Sala świstoklików
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Sala świstoklików
W tej sali znajdują się świstokliki przygotowane na specjalne potrzeby przez najznamienitszych czarodziejów w Ministerstwie; są szczególnie pomocne w przypadku pracowników Departamentu Przestrzegania Prawa Czarodziejów, Kontroli Magicznej oraz Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów, którzy często udają do miejsc, w których teleportacja została zablokowana bądź podróżują poza granice państwa. Pomieszczenie jest raczej niewielkie, znajduje się w nim wyłącznie stolik, na którym zazwyczaj kładziony jest niepozorny przedmiot zaklęty w świstoklik - but, zepsuty parasol, połamany grzebień czy zardzewiały śrubokręt. Aby zadbać o bezpieczeństwo, świstokliki najczęściej likwidowane są krótko po wykorzystaniu ich przez określone służby.
Śledziłem wymianę zdań Azjatki pod przykrywką z ministerialnymi urzędnikami z rosnącą irytacją. Nie uważałem, że powinna się teraz wtrącać, to było już przeciąganie struny, budzące tylko dodatkowe podejrzenia. Milczałem jednak, nie wtrącając się. To nie była tak naprawdę moja sprawa, powinienem angażować się tak mało, jak tylko mogłem. Byłem podenerwowany tym wszystkim, oczywiście, że tak. Ten cały plan był jednym z większych przekrętów w historii Anglii, jak nie największym. Nasze włamanie do Tower przegrywało ze sporą stratą z tym, co właśnie robili Rycerze Walpurgii. Zacząłem doceniać ich jako przeciwników o wiele bardziej niż do tej pory, lecz nie miałem zbyt wiele czasu do dywagacji nad tym tematem, bo właśnie dołączył do nas sam Minister.
Przyglądałem mu się przez krótką tylko chwilę, nim mojego spojrzenia nie przykuła inna twarz. Avery. Zacisnąłem lekko pięść zmuszając się do oderwania spojrzenia od tego gada. To on nas wydał, zdradził przyjaźń Skeetera wymieniając ją na pakt z tym ich Czarnym Panem. Swoją drogą, było to całkowicie absurdalne, że ktoś taki jak Avery, Rosier czy Yaxley postanawiali komuś służyć - co takiego musiało być w tym ich przywódcy, że ci dumni szlachcice ugięli przed nim karki? Powiodłem spojrzeniem po twarzach ich wszystkich, spojrzenie zatrzymując dopiero na Bennetcie. To było tak bardzo złe, że się tu znajdowaliśmy; nie powinno nas tu w ogóle być. Zabawnym było, że czułem troskę o, bądź co bądź, starszego ode mnie czarodzieja. Lecz jako Gwardzista czułem potrzebę wyciągnięcia go stąd żywego, zarówno jego, jak i Ministra. Czułem jednak, że może mi się to nie udać - nie, kiedy mieliśmy się rozdzielić.
Czułem też presję - wiedziałem, że w razie moich pomyłek represje mogą być kolosalne. W końcu tym ludziom nie zależało ani na mnie, ani na Alanie, ani na Ministrze. Musieliśmy sami o siebie zadbać. Dlatego chwytając za moją hikorową różdżkę próbowałem skupić się z całej siły na rzucanej inkantacji. Zrobiłem to niespodziewanie, gwałtownie wyciągając ją w kierunku Ministra.
- Expelliarmus - wypowiedziałem inkantację i nie czekając dłużej, złapałem za świstoklik.
Przyglądałem mu się przez krótką tylko chwilę, nim mojego spojrzenia nie przykuła inna twarz. Avery. Zacisnąłem lekko pięść zmuszając się do oderwania spojrzenia od tego gada. To on nas wydał, zdradził przyjaźń Skeetera wymieniając ją na pakt z tym ich Czarnym Panem. Swoją drogą, było to całkowicie absurdalne, że ktoś taki jak Avery, Rosier czy Yaxley postanawiali komuś służyć - co takiego musiało być w tym ich przywódcy, że ci dumni szlachcice ugięli przed nim karki? Powiodłem spojrzeniem po twarzach ich wszystkich, spojrzenie zatrzymując dopiero na Bennetcie. To było tak bardzo złe, że się tu znajdowaliśmy; nie powinno nas tu w ogóle być. Zabawnym było, że czułem troskę o, bądź co bądź, starszego ode mnie czarodzieja. Lecz jako Gwardzista czułem potrzebę wyciągnięcia go stąd żywego, zarówno jego, jak i Ministra. Czułem jednak, że może mi się to nie udać - nie, kiedy mieliśmy się rozdzielić.
Czułem też presję - wiedziałem, że w razie moich pomyłek represje mogą być kolosalne. W końcu tym ludziom nie zależało ani na mnie, ani na Alanie, ani na Ministrze. Musieliśmy sami o siebie zadbać. Dlatego chwytając za moją hikorową różdżkę próbowałem skupić się z całej siły na rzucanej inkantacji. Zrobiłem to niespodziewanie, gwałtownie wyciągając ją w kierunku Ministra.
- Expelliarmus - wypowiedziałem inkantację i nie czekając dłużej, złapałem za świstoklik.
The member 'Alexander Selwyn' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 88
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 88
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
-To, że jest pani kobietą, Powell, nie ma najmniejszego znaczenia- odpowiedział jej Cameron. Ani on, ani Pinkstone nie podejrzewali, że uniesiona przez Wildera różdżka będzie początkiem końca. Wymierzenie jej w ich kierunku zmusiło czarodziejów do natychmiastowej reakcji: wyciągnęli swoje, lecz nim którykolwiek z nich zdołał wypowiedzieć jakąkolwiek inkantację, płomienie buchnęły nad ich głowami, zmuszając ich do padnięcia na ziemię. Młodszemu Mulciberowi i Morgothowi udało się rozpocząć piekło Szatańskiej Pożogi. Płomienie wydostające się z różdżki Tristana złączyły się z różdżką Deirdre; moc Ignotusa i Cadana wywołała pożar, który rozprzestrzenił się w mgnieniu oka, a Perseus skinął głową i wykonał wydany przez Tristana rozkaz, dołączając do tych ostatnich. Cała sala świstoklików zajęła się ogniem tak wielkim i potężnym, że wewnątrz zabrakło powietrza, a wszystkim tchu. Wciąż posłuszny Alexander wycelował różdżką w Ministra Magii, lecz ten wykazał się doskonałym refleksem i dzięki trzymanej na wierzchu różdżce zdołał obronić się przed rozbrojeniem. Rzucając ostatnie spojrzenie na swoje dzieło, Śmierciożercy i Rycerze Walpurgii mogli ujrzeć - a przynajmniej tak im się zdawało - mroczną twarz wyłaniającą się z ognia, a może czaszkę, o głębokich, przerażających ognistych oczodołach.
Wszyscy, bez wyjątku, w efekcie ustalonego planu lub desperackiej próby ucieczki przed szatańską pożogą chwycili się starej, brudnej więziennej szaty. Alan przytrzymywał ministra, nie pozwalając mu się oderwać od świstoklika. Ten jednak nie zamierzał nigdzie uciekać, kurczowo ściskając swoją różdżkę pilnował, by nie oderwać się od jedynego przedmiotu, który mógł go uratować. Perseusza popchnął przerażony Cameron, który szalejąc w panice dorwał się do umieszczonego na cokole materiału, a Pinkstone upadł na kolana, w ostatnim momencie chwytając przedmiotu.
Podjęta przez Quinlana próba rzucenia szatańskiej pożogi zakończyła się sromotną porażką - wtedy jeszcze nie wiedział, jak bolesną. Jego różdżka eksplodowała, rozpadając się w wióry, które pod wpływem przeraźliwie wysokiej temperatury zmieniły się w popiół jeszcze nim upadły na ziemię. Ogień zajął jego ręce, ramiona, plecy i twarz, kiedy chwytał się intuicyjnie świstoklika. Płomienie przeniosły się również na towarzyszy, którzy stali tuż obok niego. Alexander i Pinkstone, którzy stali po jego prawej stronie poczuli jak ogień prześlizguje się po ich ramionach, paląc szaty i parząc ciało. Szata Alana stojącego po jego lewej stronie, i ministra, którego tak kurczowo trzymał podpaliła się. Ogień nieudanej pożogi buchnął również w kierunku Camerona i Ramseya, parząc pierś pierwszego i szyję drugiego. Nim jednak ktokolwiek zdołał zareagować, wszystkimi wstrząsnęły mdłości, niewidzialna siła ścisnęła wasze trzewia, a wy udaliście się w niezwykle malowniczą, otoczoną płomieniami podróż do zimnego więzienia, umieszczonego gdzieś na maleńkiej tajemniczej wyspie, której nikt nigdy dotąd nie odnalazł.
| Świstoklik, zgodnie z założeniem przeniósł was do Azkabanu. Grupa Tristana znalazła się na korytarzu wschodnim, Ignotusa na korytarzu zachodnim. Tam też zobowiązani jesteście kontynuować grę.
Wszyscy, bez wyjątku, w efekcie ustalonego planu lub desperackiej próby ucieczki przed szatańską pożogą chwycili się starej, brudnej więziennej szaty. Alan przytrzymywał ministra, nie pozwalając mu się oderwać od świstoklika. Ten jednak nie zamierzał nigdzie uciekać, kurczowo ściskając swoją różdżkę pilnował, by nie oderwać się od jedynego przedmiotu, który mógł go uratować. Perseusza popchnął przerażony Cameron, który szalejąc w panice dorwał się do umieszczonego na cokole materiału, a Pinkstone upadł na kolana, w ostatnim momencie chwytając przedmiotu.
Podjęta przez Quinlana próba rzucenia szatańskiej pożogi zakończyła się sromotną porażką - wtedy jeszcze nie wiedział, jak bolesną. Jego różdżka eksplodowała, rozpadając się w wióry, które pod wpływem przeraźliwie wysokiej temperatury zmieniły się w popiół jeszcze nim upadły na ziemię. Ogień zajął jego ręce, ramiona, plecy i twarz, kiedy chwytał się intuicyjnie świstoklika. Płomienie przeniosły się również na towarzyszy, którzy stali tuż obok niego. Alexander i Pinkstone, którzy stali po jego prawej stronie poczuli jak ogień prześlizguje się po ich ramionach, paląc szaty i parząc ciało. Szata Alana stojącego po jego lewej stronie, i ministra, którego tak kurczowo trzymał podpaliła się. Ogień nieudanej pożogi buchnął również w kierunku Camerona i Ramseya, parząc pierś pierwszego i szyję drugiego. Nim jednak ktokolwiek zdołał zareagować, wszystkimi wstrząsnęły mdłości, niewidzialna siła ścisnęła wasze trzewia, a wy udaliście się w niezwykle malowniczą, otoczoną płomieniami podróż do zimnego więzienia, umieszczonego gdzieś na maleńkiej tajemniczej wyspie, której nikt nigdy dotąd nie odnalazł.
| Świstoklik, zgodnie z założeniem przeniósł was do Azkabanu. Grupa Tristana znalazła się na korytarzu wschodnim, Ignotusa na korytarzu zachodnim. Tam też zobowiązani jesteście kontynuować grę.
Sala świstoklików
Szybka odpowiedź