Wydarzenia


Ekipa forum
Herbaciarnia
AutorWiadomość
Herbaciarnia [odnośnik]10.03.12 23:23
First topic message reminder :

Herbaciarnia

★★
Przy głównej drodze dzielnicy Enfield umiejscowiona jest maleńka, skromna herbaciarnia z pomarańczowymi kotarami w oknach i kolorowym szyldem ponad drzwiami, usytuowana między księgarnią a warzywniakiem. Już z oddali zauważa się przytulny wystrój wnętrz i miłą, przyjazną atmosferę, która tu panuje, lecz brak tu tłoku, a samo miejsce nie należy do szczególnie popularnych czy też często odwiedzanych. Dla ceniących sobie ciszę i samotność klientów nie jest to jednak bynajmniej wada.
Już od progu progu wyczuwa się słodką woń wanilii, mięty i cykorii, a także pomarańczy, które mieszają się ze sobą niczym najpiękniejsze perfumy, zachęcając do wejścia do środka, zajęcia miejsca przy jednym z dziesięciu stoliczków choć na chwilkę. Naprzeciw wejścia i okien znajduje się niewielka lada pełna słoiczków z najróżniejszymi herbatami, sprowadzanymi ze wszelkich zakątków świata. Nieopodal zaś umiejscowiono tacę z ciasteczkami. Na parapetach poustawiane zostały kolorowe obrazki w jasnych ramkach, jasne kafle na podłodze lśnią w blasku lamp. Całe to niewielkie pomieszczenie jest niewątpliwie miłym dla oka, przyjaznym, przytulnym i estetycznym miejscem.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Herbaciarnia - Page 4 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Herbaciarnia [odnośnik]06.11.15 18:09
Nie chciałam Lyrze przysparzać kłopotów. Między innymi z tego powodu miałam ogromną nadzieję, że faktycznie nie byłby zły na mnie przez to spotkanie. Najlepiej jednak, jeśli się w ogóle nie dowie... Co, jeśli pomyśli i oskarży mnie o myszkowanie, o szpiegowanie jego życia, o dociekliwe wywiady na temat jego życia... Właściwie pragnęłam się czegokolwiek o nim dowiedzieć, ale nie chciałam, by o tym wiedział... Chyba. Tak przynajmniej myślałam. Nie chciałam zobaczyć w jego oczach nagany czy zawodu – to na pewno.
Wiem. Widzę to już po tych kilku spotkaniach – zapewniłam Lyrę, uśmiechając się nieznacznie. – Żałuję jednak, że on nie może o mnie powiedzieć tego samego o mnie. Prawie przy każdym spotkaniu robię coś, co niszczy pozytywną aurę – przyznałam zakłopotana. Pozwoliłam sobie nawet zagryźć wargę.
Nie liczyłam na to, że dziewczyna rzuci mi jakiś zestaw porad, które ułatwiłby mi życie. Może nawet takich nie posiadała... Była młoda i nie wrobiono jej w małżeństwo! A ja? Ja sama miesiąc temu byłam taką dziewczyną, która wątpiła w swoją przyszłość, a co dopiero w swoją przyszłość u boku kogokolwiek. Nie uważałam się za kogoś, kto mógłby sobie z tym poradzić. Od zawsze to inni załatwiali za mnie sprawy. Prawie wszystkie sprawy. Niechcący policzyłam również te nokturnowe, które głównie sama musiałam kontrolować, ale i tam miałam nad sobą pewnego rodzaju anioła stróża.
Wspominałaś, że Garrett niejako zastępował wam ojca... Co się z nim stało? ...o ile wolno mi zapytać – zapytałam niepewnie. Nie miałam pojęcia, jak się zachowywać przy Lyrze. Zazwyczaj starałam się trzymać obraz udawanej szlacheckiej Diany, którą tak naprawdę nie byłam. Pytanie, kim właśnie byłam. I co tu tak naprawdę robiłam. Taka Lyra... Co ona tu robiła? Czego oczekiwała? Jak mogła tak swobodnie się zachowywać? Nie krępowało jej to? Ja się gubiłam i najwyraźniej denerwowałam, skubiąc palcami swoją szatę.
Diana Crouch
Diana Crouch
Zawód : szlachcicuje
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Caught in a landslide, no escape from reality.
Open your eyes, look up to the skies and see.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak
Herbaciarnia - Page 4 Giphy
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
http://morsmordre.forumpolish.com/t711-diana-octavia-crouch#2419 http://morsmordre.forumpolish.com/t777-puszka#3024 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f109-ashford-hythe-road http://morsmordre.forumpolish.com/t983-panienka-crouch#5415
Re: Herbaciarnia [odnośnik]06.11.15 20:08
Lyra sama wolała, żeby to pozostało pomiędzy nią i Dianą. Nie dążyła przecież do popsucia ich stosunków, zależało jej na szczęściu Garretta. Będzie to po prostu kolejna sprawa, w której nie będzie do końca szczera z bratem. Jak wtedy, gdy ukrywała przed nim swoje nawroty, czy tamtego dnia pod koniec lipca, gdy stała się obiektem zainteresowania pewnego opryskliwego aurora i została niesłusznie posądzona o czarnomagiczne praktyki, których w rzeczywistości dokonała osoba podszywająca się pod nią. Tamten dzień był naprawdę pokręcony i Lyra do tej pory czuła nieprzyjemny dreszcz na myśl o zimnych podziemiach, obskurnej kamienicy na Nokturnie, czy wpatrzonych w nią bezwzględnych kobiecych oczach. Minęły prawie dwa tygodnie, jednak wspomnienia nawiedzały ją w snach... Dołączając do wcześniejszych niezrozumiałych koszmarów, w których uciekała w ciemności przed dotykiem zimnych dłoni. Tych wcześniejszych jednak nadal nijak nie rozumiała. Tak czy inaczej, nie powiedziała o tym bratu. Sam się dowiedział, tym samym po raz kolejny udowadniając Lyrze, że kłamstwo ma krótkie nogi.
- Może po prostu potrzebuje czasu, żeby lepiej cię poznać? – rzuciła lekko w odpowiedzi na jej słowa. – Jesteście zaręczeni od niedawna.
Zamyśliła się. Jak miała jej pomóc? Przecież sama nie miała doświadczenia w tych kwestiach. Zaręczyny wisiały nad nią, ale wciąż były jedną wielką niewiadomą, wciąż jeszcze mogła cieszyć się wolnością i swobodą.
Nie wiedziała też, co sam Garrett myślał o Dianie, nie miała jeszcze sposobności go o to zapytać. Jednak nigdy nie odniosła wrażenia, by myślał o narzeczonej nieprzychylnie. Obiecała sobie jednak, że z nim też koniecznie musi o tym porozmawiać. Przecież to był tak ważny nowy rozdział w jego życiu!
- Nasz ojciec zaginął, kiedy byłam małą dziewczynką – wyznała, myśląc przelotnie o ojcu, który był wielkim sympatykiem mugoli. Zamiast dążyć do zapewnienia lepszego bytu własnej rodzinie, poświęcał swój czas na pomaganie potrzebującym, i pewnego dnia w okresie trwania mugolskiej wojny zniknął. Nie była pewna, czy Garrett opowiadał Dianie tę historię, i jak panna Crouch postrzegałaby ojca swojego narzeczonego, gdyby wiedziała o jego przeszłości niezbyt przystojącej przedstawicielowi szlachetnego rodu, dlatego w swoim wyjaśnieniu ograniczała się do lakonicznych szczegółów. – Nasza matka musiała sama zająć się naszą trójką, a Garrett, jako najstarszy, zawsze bardzo się o nas troszczył. Między nami jest dziesięć lat różnicy, więc, będąc pozbawiona ojca, zawsze byłam bardzo zapatrzona w niego. Kiedyś nawet marzyłam o tym, żeby zostać aurorem, tak jak on. Uważałam Garretta za prawdziwy wzór do naśladowania, i dopiero wypadek sprzed roku pokazał mi, że powinnam jednak obrać własną ścieżkę.
To oczywiście nie znaczyło, że straciła wcześniejszy podziw do brata. Po prostu podchodziła do ich relacji dojrzalej, nie będąc już małą dziewczynką, ani nastolatką z niepełnej rodziny. Powoli wkraczała w świat dorosłych. I przyjmowała do wiadomości własne ograniczenia.
Rozluźniła się nieznacznie. Kiedy ten najbardziej krępujący początek rozmowy minął, kiedy już doszła do wniosku, że Diana wcale nie wydaje się tak zimną, drętwą osobą, rozmawianie z nią przychodziło jej łatwiej. Może ona i Garrett mieli szanse, żeby się jakoś dogadać?




come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Lyra Travers
Lyra Travers
Zawód : Malarka
Wiek : 19
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Dream of the perfect life
Dream of the sand, the sea, the sight
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Herbaciarnia - Page 4 Ba3e6d5d7f4fbeb7824016f18b6a4c28
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t800-lyra-travers-weasley https://www.morsmordre.net/t838-zlotko https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t2780-skrytka-bankowa-nr-233 https://www.morsmordre.net/t962-lyra-travers
Re: Herbaciarnia [odnośnik]28.11.15 20:06
Pokiwałam głową, nie drążąc tematu śmierci ich ojca. Najwyraźniej Lyra nie chciała mówić nic więcej w tym temacie, poza tym, że zginął, więc po prostu się wycofałam i podjęłam inny, bardziej delikatny temat. Nie chciałam przecież sprawić, by dziewczyna mi się tutaj rozpłakała albo mnie znielubiła, prawda? Posiadanie nalepki aż nazbyt ciekawskiego również nie należało do mych marzeń. Pragnęłam utrzymać jako taki takt, ale też zbliżyć się nieco do tej promiennej osóbki.
Nie wymuszało to na mnie żadnych poświęceń czy coś. Musiałam się jedynie przyzwyczaić do swobody, którą dawała mi rozmowa z Lyrą. W przeciwieństwie do innych moich szlacheckich znajomych, ona zachowywała się naturalnie, nie robiła z siebie nie wiadomo jak wielkiego boga, ani też nie zadzierała nosa. Po prostu była, mówiła, opowiadała, pytała, śmiała się w sytuacjach, które ją bawiły, a nie w tych, w których należało nieznacznie zachichotać. I potem najlepiej zamilknąć i lśnić.
Przypomniały mi się tym samym czasy nauki we Francji i tamtejsi ludzie, te wszystkie wymagania i zakazy, sztuczność i moja znajoma Claire, z którą potrafiłyśmy znacznie odbiegać od normy. Pragnęłam czuć tamtą dawną wolność, jak w trakcie naszych wspólnych wypadów, jak podczas wizyt w Nokturnie, na Festiwalu, gdy biegałam po całej łące, czując wokół świeże powietrze. Może najwyraźniej nastał czas na zmiany?
Spojrzałam na okno, zauważając, że czas mknął bezdusznie na przód, gdy my kosztowaliśmy kolejne smaki czekoladek i herbatników, a wraz z nimi również kolejne niewielkie filiżanki herbat. Niesamowite miejsce, marginesem mówiąc. Musiałam wpadać tu częściej. Czułam się tu lepiej niż we własnym domu – zauważyłam, uśmiechając się do Lyry.
Kochana, chyba nadeszła ta godzina – odparłam niechętnie, odstawiając pustą filiżankę. Wezwałam obsługę i zapłaciłam za nasze zamówienia, nim Lyra zdążyłaby w jakikolwiek sposób zaprzeczyć. Zamierzałam, jak coś, argumentować się faktem, że ja ją tu zaprosiłam i ściągnęłam. Cóż, a na sam samiutki koniec, zamierzałam ją pożegnać. Żałowałam, że piękne chwile tak szybko mijają.
Diana Crouch
Diana Crouch
Zawód : szlachcicuje
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Caught in a landslide, no escape from reality.
Open your eyes, look up to the skies and see.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak
Herbaciarnia - Page 4 Giphy
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
http://morsmordre.forumpolish.com/t711-diana-octavia-crouch#2419 http://morsmordre.forumpolish.com/t777-puszka#3024 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f109-ashford-hythe-road http://morsmordre.forumpolish.com/t983-panienka-crouch#5415
Re: Herbaciarnia [odnośnik]28.11.15 23:48
Ojciec rodzeństwa nie zginął, jednak przez długie lata był nieobecny w ich życiu i Lyra często obawiała się takiego scenariusza. Niemniej jednak, mężczyzna powrócił dopiero niedawno, w momencie, gdy rodzina niemal straciła już nadzieję na jego odnalezienie, ale jak się okazało, utracił pamięć. Tak więc, to wszystko było dosyć zagmatwane i nastolatce nie pozostało nic innego, jak czekać na jakieś nowe wieści z domu.
Panna Weasley także poczuła się swobodniej, odkrywając, że Diana potrafi się wyluzować i zachowywać naturalniej, niż wówczas, gdy widywała ją poprzednimi razami, zazwyczaj spiętą i nieco wycofaną. Obie mogły porozmawiać normalnie, bez zbędnej sztywności. Siedziały w niepozornej herbaciarni, same wśród niezwracających na nie uwagi nieznajomych. I Lyra musiała przyznać, że zaczyna ją coraz bardziej lubić. Starała się także nie porównywać jej do poprzedniej narzeczonej Garretta, z którą ten rozstał się parę lat temu, bo byłoby to zwyczajnie nie w porządku wobec żadnej z nich.
Rozmawiały jeszcze przez jakiś czas, sącząc herbatę i racząc się smakowitymi ciastami. Ale w końcu nadszedł moment, kiedy należało się pożegnać.
- Nawet nie zauważyłam, kiedy ten czas minął – rzekła Lyra, kończąc swoje ciasto i powoli wstając. – Dziękuję za spotkanie i rozmowę, Diano. Myślę, że niedługo znowu się zobaczymy.
W końcu na pewno będzie jeszcze dużo sposobności do spotkania narzeczonej brata. Lyra otrzepała sukienkę z drobnych okruszków i chwyciła swoją torebkę. Posłała Dianie uśmiech, po czym pożegnały się i opuściły herbaciarnię.

zt.




come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Lyra Travers
Lyra Travers
Zawód : Malarka
Wiek : 19
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Dream of the perfect life
Dream of the sand, the sea, the sight
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Herbaciarnia - Page 4 Ba3e6d5d7f4fbeb7824016f18b6a4c28
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t800-lyra-travers-weasley https://www.morsmordre.net/t838-zlotko https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t2780-skrytka-bankowa-nr-233 https://www.morsmordre.net/t962-lyra-travers
Re: Herbaciarnia [odnośnik]06.12.15 19:52
Jestem trochę zmieszany. Mam wrażenie, że nie do końca panuję nad wszystkim, a idealny rytm świata wyznaczany przez prosty plan eksperymentowania i obowiązków, zupełnie przestaje dla mnie istnieć. Coś wypada mi z rąk i rozbija się, niekontrolowane, spychając mnie wyłącznie do podrzędnej roli. Mogę co najwyżej obserwować; na tym cały mój udział się kończy. Nie wiem, czy powinienem być zły czy nie i ta myśl początkowo drąży wewnątrz mojej głowy korytarz. Nie jest w stanie znaleźć odpowiedzi, rozbija się ciągle, hałaśliwa i niemal nienaturalna. Generalnie bardzo prosty ze mnie człowiek; nie, nie jestem ani trochę skomplikowany - i chyba nikomu by to nie przyszło do głowy, mogę spokojnie poświadczyć. Mam swój drobny kącik zainteresowań, którym się oddaję i które nadają mojemu życiu stabilną, pozbawioną większych udziwnień strukturę. Cenię sobie spokój, nie tracę chwili na szereg bezsensownych, egzystencjalnych pytań, sprowadzam się przede wszystkim do wyznaczonych celów. Alchemia. Eliksiry. Wierz mi na słowo, nie potrzebuję żadnych dodatków. Jest mi dobrze samemu, jest mi dobrze z moim życiem, z możliwością rozwijania się i obserwowania postępów. Ale tym razem mój plan dnia ma inny punkt do wypełnienia, co siłą rzeczy sprowadza na mnie szereg różnych, trudnych do określenia emocji. A ja naprawdę nie lubię, gdy sam nie wiem, jak się czuję. Nie poświęcam się jednak temu specjalnie długo, stwierdzając, że nie dojdę teraz w swoim wewnętrznym świecie do porozumienia. Nie dam rady.
Idąc ulicą, trzymam ręce w kieszeni. Nie wychylam się i nie wyglądam, powoli odtwarzając w pamięci całą drogę. Z jednej strony nie mam ochoty (ani nie widzę sensu) mojej obecności tutaj, z drugiej zaś rodzi się we mnie radość, która napełnia moje wnętrze falą krzepiącego ciepła. Nie jestem pewny. Waham się, czy powinienem ją winić czy się złościć, że dalsza część moich badań będzie musiała na koszt dzisiejszego wyjścia, odrobinę sobie poczekać. Ale nie jestem przecież ignorantem, o zgrozo, ignorant to ostatnie z określeń, którym chciałbym być uraczony. Marszczę odruchowo brwi, patrząc na przewijające się pod naporem kroków zabudowania, które odsłaniają przede mną coraz to nowe oblicza. Jedna myśl próbuje wychylić się z zakamarków, mówiąc, że powinienem przełożyć spotkanie, albo najlepiej nie godzić się, wybierając możliwie najbardziej oddalony termin. Karcę ją jednak automatycznie - przecież Maire jest jedną z najbliższych mi osób i już wystarczającą ilość czasu nie mieliśmy okazji się widzieć - ta pokusa jest przecież zwyczajnym bluźnierstwem. Ciekawi mnie, jak się układa jej w życiu, życząc w końcu wszystkiego dobrego. Ale życzyć, a dowiedzieć się, to całkiem inna sprawa, a z ich dwóch o wiele bardziej wolałem tą drugą. Nie jestem bezdusznym arystokratą, zdarza mi się o kogoś martwić. I wcale nie uważam tego za wadę.
Moja dłoń oparła się na klamce bez większego wahania, jakbym wykonywał normalną, niemal rutynową czynność. Jakbym bywał tu niemal codziennie - choć, jak nietrudno się domyślić, było to sprzeczne z normalnym stanem rzeczy. Drzwi zaskrzypiały cicho, a może tak mi się wydawało. Nie wiem. Wiem jednak, że wraz z ich otwarciem, od razu burza zapachów uderzyła w moje nozdrza, słodkich, owocowych i aromatycznych. Cała mieszanka zdawała się osiadać na moim ciele, więżąc mnie niejako w mglistym uścisku. Powstrzymałem się od odruchowego skrzywienia, to w końcu nie na miejscu. Generalnie lokal nie był w moim klimacie, ale nie zaproponowałbym przecież dla mnie klimatycznej, lecz generalnie obskurnej Białej Wywerny. I generalnie nie piłem również herbaty, bo o wiele łatwiej było nalać sobie wody, a to na jedno wychodziło - podczas pracy nie zwracałem uwagi na takie błahostki. Mówiłem, że nieskomplikowany ze mnie człowiek? Pytanie retoryczne. Usiadłem na jednym z miejsc, starając się wybrać to bardziej ustronne i kameralne. Komfort nade wszystko, bo wścibskie spojrzenia niezwykle szybko stają się męczące. Niedługo potem mogłem cieszyć się przedmiotowym towarzystwem filiżanki herbaty, na której tafli falowało moje własne, lecz znacznie rozmazane oblicze. Napój delikatnie parował - półprzezroczyste, białawe smugi, wznosiły się powoli ku górze w nieregularnych kształtach. Przez chwilę ani drgnąłem. Czekałem, mając przed sobą jeszcze kilka minut. Nieskomplikowany, ale jednak punktualny ze mnie człowiek, bo w końcu nie miałem w zwyczaju się spóźniać, jeśli (oczywiście) mi zależało.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Herbaciarnia [odnośnik]06.12.15 21:09
9 września

Radością napawa mnie oczekiwanie na spotkanie z moim drogim kuzynem. Oliver jest niemal w moim wieku, chodziliśmy razem do szkoły i czuję z nim przez to większą więź niż z Anthonym. Anthony jest wspaniałym gawędziarzem i uwielbiam słuchać jego opowieści z wypraw, ale to Oliver jest moim przyjacielem. Zna mój sekret, więc mogę tak go nazwać. Nie wiem, czy on to odwzajemnia, czy może jednak, skryty w swoich własnych myślach, pomiędzy fiolkami, traktuje mnie bardziej jak intruza, kiedy wdzieram się w jego hermetyczny świat, ale mam cichą nadzieję, że tak nie jest. Nigdy go jednak o to nie spytałam, chyba wstydzę się prosić o jego sympatię.
Alfred dziś jest zajęty, więc nie czuję wyrzutów sumienia, wyczekując do końca zmiany, by spotkać się z kuzynem. Zresztą, nie wiem sama, czy zrezygnowałabym z umówionego spotkania w imię pierwszeństwa nadanego Parkinsonowi przez szmaragd błyszczący na moim palcu. Niektórzy już wiedzą, inni dopiero się dowiedzą, że niedługo zmienię nazwisko. Część chyba domyśla się, czemu służyło nagłe przesłuchanie, ale nikt nie śmie podważać reputacji Wiedźmej Straży i ostatecznie nie pada pytanie, czy to właśnie wtedy podarował mi pierścionek. Na szczęście nie muszę martwić się, kto powinien zająć moje dzisiejsze popołudnie. Praca Alfreda chroni mnie przed wyrzutami sumienia.
Kończę pracę, odkładając sprawozdania na odpowiedni regał i z kontrolowaną niecierpliwością spieszę do herbaciarni. Mam wrażenie, że jest chłodniej niż wczoraj. A może tylko mi się wydaje?
Dość szybko docieram do punktu docelowego i nieco nerwowo otwieram drzwi, bo w pobliżu wejścia nie znajduję wzrokiem żadnego gentelmana, który zrobiłby to za mnie. Od razu uderza we mnie niemal namacalny, słodki zapach, który dodaje powietrzu gęstości. Owocowe aromaty niemal przyprawiają o mdłości, ale nieco gorzka nuta czarnej herbaty ratuje mnie przed cofnięciem się z powrotem na ulicę. Zapachy osiadają na mojej szarej sukience, kiedy brnę przez gęstą słodkość, poszukując wzrokiem kuzyna. Zabawne, że dostrzegam go dość szybko. Wydaje się zupełnie nie pasować do tutejszych foteli, stoliczków, ozdób. Nie wypada czuć rozczulenia arystokratą, ale ostatnio zupełnie nie przejmuję się konwenansami. Zresztą, przynajmniej mój umysł gwarantuje mi wolność od sztywnych zasad... dopóki nie spotkam legilimenty. Ale wiem dobrze, że penetrowanie umysłu nie jest łatwą sztuką, więc nie martwię się na zapas. Mogę czuć przypływ czułości na widok mojego drogiego kuzyna, który kompletnie nie pasuje do słodkich herbat i miękkich kanap.
- Lordzie Burke. - witam go żartobliwie, odwracając przynajmniej na moment uwagę Olivera od filiżanki herbaty. Przez moment waham się, czy dobrze oceniłam jego brak wpasowania w wystrój, ale szybko rozwiewam swoje wątpliwości, przypominając sobie o wychowaniu każdego arystokraty, który odnajdzie się w najdziwniejszych warunkach. Kuzyn staje się mi bliższy, gdy dostrzegam jego mały problem z aklimatyzacją. A może po prostu to sobie wymyśliłam? Właściwie jest mi wszystko jedno, więc uśmiecham się do niego uroczo, całkiem szczerze, bo lubię te nasze spotkania. Wbrew podejrzeniom nie chodzi mi tylko o przyrządzane przez niego eliksiry. Są one jedynie wspaniałym dodatkiem do naszej znajomości, na której bardzo mi zależy przez wzgląd na szkolne czasy, a także rodzinne spotkania. I moją matkę, którą tak wcześnie straciłam, a której krew nas łączy.
Siadając zastanawiam się już nad swoim zamówieniem. Zaręczynowy pierścionek przypomina mi o herbacie ze śliwkami i goździkami, wywołując przy okazji lekkie rumieńce, które, gdybym chciała, mogę wyjaśnić pośpiechem który towarzyszył mi przed spotkaniem z kuzynem.
Maire Parkinson
Maire Parkinson
Zawód : Służby Administracyjne Wizengamotu
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
And I know that I can survive
I'll walk through fire to save my life
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
nie ma róży bez ognia
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
http://morsmordre.forumpolish.com/t1777-maire-bulstrode http://morsmordre.forumpolish.com/t1850-panna-gruszka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f103-gloucestershire-cotswolds-hills-12 http://morsmordre.forumpolish.com/t1852-maire-bulstrode
Re: Herbaciarnia [odnośnik]07.12.15 11:38
Wykazuję dziwne zainteresowanie filiżanką. Widok uwięzionej w porcelanowej otoczce cieczy o barwie zbliżonej do bursztynu, całkowicie pochłonął moją uwagę. Przejeżdżam opuszkami palców po gładkich krawędziach, jakbym chciał  dokładniej wybadać ich strukturę. Ciepło delikatnie rozpływa się po moich dłoniach, przenika przez pory w skórze, jednocześnie informując, że każdy bliższy kontakt mógłby skończyć się zamaszystym przyciągnięciem do siebie ręki. Wcale nie jestem zmieszany. Po prostu znalazłem sobie absorbujące zajęcie, któremu mogę chwilowo się bez skrupułów oddawać. Nie czułem na sobie ciekawskiego wzroku, a zresztą, akurat filiżanka w ręku - i to w herbaciarni, nie była w końcu niczym szczególnym. Chwilę muszę posiedzieć bezczynnie, czy tego chcę czy nie. Nie do końca wpasowuję się w cały klimat, co jednak nie umniejsza mi pewności siebie. Czuję się swobodnie, jak zresztą zawsze. Nie mogę jednak przywyknąć do całej masy atakujących mnie zapachów, jakie osaczają mnie od samego wkroczenia do wnętrza lokalu. Nie należę również do wielkich miłośników kanapowych wygód, lecz mimo tego pozwalam moim plecom tonąć w miękkim oparciu, na moment pozwalając mięśniom odpocząć. Gdyby ktoś zapytał mnie, za kogo się przede wszystkim uważam, odparłbym bez zastanowienia, że jestem alchemikiem. Ale oprócz bycia alchemikiem, krew krążąca w moich żyłach była pod względem magicznym nieskazitelna, dlatego obycie powinienem mieć zapisane w genach. Chociaż, mówiąc szczerze, niezbyt przepadam za wielkimi przyjęciami. Od błyszczenia wolę trudnić się pracą, ale chyba nie umniejsza mi to na wartości.
Z rozmyślań wyrwał mnie widok kuzynki, której sylwetka początkowo mignęła mi przed oczami, rozmazana, powoli przybierając na ostrości. Od razu porzuciłem poprzednie zajęcie, czekając, aż Maire zbliży się do stolika, aby powitać ją delikatnym uśmiechem. Cieszę się chwilą, całkowicie wymazuję pojawiające się wcześniej wątpliwości dotyczące niezachwianych, wyznaczających plan mojego dnia regułek. Może mam nosa do interesów, ale nie przekładam ich nad wszystko inne. Maire jest mi naprawdę bliska, niemal jak kolejna z sióstr, których przecież mam całkiem sporo. I choć czasem mogłoby się wydawać, że poza swoimi fiolkami nie widzę innego świata, przy niej, można powiedzieć - poniekąd wracam do normalności. W końcu znamy się nie od dziś. I dzieli nas tylko rok różnicy, dodając przy dacie jeden dzień, jeden miesiąc i fakt, że to ja jestem tym starszym. A mimo tego kuzynka jest ode mnie niewiele (ale jednak) wyższa. Życie potrafi być momentami niesprawiedliwe.
- Lady Bulstrode -  odpowiedziałem na jej słowną zaczepkę, która sprowadziła na mnie wewnętrzne rozbawienie. - Piękny dzień dziś mamy, czyż nie? - kontynuowałem w podobnym tonie, przecież nikt nie powinien mi zabronić.
Była prawdziwą damą, o mnie zaś można mówić różne rzeczy. Burke'owie, zresztą, nigdy nie słynęli ze specjalnej elokwencji. Nie przykładano u nas takiej wagi do etykiety, jak wśród innych rodów. Ale w przeciwieństwie do nich, my jesteśmy w stanie załatwić absolutnie wszystko. Wracając jednak do samej Maire, bardzo sobie cenię jej towarzystwo. Gdyby nie ona, momentami, czułbym się naprawdę niekomfortowo. Nawet sama jej obecność, zwykła mi dodawać pewności i lepszego wyczucia. Nie będę zaprzeczał, przynajmniej w swoich myślach.
- Tak naprawdę to chciałem ciebie zapytać, co ciekawego zdołało się wydarzyć w twoim życiu od czasu, kiedy ostatnio się widzieliśmy - mówię tonem wyjaśnienia. Przyglądam się jej, nie trzeba się przejmować, że nie będę zainteresowany którymś z tematów. Zdecydowanie wolę, gdy ktoś mówi mi bezpośrednio, a nie zmusza do ciągnięcia za język. Wszystkie podejrzenia, obawy, wyciągane wnioski, postanowiłem zachować sobie dla siebie, czekając cierpliwie na odpowiedź kobiety.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Herbaciarnia [odnośnik]08.12.15 19:20
Uśmiecham się subtelnie, siadając naprzeciwko Olivera. Jest człowiekiem nietuzinkowym, i nie twierdzę tak dlatego, że płynie w naszych żyłach podobna krew. Nie muszę przy nim udawać. Zna moją tajemnicę, ale nie tylko o to chodzi. Nie potrzebuję się wysilać, wspinać na wyżyny wychowania i elokwencji, udowadniać jak wspaniała ze mnie potomkini szlachetnego rodu Bulstrode. Burke potrafi w niezwykły sposób łączyć w sobie czar czystej krwi i naturalność, której niekiedy tak bardzo nam wszystkim brakuje. Może to kwestia rodziny - Burke znani są z bezpośredniości, szczerości, impulsywności. Nie nazwałabym Olivera impulsywnym, nie przypominam sobie większego wybuchu uczuć w jego wykonaniu, a jeśli nawet zdarzały się bardziej emocjonujące momenty w naszej znajomości, to były jak najbardziej uzasadnione. Zabawne. Nie było sensu analizować jego psychiki po raz kolejny już, zdecydowanie bardziej wolę po prostu cieszyć się jego towarzystwem, nie zastanawiając się, co konkretnie mnie tak w nim pociąga.
- Nie da się ukryć. - odpowiadam na jego pytanie, które na moment przenosi moje myśli na salony. Z jednej strony wychowana jestem do życia damy, żarcików, pogawędek i popisywania się manierami, do ozdobnych sukien, a z drugiej strony męczy mnie noszony zbyt długo ciężar drogocennej biżuterii. Tak wiele jest tam sztuczności, wyuczonych gestów. Mogę przybierać maskę widniejącą w moim herbie na wizyty, bale, uroczystości, ale nie zniosłabym takiej codzienności. Dzięki Merlinowi, że jak na razie wszystko wskazuje na to, że przynajmniej w moim - to znaczy mojego męża, tak powinnam powiedzieć - domu będę mogła być sobą.
Zamawiam w końcu herbatę z goździkami, pozostawiając suszone śliwki na inną okazję, ale w ostatniej chwili decyduję się jeszcze na syrop z dzikiej róży. Lubię eksperymentować choć w tak drobnych rzeczach, nie mam bowiem szerokiego pola manewru. Herbaciana ekstrawagancja pozwala mi wnieść w życie chociaż odrobinę spontaniczności, która w rodach czystokrwistych wydaje się być mało znanym pojęciem.
Przechylam lekko głowę, na moment spuszczając wzrok. Widujemy się z Oliverem z niemal kalendarzową regularnością, nietrudno mi więc przypomnieć sobie, kiedy ostatnio się spotkaliśmy i co działo się od tego czasu. Nie mam wiele tajemnic... przynajmniej takich, które sama nazywam prawdziwymi sekretami. Większość z nich Oliver zna, mam do niego pewnego rodzaju słabość i choć nigdy nie ciągnie mnie za język, zwierzam mu się z wielu rzeczy - chociaż, rzecz jasna, nie jest on Beatrice. Doskonale zdaję sobie sprawę z różnic między damską i męską psychiką.
Wreszcie mogę pozbyć się kolejnej tajemnicy. Nie opowiadanie o znajomości z Alfredem było niezwykle trudną sprawą, jednak możliwą. Co nie zmienia faktu, że czuję ulgę mogąc wreszcie podzielić się z kuzynem, którego spostrzeżenia niezwykle cenię, opowieścią o kolejnym niezwykłym mężczyźnie w moim życiu, pierwszym, którego krew jest całkowicie różna od mojej. Już otwieram usta, chcąc pochwalić się szmaragdem, ale nagle opadają mnie wątpliwości. Nie chodzi o wstyd, choć czuję jak moje policzki stają się cieplejsze. Przychodzi mi do głowy, że Oliver, jako mężczyzna i - nie wiem co jest ważniejsze - były alchemik w Mungu może podejść do tej nowiny z mniejszym entuzjazmem, niż tego bym chciała. Ale nie waham się zbyt długo, nie poddaję się obawom, choć czuję niepokój.
- Przyjęłam zaręczyny Alfreda Parkinsona. - mówię w końcu, uważnie obserwując jego reakcję. Nieprzypadkowo dobieram słowa. Podkreślam nimi, że nie zostałam po prostu postawiona przed faktem dokonanym, jak to bywa w naszym świecie. Bardzo chcę, żeby od razu zauważył wyjątkowość Alfreda, naszą wyjątkowość.
Maire Parkinson
Maire Parkinson
Zawód : Służby Administracyjne Wizengamotu
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
And I know that I can survive
I'll walk through fire to save my life
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
nie ma róży bez ognia
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
http://morsmordre.forumpolish.com/t1777-maire-bulstrode http://morsmordre.forumpolish.com/t1850-panna-gruszka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f103-gloucestershire-cotswolds-hills-12 http://morsmordre.forumpolish.com/t1852-maire-bulstrode
Re: Herbaciarnia [odnośnik]11.12.15 10:26
Nie jestem specjalnie towarzyski. Ani wylewny. Trudno mi jednak powiedzieć, czy zamknięty w sobie - nie gardzę dobrą rozmową, co więcej, potrafię się w niej naprawdę udzielać. Nasza konwersacja z Maire wydaje się przebiegać spokojnie i bez zarzutów, choć mam do niej pewne drobne zastrzeżenia. Liczę jednak, że szybko się wyjaśnią, nie zmuszając mnie do większego zakłopotania niż to, które aktualnie jest przeze mnie odczuwane. Byłbym ślepy, gdybym nie dostrzegł pierścionka na jej dłoni. Okropny. Skarciłbym i ukarał sam siebie za ten karygodny czyn, jednak, wbrew pozorom - mimo że milczałem na ten temat, zadając wyłącznie pytanie ogólne, w rzeczywistości cicho liczyłem, że w razie czego Maire podzieli się ze mną wszystkimi aktualnymi wydarzeniami, a w szczególności tymi należącymi do najważniejszych. Nie pozwalając jednak tracić aury spokoju i aby nie wprowadzić kolejnych zawirowań, zagęszczających atmosferę na wzór czegoś o konsystencji niemal oleistej, wcale nie wyrzucam podejrzeń, tylko daję się poddać ulotnej chwili. Chciałbym upić łyk herbaty, ale obawiam się, że będzie zbyt gorąca. Ostatecznie tylko przysunąłem odrobinę do siebie filiżankę, po raz kolejny czując gromadzące się na palcach ciepło. Nie odrywałem wzroku od Maire, czekałem, co będzie miała mi do powiedzenia. I... powiedziała, zrozumiała mnie w ukrytych słowach, nie ukrywając zauważonego przeze mnie faktu. Choć sprawa wydawałaby się oczywista, niemal banalna, sprowadziła do mnie mieszane uczucia. Czułem się dziwnie. Inaczej tego ująć nie umiałem.
- W takim razie - zacząłem, jakby z wyraźną ostrożnością. - Gratuluję. - Uśmiech, który zagościł na mojej twarzy, był niejako wyprowadzony z wymuszeniem. Sam nie wiedziałem, jak powinienem się konkretnie zachować - czy być szczęśliwym, neutralnym, a może jednak smutnym?
Nie wyczułem jednak w głosie Maire żadnego załamania, ani próby pozostania możliwie najbardziej obojętną na niekiedy zupełnie niechciany, szlachecki obowiązek. Z tego powodu uznałem, że powinienem jej pogratulować i miałem z całego serca nadzieję, że postąpiłem słusznie. Prawdę mówiąc, jestem beznadziejny w kwestii spraw relacji z płcią przeciwną. Słowa mojej przyjaciółki sprawiły nawet, że poniekąd poczułem się stary, jakby dwadzieścia siedem lat życia spoczywających na moich ramionach, było już ciężarem nie do uniesienia. Mnie też to czeka. Zdaję sobie z tego sprawę doskonale, jednak mimo tego uciekam i unikam jak ognia w moim przypadku niewolniczego wręcz pierścionka. Chcę się rozwijać i zgłębiać wiedzę. Pod tym wszystkim zakopuję inne problemy, tłumacząc się i wykręcając, ale... Na jak długo? Nie wiem i nieco zaczyna mnie to obawiać. Myślę, że takie osoby jak ja nie powinny się nigdy żenić.
- Zdołałaś go już lepiej poznać? - skupiam się jednak ponownie na swojej towarzyszce. Zapytacie, czy znam Alfreda Parkinsona. Oczywiście, że znam, należymy nawet do tej samej organizacji, której fakt bezsprzecznie usiłuję przed Maire ukryć. To nie dla niej, nie chcę, aby patrzyła na mnie z tej perspektywy. Ani na nikogo innego. Choć Parkinsonów i Burków nie łączą dobre stosunki, Alfreda mogę uznać za wyjątek. Generalnie nic do niego nie mam, jest całkiem w porządku, choć nie oznacza to, że dostatecznie w porządku dla siedzącej przede mną kobiety. Moje pytanie jest upewnieniem, bo często jest tak, że zaręczyny stanowią wyłącznie zgodę obydwu rodów i odbywają się nawet z dwoma zupełnie nieznającymi się ludźmi. Maire nigdy nie wspominała mi o Alfredzie, więc... Postanawiam nieco lepiej wybadać teren, choć przy tym bez wyraźnej nachalności czy oburzenia. Spokojnie, powtarzam sobie w duchu, czekając na większą ilość wyjaśnień.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Herbaciarnia [odnośnik]12.12.15 11:16
Przyglądam się reakcji Olivera z mieszaniną zaciekawienia i niepewności. Nie mam pojęcia, jak przyjaciel może przyjąć tę informację. Jak ja przyjęłabym fakt jego zaręczyn? Na samą myśl o tym, że Burke miałby związać się z jakąś kobietą i dać swoje nazwisko czuję ścisk w żołądku. Nie mam pojęcia, czy przejmuję się tym, że mój kuzyn nigdy nie wyglądał na zainteresowanego małżeństwem, czy może czuję już obawę, że małżeńskie obowiązki mogłyby ograniczyć nasz wspólny czas. A przecież i ja, kiedy już wyjdę za mąż, będę musiała pogodzić się z zupełnie innym planem dnia, przyjąć nowe zwyczaje, sprawdzać się w roli dobrej żony. Czy to wpłynie znacząco na moją relację z Oliverem? Mam szczerą nadzieję, że nie.
- Dziękuję. - odpowiadam cicho, uśmiechając się blado. Nie podoba mi się, że słyszę w jego głosie zwątpienie, a w oczach nie widzę uśmiechu, a jednocześnie czuję wdzięczność, że mężczyzna nie próbuje udawać. Przecież tak to dla niego wygląda, przypominam sobie, przecież tak to zwykle wygląda. Oliver tak się o mnie troszczy!
Tajemnica pali koniuszek języka podwójnie, kiedy pyta o naszą znajomość. Nie mogę, nie powinnam mu o tym mówić. Jest mi tak bliski, ale nie wiem, czy nie uzna tego roku za jawny znak mojego upadku. Jestem szlachcianką, każda relacja z mężczyzną, który nie jest ze mną spokrewniony lub nie jest związany ze mną słowem jest podejrzana, a kiedy ukrywam ją przed całym światem, przed ojcem, przed przyjacielem, stanowi już plamę na moim honorze. Z drugiej strony ufam mu przecież, wiem także, że nie jest bezmyślny, że również buntuje się przeciw ciążącym na nas łańcuchom. Chcę go uspokoić, upewnić, że tym razem naprawdę jest inaczej. Zresztą - czy nie zna mnie na tyle dobrze, by nie wątpić w moje dobre prowadzenie się?
- Tak. - przyznaję się drugiej i ostatniej osobie. Zerkam na Olivera znad swojej filiżanki, którą obejmuję ostrożnie dłońmi, ocieplając dłonie. Jest jeszcze zbyt gorąca, ale pochylam się lekko, by napawać się słodkim, malinowo-goździkowym zapachem. Nie wiem, jak mu opowiedzieć o Alfredzie, by nie narażać się na dwuznaczności, ale i nie być banalnie konkretną, kiedy przyznaję się do złamania reguł rządzących naszym światem. Nieczęsto mi się to zdarza, a już na pewno nie w tak ogromnym stopniu. - Znamy się już jakiś czas. - mówię w końcu tonem wskazującym na to, że nie chodzi jedynie o wymienianie uprzejmości czy spojrzeń podczas rodzinnych uroczystości. Nieco nieporadnie wzruszam ramionami, spoglądając w filiżankę, mając nadzieję, że Oliver potrafi odczytać to co niewypowiedziane.
Powinnam spytać, co dzieje się w jego życiu, ale jestem zbyt przejęta tym, jak zareaguje, by tak po prostu zmienić płynnie temat. Nie czuję się z tyn dobrze, boję się, że uzna to za brak zainteresowania jego życiem (błąd!), ale jestem tak zawstydzona, że nawet nie unoszę wzroku.
Maire Parkinson
Maire Parkinson
Zawód : Służby Administracyjne Wizengamotu
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
And I know that I can survive
I'll walk through fire to save my life
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
nie ma róży bez ognia
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
http://morsmordre.forumpolish.com/t1777-maire-bulstrode http://morsmordre.forumpolish.com/t1850-panna-gruszka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f103-gloucestershire-cotswolds-hills-12 http://morsmordre.forumpolish.com/t1852-maire-bulstrode
Re: Herbaciarnia [odnośnik]13.12.15 14:37
Czas mija szybko. Nieubłaganie. Ledwo co wyszedłem z domu, a już rozmawiam z Maire i nasza rozmowa zdaje się zmierzać ku konkretnemu celu. Ledwo co poszedłem do szkoły, ledwo po raz pierwszy zdołałem poznać jej tajemnicę. Trzeba się z tym pogodzić, że wszystko się zmienia, a wraz z tym zmieniamy się my i nasze życie. Przecież było wiadome - każde z nas prędzej czy później będzie miało małżeństwo. Ja też, za niedługo. Mogę się łudzić, ale to przecież nic nie da. Jest jakby z góry przesądzone. Mimo całej świadomości nie mogę się jednak z owym faktem pogodzić. Uczucia, które rodzi we mnie sytuacja, bywają całkowicie sprzeczne. Atmosfera nieuchronnie się zagęszcza i niemal czuję jej nacisk, dostępny w pośrednim zmieszaniu i oczekiwaniu na słowa drugiej osoby, jakby były one wyrokiem sędziego. Potępieniem lub aprobatą. Całą swoją energię skupiam na osobie mojej kuzynki. Nie dziwi mnie nieporuszanie przez niej kwestii mojego życia. W końcu uzyskałaby tę samą odpowiedź, co podczas ostatniego spotkania. I jeszcze poprzedniego. Pracuję, zgłębiam wiedzę, jeszcze nie przymuszono mnie do zaręczyn.  
Mój wyraz twarzy się nie zmienia, chociaż wewnątrz narasta niepokój. Maire z n a ł a Alfreda wcześniej. Nie chcę, aby miała mi wszystko za złe, zwyczajnie się o nią martwię. Dzieli nas rok różnicy, jednak z naszej dwójki to ja widziałem znacznie więcej. Przewyższam ją doświadczeniem znacznie większym, niż takie, które da się zdobyć w ciągu dwunastu miesięcy. Wiem, do czego są zdolni ludzie. Wiem, jakie pogłoski wśród nich krążą. I wiem, że nie mogę zareagować zbyt gwałtownie, bo wtedy zepsuję całe dotychczasowe zaufanie. Cała sytuacja jest niezwykle istotna. Może jestem ignorantem w tych sprawach, ale o tym mam pojęcie w zupełności. Ile wie o Parkinsonie? Nie chcę ją ciągnąć za język. Teren jest grząski, a wypytywanie i podejrzliwość mogą nas od siebie odsunąć. Usiłuję sobie wmówić, że odrobinę przesadzam. Powinienem się w końcu cieszyć, że moja krewna i do tego najlepsza przyjaciółka, zna swojego przyszłego męża i wydaje się być z tego powodu szczęśliwa. Rzadko się tak zdarza w naszym środowisku. Rzadko.
Muszę jednak ułożyć swoje myśli. Upijam łyk herbaty, powoli racząc się nieco gorzkawym smakiem. Dopiero wtedy odpowiadam:
- To wiele wyjaśnia. - Powoli i bez emocji. Zwyczajne, najzwyklejsze w świecie stwierdzenie. - Wiesz, że nie życzę ci źle. W tym przypadku również - dodałem.
Niestety, małżeństwo w przypadku rodów szlacheckich jest traktowane przede wszystkim w charakterze umowy. Porozumienia. A ja naprawdę nie chciałbym, by Maire była nieszczęśliwa. Ale czy fakt, w jaki przedstawia całe wydarzenie, może to zagwarantować? Nie mogę się jej wypytywać, jak dokładnie zdołała go poznać. Nie chcę wprowadzać od razu rewolucji i pokazywać jej cały ciążący na mnie niepokój. Włączając w to wszystko chorobę Maire... Nie powiedziałbym, że małżeństwo jest dla niej dobrym wyborem. Ale nie mogę się buntować. Póki co muszę wszystkie wątpliwości zachować dla siebie i cicho liczyć, że jakoś w miarę czasu się rozwiążą.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Herbaciarnia [odnośnik]13.12.15 16:28
Nie mogę przypomnieć sobie, kiedy ostatni raz cisza pomiędzy nami była tak napięta. Podobno bratnią duszą jest ten, z którym można milczeć bez poczucia niezręczności. Co wkradło się między nas? Zagęszczająca się atmosfera, tak niespodziewana przy naszym spotkaniu wytrąca mnie z równowagi, jedynie podwajając zdenerwowanie. Powstrzymuję drżenie dłoni, gdy w oczekiwaniu na odpowiedź kuzyna unoszę swoją filiżankę i obserwuję ostatnie smużki unoszących się nad herbatą gorących oparów. Nie czuję w Oliverze potępienia, zatem powinnam być spokojna, a jednak coś jest nie tak. Nie umiem nazwać tego nieokreślonego czegoś, przypominającego mieszaninę rezerwy, ostrożności i tajemnicy. Moja radość z niebagatelnych zaręczyn blednie, a pierścionek zaczyna ciążyć, gdy zdaję sobie sprawę z obawy o przyjaźń. Nie wiem, co wywołało taki stan rzeczy, ale nie zamierzam się poddać, pozwalając wkraść się pomiędzy nas obcości, dystansowi.
Jego słowa ranią nie tylko moje szczęście, które zdawałam się osiągnąć, ale i płoche serce przerażone nagłym chłodem. Czy właśnie tego oczekiwałam? Tego, że Oliver nie będzie życzył mi źle? Nie wyobrażałam sobie okrzyków radości, nie tylko sprzecznych z jego naturą, ale i szlacheckim wychowaniem, o naszym wykrzywionym pojmowaniu małżeństwa nie wspominając, jednak jego dziwna oziębłość mnie martwi. Może jest zazdrosny? Ja z pewnością bym była. Ale nie mogę doszukać się w jego twarzy nic, co pomogłoby mi zrozumieć to, co się dzieje.
- Wiem. - odpowiadam w końcu znad swojej filiżanki, ale wcale nie czuję, żeby moje obawy zostały rozwiane. Czy za jednego wspaniałego mężczyznę będę musiała zapłacić drugim? Los nie może być tak niesprawiedliwy, by stawiać mnie przed koniecznością wyboru. Zaraz jednak karcę się w myślach, uspokajam. Z pewnością przesadzam, może wcale nie chodzi o mnie. Nadaję jakiemuś mało znaczącemu szczegółowi rangę problemu urastającemu do niebotycznych rozmiarów i rozmyślam już o tragedii, którą muszę zapłacić za szczęście. Ale gdzieś pod skórą czuję przecież, że takie są prawa rządzące światem, bo równowaga musi zostać zachowana. Może przesadzam. Ale jeśli nie, jeśli to nie kwestia nagłego pogorszenia nastroju Olivera i przy następnym spotkaniu będę wciąż czuła ten dziwaczny dystans, to nie zgodzę się na to. Będę walczyć o to, by nie stracić przyjaciela. Ale teraz, teraz jeszcze nie zamierzam się niepotrzebnie tym martwić, choć bez względu na to, co postanowię, moje myśli i tak będą zatroskane.
- A ty go znasz? - przychodzi mi nagle do głowy inne wyjaśnienie jego niecodziennego zainteresowania. Nie wiem, czy po takiej reakcji wolałabym, żeby odpowiedział twierdząco, czy nie, ale moja ciekawość musi zostać zaspokojona. Nie chcę jednak nadawać temu pytaniu niepotrzebnego ciężaru, nie chcę naciskać na Olivera. Uśmiecham się więc niewinnie, jakby to pytanie było jedynie wynikiem moich błądzących bezwładnie myśli, a nie chłodnej kalkulacji. Choć czy Burke dałby się zwieść? Zna moją potrzebę analizy i kontroli, zazwyczaj nie pozwalam sobie na nieprzemyślane pytania. Co nie zmienia faktu, że mogą się one zdarzyć, więc wypijam słodką od malinowego syropu herbatę o gorzkim posmaku, przenosząc spojrzenie na jedną z jesiennych ozdób.
- Nie spytałam, co u ciebie. - Czuję się nieswojo, więc staram się wrócić do naszych zwyczajów, do nieśmiertelnego pytania padającego przy każdym spotkaniu. W wypadku Olivera odpowiedź nieczęsto się zmienia, jednak wychowanie i zwykła, przyjacielska ciekawość nie pozwala mi o nim zapomnieć. Wolę słuchać po raz kolejny tego samego, niż skupiać się na zachodzących zmianach, które wydają się być negatywne.
Maire Parkinson
Maire Parkinson
Zawód : Służby Administracyjne Wizengamotu
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
And I know that I can survive
I'll walk through fire to save my life
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
nie ma róży bez ognia
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
http://morsmordre.forumpolish.com/t1777-maire-bulstrode http://morsmordre.forumpolish.com/t1850-panna-gruszka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f103-gloucestershire-cotswolds-hills-12 http://morsmordre.forumpolish.com/t1852-maire-bulstrode
Re: Herbaciarnia [odnośnik]14.12.15 19:48
Jestem zmuszony stwierdzić, że kiepski ze mnie rozmówca. Chciałem dobrze, wyszło... no, cóż, nie do końca tak, jak zamierzałem. Obawy postanowiłem zostawić dla siebie, w końcu były one jeszcze niepotwierdzone i nie chciałem nimi Maire zadręczać. Wchodzenie na wojenną ścieżkę byłoby najgorszym, co udałoby mi się w obecnej chwili dokonać - odsunęłaby się ode mnie i tym bardziej nie pozwoliła sobie pomóc. Tak, nie wydaje mi się, by Parkinson był idealnym kandydatem na małżonka, choć w gruncie rzeczy ideały nie istnieją. I, w gruncie rzeczy, nie mam nic do niego, niech nikt mnie nie posądza. Jak na znielubione rody, mógłbym nawet określić nas mianem przyjaciół. Wszystko jednak wydaje się zmieszane i napięte, jakby mój nastrój i towarzyszące uczucia wcale nie zostały skrzętnie ukryte pod pozorem zwyczajnej, uprzejmej neutralności. A może to właśnie jej wina, bo została wzięta za obojętność? Skrywanie czegoś? Nie wiem, co kłębi się w głowie Maire i prawdopodobnie nigdy się nie dowiem, bo zapytanie kuzynki byłoby kolejnym gwoździem do mojej trumny. Mam ochotę westchnąć, lecz powstrzymuję się, unosząc swój wzrok ponownie. Trzeba to załagodzić, inaczej ponura atmosfera naprawdę da się nam we znaki. Może powinienem po prostu... Poczekać? I być cierpliwy? Nie dostanę wszystkiego na raz, podobnie jak zdaję sobie sprawę, że na obecną chwilę moje zdanie nie ma wiele do działania. Owszem, gdybym ją potępił, pewnie poczułaby się urażona. Ale nie znaczy to, że odwołałaby zaręczyny, prędzej się ode mnie odsunęła. A tego nie chcę w zupełności. Chyba na swój sposób boję się tej straty.
- To miłe - odpowiedziałem już, próbując stać się znowu dawnym wesołkiem. Uśmiechnąłem się szerzej, starając się, by było to najbardziej szczere i nie zostało przez nią błędnie odczytane. Żadnych wątpliwości, Maire, ja nie mam żadnych wątpliwości. Sugerujesz, że się nie cieszę? Nic z tych rzeczy.
Kolejne pytanie jednak zbiło mnie z tropu. Musiałem się naprawdę postarać, by nie dać tego po sobie poznać; z jednej strony mogłem powiedzieć, że c o ś o nim słyszałem, z drugiej jednak... Mogłoby zrodzić w jej głowie setki pytań. Skąd?, Jakie są między wami stosunki? - interesy, interesy i jeszcze raz interesy. Nie mam jednak zamiaru tego tłumaczyć, podobnie jak nie mam zamiaru informować ją o Rycerzach i całą setką związanych z nimi spraw. Nie mogę jednak milczeć. Milczenie będzie oznaczać, że szukam odpowiedniej wymówki. Z tego powodu oświadczam bez większych zawahań:
- Nie, skądże znowu - ton mój jest spokojny, brzmi jak najzwyklejsza w świecie negacja. Znam więcej osób, niż mogłoby się wydawać, co wielokrotnie podkreślam. Ale jak znam, jest już całkiem innym pytaniem. Nie mam jednak zamiaru się nad tym dłużej roztkliwiać.
Klasyczne pytanie mojej przyjaciółki wyłącznie poszerzyło uśmiech, który błąkał się momentami na mojej twarzy. Mniej lub bardziej, lecz starałem się, jak mogłem, aby nie wyjść na jakiegoś skrępowanego. Niezadowolonego. Chociaż czułem, że ziarno niepewności zostało już zasiane i tego nie cofnę; dlatego próbowanie skorygowania tego nadmiernym entuzjazmem, wyszłoby jeszcze na gorzej aniżeli lepiej. Staram się być luźny. Nic się w końcu nie dzieje, prawda?
- Ech, to przecież wiadome - mówię niemal ze znudzeniem. - Chyba nie podejrzewasz mnie o jakieś zmiany, prawda? - Dziwne, gdyby podejrzewała. Tacy ludzie jak ja chyba pozostają z upodobań identyczni do końca życia.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Herbaciarnia [odnośnik]14.12.15 21:27
Odpowiadam nieco nieobecnym uśmiechem na jego słowa, choć wciąż nie potrafię pozbyć się obawy. Ale czy naprawdę powinnam się bać? Czy mam do tego podstawy? Nie chodzi nawet o to, że jako szlachcianka powinnam świń, a nie utraty przyjaciela (co jest kompletną kpiną i kolejnym przykładem na to, że nie mam zamiaru dać się stłamsić nawet wewnątrz mojej własnej głowy), ale o to, że naprawdę zależy mi na naszej relacji. Nie, myślę, wyrzucając z umysłu jakiekolwiek podejrzenia i teorie, nie, powtarzam sobie w duchu, patrząc na kuzyna niemal wyzywająco, zaglądając w jego brązowe oczy (które zwykłam zwać gorzkoczekoladowymi, nie mam pojęcia dlaczego), jakbym usiłowała odgadnąć tajemnice, które mógłby przede mną skrywać. Uśmiecham się nieznacznie, lecz ciepło, upijając kolejny łyk herbaty, zupełnie niezrażona tą nieco wyzywającą formą wyrażania braterstwa dusz. Czyż nie tak? Bez wątpienia mogę nazwać Olivera bratem, bo choć może nasze drzewo genealogiczne na to nie wskazuje, skutecznie wypełnił on pustkę spowodowaną brakiem rodzeństwa. A może raczej uświadomił mi, jak samotna byłam, żyjąc w pojedynkę, święcie przekonana, że bycie jedynaczką jest najlepszym sposobem rozwoju. Ojciec zawsze przypominał mi z ponurym wyrzutem o moim bracie, narodzonym przedwcześnie i przedwcześnie zmarłym, nieumyślnym mordercy mojej matki, ale ja nie potrafiłam nigdy znaleźć dla niego miejsca w moim sercu. Jego data urodzenia wyryta pod imieniem matki na grobie nie jest dla mnie żadnym powodem do świętowania. Nie napawa mnie to przesadną radością, ale i nie spędza mi snu z powiek. Tak czy inaczej, traktuję Olivera jak brata, którego w rzeczywistości nigdy nie miałam - i choć może zasugerowałam ten fakt parę razy, to raczej nie biegałam po Hogwarcie krzycząc w niebogłosy Oliver, mój bracie!, ani nie robię tego teraz. W Londynie. Już byłoby bardziej możliwe, że w dzieciństwie pragnęłam, żeby został moim mężem, ale tego również nie wyrażałam krzykiem pomimo naprawdę młodego wieku. Naprawdę młodego, tylko wtedy tak szalony pomysł mógł mi przyjść do głowy. O ile przyszedł. Może tylko tak mi się teraz roi, kiedy moje myśli skaczą bezwładnie po kwiatkach skojarzeń, a ja tracę wątek, gdy wielce znaczący zapach goździków kręci mi w nosie. Czy goździki są na pewno legalne?
- Cóż, prędzej czy później zmiany w końcu nadchodzą. - stwierdzam przede wszystkim przyjaźnie, ale i trochę ostrzegawczo. Temat małżeństwa, dotychczas dość odległy i do tego specjalnie odsuwany na jeszcze dalszy plan zaprząta teraz moje myśli - nic dziwnego, że nagle i Olivera zaczynam postrzegać jako potencjalnego pana młodego, mającego uszczęśliwić jakąś słodką szlachciankę. Znów czuję niezadowolenie, ale cóż, c'est la vie, już dawno nie jesteśmy dziećmi, nie będziemy też wiecznie młodzi. Trzeba pogodzić się z nieuchronnym upływem czasu, z tym, że piasek w klepsydrze przesypuje się w zastraszającym wręcz tempie.
Maire Parkinson
Maire Parkinson
Zawód : Służby Administracyjne Wizengamotu
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
And I know that I can survive
I'll walk through fire to save my life
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
nie ma róży bez ognia
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
http://morsmordre.forumpolish.com/t1777-maire-bulstrode http://morsmordre.forumpolish.com/t1850-panna-gruszka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f103-gloucestershire-cotswolds-hills-12 http://morsmordre.forumpolish.com/t1852-maire-bulstrode
Re: Herbaciarnia [odnośnik]15.12.15 20:48
Czasem nachodzi mnie niepohamowana ochota, by cofnąć czas. Nie wiem jak, może za pomocą jakiegoś zaklęcia - znowu wcielić się w dawnego siebie, zmieniając niektóre rzeczy, a niektóre przeżywając po raz kolejny. Nie należę do osób, które nadto rozpaczają nad rozlanym mlekiem, bo inaczej się spraw minionych nie da określić, ale jednak... Bywa, że dotyka mnie właśnie takie odczucie. Być może dlatego lubię zamykać się w odosobnieniu, w świecie, gdzie czas nie gra już żadnej roli. Przebywam tam do nocy, nie myślę o potrzebie snu, o bliskich, nie myślę o czymkolwiek poza swoją pasją, całkowicie się jej poświęcając. I właśnie to jest fascynującego, że wtedy mogę choć na moment zapomnieć, rozgraniczyć rzeczy mniej od bardziej istotnych. Ale nigdy nie wyzbywałem się prywatnego życia, choć nie uważam, że jestem do niego specjalnie stworzony. Staram się, zachowuję się w miarę przyjacielsko, ale... To raczej nie dla mnie. Gdybym postawił siebie na miejscu osoby, która miałaby kiedyś założyć rodzinę, mieć żonę a następnie gromadkę dzieci, chyba wybuchnąłbym gromkim śmiechem. Nie, niemożliwe. Naprawdę? J a ? Wolę zdecydowanie bardziej żyć sprawami zawodowymi. Zdarzały mi się zauroczenia, nie powiem. Nie mam jednak ochoty się do nich przyznawać, to sprawa dość głupia, nie warta w ogóle roztrząsania, bo do tego niesamowicie dziecinna. Ale jestem przekonany, że moją prawdziwą miłością jest i pozostanie alchemia; eliksiry, które tak intensywnie zgłębiam, jeszcze od samego spędzania czasu w Hogwarcie.
Porzucam jednak całość myśli i cieszę się chwilą, bo chwiejna sytuacja, zaczyna powoli przywracać sobie względną stabilność. I całe szczęście, bo nie chciałbym stąd wyjść z jakimikolwiek wyrzutami sumienia. Gdzie zachowałem się nie tak? Powinienem o tym zapamiętać na przyszłość, aby nie popełniać więcej takiego błędu. Może zbyt wiele kosztować. Zdecydowanie zbyt wiele.
- Pewnie masz rację - odpowiedziałem po chwili, zapewne sprawiając wrażenie zamyślonego. Bo rzeczywiście, przez moment ogarnął mnie natłok różnych pytań. - Choć czasem nie chciałbym, aby tak było. - Kto nie miałby ochoty zatrzymać niektórych chwil? Bywało ich mnóstwo, tych, jakie wspominałem ze szczęściem. Choćby te, kiedy mieliśmy dla siebie więcej czasu; żadne z nas nie zostało obarczone tyloma obowiązkami. A teraz... Teraz czuję, że będzie jego coraz mniej, jednak co mogę zrobić? Jedynie przystać i się pogodzić, poza tym nigdy nie wiadomo, jakie rzeczy przyniosą nam koleje losu. Muszę jednak powiedzieć, że jestem zadowolony ze swojego życia, z tego, jak się układa. Brakuje mi tylko znaczących osiągnięć w kwestiach, które nieustannie zgłębiam, ale mam nadzieję, że z czasem moja praca okaże się owocna.
Z czasem herbaty w filiżance było mniej, aż w końcu ukazało się przede mną białe dno, jedynie okraszone kilkoma kroplami po dotychczas ciepłym napoju. Czas jednak szybko mija, prawda? Ale nam przynajmniej minął na miłej rozmowie.

zt x2
Gość
Anonymous
Gość

Strona 4 z 9 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Next

Herbaciarnia
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach