Wydarzenia


Ekipa forum
Tristan Rosier
AutorWiadomość
Tristan Rosier [odnośnik]11.08.15 2:25
kolorze pożądania, kolorze płaczących powiek
róża cię woła


Żywotność
Wartość żywotności: 252 (232)

żywotnośćzabronionekarawartość
81-90%brak-5187 - 208
71-80%brak-10164 - 186
61-70%brak-15141 - 163
51-60%potężne ciosy w walce wręcz-20118 - 140
41-50%silne ciosy w walce wręcz-3095 - 117
31-40%kontratak, blokowanie ciosów w walce wręcz-4071 - 94
21-30%uniki, legilimencja, zaklęcia z ST > 90-5048 - 70
≤ 20%teleportacja (nawet po ustaniu zagrożenia), oklumencja, metamorfomagia, animagia, odskoki w walce wręcz-60≤ 47
10 PŻPostać odczuwa skrajne wycieńczenie i musi natychmiast otrzymać pomoc uzdrowiciela, inaczej wkrótce będzie nieprzytomna (3 tury).-701 - 10
0Utrata przytomności

[bylobrzydkobedzieladnie]



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n



Ostatnio zmieniony przez Tristan Rosier dnia 23.12.23 4:43, w całości zmieniany 47 razy
Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Tristan Rosier 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Tristan Rosier [odnośnik]14.08.15 2:37
Sny i retrospekcjeDawniej
Cofnął się z przerażeniem, aż wpadł na Mathieu - nie obejrzał się jednak na niego, koncentrując spojrzenie na dwóch pięknych smokach. Przerażających jak nic, co dotąd widział, wyglądały nie jak żywe istoty, a jak potężne żywioły, silniejsze od pożaru, tornada lub burzy, które starły się ze sobą w równie przerażającym tańcu - ale wciąż pięknych. Wpatrywał się w smoczą paszczę, która zaciskała się na szyi drugiego smoka, obryzgując pobliską trawę krwią. Czerwoną - co ciekawe, bo niekiedy zastanawiało go, czy smoki również mają krew błękitną. Trzepot ich skrzydeł wzniecał falę wiatru, ale to ryki wywoływały najsilniejsze dreszcze. Zaczepione o siebie pazury szarpały smoki na boki, w przód i w tył, aż w końcu porwały je w upiorny wir napędzany nieskończoną siłą potężnych stworzeń.

- Przygotuj go, a ja zrobię mugolską wioskę, którą spali - stwierdził z entuzjazmem, jako dziecko nie widząc w tych słowach jarzma nienawiści, która z mdłego żalu zaszczepionego przez krewniaków przeinaczy się w przyszłości w płomień nienawiści. Smoki niszczyły wioski.  I głównie mugole nie potrafili sobie z tym poradzić.

Roześmiał się, słysząc jej oburzenie; Tristan rzecz jasna żartował, nie zwykł domagać się od dziewcząt, by to one musiały starać się o niego, a w każdym razie nie od dziewcząt takich jak Selina. Doskonale znał również grację, z którą potrafiła tańczyć, tą samą, którą mógł podziwiać u niej na boisku, kiedy wsiadała na miotłę. Paradoksalnie, bo całkowicie sprzecznie ze swoim charakterem, Selina była wręcz uosobieniem gracji; rzeczywiście - trochę jak kotka, drapiąca w tę i nazad, samodzielna indywidualistka, a jednocześnie - pełna gracji. Tristan jednak nie miał zamiaru mówić o tym na głos, garść komplementów mogłaby sprawić, ze Selina zaryłaby nosem o sufit, a tego żadne z nich nie chciało.

Czuła i widziała jednak ponad wszelką wątpliwość zapewne niezauważalny dla innych objaw. Najgrzeczniej w tych okolicznościach byłoby może go zignorować, dawno jednak przekroczyli granicę, za którą traciło to na znaczeniu. Każdy skuteczny chwyt warty był próby. Kolejna figura, i nagle wymierzony ciut nieprecyzyjnie krok pozostawił ją na palcach, bliżej partnera, niż przewidywał protokół. Usta musnęły materiał tuż pod wysokością jego lewego ramienia. - Nie szukaj mnie, Tristanie.

Dziewczyna przebiła się przez tańczące pary i odeszła - zniknęła, jak ulotny sen, niespełnione marzenie o doskonałości. Jak zjawa, zbyt piękna, by mogła być realna. Zbyt krucha, zbyt delikatna, by móc ją przyrównać do innych kobiet. I wreszcie zbyt mądra, by pozostała tutaj przy nim. Czuł się jak dziecko, któremu odebrano zabawkę, jak zwierzę nęcone przynętą ku wnykom. Była inna niż wszystkie kobiety, jakie poznał. Nie tylko od nich piękniejsza, pełniejsza kociej gracji i łabędziego wdzięku, nie tylko utalentowana... była dla niego kimś więcej. Znali się przecież tak krótko, zaledwie ten jeden wieczór, lecz jak wiele ich tego dnia połączyło? Poezja, muzyka, piękno krajobrazu? Płynęli przez świat na jednej fali, byli sobie przeznaczeni. Tristan nigdy wcześniej nie był zakochany - i nie był pewien, czy to dobrze, czy źle.

Oswobodził ją w końcu całkiem, pozostawiając przestrzeń wystarczającą, by wymknąć się z jego objęć. Nie schylił się po materiał bielizny lśniący na jasnym śniegu. Alkohol szumiał w jego skroni, serce nie odnalazło jeszcze łagodniejszego rytmu. Nie miał przy sobie kielicha. Chciałby się napić - myśli dziwnie ucichły, jak po sztormie, przypominając okrutną ciszę, jaka nastaje po katastrofie - milczał, choć cisza nie była mu nigdy przyjaciółką.

Pamiętał, jak nie potrafił zrozumieć własnego ojca. Pamiętał własny sprzeciw, kiedy wydawał ją za mąż, pamiętał dzień jej śmierci i pamiętał butne spojrzenie, jakie rzucał mu w dniu jej pogrzebu. Pamiętał też jego nieustępliwość i, jak mu się wtedy wydawało, bezduszność, w kalkulacji opłacalności planów względem własnych dzieci. Pamiętał też słowa Evandry, która prosiła go, by nie szedł w jego ślady i dał swoim siostrom prawo wyboru. W którym momencie jego własne rysy zaczęły zlewać się z tymi ojcowskimi? Kiedy po raz pierwszy spostrzegł, że długi cień zmarłego ojca jest jego własnym, tak pilnie strzeżonym przez oczy wszystkich przodków spoglądających na nich z korytarzowych portretów? Wciąż brakowało tam podobizny Corentina, winien ją wreszcie zawiesić. Dlaczego nie potrafił się na to zdobyć? Czy obawiał się tego, co jego zmarły ojciec mógł mieć w tym temacie do powiedzenia?


Sny
- Mądra - poprawił ją, bo po cóż poznać rozsądek drapieżnika, jeśli nie po tym, że jest w stanie racjonalnie ocenić zagrożenie; Deirdre oszczędziłaby sobie długich dni upokorzeń, gdyby uległa mu wcześniej  - zaciekle wierzyła, że miała siły, że była w stanie ustać i nie pokłonić się przed nim, naiwnie, głupio, nierozsądnie, co gorsza, nie przestawała się buntować. Erynia, którą spotkał, pewnie była słabsza od Deirdre - na pewno, wszystkie były - nie zamierzał jednak przyznać tego na głos, zbyt urzeczony jej słodkim cierpieniem. Czuł, że oto przyszła jedyna i ostatnia szansa na pokutę dla niej, kiedy sięgała wreszcie materiału, którym otulony były jego biodra - ostatnia szansa, którą równie głupio zmarnowała, powiódł wzrokiem za jej nogą, smukłą, błyszczącą oliwką, długą, chłonąc jej nagość spojrzeniem, nim zacisnął - co sił  - rękę na jej ramieniu, przyciągając ją z powrotem do siebie; naprawdę sądziła, że ma prawo stawiać warunki herosowi?

Wyciągnął przed siebie lewą dłoń - ostrożnie, z lękiem - przyglądając się jej wierzchowi, choć to nie tam widniał symbol, którego szukał. Dopiero po chwili - równie powoli - odwrócił ją, odnajdując na przedramieniu mroczny znak, będący jego ochroną, siłą i źródłem potęgi jednocześnie. Będący stabilnością. Wiedział, że nigdy nie sprzeciwiłby się rozkazowi Czarnego Pana, wiedział też, że dałby mu wszystko, czego pragnął. Zacisnął pięść, uwypuklając żyły, przez które płynęła jego błękitna krew, uwypuklając mięśnie, które mimo bólu szarpiącego jego ciałem nie zostały mu odjęte. Nie opuszczając lewego ramienia. Nagle - gwałtownie - odwrócił twarz w bok, niepotrzebnie, różdżka wciąż tam leżała.

Próbował zajmować sobie czas poprzez wspominanie co ważniejszych wydarzeń, szybko jednak zaprzestał, bo go to męczyło. Denerwowało i irytowało - a wszystko dlatego, że nie potrafił sobie przypomnieć nic z dnia, w którym go złapano. Chodził po celi jak wściekły kot, jak pantera, próbując przywołać z odmętów pamięci cokolwiek, co wydarzyło się tamtego dnia - na nic się to jednak nie zdało. Najprawdopodobniejszą było to, że odebrano mu te wspomnienia magią. Dałby sobie rękę odjąć, że tak właśnie się stało. Nie mogło to być w końcu wynikiem obrażeń głowy. Choć uderzony został w nią wiele razy, gdyby doszło do zaników pamięci, przecież na pewno zniknęłoby z jego wspomnień coś więcej, niż tylko jeden, konkretny dzień, prawda?

Głośno wypuścił z ust powietrze, Evandry nie było obok, spała w swojej komnacie, tuż obok, za ścianą, za łączącymi ich półotwartymi drzwiami. Przesunął się w bok, osuwając z łóżka i powoli wstając na nogi, by zbliżyć się do okna, które pchnął. Niedbale zapalił papierosa, zaciągając się nikotynowym dymem - i wypuścił go z ust, mieszając jego zapach ze świeżością bryzy. Odetchnął, unosząc spojrzenie na gwiazdy - błyszczące, srebrne i wolne. Pamiętał, kim był. Pamiętał wszystko. Zmarszczył brew, układając sobie w głowie minione wydarzenia - przez moment niepewny, które ze wspomnień były sennymi, a które prawdziwymi. Powinien wieczorem odwiedzić Deirdre.

Lecz wtedy nadszedł ból: siła jej ud zmiażdżyła jego ciało, czuł to, kruszące się lędźwie; wydał z siebie okrzyk, zawodzący, głośny, przeciągły, okrzyk dramatyczny, drżący rozpaczą i bólem, mogący walić stropy, sufity i mury. Okrzyk rozpaczy, ostatni dech, nim w jego usta wbiło się ostrze jej miecza. Wycie ucichło, gdy gęsta ciemna krew zaczęła sączyć się z jego ust, a wkrótce pogruchotana czaszka zamieniła się w stertę mięsa i kości, plątaninę zmieszanych włosów i zębów, w nieludzkie szczątki zniszczone równie nieludzkim barbarzyństwem królewny Elviry. Nie widział i nie słyszał już nic, w oddali rozjaśniało światło - a on ruszył w jego stronę, oślepiony jego blaskiem. W krainie żywych nie trzymało go już przecież nic.


[bylobrzydkobedzieladnie]



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n



Ostatnio zmieniony przez Tristan Rosier dnia 27.12.23 2:13, w całości zmieniany 34 razy
Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Tristan Rosier 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Tristan Rosier [odnośnik]08.01.16 3:10
1955Lipiec
4, wieczór | Benjamin | Londyn
Na słowa o nieodpowiedniej profesji Benjamin tylko zacmokał z wyraźnym zdegustowaniem i teatralnością starej fanki opery, słuchającej jakichś nowoczesnych arii. Gdyby kiedykolwiek, chociaż przez sekundę żałował swojego bękarciego pochodzenia, z pewnością rzewny smutek za czystą krwią zostałby pokonany po jednym wieczorze opowieści Rosiera o życiu prawdziwego panicza. Zero wolności, narzucone małżeństwa, konwenanse sztywne jak wykrochmalone kołnierzyki. Prawdziwa mordęga. Właściwie z każdym poznanym arystokratą, uwięzionym w złotej klatce własnych genów, Jaimie coraz bardziej cenił swoją szaloną matkę za jej odwagę. Zostawiła za sobą fortunę, pozycje w społeczeństwie, świetlaną przyszłość. Wszystko dla miłości. Skończyła oczywiście marnie - tak przynajmniej słyszał od ojca; sam nie pałał chęcią zobaczenia nadopiekuńczej mamusi - ale tym przekreśleniem swojego pochodzenia dla byle mugola naprawdę Benowi zaimponowała. Rzecz jasna nie wpoiła mu nienawiści do czystej krwi. Tak jak niektórzy przedstawiciele arystokracji łaskawie ignorowali szlamowatość rozmówcy, tak i Wright z równą empatią pozwalał sobie na kontakt z błękitną krwią. Obustronne zaślepienie na genetyczne kwestie wychodziło wszystkim na dobre. Mógł przecież teraz upijać się do nieprzytomności z najlepszym kompanem, który nawet w stanie lekkiego rauszu potrafił bronić honoru siostry.

5, południe | Paddy | Upper Rd 13 I, II
Na ustach Padraiga zaigrał łobuzerski uśmiech, doskonale znał ten lokal. Czy raczej szemraną knajpę, skupiającą podejrzane typy i towarzystwo zgoła nieodpowiednie dla arystokraty. Blondyn wiedział o nielegalnych interesach prowadzonych w Wywernie, lecz nie przeszkadzało mu to w zupełności w odwiedzaniu tego przybytku - podobnie jak umiejscowienie baru na ulicy Śmiertelnego Nokturnu. Nie miał prawa osądzać Rosiera, nie był hipokrytą, donosicielem, ani tym bardziej głupcem… Gdyby eskapady Tristana wyszły na jaw, Pat stanowiłby pierwszy obiekt jego podejrzeń, a nie chciał robić sobie wroga ze szlachcica o wyjątkowo pozytywnym nastawieniu.

10, wieczór | Pogrzeb Slughorna | Londyn
Zdenerwowany już Tristan nie zdołał wyczarować chmury, która mogłaby ugasić ten przerażający, buchający pod samo sklepienie ogień; musiał rozumieć, że jedynym rozsądnym rozwiązaniem jest prędka ucieczka ze spisanego już na straty baru, wszak każda kolejna chwila zwłoki mogła okazać się brzemienna w skutkach. Mimo pokrywającego posadzkę lodu - choć topniejącego z wolna wraz ze wzrostem temperatury powietrza - udało mu się przedostać do Fitzgeralda i panny Greengrass, a następnie we trójkę, pokasłując i mrużąc oczy od gryzącego dymu, dostali się do wyjścia, zostawiając za sobą nieszczęsnych napastników i zmarłego tragicznie barmana.

14, popołudnie | Lyra | Londyn
Na twarz Tristana powoli wpełzł uśmiech, który być może przeraziłby kogoś, kto znał Tristana lepiej; wobec Lyry nie przestawał wykazywać się szarmancką elegancją, grzecznością oraz dżentelmeńskim taktem. Bynajmniej nie miał zamiaru dawać jej do zrozumienia, że była tą gorszą – choć w mniemaniu Tristana naturalnie była. Musiałby być głupi, by nie zdawać sobie sprawy z trudnej sytuacji materialnej, w jakiej znajdowałą się rodzina rudowłosej dziewczyny. Być może Weasleyowie odzyskają kiedyś dawną świetność – być może, choć było to wątpliwe ze względu na sposób prowadzenia się ichniejszej młodzieży. Bracia Lyry dawali tego solidny przykład, nie pokazując się na przyjęciach, a sama Lyra – cóż, mogła najwyżej pomóc przedłużyć żywotność innego rodu. Była tylko córką, jakkolwiek boleśnie to nie brzmiało. Zgadzając się na jego propozycję ze zdawałoby się pewnością pobrzmiewającą w głosie mała Lyra mu zaimponowała. Musiała przecież być świadoma, z  czym się to wiązało, z jak wielką szansą i jak wielkim ryzykiem. A kto nie ryzykował, ten nigdy nie zostanie wielkim artystą. O ryzyku wiedział więcej, niż o sztuce.

17, wieczór |  Quidditch | Moczary Queerditch
Tristan spozierał za odchodzącą Venus z wyraźnym niezadowoleniem - mimo wszystko nie bez powodu ofiarował jej tryumfalnego znicza; niewątpliwie liczył na to, że spędzą razem resztę dnia i przynajmniej część nocy, lecz Druella skutecznie ją przepłoszyła. Westchnął, mógł chociaż zatrzymać sobie tego znicza. Nie odjął od niej spojrzenia, póki nie zniknęła we mgle nad terenem boiska.

18, południe | Evandra |  Plaża I, II
Gdyby mogła, zamordowałaby go wzrokiem, przy okazji drżąc z przestrachu przed jego zemstą; co on powiedział, żeby milczała? Jeszcze nigdy nie poczuła do niego takiego żalu, jak w tej chwili, gdy zrównał się z poziomem arystokratycznego męża z jej koszmarów – próbował zastraszyć, zmusić siłą, by dawała się obmacywać dalej, do tego zakazać mówić, zakazać myśleć, zakazać mieć swoje zdanie. Pierś zafalowała mocniej od dojmującej słabości; miała ochotę płakać, płakać ze wściekłości, z bezsilności, ze strachu przed przyszłością.

23, południe | Paddy | Londyn
Przez moment zamyślił się nad zapewnieniem, które złożył Padraigowi. Czy aby na pewno mógł mu to powiedzieć z tak głębokim przekonaniem? Jego wuj bywał nieobliczalny i często niewiele robił sobie ze swoich długów oraz zapewnień. Musiał jednak wierzyć, że nie wykaże się skrajną głupotą i nie zmusi Tristana, by w tej kwestii przycisnął go do muru; tajemnice, które dzielili, zdecydowanie winny pozostać tajemnicami dla dobra wszystkich. Wytrącony z zamyślenia, skinął głową jeszcze raz, tak, wiedział, że Padraig nie obijał się w pracy; wielokrotnie był tego świadkiem. Cokolwiek robił dla niego - również zawsze robił to dobrze, nawet, jeśli ostatnimi czasy wydawał się nieco zbyt pyskaty. Wciąż jednak martwił się, że pogodzenie pracy w Wenus z hodowlą jego wuja będzie musiało odbić się kosztem zdrowia Fitzgeralda, nie było na to rady.

24, wieczór | Pająk | Londyn
Odrzucił z czoła przemoknięte włosy, orzeźwiony wodą chwiejnym, niepewnym krokiem znikając za zakrętem. Mocno otulił się płaszczem, kryjąc koszulę, która przemoknięta krwią wciąż kleiła się do jego ciała. Zszedł do portu, gdzieś tam powinna być tawerna dla czarodziejów z kominkiem podłączonym do sieci Fiuu, powinni tam mieć również grog, a pora była dość późna, by nierządne kobiety zaczęły wdzięczyć się do zmęczonych korsarzy. Wciąż kręciło mu się w głowie, a przed oczyma pełzały czarne mroczki – lecz nie potrzebował uzdrowiciela, a przynajmniej tak uważał; będzie musiał odczekać kilka godzin, nim wróci do domu.

25, noc | Evandra | Chateau Rose I, II
Królewskim gestem zrzuciła płaszcz, radząc sobie bez jego pomocy i uparcie obstając przy swoim, pod materiałem krył się jak zawsze perfekcyjny strój. Delikatna suknia podkreślała eteryczną urodę jego pięknej nimfy, jak zwykł ją nazywać od pamiętnego spaceru na weselu Marianne – czy dalsze oponowanie miało jakikolwiek sens? Nie chciała słyszeć sprzeciwu, a przecież nie mógł jej też stąd wyrzucić siłą. Był pijany, a serce rozdarte miał na pół. Uchwycił rzucony przez nią płaszcz, nim ten ześlizgnął się za sprawą szlachetnych jedwabnych nici na drewnianą posadzkę, nie patrząc wcale na pelerynę, a na sylwetkę kobiety skąpaną w bladym świetle tańczących płomieni świec. Jego królowa, przyszła lady Rosier – dziś silniejsza od niego, czy mógł upokorzyć się przed nią jeszcze bardziej? W milczeniu odwiesił jej nakrycie, ze zrezygnowaniem dając za wygraną.


[bylobrzydkobedzieladnie]



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n



Ostatnio zmieniony przez Tristan Rosier dnia 27.12.23 2:14, w całości zmieniany 34 razy
Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Tristan Rosier 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Tristan Rosier [odnośnik]02.04.16 13:03
1955Sierpień
2, południe | Evandra | Weymouth
Przeszli razem wiele, razem i osobno, nie był pewien, czy spotkanie jej i Benjamina było najlepszym, co zdarzyło się w życiu obojga - ale przecież żadne z nich nie potrafiło cofnąć czasu. Ich przyjaźń, nawet już ta dojrzalsza, niewątpliwie bywała wystawiona na ciężkie próby zwłaszcza w dniach, tygodniach - miesiącach? - po śmierci Marianne, kiedy Tristan nie chciał widzieć niczego, co mogło mu o niej przypomnieć. Łączyła ich wyjątkowa więź, której Harriett - będąca tak blisko z nimi obojgiem - była świadoma zapewne mocniej, niż ktokolwiek inny spoza domu Rosierów, zapewne dlatego nigdy na poważnie nie rozmawiali o jej śmierci, porzucając wciąż iskrzący w nim temat jej nieudanego małżeństwa. Tristan zawsze wolał milczeć, niż mówić otwarcie o tym, co czuł; o tym Harriett również wiedziała lepiej, niż ktokolwiek inny, gdy przy niej - inaczej niż przy jakiejkolwiek innej dziewczynie z Beuxbatons - czasem naprawdę brakowało mu słów. Nic jednak nie trwa wiecznie, o tym również wiedzieli obydwoje. Lubił jej towarzystwo, miało w sobie nutkę sentymentu i powiew szczęścia, którego smaku już dzisiaj nie pamiętał; beztroskie obrazy dzieciństwa uciekały pod naporem ciężaru dorosłego życia. Harriett obok Inary, którą magicznie ostatnimi czasy mijał przypadkowo zbyt często, by nie uznać tego za umyślne zrządzenie losu, była ostatnim, co pozostało mu z tamtego okresu. Otoczenie jej troską wobec ataku wścieklej dziennikarzyny było naturalnym odruchem i moralnym obowiązkiem Tristana, zwłaszcza, kiedy Harriett pojawiła się na konkursie całkiem sama - i nie dbał o konwenanse, był wszak pewien, że uczestnicy konkursu wciąż opędzali się z gratulującego im tłumu.

2, wieczór | Inara | Weymouth
Uśmiechnął się - krótko, nieszczerze; już od dawna w to nie wierzył. Nie potrafił odnaleźć dawnego siebie - tego, którego znała, tego, którym był jako dziecko - i mimo najszczerszych starań nie potrafił ku sobie przywołać jego myśli, uczuć i wewnętrznych rozterek; zanim zmarła Marianne, zanim poznano go z Tomem Riddle, zanim zanurzył się w bezkresach najmroczniejszej ze sztuk, zanim z rozpaczy za siostrą sięgnął po straszliwą czarną magię. I choć kolejne przykłady wypowiadane przez Inarę miały sens i brzmiały przekonująco, to Tristan nie potrafił przekonać samego siebie, że naprawdę je czuł - bo nie czuł. Czuł się zagubiony. Zatopiony.

3, wieczór | Czarna Orchidea | Wenus
Tristan zdawał sobie sprawę z tego, że Miu była wyjątkowa - inna od jakiejkolwiek kurtyzany, z którą miał w życiu do czynienia i silniejsza od większości kobiet, które znał. Jedyna w swoim rodzaju, w Wenus była elementem nadzwyczajnym; z jednej strony - była cesarzową tej krainy rozpusty, najwspanialszą ze wspaniałych, kapłanką rozkoszy, wyróżniającą się swoimi umiejętnościami wysoko ponad kobiety - nie tylko prostytutki - które miał dotychczas przyjemność poznać, a których wcale nie było w jego życiu mało. Z drugiej jednak strony była również egzotycznym elementem, który nie pasował do tej układanki. Miała w sobie potencjał, jakim nie mogła szczycić się żadna z pracujących tutaj dziewcząt, miała wewnętrzną siłę, intelekt i była niezwykle bystra. Alkohol pulsujący w tętnicach, smoczy pazur rozlewający się wraz z krwią przez całe ciało; z każdą kolejną chwilą dostrzegał coraz mniej - a zarazem postrzegał coraz więcej. Jego mętny wzrok zachłannie wpatrywał się w jej skośne oczy, a trzymane dotąd w ryzach pożądanie wymknęło się spod kontroli, gdy Miu przemówiła - wprost w jego usta, tak blisko i tak daleko. Potrafiła doprowadzać go do obłędu, by przywrócić go do porządku ledwie chwilę później, balansowała pomiędzy płomieniem a pasją z gracją lubieżnej baletnicy; pragnął jej - tu i teraz.

4, wieczór | Evandra | Weymouth I, II
Udało mu się pozostać niewzruszonym, kiedy wspomniała o nocy spadających gwiazd, zastanawiało go tylko - jak długo zdoła uchować ten sekret dla siebie? Powierzanie go Evandrze mogło sprowadzić na nią niebezpieczeństwo, a na to pozwolić sobie ani nie mógł ani nie chciał. Uciekał od przyszłości, nie chcąc rysować przed nimi tej w czarnych barwach, uciekał od odpowiedzialności, uciekał od sekretów. Moja dusza należy do pewnego czarnokiężnika, Evandro, więc teraz muszę być na każde jego skinienie - jak to brzmi?

5, popołudnie | Gonitwa | Weymouth
Tam Tristan musiał pozostawić ją samą, bo oto właśnie nadszedł moment wręczenia nagród, następujący po przemówieniu Adriena Carrowa. Panienka Rosier pospieszała uwijającą się dookoła niej pomoc, chciała bowiem nagrodzić brata oklaskami, a przy okazji dać znać reszcie zebranych, że pomimo upadku i przegranej, wciąż jest w stanie przechadzać się pomiędzy nimi z podniesioną głową. Gdy magia lecznicza dała już swoje efekty, ciemnowłosa powędrowała czym prędzej w stronę podium i zdążyła dołączyć do oklasków na cześć Tristana, przy okazji starając się wyłapać jego spojrzenie, by dać mu znać, że wszystko z nią już w porządku. Czarna perła była tylko minimum, na jakie zasługiwał.

5, wieczór | Rycerze Walpurgii | Biała Wywerna
Obracał w palcach kieliszek wina, krwiste jak płatek róży wino odbijało blask świec, których płomienie tańczyły na wysoko upiętych kandelabrach. Nie widział już nikogo. Nie słyszał już nikogo. A może - nikt już go nie interesował. Wino drżało w kieliszku, poruszane wiatrem przemykającym się przez otwarte okna.

13, popołudnie | Klub Pojedynków | Inverness I, II
- Relashio - wydobyło się jego z ust dźwięcznie i płynnie, niemal melodyjnie; Tristan odnalazł się już na arenie, nabrał pewności siebie - i z pewnością poczuł nad przeciwnikiem przewagę. Kierował zaklęcie w dłoń Neleusa, chcąc ją poparzyć i zmusić do upuszczenia broni.

23, wieczór | Daphne | Zamek Beeston
Miał nadzieję, że będzie mógł na nią liczyć - Daphne była zdolna, miała obszerną wiedzę i co najważniejsze nie należała do elity plotkarskiej wyższych sfer - pomimo tego, że z łatwością domyśliła się, dlaczego Tristan dopytywał ją o serpentynę - zbieżność w tym wypadku byłaby zbyt dziwaczna - ufał, że sekret pozostanie u niej bezpieczny. Jej uśmiech poniekąd był jednak krzepiący - czy obiecywałaby, że zrobi cokolwiek, gdyby nie miała choćby cienia nadziei na sukces? Wątpliwe, była kobietą pewną siebie, zdolną i - przede wszystkim - dbającą o swoją reputację rzetelnego naukowca. Miał nadzieję, że jej zamiłowanie alchemią przyniesie efekty warte zachodu. Słysząc o obiekcie badań jedynie kiwnął głową. To nie będzie łatwe, oboje o tym wiedzieli, ale nie będzie to również niemożliwe. Słusznie przyznała jednak, że nie była to już rozmowa na dzisiejszy wieczór. Zasiedział się u niej zbyt długo.

28, popołudnie | Matka | Czerwony Imbryk
Posłusznie odebrał zwinięty pergamin, wrzucając go do głębokiej kieszeni eleganckiej szaty. Ta umowa była dziś dla niego cenniejsza od największego klejnotu z rodowego skarbca, od największego posiadanego przez Rosierów rubinu - bo tylko ona dawała mu pewność, że Evandra odda mu się w wyznaczonym terminie. Od ich ostatniego spotkania w oczach półwili wciąż widział jedynie pogardę - ale wiedział, że przez tę pogardę musiało przenikać coś więcej. A może - tylko się łudził tą myślą?


[bylobrzydkobedzieladnie]



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n



Ostatnio zmieniony przez Tristan Rosier dnia 27.12.23 2:15, w całości zmieniany 30 razy
Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Tristan Rosier 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Tristan Rosier [odnośnik]01.06.16 1:04
1955Wrzesień
3, świt | Evandra | Rezerwat I, II
Nie mogła wypowiadać swych myśli na głos - i bez nich Tristan był bezbrzeżnie przygnębiony i rozgoryczony swą niemocą. Pokiwała krótko głową, przyjmując jego słowa w milczeniu, gorączkowo poszukując w swej pamięci kogokolwiek, kto mógłby okazać się przydatny, lecz na próżno. Nie znała wielu magizoologów, tym bardziej specjalizujących się w anatomii tych majestatycznych jaszczurów, a już na pewno żadnego, który postanowiłby poświęcić życie badaniom szczególnych im schorzeń.

13, popołudnie | Ślub Deimosa i Megary | York
Jej serdeczny śmiech przyjął z uśmiechem. Nie kłamał, Laidan Avery była damą wyjątkową, a pojawiwszy się na balu kradła więcej uwagi, niż niejedna o wiele młodsza od niej kobieta. Biło od niej coś - może to ta pewność siebie dojrzałej kobiety - co wabiło męskie oko jak umyślnie rzucona przynęta. Nie tylko jej uroda, w rzeczy samej zjawiskowa, ale i sposób poruszania się - ten odważny - spojrzenie, przepełnione w istocie królewską, pogardliwą wyższością i ta czerwona szminka nienachalnie podkreślająca usta pogodzone ze swoim wiekiem. I choć nie mógł mieć pewności jak zareaguje na jego komplement, porównanie z przyszłą synową, przyszłą żoną jej syna, zdał się na instynkt łowcy, który kolejnymi salonowymi podbojami pielęgnował już dekady. Nie zawiódł go.

15, wieczór | Leandra | Londyn
Postronnemu obserwatorowi powierzchownie musieli przypominać żywe przeciwieństwa, pozornie zupełnie nieprzystające do swego towarzystwa - on wysoki, dobrze zbudowany wszak lata zmagań ze smokami miały swe odzwierciedlenia w jego sylwetce, z męską twarzą okraszoną ciemnymi lokami; ona zaś zupełnie filigranowa, niziutka, ginąca u jego boku i urzekająca dziewczęcą świeżością, której nie zdążyło jeszcze odebrać jej życie żony. A jednak choć dzieli ich cały świat, wparuje się w niego sarnimi oczętami, zafascynowana opowieściami, które wypływają z jego ust. Bez wątpienia mogłaby słuchać tego niskiego głosu aż do nie nadchodzącego znudzenia, pozwolić mu godzinami mówić o smokach, ich zwyczajach, a nawet - choć zwykle w tym momencie ogarniał ją naturalny niepokój - zagrożeniami, jakie czyhały na nie na Wyspach.


Październik
2, popołudnie | Calanthe | Londyn
Rosyjska uroda, mógł dostrzec wcześniej, tylko częściowa, Calanthe miała wszak nienaganny brytyjski akcent. Dziewczyna naprawdę wydawała mu się ciekawa - żałował, że spotkali się w podobnych okolicznościach i w podobnym miejscu, a także ze zbyt dokuczliwym oddechem pośpiechu na karku. Zapamięta ją jednak jako tą, która go obsługiwała - bez wątpienia, mimo młodego wieku, a co za tym idzie zapewne niezbyt długiego doświadczenia, wykazała się kompetencją godną przyszłej lady Flint. A przynajmniej taką miał nadzieję - w gruncie rzeczy ostateczne zweryfikuje to dopiero przywiezione zamówienie. Oby kompletne i zgodne z życzeniem, inaczej wuj naprawdę go zlinczuje. Skinął głową w podzięce, przyjmując pokwitowanie, kiedy usłyszał trzask drzwi zza pleców. Do sklepu wszedł kolejny klient, nie chciał więc dłużej zawracać jej głowy - może spotkany się jeszcze w bardziej sprzyjających okolicznościach, panno Sprout, z pewnością będzie ku temu jeszcze niejedna okazja.

10, popołudnie | Glaucus | Londyn
Wciąż nie wiedział o niej nic, wciąż nie miał okazji zadać najprostszych pytań: ani gdzie się podziewała przez te wszystkie lata, ani czym się zajmowała, ani jak się przez ten długi czas czuła. Miał nadzieję, że dobrze - przecież wciąż pozostała sobą. Doroślejszą, jeszcze piękniejszą i jeszcze bystrzejszą, ale wciąż - po prostu sobą. I za taką nią tęsknił, do niedawna sądząc, że utracił ją bezpowrotnie. Czy mijał się z prawdą, kiedy po raz kolejny spotykali się w tak dziwacznych okolicznościach?

20, dzień | Poszukiwania | Lasy Waltham
I, wreszcie, znaleźli się na zewnątrz - pod otwartym niebem, na świeżym powietrzu, mógł odetchnąć głęboko. Całą drogę trzymał się za pozostałą trójką - nieco z tyłu, nie chcąc zwracać na siebie ich uwagi. Wpatrywał się w kulę mętnym spojrzeniem. Nie wiedział, czym była, ani nie wiedział, jak wielka mogła drzemać w niej potęga - i bał się jej. Każdy rozsądny człowiek bał się nieznanego.

20, noc | Rosalie | Yaxley's Hall
Nie może, powtórzył jeszcze raz w myślach, przecież nie chodziło tutaj o jego pośpiech, niecierpliwość, chodziło o bezpieczeństwo, teraz już nie jego, a Liliany oraz Rosalie. Bezpieczeństwo tego domu, domu, w którym był przecież gościem, do którego nie mógł ani nie chciał sprawdzić niebezpieczeństwa. Nie potrafił odjąć spojrzenia od kuli wciąż złowieszczo leżącej naprzeciw nich, rzucającej cień blasku księżyca na elegancką posadzkę nieużywanej sali balowej Yaxleyów. Przymknął powieki, kątem oka dostrzegając uśmiech Rose. Był kojący. Jej towarzystwo, jej pomoc, ciepły głos; choć nie potrafił zapomnieć o tym, co się wydarzyło, ani tymbardziej - Merlinie - o tym, co przyniósł pod jej dach, napięcie związane z całą historią powoli zaczynało z niego schodzić.

30, noc | Diana | Chateau Rose
Ale nie odezwał się ani słowem, pozwalając swoim myślom płynąć w swobodnym, zbyt głośnym chaosie. I, wciąż w milczeniu, patrzył na nią, stojącą nad tym, co zostało z Diany, uparcie uciekając wzrokiem od jej zwłok, uparcie wypierając z głowy kłopotliwy fakt jej rozwleczenia na tej podłodze. To był impuls, krótki impuls, który wystarczył, żeby poprosił o pomoc akurat ją, czy zrobił dobrze? Czy mógł jej ufać aż tak? A jaki miał wybór... ? Był jej wdzięczny, nie musiała przecież tego robić i w duchu poprzysiągł sobie, że w jakiś sposób wynagrodzi jej taplanie się we krwi jego ofiary.

31, noc | Noc duchów | Sropshire
A gdy ją odnalazł, czule otoczył ramieniem, początkowo bez słowa, milcząc w podłym zamyśleniu; miał ochotę zapytać ją o sprawy, o jakie w towarzystwie pytać nie powinien - drażniło go nieznośne napięcie, nie bez powodu czuł się przecież współwinny. Milczał jednak, mając nadzieję, że znalazł się przy niej wystarczająco szybko, by ten incydent został przez otoczenie uznany za naturalną zmianę towarzystwa. Stracił ich z oczu podczas tańca, nie miał pojęcia, co mogło się wydarzyć; pozostawały mu tylko ponure domysły. - Wracamy? - Bardziej stwierdził, niż zapytał, choć ton jego głosu pozostawał troskliwy. Skierował ku niej spojrzenie - pytające - czy wszystko w porządku? I z wolna jął prowadzić siostrę z powrotem ku Rosalie, w kierunku wyjścia. Przy okazji jej zapyta, dlaczego Lorne tak się śpieszył.


[bylobrzydkobedzieladnie]



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n



Ostatnio zmieniony przez Tristan Rosier dnia 27.12.23 2:19, w całości zmieniany 13 razy
Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Tristan Rosier 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Tristan Rosier [odnośnik]03.08.16 2:47
1955Listopad
3, popołudnie | Polowanie | Szkocja
W rankingu nie plasował się na imponującym miejscu, ale mimo wszystko był z siebie zadowolony. Upolował dorodnego dzika - i już zastanawiał się nad odpowiednim miejscem na jego skórę. Zeskoczył z siodła, znalazły się nieopodal ogniska, oddając rumaka organizatorom i pomagając zsiąść Darcy. Na chwilę zostawił ją samą, błądząc wśród znajomych, gratulujący zdobyczy, na dłużej zatrzymując się przy Benjaminie, na którego szczęście niewątpliwie spłynęło z jego sprzętu.

3, wieczór | Rodzina | Chateau Rose
Spojrzał na matkę, ale jej nie odpowiedział. Miała rację, każdy z nich to wiedział. Byli jak jeden krzew róży - którego każdy kwiat cierpiał, rozwijał się i rósł w siłę w tym samym momencie, byli jednym rodem, jedną gałęzią - wartą przynajmniej we własnym mniemaniu więcej niż wszystkie inne szlachetne gałęzie świata razem wzięte. Mogli ufać sobie, ale tacy jak oni mieli dużo wrogów, wrogów, którzy mogli zaatakować w najmniej spodziewanym momencie. I od najmniej oczekiwanej strony - jak Crouchowie. Plusk wody, nie podniósł wzroku, słyszał, jak matka zrywa medalion z szyi. Zastanawiało go, czy swoją młodość oddała Crouchom równie wiernie, co późniejsze lata - im, Rosierom? Jak trudne było dla niej wyzbycie się sentymentu do rodziny pochodzenia? Nie bez powodu nosiła ten medalion aż do dzisiaj.

7, wieczór | Ramsey | Londyn
Mógł się wydać rozdrażniony  - cóż, był - kiedy ponuro przeniósł wzrok przed siebie, wypatrując wyjścia z tunelu. Darcy mu nie odpowiedziała, przerzucając tę odpowiedzialność na Ramseya - z którego słów wywnioskował tyle, co nic. Tych dwoje naprawdę świetnie poradziłoby sobie na tej łodzi bez niego - może z tą różnicą, że wiosłowałoby się nieco trudniej. Był zły - bo się martwił, był zły - bo nie rozumiał, co musiało się stać, żeby ktoś wpadł na idiotyczny pomysł aresztowania jego siostry. A porozmawiamy w domu nie wypowiedział na głos.

8, popołudnie | Wernisaż | Londyn
Złość zmieszana z zawstydzeniem młodziutkiej narzeczonej Tristana zdawała się go bawić; nie dzieliła ich wielka różnica wieku, ale z pewnością rozciągała się między nimi olbrzymia wręcz przepaść obyczajowa. Emocje widoczne na jej delikatnej, ślicznej półwilej buzi zachwycały go w swojej skromności, a niewinny kontekst sprawił, że Tristan nie skojarzył sytuacyjnie swoich prowokacyjnych gestów z niedawną raną Evandry. Nie zraził go jad w głosie narzeczonej, nie zraziła go wrogość ani zacięty upór, ujął ją subtelnie pod ramię, zbliżając usta ku jej twarzy i ściszając głos do szeptu tak, by tylko ona mogła dosłyszeć jego słowa.

15, wieczór | Ceasar | Chateau Rose
Nie usłyszał skrzypnięcia drzwi, skrzatka była dobrze wychowana - zawsze wiedziała, gdzie jej miejsce i zawsze zachowywała się na tyle cicho, by nikt jej nie zauważył. Rzadko też odzywała się niepytana, a już w ogóle rzadko odzywała się przy obcych przy rozmowach tak poważnych, dlatego Tristan obrócił ku niej głowę z krytycznym grymasem i wyrazem, który powinna rozpoznać - ponaglającym i pełnym złości, bo jeżeli już przyszła tutaj przeszkadzać, to mogłaby się spiąć i wydusić z siebie to, co miała od powiedzenia, szybciej niż próbowała to zrobić. Co? Co - co?

17, wieczór | Gaspard | Londyn
Nareszcie. Nie miał pojęcia, co odciągało właściciela od codziennych obowiązków, ale z pewnością było to coś, przez co ucierpi renoma tego miejsca; ranny arystokrata pod dachem Magicznej Menażerii, tego już za wiele, arystokrata zaatakowany przez węża przy nieuwadze i ignorancji pracowników, to coś, na co nie powinien pozwolić sobie żaden przedsiębiorca. Wspierając się jedną ręką o ladę Tristan spoglądał, jak właściciel w końcu interesuje się sytuacją w swoim sklepie. Wąż mógł umrzeć, jego zaklęcie cisnęło nim kilka metrów; żal stworzenia, ale w obliczu życia nieporadnego Gasparda nie znaczyło to nic. Uniósł lekko brew, kiedy usłyszał jego przeprosiny, nie podejmując jednak rozmowy, póki mężczyzna nie posprzątał do końca - nie chcąc go rozpraszać, Merlin jeden wie, co mogłoby się jeszcze stać.

20, popołudnie | Druella | Chateau Rose
Wspomnienia powróciły przywołując na ich twarze uśmiechy. Ten stukot obcasów w martwej ciszy, która zapadła po jej krótkim i dosadnym nie wciąż brzmiało w jej uszach. Przerażone, zdumione, oburzone spojrzenia. One wszystkie odprowadzały ją, gdy z wściekłością opuszczała salę balową po feralnych oświadczynach. Ni, wtedy nie było jej do śmiechu, nikomu nie było. Teraz, po latach podobne opowieści budziły tylko rozbawienie. Chociaż... Nie, nie tylko. Klęczał wtedy przed nią Anthony, ich kuzyn. Crouch. Człowiek, który mógł być jej mężem pochodził z tego samego rodu, co morderca Marianne. Druella odpędziła od siebie tę myśl. Nie chciała tego roztrząsać znowu. To nie doszło do skutku, jakaś niewidzialna siła powstrzymała ją od tego, co zdawało się być oczywiste. Nie zgodziła się, jak postąpiłaby większość kobiet na jej miejscu. Dzięki, Merlinie, że do tego nie doszło.

20, wieczór | Cassius | Londyn
Zastanawiał się, na ile mądrze było ją lekceważyć. To oczywiste, zachowywała się jak wariatka i tydzień po tygodniu jej szaleństwo zdawało się jedynie pogłębiać, czego dowód dawała przedstawiając do ogłoszenia coraz to idiotyczniejsze dekrety. Dekrety, które były jednak nie tylko głupie, ale które jasno i otwarcie dążyły do przejęcia kontroli nad czarodziejskim społeczeństwem. Czy wariatka zrobiłaby to sama? Nie, miała albo doradców o wężowych językach albo wysokie i silne plecy, które dążyły do konkretnego celu. Plecy lub doradców, co do których nie mogli wiedzieć, jak potężni oni byli. Nie sądził, naturalnie, by byli potężniejsi od tego, o którym rozmawiali, ale mogli być przeciwnikami, których warto odnotować. Mogli. Nie musieli.

26, wieczór | Benjamin | Cliodna
A jednak, wspomnienia istniały. I okrutnie dawały o sobie znać również w głowie Tristana: jak ten dzień, w którym idąc za jego naukami po raz pierwszy olśniła nauczycieli swoim śpiewem. A mógł już wtedy poderżnąć jej gardło - kiedy byli sam na sam po raz pierwszy. Mógł... mógł zrobić wiele rzeczy, których nie zrobił, nie miał mocy cofania czasu. Tutaj słowa Bena trafiły na właściwy grunt, znał wszak Tristana nie od dziś, ale poczucie winy nie zejdzie z niego nigdy. Mógł zrobić coś wcześniej - od zadźgania Diany jako dziecka, przez zdemaskowanie jej sekretu, na zabraniu Marie z wyspy skończywszy.

27, południe | Harriett | Rezerwat
Nie lubił niedokończonych spraw - a taka właśnie była sprawa z Harriett. Kochał się w niej jako chłopiec, jako mężczyzna - posiadł ją - od początku pałając względem niej nieznośną fascynacją, uczuciem niezrozumiałym, a jednocześnie jasno ukierunkowanym - pragnął jej. I, co wciąż było dla niego nieznośne, niewiele się pod tym względem zmieniło. Miał już swój świat, świat zamknięty dla Harriett, od kiedy półwila stała się wdową po kolorowym człowieku, samotną matką z dzieckiem, które również powinno być kolorowe, a po którym coraz wyraźniej było widać dominujące geny jego pięknej półwilej matki. Rzeczywistość była jasna, lecz ułuda jawiła się piękniej, pozwalając Tristanowi śnić sny o kobietach, które nigdy nie powinny być traktowane w sposób, jakiego pragnął. Wiedział, że jego Harriett nie mogła połączyć już trwała i stabilna przyszłość, ale jednocześnie wiedział, czego pragnął. A pragnął jej słodkich jak miód ust, które wygięły się właśnie w subtelnym, pięknym uśmiechu. Rumienisz się, Harriett? Po tylu latach? Nie powstrzymał dłoni, która niemal bezwiednie sięgnęła jej twarzy, by odsunąć kosmyki złotych włosów, jakie wymknęły się z jej upięcia i zasłaniały przed nim jej zaczerwienione policzki. Nie dostrzegł nawet, że dłoń ta zsunęła się wzdłuż jej szyi, zatrzymując się dopiero wsparta o obojczyk, zaciśnięta w półpięści.

30, południe | Persephone | Rezerwat
Gdy już dotarła na szczyt spowitych mchem schodków, poczyniła jeszcze kilka kroków naprzód i stanęła jak gdyby nigdy nic przed wrotami wejściowymi. Doskonale wiedziała, że się przed nią nie otworzą, bowiem tamten rezerwat miał prawie identyczne. Różnica polegała na tym, iż wtedy nikt nie kazał jej wchodzić frontowymi drzwiami, a teraz mogła spokojnie zaczekać, aż Rosier łaskawie wpuści ją do środka. Nie ma jednak co ukrywać, lepiej, jeśli nie kazałby jeszcze pełnej entuzjazmu Calliope bez sensu marznąć.


[bylobrzydkobedzieladnie]



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n



Ostatnio zmieniony przez Tristan Rosier dnia 27.12.23 2:19, w całości zmieniany 12 razy
Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Tristan Rosier 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Tristan Rosier [odnośnik]02.11.16 17:09
1955Grudzień
1, popołudnie | Inara | Londyn
Był...odważny, do granic możliwości lojalny, odznaczając się siłą, którą podziwiała. I może dlatego pozwalał na jej obecność, na nieustanne sięganie rany, o której alchemiczka wiedziała, że istniała. Gdzieś, ukryta, ale nadal nie widziała jej rozmiarów, ani ilości rozlewającego się bólu. Patrzyła w ciemne źrenice, przysłonięte maską obojętności, od czasu do czasu tworząc cienki szpaler, w który zaglądała.

2, poranek | Constance | Rezerwat
Komplementy nigdy nie były zachowaniem w złym guście. Chociaż Constance była zdecydowanie za młoda i jej kariera badawcza dopiero zaczynała raczkować, chciała otaczać się ludźmi, którzy mieli większą wiedzę od niej. Oczywiście nie wyobrażała sobie rozpoczęcie nie wiadomo jakiej przyjaźni z wujem Tristana, ale chętnie umówiłaby się z nim na konsultacje. Nie w sprawie pytań czy zabezpieczenia okien, lecz ogólnie, aby poopowiadał, czym dla niego są zaklęcia. To zaskakujące, że każdy pasjonat definiował je inaczej. Według Constance żądza wiedzy nie była niczym złym. Ucząc się od najlepszych, poszerzamy również własne umiejętności. A Constance chciała wiedzieć, i to wiedzieć jak najwięcej. Może to była cecha rodowa , a może ta, która rozróżniła Evandrę oraz Connie od innych kobiet? Droga kuzynka była prawdziwym kamieniem szlachetnym. Mogła czasami się zastanawiać, czy naprawdę na nią zasługiwał. Tristan zapewne nazwałby Evandrę rubinem, Constance natomiast szafirem. Nie warto było się kłócić, który z kamieni jest lepszy. Evandra była wyjątkowa i obydwoje o tym wiedzieli.

5, popołudnie | Rycerze Walpurgii | Dover
Wtem, doszedł do niego blask słońca - czy to nie świeższe powietrze? Odwrócił się w kierunku korytarza, postawił w nim pierwsze kroki - i ruszył ku jasności, świeżości, ku wyjściu z tych przeklętych lochów. Nic więcej nie mógł już zrobić. Kiedy wyszedł na zewnątrz, przez moment wpatrywał się w symbol fal wyryty w jaskini, po czym przeniósł wzrok ku mętnym morskim falom zalewającym piaszczysty oszroniony brzeg. I odszedł plażą w kierunku dworzyszcza Rosierów, plaży ufał mocniej niż nieznajomemu świstoklikowi.

8, popołudnie | Mastrangelo | Dover
Z uznaniem skinął również głową, kiedy przyznał, że lubi pracę siłową - przynajmniej z takim uznaniem, na jakie było go stać, dobrze wychowany młody człowiek niekoniecznie przejmuje się kwestiami tak prozaicznymi jak praca, a co dopiero wysiłek fizyczny. Poniekąd jednak rozumiał, sam potrafił się odprężyć jedynie w rezerwacie, wbrew pozorom nie wylegiwał się od rana do nocy na ścielanej atłasem kanapie. Podobały mu się również słowa, które wypowiedział; słowa być może straszne, ale też strasznie prawdziwe - zaklęcia nie zawsze były w stanie zatrzymać wilkołaka, tutaj trzeba było brutalności, nieposkromionej siły, która odetnie te parszywe pyski od grubych cielsk raz na zawsze. Nie miał litości dla takich jak one. Nie po tym, co zrobiła Diana. Ale to nie był czas ani miejsce na podobne rozmowy.

13, wieczór | Glaucus | Londyn
Tristan nigdy nie lekceważył potęgi żywiołu, ale widział w nim prawdziwe piękno - gromy ciskane z czarnych chmur nad przepastnym oceanem, które ujrzał oczyma wyobraźni, malowniczo zarysowane przez Glaucusa, wydały mu się zachwycające. Zachwycające - jak smoczy ogień rozdzierający nocne niebo na pół, jak smoczy ryk dziejący się echem wzdłuż klifów, jak potęga czegoś, co było daleko ponad nimi. Chciałby kiedyś poczuć, jak to jest - poskromić błyskawicę, zmusić do posłuszeństwa burzę, czyż magia na to nie pozwala? Pozwala, naturalnie - ale magia bardzo potężna, potężniejsza od nich obu. Chciałby kiedyś poczuć, jak to jest - wygrać z przeznaczeniem jak Glaucus, przeżyć podróż tak dramatyczną w skutkach, żywy, dziś cudownie odnaleziony. Zapatrzył się w mętną wodę ognistej wewnątrz swojego naczynia, jakby widząc w trunku spokojną morską taflę, nieprzewidywalną - niebezpieczną, nawet dla korsarza tak doświadczonego, jak sam Travers. Glaucus wszakże po mieczu na oceanie nie miał sobie równych, ani to w nawigacji, ani w wyczuciu, ani w skórze - która nie mogła się dać zedrzeć czemuś tak błahemu jak sztorm stulecia. Tristan rozumiał ekscytację, z jaką Glaucus o tym mówił, nie dziwił go brak strachu w głosie doświadczonego wilka morskiego. Nie był Traversem ten, kto nie widział na własne oczy gniewu oceanu - jego babka zawsze to powtarzała.

22, popołudnie | Evandra | Dover
Przeciągnął spojrzeniem ku jej dłoni, gdy gestem znów się mu przychyliła, z zacięciem broniąc Devaughna. Ogień i woda – w jej oczach łzy mieszały się z rozpalonymi iskrami. To był ich smok i ich wyzwanie. Jego próba… a może ich próba? Wierzył, że sytuacja z Devaughnem rozwieje jakiekolwiek wątpliwości u jego wuja – jeśli takowe miał – ale czy nie okazywała się również próbą dla nich? Dziwiło go, że Evandra zgodziła się wejść na tę wspólną ścieżkę razem z nim, jeszcze bardziej – szła po niej tak chętnie. Ale Evandra dziwiła go niezmiennie…

26, wieczór | Wigilia | Chateau Rose
- Najdroższa - Opuściwszy dziewczęta, zbliżył się na powrót ku niej, subtelnie otaczając jej krzesło ramieniem. - Powinnaś zażyć świeżego powietrza przed snem, pozwól, pokażę ci ogrody. - Chyba wciąż pamiętasz, jak wyglądają? W istocie, w pomieszczeniu znajdowało się dużo osób, powietrze mogło stać się zbyt gęste. Wierzył, że spokojny spacer otrzeźwi ją ze złego samopoczucia, doda sił i rumieńca przed chłodną nocą w obcym wciąż miejscu. Ujął jej dłoń, pragnąc pomóc jej powstać. Później odprowadzi ją prosto do jej komnat - ale zachłannie nie chciał tracić ją z oczu przedwcześnie. Darcy pewnie jeszcze nie spała, po drodze poprosi ją, by odprawiła Evandrę - nie wypadało mu wchodzić do jej gościnnej sypialni.

29, wieczór | Katya | Londyn
Katya zaś mówiła dalej – o tajemnicach, które w sobie skrywała, a których on nie znał, zastanawiając się nad samolubnością tej dziewczyny. Ściągnęła go tutaj, by mówić o sobie, chcąc, by zdradził przyjaciela dla niej, koncentrując się przez cały czas na sobie samej. Może – jednak miała więcej wspólnego z arystokratkami, niż dotychczas mu się wydawało. Jedyne jednak słowo, jakim byłby w stanie ją określić w tym momencie, to pusta. Tristana wszak nie obchodziło, na ile Mulciber zaskarbił sobie ją sympatię, przypuszczał, że samego Mulcibera wcale nie obchodziło to bardziej niż jego – dlatego też tym mniej zrozumiałe wydały mu się jej słowa. Nie rozumiał, co próbowała osiągnąć, najpierw pytając go o drogę ucieczki – potem zapewniając, że przyszły małżonek skradł jej serce. Ale nie wnikał, jedynie skinął głową ugodowo, na znak, że przyjmuje, rozumie, a subtelny uśmiech miał pokazać, że dodatkowo cieszy się jej szczęściem. Tristan miał grubą maskę – mało kto wiedział, co tak naprawdę za nią siedziało. Lady Ollivander, najwyraźniej, nawet się nie domyślała.

31, wieczór | Sabat | Hampton Court I, II, III
Czując jej uścisk na swoim ramieniu Tristan odgrodził ją od makabrycznego widowiska samym sobą, odwrócił się plecami do stosu ciał, przyciągając dziewczynę ku piersi, biorąc ją w ramiona. Odczuwał jej słabość, półwila była chorowitą, wrażliwą i bardzo młodą niewiastą, a widok tak potężnych pomordowanych czarodziejów nawet jego przyprawiał o zawrót głowy. Obejrzał się przez ramię na powiększającą się kałużę krwi, lady Nott zalaną łzami - przed nimi czarodzieje przelewali się przez wrota sali balowej, opuszczając w popłochu dramatyczną scenę. Nigdzie nie widział Druelli, nigdzie nie widział swojej matki, gdzie one mogły być? Usłyszał jej ciche łkanie, musnął dłonią kraniec jej lica, ocierając pierwszą łzę. Subtelnie przytulił do siebie jej twarz, tylko tam nie patrz, najdroższa. Na białe ciała, ich puste, wciąż otwarte oczy, na ten potok krwi, który już prawie dotarł do naszych stóp. Tylko tam nie patrz, nie pozwolę ci patrzeć. Nawet sobie nie wyobrażasz, jak trudno wyrzucić podobny obraz z pamięci.


[bylobrzydkobedzieladnie]



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n



Ostatnio zmieniony przez Tristan Rosier dnia 27.12.23 2:21, w całości zmieniany 13 razy
Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Tristan Rosier 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Tristan Rosier [odnośnik]30.12.16 22:05
1956Styczeń
4, poranek | Charlotte | Londyn
Skrzyżował ręce na piersi, wciąż opierając się o barierkę mostu, przez moment obserwując tłum, wypatrując gdzieś w nim rudej czupryny dziewczyny, dopiero po dłuższej chwili, kiedy na moście było już mniej ludzi, leniwie odchodząc od barierki i, przydeptując zatopiony już fular, leniwym krokiem ruszył ku zejściu. Nie gonił jej, nie miał zwyczaju brudzić sobie rąk w taki sposób. Być może - jeszcze kiedyś będą mieli okazję się spotkać. Zapamięta, żeby powołać się na jej brata, kimkolwiek ten człowiek był.

6, przedpołudnie | Artis | Londyn
I z pewnością nie przypuszczałby, że Artis pracuje. Arystokratkom nie przystawały wszak przyziemne obowiązki, a obowiązki aurorów już w ogóle, Tristan ogółem nie traktował kobiet poważnie - każdy pełnił swoją rolę, a przeznaczeniem kobiet było zostać żoną, matką i opiekunką domowego ogniska. Dlatego też jej słowa wziął jedynie za grzeczną wymówkę, nie mając przy tym zamiaru naciskać. Nie przywykł, by kobiety mu odmawiały - zwykle się mu to nie przytrafiało, toteż bardziej niż zawód odczuł zaskoczenie. I ukłucie żalu, bo mimo wszystko lady Macmillan zdała mu się intrygującą młodą damą.

7, południe | Darcy | Rezerwat
Rozszarpie, zgniecie, zmiażdży, zagryzie. Zniszczy, zdepcze, powyrywa ręce. Głowę odetnie. Ale najpierw wybije zęby i wgniecie oczy. I język, gołą ręką go wyrwie - żeby nie jęczał, ostatnio za często boli go głowa. Palec po palcu pozbawi go czucia, rozszarpie, rozerwie na strzępy jak drogą kuzynkę, jak pies spuszczony z łańcucha - wściekły, wygłodniały i rozdrażniony jak nigdy. Bo stracił Marie. I nigdy nie da skrzywdzić Darcy. Dlatego o nią pytałaś, siostrzyczko?

15, popołudnie | Russell | Rezerwat
Od zawsze szanuję zwierzęta, po prostu. Możliwe, że przyczynił się do tego dziwny dar, z którym przyszło mi żyć, ale w dużej mierze była to wina mojej dziwnej moralności. Wszelkie stworzenia uważam po prostu za lepsze od ludzi, pozbawione tych wszystkich obrzydliwych pierwiastków, jakie potrafią z łatwością czynić z ludźmi bezlitosne, ułomne czy głupie istoty. Sam jednak nie wiem jaki stosunek mam do węży czy wszelkich gadów. Uratowałem jajo, to prawda. Tylko moim pierwszym skojarzeniem był przecież ptak. Nie miałem jednak zamiaru porzucać tego, cokolwiek mieszkało pod tą skorupą. Stałem się za nie odpowiedzialny.

15, wieczór | Cassius | Lasy Caringorms
Dostrzegł w ciemnościach iskry - elektryczne błyski, usłyszał wizg błyskawic; porażony zbieg raczej nie byłby już w stanie uciec. Omdlał? W ciemnościach nie mógł dostrzec, ale usłyszał tylko jęk, a potem już ciszę. Cassius rzucił zaklęcie, które miało wyciągnąć go z tego dołu - ale celować w ciemność nie było łatwo. Ciało czarodzieja poderwało się do góry, ale zamiast wylecieć do góry - grzmotnęło o jedną ze ścian głębokiego dołu. Tristan przeklął, słysząc dźwięk upadającego ciała - a mogło pójść tak łatwo. Przez moment stał nad nim w milczeniu, nasłuchując - nie usłyszał jednak nic, zbieg milczał zawzięcie, prawdopodobnie nie z własnej woli. Musiał być nieprzytomny.


Luty
18, południe | Gonitwa | Lasy Sherwood
Konie popędziły jeszcze kawałek, aż wreszcie zatrzymały się i rozpierzchły po niewielkiej polanie, by ostatecznie móc zaznać odpoczynku. Nawet gwizdnięcie wzmocnione zaklęciem nie oderwało ich od podjętego zamiaru, choć zdołało skupić uwagę uczestników wyścigu.

18, wieczór | Harriet | Cliodna
Od zawsze idealizowała go w swoich oczach, trzymała wiecznie otwarty kredyt dobrej wiary i walczyła jak lwica, ilekroć spotykała się ze zdaniem innym od jej własnego. Jej lojalność nie znała granic, nie potrafiła spojrzeć na niego w sposób inny niż wtedy, gdy spotkali się po raz pierwszy, będąc zaledwie dziećmi. Ograniczoną tolerancję wyjaśniała konserwatywnym wychowaniem, atak braku zaufania tłumaczyła ubodzoną wrażliwą naturą, otaczające go rzesze fanek składała na karb charyzmy, która przyciągała niczym światło ćmy. W jej świecie, w którym wszystko miało sens i w którym nigdy nie mówiła twoja wina - ciekawe w jaki sposób umotywowałaby trawiące Tristana nienawistne idee i jak wiele byłaby w stanie zrobić, by nagiąć nowe okoliczności do swojego światopoglądu, według którego serce Rosiera było złote, a nie czarne.

20, południe | Wynonna | Highlands
Nie oczekiwał wdzięczności; wiedział, że dostanie ją od jej rodziny -  i mimo wszystko cieszył się, że się tutaj znalazł, że odgrodził jej drogę i zabrał z zasięgu śmiercionośnego płomienia ognia, jakim w każdej chwili mógł chuchnąć smok. Lubił ją - lubił jej ostry charakter, jeszcze nie utemperowany, bawił go jej dramatyzm i jeszcze mocniej bawiła go jej złość. Twarz też miała przyjemną - dla oka. Na pożegnanie więc kornie ukłonił się dworsko, nie przejmując się szczególnie tym, czy lady Burke jeszcze ten ukłon widziała, czy już nie, znikając w trakcie teleportacji. Dobrze - będzie bezpieczna.

27, wieczór | Rycerze Walpurgii | Biała Wywerna I, II
Wstał od stołu, nie unosząc głowy i nie patrząc już na czarnoksiężnika. Nie patrzył również na Samaela. Skinął krótko głową Deirdre w ponaglającym geście, wraz z nią opuszczając cuchnącą krwią i rozkładem komnatę, czas się przewietrzyć. Był dumny ze swojej podopiecznej, zachowała się dokładnie tak, jak było trzeba - bez zbędnej buty, bez idiotycznej bezczelności jak ta, na którą odważył się Avery. Nauki nie poszły w las, dobra robota, Orchideo.


[bylobrzydkobedzieladnie]



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n



Ostatnio zmieniony przez Tristan Rosier dnia 27.12.23 2:22, w całości zmieniany 12 razy
Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Tristan Rosier 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Tristan Rosier [odnośnik]07.08.17 16:28
1956Marzec
7, wieczór | Morgoth | Weymouth
Wziął księgę pod pachę i razem opuścili, wpierw piętro, schodząc po długich, krętych schodach, później zdemolowany przez szamoczącego się wilkołaka korytarz prowadzący ku drzwiom. Po drodze, z jednej z półek wziął świecę - mógł odpuścić sromotną porażkę, jaką ponieśli w walce z bestią, tylko i wyłącznie dzięki szalonemu szczęściu pozostając przy życiu, ale nie mógł odpuścić mu życia. Nienawidził wilkołaków - bardziej niż szlamu. Nim minęli próg zaczarowanej chatki, Tristan rzucił palącą się świecę pod jedną z drewnianych szafek. Ogień- ogień powinien zająć się resztą, nawet jeśli niewinną ofiarą padnie również - prawdopodobnie - imponująca biblioteka starego capa. Nie wiedział, ile wilkołak pamiętał po powrocie do ludzkiej postaci, zdawało mu się, że wszystko - bezpieczniej było więc również pozbyć się jedynego świadka ich przykrego najścia.

12, popołudnie | Rosalie | Chateau Rose
Patrząc w oczy kuzyna - wystraszyłam się. Widziałam w nich ostrość, złość, zwężone źrenice, przymrużone oczy. Coś planował, a ja dla własnego bezpieczeństwa wolałam niedopytywać. Jak to się mówi, im kobieta mniej wie, tym lepiej śpi. Czy jakoś tak. Uśmiechnęłam się jednak nie spuszczając wzroku.

18, wieczór | Czarna Orchidea | Doki
Jej myśli uciekły ponownie w stronę obcego Tristana; w jakiejś pięknej wizji, w której prowadził Isolde w tańcu, troskliwie otaczając ją ramieniem. Chciała przesunąć ten wzór na niedaleką przyszłość, sprawdzić, czy w jego ciemnych oczach błyśnie chociaż odrobina uczuć - żalu? pogardy? zawodu? smutku? - gdy będzie obserwował cierpiącą Bulstrode. Lub kogokolwiek innego, kto zawiedzie Czarnego Pana, a kto był mu kiedyś bliski. Co, gdyby była to Evandra? Lub jedna z jego sióstr? Ta niedorzeczna - czymże mogły zawinić? - myśl przemknęła szybko przez jej głowę, wywołując krótki, obrzydliwy dreszcz jednoczesnego podekscytowania i strachu: zadziwiające, po jak brudnych ekstremach się poruszali.

19, południe | Evelyn | Rezerwat
Evelyn wiedziała, że Tristan potrafił wiele, chociaż sporo aspektów jego życia było owianych tajemnicą. Ale jednak zwykle wolała nie myśleć o tym, do czego dokładnie wykorzystywał swoje bardziej niepokojące umiejętności, bo tak było łatwiej. Często łatwiej było po prostu nie wiedzieć o pewnych rzeczach, albo udawać, że się nie wie, nawet przed samą sobą, szczególnie, gdy w grę wchodzili bliscy. Ważni dla niej bez względu na to, co robili.

19, wieczór | Czarna Orchidea | Londyn
Miała apetyt na więcej. Pierwsza satysfakcja, obłaskawiająca niecierpliwość pilnej uczennicy, powoli się wypalała i choć radość płynąca z udanych Niewybaczalnych wypełniała ją szczelnie, wróżąc długie tygodnie czystego szczęścia, to i tak jakaś część Deirdre pulsowała pragnieniem. Czyżby miała zostać tak wygłodniała na zawsze, ciągle łaknąc nowych bodźców, doznań, doświadczeń? Perspektywa przerażająca i jednocześnie czyniąca ją najbardziej oddaną sprawie. Jemu. Magii. I komuś, kto doprowadził ją tak daleko, karmiąc coraz doskonalszymi możliwościami.

21, wieczór | Quidditch | Puddlemere
Stało się - szlama złapała znicz. Ostatnim razem, kiedy brał udział w podobnym przedsięwzięciu, grał z ludźmi, którym nie wstydził się podać ręki - zupełnie nie rozumiał, co się stało, że tym razem u jego boku na miotle leciała kolorowa jak papuga szlama. Zawdzięczał jej wygraną swojej drużyny, po raz kolejny pod komendami Seliny Lovegood, ale wcale nie czuł smaku zwycięstwa.

22, wieczór | Quentin | Chateau Rose
Maska. Nieprzenikniona kamienna twarz, przez którą nie mógł, nie potrafił się przedrzeć. A chciał: chciał dociec do sedna, do jego myśli, dotrzeć do wszystkiego, co skrywało się pod grubą warstwą tej introwertycznej zasłony. Na słowo - nie zaufałby nikomu nawet w najbłahszej sprawie, a ta przecież urosła do rangi kwestii najwyższej. Marie została źle wydana za mąż, skrzywdzono ją. Darcy skrzywdzono już raz, można ją było skrzywdzić drugi raz. Róże Rosierów niszczone były wiatrem, a mimo to rosły, wciąż piękne, o płatkach czerwieniejących się krwią i kolcach ostrych jak ostrze miecza. Nikt nie mógł przewidzieć przyszłości, można było jedynie zaryzykować - czy Quentin potrafił pielęgnować różę pośród maków? Patrzył w jego oczy, wciąż łudząc się, że odczyta z nich cokolwiek, lecz jego czarne jak węgiel tęczówki cały czas pozostawały dla niego nieprzeniknione. Za słabo go znał, zbyt mało o nim wiedział i zbyt wiele ich dzieliło w tym, jak jednocześnie wiele ich łączyło. Jednak grymas jego twarzy na wypowiedziane przez niego słowa był już wyraźny.

25, wieczór | Ślub | Chateau Rose I, II
Jesteś moja, już zawsze będziesz, czekałem na to całe lata, Evandro. Wiem, że się boisz, ale musisz być silna; będzie bolało. Tylko dzisiaj, tylko dziś przeleje się twoja krew - która przypieczętuje nasz związek. Od dzisiaj już na zawsze, aż po kres samego świata, na dłużej niż na zawsze, na dłużej niż żyć będziemy my sami. Bo zostanie po nas dziedzictwo, trwalsze niż ze spiżu, rodzinny honor, historia domu Rosier. Tworzymy historię, najdroższa. Uchylę ci nieba, niech tylko ktoś strzeże cię przede mną samym, zbyt mocno skąpanym w ciemności.

27, wieczór | Śmierciożercy | Biała Wywerna
Pił, choć nie wiedział co robił, pił, czując po kościach, że z tej drogi nie będzie już odwrotu. Pił - substancję, która boleśnie wdarła się w jego wnętrzności, rozlała się pomiędzy nimi płynnym ogniem i wypaliła bolesne rany; z ostatnią kroplą kielich wypadł z jego ręki, z brzdękiem uderzając o posadzkę i potoczył się poza zasięg jego i tak mętnego już wzroku. Zgiął się - z bólu - zaciskając zęby i dłonie na krańcu bliskiego stołu, zgiął się, jakby od tego ból miał zelżeć. Nawet się nie zorientował, kiedy zamiast na dłoniach, wspierał się na łokciach. Osunięty rękaw czarodziejskiej szaty dał mu widok na tę potworną metamorfozę, kiedy z przerażeniem śledził czarną krew płynącą pod jego skórą. Zacisnął zęby mocniej, zacisnął też powieki, kiedy przeszywający ból uderzył w przedramię, instynktownie rozejrzał się wokół, poszukując wzrokiem pozostałych rycerzy - poszukując u nich tych samych oznak skutku wypicia mikstury. Odezwały się w nim obawy - że coś poszło nie tak, że okazał się zbyt słaby, by przyjąć łaskę Czarnego Pana. Ale już ich nie widział, mglista zasłona odgrodziła go od rzeczywistości, a serce biło szaleńczo spłoszonym tempem. Opadł całkiem na łokcie, pochylając między nimi głowę z wykrzywionym, przepełnionym bólem grymasem.


[bylobrzydkobedzieladnie]



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n



Ostatnio zmieniony przez Tristan Rosier dnia 27.12.23 2:23, w całości zmieniany 5 razy
Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Tristan Rosier 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Tristan Rosier [odnośnik]01.10.17 10:43
1956Kwiecień
1, południe | Evandra | La Fantasmagorie
Kiedy dosłyszała słowa przeprosin, próbowała uciszyć go kładąc na jego ustach kilka palców. Prędko jednak rezygnowała z tego pomysłu, dłonią skłaniając go, by pochylił się w jej kierunku, by w spokoju mogła odnaleźć jego usta swymi. Pocałowała go czule, tęsknie, ze smutkiem. Lecz kolejny pocałunek był już mocniejszy, odważniejszy i bardziej pożądliwy.

2, poranek | Daphne | Chateau Rose
Zamilkła. Nie prosił ją o małżeńskie rady, owszem. Nie miała ani kompetencji, ani doświadczenia, aby ich udzielać, to też było prawdą. Nowa lady Rosier zdawała się być inna, niż inne bezwolne gęsi, miała więc nadzieję... Właściwie na co? Na to, by Tristan Rosier popuścił jej okowy małżeństwa i pozwalał na wszystko? Dopóki on nie miał zamiaru nawracać ją na ścieżkę posłusznej żony, Daphne powściągała język na temat traktowania żon przez mężczyzn. Odwróciła spojrzenie i nie wypowiedziała się więcej w tym temacie.

2, popołudnie | Estelle | Rezerwat
Dwa smoczęta wykluły się z jaj, które zostały znalezione dłuższy czas temu; nawet nie przez nich - przez Ministerstwo, które oddało je do rezerwatu. Nie wiedzieli, skąd się wzięły, być może zostały złożone przez zabłąkaną smoczycę, a może - były po prostu łupem kłusowników. Nieistotne, teraz małe smoki znajdowały się tutaj: w niewielkim szklanym terrarium znajdującym się na podwyższeniu, oba małe gady były najwyżej wielkości męskiej dłoni.

3, wieczór | Melisande | Chateau Rose
Zatrzymała dłoń w połowie gestu gdy jej odpowiedział. Zawisła nad baletkami z lekko przyśpieszonym oddechem, automatycznie wykonując polecenie. Wcale nie dlatego, że musiała. Nie też dlatego, że głos nosił w sobie ślad nakazu. Bardziej pobrzmiewała w nim prośba, które usłuchała. Wyprostowała się spoglądając przed siebie, dłonie układając na kolanach. Milczała, nie potrafiąc odnaleźć odpowiednich słów. I znów, Tristan doskonale wiedział jak zagrać, nie tylko zmuszając białe klawisze fortepianu, do poddania mu się, ale i znajdując odpowiednie słowa.

7, wieczór | Ślub Inary i Percivala | York
Błyszcząca w świetle lampionów woda jeziora - poruszała się nieznacznie, gdy szereg jeźdźców balansował na grzbietach swoich aetonatów. Skrzydła pięknych, magicznych rumaków muskały wodną toń, dodatkowo burząc jej taflę. Wszystko po to, by zdobyć upatrzony biały kwiat. Najpiękniejsze trzy okazy bardzo szybko znalazły swoich właścicieli, trafiając do Wynony, Tristana i Darcy oraz Majesty. I nie trudno było zgadnąć, kto z wymienionej trójki wykazał się największą gracją i zwinnością, zdobywając największą ilość kwiatów. Lord Rosier wraz z siostrą pokonali przeciwników, by ostatecznie uplasować się na pierwszej pozycji wyścigu. Tuż za nimi znajdowała się lady Burke, a trzecią pozycję osiągnął Adrien Carrow.

9, wieczór | Harriett | Galeria sztuki
Nie potrafiła zrozumieć jego nieprzystępnej postawy i nacechowanego wrogością nastawienia. Naturalnie, nie pomogła atmosferze tego spotkania wcześniejszym korespondencyjnym uprzedzaniem faktów i wyjawianiem dalekiego od miłego celu spotkania, lecz wciąż - w jej głowie echem odbijały się kolejne linijki kreślone zgrabnym pismem Tristana, znając na pamięć bogatą barwę jego głosu niemalże słyszała, jak wypowiada kolejne słowa, akcentując dobitnie co ważniejszy zlepek zgłosek zamykających w skondensowanej formie jego charyzmę - i nie rozumiała co się stało, co się zmieniło, skoro zaledwie w przeddzień wyrażał troskę wywołaną jej zagubieniem i zamierzał pomóc jej się odnaleźć. Dobre chęci wyparowały bezpowrotnie, a tory toczonej przez nich konwersacji odbiegały o całe mile od wyznaczonych epistolarnie planów. Nagła zmiana zbijała ją z tropu.

10, południe | Mała Marie | Chateau Rose
Kiwnęła głową. Wiele razy słyszała, że wyrośnie na wspaniałą szlachciankę, a ilość zainteresowań zjednywała jej niejednego rozmówcę, każdy wróżył jej szczęście w dziedzinie, jaka była mu bliska. Jedno było pewne - była stworzona do osiągnięcia rzeczy pięknych, echem rozchodzących się po kościach odbiorców, niezależnie od dziedziny. Pragnęła wstrząsnąć światem, choć jeszcze nie zdawała sobie sprawy z istoty tego pragnienia. W milczeniu, zachwycie i przerażeniu obserwowała potężne cielsko smoczycy, które z taką łatwością zburzyło wodę. Dwa lata? Zerknęła zadziwiona na wujka.

10, wieczór | Mugol | Metro
Świsnął różdżką, szybko, gwałtownie, ze zdecydowaniem, choć drżąco - adrenalina pchała go do działania, ale i rozpraszała uwagę, odejmując od gestów dokładności. Stwór znajdował się coraz bliżej, a ułamki sekund dłużyły się jak leniwe godziny; nie zwlekając już ni chwili dłużej, rozmył się w czarnej, smolistej mgle - w powietrzu - i wydostał się z podziemi, sunąc za światłem ulicznych latarni. Nawet się nie oglądał, receptory nie zanotowały obrazu znajdującego się za nimi - ten szlam go nie obchodził, zostawił go na śmierć z paszczy stalowego węża.

11, wieczór | Craig | Biała Wywerna
Lekko zmrużył ślepia, przyglądając się Craigowi podejrzliwie; sojusz z Burke'ami będzie cienki i kruchy, jeśli wzajemnie nie uszanują swoich wartości. Rosierowie mieli swoją dumę - i trzymali się jej mocno - tym mocniej nie podobało mu się podejście Craiga; proponował przecież rozwiązanie, które zadowoli obie strony. Nie wierzył, by mieli do załatwienia jakiekolwiek smocze interesy, których nie mogli by załatwić z nim. I z rezerwatem należącym do jego familii. Nie odezwał się jednak słowem, nad butelką dostrzegając promień zaklęcia, które przeważyło o zwycięstwie w tych zawodach Craiga. Westchnął, upijając większy łyk wina - alkohol będzie mu potrzebny.

14, wieczór | Ramsey | Biała Wywerna
Zamilkł na dłużej, znacznie dłużej niż zdawał sobie z tego sprawę i niż początkowo zamierzał, poddając się dziwnej atmosferze tajemnicy, którą podjął Tristan. Nie wiedząc do czego zmierza przyglądał mu się uważnie, mrugając stosunkowo często, wygodnie wsparty rękami o blat stołu, który robił się coraz bardziej mokry od rozlanej whisky, ale także wody, która skapywała ze zmrożonej butelki ognistej. Po kilku słowach nastąpił koniec, szybciej niż się spodziewał. Oczekiwał po tym intrygującym wstępie jakiejś mrożącej krew w żyłach historii o nieustraszonym Tristanie, nawet jeśli miała wiązać się z pierwszym przypadkowym alkoholowym upojeniem w stajni pełnej gigantycznych koni. Nie mógł się powstrzymać. Po krótkiej chwili, w której całkiem nieświadomie zdołał przybrać bardzo poważną minę, wybuchnął śmiechem.

15, wieczór | Czarna Orchidea | Horizont Alley
Wpierw nie dowierzał - stał już w samotności, wpatrując się we własną dłoń, która dopiero po chwili zacisnęła się w grzmiącą pięść. Cała gama emocji, jaka przeszła przez niego tego wieczoru, zakończyła się na złości. Na niedowierzaniu. Na wściekłości. Jak mogłaś, moja słodka orchideo? Zacisnął pięść mocniej, czując własna paznokcie wbijające się w skórę aż do krwi: nim skierował różdżkę na zwłoki, które nie przypominały już Isoldy.

20, wieczór | Evandra | Rezerwat I, II
Ten dzień wlókł się w nieskończoność, zdawał się ciągnąć niczym magiczna krówka, oblepiać nudą gardło i unieruchamiać precyzyjnie wbitą szpilką - a Arthur Coleman czuł się dokładnie jak mucha w gęstej zupie. Lub raczej jak cienki, bezbarwny motyl, uwięziony za szkłem gabloty. Był młody, wysoki i niezmiernie chudy, a płowe włosy opadały na czoło wątłą grzywką, zaczesaną tak, by ukryć świeżą łysinę. W rezerwacie pracował od niedawna, choć słowo praca byłoby w przypadku młodzieńca przesadą - trafił tutaj dzięki protekcji ojca, szanowanego i oddanego Rosierom smokologa. Arthur Senior upierał się, że syn przejmie jego miłość do smoków oraz obowiązkowość, lecz na razie nic na to nie wskazywało: blondyn potwornie bał się wielkich stworzeń i za wszelką cenę unikał przebywania w terrariach - lubował się za to w przekładaniu papierów oraz spisywaniu sprawunków, co było przez współpracowników uważane za robotę głupią i bezsensowną.

25, popołudnie | Evelyn | Rezerwat
To mogłoby być nawet wyzwaniem: zbudzić w niej instynkty przynależne jej rodzinie, wzniecić dumę z własnego nazwiska i herbu, który nosiła. Sprawić, że troski staną się nierealne, a wątpliwości odnośnie utrzymania błękitnej krwi bezzasadne - tak jak sam tych zagrożeń nie dostrzegał, tak jak sam nie wątpił, tak jak nie poddawał wątpliwościom prawd niezmiennych i stałych. A jednak: coś podpowiadało mu, że Evelyn nie była na to gotowa.

26, popołudnie | Halucynacje | Baśń I,II, III
Pochwycony pantofelek na szczęście nie przeniósł jej od razu do głębszego kręgu baśniowego piekła, pozostając zwykłym przedmiotem, aż do czasu, gdy słowa Tristana, układające się w rymowaną przypowieść, nie zadziałały na ukrytą w czerwonym buciku magię. Deirdre początkowo z powątpiewaniem przyglądała się niskiemu obcasowi i rozciągającemu się nad całą ich nieszczęsną czwórką cieniowi, lecz nie zdążyła podzielić się z innymi odruchową podejrzliwością, bowiem sekundę później poczuła mocne szarpnięcie w dole brzucha i świat wokół niej zawirował a potem zniknął, pozostawiając po sobie nagłą pustkę. Zniknęło długie, martwe cielsko bazyliszka, zniknęły zielone kępki trawy, wyrastające spod topniejącego czernią lodu, zniknął wiosenny wiatr rozganiający ciemne chmury. Zostawili za sobą świat baśni, lądując z powrotem w rzeczywistości.

29, wieczór | Śmierciożercy | Biała Wywerna
Nie powiedział nic więcej. Nie szedł za myślą Giovanny, choć Tristan poczuł na sobie jego lodowaty wzrok; korzył się wciąż - nie unosząc głowy, nie rzucając wyzwania, nie broniąc czegoś, czego nie miał zamiaru dokonać. Brak emocji na jego twarzy budziły jedynie obawy; nie potrafił odgadnąć jego myśli - ani co gorsza zamiarów. Wizja, jakoby miał zostać obarczony odpowiedzialnością, była absurdalna - ale napawała go przerażeniem, które nieprzyjaznym chłodem otulało całe jego ciało. Ani Samantha ani Giovanna nie podniosły już głosu, oni wszyscy - oczekiwali na jego decyzję.

30, świt | Daphne | Zamek Beeston
Skinął głową, być może miała rację. Być może o to w tym wszystkim chodziło, nie o próbę wierności - i siły - tych, którzy nie dostąpili próby. Kilka osób zgromadzonych w tamtej komnacie bez wątpienia było w stanie zmienić losy pojedynczej bitwy diametralnie. Nawet pojedyncze osoby. Byli wszak tymi, którzy sięgnęli po potęgę. Daphne nie miała skrupułów, była wilczycą, która potrafiła atakować wściekle i zajadle, mądrą, wykształconą czarownicą, przed której wiedzą wielu mogło chylić czoła - również on. Ale była alchemiczką, trucicielką, jej potencjał na otwartym polu walki nie miał szans zostać wykorzystany w pełni. Była jak żmija, która najskuteczniej atakuje z zaskoczenia. Wtedy, w Wywernie, to ich zaskoczono. Rycerzy - atakiem, śmierciożerców - nożem wbitym prosto w plecy, i to nie ich, a w plecy Czarnego Pana. Czy można było dokonać zbrodni okrutniejszej?


[bylobrzydkobedzieladnie]



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n



Ostatnio zmieniony przez Tristan Rosier dnia 02.01.24 1:50, w całości zmieniany 10 razy
Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Tristan Rosier 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Tristan Rosier [odnośnik]01.11.17 0:51
1956Maj
1, noc | Aithne | Londyn
Szczęka poderwała się do góry, ciałem szarpnęło, jakby było wyrywane z samymi korzeniami. Ból znów ją sparaliżował. Ciemne, przydymione plany owionęła całkowita czerń. Ostatnim bodźcem, który dotarł do jej głowy i został odebrany, był ciepły płyn oblewający jej twarz. Oblepił usta.

1, świt | Siostry | Chateau Rose
Ojciec był martwy. Brzmiało jak zły sen, usłyszał właściwie tylko tyle - dalsze słowa zostały stłumione falą żalu i goryczy, palącego przerażenia, które nagle nim zawładnęło. Wicher, nawałnica, burza; był chory, nie mógł tego wytrzymać. Jego dłonie odnalazły boczne oparcia krzesła, pochylił lekko głowę, usiłując uzmysłowić sobie - co to właściwie oznacza? Stracili ojca, lorda, opiekuna; stracili jedyną osobę, która trzymała to wszystko silną ręką - stracili ojca, kogoś, w kim obie jego siostry miały oparcie, nawet jeśli nie zawsze zdawały sobie z tego sprawę i wreszcie jedyną osobę, którą mógł nazwać autorytetem. Usunięcie ojca z przestrzeni tej rodziny, tego domu, tego dworu, wydawało tak nieprawdopodobne, że jeszcze nie do końca do niego docierało; przygotowywał go do przejęcia jego obowiązków, opieki nad siostrami, matką, pojęcia rodowych powinności, ale to wszystko pozostawało pustą abstrakcją - tak długo, jak długo był tutaj on. Czy był na to gotów? Mniej od żalu - czuł lęk, strach, że nie podoba, przerażenie nową rzeczywistością i wreszcie złość, że zostawił go z tym samego, najstarszego, pierworodnego.

5, popołudnie | Rycerze Walpurgii | La Fantasmagorie
Deirdre dopiła do końca wino, sącząc je leniwie i raczej nieśpiesznie, spoglądając na Tristana. Wzrok mimowolnie powracał do zaciętej twarzy, lecz nie mogła zrozumieć niechęci, którą emanował. Przez sekundę rozważała podejście do mężczyzny, by złożyć mu swe kondolencje, ale widząc kolejne ostre spojrzenie porzuciła próbę okazania zbędnej uprzejmości. Odłożyła pusty kielich i zgrabnie wstała z krzesła, kiwając z szacunkiem głową zgromadzonym, bez pojedynczych oznak sympatii.

7, wieczór | Śmierciożercy | La Fantasmagorie
Przywykła do przemocy, do traktowania kobiecego ciała niczym własności, na której można wyładować złość i namiętność, ale nie sądziła, że Rosier kiedykolwiek podniesie na nią rękę. Paraliżujący gniew tylko na sekundę zabarwił się niedowierzaniem i cierpieniem zupełnie innego, nieokreślonego rodzaju: była przerażona odruchem, który nakazywał jej przeprosiny, uznanie swych błędów, ukorzenie się. To właśnie przed tym uciekała i tą zależność zamierzała zdusić w zarodku, niezależnie od ceny, jaką przyjdzie jej za to zapłacić.

8, południe | Cleese | Rezerwat
Chwilę po tym, jak Tristan wypowiedział formułę zaklęcia, które miało poświęcić jego siły i oddać je Arnoldowi, obraz przed oczami Rosiera zaczął się rozmywać - opanował go ból, narastająca bezsilność, ogólne osłabienie ciała. Zanim opadł bezwiednie na posadzkę, dostrzegł jeszcze kątem oka, jak Cleese się podnosi - najpewniej powróciły mu siły.

10, popołudnie | Bott, Ogden | Rezerwat
Nie byłem tego do końca świadomy, lecz robiłem minę wyrażającą intensywne myślenie. Co jak co rzadko mi się to zdarzało. Do tego pełna micha - to bardziej niż dla mnie było korzystniejsze na pewno dla Oliego i jego trzech krowich żołądków. No ale nie można było uznać tego, za jakiś gest.

10, wieczór | Deirdre | Wenus
Już nie należała do tego dusznego, dławiącego ją świata. Przechodziła gdzieś dalej, w nieznane, lecz jeśli mogła zaufać komukolwiek, oddając przyszłość w obce ręce, to mogła poddać się wyłącznie mężczyźnie, który pozwolił jej odkryć prawdziwą siebie, gwarantując równie rzeczywistą potęgę. Reszta – jej słabość, strach, skrajne uczucia - nie miała już znaczenia.

11, południe | Ignotus | Rezerwat
- To pamiątka - stwierdziłem najoczywistszą rzecz z możliwych ciągle szukając słów. - Twój ojciec i ciotka byli dla mnie ważni - zabrzmiało to głucho, ale na tyle potrafiłem się w tym momencie zdobyć. Miałem nadzieję, że Tristan nie zapyta. Byłem niemalże pewien, że tego nie zrobi skoro powstrzymał się od zaspakajania swej ciekawości do tej pory. Nie miałbym nic przeciwko pytaniom jutro, teraz jednak chciałem być po prostu sam z własnymi duchami, z którymi musiałem się wreszcie zmierzyć. Nie mogłem uciekać im w nieskończoność.

11, wieczór | Deirdre | Biała Willa
Gorąca posoka spłynęła w dół gardła, pociekła z kącików ust - oderwała się dopiero po ciągnącej się w nieskończoność chwili, uprzednio pogłębiając ranę, oznaczając go krwawą pieczęcią, poszarpanym odbiciem równych zębów. Smakował rdzą, triumfem i spełnieniem.

12, świt | Deirdre | Biała Willa
Coś jednak sprawiało, że wizja spędzenia pierwszego słonecznego dnia bez niego nie była aż tak cudowna, jak mogłaby się wydawać: zapewne ta sama mityczna niewiadoma, która nakazywała jej wynurzyć się tuż obok Tristana, wybijając go z pływackiego rytmu przelotnym dotykiem, przesuwając paznokciami po jego karku.

12, popołudnie | Elisabeth | Chateau Rose
Skinął głową, Elisabeth wciąż była młoda, a rodowy majątek - podobnie jak wymagania rodziny - bynajmniej nie ponaglały jej do odnalezienia dla siebie nowej profesji, pełnienie posługi za pieniądze, czy to dla innych czarodziejów, czy dla szeroko rozumianego społeczeństwa pod postacią pracy w Ministerstwie Magii, było dla niego zjawiskiem nie tyle obcym, co niezrozumiałym. Fakt, że lady Parkinson była kobietą, nie miał w tym tak naprawdę nic do rzeczy: ujmą dla stanu szlacheckiego było służyć innym. Miał nadzieję, że - gdziekolwiek Elisabeth skieruje swoje kroki - tym razem przysłuży się jedynie sobie - lub swojemu nazwisku. Ministerstwo było tworem równie żałosnym, co bezprawnym i nieporadnym; nigdy nie uznawał jego kompetencji, od zawsze wierząc w sprawiedliwy podział władzy inspirowany jedynie wagą nazwiska: z których ostało się dwadzieścia siedem wyjątkowych, w tym oni dwoje. Uniósł lekko brew, zaciekawiony wahaniem, ale znał Elisabeth dość dobrze, by zrozumieć, że jej milczenie było ostateczne -i że nie przekona jej do głębszych wyznań. Nie chciała ich - szanował to.

12, wieczór | Deirdre | Londyn
Spoglądał na nią drapieżnie, spokojnie i przeszywająco zarazem; przydługie włosy opadły mu na twarz, ozdobioną kroplami krwi, wąskie usta nieco drżały, wyraźnie zbladł; wystarczyłby ostry wzrok, wilczy i złowieszczy, lecz mówił dalej, dotykając ją mocno, głęboko, do żywego, umiejętnie wciskając mocne palce pomiędzy żebra, miażdżąc kości, chwytając trzepoczące nerwowo serce. Wyraźnie zbladła, uśmiech spłynął z jej pełnych ust i na nieznośnie długą sekundę, być może niemożliwą do wychwycenia, być może wyraźną jak krew spływająca po białej koszuli Alana - jej aura zmieniła się z gniewnej i triumfującej na przerażoną. Wiedział.

13, południe | Półwila | Londyn
Zjawił się krótko po czasie, kobiety lubią się spóźniać, a w tej zależności - nie miał zamiaru na nią czekać. Czarna staromodna szata zwracała na niego uwagę mugoli, ale nie wyglądał, jakby się tym przejmował; pod szyją uwiązany miał czarny fular, a brak rodowych ozdób pozostawał wynikiem noszonej żałoby. Nie kamuflował się w żaden sposób - bo tez nie potrafił, stroje mugoli były mu tak dalece obce, jak tylko obce być mogły. Obleczone w rękawice ze smoczej skóry dłonie obracały w rękach różdżkę częściowo skrytą wewnątrz rękawa, nie chciał niepotrzebnie budzić paniki, a w każdym razie - nie przed czasem.

15, popołudnie | Deirdre | Biała Willa
Nie chciała napotykać w Azkabanie żadnych innych stworzeń - ale jej obawy nie były istotne ani ważne; za rozkazem Czarnego Pana poszłaby prosto w płomienie, na pewną śmierć, czym więc była perspektywa utraty duszy? Istniała przecież szansa na powodzenie, pracowali nad tym, starając się spełnić powierzone im zadanie - a przy okazji wyczołgać się z najpilniej strzeżonego więzienia cało.

15-17 | Smocza wyprawa | Wyspa Wight
- Zabieramy ją - przerwał ciszę, nie dlatego, że nikt tego nie wiedział - a dlatego, że ktoś musiał to powiedzieć. Transport spętanej smoczycy nie powinien sprawić problemów, zwłaszcza smoczycy tak niewielkiej. Zamkną ją w klatce, którą bez trudu uniesie pięć, może sześć mioteł. Skinął głową pozostałym: ich wsparcie było bezcenne. Każde z nich wiedziało, jak ważne było mieć drugiego uzdolnionego smokologa za swoimi plecami. Każde z nich wiedziało, że bez któregokolwiek elementu tej wyprawy, któregokolwiek czarodzieja, wszystko zakończyłoby się fiaskiem. Odnalazł spojrzeniem Melisande, upewniając się, że była bezpieczna, po czym wolniejszym już krokiem skierował się do obozowiska, gdzie pracownicy rezerwatu byli już gotowi, aby przygotować smoka do transportu i zająć się usunięciem zniszczeń w obozowisku -  a potem i usunięciem samego obozu. Czas wracać do domu.

19, popołudnie | Fantine | Chateau Rose
Czuła się jak w bardzo złym śnie. W najgorszym z koszmarów - a przyczyna tkwiła w tej skośnookiej suce, której jeszcze przed kwadransem po prostu nie lubiła, a teraz pałała do niej tak silną nienawiścią, jaką czuła nader rzadko. Tylko ostrzegawcza nuta w głosie brata, drapieżny błysk w oku, przez który skuliła się w sobie, nie pozwoliły jej syknąć, że otruje Deirdre przy najbliższej, możliwej okazji.

20, południe | Morgoth | Rezerwat
Podziękowania i mdły uśmiech na twarzy Morgotha wystarczyły, by był pewien swojego; znał wszak Yaxleya nie od dziś i pomimo jego skrytości był niemal całkowicie przekonany, że potrafił - nie tylko potrafił, przede wszystkim chciał - oddać się sprawie całym sobą. Braki w doświadczeniu nadrobi szybko, wiedzą wkrótce nie będzie odstępował od bardziej znamienitych badaczy pracujących w Kent, jeśli Tristan mógł mieć w tym swój udział - tym lepiej. Chciał go przeciągnąć ku sobie już od dawna, nie w smak mu była obecność Yaxleya na terenach Greengrassów i sam nie mógł mieć pewności, czy to nowe polityczne wiatry ostatecznie przekonały go do zmiany stanowiska; nie wiedział, choć nie miał wątpliwości co do poglądów młodego lorda doskonale wiedząc, co zdobi jego lewe przedramię, to kwestia obcego rezerwatu pozostawała mglista; podejrzewał, że Morgoth zdołał przywiązać się do tamtejszych podopiecznych - gdyby był na jego miejscu, gdyby był kilka lat młodszy, miał inną pozycję, to jedynie podobne uczucia byłyby w stanie utrzymać go na dłużej przy obrońcach zdrajców krwi. Niechętnie, ale podziw wobec tych niezwykłych, prastarych stworzeń, pozostawała niezrównana z jakimkolwiek innym uczuciem.

29, wieczór | Deirdre | Biała Willa
Obejrzał się na stół, suto zastawiony przez Prymulkę; talerz serów, croissanty, świeże bagietki, francuskie tosty i półmisek wypełniony konfiturą z dzikiej róży. Srebrna misa wypełniona owocami, winogronami, brzoskwiniami i pomarańczami. Kilka ostryg, skrzatka zorientowała się, że też tutaj był dzisiejszej nocy. Zjadł jedną z nich, w pośpiechu, rzucając muszlę na jeden z porcelanowych talerzy, chwilę później wgryzając się w krągłą brzoskwinię, której pestkę również zostawił na brudnym naczyniu. Nie miał więcej czasu  - od kilkunastu minut powinien być w rezerwacie. Zostawił pierścień pośrodku drugiego, pustego talerza, wystarczająco pedantycznie, by nie wyglądał na rzucony tam przypadkiem. Raz jeszcze obejrzał się przez ramię na Deirdre, nim rozpłynął się w smolistej mgle, która porwała go w kierunku Dover.


[bylobrzydkobedzieladnie]



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n



Ostatnio zmieniony przez Tristan Rosier dnia 02.01.24 1:48, w całości zmieniany 7 razy
Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Tristan Rosier 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Tristan Rosier [odnośnik]27.12.17 13:59
1956Czerwiec
1, popołudnie | Evandra | Chateux Rose
- To było... nieodpowiedzialne - upomniał ją krótko, nie odejmując oczu od jasnobłękitnych tęczówek jej oczu, uchwyciwszy jej spojrzenie. Nie wyglądał na poirytowanego lub złego, przeciwnie, kącik jego ust wciąż pozostał uniesiony lekko w górę - Evandra została matką jego dziecka, być może syna, minie nieco czasu, nim dotrze do niego, co to właściwie oznacza. Przymknął oczy, czując jej dotyk na własnym policzku, miała zgrabną, drobną i delikatną dłoń, przyjemną, przekazującą subtelność, która zresztą wypełniała ją całą. Subtelność, eteryczna delikatność, wile piękno. Teraz miała być jeszcze silna, macierzyństwo wymagało od kobiety mnóstwo poświęcenia - ale widział po niej, że temu podoła. I miał powody być z niej dumny. Wysłuchał jej ze spokojem, skinąwszy głową; uspokajająco kolejny raz sięgając do jej dłoni, którą przygładził z troskliwą czułością opuszkiem kciuka.

2, wieczór | Fantine | Chateux Rose
Patrzył na nią bez wyrazu, kochał siostrę, oczywiście, że tak, i zapewne właśnie dlatego zachowywał się w ten sposób - Fantine nie mogła sobie pozwolić na głupotę, a w swoim rozkapryszeniu musiała pozostać lojalna wobec rodziny. Melisande miała rację, rozpieścili ją, nigdy jednak nie sądził, że w tym rozpieszczeniu Fantine poczuje się lepsza - mądrzejsza? - od nich. Wytykała Tristanowi brak rozumu, Melisande nieadekwatne zajęcie, a na końcu - dziwiła się, że nie wiedział już, czego powinien się po niej spodziewać.

10, wieczór | Deirdre | Londyn
Przysunęła się bliżej, mieszając białą mgłę pary oddechów w jedno. - Masz jeszcze jakieś sugestie dotyczące tego, co mogłabym poprawić? - spytała szeptem, idealnie pasującym do pilnej uczennicy, zatrzymując swe wargi tuż przed jego, o cal od pocałunku. Nie inicjowała go, patrząc mu prosto w oczy, wyzywająco pomimo niższej pozycji w jakiej się znajdowała. Obowiązek i przyjemność; granica powoli przesuwała się w drugą stronę - równowaga musiała zostać zachowana, zwłaszcza w obliczu anomalii.

15, wieczór | Evandra | Chateau Rose
Został z nią, trwając w czułym uścisku, pełnym niepokoju i dziwnych uczuć, które choć odczuwali oboje, to w dwie różne strony. Został z nią, chowając ją w klatce ramion przed gniewem i niesprawiedliwością świata, przed przeznaczeniem i przyszłością, przed obawami; niesłusznymi, błahymi, nieistotnymi. Pomoże jej przez to wszystko przejść, z pewnością.

21, wieczór | Evandra | Hampton Court I, II
Evandra stanowiła pewien kontrast na tle większości młodych panien ze szlacheckich rodzin. Miała w sobie wrażliwość i żar, który tlił się w jej smukłym ciele, topiąc beznamiętność oraz powagę, gdyż w tych nie zawsze było jej do twarzy. Była zdecydowanie zbyt młoda, aby ulec zgorzknieniu.

24, wieczór | Deirdre | Biała Willa
- To nasza ostatnia noc, Deirdre - szepnął, ledwie dosłyszalnie, pochylając głowę niżej, otulając tymi słowy jej mokre od pary ucho; sięgając zębami jej karku, lewa ręka uchwyciła jej szyję, zbyt mocno, prawa wciąż trzymała plecy, przyciągając ją ku sobie mocniej, ciało przy ciele, ciepło przy ciepło, czuł jej pierś, zbyt mocne bicie serca, na krótką, intymną chwilę przeznaczoną tylko dla nich dwojga, w ułamek sekundy później gwałtownie zamienił się z nią miejscem, uderzając nią o ścianę basenu - choć woda to uderzenie asekurowała, rozlewając się przy brzegu obfitą, wonną parą. Uchwycił jej ramiona, wyginając je w tył, wywijając na brzeg górną część jej tułowia, w bolesnym przegięciu, zbyt mocno, na krótko zawieszając się nad jej ciałem - chłonąc spragnionym spojrzeniem jej najmocniej wyeksponowaną pierś, szyję, nie dostrzegając już twarzy, z rozmazaną na niej krwią i łzą. Po uśmiechu na jego twarzy nie pozostał żaden ślad, w jego źrenicy iskrzyło coś drapieżnego i podłego, ogień, wzniecony oliwą jej wyznań, twarz równie surowa, co wtedy, kiedy domagał się powtórzenia słów. - Krzycz - szepnął, krzycz z bólu i rozpaczy, ze strachu i z rozkoszy, z żalu i złości. Szepnął, wgryzając się w jej pierś, bo w ogniu najlepiej jest spłonąć, bo szatańska pożoga była niczym przy tej namiętności, bo jej pragnął, bardziej, niż potrafił to sobie uzmysłowić.

25, noc | Rycerze | Azkaban
Setki dementrów zwieszały się nad wzburzoną anomalią wpatrując się w nią, zupełnie nie zwracając uwagi na rzeczy dziejące się wokół. Woda huczała, kipiała pod wami, wystrzeliwała z każdą chwilą coraz wyżej i wyżej. Aż wreszcie, gdy wyglądała jakby miała rozsadzić twierdzę od środka, Tristan przerwał rytuał. Olbrzymie ilości wody wyleciały w górę uderzając w demenotrów w towarzystwie głośnego huku. Mury więzienia zatrzęsły się, a wybuch odrzucił wszystkich w tył. Źródło anomalii eksplodowało z donośnym grzmotem, który rozniósł się echem po korytarzach Azkabanu wraz z jasnym, oślepiającym światłem, które wniknęło w wasze ciała, w ciała dementorów oraz trzymanych przez nich więźniów. I wtedy wszystko zamarło. Na kilka sekund świat stanął w miejscu. Zamiast uderzyć plecami o ściany, zatrzymaliście się tuż przed nimi, w powietrzu, nie opadając też na ziemię. Zawiśliście, razem z kroplami wody znieruchomiałymi wszędzie wokół, resztkami cegieł, które lewitowały w powietrzu. Jedyne, co zdawało się poruszać to światło anomalii, które przenikało was nieustannie, czuliście rozchodzące się po ciele ciepło, gdy przez nie przelatywało.

25, noc | Rycerze | Cmentarz, Grimmuald Place
Spodziewał się, że słodki zapach czerwonych róż i morskiej bryzy zmieszane z wonią francuskich perfum Evandry kojąco otulą go ramionami. Chciał ją zobaczyć, ją i ich dziecko - całą, zdrową i daleką od koszmarów, jakie nawiedzały go w wizjach.


[bylobrzydkobedzieladnie]



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n



Ostatnio zmieniony przez Tristan Rosier dnia 02.01.24 1:53, w całości zmieniany 9 razy
Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Tristan Rosier 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Tristan Rosier [odnośnik]05.08.18 15:13
1956Lipiec
5, popołudnie | Rycerze Walpurgii | Le Fantasmagorie
Nie wstał od razu, kiedy Morgoth zakończył spotkanie. Wsłuchiwał się gwar, który się podniósł, upewniając się, że wszyscy na wyjście byli już gotowi - że nie została żadna sprawa, której nie poruszono. Jałowa dyskusja o skrytce ucichła, alchemicy usiedli do obrad, pozostałe tematy wydawały się wyczerpane i wyjaśnione. Uchwycił nóżkę kielicha z winem, nie pił go wcześniej - zbyt skupiony na przebiegu spotkania, nad którym musiał przejąć panowanie; przytknął szkło do ust, nieśpiesznie dopijając wyśmienity francuski trunek.

15, świt | Czarny Pan | Islandia
— Znalazłeś go — wysyczał, zbliżając się do Grindellwalda. Wyciągnął różdżkę, w jego kierunku, lecz nic nie powiedział. Przymknął jedynie oczy i uniósł wyżej twarz, jakby nad czymś gorączkowo myślał. Głuchy, agresywny warkot połączony z jękiem, które wydobyły się z gardła schwytanego przez Tristana czarnoksiężnika mogły podpowiedzieć mu, że Pan penetrował boleśnie jego umysł, szukając w nim czegoś, lub tylko wertując ostatnie wspomnienia. Nieprzyjemne doświadczenie spinało Gellerta, aż w końcu wydał z siebie zduszony jęk i poddał się całkowicie jego woli. To trwało zaledwie chwilę. Lord Voldemort otworzył oczy i zbliżył się jeszcze bardziej. — Dobrze się spisałeś, Tristanie — pochwalił go rzeczowo, lecz jego głos nie brzmiał ani ciepło, ani dumnie. Był przeszywający, jego wzrok wciśniety w Rosiera przenikliwy — mimo to, był usatysfakcjonowany, a jego najwierniejszy sługa dobrze o tym wiedział. — Nie ma z tobą Traversa. Cóż za rozczarowanie. Co go zatrzymało?— Pan spodziewał się zobaczyć obu Rycerzy przy Grindelwaldzie. Rosier, na swoje własne szczęście, nigdy nie zawodził.

20, popołudnie | Deirdre | Biała Willa
Rzucił jej krótkie spojrzenie - ostrzegawcze - uciszające, nie zamierzał słuchać płaczliwego pocieszenia, nie zamierzał wysłuchiwać zapewnień, że tak się zdarza, owszem, zdarza, ale przecież nie jemu. Wszechogarniająca panika i żenujący wstyd kołysały nim jak sztormowy wiatr żaglem, rozpaczliwe próby ochrony swojego męstwa były ofensywnym atakiem na to, co kochał - Deirdre była kochanką idealną, nadążającą za jego potrzebami, wiecznie nienasyconą, zmysłową, otwartą na każde doznania, a przy tym piękną jak sama śmierć. Szeroki wachlarz jej masek nie był tylko częścią Wenus - żył w niej, potrafiła być dzika i oddana, krwiożercza i uległa, czuła i podła, jako jedyna potrafiła przegnać wszechogarniającą okrutną nudę. Ale - nagle - nuda przestała być jego kluczowym zmartwieniem, los sprezentował mu okrutne upokorzenie jego męstwa - jedynym sposobem na wykaraskanie się z tej sytuacji było uraczenie jej jeszcze większym upokorzeniem. Ryzykownym, ale Tristan był pewny siebie - i pewny tego, że spętał ją już łańcuchem dość silnym, by nie mogła się z niego zerwać. Kochała go, a siła miłości nie miała sobie równej - była silniejsza nawet od bólu i upokorzeń. Tych największych.

30, zmierzch | Melisande | Biała Willa
Tristan był dla niej zawsze wzorem, był też jej ostoją, oparciem, powiernikiem. Towarzyszem, choć to on zarządzał rezerwatem wiedziała, że jej zdanie jest dla niego ważne, że jej sugestie są respektowane, czasem odnosiła wrażenie że działają w nim wspólnie. Ona biorąc na barki te części życia rezerwatu które rozumiała lepiej, których czuła się bliższa. W tym rozmowy - choćby z Greengrasami, których sama obecność zdawała się działać na niego drażniąco. Chyba oboje martwili się o Fantine, przyjęła wszystkie nauki ich matki, ale logiczność myślenia z jej urodą mogła okazać się zabójczą mieszanką. Wszyscy posiedli coś na rodzaj pewności, a może i pychy, ale musieli wiedzieć też jak ją wykorzystać. Tristan był. I wiedziała, że nie miało się to zmienić, niezależnie od ilości zdań których się podejmował potrafił odnaleźć czas i dla niej, choć rzadko o niego zabiegała wiedząc, że nie potrzebuje go tak mocno jak inne sprawy - które najczęściej należały załatwić niezwłocznie.


Sierpień
5, popołudnie | Evandra | Weymouth
Kiedy wszyscy w końcu znaleźli się na polanie, cali i zdrowi, czarodziej w szacie o musztardowym kolorze i z piękną, ozdobioną bażancim piórem tiarze na pokrytej siwizną głowie, poprosił elfy o przyniesienie nagród i gdy te znalazły się obok, przystąpił do oddawania ich w dłonie zwycięzców. Trzem parom, które poradziły sobie najlepiej, podarował po kłębku srebrnej, mieniącej się w słońcu, wytrzymałej nici, która od razu przywodziła na myśl tę będącą magicznym przedmiotem w historii opowiedzianej na samym początku zabawy – historii o Tezeuszu i Ariadnie.

6, wieczór| Gonitwa | Weymouth
– Jak Aenghus i Caer razem lecieli pod gwiezdnym niebem, tak ty, miła pani, przemierzałaś piaskowe plaże na swoim wierzchowcu! – recytowała z pamięci słowa, których przez ostatnie kilka dni uczyła ją pani Picks. A potem babcia. I mama. – Proszę, przyjmij go jako uw… – to było bardzo trudne słowo. – Uwiń… – słychać było krótki, kobiecy szept gdzieś za plecami. – Uwieńczenie boju, który razem stoczyliście! – wskazała na niego wyciągniętą dłonią, uśmiechając się do wysokiego pana, który wręczył Caley lejce jako dowód, że aetonan należał już tylko do niej. – Sądzę, że pani bardzo do niego pasuje. I on do pani również! I sądzę, że bardzo panią polubił. Będzie się nim pani dobrze opiekowała, prawda? – pani Picks załamała dłonie, tego nie miało być chyba w scenariuszu. – A to również dla pani – podeszła bliżej i wyciągnęła przed siebie niewielki, paprociowy bukiecik, który sama zrobiła, uśmiechając się jeszcze szerzej. Pobiegła szybko do pani Picks, ciągnąc ją za sukienkę, żeby o coś poprosić. Wzięła na ręce małą lady i pozwoliła, by Miriam ucałowała na koniec policzek pani Spencer-Moon, za chwilę mocno ją przytulając.

7, wieczór | Deirdre, Alphard | Weymouth
- Idź - odpowiedział jej, tym razem samemu na nią nie patrząc - traktując ją jak i ona jego, oschle i obojętnie. Wpatrzony w płomień wysokiego ogniska widział w nim blask szatańskiej pożogi, czując zapach potu tańczących opodal par - zastanawiał się nad przeszłością i nad tym, co dzisiejszego dnia mogło wydarzyć się w Weymouth. Mając przed oczami każdy detal - napuchnięte usta, porwaną spódnicę, brudną bluzkę, rozpiętą na tyle, by można było przez nią dojrzeć mleczną twardą pierś. Brudne zwichrzone włosy, przechylony wianek, rumiane policzki.  

7, noc | Deirdre | Biała Willa
- I moje oczy źrenic twych w czerni szukały - wyszeptała nieprzytomnie, przywołując jeden z wierszy, które niegdyś jej deklamował. Zrobiła kilka kroków i znów prawie straciła równowagę, osłabiona, odurzona; przytrzymała się balustrady schodków, prowadzących do ogrodu. Spódnica okręciła się wokół bioder, nie sięgnęła w dół, by ją poprawić, ale zamiast tego przesunęła palcami po wnętrzu ud. - I piłam oddech twój, słodyczy trucizn pełna - kontynuowała po francusku, podnosząc dłoń do ust, oblizując palce, powoli, nieśpiesznie, w zastanowieniu; wpatrując się w Tristana ciągle spragnionym spojrzeniem. - Mogłeś wziąć mnie tam, przy ognisku, było cieplej - poskarżyła się teatralnie i zaśmiała się znów; pijana szczęściem, pijana rozkoszą; oparła bok głowy o kolumnę, obok której stała, rozpinając powoli, drugą ręką, złote guziki rozchełstanej koszuli - jakby zaprzeczając swym słowom.

10, popołudnie | Morgoth | Pokątna
- Byli słabi - stwierdził w końcu, przecinając zalęgłą ciszę; z przekonaniem, w które zapewne sam chciałby uwierzyć - że klejnoty, na które patrzyli, nie były zwierciadłem ich przyszłości. Znał swojego kuzyna - wiedział, że dla Yaxleyów jest gotów znieść wiele wyrzeczeń. A dowodem ich siły był mroczny znak wijący się wzdłuż ich bladych przedramion, gdzie skórę zdobi pajęczyna błękitnych żył wypełnionych błękitną krwią. - Chodźmy - Dopiero teraz odsunął się od gabloty, ze zrezygnowaniem upuszczając ledwie napoczętego papierosa - i przygniatając jego żar obcasem podkutego buta.

11, wieczór | Elodie | Costwolds Hills
Położył wolną dłoń na jej plecach, porywając w kolejnego walca - w rytm melodii wirując między innymi parami. Początkowo patrzył jej w oczy, ale wnet oderwał wzrok w dal, nie chcąc dopuścić do tego, by zderzenie tych spojrzeń zostało przez kogokolwiek uznane za nieprzyzwoite. Elodie w tańcu płynęła jak łabędź jeziorem, dostojnie, z klasą i gracją, której mogłoby jej pozazdrościć wiele zgromadzonych dziś dam. Jego wzrok uciekł jednak do Evandry, którą w tłumie odnalazł, wciąż stojącą przy bracie, choć już nie zajmującą go rozmową, odnajdując jej błękitne tęczówki. Tuż po tym, gdy muzyka ucichła, wypuścił Elodie z objęć, kłaniając się przed nią dworsko w podzięce za taniec:
- Pani - Opuszczając tym samym jej towarzystwo, niegrzecznie i niewłaściwie byłoby spędzić przy niej zbyt dużo czasu.

15, popołudnie | Benjamin | Pokątna
Skrzywił się lekko na paskudny widok odsłoniętej gęby Benjamina, co by o nim nie mówić - ze skórą na zeszlamionym pysku wyglądał znacznie lepiej. Uścisnął rękojeść, zamierzając potraktować Wrighta finalnym zaklęciem niewybaczalnym, kiedy... usłyszał dziwny klekot. Akromantula, z pewnością. Cofnął się krok, drugi - i trzeci - uważnie obserwując źródło hałasu, jednak stworzenie nie wynurzyło się z ciemności. Zamiast niego - do pomieszczenia wpełzło stadko mniejszych potworów, niewątpliwie będących dziećmi bestii. Zajęły się zwłokami - zostawiły jego i Eddarda - przynajmniej na razie; nie sądził, by Wrightowie przetrwali spotkanie z akromantulą, a oni mieli znacznie istotniejszy cel: anomalię.

16, popołudnie | Aurelia | Fantasmagoria
Nie drgnął również, gdy Aurelia odwróciła się i zniknęła w gęstwinach krętego żywopłotu, obserwował ją w oddali tak długo, jak długo jej sylwetka widoczną mogła pozostać. I dopiero, kiedy zniknęła całkiem - kącik jego ust uniósł się nieco wyżej w paskudnym grymasie samozadowolenia. Odwrócił się w drugą stronę, unosząc spojrzenie na ciemniejące niebo - chmury zwiastowały rzęsisty deszcz, niewiele myśląc poprawił kołnierz szaty i szybkim krokiem, mijając kolejne gałązki róż, przeszedł z powrotem do budynku teatru. Nie dostrzegł już towarzystwa Aurelii, zapewne zdążyli się oddalić - nieco żałował, zastanawiało go, czy wciąż dostrzeże na jej twarzy zamyślony wyraz. Ta kwestia musiała jednak zostać przeszłością - czekały go ważniejsze, musiał wrócić do swoich obowiązków.

26, południe | Deirdre | Fantasmagoria
- Dziękuję za poświęcony czas, sir – wstała od razu po mało subtelnym zakończeniu spotkania, przełykając gorzki zawód. Liczyła na informację zwrotną, pochwałę lub krytykę, skomentowanie życiorysu i przeprowadzonej rozmowy; odsyłał ją jednak z niczym, niepewną jeszcze bardziej niż była przed przekroczeniem progu gabinetu. Wygładziła przód spódnicy i rzuciła mu ostatnie spojrzenie – dopiero teraz wprawny obserwator, jakim bez wątpienia był znający ją na wylot Tristan, mógł dostrzec pewną gorycz, szybko zastąpioną grzeczną uprzejmością. Porzuciła pomysł dygnięcia, nie potrafiła tego robić, zamiast tego niezwłocznie opuściła pomieszczenie, cicho zamykając za sobą drzwi. Bardzo zależało jej na tej pracy, lecz gdy znów znalazła się wśród chichoczących i zaaferowanych kandydatek, zrozumiała, że odsłonięcie się z pragnieniem powrotu do kariery zawodowej mogło jej jedynie zaszkodzić – obawiała się reakcji Rosiera, ale mocniej własnej nadziei, nie opuszczającej jej nawet teraz.

28, świt| Deirdre | Biała Willa
Cofnął się, z satysfakcją, choć bez słowa przyjmując jej ukłon. Jej reakcje spełniały jego oczekiwania, była mu wdzięczna i zachowywała się rozsądnie, bez niewłaściwej w tej sytuacji arogancji, której się obawiał, kiedy bez zapowiedzi pojawiła się w jego gabinecie. Przepełniała ją pokora, wdzięczność, wszystkie te cechy, które ukazywała przed nim tak rzadko.


[bylobrzydkobedzieladnie]



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n



Ostatnio zmieniony przez Tristan Rosier dnia 02.01.24 1:59, w całości zmieniany 10 razy
Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Tristan Rosier 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Tristan Rosier [odnośnik]03.03.19 13:57
1956Wrzesień
5, popołudnie | Rycerze Walpurgii | Biała Wywerna
Gwarne głosy dołączające się do chóru przeciwnego ministrowi nie były zaskoczeniem, ale uspokajały - rodziny nie miały wątpliwości co do tego, że Longbottom nie był właściwą osobą na właściwym miejscu. Powinien zostać odsunięty od władzy jak najszybciej - i z pewnoscią zanim zacznie próbować kłaść swoje łapska na jego rezerwacie. Był właśnościa jego rodziny, nie zamierzał komukolwiek pozwolić wejść do środka, ale nie był też idiotą, by rozpoczynać bójkę z aurorami pod progiem tego miejsca. Jeśli Longbottom dotarł do handlu wątrobami, mógł również dotrzeć do tego, kto wywołał pożar. A jeśli tak się stanie - jedyną odpowiednią karą dla niego będzie śmierć. Z zainteresowaniem przeciągnął spojrzeniem od Quentina po Antonię, im większa będzie ich sila, tym większe mieli szansę na powodzenie. Skinął głową na słowa Drew, nie włączając się w dalszą dyskusję - kwestię klątw zamierzał pozostawić tym, którzy się na nich znali, wierząc, że wezmą słowa, które dotąd padły, pod uwagę.


Październik
10, wieczór | Szczyt | Stonehenge
W każdej z tych szkatuł wysadzanych rodowymi klejnotami lub zdobionymi rodzinnymi herbami znajdowały się wyjątkowe sygnety. Pierścienie wielkiej mocy — mocy przywódczej. Biżuteria noszona wyłącznie przez nestorów, których palce, nagle zaświeciły pustkami. Na Archibalda, Tristana, Edgara oraz Morgotha padły wszystkie spojrzenia. To na nich spoczęły bowiem obowiązki głów swoich rodzin. To im oficjalnie i niepodważalnie przekazano tytuł nestora. I nikt nie mógł owych decyzji podważyć.

10, wieczór | Melisande | Chateau Rose
- Nie zawiodę. - zapewniła go z mocą, choć możliwe, że i tego nie musiała. Przecież znał ją, wiedział lepiej. Może nawet umiał zrozumieć ją mocniej, niż ona sama rozumiała siebie. Serce zabiło mocniej na kolejne słowa. Skinęła głową. - Dla mnie wiedzieć, to jak być. - powiedziała jedynie cicho wyjawiając kolejną oczywistą prawdę. Tak, zdecydowanie podjęła dobrą decyzję, wiedziała, że tak. Czarny Pan był potężny, miał poprowadzić ich w kierunku nowego świata. A ona, ona miała w tym uczestniczyć. Opuściła spojrzenie na wino.

10, noc | Rodzina | Chateau Rose
Czekała więc na wieści, skryta bezpiecznie za otaczającymi ją stabilnie murami, starając się nadążać za prowadzoną w sali harmonii rozmową, choć przez większość czasu – bezskutecznie; jej uwaga, bardziej niż zwykle rozproszona, raz po raz uciekała ku dobiegającemu zza drzwi odgłosowi kroków, by wreszcie przenieść się tam całkowicie, gdy te stanęły otworem. Najpierw zauważyła wchodzącą jako pierwszą Melisande, której posłała słaby, ale ciepły uśmiech, by zaraz potem pozwolić spojrzeniu zogniskować się na pojawiającej się w wejściu postaci Tristana. Jej wzrok przemknął po jego twarzy, ramionach, sylwetce, sprawiając, że jej własna nieco się rozluźniła; nosił się pewnie, jak zwykle, wyprostowany, i z głową uniesioną wysoko, jednak miała wrażenie – czy mylne, podyktowane nieuzasadnionym niepokojem i troską? – że jego barki w dół ciągnęła jakaś niewidzialna siła, jak gdyby spoczął na nich dodatkowy ciężar – większy nawet niż ten, który ich właściciel nosił do tej pory.

12, południe | Rodzina | Chateau Rose
- Zastanawiałeś się kiedyś, dlaczego? - odparł, wyglądając na szczerze zafrapowanego tą myślą; w istocie był. - Podróż ku celu dłuży się niezmiernie, bo oczekiwanie i wizja zagubionego smoka zdanego na łaskę natury pobudzają wyobraźnię; oczekiwanie na starcie z nim, oko w oko, na próbę sił, pobudza wrzenie krwi. Powrót przemija w mgnieniu oka, choć przecież konfrontacja z bestią w rezerwacie wcale nie jest mniej pasjonująca. Chodzi o znużenie lub lęk, że poczynione założenia nie okażą się trafne. Droga do domu mija szybko wtedy, kiedy nie jest przyjemna. - Nie spojrzał na Lorcana, nie chciał widzieć reakcji jego twarzy na jego słowa. Wciąż - patrzył w sufit.

12, wieczór | Deirdre | Biała Willa
- Tak wiele ci zawdzięczam - wyszeptała prawie bezgłośnie, ocierając się policzkiem o jego udo, a lepkie od olejku palce rozpięły skórzany pas spodni z niejakim trudem. Ociągała się - lub po prostu odwlekała przyjemność upokorzenia, tożsamą dla ich obojga; upragnioną i plugawą, którą oddawała mu w końcu, otulajac jego gorące ciało śliskimi od olejku dłońmi i pełnymi ustami. Kosmyki włosów kleiły się do jej policzków i ramion, zakrywały ją łagodną kurtyną, pozwalając zatracić się w ofiarowanej, mocnej namiętności, budzącej w niej tylko jeszcze większe, niemożliwe do zaspokojenia pożądanie.

13, popołudnie | Amadeus | Londyn
Bez wyrazu obserwował subtelne uniesienie brwi Croucha; w rzeczy samej wewnątrz będąc tym brakiem taktu nieco zniesmaczony. Spotkał się na pertraktacje z nim, nie z równym sobie nestorem - spodziewał się z jego strony nieco więcej szacunku. Spodziewał się zresztą nieco więcej pokory od człowieka, który przybył wszak w imieniu swojego nestora, nie w imieniu własnym. Jego twarz, spojrzenie, zwilżone czerwonym winem usta, nie drgnęły, gdy wysłuchał słów Croucha, wymijającą, błahą, obojętną. Bierną, pozbawioną woli, pozostającą odmową nie przechodzącą w żaden kompromis. Sądził, że dawna przyjaźń - jak i dobre imię rodu - znaczy dla nich nieco więcej. Początkowo nie powziął wysłania Amadeusa na te pertraktacje jako wyrazu lekceważenia, jednak gdy stanowczo wzbronił się przed jego słowy, przeszło mu przez myśl, że być może jego propozycja była zbyteczna. Zamierzał się zakończyć ten spor, owszem, ale nie zamierzał puścić w niepamięć wyrządzonych im krzywd; Crouch zapominał, które z nich zostało skrzywdzone.

13, wieczór | Deirdre | La Fantasmagorie
Emocje kłębiły się w jej źrenicach przerażającym wachlarzem żalu, złości i strachu, zdradzając, że przynajmniej zdawała sobie sprawę ze swojego aktualnego położenia. Położenia absurdalnie dziwnego, ściągnął ją jako kochankę w próg Białej Willi, zgodził się celebrować jej urodziny, przysłał jej nawet kwiaty, choć żadnej z tych rzeczy nie musiał robić; coś między nimi pękło, już jakiś czas temu, nie oddawała mu się w pełni tak, jak powinna, jak robiła to zawsze, jak od niej oczekiwał - a teraz, miał ją przed sobą, półnagą pod drogim materiałem płaszcza należącego do niego; miał ją piękną, przystrojoną specjalnie dla niego, jej włosy przypominały morskie fale, a czerwień ust kusiła jak krew; miał ją wściekłą i przerażoną w sposób, jakiego od tygodni już nie odczuł.

14, wieczór | Zachary | La Fantasmagorie
— Będę niezmiernie zobowiązany — odpowiedział wreszcie, gdy finalny kęs znalazł się w jego ustach i mógł odłożyć sztućce na bok, sygnalizując głównie sytość własnego żołądka, będąc niezwykle zadowolonym z zaserwowanej uczty. — Gdy tylko zapoznam się z dokumentacją, poślę Ammuna ze stosownym wyprzedzeniem — dodał, całkowicie nie przejmując się tym, że imię ptasiego przyjaciela wymawiał tak zwyczajnie, jakby należało do drugiego człowieka.

15 | Syreni Lament | Na morzu
Ocknęliście się w akompaniamencie przyciszonych rozmów, lekkiego kołysania statku i ogrzewających wasze twarze promieni słonecznych – w chwili, w której statek rejsowy, powracający z cotygodniowego kursu po otwartym morzu, zaczął przybliżać się do londyńskiego portu. Zaraz po przebudzeniu powitały was pełne ulgi, choć nieco zdziwione i skonfundowane spojrzenia załogi, której członkowie wyjaśnili wam, że zostaliście zabrani na pokład kilka godzin wcześniej, gdy jeden z żeglarzy zauważył dryfującą na wodzie, uplecioną z morskiej trawy tratwę – z szóstką nieprzytomnych czarodziejów leżących na niej ramię w ramię. Jednym z najdziwniejszych elementów tej historii był fakt, że nikt z załogi – z samym kapitanem włącznie – nie był w stanie wyjaśnić, dlaczego właściwie statek znalazł się w tamtym miejscu, ani z jakiego powodu sternik zdecydował się zboczyć z wytyczonego kursu, kierując okręt na nieznane dotąd wody. Liczyło się jednak to, że byliście bezpieczni, a wasze obrażenia zostały doraźnie zaleczone – choć raczej nie mieliście już szans, aby zdążyć dotrzeć na umówione spotkania.

16, południe | Deirdre | Fantasmagoria
- Wróć, kiedy zdecydujesz się powiedzieć prawdę - odpowiedział tylko, z zawodem, powracając spojrzeniem ku jej roziskrzonej złością twarzy. Nie kazał jej błagać o pieniądze - chciał jedynie wiedzieć, na co je potrzebuje. Nie zamierzał odpowiadać na to, co sama sobie odpowiadała. Nie zamierzał też zaprzeczać, że nie była głupią dziwką, pełnym wachlarzem pokazała dzisiaj co innego. - Masz gościa na dole - oświadczył jeszcze, kiedy zaczęła opuszczać pokój. Miała tutaj swoje obowiązki - i nie mogła o nich zapominać, tak naprawdę monsiuer de la Pierre miał spotkać się tutaj z nim, omawiając występ trójki swoich podopiecznych - mieli koneksje, które pozwoliły im skontaktować się bezpośrednio z nim. Ale jemu nie zależało już na żadnych koneksjach, znaczył więcej od nich, odkąd stał się nestorem. A jej: nie zamierzał pozwolić uciec. - Zajmij się nim - rozkazał od niechcenia, obracając się, by pozbierać rozrzuconą na biurku dokumentację; cichy stukot jej obcasów ucichł za progiem, za jego plecami.

16, wieczór | Deirdre | Londyn
- Bywaj, Deirdre - pożegnał się krótko, dogaszając ogarek o ścianę budynku - i spojrzawszy na nią przez ramię, równie krótko, ruszył przed siebie kilka kroków, nim rozmył się we mgle, którą wnet porwał podmuch wiatru. Był już późny wieczór, powinien był już znaleźć się w domu.

17, wieczór | Deirdre | Londyn
Nie zareagował więc ani słowem ani gestem, kiedy jej sylwetka rozmyła się w smolistej mgle, z dziwnej przyczyny nie czując się wcale mniej upokorzonym niż wtedy, kiedy wymykała mu się z rąk w mieszkaniu młodej lady Isoldy. Umykała mu dokładnie tak jak wtedy - upokarzająco, w sobie tylko znanym celu, zapewne równie nieprzemyślanym co wtedy.

19, wieczór | Deirdre | Londyn
Rozchyliła usta, chcąc pójść o krok dalej, znaleźć się jeszcze dalej po drugiej stronie nieprzekraczalnej granicy, ale nie zdołała. Był szybszy, a odpowiedź, choć opóźniona, jednak padła - jako cios, silny i pełen pogardy jednocześnie. Rozległ się nieprzyjemny trzask, a jej policzek najpierw przeszyła fala mrozu, później zamieniona w bolesne ciepło, rozlewające się wzdłuż kości policzkowej aż do ust; wilgotnych, obrączka rozcięła kącik warg, od razu buchający krwią. Lepką, łaskoczącą brodę; głowa Deirdre odskoczyła w bok, ale nie wyprostowała się od razu, stojąc w tej wykrzywionej pozycji, z włosami przesłaniającymi twarz, próbując zdać sobie sprawę z tego, co właśnie się działo.

25, popołudnie | Drew i Zakonnicy | Brzegi Wensum
Promień zaklęcia uformował się w szmaragdowy promień, który z łatwością sięgnął celu; nie spojrzał nawet na mężczyznę, kiedy ten wyzionął ducha: wydał z siebie ostatnie tchnienie, pobladł nagle - i opadł w miękką trawę już bez życia. Nie musiał podchodzić do neigo i sprawdzać, czy na pewno był martwy, mordercze zaklęcie nie pozostawiało złudzeń i nie dawało mu żadnej nadziei na przetrwanie. Nie zainteresowany losem mężczyzny - wraz z Drew z wolna jął wycofywać się z leśnych okolic. Słyszał wyraźnie szmer pobliskiej rzeki Wensum, lecz nic poza nią. Motłoch rozpierzchł się daleko, byli sami i mieli prostą, wolną drogę prowadzącą do miasta. Schował różdżkę, prowokowanie kłopotów po drodze byłoby zbędną komplikacją.


[bylobrzydkobedzieladnie]



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n



Ostatnio zmieniony przez Tristan Rosier dnia 02.01.24 2:07, w całości zmieniany 4 razy
Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Tristan Rosier 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Tristan Rosier [odnośnik]28.04.19 3:37
1956Listopad
5, wieczór | Rycerze Walpurgii | Biała Wywerna
Krótkim spojrzeniem przeciągnął po Deirdre, kiedy wzniósł się już gwar, a kolejne krzesła zaczęły odsuwać się od stołu. W końcu powstał, nieśpiesznie obchodząc stół - stanąwszy za krzesłem Valerija zostawił przed nim, na stole, pękatą sakiewkę złota.

8, wieczór | Rycerze Walpurgii | Anglia I, II
- Skąd pomysł, że zamierzam? - Naturalnie, że by zdążył, posiadał moce i potęgę, o jakich im się nawet nie śniło. Nie przerazili go ani czarodzieje - pomimo ich niezaprzeczalnej siły, tak trudna przemiana musiała kosztować nieco wysiłku - ani wspomniane posiłki niezależnie od ich liczebności. Prawdę powiedziawszy nie sądził, by cokolwiek ani ktokolwiek byłby mu w stanie dzisiaj zagrozić. Wyzbył się już odruchu wzmacniania uchwytu na rękojeści różdżki, instynktownie kierował ją lekkim ruchem naprzeciw przeciwników, wypowiadając melodyjne: - Avada kedavra - bez zająknięcia; wpierw ku mężczyźnie, kobietę zostawiając sobie na później - w cierpieniu kobiet było coś pięknego, przepełnionego namiętną pasją, która przełamywała codzienny marazm. - Avada kedavra - powtórzył jednak po raz drugi, wiedząc, że nie miał czasu na zwłokę; być może blefowali i posiłki wcale nie były w drodze - ale jeśli, nie zamierzał testować na sobie powiedzenia nec Hercules contra plures.

16, popołudnie | Evandra | Rezerwat
Krótkie nigdzie wystarczyło, by niepodzielnie wróciła myślami do Tristana, również darującego jej zapewnienie: że wciąż jej pragnął, że nie żałował, że tak mocno naciskał na nią i na jej ojca, że odebrał jej wybór; ona również nie żałowała – pojedyncze ziarno goryczy topiło się w morzu uczuć słodszych i silniejszych, zmąconych co prawda toczącą się poza różanym dworem wojną, ale wciąż dających Evandrze siłę. I wiarę, w ich świat, w nich samych, w niego. – Tak jak twoje przy mnie. – Sekunda zawahania; pojedyncze uderzenie serca. – Przy nas – poprawiła się, dostrzegając jego umykające na krótko spojrzenie.

20, popołudnie | Isabelle | Fantasmagoria
-Jeśli tylko nie nadejdzie wtedy czas rozwiązania, pojawię się na Sabacie w najpiękniejszej sukni. - o ile lady Nott raczy wyznaczyć jej jakieś miłosierne przebranie. -Ale znasz mnie Tristanie, znasz moje zdolności i moje poglądy - co prawda niewiele nie rozmawiali o polityce w przeszłości, bo nie wypadało, ale czyż nie widział jej poglądów teraz, w oczach zdradzonej przez miłośnika mugoli kobiety? -I wiesz, że najwięcej mogę osiągnąć nie suknią, a czynem. Po urodzeniu dziecka wrócę do alchemii, wrócę do leczenia i wiedz, że nie chcę siedzieć bezczynnie. Że wesprę różdżką przyjaciół, szlachtę, naszą sprawę. - mówiła dalej, zagłuszając w sobie jakiekolwiek uczucia, które mogłyby jej przerwać. -Niegdyś bałam się wojny i tego zamętu Tristanie, ale nie osiągnę nic strachem. - bardziej bała się bezradności, niemożności wpłynięcia na los własny i dziecka.

21, wieczór | Isabella | Pałac Beaulieu
– Dlatego, że magia jest wyjątkowa. Wybrała nas i uczyniła nas silniejszymi od mugoli. Żyjemy nią i czerpiemy z niej. Ich trawi lęk lub niewiedza wobec tych żywiołów, bo one są ponad nimi. Jak my – mówiła, ubierając myśli w dość łagodne słowa.

29, południe | Fantine | Chateau Rose
Przyglądał się jej twarzy spokojnie i w milczeniu, gdy oświadczyła, że skończyła swoje wystąpienie. Próbował dotrzeć do jej głębi i zrozumieć, co nią kierowało; nie potrzebowali na wyprawie niedoświadczonej alchemiczki, a ona nie potrzebowała wyprawy, by nauczyć się czegokolwiek o eliksirach - tam nie było czasu na naukę, jedynie na pracę, do tego pod presją i niełatwą. Nie, żeby nie uważał, że nie podoła - raczej po prostu nie widział tam dla niej miejsca. Jego wzrok podążył za jej arogancko uniesioną brwią - wyrażała niezadowolenie z tej rozmowy, rozpoznawał ten gest, bliźniaczo obecny tak u niego, jak u Melisande. Fantine musiała jednak zrozumieć, że była mu należna szacunek nie mniejszy, jak poprzedniemu nestorowi - i nie powinna pozwalać sobie na tak krytyczne względem niego gesty. Brak argumentacji z jej strony, podobnie narastająca u niej zdawałoby się frustracja wywołana rozmową, jedynie utwierdzały go w przekonaniu, że chęć wyjazdu na wyprawę była jedynie z jej strony dziecinnym kaprysem.


Grudzień
6, wieczór | Mathieu | Wenus
- Obyś się nie mylił - dodał już mimochodem, śledząc wzrokiem ruch złotowłosej piękności. Odnalazł jej spojrzenie, skinąwszy głową; oni już skończyli, podwoje rozkoszy mogły zostać uchylone. Wątpliwości - musiały zniknąć, to nie był na nie czas, nie było miejsce. Decyzja została podjęta, a kości rzucone, sojusz został przypieczętowany. Reszta - była tylko formalnością, scenariuszem, który aktorzy zobowiązali się w całości ziścić. Nie wiedział, ile Morgana powiedziała dotąd Isabelli i szczerze powiedziawszy nieszczególnie go to interesowało. Nie mogła odmówić. Leniwie wstał, obchodząc stolik obok Mathieu, któremu położył dłoń na ramieniu w pożegnalnym geście. - Widzimy się na kolacji - Przez ramię ostatni raz obejrzał się na dziewczynę, wierząc, że miała do zaoferowania to, za co zapłacił - podobnie, jak jej przyjaciółki. Wkrótce się oddalił, pozostawiając ich samym sobie; z powrotem zarzucił na ramiona wciąż wilgotny płaszcz, wychodząc na wciąż brudne i mokre od deszczu ulice, na niekończącą się burzę, której gromy wciąż wywoływały u niego niepokój.

6, noc | Evandra, Evan | Chateau Rose
Zabrano go chwilę później, pozostawiając jej ręce dziwnie pustymi; chciała zaprotestować, ale nie odnalazła siły na nieuzasadniony sprzeciw – zamiast tego pozwoliła służkom na pomoc w doprowadzeniu jej do porządku, odnajdując okazję do złapania oddechu, gdy ocierano jej twarz i poprawiano zburzone w nieładzie włosy; fakt, że przeżyła, że przeżyli oboje, dotarł do niej z opóźnieniem – dopiero, gdy zjawił się uzdrowiciel, by upewnić się co do jej stanu. W pierwszej chwili zapytała o dziecko, o syna – miał się jednak dobrze, był zdrowy i silny, a chociaż codzienność zazwyczaj zajmowała ją tysiącem myśli, to w tamtym jednym momencie nie potrzebowała niczego innego.

10, popołudnie | Deirdre | Fantasmagoria
– Skończ się do niej porównywać, nie jesteś i nigdy nie byłaś moją żoną. – Nie tylko dziś, ale przecież w trakcie każdego ich minionego spotkania, na jego palcu błyszczała złota obrączka ślubna będąca symbolem jego uwiązania do Evandry. Nie zdejmował jej. – Gdybyś miała choć połowę jej klasy, do tej rozmowy nigdy by nie doszło – dodał z niechęcią, Deirdre i Evandra były od siebie skrajnie różne, ale gdyby były takie same, jedna z nich by go nudziła; złotowłosa piękność i orientalna drapieżność dopełniały się na każdym kroku, tworząc dla niego wygodne kompendium intrygujących cech.

13, popołudnie | Elaine | Zamek Ludlow
- Jak mógłbym odmówić? - Kobiecie, damie, tobie? Kolejna niezręczność, dotąd odczekałby, aż to jego towarzyszka spocznie jako pierwsza pomimo faktu, iż to ona gościła jego - lecz dziś te role musiały zostać odwrócone, miał wyższy tytuł. Zajął przygotowane miejsce przy stole, zasiadając na jednym z krzeseł.

15, wieczór | Zariah | Wenus
- Zasiądź, panie i pozwól mi sprawić sobie przyjemność - szepnęła, obracając się powoli, a złote ozdoby wokół jej bioder zadźwięczały, gdy zaczęła rytmicznie nimi poruszać, zsuwając z ramion jedwabny szal. Przesuwał się po jej ciele w rytm muzyki, w rytm jej kroków, w rytm ruchów bioder, najpierw miękkich i łagodnych, później bardziej zdecydowanych: odsłonięty brzuch wił się i giął, tak jak i sama Zariah, przymykając oczy w rozpoczynanym tańcu.

26, wieczór | Rosierowie | Chateau Rose
Skończył posiłek, delektując się każdym fragmentem potraw: mięso było doskonałe, sosy wyjątkowe, owoce morza świeże, jadalnia była ważnym elementem tego domu, francuska tradycja nakazywała delektować się każdym kęsem, ale tak wykwintne uczty rezerwowane były jednak na szczególne okazje. Uniósł w górę kielich, bezwiednie wznosząc kolejny, już cichy toast, dla smaku kosztując alkoholu. Evan spał cicho, świąteczna atmosfera musiała kołysać do snu i jego. Kielich wymienił na szklankę, w której błysnęła szmaragdowa Toujur Pour, z czasem przeprosił małżonkę, by odejść z papierosem i szklaneczką alkoholu z pozostałymi mężczyznami, dalej od stołu, do salonu za ścianą, gdzie potoczyły się rozmowy na polityczne tematy, oscylując głównie wokół Lorda Voldemorta - przypominając jednocześnie, że nawet święta nie były momentem, w trakcie których można było w pełni zapomnieć o swoich obowiązkach. Te nie znikały nigdy.


[bylobrzydkobedzieladnie]



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n



Ostatnio zmieniony przez Tristan Rosier dnia 02.01.24 2:05, w całości zmieniany 6 razy
Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Tristan Rosier 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier

Strona 1 z 2 1, 2  Next

Tristan Rosier
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach