Wydarzenia


Ekipa forum
Dróżka na skraju lasu
AutorWiadomość
Dróżka na skraju lasu [odnośnik]10.03.12 23:10
First topic message reminder :

Dróżka na skraju lasu

Pod skrajem lasu ciągnie się długa, wydeptana ścieżka, spacerniak, służący mugolom za odprężenie po męczącym, pełnym zajęć dniu. To nie jest część puszczy, można tędy spacerować, nie obawiając się niebezpieczeństw związanych z zagubieniem w głębi bądź napotkaniem dzikich zwierząt. Powietrze pachnie drzewami, żywicą klonów, słychać radosne ptasie trele, a raz na jakiś czas, można wychwycić co osobliwsze dźwięki dochodzące z kniei; dźwięki, których źródła, dla własnego bezpieczeństwa, lepiej nie próbować identyfikować. Wokół dróżki rosną kępki zielonej trawy, mniejsze bądź większe polne kwiaty, chwasty, a czasem maleńkie drzewa, wyrastające z ziaren przywianych tutaj z głębi mrocznego lasu.

Sadzenie sadzonek

Na początku 1900 roku królewski Waltham Forrest był jednym z większych obszarów leśnych w tej części kraju. Jako ulubione miejsce polowań na jelenie, zające i lisy był często odwiedzany przez czarodziejów w celach rozrywkach. Mugolskie władze, potrzebując miejsca na rozbudowę swoich miast, dróg i szkół rozpoczęły proces intensywnej wycinki lasu. Kurczące się granice i przerzedzenia doprowadziły do zmian w strukturze lasu, nad którymi nieustannie pracowali zielarze i leśnicy, lecz nieprzerwana ingerencja mugoli nie umożliwiała skutecznego odtworzenia zniszczonych terenów. Dopiero pozbycie się mugoli z Londynu w Bezksiężycową Noc umożliwiło uczynienie ze stolicy bezpiecznego miejsca przyjaznego czarodziejom, ale jak się okazało, także Matce Ziemi, którą czcimy w trakcie tego tradycyjnego święta. Ministerstwo Magi postanowiło przyczynić się do odbudowy zniszczonej flory ,a z okazji Brón Trogain, święta płodności, zachęca przy tym wszystkich czarodziejów do pomocy i wspólnego budowania nowej, lepszej rzeczywistości.

Takie słowa padły z ust Ministra Magii 10 sierpnia przed szeregiem dziennikarzy na skraju lasu. Z rąk gajowego, Johna Wilkesa, odebrał kilkunastocentymetrową sadzonkę sosny, by włożyć ją w zwolnionym tempie do wykopanego wcześniej (oczywiście przez gajowego) dołka. Minister Magii zatrzymał się przy ziemi, dając czas reporterom na uwiecznienie tej chwili i dokładne jej zrelacjonowanie. Po wszystkim wyprostował się i zaprosił pierwszych filantropów do wsparcia tej słusznej sprawy. Każdy z kolejnych czarodziejów przyjmował tę samą pozycję przed reporterami, wkładając do wykopanej przez zaklętą łopatkę dziury sadzonkę sosny. Obecny przy tym nieustannie Minister każdemu z nich dziękował osobiście uściśnięciem dłoni (w chwilowo zamrożonym geście by dać szansę reporterom).



Sadzonki

Aby przyczynić się do odbudowy zniszczonej przez mugoli przyrody wystarczy podejść do gajowego i odebrać od niego kilkunastocentymetrową sadzonkę drzewka, a następnie włożyć ją do przygotowanego wcześniej dołka (uśmiechając się przy tym do reporterów, którzy będą zainteresowani każdą postacią z poziomem rozpoznawalności II i większym).

Po wszystkim młoda czarownica ubrana w lnianą, jasną sukienkę do ziemi, w wianku splecionym ze źdźbeł trawy i zbóż ofiaruje ci lub (a jeśli otrzyma zgodę) przypnie do stroju pamiątkową gałązkę sosnowego darczyńcy. Wedle dawnych wierzeń, otrzymana za zasługi, zabrana do domu i powieszona nad progiem zapewni jego mieszkańcom pomyślność tak długo, póki nie straci wszystkich igieł.



Polowania

Tradycja polowań sięga odległych czasów. Zdażało się mawiać przy tym: kto idzie na niedźwiedzia, niech gotuje łoże, a kto na dzika – mary. I choć lasy Waltham pozbawione są już dzisiaj niedźwiedzi i dzików to można w nich spotkać lisy, zające, jelenie, sarny oraz rozmaite ptactwo.

Na syto zastawionych stołach podczas festiwalu płodności nie brakuje dziczyzny, ta jednak jak wszystko w trakcie obchodów Brón Trogain jest darem Matki Natury, który należy odpowiednio zdobyć, oprawić i przyrządzić, a ostatecznie tradycyjnie podać. Każdej nocy, od rozpoczęcia festiwalu organizowane są zbiorowe pościgi za zwierzyną. W trakcie nocnych gonitw czarodzieje rywalizują ze sobą o tytuł króla polowań, ten zaś przypada czarodziejowi, który dopadnie największą lub najrzadszą zwierzynę. Każdą ustrzeloną zdobycz czarodzieje zabierają na Polanę Świetlików, w miejsce wielkiej uczty, gdzie czekają na nich już ścięte gałęzie drzew sosnowych, tataraku i trzciny, gdzie z wyrazem szacunku układa się ją celu oddania jej hołdu, a ich wielkość lub rzadkość poddaje się ocenie. Każdego myśliwego symbolicznie honoruje się uciętą gałązką sosny, która jest wyrazem czci upolowanej zwierzyny. Myśliwemu przysługuje przywilej noszenia jej do końca festiwalu. Ogłoszenie i koronacja zwycięzcy z poprzedniego dnia(spośród wszystkich myśliwych biorących udział danej nocy) odbywa się codziennie tuż po zachodzie słońca na Polanie Świetlików. Wieniec z liści laurowych zdobi głowę zwycięzcy.

Jeżeli gracz wybranego przez siebie dnia uda się na polowanie i upoluje zwierzynę, rozpoczyna w ten sposób rywalizację o tytuł króla polowania. Pozostali gracze udający się na polowanie w przeciągu realnych dwóch tygodni od momentu zgłoszenia udanego polowania w niniejszym temacie (tryumfalnego powrotu postaci ze zwierzyną z wyraźnym oznaczeniem daty) muszą przybrać tą samą datę. Rywalizacja kończy się po upływie dwóch tygodni, postać, która upoluje najrzadszą zwierzynę, zostaje królem polowania i zostaje koronowana w trakcie kolejnego zmierzchu wieńcem plecionym z liścia laurowego.


[bylobrzydkobedzieladnie]
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Dróżka na skraju lasu - Page 3 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Dróżka na skraju lasu [odnośnik]06.08.16 9:26
- Masz syna - stwierdził niż spytał. Oczywiście, że miała. W końcu Raiden nigdy nie stracił oka ze swojej rodziny. Miał taką pracę, która mu na to pozwalała. Gdy był daleko od nich mógł śledzić każdy ich ruch. Akty prawne między innymi zawarcie związku małżeńskiego, akty zgonu, wpisy ze szpitala Świętego Munga, nawet oceny w Szkole Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie. Nie szpiegował ich. Tęsknił. A teraz gdy wrócił okazało się, że nikt nie tęsknił za nim. Nawet niektórzy go nie poznawali. Stał tam na pogrzebie rodziców i wszyscy mieli go za obcego. Jedynie Judith podeszła do niego nieśmiało i zamienili kilka oficjalnych słów. Nic więcej. Dalej mieszkał w wynajętym mieszkaniu, nie chcąc zmuszać Sophii, by znosiła jego obecność, która była dla niej wręcz wrogą. Jednak nie miał zamiaru tracić ostatniej osoby, na której mu zależało. już stracił ich wystarczająco wiele. Najpierw w Chicago, teraz w Londynie. Sam nie wiedział, dlaczego po otwarciu ust powiedział:
- To nie był dobry człowiek, Peony. Nigdy nie był.
Sam zdziwił się swoją szczerością i zadawaniem bólu żonie zmarłego. Nie mógł jednak chować niechęci do tego człowieka wtedy i teraz. Był szują podczas nauki w Hogwarcie, gdzie wiele razy zderzał się z Raidenem, a Carter nie wierzył w to, żeby ludzie się zmieniali. Dlatego odmówił przyjścia na ich ślub. To że ten łajdak wszedł do ich rodziny było obelgą. Znał szczegóły akcji poszukiwawczej, ale nie chciał wiedzieć nic więcej. W końcu nawet w gazetach o tym trąbili. Nie można było tego przegapić. Miał nadzieję, że faktycznie leży gdzieś jego szkielet i nikt, ani on ani Peony czy jej syn go nie zobaczą.


Hello darkness, my old friend
Come to talk with you again

Raiden Carter
Raiden Carter
Zawód : dzień dobry
Wiek : 32
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I don't know but I been told
A big legged woman ain't got no
s o u l
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Dróżka na skraju lasu - Page 3 Tumblr_nd9k6t8Tpx1rjxr81o8_r1_250
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3256-raiden-carter#55069 https://www.morsmordre.net/t3274-tales#55392 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f308-beckenham-overbury-avenue-13 https://www.morsmordre.net/t3526-skrytka-bankowa-nr-834#61585 https://www.morsmordre.net/t3275-raiden-carter#117377
Re: Dróżka na skraju lasu [odnośnik]06.08.16 16:03
- Tak. - powiedziała choć nie zadał jej wcale pytania. - Od siedmiu lat właściwie – dodała. Bycie matką od zawsze było jej marzeniem. I choć dobrze wiedziała, że jest to praca nieporównywalnie do niczego ciężka to jednak nie spodziewała iż tak wielu przeciwnościom będzie musiała stawić czoło. Tak wielu rzeczy będzie musiała się nauczyć, a co najważniejsze je zrozumieć. Wychowywanie syna było jej pracą na cały etat i nawet jeśli czasami wracała myślami do Mandragor i własnych pasji to zaraz rzucała te myśli by skupić się na tym co najważniejsze. Kochała bycie matką, a robienie tego w pojedynkę nie było już dla niej tak straszne i przygnębiające jak wcześniej. Czasami tęskniła za młodą, pełną energii kobietą jaką była. Beztroskie lata minęły dla niej bezpowrotnie. Tak samo jak marzenia o normalnej rodzinie. Słysząc jego słowa pokręciła głową. Nie chciała tego słuchać. Przez ostatnie lata czuła ciężar słów „a nie mówiłem”. Masa ludzi, którzy nagle postanowili dać jej znać, że już dawno przejrzeli jej męża. To tylko ona. Idiotka zakochana w wrednym draniu. Nikt nie zapytał dlaczego to robiła, nikt nie zapytał czemu zwyczajnie nie uciekła. - Może i nie był. Może był okropnym mężem, okropnym ojcem, okropnym człowiekiem. I tak wiem. Wszyscy mi to powtarzali, każdy wiedział co z niego wyrośnie i do czego będzie zdolny. Może i zasłużyłam sobie na takie życie, bo byłam głupia, zakochana i nie słuchałam. Uwierz mi bardzo dobrze wiem jakim człowiekiem był mój mąż. Jest martwy i oczernianie go niczego nie zmieni. - powiedziała podnosząc lekko głos i robiąc kilka kroków w głąb lasu. Przystanęła i odetchnęła głęboko. Nie chciała się na niego wyżywać. Tak naprawdę nic jej nie zrobił, a tylko powiedział prawdę. Prawdę, którą wiedział od samego początku, a ona zwyczajnie go nie słuchała. Może i się różnili, może i ciągle ze sobą rywalizowali, ale wiedziała, że Carter zna się na ludziach. Niestety wcześniej po prostu nie wzięła sobie tego do serca. Odwróciła się. Naprawdę nie chciała powiedzieć tych wszystkich słów, ale list, powrót tutaj, spojrzenia ludzi. Tego było dla niej za dużo. Westchnęła. - Przepraszam. Nie chciałam na Ciebie nakrzyczeć. Mam po prostu nadzieje, że zrozumiesz iż nie chce już rozmawiać o moim byłym mężu. Był jaki był. - dodała.


do not cry because it is over
smile because it happened

Peony Sprout
Peony Sprout
Zawód : własna hodowla Mandragor & warzenie eliksirów
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
nie widziałam cię już od miesiąca. nic.

jes­tem może bledsza,

trochę śpiąca, trochę bar­dziej milcząca, lecz wi­dać można żyć bez powietrza.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3392-peony-sprout https://www.morsmordre.net/t3422-zafir#59251 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f105-west-country-dolina-godryka-73 https://www.morsmordre.net/t4139-skrytka-bankowa-nr-856#82343 https://www.morsmordre.net/t3742-peony-sprout
Re: Dróżka na skraju lasu [odnośnik]06.08.16 17:20
Nigdy nie widział jej syna. Miał nadzieję, że z wyglądu przypominał matkę, a nie ojca. Ojca, z którym dość często toczył wojny, chociaż nigdy nie powiedział nikomu o co tak naprawdę. Nawet brat Peony mógł się jedynie domyślać źródła konfliktu i tej niechęci pomiędzy Carterem, a dawnym Krukonem. Gdy wspominała o siedmiu latach bycia matką, nie dało się zauważyć lekkiego uśmiechu, który przebiegł przez jej twarz, a także pewien błysk w oku, który równie szybko zgasł jak się pojawił. Raiden poczuł pewne ukłucie wewnątrz, zdając sobie sprawę, że już dawno mógłby mieć to samo. Żonę, dzieci, dom… Wiedział, że z jego trybem życia nie byłoby prosto, w dodatku próbując kiedyś to zrobić, został dość gwałtownie tego pozbawiony. Dlatego nie paliło mu się do tego. Aż tak zdesperowany nie był, żeby szukać sobie kogoś nowego i na stałe. Miał zupełnie inne priorytety, a fakt, że dopiero co przyjechał (w takich okolicznościach) nie zachęcał go do zmiany dotychczasowego zachowania. Zaraz jednak z rozmyślenia wyrwała go Peony ostrym tonem głosu. Nie zdziwił się, że tak zareagowała. A przynajmniej z początku. Zmarszczył brwi, słysząc i zastanawiając się nad sensem jej słów. Nie broniła go. Wręcz przeciwnie. W jej głosie słychać było ulgę i wyrzut dla samej siebie, za to co zrobiła. Z tego co pamiętał była w niego zapatrzona jak w obrazek i spodziewał się, że dostanie obraz rozpaczającej żony. Chciał wiedzieć, co też się działo, ale powstrzymał natłok pytań. Nie teraz. Nie zamierzał jej o to pytać. A przynajmniej jeszcze nie. Czy podczas jego wyjazdu działo się coś jeszcze? Coś o czym powinien wiedzieć? Jest martwy… Nawet w jej ustach brzmiało to jakby wypluwała błoto. Raiden nie zareagował, dając jej się wyżyć. Najwidoczniej tego potrzebowała, a on na to zasłużył. Obserwował zachowanie kuzynki uważnie i widział, że targały nią przeciwne emocje. Nauczył się już, że kobiety lepiej zostawić samym sobie. Lub przytulić, chociaż wątpił, żeby Peony tego właśnie chciała. Dla Cartera była dalej tą samą dziewczynką, która robiła mu na złość przy każdej okazji. – Zasłużyłem i niepotrzebnie o nim wspominałem jak widzę – odparł jedynie, po czym spojrzał na niebo. – Nadciąga burza – zamilkł. Bez słowa skierował się w stronę parkingu, gdzie zostawił samochód, a Peony podążyła za nim. Po przejściu większości ścieżki w ciszy, zatrzymał się i spytał:
- Podwieźć cię do miasta?
Nie wiedział, kiedy znowu ją zobaczy, ale nie podejrzewał, że stanie się to tak szybko i to w tak nieprzyjemnych okolicznościach. Jadąc w kierunku centrum, znowu nie zamienili słowa, a Carter czuł dziwne napięcie, które nie zniknęło, aż do chwili, w której położył się spać.

| zt


Hello darkness, my old friend
Come to talk with you again

Raiden Carter
Raiden Carter
Zawód : dzień dobry
Wiek : 32
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I don't know but I been told
A big legged woman ain't got no
s o u l
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Dróżka na skraju lasu - Page 3 Tumblr_nd9k6t8Tpx1rjxr81o8_r1_250
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3256-raiden-carter#55069 https://www.morsmordre.net/t3274-tales#55392 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f308-beckenham-overbury-avenue-13 https://www.morsmordre.net/t3526-skrytka-bankowa-nr-834#61585 https://www.morsmordre.net/t3275-raiden-carter#117377
Re: Dróżka na skraju lasu [odnośnik]06.08.16 22:32
Nienawidziła być niemiła dla ludzi. To kłóciło się z ideą Sproutów. Żyli w zgodzie ze wszystkim, bo tylko zgoda pozwalała człowiekowi na bycie spełnionym i szczęśliwym. I choć ta idea nadal rozbrzmiewała jej w głowie to jednak już dawno zapomniała o tym jak to jest być spełnionym i szczęśliwym. Nawet jeśli ona w zgodzie chciała żyć zawsze. Teraz kierowały nią emocje, które zbyt długo tłamsiła w sobie. Nie pozwalała na to by przejęły nad nią kontrole. Niewiele osób wiedziało jak naprawdę wyglądało jej życie i przez co przeszła przez te wszystkie lata. Ludzka hipokryzja wydawała się nie mieć końca. Każdy sam wybiera swój własny sposób na życie i ocenianie czyjegoś jest tylko wielkim aktem wścibstwa i po części niewyjaśnionej desperacji. Zostaje potem tylko żal po niespełnionych marzeniach i utracie nosa, którego nie pcha się w nie swoje sprawy. Nic nie odpowiedziała na jego słowa. Tłumaczenie się nie było czymś na co miała ochotę. Na pewno nie miała ochoty na tłumaczenie się właśnie jemu. Dobrze wiedziała jaki jest jego stosunek do zmarłego już męża. Jej wybuch potwierdzał tylko to kal wiele rzeczy miała za złe. Nie tylko mężczyźnie, na którego straciła pół swojego życia, ale także do siebie. Spojrzała w niebo. Nad nimi zaczęły się gromadzić czarne chmury. Jak na zawołanie. Jakby ktoś usłyszał jej wybuch i zezłościł się przez tę eksplozję emocji. - A miało nie padać… - powiedziała choć miało to zostać tylko w jej głowie. Ruszyła w stronę głównej drogi skąd miała zamiar się teleportować. Zwykle lepiej jest uważać na miejsca, których używa się do teleportacji. Nigdy nic nie wiadomo, a czarodzieje przez wieki ginęli właśnie z rozszczepienia. Tego nie da się przewidzieć. Kiedy zaproponował jej podwózkę wahała się. W końcu pomyślała, że nie powinna odmawiać. Tym bardziej, że tak na niego naskoczyła. Przez drogę nie wymienili nawet słowa.

z.t


do not cry because it is over
smile because it happened

Peony Sprout
Peony Sprout
Zawód : własna hodowla Mandragor & warzenie eliksirów
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
nie widziałam cię już od miesiąca. nic.

jes­tem może bledsza,

trochę śpiąca, trochę bar­dziej milcząca, lecz wi­dać można żyć bez powietrza.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3392-peony-sprout https://www.morsmordre.net/t3422-zafir#59251 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f105-west-country-dolina-godryka-73 https://www.morsmordre.net/t4139-skrytka-bankowa-nr-856#82343 https://www.morsmordre.net/t3742-peony-sprout
Re: Dróżka na skraju lasu [odnośnik]08.01.17 11:45
Ledwie napierająca na nią gęsta ciemność znowu zniknęła, zobaczyła wokół siebie inną ciemność, nie tak czarną i nieprzeniknioną. Była to zwyczajna ciemność nocy. Oprócz niej szybko zarejestrowała także inny szczegół: przyjemny, balsamiczny zapach lasu. Przeszła kilka kroków i rozejrzała się. Miejsce, w którym się znalazła, wyglądało jak zwyczajna ścieżka w lesie. W świetle dnia zapewne rozpoznałaby to miejsce jako las, do którego czasami lubiła wybierać się w cieplejszych miesiącach, żeby zrelaksować się na łonie natury. Teraz jednak, w tej ciemności, mógł być to każdy inny las na terenie kraju.
Z zarośli dobiegały ją jakieś bliżej niezidentyfikowane szelesty. To miejsce z pewnością żyło nawet w nocy, więc znowu dla pewności sięgnęła dłonią do kieszeni, wyczuwając pod palcami przyjemne, gładkie drewno swojej różdżki. Lepiej było mieć ją przy sobie w takim miejscu po zmroku, zwłaszcza w obecnych czasach.
Szła ścieżką może kilkanaście minut, próbując uspokoić swoje ciało, chociaż przez cały czas starała się zachować czujność. Miała nadzieję, że to już koniec dziwnych deportacji; domyśliła się, że za jej nagłymi zniknięciami i pojawieniami się w przypadkowych miejscach stała czkawka teleportacyjna. Już raz w przeszłości zdarzyło jej się przez nią przechodzić, w wyczerpującym okresie na ostatnim roku kursu aurorskiego.
Nagle jednak usłyszała za sobą jakiś trzask. Jej ciało zareagowało kolejnym atakiem czkawki i po chwili znowu zniknęła.

| zt. --> klik
Sophia Carter
Sophia Carter
Zawód : Auror
Wiek : 24
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Świat nie jest czarno-biały. Jest szary i pomieszany.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3633-sophia-carter https://www.morsmordre.net/t3648-listy-do-sophii https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f308-beckenham-overbury-avenue-13 https://www.morsmordre.net/t3765-skrytka-bankowa-nr-925 https://www.morsmordre.net/t3647-sophia-carter
Re: Dróżka na skraju lasu [odnośnik]30.05.17 23:26
|23 kwietnia, ranek

Potrzebowała spokoju, ciszy i chwili samotności, której w wyścielonej atłasami sypialni nie mogła dostać. Co chwilę doglądana, nękana pytaniami o zdrowie, coraz to większymi dawkami leków i jedzenia, na które nie miała ochoty czuła się jak zamknięte w klatce zwierzątko, skazane na łaskę i niełaskę opiekuna; czuła się niemal jak biedny Devanough, który żył, będąc jedynie sztucznie podtrzymywany przy życiu przez Tristana, to z kolei szargało jej nerwy. Czy nikt w jej domu nie potrafił zrozumieć, że po tak absurdalnym zajściu w salonie piękności od siedmiu boleści nie miała nastroju na obcowanie z ludźmi i życie w ogóle? Nie czuła się najlepiej, choroba ponownie wkraczała w fazę zaostrzenia, zaś wysmarowane i zabandażowane maścią kończyny były jak wielki ciężar spoczywający na jej wątłych barkach, po wpływem którego nie miała siły na normalne funkcjonowanie, jak dotychczas.
Nie wiedziała, która jest godzina, w końcu i tak nie spała prawie w ogóle tej nocy i kilku poprzednich. Na zewnątrz panował półmrok, przerywany jaśniejącymi smugami słońca, budzącego się pomału do życia. Decyzja była w jej odczuciu oczywista, spontaniczna, może trochę lekkomyślna, jak na lady Slughorn. Bez informacji i większego namysłu teleportowała się do dobrze znanego jej lasu. Znała to miejsce całkiem dobrze, niemal od dziecka poznawała okoliczne zielone tereny, wiedziała też, że o tak wczesnej porze nie zastanie tu ani jednej żywej duszy, poza budzącą się roślinnością i nieśmiałymi zwierzętami, które ukazując się na kilka sekund między drzewami, równie szybko znikały.
Była ubrana w zwyczajną suknię, bez zbędnego usztywnienia – w związku z bolesnym upadkiem na plecy gorset nie był w jej przypadku wcale wskazany, tym bardziej, gdy nie mogła złapać normalnego oddechu, a na ramiona narzuconą miała ciemną pelerynę, choć niska temperatura uświadamiała jej, że strój nie jest zbyt adekwatny do warunków. Spacerowała powolnym krokiem, leniwym i ociężałym, w związku z gojącymi się dalej bliznami na nogach, których nie powinna była za bardzo obciążać zbędnymi spacerami, ale psychicznie znajdowała się daleko od bezpiecznej normy; czuła się nadzwyczaj niepocieszona, nie znała jednak konkretnego powodu takiego samopoczucia, upatrując chwili wytchnienia i ucieczki w samotnym spacerze wgłębi lasu. Wokół było cicho; na tyle cicho, by myśli obijały się po jej głowie echem, coraz donośniejszym i męczącym, których nie potrafiła wyłączyć, choć bardzo tego pragnęła. Kontemplacja z przyrodą zazwyczaj pomagała, teraz jednak na próżno wykorzystywała ten sposób, pogłębiając się w swoim wewnętrznym smutku.
W pewnej chwili usłyszała niepokojący szelest i szmer dochodzący zza jej pleców, z odległości może kilku metrów; płochliwa - nie dziwota, po tym co przeszła - i nieufna uznała, że najprościej będzie zejść ze ścieżki, pola widzenia. Schowała się więc za jednym z szerokich drzew, przylegając do kory plecami; mogła usłyszeć swój oddech i bicie serca, a z ukrywaniem się miała tyle wspólnego co smok w składzie porcelany - niemal od razu, przypadkowo, nadepnęła na gałązkę, która pod jej ciężarem złamała się z nadzwyczaj głośnym szmerem, wplątując się stopą w krzaczek, czego jeszcze nie była świadoma.



better never means better for everyone. it always means worse for some.
Estelle Slughorn
Estelle Slughorn
Zawód : alchemik w św. Mungu
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
better never means better for everyone. it always means worse for some.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4587-estelle-slughorn-budowa#98562 https://www.morsmordre.net/t4635-volare https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f291-westmorland-dworek-nad-zatoka https://www.morsmordre.net/t4632-estelle-slughorn
Re: Dróżka na skraju lasu [odnośnik]02.06.17 15:41
Noc była trudna. Pełna wyrzeczeń - przede wszystkim snu. Zmierzchało, kiedy Louvel poczuł ogromną chęć na sen. Posłuszny Morfeuszowi zmierzał właśnie do swojego łóżka - akurat kiedy zbliżał się do drzwi swojego gabinetu z zamiarem opuszczenia go, w okno zastukała sowa. Jak się szybko okazało, z Ministerstwa. Zlecającą pilną interwencję w okolicznym lesie, gdzie rzekomo złośliwe poltergeisty miały przetrzymywać młodych czarodziejów. Zdziwiony niniejszą treścią postanowił, że musi odłożyć wątpliwości na bok. Szybko się przebrał w jeden ze swoich standardowych, staromodnych uniformów służących mu w pracy z duchami oraz dostał się za pomocą teleportacji do lasu. Długo błąkał się wśród kniei oraz krzewów, żeby zlokalizować problem. Którego by nie było gdyby nie bezmyślność niektórych osób. Podczas dłużącej się wędrówki ze światłem z różdżki nadział się kilka razy na ostre gałęzie, które pocięły delikatnie jego ubranie oraz skórę. Kilka razy wpadł też nogą w grząski grunt zapadający się pod wpływem wody. Nim dotarł na miejsce, zdążył się już zmęczyć - na szczęście jeszcze nie świtało, co byłoby znacznym problemem. Chociaż młodzieńcy mogliby spokojnie wrócić do domu, nienękani przez nieprzyjazne zjawy.
Jego oczom ukazało się kilka mlecznobiałych sylwetek okrążających dwójkę mężczyzn, na oko ledwie po szkole. Byli obdrapani, z ziemią na twarzy oraz runem leśnym we włosach - wyglądali jak półtorej nieszczęścia. Louvel nie pamiętał swoich czynów - gdyby miał je później odtworzyć, to były to zamglone obrazy. Wiedział, że krzyknął, odwracając uwagę oprawców. Zastosował też kilka technik, spokojnie rozmawiając z napastnikami. Byli rozwścieczeni, ponieważ młokosy jawnie drwili z duchów oraz obrzucali ich kamieniami nieświadomi konsekwencji, które tym wywołają. Zadanie było trudne, lecz poltergeisty zdecydowały się zostawić czarodziei jeszcze przed świtem, co pozwoliło mężczyznom wrócić niepostrzeżenie do własnych domów. Pamiętał też bojaźliwe podziękowania oraz narastające zmęczenie, które nakazało mu powrót do Lyme Park.
Niestety był zbyt senny oraz za mocno wykończony, żeby skoncentrować się na teleportacji. Próbował wyjść z lasu - zaczął się brzask. Zmrużył posłusznie oczy przed padającą wiązką promieni słonecznych, dreptał niestrudzenie, aż znalazł się na bocznej dróżce. Odetchnął z ulgą wierząc, że dotrze nią do bardziej skomunikowanego miejsca i czym prędzej wróci do domu Błędnym Rycerzem; jednak los chciał inaczej.
Przed sobą dostrzegł kobiecą sylwetkę - miał nieodparte wrażenie, że ją znał - lecz zanim zdołał przypomnieć sobie jej personalia, zniknęła ona w lesie, z którego przed chwilą się wynurzył. Zatrzymał się w pół kroku zdezorientowany, po czym ruszył przed siebie ściskając w dłoni różdżkę. Zasłyszany zaraz trzask gałęzi powiedział mu, w którą stronę iść.
- Kto tu jest? - spytał zachrypniętym, twardym głosem, nie zdając sobie sprawy z bezsensu zadanego pytania. Był naprawdę zmęczony, nie myślał już racjonalnie - nieustannie walczył z narastającą sennością oraz ochotą położenia się na miękkiej ściółce i zamknięciem ciężkich powiek. Nie chciał mieć kolejnych problemów, dlatego chciał dowiedzieć się kogo przed chwilą widział i czy aby na pewno był bezpieczny. Rozglądał się intensywnie w poszukiwaniu zaginionej.


When you're standing on the crossroads that you cannot comprehend - just remember that death is not the end

Louvel Rowle
Louvel Rowle
Zawód : łącznik z duchami w MM
Wiek : 33
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Death is not the end.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4459-louvel-rowle https://www.morsmordre.net/t4472-poczta-louvela#95528 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f75-cheshire-beeston-castle https://www.morsmordre.net/t4473-skrytka-bankowa-nr-1156#95529 https://www.morsmordre.net/t4474-louvel-rowle#95532
Re: Dróżka na skraju lasu [odnośnik]04.06.17 17:15
Nie spostrzegła wplątanej w leśne runo stopy, dopóki jedna z gałązek nie zaczęła nieznośnie wbijać się w jej delikatną, wciąż poranioną skórę wokół kostki. Schyliła się więc, by w panującym półmroku jąć się walki z gałązką, robiąc przy tym zapewne więcej hałasu, niż to potrzebne. Nie umiała się ukrywać, więc prawdopodobnie gdyby istniało teraz realne zagrożenie wobec jej życia, to zginęłaby prędzej, nim zdołałaby się wyplątać i podnieść z ziemi.
Milczała, jedynie raz z cichym jęknięciem i okropnym grymasem pełnym bólu, wywołanym zaciśnięciem się gałązki wokół zabliźnionej nogi, tracąc czujność; nie wiedziała już, w którym miejscu znajdował się ów napastnik, gdy zaś usłyszała jego głos, wydał jej się wyjątkowo znajomy. Zresztą, zadane przez niego pytanie skupiło uwagę lady Slughorn na dłużej – chyba nie sądził, że mu odpowie? Na jej usta cisnęła się w zasadzie bardzo głupia odpowiedź, niemalże tak samo bezsensowna jak wypowiedziane przez niego słowa; nie wstrzymując się, wymruczała bardzo cicho, pod nosem: z pewnością duchy, odczuwając niemiłe pieczenie na palcach, które nie wyglądały wcale lepiej od zabliźnionych ran na nogach. Zniszczyła skrzętnie owiniętą bandażem dłoń, w zamian za to wydostała się z pułapki, w którą sama wpadła; stała więc za drzewem, w pewnym momencie jednak kierowana kobiecą ciekawością, wyjęła różdżkę z odpowiednio przystosowanej kieszeni sukni, wyszła naprzeciw swojemu przeciwnikowi.
- Louvel? - dziwiąc się, opuściła magiczny patyk. Zmierzyła mężczyznę wzrokiem. - Nie wyglądasz najlepiej. Co ty tu w ogóle robisz? - zapominała o tym drobnym fakcie, jakim była praca mężczyzny. W jej odczuciu walka z duchami nie należała do poważnych zajęć, bynajmniej nigdy żaden duch nie próbował się jej naprzykrzać, by musiała szukać pomocy u kogoś takiego. Podkrążone oczy i opóźniona reakcja wskazywały na to, że nie spał dość długo.
- Chodź, usiądź, bo się przewrócisz - wyglądał na osobę ledwo trzymającą się na nogach, a ona jako - częściowo - uzdrowicielka musiała się nim zaopiekować. Tego przecież jej uczono. Ruchem obandażowanej dłoni wskazała na pobliski kamień, zaś na koniec posłała mu spojrzenie nieznoszące sprzeciwu. - Długo krążysz po tym lesie? - nie sądziła, by lord Rowle był na tyle niepoważny i nieobyty w okolicznych terenach, by tak po prostu się zgubić; nie rozumiała tylko powodu, dla którego w ogóle tu był, skoro był tak osłabiony.




better never means better for everyone. it always means worse for some.
Estelle Slughorn
Estelle Slughorn
Zawód : alchemik w św. Mungu
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
better never means better for everyone. it always means worse for some.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4587-estelle-slughorn-budowa#98562 https://www.morsmordre.net/t4635-volare https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f291-westmorland-dworek-nad-zatoka https://www.morsmordre.net/t4632-estelle-slughorn
Re: Dróżka na skraju lasu [odnośnik]07.06.17 15:41
Może minęła chwila, a może kilka niesamowicie długich minut, nim Louvel zanotował trzask pękającej gałązki - nie potrafił określić czasowości upływającej dookoła niego. Równie długo zeszło mu na lokalizację ów dźwięku oraz podejście w jego kierunku. Gdyby zamiast Estelle natknął się na dziką zwierzynę lub mordercę - zginąłby już dawno. Szczęśliwie zza drzewa wyłoniła się znajoma, kobieca sylwetka. Chcąc nie chcąc Lou odetchnął z ulgą nie musząc dłużej wymuszać na ciele stanu gotowości do ewentualnego ataku. Ręka z wyciągniętą przed siebie różdżką opadła wzdłuż tułowia - gdyby napotkała w swojej wędrówce na coś twardego, z pewnością rozległby się donośny łoskot opadającej kończyny. Palce ledwo zaciskały się na trzonku drewna, a spojrzenie mężczyzny straciło na ostrości. Rozprężał się pomimo wewnętrznej walki o ustanie na równych nogach.
- Tak, to ja - przytaknął sennie, zaraz zresztą zasłaniając wolną dłonią usta przy ziewnięciu. Potrząsnął głową domagając się od umysłu trzeźwości na tyle, żeby stanowić w miarę godnego towarzysza dla lady Slughorn. - Cieszę się, że cię widzę Estelle - rzucił po krótkiej pauzie zerkając na boki. Przyroda delikatnie szumiała pod wpływem niewielkiego wiatru, a słońce pięknie malowało podniebne pejzaże przepełnione żywymi, ciepłymi kolorami. Panował lekki chłód, będący w gruncie rzeczy całkiem orzeźwiający.
- Wracam ze zlecenia, przepędzałem poltergeisty - odpowiedział zdawkowo, nie chcąc się teraz zastanawiać nad przebiegiem minionego spotkania. Dopiero na jej słowa obrócił głowę dostrzegając urwany materiał marynarki, przez które widać było kilka podłużnych stróżek krwi spowodowanych zadrapaniem. Wzruszył ramionami - przecież nie bolało. Drobnostka.
W tym stanie nie kontrolował swoich odruchów - przewrócił oczami, mimo, że nie wypadało, lecz posłusznie oddalił się na pobliski kamień. Czuł się niekomfortowo siedząc kiedy kobieta obok stała - wiercił się zatem niespokojnie, rozsądkiem walcząc z potrzebą wstania. - Tylko całą noc. Musiałem sam znaleźć zaatakowanych - wyjaśnił ogólnikowo, po czym zawiesił wzrok na Estelle na dłużej. Potarł dłonią zarośniętą brodę, a na czole pojawiła się długa bruzda.
- Za to ty chyba też masz za sobą jakąś walkę. Przed sobą zaś strapienie - mógłbym ci jakoś pomóc? - spytał konkretnie, martwiąc się, chociaż nie było tego widać. Jeszcze jakiś czas temu byli rodziną, a o takich rzeczach się nie zapomina. I nie bagatelizuje.


When you're standing on the crossroads that you cannot comprehend - just remember that death is not the end

Louvel Rowle
Louvel Rowle
Zawód : łącznik z duchami w MM
Wiek : 33
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Death is not the end.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4459-louvel-rowle https://www.morsmordre.net/t4472-poczta-louvela#95528 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f75-cheshire-beeston-castle https://www.morsmordre.net/t4473-skrytka-bankowa-nr-1156#95529 https://www.morsmordre.net/t4474-louvel-rowle#95532
Re: Dróżka na skraju lasu [odnośnik]11.06.17 23:04
Stan Louvela był potworny, jednak nie zamierzała mu tego mówić wprost, zdając sobie sprawę, że całonocne wojaże tak na niego wpłynęły. Poczuła się zobowiązana do tego, by się nim teraz zaopiekować, choć sama nie wyglądała i nie czuła się najlepiej. Przede wszystkim była alchemikiem, ale też uzdrowicielem, dlatego zazwyczaj stawiała dobro innych nad swoje, szczególnie, gdy wymagali opieki.
- Nie wierć się - dostrzegła przewrócenie oczami i zmieszanie wymalowane na jego twarzy, ale nie sądziła, by będąc w takim stanie znalazł siłę na zwracanie uwagi na jej stanowczość i dominację, niegodną tak kruchej kobiety, w dodatku lady. - Pokaż mi tę rękę - nie tolerując sprzeciwu ujęła rękę mężczyzny, zmuszając go do ściągnięcia potarganego rękawa, a potem oglądnęła na spokojnie zadrapanie. - Wyjątkowo nieagresywne były te poltergeisty, skoro zrobiły ci tylko tyle. Co z zaatakowanymi? Nie trzeba im pomóc? - w o dziwo całkiem zgrabnym ruchu i prostym zaklęciem uleczyła ranę, zaś następnie kolejnym zaklęciem zszyła roztargany materiał. Potem usiadła obok Louvela, oddychając głęboko; poczuła się wyjątkowo zmęczona, nic zresztą dziwnego: jej choroba ponownie wkraczała w fazę zaostrzenia, co dało się zauważyć po wyglądzie i fakcie, że nie była w stanie długo stać.
- Zostałyśmy zaatakowane wraz z Evelyn w salonie piękności. Ktoś podrzucił czarnomagiczną paczkę, zamykając nas w środku wyjątkowo silnym zaklęciem. Gdyby nie resztka siły, to na koniec zasypałby nas żywcem grad - oglądnęła zabandażowane dłonie, które zaledwie kilka sekund później skryła w kieszeniach płaszcza. Wstydziła się ich i tego, jak poranione miała teraz zarówno ręce, jak i nogi, a fakt, że musiała smarować je paskudną, zieloną maścią przez kolejny miesiąc był przytłaczający. - Nie wiem kto, nie wiem czemu, zapewne się tego nie dowiem. Ojciec nie chce zadręczać nas tą sprawą, w końcu dopiero wyszłyśmy ze szpitala... - była przygotowana na pytania w rodzaju "dlaczego więc nie jesteś w domu?", dlatego już zawczasu wymyśliła na nie odpowiedź. W zasadzie, nie musiała wymyślać, wystarczyło, że lord Rowle znał ją na tyle, by wiedzieć, że nie potrafiła długo usiedzieć w zamknięciu.



better never means better for everyone. it always means worse for some.
Estelle Slughorn
Estelle Slughorn
Zawód : alchemik w św. Mungu
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
better never means better for everyone. it always means worse for some.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4587-estelle-slughorn-budowa#98562 https://www.morsmordre.net/t4635-volare https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f291-westmorland-dworek-nad-zatoka https://www.morsmordre.net/t4632-estelle-slughorn
Re: Dróżka na skraju lasu [odnośnik]12.06.17 21:02
Louvel nie widział się w lustrze, a nawet w nędznej tafli wody - z pewnością nie spodziewałby się, że wyglądał aż tak źle. Może coś jednak było na rzeczy kiedy delikatny wiatr targał jego włosy, strzępki marynarki smętnie zwisały z ramion, a przeciętnie jasna skóra oznaczona była kilkoma purpurowymi stróżkami, jak gdyby wiedziała, jakie nazwisko nosił właściciel. Podkrążone oraz przekrwione oczy nie dodawały mu uroku, lecz zmuszał mięśnie mimiczne do uśmiechu - lekkiego, wyważonego, nieco sennego. Nie mógł się powstrzymać przed tym drobnym gestem w obecności Estelle, która pomimo swojego słabego stanu starała się otoczyć go opieką.
- Nie powinnaś się tak odzywać do lorda, lady Slughorn - pouczył ją, lecz w jego surowym głosie wyraźnie przebijała się nuta pewnego rodzaju sympatii, wręcz cień wesołości, który zniknął wkrótce z krtani zatrzymując się na twarzy. Pomimo wyraźnych oznak zmęczenia sploty tkanek nosiły w sobie swoiste rozbawienie, nieprzystojące ani jemu, ani im w ogóle - co skrzętnie zresztą ignorował, pozwalając swojemu ciału na drobne odstępstwa od reguły. Byli z samego rana w dzikiej głuszy, nikt ich nie widział ani nie słyszał, mogli… mogli zrobić naprawdę wiele, nawet jeśli ich organizmy odmawiały im posłuszeństwa.
Mimo nakreślonego sprzeciwu, faktycznie przestał się wiercić oraz wyciągnął rękę do pokazania. Uważnie obserwował każdy gest Estelle, będąc zwyczajnie ciekawym co zrobi oraz jak to wpłynie na niego samego. Słysząc pytanie nie mógł się powstrzymać przed głośnym prychnięciem z jawną dezaprobatą, skwitowaną zresztą niespokojnym machnięciem głową.
- Nie wiem. Pozbyłem się poltergeistów, ci smarkacze mnie nie interesują. Uciekali aż się za nimi kurzyło, pewnie już siedzą w domu wypłakując się matce w suknię - żachnął się nie kryjąc kpiny oraz zniesmaczenia. Nie był ich niańką, nie zamierzał odstawiać bohatersko do domu za to, że postanowili podokuczać leśnym zjawom. Miał obowiązek przegonić zagrożenie - uczynił to. Nic więcej go nie interesowało, nie posiadał szacunku do osób nie posiadających szacunku do przodków.
Zaraz jednak bardziej zainteresował się opowieścią Slughornówny niż własną złością, która była dlań mocno męcząca. Niestety i tak gniew na nowo nim wezbrał - kto śmiał zaatakować kobiety, w dodatku arystokratki, w takim miejscu? Nie mógł - i nie chciał - tego pojąć. Zmarszczył brwi, wcale nie zadając pytania, które chodziło Estelle po głowie - jemu zresztą też, lecz oburzenie górowało nad racjonalną potrzebą wygłoszenia moralizatorskiego kazania.
- Chcesz, żebym go dla ciebie dorwał? - spytał w końcu dość miękko jak na jego typowy głos, wpatrywał się w nią nawet dłuższą chwilę, na nowo zapełniając wyraz twarzy szczątkiem uśmiechu - prawdopodobnie mając drugie, być może dwuznaczne dno, które pozostało poza zasięgiem odpowiedniego kształtu przez sporą dawkę zmęczenia.


When you're standing on the crossroads that you cannot comprehend - just remember that death is not the end

Louvel Rowle
Louvel Rowle
Zawód : łącznik z duchami w MM
Wiek : 33
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Death is not the end.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4459-louvel-rowle https://www.morsmordre.net/t4472-poczta-louvela#95528 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f75-cheshire-beeston-castle https://www.morsmordre.net/t4473-skrytka-bankowa-nr-1156#95529 https://www.morsmordre.net/t4474-louvel-rowle#95532
Re: Dróżka na skraju lasu [odnośnik]12.06.17 22:37
Posłała mu nadzwyczaj ostrzegawcze spojrzenie, kiedy zwrócił jej uwagę, chociaż nie zrobiła tego celowo.
- Lordzie Rowle, w moim zawodzie nie ma czasu ani miejsca na konwenanse, nie byłoby ci do śmiechu, gdyby rana okazała się głębsza i zakażona. - Odpierając spokojnie jego uwagę, zastanowiła się na ile mówił poważnie, a na ile tylko po to, żeby przypomnieć jej po której stronie powinna znajdować się stanowczość. - Zresztą, nie powiedziałam nic złego. - Uśmiechnąwszy się lekko, zerknęła nań, kiedy usiadła już obok, próbując wmanewrować go w dyskusję - nie chciała, by zasnął na siedząco.
- Och, litości, Louvelu! Pewnie się założyli i chcieli sprawdzić co się stanie, kiedy zdenerwują poltergeista. Już zapomniałeś jak to było za młodu? Młodość rządzi się swoimi prawami i wszystko można tłumaczyć młodzieńczą głupotą. Ważne, że nic nikomu się nie stało, to dopiero byłby skandal. - Zdziwiła się jego słowami, chociaż doskonale rozumiała, że problemem nie była interwencja sama w sobie, a przemawiające pierwszoplanowo zmęczenie i irytacja. Zwróciła też uwagę na wspomnianą przez siebie kwestię młodości oraz odgórne przyzwolenie do robienia głupot w tym okresie - nie byłaby sobą, gdyby odpuściła sobie podchwytliwe pytanie:
- Nie mów, że byłeś poważny całe życie i nie masz niczego na sumieniu? - Każdy lord miał, nie wspominając o damach; te przeważnie udawały czyste i grzeczne, jeśli jednak faktycznie niczego nie ukrywały mogła im jedynie współczuć. Cóż to za życie bez ani jednego młodzieńczego wyskoku? Gorzej wyglądała sytuacja, kiedy owa lady robiła głupoty będąc mężatką i matką, wtedy nie było żadnego racjonalnego usprawiedliwienia dla takiego zachowania.
- To doprawdy miłe z twojej strony. Niestety wątpię, że ci się to uda - nie widziałyśmy tej osoby, a wszyscy możliwi świadkowie nabierają wody w usta. - Wzruszyła wątłymi ramionami, zwracając ponownie wzrok na swojego towarzysza. W przebijających się przez gałęzie promieniach słonecznych wyglądał znacznie lepiej, żywiej. - Poza tym chyba nie chcę, żeby ktokolwiek się w to angażował. Nie potrzebujesz problemów, swoich masz wystarczająco dużo. - Oczywiście była ciekawa kto postanowił zrobić im tak paskudny żart i co stało za tą sytuacją, jedna nie mogła pozwolić sobie na mieszanie do tego osób postronnych - mimo wszystko to była jej sprawa, którą odpowiednio zajął się ojciec. Nie wątpiła w jego znajomości i władzę, z dnia na dzień jednak odnosiła wrażenie, że i on nie będzie w stanie rozwikłać tej zagadki.


better never means better for everyone. it always means worse for some.
Estelle Slughorn
Estelle Slughorn
Zawód : alchemik w św. Mungu
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
better never means better for everyone. it always means worse for some.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4587-estelle-slughorn-budowa#98562 https://www.morsmordre.net/t4635-volare https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f291-westmorland-dworek-nad-zatoka https://www.morsmordre.net/t4632-estelle-slughorn
Re: Dróżka na skraju lasu [odnośnik]13.06.17 22:19
Oczywiście nie mówił tego wszystkiego poważnie - starał się jednak zachować należyte pozory, będąc ciekawym reakcji swojej towarzyszki. Kąciki jego ust zadrżały nieznacznie słysząc odpowiedź - najpierw jedną, później drugą - nie potrafiąc już dłużej maskować narastającej w nim wesołości. Doprawdy, jego organizm w stanie uśpienia zachowywał się nadzwyczaj… niezwyczajnie.
- Nie okazała się - zauważył, trochę nonszalancko wzruszając ramionami. - Obejrzałem ją, nie stwierdziłem zagrożenia - dodał pewien siebie co najmniej, jak gdyby jedną połowę życia poświęcił magii leczniczej, a drugą połowę męczył się z pacjentami w szpitalu niczym pełnoprawny uzdrowiciel. Droczył się czy mówił całkowicie poważnie? Czoło miał gniewnie zmarszczone, spojrzenie surowe, a głos szorstki. Przynajmniej przez krótką chwilę, której zmęczone mięśnie nie potrafiły utrzymać w ryzach na dłużej niż kilkanaście, w porywach kilkadziesiąt sekund. Przejechał dłonią po rozmierzwionej fryzurze uważnie lustrując Slughornównę oraz słuchając jej wywodów. Faktycznie - na krótki czas zanurzył się myślami w odmęty wspomnień kiedy był jeszcze ledwie kształcącym się młodzieńcem. Wydawało mu się, że od tego czasu minęły naprawdę długie, nużące lata - z drugiej strony pozostał przekonany o swojej własnej, świetnej formie, której nic nie potrafiło zedrzeć - nawet upływający nieubłaganie czas. Ponownie pozwolił sobie na nieeleganckie wywrócenie oczami, czego nie zwykł robić - nie w tak znakomitym towarzystwie - lecz na co nie miał jednocześnie wpływu. Prychnął pod nosem niczym obrażony ogier, nie wiedząc jak wyjść z tej sprytnej pułapki. Kiedy przytaknie - wyjdzie na stetryczałego, starego piernika, jeśli zaprzeczy - okaże się, że jest hipokrytą. Wybór był niesamowicie trudny.
- Nadal jestem młody - odparł niby urażony. - I zawsze odnoszę się z szacunkiem do starszych - dopowiedział z przekąsem kręcąc głową. Czuł, że nie udało mu się wyjść z tego starcia z twarzą, lecz nie miał siły na dalszą walkę. Poddał się. Wyjątkowo. - Ktoś w tym towarzystwie ma więcej na sumieniu - powiedział lekkim tonem, a jedna z brwi powędrowała do góry. Nawet zagwizdał cicho, udając, że to nie on wywleka zakopane sprawy na wierzch - on i aluzja? Nigdy w życiu.
- Nie mam problemów - uciął krótko. Poza brakiem żony oraz męskiego potomka - co bardziej przeszkadzało rodzinie niż jemu samemu - nie odnotowywał żadnych życiowych przeszkód. Może najwyżej spadek znaczenia jego rodu, chociaż to akurat mógł sobie ubzdurać. - Poza tym… nie ma rzeczy niemożliwych - sprostował stanowczo. Zaraz niestety zaczął odczuwać zmęczenie; ziewnął zatem dyskretnie. - Chodźmy spać - zażądał. I w mgnieniu oka odchylił się do tyłu, na ściółkę leśną, ręką pociągając za sobą Estelle - na szczęście na siebie, przyjmując twardość uderzenia na swoje biedne, stare plecy. Tak, zachowywał się niepoważnie.


When you're standing on the crossroads that you cannot comprehend - just remember that death is not the end

Louvel Rowle
Louvel Rowle
Zawód : łącznik z duchami w MM
Wiek : 33
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Death is not the end.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4459-louvel-rowle https://www.morsmordre.net/t4472-poczta-louvela#95528 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f75-cheshire-beeston-castle https://www.morsmordre.net/t4473-skrytka-bankowa-nr-1156#95529 https://www.morsmordre.net/t4474-louvel-rowle#95532
Re: Dróżka na skraju lasu [odnośnik]13.06.17 23:21
Chcąc nie chcąc Louvel nie trafił na pokorną kobietę, która nie potrafiłaby się odezwać i pokazać swojej stanowczości, choć robiła to tylko wobec osób bliskich, których darzyła szczególnym rodzajem zaufania. Wiedziona doświadczeniem oraz stosownymi naukami wiedziała, do kogo i w jaki sposób może się tak odnieść. - W porządku zatem. Ale następnym razem nie licz na tak ochoczą pomoc jak skaleczysz sobie palec. - Próbowała się nie roześmiać, gdy słyszała ten pewny siebie ton, sugerujący, że przecież jako mężczyzna wiedział i umiał wszystko najlepiej, wiedząc, ile trudu i czasu należało poświęcić na odpowiednią naukę zaklęć leczniczych. Nie odezwała się też, kiedy przewrócił ponownie oczyma, robiąc przytyk do zabawnego incydentu sprzed kilku lat. Szczęściem w nieszczęściu był fakt, że wiedzę o jej umiejętnościach włamywania się do pomieszczeń pozostawił dla siebie, nie gniewając się o tamtą ucieczkę z nudnej kolacji. Parsknęła jedynie pod nosem, odwracając twarz w drugim kierunku, by nie mógł dostrzec dwóch rumieńców widocznych na jej bladych policzkach - w końcu zwinne palce, jak u początkującego złodzieja, nie były umiejętnością powszechną wśród dam. Uznając wreszcie, że chyba powinni się stąd oddalić, planowała zaproponować spacer w stronę cywilizacji. Ale i to zostało jej utrudnione.
Zaskoczył ją; nie zdążyła zareagować, kiedy poczuła jak niebezpiecznie przechyla się do tyłu, spadając plecami prosto na Louvela - a właściwie w połowie na niego, w połowie na na szczęście miękką ściółkę i jego rękę.
- W środku lasu? Jako jedzenie dla tutejszych zwierząt? Zaczynasz majaczyć. - Odezwała się wreszcie po dłuższej chwili milczenia i fali szoku, jaki przeżyła przez nadzwyczaj dziwny zwrot akcji. Chociaż rozsądek walczył z tą mniej poważną stroną, krótka drzemka wydawała jej się całkiem dobrym pomysłem, szczególnie o tak wczesnej porze, gdy fauna z florą dopiero powoli budziły się do życia. W końcu praktykowała tego typu rozrywki, co prawda u siebie w ogrodzie niźli w lesie, i była zmęczona po kolejnej niezbyt dobrze przespanej nocy.
- Nie sądzisz, że to nierozważne? Przecież szlachta nie robi takich rzeczy, w takim wieku, w takim miejscu, jak to. - Unosząc się ostrożnie, zgarnęła z twarzy wytargane z idealnie dotychczas ułożonego koka włosy, a potem ostrożnie wysunęła rękę Louvela spod swoich pleców. Kiedy znalazła się w pozycji siedzącej, spojrzała nań z ogromnym zmieszaniem. Miała nadzieję, że resztkami sił zrozumie, iż nie mówiła do końca poważnie; w końcu miała wiele na sumieniu, a drzemka pod chmurką plasowała się poza rankingiem wybryków młodości, szczególnie tych sprzed paru dni, gdy zapomniała o obowiązujących konwenansach. - Może faktycznie się zdrzemnij, wyglądasz jak ostatnie nieszczęście, a ja cię tutaj nie zostawię samego. Nie chcę mieć na swoim sumieniu lorda, zresztą i tak już za dużo tam dźwigam. - Powaga ustąpiła miejsca rozweselonemu uśmiechowi, po którym przesunęła się pod drzewo, spierając się o nie plecami. Rozprostowała nogi, ujmując w dłonie kilka źdźbeł świeżo wyrośniętej trawy. Nie była pewna, w której chwili zrobiła się równie senna, co on; zachęcona lekkimi podmuchami wiatru i świergotem ptaków przymknęła powieki.



better never means better for everyone. it always means worse for some.
Estelle Slughorn
Estelle Slughorn
Zawód : alchemik w św. Mungu
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
better never means better for everyone. it always means worse for some.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4587-estelle-slughorn-budowa#98562 https://www.morsmordre.net/t4635-volare https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f291-westmorland-dworek-nad-zatoka https://www.morsmordre.net/t4632-estelle-slughorn
Re: Dróżka na skraju lasu [odnośnik]20.06.17 11:52
To dobrze, że na taką nie trafił - nie gustował w salonowych lalkach, które niestety owładnęły arystokratyczną społeczność - Amaryllis również taka nie była. Dobrze ułożona, zachwycająca - owszem. Potrafiła mimo wpojonych jej zasad jasno wyrazić swoje zdanie, a w domowym zaciszu pokazać swoją władczość oraz dumę. Za to ją pokochał. Był Rowle'm, całe życie obserwował dominujące, stanowcze kobiety, mimowolnie odnajdując w nich swój własny ideał kobiecości. Przyzwyczajony do rodzinnej agresji, do walki prawdziwych wilków - sam doszukiwał się podobnych pierwiastków w płci przeciwnej. Mogłoby ich łączyć nic poza przypadkowymi rozmowami - i tak je oceniał w podobnych kategoriach. Nijakie osoby go nużyły, nawet bardziej od całonocnej pracy i tylko z grzeczności nie zasypiał podczas niesamowicie ważnych konwersacji. Inteligentna dysputa to jedno, lecz zaciekawienie rozmówcy podlegało innym zasadom - nie każdy umiał grać w tę grę.
- Wręcz przeciwnie - odparł nonszalancko. - Będę się nawet domagał ochoczej pomocy, wszystko po to, żeby znów uzmysłowić ci moją rację - dodał stanowczo, unosząc głowę oraz patrząc dumnie w ciemne oczy. Tym razem naprawdę trudno było domyślić się o co mu naprawdę chodziło, ponieważ sam zatracił zdolność do trzeźwego podejmowania decyzji wpływających na jego zachowanie. Przestał się tym przejmować już dawno temu, kiedy usamodzielnił się wyprowadzając z Beeston. Rzadko poddawał swoje działania pod analizę w obawie o ich słuszność - nie zaprzątał sobie tym głowy uznając inne sprawy za ważniejsze.
Później wszystko potoczyło się lawinowo - pomysł, szybka reakcja skutkująca wywinięciem się do tyłu wraz z Estelle. Marzył o drzemce, chwilowym zamknięciu powiek, nic groźnego. Skoro znalazł już kompana - czy raczej kompankę - przez którego nie musiał się przejmować nieodpowiednim zachowaniem nieprzystojącym ich warstwie społecznej, wdrożył impuls w życie.
- Jestem nieapetyczny, a ciebie się ochroni - mruknął już bez większego zainteresowania. Ułożył wygodniej głowę na leśnej ściółce zamierzając spełnić własne widzimisię. - To dobrze, nie będą się tutaj kręcić - stwierdził z patetyczną ulgą wydobywając z płuc westchnienie pełne ulgi. Skoro szlachta nie robi takich rzeczy - nie znajdą ich tutaj, proste. Zamknął już definitywnie oczy, poruszył jeszcze ostatni raz głową, wymruczał niespokojne głoski, na koniec w kilka sekund zapadając w mocny sen. Nie wiedząc nawet, że oparta o drzewo dama sama ucięła sobie drzemkę osuwając się wprost na niego. Zorientował się w tym dopiero po paru godzinach kiedy to otworzył oczy. Miał wrażenie, że coś go polizało w czoło - może to był deszcz? Uchylił powieki intensywnie mrugając - starał się rozeznać w sytuacji.


When you're standing on the crossroads that you cannot comprehend - just remember that death is not the end

Louvel Rowle
Louvel Rowle
Zawód : łącznik z duchami w MM
Wiek : 33
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Death is not the end.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4459-louvel-rowle https://www.morsmordre.net/t4472-poczta-louvela#95528 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f75-cheshire-beeston-castle https://www.morsmordre.net/t4473-skrytka-bankowa-nr-1156#95529 https://www.morsmordre.net/t4474-louvel-rowle#95532

Strona 3 z 10 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10  Next

Dróżka na skraju lasu
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach