Wydarzenia


Ekipa forum
Oranżeria
AutorWiadomość
Oranżeria [odnośnik]27.12.17 14:16

Oranżeria

To pomieszczenie przylegające do zamku, otoczone grubymi, przeszklonymi ścianami i wypełnione roślinnością. Centralny punkt zajmuje oczko wodne, a bliżej szklanych ścian rosną rozmaite, w większości magiczne rośliny. Pomiędzy roślinnością a stawem znajduje się wolna przestrzeń, w której znajduje się stolik oraz miękkie kanapy i fotele, zabezpieczone czarami przed obecną tu wilgocią. W oranżerii żyją też kolorowe motyle. To dobre miejsce do wypoczynku w otoczeniu roślin; nawet zimą jest tu bardzo ciepło.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Oranżeria Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Oranżeria [odnośnik]27.08.18 13:54
24 VIII

Kolejna wizyta w Ambleside nie przypominała tej pierwszej, gdy musiał przemknąć się jednym z bocznych wejść, aby przypadkiem nikt go nie przyuważył. Wtedy szedł jednym z wąskich korytarzy, jednym z nielicznych, na którym nie można było uświadczyć obrazów w swoistej świątyni sztuki, bo nawet postacie poruszające się na płótnach obrazów nie mogły go zobaczyć, aby nie przekazały wieści o zaskakującej wizycie dalej. Coś ekscytującego było w przekradaniu się do rezydencji Fawleyów, z którymi Blacków nigdy nie łączyła żadna zażyłość. Właściwie stosunki pomiędzy tymi dwoma rodami zawsze były napięte, jednak ostatnimi czasy coś się zmieniło i to wyraźnie na lepsze, dając szansę na ich poprawę. Był przekonany, że prędzej czy później niektóre rody pójdą po rozum do głowy i staną po właściwej stronie, wciąż jednak informacje płynące ze stron Walczącego Maga były dla niego zaskakujące. Zainteresowani prawie wyłącznie sztuką Fawleyowie, rzadko mieszający się w politykę, nagle jasno zadeklarowali oddanie tradycyjnym wartościom, okazując tym samym mocne wsparcie dla rodów o konserwatywnych przekonaniach. A wszystko przez działania nowego Ministra, który, zdaniem Alpharda, również dawał oznaki szaleństwa jak Tuftowie, lecz w innym odcieniu. Wytoczył wojnę sprawcom zamachu na gmach Ministerstwa,  zwiększył uprawnienia organom ścigania, jednak jego największym błędem było sprowadzenie szlachetnych rodów nie kryjących się z antymugolską retoryką do poziomu terrorystów. To nie mogło przejść bez echa. Sam Alphard poczuł przecież skutki podejrzeń Ministra na własnej skórze, we własnym miejscu pracy musząc mierzyć się z krzywymi spojrzeniami co poniektórych czarodziei.
Polityczny galimatias sprawił, że miał wreszcie pełne prawo zacieśnić rodzinne więzy z kuzynką, prawie zerwane z dniem jej zamążpójścia. Z niemałą przyjemnością spoglądał na frontowe drzwi rozwarte właśnie przed nim. Obyło się bez głośnych fanfar, deszczu konfetti i wylewnych powitań. Stanął przed Cressidą i powitał ją pogodnym uśmiechem. Pozwolił sobie nawet ująć jej drobną dłoń, aby uścisnąć ją, nie wkładając w to zbyt wiele siły, wszak nigdy nie chciałby wyrządzić jej krzywdy, nawet nieświadomie. Nadal z trudem przychodziło mu uwierzenie w to, jak szybko panienka Flint stała się panią Fawley. Miał wielka ochotę ugościć kuzynkę w Londynie, nawet w rodowej siedzibie Blacków, jednak w końcu uderzyło w niego mocne uświadomienie, że nie może przecież wymagać od młodej żony i matki wizyt w mieści i to w czasach, kiedy przemieszczanie się było utrudnione. Wziął sprawy w swoje ręce i sam złożył jej wizytę.
Dobrze cię widzieć – powiedział z ciepłem, nie kryjąc własnych odczuć, puszczając ostrożnie pochwyconą wcześniej dłoń. Wizja ucałowania wierzchu delikatnej dłoni kuzynki była dość zabawna. Nawet teraz widział w niej młode dziewczę, wobec którego musiałby silić się na większą kurtuazję. Zawsze miał problem z trzymaniem się konwenansów, inaczej też okazywał sympatię.
Z przyjemnością ruszył we wskazaną stronę, tym razem prowadzony korytarzami wypełnionymi obrazami i dość sporą satysfakcję sprawiały mu szepty wymieniane pomiędzy postaciami z obrazów. Dumnie wkroczył do oranżerii, wypełnionej ciepłem, zapachem roślin i kolorowymi skrzydłami motyli. Poczuł się na tyle swobodnie, że nie czekając na pozwolenie zasiadł na jednym z wygodnych foteli, nie mogąc powstrzymać rozszerzającej się po całym ciele fali zadowolenia. – Pięknie tu – rzucił konwersacyjnym tonem, rozglądając się po otoczeniu z pewnym rozmarzeniem. Czy i w rezydencji Blacków kryłyby się tak piękne zakątki, gdyby ród nie osiadł ostatecznie w mieście?
Alphard Black
Alphard Black
Zawód : specjalista ds. stosunków hiszpańsko-brytyjskich w Departamencie MWC
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
step between the having it all
and giving it up
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t5607-alphard-black https://www.morsmordre.net/t5622-tezeusz#131593 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t5636-skrytka-bankowa-nr-1378 https://www.morsmordre.net/t5637-a-r-black
Re: Oranżeria [odnośnik]28.08.18 15:34
Wiele się zmieniało. Zmiany nie omijały i jej najbliższego otoczenia, o czym przekonała się kilka dni temu, znajdując w rzeczach męża egzemplarz „Walczącego Maga” z artykułem, w którym była mowa także o niej i jej ślubie z Williamem. Czuła się bardzo nieswojo i niezręcznie z faktem, że jej małżeństwo zostało upolitycznione, opisane na łamach gazety i sprowadzone do roli układu – ale przecież mimo pewnej ignorancji i oderwania od rzeczywistości wiedziała, że tak wyglądała rzeczywistość w szlacheckich rodach. Aranżowane śluby zawsze stanowiły pewien układ, choć naiwnie łudziła się, że w jej przypadku tak nie było. Kiedy ją zaręczano nie myślała o tym, przejęta głównie samym faktem zaręczyn i czekającego ją ślubu oraz zamieszkania z rodziną męża. Wtedy oba rody, Flintów i Fawleyów, były neutralnie nastawione do kwestii mugolskiej, dopiero ten rok przyniósł zmiany i rozbieżności – ale z artykułu wynikało, że Fawleyowie zmienili kierunek swojej polityki, zawrócili na szlachecką drogę i podążyli za Flintami i innymi rodami.
Zrozumiała też, że to prawdopodobnie właśnie o tym jej mąż w tajemnicy przed nią rozmawiał z jej ojcem, ilekroć odwiedzali Charnwood. Dopiero dwudziestego sierpnia jej o tym powiedział, kiedy sojusz między Fawleyami i Flintami stał się namacalnym faktem, kiedy obaj nestorzy doszli do ostatecznego porozumienia. Przeprosił ją za swoją tajemniczość, ale Cressie i tak czuła się oszukana i pominięta, choć wiedziała, że jako kobieta i to nieznająca się na polityce nie miała żadnej mocy decyzyjnej i nikt nie musiał jej w nic wtajemniczać. Ojciec mógł natomiast odetchnąć z ulgą, że cenna flintowska krew jego córki nie poszła na zmarnowanie do rodu o niedopuszczalnie liberalnych poglądach; odkąd Fawleyowie zaczęli zbaczać w stronę polityki promugolskiej, a Flintowie antymugolskiej, wyraźnie dawał do zrozumienia, że żałuje oddania jej Williamowi. Ale teraz Fawleyowie, najwyraźniej przestraszeni postępowaniem nowego ministra, poparli tradycyjne wartości, więc Cressida, mimo początkowego żalu i niezrozumienia, zaczęła pojmować, że to może uratować jej relacje z rodziną, że nie znajdzie się nagle po przeciwnej stronie barykady co jej najbliżsi – a odtrącenie przez bliskich byłoby jedną z najgorszych rzeczy, jakie mogła sobie wyobrazić. Teraz będzie mogła już bez specjalnych wybiegów spotykać się z krewnymi, od których wcześniej oddzieliła ją absurdalna polityka.
Trudno było regularnie spotykać się z Alphardem po tym, jak wyszła za Fawleya, bo choć jej mąż miał dość luźne podejście do spraw politycznych, tak Blackowie o wiele mocniej przejmowali się takimi kwestiami. Po zmianie nazwiska nie była szczególnie mile widziana na Grimmauld Place, choć przecież jej własne przekonania się nie zmieniły, nadal pozostawała damą oddaną tradycji, która posłusznie wyszła za podsuniętego jej mężczyznę. Czyżby już wtedy były snute jakieś subtelne plany sojuszu, skoro ojciec w ogóle oddał ją Fawleyowi?
Szybko po artykule otrzymała list od Alpharda i niezwłocznie mu odpisała, wyrażając chęć spotkania. Wiedziała, że teraz, kiedy Fawleyowie stali się rodem konserwatywnym, wizyta Blacka nie będzie budzić takich wątpliwości. Męża oczywiście uprzedziła o wizycie kuzyna, który niegdyś był jej tak bliski i nie chciała utracić relacji po swoim ślubie.
Wyszła mu na spotkanie, uśmiechając się lekko, gdy stanął w drzwiach. Podała mu swoją bladą dłoń, drobną jak u dziecka i noszącą na sobie lekkie ślady farby olejnej; cały ranek malowała. Paru maleńkich kropek farby można było się też dopatrzeć na jej policzkach wśród konstelacji złotawych piegów.
- Alphardzie – odezwała się cicho, naprawdę ciesząc się na jego widok. – Przejdźmy do oranżerii, tam będziemy mogli spokojnie porozmawiać w roślinnej scenerii. – Podejrzewała, że w mieście brakowało mu takich widoków, stąd wybór miejsca. Poprowadziła go tam, do małego królestwa roślin. – Lubię tu przychodzić, przypomina mi nieco szklarnie Flintów, tyle że ta jest mniejsza i bardziej ozdobna niż użytkowa. – Jej ojciec i inni Flintowie hodowali ingrediencje alchemiczne, oranżeria Fawleyów miała być po prostu źródłem artystycznych inspiracji i miłym miejscem do przebywania i spotkań. Niemniej jednak było to jedno z ulubionych miejsc dawnej lady Flint stęsknionej za rodzinnym domem. – Fawleyowie są przede wszystkim artystami, podczas  gdy większość Flintów, choćby mój ojciec... Twardo stąpają po ziemi.
Także usiadła, jednocześnie przywołując domowego skrzata i prosząc o podanie herbaty, jeśli Alphard wyraził taką chęć. Na moment umilkła, przyglądając mu się.
- Domyślam się, że czytałeś „Walczącego Maga”? – zapytała; chciała poznać jego opinię na temat artykułu i zmian, o których zawiadamiał. Wiedziała, że jako Black i pracownik ministerstwa z pewnością doskonale znał się na polityce i zrozumiał treść artykułu znacznie lepiej niż ona, bo Cressida w zasadzie nigdy nie interesowała się tym, co działo się w ministerstwie i ledwie ogarniała kto aktualnie piastuje to stanowisko, ostatnimi czasy często ulegało to zmianie. Dlatego był dobrą osobą, z którą mogła porozmawiać, podzielić się wątpliwościami i wysłuchać go.


Wszyscy chcą rozumieć malarstwoDlaczego nie próbują zrozumieć śpiewu ptaków?

Cressida Fawley
Cressida Fawley
Zawód : Arystokratka, malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
To właśnie jest wspaniałe w malarstwie:
można przywołać coś, co się utraciło i zachować to na zawsze.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5557-cressida-fawley-flint https://www.morsmordre.net/t5573-piorko https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f117-cumberland-ambleside-dwor-fawleyow https://www.morsmordre.net/t5581-skrytka-bankowa-nr-1374 https://www.morsmordre.net/t5580-cressida-fawley
Re: Oranżeria [odnośnik]03.09.18 23:36
Dziwnie mu było ściskać jej drobną dłoń, nawet rozbawiony odrobinę jej wyjątkowym kolorytem, łatwo się domyślając, że to zasługa bliskiego kontaktu z farbami. Nawet ciekaw był, jak może wyglądać ostatnio używana przez nią paleta. Jego wiedza o sztuce nie była zbyt rozległa, jako dziecko ledwo zniósł naukę podstawowych informacji z różnych jej rodzajów. Tworzenie zaś przekraczało granice jego pojmowania, choć czuł, że gdyby chwycił za pędzel, wcale nie zabrakłoby mu wizji, raczej umiejętności. Z pewnością nie utrzymałby się z malowania, chociaż, może się mylił, bo przecież wszyscy polityczni przeciwnicy Blacków wykupiliby jego dzieła, aby móc szydzić z nich nieustannie. Ale trudno mu było skupić się na tej absurdalnej wizji, po prostu szedł spokojnym krokiem wystawnym korytarzem, niczym się nie martwiąc, nawet zmarszczonymi brwiami rubasznego mężczyzny z portretu, bo mina zrzedła mu na jego widok. Był Blackiem, czarnym lordem, co podkreślał choćby dobrze skrojony, elegancki, czarny garnitur. Ta czerń gryzła się z żywymi kolorami, z samą Cressidą, tak jasną dzięki wrodzonej delikatności. Jej urok już zawsze pozostanie dziewczęcy, Alphard był o tym wielce przekonany.
Zgadzam się z tobą, szklarnie Flintów mają zupełnie inny charakter – odparł swobodnie, wygodniej rozsiadając się w fotelu. – Cieszę się, że dostrzegłaś tu elementy przypominające o rodzinnym domu. Chociaż teraz, to Ambleside jest twoim domem.
Słyszał o tym, że Cressida nie miała problemów z wejściem do rodziny męża i naprawdę to go cieszyło. Ze swoim talentem rzeczywiście idealnie wpasowywała się do obdarzonych zmysłem estetycznych Fawleyów. Nie zapominała jednak o korzeniach, to też było coś, co go wielce radowało. Miał jednak wątpliwości, czy jego wybranka nie będzie miała problemów z asymilacją. Zbyt dobrze pamiętał jej reakcję po przekroczeniu progu rodowej siedziby Blacków. Nie zachwycał jej miejski krajobraz, nie cieszył widok zastany we wnętrzach Grimmauld Place. Ale nie chciał się tym zamartwiać w tak przyjemnej chwili.
Wcale nie zamierzał odmawiać herbaty, właściwie uważając jakikolwiek poczęstunek jedynie za drobny element całej oprawy. Feeria barw i zapachów obecna w oranżerii mogła go nasycić w sposób kompletny. Cieszył wzrok, gdy śledził lot motyli, miał okazje oddychać pełną piersią, chętnie poznając mieszankę wszystkich roślinnych aromatów. Od fontanny wypluwającej wodę bił przyjemny chłód, dotykający tylko powierzchowności, nie wnikający w ciało, nie docierający do kości. Przez szyby wpadało światło, a z nim i ciepło. W takiej scenerii trudno było zachować zdystansowaną postawę. Zresztą, nie było go stać na chłód wobec kuzynki, mógł tylko posyłać jej co chwilę może nieco niezgrabne, jednak bardzo szczere i szczęśliwe uśmiechy. Ta radość sięgała oczu, a dwie ciemne otchłanie znacząco straciły zwyczajowej niedostępnej głębi; teraz błyszczały żywo.
Tak, czytałem – przyznał bez ogródek, nad wyraz prostolinijnie. Przy zapoznawaniu się z artykułem traktującym o ważnych zmianach w polityce niektórych rodów, nie skupiał się na żadnych aluzjach. Zamążpójście swej kuzynki dalej uznawał za owoc prawdziwego uczucia, nawet jeśli zapoczątkowane zostało z woli nestorów. Choć wydawało mu się, że wcale tak nie było, bo dobrze pamiętał, jak kiedyś William Fawley sunął rozmarzonym spojrzeniem za młodą lady Flint. Swego czasu Walburga często komentowała to zachowanie, śmiało uznając je za niedorzeczne tak bardzo, że aż śmieszne. – Możesz być spokojna, Cressido, w twoim życiu nic nie zmieni się na gorsze, tego jestem pewien.
Po tych słowach posłał rozmówczyni jak najbardziej przyjacielski uśmiech. Jej małżonek nie interesował się specjalnie polityką, a przynajmniej tą w szerszym rozumieniu. Alphard nie słyszał, żeby William kiedykolwiek się angażował, dzięki czemu był spokojny o losy kuzynki i jej potomstwa. Jednak to minimalne zainteresowanie musiał objawiać jak każdy szanujący się lord, któremu na sercu leży dobro własnego rodu.
Nikt nie oczekuje od Fawleyów stanowczych działań, już sama deklaracja wsparcia dla słusznych idei jest ogromnym krokiem do przodu. W tak trudnym czasie, kiedy do władzy doszedł radykał, jak najwięcej szlachetnych rodów powinno przemawiać jednym głosem.
Nie był pewien, czy powinien ją zamartwiać szczegółami, tłumacząc przy tym zawiłości politycznych układów. Jednak w ostatnich dniach nie sposób było nie usłyszeć o przekonaniach obecnego Ministra, czy też o jego działaniach. Wprowadzenie stanu wojennego nie było sposobem na zaprzestanie terroru, to był przykład zaogniania sporu.
Alphard Black
Alphard Black
Zawód : specjalista ds. stosunków hiszpańsko-brytyjskich w Departamencie MWC
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
step between the having it all
and giving it up
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t5607-alphard-black https://www.morsmordre.net/t5622-tezeusz#131593 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t5636-skrytka-bankowa-nr-1378 https://www.morsmordre.net/t5637-a-r-black
Re: Oranżeria [odnośnik]04.09.18 14:35
Cressida od dzieciństwa ukochała sobie malarstwo najbardziej ze wszystkich sztuk, z którymi z racji urodzenia została zapoznana. Flintowie nie byli z natury artystami, ale talent mogła mieć po matce – choć Portia Flint, niegdyś Ollivander, nie posiadała aż takich zdolności i nigdy nie wystawiała swoich prac w galeriach, a jedynie tworzyła dla przyjemności i w czasie wolnym, malując, szkicując i rzeźbiąc w drewnie. Cressida wcześnie zainteresowała się obrazami wiszącymi na ścianach dworku, szybko też zaczęła tworzyć pierwsze szkice, a potem obrazy, z biegiem lat coraz lepsze, zwłaszcza odkąd trafiła do Beauxbatons, gdzie jej talent był przez osiem lat szlifowany. Ojciec uważał artystyczne malarstwo za kobiecą fanaberię, choć nie gardził ładnymi ilustracjami do rodowych zielników, rad, że córka pamięta też o rodowych aktywnościach, choć zawsze był rozczarowany tym, że przez swoje zbyt miękkie serce nie potrafiła dobrze polować. A później wydał ją za Fawleya, przystał na propozycję wysuniętą przez jego rodziców, co mimo jego konserwatyzmu można było odczytać jako akt dobrej woli wobec najdelikatniejszej z córek, która w rękach kogoś twardego i surowego zmarniałaby jak wiotki kwiat. Później nadszedł czas, że tego pożałował – ale teraz już chyba nie musiał, skoro Fawleyowie przypomnieli sobie, co naprawdę jest ważne. Jej małżeństwo dało początek nowemu rodowemu sojuszowi, choć wszystko działo się za kulisami i Cressida wciąż nie znała szczegółów tego układu.
Choć za cztery dni miała ukończyć dwadzieścia lat, nadal było w niej wiele z nastoletniego dziewczątka. Urocza, delikatna i eteryczna stanowiła kontrast dla odzianego w czernie Blacka. Sunęła przez korytarz miękko i z gracją niczym delikatna leśna driada roztaczająca wokół siebie czar niewinności. Mimo tylu nieprzyjemnych wydarzeń dookoła wciąż pozostawała niewinna i niezbrukana złem świata. A teraz była po prostu szczęśliwa na widok bliskiej jej osoby, choć w środku towarzyszyły jej i obawy, jak przebiegnie ta rozmowa.
Dotarli do oranżerii, gdzie mogli zasiąść w części wypoczynkowej, ustawionej tak, by najpiękniejsze walory tego miejsca były doskonale widoczne. Fawleyowie byli estetami miłującymi piękno, lubili się nim otaczać i lubiła to także Cressida, która dobrze czuła się w pięknych, sielankowych sceneriach.
- Charnwood zawsze pozostanie moim domem, tym rodzinnym, do którego będę z radością powracać i który pewnego dnia z dumą pokażę swoim dzieciom, by znały dziedzictwo mojej krwi – powiedziała cicho. – Ale muszę przyznać, że i tu na swój sposób się odnalazłam. Masz rację, teraz to też jest mój dom, a ja jestem Fawleyem, choć w duchu nie przestałam być również Flintem.
Płynąca w jej żyłach krew wciąż była ta sama. Te same były też więzi rodzinne oraz światopogląd. Alphard nie przestał być jej rodziną z chwilą ślubu. W ich dwojgu nadal płynęła krew Flintów, wciąż mieli wspólnych dziadków. Ale zasymilowała się w nowym otoczeniu, starała się żyć w zgodzie z rodziną męża. On sam był jej przyjacielem, został nim zanim jeszcze powiedziała mu „tak” w dniu ślubu. Idealnie się uzupełniali. Możliwe, że było to już coś więcej niż tylko przyjaźń czy obowiązek narzucony przez nestorów i rodziców. Choć zakompleksione serduszko tego nie dostrzegało, William Fawley wielbił ziemię, po której stąpała jego młodziutka żona, troszczył się o nią, o ich dzieci, a także o jej talent, będąc jej nie tylko mężem, ale i mecenasem sztuki.
William i dzieci byli dla niej ważni, kochała swoje potomstwo odkąd dowiedziała się, że jest brzemienna, ale był dla niej ważny też panieński ród. Rodzice, rodzeństwo, dziadkowie, całe mnóstwo kuzynostwa, wujków, cioć i innych krewnych powiązanych z Flintami. Ostatnimi czasy to spędzało jej sen z powiek – co, jeśli przez nową, postępową ścieżkę Fawleyów rodzina się od niej odwróci? Jeśli uznają ją za miłośniczkę mugoli, zdrajczynię rodowych wartości? Czasem nawet miewała koszmary o tym, że ojciec się jej wypiera, nie chce jej znać, że bliscy się od niej odwracają. Później spoglądała na męża, na jego bliskich, zastanawiając się, do czego doprowadzi ścieżka obrana przez ich nestora, czy czasem nie sprawi, że ona sama zostanie odcięta od własnych korzeni, bez których przecież nie byłaby sobą.
Musiał czytać tę gazetę, wiedziała o tym. Rozmawiała już o niej z mężem, ale to on mógł przedstawić jej swoje spojrzenie z własnej perspektywy, na pewno znał się na wielkiej polityce lepiej niż William, dużo lepiej niż ona. Jej mąż oczywiście interesował się sprawami rodu, ale nie angażował się w nic nieodpowiedniego, zawsze pozostając asekuracyjnie neutralny. I nawet w czasach rozluźnienia poglądów Fawleyów wierzył w szlacheckie wartości i nie przyjaźnił się z mugolakami ani nie występował w ich obronie.
Skrzat podał im herbatę i skromny poczęstunek, po czym zniknął z cichym pyknięciem. Cressida zacisnęła drobne palce na uszku filiżanki, sącząc łyk i jednocześnie słuchając słów Alpharda.
- W ostatnich miesiącach bałam się... Że moja rodzina może się ode mnie odsunąć przez niektóre poglądy Fawleyów. A rodzina jest dla mnie bardzo ważna, Alphardzie. Nie chciałabym, żeby jakaś polityka oddzieliła mnie od rodziców, rodzeństwa, od was wszystkich – odezwała się, decydując się na zwierzenie mu się ze swojego niepokoju. Ufała mu. – Czy ta zmiana naprawdę może stanowić nadzieję na to, że teraz znowu jesteśmy wszyscy po tej samej... stronie? Fawleyowie zawarli sojusz z Flintami, zadeklarowali wierność wartościom, które wyznaje moja rodzina i większość pozostałych. Bardzo mi ulżyło, choć z drugiej strony, dziwnie było mi czytać o moim ślubie w takiej gazecie jak „Walczący Mag”.
Cressida nie wiedziała jednak, że nawet w obrębie jej krewnych znajdowali się ludzie opowiadający się po dwóch różnych stronach barykady. Szczególnie po stronie rodziny matki, gdzie światopoglądy były dość mocno zróżnicowane – ale naiwna młódka nie miała pojęcia, że istnieją jakieś dwie walczące frakcje. W gruncie rzeczy sama była neutralna. Mugole zawsze byli jej obojętni, nie popierała żadnej przemocy, nigdy, ale też nie miałaby odwagi, by się przeciwstawić, by zrobić coś na przekór woli swej rodziny. Wolała odwracać wzrok i pozostawać bierną, jak przystało kobiecie. Wolała nie wiedzieć, że gdzieś tam giną ludzie, zwykle stroniła od czytania gazet, nie chciała się martwić, wpuszczać pod swój ochronny klosz zła zatruwającego delikatne serduszko.
- Myślisz, że powinniśmy bać się tego Longbottoma? – zapytała cicho, a jej głos zdradzał przejęcie i obawy. Jej wiedza polityczna naprawdę była beznadziejna, ale „Walczącego Maga” przeczytała po tym, jak zauważyła w gazecie własne nazwisko, a nawet zdjęcie. Łatwo było ją przestraszyć sylwetką nowego ministra straszącego wojną i grożącego starym, szanowanym rodom. Ale miała krewnych i wśród Longbottomów, jedna z krewniaczek jej matki poślubiła mężczyznę z tego rodu. Zdawała sobie jednak sprawę, że mimo całej swojej miłości do rodziny, więzi z Longbottomami nie będzie mogła podtrzymywać, nie otwarcie, jako że jej ojciec bardzo źle wypowiadał się o nowym ministrze i całym jego rodzie. A wola ojca nadal była ważna, mimo że była już mężatką.
- Nie rozumiem, dlaczego nie wszyscy chcą dbać o tradycyjne wartości. Ja pamiętam, co wpoił mi mój ojciec i również pragnęłabym, byśmy wszyscy mówili jednym głosem. – Ale było to prawdopodobnie nierealne. O ile Cressida pozostawała posłuszna rodowym wartościom i wierzyła w siłę tradycji, niektórzy ulegali zgubnemu postępowi, odwracali się od zasad i bliskich, pragnęli równości. Rody dzieliły się zamiast łączyć, choć szczęśliwie dla nich Fawleyowie poparli liczniejszą stronę, poparli tradycję i stanęli u boku Flintów i innych rodzin. Choć też miała nadzieję, że nie posuną się przy tym do czynów złych – ale wierzyła, że jej rodzina jest dobra, i że Fawleyowie postąpili słusznie, zawierając sojusz z Flintami. Nawet jeśli jej małżeństwo z Williamem właśnie zostało sprowadzone do roli politycznego układu.


Wszyscy chcą rozumieć malarstwoDlaczego nie próbują zrozumieć śpiewu ptaków?

Cressida Fawley
Cressida Fawley
Zawód : Arystokratka, malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
To właśnie jest wspaniałe w malarstwie:
można przywołać coś, co się utraciło i zachować to na zawsze.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5557-cressida-fawley-flint https://www.morsmordre.net/t5573-piorko https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f117-cumberland-ambleside-dwor-fawleyow https://www.morsmordre.net/t5581-skrytka-bankowa-nr-1374 https://www.morsmordre.net/t5580-cressida-fawley
Re: Oranżeria [odnośnik]19.09.18 16:04
Po słowach Cressidy traktujących o sile pochodzenia, której był przecież świadom, w jednej chwili zapadł w głęboką zadumę, próbując odnaleźć się nie tylko w położeniu kuzynki, co swojej przyszłej żony. Tak jak jego własna matka nie wyrzekła się wartości bliskich Flintom, bo wciąż było w niej wielkie upodobanie do natury, tak również jego wybranka, kolejna lady Black, będzie wierna zasadom wyniesionym z domu. Gdy był dzieckiem, rodzicielka często zabierała go wraz z rodzeństwem do lasów Charnwood. Przez te wszystkie lata przyzwyczaiła się do życia w mieście, a takie przynajmniej zawsze sprawiała wrażenie. Czy Aurelia również jest gotowa na pogodzenie się z takim losem? Nie zamierzał bronić jej powrotów w rodzinne strony, jednak przerażało go to, że po każdej wizycie, gdy tylko przypomni sobie co pozostawiła, będzie na niego patrzeć z wyrzutem, lecz nie powie ani jednego słowa. Miał coraz więcej obaw o trwałość szczęścia i to nawet nie swojego własnego, nieustannie rozchodziło mu się o dobro lady Carrow. Wiedział, że nieszybko poczuje się w rezydencji Blacków jak we własnym domu, co wcale nie było mu obojętne. Zaczynał dostrzegać wielką zależność pomiędzy szczęściem Aurelii a własnym komfortem. To było coś niezwykłego, ta chęć, aby na jej twarzy widzieć tylko i wyłącznie oznaki radości i spokoju.
Nie jestem pewien, czy każda dama odnalazłaby się tak dobrze w domu małżonka jak ty – wyznał myśl, która gnębiła go najbardziej od czasu ostatniego spotkania z narzeczoną. Próbował ugościć przyszłą żonę jak najlepiej, również starając się zdobyć przychylność teściów, jednak nie czuł, aby jego wysiłki się opłaciły. Za to odniósł wrażenie, że o wiele lepiej wyszedłby na tym, gdyby lady Carrow Grimmauld Place ujrzała dopiero po ślubie, wówczas nie miałaby czasu na ewentualną zmianę decyzji o zamążpójściu. Cały czas towarzyszyło mu dziwne przeświadczenie, że wszystko dzieje się za szybko i to dodatkowo z jego własnej winy, ponieważ sprawę ślubu przyspieszył zaskakującymi oświadczynami. Nagle zaczęto mówić o samej uroczystości, poruszać temat wyboru daty, matka wielokrotnie wspominała o sukni panny młodej, o wystroju, kwiatach. A przecież kilka dni temu ledwo wręczył pierścionek, za późno i za wcześnie zarazem. Coraz lepiej poznawał Aurelię i był przekonany, że lepiej trafić nie mógł, ale gubił się w jej uczuciach, bo raz przyciągała go do siebie pełna słodyczy, a innym razem odpychała z pomocą chłodnej powagi.
Drgnął nagle, odsuwając od siebie wszystkie myśli o zaślubinach, kiedy uderzył w niego kolejny niepokój. Zbyt dobrze rozumiał strach bycia odrzuconym przez rodzinę. Przypadek Cressidy był jednak gorszy. Zgodnie z wolą rodziny wyszła za mąż za Fawleya, spełniając swój obowiązek jako szlachetnie urodzonej damy, więc czy powinna być za to w jakikolwiek sposób karana? Przyjęła nazwisko męża z błogosławieństwem nestora Flintów, dlatego, gdyby cały ród się od niej odwrócił, byłoby to zbyt dotkliwie. Jeszcze kilka dni temu jej nazwisko stanowiło przeszkodę. To jednak się zmieniło. Na całe szczęście.
Teraz nie musisz się bać – oświadczył jej pełnym ciepła i łagodności głosem, nie odrywając od niej rozczulonego na swój sposób spojrzenia. – Wierzę, że najbliższa rodzina nie odwróciłaby się od ciebie nigdy, nawet pomimo polityki. Naprawdę sądzisz, że twa matka nie odnalazłaby sposobu, aby spotkać się z tobą i twoimi dziećmi? – posłał jej drobny uśmiech, chcąc dodać jej nieco otuchy, bo tak naprawdę nie był pewny racji, którą właśnie zadeklarował. W obecnej sytuacji mógł jednak naginać obraz przykrego scenariusza, jaki już się nie ziści, ponieważ Fawleyowie poszli po rozum do głowy. – Każdy mariaż traktowany jest jako zagranie polityczne. Choć jestem przekonany, że William od początku był tobą oczarowany, to jednak ostateczna decyzja o zawarciu związku młodych, a więc połączeniu w ten sposób dwóch rodów, zawsze zależy od nestorów. Jak zauważyłaś, wasze rody zawarły sojusz i to na tyle trwały, aby przemówić jednym głosem w czasach szerzącego się chaosu.
Nie chciał jej straszyć, omawiać szczegółowo obecnej sytuacji politycznej. Sięgnął wreszcie po filiżankę herbaty, aby upić pierwszy łyk aromatycznego naparu. Pytanie o Longbottoma jednak nie mogło pozostać zignorowane, ono wciąż rozbrzmiewało pomiędzy nimi, wisiało nieprzyjemnie w powietrzu. Odłożył więc ostrożnie naczynie i spojrzał z powagą na krewną.
Longbottom to człowiek, który zagubił rozsądek. Jest uparty i nie słucha racjonalnych argumentów, ślepo wierząc, że tylko on ma rację. Wszystkie rody, poza tymi kilkoma, które mają bliskie koligacje z jego własnym rodem, uznaje za plugastwo, co szerzy chore ideologie – przez ostatnie dwa słowa skrzywił się wyraźnie z odrazą, jednak zaraz zacisnął zęby i po kilku sekundach znów rozluźnił mięśnie twarzy, wracając do swego wywodu. – Tymczasem to on dąży do wydumanej równości i wprowadza terror, jakiemu wszyscy racjonalni czarodzieje starają się zapobiec. Nie bez powodu Minister zwiększył uprawnienia aurorów. Nie bez powodu Prorok Codzienny w swych artykułach atakuje wszystkich o konserwatywnych poglądach.
Spojrzał na kuzynkę z pewnym niepokojem, pragnąc upewnić się, że nie przeraził jej tymi rewelacjami. Choć wspomniała, że zapoznała się z artykułem w Walczącym Magu, to jednak mogła pozostawać nieświadoma w wielu kwestiach. Ale chyba oboje potrzebowali tego spotkania, aby wzajemnie uświadomić się o zmianach, jakie ostatnio miały miejsce.
Nie powinniśmy okazywać strachu człowiekowi, który się nim karmi – odpowiedział wreszcie na zadane pytanie już ściśle. – Fawleyowie też to pojmują, dlatego opowiedzieli się po słusznej stronie – dodał jeszcze, chcąc zakończyć niemiły pytań pozytywnym aspektem całej tej sprawy.
I znów powrócili do kwestii wartości, na co Alphard ponownie się uśmiechnął, czując się nieco lżej, kiedy motyle latały wśród zadbanej roślinności na jego oczach. Mógł podziwiać ten piękny widok z wyraźną ulgą, z dala od londyńskie zgiełku, od ministerialnych spraw. Jednak to całe oderwanie od rzeczywistości nie mogło trwać wiecznie.
Sama zauważyłaś jak wielką rolę we wpojeniu wartości mają rodzice. Twój szanowny ojciec nauczył cię słusznych idei. Inni ojcowie mogli zapomnieć o przybliżeniu potomstwu takich nauk, a nawet gorzej, mogli wpoić całkowicie sprzeczne, a nawet odrażające.
Westchnął krótko i w nieco teatralnym geście załamał ręce, jednak szybko się rozluźnił, gdy jeden z motyli przysiadł na ramieniu Cressidy, pięknie komponując się z całą jej postacią, tak jasną i promienną.
Twoje dzieci mają szczęście, że przyszło im mieć tak dobrą matkę – rzekł w końcu z uśmiechem tańczącym na ustach, chcąc jak najszybciej zapomnieć o politycznych zawiłościach. – Zobaczysz, wszystkiego je jeszcze nauczysz.
Alphard Black
Alphard Black
Zawód : specjalista ds. stosunków hiszpańsko-brytyjskich w Departamencie MWC
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
step between the having it all
and giving it up
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t5607-alphard-black https://www.morsmordre.net/t5622-tezeusz#131593 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t5636-skrytka-bankowa-nr-1378 https://www.morsmordre.net/t5637-a-r-black
Re: Oranżeria [odnośnik]20.09.18 13:58
Cressida zdawała sobie sprawę, jak trudna jest dla kobiet całkowita zmiana życia i otoczenia po ślubie. Gdyby miała zostać lady Black zapewne nie byłaby z tego powodu szczególnie szczęśliwa, bo zbyt mocno kochała bliskość natury, a miasto było jej obce i jawiło się jako wyjątkowo nieprzyjazne środowisko, gdzie trudno byłoby żyć na co dzień. Gdyby jednak spotkał ją taki los, przyjęłaby go z godnością i tak często jak tylko by mogła powracałaby w rodzinne strony. I tak to robiła, bo mimo dobrego kontaktu z mężem oraz artystycznych pasji tak naprawdę wciąż bardziej identyfikowała się z rodem Flint i jego wartościami. Może za kilka, kilkanaście lat będzie inaczej, ale niewiele ponad rok od ślubu wciąż nie czuła się w pełni Fawleyem, zwłaszcza przez te wszystkie niezrozumiałe dla niej polityczne zawirowania, które utrudniały proces aklimatyzacji w nowym środowisku. Niemniej jednak Cressida była posłuszna woli rodu i musiała poślubić tego, za kogo kazano jej wyjść. Wówczas nikt, ani ojciec, ani nestor, nie przypuszczali, że Fawleyowie mogą zbłądzić, ale na szczęście niedawne wydarzenia pokazały im, że to droga ku stopniowej degeneracji i utracie dawnych wartości oraz względów innych rodów.
- Nie miałam wyboru. Kiedy ojciec zdecydował o wydaniu mnie za mąż, wiedziałam że moje życie się zmieni, ale od zawsze przygotowywano mnie, że nadejdzie taki dzień, kiedy opuszczę Charnwood i zamieszkam u boku męża i jego rodziny – odezwała się. Mężczyźni nie musieli opuszczać rodzinnych domów, ale kobiety niestety tak. – Na szczęście William jest wyjątkowo tolerancyjnym mężem, który pozwala mi utrzymywać kontakty z dotychczasową rodziną. Nawet z tobą – dodała. Pewnie niewielu mężów pozwoliłoby swoim żonom utrzymywać kontakt z krewnymi z wrogich rodów. Ale William nigdy nie traktował polityki jako jedyny wyznacznik relacji, nie chciał też odsuwać żony od bliskich. A o ciągotki do niestosownych znajomości nie musiał się obawiać, bo Cressidy nigdy nie ciągnęło do osób nieczystej krwi i do smakowania zakazanych relacji. Nawet po ślubie słuchała się ojca i nie łamała wpojonych jej zasad. William natomiast również był neutralny i nie przyjaźnił się z osobami o nieczystej krwi, obracając się w swoich sferach. Jako mecenas sztuki także nie opiekował się mugolakami, nawet utalentowanymi, wybierając raczej talenty o czystej krwi.
- A ty, drogi Alphardzie? Słyszałam pogłoski, że podobno już masz za sobą szczęśliwe zaręczyny – zapytała nagle, choć niestety nie znała jeszcze zbyt wielu szczegółów, pragnęła jednak usłyszeć je bezpośrednio u źródła.
Cressida panicznie bała się odtrącenia przez rodzinę, kiedy Fawleyowie zaczęli zbaczać na kontrowersyjną i postępową ścieżkę, a Flintowie umocnili się w swoim konserwatyzmie. Silniej zżyta emocjonalnie z Flintami niż Fawleyami bała się, że nagle zostanie sama na łonie rodu wyznającego wartości inne od tych, które jej wpojono, ale na szczęście Fawleyowie nie byli gotowi na poświęcenie siebie i swojej pozycji w świecie wyższych sfer dla sprawy mugoli. Tylko głupcy pokroju Weasleyów mogli chcieć zaryzykować wszystko i jawnie popierać mugolaków. Ale Cressida wyżej ceniła bezpieczeństwo swoje i swojej rodziny niż jakichś bezimiennych obcych ludzi, którzy mogli zginąć, nawet jeśli delikatne serduszko drżało z przerażenia na myśl o źle ogarniającym świat, bo nie uważała przecież, żeby ludzie o niższym statusie zasługiwali na taki los. Ale niech ktoś inny zbawia świat, ona nie zamierzała zrobić nic, co mogłoby narazić ją i jej dzieci na niebezpieczeństwo.
- Na pewno by znalazła, ale czy mogłabym wciąż czuć się Flintem i częścią swojej rodziny? Czy byłabym mile widziana w swoim dawnym domu? – zastanawiała się z przestrachem. Może i matka i rodzeństwo nadal utrzymywałoby z nią kontakt, ale czułaby się źle z tym, że nie może być z nimi blisko oficjalnie, że nie może być częścią swojej rodziny, albo że ktoś może pomyśleć, że została miłośniczką mugoli. Mimo braku głębszej niechęci do mugoli i mugolaków, nie potrafiła wykrzesać z siebie także sympatii. Wolała trzymać się z daleka, bo nie chciała łamać wpojonych jej zasad ani narażać się na niebezpieczeństwo. Rodzina była dla niej najważniejsza, nawet jeśli teraz na pierwszy plan wysuwały się dzieci, urodzone jako Fawleyowie, co zbliżało ją do rodu męża, ale nie mogło zerwać dotychczasowych relacji.
- Wtedy, kiedy nas zaręczano, wszystko było... inaczej. Nikt nie wymagał od rodów żadnych deklaracji, a nasz związek aranżował jeszcze poprzedni nestor, który... który zginął na noworocznym sabacie – wyjaśniła drżącym głosem. Wciąż pamiętała tamten okres, mimo że już nie mieszkała wtedy w Charnwood. Ale i do niej szybko dotarły wieści o śmierci nestora Flintów na noworocznym sabacie, na którym nie była obecna ze względu na zaawansowaną ciążę i złe samopoczucie. Później wybrano nowego nestora, który miał bardziej konserwatywne poglądy od poprzednika, podczas gdy nestor Fawleyów miał poglądy bardziej liberalne... dopóki nie przestraszył się działań nowego ministra. Choć tak naprawdę Cressida mogła tylko gdybać, bo nie wiedziała, co działo się za zamkniętymi drzwiami gabinetu nestora. Była tylko kobietą, nie dopuszczano jej do niczego ważnego. Nawet własny mąż poinformował ją o zmianach oraz sojuszu rodowym dopiero kiedy były już pewne, i wytłumaczył jej wszystko tak, aby zrozumiała; małżonek wiedział, że Cressida jest słabo zorientowana politycznie, ale tamtego dnia usiadł z nią i wytłumaczył wszystko, przepraszając za to, że przez cały sierpień zachowywał to w tajemnicy. Cressidę do tej pory bolało, że nie wtajemniczono jej w coś tak ważnego, jak sojusz z jej panieńskim rodem.
Niepokoiła ją też kwestia nowego Ministra Magii, bo nawet tak nieobeznana w polityce osóbka musiała usłyszeć o jego niepokojących poglądach i działaniach.
- Dbanie o zachowanie szlacheckich tradycji i przekazywanie ich kolejnym pokoleniom to chore ideologie? – zdziwiła się, wyraźnie oburzona na myśl o poglądach ministra. Dla Cressidy było oczywiste, że trzeba dbać o zachowanie rodu w czystości krwi oraz przekazanie dalej zwyczajów, tradycji i tak dalej. Nie była do końca świadoma tego, że niektórzy faktycznie posuwali się do chorych ideologii, zabijając tych, którzy myśleli inaczej lub mieli gorszą krew, ale nadal nie należało mierzyć wszystkich miarą kilku wypaczonych jednostek. Przecież nie wszyscy byli źli. Trwanie przy tradycjach nie było czymś złym. – Przecież to nic złego, że chcemy zachować nasze tradycje, że chcemy, żeby nasze dzieci dorastały w poczuciu rodowej tożsamości, by kontynuowały dzieło naszych przodków. Dlaczego on mierzy nas wszystkich miarą kilku jednostek, zapominając, że przecież takie na pewno istnieją też w innych środowiskach? – Cressida miała pewne tendencje do idealizowania swojej klasy społecznej. Poza tym była pewna, że jej rodzina jest dobra, że jej bliscy nie robili nic złego. – Nie chciałabym, żeby moje dzieci dorastały na równi z pospólstwem. Pragnę, żeby godnie niosły dalej nasze tradycje, żeby miały w swoim życiu wszystko co najlepsze, bo na to zasługują – mówiła. Tylko ci, którzy byli na dnie, mogli pragnąć równości. Oni oraz kilka szalonych jednostek takich jak minister, choć była pewna, że znała też innych szlachetnie urodzonych, którzy się zapominali i zawierali niestosowne znajomości. Takie osoby były także wśród jej rodziny, głównie tej ze strony matki. Cressida nie rozumiała, jak można było chcieć odrzucać to wszystko dla równości.
- Boję się, do czego to wszystko może doprowadzić – odezwała się po chwili, a jej głos znów zaczął drżeć, podobnie jak dłoń, którą zacisnęła na uszku filiżanki. Zaczęła się bać, że sytuacja się zaogni, że pewnego dnia mogła utracić to wszystko, co uważała za nienaruszalny pewnik w swoim życiu. Nie chciałaby jednak takiego postępowego świata, w którym wszyscy byliby sobie równi i szlachetna krew nie miałaby już znaczenia. Wydawało jej się, że wolałaby zginąć pod gruzami tego starego, by nie musieć patrzeć, jak wszystkie dawne wartości upadają, zdeptane przez Longbottoma i jemu podobnych. Nie chciała zamieniać dworskiego życia na żywot zwyczajnej czarownicy. Chciała, by wszystko pozostało takie jak dawniej, by po chwilowym kryzysie sytuacja powróciła do normy.
Także powiodła wzrokiem za jednym z motyli, który przysiadł na jej ramieniu. Wiedziała, że miał rację, mówiąc, jak ogromny wpływ miała na wychowanie rodzina. Sama podążała zawsze ścieżką wytyczoną przez najbliższych, panicznie bojąc się wyłamać. Ale niektórzy lubili się buntować, inni z kolei zostali zepsuci przez zbyt postępowe wychowanie.
- Sama znam takie osoby, które... wyłamują się. Buntują się zasadom i pragną ruszyć własną ścieżką. Ale ja bym tego nigdy nie zrobiła, bo wiem, jak ważna jest rodzina i jej wartości – rzekła. Wolność i niezależność nie były warte utraty relacji, zresztą Cressida jako osoba spokojna, nieśmiała i raczej uległa niż zbuntowana nie czuła ciągotek do przeciwstawiania się określonym zasadom. – Mam nadzieję, że będę mogła to zrobić. Że będę mogła być dobrą matką, która pokaże im dobrą drogę – dodała jeszcze.


Wszyscy chcą rozumieć malarstwoDlaczego nie próbują zrozumieć śpiewu ptaków?

Cressida Fawley
Cressida Fawley
Zawód : Arystokratka, malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
To właśnie jest wspaniałe w malarstwie:
można przywołać coś, co się utraciło i zachować to na zawsze.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5557-cressida-fawley-flint https://www.morsmordre.net/t5573-piorko https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f117-cumberland-ambleside-dwor-fawleyow https://www.morsmordre.net/t5581-skrytka-bankowa-nr-1374 https://www.morsmordre.net/t5580-cressida-fawley
Re: Oranżeria [odnośnik]30.09.18 2:43
Nie chciał mówić wprost, że miała naprawdę wielkie szczęście, że trafiła na wyrozumiałego męża. To byłoby prawdziwe sformułowanie, jednak tak bardzo niewygodne, gdyż dotykało niezwykle ważkiej kwestii przypisywania kobietom niższej pozycji. Zresztą, Cressida była kobietą wrażliwą, delikatną i nigdy nie zdradzała po sobie jakichkolwiek dążeń do samodzielności. Miała być ozdobą przy boku męża, z czym zresztą się godziła, mówiąc o tym wyraźnie nawet teraz. Był w stanie zrozumieć jej postawę i nadal ją cenił, tak jak inne kuzynki, które jednak decydowały się niekiedy na walkę ze swoimi najbliższymi krewnymi o to, aby móc się realizować zawodowo.
A ponoć to złe wieści rozchodzą się najszybciej – rzucił na wstępie żartobliwą uwagę, chcąc podejść do tematu swych zaręczyn jak najbardziej entuzjastycznie, choć wcale nie czuł się w nim pewnie. Nie był jeszcze w stanie odnaleźć się w nowej roli, jaka mu przypadła. Tak nagle został narzeczonym, co zresztą zawdzięczał tylko sobie, a dokładniej to swojej głupocie, impulsywności i własnemu ślepemu uporowi. Cóż go podkusiło, aby ot tak wziąć sprawy w swoje ręce? Już nawet nie był pewien tego, co chciał podobnym postępowaniem udowodnić. Z początku wierzył, że zależało mu na tym, aby pokazać wszystkim niedowiarkom, że jest pełnowartościowym Blackiem, wobec którego szanowany ród również ma jakieś dalekosiężne plany. Dał ponieść się uczuciom, których wciąż dobrze nie zgłębił, zatem nie rozumiał ich wcale. Kiedy jednak spoglądał na Aurelię, za każdym razem czuł się coraz bardziej zafascynowany jej osobą. Wiecznie towarzyszyła jej ta poważna aura, nakreślająca dystans pomiędzy nią a resztą świata. Instynktownie dążył do tego, aby się do niej zbliżyć, a gdy już to zauważył, było po prostu za późno. Przepadł całkowicie. – Oświadczyłem się dość spontanicznie i mimo to zostałem przyjęty. Wciąż jednak nie wiem… – urwał wypowiedź, nie do końca będąc pewnym tego, czy aby powinien zwierzać się swojej kuzynce. Jednak może Cressida byłaby w stanie rozwiać jego wątpliwości. Zdecydowanie lepiej zna kobiecą naturę, w końcu sama nią jest. – Czasem wydaje mi się, że Aurelia ledwo mnie toleruje, a innym razem znajdujemy wspólny język. Martwię się, czy uda mi się kiedykolwiek ją uszczęśliwić. W naszej sytuacji nie powinno liczyć się na porywy gorącego uczucia, ale wygodne życie lady Black nie może być straszne, prawda?
Spojrzał z wielką ufnością na lady Fawley, czekając na jej ostateczny werdykt, a może zwyczajnie na wyrok. Przecież wiedział, że wiele młodych dam nie przepadało za ciężką atmosferą obecną w siedzibie Blacków. W dużej mierze odstręczało panny położenie rezydencji w ogromnej aglomeracji miejskiej, Londynie zdominowanym przez mugoli.
W ostatnich miesiącach rzeczywiście wiele się zmieniło, wciąż wiele się zmienia, ale teraz przynajmniej możesz być spokojna o to, że rodzina się od ciebie nie odwróci – powiedział spokojnie, chcąc dodać jej otuchy i odsunąć dawne zmartwienia na dalszy plan. Fawleyowie ruszyli śladem innych godnych rodów, dzięki czemu znów odzyskali posłuch. Już nie ma sensu rozmyślać o tym, co by było, gdyby jednak postąpili inaczej, niemądrze brnąc w wydumaną neutralność. Wobec rządów Longbottoma nie można pozwalać sobie na obojętność.
Wspomniałem ci już, że nie jest to człowiek rozsądny – przypomniał jej ze smutkiem, bo może jednak powinien był zachować te złowieszcze szczegóły dla siebie. Przyglądał się swej kuzynce, tak bardzo zmartwionej przez te wszystkie rewelacje, przez co czuł się winny. – Są jednak ludzie rozsądni, którzy dają mu odpór, dlatego bardzo cię proszę, nie zamartwiaj się tym. Myśl przede wszystkim o dzieciach, bo czy to nie one są najważniejsze?
Gorące zapewnienie Cressidy o tym, że sama nigdy nie wystąpiła przeciwko tradycyjnym wartościom, bardzo go zaskoczyło. Wydawała się wręcz przerażona tym, że ktokolwiek mógłby ją o coś podobnego oskarżyć. Pochwycił jej dłoń i ścisnął delikatnie, aby uspokoić ją tak jawnym gestem zaufania.
Wierzę ci – zaczął łagodnie. – Wierzę, że wiesz, jak bardzo trzeba pielęgnować rodowe dziedzictwo. Musisz jednak trzymać się z dala od osób, które najwidoczniej o tym zapomniały – ostrożnie gładził wierzch jej dłoni kciukiem, masując gładką skórę kolistymi ruchami. – Cressido, jeśli tylko pozostaniesz wierna swojej krwi, nie masz się czego obawiać.
Posłał jej ciepły uśmiech i wypuścił jej dłoń z delikatnego uścisku. Chwycił za filiżankę herbaty i upił łyk aromatycznego naparu, po czym odetchnął głęboko, rozluźniając się znacznie. Tu było tak pięknie, tak spokojnie. Przez chwilę całkowicie poddał się wrażeniu, że poza oranżerią nie ma nic, reszta świata zwyczajnie nie istnieje.
Miałbym do ciebie małą prośbę – zaczął niby niedbale, wielce swobodnie, lecz zaraz odstawił filiżankę, ukazując jednak tym samym nikłe skrępowanie. W końcu odważył się spojrzeć kuzynce prosto w oczy, ale szybko umknął gdzieś spojrzeniem w bok. – Gdybyś w najbliższym czasie zobaczyła się z Aurelią, czy mogłabyś dyskretnie wypytać, co tak właściwie sądzi o naszym ślubie? – poprosił ją w końcu, a na jego twarzy pojawił się gorący rumieniec. Aż musiał podrapać się po policzku z nerwów, tak czuł się zażenowany. – Chodzi mi o to, że zaręczyny były dość szybkie i wszystko inne też dzieje się być może za szybko. Wszyscy już mówią o ślubie, o wyborze sukni, kwiatach, ceremonii, a ja przecież dopiero co wręczyłem pierścionek – nawet nie był pewien czy pierścionek przypadł jej do gustu. – Jeśli wspomniałaby, że jednak się boi albo ma wątpliwości, powiedziałabyś mi? Nie słowo w słowo, po prostu wolałbym wiedzieć.
Bał się, że jego prośbę poczyta za próbę kontrolowania narzeczonej, jednak przyświecał mu całkowicie inny cel. Zależało mu na tym, aby jego wybranka nie czuła się niczym stłamszona.
Alphard Black
Alphard Black
Zawód : specjalista ds. stosunków hiszpańsko-brytyjskich w Departamencie MWC
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
step between the having it all
and giving it up
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t5607-alphard-black https://www.morsmordre.net/t5622-tezeusz#131593 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t5636-skrytka-bankowa-nr-1378 https://www.morsmordre.net/t5637-a-r-black
Re: Oranżeria [odnośnik]01.10.18 0:38
Cressida nigdy nie odczuwała ciągotek do niezależności i buntu wobec zasad. Całkowicie odpowiadało jej to, kim była, akceptowała swoją pozycję i to, że pewnych rzeczy nie wypadało jej robić. Było jej tak całkiem wygodnie, zwłaszcza że mąż jak dotąd nigdy nie próbował jej stłamsić i zdominować, zawsze był dla niej pełen wyrozumiałości i szacunku. Jej siła nie płynęła więc z buntu i niezależności, a właśnie z rodziny – będąc częścią rodziny Cressida czuła się silniejsza i szczęśliwsza, potrzebowała tej przynależności, a wiedziała, że buntowanie się zasadom oddzieliłoby ją od bliskich. Bycie żoną i matką dawało jej spełnienie, dawała je również sztuka, choć nawet ona nie mogła stanąć wyżej niż dobro rodziny, a zwłaszcza dzieci. Nigdy jednak nie rozumiała kobiet dążących do rozwoju zawodowego. Robienie kariery uważała za zbędne w kobiecym życiu, skoro przecież można było zajmować się jakąś gałęzią sztuki lub innym hobby odpowiednim dla damy, nie wymagającym stykania się z pospólstwem ani babrania w polityce. Poważniejsze zajęcia lepiej było pozostawić mężczyznom. Duży wpływ miało tu wychowanie, a Cressida okazała się wyjątkowo podatnym gruntem, na którym jej ojciec już lata temu zaczął siać odpowiednie wartości.
Dla Cressidy Alphard jak najbardziej był pełnowartościowym Blackiem, ale z pewnością zrozumiałaby jego punkt widzenia i obawy – sama też zawsze chciała się czuć pełnowartościowym Flintem, godną córką swego ojca. I mężczyźnie i tak o wiele bardziej uchodziło branie spraw we własne ręce.
- A więc to prawda, że to Aurelia jest twoją wybranką – ucieszyła się; życzyła kuzynce jak najlepiej. Ich pokrewieństwo nie było tak bliskie jak to, które łączyło ją z Alphardem, ale nadal pozostawały rodziną, więc nie była Cressidzie obojętna i chciała jej szczęścia. – Skoro cię przyjęła, to może nie będzie tak źle? Myślę że po prostu jest zagubiona w tym wszystkim, daj jej trochę czasu, żeby oswoiła się z tą myślą. – Niestety na ten moment nie wiedziała, co Aurelia myśli o Alphardzie. Przez problemy z transportem ostatnio widywały się rzadko. Dawno już nie rozmawiały twarzą w twarz, nawet na wyścigu jej nie widziała, co tamtego dnia ją zdziwiło, bo przecież znała pasję Aurelii do ateonanów. Pamiętała też, że Aurelia kiedyś już miała mieć męża, może więc dlatego perspektywa związku z Alphardem nie była dla niej łatwa? Może też zwyczajnie bała się wizji opuszczenia rodzinnego domu i zamieszkania daleko od bliskich, w pełnym mugoli Londynie, zwłaszcza w obecnych czasach. – Co na to wasze rodziny? – zapytała jeszcze, ciekawa jak Blackowie i Carrowowie zapatrują się na te zaskakujące zaręczyny, różniące się od tych tradycyjnych, poprzedzonych umowami nestorów rodzin oraz rodziców obojga narzeczonych. Cressie na początku także była bardzo zdziwiona odwagą Alpharda, który zdecydował się na coś podobnego. Może coś do Aurelii czuł?
- Jestem spokojniejsza. Na pewno dużo bardziej niż jeszcze jakiś czas temu, ale i tak nie wiem, jak to się wszystko potoczy. Boję się tego wszystkiego – odezwała się cicho. Choć może to były normalne bolączki kobiety która ledwie rok z kawałkiem temu wyszła za mąż, i wciąż posiadała silniejsze więzi z panieńskim rodem niż z rodem męża? Może to było normalne, że bała się o utratę więzi z Flintami, zwłaszcza że czasy były niepewne, wręcz niebezpieczne? – Są najważniejsze, właśnie dlatego tak obawiam się o przyszłość. Zwłaszcza ich przyszłość. Jaka ona będzie, jak tradycyjne wartości upadną, albo jeśli naprawdę dojdzie do... wojny? – zaraz po wypowiedzeniu tego słowa skrzywiła się i odwróciła wzrok. Jej dłonie znowu zaczęły niespokojnie drżeć, ale uścisk Alpharda uspokoił ją nieco. Także lekko ścisnęła jego dłoń.
Rzeczywiście zależało jej na tym, żeby nikt nie pomyślał, że mogłaby sprzeciwić się wartościom. Wciąż tkwiło w niej myślenie, że niektórzy mogą ją mierzyć miarą postępowej rodziny męża, i dopiero musiała się podobnych obaw wyzbyć. Po deklaracji nestora Fawleyów może już nie musiała się obawiać, że ktoś posądzi ich o sprzyjanie mugolom i deptanie tradycyjnych wartości.
- Tak, tak właśnie zrobię – zapewniła go. Zdawała sobie sprawę, że od niektórych krewnych i znajomych będzie się musiała odsunąć. W obecnych czasach nie mogła otwarcie podtrzymywać niestosownych znajomości. Bolało ją to, ale wiedziała, że tak trzeba. Wiedziała, że nie będzie mogła dłużej przyjaźnić się z Rufusem, choć nie spodziewała się, że spotkają się szybciej niż myślała, i że to spotkanie pozostawi po sobie wyłącznie ból i żal. Zresztą odsuwali się od siebie już od pewnego czasu. Obawiała się też o Titusa, który nie krył się z postępowymi poglądami i zdążył już nawet podpaść swojej rodzinie kolejnymi wyskokami, w dodatku niedawno wyznał jej, że darzy uczuciem kogoś, za związek z kim z pewnością by go wydziedziczono. Czy tę znajomość też będzie musiała poświęcić, pragnąc być dobrą, posłuszną woli rodu lady?
- Płynie we mnie krew Flintów. Nie zapominam i nigdy nie zapomnę – rzekła. – Ale ze strony matki jestem spokrewniona z Ollivanderami. I mam świadomość, że nie wszyscy krewni z tej strony rodziny popierają... tradycyjne poglądy. – Ollivanderowie podążyli w podobnym kierunku, do początkowo Fawleyowie. Tyle że Fawleyowie zawrócili, ale nie wiadomo było, czy zawróci rodzina matki.
Nie podobała jej się myśl, że musiała wybierać, że nie mogła nadal żyć w dobrych stosunkach z większością krewnych, nie patrząc na ich rodową przynależność i poglądy. Jeszcze jakiś czas temu to nie miało żadnego znaczenia, ale teraz wszystko zaczynało się zmieniać, co szczególnie wyraziste było w przypadku męskich członków rodziny, którzy najwyraźniej czuli się w obowiązku zadeklarować swoje stanowisko. Kobiety natomiast w dużej części, jak Cressida, trzymały się od polityki z daleka. Młódka miała miłą, przyjazną naturę i nigdy nie szukała sobie wrogów, woląc podtrzymywać dobre lub przynajmniej neutralne relacje. Zwykle nie obchodziły jej rodowe niesnaski, była przecież artystką. Darzyła niechęcią tylko Weasleyów i innych odstępców od zasad. Niestety w obecnych czasach prawdopodobnie już nie będzie jej uchodziła taka otwartość, jaką wykazywała się jako dziecko i nastolatka, mimo że była tylko kobietą. Pod pewnymi względami bycie tylko kobietą miało zalety – mniejszą wagę przykładano do jej znajomości (pod warunkiem że nie spoufalała się z mugolakami), nie nadawano im wymiaru politycznego, patrzono na nią pobłażliwie.
Umilkła na dłuższą chwilę. Kiedy Alphard znów się odezwał, spojrzała w jego stronę.
- Spróbuję z nią porozmawiać, kiedy się spotkamy, choć nie wiem, kiedy to nastąpi – zgodziła się. Przyglądając się Alphardowi mogła zauważyć, że wspominając o Aurelii odwrócił wzrok i zarumienił się, tak jak zwykle robiła to ona, kiedy czuła się czymś zażenowana. Czyżby narzeczona naprawdę nie była mu obojętna? – Chciałabym, żebyś był szczęśliwy, i żeby ona też była szczęśliwa. Także jest moją rodziną. Sama jestem ciekawa, co o tym wszystkim myśli. Jeśli się denerwuje, to naturalne, sama też czułam stres, kiedy dowiedziałam się o moich zaręczynach i wiedziałam, że za kilka miesięcy wyjdę za mąż. Czeka ją poważna zmiana w życiu.
Trudno było jednak obiecać, że na pewno o wszystkim mu opowie, bo naprawdę nie wiedziała, jak potoczy się rozmowa z Aurelią, a Cressida nie była też typem plotkary. Niemniej jednak obiecała że wybada grunt i spróbuje się zorientować w sytuacji.
- Jeśli będziesz dla Aurelii równie miły i uprzejmy jak dla mnie i innych swoich kuzynek, może wszystko potoczy się dobrze? – Cressida potrzebowała ze strony mężczyzn z rodziny troski, opieki i poczucia bezpieczeństwa. Choć ze strony ojca była przyzwyczajona do pewnej surowości, to nadal mogła czuć się pod jego pieczą bezpiecznie. William natomiast był bardzo troskliwym mężem, rozumiejącym silną więź Cressidy z rodziną oraz interesującym się jej opiniami i uczuciami. Uważała więc, że Alphard również powinien traktować Aurelię z wyrozumiałością, okazując jej troskę i zainteresowanie.


Wszyscy chcą rozumieć malarstwoDlaczego nie próbują zrozumieć śpiewu ptaków?

Cressida Fawley
Cressida Fawley
Zawód : Arystokratka, malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
To właśnie jest wspaniałe w malarstwie:
można przywołać coś, co się utraciło i zachować to na zawsze.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5557-cressida-fawley-flint https://www.morsmordre.net/t5573-piorko https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f117-cumberland-ambleside-dwor-fawleyow https://www.morsmordre.net/t5581-skrytka-bankowa-nr-1374 https://www.morsmordre.net/t5580-cressida-fawley
Re: Oranżeria [odnośnik]07.10.18 1:19
Radość kuzynki, która w jednej chwili rozpromieniła jej twarz w postaci uśmiechu, dodała mu nieco otuchy. Był w stanie jedynie przytaknąć, aby potwierdzić informację, że to właśnie Aurelii się oświadczył, jej jednej spośród wszystkich wolnych panien ze szlacheckiego stanu. I chyba tylko Cressida nie myślała o tej decyzji w kontekście wiążącej politycznie decyzji, jak i nie brała tego za brak roztropności. Ale wielce prawdopodobne było to, ze widziała w tym nagły poryw serca, do jakiego żaden Black, nawet ten nieco odstający na swój sposób od reszty, nie mógł się zwyczajnie przyznać. Obawiał się, że wcale z Aurelią nie mają tak wiele czasu, aby naprawdę oswoić się z myślą o ślubie. Ta ograniczoność czasu była tylko i wyłącznie jego winą, ponieważ dał się porwać emocjom i zadziałał bez wcześniejszego przemyślenia sytuacji oraz wszystkich jej aspektów. Bezmyślnie przyspieszył to, co i tak przecież było już nieuniknione. Zacna matka coraz więcej mówiła o ślubie i podobnie podekscytowana musiała być lady Carrow, bo podczas uroczystej kolacji, w której wzięli udział narzeczeni tylko w towarzystwie rodziców, nie milkła nawet na chwilę, wielką uwagę przywiązując do przyszłej ceremonii. Wizja ożenku zaczęła go przerażać, zarazem nieco lepiej czuł się z myślą, że to nie Lupus pierwszy pojmie sobie jakąś damę za żonę. Gdyby to młodszy brat stanął na ślubnym kobiercu przed nim, czułby się na swój sposób upokorzony.
Nasze rodziny wydają się w pełni zadowolone – odparł bez większego entuzjazmu, właściwie zabrzmiał dość bezbarwnie i nawet jego twarz właśnie tak się wydawała, kompletnie pozbawiona emocji. Ale w końcu zmusił się do ułożenia ust w subtelny uśmiech. Wciąż uważał, że wszystko działo się za szybko i dobijała go świadomość, że sam jest sprawcą takiego stanu rzeczy. Na całe szczęścia zaraz zaczęły go zaprzątać inne tematy, wydawać by się mogło, że jeszcze poważniejsze, choć nie rzutowały na jego życie w tak dużej mierze jak zbliżająca się coraz bardziej i to w zatrważającym tempie wizja ślubu.
Mam wielką nadzieję, że uda się uniknąć wojny – oznajmił cicho. – Bądź dobrej myśli.
Próbował uspokoić Cressidę i nawet pokusił się o udzielenie jej kilku rad. W duchu cieszył się, że tak otwarcie przyjęła je i przyrzekła trzymać się z dala od osób niegodnych. Znał koligacje rodzinne kuzynki, również te od strony matki, których przecież nie mógł jej mieć za złe, bo zwyczajnie nie miała na nie wpływu. Rozumiał pewne rozdarcie młodej damy, wszak Ollivanderowie wciąż pozostawali jej rodziną, pomimo politycznych różnic. Ród ten znajdował się w o tyle dobrej pozycji, że dzięki swoim dokonaniom w różdżkarstwie mógł poniekąd pozwolić sobie na posiadanie odrębnego zdania w sprawie mugolskiej polityki. Lecz bliskie trzymanie się z nimi już nie przystawało, przynajmniej w mniemaniu Blacka. A przecież jeszcze na początku lipca chętnie udzielał pomocy Ulyssesowi przy problemach z transportem magicznych rdzeni.
Ulżyło mu wyraźnie, gdy znalazł u kuzynki potwierdzenie, że przychyli się do jego prośby. Choć wciąż był nieco czerwony na twarzy, nagle straciło to na znaczeniu, bo po prostu musiał z jawną wdzięcznością zajrzeć prosto w oczy Cressidy i posłać jej delikatny uśmiech.
Dziękuję – wyrzucił z siebie na wydechu. – Nawet nie wiesz, ile to dla mnie znaczy. Zawsze wiedziałem, że dobrze mi życzysz, ale teraz bardziej potrzebowałem tych słów niż kiedykolwiek – dodał zaraz nieco ciszej, głos zniżając prawie do szeptu, jakby bał się zdradzić własne uczucia. – Też zależy mi na szczęściu Aurelii.
Musiał przyznać przed samym sobą, że już zdarzyło mu się kilka razy zachować przy Aurelii nieodpowiednio, a wszystko przez to jego nieokrzesanie i naturalną chęć dawania upustu emocjom, niezależnie od tego, jakie by one nie były – czy pozytywne, czy też nie. Z czasem poprawił swoje zachowanie, na każdym kroku okazywał swej narzeczonej szacunek, a tak przynajmniej mu się zdawało.
Będę się starał – rzekł na sam koniec, ostrożnie podnosząc się na równe nogi. – Dziękuję ci za gościnę. Herbata była wyśmienita – pożegnał kuzynkę niezbyt wylewnie, a jednak bardzo ciepło i szczerze.
Po przybyciu domowego skrzata, ruszył w drogę powrotną do wyjścia i w końcu opuścił mury pięknej rezydencji Fawleyów wypełnionej po brzegi sztuką.

| z tematu
Alphard Black
Alphard Black
Zawód : specjalista ds. stosunków hiszpańsko-brytyjskich w Departamencie MWC
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
step between the having it all
and giving it up
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t5607-alphard-black https://www.morsmordre.net/t5622-tezeusz#131593 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t5636-skrytka-bankowa-nr-1378 https://www.morsmordre.net/t5637-a-r-black
Re: Oranżeria [odnośnik]07.10.18 13:04
Cressida, jak przystało na artystkę, patrzyła na świat nieco inaczej. Patrzyła też inaczej na Alpharda, w jej oczach był dobrym i miłym starszym kuzynem, z którym zawsze mogła porozmawiać. Jej spojrzenie na niego wciąż było nacechowane tym, jak na niego patrzyła w dzieciństwie i wieku nastoletnim. Poza tym, jako osoba tak kiepsko znająca się na polityce, nie myślała o jego wyborze w tych kategoriach. Może poczułaby się zbulwersowana, gdyby zadeklarował, że oświadczył się jakiejś zdrajczyni krwi albo kobiecie spoza szlacheckiego stanu, ale wieść o zaręczynach z Aurelią tylko ją ucieszyła. Uważała, że pasowaliby do siebie, poza tym oboje byli już w wieku, kiedy wypadało pomyśleć poważniej o związku i ustatkowaniu się. Kobiety nigdy nie powinny zwlekać do zbyt późnych lat. Dobrze, że Alphard wybawi Aurelię z czekającej ją przepaści stanu staropanieństwa, bo niewątpliwie niedługo zaczęłyby się krzywdzące plotki na jej temat, nieuchronnie zbliżała się do dwudziestu pięciu lat, a wtedy brak męża był już prawdziwą skazą na reputacji.
Było w tym geście Alpharda nawet coś romantycznego, każącego jej przypuszczać, że Aurelia nie była mu tak obojętna, żeby zostawić wszystko na barkach rodzin, które podpiszą umowę małżeńską i każą mu wsunąć na jej palec pierścionek. Może w ten sposób próbował jej pokazać, że zasługuje na coś bardziej szczerego niż powtarzanie utartego schematu, który i tak miał ich czekać. Na przykładzie upolitycznienia małżeństwa swojego i Williama, na mocy którego doszło do rodowego sojuszu, zdała sobie po chwili sprawę, że Blackowie i Carrowowie mogą uznać związek Alpharda i Aurelii za okazję do wzmocnienia relacji, mogących być istotnymi w obecnych czasach, kiedy wszystko zaczynało się zmieniać. Ale nie była to myśl, która narodziła się w jej głowie w pierwszej kolejności, a dopiero po dłuższej chwili.
- To dobrze – ucieszyła się, kiedy potwierdził, że ich rodziny były zadowolone. Choć mogła odnieść wrażenie, że jego głos brzmiał dziwnie pusto i mało radośnie. Spojrzała na niego uważniej. – Mam nadzieję, że zaprosicie mnie na swój ślub? – Nie chciałaby pominąć tego wydarzenia łączącego dwójkę jej krewnych. Oby nazwisko jej męża nie zaważyło na tym, że zostanie odsunięta od możliwości przeżywania tego szczęśliwego dnia wraz z bliskimi, tym bardziej, że wielu Flintów na pewno tam będzie, w tym jej rodzice.
Też miała gorącą nadzieję, że żadnej wojny nie będzie. Że życie jej i jej bliskich nie ulegnie zmianie na gorsze. Że wszystko będzie zmierzać ku dobremu. Ale wiele zmieniało się już. Nie tylko anomalie niosły zmiany i ryzyko, także relacje między rodami się komplikowały. Na tyle, że zaczynała to powoli odczuwać nawet niezainteresowana polityką Cressida. Kiedyś nie miało dla niej znaczenia, kto z jakiego rodu pochodzi. Mogła jednocześnie przyjaźnić się z Blackiem, Ollivanderem czy Longbottomem, a z racji niewieściej płci i młodego wieku traktowano ją z pobłażliwością. Ale teraz to już nie będzie takie proste i czuła, że będzie musiała dokonać wyboru, po której stronie rodziny się opowiedzieć, a od której się odsunąć. Zasady ojca nadal stanowiły dla niej świętość i pragnęła dostosowywać się do jego woli, bojąc się, że mógłby się od niej odciąć, a wraz z nim odsunęłaby się od krnąbrnej potomkini i reszta rodziny. Dlatego Cressida nie mogła być krnąbrna, a posłuszna woli swego prawdziwego rodu. Niemniej jednak Ollivanderowie pozostawali jej rodziną, i to całkiem liczną, bo przez krewnych z Ollivanderów miała koligacje z osobami z różnych rodów o bardzo różnych poglądach. Poglądy Cressidy były dość neutralne, ale czuła, że musi iść z prądem za rodziną, poza tym zwyczajnie bała się wyłamywać, bała się konsekwencji, które mogłoby to za sobą pociągnąć. Czuła się jednak rozdarta i nie podobało jej się to, że w ogóle musi wybierać. Kiedyś na pewno było prościej, kiedy Flintowie, Ollivanderowie czy Fawleyowie wyznawali podobnie neutralne poglądy.
Mogła tylko westchnąć, ale po chwili skupiła się na innym, przyjemniejszym temacie. I na nagłym zawstydzeniu Alpharda, który stał się czerwony tak jak często zdarzało się to jej. Odwzajemniła jego spojrzenie, czysta zieleń jej oczu spotkała się z ciemną, niemal czarną barwą oczu Blacka. Uśmiechnęła się, na moment zapominając o wcześniejszych przygnębiających tematach. Rzeczywiście życzyła Blackowi jak najlepiej, był jej rodziną, podobnie jak Aurelia. Nie była to żadna salonowa gierka, Cressida pozostawała szczera. Poza tym nawet nie umiała kłamać i grać. Chciała, żeby oboje byli szczęśliwi.
- Więc pozostaje być dobrej myśli, że i między wami się wszystko ułoży. Początki pewnie będą trudne, zwłaszcza dla Aurelii, którą czeka najpoważniejsza zmiana, ale jeśli będziesz ją w tym wspierał, wszystko będzie dobrze – zapewniła go. Aurelia potrzebowała w przyszłym mężu oparcia, by lepiej przystosować się do życia na Grimmauld Place, tak innego od tego, które wiodła. Na przykładzie swojego małżeństwa wiedziała, jak ważne jest wsparcie i szacunek mężczyzny do kobiety, jak jej samej było łatwiej, kiedy William wyciągnął do niej przyjazną dłoń i pomógł jej się oswoić ze zmianami, i był przy niej także wtedy, kiedy już nosiła pod sercem ich dziecko. Jak się później okazało – dzieci.
- Ja również dziękuję. Za to, że przyszedłeś i porozmawiałeś ze mną. Czuję się nieco spokojniejsza – rzekła; potrzebowała tej rozmowy, rozjaśnienia niektórych wątpliwości.
Pożegnali się ciepło, a później Cressie wróciła do dworku. Cieszyła się, że Alphard znalazł dla niej czas na tę trudną, ale potrzebną rozmowę. Miała nadzieję, że we wrześniu znów uda im się spotkać, choć zdała sobie też sprawę, jak trudno w obecnych czasach wybiegać myślami w przyszłość, która nigdy nie wydawała się równie niepewna i nieprzewidywalna.

| zt.


Wszyscy chcą rozumieć malarstwoDlaczego nie próbują zrozumieć śpiewu ptaków?

Cressida Fawley
Cressida Fawley
Zawód : Arystokratka, malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
To właśnie jest wspaniałe w malarstwie:
można przywołać coś, co się utraciło i zachować to na zawsze.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5557-cressida-fawley-flint https://www.morsmordre.net/t5573-piorko https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f117-cumberland-ambleside-dwor-fawleyow https://www.morsmordre.net/t5581-skrytka-bankowa-nr-1374 https://www.morsmordre.net/t5580-cressida-fawley
Re: Oranżeria [odnośnik]07.02.19 2:57
13 X

Już po raz trzeci przyszło mu zawitać w Ambleside i ponownie zrobiło ono na nim jak najbardziej pozytywne wrażenie. Dwór prezentował się nienagannie, choć właściwie o wszystkich można było dokładnie tak powiedzieć. Każdy był zadbany i cieszył oko różnego rodzaju wspaniałościami, jednak nie każdy sprawiał wrażenie przychylnego. Trudny było przyrównać dość surową rezydencję Blacków do okazałego dworu otoczonego naturą. Życie w mieście, w wiecznie rozwijającym się Londynie, miało pozytywne strony, jednak szlachetnie urodzeni czarodzieje niekoniecznie dostrzegali te korzystne walory. Sam Alphard miał pewne wątpliwości co do tego, jakim cudem konserwatywny ród zdecydował się na funkcjonowanie w pobliżu mugoli. Kilka razy wszedł w dyskusję na ten temat z Walburgą i Cygnusem, jednak starsze rodzeństwo w ostateczności zawsze zbywało go wraz z jego dylematami. Tym razem sam odrzucił na bok podobne dociekania, mocno zaabsorbowany obecnymi wszędzie różnorodnymi obrazami na ścianach.
Trzeci już raz miał okazję być obserwowany przez postacie tkwiące na płótnach zamkniętych w eleganckich ramach. Przynajmniej nie musiał już przemykać się niczym złodziej jak podczas swojej pierwszej wizyty, choć musiał przyznać, że krył się w tym jakiś urok. Odrobina adrenaliny ubarwiła mu i resztę dnia, a jakże. Trudno było mu zatrzymać dla siebie satysfakcję z faktu, że poniekąd sforsował ponoć całkowicie niedostępne dla siebie tereny. Black odwiedzający dwór Fawleyów był rzadkim zjawiskiem, może nawet Alphard ustanowił jakiś precedens. To była zabawna myśl, jednak jego subtelny uśmiech sprawił, że portret pewnej damy zapowietrzył się z wrażenia
Miło było ujrzeć Cressidę, tę młodą damę, która dobrze wiedziała gdzie jest jej miejsce i jaką rolę powinna pełnić. Odrobinę podziwiał jej postawę i tę pewność, z jaką przyjmowała swój los, nie uznając go wcale za ciężki. Wydawała się być spełnioną i tego życzył każdej zacnej lady.
Dobrze cię widzieć, kuzynko – rzekł na powitanie i delikatnie uścisnął jej dłoń, chcąc przekazać tym gestem jak najwięcej serdeczności. Zawsze życzył jej dobrze i miał nadzieję, że jest tego świadoma. Chciał również dać przed nią świadectwo, że jest cały i zdrów. Jednak urazy, których nabawił się podczas szczytu, miały jeszcze mu przez jakiś czas doskwierać. W tej chwili wcale nie dawały o sobie znać.
Ruszył za nią posłusznie i zdołał zauważyć, że kojarzy już kierunek, który obrała. Z subtelnym uśmiechem wkroczył do oranżerii, gdzie zaraz zasiadł wygodnie na jednym z miejsc. Porcelanowy dzbanuszek już czekał, z pewnością wypełniony aromatyczną herbatą, bo i na stoliku na srebrnej tacy znajdowały się też dwie filiżanki na porcelanowych spodkach. Momentalnie poczuł się dobrze i na tyle swobodnie, by zamknąć oczy na kilka sekund i wziąć głęboki wdech, zaciągając się powietrzem przesiąkniętym wonią zamkniętej roślinności.
Wiem, że chciałaś ze mną porozmawiać na trudne tematy, Cressido – zaczął spokojnie, jak najbardziej łagodnie, izolując całkiem sprawnie negatywne emocje. Wskazał skinięciem głowy na filiżankę, aby czekająca w pobliżu skrzatka wypełniła ją herbatą. – Wydarzyło się coś strasznego i trudno z tym przejść do porządku dziennego. Postaram się streścić ci przebieg zdarzeń, choć nawet najsprawniejsze oko podczas szczytu nie mogło dostrzec wszystkiego.
Sięgnął po filiżankę i upił łyk naparu, po czym odłożył naczynie ostrożnie. Kolejny spokojne wdech i uważne spojrzenie zatrzymane na twarzy Cressidy.
Rozpoczęło się od dyskusji o rządach Longbottoma. Już wcześniej mieliśmy okazję rozmawiać o tym człowieku i to nawet w tym właśnie miejscu – na wspomnienie wcześniejszego Ministra Magii aż zmarszczył brwi. – Dopuszczał się on wielu nadużyć. Działania szlachetnie urodzonych czarodziejów piastujących ministerialne stanowiska nakazał monitorować, zaczął mówić o zamkniętych układach panujących w Departamencie Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów – podawał przykłady szkodliwych działań tego człowieka, aby wykazać jego niekompetencję i szaleństwo drogiej kuzynce. – Odważni zaczęli głośno mówić o jego działaniach. Ale zanim doszło do ostrych przemów, nastąpiły nominacje nowych nestorów. Lordowie, którzy dostąpili tego zaszczytu, sami byli szczerze takim wyróżnieniem zaskoczeni. Jednak lady Selwyn piastująca zaszczytne miejsce nestora rodu… – urwał wywód i spojrzał na Cressidę niepewnie. – Nie chodzi o to, że jest kobietą, jednak nie była w stanie poradzić sobie ze zdyscyplinowaniem własnego krewnego. Nie wydała się też nikomu szczera, jednak przyjęto ją jako nową głowę rodu.
W tym miejscu przerwał swą relację, czekając na ewentualne pytanie lady Fawley.
Alphard Black
Alphard Black
Zawód : specjalista ds. stosunków hiszpańsko-brytyjskich w Departamencie MWC
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
step between the having it all
and giving it up
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t5607-alphard-black https://www.morsmordre.net/t5622-tezeusz#131593 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t5636-skrytka-bankowa-nr-1378 https://www.morsmordre.net/t5637-a-r-black
Re: Oranżeria [odnośnik]07.02.19 14:30
Cressida od kilku dni była poważnie zmartwiona. Ojciec jej męża i kilku innych męskich członków rodziny wróciło ze szczytu wyraźnie sponiewieranych, ale nikt nie chciał zdradzić dziewczątku zbyt wielu szczegółów. Uznawano, że nie jest to wiedza odpowiednia dla młódki, która w oczach starszych była jeszcze praktycznie dzieckiem i która powinna pozostawić troski na ich męskich barkach. Ale „Prorok codzienny” i tak wpadł w jej ręce i to stamtąd poznała mniej więcej przebieg wydarzeń. Nie będąc tam osobiście nie wiedziała jednak, jak wyglądało to dokładnie i co o tym myśleć. Jej męża również tam nie było, został wtedy z nią, więc też nie mógł jej tego wyjaśnić. Mimo to Cressida cieszyła się, że ich tam nie było, że nie byli wystawieni na niebezpieczeństwo, a siedzieli bezpiecznie w dworku. Młódka unikała wszelkiego ryzyka i zawsze płynęła z prądem, wiedząc, gdzie jest jej miejsce i nie próbując równać się z mężczyznami. Ale będąc dobrą żoną i matką musiała martwić się o bliskich. Ulżyło jej też, że ród męża poparł większość pragnącą zachować szlacheckie tradycje, nie poszedł pod prąd na przekór jej panieńskiemu rodowi i konserwatywnej większości. Ród jej matki natomiast zdradził, poparł mugoli, więc dziewczątko zdawało sobie boleśnie sprawę, że jej przyjaźnie z Ollivanderami stały pod dużym znakiem zapytania. Nawet jej matka z bólem odwracała się od swojego panieńskiego rodu, będąc już większą połowę swego życia Flintem i nie identyfikując się już zupełnie z obecnym liberalnym kierunkiem Ollivanderów.
Cressida normalnie nie interesowała się polityką, nie wnikała w typowo męskie sprawy i żyła swoim życiem, ale tu chodziło o przyszłość jej dzieci, o świat w którym miały dorastać, dlatego musiała się tym zainteresować i napisała do Alpharda, przekonana że jej kuzyn tam był i mógł jej opowiedzieć o tym, czego był świadkiem i jakie mogło to mieć konsekwencje. Ucieszyła się, kiedy szybko odpisał na list i zapewnił, że może przybyć nazajutrz, więc trzynastego października oczekiwała go i gdy przybył, zaprowadziła do oranżerii, w której spotkali się ostatnio. Teraz jednak nie musieli się już z niczym kryć, za sprawą ocieplenia rodowych relacji Alphard stał się mile widzianym gościem. Dla Cressidy był mile widziany i wcześniej, bo łączyła ich wspólna krew, byli bliską rodziną.
- Ciebie też – odezwała się, lustrując go uważnym wzrokiem. Uśmiechnęła się ciepło, darzyła go sympatią i cieszyła się na jego widok, choć w jej zielonych oczach można było dostrzec błysk zmartwienia. – Martwiłam się po tym, co przeczytałam. Cieszę się... że nic ci nie jest i że mogłeś tu przybyć. Żałuję jedynie, że spotykamy się w takich okolicznościach.
Wolałaby, żeby towarzyszyła im tylko radość bez rzucającego na nią cień niepokoju i lęku.
W oranżerii usiedli w tym miejscu co poprzednio. Skrzatka już zostawiła na stoliku drobny poczęstunek w postaci herbaty i szarlotki. To miejsce sprzyjało poufnym rozmowom, poza tym Cressida, jak przystało na byłą lady Flint lubiła przebywać wśród roślinności. Alphardowi pewnie brakowało jej w ponurej miejskiej rezydencji.
Również poprosiła skrzatkę o nalanie herbaty, a kiedy stworzenie nalało napoju im obojgu, odprawiła je. Skrzatka zniknęła z cichym pyknięciem, gotowa ponownie zjawić się, gdy zostanie wezwana. Dopiero potem Cressida znowu przemówiła.
- Wiesz, że normalnie nigdy nie interesowałam się podobnymi sprawami, ale... tu chodzi o przyszłość moich dzieci, więc trudno mi udawać, że nic się nie dzieje i wszystko jest takie jak dotychczas – zaczęła, niespokojnie bawiąc się dłońmi splecionymi na kolanach. – Niczego nie pragnę równie mocno jak tego, by dorastały bezpieczne i szczęśliwe w świecie, w którym tradycje wciąż pozostają istotną wartością, gdzie nie musiałyby być sztucznie równane z dziećmi mugoli ani utracić przywilejów należnych im z urodzenia. Chcę, by dorastały tak jak my i nie musiały niczego się bać – mówiła dalej. Pragnęła dla dzieci życia takiego, jakie sama wiodła. Było to życie szczęśliwe i pragnęła, by ich szlachecki świat trwał już zawsze i nie został nigdy stłamszony przez mugoli i ich potomków. Ci zawsze byli jej obojętni, ale od pewnego czasu zaczęła widzieć w nich zagrożenie dla świata magii, który znała. Zagrożenie, które mogło ich zdusić i zawistnie sprowadzić do swego poziomu, zniszczyć to, na co czarodzieje pracowali wiekami.
Słuchała go uważnie, gdy zaczął mówić, wyjaśniając pokrótce zarys początku zgromadzenia, na którym nie była obecna. Wyjaśniał jej polityczne zawiłości, by mogła zrozumieć to, co doprowadziło do zwołania szczytu – kontrowersyjne decyzje Longbottoma. Przypomniała sobie przelotnie sierpniową rozmowę z Rufusem, który doprowadził ją do łez, ale przecież ona wybrała – stronę swego rodu, nie dawnego przyjaciela, który najwyraźniej nie potrafił jej wybaczyć uległości wobec rodziny i tego, że pragnęła pozostać wierna temu co stare i sprawdzone.
- Czytałam w Proroku, że Longbottom wolą większości rodów został obalony – rzekła. Przygotowała się na to spotkanie czytając wczorajszy artykuł, nie chcąc przemawiać jak zupełna ignorantka, choć jej zapatrywanie na wiele spraw nadal było dość naiwne. Longbottom jednak budził w niej niepokój swoimi zbyt postępowymi posunięciami próbującymi podkopać autorytet rodów i zrównać ich z gminem. Wydawało jej się normalne, że tradycyjne rodziny nie zamierzały się na to godzić i tylko kilka najbardziej postępowych rodów go poparło. – I że Selwynowie podążyli tą samą drogą, co my. – Kolejny ród, który wzorem Traversów i Fawleyów się opamiętał i zawrócił z drogi zmierzającej na zatracenie i zmugolszczenie. – Więc naprawdę władzę nad nimi przejęła kobieta? To... chyba coś zupełnie nowego – Nie słyszała, by kiedykolwiek wcześniej nestorem była kobieta, było to coś zupełnie niespodziewanego i trąciło postępem, ale najwyraźniej Selwynowie mieli swój powód, by ją wybrać, nawet jeśli Cressida uważała, że miejsce kobiet jest za plecami mężczyzn i przy dzieciach. – Ten jej krewny z tego, co mogłam wyczytać i przelotnie usłyszeć, był zdrajcą – dodała. Alexander Selwyn, kojarzyła jego nazwisko, bo uczył się w Beauxbatons tylko rok wyżej od niej, choć znała go co najwyżej z widzenia, gdyż już wtedy wolał towarzystwo mugolaków niż innych szlachetnie urodzonych, dlatego Cressida nie próbowała się z nim zakolegować. – Lady Selwyn z pewnością miała powód, by pozbawić go nazwiska, ale słyszałam... że to samo spotkało też jednego z Nottów. – To ją dziwiło o wiele bardziej, Nottowie byli twórcami Skorowidzu, rodem jednoznacznie konserwatywnym i wiernym tradycjom. Najwyraźniej każda rodzina miała swoje zgniłe owoce, czarne owce które nie potrafiły się dostosować do zasad. Fawleyowie też, choć ich zgniłe jabłko zginęło podczas szczytu.
- Wiem, że ród mego męża poparł większość – mówiła dalej, przyglądając się Alphardowi. – Zastanawia mnie jednak, co się wydarzyło później. Ten... czarodziej, o którym pisali... ten, którego nazywają lordem Voldemortem... kim on był? Dlaczego tyle rodów go poparło? Czy to prawda, że stał za spaleniem ministerstwa? – zastanawiała się, licząc, że Alphard jej to wyjaśni. Cressida nie miała zielonego pojęcia o rycerzach Walpurgii, i o ile mogła w miarę ogarnąć umysłem obrady rodów i obalenie Longbottoma, tak od momentu, gdy wkroczył samozwańczy lord i rody tłumnie okazały mu poparcie, wszystko zaczęło wyglądać o wiele bardziej tajemniczo i niejasno dla jej naiwnego umysłu, a sylwetka czarodzieja podejrzanego o tyle złych uczynków i mającego taką władzę, by narzucić wybór nowego ministra, budziła w niej strach i nie wiedziała, co powinna o tym myśleć.


Wszyscy chcą rozumieć malarstwoDlaczego nie próbują zrozumieć śpiewu ptaków?

Cressida Fawley
Cressida Fawley
Zawód : Arystokratka, malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
To właśnie jest wspaniałe w malarstwie:
można przywołać coś, co się utraciło i zachować to na zawsze.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5557-cressida-fawley-flint https://www.morsmordre.net/t5573-piorko https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f117-cumberland-ambleside-dwor-fawleyow https://www.morsmordre.net/t5581-skrytka-bankowa-nr-1374 https://www.morsmordre.net/t5580-cressida-fawley
Re: Oranżeria [odnośnik]20.02.19 17:02
Swoje kroki stawiał spokojnie, wręcz beznamiętnie przemierzając eleganckie korytarze, jakby pozostawał ślepy na znakomitości obecne podczas wędrówki do celu. Nie przywiązywał większej wagi do mijanych obrazów, rzeźb, nie zaszczycał spojrzeniem dywanu, na którym nie uświadczyło się nawet najmniejszej zmarszczki, bo tak został idealnie wyścielony. W drodze do oranżerii miał okazję przyjrzeć się dokładniej swojej niewinnej kuzynce. Nie dostrzegał w jej zachowaniu znamion wielkiej nerwowości, jednak ułożenie delikatnych rys zdradzało zmartwienie wystarczająco poważne, skoro odmalowywało się na kobiecej twarzy. Również żałował, że okoliczności ich spotkania nie były zbyt radosne, a właściwie naznaczone zostały one tragedią. Po raz kolejny to trudne tematy skłaniały go do ujrzenia po raz kolejny Cressidy. Wiedział, że nie bez powodu skontaktowała się z nim listownie. Była zaniepokojona, jak zresztą całe czarodziejskie społeczeństwo. Żadna lady nie powinna żyć z obawą, co przyniesie jutro, właściwie ich ogromnym przywilejem było niezamartwianie się o polityczne zawirowania. Jednak czasy się zmieniły, szlachta stała się obiektem ataków, pomiędzy rodami powstał jeszcze większy rozpad, bo garstka wciąż uparcia wierzyła w mrzonki.
Znów miał okazję cieszyć się różnorodnością barw i zapachów. Dostrzegał tyle odcieni zieleni, wciąż jednak nie całą paletę. Przysiadł wygodnie i rozkoszował się pierwszymi łykami aromatycznego naparu, próbując w ten sposób nacieszyć się pozytywnymi emocjami, aby podejść do tematu rozmowy jak najspokojniej. Jednak poruszane wątki miały być niezwykle trudne i zagmatwane. Chciał jednak odpowiedzieć na wątpliwości Cressidy.
Uśmiechnął się subtelnie pod nosem, gdy wypowiedziała swe troski. Podejrzewał, że to matczyna troska zbudziła w niej tę nagłą ciekawość. Rozważania na tematy polityczne nie były niczym złym, jednak nie sądził, aby jego kuzynka zdołała pojąć wszystko. Życzył jej jak najlepiej, dlatego zamierzał wyjaśnić jej najważniejsze sprawy. Słusznie martwiła się o odebranie jej dzieciom przywilejów. Ich przodkowie mieli prawo żądać dla siebie i swoich dzieci, wnuków i przyszłych pokoleń więcej, bo to oni tworzyli ich magiczny świat. Dlaczego mieli zrzekać się swych praw, dać się z nich ograbić i bez słowa sprzeciwu dać zrównać z tymi, którzy nijak nie znali czarodziejskiej kultury? Przez wieki budowali swoje tradycje.
Tak, Longbottom został odsunięty od władzy z racji swych nadużyć, do których śmiało się przyznał – potwierdził spokojnie. – I polityka Selwynów również zmieniła kurs, jednak nie wszyscy chcieli się z tym pogodzić – dodał jeszcze, tuż po wzmiance o zdrajcy. Pamiętał oskarżenia Alexandra, ale nawet najpoważniejsze zarzuty nie mogły obalić pozycji powołanych nestorów. Musiał zostać wydziedziczony, lady Morgana nie miała już jak temu zapobiec, a i tak wszyscy zarzucili jej opieszałość. – Postępowanie młodego Alexandra można jeszcze jakoś wytłumaczyć, wszak jego podatny umysł mógł zostać skażony chorymi ideologiami, jednak Percival… – wypowiedzenie wydziedziczonego już Notta sprawiło, że skrzywił się z odrazą i nawet powstał z miejsca, aby zrobić kilka kroków, niby spokojnych, jednak w wysokiej sylwetce nagle zaczęła drzemać jakaś dzikość. – Okrył się hańbą, ośmieszył swój ród, ale przede wszystkim ściągnął przykry los na swoją byłą już żonę i jeszcze nienarodzone dziecko – wyrzucił z siebie ostro, hamując jeszcze swoje emocje. – Inara powróciła do Carrowów, a jej dziecko żyć będzie musiało jako bękart. Całe to zamieszanie sprawiło też, że wszystkie ślubne plany zostały mocno odsunięte w czasie – wytłumaczył wszystkie konsekwencje, jakie przyniosła jedna decyzja zbuntowanego szlachcica. Uwierało go to, że Percivala chciał zrozumieć, lecz nie przeszkadzało mu to wcale potępiać gorąco jego zachowania. Jeszcze w tym wszystkim tkwiła Aurelia. Nie miał okazji jeszcze z nią porozmawiać, nawet trochę unikał konfrontacji, wciąż pamiętając jak skończyło się ich ostatnie spotkanie.
Ministerstwo Magii nie spłonęło bez powodu – odpowiedział dość sucho, tonem tak stanowczym, aby kuzynka wiedziała, że tej kwestii nie należy poruszać, a już na pewno nie podważać w żaden sposób. Pamiętał liczbę ofiar śmiertelnych, znał podania rannych, którzy cudem uszli z życiem. Sam tylko dzięki szczęściu zdołał uniknąć poważniejszych zranień, ale przede wszystkim nie skończył swego żywota w dziki płomieniach Szatańskiej Pożogi. Przyglądał się jej z góry, dumnie wyprostowany, blady i poważny. – Czasem trzeba coś zniszczyć, aby można było stworzyć dzieło o wiele większe – dodał już nieco łagodniej, nie chcąc straszyć swojej krewnej, ale objaśnić jej, co właściwie kryje się za wszystkimi działaniami Czarnego Pana. Sam wierzył, że to właśnie takie motywy mu przyświecają. Podczas szczytu w tym tonie przemawiał, choć jego śmiech i niewypowiedziane żądanie, aby jego poplecznicy śmiali się z nim, wydało mu się… Teatralność tego gestu zbudziła w nim niepokój, jednak szybko go stłumił, wybijając sobie z głowy niepewność. Wybrał już stronę, nie było dla niego nawet innej drogi. – Lord Voldemort ma szerszą wizję, a jej ziszczenie sprawi, że ty i twoje dzieci nie będziecie musieli martwić się już niczym – usiadł ponownie i ułożył usta w lekki uśmiech. – Nie pytaj zatem kim jest, ale co może uczynić. Dokona jeszcze wielkich rzeczy i odmieni nasz świat.
Ostrożnie ujął dłoń kuzynki, aby uścisnąć ją krótko i czule. Szybko jednak wypuścił ją z delikatnego uścisku i znów chwycił za filiżankę, aby upić nieco herbaty.
Lord Cronus Malfoy z pewnością sprawdzi się w roli Ministra. Nikogo gorszego od Longbottoma nie uświadczymy – tymi słowy podsumował swoje wywody z pewnym zadowoleniem. – Nie masz się czego obawiać, Cressido.
Alphard Black
Alphard Black
Zawód : specjalista ds. stosunków hiszpańsko-brytyjskich w Departamencie MWC
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
step between the having it all
and giving it up
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t5607-alphard-black https://www.morsmordre.net/t5622-tezeusz#131593 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t5636-skrytka-bankowa-nr-1378 https://www.morsmordre.net/t5637-a-r-black
Re: Oranżeria [odnośnik]20.02.19 23:28
Cressida naprawdę żałowała, że ostatnimi czasy spotykali się z Alphardem głównie w sprawach średnio przyjemnych, ale była wdzięczna kuzynowi za okazywane jej zrozumienie i chęć wyjaśniania jej pewnych spraw. Wiedziała, że nie o wszystko mogłaby zapytać ojca, który miał bardzo konserwatywny stosunek do roli kobiet i wychodził z założenia, że obowiązkiem Cressidy jest być dobrą żoną i matką i nic poza tym, mąż z kolei nie chciał zaprzątać jej głowy z troski, wiedząc że Cressie jest bardzo delikatna i wrażliwa. Poza tym nie ani jej męża, ani ojca nie było na szczycie i nie mogliby jej przedstawić wiadomości z pierwszej ręki, dlatego zwróciła się do Alpharda.
To, co wiedziała z gazety, wystarczyło, by się poważnie zaniepokoić, zarówno rozłamem pomiędzy rodami, jak i pojawieniem się czarnoksiężnika oraz trzęsieniem ziemi, które doprowadziło do tylu szkód. Bała się o przyszłość swoją i własnych dzieci, bo to, co się wydarzyło, odbiegało od normy i groziło zmianami w ich ustalonym życiu, toczącym się szlakami wytyczonymi już wieki temu. Cressida żyła tak jak ich babki i prababki, oddając się kobiecym obowiązkom i bojąc się, że jej dzieci mogłyby zostać ograbione z należnych przywilejów, lub nawet paść ofiarą konfliktu między zwolennikami równości a tradycyjnymi rodzinami. Bała się nie tylko o ich przyszłość, ale też o bezpieczeństwo.
Kobiety nie powinny jednak musieć się martwić. Powinny móc żyć wygodnie w dworskich murach, bezpiecznie schowane za plecami mężczyzn, ale to nie zmieniało faktu, że Cressida i tak się martwiła i bała. Nie pragnęła tego wszystkiego, wolałaby już zawsze żyć tak, jak do tej pory, i dożyć swojego naturalnego, oby odległego końca jako spełniona lady, żona, matka i babka kolejnych pokoleń szlachetnie urodzonych czarodziejów. Nie pragnęła zmian ani pójścia z duchem czasu, o czym marzyli zdrajcy zaślepieni fascynacją światem mugoli. Cressida nigdy nie była wobec mugolaków i mugoli w żaden sposób wroga, ale uważała, że powinni żyć swoim życiem, a czarodzieje swoim, i hierarchia społeczna powinna zostać zachowana. Jej dzieci nie były równe dzieciom mugoli, i powinny cieszyć się wszystkim, co najlepsze oraz przede wszystkim być bezpieczne.
Słuchała go w spokoju, powoli pijąc herbatkę i dowiadując się kolejnych szczegółów ze szczytu.
- Szkoda, że nie wszystkie rody chcą mówić jednym głosem – odezwała się, ubolewając zwłaszcza nad Ollivanderami, którzy znaleźli się po przeciwnej stronie barykady. Aczkolwiek nie popierała też najbardziej bezwzględnych głosów, jak przystało na kobietę była zachowawcza i stosunkowo neutralna, nie popierająca ekstremum ani w jedną, ani w drugą stronę. Była wierna tradycjom i czystości krwi, ale przerażało ją forsowanie poglądów przemocą – ale podczas szczytu to zwolennicy mugoli zabili wielu ludzi a innych poranili, co udowadniało, że żadne skrajności nie są dobre, i że miłośnicy tolerancji także nie są tak niewinni.
Niemniej jednak wiedziała też, że jako kobieta powinna siedzieć cicho, płynąć z prądem, dostosowywać się do rodziny i nie wypowiadać poglądów głośno, nawet jeśli od dam nie wymagano zajęcia jasnego stanowiska, mogły być naiwnie neutralne i zahukane, nieświadome zawiłości wielkiej polityki. Cressida była jak dziecko we mgle, naiwne, niedoświadczone i zagubione.
- Głęboko smuci mnie fakt, że niektórzy ludzie są gotowi odwrócić się od własnych rodzin. Czy więzy krwi nie powinny być ważniejsze niż promugolskie sympatie? – zastanowiła się. – Zawsze uczono mnie, że rodzina jest najważniejsza, dlatego tak trudno mi to zrozumieć. – To było nie do pojęcia, że w imię dziwacznych fascynacji niektórzy byli gotowi odwrócić się od rodzin, od ludzi którzy ich wychowali, a także zrezygnować z nazwiska, przywilejów i bogactw. Szczególnie zdziwiło ją to w przypadku Percivala, bo choć nigdy nie było dane im się poznać bliżej, byli daleką rodziną przez matki z Ollivanderów, które były kuzynkami. Najbardziej żałowała jednak Inary, która miała ucierpieć z nie swojej winy. – Bardzo współczuję Inarze. Nie zasłużyła na taki los, na piętno żony zdrajcy. Myślisz, że Carrowowie pozwolą jej wrócić? To, co zrobił jej mąż, nie było jej winą, i pewnie wszyscy są tym zaskoczeni. Ja też byłam, gdy o tym przeczytałam. – Cressie zdążyła poznać Inarę, również były ze sobą odlegle spokrewnione, co w szlacheckim świecie nie było niczym dziwnym. Alchemiczka zawsze wydawała jej się miłą osobą, poza tym żadna żona, a zwłaszcza przyszła matka oczekująca potomstwa nie powinna zostać zdradzona przez osobę, która przysięgała jej chronić. Gdyby William ją zdradził, prawdopodobnie pękłoby jej serce, ale wierzyła, że wyznawali podobne poglądy i stosunek do szlacheckiego życia, i że mąż nigdy nie naraziłby jej ani dzieci. – To dlatego jesteś taki wzburzony? Bo obawiasz się, jak to wszystko wpłynie na twoje narzeczeństwo z Aurelią? – zapytała, próbując dociec przyczyn jego zdenerwowania.
Wyraźnie widziała wzburzenie Alpharda, który najwyraźniej był wciąż głęboko poruszony tym, co widział a co teraz sobie przypominał. Cressida też była poruszona, tyle że w niej więcej było strachu i przejęcia niż złości. Wyczuła też, że ministerstwo było tematem, którego lepiej nie poruszać, więc postanowiła o to nie pytać, grzecznie przemilczając temat, choć w swoim naiwnym pojmowaniu świata nadal uważała, że śmierć tylu ludzi była wielką tragedią, tym bardziej że ginęli tam wszyscy bez względu na status krwi. Czy więc szlachetne rody mogły się czuć bezpiecznie? Czy jej dzieci na pewno nie musiały się bać? W jej głowie krążyło mnóstwo pytań, których nie zadała, widząc zachowanie Alpharda. W pewnym momencie nawet trochę się go wystraszyła w tej odsłonie.
- Wierzysz w niego? W to, że sprawi, że rody Skorowidzu przetrwają i nasze czarodziejskie tradycje zostaną zachowane dla kolejnych pokoleń? – zapytała tylko, choć mogła przysiąc, że Black wydawał się w pewien sposób zafascynowany tym czarodziejem, jakby naprawdę wierzył, że jest on receptą na bolączki ich świata, kimś kto zadba o to, by tradycje czystej krwi nie były bezczeszczone. Ale Cressie naprawdę mało wiedziała na ten temat, więc nie wiedziała, co myśleć i po prostu się bała, choć chciała wierzyć w utopijną wizję, że wszystko będzie dobrze, że stary porządek przetrwa i jej dzieci będą mogły dorastać bezpiecznie i z należnymi im przywilejami.
Kiedy uścisnął jej dłoń, podniosła na niego niepewny, nieco zlękniony wzrok.
- Mam nadzieję, Alphardzie. Tak bardzo chciałabym się uspokoić i wierzyć, że mimo stresu ostatnich dni będzie lepiej – powiedziała, odwzajemniając jego uścisk.


Wszyscy chcą rozumieć malarstwoDlaczego nie próbują zrozumieć śpiewu ptaków?

Cressida Fawley
Cressida Fawley
Zawód : Arystokratka, malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
To właśnie jest wspaniałe w malarstwie:
można przywołać coś, co się utraciło i zachować to na zawsze.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5557-cressida-fawley-flint https://www.morsmordre.net/t5573-piorko https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f117-cumberland-ambleside-dwor-fawleyow https://www.morsmordre.net/t5581-skrytka-bankowa-nr-1374 https://www.morsmordre.net/t5580-cressida-fawley

Strona 1 z 2 1, 2  Next

Oranżeria
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach