Wydarzenia


Ekipa forum
Luno Skeeter
AutorWiadomość
Luno Skeeter [odnośnik]23.07.15 15:41

Luno Skeeter

Data urodzenia: 21.03.1932 r.
Nazwisko matki: Potter
Miejsce zamieszkania: Londyn, urodziłem się jednak we Francji i mieszkałem przez kilka dobrych lat w Paryżu, a następnie zamieszkałem z nową rodziną na Wyspie Man
Czystość krwi: czysta ze skazą
Zawód: funkcjonariusz magicznej policji, specjalizuję się w zdobywaniu informacji w terenie, ale robię też kurs (wiedźmia straż)
Wzrost: 187 cm
Waga: 74 kg
Kolor włosów: brązowy
Kolor oczu: szaro-niebieski
Znaki szczególne: często chodzę poobijany



Widzisz jedynie spustoszenie w moich oczach. Nie potrafisz jednak jasno określić, co mnie zgubiło lata temu. Nie masz żadnego zalążka i wiesz, że nie dam ci skrawka niczego. Jestem pozbawiony empatii. Mów do mnie jeszcze hedonista. Mam tak wiele twarzy dla ciebie. Dziś śmieję się w głos, a jutro jestem melancholiczną ofiarą postmodernizmu. Czasem możesz mnie brać zbyt poważnie, nie bądź jednak sceptykiem. Śmiej się ze mną razem, śmiechem szaleńca. Jeśli chcesz mogę usiąść z tobą i delektować się drogą whisky lub upić się tańszymi trunkami. Opowiem ci wówczas historię swojego życia nasączoną alkoholowym subiektywizmem, a kiedy niebo zacznie leniwie szarzeć mogę podzielić się z tobą kołdrą. Możemy po prostu leżeć, nie mieć siły na nic, nawet na własne kłębiące się myśli, które nigdy już nie zostaną wypowiedziane. Wiesz, że drugiej szansy po prostu nie będzie ani żadnych wzruszeń na pożegnanie. Jesteśmy na to za młodzi i za mądrzy. Człowiek jest samotną wyspą. Aż nadto lubię ten stan. Odwiedzaj mnie czasem, ale nigdy nie zostawaj na dłużej. Zamęczysz mnie prędzej czy później lub wydarzy się coś tragicznego. Nie będzie już śpiewów o drugiej nad ranem, wybuchów namiętności o trzeciej trzydzieści i przerywanych oddechów o trzeciej czterdzieści osiem. Zamienimy to natomiast na podniesiony ton głosu oraz słowa, których byśmy nigdy nie wypowiedzieli do tych, co kiedykolwiek gnębiliśmy. Zasłonimy się jednak kurtyną ładnych wyrazów, pełnych polotów, wszakże nie jesteśmy i nigdy nie znajdziemy się w rynsztoku. Będziemy utrzymywać pozory do ostatnich chwil, aż znajdziemy krew na rękach, a potem nie będziemy pewni, czy to nasza własna. Istne piekło w naszych głowach, gdzie raj jest tylko fikcją. My, biedne ofiary postmodernizmu ze swoim nihilizmem w naszych obłąkanych oczach. Piekło jest puste, a wszystkie diabły są tutaj. Śmiej się w głos, ale kiedy przestaniesz, ja wciąż tutaj będę. Czasem rzucam słowa na wiatr, które nigdy do mnie nie trafiają. Unikam konsekwencji, udając, że wcale nie miałem na myśli tego, co z moich ust padło dni dwanaście temu. Słowa moje są obszyte ironią.


Megalomania, nabyta podczas szesnastu lat spędzonych w rodzinnym domu, nauczyła mnie oceniać wszystko z własnego punktu widzenia. Obiektywizm nigdy nie był moją domeną. Zacznę od tego, iż mariaż moich rodziców nigdy nie doszedł do skutku. Na początku oczywiście były romantyczne kolacje w Aux 2 oliviers, a później upojne noce w Le Meurice. W międzyczasie Anthony Skeeter pisywał wiersze do swojej ukochanej, nazywając ją swoją muzą. Następnie pojawiłem się ja i moi rodzice zamieszkali ze sobą, jednak nie trwało to długo ze względu na Peggy Potter. Po sześciu latach wielu kłótni i trzaskania drzwiami, ojciec odszedł od mojej matki, która z czasem wyszła za mąż za innego. Mam przez to przyrodnią siostrę, córkę z poprzedniego małżeństwa ojczyma. Kiedy na nią patrzę to na twarzy mam jeden z tych swoich uśmiechów, na które tylko mnie stać, gdy nie chce mi się już słów używać. Ojca nigdy nie poznałem, ale czytywałem owe listy oraz pilnie uczyłem się języka francuskiego od najmłodszych lat, ponieważ początkowo mieszkałem w Paryżu. Właściwie to można stwierdzić, iż moim pierwszym językiem, jakim władałem, był francuski. Dopiero po zaręczynach mojej mamy przeprowadziliśmy się na Wyspę Man.


W Hogwarcie spędzałem czas na otrzymywaniu licznych szlabanów, zdobywaniu ocen na czarujące uśmiechy i słuchaniu tekstów „piekielnie zdolny, ale leniwy”. Na drugim roku dołączyłem do drużyny Quidditcha, grając na pozycji rezerwowego szukającego. Nie rozegrałem wówczas żadnego meczu, jednak byłem obecny na każdym treningu i dołączyłem do pierwszego składu w trzeciej klasie, tuż po odejściu dawnego gracza na ów pozycji. I choć – jak już wspomniałem – wyniki w nauce miałem mierne, to dało się zauważyć mój talent w dziedzinie transmutacji, zaklęć oraz przede wszystkim obrony przed czarną magią. Problemem dla mnie nie było również zapamiętywanie dat i opisu wydarzeń na historii magii, którą się pasjonowałem. Na wakacje wracałem do rodzinnej posesji z niechęcią, ale nie dlatego że źle mi się tam wiodło. W tamtym okresie przechodziłem czas buntu, nie rozumiałem, dlaczego nie było przy mnie taty, chociaż tak naprawdę ani trochę mi go nie brakowało. Ojczym naprawdę w porządku traktował mnie i moją mamę. Myślę, że po prostu szukałem wymówek do wszczynania awantur, a jako rozpieszczane dziecko bogatych rodziców, nie potrafiłem znaleźć innych rozwiązań niż te trywialne. Uciekłem z domu, mając szesnaście lat, aczkolwiek wróciłem do szkoły, aby ukończyć siódmy rok i zdać egzaminy, jednak tuż po nich ponownie wyruszyłem w świat. W tamtym okresie mój bunt osiągnął apogeum, dlatego to zrobiłem – zachęcony licznymi opowieściami o zapierających dech w piersiach zakątkach i reprymendami rodziców o szlabany lub oceny. Tułałem się po wielu krajach – zwiedziłem całą Europę w tradycyjny, mugolski sposób. Łapałem liczne stopy, słuchałem opowieści ludzi biednych i bogatych. Niektórzy przyjmowali mnie do siebie do domu na noc, inny zaś zapraszali na obiad lub opowiadali o pięknych widokach na wzgórzu pięć kilometrów stąd. Imałem się wówczas wielu prac tymczasowych zarówno w świecie mugolskim, jak i magicznym; żyłem z dnia na dzień. Parę razy zostałem okradziony albo pobity lub w pakiecie dostałem dwa w jednym. Kilka innych razów zaś uwiodłem piękne studentki, u których zatrzymywałem się na kilka tygodni. Żyć nie umierać, można by rzec. Jednak nie wszystko było takie bajkowe jak to namalowałem – istniała też ciemna strona takiego bytu. Czasem nie miałem, gdzie spać i szukałem pustostanów. One jednak mają to do siebie, że są wylęgarnią dzieciaków na gigancie oraz ćpunków mniejszych lub większych. Będąc we Francji – miejscu romansu moich rodziców – po raz pierwszy spróbowałem twardszych narkotyków. Nie było wcale mi jak nie w niebie, dotarłem raczej do piekła, gdzie nie potrafiłem oddychać. To jednak mi nie przeszkodziło do licznych powrotów do kraju pięknych Francuzek i wracania też do tego pustostanu, w którym odkryłem, że za kilka funtów dadzą mi wiele. Wkrótce na stałe osiedliłem się w brudnym Paryżu, gdzie młodzi ludzie oddawali sobie serca nawzajem, a ja sobie wyrywałem z piersi własne. Długo trwało nim zrozumiałem, co ze mną się dzieje. Minął z ponad rok nim wróciłem do domu cały poobijany i brudny. Rodzice naprawdę pomogli mi w tamtym okresie. Miałem wówczas prawie osiemnaście lat, a oni, mimo że nie widzieli mnie przez dwadzieścia jeden miesięcy, zaopiekowali się mną jak gdybym, co dopiero wrócił z tego szóstego roku nauki. Mówili mi jednak wiele o tym, co robię – robiłem nic, tylko wychodziłem z domu wciąż i wciąż brałem od familii galeony. Oni chyba już w tamtym momencie wiedzieli, co się ze mną dzieje, dlatego ponownie uciekłem z Wyspy Man, czyszcząc nieznacznie (nieznacznie dla naszego majątku, znacznie dla mnie) ich skrytkę bankową. Żyłem dobrze przez prawie rok. Przez ten czas naprawdę dużo ćpałem i naprawdę dużo nic nie pamiętałem. Często budziłem się na ławkach w parku, nie wiedząc skąd mam siniaki na ciele i krew na rękach. Czasem bałem się, że to wcale nie jest moja krew, a ja się wcale nie broniłem. We francuskich gazetach pisali wówczas o morderstwie nierozwiązanym – myślałem i wciąż myślę, że zrobiłem to ja. Kiedy zrozumiałem to wszystko, uciekłem ponownie na Wyspę Man, do rodzinnej rezydencji, ale oni mnie tam nie chcieli po ostatnich moich zachowaniach. Te dwa ciosy sprawiły, iż ogarnąłem się trochę z pomocą dawnej przyjaciółki, u której znalazłem dach nad głową i ciepłe posiłki. Dzięki niej też udałem się na odwyk. Napisałem o tym wszystkim w liście do rodziców. Nie otrzymałem odpowiedzi aż po dziś. Nie wiedzą więc, iż przeszedłem odpowiedni kurs i zostałem funkcjonariuszem czarodziejskiej policji, gdzie zachęcono mnie do podjęcia innego i tym sposobem szkolę się od trzech lat, aby dołączyć do wiedźmiej straży. W ten sposób chcę zagłuszyć przeszłość, moje podejrzenia odnośnie tamtego morderstwa. Na kursie radzę sobie wyśmienicie, co więcej, odgania on moje myśli od rzeczy złych i narkotyków. Rodzice jednak wciąż nie dają znaku życia, a kiedy ponownie przyszedłem pod ich drzwi - nie wpuścili mnie.




Patronus: Po wydarzeniach we Francji postać mojego patronusa to kruk – zapewne dlatego, że to symbol śmierci, a mi się wydaje (może słusznie), iż zabiłem tamtą kobietę. Wcześniej nie potrafiłem wyczarować patronusa, więc to tylko moje podejrzenia.  O czym myślę, kiedy macham różdżką i wypowiadam zaklęcie? O mnie i o matce, kiedy byliśmy sami i nikt nie stał nam na drodze. Mówiła wówczas, że jesteś najdroższą osobą w jej życiu i tak zostanie na zawsze.










4
5
17
0
1
0
3


Wyposażenie

różdżka, teleportacja



[bylobrzydkobedzieladnie]
Gość
Anonymous
Gość
Re: Luno Skeeter [odnośnik]23.07.15 23:32

Witamy wśród Morsów

Twoja karta została zaakceptowana
INFORMACJE
Przed rozpoczęciem rozgrywki prosimy o uzupełnienie obowiązkowych pól w profilu. Zachęcamy także do przeczytania przewodnika, który znajduje się w twojej skrzynce pocztowej, szczególnie zwracając uwagę na opis lat 50., w których osadzona jest fabuła, charakterystykę świata magicznego, mechanikę rozgrywek, a także regulamin forum. Powyższe opisy pomogą Ci odnaleźć się na forum, jednakże w razie jakichkolwiek pytań, wątpliwości, a także propozycji nie obawiaj się wysłać nam pw lub skorzystać z działu przeznaczonego dla użytkownika. Jeszcze raz witamy na forum Morsmordre i mamy nadzieję, że zostaniesz z nami na dłużej!

Waleczny, utalentowany, doświadczony, z kochającą rodziną... Oh, chwilka to nie ta historia.
Luno to przykład osoby, która pomimo wielu upadków, stara się panować nad swoim życiem; dojść do czegoś, gdy nikt nie wróży dla niego szczęśliwego zakończenia, nawet własna rodzina. Podnosi się po porażkach spowodowanych podjętymi decyzjami. Z uzależnionego od narkotyków bezdomnego hedonisty, zmienia się w niezłomnego strażnika porządku magicznego świata, choć niezaprzeczalnie dręczą go demony przeszłości. Nie pozostaje mi nic innego, jak przywitać go na forum i wypuścić na fabułę, by więcej osób miało przyjemność zetknąć się z jego niebanalnym charakterem.

OSIĄGNIĘCIA
Burzliwa młodość - wzloty i upadki
Założyciel Zakonu Feniksa
 STAN ZDROWIA
Fizyczne
Pełnia zdrowia.
Psychiczne
Skłonności do ciężkich narkotyków (po odwyku) i alkoholu.
UMIEJĘTNOŚCI
Statystyki
Zaklęcia i uroki:4
Transmutacja:5
Obrona przed czarną magią:17
Eliksiry:0
Magia lecznicza:1
Czarna magia:0
Sprawność fizyczna:3
Inne
Teleportacja
WYPOSAŻENIE
różdżka
HISTORIA DOŚWIADCZENIA
[23.07.15] 900-870=30
[17.09.15] 62+100=162


Catalina Vane
Catalina Vane
Zawód : Koroner
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczona
Zbrodnia krwią zamyka drzwi. Po ich drugiej stronie znajduje się świat niewyobrażalny dla innych.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz
Luno Skeeter Tumblr_ml8fiq5Mpd1rh5woro1_250
Nieaktywni
Nieaktywni
http://morsmordre.forumpolish.com/t579-catalina-vane http://morsmordre.forumpolish.com/t619-psycho#1731 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f95-doki-pearl-road-21
Luno Skeeter
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach