Wydarzenia


Ekipa forum
Salon
AutorWiadomość
Salon [odnośnik]05.02.18 16:58

Salon

Ciężkie zasłony zazwyczaj odsłaniają widok na ogród oraz dwie okazałe rzeźby dębów, strzegących wyjścia na zewnątrz. Pomieszczenie wysokie, choć nie tak jak biblioteka. Ściany zdobią portrety zmarłych, jakiś skrzat lub służka zazwyczaj są w pobliżu, rzadko jest tu zupełnie pusto. To tutaj przyjmuje się ważnych gości, choć salon nie zapewnia zbyt wielkiej prywatności, będąc miejscem dosyć odsłoniętym. Wypełniony dźwiękami pianina.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Salon Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Salon [odnośnik]18.04.18 23:34
23 czerwca

Właściwie to zdziwiłam się okropnie, kiedy do naszego małego mieszkanka które zajmowałam razem z Brendanem przyleciała sowa, której wcześniej nie widziałam. Widziałam za to, jak Victoria na nią krzywo spojrzała i z cichym prychnięciem ( a przynajmniej tak to brzmiało) wyleciała z mieszkania niby obrażona. Ale nie bardzo wiedziałam też na co się obraża, zresztą zawsze wracała więc pozwoliłam jej lecieć sama odbierając list zaadresowany do mnie. To też mnie trochę zdziwiło. Znaczy, to też nie tak, że lisów nie dostawałam - bo dostawałam ich sporo i równie wiele pisałam. Ale większość sów które nosiły mi listy znałam. Jak jakiejś nie znałam to zazwyczaj wiadomość do Brena była a i tak jakoś zauważyłam że ostatnio częściej dostaje informację drogą patronusa - chyba uważano go za właściwszy i pewniejszy. Mnie samej trudno było to ocenić, jeszcze nie potrafiłam wyczarować cielistego patronusa, ale uczyłam się pilnie by już niedługo dowiedzieć się, jaki kształt przybierze mój świetlisty obrońca.
W każdym razie ten list. On też mnie zdziwił niebywale. Wykaligrafowany sumiennym pismem - kobiecym, tego byłam więcej niż pewna. A na dole widniało nazwisko, które właściwie każdy znał.  Ollivanderowie przecież zaopatrywali wszystkich w to, co czarodziejom było niezbędne - różdżki. Sama swoją kupiłam w ich sklepie na pokątnej. Pamiętam jak dziś jak poszliśmy tam razem z Brendanem zanim pojechałam na swój pierwszy i ostatni rok w Hogwarcie. Ollivandera jednego też znałam, ale właściwie sama nie wiedziałam czy lubię go czy też nie. I w jakimś dziwnym splocie wydarzeń i sowy która przyniosła list znalazłam się tutaj. W salonie Ollivanderów, zaproszona do ich włości przez panią... a właściwie lady Ollivander. Właściwie też nie wiedziałam dokładnie czemu mnie tutaj zaprasza, jej list jedynie wyrażał prośbę bez większego i dokładnego opisu celu spotkania. Ale w liście wydała się miła, więc i ja taka postanowiłam być.
Więc wstałam dzisiaj z lekko mieszanymi uczuciami. Bo właściwie do wielkich dworów nie nadawałam się zupełnie. Wiedziałam to dokładnie - i ja i Bren zawsze mówiliśmy to, co myśleliśmy a to nie było za dobrze widziane na salonach. Zresztą zwyczajów szlacheckich też nie pojmowałam. Ale skoro zaproszenie przyjęłam, to nie zamierzałam teraz już odmawiać. Więc no nie pozostało mi nic, poza ubraniem się w sukienkę z najmniejszą ilością łat - w jej kieszeń przezornie wcisnęłam różdżkę - a rude włosy związałam w wysoką kitkę na czubku głowy.
A potem dotarłam na miejsce, kominkiem oczywiście, po to tylko by zaraz zachłysnąć się wielkością salonu w którym wylądowałam. I zanim pomyślałam, żeby gdzieś dalej się ruszyć to po prostu tak stałam splatając dłonie za plecami i zadzierając brodę, spoglądałam na żyrandol który kosztował prawdopodobnie tyle, że można by za to sprawić godne życie kilku rodzinom. Nie potrafiłam jednak nie zachwycać się jego pięknem. I te sprzeczne uczucia powodowały marszczenie brwi które jawnie zawitało na mojej twarzy.


she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.


Ostatnio zmieniony przez Neala Weasley dnia 20.04.18 2:13, w całości zmieniany 1 raz
Neala Weasley
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 6 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
felix felicis
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t4071-neala-weasley https://www.morsmordre.net/t4260-victoria-sowa-brena-ale-tez-moja#87876 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f171-ottery-st-catchpole https://www.morsmordre.net/t9744-skrytka-bankowa-nr-1054#295656 https://www.morsmordre.net/t4240-neala-weasley#86909
Re: Salon [odnośnik]19.04.18 0:50
23.06

Titus był pewien na sto procent - pani Ollivander postradała zmysły, kompletnie jej odbiło albo nosiła za ciasne kapelusze i się nabawiła niedotlenienia mózgu, bo inaczej się tego wszystkiego nie dało wytłumaczyć! Po posiadłości ciągle kręciły się jakieś nieznajome arystokratki, które wciąż bombardowała miliardem pytań ze wszystkich znanych jej dziedzin, a później niby to przypadkiem wpadała na swojego uroczego syna (po którego naturalnie posyłała uprzednio jednego z domowych skrzatów, w całkowitej jednak konspiracji), w którego ręce oddawała zwabione do zamku Lancaster niewinne motyle. Titus dostawał już od tego paranoi i bał się własnego cienia, że zaraz wyskoczy z niego jego własna matka z kolejną szlachcianką przy boku i znowu będzie musiał być taki elokwentny i kulturalny, a to i tak nic nie da, bo póki co w towarzystwie tych wszystkich dam, marzył tylko o tym, żeby to się wreszcie skończyło. I vice versa zapewne, bo po pierwszym podwieczorku dotarło do niego, że kompletnie nie nadaje się do zabawiania arystokratek. Jej z kolei nie mieściło się w głowie, że jeszcze nie planuje ślubu, skoro przedstawiła go już przynajmniej kilku dziewczętom! Wpadała więc na coraz dziwniejsze pomysły i takim oto sposobem po drogich dywanach nie stąpały dzisiaj kryształowe pantofelki, tylko znoszone trzewiczki należące do młodej Weasleyówny. Ktoś czekał na nią w salonie - stary, pomarszczony skrzat ukłonił się nisko, kiedy Neala zawitała w siedzibie głównej Ollivanderów i zapowiedział, że poinformuje panią domu o przybyciu zaproszonego gościa.
Faktycznie nie musiała długo czekać - już za moment lady Ollivander we własnej osobie zaszczyciła ją swoją obecnością i ciepłym uśmiechem, który wstąpił na jej wargi gdy zmierzyła dziewczynę spojrzeniem. Z pewnością nie prezentowała się tak jak inne kandydatki, obwieszone kilogramami biżuterii, o perfekcyjnie ułożonych włosach i sukniach szytych z najlepszych materiałów.
- Ach, panna Weasley, jak milo gościć panienkę w naszym domu. Czy mogę panience mówić po imieniu? - zapytała, w międzyczasie wskazując jej jedno z miejsc przy okrągłym stoliku - Napijesz się herbaty? Nasze skrzaty przygotowały ostatnio wyborne ciasto z jagodami, rozpływa się w ustach, jestem pewna, że ci zasmakuje! - to rzekłwszy machnęła dłonią na skrzata, a ten oddalił się w ukłonach, chociaż to ciasto jagodowe pewnie było jakimś tajnym hasłem, za którym kryło się nic więcej i nic mniej niż przyprowadź tutaj Titusa. Zanim jednak nieświadomy kolejnego zagrożenia panicz Ollivander pojawi się w salonie, jego matka usiadła przeciw rudzielca i zadała chyba z milion pytań w sekundę! O rodzinę i brata, o zainteresowania, edukację i plany na przyszłość, o ścieżki kariery członków rodu do trzech pokoleń wstecz, o ulubiony kolor i potrawę, o aktualną sytuację na świecie, o najnowsze trendy w modzie oraz sztuce...
Tymczasem Titus wracał właśnie z Pokątnej, gdzie w sklepie harował od samego rana i jak tylko na horyzoncie zamajaczył mu kształt skrzata, to zrobił szybki odwrót na pięcie, gnając w przeciwną stronę - i to jednak okazało się zgubne, bo wylądował wkrótce w salonie, gdzie pani Ollivander urządzała sobie jakże uroczą pogawędkę, ze swoją przyszłą synową.
- OOOO, TITUS, WSPANIALE! Dołączysz do podwieczorku? - zapytała i choć na usta cisnęła mu się odmowa, to jakże mógłby to uczynić? Zmierzył więc spojrzeniem swoją potencjalną partnerkę i o mało mu oczy z orbit nie wyszły.
- Neala? - świat chyba naprawdę stanął na głowie!


Every great wizard in history has started out as nothing more than what we are now, students.
If they can do it,

why not us?

Titus F. Ollivander
Titus F. Ollivander
Zawód : uczy się różdżkarstwa
Wiek : 19
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
first learn the rules,
then break them
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3427-tytus-flawiusz-w-budowie#59470 https://www.morsmordre.net/t3451-poczta-titusa#59932 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f240-lancashire-holcot-dworek-ollivanderow https://www.morsmordre.net/t3485-t-f-ollivander#60769
Re: Salon [odnośnik]21.04.18 0:08
Przepych zapierał mi dech w piersiach, ale nie byłam do końca pewna, czy to uczucie takie w całości pozytywne. Inaczej się tutaj czułam niż w domach wszystkich naszych przyjaciół. Tutaj nie było jakoś tak domowo, przytulności na próżno było mi szukać bo i jej nigdzie nie dostrzegałam. Na niczym nie zalęgała się nawet odrobina kurzy i to też zdawało mi się dziwne - zwłaszcza przecież przy takim wielkim pomieszczeniu, a przecież to było tylko jedno z wielu. Rozglądałam się jednak chłonąc widoki, bo były naprawdę urokliwe.
Nie czekałam długo, ledwie się zjawiłam i tylko chwilę na całość wielkiego pomieszczenia patrzyła, kiedy do pomieszczenia weszła kobieta odziana w piękna suknię i klejnoty. Przestąpiłam z nogi na nogę nagle zadając sobie sprawę, że właściwie w ogóle tu nie pasuję. Ale nie przez to, że sukienkę miała trochę znoszą i że nie była tak piękna jak kobiety przede mną. I nie przez brak klejnotów zawieszonych na szyi. I nie też przez brak fryzury układanej godzinami. Zdawało mi się, że moja dusza nie pasuje do tego wnętrza i strasznie jej niewygodnie w nim było. Ale uprzejmie odwzajemniłam posyłany mi uśmiech - bo mimo zimnego wnętrza, jego właścicielka sympatyczna mi się wydała. Zgoniłam też z twarzy te zmarszczone brwi, bo przecież na takie piękno marszczyć się nie powinno. A gdy zwróciła się do mnie dygnęłam niewpranie.
- Jak pani wygodniej, pani Ollivander. - odpowiedziałam, zaraz jednak przypominając sobie o czymś. - Lady? - jakby zapytałam a może stwierdziłam bo nie mogłam jakoś się na te tytuły przestawić. Poza tym, tak jak z kuzynem Garrym kiedyś rozmawiałam zdawało mi się, że takie tytuł nie powinny iść przez urodzenie a zachowanie. Ale też znów nie chciała niemiła się okazać, kto dla mnie miły był więc zaplątałam się w ty wszystkim trochę. Otworzyłam usta by powiedzieć że i owszem, napiję się. I chciałam jeszcze zapytać o ciasto - czy nie lepiej smakuje jak się samemu zrobi, bo wtedy własny wysiłek włożony w sprawę się docenia - tak mama przynajmniej mawiała. Ale zanim jakieś zdanie zdążyła wypowiedzieć pani Ollivander już do skrzata mówiła, więc nie chcąc przerywać przymknęłam wargi zatrzymując te myśli dla siebie.
Usiadłam więc na wskazanym miejscu, a potem zajęłam się odpowiadaniem. Chociaż trochę nie rozumiałam czemu panią Ollivander może interesować ktoś taki jak ja. Ale widocznie interesował więc starałam się udzielać wyczerpujących odpowiedzi.
Opowiedziałam o mamie i o tacie o tym jak przyszło nam się z nimi pożegnać - choć większość historii tylko powtarzałam. O Brenie to się trochę rozgadałam bo więcej wiedziałam. O tym jaki jest odważny i dzielny, o tym że trochę może się wydawać gburowaty, ale to wcale nie tak - bo taki nie jest. Zwyczajnie ciągle wypatruje zagrożenia, i jest gotowy, żeby być w stanie obronić bliskich gdy zajdzie taka potrzeba. O zainteresowaniach też mówiłam trochę, bo w sumie sporo ich mam - ale przecież głównie idzie o to, by nowe rzeczy odkrywać, bo to najmocniej mnie pociąga. Czy się uczę? Tak. W Hogwarcie? Nie, nie, pani Ollivander, lady, Brendan zabrał mnie ze szkoły. Uczą mnie przyjaciele, ale to najlepsi specjaliści w swoich dziedzinach. Czy mam plany na przyszłość? Oczywiście że mam, chcę pomagać, ale nie wiem jeszcze jak. Idę ścieżką, całkowita droga ukaże się przecież gdy na to pora odpowiednia przyjdzie. Trochę zaczęłam się jąkać przy pytaniach pokoleniowych, ale potem było łatwiej. Kolor, potrawa, dość proste. Na polityce trochę się ledwie znałam, ale wiedziałam że dobrze się nie dzieje, na modzie zaś kompletnie nie - koronki i fiszbiny jakoś nigdy nie budziły mojego zainteresowania. Próbowałam przebrnąć przez pytanie o sztuce, ale jakoś wtedy jakby pani Ollivander, lady, przestała mnie słuchać wchodząc mi w słowo.
Titus? Ale że skąd on tutaj? Jakoś nie mogłam połączyć kropek. Właściwie to słyszałam kiedyś że te szlacheckie rody razem mieszkają, ale nie wiedzieć czemu ostatnim którym wydawało mi się, że mogę spotkać był właśnie on.
- Titus. - przywitałam się grzecznie skinąwszy głową, jednak jakieś takie niekontrolowane westchnięcie z ust mi wypłynęło i nie bardzo byłam w stanie je pohamować. Usiłowałam zamaskować wszystko uśmiechem, ale jakiś marny on wyszedł. Cóż, rozmowa jakby na chwilę zdawała się stanąć.


she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 6 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
felix felicis
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t4071-neala-weasley https://www.morsmordre.net/t4260-victoria-sowa-brena-ale-tez-moja#87876 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f171-ottery-st-catchpole https://www.morsmordre.net/t9744-skrytka-bankowa-nr-1054#295656 https://www.morsmordre.net/t4240-neala-weasley#86909
Re: Salon [odnośnik]26.04.18 13:56
Lady Ollivander słuchała całej jej historii i w niektórych momentach można było mieć wrażenie, że jest prawdziwie wzruszona. Ostatecznie była niezwykle wrażliwą osobą, więc wszelkie niepowodzenia sprawiały, że w jej oczach zbierały się łzy. Może i z początku nie była do końca przekonana czy dobrze zrobiła zapraszając tu Neale, ale przecież z Weasleyami żyli w dobrych stosunkach, a Titus odkąd tylko pamiętała przyjaźnił się z Lyrą. Szkoda, że ona miała już męża i uciekła gdzieś w daleki świat, bo z pewnością byłaby pierwszą kandydatką! Ale siedząca w salonie młódka również wydała jej się bardzo miła. Może trochę niezaznajomiona ze szlacheckimi tradycjami, ale przecież nie od razu Rzym zbudowano, a jej młodzieńczy umysł z pewnością wchłonąłby wszelkie zasady etykiety jak gąbka. Tak, to było do zrobienia, ciekawe tylko jak panna Weasley prezentowałaby się w jej starej, ślubnej sukience...
Odchrząknęła, a Titus zerknął na nią i skłonił się, bo wiedział, że tego od niego oczekuje, a nie żeby stał jak ten kołek i się gapił jak sroka w gnat. Gapienie się było niegrzeczne!
- Panno Weasley... - poprawił się, wciąż gromiony wzrokiem pani Ollivander. Zwykle patrzyła nań z większą troską, tym razem wszelkie ciepłe spojrzenia koncentrując na Neali. Przeniosła zresztą na nią wzrok.
- Widzę, że już się znacie, cudownie! - kolejny plus dla małej Weasleyówny, a to znaczyło, że w rankingu Alannis Ollivander awansowała właśnie na jakieś... trzecie miejsce. Delikatnie machnęła na Titusa głową, żeby się zbliżył, a ten rozchylił wargi, bo może nawet udałoby mu się jakoś wymigać (że zajęty, że musi się uczyć, szorować różdżki, że spotkanie z kuzynem Ulyssesem ma zaplanowane (chociaż nie miał), że książki się kurzą i ktoś je musi przeczytać), ale zanim zdążył chociażby pisnąć, ona już klaskała na skrzata.
- Więcej ciasta i herbaty. - rzuciła, na nowo zajmując swoje miejsce, a gdy i Neala usiadła, to Titus również przysiadł na brzegu siedziska, bo mu się nogi ugięły pod tym ciężkim spojrzeniem, które raz jeszcze posłała mu ukochana mateczka.
- Własnie rozmawiałyśmy z Nealą o sztuce. Pochwal się, Titusie, zaprojektowałeś ostatnio kilka ciekawych wzorów na rękojeści różdżek. - upiła łyk ze swojej porcelanowej filiżanki, zerkając to na jedno, to na drugie. Titus natomiast wciąż wbijał spojrzenie w swoją matkę, a w jego oczach kryło się jeno pytanie dlaczego znowu mi to robisz?
- Taaak, faktycznie spędziłem ostatnio nad tym trochę czasu, żeby nie tylko jakoś to wszystko wyglądało, ale też wygodnie układało się w dło... - przerwał mu strzęk zastawy, obwieszczający powrót domowego skrzata - kolejna porcja ciasta i herbaty już za moment wylądowała na stoliku, a wielkie oczy wpatrzyły się w swoją przełożoną.
- Lady Ollivander, eeee... mała lady Ollivander niezwłocznie potrzebuje pani pomocy w... eeee... nie zdradziła mi szczegółów. - powoli kończyły mu się wymówki! Titus drgnął - wiedział, że to kłamstwo, bo minął Kyrę na jednym z korytarzy i wcale nie wyglądała jakby rzeczywiście potrzebowała pomocy.
- To może ja... - zaczął, ale zacisnęła palce na jego ramieniu w żelaznym uścisku.
- Dziękuję Titusie za chęć pomocy, ale poradzę sobie. Zajmij się proszę naszym gościem, a ja wrócę tutaj jak tylko będę mogła. Dzieci! Radości z nimi co nie miara, ale tyle samo problemów! - roześmiała się perliście - Wybacz Nealo, ale ufam, że zostawiam cię w dobrych rękach, a do naszej rozmowy jeszcze wrócimy. - skinęła delikatnie głową, po czym opuściła salon, a panicz Ollivander powodził za nią spojrzeniem, które szybko przerzucił na skrzata wciąż stojącego przy stoliku.
- A ty też nie powinieneś już sobie pójść? - zmarszczył brwi, bo jego obecność nie wpływała pozytywnie na titusowe samopoczucie - Jak sobie panicz życzy. - rzucił na odchodne, oddalając się w ukłonach, a Titus wbił wzrok w pannę Weasley i milczał, bo w sumie to nie wiedział co mógłby jej teraz powiedzieć. Ufał, że to ona zagai jakąś rozmowę, albo po prostu będą milczeć i wpatrywać się w siebie dopóki pani Ollivander na nowo nie zaszczyci ich swoim towarzystwem.


Every great wizard in history has started out as nothing more than what we are now, students.
If they can do it,

why not us?

Titus F. Ollivander
Titus F. Ollivander
Zawód : uczy się różdżkarstwa
Wiek : 19
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
first learn the rules,
then break them
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3427-tytus-flawiusz-w-budowie#59470 https://www.morsmordre.net/t3451-poczta-titusa#59932 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f240-lancashire-holcot-dworek-ollivanderow https://www.morsmordre.net/t3485-t-f-ollivander#60769
Re: Salon [odnośnik]01.05.18 18:16
Pani Ollivander właściwie miła była - poza tym, że miała dużo pytań to zdawała się słuchać całkiem uważnie tego co mówiłam. Trochę tak jednak dziwnie się czułam mówiąc tylko o sobie, ale była starsza to też robiłam dokładnie to, co mi kazała. W sensie odpowiadałam na pytania, niektóre z odpowiedzi kończąc pytaniami, na które dostawałam tylko kolejne pytania. Ale właściwie nie przeszkadzało mi to.
I trochę też się zdziwiłam, kiedy zobaczyłam Titusa. A właściwie jak zobaczyłam jak się tak sztywni schyla i od panien mnie nazywa bo właściwie nigdy tak nie robił. Właściwie Titus drażnił mnie czasem, ale że złość mi szybko przemijała to byłam w stanie ponad nią dostrzec, że nawet trochę to go lubię. Zdziwiłam mnie też radość pani Ollivander, bo nie sądziłam, by fakt iż się znamy był jakimś wielkim fenomenem. I miałam coś na ten temat powiedzieć, ale zanim zdążyłam zaraz nawoływanie o więcej ciastek i herbaty - to też mnie zdziwiło, bo przecież dostatecznie dużo stało ich na stole, by starczyło dla Titusa, który właśnie przyszedł. Widocznie pani Ollivander sądziłam inaczej.
To rozmawianie o sztuce też raczej trochę nad wyrost było. Bo właściwie w stanie byłam jedynie powtórzyć to, co kuzyneczka Margaux mi powiedziała. Więc za wiele tego nie było i za pewna też nie byłam i trochę dukałam jak mówiłam bo czułam się odrobinę jak na jakimś sprawdzianie o którym nikt mi nie powiedział. Więc właściwie krótką przerwę od mówienia przyjęłam z ulgą. Obserwowałam jak Titus siada ledwie na brzegu, jakby licząc na to, ze za chwilę stąd ucieknie. Ale chyba odpuścił sobie uciekanie bo w końcu mówić zaczął o rękojeściach do różdżek ale i to zostało przerwane.
Wszystko zaczęło się dziać nagle dziwnie szybko od przyjścia Titusa. I znów w salonie pojawił się skrzat, który podawał nam filiżanki i czego trochę kompletnie nie potrafiłam zrozumieć. Zmarszczyłam lekko brwi słuchając jego słów. A potem spojrzałam na panią Ollivander, gdy podnosiła się i mówiła o dzieciach. Posłałam jej blady uśmiech i skinęła głową na znak że oczywiście, że wrócimy kiedy tylko będzie chciała. Odprowadziłam ją spojrzeniem, które zaraz powędrowało na skrzata do którego mówił Titus. Czemu mu się kłaniał?
I nastała cisza, bo Titus jakoś nie był za skory do powiedzenia czegokolwiek. Podniosłam się splatając dłonie za plecami wzrokiem przemierzając kremowe wnętrze - zdobienia na ścianach, wykonany z kunsztem żyrandol, z pewnością drogie meble i obrazy.
- Wszystko jest tutaj takie wielkie i piękne. - powiedziałam zapatrując się w jeden z kryształków który składał się na żyrandol. - A jednak puste się zdaje. - nie odwróciłam wzroku, nie spojrzałam też na Titusa, nadal badając zawieszony pod sufitem przedmiot.


she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 6 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
felix felicis
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t4071-neala-weasley https://www.morsmordre.net/t4260-victoria-sowa-brena-ale-tez-moja#87876 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f171-ottery-st-catchpole https://www.morsmordre.net/t9744-skrytka-bankowa-nr-1054#295656 https://www.morsmordre.net/t4240-neala-weasley#86909
Re: Salon [odnośnik]06.05.18 22:22
Ollivander wpatrywał się w swoją towarzyszkę dopóty się nie odezwała, wtedy powodził wzrokiem za jej spojrzeniem i uśmiechnął się lekko, przegryzając kawałek ciasta. Jeszcze chwilę milczał, aż w końcu oparł łokieć na blacie stolika i ułożył brodę na nadgarstku, drugą rękę również kładąc na wypolerowanej tafli drewna.
- Nie podoba ci się? - zapytał, przekrzywiając łeb na jedną stronę, a na jego twarzy zamajaczył jakiś dziwny uśmieszek, który zwykle zwiastował kłopoty - To nie za dobrze, powinnaś zacząć się przyzwyczajać, Neala, bo być może niebawem tu zamieszkasz. - zacmokał, kiwając lekko głową i opuścił rękę, splatając palce w koszyczek, który wciąż opierał o stolik - Nie wiem czy sobie zdajesz z tego sprawę, ale właśnie jesteśmy na randce, moja mama zaprosiła cię tu, bo ma nadzieję, że zaiskrzy i już w przyszłym miesiącu weźmiemy ślub. Chciałabyś zostać panią Ollivander i rodzić mi synów? Twój brat pewnie byłby zachwycony! - roześmiał się, powoli podnosząc ze swojego miejsca, opuścił ręce wzdłuż ciała, wciąż jednak pozostawiając ciasny splot. Ufał, że tym razem daruje sobie ingerencje skrzata i nikt nie będzie się bawił w Amora, ani posyłał ku nim żadnych strzał miłości, bo chociaż lubił panienkę Weasley, nie sądził, by to się mogło udać. Chociaż w gruncie rzeczy wolał ją od tych wszystkich dam.
- To może być dla ciebie martwiące, ale chyba się spodobałaś mojej mamie, widziałem ten błysk w jej oku, a i ja chyba powiem, że się świetnie razem bawiliśmy i nawet wpadłaś mi w oko. - zmrużył nieznacznie ślepia, w geście zastanowienia podkładając dłoń pod brodę i przesuwając palcami po ustach. Brzmiał całkiem poważnie, ale w rzeczywistości tylko się z nią drażnił, bo nie zamierzał póki co dawać matce nadziei na cokolwiek. Ciągle się tylko migał od tego wszystkiego, stwierdzając, że tamta za stara, tamta za brzydka, a z tą to się nie potrafi dogadać, chociaż prawda była taka, że była na świecie tylko jedna dziewczyna, której chciał obiecywać miłość i wierność, a wiedział, że nigdy nie będzie mógł tego zrobić. Musiał więc zostać kawalerem tak długo jak było to możliwe! W razie czego później będzie się martwił, gdyby coś jednak poszło nie tak, bo póki co nie chciał zawracać sobie tym głowy. I tak miał mnóstwo problemów, a myśli kłębiły mu się we łbie jak oszalałe, że aż mu huczało między uszami i skronie czasem bolały.


Every great wizard in history has started out as nothing more than what we are now, students.
If they can do it,

why not us?

Titus F. Ollivander
Titus F. Ollivander
Zawód : uczy się różdżkarstwa
Wiek : 19
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
first learn the rules,
then break them
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3427-tytus-flawiusz-w-budowie#59470 https://www.morsmordre.net/t3451-poczta-titusa#59932 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f240-lancashire-holcot-dworek-ollivanderow https://www.morsmordre.net/t3485-t-f-ollivander#60769
Re: Salon [odnośnik]15.05.18 19:03
Spokojnie przesuwałam spojrzeniem po wysokich białych ścianach, zdobionych złotem i obrazami w równie złotych ramach - wielkimi, pewnie większymi niż ja. W tym podziwianiu, razem z dłońmi zaplecionymi z tyłu, obracałam się powoli dookoła. Byłam plecami do Titusa, gdy ten się odezwał. Nie widziałam więc jak się uśmiecha, przynajmniej do czasu gdy Titus zaczął jakieś bzdury wygadywać. Zatrzymała się więc jeszcze na razie się nie obracając. Na razie jedynie stałam nadal wpatrując się w wielki obraz i marszcząc brwi. Rozplotłam też dłonie opuszczając je wzdłuż ciała.
Bo co też ten Titus mówił! Że przyzwyczajać się mam, że niby tutaj zamieszkam w tym muzeum które wcale jak dom nie wyglądało?! Niby z jakiej racji miałabym to robić. Nigdzie się nie wybierałam z Chancery Lane. A nawet jakbym się miała gdzieś wybierać to nie bez Brendana bo więcej niż pewna byłam, ze beze mnie to kompletnie by zapomniał że jeść należy i tylko by się tą swoją ukochaną kawą żywił. A tak długo by nie pociągnął - oj nie. Odwróciłam się w jego stronę i już otwierałam usta by mu powiedzieć, że trochę żałuje, że od mówienia głupot język nie więdnie, bo jego to by już z pewnością dawno zwiędnął. Ale zanim słowo powiedzieć zdążyłam Titus dalej mówić zaczął jakby dopiero się rozkręcając w tym całym swoim mówieniu. Moje brwi poszybowały ku górze z kolejnym zdaniem. A z kolejnym usta otworzyły się i nie zamknęły już a do nich dotarła powoli czerwień, którą dokładnie czułam. Właziła mi od szyi na twarz.
Że randka? Że jak, że tutaj? Przecież nie przyszłam do Titusa by z nim na randkę chodzić a do pani Ollivander. Że synów? Że co? Z jakiej racji. Nie mogłam mieć żadnych synów i na pewno nie z Titusem, bo pewnie po nim gadanie głupot by odziedziczyli. Zresztą mój mózg jakby się na chwilę ode mnie całkiem odwrócił, a może zaciął, bo jedynie stałam z otwartymi ustami, cała czerwona, marszcząc brwi i patrząc na Titusa zdecydowanie zbyt często mrugając.
Ale nagle jakby wrócił - ten mózg mój. Bo pozwolił mi dostrzec ten uśmieszek na twarzy Ollivandera i złość mnie całkiem zalała. Nieśmieszne, Titus. Bardzo nie zabawne. Ruszyłam jak ognista burza, jak lew z grzywa postawioną przez wiatr który wytworzyła szybkość z jaką się poruszałam.
- Titusie Flaviusie Ollivander! - zagrzmiałam z całą mocą zatrzymując się centralnie przed nim. Nawet nie wiedziałam skąd znałam jego drugie imię, chyba Lotta mi je kiedyś powiedziała. A może wydawało mi się, że to jest jego a rzeczywiście do kogoś innego należało. Nie było to ważne jednak, już dawno w swoich myślach i czynach przeszłam dalej. - Wstydź się! - mówiła dalej, a może krzyczała. Może grzmiała bardziej. Nie miała pojęcia, nie zwracała zresztą na to uwagi. Była zła, wściekła i tą wściekłość okazała wbijając mu palec wskazujący w pierś. Mocno, z całej siły jaką posiadała. - Że też ci język nie zwiędnął jeszcze od tych głupot Titus. - mówiła dalej, ponownie dźgając go w klatkę piesiową. Wzięłam wdech i zdarłam brodę, bo nadal był wyższy ode mnie. Ale gdy byłam zła, to właściwie nic poza tą złością się nie liczyło. Ona mi szybko mijała, tak szybko jak przychodziła. Ale teraz jeszcze minąć nie chciała. - Pani Ollivander, lady, twoja mama, zaprosiła mnie tutaj, żeby... - zaczęłam mu tłumaczyć jednak nagle jakby trochę w moim rozumowaniu zrobiła się luka. - ...mnie poznać. - mówiłam dalej upierając się przy swoim. Tylko właściwie po co poznawać mnie miała? Zaczęłam się zastanawiać. I jakoś nie mogłam znaleźć odpowiedniej odpowiedzi. Znaczy, to nie tak że nieciekawa do poznania byłam, ale trochę też wątpić zaczęłam że to ja rację miałam, może tym razem to Titus ją miał. Ale i tak nadal byłam zła i na razie to ja miałam rację, a Titus głupoty gadał.


she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 6 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
felix felicis
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t4071-neala-weasley https://www.morsmordre.net/t4260-victoria-sowa-brena-ale-tez-moja#87876 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f171-ottery-st-catchpole https://www.morsmordre.net/t9744-skrytka-bankowa-nr-1054#295656 https://www.morsmordre.net/t4240-neala-weasley#86909
Re: Salon [odnośnik]24.05.18 21:13
Wbijał spojrzenie w Nealę, obserwując czerwień wpływającą na jej twarz, drobne dłonie i wreszcie jak zbliża się w mgnieniu oka. Drgnął, ale nie cofnął się, w zamian jeno obrzucając pannę Weasley głupawymi uśmiechami. Dopiero kiedy z taką siłą (której się nie spodziewał po tych chudych ramionach!) wbiła mu palec w splot słoneczny, to się cofnął, rozmasowując klatkę piersiową.
- Hej!... - zawołał i miał dodawać nawet, że to bolało i przebiła mu serce, ale jeno rozchylił wargi, bo Neala nie pozwoliła mu dojść do słowa. Słuchał co ma mu do powiedzenia, a to wszystko było nawet całkiem zabawne. Ten chochlik przebrzydły co się nazywał Titus Flavius Ollivander z niczego takiej przyjemności nie czerpał jak ze złości innych ludzi, tym bardziej jak sam ich doprowadzał do szewskiej pasji, a ta tutaj stojąca przed nim niewiasta ewidentnie dostawała właśnie białej gorączki.
- No, no, dobrze kombinujesz, Neala. - pokiwał łbem - A chce cię poznać bo...? - wyciągnął nienaturalnie ooo i machnął jedną dłonią, tym oto gestem zachęcając ją do dalszego wysilania mózgownicy - Bo przecież nie może oddać swojego pierworodnego w ręce w jakiejś flądry co z nią nawet nie będzie miała o czym porozmawiać. - wywrócił oczami - Tak to już jest w naszym świecie, brat ci nie mówił, że robisz się zdatna i tylko czekać aż kawalerowie zaczną się do ciebie ustawiać w kolejce? - kilkukrotnie uniósł i opuścił brwi, po czym pochylił się nieznacznie w kierunku lady Weasley, tym samym zatrzymując twarz na wysokości jej twarzy - I tak się właśnie złożyło, że ja jestem pierwszym z tych kawalerów. - stwierdził kiwnąwszy delikatnie głową, a zaraz cmoknął ją w czubek nosa i oddalił się, wyciągając jeno jedną rękę, coby poczochrać ją po włosach, tym samym psując i tak czesaną chyba tylko wiatrem fryzurę.
- Oj dobra, już się nie wkurzaj. - machnął dłońmi - Tylko się z tobą droczę, tak szczerze powiedziawszy też mi się te swaty nie uśmiechają bo... - zawahał się, rzucając okiem naokoło - Bo sama wiesz, nie nadaję się do zakładania rodziny. - wzruszył ramionami. W sumie trafił w punkt, a chyba tylko pani Ollivander (zaślepiona jakąś matczyną furią) uważała inaczej - Ale taka moja lordowska rola, że muszę to znosić i twoja również, więc jak przestaniesz się tak buraczyć to może nawet uda nam się miło spędzić ten podwieczorek. Jak chcesz to ci pokażę, że nasza rodowa siedziba wcale nie jest taka zła jak się może wydawać na pierwszy rzut oka. Mamy tu kilka fajnych miejsc, chcesz się przejść? - zapytał i uniósł jedną brew, wyciągając ku Neali ramię, by ruszyła z nim na wycieczkę po najbardziej tajemniczych komnatach zamku Lancaster. Skoro już zostali w to wplątani, to przynajmniej mogli spędzić ten czas w jakiś miły sposób, a nie tylko się przekrzykując.


Every great wizard in history has started out as nothing more than what we are now, students.
If they can do it,

why not us?

Titus F. Ollivander
Titus F. Ollivander
Zawód : uczy się różdżkarstwa
Wiek : 19
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
first learn the rules,
then break them
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3427-tytus-flawiusz-w-budowie#59470 https://www.morsmordre.net/t3451-poczta-titusa#59932 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f240-lancashire-holcot-dworek-ollivanderow https://www.morsmordre.net/t3485-t-f-ollivander#60769
Re: Salon [odnośnik]29.05.18 18:28
Wbiłam ten palec w tą klatkę Titusa z całą siłą jaką posiadałam, bo gadał takie głupoty, że naprawdę dziwił mnie fakt, że mu język nie zwiędł. A potem drugi raz zrobiłam to samo w ogóle nie przejmując sie tym, że może go to boleć - a nawet jeśli to i dobrze, bo może na przyszłość zastanowi się zanim zacznie tak głupoty gadać.
Ale Titus chyba dopiero się rozkręcał. A każde jego słowo, jedynie wyżej podnosiły mi brwi ku górze, usta zaś pozostawały lekko uchylone, czasem się otwierając a czasem zamykając, jakby nie będąc pewnym, czy przerywać mu, czy nie. Twarz całkowicie pokrywała czerwona, prawie bungurdowa barwa. Nos zmarszczył się, gdy wyparowało jakieś cmoknięcie, a potem pobłażliwe klepanie po głowie. W końcu zacisnęłam usta, a twarz przybrała ostrzejszych barw, bo oto właśnie osiągnęłam chyba najwyższe szczytny mojej wściekłości, gdy Titus taki zadowolony z siebie proponował mi przechodzenie się po posiadłości w której mieszkał. Jeszcze czego. Nim zdążyłam pomyśleć w tej furii, która mnie całkowicie ogarnęła, więc złapałam jedną z puchatych poduszek, które znajdowały się na kanapach.
- Czy chcę się przejść?! - zagrzmiałam, widocznie wyprowadzona z równowagi. Dłonie uniosły się, a poduszka poszybowała w stronę Titusa z prawej strony celując w jego ramię. - Przejść się?! - powtórzyłam raz jeszcze wściekła atakując z drugiej strony. - Wyjaśnię ci coś, Titus i zapamiętaj to sobie raz - poduszka znów pomknęła w jego stronę - na - zamachnęłam się teraz od góry, decydując się na urozmaicenie trochę mojego wywodu - zawsze! - kolejne pacnięcie. Trochę się zdyszałam, ale to nie miało żadnego znaczenia, bo tak wściekła byłam, że nawet na to uwagi nie zwróciłam.
- To nie jest żaden nasz świat. - grzmiałam dalej już właściwie nie będąc pewną czy nadal trafiam czy też zwyczajnie uderzam w powietrze. - My, Weasleye, nie robimy się zdatni. Zdatne, to mogą się robić grzyby w occie jak już swoje odstoją. - kolejny raz się zamachnęłam. - My, Weasleye, sami decydujemy o swoim losie. - uderzyłam raz jeszcze, czując, jak dłonie i ręce całe coraz mocniejsze zmęczenie ogarnia. - Nie potrzebujemy pięknych pustych pałaców, ani związków, które nic wspólnego z miłością nie mają. - uderzyłam raz jeszcze, ale jakby słabiej. - Bo my, Weasleye, swoje bogactwo nosimy w sercach - kolejny zamach w który włożyłam więcej mocy, skupiając się na nim. - A nasza miłość na sprzedaż nie jest. Więc nigdy - pac, poduszka znów uderzyła - ale to nigdy - jeszcze raz, może w końcu Titus zapamięta - przenigdy - jeszcze raz uderzam, tak dla słów podkreślenia. - nie waż się droczyć sobie ze mnie w takich sprawach. Bo to nie temat do żartów. - ostatni raz poduszka spoczęła a głowie Titusa. A potem, potem odrzuciłam ją w bok, dysząc ciężko, bo zmęczyłam się tym wkładaniem Titusowi do głowy tego wszystkiego i miałam nadzieję że teraz już więcej sobie tak droczyć się ze mną nie będzie. Odeszłam kawałek, siadając na jednym z foteli, próbując uspokoić oddech. A potem zerknęłam na Titusa, trochę speszona tym co zrobiłam, ale wiedziałam, że zrobiłam dobrze, ale znów złość moja tak miała, że jak szybko przychodziła, tak szybko też szła sobie - zwłaszcza gdy ujście znalazła.
- Dobrze, Titus. - odezwałam się już spokojnie. - Już się nie gniewam. - obwieściłam, żeby wiedział, że w pamięci trzymać tych głupot nie będę.


she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 6 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
felix felicis
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t4071-neala-weasley https://www.morsmordre.net/t4260-victoria-sowa-brena-ale-tez-moja#87876 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f171-ottery-st-catchpole https://www.morsmordre.net/t9744-skrytka-bankowa-nr-1054#295656 https://www.morsmordre.net/t4240-neala-weasley#86909
Re: Salon [odnośnik]17.07.18 11:39
Jeśli już wcześniej Neala prezentowała się trochę niebezpiecznie, to w tym momencie Ollivander miał ochotę uciekać gdzie pieprz rośnie, albo jeszcze dalej, ale zanim zdążył chociażby drgnąć, lady Weasley zafundowała mu pierwszy cios. Trochę miękki i może niezbyt bolesny, ale zawsze. A później kolejny i kolejny, poprzedzony wiązanką słów, która dotarła do niego aż nazbyt dosadnie. Zacisnął powieki, próbując się jakoś zasłaniać obiema rękami, albo chociaż cofnąć w tył, ale niewiele to dało, bo kolejna fala poduszkowych ciosów sięgnęła swojego celu, kompletnie wybijając Titusowi z głowy wszelkie żarty na ten i inne tematy. Może i obędzie się bez siniaków, ale z pewnością zapamięta to spotkanie na długo. Kiedy Neala opadła na fotel, to Ollivander z wolna opuścił ręce, wbijając w nią spojrzenie szeroko otwartych oczu i z niejakim uznaniem pokiwał głową.
- Łał... zaimponowałaś mi, chyba mógłbym się naprawdę zakochać... - stwierdził, ale szybko pomachał rękami, żeby czasem znowu mu się nie oberwało - Nienienie! Nie bij, to akurat komplement. - kiwnął  łbem, a zaraz sam opadł na fotel po drugiej stronie i przeciągle westchnął, poprawiając poczochraną szatę oraz krótkie włosy, stojące dęba w całkowitym nieładzie.
- Dzięki, Nela, że już się nie gniewasz. - posłał jej delikatny uśmiech. W gruncie rzeczy naprawdę lubił młodą panienkę Weasley i nie chciał mieć w niej wroga, szczególnie po tym, czego dzisiaj doświadczył. Zresztą bardzo szanował lordów Devon i cenił sobie ich przyjaźń, teraz i w czasach kiedy ganiał z Barrym po Różdżkarni, a z Lyrą po Hogwarcie. Ona jednak była zupełnie inna niż lady siedząca na przeciw - delikatna, cicha, może aż nazbyt nieśmiała.
- Szczerze powiedziawszy mi także nie w smak te całe swaty. Ja nie wiem kto w ogóle to wymyślił, jakiś durny pajac chyba, co nie mógł sobie normalnie znaleźć narzeczonej i musiał się posuwać do takich tanich zagrywek... Cieszę się, że chociaż jeden ze szlachetnych rodów nie podąża tą ścieżką, gdyby inni myśleli tak jak wy, wszystko byłoby znacznie prostsze. - raz jeszcze przeciągle westchnął, a później nieznacznie się ukłonił - Chylę czoła przed zacnym rodem Weasleyów, ufam, że przetrzecie nam pewne ścieżki. I przepraszam, że cię zdenerwowałem.

/zt


Every great wizard in history has started out as nothing more than what we are now, students.
If they can do it,

why not us?



Ostatnio zmieniony przez Titus F. Ollivander dnia 26.09.18 21:44, w całości zmieniany 1 raz
Titus F. Ollivander
Titus F. Ollivander
Zawód : uczy się różdżkarstwa
Wiek : 19
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
first learn the rules,
then break them
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3427-tytus-flawiusz-w-budowie#59470 https://www.morsmordre.net/t3451-poczta-titusa#59932 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f240-lancashire-holcot-dworek-ollivanderow https://www.morsmordre.net/t3485-t-f-ollivander#60769
Re: Salon [odnośnik]25.09.18 19:35
Ależ mnie wziął i wściekł ten gałgan Titus! Żeby też w taki sposób sobie żartować. To ja nie wiem, normalnie, aż zrozumieć nie mogę. Ale sam sobie był winien. Mógł trochę rozsądniej i rozważniej do sprawy podejść, a nie jak… cóż, on. Złość to mi szybko przechodziła, jednak była też wielka. Co też miał okazję się przekonać sam na sobie, gdy tak go tą poduszką okładałam. Głupi taki, że aż prychnięcie mi się z ust wydostało. Opadłam na kanapę, zmęczona tym wszystkim, a gdy Titus znów się odezwał. Wychyliłam się, by złapać tą poduszkę, którą przed chwilą obok odłożyłam, krótki protest, który dobył się z jego ust na chwilę przerwał moje działanie. Ale gdy już opadł na ten fotel niedaleko, to i tak wzięłam i w niego rzuciłam tą poduszkę. Tak raz jeszcze, dla pamięci.
- Nie ma za co. - powiedziała w końcu kiwając głową. Bo w sumie, to nie było za co. Ja miałam taki charakter już i to w sumie dobrze, że on nie brał i się nie gniewał za ten atak, choć w sumie to on mu się należał i to bardziej niż bardzo. No nadal nie mogłam uwierzyć, że chodził i głupoty takie mówił.
Ale to chyba z nerwów trochę. Bo musiał ciężko mieć. Bo niby miał te bogactwa, ale na co one mu były, kiedyś i miłość kupną i mało prawdziwą miał też mieć. Sam wybrać nie mógł, nawet jeśli pokochał mocno i prawdziwie. I to doprawdy prawdziwa tragedia była. Bo miłość nie była na sprzedaż, nie była też do kupienia i niektórzy zwyczajnie tego nie rozumieli. Ja szczęście miałam, bo inny dom mnie wychował. Pełen miłości i zasad, ale innych niż te, które to ta mało szlachetna szlachta głosiła. Na słowa które wypowiedział uniosłam brwi w zdziwieniu. Bo takich i to od Titusa, to się w ogóle nie spodziewałam. Skinęłam mu głową w podzięce, ale i jakiejś dumie, którą pokazałam podbródkiem uniesionym.
- Czasem najpierw myśl, a potem mów, Titus. I będzie dobrze. - poradziłam mu, posyłając lekki uśmiech. - Teraz się przejść możemy. - zgodziłam się wspaniałomyślnie, podnosząc i czekając, aż nie zabierze mnie na tą wycieczkę.

| zt


she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 6 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
felix felicis
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t4071-neala-weasley https://www.morsmordre.net/t4260-victoria-sowa-brena-ale-tez-moja#87876 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f171-ottery-st-catchpole https://www.morsmordre.net/t9744-skrytka-bankowa-nr-1054#295656 https://www.morsmordre.net/t4240-neala-weasley#86909
Re: Salon [odnośnik]18.09.21 23:04
18 stycznia 1958
trzynasta


Trzynaście razy odwiedzał Lancashire, jeżeli pamięć go nie myliła. Ostatnim razem miał okazję odwiedzić hrabstwo wcale nie tak dawno temu, może około miesiąca wcześniej, gdy razem z Michaelem odwiedzali katedrę w niedalekim Lancaster i przypadkowo wpadli na mugola w żelaznej bestii. Przygoda zakończyła się pomyślnie — udało im się dotrzeć z ładunkiem w odpowiednie miejsca, w tym do katedry, w której udzielili pomocy potrzebującym mugolom. Wielu z nich ciepło wypowiadało się o rodzie Ollivander, panach ziem, wśród których poszukiwali schronienia. Te właśnie słowa, pozytywny sentyment gminu, do którego sam przecież należał, w połączeniu z wcześniejszymi rozmowami toczonymi w trakcie lekcji anatomii z niezwykle łaskawą lady Livią Abbott, pozwoliły Castorowi na wykonanie kroku, o który nigdy się nie podejrzewał. Finał krótkiej, ale treściwej korespondencji wymienionej z lordem Havelockiem Ollivanderem pozwolił mu na stawienie się tego mroźnego, późnostyczniowego poranka w Lancaster Castle.
Zawsze się bał; strach podczas odwiedzin rodowych siedzib szlachty był przecież czymś zupełnie naturalnym dla nieprzyzwyczajonego do przepychu młodego mężczyzny. A już w szczególności takiego, który wychowany był w duchu szczególnego zawierzenia w umiejętności arystokratów. Gołym okiem dostrzegał różnice klasowe, dawno wracając na ziemię w chmur marzeń, na które Sproutowie wchodzili gęsto i chętnie, chyba pchani jakimiś rodzinnymi predyspozycjami. Jednakże jeszcze nigdy nie zaznał krzywdy od przedstawicieli szlachty, do których się wybierał; lady Abbott przyjmowała go zawsze z dużą dozą grzeczności i uwagi, najmłodszy z lordów Prewett był jego drogim przyjacielem, lord Macmillan nowym pracodawcą... Toteż skryte pod materiałem płaszcza ramiona mogły opaść w uldze w każdej chwili, lecz nie do końca chciały. Dobre pierwsze wrażenie stanowiło istotny element podobnych pertraktacji, a on nie zamierzał zaprzepaścić swej jedynej szansy przez wyraźną buńczuczność i brak ogłady. Nigdy w życiu.
Gdy tylko pojawił się przed rezydencją, zauważył człowieka odzianego w barwy rodowe Ollivanderów. Mężczyzna przedstawił mu się jako służący lorda Havelocka i zaoferował pomoc w dotarciu na umówione miejsce spotkania, z której Sprout skorzystał niezwykle chętnie. Z drobnego doświadczenia poruszania się po podobnych miejscach wiedział, że odnalezienie drogi do salonu samemu stanowić mogło dla niego całodniowe wyzwanie, a liczył się przede wszystkim czas. Czas i różdżka, którą trzymał nieustannie w swej prawej dłoni, pomny nauczki, której udzieliła mu siostra jego przyjaciela. Po przestąpieniu progu rezydencji zsunął z siebie płaszcz, aby przewiesić go przez lewe ramię. W środku było przyjemnie ciepło, choć okulary Castora zaparowały mu prędko dzięki zmianie temperatur. Przez moment zdany był więc na cierpliwe oraz pomocne słowa służącego, jednakże gdy dostali się wreszcie do salonu, poradził sobie z tym przykrym, zimowym problemem.
Lord Havelock przybędzie niedługo, słowa odbiły się od białych kości czaszki przejętego młodego mężczyzny, który powiódł szarobłękitnym spojrzeniem za znikającą sylwetką służącego. I tyle wystarczyło, serce raz jeszcze zaczęło wybijać prędki, nerwowy rytm. Szukając spokoju — lord Ollivander cię nie zje, Cassie, co najwyżej z domu wyrzuci, ale gorsze dramaty są na tym świecie — rozejrzał się po pomieszczeniu, szczególną uwagę zwracając na portrety zawieszone na ścianach. Kim były te osoby? Czy to obecni mieszkańcy zamku, a może przeszli? Skierowanie myśli na inny tor zawsze pomagało odnaleźć mu spokój. Odgonić myśli o możliwej porażce.
Przypomnieć sobie, że samo jego pojawienie się w tym przepięknym miejscu było jakąś formą sukcesu.[bylobrzydkobedzieladnie]


Zniecierpliwieni teraźniejszością, wrogowie przeszłości, pozbawieni przyszłości, przypominaliśmy tych, którym sprawiedliwość lub nienawiść ludzka każe żyć za kratami.


Ostatnio zmieniony przez Castor Sprout dnia 17.12.21 16:28, w całości zmieniany 4 razy
Oliver Summers
Oliver Summers
Zawód : Twórca talizmanów, właściciel sklepu "Bursztynowy Świerzop"
Wiek : 24
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Weariness is a kind of madness.
And there are times when
the only feeling I have
is one of mad revolt.
OPCM : 11
UROKI : 0
ALCHEMIA : 31+10
UZDRAWIANIE : 11+1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 6
SPRAWNOŚĆ : 4
Genetyka : Wilkołak

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9918-castor-sprout#299830 https://www.morsmordre.net/t9950-irys#300995 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f444-dolina-godryka-ksiezycowa-chatka https://www.morsmordre.net/t9952-skrytka-bankowa-nr-2255#301004 https://www.morsmordre.net/t9951-oliver-summers#300999
Re: Salon [odnośnik]07.10.21 20:10
Nie miał jeszcze okazji poznać niejakiego Castora Sprouta, wiedział jednak o tym, że podobnie jak Ollivanderowie postanowił wesprzeć słuszną sprawę. To właśnie stało się dla chłopaka biletem wejściowym do Lancaster Castle, który od czasów ucieczki Ollivanderów z Silverdale stał się ich nowym domem. Nie tylko Castor czuł się tutaj obco — Havelock przywykł przecież do innych lasów i murów, inne miejsce stanowiło jego codzienność od maleńkości, więc teraz przemierzał korytarze nowego domu i nie czuł do końca, że to faktycznie jego dom. Ani przepych, ani obrazy pokrywające każdy możliwy kawałek ściany, ani ta sama służba, ani dzieci oczarowane nowymi pomieszczeniami — nic nie mogło sprawić, że nie odczuł może nie brutalnej, ale z pewnością przykrej zmiany adresu zamieszkania. Mimo tego nie dawał tego po sobie poznać. Był beznadziejnym kłamcą i każda niepokojąca myśl od razu znajdowała odbicie w jego wyrazie twarzy, ale dobrze maskował się tym, że po prostu do tego miejsca pasował. Olbrzymie przestrzenie skutecznie maskowały to, jak przerażająco wysokim był człowiekiem, bo dopiero tutaj przestał uderzać czołem we framugi drzwi i kulić się w fotelach, nie mogąc rozprostować nóg pod własnym biurkiem.
Kiedy drzwi salonu otworzyły się pierwszy raz, Castora nie przywitało oblicze lorda Lancashire, tylko kolejnej służącej wnoszącej do środka tacę z herbatą. Na talerzyku umieszczone zostało również ciasteczko, które zadygotało niebezpiecznie, kiedy pochylała się nad blatem stolika. Była ewidentnie oczarowana wysokim, przystojnym blondynem, ale nie śmiała odezwać się do niego (poza uprzejmym powitaniem). Olbrzymi rumieniec i to jak obejrzała się za sobą, zanim opuściła pomieszczenie, wskazywały jednak jednoznacznie na to, że była nim zainteresowana o wiele bardziej niż powinna. Mijający ją w przejściu Ollivander uśmiechnął się, ona zaś przyspieszyła tak mocno, że zamiast iść, zaczęła truchtać. Nie skomentował tego. Zamknął za sobą drzwi i ruszył do przodu.
Witam w Lancaster Castle, panie Sprout — powiedział, wpatrując się w jego oblicze w nienachalny sposób — nie zmierzył go wzrokiem, a jego twarz zdawała się być kompletnie niewzruszona. Odziany w długą, czarną, wzorzystą szatę mężczyzna był wyższy nawet od Castora, co dodatkowo wzmagały skórzane buty na grubej podeszwie, zapewne noszone przez Havelocka na zewnątrz. Musiał właśnie wrócić do środka, bo zaczesane za uszy włosy zdawały się być lekko wilgotne, na ramieniu spoczywała mu sosnowa igła, a poza tym... po prostu pachniał lasem. Havelock był człowiekiem pracy, roztaczał więc wokół siebie woń leśnych ścieżek, ziół i heblowanego drewna. Pozbywał się jej wtedy, kiedy musiał — na sabaty, na spotkania towarzyskie z osobami z wysokich sfer. Być może powinien uczynić to i dzisiaj, ale ostatecznie spotkanie z Castorem Sproutem pozostawało spotkaniem służbowym. Czuł się dzisiaj bardziej różdżkarzem niż lordem, mylnie nie dostrzegając jak blisko siebie leżały te dwa pojęcia. Poza tym ciężko było pomylić go z kimkolwiek ze służby — samo to jak się poruszał, jak prezentował się w idealnie dopasowanych ubraniach, zadzierał podbródek i jak dumnie wyglądał, stawiając kroki z rękoma splecionymi za plecami — wszystko wskazywało na to, że był kimś ważnym, a przynajmniej wychowywał się w przeświadczeniu o własnej sile.
Havelock Ollivander — przedstawił się, przemieszczając się tak, aby stać przed rozmówcą — to ze mną korespondował pan przez ostatnie dni. Zapewniam, że w tym pomieszczeniu jesteśmy sami, może pan więc poruszyć ze mną te kwestie dotyczące pana różdżki, których nie mogliśmy listownie.


I believe you find life such a problem because you think there are good people and bad people. You're wrong, of course. There are, always and only, the bad people, but some of them are on opposite sides.
Havelock Ollivander
Havelock Ollivander
Zawód : różdżkarz, hodowca roślin, lord i opiekun lasów Lancashire
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Meet me at the edge
I ain't afraid
I've already fallen
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10514-havelock-ollivander https://www.morsmordre.net/t10623-sosenka#321582 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f240-lancashire-lancaster-castle https://www.morsmordre.net/t10626-szuflada-howla#321586 https://www.morsmordre.net/t10625-havelock-ollivander#321584
Re: Salon [odnośnik]13.10.21 18:42
Gdy tylko usłyszał kroki, których odgłos był coraz głośniejszy — nadchodzi — odwrócił się odruchowo w kierunku, z którego nadchodziły. Już zdołał napiąć się nieco, wyprostować, odrzucić nawykowe, wiążące się z pracą rzemieślnika przygarbienie. Odchrząknął nawet cicho, aby pozbyć się chrypy, która łapała się go często, gdy przeskakiwał pomiędzy zimnym zewnątrz i ciepłym wewnątrz. Jeszcze ostatni oddech, tylko chwila...
Aż tajemnicza persona zjawiła się w salonie z tacą z herbatą oraz chyboczącym się ciasteczkiem. Sprout odetchnął z ulgą, pozwalając sobie na chwilowe rozluźnienie.
— Dziękuję bardzo — uśmiechnął się wesoło w kierunku służącej, na której policzki wystąpił róż. Nie spodziewał się takiej reakcji, może był to efekt pośpiechu? Przybył za wcześnie i musiała uwinąć się zdecydowanie prędzej, niż normalnie? Serce zabiło nieco szybciej, z żalu, że mógłby być przecież powodem jej nieprzyjemności. A jednak zasłużył na ciasteczko? Och, gdyby była to jego pierwsza wizyta w szlacheckim dworku, pewnie pozwoliłby sobie przynajmniej na krótką pogawędkę. Teraz jednak sam pracował na lordowskich usługach i wiedział, że gdyby ktokolwiek przyłapał ją na takim występku, mogłaby tego prędko pożałować.
Ale mimo to skinął uprzejmie głową, gdy obróciła się raz jeszcze, Castorowi wydawało się, że w milczącym pożegnaniu. Pozostawszy w pomieszczeniu sam, opuścił wzrok na przyniesiony przez służącą poczęstunek. Znów słyszał kroki, ale w pewnym momencie zrobiło się ich za dużo. Albo zdecydowała się dreptać z niespotykaną intensywnością, albo wreszcie zmierzał ku niemu jeden z gospodarzy.
Mężczyzna pachniał lasem. Tego zapachu nie był zdolny Castor pomylić z żadnym innym i to on uderzył w nadwrażliwy nos z wyjątkową wręcz intensywnością. Należał też do osób wysokich, a przy tym na pierwszy rzut oka proporcjonalnie zbudowanym. Lekko wilgotne włosy, igiełka osiadła na szacie, no i te buty z grubą podeszwą... Nie wiedział, czy lord Havelock specjalnie zadbał o taki, a nie inny anturaż — pragnąc zapobiec szczególnemu rodzajowi onieśmielenia, w które wpadali ci, współdzielący z Castorem wychowanie w duchu szczerego zaufania względem opiekującymi się swymi ziemiami arystokratów — czy po prostu wrócił z pełnienia jakichś ważnych obowiązków i nie zdążył się przebrać, niemniej jednak zabieg taki pozwolił Castorowi poczuć się trochę mniej przytłoczonym otaczającym go blichtrem.
— Bardzo dziękuję za możliwość rozmowy, lordzie Ollivander — ukłonił się przed mężczyzną głęboko, w ten sam sposób, który podejrzał od jednego ze służących w Puddlemere. Dopiero uczył się podstaw etykiety, ale miał nadzieję, że uda mu się uciec od jakiejś poważniejszej gafy. Albo, że niewzruszona do tej pory mimika lorda Havelocka taką pozostanie do zakończenia spotkania.
— Castor Sprout, jak już lord zdążył zauważyć — dopełnił formalności dotyczącej swych personaliów, choć myśl o tym, że sam lord Ollivander pamiętał o Sproucie, z którym wymienił ledwie kilka listów, była naprawdę przyjemna. Nigdy nie czuł się kimś szczególnie wartym uwagi, a tutaj, w Lancaster Castle, póki co przebywał w jej centrum. — Nie chciałbym zajmować zbyt dużo z lordowskiego czasu, więc pozwolę sobie przejść do konkretów — z kieszeni płaszcza wyciągnął swą różdżkę. Była relatywnie krótka — mierzyła ledwo siedem i jedną czwartą cala, lecz leżała w jego dłoni idealnie. Charakterystyczne drewno z agaru — Castor zakładał, że wprawny różdżkaż, jakim był jego rozmówca, rozpozna je bez pomocy. Dopiero rdzeń z pióra żmijoptaka mógł sprawiać kłopoty przy pierwszej, wizualnej egzaminacji. Ale i o tym wspomni, gdy będzie trzeba.
— Oto moja różdżka. Na początku października musiałem niestety zjawić się w Londynie i jak lord zapewne wie, poddać się rejestracji. Mój dobry przyjaciel, Michael Tonks powiedział mi, że był świadkiem tego, jak lord nestor Ulysses Ollivander odkrył w rejestrowanych różdżkach namiar. Podobna, jeżeli nie taka sama rzecz jest także tutaj, w tej różdżce. Niestety nie jestem pewien, jak zostało to zamontowane, ani na jakiej zasadzie działa, lecz... bardzo zależałoby mi na uwolnieniu różdżki — zawiesił wzrok, a spojrzenie swe utkwił na zagubionej igiełce, jeszcze nie nabrawszy wystarczającej pewności siebie, by zahaczyć spojrzeniem o lordowską twarz.
— Zwróciłem się do lorda, bowiem różdżki wychodzące spod lordowskiej ręki zdążyły już zyskać renomę. Jednakże prośba ta jest z samej swej natury prośbą dość... odważną. Obiecuję, że nie zawracałbym lordowi głowy, gdyby nie była to sprawa życia i śmierci.
Coś w tonie Castora wskazywało, że mówił zupełnie szczerze i nie przesadzał. Klatka piersiowa uniosła się ledwie zauważalnie, w płaskim oddechu. Mógł tylko czekać na ewentualny wyrok.


Zniecierpliwieni teraźniejszością, wrogowie przeszłości, pozbawieni przyszłości, przypominaliśmy tych, którym sprawiedliwość lub nienawiść ludzka każe żyć za kratami.
Oliver Summers
Oliver Summers
Zawód : Twórca talizmanów, właściciel sklepu "Bursztynowy Świerzop"
Wiek : 24
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Weariness is a kind of madness.
And there are times when
the only feeling I have
is one of mad revolt.
OPCM : 11
UROKI : 0
ALCHEMIA : 31+10
UZDRAWIANIE : 11+1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 6
SPRAWNOŚĆ : 4
Genetyka : Wilkołak

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9918-castor-sprout#299830 https://www.morsmordre.net/t9950-irys#300995 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f444-dolina-godryka-ksiezycowa-chatka https://www.morsmordre.net/t9952-skrytka-bankowa-nr-2255#301004 https://www.morsmordre.net/t9951-oliver-summers#300999

Strona 1 z 2 1, 2  Next

Salon
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach