Wydarzenia


Ekipa forum
Sypialnia dla dwojga
AutorWiadomość
Sypialnia dla dwojga [odnośnik]04.09.16 19:26

Sypialnia dla dwojga

Opis pomieszczenia.
Marcel Parkinson
Marcel Parkinson
Zawód : Doradca wizerunkowy "he he"
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Na górze wino
na dole dwa
jestem przystojny
soł chapeau bas
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3606-marcel-parkinson https://www.morsmordre.net/t3826-eros https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f107-egerton-crescent-44 https://www.morsmordre.net/t3989-skrytka-bankowa-nr-916#77266 https://www.morsmordre.net/t3988-pan-ladny
Re: Sypialnia dla dwojga [odnośnik]10.11.16 13:10
17 marca

Siedzę na łóżku. W pustym domu. Pustym wzrokiem wpatruję się w pustą przestrzeń za oknem. Odczuwam pustkę wydrążoną gdzieś w środku mojego ciała. Nafaszerowanego organami wewnętrznymi, a mimo tego dziwnie pustego. Lekkiego jak piórko - odnoszę wrażenie jakbym mogła wzbić się w przestworza. Wystarczy rozwinąć skrzydła, rzucić się z dachu okazałego gmachu. I pofrunąć. Z pustymi kośćmi, pustym rozumiem. Pustka, pustka, pustka. To słowo przewierca mi pustą czaszkę na wylot wpuszczając doń hulający wiatr. Zaciskam drobną dłoń na ramie łóżka, wzdycham pustym tonem pod nosem. Nie rozumiejąc nic. Dlaczego to wszystko się tak mocno na mnie odbiło? Dlaczego wydrążyło ze mnie wszystko, co do tej pory miałam? A może już wcześniej pozbyłam się zbędnego balastu? Ociężałej trudno mi było biec na szczyt kariery? Znów wzdycham. Boli mnie pusta, z dziurą na wylot głowa. Przykładam wolną rękę do policzka, mrużę oczy. Z chęcią bym zasnęła. Dopada mnie tak silny marazm, że nawet nie mam ochoty się kłaść. Siedzę już ubrana, nawet z butami wyjściowymi na zgrabnych stopach - wyglądam nienagannie, ale to taka pusta perfekcja bez drugiego dna, głębszej refleksji nad własnym wizerunkiem. Za dużo myślę nie o tym, co potrzeba.
O Remim, o zgubionej drodze, byciu świadkiem przerażających rzeczy. Coś we mnie skruszało i nie był to zaschnięty na twarzy puder. Powoli dostrzegam brutalność świata. Jak wtedy, we Francji. Widząc zrozpaczoną żonę ordynatora tulącą do swoich piersi maleńką córeczkę. Wyparłam już dawno poczucie winy za ten felerny wypadek. A jednak gdzieś się przebija w moich myślach - jak promienie słoneczne nieśmiało wlewające się przez zasłony do pokoju. Zwiastujące przebudzenie. Uśmiecham się pusto do swoich myśli, w których zaczynam się zastanawiać co powinnam ze sobą zrobić. Nie mam ochoty ani na zakupy, ani na śniadanie. Nagle słyszę niepokojący trzask dobiegający z korytarza. Energicznie obracam głowę w tamtym kierunku. Puste serce bije jak oszalałe, panika rozlewa się po kanalikach nerwowych powodując mrowienie na całym ciele. Puszczam ramę łóżka szybko sięgając po różdżkę. Nasłuchuję w napiętej ciszy. Przez długie minuty nieprzerywanej absolutnie niczym.
Nerwowość zdążyła zostać zasiana. Chwytam wiszącą na wieszaku torebkę, z bronią w ręku teleportuję się w pobliże Egerton Crescent. Jak trwoga, to do Marcela, jak mogłoby się zdawać. Przebieram szybko nogami, szturmem przepycham się w drzwiach nie zważając na protesty skrzata. Dopadam do sypialni wolną ręką naciskając na klamkę. Nawet nie mam świadomości tego, że wyglądam co najmniej jak urażona kochanka gotowa rzucić niewybaczalnym zaklęciem w niewiernego mężczyznę - wciąż mam w dłoni różdżkę. Obraz, który pojawia się przed moimi oczami jest tak niesmaczny, że czym prędzej zatrzaskuję drzwi. Obracam się do nich tyłem, odchodzę na kilka kroków zatykając ręką usta. Moja cudowna niewinność została skalana. Nie znam przecież nawet teorii, nie mówiąc już o tak dosadnej wizualizacji. Policzki na przemian to płoną szkarłatnym ogniem, to bledną w przestrachu. Mogłam posłuchać tego szkodnika otwierającego mi drzwi - oszczędziłabym sobie widoku Marcela z jakąś wywłoką.
Merlinie, za jakie grzechy?


Oni będą ślicznie żyli,
oni miłość obłaskawią,
tygrys będzie jadł z ich ręki.
Odette I. Parkinson
Odette I. Parkinson
Zawód : śpiewaczka operowa
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
Staniesz w ogniu, ogień zaprószysz,
I od ciebie dom twój się zajmie!
Stleją ściany, sprzęty najdroższe,
A ty z ogniem będziesz się żenił.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3715-odette-baudelaire https://www.morsmordre.net/t3724-skrzynka-odetki#67817 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f110-cotswolds-hills-broadway-tower https://www.morsmordre.net/t3771-skrytk-bankowa-nr-937#69396 https://www.morsmordre.net/t3770-odette-baudelaire#69394
Re: Sypialnia dla dwojga [odnośnik]10.11.16 13:40
Nawet nie pamiętał, jak się nazywała. Grunt, że nieco przypominała Thalię (oczywiście nie dorównując jej pod żadnym względem), a prowokacyjnie klepnięta w tyłek podczas barowej maskarady poprzedniego wieczoru nie odwdzięczyła mu się ciosem w policzek, a rozkosznym uśmiechem, jakby zachęcającym do dalszych podbojów. Do tego akurat Marcela nie należało zbyt długo namawiać, zwłaszcza że pora była późna, w żyłach prócz krwi radośnie krążyło słodkie wino, a rysy twarzy młodej panienki z każdą kolejną sekundą rozmywały się coraz bardziej. Nocna przygoda zaczęła się niewinnie: ot, przyjemny wieczór w towarzystwie nowo poznanych znajomych, kilka szklaneczek czegoś mocniejszego, eskapada nad Tamizę w świetle księżyca... Nikomu nie wpadło do otumanionej alkoholem głowy zażyć ożywczej kąpieli w rzece, nikt nie zakłócił porządku na łonie natury, więc wciąż brakowało im wrażeń. Przeciętny pub położony w magicznej części Londynu nie rzucał się w oczy, ale oni owszem - grupa rozbrykanych młodocianych (albo już podstarzałych) szlachciców szybko została wciągnięta do środka przez sprytne panie, z pewnym zamiarem wydojenia ich niczym złotodajnych krów. Każde rozrywkowe wyjście Marce z automatu stawiał na ogromne straty - w galeonach, ubraniach (ileż to razy budził się sam, w nieznanym miejscu, golusieńki jak go Merlin stworzył?), a także i pamięci. Alkohol wygładzał percepcję, przez co nie tylko był znacznie bardziej zabawny i towarzyski niż zwykle - jakby potrzebował do tego dodatkowych bodźców - ale czyścił i wszelkie zahamowania. Rzeczy, jakich normalnie by nie robił, z powodu zjadających go od wewnątrz wyrzutów sumienia, po suto zakrapianej posiadówie wydawały mu się naturalne. Przedmiotowe traktowanie kobiet rozpływało się w zażenowanych piskach lub ostrych rumieńcach barwiących dziewczęce policzki. Czasami plaśnięcie pięciu palców na jego twarzy wystarczyło, by go otrzeźwić, czasami wręcz motywowało do dalszych zalotów. W czterech na pięć przypadków kończących się całkowitym sukcesem.
Ostatnio popadł jednak w paranoję i wyszukiwał sobie dziewczęta przypominające mu prawdziwy obiekt jego westchnień. Zachowywał się jak zabójca, dobierający sobie ofiary według dziwacznego klucza - może i znajdowała się w tym stwierdzeniu cząstka prawdy - czyż nie zabijał choćby odrobiny niewinności tych młodych panienek? Ale znowuż zachowywał się jak prawdziwy dżentelmen i każdej zapewniał niezapomniany i raczej miły wieczór. Tak przynajmniej wnioskował z odgłosów wydawanych przez jego towarzyszki oraz ich rozanielone miny, a także czułe pocałunki, jakimi niezwykle chętnie obdarowywały go rano. Marce czuł się zatem rozgrzeszany z własnej niegodziwości a wybór partnerek trzymał w ścisłej tajemnicy, pilnując się, by przypadkiem żadnej z nich nie nazwać imieniem tej jedynej i niedostępnej.
Dziewczyna leżąca pod nim była rozkoszna i praktycznie go błagała o powtórzenie nocnej fantazji. Czarowaniu i wabieniu go Marce nie potrafił się opierać, więc ochoczo zaczął pobudzać ciało młodziutkiej panienki. Pocałunki, przyśpieszony oddech, ciepłe ciało drżące pod jego ciężarem... I huk otwieranych drzwi, przypominający raczej wystrzał armatni. Marce z przerażeniem oderwał się od dziewczyny, ze zdezorientowaniem wpatrując się w stojącą na progu Odette. Która wyszła tak szybko, jak weszła. Zaklął głośno, po czym spojrzał ze smutkiem na jasnowłosą dziewczynę, wstydliwie zakrywającą piersi.
-Musisz stąd wyjść - poinformował ją po prostu, owijając ją prawie jak mumię swoim szlafrokiem i wystawiając na zewnątrz, by po prostu zamienić nieznajomą na Odette, którą mocno pochwycił i wepchnął do sypialni, nie zważając na jej zakłopotanie. Dopiero teraz zauważył, że nadal był nagi.
-Nie patrz, nie patrz - rzucił szybko, w panice przeszukując rzucone na podłogę ubrania, zostawione tu jeszcze zeszłej nocy. Dopiero gdy wciągnął spodnie, odkrył jej zasłonięte dłońmi oczy i uśmiechnął się przepraszająco - eeee, to nie tak, jak myślisz - wyjąkał, głupio tłumacząc się z oczywistości, bo przecież właśnie tak było - wszystko w porządku? Chcesz mocnej herbaty? Albo czegoś... na wzmocnienie? - spytał troskliwie, przysiadając na skraju łóżka. Gdyby nie skołtuniona pościel, można by odnieść wrażenie, że tak naprawdę wszystko gra.
Marcel Parkinson
Marcel Parkinson
Zawód : Doradca wizerunkowy "he he"
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Na górze wino
na dole dwa
jestem przystojny
soł chapeau bas
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3606-marcel-parkinson https://www.morsmordre.net/t3826-eros https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f107-egerton-crescent-44 https://www.morsmordre.net/t3989-skrytka-bankowa-nr-916#77266 https://www.morsmordre.net/t3988-pan-ladny
Re: Sypialnia dla dwojga [odnośnik]21.11.16 16:13
Powinnam czuć pustkę, a czuję coś, czego nawet nie potrafię zdefiniować. Nie jest to do końca obrzydzenie, nie jest też zazdrość, na pewno nie żal. Może rozczarowanie? Lub poczucie winy? Wina, o, wina bym się z chęcią napiła. Na te skołatane nerwy. Sama jestem sobie winna wpadając jak burza do sypialni mężczyzny, w dodatku wbrew wszelkim znakom na niebie i ziemi. To jednak do mnie nie przemawia, ba, nie dopuszczam do siebie takiego obrotu spraw. Jestem nieomylna - chcę w to mocno wierzyć. Tak jak w celowość własnych zabiegów. Nie wiem czemu to miało służyć, to moje wparowanie z butami w życie prywatne Parkinsona. Czyżbym zbyt dosłownie wzięła do siebie jego słowa ze Złotego Znicza? Czyż nie powinnam się wpierw zapowiedzieć? Tak nakazywałaby etyka dobrego wychowania - moja matka właśnie pokręciłaby głową z wyraźną dezaprobatą, załamała ręce nad pieniędzmi wydanymi w naukę manier. Cóż jednak mogę zrobić, skoro przekazała mi kapryśne geny wili, a ich krew wrze w moich żyłach niesamowicie nachalnie, wręcz nerwowo? Trudno utrzymać emocje na wodzy w takim stanie rozdygotania emocjonalnego, trudno zatrzymać gorejący płomień nie do ugaszenia wspominkami o wyuczonych gestach. Taka szkoda. Mogłabym sobie wiele oszczędzić zachowując się jak na prawdziwą damę przystało. W obecnej sytuacji już nic nie mogę zrobić. Co najwyżej odwrócić się na pięcie, ze spuszczoną głową zalaną wstydem odejść w nieznane. Niestety nawet tak rozsądnego kroku nie mogę zrobić; słyszę otwierające się drzwi, widzę kobietę w ogóle nieubraną, za to patrzącą na mnie z wyrzutem - tak jakbym to ja się przed ślubem puszczała, skandal. Mrugam gwałtownie posyłając jej nieprzychylne spojrzenie, a kiedy otwieram usta, zostaję wciągnięta do pomieszczenia, z którego przed chwilą w podskokach uciekałam.
- Ale… - wyrywa mi się w ramach protestu. Drobię kroki w moich wysokich szpilkach zmniejszając szansę na potknięcie się. Wracam do sypialni, w której duchota miesza się z intensywnym zapachem perfum. Patrzę zdekoncentrowana na ciebie Marcelu, a kiedy dostrzegam, że jesteś nagi, obracam szybko głowę do tyłu. - Na Merlina… - rzucam gotując się we własnym sosie przerażenia. Naprawdę mogłam zaczekać aż się ubierzesz, lub zwyczajnie opuścić Egerton Crescent, nic by się przecież nie stało. A teraz zapewniasz mi kolejną porcję wrażeń uwypukloną w czerwieni na moich do tej pory bladych licach. Oddycham niespokojnie przejeżdżając panicznie wzrokiem po szafie, szczęśliwie bez lustra. I tak na wszelki wypadek zaraz zakrywam oczy dłońmi. Łapczywie pochłaniam w płuca resztki powietrza i tak sobie myślę, że przydałby się mi jakiś wachlarz.
- Nie jestem głupia, wiem, że nie graliście w szachy czarodziejów - syczę tak trochę poddenerwowana całym zajściem. Spoglądam na ciebie tylko na chwilę, zaraz uciekam spojrzeniem po wszystkich dekoracjach, tak mocno jest mi wstyd. - Może powinnam przyjść innym razem? - pytam nie chcąc, byś patrzył na moje zaognione od zażenowania policzki, tak mocno kontrastujące z moją nienaganną aparycją.


Oni będą ślicznie żyli,
oni miłość obłaskawią,
tygrys będzie jadł z ich ręki.
Odette I. Parkinson
Odette I. Parkinson
Zawód : śpiewaczka operowa
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
Staniesz w ogniu, ogień zaprószysz,
I od ciebie dom twój się zajmie!
Stleją ściany, sprzęty najdroższe,
A ty z ogniem będziesz się żenił.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3715-odette-baudelaire https://www.morsmordre.net/t3724-skrzynka-odetki#67817 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f110-cotswolds-hills-broadway-tower https://www.morsmordre.net/t3771-skrytk-bankowa-nr-937#69396 https://www.morsmordre.net/t3770-odette-baudelaire#69394
Re: Sypialnia dla dwojga [odnośnik]24.11.16 13:42
Podobne sytuacje zdarzały się Marcelowi... nagminnie. Mimo wszystko, do jego komnat wparowywała wówczas zazwyczaj wściekła matka lub oddelegowany przez nią służący, przerywając Parkinsonowi słodkie, upojne chwile. Nigdy jednak nie został nakryty na gorącym uczynku przez kogoś sobie drogiego (och, jakże to okrutnie brzmiało, skontrastowane z postacią jego matki!). W dodatku to właśnie niewinna, dziewicza Odette zobaczyła rzeczy, zdecydowanie nieprzeznaczone dla jej oczu. Marce miał ogromne wyrzuty sumienia, jakich nie potrafił stłumić ani niewyraźnym ględzeniem ani próbą jakiegoś niemrawego uścisku. Wstrząsające było to, iż przy zaaferowaniu nie czuł w ogóle żadnego wstydu, przynajmniej nie tego, spowodowanego swoją nagością. Złe samopoczucie powodowało wyłącznie zażenowanie panienki Baudelaire, którego sprawca, cóż... nosił jego imię. Tylko dlatego było mu głupio i tylko za to mógł ją przepraszać. Nie próbował doszukiwać się w nieprzyjemnym incydencie również winy Odette - mogła się zapowiedzieć, zapukać, posłuchać skrzatki - bzdura! Marce cały ciężar odpowiedzialności składał na swoje szczupłe, choć umięśnione ramiona i błagał w myślach Merlina, by dziewczę zechciało mu wybaczyć. Zapomnieć o tym. Nikomu nie wspominać o tym żałosnym widowisku. Przez moment rozważał nawet szybkie skonfundowanie tudzież użycie zaklęcia zapomnienia, ale, bez przesady. Raz, że znał swoje raczej marne predyspozycje do czarowania, dwa, że Odette była jego przyjaciółką (miał taką nadzieję), więc nie powinien robić jej takich rzeczy. Układał sobie w głowie całą listę usprawiedliwień, wymówek, jakby znowu stał przed surowym profesorem bez pracy domowej, ale w momencie gdy na delikatną twarz panny Baudelaire wpełznął ten zdradziecki, czerwony rumieniec, cały misterny plan posypał się z głośnym hukiem. Był potworem, deprawującym młodziutką dziewczynę, był chodzącym kłopotem, był niewątpliwie najprzystojniejszym i najlepiej ubranym mężczyzną w całej Wielkiej Brytanii, a może nawet i na świecie (nie miało to nic do rzeczy, ale Marce musiał czymś przełamać niemiłą falę obelg na samego siebie), był obrzydliwym samcem, depczącym urokliwe wyobrażenia o miłości czarującej Odette. Och, jak on to sobie wybaczy?
-Odette, ja... ja ciebie proszę - wyjąkał, chwytając ją za ręce, stanowczo, na tyle by nigdzie mu nie zwiała, ani nie uciekła przestraszona - przepraszam, nie miałem zielonego pojęcia, że tu będziesz - tłumaczył się dalej, wpatrując się w swoje bose stopy, bowiem jeszcze nie zdążył wsunąć ich w puchate pantofle - przykro mi, że to widziałaś. Przepraszam, to już się nie powtórzy, obiecuję - powtarzał się, paplając odrobinę jak arystokratyczny mąż przyłapany na zdradzie. Taki to mógł sobie składać czcze obietnice i zabawiać się po kątach z przygodnymi paniami: Marce jednak obiecał sobie, iż nigdy więcej nie dokona tego na oczach Odette. Nawet przez przypadek.
-Błagam, zostań - dodał, niemalże zrozpaczonym tonem, szukając w jej oczach jakiegoś rozgrzeszenia dla tak haniebnego czynu - co się stało, to musi być ważne, skoro przyszłaś. Powiedz mi, jakoś temu zaradzimy - zaproponował z nadzieją, iż uda mu się choć w części spłacić ten przypadkowo zaciągnięty dług - Odette... Dobrze się czujesz? - spytał jeszcze nieśmiało, wyginając pełne usta w podkówkę. Nie chciał jej martwić.
Marcel Parkinson
Marcel Parkinson
Zawód : Doradca wizerunkowy "he he"
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Na górze wino
na dole dwa
jestem przystojny
soł chapeau bas
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3606-marcel-parkinson https://www.morsmordre.net/t3826-eros https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f107-egerton-crescent-44 https://www.morsmordre.net/t3989-skrytka-bankowa-nr-916#77266 https://www.morsmordre.net/t3988-pan-ladny
Re: Sypialnia dla dwojga [odnośnik]29.11.16 13:19
To moja wina, co jest dość oczywiste. Natomiast wypomnienie mi tego nie zaprowadziłoby nas do niczego dobrego. Bywam nieustępliwa, o wybujałym ego, przekonana co do swojej nieomylności - a przynajmniej chcę, żeby inni w to wierzyli, dlatego zawsze idę w zaparte zaprzeczając wszystkim moim potknięciom. To kłuje mnie w oczy zapełniając policzki pulsującym gorącem, z którego chciałabym się uwolnić. Rozdrapać sobie twarz, cokolwiek. Chwilę później poddałabym się rozpaczy spowodowanej oszpeceniem, ale w chwili obecnej wydaje mi się, że jest mi wszystko obojętne. Zrobiłabym prawie wszystko w celu uniknięcia obrazów, które przewijają się właśnie przed moimi oczyma. Czym prędzej staram się o nich zapomnieć, naiwnie wierząc, że wraz z ich usunięciem pozbędę się jednocześnie ciążącego na mnie poczucia winy oraz wstydu. Nikomu nie życzę takich odkryć w sypialni przyjaciela. Jego zaproszenie do siebie prawdopodobnie potraktowałam zbyt poważnie, co zapoczątkowało prawdziwą serię urojeń. Począwszy od możliwości odwiedzania go kiedy tylko zapragnę, skończywszy na wparowywaniu do środka jak do siebie. Chowam kłopotliwą różdżkę do torebki starając się nie oglądać na wszystkie strony, co mogłoby spowodować kolejną serię niespodziewanych odkryć dnia dzisiejszego. Mam ich już serdecznie dosyć. Może nawet dosyć na całe życie. Przełykam głośno ślinę gotowa na opuszczenie Egerton Crescent, ale wtedy czuję na swoich rękach dotyk męskich dłoni. Przeszywa mnie dreszcz obrzydzenia na myśl gdzie one się mogły przed chwilą znajdować - w imię przyjaźni staram się przezwyciężać napływające poczucie ohydy nie wyrywając przy tym palców, co dużo mnie kosztuje.
- Domyślam się. Zmartwiłabym się mocniej gdybyś miał pojęcie - stwierdzam, odchylając się trochę od pionu w tył, walcząc z drżeniem warg dążących do ułożenia się w nieładny grymas. Nabawię się zmarszczek, jeszcze tego brakowało! Wzdycham trochę urzeczona twoim miłym, wręcz pokornym tonem. Czuję, jak mięknie mi serce. Nie gniewam się, chociaż uczucie zażenowania nadal we mnie tkwi.
Ostatecznie mam swoje problemy, które chcę wypłakać w twoje ramię. Wciąż nagie ramię. Ponownie odwracam wzrok trochę nie wiedząc co ze sobą zrobić. Jak sformułować swoje żądania? Nie chcę cię przecież urazić, ale chyba nie mam innego wyjścia.
- Dobrze. Zostanę - zaczynam, dość łagodnie. - Ale… możesz… umyć ręce? I może przejdziemy do innego pomieszczenia? - rzucam zatem konkretami bez owijania w bawełnę oraz zwodzenia na manowce. Do mężczyzn przez większość czasu należy jednak mówić wprost, żeby nie zrobili czegoś zupełnie na opak. Niekiedy i to nie pomaga, ale na to wpływu już nie mam. Na wszelki wypadek staram się uśmiechnąć słodko, żeby odegnać twój ewentualny gniew.


Oni będą ślicznie żyli,
oni miłość obłaskawią,
tygrys będzie jadł z ich ręki.
Odette I. Parkinson
Odette I. Parkinson
Zawód : śpiewaczka operowa
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
Staniesz w ogniu, ogień zaprószysz,
I od ciebie dom twój się zajmie!
Stleją ściany, sprzęty najdroższe,
A ty z ogniem będziesz się żenił.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3715-odette-baudelaire https://www.morsmordre.net/t3724-skrzynka-odetki#67817 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f110-cotswolds-hills-broadway-tower https://www.morsmordre.net/t3771-skrytk-bankowa-nr-937#69396 https://www.morsmordre.net/t3770-odette-baudelaire#69394
Re: Sypialnia dla dwojga [odnośnik]30.11.16 12:34
Słysząc niepokojącą sugestię Odette Marcel gwałtownie poczerwieniał na twarzy, przybierając barwę swojego ulubionego, burgundowego szalika. Znajomi często psioczyli na niego, twierdząc, że jakoby w ten sposób wspiera Gryfonów oraz reprezentowane przez nich ideały, ale Parkinson zawsze zbywał te oskarżenia wzruszeniem ramion. Nie uczęszczał do Hogwartu i na pewno nie będzie unikał noszenia modnych dodatków tylko dlatego, że milion lat temu jakiś niegodny czarodziej wybrał sobie purpurę na swój nieformalny symbol. W każdym razie głowa Marcela wyglądała jak płonąca pochodnia, a on sam już totalnie spuścił wzrok, zezując w kąt sypialni, gdzie zaczynały już zbierać się kurze. Słyszał oczywiście o podobnych fetyszach - niektórzy lubili podglądać, inni woleli być podglądanymi, ale on sam nigdy nie praktykował takich ekscesów. Nie liczył oczywiście wspólnych wypadów do Wenus, gdzie czasami siłą rzeczy wszystko działo się na oczach jego i towarzyszy. Nie śmiał jednak porównywać hordy rozbuchanych testosteronem samców do pięknej, delikatnej i na pewno dziewiczej panienki Baudelaire. Bo jakże to tak?
-No co ty? Mua? Przestań natychmiast! Nie chciałem... byś musiała to widzieć. I uwierz, że mi to obojętne, ale wyłącznie ze względu na ciebie! Na Merlina, co ja zrobiłem! - rozpaczał Marcel, lamentując niezwykle głośno i z prawdziwym teatralnym zacięciem. Nie udawał jednak; każdy jego gest z natury był nadmiernie egzaltowany oraz wykonany z wyraźną przesadą, podobnie jak płomienna przemowa, w której ze skruchą wyznawał swoje winy. Gotowy spełnić każdą pokutę, którą wyznaczyłaby mu Odette (no, może paroma wyjątkami skupiającymi się głownie na ośmieszeniu poprzez źle dobrany strój oraz przyniesieniu tym samym hańby rodowi) skwapliwie pokiwał głową, godząc się na każdy punkt jej planu. Prośby. Rozkazu w formie nieśmiałego pytania. Och, całe szczęście, że Odette nie straciła głowy w tym całym zamieszaniu, racjonalnie instruując Parkinsona, co takiego powinien robić. Gdyby nie ona, pewnie do tej pory stałby przed nią zupełnie nagi, jąkając pod nosem jakieś przeprosiny.
-Tak! Tak! Naturalnie - wykrzyknął, uspokojony, iż udało się załagodzić nieprzyjemną atmosferę - Trzpiotka zaprowadzi cię do salonu, za chwilę do ciebie dołączę. Jeśli życzysz sobie czegoś, powiedz skrzatce, na pewno posłucha[/i] - dodał zaaferowany szukaniem czegoś, co mógłby włożyć - co wcale nie było prostym zadaniem, gdy miało się do dyspozycji garderobę wielkości boiska do quidditcha. Kilka razy zdarzyło mu się zgubić między półkami, ale nikomu o tym nie wspominał... W końcu przebrał się w domowy strój, umył ręce, a także (na wszelki wypadek) zęby i w podskokach pobiegł do salonu.
-Co takiego się stało, kochana? - spytał natychmiast, przytulając Odette. Teraz już chyba mógł to zrobić?
Marcel Parkinson
Marcel Parkinson
Zawód : Doradca wizerunkowy "he he"
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Na górze wino
na dole dwa
jestem przystojny
soł chapeau bas
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3606-marcel-parkinson https://www.morsmordre.net/t3826-eros https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f107-egerton-crescent-44 https://www.morsmordre.net/t3989-skrytka-bankowa-nr-916#77266 https://www.morsmordre.net/t3988-pan-ladny
Re: Sypialnia dla dwojga [odnośnik]07.12.16 11:15
Przecież wiem. Nie zrobiłbyś mi tego. Moje stwierdzenie miało raczej rozładować panujące między nami napięcie, nie je pogłębić. Nabieram powietrza w płuca nadymając się okrutnie - nie spodziewam się takich lamentów, mimo wszystko. Zaraz zrzucam winę na twoje wyrzuty sumienia wzbudzające przewrażliwienie. Chcesz dobrze, cieszę się z tego, ale w natłoku tej egzaltacji nie wiem co ze sobą zrobić. Wypuszczam ze świstem powietrze zamierzając sobie ulżyć w cierpieniach wywołanych tą niecodzienną sytuacją. Już się nie gniewam, ale wstyd pozostaje widoczny w postaci szkarłatnych policzków. Czuję, jak pulsują niemal żywym ogniem. Przygryzam usta skąpane w karminowej szmince, pragnę spokoju. Wreszcie uśmiecham się dobrotliwie, spod gęstej kotary rzęs rzucam ci onieśmielone, uspokajające spojrzenia. Co więcej mogę w tej sytuacji zrobić? Dopóki nie wyjdziemy z tej Sodomy i Gomory, nie będę potrafiła odzyskać utraconej przed minutami równowagi.
- Wiem, Marcelu. Weź głęboki wdech, policz do dziesięciu. Będzie dobrze - mówię miękkim głosem, starając się zmienić taktykę. Prawda jest taka, że pragnę jak najszybciej opuścić to miejsce, a twoje rozpacze tylko utrudniają powzięcie odpowiednich kroków. O których szczerze mówię wytłuszczając wszystkie swoje żądania oraz bolączki. Nie lubię ranić bliskie mi osoby - a Parkinson na pewno się do nich zalicza. Myślę jednak o naszym obopólnym komforcie, teraz tak bardzo zagrożonym przez moją niezapowiedzianą wizytę oraz jej konsekwencje. Wzdycham z wyraźną ulgą kiedy pojmujesz w czym rzecz, a skrzata materializuje się obok prowadząc mnie do salonu. Po raz kolejny stukot obcasów roznosi się po korytarzu, a ja trochę z ciekawością rozglądam się za wyrzuconą kobietą - czy zebrała się już do wyjścia? Chyba tak, nigdzie jej nie dostrzegam.
Siadam na sofie trochę spięta. Jeszcze się nie rozluźniłam tak do końca. Za to moje policzki przybrały kolor różu, nie czerwieni, wydają się też chłodniejsze w dotyku niż przed chwilą. Uśmiecham się do ciebie kiedy wracasz i mnie obejmujesz. Nagle nie wytrzymuję - cały stres ostatnich tygodni znajduje swoje ujście w twoim ramieniu. Czuję, jak krokodyle łzy spływają po mojej twarzy; chwilowo nie przejmuję się makijażem, więc musi być bardzo źle.
- On… on ze mną zerwał, rozumiesz to? Kto o zdrowych zmysłach mógł zerwać ze MNĄ? To niemożliwe, żebym była gorsza od kogokolwiek, prawda?! - Teraz to ja lamentuję zanosząc się szlochem. Idealną pustkę dnia dzisiejszego wypełnia słony potok rozpaczy.


Oni będą ślicznie żyli,
oni miłość obłaskawią,
tygrys będzie jadł z ich ręki.
Odette I. Parkinson
Odette I. Parkinson
Zawód : śpiewaczka operowa
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
Staniesz w ogniu, ogień zaprószysz,
I od ciebie dom twój się zajmie!
Stleją ściany, sprzęty najdroższe,
A ty z ogniem będziesz się żenił.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3715-odette-baudelaire https://www.morsmordre.net/t3724-skrzynka-odetki#67817 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f110-cotswolds-hills-broadway-tower https://www.morsmordre.net/t3771-skrytk-bankowa-nr-937#69396 https://www.morsmordre.net/t3770-odette-baudelaire#69394
Re: Sypialnia dla dwojga [odnośnik]09.12.16 18:30
Wyłącznie zrozumienie - czy może raczej tolerancja? - dla kolejnego marcelowego wybryku mogła przełamać trwającą już dość długo passę jękliwych, błagalnych przeprosin, zawstydzonych spojrzeń oraz festiwalowo zaróżowionych policzków. Gdyby właśnie teraz stał przed reporterami, zapewne byliby zachwyceni, iż nie wymaga żadnych korekt makijażystki, a naturalny rumieniec pięknie wypadnie na okładce, kładąc się ślicznym cieniem na czarno-białym, ruchomym zdjęciu. Miał przed sobą jednak nie fotografów, a roztrzęsioną Odette, której pragnął pomóc, nie zaś dokładać kolejnych zmartwień oraz niemiłych jej widoków. Czuł się więc szalenie wdzięczny za jej słowa rozgrzeszenia oraz (co go troszkę zdziwiło) uprzejmą radę, jaką to raczej on powinien ją uraczyć. Cóż, zdaje się, że to Parkinson podniósł dużo większy raban od panienki Baudelaire, lecz... i w tym miał na celu udobruchanie Odette. Swoją godność i tak przeceniał, duma nie mogła doznać żadnego uszczerbku, a w razie takiego wypadku, braki natychmiast zostałyby uzupełnione. Pozostawało mu zatem kręcenie głową ze smutkiem nad losem Odetty, skazanej niesłusznie na widzenie i słyszenie czegoś, czego nie powinna. I och, na Merlina, jeśli tym samym obrzydził jej mężczyzn oraz samą miłość? Marce zamarł przerażony taką możliwością i w panice szukał jakiegoś sposobu, by wyprowadzić Odette z błędnego przekonania o jej obrzydliwości, lecz nie wpadł na nic, poza praktycznym udowodnieniem pomyłki... Czego z oczywistych kwestii dokonać nie mógł.
-Już mi lepiej, już lepiej - rzekł cicho, machając rękami, że niczego nie potrzebuje. Ani zimnych okładów, ani gorącej wody, ani soli trzeźwiących. Tego by dopiero brakowało. Schodząc do salonu, Marce był już względnie stabilny, wyglądał reprezentacyjnie, lecz nie do przesady - z pewnością nikt nie mógłby nazwać go wyfiokowanym dandysem, a po prostu zadbanym młodzieńcem (przejmował się mijającym czasem równie mocno, co Odette?) i czuł się gotowy przyjąć na klatę to, czym chciała zarzucić go panienka Baudelaire.
Prócz łez. Nie znosił kobiecych łez - zazwyczaj, kiedy niewiasty przy nim płakały, robiły to przez niego, więc Marce czuł się w obowiązku ulotnić się jak najszybciej. Jednak nie teraz. Nie mógł tego uczynić, nie Odette, swojej małej, ślicznej, uroczej przyjaciółce. I właśnie dlatego po prostu ją przytulał, milcząc i pozwalając, by jej smutek pohamowany przez nieoczekiwaną sytuację w jakiej zastała swego gospodarza mógł swobodnie spłynąć. Głaskał jej jasne włosy, delikatnie ocierał łzy spływające z bladych policzków i cierpliwie czekał, aż skończy chlipiącym głosem domagać się odpowiedzi na oczywistości.
-Ale... ale... co ty opowiadasz? - wykrztusił najpierw, zszokowany tymi rewelacjami, w jakie doprawdy nie potrafił uwierzyć - Lestrange... on? - nie dokończył zdania, momentalnie zaciskając ręce w pięści i podrywając się z kanapy. Guzik obchodziło go w tej chwili jakiekolwiek obyczaje, zaś bardzo dbał o fakt, iż Odette roniła łzy przez tego obrzydliwego amanta - Nie daruję mu tego, zobaczysz. Połamię nogi. Pokiereszuję buźkę. Zadbam, aby obsmarowali go w Czarownicy - wyrzucił z siebie jednym tchem litanię grób pod adresem Lestrange'a - Jesteś najpiękniejszą kobietą, jaką kiedykolwiek widziałem, a uwierz, widziałem ich wiele. I do tego mądrą, zabawną, czarującą, o najwspanialszym głosie i... Lestrange to jakiś patafian, skoro nie potrafi docenić tego, co właśnie stracił - wybuchnął, pod wpływem emocji trzaskając jednym z niewielkich lusterek stojących na stoliczku do kawy o podłogę - Och, Odette, nie płacz za nim - poprosił, klękając przed kobietą i unosząc leciutko jej zapuchniętą od łez twarz, by delikatnie musnąć ustami jej czoło.
Marcel Parkinson
Marcel Parkinson
Zawód : Doradca wizerunkowy "he he"
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Na górze wino
na dole dwa
jestem przystojny
soł chapeau bas
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3606-marcel-parkinson https://www.morsmordre.net/t3826-eros https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f107-egerton-crescent-44 https://www.morsmordre.net/t3989-skrytka-bankowa-nr-916#77266 https://www.morsmordre.net/t3988-pan-ladny
Re: Sypialnia dla dwojga [odnośnik]27.12.16 12:48
Nie myślę już o tym wszystkim, co przed chwilą miało miejsce. O tym, co zobaczyłam, a co czym prędzej chciałabym wyrzucić z pamięci. Ten widok gdzieś już się zakodował w mojej świadomości, ale teraz chwilowo odpłynął w daleką podświadomość. Której nie chcę wybudzać. Powoli przepełnia się czara goryczy, która ośmieliła się na mnie zstąpić dnia dzisiejszego. Przejmująca pustka, przerwana serią niefortunnych zdarzeń wylewa się właśnie na wierzch. Udaję ostoję spokoju widząc, jak ty rozpadasz się coraz bardziej pod wpływem mego występku - przyłapania cię w łóżku z kobietą. Nie powinnam była tu przychodzić, ale stało się. I nie ma co już nad tym dywagować. Najlepiej zapomnieć. Nie mam siły już trzymać cię w ryzach, gdyż to właśnie ja roztrzaskuję się o podłogę dzieląc na tysiące małych kawałeczków. Mój posągowy spokój oddala się czym prędzej, potęguje się w pustych czterech ścianach salonu. Oczekiwanie trwa całą wieczność, policzki chociaż już tylko lekko zaróżowione na nowo palą mnie ze wstydu. Wstyd mi, że mogłam okazać się dla kogoś niegodna, niewystarczająca. Wstyd mi za brak perfekcji, której byłam pewna aż po tamten dzień, kiedy to dowiedziałam się o zerwaniu zaręczyn. Nie wiem do dziś dlaczego. Nikt mi tego nie raczył wyjaśnić. Powinnam uznać, że to wina tego bufona, skoro odrzuca kogoś takiego jak ja; niestety to nie jest takie proste. Szukam możliwych uchybień, których mogłam się dopuścić przez te kilka dni trwającego narzeczeństwa - na próżno. Zawsze wyglądam idealnie, do tej pory miałam nieposzlakowaną opinię (czy ta sprawa ją zrujnuje?), rozwijam swój talent w odpowiednim dla młodej damy zawodzie… co mogło pójść nie tak? To pytanie przewija się w mojej głowie bezustannie, nie odnajdując jednak żadnej odpowiedzi na swojej drodze. Jestem zdruzgotana. To paradoksalne o tyle, że przecież nie chcę małżeństwa w obawie o zastopowanie mojej rozwijającej się kariery. Kiedy przyjdą dzieci… nikt nie będzie patrzył na mój talent, będę musiała utonąć w trudzie wychowania. Mimo tego zaczęłam doceniać dobre strony narzeczeństwa, zwłaszcza z kimś tak wpływowym - do czasu ślubu moja kariera mogła nabrać tempa. A teraz znów muszę żyć w przekonaniu, że nie mam w ogóle szczęścia do niczego. Mozolnie pracuję na własny sukces dostając od losu figę z makiem - dlaczego?
- T-tak - wychlipuję pociągając nosem, skrywając jeszcze coraz bardziej opuchniętą od łez twarz w twoich ramionach. Nagle jednak brakuje mi oparcia, więc się odsuwam, głowę zadzieram do góry wpatrując się w ciebie z lekko uchylonymi ze zdziwienia ustami. Dziwi mnie twoja chęć zemsty, ale z drugiej strony… dobrze mieć kogoś tak bliskiego. Zmuszam się więc do uśmiechu przez łzy, które ocieram wierzchem dłoni. Zbyt dużo słabości jak na jeden dzień…
- O tak, obrzucenie błotem przez Czarownicę to najdotkliwsza kara! - przytakuję kiwając głową. Powinna go tak obsmarować, że aż się rzuci do wody na pożarcie hipokampusów, ot co. Niestety, on jest mężczyzną, z arystokracji w dodatku, a ja jestem… ja jestem mną. Prędzej to mnie obarczą winą za to, co się stało. Wzdrygam się słysząc dźwięk pękającego lustra, och, Marcelu, jakiś ty zdecydowany i męski! - Masz rację, znajdę lepszego. - Pocieszam samą siebie starając się uspokoić. - Dziękuję - dodaję miło. Prawdopodobnie to wszystko musiało pęknąć bym mogła odzyskać spokój na nowo.


Oni będą ślicznie żyli,
oni miłość obłaskawią,
tygrys będzie jadł z ich ręki.
Odette I. Parkinson
Odette I. Parkinson
Zawód : śpiewaczka operowa
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
Staniesz w ogniu, ogień zaprószysz,
I od ciebie dom twój się zajmie!
Stleją ściany, sprzęty najdroższe,
A ty z ogniem będziesz się żenił.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3715-odette-baudelaire https://www.morsmordre.net/t3724-skrzynka-odetki#67817 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f110-cotswolds-hills-broadway-tower https://www.morsmordre.net/t3771-skrytk-bankowa-nr-937#69396 https://www.morsmordre.net/t3770-odette-baudelaire#69394
Re: Sypialnia dla dwojga [odnośnik]28.12.16 10:51
Podmuch wściekłości za jednym zamachem pozbył się z jego i tak ciaśniutkiego i wąskiego umysłu resztek wstydu. Jeszcze przed momentem Marce był odrobinę skrępowany, nieco zdenerwowany, ale teraz... teraz owszem, trząsł się ze złości, jednakowoż miała ona zupełnie inne źródła. Pięć minut temu to na nim ciążyła odpowiedzialność, lecz w chwili gdy tulił do piersi zapłakaną Odette, cała wina leżała wyłącznie na barkach Lestrange'a.
-Potwór. Obłudnik. Wąż. Zdrajca - syczał Marce, nie mogąc powstrzymać inwektyw cisnących mu się na język. Powiedziałby i gorsze rzeczy, ale przecież był w towarzystwie damy i nie chciał skalać jej delikatnych uszu, przeznaczonych wyłącznie do dźwięków najpiękniejszych symfonii oraz słodkich tonów komplementów, echem obelg rodem z najpodlejszego rynsztoka. Chociaż do licha, tego właśnie pragnął bardzo, wręcz obsesyjnie. A jak musiała czuć się Odette! Wystawiona! Zawiedziona! Oszukana! To było nie do pojęcia, nie do pomyślenia. Parkinson gotował się ze złości; tak jak panienka Baudelaire łkała w jego ramionach, blada i posmutniała, tak on przypominał buraka albo raczej rozgrzewający się do czerwoności piec, zdolny w każdej chwili wybuchnąć. Powinien dorwać tego chłystka i dobitnie pokazać mu, jak traktuje się kobiety, zwłaszcza takie jak Odette. Wyjątkowe, absolutnie niepowtarzalne, piękne, kapryśne: obdarzone wszystkimi niewieścimi zaletami a przy tym tak silnymi, jak jego mała maskoteczka. Jeszcze nigdy nie widział jej równie wstrząśniętej i poruszyło to mocno jego tkliwą strunę. Chociaż wielu miało go za drania, Marcel był przecież prawdziwym romantykiem. I marzył już tylko o złagodzeniu cierpienia swojej przyjaciółki. Dał jej swoją fizyczną bliskość, męskie ramię, o jakie się wsparła, podarował jej przelotne, platoniczne pocałunki - w dłonie, policzki, czoło, aby wiedziała, że wciąż przy niej jest i czuwa, że gotów jest zostać przy niej nawet przez całą noc, zamykał ją w bezpiecznym kokonie stanowczego uścisku, z jakiego nie mógłby jej mu wyrwać żaden bumelant, ani nawet Lestrange od siedmiu boleści. Cała należała już do niego, a Marce anektował ją bezpardonowo i niezwłocznie, bo nie zamierzał pozwolić na to, by kiedykolwiek spotkała ją podobna krzywda.
-O, nie - zaprzeczył, stanowczo kręcąc głową i uśmiechając się szeroko, prawie że szaleńczo, wciąż klęcząc przed Odette i trzymając jej dłonie - to będzie dopiero początek. Pożałuje tego, będzie błagał o przebaczenie - ogłosił twardo, dumając nad planem zemsty idealnej. Jasne było, że zrobi wszystko, by należycie ukarać Lestrange'a. Ośmieszyć go. Upokorzyć.
Zadrwić, wystawić na publiczne pośmiewisko, a przy okazji powybijać ząbki. Urządzi go tak, że beknie za to dyniowym sokiem ze swej pierwszej Nocy Duchów!
-Możesz mieć każdego, Odette - zauważył łagodnie, gładząc delikatnie jej złote, rozsypane w nieładzie włosy i ocierając ślady smutku i zaciekającego makijażu na lewym policzku - ale nie każdy jest godzien ciebie - dodał, z nagłym zacięciem, jakby gotów był rozszarpać każdego delikwentka, który zacząłby się kręcić wokół wolnej już panienki Baudelaire.
-Moja mała Odette. Zawsze, zawsze możesz na mnie liczyć. I poprosić o wszystko - zaoferował altruistycznie, prawdopodobnie nawet nie zdając sobie sprawy z szeregu życzeń, jakie po tej obietnicy mogłaby wysunąć w jego stronę panienka Baudelaire. Pozostawał szczerze zatroskany i zmartwiony - w takiej samej mierze, w jakiej pałał szaloną nienawiścią do Remiego - i musiał przynajmniej ze zniekształconej rozpaczą twarzyczki Odetty usunąć widmo smutku.

zt
Marcel Parkinson
Marcel Parkinson
Zawód : Doradca wizerunkowy "he he"
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Na górze wino
na dole dwa
jestem przystojny
soł chapeau bas
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3606-marcel-parkinson https://www.morsmordre.net/t3826-eros https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f107-egerton-crescent-44 https://www.morsmordre.net/t3989-skrytka-bankowa-nr-916#77266 https://www.morsmordre.net/t3988-pan-ladny
Sypialnia dla dwojga
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach