Wydarzenia


Ekipa forum
Saoirse Fawley
AutorWiadomość
Saoirse Fawley [odnośnik]06.04.17 18:40

Saoirse Fawley

Data urodzenia: 31.01.1932r
Nazwisko matki: Selwyn
Miejsce zamieszkania: jeszcze rodzinne Cumberland
Czystość krwi: szlachetna
Status majątkowy: zamożny
Zawód: Uzdrowiciel wyspecjalizowany w chorobach genetycznych
Wzrost: 166 cm
Waga: 50 kg
Kolor włosów: jasny blond
Kolor oczu: stalowoszare
Znaki szczególne: blizny po oparzeniach na powierzchni przedramienia obu rąk, rdzawe iskierki w stalowoszarych tęczówkach, ciepła barwa głosu


Solidne, dębowe drzwi zatrzasnęły się ze zgrzytem przed nosem kilkuletniej pannicy. Ta poczerwieniała i wydęła usta w taki grymas, na widok którego nie jedna guwernantka starająca się młodej damie wpoić zasady etykiety i ogólnie rozumianej ogłady złapałaby się za głowę; nienawidziła tych momentów, kiedy ojciec chował się w swoim gabinecie, odradzając się od świata i swoich dzieci, a jeszcze bardziej, kiedy praca pochłaniała go do późnych nocy, ponieważ on, Minister Magii, nie mógł sobie pozwolić na odkładanie rzeczy na później. Nie rozumiała co takiego absorbującego znajduje się w tym pokoju, który dla niej samej był reliktem przeszłości; wśród rodowych pamiątek, bibelotów przywożonych z licznych podróży do Indii, dumnych świadectw rosnącego w siłę Imperium Brytyjskiego, starych i zapomnianych dokumentów, ten jeden, jedyny raz, kiedy ojciec prawdopodobnie przez nieuwagę pozwolił jej wejść do swojego królestwa, dostrzegła starą, ożywioną fotografię pełnej życia i nieco eterycznej Susanne Fawley uchwyconej w tańcu, prawdopodobnie na jednym z licznych przyjęć zorganizowanych pod gołym niebem. Nie poznała nigdy matki, zmarła w połogu, resztkami sił pozwalając jej przyjść na świat. Dziadkowie powtarzali, że miała jej oczy, barwę głosu i tak samo, subtelnie unosiła brew. Chciała im wierzyć. Sama doświadczała całkiem irracjonalnego, bo logicznie rzecz biorąc niemożliwego do zapamiętania, a jednak wyraźnego wspomnienia; w myślach po stokroć razy odtwarzała nucenie melodii, a kiedy usłyszeli ją dziadkowie, obserwujący z dystansu lulającą do dnu swoje pluszaki Saoirse, zarzekali się, że tak właśnie śpiewała do snu małej Beth Susanne i jej, ukrytej wtedy jeszcze w bezpiecznym brzuchu matki, również.




Koń pędził ile sił w kopytach. Ścigali się z wiatrem, który bezczelnie rzucał jej rękawice prosto w twarz. W stwierdzeniu, że nauczyła się jeździć w siodle szybciej, niż pewnie chodzić, było jakieś ziarenko prawdy. Kiedy kończyły się wakacje i rodzeństwo oraz kuzynostwo odwiedzające ich w prawie każde lato wracali do szkół magii, długie, wielogodzinne przejażdżki były jej sposobem na radzenie sobie z nagłą, nieprzyjemną pustką w Cumberland; potrafiła również znikać na całe dnie, biorąc konia i pędzać galopem gdzieś przed siebie, kiedy wieczorami miał być wydawany bankiet, balansując przy tym na granicy oraz przeciągając strunę. Wracała na ostatnią chwilę, w pośpiechu sznurując ciasny i niewygodny gorset. Mimo iż nie zawsze miała na to czas, siadała przed toaletką i czesała włosy, dopóki nie stawały się miękkie i lśniące. Ruchy szczotki świadczyły o jej nastroju. Robiła to albo krótkimi, nerwowymi pociągnięciami, nie powstrzymując się od strojenia do lustra min, albo spokojnie, z namaszczeniem pochylała głowę. Nigdy nie chciała sprawić ojcu zawodu, dlatego też z pokorą chłonęła lekcje udzielanych jej oraz Lizzy, a w towarzystwie uśmiechała się tak, aby nikt nie miał cienia wątpliwości i nie zarzucił jej sztuczności; guwernantki byłyby z nich dumne, ponieważ dążyły do tego, aby zarówno ona, jak i siostra, wyrosły na młode damy uosabiające cnoty pożądane wśród szlachcianek. I choć dla dziecka bale oraz przyjęcia nie były tak pasjonujące, czas umilała sobie dyskretnym obserwowaniem gości. Zwracanie uwagę na detale bardzo szybko weszło jej w nawyk, owocując w przyszłości.




Deszcz bębnił o szyby. Siedziała z nosem w książkach, na wysokim parapecie wyłożonym poduszkami i próbowała skleić sensowne zdania w zadanym z Historii Magi wypracowaniu. Zazwyczaj lekkie pióro, dziś odmawiało współpracy. Łapała się na tym, że najchętniej zamiast pisać o przeszłości, zanotowałaby w tej szerokiej liniaturze ciąg nut, odzwierciedlający melodię, która nie potrafiła dać jej spokoju i nuciła nawet teraz w głowie. Tęskniła za domem, a już najbardziej brakowało jej skrzypiec. Nie pozwolono jej zabrać instrumentu, który dostała w prezencie od dziadków na okrągłe, dziesiąte urodziny. Bez muzyki czuła się jak zwiędnięty kwiat, starała się więc chociaż w wyobraźni sunąć smyczkiem po strunach wydobywając z nich czysty, ujmujący za serce dźwięk. Choć była lady Fawley, poskąpiono jej smykałki do malarstwa, obficie za to obdarowując słuchem absolutnym i talentem muzycznym. Nie przejmowała się specjalnie tym, że inni Krukoni patrzyli na nią z ukosa bądź z rozbawieniem. Znalazła swoje wąskie grono przyjaciół, a z nawiązywaniem nowych znajomości nie miała większego problemu. Na drugim roku przełamała się i zaczęła uczęszczać na spotkania chóru, który był dla niej namiastką obcowania z ukochaną muzyką. Przyjaźnie, które nawiązała wtedy z innymi, artystycznymi duszami, przetrwały do dzisiaj. Z przyjemnością otwiera listy, które znoszą jej sowy z Londynu, Anglii, z innych zakątków świata. I pomyśleć, że wszystkie znaki na niebie mówiły, że prawdopodobnie nie przekroczy progu Hogwartu, który oczarował ją już podczas pierwszej kolacji; ojciec do ostatniej chwili rozważał, czy aby nie wysłać ją do Baeuxbatons po tym, jak po otwarciu Komnaty Tajemnic znaleziono martwą uczennicę. Ostatecznie winnym okazał się być Rubeus Hagrid i ojciec odetchnął.
Jej muzykalną duszę - a także fakt, że była córką byłego Ministra Magii - bardzo szybko docenił  profesor Slughorn, zapraszając ją na spotkania Klubu Ślimaka, a także prosząc, aby na corocznych, około bożonarodzeniowych przyjęciach, grała utwór bądź dwa dla umilenia wieczoru.




Końskie kopyta rozpryskiwały błoto na wszystkie strony świata. Nie bardzo przeszkadzało jej, że brudzi szatę jeździecką, a po powrocie spędzi co najmniej kilka godzin na oporządzeniu wierzchowca; wierzyła, że jest to czas, który musi poświęcić ogierowi czystej krwi angielskiej, jeżeli chciała, aby ich współpraca była owocna.
Siedem lat w Hogwarcie minęło jak z bicza strzelił. Czuła, jakby to raptem wczoraj przekroczyła mury zamku, po raz pierwszy spojrzała na to czyste niebo w Wielkiej Sali i dosiadła się po ceremonii przydziału jeszcze speszona nowymi doświadczeniami przy stole Krukonów do rudzielca, który okazał się z czasem jej najlepszą przyjaciółką oraz powiernicą sekretów. Mimo iż po tragicznej śmierci zaangażowanego w życie Hogwartu Dumbledore’a w pojedynku wiele się zmieniło i miała nieodparte wrażenie, że na gorsze, nauczyciele dokładali wszelkich starań, aby w murach szkoły nie odczuto gęstniejące atmosfery niepokoju.
Powrót do domu przyniósł same rozczarowania. Nie potrafiła się odnaleźć w ścianach, w których zadomowiła się już nowa kobieta. Dało się odczuć, że tylko znosiły swoją obecność i mowy nie było o wypracowaniu porozumienia. Tym bardziej, że macocha zaczęła zmieniać tak mocno wyryte w jej pamięci wnętrze według własnej wizji; ojciec poślubił Glorię, młodą jeszcze szlachciankę z dobrego domu, ku ucieszenie jej rodziny i samej teraz już lady Fawley. Długo starała się o jego atencję i skrupulatnie dążyła do tego, aby w końcu zająć miejsce jej matki. Wesele było skromne, do ostatniej chwili walczyła ze sobą, aby nie zagrać zamiast podsuniętego jej wcześniej pod nos utworu, nostalgicznej, prawie że żałobnej pieśni.
Pocieszała ją myśl, że niebawem przyjdzie odpowiedź z Munga. Mając za sobą zdane całkiem nieźle egzaminy, starała się o przyjęcie na staż dla uzdrowicieli. Nie było łatwo uzyskać na to zgody ojca, jednakże po kilku, dłuższych rozmowach, ugiął się, w końcu i przyznał, że to szlachetne, że chciałaby pomagać innym, zwłaszcza tym dotkniętych nieuleczalnymi chorobami genetycznymi; była pewna, że gdyby tylko ośmieliła się pomyśleć o innej specjalizacji, odmowa byłaby stanowcza. Musiała jednakże obiecać, że nie zapomni na kogo i przez kogo została wychowana oraz że odda swą rękę odpowiedniemu kawalerowi przed ukończeniem dwudziestu pięciu lat, ponieważ przyszłe, zawodowe obowiązki, nie miały prawa strącić z piedestału oczekiwań wobec młodej szlachcianki.  




Narzuciła na ramiona wykrochmalony, biały kitel. Pierwszy dzień praktycznego stażu w Mungu stresował ją na tyle, że ledwo co słowa przeciskały się przez jej zaciśnięte gardło. Znów czuła, że uciekł jej gdzieś ten czas, choć biorąc pod lupę ambicję i ogrom wysiłku, który włożyła w naukę, na pewno nie zmarnowała go.
Ciężkie czasy szerokim łukiem omijały szpital. Dopóki więc nie wychodziła na ulice Londynu i nie odwiedzała Pokątnej, nie pojawiała się na salonach, gdzie po kątach szeptano o kolejnej, młodej wdowie, nie odczuwała aż tak namacalnie ich konsekwencji. Może i powietrze pachniało inaczej, a nerwowa atmosfera udzielała się większości, jednakże całe dnie, które spędzała na dyżurach w Mungu, skutecznie odgradzało ją od wydarzeń na świecie.
Jak mantrę powtarzała w myślach to, czego nauczyła się, wyrywkowo recytując pod nosem objawy, eliksiry mogące się przydać, formułki zaklęć. Czuła na sobie surowy, jawnie oceniający wzrok opiekuna, kiedy udzielała pomocy w zatłoczonych salach w Mungu. Nie tylko ona drżała przy jego chrząknięciu, inni stażyści również pilnowali się i poprawiali parokrotnie, czując, że zaczynają tonąć w tej głębokiej wodzie, na jaką zostali rzuceni. Jeżeli cokolwiek miało dzisiaj pójść nie tak, kumulacja nieszczęśliwych wypadków skupiła się jak na złość na jej skromnej osobie - chwila nieuwagi, pośpiech, do którego jeszcze nie przywykła, skutkowało tym, że kiedy wybiegała z sali wezwana do innej, próbując nadążyć za uzdrowicielem i sznureczkiem pozostałych stażystów, wpadła na tak samo przejętego swoimi początkami pracy alchemika. Substancja żrąca rozlała się w momencie pęknięcia niosących przez niego fiolek i oblała jej odsłonięte ręce; dosłownie chwilę temu zrzuciła kitel brudny od posoki i nie zdążyła przywołać nowego. Resztkami siły woli powstrzymała się przed tym, aby piekącą, poparzoną skórę nie zdrapać gołymi rękoma. Z czasem, w efekcie codziennego, obfitego smarowania mazią, te paskudne z początku blizny zbladły, zmniejszyły się, częściowo wchłonęły się w skórę, aczkolwiek cienka sieć wciąż odbijała się na jej rękach, zwłaszcza w świetle, dając wrażenie ciasnych więzów, którymi byłaby spętana. Macocha do dzisiaj wypomina jej, że przez własną głupotę wszystko utrudnia i zapewne żaden utytułowany lord nie zechce tak oszpeconej żony. Ze względu na ojca zagryzała zęby, łapiąc się na tym, że momentami czuje chęć, aby udowodnić jej, jak bardzo się myli.




Czarna, ozdobiona pawimi piórkami maska idealnie przylegała do twarzy. Nie rozpoznawała siebie w odbiciu w lustrze, nie było więc cienia szans, aby w tej bogato zdobionej sukni i w przysłoniętej twarzy ktokolwiek inny odgadł jej godność; takie zresztą były założenia Sabatu, na który dostała zaproszenie i który tym razem wyprawiono w stylu maskarady.
Siedziała przy stole, mając naprzeciwko siebie intrygujących kawalerów. W chaosie rozmów wydawało się jej, że rozpoznaje głos koleżanki z Hogwartu, która kończyła szkołę w tym samym roku co ona, panicznie bała się OWUTEMów z eliksirów i ćwierkała na lewo oraz prawo, że niebawem rodzice znajdą jej odpowiedniego kandydata na męża, a także inny, niższy, prawdopodobnie należący do prefekta Slytherinu, do którego wzdychała nie jedna Krukonka, na skutek czego obrastał w piórka. Była pewna, że w doborze towarzystwa musiała maczać swoje palce macocha. Bo o ile ojciec wykazywał się cierpliwością, nie naciskając po zawarciu niepisemnej umowy, wierząc, że wywiąże się z niej oraz że nie grozi jej staropanieństwo, Gloria najchętniej czym prędzej ogłosiłaby jej zaręczyny, realizując niepojęte i ciut przerażające, chore ambicje. Doszło nawet do tego, o czym dowiedziała się przypadkowo, od Lizzy, że zaczęła węszyć wśród dalszej, zamieszkującej Paryż rodziny, dowiadując się z którymi kuzynami w dalszej linii pokrewieństwa najchętniej bawiła się w czasie wakacji spędzanych we Francji i którzy w chwili obecnej piastuje wysokie, odpowiednie stanowisko bądź lada chwila takowe otrzymają. Ojciec zawsze brał stronę Glorii, nie widząc w jej trosce niczego złego, czym szczerze ranił.
Na kolejnym, noworocznym Sabacie nie dane jej było się pojawić; paskudne choróbsko zatrzymało ją w domu. Jakaś opatrzność musiała nad nią czuwać, inaczej nie sposób było wytłumaczyć, dlaczego nie pojawiła się na przyjęciu, które ociekło krwią znamienitych nestorów szlacheckich rodów. Na krótką chwilę macocha odpuściła. Nawet tą żmiją wstrząsnęła wspomniana tragedia.




Samopiszące pióro zamaszystą kropką zakończyło notowanie dyktowanych mu wniosków oraz podsumowań badań nad Klątwą Ondyny. Tak było jej łatwiej zebrać myśli i przelać je następnie na papier. Chwyciła pergamin, wzrokiem śledząc równo zapisane linijki. Obiecała, że dzisiaj dostarczy wszystko do swojego mentora, cenionego wśród czarodziejskich rodzin, wiekowego oraz doświadczonego już mężczyzny, specjalisty chorób genetycznych i ordynatora mało licznego zespołu powołanego do opieki nad genetycznie chorymi, pod skrzydłami którego uczyła się i rozwijała zawodowo. Dzięki jego wstawiennictwu dane jej było przeprowadzić badania we francuskiej placówce; pół roku spędziła w słonecznej Marsylii, towarzysząc młodym i starszym pacjentom dotkniętymi wspomnianą klątwie, zatrzymując się przy tym u serdecznego wujostwa. Znoszenie ciągłego wtrącania się ciotki, która za punkt honoru wzięła sobie pilnowanie to, jak młoda lady Fawley się prowadzi, była łatwym do przełknięcia niewygodą, jeśli w pełni skupiło się nad badaniami, jak i nie miało się niczego na sumieniu. Sporym wyróżnieniem była możliwość opublikowania podpisanych własnym nazwiskiem badania nad Klątwą Ondyny w biuletynie redagowanym przez ordynatora, dlatego też chwilowo poświęciła się w pełni pracy naukowej, szykując artykuły oraz ignorując listy od Glorii, która pisała w imieniu swoim i ojca, uprzejmie informując, iż wszystko idzie po jej myśli i lada dzień zostanie przedstawiona przyszłemu narzeczonemu.  




Patronus: Gęste i błyszczące futro z dzikim wzorem kota bengalskiego do złudzenia przypominało jej lamparty oraz inne kotowate, z którymi zetknęła się podczas podróży po Indiach. Miała wtedy tylko kilka lat, ale na tyle dobrze utkwiły jej one w pamięci, że kiedy w pewne wakacje, które spędzała u rodziny w Paryżu ujrzała kocura wygrzewającego się na parapecie w słońcu, była pewna, że ma do czynienia z dzikim kocięciem. W samej Saoirse jest coś z kota – chadza własnymi ścieżkami, nie przepada za licznym towarzystwem, kocha słońce i w pochmurne dni zdecydowanie brak jej dobrego humoru. Pierwszy patronus -
i każdy kolejny - powstał z myślą o ojcu, który we wspomnieniu gorączkowo opowiadał coś jej oraz Lizzy podczas przemierzania tajemniczych zakątków Indii; później już nigdy więcej nie widziała, aby ojciec uśmiechał się tak naturalnie i szczerze.  


Statystyki i biegłości
StatystykaWartośćBonus
OPCM: 6 różdżka (+3)
Zaklęcia i uroki: 6 -
Czarna magia: 0 -
Magia lecznicza: 14 różdżka (+2)
Transmutacja: 0 -
Eliksiry: 2 -
Sprawność: 2 -
JęzykWartośćWydane punkty
Język ojczysty: angielski II0
Dodatkowy język: francuskiII3
Biegłości podstawoweWartośćWydane punkty
AnatomiaV35
AstronomiaI2
Historia MagiiI2
ONMSI2
RetorykaII5
Silna wolaII5
SpostrzegawczośćI2
ZielarstwoI2
Biegłości specjalneWartośćWydane punkty
Szlachecka etykietazależne0
Biegłości fabularneWartośćWydane punkty
Brak -0
Sztuka i rzemiosłoWartośćWydane punkty
Literatura (wiedza) I1
Malarstwo (wiedza) I1
Muzyka (skrzypce) II7
Muzyka (wiedza) I1
AktywnośćWartośćWydane punkty
JeździectwoI1
Taniec balowyII7
GenetykaWartośćWydane punkty
Genetyka (brak)-0
Reszta: 3

Wyposażenie

różdżka, sowa, 4 punkty biegłości, 10 punktów statystyk



[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Saoirse Fawley dnia 14.04.17 20:12, w całości zmieniany 26 razy
Gość
Anonymous
Gość
Re: Saoirse Fawley [odnośnik]08.04.17 14:11
Gotowa! Saoirse Fawley 2573766412
Gość
Anonymous
Gość
Re: Saoirse Fawley [odnośnik]03.06.17 1:15

Witamy wśród Morsów

Twoja karta została zaakceptowana
INFORMACJE
Przed rozpoczęciem rozgrywki prosimy o uzupełnienie obowiązkowych pól w profilu. Zachęcamy także do przeczytania przewodnika, który znajduje się w twojej skrzynce pocztowej, szczególnie zwracając uwagę na opis lat 50., w których osadzona jest fabuła, charakterystykę świata magicznego, mechanikę rozgrywek, a także regulamin forum. Powyższe opisy pomogą Ci odnaleźć się na forum, jednakże w razie jakichkolwiek pytań, wątpliwości, a także propozycji nie obawiaj się wysłać nam pw lub skorzystać z działu przeznaczonego dla użytkownika. Jeszcze raz witamy na forum Morsmordre i mamy nadzieję, że zostaniesz z nami na dłużej!

Saoirse nie zawsze pozostawała bez skaz - wychowano ją wszak w duchu Fawley'ów, a artyści od niepamiętnych czasów łaknęli wolności; zatęskniła za nią również młoda arystokratka. Czuła się swobodnie, gdy wiatr mierzwił jej włosy w trakcie konnych przejażdżek; wygrywała najpiękniejsze melodie na skrzypcach, ujmując wszystkich za serca. Jednocześnie potrafiła postawić na swoim - łaknąc samorozwoju, zdecydowała się na opóźnienie narzeczeństwa i rozpoczęcie kursu uzdrowicielskiego; z trudem uzyskała na to zgodę. Przez błogie - choć przepełnione ciężką pracą - lata parała się upragnionym zawodem; wreszcie osiągnęła jednak wiek, w którym nie mogła już dłużej uciekać przed szlacheckimi obowiązkami. Czy Saoirse pragnąca swobody przeobrazi się w ćwierkającego żałośnie słowika zamkniętego w złotej klatce?

OSIĄGNIĘCIA
Oddech wolności
 STAN ZDROWIA
Fizyczne
Pełnia zdrowia.
Psychiczne
Pełnia zdrowia.
UMIEJĘTNOŚCI
Brak
WYPOSAŻENIE
Różdżka, sowa
HISTORIA DOŚWIADCZENIA
[18.04.17] Tworzenie karty postaci -870PD


a gniew twój bezsilny niech będzie jak morze
ilekroć usłyszysz głos poniżonych i bitych

Garrett Weasley
Garrett Weasley
Zawód : auror
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
żyjąc - pomimo
żyjąc - przeciw
wyrzucam sobie grzech niepamięci
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Saoirse Fawley Tumblr_o0qetnbY2m1rob81ao9_r1_250
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t597-garrett-weasley https://www.morsmordre.net/t627-barney#1770 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f112-st-martin-s-lane-45-3 https://www.morsmordre.net/t2785-skrytka-bankowa-nr-122#44963 https://www.morsmordre.net/t975-garrett-weasley#5311
Saoirse Fawley
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach