Wydarzenia


Ekipa forum
Złoty Znicz
AutorWiadomość
Złoty Znicz [odnośnik]10.03.12 23:17

Złoty Znicz

★★★★
To równie urokliwe, co i pulsujące magią miejsce słynie wśród społeczności czarodziejów za jedną z najlepszych, jak i najdroższych kafeterii w całej Anglii. Nic więc dziwnego, że ulokowana jest na tejże właśnie dzielnicy Londynu, w Kensington and Chelsea, a co ciekawe - dokładnie naprzeciw samego Notting Hill. Skryta przed niepożądanymi oczami mugoli, przybierając postać wiecznie nieczynnego zakładu garmażeryjnego, prawdziwych czarodziejów olśniewa swym szykiem i elegancją.
Wejścia doń strzegą dwa pozłacane Psidwaki. Można tu spotkać głównie przedstawicieli rodów arystokratycznych i czystokrwistych, mugolaki nie się mile widziane przez zazwyczaj bawiące tu osoby, choć oficjalnie nikt im nie broni wstępu. Tuż za drzwiami, ulokowany jest marmurowy korytarz zakończony kilkoma zdobnymi schodkami prowadzącymi do ogromnej sali pełnej wysadzanych najrozmaitszymi skarbami kolumienek, które mienią się magicznie wszystkimi kolorami tęczy. Dookoła nich poustawiano mrowie dębowych stolików z ozdobnymi, zabytkowymi lampami kolonialnymi, a także krzesła o wygodzie, o jakiej nie śniło się nikomu. Gdzieniegdzie umiejscowiono tropikalne rośliny, a także powywieszano czarodziejskie obrazy. Łukowe okna wpuszczają do środka ogrom światła, zawsze czystego i ciepłego - nie bez powodu jednak, gdyż tutejszy właściciel zadbał o to, aby wyposażyć swój lokal w okna identyczne, co w samym Ministerstwie Magii, dzięki czemu reguluje czarami panującą za nimi pogodę. Na samym środku zaś stoi prawdziwy skarb - zabytkowy trzynastowieczny fortepian z ręcznie kutymi przez gobliny zdobieniami. Co piątki organizowane są na nim wieczorne koncerty jednego z najsłynniejszych w Anglii muzyków, samego Gilderoy'a Mantykorę.
Pomimo, że miejsce przeznaczone jest głównie dla arystokracji, mile widziane są tu osoby wywodzące się z "gorszych" grup, jeżeli są przedstawicielami ważnych w środowisku czarodziejów zawodów bądź ogólniej mówiąc, osobistościami popularnymi takimi jak: członkowie Wizengamotu, szefowie rozmaitych departamentów, gwiazdy quidditcha czy politycy. Innymi słowy miejsce to zarezerwowane jest jedynie dla elit, co jednak nie dziwi nikogo, zwłaszcza zważywszy na ceny tutejszych przysmaków. Podobno bywa tu i sam Minister Magii.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Złoty Znicz Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Złoty Znicz [odnośnik]26.07.15 0:38
    | Sam początek!
W dłoni trzymał kieliszek martini, przyglądając się aż zbyt uważnie oliwce o odcieniu jesiennej trawy po intensywnych deszczach. Wykałaczka z jasnego drewna była zanurzona już wyłącznie do jednej czwartej swojej całkowitej długości. Czas upływał leniwie, a zegary niechętnie zmuszały się do wybijania śpiewnych kwadransów, pomimo to sala sukcesywnie się zapełniła. Woń ekskluzywnych perfum unosił się w powietrzu, sztuczne uśmiechy trafiały prosto w serce, głośne śmiechy odbijały się o ściany jak nieudane zaklęcie. Mężczyźni udawali dżentelmenów, przygaszając swoje papierowy i kłaniając się serdecznie pozostałym oraz panie grały damy pełne gracji, które zaledwie przed sekundą opuściły dom pełen sztywnych zasad, gdzie nauczono je samych najpotrzebniejszych zasad, w tym także przygotowania na każdą ewentualność. Wszystko działało bez najmniejszych zmian.
Owszem, atmosfera przepełniona szlachecką krwią zdawała się naturalnym siedliskiem dla Parysa. Nie bywał na salonach od roku, dwóch - znajdował się tam przez całe życie, z drobnymi przerwami. Jeżeli posługiwalibyśmy się kolokwializmami, to niemal urodził się na podobnej sali, czy marmurowym korytarzu ze złotymi zdobieniami, ponieważ jego matka od zawsze pojawiała się wszędzie, dokąd tylko otrzymała zaproszenie lub chadzała do miejsc, gdzie chciała się znaleźć danego wieczora. Ciąże na pewno nie stanowiły żadnego problemu, bywały nawet elementem dopełniającym! Do tej pory podczas rodzinnych przyjęć zdarza się jej wspominać usilne próby zamaskowaniem brzucha stanu błogosławionego podczas wycieczki do swojego ulubionego miasta - Paryża. Za każdym razem uśmiechała się, kiedy opowiadała o butiku przy Rue Cambon ze skrajnymi, jak na tamten czas ubraniami. „Dom Mody Chanel, choć wtedy nie byli jeszcze tacy znani. Poznałam nawet właścicielkę, całą Coco, która osobiście doradzała mi kolor mojej pierwszej sukienki i kapelusza, wiążąc sznur pereł na supeł. To były czasy! Rok później zakochałam się w jej perfumach, więc traktuję ją prawie jak przyjaciółkę. Od zawsze lubiłam ich odwiedzać, nawet po tym, jak została gwiazdą!”
Sam Bulstrode uważał własną matkę za niesamowitą kobietę, chociażby właśnie ze względu giętkiego języka i stylu powadzonego życia. Potrafiła opowiadać wciąż jedną historię w taki sposób, że dopiero po jej zakończeniu słuchacze łapali się na drobnym oszustwie, małej kradzieży czasu. Doprawdy, niesamowity dar, którego namiastkę przekazała swojego ukochanemu synkowi.
Nazwisko poszerzało wszystkie horyzonty, również te ściśle kulturalne. Gdyby nie dekady spędzone przez pokolenia jego rodziny w bliźniaczych lokalach, nie udałoby mu się zająć stolika tuż pod samą sceną na pięć dni przed wydarzeniem. Tamtejszego, ciepłego, lipcowego wieczoru role odwróciły się - on zasiadał na widowni, rozkoszując się procentowymi trunkami, dobrą muzyką (przynajmniej żywił nadzieję!) i towarzystwem, jeszcze nieobecnej, pięknej kobiety. Do koncertu pozostała dłuższa chwila czasu, aczkolwiek on nie znosił się spóźniać… w szczególności, jeżeli to kobiety musiałyby na niego czekać.
Maniery, panowie! Maniery, przede wszystkim!
Spokojnie czekał na swoją narzeczoną, opróżniając zawartość kieliszka. Pocałunki o smaku ginu oraz wytrawnego wermutu smakowały zaskakująco dobrze.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Złoty Znicz [odnośnik]26.07.15 10:28
| dress to impress

Zaproszenie od narzeczonego na wieczorny koncert w Złotym Zniczu powitała z lekkim uśmiechem na ustach i wkradającym się powoli w jej umysł poczuciem satysfakcji. Wspólne wyjście i pokazanie się należało wszakże do obowiązków zaręczonej pary – jak inaczej zadbaliby o dobrą opinię dla swojego związku? Gdyby nie widywano ich razem, czarodziejskie społeczeństwo na pewno bardzo szybko wygenerowałoby plotki, a te nie były na rękę żadnemu z nich. Koncert i zaproszenie były więc naturalną koleją rzeczy, a jeśli następne także miałby być tak przyjemne, Darcy musiałaby przyznać, że trafiła doskonale.
Dziewięć miesięcy temu pokornie podporządkowała się woli rodziców, jednak od tego czasu zdążyła szczerze polubić swojego przyszłego męża, przyzwyczaić się do niego i nawiązać subtelną grę, która, miejmy nadzieję, miała się im nigdy nie znudzić, jednocześnie czyniąc małżeństwo znacznie ciekawszym.
To wszystko było jednak związane z pewnymi obowiązkami, które Darcy zaczęła wypełniać już popołudniu. Żeby wyglądać elegancko u boku Parysa dość wcześnie poświęciła się kąpieli, kremowaniu, nakładaniu makijażu i czesaniu. Wybrana wcześniej sukienka już na nią czekała, założona na samym końcu, jak wisienka dodana na czubek gotowego tortu. Od niedawna rękawiczki stanowiły ulubiony dodatek panny Rosier, dlatego dobrała uważnie również tę część garderoby, po czym dała wreszcie ojcu znać, że jest gotowa do wyjścia.
Na swój egzamin z teleportacji musiała poczekać do następnego tygodnia, dlatego o dostanie się na miejsce musiał zadbać przyszły teść pana Bulstrode. Gdy tylko jego córka znalazła się w środku życzył jej miłego wieczoru, pożegnał się i na powrót zniknął, jednak Darcy była już zajęta skanowaniem tłumu w poszukiwaniu Parysa.
Uśmiechała się delikatnie i odpowiadała na powitania mijanych dżentelmenów, witała się też ze znajomymi paniami. Piątkowe koncerty w Złotym Zniczu cieszyły się niesłabnącą popularnością, nic więc dziwnego, że i tego wieczora zebrała się tu prawdziwa śmietanka towarzyska. A na jej szczycie mieli pławić się ona i narzeczony, którego wreszcie dostrzegła.
- Witaj – uśmiechnęła się nieśmiało, choć Parys musiał dobrze wiedzieć, co kryło się za tą miną.
Nie wyobrażała sobie wspinania się na palce i całowania go w miejscu publicznym, to on powinien się schylić i złożyć na jej ustach delikatny pocałunek… na co też wiernie czekała, rejestrując przy okazji jego nienaganny wygląd oraz zamówioną wcześniej szklankę trunku.
Znając mężczyznę, koncert mieli obejrzeć z najlepszych możliwych miejsc, na dodatek w doborowym towarzystwie, a o ile do zajęcia miejsca przy stoliku jeszcze jej się nie spieszyło, to chciała wiedzieć od razu, z kim przyjdzie im zasiadać.
- Komu uświetnimy dziś wieczór? – zapytała z błyskiem w oku, który miał być przy okazji gwarancją, że da z siebie wszystko i pozostawi najlepsze z możliwych wrażeń.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Złoty Znicz [odnośnik]26.07.15 16:31
Lekko poruszał palcami w takt niesłyszalnego rytmu, przetaczającego się przez jego głowę niczym dogorywające echo wczorajszej imprezy, podczas której mężczyźni zażywali doustnie znacznie większe dawki alkoholu. Bezwstydnie wodzili wzrokiem za szczupłymi taliami w drogich sukienkach o przydymionych odcieniach.
Zawsze wierzył w delikatną melodię, umiejącą dotrzeć wraz ze swoimi słowami w najgłębsze zakątki ciała, zmuszając słuchacza do przyjęcia fali przyjemności. Od samego początku muzycznej kariery rozkoszował się całą serią widoków podobnych do tych sprzed dnia. Młoda kobieta zajmowała stolik tuż przy ścianie, siedząc na niewygodnym krześle po prawicy swojego świeżo upieczonego męża. Nigdy nie rozumiał tego nużącego, sztucznego okazywania szczęścia zaklętego w dwóch identycznych pierścieniach ze szlachetnego kruszcu. Kochani, tam naprawdę nie było magii. Najprawdopodobniej się do tego nie nadawał. Aczkolwiek, powracając do wspomnienia, ściskała dłoń swojego partnera, zamykając oczy i lekko rozchylając krwistoczerwone usta. Parys doskonale wiedział, jak jego niski głos krążył wokół jej skroni, przebijając się przez naskórek, skórę, krew, a także kości. Ona rozkoszowała się dźwiękami, puszczając wodzę fantazji. Mógł założyć się o cały stos galeonów, ba, całą skrytkę, że zaczynała się rozbierać w myślach dla kogoś innego aniżeli jej prawnie przypieczętowany związek. Bliskie wydawały się marzenia o złotych ustach muzyka i samych złych rzeczach, które mogłaby zrobić podczas krótkiej, lipcowej nocy. Uwielbiał takie utwory, gdy tłumów nie ogarniało nic więcej aniżeli pożądanie.
Bardzo nieładnie, proszę pani. Małżonek zapewne nie ucieszyłby się z tej małej zdrady, bo przecież ślubowali sobie miłość, wierność, uczciwość aż po gwoździe, przytrzymujące zimną trumnę.
Na horyzoncie pojawiła się jego… wybranka serca, zgrabnie rzecz ujmując. Powoli podniósł się z krzesła, nie zajmując się nudnymi formułkami na przywitanie. Powoli nachylił się, składając pocałunek na jej dokładnie pomalowanych ustach. Dla postronnych mógł on trwać nieprzyzwoicie długo, niemniej oboje trzymali nogi na ziemi, ręce nie przebiegły wzdłuż jej drobnego kręgosłupa - pełna cenzura zachowana.
Smakowała w przyjemny sposób.
- Jak zwykle - wszystkim - rozejrzał się wokół, ukazując białe zęby w szyderczym uśmiechu. Nie miał pojęcia, z kim mieli dzielić stolik, ale im bardziej wpływowe to osoby - tym lepiej. Przecież podczas rezerwacji na ostatnią chwilę nie udało mu się pozyskać całego zestawu informacji. Pomijając cień niewiedzy, przecież nie kłamał… niezależnie od miejsca, w którym się znajdował, uświetniał już niejeden wieczór.
Jako rasowy dżentelmen, odsunął jej krzesło, pomagając przy zajęciu odpowiedniego miejsca.
- Opowiedz mi o swoim dniu - nie zajmowało go to jakoś wybitnie, jednakże czasem Rosier przynosiła ze sobą ciekawe nowości i plotki ze świata arystokratów... ewentualnie przepowiednie nadchodzącej apokalipsy wyczytanej z gwiazd przez młodego, nie zawsze zdrowego astrologa. Choć potrafił przyznać przed samym sobą, iż takie niezobowiązujące pogawędki nad jedzeniem o wartości powalającej na utrzymanie domu zwykłych czarodziejów przez tydzień, odprężały jego spięte mięśnie oraz oczyszczały umysł ze zbędnego natłoku informacji.
Mimowolnie ręka pana Bulstrode powędrowała na jej kolano, spoczywając w bezpiecznym, niewidzialnym dla nikogo położeniu pod stołem pokrytym białym obrusem. Ciepło ciała z niesamowitą łatwością przebijało się przez czarny materiał.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Złoty Znicz [odnośnik]26.07.15 18:31
Smakował alkoholem, jednak wciąż w ten elegancki sposób, jakby ledwo zdążył zamoczyć usta w czymś mocniejszym. Wyglądał perfekcyjnie i tak też się zachowywał, a gdyby ktokolwiek z zebranych nie znał jeszcze jego nazwiska, z pewnością usłyszałby je chwilę później od towarzysza rozmowy, bo osoba Parysa od zawsze wzbudzała zainteresowanie.
Czy mogła sobie wymarzyć lepszego przyszłego męża? Dżentelmen w każdym calu, przystojny, popularny i charyzmatyczny… rodzice doskonale się spisali. Życie Darcy miało przecież toczyć się bez najmniejszej skazy. Inne kobiety odnajdywały szczęście tylko u boku prawdziwej miłości, niektóre nawet wyrzekały się przez to nazwiska, tracąc wszystko, co do tej pory cierpliwie budowały. Panna Rosier ceniła jednak nieco inne wartości, własną wygodę stawiając na wyjątkowo wysokim miejscu. Mogła robić swoje, pracować i wieść życie na takim samym poziomie, jak wcześniej, dlaczego więc miałaby się buntować? Hedonizm Parysa był jej bardzo na rękę, wiedziała, że jeśli tylko uda im się zewrzeć szyki, przeżyją ze sobą bardzo szczęśliwe lata.
Za odsunięte krzesło podziękowała delikatnym, automatycznym skinieniem głowy, bo przecież wszystko przebiegało wedle scenariusza, każde z nich w małym palcu miało zasady dobrego wychowania. Upewniła się, że jej szminka nie zostawiła zbędnych śladów na jego skórze, po czym powędrowała wzrokiem po najbliższych stolikach, odnotowując w głowie kto będzie obserwował ich tego wieczoru.
Och, oczywiście, że koncert był ważny i być może część osób przyszła tu właśnie dla muzyki, jednak oszukiwaliby sami siebie gdyby twierdzili, że zachowania arystokracji wcale ich nie obchodzą. Kobieta z pierwszego rzędu ostentacyjnie zerkała w stronę wejścia, brodaty mężczyzna stojący pod ścianą miał krzywo zapiętą marynarkę, a buty tej pól-wili przy barze były modne chyba trzy sezony temu. Darcy spokojnie i subtelnie obserwowała towarzystwo, robił to także jej narzeczony. Tłumy przybyły na koncert po to, by się pokazać i udowodnić innym, że wciąż znaczą coś w społeczeństwie czarodziejów. Rosier uśmiechnęła się gorzko, bo choć bale i bankiety nie były już jej żywiołem, nie wyzbyła się, jak widać, wszystkich cech dawnej marionetki. To było silniejsze od niej.
- Miejmy nadzieję, że nie skandalem – szepnęła, gdy poczuła jego dłoń na swoim kolanie, ale przy okazji na jej twarzy zakwitł lekki uśmiech, wysyłając w ten sposób nieco sprzeczne sygnały.
Bardzo chętnie podjęła tę grę, delikatnie przesuwając nogę w stronę krzesła mężczyzny. Była całkiem nowa w świecie świadomego poszukiwania adrenaliny, co kontrastowało z jej dotychczasowym pragnieniem posiadania kontroli nad prawie każdym aspektem życia, jednak niektóre doznania mogły sprawiać tyle przyjemności, że chętnie po nie sięgała. A raczej, w tym przypadku, sięgał Parys, na szczęście z dala od oczu wścibskich sąsiadów.
- Przez jego połowę odsypiałam nieprzespaną noc, następnie dokończyłam pracę, odpisałam na listy i zaczęłam szykować się na wieczór – przerwała porywającą opowieść by złożyć zamówienie u kelnera, który pojawił się przy ich stoliku. Gdy ten obiecał dostarczyć skrzacie wino za kilka chwil, kontynuowała – Wyznaczono mi termin egzaminu z teleportacji, odbędzie się w przyszłym tygodniu. Po tym twoja narzeczona nie będzie miała już ani jednej wady, będziesz w stanie to przeżyć? – zapytała zadziornie, unosząc lekko brwi i rzucając Parysowi wyzywające spojrzenie.
Sala zapełniała się powoli, czarownice i czarodzieje zajmowali swoje miejsca. Darcy zauważyła kilka znajomych twarzy, jednak wciąż nikt naprawdę wartościowy nie przykuł jej uwagi. W oczekiwaniu na zamówienie i rozpoczęcie koncertu postanowiła więc z grzeczności odwdzięczyć się podobnym pytaniem.
- Jakie masz plany na przyszły tydzień? – nie chciała go sprawdzać czy kontrolować, już dawno nauczyła się przymykać oko na wszystkie jego tajemne sprawki. Gdyby jednak ktoś zapytał ją o plany narzeczonego, powinna mieć na podorędziu choćby kapkę prawdy, by zmieszać ją z wygodnymi kłamstewkami.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Złoty Znicz [odnośnik]28.07.15 15:41
Związek z Darcy podobał mu się w całkiem pokręcony sposób. Czuł się, jakby utknęli pomiędzy dwoma stanami, których granica zostawała niesamowicie cienka niczym srebrna nitka. Mogli nienawidzić siebie wzajemnie za szaloną, niemniej jakże popularną, aranżację małżeństwa. Wtedy spoglądaliby na siebie chłodno przy każdym spotkaniu, dusząc się podczas czysto formalnych rozmach oraz spędzając wspólne życie w osobnych pomieszczeniach. Tym samym rozwinęliby swoje pędy tuż przy ziemi, zamiast piąć się ku górze, a siatka z bluszczu przypominałaby bardziej zjedzoną przez mole apaszkę niż sieć o gęsto usianych oczkach. Również nie odczuwali wobec siebie scenicznej miłości, prawdopodobnie ani jedno, ani drugie nie rzuciłoby się na ratunek wprost w płomienie. Same pocałunki kierowały emocje ku dziwnemu, erotycznemu napięciu, zakrapianego jeszcze ciekawszym odcieniem spokoju. Nie zawsze zależało mu na fizycznej więzi pomiędzy ich ciałami. Nie spędzał całych dni na marzeniach o słodkich pocałunkach na topografii nagiego ciała, zapach Darcy nie wyciągał z niego najdzikszych instynktów.
Zostali na siebie skazani w nie najlepszych czasach, jednak w porze o wręcz przeciwnym charakterze… Nie umiał tego wyjaśnić prostą drogą.
- A czy którekolwiek z nas uznawało skandale? - przybliżał się do jej ucha, akcentując chrapliwym głosem ostatnie słowo. - Nie powinniśmy się niczego obawiać. Przy mnie jesteś bezpieczna - ścisnął nogę narzeczonej tak mocno, iż balansowało to na granicy bólu oraz przyjemności. Lata przeróżnych doświadczeń nauczyły go, jak doskonale dopasowywać się do drugiego człowieka, by pchnąć go na skraj szaleństwa.
Mimowolnie uniósł kąciki ust ku górze, kiedy uzyskał niewerbalne pozwolenie na dalsze, śmiałe poczynania. Niezmiernie podobał mu się fakt, że to właśnie on mógł nauczyć swoją przyszłą panią Bulstrode nieco więcej o życiu niż dowiedziała się w szkole lub opasłych tomach na temat ciał niebieskich, galaktyk i komet. Tak, śmiało twierdził, że jej wcześniejsze związki nie były aż tak owocne.
Osobiście traktował to wszystko jako przygodę. Nie wychodził z nią wyłącznie, aby pokazać się zazdrosnym oczom przedstawicielek i przedstawicieli arystokracji, ale typ odbywanych randek nadawał jego życiu pewien nowy smak, stały porządek. Pomiędzy krótkimi przygodami, partnerami oraz partnerkami, bynajmniej nie do tańca, każdy potrzebowały kilku godzin stabilizacji.
- Będziemy musieli się przekonać, bo możliwe, że zyskałaś jakieś inne zalety - uniósł brew w zadziornym geście, powolnie przenoszą wzrok na salę, gdzie nagle przybyła znaczna ilość gości. Rozpoznawał pośród tłumu znajomych lub pojedyncze jednostki z nieco wyższej półki, acz nikt nie przyciągnął jego uwagi na dłużej niż pięć sekund.
- Sądzę, że dmucham w trąbkę w okolicach środy oraz piątku, jednocześnie nadwyrężam swoje struny głosowe. Wyglądam cudownie, nic szczególnego - wypowiedział bez zbytniej ekscytacji, a następnie przechylił kieliszek do samego dna. - O, chyba nie mówiłem ci jeszcze o zmianie życiowych planów, ale to jeszcze nic pewnego… niemniej - masz dla swojego czarującego mężczyzny jakaś zachwycającą propozycję? Obiecuję zgodzić się bez najmniejszej dyskusji, nawet na magiczne polo - doskonale wiesz, że nie grałem w nie od wieków.
Czy Parys kiedykolwiek myślał o swojej osobie jako o hedoniście? Odpowiedź nie była zakasująca, ani nie wymagała dużej ilości czasu - nie. Jego pragnienia stały bardzo wysoko w hierarchii, natomiast czarodzieje jego pokroju nie należeli do ludzi hedonistycznych, jeżeli już musiałby poszukiwać określenia, utożsamiał się z ideologią carpe diem… przecież nie zaspokajał swojego ogromnego pragnienia intensywności wyłącznie poprzez imprezy, mocny alkohol, namiętne pocałunki. Często - oczywiście, jednakże uwielbiał wiele innych rozrywek dostępnych wyłącznie dla młodych, pięknych (to wewnętrzne przychodziło do wszystkich z czasem, niektóry posiadali wyłącznie takie) i bogatych.
I nawet przez najwęższy zakamarek jego głowy nie przebiegła myśl dotycząca potencjalnego braku bielizny pod elegancką kreacją. Co dopiero sprawdzenie tego stanu rzeczy. Naprawdę.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Złoty Znicz [odnośnik]28.07.15 21:33
Skłamałaby, gdyby stwierdziła, że Parys nie był przystojnym mężczyzną. Musiałaby być ślepa i głucha żeby choć w pewnym stopniu nie dać się oczarować jego urokowi, jednocześnie biorąc poprawkę na fakt, iż to wszystko mogło być doskonale wystudiowaną pozą, w której na próżno szukać choćby dozy swobody. Gdyby nawet tak było, po dziewięciu miesiącach wcale jej to nie przeszkadzało, bo sama bawiła się doskonale w swojej roli. Przygotowywała się do niej przez większą część swojego życia, choć ostatnimi czasy specjalnie gubiła się w słowach i gestach, dodając akty, o których wcześniej nie mogło być mowy. To jeszcze nie był bunt, ale potulność też już dawno przeminęła. Balansowanie na takiej cienkiej linie sprawiało jej zdecydowanie za dużo przedziwnej satysfakcji i przyjemności.
Gdy ścisnął mocniej jej nogę, na ułamek sekundy obnażyła zęby, choć właściwie nie sprawił jej bólu. Lubił droczyć się w ten sposób, a ona nie miała nic przeciwko temu. Wkraczała w nowe rejony z podniesioną głową, chętna wszelkich nowych wrażeń. Nie miała do czego ich porównać, ponieważ był to dopiero drugi związek w jej życiu, a poprzedni opierał się na zupełnie innych zasadach. Nie robiła więc w głowie mapy myśli i zestawień, w czym Parys był lepszy od Leonarda i odwrotnie. To wiązałoby się z wątpliwościami i w efekcie zapewne z wyrzutami sumienia, a do takich Darcy nie mogła dopuścić. Należało cieszyć się chwilą, prawda?
Rzeczywiście, istniało mnóstwo rzeczy, których mógł ją jeszcze nauczyć, ale przed sobą mieli przecież tyle czasu, ile sami zapragnęli. Sięgnęła więc pod stół i złapała jego dłoń, splatając ją ze swoją palcami, nie odrywając wzroku od mężczyzny, którego twarz znajdowała się tak blisko, bo przecież jeszcze przed chwilą szeptał jej do ucha.
- I przekonamy się – odpowiedziała równie cichym głosem, nachylając się delikatnie w jego stronę i pewnym, choć subtelnym i nie gwałtownym ruchem wysunęła ich złączone ręce – W odpowiednim czasie.
Złożyła na wierzchu jego dłoni delikatny pocałunek, po czym uwolniła swoją rękę i odsunęła się powoli, jak gdyby nigdy nic, wygładzając materiał spódnicy.
Wodziła go na pokuszenie, czy zachowywała się pruderyjnie? Jakkolwiek by tego nie ocenił, nie starała się go zirytować, bo również w jej interesie leżało maksymalnie dozowanie przyjemności. Jednak widownia Złotego Znicza nie była ku temu odpowiednim miejscem – narażeni na wścibskie spojrzenia, nie mogli dać się ponieść i pozwolić, by późniejsze plotki o nich budziły niesmak na salonach. Skoro już mieli o nich mówić, niech mówią o nienagannym zachowaniu, wspaniałej prezencji i wielkich osiągnięciach. Tych dwoje zostało wszakże stworzonych do wyższych celów.
Zamówienie wreszcie nadeszło, panna Rosier mogła więc delektować się skrzacim winem i wysłuchiwać o planach narzeczonego na najbliższy tydzień. Uśmiechem przyjęła wspomnienie o występach, w końcu życzyła mu dobrze i cieszyła się, że kariera mężczyzny rozwijała się w zadowalającym tempie. Upiła jeszcze jeden łyk, a następnie średnio entuzjastycznym tonem oznajmiła:
- Lepiej poinformuj mnie teraz, wolałabym nie przeczytać o nich w Czarownicy – za tymi słowami krył się subtelny żart, ale także nieznoszące sprzeciwu zapytanie. I ponownie – nie chciała go kontrolować, wolała po prostu wiedzieć, czemu ewentualnie stawić czoła w przyszłości.
Czy miała propozycję? Owszem, na dodatek niejedną, chociaż na chwilę obecną na prowadzenie wysuwały się marzenia o odwiedzeniu nieco cieplejszego kraju, wycieczce na południe i zasmakowanie nowych kultur. Na egzotyczną podróż poślubną przyjdzie jeszcze czas, jednak dlaczego mieliby nie skorzystać z dobrodziejstwa sąsiadów?
- Wyjedźmy do Francji – zaproponowała więc, kątem oka zauważając, że prawie wszyscy siedzą już na swoich miejscach, a koncert rozpocznie się lada chwila – Tam mają nieco bardziej liberalne podejście, jeśli chodzi o drobne występki podczas bankietów. L'amour c'est l'amour. - dodała śpiewnie - No i letni dworek moich rodziców stoi pusty, a jest tyle rzeczy, które chciałabym ci pokazać – zakończyła przymilnym tonem, uśmiechając się niemalże uroczo, choć osobiście czuła się trochę niczym mała szelma.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Złoty Znicz [odnośnik]31.07.15 2:08
//za błędy i dziwne sformułowania serdecznie i śpiąco przepraszam <3

Zatrzepotałam kilkakrotnie swoimi pięknymi rzęsami i skrzywiłam się, zwróciwszy uwagę na ślepą uliczkę, na którą to postanowiłam się aportować. Nadal nie potrafiłam odpowiedzieć sobie na pytanie, jakim cudem tak bardzo lubiłam przebywać na Nokturnie. Miejsce to miało reputację o wiele gorszą od wszystkich tych mugolskich ciemnych uliczek razem wziętych, a mimo to za każdym razem się tam teleportowałam. Zaprawdę, Nokturn nie miał w sobie nic z elegancji, wręcz opływał w zepsuciu... podobnie jak me wnętrze – zauważyłam, prostując się niczym struna i przywdziewając na wargi ten nieco kpiący uśmieszek. Ostatnimi czasy był mi on niezmiernie bliski. Poprawiłam jeszcze swą czarną sukienkę i pewnym krokiem wyszłam z uliczki, kierując się do budynku docelowego. Do Złotego Znicza.
Mój cel wizyty w Złotym Zniczu...? Z pewnością chciałam się pokazać wśród szlacheckiego światka czarodziejów. Musiałam wyłowić z tego morza krótkowzrocznych starców i rozwydrzonych młodych mężczyzn tego, który mógłby zaakceptować mnie taką, jaka jestem, jak to stwierdził Leonard, kogoś, kto mógłby mnie nawet z czasem pokochać, nie przysparzając mi problemów, a za to służyć pomocą... Nadal jednak nie wierzyłam, że taki cud mógłby się zdarzyć. Zwłaszcza w moim przypadku...
Prawdziwym celem zaś była Darcy Rosier i jej narzeczony... Bulstrode, z którym podobno miała dziś zawitać do Złotego Znicza. Przepełniona ciekawością pragnęłam wybadać, jak jej się układa z mężczyzną, którego narzucono jej odgórnie, a przede wszystkim, czy wspominanie o Leonardzie będzie wyprowadzało ją z równowagi i wprowadzało w nerwowy, bądź jakikolwiek inny stresowy stan. Nadal za nią nie przepadałam. Nie potrafiłam wyprzeć się w pełni zazdrości, która zbierała się we mnie od lat, wypisując się trwale gdzieś na moim kręgosłupie. Cóż, i tak nie miała pojęcia, o co mi chodziło. Za każdym razem widziałam to w tych jej niewinnych oczkach... Zresztą, powinnam się cieszyć z takiego obrotu. Przynajmniej nie zasypywała mnie żadnymi gestami, które miałyby mi zadośćuczynić wszystkie te stracone lata.
Wkroczyłam do środka z hardo uniesioną głową. Stawiałam powolne, równe kroki, by na moment przystanąć i zlustrować równie powolnym ruchem głowy otoczenie. Nim zdążył do mnie łaskawie podejść ktoś z obsługi, ruszyłam z wielce miłym uśmiechem w kierunku konkretnego stolika, przy którym to spoczywała moja, powiedzmy,hmm, rodzina.
Cóż za miła niespodzianka – udałam zdziwienie, gdy zbliżyłam się do nich wystarczająco blisko, by móc delikatnie położyć swą dłoń na oparciu wolnego krzesła. Pogłaskałam je, jak gdyby było czułym kochankiem. Na ten moment spuściłam z nich wzrok, obdarzając nim mebel, by zaraz znów wrócić nim do tych gołąbków. Czyż nie byli cudowni? Moje wargi tworzyły krwistoczerwoną literkę „o”.
Jak się miewa moja ulubiona para? – zapytałam. Pozwoliłam się przedrzeć na zewnątrz nutce ironii, której obecność była wyraźna w moim głosie. Och, to nie moja wina! Rodzice od dawna mi wpajali, kogo powinnam uważać za wroga swego i nadal pozostawał dla mnie niezwykle intrygującą, oczywiście do odkrycia, tajemnicą powód zaręczyn naszej kuzynki z Bulstrode.
Diana Crouch
Diana Crouch
Zawód : szlachcicuje
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Caught in a landslide, no escape from reality.
Open your eyes, look up to the skies and see.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak
Złoty Znicz Giphy
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
http://morsmordre.forumpolish.com/t711-diana-octavia-crouch#2419 http://morsmordre.forumpolish.com/t777-puszka#3024 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f109-ashford-hythe-road http://morsmordre.forumpolish.com/t983-panienka-crouch#5415
Re: Złoty Znicz [odnośnik]03.08.15 12:52
-Właśnie tak – odezwał się szorstkim donośnym głosem, niezbyt wysoki lecz szczupły, zapewne sięgający Parysowi do ramienia mężczyzna o uważnym przeszywającym spojrzeniu zdobionymi ciemnymi grubymi brwiami oraz wydawałoby się, że obdarzony nieśmiałym, niepewnym wręcz uśmiechem, którym poczęstował całą trójkę – ...ulubiona para, jak się miewa? - zaśmiał się gardłowo, aby bez ceregieli i uprzejmości dosiąść się do stolika. Dopiero wtedy można było dostrzec, że najwyraźniej jest odrobinę wstawiony – Istne szaleństwo, doprawdy, z dnia na dzień... takie rzeczy – jego twarz wykrzywiła się w grymasie bólu, być może zniesmaczenia?, aby mężczyzna po chwili odparł pewniej, weselej – ale...! Panienko Crouch, w krwistej czerwieni zdecydowanie Pani nie do twarzy, swoją drogą – znów zwrócił się do całej trójki, uśmiechnięty, lecz głos jakby nieco ochrypł, posmutniał – słyszeliście, czytaliście? Och! Wybaczcie, nie przedstawiłem się – Spencer Yaxley, urząd łączności z goblinami.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Złoty Znicz Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Złoty Znicz [odnośnik]06.08.15 2:35
Granice moralne ograniczały ludzi w tak śmieszny, a zarazem przykry sposób, iż pan Bulstrode nie potrafił się do nich jednoznacznie ustosunkować. Z jednej strony bardzo bawiły go te wszystkie zasady i normy, konwenanse, o których była mowa w domu, szkole; natomiast z drugiej - smucił się, ponieważ ludzie sami się nimi ogradzali, odrzucając jedyny, słuszny wybór - przyjemność. Gdyby sprawdzić, co siedziało w ich głowach, jednocześnie wnosząc to ponad wszystko inne - istnieli wyłącznie dla niej. Nawet ci najbardziej pruderyjni skrywali brudne myśli pod idealnie przystrzyżonymi włosami. Smak drogiego alkoholu, który potencjalnie wędrował przez żołądek do serca, zdawał się wyciągać fascynacje na zewnątrz. Niestety nie potrafili ich spełnić - przeżywali smętne dni, rozmyślając o tym, co etyczne, dobre dla ogółu, niezbyt skandaliczne dla sąsiadów, stałe, bezpieczne.
Resumując, jeżeli rozebrać to mało atrakcyjne pojęcie na czynniki pierwsze, jednym ze składników były granice. Czyż to nie one dzieliły ludzi przez długie wieki? Sam Hogwart chciał je zacierać, organizując Turnieje Trójmagiczne, Ministerstwo pokładało wiarę w międzynarodowej współpracy! A jego śliczna narzeczona przekroczyła grubą kreskę na mapie, aby pozyskiwać edukację od delikatnych Francuzek, więc, chcąc lub nie, wraz z biegiem czasu zanikały. Ot, zacierały się na płomiennorudym horyzoncie jak słońce romansujące z wodą.
Moralność to również pojęcie względne, gdzie urywało się zdecydowanie zbyt wiele sprzecznych uczuć. Matka zabijająca swoje dziecko mogłaby należeć do kanonu osób moralnych? Przecież prawdziwa miłość nie pozwalała na takie posunięcie. Aczkolwiek, gdyby dodać do tego specyficzne okoliczności, jak ochrona reszty grupy przed wściekłymi mordercami, próbującymi tropić ofiary przy pomocy uszu, okazałaby się bohaterką. Małe, przestraszone zawiniątko zaczynało płakać, ale po krótkim zbliżeniu do ciała matki nie można było wyłapać nawet jego oddechu. Umarło.
Społeczny system normatywny był doprawdy dziurawy, jednak niewielu potrafiło to dostrzec. Wnioskując - źle to zinterpretowano. Granice moralne oraz wszystkie pozostałe należało niezwłocznie przekraczać, rozszerzać, nie czuć w nich zamkniętym! Zerwać kajdany. Żyć.
Darcy najwidoczniej nie spoglądała na to pod takim kątem. Jeszcze nie! Ba, nawet nie potrafiła okazać szczęścia zaklętego w ulotności niepowtarzalnego momentu ciepłego, wieczornego powietrza, ulotnej woni męskich perfum oraz ciepła dłoni, które szybko odrzuciła.
Oby kiedyś nie musiała o to prosić!
- To raczej nic, co mogłoby zainteresować Czarownicę, chociaż… - zatrzymał się na moment, udając przejęcie w głosie. - Właściwie, to może - jeśli tylko otworzą plebiscyt na najlepszego - tak, wszyscy wiedzieliśmy - najprzystojniejszego - Ministra Magii w historii.
Posłał jej niezwykle przyjazny uśmiech połączony z subtelnym puszczeniem oczka. Chyba znała go na tyle dobrze, że potrafiła zaniepokoić się tym gestem. Często oznaczał same skomplikowane plany, których nikt nie umiał wybić mu z jego głowy, spoglądając wyłącznie biernie na ich realizację. Niektórzy śmiałkowie byli na tyle odważni, by potowarzyszyć mu na tej wyboistej drodze życia przynajmniej przez krótkie kilka sekund.
- Od dawna nie podróżowałem dalej niż do rodzinnego domu - wspomniał nędzny i ponury czas, spędzony w zadymionych lokalach oraz towarzystwo wzgardzonych artystów… prawie jak na lewym brzegu Sekwany! - Mam nadzieję, że niektóre będziesz mogła mi pokazać tutaj, w Londynie. - Na przykład piękną teleportację po zdanym egzaminie! - Paris vaut bien un péché - nie był pewien, co do składności zdania lub całej, jakże skomplikowanej odmiany, a jego akcent zahaczał o podręcznikowego Brytyjczyka… Dżentelmenom wypadło wybaczać pewne błędy i przecież nie miałby nic przeciwko korepetycjom z języka francuskiego.
Któż inny niż panna Rosier mógł mu udzielić lekcji? Układ niemal idealny, choć nieco obawiał się pytać o zapłatę.
Popijając martini, przyglądał się stolikom tuż z prawej strony, wypełnionymi miejscami aż po brzegi. Podobnież wszyscy przeżywali kiepskie czasy, chłodne szpony kryzys nie atakowały niezależnie od czystości krwi, ale najwidoczniej rodzinne skarbce ani skrzynki w banku nie ucierpiały znacznie.
Niespodziewana wizyta przerwała jego krótkie, trafne spostrzeżenia. Zgrabnym ruchem odepchnął się od stołu, stając na prostych nogach.
- Mam nadzieję, że panna pozwoli, panno Crouch - odsunął krzesło koło siebie, pełen przekonania tyczącego jej miejsca na tej sali. Nawet gdyby zajmowała inne miejsce, to nie przysporzyłoby to jej dużej dawki wstydu i bardzo niezręcznej sytuacji, gdyż czuł wzrok tłumu na swoich plecach. Czyżby jej nazwisko tak szlachetnego rodu nagłe straciło dużo funtów na wadze?
Powód zaręczyn nie stanowił dla nikogo żadnej tajemnicy. Parys należał do ludzi tak czarujących i wspaniałych, że żadna czarownica o zdrowych zmysłach nie potrafiłaby powiedzieć krótkiego nie.
Żadna, mogliście mi zaufać.
- Parys Bulstrode. A to moja czarująca narzeczona, Dary Rosier - przedstawił siebie razem ze swoją przyszłą żoną, nieco ignorując wcześniejsze słowa pełne żalu. - Proszę z nami zasiąść - zwrócił się do niego ze sztuczną grzecznością w głosie, jednak badawczo lustrował twarz przybysza.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Złoty Znicz [odnośnik]07.08.15 16:57
Rozważania nad moralnością Darcy lub nad jej brakiem mogłyby zapełnić niejedną rolkę pergaminu. Panna Rosier zazwyczaj chciała dobrze, lecz dobrobyt ten musiał być dopasowany do jej rodziny, zaraz potem do niej samej. Podwójne standardy dotyczyły jej najbliższych, umykały ich drobne występki i cięższe grzeszki. Odwracała wzrok, gdy było to wygodne, lecz trzeba przyznać, że robiła to już coraz rzadziej. Jednocześnie na takie samo zachowanie u innych reagowała alergicznie, nie wahając się przed rzuceniem krzywego spojrzenia. Była hipokrytką, ale czyż jej motywy nie były jasne i szlachetne? Szczęście najbliższych. Tylko i aż tyle.
Magiczne słowa wypowiedziane przez narzeczonego podziałały na nią lepiej, niż niejedno zaklęcie. Minister Magii. Darcy wiedziała, że Parys był ambitnym czarodziejem, nie sądziła jednak, że po przejściach z przeszłości będzie się starał osiągnąć tak wiele. Jednak ta nowina długo nie pozostawiła jej zdziwionej, duma przyszła bardzo szybko i oczyma wyobraźni już widziała siebie u boku Ministra Bulstrode’a podczas jego zaprzysiężenia.
- W takim razie bierz się do pracy, póki masz jeszcze szansę zostać także najmłodszym w historii – uwielbiała ten jego uśmiech, ale tym razem nie rozpływała się nad nim za bardzo spodziewając się, że zwiastuje także wyboistą drogę ku ich wspólnej przyszłości – Wiesz, że możesz na mnie liczyć, na skrytkę moich rodziców także.
Rosierowie na pewno byliby dumni, witając w rodzinie tak wysoko postawioną personę. Ich najmłodsza córka musiała się w takim razie postarać, by jak najszybciej otrzymać angaż w Departamencie Tajemnic, inaczej ktoś mógłby śmieć sądzić, że to koligacje i układy zapewniły jej stołek, który kiedyś w końcu obejmie.
Marzenia o podróży do Francji zmieszały się ze słowami Parysa, a choć jego akcent pozostawiał trochę do życzenia, nie wypomniała mu tego nawet drgnięciem powieki – mieli jeszcze czas na korepetycje. Oraz inne aktywności, które zapewne miał na myśli pod postacią grzechu. Wszakże nie grzeszą ci, którzy grzeszą… z przyjemności? Rosier nabrała nagłej ochoty na długi spacer po koncercie zamiast potulnego powrotu do domu. I już miała to zaproponować Parysowi, gdy do ich stolika podeszła osoba niespodziewana.
Obecności Diany Crouch w Złotym Zniczu nie powinna się dziwić, w końcu nazwisko zobowiązywało, a kuzynka również była fanką muzyki klasycznej. Dlaczego jednak zdecydowała się podejść, a w końcu i zasiąść przy ich stoliku? Słowa blondynki, choć wypowiedziane neutralnym tonem, mogły być naprawdę opacznie zrozumiane. Darcy jednak nie zamierzała z góry obstawiać nastawienia ich nowej towarzyszki, dlatego uśmiechnęła się uprzejmie, gdy Diana zasiadała na krześle odstawionym przez Parysa – dżentelmena.
- Witaj, kuzynko. Zostaniesz z nami do końca koncertu? – nagle przypomniała sobie scenę sprzed chwili i zastanowiła nad reakcją Diany, gdyby ta poczuła rękę Bulstrode’a na swoim kolanie. Czy jej narzeczony byłby w stanie podjąć to wyzwanie i czy w razie czego nie zaszkodziłoby to ich reputacji? Czy Diana odpowiedziałaby na ten flirt, czy pozostała wierna kuzynce? Wyobraźnia Darcy podsuwała jej w tej chwili najdziwniejsze obrazy, ale przecież nie chciała być złośliwa. Nie mogła, nikt z zebranych nie zasłużył sobie na to by dziś zostać marionetkami w jej gierce.
- Mamy się świetnie, dziękujemy – odpowiedziała za nich oboje, uśmiechając się życzliwie – Jesteś tu w towarzystwie, ktoś jeszcze się do nas dosiądzie? – nie spodziewała się jej brata, dlatego nie rozejrzała się, tylko uprzejmie spoglądała na swoją rozmówczynię.
Ktoś jednak, najwyraźniej, postanowił odpowiedzieć za nią. Pojawiający się przy stoliku mężczyzna nie wzbudził sympatii Rosierówny, szybko oceniła więc, że nie towarzyszy Dianie. Znał ją, więc to wystarczyło, by Darcy odpowiedziała uprzejmym skinieniem głowy na jego specyficzne powitanie. Zastanowiła się, z jakiej gałęzi Yaxleyów może pochodzić ów Spencer, a ciężar rozmowy przerzuciła na Parysa, choć jego ostatnia propozycja nie zyskała jej pełnej aprobaty.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Złoty Znicz [odnośnik]08.08.15 2:13
Ależ oczywiście – odpowiedziałam, patrząc odważnie prosto w oczy Parysa Bulstrode i robiąc tych kilka kroków w kierunku krzesła, które raczył mi z gracją odsunąć. Nie pozwalałam się zwieźć tym dżentelmeńskim pozorom. Wiedziałam, że czyni to przez otoczenie niesubtelnie obserwujące nasze przypadkowe spotkanie. Usiadłam lekko, zwracając się z ciekawością i niemałym zaskoczeniem do mej drogiej kuzynki. – Koncertu? Mniemam, że w tym miejscu grają jedynie muzykę z klasą – przyznałam. Moja słabość do muzyki klasycznej i opery raczej była znana najbliższemu otoczeniu, do którego Darcy Rosier mogłam, niestety, zaliczyć.
Miałam już wspomnieć o swoim żalu spowodowanym faktem, że nie namówiłam brata na przybycie ze mną do Złotego Znicza, nie mogłam jednak zlekceważyć obecności osoby... czwartek. Spojrzałam na nowoprzybyłego, uśmiechając się na jego słowa spokojnie i uprzejmie, w przeciwieństwie do jego zgryźliwej uwagi na temat czerwieni mych warg. Zniechęcił mnie już do siebie na samym początku, powtarzając me pytanie, teraz zaś... wypowiadałam mu niemą wojenkę.
Cóż takiego słyszeliśmy, panie Yaxley? – zapytałam, naciskając twardo na słowo panie Yaxley. Niechętnie przyjęłam do siebie fakt, że ten mężczyzna postanowił się do nas, a właściwie do słodkiej parki, przysiąść. W sumie podobnie jak ja, tylko że on był podchmielony. Zacisnęłam ząbki, by nie wypowiadać pod jego adresem żadnych nieeleganckich słów, które nie przystały pannie urodzonej w domu tak szlachetnym jak dom moich drogich rodziców.
Diana Crouch
Diana Crouch
Zawód : szlachcicuje
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Caught in a landslide, no escape from reality.
Open your eyes, look up to the skies and see.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak
Złoty Znicz Giphy
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
http://morsmordre.forumpolish.com/t711-diana-octavia-crouch#2419 http://morsmordre.forumpolish.com/t777-puszka#3024 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f109-ashford-hythe-road http://morsmordre.forumpolish.com/t983-panienka-crouch#5415
Re: Złoty Znicz [odnośnik]08.08.15 19:05
Nie potrzebował przyzwolenia, doprawdy, zanim Parys zdążył wypowiedzieć grzecznościową formułkę, leniwie wylegiwał się na wygodnym, drewnianym krześle spoglądając na całą trójkę z wesołością, aby częściej zawieszać spojrzenie bystrych pomimo alkoholowego upojenia oczu. A przynajmniej takie się wydawały – przysłonięte przez ciemne czarne brwi, których każde najdrobniejsze drgnięcie nie pozostawało niezauważone.
-Otóż... śmierć towarzyszy nam na każdym kroku, zaplanowane wypadki i przypadkowe morderstwa – zaczął tonem znawcy, melodią akcentując każde ze słów, jak gdyby wygłaszał jakąś niezwykle mądrą, starą, niewyimprowizowaną pod wpływem alkoholu sentencję – Czytacie Państwo gazety? Nie? Więc Wam powiem! Horacy Slughorn nie żyje! - owe słowa wypowiedział odrobinę zbyt głośno, kilka osób siedzących przy sąsiednich stolikach odwróciło się w stronę całej czwórki: jedni ze zmartwieniem, drudzy z zaskoczeniem, jeszcze inni mrucząc coś z niesmakiem na twarzy – Ups, za głośno, odrobinę za głośno – skrzywił się i zachichotał, aby chwilę później spoważnieć, odetchnąć głęboko i utkwić ciemne oczy w twarzy Parysa, który mógł odnieść wrażenie, że mężczyzna przeszywa go na wskroś wzrokiem i odczuć niepokój?, na pewno – Przeczytałem o tym w Proroku kilka chwil temu i pomyślałem, a może ktoś mi podpowiedział, że to nie przypadek, a potem zobaczyłam Cię tutaj i... - nie był rozbawiony, wręcz zasmucony i zgorzkniały, jakby też zamyślony, melancholijny. Zadziwiające jak miotał się pomiędzy skrajnymi emocjami: szczęściem i apatią, teatralnym smutkiem i nienawiścią bijącą z oczu piorunami – i tak jakoś poszło – znów westchnienie, uśmiech rozkwitł mu na twarzy, lecz był słaby, ponury – ją też zabijesz, kiedy Ci się znudzi? Kiedy cię zdenerwuje? Zabijesz ją jak Kinsey? - po tych cichych spokojnych słowach zapalił papierosa, aby w końcu wyprostować się na krześle i wysunąć paczkę w stronę Darcy – Może się Pani poczęstuje? - zagadał, znów wesolutko.
Zbyt dużo informacji jak na jeden wieczór, drodzy państwo?
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Złoty Znicz Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Złoty Znicz [odnośnik]12.08.15 3:10
Parys, jak wielokrotnie mogła przekonać się jego narzeczona, nie należał do osób, które musiały o coś długo prosić lub żarliwie przekonywać do swoich racji, sposobu bycia. Istniał i z tym faktem musiała pogodzić się cała materia niezmierzona przez lunety stworzone pod wpływem najsilniejszych czarów. Kompletne środowisko musiało liczyć się z jego personą bez większego ukierunkowania ku personalnym odczuciom. W Hogwarcie życie pokazało mu, że nie był wart zabiegania o kropę uwielbienia z pustych umysłów prostych ludzi, ponieważ to oni zawsze chcieli spuścić na niego niezrozumiałą zasłonę czystej nienawiści oraz skrywanej zazdrości, próbując pogrążyć jego rysy w ciemności sztucznego materiału zakupionego od marnego sklepikarza. Zawsze tuż za ich całym chorym uwielbieniem stała zawiść w najczystszej postać, dążąca wyłącznie do destrukcji wszystkiego wokół, aby przez moment poczuć się dobrze we własnym ciele.
Z tego powodu łatwo odpuścił sobie dalsze zachęty do wspólnych zabaw pod stołem przy szerszej publiczności. Przecież dżentelmenom nie wypadało się narzucać, powinni pozostawiać damom czas do namysłu i pozwalać im marnować młodości na suche rozważania o moralności, bez cienia szansy zakasowania przybrudzonej śmietanki wprost z kuriozalnie małych filiżanek starszych od świata. Toteż, gdyby tylko znał myśli panny Rosier, bardzo zasmuciłby się… w pewnym pokręconym sensie, który niosło za sobą to wyniosłe słowo. Czyżby przestała uznawać go za wystarczająco atrakcyjnego dla swojej osoby, skupiając się wyłącznie na czubku swojego nosa oraz końcówkom brązowych włosów? Może posiadała jakieś wątpliwości, dotyczące słuszności ich wspaniałego stanu przedmałżeńskiego i tłumiła je w swoim umyśle przepełnionym konstelacjami bądź jeszcze nieodkrytymi pasami planet? Hodowała w sobie zazdrość, co do jego cichych romansów? A przecie ze względu na nią nie miał w planach wywoływania miernego skandalu z czarownicą słowiańskiej urody wyłącznie ku pożywce plotkarskim magazynom. Pilnował się, bo później oboje zmuszeni byliby do opowiadania niestworzonych historii na temat licznych, wspaniałych przyjaciół.
Crouch wraz ze swoimi wdziękami plasowała się dość wysoko, aczkolwiek nawet jego hedonistyczne postawy posiadały pewnie znak stopu - nie spotykał się z wrogami swojego rodu, niezależnie od siły ich czarującego uśmiechu i wdzięków aparycji. Niespisane nigdzie zasady zobowiązywały go do szacunku, ale nic poza tym nie musiał robić nic konkretnego oprócz trwania. Po odsunięciu krzesła obowiązek prowadzenia małej rozmowy na błahe tematy spadł na Rosierównę. W jego życiu pogoda przestała zajmować najważniejsze miejsce gdzieś po ukończeniu czwartego roku życia.
Wsłuchując się dokładniej w słowa podpitego mężczyzny, lekko oniemiał. Żaden człowiek nie był w stanie pozbyć się własnej historii - stanowiła ona nieodłączny element egzystencji na intrygującym, ziemskim globie pełnym podziałów, stereotypów oraz skrajnych poglądów politycznych. Niezależnie od jej przebiegu: mogła być wzruszająca jak powieść o smutnym szczeniaczku, powracającym z północy na południe do domu lub wypełniona szczęściem, zapierającym dech w piersiach. Ba, mogła mieć w sobie pewien irracjonalnie ciemny akcent w postaci jednego martwego ciała oraz wielkiej ilości bólu, podprażeń i ran ciągnących się przez całe plecy. Akurat jej przebieg nie był wtedy najważniejszy - liczył się punkt, w którym znajdował się w tamtej sekundzie. Mógłby znajdować się w milionie różnych miejsc, odległych od siebie o tysiące mil marszu, a do każdego z nich prowadził zupełnie inny tor przeszłość. Zamiast przebywać w egzotycznych Indiach lub chłodnej Kandzie, siedział właśnie w Złotym Znicz, upajając się ciasną atmosferą przepełniona pieniędzmi.
Wszystkie drogi prowadziły do teraźniejszości.
- Pragnę przypomnieć, panie Yaxley, że sprawa Kinsey została zamknięta przez Ministerstwo Magii, w którym notabene zajmuje pan ciepłą posadkę, z braku dalszych dowodów. Rozumiem to niepotrzebne wzburzenie, ale w takich sprawach zawsze podejrzanym staje się narzeczony, mąż, kochankowie - wyrzucał z siebie kolejne słowa, nie odrywając od niego obojętnego wzroku. Chłód na linii ich relacji potrafiliby wyczuć ludzie siedzący na drugim końcu sali. - Chociaż i tak, co może pan wiedzieć o moim cierpieniu, bólu jej najbliższych. Nie radziłbym ufać wszystkim słowom Proroka, bywają bardzo załamane.
Nie sądził, że kiedykolwiek wspomnienia oraz emocje żywione do Kinsey mogły opaść bardziej na znaczeniu niż kilka dni po jej śmierci. Kilka lat temu nie czuł zupełnie niczego, jakby wcale jego narzeczona nie zginęła w bliżej nieokreślonych okolicznościach, a była to osoba znana wyłącznie z widzenia, której przyczyna śmierci malowała się niesamowicie jasno. Naprawdę, autentycznie się zakończył, ponieważ tamtego lipcowego wieczoru nie widział siebie w części tej historii. Traktował ten epizod jako wątek z kiepskiej powieści, której wątpliwą przyjemność przeczytania posiadł w trakcie przerwy świątecznej.
- Niemniej… widzę w panu chorą fascynację śmiercią innych ludzi - głoś miał nad wyraz spokojny. Ręką dyskretnie sięgnął po różdżkę ukrytą w kieszeni marynarki. - Może już mi się znudziła? Zdążyła mnie zdenerwować? - wyliczał, powtarzając monotonne sentencje. - I może to nie ja, chciałbym zobaczyć ją martwą tak samo, jak Kinsey? Tu i teraz? - Różdżka powędrowała pod podbródek Darcy, pozostawiając jej nikłe pole do popisu. Nie miał w zamiarze jej skrzywdzić, nawet nigdy o tym nie myślał. Ot, postanowił zabawić się kosztem niesympatycznego gościa.
W oczekiwaniu na jego reakcję zbliżył się do krzesła swojej wybranki, delikatnie pukając ją w kolano. Oboje powinni byli czerpać z tego niemałą przyjemność.
- Ta pani nie pali papierosów - dorzucił, odsłaniając swoje jasne zęby. Przechylił głowę lekko w prawo, świdrując wzrokiem każdy milimetr kwadratowy swojego rozmówcy.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Złoty Znicz [odnośnik]22.08.15 14:46
| wróciłam! ;*

Posłała Dianie jeszcze jeden uprzejmy uśmiech, choć zdecydowanie bardziej sztuczny, niż poprzedni. Tematy do głupiutkiej pogawędki wyczerpały się, a Parys, jak widać, nie zamierzał przyjść jej na pomoc w tym względzie. Może to i lepiej? Nie będą musiały udawać, że czują się dobrze i swobodnie w swoim towarzystwie.
Rosier oparła się wygodnie, a słowa nieznajomego wpadały jednym uchem i wypadały drugim, najprawdopodobniej w ogóle przestałaby zwracać na niego uwagę, gdyby nie wypowiedział kilku magicznych słów. Nie spodziewała się, że Yaxley z tematu zmarłego profesora przejdzie tak szybko na niebezpieczne wody, ale gdy tylko padło nazwisko Kinsey, Darcy wybudziła się z towarzyskiej drzemki.
Już po chwili ona sama stała się tematem wymiany zdań, ale nie zareagowała od razu, chociaż miała przemożną ochotę posłać mężczyźnie piorunujące spojrzenie. Zamiast tego, uparcie milczała i zastygła na swoim krześle, pragnąc się przekonać, jak potoczy się sytuacja i co Parys będzie miał do powiedzenia.
Wiedziała, że jej nie skrzywdzi, była tego pewna i ufała mu. Nie zważała na towarzystwo Diany i prawdopodobieństwo, że ta mogłaby naopowiadać niestworzonych rzeczy braciom lub, co gorsza, jej rodzeństwu, które być może odebrałoby to jako próbę znieważenia ich siostry. Prawda była taka, że Darcy bardzo chętnie podjęła grę Parysa, bowiem nieproszony przy stoliku gość zdążył ją już bardzo zirytować. Atakował werbalnie jej narzeczonego i łamał wszelkie zasady dobrego wychowania – to wystarczyło, by automatycznie znaleźć się na celowniku panny Rosier.
Ona i Bulstrode stanowili nie tylko parę narzeczonych, czego piękne i błyszczące potwierdzenie znajdowało się teraz na jej palcu, ale byli także zespołem. Gdyby nie umieli sobie zaufać, jak mogli mówić o korzystnym układzie i relacji dającej przyjemność obojgu? Takie sytuacje, jak ta, były tego doskonałym sprawdzianem, ale wychodzili z nich zwycięsko i tym razem też mieli być górą.
Dlatego wejście w rolę nie sprawiło jej żadnych problemów i nawet nie drgnęła, gdy różdżka mężczyzny znalazła się pod jej podbródkiem. Jedyna, maleńka wątpliwość odnośnie rozrywającego się teraz przedstawienia dotyczyła tego, jak może odebrać ich otoczenie, ale i ten problem szybko się rozmył, bo przecież uwaga większości czarodziejów i czarownic za chwilę miała skupić się tylko na muzyce.
- Parysie, użyj jakiegoś estetycznego zaklęcia, ta sukienka nie zasługuje na ślady krwi – powiedziała spokojnie, jak gdyby właśnie rozprawiała o pogodzie i miała w pogardzie zbliżający się deszcz.
Świadomie ignorowała Yaxleya i pozwoliła narzeczonemu na przejęcie pałeczki w tym pojedynku. Nie miała pojęcia jakie motywy mogły kierować podchmielonym jegomościem, który zdecydował się na przerwanie im dobrej zabawy, ale nie zamierzała też dopuścić, by zepsuto jej wieczór. Nie zareagowała na podsuniętą paczkę papierosów i nawet nie raczyła obdarzyć obcego mężczyzny spojrzeniem, zamiast tego zerknęła na narzeczonego, posyłając mu tym samym niewerbalne przyzwolenie na dalsze działania. Odchyliła się delikatnie w jego stronę i tym razem to jej dłoń dyskretnie odnalazła jego udo.
Podobała jej się ta zabawa, choć nie miała scenariusza i w każdej chwili groziła utratą kontroli. Darcy poczuła jednak przyjemny dreszcz podniecenia, przebiegający po jej plecach i przez chwilę nie wiedziała już, czego chciałaby bardziej – aby Yaxley odszedł od ich stolika, czy aby przy nim pozostał i dalej wprowadzał zamieszanie.
Gość
Anonymous
Gość

Strona 1 z 8 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Next

Złoty Znicz
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach