał po zapachu, nie tylko mąki, ale i świeżych wypieków. - Wyglądasz jak bałwan - stwierdził z rozbawieniem - bawany były białe - zamykając za sobą drzwi; na korytarzu zapewne została śnieżna poświata z mącznych kłębów latających w powietrzu ich wnętrza - ale tym się nie przejął. Daleko mu było do perfekcyjnej pani domu - i być może dlatego nigdy nie był ulubionym lokatorem swoich sąsiadów. Nie zdążył się zorientować, nim Neala chwyciła go za rękę i odciągnęła na bok, zapraszając na niespodziankę. Mógł się spodziewać, że niespodzianka będzie imponująca - po zapachu i stanie mieszkania, spodziewał się placków lub ciasta, nie pomyślał o pączkach - które dostrzegł, błyszczące lukrem i poukładane w piramidę na dużym, okrągłym talerzu. Być może nie tak okrągłe, jak te, które sprzedawali w Miodowym Królestwie, ale domowe wypieki zawsze były smaczniejsze - a w wypiekach siostrzanych, dedykowanych dla niego, dodatkowo coś wzruszającego i coś, do czego nigdy nie przyznałby się głośno.
- Pączki - zauważył, podchodząc bliżej talerza; po drodze zsunął z ramion czarną płachtę peleryny, uprzednio odpinając srebrną sprzączkę, rzucając ją na krzesło, które minął - była brudna, ale i tak będą musieli tutaj posprzątać. - Eileen była? - Nie, raczej nie. Gdyby była Eileen, zastałby mieszkanie w nieco... bardziej uporządkowanym stanie. Bez zawahania wyciągnął rękę, głodny był jak wilk, żeby skosztować jednego z pączków.


we penetrated deeper and deeper into the heart of darkness
Brendan Weasley
Brendan Weasley
Zawód : auror, szkoleniowiec
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Don't you ever, tame your demons. Always keep them on a leash.
OPCM : 30 +8
UROKI : 25
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 30 +3
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3635-brendan-weasley https://www.morsmordre.net/t3926-victoria#74245 https://www.morsmordre.net/t12222-brendan-weasley#376277 https://www.morsmordre.net/f171-devon-ottery-st-catchpole https://www.morsmordre.net/t3924-skrytka-nr-786#74241 https://www.morsmordre.net/t3925-brendan-weasley#74242
Re: Aneks kuchenny [odnośnik]28.12.16 17:22
The member 'Brendan Weasley' has done the following action : rzut kością


'k100' : 44
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Aneks kuchenny Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Aneks kuchenny [odnośnik]29.12.16 3:07
Właściwie to nie było tak, że specjalnie mi się en bałagan zrobił. Właściwie to nie miałam czasu za bardzo, żeby skupić się na tym, czy czysto czy brudno jest. Bo można mi wierzyć, lub też nie (wedle chęci i wyboru), że pieczenie smażenie pączki to całkiem ciężka robota jest. No i pewnie faktem jest, że gdybym ich sama nie robiła a z kuzyneczką Eileen to pewnie nie byłoby tu tak biało. Ale znów jeszcze jakby na to spojrzeć z dobrej strony, to dzisiaj wystrój naszego mieszkania przypominał trochę świat skąpany w śniegu. I nawet wcale nie było zimno! A wiadomo, że mróz potrafi dać się w kość. Pewnie spróbowałabym rzucić jakieś zaklęcie sprzątające( i spróbowałabym to dobre słowo, bo szły mi one jakoś dziwnie opornie), gdyby nie fakt, że ledwo co ostatniego pączka na talerz wyłożyłam, ledwo co łokciami się o blat podparłam a na tych łokciach twarz ułożyłam by popodziwiać moje dzieło gdy otworzyły się drzwi.
No i zapomniałam o tym, że wcale porządku nie ma. I że mąka pałętająca się po mieszkaniu trochę widoczność przysłania. Ale też nie oszukujemy się za bardzo - nie to było ważne! Przecież Bren zaraz zrobi szast prast, machnie trzy razy i czysto będzie. Zdolny był, w zaklęcia dużo lepiej umiał niż ja(w sumie trochę nie fair, bo ponad dziesięć lat więcej miał żeby się ich nauczyć). I po tym, jak ostatnio prawdziwym przypadkiem podarłam jedne z jego spodni( ulubionych czuję, ale przyznać się nie chce) gdy chciałam je naprawić reparo rzucając, a coś po drodze nie tak poszło i nie zostało z nich nic poza zwęgloną kupką, Bren stwierdził, że może lepiej żebym zaklęć nie rzucała jak sama jestem. Zgodziłam się wtedy bo w oczach żal i tęsknotę za utraconymi spodniami dojrzałam. A ostatnie co chciałam to smutek mu przynosić. Więc teraz mu te pączki upiekłam usmażyłam. Bo słodkie to każdy lubi i nikt się mu nie oprze.
Więc wciągam go do pokoju. Właściwie całe nasze mieszkanie to jeden pokój duży. Ale ja go dalej wciągam. Prosto do blatu na którym talerz stoi. A on mi mówi, że jak bałwan wyglądam.
Zatrzymuję się więc i mierzę go ze swojego pułapu – dość niskiego jak łatwo się domyślić i marszczę nos.
-Sam jesteś bałwan Bren. – odpowiadam mu jakże wyszukaną ripostą, ale nie ma czasu na to, by wymyślić jakąś lepszą. W sumie ta też się nieźle nadal. Ciągnę go kawałek dalej jeszcze i w końcu puszczam jego dłoń. Normalnie aż mnie rozpiera w środku kiedy tak stoję i czekam, czekam i stoję aż w końcu dłonią po jednego sięgnie. Kręcę głową na jego pytanie. – Sama wszystko zrobiłam. – chwalę mu się dumnie nadal kompletnie nie zrażona faktem że w mące wszystko jest. Jak mówiłam – szat prast i nie będzie. Ustać na miejscu nie mogę więc z nogi na nogę przeskakuję to dłonie zaplatając z przodu, to z tyłu. To znów unosząc do twarzy by rozetrzeć lukier z policzka.
-Jedz. – poganiam go wzrok przesuwając to z jego twarzy to na talerz dając mu nim znak, że mógłby w końcu wziąć się do roboty bo nie po to cały dzień w kuchni stałam, by tę chwilę przedłużał. W końcu dech mi w piersi zamiera, gdy Bren po słodką, lukrowaną bułeczkę sięga. Klaszczę w dłonie, które zaraz na blacie opieram i na palce się wspinam by uważnym spojrzeniem zlustrować jego twarz. – I jak? – pytam go ciekawa wrażeń. Sama w sumie zapomniałam, że też jeść miałam. Jego zdanie najpierw poznać chcę. -Dobre? - pytam z nadzieją w sercu. Bo przecież z miłości powstały to dobre być powinny czyż nie? Ale nagle wątpić zaczynam. - Czy nie dobre? - nadal stoję wyciągając się na palcach i lustrując go spojrzeniem uważnym. Nawet nie pomyślę, że dziwnie tak się je jak ktoś stoi i patrzy na to. Ale Bren mnie zna wie, że czasem, ogarnięta emocjami zapominam, coś może trochę nie wypada robić.
Neala Weasley
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 6 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
felix felicis
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t4071-neala-weasley https://www.morsmordre.net/t4260-victoria-sowa-brena-ale-tez-moja#87876 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f171-ottery-st-catchpole https://www.morsmordre.net/t9744-skrytka-bankowa-nr-1054#295656 https://www.morsmordre.net/t4240-neala-weasley#86909
Re: Aneks kuchenny [odnośnik]06.05.17 1:00
Kiedy jeszcze jej tutaj nie było, w mieszkaniu była cisza i spokój, ale, choć nigdy nie przyznałby tego na głos, nie tęsknił za tym. Mieszkanie wcale nie było czystsze - Neala sprzątała znacznie częściej niż on sam - a porzucenie spokoju wydawało się stosunkowo małym poświęceniem w odniesieniu do korzyści; naprawdę nie chciał widzieć jej w Hogwarcie, dziś tak ponurym, zawładniętym przez tyrana, w którym poznawałaby arkana najmroczniejszej dziedziny magii - tej, od której zdecydowanie lepiej i rozsądniej było trzymać się z daleka. Nie dostrzegał tego na świadomym poziomie, ale jego siostra była jak słońce - rozpędzające chmury i barwiące nudne szarości monotonnej codzienności. Dał się jej przeciągnąć aż do kuchni, choć ledwo stał na nogach, przedzierając się przez kłęby wiszącej w powietrzu jak znamienna londyńska mgła mąki. Roześmiał się, bezdźwięcznie i nie otwierając ust, kiedy przyglądała mu się tak bacznie, traktując oburzonym tonem - straszliwa potwarz nie uderzyła go zbyt mocno. Wiesz, Neala, jestem bałwanem i to większym, niż kiedykolwiek udało nam się ulepić. Uznawszy więc jej zwycięstwo, nie odparował jej już niczym.
- Tak właśnie myślałem - rzucił bez namysłu, przypominając sobie, że wciąż butów nie zdjął - ale nie miało to wielkiego znaczenia, i tak wszystko pokryte było mąką i wszystko było brudne. Tęsknie rzucił tylko okiem na parapet, gdzie, pamiętał, stać powinna jego kawa z rana - zimna już dawno, oczywiście, ale całą drogę myślał o tym, że dopije ją, gdy tylko wróci, a która z dodatkiem mąki z pewnością nie będzie już taka dobra, choć przeszło mu przez myśl, że jeśli zamknie oczy i nie będzie widział, że jego czarna kawa nie jest już czarna, to jednak może da ją rade jeszcze wypić. Nie miał odwagi wspomnieć o tej kawie głośno - od Neali jak zawsze biła moc radości, kiedy robiła coś dobrego dla innych. - Są pyszne - stwierdził bez zawahania, bo smakowały rzeczywiście jak domowe pączki - na dodatek jeszcze ciepłe. Jak już kawy nie mógł się napić, zupełnie jakby zrobienie nowej i ciepłej było problemem, to chociaż pączków się naje. Przysiadł przy blacie, przystawiając sobie lekkim ruchem krzesło i zupełnie nie wiedział, kiedy bezwiednie sięgnął po drugiego, smakując przesłodkiej słodyczy - choć, niecodziennie, sięgnął po nie lewą. Od serca danej - wiedział, że Neala chciała tylko sprawić innym, starał się więc ignorować wszechobecny rozgardiasz. Zwykle bałagan tak mocno nie zajmował jego myśli, dziś Brendan zdawał przyglądać mu się z nieco większym niepokojem. Przełknął ostatni kęs drugiego pączka, zatrzymując ubrudzoną lukrem dłoń wspartą łokciem o blat stołu tak, by niczego nią mocniej nie wysmarować.
- Wiesz, Neala - zebrał się w końcu na wyznanie, prawie o tym zapomniał. - Przeciążyłem rękę - Nieczęsto chwalił się wypadkami, tak jak nieczęsto się nad sobą użalał i nieczęsto szukał litości - co innego musiało być więc meritum jego sprawy. - Prawą - skonkretyzował, tę wiodącą, którą trzyma się różdżkę - rozumiesz, Neala? - Naprawili mi ją od razu - W gruncie rzeczy nie było to nic poważnego, a magia lecznicza potrafiła zdziałać cuda w przypadkach znacznie trudniejszych niż jego. - Ale nie wolno mi już dzisiaj czarować aż do końca dnia. - Wiesz, co to oznacza? Że weźmiemy szmaty i będziemy to wszystko ręcznie szorować. Mogła jeszcze spróbować zaczarować tę mąkę ona - ale zdaniem Brendana to właściwie nigdy nie było dobrym pomysłem, żeby czarowała Neala. Mogli to też tak zostawić do jutra, licząc na to, że nie wpadnie do nich dzisiaj już ani Eileen, ani Marge, ani Pomona, ani nikt, kto załamałby się podobnym stanem mieszkania, ale, kończąc trzeciego pączka, gdzieś podskórnie, czuł, że to będzie niewychowawcze całkowicie. - To może jednak ulepimy tego bałwana - rzucił w przestrzeń, bez pytającego tonu, za to z cichą rezygnacją.


we penetrated deeper and deeper into the heart of darkness
Brendan Weasley
Brendan Weasley
Zawód : auror, szkoleniowiec
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Don't you ever, tame your demons. Always keep them on a leash.
OPCM : 30 +8
UROKI : 25
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 30 +3
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3635-brendan-weasley https://www.morsmordre.net/t3926-victoria#74245 https://www.morsmordre.net/t12222-brendan-weasley#376277 https://www.morsmordre.net/f171-devon-ottery-st-catchpole https://www.morsmordre.net/t3924-skrytka-nr-786#74241 https://www.morsmordre.net/t3925-brendan-weasley#74242
Re: Aneks kuchenny [odnośnik]26.06.17 21:12
Tak naprawdę, to czasem zastanawiałam się nad tym, jakby to wszystko wyglądało, gdyby mi Brendan nie pozwolił ze sobą do Londynu pojechać. I nie mogę powiedzieć, że w mojej wyobraźni życie z cioteczką i wujaszkiem jawiło się źle. Jawiło się dobrze, ale inaczej. Trochę to taki mało konkretne stwierdzenie. No bo… wiedziałam, że chcieli dla mnie jak najlepiej – wszyscy, i wiedziałam też, że starali się dla mnie mocno – każdy jeden jak tylko umiał. Ale też czułam, tu w środku, w samym sercu, że tylko tutaj moje szczęście może być kompletne. Może i ktoś mógłby powiedzieć, że co to za szczęście wieść życie bez rodziców, tylko z bratem. Ale przecież zaraz obok miałam kuzynów. A co najważniejsze – w najbliższym obok miałam brata. No i fakt, że martwiłam się niepomiernie (ładne słowo prawda? Moje nowe ulubione). I to nie tylko o niego, ale i o kuzyna Garretta i o Pana Lisa i o kuzyneczkę Eileen też i właściwie o wszystkich się martwiłam, bo Bren głośno ostrzegał, że czasy niebezpieczne – a jak niebezpieczne, to i krzywda stać się może. A znów ostatnie czego chciałam, to tego, by krzywda się stała komuś, kogo moje serce darzy szczerą sympatią. Tak więc martwiłam się niepomiernie (to znaczy ciągle i mocno, jakby ktoś nie wiedział) i wstrzymywałam oddech i z płuc go zwalniałam dopiero wtedy, gdy drzwi otwierały się z charakterystycznym skrzypnięciem.
Pokiwałam głową zadowolona, gdy powiedział mi ten brat mój, że właśnie myślał że sama. Nie doszukując się w tym zdziwienia, czy wniosków idących z białej połaci okalającej nasze skromne mieszkanie. Uznałam wręcz, że dumny jest, że taką obrotną i samodzielną siostrę ma (no bo jakby nie patrzeć, dumny z czego miał być). A potem, gdy powiedział że mu smakują, a nawet dokładnie użył słowa że są pyszne – P Y S Z N E – to podskoczyłam kilka razy z radości, która mnie wypełniła i w dłonie pozwoliłam sobie nawet zaklaskać. No bo przecież o to mi chodziło, że mu zasmakowało. Nie wiem, czy moja strapiona dusza byłaby w stanie dalej funkcjonować, gdyby powiedział że mu nie smakują. Pewnie całkiem zatraciłabym chęć do gotowania i na dobre porzuciła kulinarne przygoda niezdolna i skrępowana obawą, że znów coś pod smak mu nie podejdzie.
Skupiłam na nim wzrok, gdy do mnie się zwrócił brzmiąc trochę poważniej. Niebieskie tęczówki zawiesiłam na twarzy, uważnie słuchając następujących po sobie słów. Pierwsze zdanie sprawiło że strapienie odbiło się na mojej twarzy – a dokładniej czole – kilkoma zmarszczkami. Te jednak wygładziły się szybko, gdy oczy rozszerzyły się pojmując czemu mi o tym mówi. Skinęłam lekko głową.
- To nic, Brendan. – zapewniłam go spokojnie, tylko na chwilę odwracając się do kuchenki; odpaliłam jeden z gaźnik, pod którym już po chwili pojawiły się płomienie. Zaraz też położyłam na nim czajnik i odwróciłam się na powrót w stronę brata. – W sensie, nie że to nic. Bo to niedobrze, że rękę nadwyrężyłeś. Ale to nic, bo mówisz, że naprawili. – tłumaczę spokojnie dalej, unoszę dłonie i rozplatam warkocze, by zaraz zebrać włosy ponownie w koka na czubku głowy. W sumie po to, żeby włosami mąki nie zamiatać, choć celu to w sobie za wiele nie ma, bo włosy z rdzawych i tak na biało się już trochę zabarwiły. – I bałwana też lepić nie będziemy, bo jego się ze śniegu a nie z mąki… - przerywam spoglądając na niego – ale to wiesz. – dodaję bardziej dla własnej informacji. Łapię się pod boki i przesuwam spojrzeniem po mieszkaniu. No najgorzej to zdecydowanie kuchnia wygląda. Ale przecież nie z takimi rzeczami już sobie radę dawałam. – Ty się herbaty napijesz, pączka, albo kilka ich jeszcze zjesz, a ja powoli sprzątać będę. – tak, to jest dobry plan, spoglądam jeszcze na niego marszcząc lekko oczy, jakby nad czymś mocno się zastanawiając. – Sama, bo tobie ręki nadwyrężać nie można. – dodaję i odwracam się, że za szmatkę złapać. Zaraz jednak znów zwracam się w stronę Brendana i celują w niego palcem. – I herbatę, nie kawę, wypijesz, bo na noc kawa to zły pomysł. – oznajmiam spokojnie zaczynając ścierać mąkę z blatu. Podłogą postanawiając zając się na koniec.


she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 6 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
felix felicis
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t4071-neala-weasley https://www.morsmordre.net/t4260-victoria-sowa-brena-ale-tez-moja#87876 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f171-ottery-st-catchpole https://www.morsmordre.net/t9744-skrytka-bankowa-nr-1054#295656 https://www.morsmordre.net/t4240-neala-weasley#86909
Re: Aneks kuchenny [odnośnik]07.07.17 0:27
Siedząc na tym kuchennym stołku, zmarnowany i zmęczony po ciężkim dniu w pracy, zbudzony nieco słodyczą domowych pączków, bez entuzjazmu śledził wzrokiem ten wybuch radości i klaszczące dłonie Neali. Z ciepłem w sercu - jej szczęście było rozkoszne, wciąż dziecięco naiwne, a on nie chciał tej naiwności burzyć, zrobiła to dla niego - i był jej wdzięczny. Im dłużej o tym myślał, tym bardziej miał wrażenie, że ta mąka właściwie w niczym nie przeszkadza - byleby nad ranem znalazł czyste ubrania, w których mógłby się pokazać w pracy, bo w takich z mąki nie bardzo mógł. Było już późno, przed jutrem raczej nikt nie przyjdzie, gorzej, że nie pamiętał, jakie Neala miała jutro lekcje. Kalkulował w myślach, Hereward może nawet by tego nie zauważył.
- Jakie masz jutro lekcje? - zagaił więc ni stąd ni zowąd, wciskając się w monolog siostry. Właściwie tylko transmutacja mogła być dobrą odpowiedzią - ani Eileen, ani Pomona, ani Margie, ani nawet Florean nie powinni zobaczyć tego bałaganu. Powiódł spojrzeniem za jej chudą dłonią, nastawiającą wodę w czajniku. Niedbale skinął głową. - Spokojnie, to nic - nie musiała przecież tłumaczyć swoich myśli, od przeciążenia jeszcze nigdy nikt nie umarł - a to już i tak było opatrzone i przywrócone do stanu, w jakim porządna ręka powinna się znajdować. Jego ciało było w pracy jego narzędziem - dbał o nie. I obserwował wciąż, przyprószone włosy splecione w niedbały kok; ta fryzura zawsze kojarzyła mu się z niewymuszoną elegancją - wyglądała w nim zupełnie jak swoja matka na dawnych fotografiach. Tylko ona nigdy nie zdążyła się zsiwieć. Uśmiechnął się, słysząc pouczenie - rzeczywiście, przeoczył podstawowy budulec.
- Wiem - przytaknął, wciąż rozbawiony; usiłując nadążyć za rwącym potokiem słów Neali. I uśmiechał się wciąż, choć do śmiechu było mu coraz mniej, kiedy stwierdziła, że to wszystko - bez jego pomocy - wysprząta, nie miał zamiaru siedzieć i popijać herbaty, kiedy będzie wokół niego skakać. - Neala - zawołał ją, imieniem, chcąc wyrwać ją z tego ciągu sprzątania. Jedyne rozwiązanie, jakie dostrzegał, było dramatyczne, ale żadnego innego nie potrafił wymyślić. - Nie po to jesteśmy czarodziejami, żeby robić takie rzeczy ręcznie - jak mugole, nic do nich nie miał, jasne, ale ich świat stanowił odrębną całość od tego, do którego należeli oni. - Odłóż to. - Nabrał w usta powietrza, wypuścił je powoli, zupełnie jakby zbierał się do czegoś, co będzie wymagało od niego olbrzymiego wysiłku. Dwie pionowe bruzdy przecięły czoło, jak przed podjęciem trudnej, ale ważnej decyzji. Strategicznej - w trakcie akcji nigdy nie ma tylu czasu na namysł. - Weź różdżkę, poćwiczymy - zadecydował bez zająknięcia, ale ten brak zająknięcia kosztował go wiele skupienia. Nie chodziło o to, że w nią nie wierzył, oczywiście, że wierzył - po prostu chciał jeszcze dzisiaj położyć się na materacu, który nie wybuchnie. Na podłodze, zwłaszcza podłodze ubrudzonej mąką, nie będzie spało się dobrze. - Jakie zaklęcie sprzątnie brud, a jakie sprawi, że ta szmatka będzie poruszała się sama? - Przedłużmy to, Morgano, miej litość i spraw, żeby to wszystko dobrze się skończyło.
Westchnął, wykrzywiając się z niezadowoleniem, i nawet nie wolno było wypić mu kawy.
- Szukaj różdżki, ja zrobię herbatę - dodał, odnajdując dwa kubki na wiszących nad kuchenką szafkach. Może uda mu się - niepostrzeżenie - wsypać tam parę ziaren kawy zamiast herbaty? Nawet się nie dowie, może nie zauważy...


we penetrated deeper and deeper into the heart of darkness
Brendan Weasley
Brendan Weasley
Zawód : auror, szkoleniowiec
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Don't you ever, tame your demons. Always keep them on a leash.
OPCM : 30 +8
UROKI : 25
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 30 +3
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3635-brendan-weasley https://www.morsmordre.net/t3926-victoria#74245 https://www.morsmordre.net/t12222-brendan-weasley#376277 https://www.morsmordre.net/f171-devon-ottery-st-catchpole https://www.morsmordre.net/t3924-skrytka-nr-786#74241 https://www.morsmordre.net/t3925-brendan-weasley#74242
Re: Aneks kuchenny [odnośnik]18.07.17 23:03
Te pączki, to jednak dobry pomysł był – jak tak sobie myślę. Brendanowi zdawały się smakować. Jak następnym razem je zrobię, to wezmę i poślę je komuś jeszcze, bo teraz widzę że sami to w stanie ich zjeść nie możemy, a za dużo słodkiego to też nie za dobrze bo od tego brzuchy boleć mogą. Podobno. W sumie to mnie jeszcze od słodkiego nigdy brzuch nie bolał, ani na własne oczy nie widziałam, by kogoś innego bolał – ale mama tak mawiała, a ja wierzyłam w każde z jej słów. Tak samo jak w każde które Bren mówił wierzyłam. I w te taty też wierzę, chociaż nigdy ich nie słyszałam, ale słyszał je mój brat a przecież nieprawdy to on by mi nie wziął i nie powiedział. Bo Brendan jaki jest to każdy wie, ale co jak co prawdę zawsze człowiekowi powie – choćby tę najtrudniejszą. Pewnie dlatego nieraz ludzie się trochę na niego tak inaczej patrzą, jakby nie rozumiał że słowa boleć mogą. Ale ja wiem, że on mocno zdaje sobie z tego sprawę, tylko że od zawsze pamiętam że uczono nas, że lepiej smakuje już najgorsza prawda, niźli kłamstwo najsłodsze.
- Lekcje? – powtarzam nagle za bratem, zdziwiona, jakby trochę zrozumieć nie potrafiąc czemu właśnie o to pyta. Marszczę więc brwi, a potem i do brwi dołącza nos gdy tak zrozumieć próbuję, ale w końcu sobie odpuszczam i ramionami tylko lekko wzruszam. – Jutro do kuzyneczki Eileen idę, bo mi coś w szklarniach pokazać wspaniałego zamierza! – wyznaję i już zapominam że zdziwiło mnie to pytanie, bo doczekać nie mogę się tego co jutro zobaczę. Bo Eileen, to zawsze czegoś wspaniałego mnie uczyła, albo coś ciekawego pokazywała i była mi bratnią duszą – jedną z wielu. Więc czas nam zawsze szybko mijał i ledwie się obejrzałam, a musiałam do domu wracać, albo ona wychodziła. Ale też nie smucił mnie ten fakt nigdy zbyt mocno, bo zawsze następował kolejny dzień, pełen nieodkrytego jeszcze piękna i nieskończonych możliwości.
Jeszcze raz ściągnęłam lekko brwi, gdy mi powiedział, że to nie. Może to i w jego mniemaniu tylko nic było, ale ja wiedziałam że i tak martwić się nie przestanę, ale znów też jak mówił że w porządku wszystko to wierzyłam mu, więc nie ciągnęłam dalej tematu. Zamiast tego zawiesiłam na nim spojrzenie, a potem jedną dłoń na piersi oparłam a drugą w jego stronę skierowałam palcem na niego wskazując. – No ja myślę, że wiesz. – odpowiedziałam jakby z naganą lekką w głosie, tylko tak jakby bez tej nagany. Niezrozumiałe to, ale inaczej wytłumaczyć nie umiem. – Zdziwienie by mnie okropne ogarnęło, gdyby się okazało że nie wiesz że bałwana ze śniegu się robi. – dodaję, ponownie kompletnie niepotrzebnie. A potem do roboty się wzięłam – bo przecież im szybciej zacznę, tym szybciej też zrobię. Przerwałam na chwil kilka i głowę ku górze podniosłam – by na niego znów spojrzeć, gdy mnie po imieniu zawołał. Gest też mi zamarł, bo jego głos ubrany z zgłoski z których składało się moje imię jakby zdawały się trochę nakazu w sobie posiadać. Przekręciłam lekko głowę na kolejne słowa uważnie spoglądając na niego, nie bardzo wiedząc co w zamiarze ma. No bo, zdawało mi się, że walka jakaś okropnie wielka się w nim wewnętrznie odgrywa. Więc też stałam cicho po prostu patrząc i nie chcąc jej jakimś słowem przerywać. A gdy nakazał mi odłożenie ścierki dokładnie to zrobiłam, znów marszcząc lekko brwi, pewnie i moje czoło przecinała bruzda tak jak Brendanowi, ale trochę nie rozumiałam nad czym tak duma. A gdy po różdżkę mi sięgnąć kazał oczy mi zaraz się rozszerzyły do wielkości sykli a podniecenie na twarz wpełzło praktycznie od razu. A dłonie same radośnie klasnęły. Każde jedno czarowanie było ekscytujące jak zakwit pierwszych kwiatów zwiastujących wiosnę, choć nie każde zaklęcie mi się udawało. I smuciło mnie to trochę, ale mama zawsze mówiła, że czasem dłużej się do celu idzie – ale to nic, bo jeśli się wytrwale pracuje to się w końcu do niego dochodzi, a i sama droga ważna jest, dlatego nigdy, ale to nigdy, na skróty do celu zmierzać się nie powinno.
- Facere – na ścierkę i Evanesco - do sprzątania. - Odpowiadam prawie natychmiast, bo odpowiedź znam. Sama nie czaruję, bo mi nie wolno, ale jak chwilę mam, to czytam sporo o różnych rzeczach, o zaklęciach też. Bo mimo że wiedzieć, to nie znaczy umieć, to jednak wiedzieć rzeczy warto jest – nigdy nie wiadomo, kiedy jakieś przydać się mogą.
- Herbaty, Brendan. – upomniałam go, odrywając wzrok od ścierki. Podchodzę do stojącej niedaleko szafki na której moja różdżka leży, a potem wracam i spoglądam podejrzliwie na niego. Bo musiałam dbać – chociaż wtedy kiedy obok był – żeby tej kawy za dużo nie pił, bo ona nie za dobra była, a Bren jak to Bren, pewnie jakby mógł to swój cały jadłospis z kawy by złożył bo tak by najłatwiej było. Chociaż mało możliwie. Ale byliśmy Weasleyami, niemożliwie pewnie potrafiliśmy czynić od zaraz – jednak tylko wtedy gdy nam zależało i tylko i wyłącznie w dobrej i ważnej sprawnie.


she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 6 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
felix felicis
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t4071-neala-weasley https://www.morsmordre.net/t4260-victoria-sowa-brena-ale-tez-moja#87876 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f171-ottery-st-catchpole https://www.morsmordre.net/t9744-skrytka-bankowa-nr-1054#295656 https://www.morsmordre.net/t4240-neala-weasley#86909
Re: Aneks kuchenny [odnośnik]24.07.17 5:54
Uśmiechnął się całkowicie odruchowo, kiedy zmarszczyła nos - to też robiła jak matka. Naprawdę ją przypominała, nie tylko ruchami, ale przede wszystkim opiekuńczością, której może na co dzień nie zawsze zauważał, i na którą się często stroszył, a bez której już dawno by się pewnie zgubił. Nie uświadamiał sobie wielu rzeczy - głównie tych, nad którymi trzeba się było zatrzymać i kilka chwil podumać. Miał zwyczaj przeć do przodu - bez zatrzymania się po drodze. Niezależnie od wszystkiego.
- Lekcje - powtórzył na jej pytanie, z ulgą wysłuchując odpowiedzi: Eileen załamałaby się, gdyby zobaczyła mieszkanie oprószone mąką, ale jeśli wychodziły razem do szklarni - mogła się w ich mieszkaniu nawet nie pojawić. Gorzej, jeśli chciała po nią podejść - w końcu nie mieli w mieszkaniu kominka, a niebezpieczne czasy nie sprzyjały samotnym spacerom małych dziewczynek. Dopiero co spotkał Lily napadniętą przez policję antymugolską. Jeśli mogli napaść Lily - mogli napaść każdego. - Przyjdzie po ciebie? - pociągnął ostrożnie temat, teraz nie będąc pewnym, czy jednak bardziej nie chciałby, żeby Neala chodziła sama, czy może bardziej nie chciałby, żeby Eileen się tutaj pojawiła i zobaczyła ten bałagan. Ostatecznie jego siostra zaskakiwała zaradnością, podczas gdy z Eileen nie bardzo wiedziałby, co zrobić. - Naprawdę? Co takiego? - Głupie pytanie, jeśli miało być to coś wspaniałego, to pewnie było niespodzianką, a jednak - zapytał. Być może dla przykrycia podstępu z góry skazanego na porażkę, odciągnięcia myśli siostry od pierwszego toru. Tak się robiło na przesłuchaniach, to i wobec niespełna piętnastolatki powinno zadziałać - przeczuwał. Czuł się trochę jak kryminalista, obmyślając plan mający pozwolić im na przełożenie sprzątania mieszkania na później, kiedy już będzie miał różdżkę w pewnej ręce. Nie, żeby nie ufał Neali - ale sam dobrze wiedział, jakie figle potrafiła płatać magia, nim opanowało się posługiwanie się różdżką do takiego stopnia, że stawała się przedłużeniem ręki czarodzieja.
- Żadna przeszkoda - odparł na jej słowa o bałwanie, w geście kapitulacji unosząc obie dłonie. - Sprowadzenie do tego mieszkania odrobiny śniegu pewnie już niewiele zmieni - dodał bardziej z faktycznym zamyśleniem niż rozbawieniem; wzrokiem przesunął wzdłuż kuchennego blatu, zakasawszy rękawy koszuli - w taki sposób, by nie zbrudzić jej mąką, z ukosa przyglądając się siostrze. Jej reakcja tylko utwierdziła go w przekonaniu, że jego pomysł nie należał do tych najrozsądniejszych - niemniej trudno było mu się już z niego wycofać. Im mocniej rozszerzały się jej źrenice, tym mocniej czuł w piersi własne serce zwiastujące katastrofę. Przymknął oczy, kiedy powietrze przecięło złowieszcze klaśnięcie uradowanych dłoni: to już koniec. Stracą to mieszkanie jak nic. A nawet je lubił - pomimo mugolskich sąsiadów i zbyt małej przestrzeni było całkiem przytulne i znajdowało się w odpowiedniej lokalizacji; mieszkanie w centralnej części miasta sprawiało, że kiedy na teleportację nie miał sił - nie miał też większych problemów z dostaniem się do domu. Skinął głową, wciąż w zamyśleniu, jak nauczyciel dumający nad niepełną odpowiedzią. Bezskutecznie, odpowiedź Neali była poprawna. Pilnie się uczyła - dobrze - kiedy podejmował decyzję o zabraniu jej ze szkoły miał wątpliwości, czy separacja od szkoły nie utnie w niej pędu do wiedzy. Zupełnie niepotrzebnie, była mądrą i ambitną dziewczyną.
- Herbaty - powtórzył nieco przekąsem, ściągając z półek dwa kubki; obrócił się przodem do blatu, przez ramię spoglądając na siostrę - specjalnie jej widok zasłaniał, chcąc zrobić po swojemu. - Do dzieła - zarządził, choć pewien był, że właśnie wydał na siebie, na nią i na całe to mieszkanie - Merlinie, może nawet na budynek: tutaj mieszkali mugole - straszny wyrok. Bardzo chciał te obawy zatuszować, mogły działać demotywująco, ale nieszczery być nie potrafił - ani w słowach, ani w mimice twarzy. Nad bladością, która oprószyła bielą jego policzki zapanować również nie potrafił. - Facere, Evanesco, a na końcu Hiemisitio - Z tym ostatnim żartował, ale zmęczenie po długim i ciężkim dniu pracy splatało się w jego oczach z narastającym lękiem - niekoniecznie było to po nim widać. - To ulepimy bałwana. - Do pierwszego z kubków wsypał herbatę, do drugiego - niepostrzeżenie - próbował kawę; jednak, nad naczyniem jego zraniona dłoń zadrżała, a puszka wypadła mu z ręki, rozsypując czarne ziarna po podłodze - przynajmniej przebiły ciemnym kolorem monotonię białej mąki.  - Szlag! - przeklął pod nosem z niezadowoleniem, odstawiając puszkę nieco zbyt zamaszystym, nerwowym ruchem; pusta puszka głośno brzdęknęła.


we penetrated deeper and deeper into the heart of darkness
Brendan Weasley
Brendan Weasley
Zawód : auror, szkoleniowiec
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Don't you ever, tame your demons. Always keep them on a leash.
OPCM : 30 +8
UROKI : 25
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 30 +3
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3635-brendan-weasley https://www.morsmordre.net/t3926-victoria#74245 https://www.morsmordre.net/t12222-brendan-weasley#376277 https://www.morsmordre.net/f171-devon-ottery-st-catchpole https://www.morsmordre.net/t3924-skrytka-nr-786#74241 https://www.morsmordre.net/t3925-brendan-weasley#74242
Re: Aneks kuchenny [odnośnik]24.07.17 20:25
Lubiłam Brendana i wcale nie dlatego – jak to niektórzy mówili – że muszę, bo to brat mój jest. Doskonale wiedziałam, że nikt mnie nie zmuszał bym czuła względem niego sympatię, ale właśnie ją czułam. I miłość też, ale ona z góry była przypisana. Mogłam go przecież kochać – bo brat, ale nie lubić. Ale Brendan zawsze miły był dla mnie i dobry i starłam się dla niego taka sama być. Chociaż nieraz te moje starania obracały się w obraz rozpaczy – tak jak na przykład było z tymi jego spodniami ulubionymi. Ale dzielnie to znosił. Tak mi się zdaje, ze dzielności to uczyć muszą na tym kursie aurorskim. Znaczy, mieliśmy we krwi dzielność, ale taka zostawiona sama w sobie nie miała szans żeby urosnąć do stopnia takiego jak u Brendana, bo on naprawdę dzielnie zniósł stratę tych spodni – nawet się nie skrzywił ani łezka mu żadna nie poleciała. Ale znów, podobno mężczyźni nie płaczą, na razie w sumie to się zgadza wszystko bo jeszcze żadnego płaczącego nigdy w życiu nie widziałam. I nie mówię o chłopcach, bo chłopcy to nie mężczyźni. Mężczyźni są lepsi niż chłopcy, bo lat więcej mają, za warkocze nie ciągną i traktują ludzi z szacunkiem – tak jak Brendan, i kuzyn Garry i pan Lis i kuzyn Bartek i… no w sumie wszyscy mężczyźni których znam ludzi z szacunkiem traktują. Kobiety też, to nie tak że tylko mężczyzn znam, albo że kobiety szacunku nie mają.
- Podejdzie, umówiłyśmy się w tej kawiarni za rogiem, bo chciałam żeby spróbowała tego nowego napoju, co łaskocze w język jak się go pije. – oznajmiam kompletnie nieświadoma, że te pytania to cel jakiegoś wybiegu. Bo niby co to za wybieg miałby być? Nawet przez myśl mi nie przychodzi, że kuzyneczka Eileen mogłaby dłonie załamać nad tym, jak to to nasze mieszkanie całe w mące wygląda. W sumie to nawet mi się podoba jak ten bielący się proszek osiada lekko na wszystkim. Może trochę to mało dogodne, że na wszystkim, bo czuję go nawet na rzęsach, ale coś w tym niebywale uroczego widzę i nic poradzić na to w stanie nie jestem. – Nie wiem, Brendan. – mówię jakby w głosie zawierając trochę złości, że się tak głupio pyta, bo przecież jakbym wiedziała to zaraz bym mu powiedziała. Ale to też nie jest taka złość złość. To taka złość innego rodzaju, o, oburzenie lekkie chyba. Tak, oburzenie, to chyba to słowo. – Ale ostatnio – daję się wciągnąć, wracając myślami do ostatniego spotkania z kuzyneczką. – Wtedy, co na noc byłam u kuzyneczki Eileen – mam nadzieję, że zły na tą kartkę nie byłeś – wtrącam, przypominając sobie, że zapomniałam mu powiedzieć, że na noc będę u niej i tylko kartkę na stole zostawiłam żeby się nie martwił że noc a mnie w domu nie ma – no, to wtedy mi kuzyneczka pokazała figę abisyńską i ten fioletowy płyn wydobywałyśmy.– rozochocam się na nowo,  euforia odbija się w mojej twarzy, oczy świecą się niezdrowo. – I och, Brendanie, jakie to było ekscytujące! I robiłyśmy to nocą, bo wyobraź sobie, że…– przerywam na chwilkę, by powietrza nabrać w usta, bo gdzieś pod drodze zapomniałam, że oddychać należy – – te figi, to lepiej nimi nocą zajmować się, bo one wtedy spokojniejsze są. – tłumaczę mu, bo mocno ciekawe mi się to wydaje, a w żadnym podręczniku który mam nie ma o tym żadnej wzmianki - A kuzyneczka Eileen powiedziała mi jedną piękną rzecz – podejmuję nowy wątek. W sumie jej słowa w głowie mi krążą cały czas. – Powiedziała:  Piękno można znaleźć wszędzie i nie zawsze dotyczy ono…– zmarszczyłam lekko brwi, próbując znaleźć utracony kawałek, unoszę ku górze palce – powierzchownowości – trudne słowo - Wygląd bywa zgubny, czasem prawdziwe piękno w środku można odnaleźć. No, przynajmniej coś w tym stylu.  – zakończyłam kiwając zadowolona głową. Bardzo ładne mi się te słowa wydały. Zapisałam sobie nawet tą frazę, żeby mi nie uciekła nigdy z głowy, a jak ucieknie – tak jak teraz – żebym mogła ją sobie przypomnieć.
-Śnieg do mieszkania powinno się tylko na butach wnosić, Bren. – tłumaczę mu, ale zanim dalej się rozkręcę milknę, bo w sumie na chwile mi trochę się głupio zrobiło, że jednak wszystko w tej mące jest i postanawiam sobie mocno i solennie, że na przyszłość mocniej do dbania o porządek się przyłożę.
Gdy Brendan zarządził, że czas się do roboty brać, otrzepałam sobie jeszcze sukienkę, po czym wzięłam kilka głębokich wdechów. Spojrzałam na ścierkę na nią najpierw kierując wzrok, nie patrząc już na brata, który zajął się robieniem herbat. I już rzucać chciałam, wdech już taki porządny wzięłam, żeby z płuc inkantacja z mocą poleciałam, to moją uwagę przykuł dźwięk upadającej puszki, a gdy spojrzałam na nią, leżącą tylko chwilę pod nogami Brendana najpierw brwi uniosłam w zdziwieniu, a później zmarszczyłam je w wyrazie złości.
- Brendanie Laisreanie Weasley. – zagrzmiałam układając obie dłonie na biodrach, patrząc z wyraźnym zawodem malującym się na twarzy. Co pewnie dla postronnego obserwatora mocno śmiesznie musi się wydawać, ale ja całkiem poważna jestem. – Doigrałeś się! – informuje go zaraz, w mgnieniu oka znajdując się obok i łapiąc za puszkę w której kiedyś była kawa, a teraz ledwie jej resztka została – o ile cokolwiek w niej zostało, w sumie nie wiem, bo nawet do środka nie zajrzałam. Wrzuciłam ją też zaraz do kubła na śmieci nie bacząc na konsekwencje swoich czynów. Należała mu się kara, że próbę przemytu kawy do kubka, mimo że wyraźnie mówiłam, że kawy na noc pić nie powinien. A to początek dopiero, bo w głowie już postanowienie sobie układałam, że nigdy więcej moja stopa nie przystanie przy półce z kawą – którą ciężko się sięga, bo wysoko leży – i w zamiarze moim nie pojawi się chęć kupienia jej dla niego. A potem na powrót spojrzałam na ścierkę i raz jeszcze skierowałam w jej stronę różdżkę.  – Facere – zarządzam rzucając na ścierkę, a potem rozkładam dłonie niczym dyrygent i wypowiadam – Evanesco. – i jak nigdy, oba zaklęcia za pierwszym razem się udaje, nic nie podskakuje i nie upada, tylko wszystko dziać się zaczyna tak jak należy. Mnie samą nawet zaskakując tym trochę.


she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 6 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
felix felicis
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t4071-neala-weasley https://www.morsmordre.net/t4260-victoria-sowa-brena-ale-tez-moja#87876 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f171-ottery-st-catchpole https://www.morsmordre.net/t9744-skrytka-bankowa-nr-1054#295656 https://www.morsmordre.net/t4240-neala-weasley#86909
Re: Aneks kuchenny [odnośnik]01.08.17 15:09
Brendan ściągnął brew bez zrozumienia, a gruba bruzda przecięła jego czoło; czasem mu się wydawało, że był na to wszystko za stary, choć przecież był młody - miał ledwie dwadzieścia pięć lat. Nie potrafił jednak pojąć idei napojów, które łaskoczą w trakcie picia - a nade wszystko nie mógł pojąć idei podobnych wynalazków w czasach, które można było pchnąć do przodu przełomowym odkryciem w... czymkolwiek właściwie - tylko nie w gastronomii. Ale, ponieważ zbyt często łapał się ostatnio na tym, że nie bawi go to samo, co jego piętnastoletniej siostry, nie powiedział na ten temat nic, a jedynie pokiwał głową z czymś, co miało w jego mniemaniu wyrażać zrozumienie, a czemu bliższe było jednak zdumienie: naprawdę nie potrafił udawać - a zwłaszcza wobec tych, którzy, jak Neala, znali go najlepiej ze wszystkich. Ważne w tym wszystkim było to, że Eileen rzeczywiście miała przyjść do ich mieszkania i wolał nie pokazywać jej tego bałaganu. Czarownica mogłaby pomyśleć, że bez niej zupełnie sobie tutaj nie radzą, co było tylko częściową prawdą, a nie od razu całą. Westchnął, do siebie, ignorując jej zezłoszczenie.
Otworzył usta bezgłośnie, chcąc zapytać jaką kartkę, ale, nim zapytał, przypomniał sobie, że rzeczywiście jakiś czas temu, kiedy wrócił z pracy, po Neali została tylko notka, że dzisiaj śpi u zielarki.
- Dobrze się bawiłyście - stwierdził zamiast tego, bo przecież to było najważniejsze. Nie był zły, gdyby spędzał w tym mieszkaniu całe dnie i całe noce, dawno straciłaby rozum. I bez tego, że Eileen należała do wąskiego grona ludzi, którym Brendan ufał bezgranicznie, nie byłby zły. Ale jego siostra przecież dobrze o tym wiedziała. - Jesteś całkowicie pewna, że to była figa abisyńska?  - Nie diable ziele albo inna używka? Żartował, kąciki jego ust uniosły się w rozbawieniu, kiedy przyglądał się jej rosnącym zafascynowanym źrenicom, Neala była ciekawa świata i chłonęła wiedzę jak gąbka, nie powinno go to dziwić. Słuchał jej uważnie, choć bardziej patrzył niż słuchał - na malujący się na jej wciąż dziecięcej, ale już dziewczęcej twarzy entuzjazm. Świat byłby naprawdę piękny, gdyby każdy potrafił cieszyć się życiem w ten sposób . Niezdrowy błysk w oku wielu mogłoby odczytać jako niepokojący oznak, ale on znał ją zbyt dobrze. Nie potrafił cieszyć się życiem tak jak ona, dźwigając na plecach ciężar trosk Zakonu i innych, za siebie i za nią, za ich bezpieczeństwo. Nie zdawała sobie jeszcze sprawy z tego, jak wiele niebezpieczeństw ich otaczało - nie była wciąż wtajemniczona w sekrety dzielonymi z otaczającymi ich przyjaciół. Sekrety wiele mówiące o Grindelwaldzie i kwitnącej trzeciej sile. I może to lepiej, może wciąż było dla niej zbyt wcześnie.
- Bardzo ładne słowa. Co o nich myślisz? - Bo samo słuchanie to jeszcze mało, można słuchać, ale nie słyszeć i słyszeć, ale nie rozumieć. Lubił się upewniać, że myśli Neali idą w odpowiednią stronę. Zastanawiał się nad jego adekwatnością - czy płyn z fig rzeczywiście był tak piękny, czy przypominał raczej bebechy wyprute z człowieka, przy siostrze jednak wstrzymał się z tym komentarzem; to ważne, żeby nie zgubiła swoich wartości. - Śnieg tylko na butach - powtórzył za nią, wciąż rozbawiony, trochę jakby chciał zapamiętać ostra przestrogę. - A mąkę, Neala, jak się do mieszkania wnosi - na butach czy w torebce? - Skoro już i tak łamiemy odwieczne zasady rządzące światem perfekcyjnego porządku, to czemu by nie złamać ich do końca. Tak naprawdę nie lubił ich łamać - jego propozycja była bardziej malkontencka niż poważna. Aż stanął prosto, jak na baczność, słysząc apodyktycznie wypowiedziane imię, a nawet imiona, i wspólne nazwisko; jeśli wcześniej za mało przypominała mu matkę, to w tym momencie brzmiała dokładnie tak jak ona. Obejrzał się przez ramię - z lekkim niepokojem - przyglądając się agresywnej postawie siostry. Dłonie wsparte o biodra budziły grozę nie mniejszą niż ostry ton jej głosu.
- Ja - zaczął, ale nie skończył, bo nawet nie zdążył się poruszyć, kiedy siostra zabrała puszkę po kawie - był pewien, że zostało w niej ziaren na tyle, żeby wypił jeszcze jedną kawę, na którą już szans najmniejszych nie miał. - Neala, czekaj - dodał, wykazując się refleksem - i przełamując lęk zmieszany z zaskoczeniem - jeszcze nim puszka dźwięcznie uderzyła o dno kosza. - Świetnie - burknął nieco obrażony, w bezradności wspierając się obiema rękoma o blat stołu, chciał tylko napić się kawy po męczącym dniu - czy to naprawdę było tak wiele? Pochylił głowę, zaciskając zęby. Nie chciała źle - na pewno. I krzyknąć na nią serca nie miał, ale że kawy się nie napije - o to zły być musiał. Założył ręce na piersi i obejrzał się groźnie na siostrę, kiedy zbierała się do rzucania zaklęć. Wet za wet, skoro on się nie mógł kawy napić - ona będzie ćwiczyć te cholerne zaklęcia tak długo, aż w końcu wyjdzie jej perfekcyjnie.
- Wyżej ramię, Neala. W ten sposób najwyżej wydłubiesz sobie oko - rzucił w ciemno, dopiero po chwili dostrzegając, że z chwilą, w której wypowiadał ostatnie słowa, tak szmatka zaczęła tańczyć po podłodze, jak mąka znikać z miejsca wskazanego przez różdżkę Neali, pozostawiając po sobie nieskazitelny błysk. Brendan przez chwilę patrzył na ten spektakl bez żadnego zrozumienia, po czym odchrząknął, i uciekł spojrzeniem, udając, że nic nie mówił, choć mówił tak głośno i równie ostro, jak zwykle mówi do młodych aurorów w trakcie treningów. I, mimo wszystko, dumny był trochę, choć moment wydawał się bardzo niewłaściwy.


we penetrated deeper and deeper into the heart of darkness
Brendan Weasley
Brendan Weasley
Zawód : auror, szkoleniowiec
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Don't you ever, tame your demons. Always keep them on a leash.
OPCM : 30 +8
UROKI : 25
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 30 +3
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3635-brendan-weasley https://www.morsmordre.net/t3926-victoria#74245 https://www.morsmordre.net/t12222-brendan-weasley#376277 https://www.morsmordre.net/f171-devon-ottery-st-catchpole https://www.morsmordre.net/t3924-skrytka-nr-786#74241 https://www.morsmordre.net/t3925-brendan-weasley#74242
Re: Aneks kuchenny [odnośnik]12.08.17 1:20
Wywróciłam oczami na jego słowa. Ale w sumie lubiłam, jak Brendan się uśmiechał, rysy mu łagodniały i cały mniej groźny się zdawał. Znaczy nie to, żeby dla mnie kiedykolwiek groźny był. Znaczy wtedy, kiedy u cioteczki się trochę sprzeczaliśmy, o to co ze mną począć należy, wtedy zdawał mi się najgroźniejszy. Jednak, jakoś serce tak odmawiało się lękania go nie wiadomo znów jak mocno, bo przecież nader wszystko był po prostu Brendanem – moim bratem, a ja lubiłam jak troski choć na chwilę znikały z napiętych mięśni z jego twarzy i w sumie różnicy mi to dużej nie robiło, czy śmiał się do mnie czy ze mnie. Zdaje mi się, że każdego po trochu. Ale mama mówiła że śmiech zdrowy był i dobrze na duszę robił i wierzyłam w każde jej słowo – tak samo jak wierzyłam w każde Brena – a jak zdrowy był, to należało go często praktykować, by zdrowe życie wieść. Prawda?
Ano prawda. Ale Brendan raczej rzadko do śmiechu skory był. Pewnie dlatego, że martwił się wszystkim, o wszystkim i wszystkich też myślał i w tym wszystkim znów zapominał że śmiać się należy bo to zdrowie daje. I kiedyś mu nawet czasem przypominałam, żeby się uśmiechnął bo to na zdrowie dobrze robi, ale potem przestałam bo skutki tego mojego mówienia były żadne – jedynie bruzda przecinała jego czoło, a potem wzdychał tak jakoś, jak to czasem mu się zdarza w mojej obecności.
- Wiesz, Bren, myślę że to taka racja, którą pamiętać należy. – zastanowiłam się chwilę. – Już zobacz, że te wszystkie damy co się tak stroją i takie piękne są – sam mówisz, że z zewnątrz tylko bo w środku już dawno popsute. Zresztą nie tylko ludzie tak mają, rośliny też są takie, co ładne dla oka, a w środku zabójcze. No i odwrotnie też, tak jak z tą figą. – zmarszczyłam lekko czoło zastanawiając się nad tym wszystkim. Zdawało mi się, że rację mam, bo w sumie inne stwierdzenie tutaj tylko nieprawdę by głosiło, a ja się starałam nie kłamać. Zresztą też za bardzo nie umiałam, bo zaraz mi się nozdrza tak rozszerzały i policzki czerwieniły i zdradzały wszystko. Wszyściuteńko. Więc po prostu odrzuciłam tą opcję na bok, jak coś kompletnie nieprzydatnego. Bo takie właśnie kłamstwo przecież było – nieprzydatne i krótkonogie.
- Dobrze wiesz jak się mąkę do mieszkania wnosi, Bren. – odpowiedziałam mu nadal tonem pouczenia, zastanawiając się, czy takim samym odpowiada tym kursantom, których to szkoli jak o głupstwa pytają, czy może jednak inaczej mówi. Też zastanawiam się, czy mu problemów nie dokładają ci jego kursanci. Bo Bren to takie ramiona ma otwarte. Trochę widzę go tak, że jak problem się zawieruszył, to Brendana znajduje, żeby go rozwiązał. I trochę mnie to martwi, bo choć wieżę w niego, to trochę wątpliwym mi się zdaje, że problemy wszystkich w stanie jest rozwiązać.
No i zezłościł mnie tą kawą. A może nie samą kawą a tym wsypywaniem jej ukradkiem do kubka. Więc trochę mnie poniosła złość – a ponosiła mnie rzadko bo nie miała zbyt wielu powodów do przychodzenia. Poza tym, bo trochę się smutna poczułam i zignorowana bo przecież dla dobra jego chciałam, a nie coby na złość mu zrobić.
- Świetnie. – oburknęłam mu zła machając różdżką i do sprzątania się zabierając, przy okazji nawet nie wybuchając niczego – jak to często w przypadków mnie i eliksirów się działo. I słyszałam co Brendan mówił, ale w sumie za późno to powiedział bo ja już rzucałam zamiast pilnować czy poprawnie się ustawiam. I sprzątanie to w sumie zrobiło się samo i szybko. I w miarę tego sprzątania i złość mi przechodziła więc gdy szmatka ostatni raz machnęła zanim upadła na blat, a ja różdżkę opuściłam, to już całkiem ode mnie odeszła. Spojrzałam niepewnie na brata.
- Już się nie gniewam, Brendan – powiedziała zawieszając na nim spojrzenie. – I ty też się nie gniewaj, kupię ci tej kawy, bo i tak ją po kątach pić będziesz – westchnęłam ciężko, kręcąc lekko nad nim głową. – tylko jak spać idziesz to jej nie pij, bo sen niespokojny mieć będziesz – upominam go raz jeszcze, choć w sumie i tak sądzę że zda się to na niewiele. Więc wzdycham raz jeszcze i nad nim i nad sobą, że gniewać się nie umiem a powinnam. Ale w sumie na Brena to gniewać się ciężko. I senność też mnie ogrania, usta rozwierają się więc dłoniom je zakrywam – bo tak wypada. – Idę spać, Brendan. – informuję go i dodaję chwilę potem – ty też idź zaraz, tej swojej ukochanej kawy i tak się już nie napijesz. – brutalne, ale szczere – będzie musiał sobie jakoś poradzić. Posyłam mu uśmiech, a potem robię to, co powiedziałam. Znaczy najpierw jeszcze umyć się idę, żeby w tej mące się nie kłaść. Niedługo potem ciemność już tylko nas otacza, a po bieli mąki nie ma śladu.
Kompletnie tak, jakby nic się nie zdarzyło.

|ztx2 :pwease:


she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 6 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
felix felicis
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t4071-neala-weasley https://www.morsmordre.net/t4260-victoria-sowa-brena-ale-tez-moja#87876 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f171-ottery-st-catchpole https://www.morsmordre.net/t9744-skrytka-bankowa-nr-1054#295656 https://www.morsmordre.net/t4240-neala-weasley#86909
Re: Aneks kuchenny [odnośnik]21.01.18 23:15
| 8 czerwca

Nie mogła siebie sama odczarować – to znaczy mogła, ale to nie miało najmniejszego sensu. Połowę mniejsza masa ciała i połowę niższy wzrost ciągnęły też sobą inne ograniczenia. Nie miała tyle sił. Nie miała tyle sprawności i magii, by rzucać zaklęcie, które mogłoby cofnąć efekty Diminuendo. Mogła zareagować od razu, kazać im się wycofać, sprawdzić to miejsce dokładniej, przeczytać o nim w przewodnikach, zabrać encyklopedię run, cokolwiek, co mogłoby im pomóc w rozpracowaniu tej zagadki bez dalszych problemów. Ale nie, musieli tam zostać i rozebrać pułapkę od środka. Bez odbezpieczania jej. Była wściekła, nikt nie powinien się temu dziwić.
Była wściekła i miała dokładnie osiemdziesiąt siedem centymetrów wzrostu.
Kiedy wydostali się z ruin, Jackie od razu teleportowała się do swojego domu – cóż to było za zaskoczenie, kiedy okazało się, że to jeszcze to potrafi zrobić. Wiedziała, że nie zastanie ojca, o tej porze wciąż pewnie okupował Biuro, składał raporty, prowadzony swoim upierdliwym maniactwem. Słyszała swój oddech. Ciężki i wściekły, rozdrażniony bezradnością, jaka ją dotknęła. Nienawidziła jej. Gdy obracała oczami po wnętrzu salonu, który był jej doskonale znany, myślała nad tym, kto mógłby jej pomóc w zdjęciu tego cholernego Diminuendo. Najwyższy stażem, najbardziej doświadczony. Ojciec. Nie, na śmierdzące skarpety Godryka.
Przed jej oczami pojawiła się sylwetka Brendana. Nie. Foxa. Tym bardziej nie. Jego żarty skończyłyby się dopiero albo po jego śmierci, albo po śmierci samej Jackie. Gdyby umarła pierwsza, pewnie słyszałaby je jeszcze w najgłębszych odmętach piekieł, w których radośnie smażyłaby się jej dusza.
Weasley.
Sięgnięcie po proszek Fiuu, który stał na kominku tuż obok zdjęcia małej Jackie, było zdecydowanie prostszym zadaniem – Accio załatwiło sprawę. Wzięła trochę pyłu do swojej miniaturowej rączki, po czym wpełzła do środka i wypowiedziała adres. Nigdy tam nie była, ale swego czasu wręcz maniakalnie przeglądała jego akta, więc wyłapanie takiego szczegółu i zapamiętanie go nie stanowiło dla niej żadnego problemu. Dlaczego? Na to pytanie jeszcze nie odważyła się odpowiedzieć.
Podróż trwała krótko, zdecydowanie zbyt krótko. Kominek po drugiej stronie wypluł ją do obcego mieszkania, a wzniecony kurz zadrapał w gardło i zmusił do zakasłania. Szybko podniosła się na nogi i otrzepała z burego pyłu.
WEASLEY! – zapomniała, jak groteskowo brzmiał jej głos, jak dziecinnie. Jak beznadziejnie. Rozejrzała się po ścianach. Żadnego pisku, żadnych ciemności. Nie otoczył mieszkania zaklęciami? Jego siostra musiała sobie w takim razie nieźle radzić z obroną. – Weasley, do stu psidwaków! Zdejmij to ze mnie!
Skrzyżowała ramiona na piersi, marszcząc brwi jeszcze mocniej niż zazwyczaj.
Zdejmij to cholerne zaklęcie i nikomu o tym nie mów – chciała wycharczeć wszystkie te słowa, ale pisk, jaki wydobył się z jej gardła, uniemożliwił jej to. – I oszczędź sobie niepotrzebnych wykładów.
Musiało brzmieć bardzo przekonywająco.
W tej chwili nawet sama siebie by nie posłuchała.



pora, żebyś ty powstał i biegł, chociaż ty nie wiesz,
gdzie jest cel i brzeg,
ty widzisz tylko, że
ogień świat pali
Jackie Rineheart
Jackie Rineheart
Zawód : auror
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
only now do i see the big picture
but i swear that
these scars are
fine
OPCM : 25+3
UROKI : 10+2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 12
SPRAWNOŚĆ : 14
Genetyka : Czarownica
Aneks kuchenny 7sLa9Lq
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5414-jackie-rineheart#122455 https://www.morsmordre.net/t5418-kluska-jackie https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f205-opoka-przy-rzece-wye-walia https://www.morsmordre.net/t5423-skrytka-bankowa-nr-1349 https://www.morsmordre.net/t5424-jackie-rineheart
Re: Aneks kuchenny [odnośnik]26.01.18 20:55
Niektórzy uważają, że mężczyźni nigdy nie dorastają, a inni, że nawet jak dorosną, nie należy wpuszczać ich do kuchni, zapewne jedni i drudzy mają trochę racji. Wcale nie chciał sprawdzać wytrzymałości własnej stopy - po prostu dużo czytał w książkach, jak ich bohaterowie tak robili i był pewien, że też mu się uda. Miał duży refleks, był silny i szybki, przecież potrafił. I chciał udowodnić sam przed sobą, że potrafi, a Neala i tak akurat odrabiała lekcje u Eileen. Łatwiej byłoby z dwoma rękoma, ale pech chciał, że w tym momencie posiadał tylko jedną - dwoma mógłby żonglować kilkoma. Albo mógłby, gdyby tylko miał w mieszkaniu więcej niż jeden kuchenny nóż. Może na własne szczęście - miał jeden. Trzymał jego rękojeść, zanim cisnął go w górę i zamierzał złapać ponownie - może by to nawet zrobił, gdyby nie raban dobiegający od kominka, który nie miał prawa się zdarzyć, mało kto odwiedzał go w ciasnym mieszkaniu - i rzadko zapraszał tutaj gości.
- Ałć - syknął, kiedy nóż spadł prosto na jego stopę, nie wbił się w nią, ale zadrasnął, uderzył i upadł obok; Brendan skrzywił się z niesmakiem, ciało bolało znacznie mniej niż smak porażki - spróbuje jeszcze raz później, kiedy znów zostanie sam. Właśnie: sam, bo w kominku w oparach sieci Fiuu znikąd wyłoniła się dziwnie nieduża Jackie. - Jackie? - Zaskoczenie trudno było mu ukryć, nie myślał o tym, że właściwie nie pamiętał, by kiedykolwiek podawał jej swój adres - nie było to takie istotne w obliczu zastanej sprawy, a sprawa miała się dość karłowato. Wsparł się dłonią o blat stołu, uściskiem dłoni odejmując sobie bólu, odwracając się tym samym do gościa przodem - wciąż z widocznym wyrazem zaskoczenia. Jak zawsze konkretna i stanowcza, dobrze. - Wracają wspomnienia, właśnie taką pamiętam cię ze szkoły - Trudno było powstrzymać się od jakiegokolwiek komentarza, panna Rineheart przypominała wyjątkowo hardą nastolatkę - choć nigdy w przeszłości nie wydawała się tak niska. - Zechcesz powtórzyć ten krzyk? - I nigdy nie brzmiała tak zabawnie, wysoki, przesadnie piskliwy głos był domeną delikatnych panienek, nie jej - doświadczenie warte zapamiętania. Dopiero, kiedy minął pierwszy szok, uniósł z podłogi lekko zakrwawiony nóż i niedbałym ruchem wrzucił go do zlewu - jedyną dłonią wykonując gest zapraszający do środka.
- Usiądź, zaraz znajdę różdżkę. Doskoczysz? - Mieszkanie Brendana składało się z zaledwie jednego pokoju, odkąd wprowadziła się Neala i musiał wnieść tutaj drugi materac, usunął również stół - pod ścianą wciąż jednak stały dwa krzesła najwyraźniej służące za szafę - bo obwieszone ubraniami. Zorientowawszy się w sytuacji, szybko przerzucił ubrania na łóżko Neali, zatrzymując w ręce płaszcz - to w jego kieszeni znalazł różdżkę; nieco niezręcznie poradził sobie z jej wyjęciem jedną ręką, przewieszając go wpierw przez ramię pozbawione dłoni. Nie czekając na jej odpowiedź - lekko kopnął pod krzesło również dość grubą księgę - podręcznik do anatomii? - czyniąc z niej schodek. - Też się cieszę, że cię widzę - pozwolił sobie przypomnieć o dobrych manierach. - Zasługuję chyba chociaż na to, żeby usłyszeć tę opowieść? - Jego usta drgnęły w uśmiechu, nim płynnie i ze zdecydowaniem wypowiedział inkantację:
- Finite inctantatem.


we penetrated deeper and deeper into the heart of darkness
Brendan Weasley
Brendan Weasley
Zawód : auror, szkoleniowiec
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Don't you ever, tame your demons. Always keep them on a leash.
OPCM : 30 +8
UROKI : 25
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 30 +3
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3635-brendan-weasley https://www.morsmordre.net/t3926-victoria#74245 https://www.morsmordre.net/t12222-brendan-weasley#376277 https://www.morsmordre.net/f171-devon-ottery-st-catchpole https://www.morsmordre.net/t3924-skrytka-nr-786#74241 https://www.morsmordre.net/t3925-brendan-weasley#74242

Strona 1 z 3 1, 2, 3  Next

Aneks kuchenny
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach