Wydarzenia


Ekipa forum
Salon
AutorWiadomość
Salon [odnośnik]12.08.15 9:06
Później wkleję, jestem za leniwy :C
Colin Fawley
Colin Fawley
Zawód : Właściciel Esów&Floresów i własnej sieci ksiegarni
Wiek : 36
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Zasada pierwsza: nie angażować się
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
A co, jeśli wszyscy żyjemy w świecie, który nie ma końca?
Nieaktywni
Nieaktywni
http://morsmordre.forumpolish.com/t592-colin-fawley http://morsmordre.forumpolish.com/t1184-poczta-kociarza-colina https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f123-inverness-stuart-street https://www.morsmordre.net/t2778-skrytka-bankowa-nr-117#44918 http://morsmordre.forumpolish.com/t1185-colin-fawley
Re: Salon [odnośnik]12.08.15 11:48
/z ulicy

Może Raven niespecjalnie zależało na opinii czystokrwistych rodów, bo to ojca ambicją było, żeby stała się członkiem któregoś z nich, nie jej, ale zdawała sobie sprawę, że zła opinia mogłaby ogólnie utrudnić jej życie, począwszy od znalezienia męża, a skończywszy choćby na znalezieniu dobrej pracy. Bo jakby nie patrzeć, wpływy czystokrwistych sięgały praktycznie wszędzie. Dlatego chyba by wolała, gdyby wspólne zamieszkanie nastąpiło w momencie, kiedy mężczyzna już poprosiłby ją o rękę, i wtedy coś takiego już nie budziłoby większych kontrowersji. Jakaś cząstka niej chciała, żeby to zrobił, żeby czuła, że naprawdę darzył ją specjalnymi względami i myślał o niej poważnie, a nie traktował ją jako przelotną zachciankę, nieopierzoną młódkę o ładnym licu, na którą z racji jej wieku i niewielkiego doświadczenia patrzy się z przymrużeniem oka. Desperatką też nie była; no, może tylko w kwestii uwolnienia się od ojca. Nie była wyrachowaną, próżną pannicą desperacko próbującą się wkraść w towarzystwo i złowić dobrze ustawionego męża. To na pewno by nie zawadziło, bo jak każda młoda dziewczyna chciała dobrze wyjść za mąż i być szczęśliwa, ale w obliczu życia w poczuciu zagrożenia, stało na nieco dalszej pozycji. Nie czuła się też żadną silną i niezależną kobietą; no dobra, może nie była też żadną omdlewającą, wychuchaną mimozą, bo ojciec dosyć mocno ją zahartował i nie była wcale taka słabowita, ale jej niezależność i próby zachowania kontroli nad własnym życiem były tylko lichymi podrygami młodej, naiwnej desperatki błądzącej niczym dziecko we mgle i liczącej, że wszystko się jakoś ułoży.
- Skoro jesteś tego tak pewny... – powiedziała w końcu, wpatrując się w niego. – Dobrze. Przenieśmy te rzeczy. Wiele już ich tam nie zostało.
Raven po wyprowadzeniu z domu ojca ogólnie niewiele miała, a sporo najpotrzebniejszych rzeczy już przeniosła do Colina, skoro tyle tam przebywała.
Kiedy jednak powiedział o różdżce, zdziwiła się.
- Mam żyć jak mugolka? Bez czarów? – zapytała. Nie była uprzedzona do mugoli, szczególnie odkąd dowiedziała się, że jej prawdziwa matka była mugolką, ale jednak, odkąd tylko pamiętała, magia była obecna w jej życiu, i już w wieku ośmiu lat ojciec zmuszał ją do nauki czarowania za pomocą różdżki. W czarodziejskich posiadłościach, z dala od mugolskiego świata, nie przejmowano się tak bardzo zasadami, i Raven dużo rzeczy robiła, pomagając sobie magią. Tym bardziej więc zdziwiły ją słowa Colina, ale może miały coś wspólnego z tym, że sam nie miał różdżki, i przemawiała przez niego jakaś dziwna duma i chęć, by dziewczyna dostosowała się do niego? Zastanawiała się, dlaczego po prostu nie kupił sobie nowej, by znowu normalnie czarować, i czy jego polecenie będzie się to dało jakoś obejść, ale zanim powiedziała cokolwiek więcej, mężczyzna po chwili puścił ją i wszedł do wnętrza pubu. Raven zawahała się przez moment, ale po chwili poszła za nim, także znajdując się wewnątrz obskurnego pomieszczenia, jak zwykle zatłoczonego czarodziejami. Colin przeniósł się jako pierwszy. Raven jeszcze przez chwilę stała naprzeciwko kominka, wpatrując się w zielonkawe od proszku Fiuu płomienie i zastanawiając się nad ich wcześniejszą rozmową, ale po chwili także się przeniosła, by po kilku sekundach wirowania w płomieniach wyskoczyć z kominka w salonie Colina. Była tu już tyle razy, że przyzwyczaiła się do widoku tego pomieszczenia.
Z lekką przekorą otrzepała swoją ciemną, dopasowaną szatę z popiołu i spojrzała na mężczyznę.
- Więc co robimy? – zapytała po chwili. – Mam iść dokończyć sprawę z książkami?
Spodziewała się, że Colin pewnie odeśle ją, by dalej porządkowała książki, i już prawie zrobiła krok w stronę pracowni. Jakby nie patrzeć, mimo ich relacji nadal była jego pracownicą. Może też właśnie dlatego nie szokowało jej tak szczególnie to, że czasami wydawał jej polecenia, tym bardziej jeśli dotyczyły one jej pracy.
Raven Baudelaire
Raven Baudelaire
Zawód : brak
Wiek : 20
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Salon CFbqa8o
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t935-raven-baudelaire https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204
Re: Salon [odnośnik]12.08.15 12:27
Otrząsnął się jak zawsze, gdy musiał podróżować kominkami. Nie cierpiał tej metody transportu, o wiele bardziej ceniąc sobie zwyczajną miotłę – ot, chociażby dlatego, że powietrzna przestrzeń dawała mu poczucie ogromnej wolności, braku jakiegokolwiek skrępowania. Paradoksalnie jednak nie lubił Quidditcha. Miotła była wyłącznie środkiem transportu, nie środkiem powietrznej zabawy, bo tylko tak mógł określić ganianie za jakimiś durnymi piłkami i narażanie się na poważne uszkodzenia ciała. Stanął na środku salonu, czekając na dziewczynę; odpiął górny guzik koszuli, pozwalając sobie na większą swobodę niż na ulicy w publicznym, gdzie musiał wyglądać nienagannie elegancko i gdzie jakikolwiek defekt nie pozostałby z pewnością bez echa. Jakkolwiek gardził arystokratami, a na pewno ich znaczną większością, tak musiał mimo wszystko przebywać wśród nich, jeśli chciał, by jego interes się kręcił. A ci przykładali przerażająco wielką rolę do tego, by wszędzie wyglądać doskonale.
Odwrócił się w stronę Raven, gdy tylko pojawiła się w kominku.
- Przeszkadza ci mugolskie życie? - spojrzał na nią z błyskiem w oku, który nie zapowiadał niczego dobrego. - Nie umiesz sobie poradzić bez czarów? Przygotować czegoś do jedzenia, sprzątnąć porozrzucanych rzeczy? Zrobić kilku kroków? - podszedł do niej szybko, łapiąc ją za rękę, a drugą przesuwając po jej ubraniu, szperając w dostępnych kieszeniach i zakamarkach materiału, by po chwili wyciągnąć z niego z triumfem różdżkę. - Kręcisz się po mugolskim Londynie, a przeraża cię funkcjonowanie w domu bez magii? Doprawdy, zastanawiające – prychnął ze złością, obracając różdżkę w palcach, jakby była jego jakimś dziwnym, szczególnym trofeum. Ciekawe, czy by go posłuchała, gdyby starał się rzucić jakieś zaklęcie. Czy skierowałaby swoją moc przeciwko pełnoprawnej właścicielce, czy uległa jego nakazowi i wystrzeliła w kierunku Raven kolorowy płomień zaklęcia? Uśmiechnął się drapieżnie, kierując różdżkę w stronę dziewczyny. Może warto spróbować?
Natychmiast jednak odegnał od siebie tą kuszącą myśl. Nie chciał korzystać z magii, by podporządkować sobie dziewczynę, to nie leżało w jego naturze. Magia była atrakcyjna, ale tylko gdy chodziło o magiczne książki, z których tajemnice można było wydostać za pomocą zaklęć. W innych sytuacjach czarodziejskie formuły budziły w nim więcej obrzydzenia niż fascynacji. Cóż za przyjemność patrzeć na kulącą się u jego stóp postać, która bała się nie jego samego, ale bolesnych klątw? Cóż za przyjemność mieć świadomość, że bez różdżki nie mógłby nad nią panować; że bez tego głupiego kawałka drewna byłby w jej oczach zupełnie nieszkodliwy. Nie, nie o to mu chodziło, gdy chciał ją sobie podporządkować i od siebie uzależnić. To nie ciało musiał skruszyć, ale jej duszę. A tego nie można było zrobić zaklęciem, tylko siłą własnego umysłu, manipulacją, strachem...
Znów poczuł to fantastyczne uczucie oczekiwania, wzmocnione teraz świadomością, że udało mu się zrealizować pierwszy krok na swojej drodze. Zamieszka z nim na stałe; da jej do dyspozycji obecny pokój, który zajmowała, stworzy dla niej wrażenie bezpiecznej przestrzeni, a potem... przymknął oczy, poddając się chwilowemu pragnieniu. Gdy je otworzył, Raven wciąż stała na swoim miejscu, patrząc na skierowaną na siebie różdżkę. Och, z radością odesłałby ją do porządkowania książek tylko po to, aby jej pokazać, że wciąż jest jego pracownicą, mającą święty obowiązek wykonywać jego polecenia. Tym razem jednak postanowił się zabawić i zaryzykować, naginając nieco swój plan. Opuścił różdżkę i położył ją na stoliku, samemu zagłębiając się w jednym z miękkich foteli. Nie zaproponował jej, by usiadła; chciał sprawdzić, czy zrobi to sama, czując się dostatecznie pewnie w swoim nowym domu, czy będzie jednak stała, czekając na wyraźne zaproszenie.
- Nie, zostań jeszcze, książkami zajmiesz się później. Musimy też porozmawiać o innych, bardziej przyziemnych kwestiach – oparł jedną dłoń na kolanie, palcami drugiej gładząc skórzane oparcie fotela. Jego wzrok utkwiony był w twarzy dziewczyny, która w lekkim półmroku salonu pełnego książek, wydawała się jeszcze bardziej blada.
Colin Fawley
Colin Fawley
Zawód : Właściciel Esów&Floresów i własnej sieci ksiegarni
Wiek : 36
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Zasada pierwsza: nie angażować się
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
A co, jeśli wszyscy żyjemy w świecie, który nie ma końca?
Nieaktywni
Nieaktywni
http://morsmordre.forumpolish.com/t592-colin-fawley http://morsmordre.forumpolish.com/t1184-poczta-kociarza-colina https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f123-inverness-stuart-street https://www.morsmordre.net/t2778-skrytka-bankowa-nr-117#44918 http://morsmordre.forumpolish.com/t1185-colin-fawley
Re: Salon [odnośnik]12.08.15 13:38
Raven z reguły korzystała z teleportacji. Nie był to może całkowicie bezpieczny sposób i często towarzyszył jej pewien lęk przed rozszczepieniem, ale póki co unikała poważniejszych wypadków. To był sposób najszybszy i najdyskretniejszy, nawet jeśli nie był zbyt przyjemny. Ale zdecydowana większość czarodziejów stosowała zabezpieczenia antydeportacyjne, więc do mieszkań i tak często dostawało się głównie kominkami.
Zauważyła, że pozwolił sobie na nieznaczne rozluźnienie; w końcu teraz byli sami, nie musiał już udawać. Kiedy jednak do niej podszedł, uniosła nieco wzrok, by spojrzeć mu w twarz.
- Nie, to nie tak – wyjaśniła szybko, nieco skonsternowana. Nie przeszkadzali jej mugole, wręcz podziwiała ich za to, że umieją sobie poradzić bez czarów i znajdują tyle różnych sposobów, żeby ułatwić sobie niemagiczne życie. – Po prostu... To dla mnie pewna nowość. Nie spodziewałam się... że moje korzystanie z magii mogłoby ci w jakiś sposób przeszkadzać.
Trochę się zająknęła, bo nie do końca wiedziała, jak to zdefiniować bez wdawania się w szczegóły na temat surowego ojca, który kładł duży nacisk na to, by rozwijała swoją magię.
Zaskoczył ją, kiedy tak nagle się zbliżył i złapał ją za rękę, by po chwili przeszukać jej kieszenie i wyjąć różdżkę. Takie nagłe naruszenie przestrzeni i odebranie jej różdżki wbrew jej woli nieco ją wystraszyło. Patrzyła, jak przesuwał ją między palcami, oglądał, już miała go poprosić o zwrot, kiedy nagle wymierzył nią w Raven, dziewczyna aż odskoczyła do tyłu, wyglądając, jakby cała krew odpłynęła jej z twarzy. Przed oczami znowu stanął jej obraz ojca zastanawiającego się, jakiej klątwy użyć, żeby ukarać ją za krnąbrność. To zawsze był straszny czas wyczekiwania. Wpatrywała się wtedy w koniec różdżki, w zimne oczy ojca, przygotowując się w myślach na ból i starając się po prostu przetrwać karę. Ojcu czasami zdarzało się ją uderzyć, ale głównie karał ją zaklęciami. Twierdził, że nie lubi sobie brudzić rąk takimi prymitywnymi mugolskimi sposobami.
- Nie powinieneś tego robić – powiedziała cicho, kręcąc lekko głową. Colin do tej pory nigdy jej nie skrzywdził, ale i tak widok różdżki w jego dłoniach, i to jej własnej różdżki, wystraszył ją i wpędził w jeszcze większą konsternację.
Ale nic nie zrobił, nie rzucił żadnego zaklęcia, po prostu stał z różdżką w dłoni, pewnie zastanawiając się, czy w ogóle mógłby nią czarować. Po chwili, ku jej uldze, odłożył ją na stolik. Dopiero wtedy Raven znowu się rozluźniła, jednak jej oczy wciąż wpatrywały się w niego ponuro, z większym niż poprzednio dystansem. Może po prostu była nadmiernie przewrażliwiona przez swoje traumy z młodości?
- Dobrze, zostanę. Tamto mogę zrobić później – powiedziała, patrząc, jak siadał w fotelu. Ona jeszcze przez chwilę stała, ale później także usiadła w drugim fotelu. W końcu to teraz miał być też jej dom, więc nie mogła tylko stać jak kołek na środku salonu. Splotła dłonie na kolanach i obróciła się lekko w stronę Colina.
- O czym chciałeś ze mną porozmawiać? – zapytała z ostrożną ciekawością, zastanawiając się, co miał do powiedzenia. Dotyczyło to zamieszkania z nim i jakichś spraw związanych z pracą czy życiem towarzyskim, czy może dalej chciał się rozwodzić nad kwestią magii? Raven utkwiła wzrok w swojej różdżce spoczywającej na stoliku, zaledwie parę metrów od niej, ale nie wyciągnęła ręki, żeby schować ją z powrotem, choć bardzo ją to kusiło, choćby po to, by pokazać mu, że nie może ot tak robić jej takich rzeczy.
Raven Baudelaire
Raven Baudelaire
Zawód : brak
Wiek : 20
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Salon CFbqa8o
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t935-raven-baudelaire https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204
Re: Salon [odnośnik]12.08.15 14:50
Przez plecy przebiegł mu dreszcz satysfakcji, gdy zobaczył reakcję Raven na wycelowaną w nią różdżkę. Bała się, była przerażona czy tylko zniesmaczona i zdegustowana, że wykorzystuje przeciwko niej jej własną broń? Sprawdzi to później, mają w końcu przed sobą mnóstwo czasu spędzonego w zaciszu pustego mieszkania. Będzie mógł testować jej zachowania i reakcje wedle własnego uznania, sprawdzać, gdzie są jej granice, a może nawet uda mu się je bez problemu przełamać, pokazując dziewczynie, jak kruche mogą być powzięte postanowienia. Och, jasne, że o wiele większą przyjemność sprawiłoby mu stoczenie boju, niż otrzymanie czegoś za nic, bez walki i bez oporu. A w Raven wyczuwał właśnie taką małą przekorną iskierkę oporu, chociaż nie tak wielką jak w innych kobietach... czy młodych dziewczynach, które spotkał na swojej drodze. Tamte potrafiły być upiornie upierdliwe, domagając się od niego absurdalnych rzeczy; ich roszczenia przyprawiały go o ból głowy i choć wiedział, że wystarczyłyby długie tygodnie ćwiczeń, by urobić je sobie w każdym szczególe, to brakowało mu cierpliwości i, cóż tu ukrywać, wolał iść w tym wypadku na łatwiznę. Raven była inna – może właśnie ten mniejszy opór, jakiego się po niej spodziewał, był przyczyną tego, że to właśnie ją wybrał? A może to tylko i wyłącznie wina nazwiska jej matki, które wprawiało go w gniew przenoszony na nieświadomą dziewczynę?
Usiadła w fotelu, wywołując u niego uśmieszek zadowolenia. Niech poczuje się panią w jego domu, tak, da jej to bez wahania. Niech poczuje odrobinę władzy nad nim samym, niech poczuje się bezpieczna w zaciszu szkockiej posiadłości. Zastanawiał się tylko, kiedy Raven dostrzeże, że te drobne gesty z jego strony są dobrze zaplanowaną strategią. Kiedy przekona się, że wszystko, że większość jego czynów była starannie przemyślanymi krokami ku temu, by ją całkowicie od siebie uzależnić. Colin potrzebował tej kontroli, tego ognia dominacji. Znać każdy jej ruch, każdy krok i gest, znać myśli, które krążą w jej głowie, czytać z jej spojrzenia jak z otwartej księgi – pragnął tego najbardziej na świecie, a jeśli dążąc do uzależnienia dziewczyny przez przypadek ją skrzywdzi, świadomie lub nieświadomie? Ryzyko wliczone w zabawę, a ona właśnie ją podjęła, zgadzając się z nim zamieszkać.
- Przede wszystkim chciałbym utrzymać status quo, jaki mamy obecnie. Wprowadziłaś się do mnie – uśmiechnął się lekko, posyłając ten uśmiech w jej stronę, ale oczy wciąż wpatrywały się w nią badawczo, oczekując tej ostatniej desperackiej próby zmiany decyzji. To był uśmiech godny konia trojańskiego, zaproszenie do rozmowy, zachęcające, łagodne, nie zwiastującego żadnego zagrożenia, ba! wręcz forma szacunku i nagrody dla rozmówcy, a w rzeczywistości straszliwa pułapka, w której czekało niebezpieczeństwo i zło wylewające się z chwilą otworzenia tego szczególnego prezentu – ale to nie oznacza, że w towarzystwie będziemy oficjalną parą. Albo inaczej – zmarszczył na chwilę czoło, szukając odpowiednich słów – to nie oznacza, że jesteśmy zaręczeni. Jeśli będziemy gdzieś razem i ktoś zauważy, że łączy nas coś więcej, niż stosunek pracownika do pracodawcy, nie będę zaprzeczał, ale i nie skłamię, że ci się oświadczyłem. W ich oczach będziesz moją utrzymanką. Chyba że wolisz zostawać w domu i nie towarzyszyć mi podczas przyjęć i bankietów, na które jako szlachcic muszę czasem chodzić.
Najchętniej powiedziałby jej, jak bardzo nienawidzi takich uroczystości i że Raven w gruncie rzeczy nie miałaby czego żałować, gdyby zdecydowała się siedzieć wtedy w domu. Z drugiej strony chciał zobaczyć jej reakcję na spojrzenia arystokratów i czystokrwistych przedstawicieli czarodziejskiego świata, mierzące ją z dezaprobatą, ciekawością, a może nawet podziwem, że nie wstydzi i nie krępuje się z nim pokazać, chociaż każdy doskonale wie, jaka jest jest prawdziwa pozycja. A przynajmniej myśli, że wie.
- Oczywiście dalej będziesz chodzić do pracy w księgarni, wykonywać swoje obowiązki i pracować jako moja asystentka – wyliczał, kolejno prostując palce, jakby już wcześniej przygotował sobie przemowę, a teraz tylko odhaczał jej kolejne punkty. - Z racji nowego mieszkania część obowiązków możesz wykonywać tutaj, bez konieczności przenoszenia się do księgarni. Będę mógł wtedy osobiście kontrolować, jak ci idzie, a może z biegiem czasu dostaniesz jakieś odpowiedzialniejsze zadanie... - Wyprostował się w fotelu, przechodząc do kolejnego punktu, starając się wyglądać przy tym maksymalnie poważnie, chociaż ogarnęło go nagle jakieś dziwne rozbawienie. Cały stres, zdenerwowanie i niecierpliwość związane z faktem, że Raven wciąż się opierała i nie chciała do niego przeprowadzić, minęły w jednej chwili, wywołując u niego radosny nastrój. - A potem przeprowadzisz się do mojej sypialni. Co jakiś czas będą tu wpadali specjalni klienci i oczekuję, że się nimi profesjonalnie zajmiesz, gdyby mnie wtedy nie było w domu. Co do twoich znajomych, nie mam nic przeciwko, o ile będziecie się zachowywać jak dorośli ludzie, a nie dzieciaki, które dopiero co skończyły szkołę – zakończył ostrzejszym tonem, wyraźnie dając jej do zrozumienia, że nie życzy sobie w swoim domu hałaśliwych imprez godnych młodocianych czarodziejów.
Colin Fawley
Colin Fawley
Zawód : Właściciel Esów&Floresów i własnej sieci ksiegarni
Wiek : 36
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Zasada pierwsza: nie angażować się
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
A co, jeśli wszyscy żyjemy w świecie, który nie ma końca?
Nieaktywni
Nieaktywni
http://morsmordre.forumpolish.com/t592-colin-fawley http://morsmordre.forumpolish.com/t1184-poczta-kociarza-colina https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f123-inverness-stuart-street https://www.morsmordre.net/t2778-skrytka-bankowa-nr-117#44918 http://morsmordre.forumpolish.com/t1185-colin-fawley
Re: Salon [odnośnik]12.08.15 16:38
Reakcja Raven na różdżkę była podyktowana nie tylko niesmakiem, że odebrał jej ją wbrew jej woli, ale przede wszystkim głębokim strachem, jaki odczuwała zawsze na widok wymierzonej w nią różdżki. Coś takiego zawsze przywoływało złe wspomnienia i budziło silny popłoch. Jeśli chodzi o jej opór, też był rezultatem jej wychowania. Ojciec nie akceptował, kiedy się opierała, wolał, żeby była wobec niego uległa, więc zdobycie się na to, żeby się zbuntować i próbować przejąć kontrolę nad stłamszonym przez niego życiem, kosztowały ją dużo energii i samozaparcia, które ostatecznie w sobie znalazła, i poczuła się silniejsza niż przedtem. Bo w końcu nie poddała się beznadziejnej sytuacji i nie złamała się ostatecznie, a odeszła, starając się ułożyć sobie życie i nie myśleć o tym, że wpływ ojca wciąż rzutował na wiele aspektów jej życia, jej podejście, lęki, na to, że zawsze musiała walczyć z jego głosem szepczącym jej w głowie, kiedy próbowała zrobić coś, czego on by nie zaaprobował. Tak czy inaczej, była raczej cicha, spokojna, więc jej bunt przybierał też nieco inną formę, bo nie była typem krewkiej krzykaczki, większość emocji z reguły dusiła w sobie, przynajmniej póki nie przekroczyły jakiegoś krytycznego momentu. No i jeszcze nie miała żadnych większych roszczeń w stosunku do Colina, bo jednak do tej pory łączyły ich raczej relacje pracownica-szef, więc mimo pewnego zainteresowania nim, nie traktowała go jako partnera. Ale, jeśli ich relacje miałyby się pogłębić, to nie znaczyło, że Raven nie zacznie mieć swoich zachcianek, choć pewnie będą one się różnić od zachcianek tych wszystkich próżnych panienek, które wychowały się na stosie mięciutkich poduszek, rozpieszczane przez otoczenie. Raven ceniła inne wartości niż większość jej rówieśnic, które nie musiały dorastać w atmosferze lęku i zagrożenia ze strony osoby, która teoretycznie powinna być jej najbliższa w czasach dzieciństwa.
Jeszcze tego nie zauważała, ale to pewnie też było kwestią czasu. Mężczyzna póki co postępował z nią ostrożnie i umiejętnie, grając na jej emocjach i oferując poczucie bezpieczeństwa. Tylko czy kiedy się już zorientuje, nie będzie już za późno?
Słuchała jego słów, dostrzegając ten nieznaczny uśmiech i czujne spojrzenie wwiercające się w jej oczy. Nie była pewna, czy to się jej podoba; nie chciała w końcu uchodzić za jakąś utrzymankę. Czyżby się jej wstydził i dlatego, choć nalegał na jej przeprowadzkę do swojego domu, nie chciał poprosić jej o rękę? Po co w takim razie ta cała szopka z przenosinami, jeśli nadal nic nie miało się zmienić?
- Przykro mi, że tak wstydzisz się naszej znajomości – powiedziała chłodno. Wiedziała, że był jej szefem i tak postrzegało tą relację otoczenie, ale dla niej, jako dla młodej, samotnej dziewczyny, to było wręcz trochę uwłaczające – musieć być uważana za utrzymankę, bo facet nie chce okazać wszem i wobec swoich uczuć. I on pewnie nic by na tym nie stracił, to Raven byłaby obiektem ukradkowych spotkań i szeptów, a nie miała na to ochoty, nawet jeśli nie cechowała się ambicjami swojego ojca i jego obsesją na punkcie dobrej opinii.
- Dlaczego wobec tego tak nalegałeś na moją przeprowadzkę, skoro uważasz, że nie jestem godna tego, żeby być dla ciebie kimś więcej niż pracownicą, czy jak to określiłeś: utrzymanką? – zapytała po chwili, wiedząc, że być może trochę przeciąga strunę, ale korciło ją, żeby zadać to pytanie.
Ogólnie niezbyt ciągnęło ją do tych wszystkich przyjęć, ale nie powiedziała tego na głos. Ogólnie, wyczuwała w jego podejściu do niej sporo sprzeczności; z jednej strony, ewidentnie chciał, żeby z nim mieszkała i była kimś więcej, a z drugiej, nie decydował się na żadne konkretne kroki w kierunku zapoczątkowania poważniejszego związku, odwlekał to tak, jak ona odwlekała przeprowadzkę.
Jeśli chodziło o pracę, z tym problemu nie było, bo już od pewnego czasu funkcjonowała w taki sposób, coraz częściej pracując w domu Colina zamiast w sklepie. Zajmować się klientami też mogła, zależnie od tego, czego będą oczekiwać. Bardziej konsternował ją warunek z zamieszkaniem w jego sypialni, co nieco kłóciło się z niektórymi z jego wcześniejszych słów, a jeśli chodziło o sprowadzanie znajomych, Raven nie miała ich wielu, i preferowała raczej spokojne towarzystwo. Może i była młoda, ale nigdy nie była zwolenniczką głośnych zabaw. Była raczej typową Krukonką, wycofaną outsiderką wolącą spędzać swoją młodość z nosem w książkach aniżeli na szalonych hulankach. O to więc Colin nie musiał się bać, o czym zresztą chwilę później go zapewniła. Raven też bardzo ceniła sobie spokój.
- Mogłabym dostać z powrotem moją różdżkę? – zapytała po chwili, wyciągając po nią rękę i zaciskając palce na trzonku. Nawet, jeśli nie będzie mogła czarować, to jednak wolała mieć swoją różdżkę przy sobie, albo przynajmniej schowaną wśród swoich rzeczy. Tak czuła się dużo bardziej komfortowo, wolała nie być całkowicie bezbronna, nawet jeśli tutaj było mniejsze prawdopodobieństwo pojawienia się jej ojca. Co prawda z nim i tak nie miałaby szans, ale zawsze czuła większy komfort, mając różdżkę niż jej nie mając.
Raven Baudelaire
Raven Baudelaire
Zawód : brak
Wiek : 20
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Salon CFbqa8o
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t935-raven-baudelaire https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204
Re: Salon [odnośnik]12.08.15 17:17
Nie spodziewał się, że Raven tak szybko znajdzie jakieś ale i ośmieli się zaprotestować, chociaż ten jej dziewczęcy sprzeciw wzbudził w nim tylko rozbawienie. Och, moja droga, cóż mam ci teraz powiedzieć? Chcesz oświadczyn, tak? Ale widzisz, jest mały problem, nie chcę ogłaszać w towarzystwie, że zostałem ujarzmiony, bo to kłóciłoby się z moimi planami względem innych dziewcząt, z którymi tak przyjemnie się flirtuje. I nie tylko flirtuje. Kawaler Colin Fawley brzmi mimo wszystko o wiele atrakcyjniej od zaręczonego Colina Fawley'a, nie sądzisz? Mierzył ją jeszcze przez chwilę spojrzeniem, a potem wstał w fotela i podszedł do barku, nalewając sobie trochę wina. Po chwili wahania napełnił do połowy drugi kieliszek, ale wciąż nie ruszał się z miejsca, szukając odpowiednich słów, którymi mógłby ją teraz nakarmić, balansując na granicy kłamstwa i prawdy.
Nie złościł się, wciąż rozbawiony jej dziecinną butnością. Raven chyba nie była do końca świadoma, co dla dziewczyny z jej pochodzeniem oznacza oficjalny związek ze szlachcicem. - Gdybym się wstydził tej znajomości, nigdzie bym się z tobą nie pokazał – odpowiedział jednak równie chłodno, by nie dać jej szansy na zyskanie nad nim przewagi. Powinna znać swoje miejsce już od samego początku. - Niemniej jak sama zauważyłaś, i tak już właściwie u mnie mieszkasz... wykonując tu większość swojej pracy. Praktyczniejszym rozwiązaniem będzie, gdy zamieszkasz tu na stałe, bez uciekania rankami do swojego mieszkania. A poza tym – podszedł w końcu do niej, podając jej kieliszek i samemu upijając łyk ze swojego – chcę cię mieć blisko, tuż za ścianą przez cały czas, a nie tylko w wybranych godzinach. - Nie wyglądała na zadowoloną jego wyjaśnieniami, więc westchnął głęboko i postanowił zagrać otwartymi kartami, a przynajmniej częściowo otwartymi. Nie sądził, by Fawley'owie mieli jakieś większe obiekcje, gdyby chciał poślubić Raven, wszak była ich krewniaczką i gdyby udało jej się poskromić jej niesfornego potomka, przymknęliby oko nawet na nieszlachecki status jej krwi. O ile jednak Fawley'owie wybaczyliby szybko, o tyle reszta arystokracji nie zareagowałaby z pewnością z wielkim entuzjazmem, a to mogło mu pokrzyżować kilka planów.
- Oświadczyny to poważny krok, poważne zobowiązanie, a ja zwykłem ich dotrzymywać. Nie chcę się podejmować czegoś, czego nie jestem do końca pewien – spojrzał na nią, starając się przywołać całą szczerość, jaką dysponował. - Wiem, że to co nas łączy, już dawno wykroczyło poza biznesowe relacje, ale to nadal wątłe uczucie. Mieszkając razem możemy sprawdzić, w którą stronę będzie się rozwijało... i czy potrafimy w ogóle żyć pod jednym dachem. - Zastanowił się jeszcze nad jednym argumentem i postanowił go dorzucić jako formę uzupełnienia. - Poza tym jesteś młoda i spotkasz w swoim życiu niejednego mężczyznę. Nie chcę, by pierścionek zaręczynowy sprawił, że z jego powodu zrezygnujesz z prawdziwego uczucia.
Nie miał siły wyjaśniać jej tego dłużej, jak jakiejś nieposłusznej pannie, która naburmuszona oczekuje wyjaśnień i do której nie trafiają żadne argumenty. Miał nadzieję, że Raven ma dośc rozumu w głowie, by nie drążyć dalej tematu. I dość rozumu, by mu teraz nie uciec, obrażona na cały świat i na niego samego, że tak wzdraga się przed oświadczynami. W pewnym sensie nie miał nic przeciwko temu – narzeczeństwo nie zmieniłoby jego podejścia do życia, romansów i flirtów, nie sprawiłoby, że nagle zerwałby wszystkie swoje znajomości z kobietami czy zrezygnował z flirtów, jakimi zwykł obdarzać co przystojniejszych młodzieńców. Oświadczyny nie były dla niego żadnym powodem, by nie zdradzać swojej narzeczonej, może nawet wręcz przeciwnie, jeszcze bardziej by go do tego prowokowały. Nie mógł sobie jednak póki co na to pozwolić, nie teraz, gdy jego interesy wkraczały w decydującą fazę i opinia wśród arystokratów – tych najbardziej znienawidzonych, którymi pogardzał na każdym kroku – miała mimo wszystko ogromne znaczenie.
Patrzył bez słowa, jak podnosi swoją różdżkę. Nawet stojąc przed nią mógł dostrzec wyraz ulgi w jej oczach, jakby ten śmieszny kawałek drewna mógł jej dać jakąkolwiek ochronę. Zasłanianie się zaklęciami i liczenie tylko na ich moc to najgorsza wada czarodziejskiego świata. Mało który czarodziej dostrzegał potęgę siły umysłu, która potrafiła ranić mocniej i dotkliwiej.
- To zabawne – zauważył z lekką drwiną, siadając znów w fotelu i zaciskając palce na podstawie kieliszka – że bardziej przejęłaś się wizją siebie jako mojej utrzymanki, niż faktem, że jednym z moim warunków było dzielenie ze mną sypialni w przyszłości. Chyba że wolisz zacząć już od tej nocy, nie mam nic przeciwko – uniósł szkło, przechylając je ostrożnie i upijając kolejny łyk czerwonego płynu.
Colin Fawley
Colin Fawley
Zawód : Właściciel Esów&Floresów i własnej sieci ksiegarni
Wiek : 36
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Zasada pierwsza: nie angażować się
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
A co, jeśli wszyscy żyjemy w świecie, który nie ma końca?
Nieaktywni
Nieaktywni
http://morsmordre.forumpolish.com/t592-colin-fawley http://morsmordre.forumpolish.com/t1184-poczta-kociarza-colina https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f123-inverness-stuart-street https://www.morsmordre.net/t2778-skrytka-bankowa-nr-117#44918 http://morsmordre.forumpolish.com/t1185-colin-fawley
Re: Salon [odnośnik]12.08.15 18:47
Raven nie zdawała sobie do końca sprawy z jego przygodnych znajomości. To znaczy, miała świadomość, że miał słabość do atrakcyjnych kobiet i lubił czasami pozwalać sobie na flirty, ale mimo to łudziła się, że w przypadku związku z nią skończy z tym i będzie się interesował tylko nią, lub przede wszystkim nią. W czym niby była gorsza od innych kobiet? Może była nieśmiała i niezbyt pewna siebie, i nie miała tak znakomitego pochodzenia, ale mimo to pewnie nie spodobałaby jej się perspektywa bycia ustawicznie zdradzaną. Choć pewnie wiele do gadania by nie miała, nawet gdyby faktycznie się jej oświadczył, bo i to nie było stuprocentową gwarancją wierności; wszystko zależało tylko od niego i jego poczucia uczciwości wobec niej. Raven mogłaby spróbować starać się być dla niego atrakcyjniejszą, ale nie bardzo wiedziała, jak to osiągnąć, żeby przyciągnąć jego zainteresowanie, sprawić, by to ona była dla niego bardziej interesująca niż inne znajomości. Tak naprawdę nie znali się aż tak blisko, by wiedzieć o sobie nawet takie rzeczy, no i Raven zdecydowanie daleko było do uwodzicielki.
Odprowadzała go wzrokiem, gdy szedł w stronę barku, niechętnie przytakując jego słowom, ale mimo to musiała w pewnych kwestiach przyznać mu rację. Mieszkanie z nim było wygodniejsze, jeśli chodziło o pracę, to na pewno. I gdyby naprawdę się jej wstydził, pewnie jeszcze bardziej starałby się ukryć ich znajomość. Najbardziej jednak przekonał ją argument o tym, że to poważne zobowiązanie i powinni być do końca pewni swoich uczuć, zanim podejmą się takiego kroku. Gdyby się jej oświadczył, a później jednak zrezygnował, z pewnością czułaby się dużo gorzej, i to też wyglądałoby źle w towarzystwie i świadczyłoby źle o niej jako potencjalnej kandydatce na żonę. Wspólne mieszkanie mogło ich do siebie zbliżyć i jeszcze bardziej rozwinąć ich relacje... albo i nie. I wtedy pewnie po prostu zostanie odprawiona. Taka wizja mimo wszystko niezbyt jej odpowiadała, bo oznaczała, że znowu zostanie sama, zupełnie sama ze swoimi lękami, całkowicie zdana na pastwę ojca, który na pewno w jakiś sposób okazałby rozczarowanie takim obrotem sprawy. Bo choć sam nie wybrał dla niej Colina, to jednak z pewnością byłby zachwycony, widząc że córka zadała się z mężczyzną o odpowiedniej pozycji, co mogłoby jej zagwarantować trochę spokoju od niego.
Niemniej jednak, nadal nie była w pełni usatysfakcjonowana. Zmarszczyła się leciutko i przygryzła wargi, ale ostatecznie skinęła głową. Przyjęła podany kieliszek, ale nie od razu się napiła.
- Dobrze. Skoro twierdzisz, że tak jest lepiej... – powiedziała cicho. Na jej policzkach tym razem pojawiły się lekkie rumieńce. – Choć wolałabym... być pewna co do twoich uczuć. Zależy ci na mnie? I czy w odpowiednim momencie powiesz mi, czy chcesz ze mną być lub po prostu mnie odeślesz?
Chciała czuć, że jest dla kogoś ważna. Colin w jakiś sposób był dla niej ważny, bliski. Chyba na ten moment najbliższy ze wszystkich, dlatego jego podejście sprawiało jej pewną przykrość, choć nie przyznała tego wprost, bo jednak w wielu kwestiach miał rację, czego też nie potrafiła mu wprost przyznać. Zamiast tego po prostu siedziała, wpatrując się w ciecz w kieliszku, który chwilę temu jej podał, i dopiero teraz upiła pierwszy łyk wina, by dać sobie pretekst do zamyślenia i milczenia.
Nie powiedział nic, kiedy wzięła różdżkę, więc po chwili schowała ją z powrotem do kieszeni szaty.
- Nie jest na to trochę zbyt wcześnie? – zapytała, gdy znowu się odezwał i sugerował wspólne spędzenie nocy.
Colin w jakiś sposób ją pociągał, zdarzało jej się nawet parę razy nieśmiało fantazjować na jego temat, ale mimo to, nie czuła się gotowa żeby już dzisiaj zrobić ten pierwszy krok, zwłaszcza po ich rozmowie. Na coś takiego musiałaby się lepiej przygotować, i pewnie byłoby jej łatwiej, gdyby okazał jej swoje względy.
- Nie chcesz przyznać wprost, że chciałbyś ze mną być i twierdzisz, że musimy poczekać, aż będziesz pewny, czy jesteś gotowy na tak poważne zobowiązanie, jak zaręczyny, a chcesz już ze mną sypiać? To chyba trochę przeczy temu, co wcześniej mówiłeś.
Jej palce mocniej zacisnęły się na nóżce do połowy opróżnionego kieliszka. Miała wrażenie, że sam nie potrafił się zdecydować, czy Raven ma być w pierwszej kolejności jego pracownicą, czy partnerką. Bo przecież nie wiedziała o jego sprawkach i dylematach, którymi się nie dzielił, jak na przykład, o kwestii jego przygodnych znajomości, z których wcale nie chciał rezygnować, mimo że to właśnie Raven wybrał do tego, by z nim zamieszkała. No i powiedziała to też trochę z przekory; on chciał opóźnić zaręczyny, to ona mogła opóźnić decyzję o zamieszkaniu w jego sypialni. Tak samo było z mieszkaniem, też przecież odwlekała długo moment przeprowadzki, trochę z przekory, trochę z niemożności uwierzenia, że naprawdę się zainteresował właśnie nią, i trochę z obaw, jak będzie się z nim mieszkało w pełnym zakresie, i jak ukryje przed nim niektóre swoje reakcje na niego.
Raven Baudelaire
Raven Baudelaire
Zawód : brak
Wiek : 20
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Salon CFbqa8o
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t935-raven-baudelaire https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204
Re: Salon [odnośnik]12.08.15 22:39
Był już pewien, że udało mu się przekonać Raven do swoich racji, bo nie uśmiechało mu się wymyślać kolejnych wymuszonych argumentów. Poza tym dla dziewczyny mogłoby być niebezpiecznie kontynuować ten temat, bo Colin był już na granicy swojej cierpliwości, a ona wciąż drażniąco ją naciągała, zupełnie nieświadomie depcząc po wrażliwym temacie. Nigdy nikomu nie obiecał wierności i nie zamierzał tego robić; za bardzo podobało mu się kawalerskie życie pełne wolności, w którym nikt i nic go nie krępowało. Gdyby miał teraz z dnia na dzień zrezygnować z flirtów i romansów, tylko dlatego, żeby Raven lepiej się czuła... To brzmiało równie absurdalnie, jak świadomość, że dziewczyna mogłaby go kiedyś kontrolować.
Popijał powoli wino, zachwycony obrazem wspólnego mieszkania, gdzie każdy krok Raven, każde jej słowo i każde spojrzenie będzie mogło być przez niego kontrolowane. Wyobrażał sobie, jak powoli ją od siebie uzależnia, małymi kroczkami wdzierając się w jej życie, w jej nieświadome myśli. Oczekiwanie na moment, gdy będzie mógł z pełną premedytacją jej powiedzieć, że od tej chwili należy tylko do niego, było równie rozkoszne, jak sama chwila, gdy to zrobi. Złamać taką dziewczynę było wyzwaniem samym w sobie, a on uwielbiał wyzwania.
Znów weszła na grząski grunt, a on był coraz bardziej zirytowany jej zachowaniem. Miał ochotę doprowadzić ją do porządku i pokazać, gdzie jej miejsce, ale był boleśnie świadomy tego, że obecnie takie zachowanie mogłoby ją jedynie wystraszyć. Nie była jeszcze gotowa, by pokazał jej swoją prawdziwą naturę albo nawet jej złagodzoną wersję.
- Mogę mówić tylko o tym, co czuję teraz. A obecnie nie jestem pewien, czy oświadczyny to dobry pomysł. Zależy mi na tobie, ale znamy się zbyt krótko, bym klęknął i wyciągnął pierścionek. Jeśli zależy ci tylko na tym, by oficjalnie być ze mną i przedstawiać się jako moja narzeczona, to nie mogę spełnić tej zachcianki – warknął, nie kryjąc już swojej irytacji i tylko ostatkiem samokontroli zmusił się, by nie wstać z fotela i nie stanąć nad nią z gniewnym grymasem na twarzy.
Uspokoił się jednak szybko, ale nie mógł opanować ciężkiego oddechu, który pojawiał się zawsze, gdy choć odrobinę się denerwował. A teraz denerwował się o wiele bardziej niż odrobinę. Zmierzył ją ponurym spojrzeniem, zastanawiając się, czy ta decyzja o wspólnym mieszkaniu nie była jednak zbyt wczesna i czy przypadkiem nie popełnił sporego błędu, przeceniając swoje możliwości.
- Za wcześnie? - powtórzył, mimo ogarniającej go irytacji nie mogąc się powstrzymać od śmiechu, który rozbrzmiał w całym salonie. W jakim świecie ona żyła? Szarmanckich rycerzy, czekających grzecznie na swoje księżniczki, którzy rumienili się na samą myśl, że mogliby ucałować dłoń swoich wybranek przed dniem ślubu? Patrząc na moralność innych szlachciców dziwił się sam sobie, że już dawno nie zaproponował Raven tego kroku, zamiast tego trzymając się na dystans. Nie zamierzał jednak jej tłumaczyć, że i tak wykazał się sporą dawką samokontroli pod tym względem. Uspokoił się, a w salonie znów zapanowała względna cisza, przerywana tylko ich oddechami. - Nie martw się – rzucił z przekąsem – nie tknę cię, póki sama mnie o to nie poprosisz. Skoro to dla ciebie takie ważne. - Odstawił wino na stolik i położył dłonie na oparciu fotela. Cała ta sytuacja zaczynała go już trochę męczyć. - Masz swoją sypialnię, łazienkę, pokój do pracy. Nie będę cię niepokoił.
Colin Fawley
Colin Fawley
Zawód : Właściciel Esów&Floresów i własnej sieci ksiegarni
Wiek : 36
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Zasada pierwsza: nie angażować się
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
A co, jeśli wszyscy żyjemy w świecie, który nie ma końca?
Nieaktywni
Nieaktywni
http://morsmordre.forumpolish.com/t592-colin-fawley http://morsmordre.forumpolish.com/t1184-poczta-kociarza-colina https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f123-inverness-stuart-street https://www.morsmordre.net/t2778-skrytka-bankowa-nr-117#44918 http://morsmordre.forumpolish.com/t1185-colin-fawley
Re: Salon [odnośnik]13.08.15 0:09
Raven jednak o tym nie wiedziała. Nie zdawała sobie sprawy, że aż tak bardzo nadużyła jego cierpliwości, bo dobrze się z tym krył. Nie potrafiła jednak czytać w myślach, więc nie wiedziała, co go drażniło i co sobie planował, nie wiedziała też, że planował nadal kontynuować swoje przygodne znajomości, i nie dowie się, póki jej tego nie okaże w bardziej otwarty sposób. Póki co żyła w błogiej nieświadomości; nieco zahukana tym całym pomysłem z przeprowadzką, i zakłopotana nieco ich dzisiejszą rozmową, ale nieświadoma tylko, że to zaledwie początek zmian, i że nie wszystko miało być tak różowe, jak mogła sobie wyobrażać w jakichś naiwnych wizjach. Bo kiedy wyobrażała sobie związek z kimś, raczej zawsze marzyła o tym, żeby jej małżeństwo nie przypominało związku jej ojca z Theresą, chłodnego, pełnego wyrachowania, zawartego tylko po to, by wkupić się w towarzystwo. Nie wspominając już o tym, co zrobił jej matce, porywając ją, miesiącami przetrzymując w piwnicy i zmuszając do urodzenia mu dziecka. Chciała czuć się bezpieczna i szczęśliwa. Choć pewnie była to bardzo naiwna nadzieja, biorąc pod uwagę fakt, że jej ojciec na pewno nie był jedynym zdegenerowanym czarodziejem. Wśród czystokrwistych, szczególnie wśród nich, było mnóstwo ukrytych patologii i skrzywień, i Raven zdawała sobie z tego sprawę, choć wolała się łudzić, że jej to nie spotka, że w dzieciństwie wyczerpała limit pecha, jeśli chodzi o rodzinę.
Gdy się odezwał, spojrzała na niego z lekką irytacją. Niezbyt spodobał jej się jego ton, nawet jeśli miał rację. Znali się krótko, owszem. W każdym razie, większość ich znajomości to była relacja pracownica-szef, dopiero później zaczęło się to posuwać dalej, kiedy Raven otworzyła się przed Colinem na tyle, żeby obdarzyć go sympatią i zaufaniem. Dla niego najwyraźniej to i tak było za krótko.
- Skoro tego chcesz, dobrze – powiedziała chłodno, zaciskając nieznacznie dłonie. Dotyczyło to zarówno kwestii jego niechęci do oświadczyn, jak i stwierdzenia, że jej nie tknie. W końcu pewnie pęknie i mu ustąpi, jeśli odpowiednio ją podejdzie i okaże jej w odpowiedni sposób względy, ale dzisiaj to zdecydowanie nie miało nastąpić. Była podenerwowana, nieco zjeżona, no i też z czystej przekory odmówiła mu dzielenia z nim łoża, skoro on wzbraniał się przed przyznaniem tego, że mu na niej zależy, także przed otoczeniem. Nie żeby jakoś mocno ją obchodziła opinia jego otoczenia, ale jednak czułaby się bardziej doceniona, gdyby mimo niższego pochodzenia się z nią tak nie krył i nie sprowadzał jej wyłącznie do roli utrzymanki. To trochę godziło w jej dumę. No i wciąż myślała, że to głównie o to chodzi, nie zaś o jego niechęć do wiązania się z jedną kobietą.
Nagle wstała z fotela. Nagle zapragnęła pobyć sama.
- Może lepiej pójdę skończyć z tymi książkami. – Jej ton wciąż był chłodny.
Ale później, kiedy trochę posiedzi i pomyśli, i się uspokoi, pewnie przejdzie jej ta złość. Nie potrafiła się długo boczyć. Pewnie po prostu wybrali nieodpowiedni dzień na takie rozmowy; Colin przez problemy w pracy miał zły humor i był drażliwy, i to udzieliło się także dziewczynie, która w obliczu tego wszystkiego, co się dziś wydarzyło, była bardziej rozdrażniona i podenerwowana, zagubiona w plątaninie swoich uczuć i emocji. Raven może nie była zbyt konfrontacyjna, ale jednak w jakiś sposób to przeżywała, i potrafiła okazać swoje niezadowolenie nawet będąc osobą z natury spokojną i wycofaną.
Odwróciła się na pięcie i ruszyła w stronę drzwi, zamierzając iść do pracowni, by zająć się pracą i ochłonąć. Praca z książkami miała na nią kojący wpływ. Była ciekawa, czy Colin pójdzie za nią, czy może zostanie w salonie. Sama nie wiedziała, na którą opcję bardziej liczyła.

[Może pójść za nią, lub możemy zrobić przeskok czasowy o kilka godzin/dni, jak wolisz xD]
Raven Baudelaire
Raven Baudelaire
Zawód : brak
Wiek : 20
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Salon CFbqa8o
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t935-raven-baudelaire https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204
Re: Salon [odnośnik]13.08.15 18:20
Ostatnimi czasy coraz częściej przyłapywał się na tym, że przyglądając się dziewczynie, podświadomie zastanawiał się nad tym, jak mogłaby wyglądać ich wspólna przyszłość. Taka prawdziwa, chociaż może niekoniecznie bajkowa, w której każde wydarzenie oglądane jest przez różowe okulary, a poziom miłości, radości i szczęścia jest tak ogromny, że nawet najbardziej odpornego ponuraka przyprawiłbym o żołądkowe kłopoty i mdłości. Zastanawiał się, jakby to było siedzieć z jej głową opartą o własne kolana i wpatrywać się w płomień w kominku, jakby strzelające w górę płomienie miały dać odpowiedzi na niezadane pytania. Były to jednak myśli chwilowe, ulotne, których pozbywał się równie szybko, jak się pojawiły; z którymi walczył całym sobą, by się nie poddawać tym niedorzecznym marzeniom. Nie wyniósł z domu przykładu szczęśliwego małżeństwa wychowywany przez samotną matkę, która zaszczepiła w nim ziarno nienawiści do rodziny ojca. To samo ziarno, które kiełkowało od nowa i od nowa, gdy tylko miał sposobność pokazać Fawley'om, że za nic ma ich pełne wściekłości zgrzytanie zębami, gdy tylko zrobił coś, co nie do końca przypadło im do gustu. To była fantastyczna gra, balansowanie na granicy, która dzieliła go od oficjalnego wydziedziczenia.
W Raven widział ten pierwiastek, którego nienawidził całym sercem. Gdy tylko dowiedział się, że jest jego daleką krewniaczką, od razu wiedział, jak wielką szansę podsunął mu los. Byłby idiotą, gdyby nie skorzystał z tej wspaniałej sposobności. Uwiedzenie jej zostawił sobie na później, zdobywając najpierw jej przyjaźń, a potem stopniowo przekonując ją do siebie. Może właśnie teraz jest pora, by starać się o jej względy na poważnie, okazywać jej większe zainteresowanie, uwodzić – już nie jak dziewczynę, łasą na zainteresowanie starszego mężczyzny, ale jak kobietę, którą zaczynał w niej dostrzegać? Wydawała się niezadowolona z faktu, że nie chciał wyraźnie określić swoich uczuć, ale niewiele go to obchodziło. Mógłby ją okłamać, wyznając jej teraz takie uczucia, jakich tylko by sobie zażyczyła, lecz czuł dziwną niechęć do posługiwania się bezczelnym kłamstwem. Czy mógł być z nią szczęśliwy albo chociaż spróbować takim być? Nie dać zapanować nad sobą tej mrocznej sile, która odżyła w nim z pełną gwałtownością, gdy tylko poznał tożsamość dziewczyny?
Z pewnym zainteresowaniem śledził jej ruchy, gdy poderwała się z fotela wyraźnie zirytowana, ale zamiast się speszyć czy poczuć winnym, uśmiechnął się z aprobatą. Och, a więc jest jednak w tej dziewczynie jakiś tlący się płomyk temperamentu. Może jednak walka z jej wolą, z jej umysłem, może wyrwanie duszy z jej ciała wcale nie będzie takie banalne proste, jak przypuszczał? Nagle opanowało go silne pragnienie, by już teraz wystawić ją na pierwszą próbę i sprawdzić, jak sobie z nią poradzi i jak zareaguje. To byłoby ciekawe doświadczenie, ich pierwsza kłótnia po tym, gdy oficjalnie ze sobą zamieszkali... i walka sił, kto przeprosi pierwszy. Co by zrobiła, gdyby to właśnie on był tym, który wypowie te upokarzające słowa? Była już przy drzwiach, gdy dogonił ją kilkoma szybkimi krokami i objął mocno w talii, przytulając się do jej pleców i opierając brodę na jej ramieniu. Musiał się nieco pochylić, ale ani trochę mu to nie przeszkadzało.
- Nie gniewaj się, Raven – ciepłe powietrze jego ust musnęło odkrytą szyję, gdy dłonią odgarnął jej włosy na drugą stronę ramion. - Wrócimy do tego tematu kiedy indziej, a dziś cieszmy się z tego, że w końcu zamieszkamy razem. - Odwrócił ją przodem do siebie, ujmując jej podbródek i zmuszając, by uniosła głowę w górę i spojrzała na niego. W oczach wciąż tliła jej się złość, ale wyraźnie schowała już większość kolców, które przed chwilą wystawiła. - Idź do książek, a wieczorem zjemy razem kolację, dobrze? Naszą pierwszą w twoim nowym domu – uśmiechnął się lekko, zanim musnął ustami jej wargi z taką samą delikatnością, z jaką przed chwilą pieścił oddechem jej szyję. Wypuścił ją z objęć, chociaż wyjątkowo niechętnie i z ociąganiem, i patrzył, jak znika w głębi domu, zmierzając do pracowni.

z/t x2
Colin Fawley
Colin Fawley
Zawód : Właściciel Esów&Floresów i własnej sieci ksiegarni
Wiek : 36
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Zasada pierwsza: nie angażować się
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
A co, jeśli wszyscy żyjemy w świecie, który nie ma końca?
Nieaktywni
Nieaktywni
http://morsmordre.forumpolish.com/t592-colin-fawley http://morsmordre.forumpolish.com/t1184-poczta-kociarza-colina https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f123-inverness-stuart-street https://www.morsmordre.net/t2778-skrytka-bankowa-nr-117#44918 http://morsmordre.forumpolish.com/t1185-colin-fawley
Re: Salon [odnośnik]16.08.15 19:45
/Raven zapraszałaś, to i jestem <3/akcja kilka dni po ostatnich Rity spacerach/i jak mniemam już po przeprowadzce Raven do Inverness

Pewnie niektórzy powiedzieliby, że to niegrzeczne. Inni zakrzyknęli, że nielegalne. Pojawiać się w cudzym domu bez zaproszenia albo słowa uprzedzenia. Tak po cichu, na paluszkach, niemal jak złodziej. Rita jednak - niby rasowy kot! - miała w zwyczaju chodzić tam gdzie chciała i kiedy chciała. Niezależnie od tego ile praw dobrego wychowania i kodeksu karnego mogłaby przy tym złamać. Była więc niezaproszonym gościem. Nie po raz pierwszy zresztą, bo już kilka razy w ciągu trwania jej znajomości z Fawley'em, pojawiła się w jego rezydencji w ten właśnie sposób. Najwyraźniej uzupełniła swoje zapasy proszku Fiuu, bo dziś zamiast teleportować się w okolice domu i paradować potem przez wszystko korytarze z bezwstydną pewnością siebie, wyskoczyła cicho z kominka. Strzepnęła popiół z pięknej bordowej szaty (bo skoro już udaje się na salony, to wypada się odpowiednio prezentować!), a potem rozejrzała się po pomieszczeniu. Pusto, a jakże. Przewróciła oczyma i westchnęła bezgłośnie. Na cholerę komuś taki duży dom? Zupełnie nie można tego upilnować. Spokojnie mogłaby mu wynieść teraz wszystkie srebra i nikt by nie zauważył do czasu kolejnej eleganckiej kolacji. Ona w swoich dwóch pokojach, zawsze miała poczucie kontroli nad sytuacją. Żaden niespodziewany gość wyskakujący z kominka nie pozostałby niezauważony przez dłużej niż kilka sekund.
Nie zamierzała go szukać. Ani tym bardziej wydzierać się z nadzieją, że to iście syrenie nawoływanie go ściągnie. Nie bardzo w jej stylu. Zresztą może wcale nie było go w domu? Nie żeby nieobecność gospodarza była jej szczególnie straszna. Miała przecież czas, mogła poczekać. Zwłaszcza, że doskonale znała drogę do barku. A chyba przy ostatniej okazji pan Fawley obiecywał jej szklaneczkę szkockiej... tfu! Jaką szklaneczkę? Całą butelkę! Rozbawiona tymi myślami, wykrzywiła usta w lekkim uśmieszku. Poruszała się jak zawsze bezszelestnie, więc radosne podzwanianie szkła i kryształu było pierwszym dźwiękiem jaki mógł zdradzić jej niespodziewane przybycie. No bo kto inny mógłby zabierać się za picie krótko po południu, gdy słońce jeszcze wysoko, a praworządni obywatele pracują?
Na samym szkle się jednak nie skończyło, bo już kilka sekund (łyków) później, Rita dorwała się do gramofonu. Przebiegła palcami po delikatnych żłobieniach na wierzchu płyty, której ktoś najwyraźniej nie schował po ostatnim użyciu, a potem nie zastanawiając się długo uruchomiła urządzenie i popchnęła igłę adaptera w dół. Nie znała się szczególnie na muzyce, ale była ciekawa co to za melodie umilały czas jej znajomego. Nie umiała ich nazwać, ale szybko uznała je za całkiem przyjemne. Głośna muzyka rozlała się po wszystkich korytarzach i pokojach, tym samym zawiadamiając każdego kto mógłby przebywać teraz w domu, że coś dzieje się w salonie.
Tym czasem panna Rita swobodnie rozsiadła się w fotelu i delektowała się alkoholem.




She wears strength and darkness equally well
The girl has always been half goddess, half hell.

Rita Sheridan
Rita Sheridan
Zawód : Trucicielka, lichwiarka, hazardzistka
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
The black heart angels calling
With kisses on my mouth
There's poison in the water
The words are falling out
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Salon Tumblr_nedt1rBwd81rawb5do1_400
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t600-margerita-sheridan https://www.morsmordre.net/t714-poczta-rity#2428 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f100-smiertelny-nokturn-13-3 https://www.morsmordre.net/t989-panna-rita
Re: Salon [odnośnik]16.08.15 21:26
/po wątku z Colinem w salonie, a przed tym w pracowni

Raven czasami wciąż dziwnie się czuła, budząc się w domu Colina. Co prawda od dobrych kilku tygodni spędzała tutaj większość swojego czasu, odkąd została asystentką Colina i ten wykorzystywał ją także do pracy poza sklepem, ale i tak regularnie wracała do wynajmowanej klitki w Londynie. Teraz jednak mężczyzna zaproponował jej, żeby zamieszkała u niego na stałe, a Raven musiała zgodzić się z argumentacją, że nie będzie musiała codziennie teleportować się w tę i z powrotem przez sporą część kraju, no i będzie bliżej Colina. A jakby na to nie patrzeć, odkąd zaczęła u niego pracować, stopniowo się do siebie zbliżyli i ich relacje dawno przestały być tylko stosunkami pracownica-szef. Trochę to trwało z powodu trudnych doświadczeń z przeszłości dziewczyny, ale Raven mimo pozornej nieśmiałości i dystansu była osobą, która desperacko pragnęła bliskości i poczucia bezpieczeństwa, których nie zaznała w rodzinnym domu. Chciała nie musieć wiecznie bać się ojca, który z roku na rok stawał się coraz bardziej szalony, i będąc świadomym, że Raven zna jego największe tajemnice, mógł nadal stanowić dla niej zagrożenie, na co zresztą Colin zwrócił jej uwagę, ostatecznie przekonując ją do tego, by podjęła decyzję o przeniesieniu do niego reszty swoich rzeczy, których wiele nie miała, bo przed dwoma laty opuszczała dom ojca w pośpiechu, biorąc tylko to, co najważniejsze.
Tak czy inaczej, od kilku dni mieszkała u Colina. Zajmowała się pracą nad książkami w jego pracowni, a resztę czasu spędzała na urządzaniu swojego pokoiku i spacerach po okolicy. Ojciec nie wiedział, że tu mieszkała, więc mogła sobie pozwolić na stosunkowy luz. Colin także był wobec niej w porządku, choć Raven było trochę przykro, że nie chciał być z nią tak naprawdę i ani myślał się jej oświadczyć. Póki co jednak nie wracała do tematu i oboje starannie omijali te kwestie. Mieli przecież czas, i może rzeczywiście będzie lepiej, jeśli dzięki wspólnemu mieszkaniu poznają się jeszcze lepiej?
Była akurat w pracowni, czytając jedną z ksiąg leżących na stoliku, kiedy nagle usłyszała dobiegającą od strony salonu muzykę. Uniosła lekko brwi, ale doszła do wniosku, że to pewnie Colin wrócił już do domu. Nie przyszło jej do głowy, że to ktoś obcy mógł bez zapowiedzi wyskoczyć z kominka. W domu jej ojca było to nie do pomyślenia, ale Colin mógł mieć inne zwyczaje. Wyszła z pokoju, zamierzając pójść go przywitać, ale ku swojemu zdumieniu, zamiast mężczyzny zauważyła ciemnowłosą kobietę w bordowej szacie. Znała ją z widzenia, bo kilka razy widziała ją w towarzystwie Colina, ale wiedziała o niej właściwie tylko tyle, że miała na imię Rita i czasem współpracowała z mężczyzną.
Jej pojawienie się naprawdę zaskoczyło Raven, zwłaszcza że Colin nic o tym nie wspominał.
- Colina nie ma w domu – powiedziała do niej, cicho wchodząc do salonu. Kobiecie ukazała drobna, blada dziewczyna o długich, ciemnych włosach opadających łagodnymi falami na dopasowaną, ciemną szatę. – Masz do niego jakąś sprawę? Mogę mu przekazać.
Nie znały się zbyt dobrze, więc sama nie wiedziała, co myśleć o niej i jej znajomości z Colinem. Założyła po prostu, że Rita chciała w jakimś celu spotkać się z mężczyzną, dlatego pojawiła się w jego domu, w którym teraz była tylko Raven, a Rita mogła nawet nie wiedzieć, jakie relacje łączyły ją z Colinem poza tymi czysto zawodowymi.
Raven Baudelaire
Raven Baudelaire
Zawód : brak
Wiek : 20
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Salon CFbqa8o
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t935-raven-baudelaire https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204
Re: Salon [odnośnik]16.08.15 23:12
Gdyby bardzo chciała potrafiłaby się wpasować w takie miejsca. Eleganckie, wielkie domy, w których garderoba jednej damy zajmuje więcej miejsca niż całe jej mieszkanko. Półki pełne bibelotów i książek, zmarli krewni patrzący na Ciebie oceniająco z ram obrazów. Przyjęcia pełne snobów, tańce i całe mnóstwo konwenansów. Gdyby kilka rzeczy w jej życiu potoczyło się inaczej, gdyby nie była córką pantoflarza i absolutnej furiatki - to mógłby być jej świat. Rozważała to błądząc spojrzeniem po ścianach, wsłuchując się w miłą dla ucha melodię i sącząc szkocką ze szklanki. Teraz jednak nie dałoby się z niej zrobić damy. Potrafiła wprawdzie nosić wysoko głowę i prostować ramiona, wyrażać się elegancko i grzecznie, bo jej nianie przez kilka pierwszych lat jej życia wpoiły jej podstawy dobrego wychowania. Ale to Nokturn ją ukształtował. Uwiódł ją wizją niezależności, władzy i bezwzględności. Był jej światem. A ona dobrze czuła się w roli kobiety upadłej. Choć teraz, przynajmniej na pierwszy rzut oka, trudno było ją taką nazwać. Materiał szaty, miękko przylegał do jej kobiecej sylwetki, niewiele pozostawiając wyobraźni. Ciemne włosy gładko zaczesane i upięte, odsłaniały szyję i twarz. Gdy do pomieszczenia wkroczyła młodziutka lokatorka tego miejsca, Rita zatrzymała na niej spojrzenie czarnych oczu. Nie patrzyła jak przyłapana na gorącym uczynku winowajczyni. Wręcz przeciwnie! Była spokojna i pewna siebie, niczym pani na włościach. I nieco zaskoczona, że do salonu przyplątał się nie kto inny, a właśnie jakaś kruszynka. Cóż to dziewczątko tutaj robi? I kto to w ogóle jest? Starsza kobieta zmarszczyła lekko brwi, szukając w pamięci imienia tej konkretnej przynieś-podaj-pozamiataj Colina. Jak sam jej ostatnio przypominał, nie zatrudniał zbyt wielu dziewcząt, więc musiała pamiętać! Przecież już wcześniej ją widziała. Coś ptasiego... Robin? Blisko, ale jeszcze nie to.  
- Tak, domyśliłam się. - odparła ironicznie, jednocześnie przyciszając muzykę. - Oj, straszną ma sklerozę ten mój Fawley. Przecież byliśmy umówieni! - kłamstwo gładko spłynęło z ust, a jej nie drgnęła nawet jedna rzęsa. Łganie było dla niej równie naturalne co oddychanie. Uśmiechnęła się leniwie i wygodniej rozsiadła w miękkim fotelu. W dłoni zakręciła szklanką, która ku jej niezadowoleniu robiła się coraz bardziej pusta. - To dość delikatna kwestia, obawiam się, że nikt nie mógłby tego przekazać równie dobitnie co ja. - dodała i zaśmiała się cicho, jakby rozbawiło ją coś czego towarzyszka nie mogła wiedzieć. Miała się przecież upominać o zawartość przeklętej książki i złoto za nią. Wizja zarobku zawsze wprawiała ją w szampański nastrój, zwłaszcza, że Colin nie miał powodów, by zwlekać jej z uregulowaniem rachunków. - Jestem gotowa poczekać. - z wdziękiem podniosła się z fotela i wróciła do barku, by uzupełnić swoją szklankę.
- Jesteś Raven, prawda? - rzuciła przez ramię, gdy wreszcie przypomniała sobie imię dziewczątka. - Asystentka? - dopytywała, wracając na poprzednie miejsce, z zapasem alkoholu na kilka kolejnych minut. Jej przeszywające spojrzenie wciąż wycelowane było w pannę Baudelaire. Była ciekawa. I chętnie znalazłaby w tej dziewczynie rozrywkę do czasu przybycia gospodarza.




She wears strength and darkness equally well
The girl has always been half goddess, half hell.

Rita Sheridan
Rita Sheridan
Zawód : Trucicielka, lichwiarka, hazardzistka
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
The black heart angels calling
With kisses on my mouth
There's poison in the water
The words are falling out
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Salon Tumblr_nedt1rBwd81rawb5do1_400
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t600-margerita-sheridan https://www.morsmordre.net/t714-poczta-rity#2428 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f100-smiertelny-nokturn-13-3 https://www.morsmordre.net/t989-panna-rita
Re: Salon [odnośnik]17.08.15 12:10
Raven była przyzwyczajona do dobrych warunków. Jej ojciec może nie miał szlachetnej krwi, ale zdecydowanie nie należał do biednych. Zawsze też robił wszystko, żeby wbić się w to całe wymuskane towarzystwo i być traktowany na równi z przedstawicielami starych rodów. W tym celu poślubił też kobietę z rodu Fawley, a gdy ta nie potrafiła dać mu dziecka mogącego zwiększyć jego szanse na wyższą pozycję w towarzystwie, zdecydował się na desperacki krok, żeby porwać młodziutką mugolkę, którą przetrzymywał w piwnicy i zmusił do urodzenia mu dziecka, które przedstawiano wszędzie jako córkę jego i jego małżonki. Mimo niechęci mężczyzny do mugoli, uprowadzenie mugolskiej dziewczyny dawało niemal stuprocentową gwarancję ujścia bezkarnie, a utraty pozycji oraz konsekwencji swojego czynu bał się nawet bardziej niż nie do końca czystego pochodzenia dziecka... O czym nikt prócz niego i Raven obecnie i tak nie wiedział. Wszyscy wierzyli, że była córką Baudelaire’a i Theresy z Fawleyów.
Ale życie dziewczyny nie było wcale sielankowe, bo jej ojciec do najnormalniejszych nie należał. Raven mogłaby go określić mianem „szaleńca w białych rękawiczkach”. W towarzystwie sympatyczny, inteligentny rozmówca, ale w domu zmieniał się nie do poznania, surowo wychowując córkę i nie wahając się przed dotkliwym karaniem jej, nawet czarną magią, którą zresztą bardzo się interesował, oczywiście potajemnie. Jego wychowanie ukształtowało dziewczynę, ciągle nie potrafiła wyzbyć się pewnych nawyków czy lęków, nawet po zamieszkaniu bez niego.
Kobieta wyglądała na w ogóle nie speszoną tym, że została przyłapana w cudzym domu. Zachowywała się tak swobodnie, jakby była u siebie, co wpędziło Raven w pewną konsternację. Ale, jakby nie patrzeć, panna Baudelaire zdecydowanie nie wyglądała przerażająco, wydawała się wręcz krucha przez tą swoją drobną sylwetkę i bladość.
- Colin nic mi nie wspominał... Cóż, może zapomniał, że się umówił. Ostatnio jest bardzo zajęty pracą – mruknęła w końcu. Może i mieszkali razem, ale Colin nie miał obowiązku zwierzać jej się ze wszystkiego. Niemniej jednak, po tym, jak kobieta pewnie się tu czuła, wywnioskowała, że pewnie w przeszłości bywała tu już często. I kto wie, co naprawdę łączyło ją z Colinem? Ta myśl chyba nieszczególnie jej się podobała, ale nie dawała po sobie nic poznać.
- Zawsze możesz na niego poczekać. Myślę, że niedługo powinien wrócić – dodała po chwili. Nie proponowała niczego, bo zauważyła, że Rita już sama się obsłużyła i nalała sobie alkoholu.
Wciąż była nieco zmieszana; nie spodziewała się tej wizyty, a nie należała do osób szczególnie pewnych siebie, więc musiała szybko zebrać się w sobie, żeby nie wyjść na nadmiernie płochą. I zastanawiała się, co to była za sprawa, skoro Rita nie chciała nic powiedzieć, a upierała się, żeby przekazać to Fawleyowi osobiście.
- Tak, Raven – przyznała. – I jestem asystentką Colina. Pomagam mu... w różnych rzeczach. Pracujemy razem.
Wyprostowała się dumnie. Ojciec zawsze wmawiał jej, że nie jest dostatecznie dobra, by go zadowolić, obojętnie, czego by nie robiła. Takie zaufanie pokładane w niej przez Colina, który stopniowo powierzał jej nowe, bardziej odpowiedzialne obowiązki, było dla niej bardzo ważne i nie chciała go zawieść. Chciała udowodnić, że warto jej zaufać, tym bardziej, że była Colinem w pewien sposób zainteresowana. Jakby nie patrzeć, w końcu zgodziła się z nim zamieszkać i liczyła, że dzięki spędzaniu wspólnie większej ilości czasu, wkrótce bardziej się do siebie zbliżą. Nie chciała być samotna, zupełnie sama ze swoimi lękami i wspomnieniami.
- Kilka razy widziałam cię u niego. Macie jakieś wspólne interesy? – zapytała po chwili, z lekko wyczuwalną ciekawością w głosie.
Raven Baudelaire
Raven Baudelaire
Zawód : brak
Wiek : 20
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Salon CFbqa8o
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t935-raven-baudelaire https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204

Strona 1 z 4 1, 2, 3, 4  Next

Salon
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach