Wydarzenia


Ekipa forum
Czerwona Polana
AutorWiadomość
Czerwona Polana [odnośnik]17.07.17 1:27

Czerwona Polana

O tym miejscu krąży wśród czarodziei legenda. Powiadają, że wiele wieków temu, gdy świat czarodziejów ogarnęła wojna jeszcze straszliwsza niż ta, w której uczestniczyli najstarsi czarodzieje, to właśnie w tym miejscu doszło do ostatecznej batalii. Drzewa i krzewy spojone krwią poległych na zawsze nadały swoim liściom jej kolor. Nie ma na to naukowego potwierdzenia, jednak od lat polana odznacza się rubinowym kolorem, jesienią zrzucając czerwone liście na ziemię, wiosną na nowo zarastając czerwienią. Często można spotkać tu jelenie, są mniej płochliwe, jednak każdy gwałtowny ruch sprawi, że rzucą się do ucieczki.

Na środku Czerwonej Polany znajduje się świstoklik prowadzący do Oazy Harolda.  Aby otworzyć przejście, należy znać dokładne umiejscowienie zaczarowanych przez Harolda Longbottoma kamieni (wiedza zdobyta fabularnie) i wywołać patronusa lub patronusy olbrzymiej mocy (100+ - rzuty udanych patronusów kumulują się), które uderzą w przestrzeń pomiędzy rozrzuconymi kamieniami. Wówczas te poderwą się w powietrze, a między nimi rozciągnie się świetlisty portal, przez który należy przejść, by dostać się na wyspę.
Lokacja zawiera kości; lokacja jest przejściem do Oazy Harolda; wstęp możliwy tylko dla członków i sojuszników Zakonu Feniksa lub w ich towarzystwie.
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 14.01.21 14:44, w całości zmieniany 2 razy
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Czerwona Polana Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Czerwona Polana [odnośnik]18.08.17 22:53
14 maja
Ciężko było zrozumieć to, co działo się aktualnie dookoła świata czarodziejów. Czy aby wszystko szło ku lepszemu następnemu dniowi? Każdy miał problem z przystosowaniem się z powrotem do dawnego środowiska, skoro to zostało dosłownie oberwane ze wszelkich znajomych rzeczy. Wpierw uderzenie w politykę, która stała się niemal wyniszczająca własnych obywateli, następnie Hogwart, gdzie coś w astronomie pękło na dobre i już nie miało zostać posklejane, a później były jeszcze te anomalie. Jayden nie spał też najlepiej od pewnego czasu. W sumie to w ogóle nie spał i niedługo miał opaść z wycieńczenia lub dostać coś nasennego, byle tylko jego ciało znów nabrało sił. Trwało to dokładnie od chwili w której mały Puchon zmarł w trakcie misji odratowywania ocalałych z akcji odbijania więźniów Ministerstwa Magii - więźniów Gellerta. Wciąż pamiętał to jak musiał zabrać nieżywe ciało dziecka. Był taki lekki, wyglądał jakby spał i astronom naprawdę chciałby, żeby tak było. Doskonale zdawał sobie jednak sprawę, że były to czcze życzenia, a on nie mógł już nic zrobić. Nie mógł w ogóle nikomu pomóc, bo nie był uzdrowicielem ani nie znał ani jednego odpowiedniego zaklęcia. Był w stanie tylko stać i patrzeć albo płakać, gdy trwał przy małym Lewisie. Gdy tylko zamykał oczy, pod nimi ukazywała się właśnie twarz chłopca - tylko z otwartymi, wodnistymi oczyma. Równie przerażającymi we śnie jak i na jawie. Jayden wzdrygał się za każdym razem i nie pozwalał sobie na sen, bojąc się tego, co tam zobaczy. I tak widok tego wszystkiego miał już nigdy nie opuścić jego wspomnień i chociaż myślał nad myślodsiewnią, zrezygnował. Powinien, musiał o tym pamiętać bez względu na wszystko. Może i bez tego byłoby mu łatwiej, ale postanowił inaczej, chociażby z tego względu, żeby zdawać sobie sprawę, co naprawdę miało miejsce i jakie były skutki niewystarczającego działania lub jego całkowitego braku. Powinien szukać swoich uczniów, powinien się domyślić, że Grindelwald umieścił chociażby część z nich właśnie w Szkole Magii i Czarodziejstwa. Nigdy nie miał sobie wybaczyć tej swojej naiwnej i głupiej bezczynności. Zdecydowanie powinien zareagować, a nie stać i tylko patrzeć. Stać i patrzeć... Wizja podczas nocnej anomalii również trwała w nim, a rozszarpani, dawni znajomi nawiedzali go od czasu do czasu, ogałacając JJa z ostatniego spokoju, jaki został w profesorze. Starał się jakoś nad tym zapanować, ale leżało to zdecydowanie poza jego możliwościami. Nie chciał się też tumanić lekami, dlatego zmęczenie było widoczne już z daleka na wymęczonej, pokrytej kilkudniowym zarostem twarzy.
I chociaż powinien odpoczywać, zrobić sobie przerwę, nie mógł i nie potrafił. Zamiast tego złapał poszedł do skrzydła szpitalnego i poprosił o coś uspokajającego i dającego dużo energii. Pielęgniarka przyniosła mu zgodnie z życzeniem dwa eliksiry, które powinien zażyć oddzielnie. Najlepiej z trzygodzinną przerwą, jednak Jayden zniknął zanim się odwróciła i zdążyła go o tym powiadomić. Razem z nastaniem wieczora, astronom przeniósł się w jedno z miejsc, gdzie zabierał go dziadek na obserwacje nie tylko samego nieba, ale również i dzikiej przygody. To właśnie tam siedząc pomiędzy czerwonymi trawami, Vane wypił obie mikstury, mając nadzieję, że tę noc spędzi równie produktywnie, co każde poprzednie, badając sklepienie i następstwa. Rozsiadł się z notatnikiem, czekając na zajście całkowite słońca. W pewnym momencie poczuł pewien uścisk w żołądku, jednak zbagatelizował to, sądząc, że to z głodu. Nawet nie domyślał się, co niedługo się stanie, gdy wśród wysokich roślin dostrzeże zarys kobiecej sylwetki.


Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4372-jayden-vane#93818 https://www.morsmordre.net/t4452-poczta-jaydena#95108 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-theach-fael https://www.morsmordre.net/t4454-skrytka-bankowa-nr-1135#95111 https://www.morsmordre.net/t4453-jayden-vane
Re: Czerwona Polana [odnośnik]18.08.17 23:42
Lirienne nie robiła w tym miesiącu ani w poprzednim nic produktywnego. Jeśli jednak robiła, we właściwy Rycerzowi sposób, nikt nie miał o tym pojecia, a przynajmniej Ci, którzy celu jej zadań mieli nie znać. Większość osób, maj przywitała z hukiem. Lirienne miała to szczęście, że żadne anomalie bezpośrednio nie dotknęły jej samej. Sytuację znała raczej z opowiadań innych osób. Nie dotknęła jej żadna tragedia, nieszczęścia, niepowodzenia misji. Nic. Powinna więc być potencjalnie bardziej szczęśliwa o innych członków ugrupowania, a jej nastrój zdawał się chwytać społeczne niezadowolenie. Snuła się właśnie na irlandzkich ziemiach, nie zastanawiając się nawet, jak właściwie się tu znalazła. Prawdopodobnie była trzeźwa. Choć i do tego nie miała pewności. Unikała towarzystwa, dając sobie czas do namysłu i uporządkowania swoich myśli. Zbyt długo trwała w chorym upojeniu. Zarówno jej umysł jak i ciało domagało się odpoczynku. Spacer miał jej go zapewnić. Gdyby jednak wiedziała, że w tym miejscu wydarzą się rzeczy, bardziej tragiczne w skutkach niż mająca tu miejsce wieki temu batalia, prawdopodobnie obrałaby dla siebie inna trasę.
Tymczasem niczego nieświadoma, wkroczyła w czerwień otaczających ją kwiatów. Jej wzrok nie od razu dostrzegł pomiędzy pnącymi się w górę roślinami, czyjąś sylwetkę. Mężczyznę zauważyła za późno, żeby go zignorować. A przede wszystkim, zdecydowanie za późno, żeby go minąć. Uderzyła może nie boleśnie, ale ze stwierdzoną frustracją, o jego plecy, zaciskając szczupłe palce na jego ramionach, żeby utrzymać się w pionie. Wzrok miała wyrazisty, kłujący intensywnością zielonych, szeroko otwartych z rozdrażnienia oczu. I chociaż na końcu języka miała już jakąś złośliwość, wstrzymała się, mając dziwne wrażenie, że właśnie milczeniem powinna skwitować teraz obecność mężczyzny. Dlatego westchnęła tylko teatralnie, zawiedziona ironią tej sytuacji. Na ziemi naznaczonej krwią i upodleniem wielu ludzi, nie spodziewała się spotkać żadnej osoby. A już na pewno nie mężczyzny. I nie takiego, którego głębia oczu i dziwnego spojrzenia, budziłaby dziwne, nieprzyjemne i niepokojące mrowienie na jej ciele.
Tak, jakby spodziewała się, że zaraz… stanie się coś niedobrego.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Czerwona Polana [odnośnik]19.08.17 0:10
Ciężko było powiedzieć cokolwiek komuś, kto był pod działaniem eliksiru. Jayden wypił dokładnie dwa, nie znając tego, co razem mogły wywołać. Był za bardzo zajęty, za bardzo bujał w obłokach, żeby się tym przejmować. Miał tyle pracy do zrobienia, tyle gęb do wykarmienia, że nie było go zwyczajnie stać na czekanie, aż łaskawa pielęgniarka powie mu jak zażywać ów leki. Nie słyszał o podobnych komplikacjach ani nikt za nim nie biegł ze strachem w oczach, gdy wyszedł jak gdyby nigdy nic ze skrzydła szpitalnego. Przebywał tam przecież jeszcze pół dnia nim wybrał się na obserwacje, dlatego więc nie spodziewał się niczego zaskakującego. A na pewno nie spodziewał się kogoś jeszcze w tym opuszczonym miejscu. Jak już znajdował się tam tylko on i jego dziadek. Ani razu nie spotkał tam żywej duszy na samotnych wyprawach. Pomimo dziwnej i nieco trwożącej krew w żyłach opowieści tego miejsca lubił tu przebywać. Panowała cisza i spokój. Idealne warunki do naukowej kontemplacji. Do tego czerwone kolory wcale nie sprawiały, że JJ stawał się bardziej podatny na negatywne emocje. A przynajmniej było tak jeszcze miesiąc temu, gdy wszystko wydawało się być dobre. A przynajmniej względnie tak było, bo uczniowie zniknęli, ale Jay nie miał pojęcia, że tkwili i cierpieli zaraz pod jego nosem, a on nic z tym nie zrobił. Nic. Miało go to prześladować do końca życia. Przejechał nieco drążącą ręką we włosach, czując, że dziwne ciepło zaczęło go opanowywać, chociaż temperatura otoczenia wcale nie wzrosła. Czyżby się rozchorował? Zignorował to z chwilą, gdy słońce zaczęło już chować się za horyzontem i jeszcze jakieś pół godziny i będzie mógł podziwiać pierwsze pojawiające się na nieboskłonie gwiazdy. Jayden rozwiązał nieco krawat, który zdecydowanie za bardzo ograniczał mu złapanie oddechu. I była to ostatnia rzecz, którą zrobił świadomie przez następną godzinę.
Nawet nie zauważył zbliżającej się chaotycznie kobiety. Nawet jej nie usłyszał, bo dziwny szum opanował jego głowę i lekko zakręciło mu się w głowie. Wstał więc, by się przejść i polepszyć samopoczucie, gdy ktoś na niego wpadł. Znienacka i bez zapowiedzi. Bez krzyku, bez słowa pisku czy westchnienia. Tak po prostu. Poczuł silny uścisk na ramionach i chciałby przeprosić, powiedzieć coś, zaoferować pomoc, ale nagle jakby dostał silne uderzenie w część potyliczną tłuczkiem. Poczuł dziwną miękkość w nogach i gdyby nie to, że musiał stać, żeby służyć kobiecie za podporę, upadłby na kolana przed nią. Otworzył szeroko oczy i usta, nie wiedząc, co w sumie powiedzieć. Zaschło mu w gardle i chyba jedyne co by teraz z siebie wydobył należało do tych monosylab, które przedłużały się bezkreśnie i niezwykle irytująco. Nie chciał jej irytować. W końcu chyba spotkał w tej chwili najpiękniejszą istotę pod słońcem. Ba! Jayden był przekonany, że patrzy właśnie na gwiazdę, która leciała bardzo długo po nieboskłonie, by upaść niedaleko i przyjść do niego. Jeśli miały jakąś ludzką to formę to właśnie taką. Tkwił tak jak kompletny głupek, ośmieszając się swoim wgapianiem, aż w końcu otrząsnął się. Chociaż było to trudne. Zaraz po spotkaniu miłości swojego życia! Kto by umiał się normalnie zachowywać?!
- Ja... - zaczął, znowu zapominając, co miał i co powinien powiedzieć. - Kim pani jest? - walnął, wciąż czując jak wirowało mu w głowie. Jeszcze chwila i naprawdę tam upadnie jej pod nogi.


Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4372-jayden-vane#93818 https://www.morsmordre.net/t4452-poczta-jaydena#95108 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-theach-fael https://www.morsmordre.net/t4454-skrytka-bankowa-nr-1135#95111 https://www.morsmordre.net/t4453-jayden-vane
Re: Czerwona Polana [odnośnik]19.08.17 0:38
Gdyby Lirienne lepiej znała się na magicznych zwierzętach miałaby wrażenie, że ma do czynienia z czarodziejem inteligencją dorównującym gumochlonowi. Tymczasem, w myślach odbiło jej się jakimś słabym echem, wspomnienie, że ktoś może być na równi z umysłową amebą. Nieznajomość ONMS usprawiedliwiała ją z porównywania jegomościa do mugolskich stworzeń. Szczególnie jeśli takowe porównanie wydawało się dla niej podwójną obelgą, skoro dotyczyło, czegoś, co mugolskie, a jak wiadomo, w łańcuchu pokarmowym mugole zajmowali najniższy szczebel, zaraz po plumkach. Nie wiedziała czy to dobrze, czy źle, że nieznajomy się nie odzywał. Kiedy tak na nią spoglądał, prawdopodobnie nie zdając sobie sprawy z tego, jak śmiesznie przy tym wyglądał, wydawało jej się, że gdyby mógł się teraz odezwać, może udałoby mu się zatrzeć to niepochlebne wrażenie rozmowy z ciężko kapującym garborogiem. Kiedy już jednak jakieś słowa spłynęły z jego ust, straciła pewność, że milczenie było tak złą strategią. Nie powstrzymała się od uniesienia dłoni i przejechania nią po twarzy, przez uchylone palce, spoglądając kontrolnie na cudacznego mężczyznę, jakiego miała przed sobą. Gdyby pamiętała czym jest żal, prawdopodobnie zrobiłoby jej się go teraz szkoda, bo gdyby mocno się wyprostowała, a on mocno się zgarbił i gdyby stanęła jeszcze na kamieniu, mogłaby mu splunąć na czubek głowy i była prawie pewna, że z jakiejś przyczyny mogłoby mu się z tego powodu zrobić przykro, tylko nie wiedziała skąd w niej takie wrażenie.
Chrząknęła niewyraźnie, ulegając pokusie wykonania takiej czynności w praktyce i pokręciła z rezygnacją głową. Czy mężczyzna mógł wyglądać jeszcze bardziej głupio niż zabrzmiał?
Nie przejmuj się, mnie tu nie było.
Było coś nienormalnego w jego spojrzeniu. Jakaś mgła otaczała jego tęczówki. Wolała nie sprawdzać czego ten obłęd dotyczył. Życie nauczyło ją, że szaleństwa innych należy unikać. A choć na taktyczny zwrot miała całą polanę, nie była pewna, ogrom możliwych do obrania kierunków ją pokonał, bo dalej stała w miejscu.
I kiedy zdała sobie z tego sprawę, było już za późno. Bo zdała sobie sprawę z tego, ze bardziej niż ten mężczyzna wprawił ją w chwilowe osłupienie, zwyczajnie ją rozbawił, bo kąciki ust unosiły jej się w drobnym uśmieszku.
Przez Ciebie śmiesznie się czuję. Spróbuj nie zaślinić tych kwiatków. Ziemia zbroczona jest tu krwią, nieokazaniem szacunku byłoby, gdybyś zwilżył ją jeszcze nutką swojego obłąkania.
Poklepała go pocieszająco po ramieniu i wyminęła go, w celu znalezienia odludnionego miejsca nie tylko definicji, ale też i w praktyce.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Czerwona Polana [odnośnik]19.08.17 1:00
Umysł Jaydena zmienił się o sto osiemdziesiąt stopni i to nie w stronę mrocznej niewiadomej tylko właśnie w coś tak wydziwnionego jak zakochanie. Co w wersji profesora raczej nie było zbyt bezpieczne ani dla niego, ani dla otoczenia. Że też nie zaczekał na wyjaśnienia ze strony pielęgniarki... Jednak miał też to nieszczęście, lub szczęście jeśli miało się jego aktualny stan umysłu na myśli, że spotkał kobietę na swojej drodze. I to w dodatku w miejscu gdzie nikt normalnie nie bywał. To rozumowanie podsunęło mu właśnie wyjaśnienie z gwiazdą. No, bo kto inny równie piękny i wspaniały mógł się tutaj pokazać? No, nikt, prawda? Gdyby trzeźwość umysłu trzymała się go w tym momencie tak jak dziwny stan delirium, lekko by to go zaskoczyło, ale jedynie zamienił kilka słów z nieznajomą i życzył jej dobrego dnia. Lub wieczora. Zamiast tego miała takiego pecha, że pojawiła się właśnie w tym momencie i w ty miejscu. Dla Vane'a było to istne błogosławieństwo i odpowiedź na liczne błagania. Oczywiście żadnych takich nie składał, ale umorzony umysł wiedział, co chciał i wszystko układał pod siebie. Zapewne przytaknąłby na każde słowo, które wypłynęłoby z ust nieznajomej. Nawet jeśli obrażałaby astronomię, wybaczyłby jej. W końcu była taka piękna... Westchnął głęboko, czując się dziwnie otępiale, ale równocześnie niesamowicie przyjemnie. Czy można było czuć zimno i ciepło w tym samym momencie? Albo radość i jakiś smutek? Dziwne. Nigdy tego nie czuł, a w obecności tego zjawiska, tłoczyło się w nim pełno emocji i uczuć, które normalnie były sobie przeciwne. Tak teraz było to niezwykle... Naturalne.
- Zaczekaj - rzucił nieco tęsknie za nią, gdy tak zwyczajnie go wyminęła. Tak zwyczajnie... No, przecież nie mógł pozwolić jej odejść. Nie teraz! Nie nigdy! Odwrócił się za nią, by zdecydować się na towarzyszenie jej ramię w ramię. Lub właściwie gdyby mu się nie udało jej dogonić, położyłby się na ziemi i rozpłakał. Z głęboką chęcią zwyczajnego zapadnięcie się głęboko w sobie, byle tylko zapomnieć o nieszczęśliwej miłości. I słuchał jej słów, które normalnie powinny dać mu do zrozumienia, żeby się odczepił, ale on słyszał jedynie Pleple. Jestem taka piękna, a teraz idę być jeszcze wspanialsza gdzie indziej. Pleple. Nic dziwnego, że wpatrywał się w nią jak ciele w malowane wrota, nie dopuszczając do siebie prawdziwego przekazu. - Zostań ze mną jeszcze trochę - powiedział, a oczy zaświeciły mu się jak dwie gwiazdy. Nie zamierzał jej powstrzymywać, a przynajmniej jeszcze nie. Zresztą gdyby się chociażby lekko skrzywiła, złamałaby mu serce. W pewnym momencie jednak wyszedł nieco bardziej jej naprzeciw i stanął. Lub właściwie opadł na jedno kolano i westchnął głęboko. - Kocham panią - powiedział bez zająknięcia. Nawet nie znał jej imienia, ale nie miało to znaczenia. Tak boska istota musiała się równie wspaniale nazywać. Do kochania jej nie potrzebował go.


Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4372-jayden-vane#93818 https://www.morsmordre.net/t4452-poczta-jaydena#95108 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-theach-fael https://www.morsmordre.net/t4454-skrytka-bankowa-nr-1135#95111 https://www.morsmordre.net/t4453-jayden-vane
Re: Czerwona Polana [odnośnik]22.08.17 21:23
Jeden krok, dwa kroki, trzeci krok. Nie musiała długo czekać, żeby oprócz swoich stąpień na podłożu usłanym czerwonymi kwiatami, usłyszeć za sobą również czyjeś, bardziej żywe, jak czerwień, działająca pobudzająco na jej zmysły. Dynamiczna barwa kwiatów, powinna wywoływać w niej negatywne emocje, a zamiast tego, sięgała po wrażenia równie wartkie, ale mniej agresywne. Pokręciła dlatego z otwartym załamaniem głową na boki, rozrzucając włosy do tyłu, na ramiona, mając nadzieję, że ciemna kaskada włosów, tak ostentacyjnie zasłaniająca widok na jej twarz, zniechęci mężczyznę do szukania jej wzroku i jej uwagi. Bezskutecznie, bo zaraz ją dogonił, dotrzymując jej kroku. Zaskakujące]. Bo kiedy mu się przyjrzała, jego chód był trochę mniej pewny od jej. Ona przedzierała się przez gęstwinę czerwonych pąków bardzo zwinnie, natomiast mężczyzna, zdawał się, jakby toczyć do przodu. Wtedy to dojrzała, nieprzytomne majaki w jego spojrzeniu i gęstą mgłę otaczającą jego tęczówki. Jakby był na haju, albo ktoś potraktował go Imperiusem.
Zatrzymała się. Bardziej z musu, niż z wyboru, bo właśnie zagrodził jej drogę i skupiła wzrok głębiej na jego tęczówkach. Przechyliła głowę lekko na bok, zmieniając kąt patrzenia i…
Och… — to nie był wyraz zaskoczenia w jej słowach. To westchnienie, z jakiegoś powodu w jej wykonaniu zabrzmiało bardzo obojętnie. Nieczule, jak na kogoś, komu inny czarodziej właśnie wyznawał miłość. Lirienne starała się podejść do tego poważnie, ale nie mogła nie wykpić tego nagłego zwierzenia.
To nie powinno Cię upoważnić do zwracania się do mnie po imieniu?
Westchnęła, tym razem naprawdę, nie wiedząc co gorsze, zignorowanie go i narażenie się na większe szaleństwa, czy wejście w jego grę. Dlatego następne słowa dodała z większą rozwagą.
W takim razie, zrobisz coś dla mnie… — zawiesiła ton, taksując go spojrzeniem od góry do dołu, a że jedyne co rzuciło jej się w oczy bardziej charakterystycznego w jego wizerunku, to notatnik jaki trzymał w ręku i wystająca część pergaminu przedstawiająca albo rozkład piegów na jego ramieniu, albo konstelację, zaryzykowała określeniem: — …. Gwiazdeczko?
Gość
Anonymous
Gość
Re: Czerwona Polana [odnośnik]23.08.17 9:03
To wszystko było jak dziwny sen. Nawet otoczenie i cały obraz zaszedł mu lekką mgłą, ale przy okazji był to wspaniały sen. Jakby tysiące mgławic nagle ukazało mu się jedna za drugą. Jay czuł, że mógł je dotknąć w tym momencie, gdyby tylko wyciągnął rękę. To było tak dziecinnie proste, a przy okazji niemożliwe z logicznego punktu widzenia... No, bo... Albo one przyszły tutaj, na czerwoną polanę albo on przeniósł się wysoko w niebo ku nim. Obie wersje były nieprawdziwe, ale chciałby, żeby tak piękny widok nigdy nie odchodził. Do tego słyszał w tle jakąś przyjemną, delikatną melodię, która sprawiała, że niemal płynął, a nie szedł. Czy znowu dał się omamić syrenom? Ale z tego co pamiętał, w pobliżu nie było żadnych jezior. I czemu w ogóle o tym myślał? Powinien się skupić i skupiał się na rozpostartym przed nim kosmosem, do którego nigdy nie będzie w stanie dotrzeć. I nawet jeśli to był sen, to naprawdę bardzo piękny sen. Tak właśnie czuł się Jayden. Ten prawdziwy, a nie otumaniony i niekontrolujący swoich odruchów w stosunku do kobiety, która na swoje utrapienie właśnie się tutaj zjawiła. Nigdy by przecież nie zrobił czegoś tak odmiennego od wszystkiego, co się działo w jego życiu. Skąd jednak miał wiedzieć, co się wydarzy, jeśli wypije na raz dwa eliksiry lecznicze? Czy wyznanie miłości pierwszej spotkanej osobie, na jaką się trafi nie było absurdalnym pomysłem na ów skutek uboczny? A jednak to się działo. Poza jego kontrolą, gdy umysł i ciało były oddzielone w tak gwałtowny i radykalny sposób jakby dwie postaci zamieszkiwały teraz osobę profesora. Nieważne jak bardzo by chciał wrócić do normalności to... Nie udałoby mu się, bo oddzielone części jego samego były zadowolone ze stanu, który je ogarniał.
- Hm? - mruknął jedynie wciąż oczarowany napotkaną osobistością. Oczy wciąż miał szeroko otwarte i wlepione w postać przed sobą. Zupełnie jakby wyczekiwał jakiegoś słowa z jej ust. Jakiegokolwiek, a gdy usłyszał gwiazdeczko, jego twarz rozjaśnił uśmiech jakby naprawdę podarowała mu najwspanialszy meteoryt na świecie. Działanie eliksirów niedługo miało się zakończyć, więc oboje mieli zostać uwolnieni w pewien szczególny sposób. JJ jednak wciąż trwał w swoim stanie, ciesząc się ze wszystkiego jak małe dziecko. Czyli bardzo typowo dla niego. W tym wypadku jednak wszystko było nakierowane właśnie na postać kobiety. - A wyjdziesz za mnie? - wypalił, nim poczuł dziwne uczucie w żołądku, a później głowa zaczęła mu ciążyć, gdy efekty magii zaczęły powoli znikać.


Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4372-jayden-vane#93818 https://www.morsmordre.net/t4452-poczta-jaydena#95108 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-theach-fael https://www.morsmordre.net/t4454-skrytka-bankowa-nr-1135#95111 https://www.morsmordre.net/t4453-jayden-vane
Re: Czerwona Polana [odnośnik]23.08.17 23:25
Tej niepewności, jednak całkiem w ogóle niewzruszonej, było w niej całkiem sporo, ponieważ teraz przez krótki moment zastanawiała się nad tym czy dotarło do niego chociaż jedno wypowiedziane przez nią słowo. Zaraz jednak, kiedy uznała odpowiedź na tą kwestię za nieistotną, po prostu skoncentrowała się na obserwowaniu go niczym najśmieszniejsze zjawisko. Tak, jakby patrzenie na kogoś znajdującego się w jego stanie miało ją czegoś nauczyć. Czy to było szaleństwo? Wpływ magii, czy po prostu… ekscentryczność? Podłoże psychologiczne mężczyzny przez chwile wydało jej się intrygujące. Tak, jakby uczyła się zapamiętywać te wszystkie pojawiające się na twarzy mężczyzny emocje. Radość, oczarowanie, ciepło, zachwyt. Dobrze je rozpoznawała? Tak rzadko te same uczucia dotykały jej osobę, nie pamiętała kiedy ostatnio. Potrafiła je rozpoznać, ale czy pamiętała jak je odczuwać. Splotła ręce na piersi, biorąc jakąś lekcję z tej ferii rażących emocji na twarzy nieznajomego i przechyliła głowę w bok, przecierając zmęczone tym obrazem oczy. Rozbawienie minęło tak szybko, jak się pojawiło. Zauważając, że mężczyzna nie podłapywał wcale jej złośliwości, pozbawiła się całkowicie wywołanej tym zabawy.
Nie — rzuciła dobitnie szczerze, bez zawahania, trochę mechanicznie, zbyt obojętnie. Nawet on musiał przecież wiedzieć, że kobieta się na to nie zgodzi. Rozluźniła ręce, puszczając je wolno wzdłuż ciała, na moment przed tym, jak jedną dłoń oparła na swoim biodrze. Nie przejawiała żadnej pogardy w spojrzeniu, ani już nawet nie pobłażania. Patrzyła na mężczyznę z góry, postanawiając chociaż wyciągnąć jakąś korzyść z tego spotkania.
Nazywasz się Jayden Vane?
Słowa wyrzuciła nagle, odkrywając w końcu w sobie przyczynę, dla której jeszcze nie spławiła delikwenta i dopiero wtedy jej usta znów wykrzywił uśmiech zadowolenia. Nie dała mu czasu na odpowiedź. Oczywiście, że to musiał być Jayden Vane. Nie było mowy o pomyłce. Musiała przeczytać wiele artykułów z jego udziałem, choć ich tematyka nie zaszła jej głęboko w pamięć.
Fantastycznie.
Wyraziła swoją opinię jeszcze zanim zdążył potwierdzić jej słowa.
Bo pamiętasz jak się nazywasz, prawda? — dodała już z rozmysłem po momencie, uznając, że ta kwestia jest wcale niegłupia do rozjaśnienia. W końcu nie zachowywał się tak, jakby wiedział co się wokół niego dzieje.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Czerwona Polana [odnośnik]24.08.17 0:10
Można było powiedzieć wiele o Jaydenie, ale słowo ekscentryczny pasowało bardziej niż szyte na miarę spodnie. W końcu z dziwnych, nieprzewidywalnych wręcz zachować składał się cały profesor i mógł się o tym przekonać każdy, kto miał szczęście z nim przebywać. W tym momencie trudno było mówić o szczęściu w stosunku do Lirienne i jej tragicznego wręcz położenia. Nawet gdyby JJ był jednak przy trzeźwym umyśle, musiałaby zauważyć, że niekomicznie wpisywał się w schemat zwykłego, szarego obywatela magicznego świata. Wiadomo było nie od dziś, że czarodzieje różnili się od mugoli, ale nie byli tak oryginalni. Vane był jednak kolejnym odstępstwem ze swoim prostym i nieskomplikowanym podejściem do życia, miłością do astronomii i wiary w to, że nic nie dzieje się przypadkowo. Wszystko musiało iść do przodu bez względu na to, co robiłby człowiek by to zmienić. Nie oznaczało to jednak, że poddawał się ślepo losowi. Dobry koniec musiał mieć pomoc. A on nie zamierzał biernie patrzeć na zło, które zalewało jego ukochany kraj. Już dość się napatrzył podczas transportu dzieci odbitych podczas odsieczy. I dość pozostawał ślepy na los innych. Nie mógł wtedy pomóc swoim uczniom - dzieciom, za które był odpowiedzialny i za które mógłby oddać życie. A potem jeszcze przyszła tamta noc... Kolejna, która potrząsnęła nim brutalnie i bez wyczucia. Ale świat taki nie był, nie czekał grzecznie z otwartymi ramionami, by powiedzieć mu o jego powinnościach. Zawiódł i ponosił teraz tego konsekwencje.
Chwilowo o tym nie pamiętał, mając głowę zajętą mieszanką eliksirów. Mimo to ich działanie powoli przemijało. Zanim też delikatne serce Jaydena runęło na ziemię roztrzaskane na miliony kawałków, jego umysł wrócił do dawnego, właściwego już toru, a astronom potrząsnął głową, chcąc pozbyć się ostatniego, dość silnego szumienia w uszach, które wyrwało go z pięknego snu o mgławicach. Zamiast tego zamrugał parę razy i zrozumiał, że patrzy na nieznaną sobie kobietę. I to z poziomu znacznie niższego niż normalnie powinien. Albo była jakąś olbrzymką, albo on się skurczył. Spojrzał więc w dół i zobaczył, że klęczy na jednym kolanie, więc zmarszczył brwi i szybko wstał, otrzepując się z trawy, myśląc gorączkowo o tym co się wydarzyło. Już niedługo miał sobie wszystko przypomnieć, a gdy obrazy powoli układały mu się we wspomnieniach, usłyszał swoje imię i nazwisko, więc podniósł spojrzenie na towarzyszkę nieco zaskoczony.
- Zgubiła pani coś? - spytał, sądząc, że to jedynie mogło wyjaśniać jego pozycję. No, bo chyba nie prosił jej o rękę... I koniec. To był absolutny koniec, bo Jay nabrał powietrza i zapowietrzył się przy tym tak, że nie mógł powiedzieć słowa przez następne parę chwil. Wiedział, że musiał wyglądać głupio, przez co spalił się ze wstydu. Oczywiście, że było to również spowodowane wszystkim co powiedział wcześniej i co zrobił, dlatego zaraz zaoponował:
- Przepraszam panią bardzo! Nie wiem co we mnie wstąpiło! Jeszcze raz tak bardzo mi przykro... To było... No... Nigdy bym pani tego nie zrobił! Nie poprosił o rękę!
Ugryzł się w język zbyt późno, ale chciał się ratować czymkolwiek, co zostało mu w odwecie. Gubił się w słowach i nie mógł patrzeć kobiecie w twarz, przypominając sobie wszystko od chwili wypicia eliksirów. Czemu nikt mu nie powiedział, co się wydarzy?! A teraz jeszcze wypowiedziała jego imię... Nie widział jej uśmiechu. W ogóle nie chciał na nią patrzeć! Roweno... On naprawdę wyznał jej miłość? I powiedział, żeby za niego wyszła? Policzki chyba zlały mu się z kolorem trawy.
- Eee... Mmm... Tak - odparł na koniec, nie wiedząc co ze sobą zrobić. Przejechał jedynie dłonią we włosach, czując jak bardzo w tej chwili się wygłupił. Z chęcią stałby się niewidzialny i poprosił kobietę, żeby o nim zapomniała. Ale niestety znała jego imię. Czyżby się przedstawił w międzyczasie? O, ironio... Położył sobie dłoń na czole, starając się uciec przed kobiecym spojrzeniem najdalej jak to tylko było możliwe. Nie spodziewał się jednak, że w tym samym czasie zabierze go z czerwonej polany czkawka. Hyp i stał po kolana w jeziorze obok Hogwartu. Vane odetchnął, czując, że to nie był jego dzień.

|zt


Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4372-jayden-vane#93818 https://www.morsmordre.net/t4452-poczta-jaydena#95108 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-theach-fael https://www.morsmordre.net/t4454-skrytka-bankowa-nr-1135#95111 https://www.morsmordre.net/t4453-jayden-vane
Re: Czerwona Polana [odnośnik]23.04.18 11:35
Hortensja Holt nie była tego dnia zadowolona. Właściwie, nie była zadowolona od około dwustu lat, od kiedy to porzuciła ziemską powłokę na rzecz niematerialnej zbitki rozżalenia, które na stałe przykuło ją do świata żywych. Skazując na tułaczkę, tylko sporadycznie umiloną kontaktem z innymi duchami. Zazwyczaj dystansowała się od tej zgrai, woląc samotne nieżycie, spędzane albo na rozpaczliwym szlochu albo na przesiadywaniu na zapomnianych, zgniłych i mocno zniszczonych trybunach boiska Quidditcha w rodzinnej miejscowości. To tam poznała swojego ukochanego, starego Billa, gwiazdę Pustułek; mężczyznę, dla którego straciła głowę od razu. Później także dosłownie, gdy ideał człowieka, o jasnych włosach, ciemnych oczach i pstrokatej apaszce zawsze filuternie owiniętej wokół szyi śmiał ją zdradzić. Nie mogła przeżyć tego zawodu, umarła z goryczy, dosłownie, sądząc, że nie uda się jej zabić tak do końca, a Bill opamięta się, czuwając przy jej wezgłowiu. Niestety, połknięty trujący eliksir okazał się zbyt silny a Hortensja odeszła, choć nie na dobre. Powróciła, by prześladować Billa a potem jego dzieci, co też czyniła bez ani odrobiny nudy.
Także dziś; wśród pojedynkujących się czarodziejów zamierzała odnaleźć prapraprawnuczkę Williama. Słyszała co nieco o niej, miała nazywać się Marianne, Marjorie a może Melisa i także grać w Quidditcha, Holt krążyła więc jak jastrząb wśród duchów i ludzi zajmujących polanę.  Słońce świeciło zbyt jasno, odbijając się od śniegu, co czyniło ją jeszcze bardziej przeźroczystą, słyszała jednak dokładnie plotki, owacje oraz pohukiwania duchów. Ktoś szeptał o jakiejś graczce Quidditcha, która właśnie zeszła z pola bitwy i Hortensja od razu pomknęła w tamtą stronę, przelatując przez wyraźnie naburmuszoną dziewczynę.
- Grasz w Quidditcha, dziewczynko? - spytała pozornie słodkim tonem, zatrzymując się w końcu tuż przed blondyneczką, przeszywając ją oceniającym wzrokiem. Ach, ta nowa moda. Sama Hortensja miała na sobie długą, powłóczystą choć wyraźnie biedną suknię oraz bardzo wyfiokowany kapelusz z woalką, ten sam, który założyła, by pięknie wyglądać, gdy odnajdą ją zatrutą. Skąd mogła przepuszczać, że ubranie, które pieczołowicie przygotowała, by zawrócić w głowie zrozpaczonemu Billowi, stanie się jej ubraniem do trumny?


I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Czerwona Polana 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Czerwona Polana [odnośnik]24.04.18 11:24
Mieli to nieszczęście, że drużynie przeciwnej przyszło rozpocząć bitwę na ścieżki; Maxine rozejrzała się czujnie po przeciwnikach, uchwyciła rozbawione spojrzenie Freda i wiedziała już w którą stronę poleci jego śnieżka. Nie szkodzi, była dość zwinna i szybka, aby umknąć nawet jego podkręconej śnieżce, a przynajmniej tak się jej zdawało; nie spodziewała się jednak, ze na cel wybierze ją także Sophia, kapitan drużyny przeciwnej. Czy to w ogóle było zgodne z zasadami? Zanim zdążyła wymyślić w którą stronę umknąć, ich świetnie podkręcone śnieżki ją trafiły, a gwizdek oznajmił, że to dla niej koniec gry. Nie mogła w to wręcz uwierzyć.
Co za przebiegłe świnie.
Twarz Maxine natychmiast spowił grymas złości i niezadowolenia. Dwóch na jedną? Świetnie. Brwi zmarszczyły się gniewnie, a policzki poczerwieniały, po części z zawstydzenia, a po części z gniewu. Nie spodziewała się, że odpadnie tak szybko, nie ona. To nad wyraz nieskromne z jej strony, lecz czuła się mocnym filarem tej drużyny - w końcu to ona na co dzień trenowała umykanie tłuczkom na boisku i najbardziej odważne akrobacje podczas lotu na miotle. W powietrzu zwinna jak ptak, na ziemi okazała się za wolna. To pewnie przez to Carter z Foxem rzucili się na nią we dwoje - stwarzała dla nich za duże zagrożenie. Schodząc z boiska zadarła wysoko brodę i już i tak zadarty nos. Ona im jeszcze pokaże. Dwóch na jedną, dobre sobie. Ciekawe, czy w uczciwej grze byliby tacy sprytny. Oddalając się z boiska czuła jak pieką ją od rumieńców policzki; miała wrażenie, że czuje na plecach spojrzenia tych, których nie cierpiała i którym jej porażka z pewnością sprawiła wiele radości - Hannah i Billego zdecydowanie nie chciała teraz oglądać.
Straciła także ochotę na jakąkolwiek grę w cholerne śnieżki. Odmaszerowała ku polanie, gdzie czekał na bawiących się poczęstunek, naciągając mocno brązową czapkę na uszy. Wykrzyczano głośno jej nazwisko, niektórzy ją rozpoznawali i szeptali wokół, a Max miała ochotę ich wszystkich zakopać w głębokich zaspach śniegu. Ubrana w mugolskie spodnie i gruby kożuch podeszła do stolika, łapiąc pudełko z czekoladową żabą i zamierzając ukoić gorycz porażki słodką czekoladą na języku, lecz usłyszawszy nad uchem kobiecy, śpiewny głos, zmuszona była przenieść na jego źródło swoją uwagę.
- Dziewczynko? - odparowała ostro, niezbyt przyjemnie; nie spodobał się jej protekcjonalny ton głosu kobiety. - Gram. Chciałaby pani autograf? - poprawiła się szybko, spytała na pozór uprzejmie, lecz z nutą złośliwości; nie potrafiła powstrzymać także mimowolnego wzdrygnięcia się. Tyle lat w świecie magii, a ona wciąż nie mogła przywyknąć do obecności istot takich, jak Hortensja.



That girl with pearls in her hair
is she real or just made of air?

Maxine Desmond
Maxine Desmond
Zawód : Szukająca Harpii z Holyhead
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna

she's mad, but she's magic
there's no lie
in her fire

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
mad max
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5560-maxine-desmond https://www.morsmordre.net/t5599-leopoldina#130569 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f103-swansea-st-helen-avenue-7 https://www.morsmordre.net/t5601-skrytka-bankowa-nr-1376#130573 https://www.morsmordre.net/t5600-maxine-desmond#130571
Re: Czerwona Polana [odnośnik]24.04.18 12:42
Z nieodległej polany, na której rozgrywał się zapierający dech w piersiach śnieżkowy mecz, dochodziły coraz głośniejsze dźwięki. Krzyki, niosące się echem śpiewy, piski uciechy i gwizdy, ba, Hortensja była przekonana, że zdołała wyłapać w mroźnym powietrzu także jakiś okropny wulgaryzm, od którego każdej nadobnej dzierlatce uschłyby uszy. Doprawdy, kolejne pokolenia czarodziei traciły dobre maniery, zamieniając się w grupę paskudnych wozaków. Może to dobrze, że nie zdołała zamienić się w podobne gałganiarstwo, na zawsze pozostając uprzejmą, dobrze wychowaną i spokojną? Hortensja westchnęła ciężko nad współczesnymi obyczajami, nieco żałując, że jednak pozwoliła sobie na chwilę słabości i przyfrunęła na skraj lasu, wiedziona chęcią zemsty oraz wyrównania rachunków sprzed prawie dwóch stuleci. Czy chwilowa satysfakcja była warta znoszenia niewygody przebywania wśród ryczących wariatów? Zasępiła się nieco, lecz gdy tylko ujrzała Marianne - lub Marjorie - na jej ustach wykwitł paskudny uśmieszek.
Oczywiście, że to ona. Wszędzie rozpoznałaby ten prosty nosek, linię żuchwy i modre oczy. Takie same, jak miał przeklęty William, niech mu ziemia ciężką będzie a na jego potomstwo spadną wszystkie klątwy wymyślane przez nokturnowe szczurzyska.
- Autograf? - wytrzeszczyła oczy na niezadowoloną dziewczynkę. Sprawiała wrażenie pochmurnej, gotowej zaraz kopnąć stojący nieopodal stoliczek z ciasteczkami albo zapleść ręce na piersi i łypać na wszystkich spode łba - lecz cóż, nie powinna spodziewać się manier po kimś, w czyich żyłach płynęła zdradziecka krew Williama. - Jesteś taka sama jak on, łasa na popularność, łasa na komplementy....Ty mała, szczwana zdradziecka... - zaczęła wysokim głosem, porzucając dalsze próby upewnienia się, że faktycznie ma do czynienia z czystokrwistą praprawnuczką mężczyzny, który złamał jej serce. Hortensji zabrakło jednak określeń, mogących oddać całą pogardę, jaką czuła do tego diabelskiego nasienia, zapowietrzyła się więc i zbladła, przez co stała się właściwie niewidoczna na tle śniegu. - Jesteś taka sama jak twój praprapradziadek! Taka sama! Na pewno zrzucasz wszystkich z mioteł a potem zdradzasz! - powtarzała w nieskończoność, zaczynając zawodzić, z trudem powstrzymując szloch. Kilka duchów obejrzało się na Maxine ze współczuciem, kilka wywróciło oczami a większość dyskretnie odsunęła się od rozpaczającej panny Holt. Duch próbował chwycić Maxine za ramię i potrząsnąć nią, lecz na nic zdały się te próby - co wywołało u Hortensji kolejny napad płaczu.


I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Czerwona Polana 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Czerwona Polana [odnośnik]25.04.18 21:41
- To będzie raczej trudne, skoro masz jak go wziąć - zauważyła Maxine, uparcie ignorując niezadowolony ton ducha. Jeszcze nie miała pojęcia o cóż może chodzić; niematerialna w tej swojej sukni z zeszłego tysiąclecia i staromodnej fryzurze nie wyglądała na fankę quidditcha - ani sprzed wieków, ani tym bardziej teraźniejszą. Panna Desmond, że zbłąkana dusza była zwyczajnie znudzona (co bynajmniej jej nie dziwiło, wędrówka przez wieki w niematerialnej postaci mogła być z pewnością nużąca), a podsłuchując cudze rozmowy, dowiedziała się, że pośród tłumu znaleźć można słynną graczkę i zapragnęła uciąć sobie z nią pogawędkę, by zabić czas i nieco się rozerwać. Przypuszczenia Maxine były jednak nadzwyczaj błędne, rozmyły się z chwilą, w której dostrzegła w oczach Hortensji niezliczone pokłady gniewu i niewytłumaczalnej pretensji.
Zdębiała, gdy duch wysokim głosem zaczął te pretensje z siebie wyrzucać, pretensje, które z pewnością nie powinny być zaadresowane do niej. Zamrugała kilkakrotnie, szeroko otwartymi oczami wpatrując się w to, co po Hortensji Holt na ziemskim padole pozostało, a było to trudne, gdy kobieta stała się na tle śniegu niemal niewidoczna. - Co? - bąknęła niezbyt przytomnie, a czekoladowa żaba z pudełka, które zdążyła w międzyczasie rozchylić, czmychnęła unikając losu pożarcia przez Maxine. - Jak kto? - spytała niezbyt przytomnie, zastanawiając się, kogo Hortensja mogła mieć na myśli. Kolejne słowa żałosnego zawodzenia panny Holt naprowadziły ją jednak na trop, połączyła jedno z drugim i zaczęła domyślać się co mogło być przyczyną tego bardzo dziwnego wybuchu.
Mężczyzna, a jakże.
- Zaszło nieporozumienie - odezwała się ostro, stanowczo, chcąc ukrócić to zawodzenie i szloch; nie miała jednak serca z kamienia, smutek w oczach Hortensji i tak jawna rozpacz wzbudziły w niej pewne... współczucie? Wzdrygnęła się, kiedy duch próbował złapać ją za ramię. Nigdy się do tego nie przyzwyczaję, pomyślała ze złością, czując się tak, jakby zanurzyła rękę w wiadrze pełnym lodowatej wody. - Jedyne do czego mój prapradziadek używał miotły, to zamiatanie. Był mugolem. Tak jak mój ojciec i matka. Z całą pewnością nikogo nie zrzucał z mioteł, ani tym bardziej nie zdradzał. Musiałaś mnie z kimś pomylić - wytłumaczyła cierpliwie; duch Hortensji wyraźnie miał złamane serce - ona też miała, a wizja smucenia się przez to przez całe wieki napawała ją takim współczuciem, że zdecydowała się podejść do Hortensji łagodnie.



That girl with pearls in her hair
is she real or just made of air?

Maxine Desmond
Maxine Desmond
Zawód : Szukająca Harpii z Holyhead
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna

she's mad, but she's magic
there's no lie
in her fire

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
mad max
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5560-maxine-desmond https://www.morsmordre.net/t5599-leopoldina#130569 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f103-swansea-st-helen-avenue-7 https://www.morsmordre.net/t5601-skrytka-bankowa-nr-1376#130573 https://www.morsmordre.net/t5600-maxine-desmond#130571
Re: Czerwona Polana [odnośnik]26.04.18 8:27
Impertynencka uwaga dziewuszyska zakłuła ją prosto w zgorzkniałe latami zamartwiania się serce. Większość duchów wykazywała szczególną wrażliwość na sugestie co do swojej niematerialności oraz na odmawianie im rzeczywistych przyjemności bądź działań, Hortensja nie wyróżniała się z tego grona. Tęskniła za smakiem nawet najprostszych potraw, za schłodzonym napojem w upalny dzień, za ciężarem przedmiotów w zmęczonych dłoniach - za wszystkim, czego nie lubiła za swojego życia, a za co teraz oddałaby naprawdę wiele. Była kapryśna, niezdecydowana i nieznośna, grymasiła, nie tylko przy jadalnianym stole i poniekąd rozumiała, że koszmarną wstrzemięźliwością od bodźców wszelakich płaciła za swe występki. Co nie oznaczało, że zamierzała spokornieć, o nie, trzymała brodę niezwykle wysoko, udając, że okrutna sugestia dzierlatki w ogóle jej nie zraniła. Półprzeźroczystość twarzy miała jednak swoje plusy, zwłaszcza w dziedzinie skrywania prawdziwych emocji, jedynej faktycznej przesłanki, pozwalającej istnieć zabłąkanym duszom, rozpaczliwie chwytającym się przeszłości.
- ...i nie nauczył cię nawet, że nie mówi się co, tylko słucham! - Gdy już zaczęła, przerwanie monologu nie wchodziło w grę, zatrzymywała się tylko na krótkie momenty, by zaczerpnąć oddech. Z przyzwyczajenia, rzecz jasna, bowiem gdyby zdała sobie sprawę z tego, że na dobrą sprawę nie potrzebuje spokojnego wdechu, by perorować, skończyłoby się to dla Maxine znacznie gorzej. W tych antraktach na szczęście mogła usłyszeć przebłyski zdrowego rozsądku, chociaż w pierwszych - potwornie długich - chwilach, nie do końca rozumiała, co Marianne lub Marjorie ma jej do przekazania. - Mugolem? - Hortensja wytrzeszczyła w końcu oczy, przestając kręcić się wokół dziewczyny i zawodzić tak, że zapewne słyszano ją po drugiej stronie lasu. Wręcz zamarła, łypiąc na swą niedoszłą ofiarę najpierw z wyraźnym zaskoczeniem, potem z pewnym zawstydzeniem, a finalnie - z wyraźną niechęcią. Miała do czynienia z kimś brudnokrwistym, z kimś, kogo przeniknęła. Wzdrygnęła się; wychowana w rodzinie pielęgnującej szacunek do czystej krwi, wpatrzonej w arystokratycznych lordów, wychowana w czasach jeszcze mocniej konserwatywnych, nie wyobrażała sobie dalszego prowadzenia dyskusji z pomyloną prapraprawnuczką Williama. Po raz ostatni obrzuciła dziewczynę - dość miłą, co zignorowała - piorunującym spojrzeniem, po czym, zażenowana, polewitowała szybko w stronę gęstszego lasu, dopiero tam rozpłakując się ponownie.

| ztx2


I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Czerwona Polana 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Strona 1 z 4 1, 2, 3, 4  Next

Czerwona Polana
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach