Wydarzenia


Ekipa forum
Klatka schodowa
AutorWiadomość
Klatka schodowa [odnośnik]28.06.21 2:20

Klatka schodowa

Miejsce, które trzeba przebyć, aby dostać się na strych - a później i do mieszkań bardziej lub mniej zamieszkanych (kto wie, czy w tych oficjalnie pustych nie będzie można kogoś zauważyć!), gdzie można spotkać sąsiadów i pijaków lub obu na raz. Raczej zakurzone, nie każdy o nie dba i służy tylko do szybkiego przemieszczania się.


Klatka schodowa EbVqBwL
Tom Doe
Tom Doe
Zawód : Złodziej, grajek
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Things didn't go exactly as planned
but I'm not dead so it's a win
OPCM : 5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 20
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Klatka schodowa AGJxEk6
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9764-thomas-doe?nid=5#297075 https://www.morsmordre.net/t9998-buleczka?highlight=Bu%C5%82eczka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f358-doki-pont-street-13-7 https://www.morsmordre.net/t9797-skrytka-bankowa-nr-2234 https://www.morsmordre.net/t9798-thomas-doe#297380
Re: Klatka schodowa [odnośnik]28.06.21 2:42
10.XII.1957 (?)

Z Eve spędzili noc na tym, aby dopracować ulotki. Chciał pomóc Marcelowi, tym bardziej jeśli miał ku temu okazje - i tym bardziej, że ten najwyraźniej mu zaufał z czymś. Nie mógł go teraz zawieść, prawda? Chociaż wciąż głowę zawracało mu tower i to, co powinien zrobić ze zbliżającym się nieubłaganie styczniem. Starał się o tym nie myśleć, musiał się czymś zająć, a uprzykrzanie komuś życia tym bardziej brzmiało jak świetny do tego plan! Tym bardziej, że znów miał okazję spotkać się dzięki temu ze Steffenem. Nie widzieli się jeszcze od czasów Tower… i jak miał się wytłumaczyć ze swojego stanu? Kuśtykania, wciąż odczuwalnych skutków pobicia, chociaż na pewno wyglądał znacznie lepiej niż tydzień temu - nie wspominając o tym jak wyglądał tuż po samym pobiciu! I widział. Chyba nigdy wcześniej nie cieszył się tak mocno na fakt, że zwyczajnie w świecie widział…
Zebrał to co przygotował z Eve - jej rysunek, a także swój tekst. No i gdyby Steff nie poinstruował go jak przygotować więcej kopii, stanowczo utrudniłoby to sprawę. A tak - podobało mu się, czuł się jak za czasów szkoły i Hogwartu, jakby znów mógł bezkarnie wymyślać historie i je opowiadać. Chociaż ostatnie kłamstwa na temat zakonu nie skończyły się dla niego w najlepszy sposób, tym razem mógł się odegrać na kimś wyżej - za kogoś kogo nigdy nie miał okazji poznać. Celina… musiał w końcu się zapytać Marcela, z kim on tak naprawdę jest w związku, bo zaczynał się gubić. Żenić się chciał z Aurorą, a teraz podjudza ludzi w kwestii innej panny i tego jak została potraktowana. Nie dało się ukryć, że moralność mieli inną, ale Thomas nie był w stanie uwierzyć, że kolega z cyrku tak bardzo stara się dla jakiejś dziewczyny, do której nie żywił głębszych uczuć! Chociaż może po prostu sobie dopowiadał rzeczywiście?
Wychodząc na korytarz i schodząc po schodach, pożegnał się z rodziną jak zwykle. Mówił, że idzie się spotkać ze Steffkiem, to powinno ich nieco uspokoić… Tak, przynajmniej ta wycieczka nie powinna się skończyć znowu w Tower.
Na klatce schodowej zatrzymał się jeszcze na moment, przypominając sobie o ustaleniach z przyjacielem. Zresztą, sam wolał uważać… To, co mieli zamiar robić, niekoniecznie mogło się spodobać władzy, a on wciąż miał uczucie, że jest obserwowany… musiał uważać na to, z kim się spotyka i z kim się zadaje! Nie mógł przecież narażać swoich przyjaciół. I musiał znaleźć bezpieczne wyjście dla rodziny z tej całej sytuacji. Powinni się wynieść… I mieszkanie, i ich nazwisko - to wszystko mogło być na monitorowanym! Nie był tego pewny, ale bał się, że znów coś się stanie i tym bardziej bezpośrednio jego rodzinie - i że nie będzie w stanie tego powstrzymać. Już teraz czuł się kompletnie bezsilny, czując że w styczniu, kiedy miał się zjawić w Tower, to będzie jego koniec, niezależnie od tego jakie informacje by przyniósł lub zmyślił. Ach, tak… co miał dalej zmyślać na temat zakonu, o którym nie wiedział niczego?
Podszedł do mieszkania ich sąsiadki Philippy, wsuwając pod drzwi ulotkę. Powinna wiedzieć, a skoro już tutaj był, mógł sam dostarczyć jej tę informację. Po tym już ruszył schodami w dół, żeby wydostać się z budynku.
- Rugatio - rzucił, celując w siebie różdżką, kiedy znajdywał się jeszcze na schodach. Musieli się ukryć, tak było bezpieczniej. Gdyby nie to, na co zgodził się w tower, i słowa tego czarodzieja… prawdopodobnie nawet by na to nie nalegał przy spotkaniu ze Steffkiem.

Tomek zabiera z domu harmonijkę, różdżkę i 20PM. Zt, idę tutaj.


Klatka schodowa EbVqBwL


Ostatnio zmieniony przez Thomas Doe dnia 29.06.21 15:16, w całości zmieniany 3 razy
Tom Doe
Tom Doe
Zawód : Złodziej, grajek
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Things didn't go exactly as planned
but I'm not dead so it's a win
OPCM : 5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 20
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Klatka schodowa AGJxEk6
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9764-thomas-doe?nid=5#297075 https://www.morsmordre.net/t9998-buleczka?highlight=Bu%C5%82eczka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f358-doki-pont-street-13-7 https://www.morsmordre.net/t9797-skrytka-bankowa-nr-2234 https://www.morsmordre.net/t9798-thomas-doe#297380
Re: Klatka schodowa [odnośnik]28.06.21 2:42
The member 'Thomas Doe' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 63
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Klatka schodowa Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Klatka schodowa [odnośnik]30.06.21 11:52
10.XII

Ten dzień dla niego był długi, ekscytujący... I może nieco stresujący? W końcu adrenalina działała różnie i w różnych sytuacjach, a on z pewnością dzisiaj zaznał jej aż za dużo. Może nie powinien tak ryzykować, może rzeczywiście nieco przesadził... Ale był szczęśliwy i zadowolony z siebie! Tym bardziej, że chyba dobrze spisali się ze Steffkiem. Nie mogli sobie niczego zarzucić! Wszystko poszło zgodnie z planem, jak najbardziej poprawnie...
I chyba nawet nikt ich nie zauważył? To było zbawienne... Absolutnie!
Wchodząc do mieszkania, po klatce schodowej, wyraźnie miał problem z kolanem. Od tego całego biegania po mieście wcale nie było mu lepiej... Ale nie żałował niczego. Najwyżej przez następne kilka dni da odpocząć sobie i wszystko będzie w porządku, prawda?
Będąc jeszcze na klatce schodowej, zdjął z siebie zaklęciem finite rugiatio. W końcu nie mógł tak wejść do mieszkania!
Podnosząc wzrok zauważył...
Szlag! Co TY tutaj robisz?!
- Wieczorny spacer? Mam nadzieję, że będziesz uważała na siebie. Port nie jest bezpieczny i dobrze o tym wiesz, prawda? James jest już w domu? - zapytał po romsku jakby nigdy nic. Jego bratowa doskonale znała ten język, przecież wychowywali się od małego wszyscy razem. A tu i teraz, po tych dwóch latach, aż grzechem było rozmawiać po angielsku, prawda? Skoro znów mogli wrócić do kultywowania swojej kultury...
- Przyniosłem trochę frytek, masz ochotę? - rzucił znów, co dla zupełnie obcej osoby mogłoby być całkiem zwyczajnym gestem - tym bardziej, że byli rodziną. Ale Tomek nie dzielił się swoim jedzeniem, nie jeśli nie przeskrobał czegoś i teraz próbował to ukryć. To był jasny sygnał dla każdego, kto znał go dłużej, że coś było nie w porządku.
Nie złapała go przecież na niczym. Zdejmował zaklęcie, tak, to nie było niczym złym czy zakazanym. Wiedzieli, że wychodził że Steffenem, o tym wspomniał przy wychodzeniu... Na pewno, nie miała mu niczego do zarzucenia, prawda? A mimo to czuł, że miał kłopoty. Wiedział, że zaraz coś będzie nie tak... Nie mogła wiedzieć, że ulotki które wspólnie zrobili, zdobiły już ulice Londynu! Że rzucił ze Steffkiem łajnobombą w jakiś pomnik, że wymazali na nim napisy! Przecież byli ostrożni, przecież uważali! Nawet Tomek pomyślał o tym, żeby uważać... A to już znaczyło wiele. Starał się, nie sprowadzić kłopoty.
- Jimmy znowu się z czymś nie popisał? - rzucił, mając cichą nadzieję, że złość Eve jest kierowana własnie w jej męża, a nie w najstarszego z Doe.


Klatka schodowa EbVqBwL
Tom Doe
Tom Doe
Zawód : Złodziej, grajek
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Things didn't go exactly as planned
but I'm not dead so it's a win
OPCM : 5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 20
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Klatka schodowa AGJxEk6
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9764-thomas-doe?nid=5#297075 https://www.morsmordre.net/t9998-buleczka?highlight=Bu%C5%82eczka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f358-doki-pont-street-13-7 https://www.morsmordre.net/t9797-skrytka-bankowa-nr-2234 https://www.morsmordre.net/t9798-thomas-doe#297380
Re: Klatka schodowa [odnośnik]01.07.21 20:19
Kiedy zobaczyła Go pierwszy raz po zbyt wielu miesiącach, powiedzieć, że nie była zachwycona to mało. Przed wydrapaniem mu oczu, powstrzymała ją tylko obecność Paprotki oraz Jamesa, chociaż i tak niewiele brakowało, aby nawet ich towarzystwo okazało się niewystarczające. Trawiła ją złość, wręcz nienawiść do człowieka, który przez swoje głupie pomysły odebrał jej rodzinę. Nie pamiętała do końca przepełnionych goryczą słów, wypowiadanych bez przemyślenia i nie chciała szukać ich w pamięci. Miała świadomość, że musiała mu wybaczyć, prędzej czy później, ale jednak. Byli w końcu na siebie skazani, przynajmniej teraz, póki rodzeństwo Doe odnalazło się. Chociaż w pierwszych dniach unikała go jak ognia, traktowała jak coś czego towarzystwo musi znieść, odwracając spojrzenie, ilekroć pojawiał się w zasięgu wzroku. W końcu stonowała, odpuściła i próbowała zakopać przeszłość w odmętach wspomnień. Najbardziej pomógł w tym James, to on wysłuchiwał jej rozdrażnionych słów, znosił zły humor, kiepskimi żartami rozładowywał atmosferę. Dzięki niemu zaczynała się śmiać.
Początek grudnia był już łatwiejszy, a kiedy miała dość obecności Thomasa, znikała pod postacią sroki. Tak było lepiej dla wszystkich, kiedy przestała okazywać niechęć, a usuwała się w cień. Uchylała okno, wpuszczając do środka zimne powietrze i już po chwili wyrywała się z czterech ścian, pozostawiając na parapecie parę biało-granatowych piór.
Poprzedniej nocy zdobyła się na więcej dobroci w stosunku do najstarszego Doe. Kiedy poprosił ją o pomoc, kiedy pokrętnie powiedział czego potrzebuje, zgodziła się. Spędzili długie godziny w swoim towarzystwie i o dziwo, nie było tak ciężko. Idąc za jego wskazówkami, rysowała kolejne projekty ulotek oraz plakatów, aż zgodnie przytaknęli finalnemu. Patrząc na ukończone dzieło, miała przeczucie, że to znów jakiś kretyński pomysł, który ściągnie kłopoty na Thomasa, więc od razu i na resztę. Próby dowiedzenia się czegokolwiek, nie przyniosły rezultatu. Ten przebiegły gnojek, niespodziewanie nabrał wody w usta. Nie zamierzała mu odpuścić, chciała wiedzieć, co kombinował... lecz rano odebrał jej tą okazję. Gdy wstała, nie było już ani jego, ani Jamesa i byłaby naiwną idiotką, wierząc w przypadkowość sytuacji. Zajęła się więc pilniejszymi rzeczami, czekając jednak, aż wróci ten starszy. Uniosła wzrok na drzwi, słysząc ciężkie kroki na schodach. Uroki budynków w porcie, co zauważyła już jakiś czas temu. Wyszła z mieszkania w idealnym momencie, aby zobaczyć, jak ściągał z siebie zaklęcie przez które w pierwszej chwili zwątpiła, czy to ten, którego szukała.
- Wiem, że nie jest bezpieczny, ale nie zamierzam iść na spacer.- odparła, bez problemu porzucając angielski na rzecz języka bliższego jej.- Nie wrócił. Nie wiesz, gdzie jest? – poczuła cień niepokoju, ale zdławiła to w sobie. Umiał o siebie zadbać, nie wątpiła w to.
Pokręciła powoli głową, kiedy nagle chciał podzielić się frytkami. Uniosła delikatnie brew, wiedząc dobrze, jak nietypowe jest to dla niego zachowanie.- Thomasie Doe...- podjęła poważnie, trochę jak matka karcąca dziecko, ale miała wrażenie, że z nim inaczej się czasami nie da.- Co ty znów zrobiłeś? Nie chciałeś powiedzieć niczego wcześniej, a rano zniknąłeś, więc nie próbuj się nawet wykręcać.- nie chciała go strofować, nie była od tego. Skrzywiła się delikatnie na kolejne pytanie.
- Obaj średnio umiecie popisać się czymkolwiek.- rzuciła z niezadowoleniem.



bałam się pogryzienia przez chorą na wściekliznę rzeczywistość, strzaskania iluzji, romantyzmu utopionego w ostatnich knutach
Eve Doe
Eve Doe
Zawód : Tancerka, młoda mama
Wiek : 20
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Learn your place in someone's life, so you don't overplay your part
OPCM : 5
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +3
TRANSMUTACJA : 15+5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarownica
Klatka schodowa E4f34ddb98c725c21cfb73b0408c74e33a70498f
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t9651-eve-doe https://www.morsmordre.net/t9728-raven https://www.morsmordre.net/t12284-eve-doe#377725 https://www.morsmordre.net/f358-doki-pont-street-13-7 https://www.morsmordre.net/t10225-skrytka-bankowa-nr-2211#311456 https://www.morsmordre.net/t9729-e-doe
Re: Klatka schodowa [odnośnik]03.07.21 23:38
Wiedział, oczywiście że wiedział, gdzie był James. Mógł powiedzieć Eve, że było inaczej? Okłamać ją? Teoretycznie mógł - co go powstrzymywało. Nie byłyby to pierwsze kłamstwa z jego ust w stronę bratowej, ale... wiedział, że się martwiła. Robili coś głupiego, znowu. Nawet jeśli Jimmy nie wiedział dokładnie, że to Tomek brał w tym wszystkim również udział to nie znaczyło, że on nie wiedział o tym, że i młodszy z braci się w to zaangażował. Cóż, Steffek również namówił go dzisiaj do nieco innych działań, nieco bardziej ryzykownych... Ale wszystko dobrze się skończyło. Wspólnie zdecydowali się skorzystać z magii, zaklęcia wychodziły pięknie jak nigdy.
- Nie... Wiem, że wychodził, chyba pomaga również Marcelowi. Ale nie wiem, gdzie jest dokładnie. Nie szedł sam, tak mi się wydaje - odpowiedział, decydując się na coś pomiędzy. Nie powie Eve, po co tworzyli ulotki - i ze to oni mieli je rozdystrybuować. Nie będzie jej tak martwił - chociaż musiał przyznać, że zbliżyli się poprzedniego wieczoru. Przecież to nie tak, że zawsze byli do siebie niechętni! Wspólnie się śmiali, uczyli się, czasem tańczyli, jeszcze za czasów taboru... I cieszył się, że Eve żeniła się z Jamesem! Wiedział, że będą dla siebie dobrzy, chociaż oboje mogli mieć problemy ze złością. Jednak jeśli się na siebie złościli to tylko znaczyło, że im na sobie zależy, prawda? Gdyby milczeli, martwiłby się bardziej.
Słysząc imię, już wiedział że ma kłopoty. Otworzył pudełko z jedzeniem, wbijając wzrok we frytki i zaczął po prostu jeść, zupełnie jakby nic się nie stało. Nie chciał okłamywać rodziny, bo wiedział, że... to mogło się skończyć znowu źle. Jednocześnie to było trudne! Wiedział, że nie powinien postępować tak jak postępował, że znów z nich narażał i że tak naprawdę Marcel był obcy - a jednocześnie, chciał chociaż w taki sposób podziękować przyjacielowi, że był przy jego bracie; że troszczył się i o Sheilę, i o Eve, kiedy on zawiódł. Czuł się, że powinien w jakiś sposób wynagrodzić swoje zachowanie również Marcelowi...
- Byłem ze Steffkiem. Pomagaliśmy Marcelowi... - urwał, marszcząc brwi, jakby zastanawiając się czy powinien to mówić - czy powinien dzielić się tym, gdzie dokładnie poszedł James, w jaki sposób pomagali koledze. Powinien zacząć mówić prawdę, wiedział że to było łatwiejsze. Nawet dzisiaj znów się o tym przekonał, kiedy Steffen po raz kolejny raz poruszył temat Jeanie, która przecież nie żyła, i...
- Roznosiliśmy ulotki, które zrobiliśmy wczoraj - wydusił w końcu z siebie, chociaż mówił powoli i zupełnie jakby nie chciał zaczynać czy kontynuować tego tematu. Nie mogli po prostu go urwać? Po co miała się denerwować? I ona, i Sheila.
- Ulotkami się popisałem! Nie wiem czy zauważyłaś, ale wyszedł nam kawał dobrej roboty. Steffkowi i Marcelowi też się podobały. No i rzut łajnobombą w... Nieważne, to był pomysł Steffka. Ale nikt nas nie widział! A nawet jeśli to wyglądaliśmy jak dziadkowie - mówił dalej, wzrokiem unikając Eve. Wiedział, że ta będzie zła na nich, że wygadał sie niepotrzebnie o wybryku przy tym pomniku, który to wykonał jakiś kuzyn Cattermole... Przecież nie zrobili niczego złego, prawda? A nawet jeśli to byli ostrożni! A co jak co, ale ostrożność w wypadku Thomasa była rzadkością.


Klatka schodowa EbVqBwL
Tom Doe
Tom Doe
Zawód : Złodziej, grajek
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Things didn't go exactly as planned
but I'm not dead so it's a win
OPCM : 5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 20
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Klatka schodowa AGJxEk6
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9764-thomas-doe?nid=5#297075 https://www.morsmordre.net/t9998-buleczka?highlight=Bu%C5%82eczka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f358-doki-pont-street-13-7 https://www.morsmordre.net/t9797-skrytka-bankowa-nr-2234 https://www.morsmordre.net/t9798-thomas-doe#297380
Re: Klatka schodowa [odnośnik]09.07.21 17:56
Nie lubiła tego przeczucia, że cokolwiek właśnie miało miejsce, było wstępem do kłopotów, jakie miały dopiero nadejść. Jednak spoglądając teraz na Thomasa, nie potrafiła pozbyć się myśli, która towarzyszyła jej od wczoraj. Może nie powinna przykładać do tego ręki? Przecież logiczne było, że stworzona grafika oraz wymyślone hasło, miały mieć jakiś cel. Czekała cierpliwie na wyjaśnienia, nie odwracając od niego wzroku ani na moment. Nie próbuj mnie oszukiwać, nie próbuj znów kłamać. Wolała nie liczyć, ile razy już tego próbował, a na czym często później go przyłapywała. Przez przypadek, pokrętną drogą docierała do prawdy, czując się ponownie jak kretynka, która wierzyła w piękne słówka człowieka, który kłamał szybciej, niż myślał.
Słysząc odpowiedź, pokiwała głową, znów mu wierząc, chociaż nie miała żadnej pewności, że to prawda. Brzmiało jednak dość sensownie.
- Mam nadzieję, że w nic się nie wpakuje.- mruknęła pod nosem, by zaraz dodać.- I Ty też. Nie rób tego Sheili, nie szukaj kłopotów.- nie przechodziło jej przez gardło, że ona również nie chciała, aby ci dwaj ściągali sobie na problemy jakiekolwiek. Kiedy zaczął po prostu jeść, usilnie unikając jej spojrzenia, z trudem ugryzła się w język, by nie powiedzieć czegoś zbyt pochopnie. Nie wyglądał teraz, jak ktoś niewinny, a wręcz upewniał ją, że coś przeskrobał. Czuła cień niezadowolenia z tego powodu, ale obiecywała sobie, że spróbuje zmienić nastawienie, dać szansę najstarszemu Doe, nawet jeśli nie zasługiwał.
Zmrużyła nieco oczy, gdy usłyszała z kim był i komu pomagał. To ją trochę uspokoiło. Marcel mimo wszystko nie robił głupich rzeczy, a z tej czwórki wydawał się najrozsądniejszy... albo naiwnie trzymała się tej nadziei. Względem Steffena, miała już trochę wątpliwości, pamiętając go z czasów szkoły, ale może nie było powodu, by równać Cattermole z Thomasem.
- Gdzie? – próbowała zagłuszyć myśl, że może nie powinna dociekać, tylko odpuścić już. Naprawdę chciała się irytować? Przeczuwać najgorsze? Założyła swobodnie ramiona na wysokości piersi.
- Widziałam, że wyszło nam to świetnie, ale fakt jak opornie o tym mówisz, sprawia, że zaczynam żałować pomocy.- przyznała ze spokojem.- Co? Jaką łajnobombą? W co? – miała nadzieję, że się przesłyszała, ubzdurała sobie.- Thomas, coście zrobili? – dopytała zaraz.- Nie rób tak, nie kombinuj, tylko mów. Wystarczy, że dwa lata temu zaszalałeś i sam wiesz, jak to wyszło. Nie zatajaj niczego... proszę.- ukłucie strachu, było nieprzyjemne.



bałam się pogryzienia przez chorą na wściekliznę rzeczywistość, strzaskania iluzji, romantyzmu utopionego w ostatnich knutach
Eve Doe
Eve Doe
Zawód : Tancerka, młoda mama
Wiek : 20
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Learn your place in someone's life, so you don't overplay your part
OPCM : 5
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +3
TRANSMUTACJA : 15+5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarownica
Klatka schodowa E4f34ddb98c725c21cfb73b0408c74e33a70498f
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t9651-eve-doe https://www.morsmordre.net/t9728-raven https://www.morsmordre.net/t12284-eve-doe#377725 https://www.morsmordre.net/f358-doki-pont-street-13-7 https://www.morsmordre.net/t10225-skrytka-bankowa-nr-2211#311456 https://www.morsmordre.net/t9729-e-doe
Re: Klatka schodowa [odnośnik]09.07.21 18:56
To nie tak, ze szukał kłopotów - one same go nachodziły i znajdywały. Nie musiał się wysilać do tego, nie musiał nawet palcem kiwnąć, aby coś tego typu go dopadło! To się po prostu… działo. I miało miejsce bez jego kontroli! Czuł się, że po prostu nie ma kontroli nad swoim życiem w takich kwestiach. Zawsze coś musiało się wydarzyć, zawsze coś musiało popsuć pozorny spokój. Jak nie Marcel, to Tower, to teraz znowu Marcel. Chociaż… tym razem nie powinno nic się im stać, prawda? Powinni być bezpieczni…
- Tu, tam… Po mieście, głównie po porcie - odpowiedział, nie dając konkretnych odpowiedzi i wciąż nie patrząc na bratową. Nie kłamał, ale nie musiał chyba mówić do końca prawdy… Nie musiał podawać pełnej prawdy, prawda? Dokładnie zagłębiać się we wszystkie szczegóły. Nawet jeśli Eve się martwiła - nie musiała. Był przecież dorosły, był przecież odpowiedzialny. Starał się przynajmniej.
- Nie, nic nie zrobiliśmy… - zaczął, słysząc kolejne słowa Eve. Naprawdę teraz to mu chciała wypominać? Pokręcił lekko głową milknąć. Podniósł po chwili wzrok na nią, chociaż wciąż był niepewny.
- Nie szaleję, nie okradłem nikogo jeśli masz to na myśli. Nie zatajam, jestem ostrożniejszy. Jeśli ktoś mnie i Steffena widział, nie rozpoznał nas. I rzuciliśmy łajnobombą w pomnik na placu, jakiś kuzyn Steffka go wykonał i… no, szukał okazji do zrobienia czegoś podobnego - powiedział wręcz na jednym wydechu, zaraz odwracając wzrok i skupiając się znów na swoich frytkach, czy raczej ich resztkach. Chociaż był zadowolony z tego jak wszystko im wyszło, jak wszystko się udało. Mieli więcej szczęścia niż rozumu dzisiaj - zresztą, to była tylko dzisiejsza zabawa, prawda? To nie miało mieć konsekwencji, na pewno nie.
Nie chciał ryzykować nimi znów.
- Staram się. Wiesz w jakiej jestem sytuacji, musimy tak czy siak uciekać z Londynu przed styczniem. Nie ryzykuję swoją twarzą, nikt mnie nie rozpozna. Staram się, okej? Jeśli coś zjebię to wam powiem… Na razie nic nie kombinuję - zapewnił, nie patrząc jednak na dziewczynę. Bał się trochę… Mimo, że nie kłamał tak do końca. Po prostu nie przywykł do tego, aby mówić tak pełną prawdę. Musiał się tego nauczyć w stosunku do rodziny. Może dwa lata temu to by się skończyło inaczej gdyby i ich dziewczyny się dowiedziały? Gdyby Sheila lub dziadkowie usłyszeli o wszystkim za wczasu… Może wszystko by się rzeczywiście skończyło inaczej. Może by żyli…
- Okej? Nie dopuszczę znów do czegoś takiego jak dwa lata temu. Nie proszę o zaufanie… Ale nie jestem aż tak głupi. Nie chciałem do tego doprowadzić - mówił ciszej, znów odwracając wzrok w bok. Nie lubił o tym mówić, nie lubił przyznawać, że zachował się jak idiota. Przecież to było oczywiste, po co miał to mówić jeszcze na głos?


Klatka schodowa EbVqBwL
Tom Doe
Tom Doe
Zawód : Złodziej, grajek
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Things didn't go exactly as planned
but I'm not dead so it's a win
OPCM : 5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 20
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Klatka schodowa AGJxEk6
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9764-thomas-doe?nid=5#297075 https://www.morsmordre.net/t9998-buleczka?highlight=Bu%C5%82eczka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f358-doki-pont-street-13-7 https://www.morsmordre.net/t9797-skrytka-bankowa-nr-2234 https://www.morsmordre.net/t9798-thomas-doe#297380
Re: Klatka schodowa [odnośnik]06.08.21 19:00
Przywykła do niekonkretnych odpowiedzi, bracia Doe byli w tym bardzo podobni. Każdą sytuację obchodzili na około kilkukrotnie, zanim dotarli do sedna, zwykle zmuszeni do tego kolejnymi padającymi pytaniami. Na przestrzeni czasu nic się w tym nie zmieniło, nawet jeśli James przez moment w poczuciu winy, nie kręcił, a mówił to, co musiało w końcu paść. Poza tym potrafiła podejść własnego męża, swojego przyjaciela, aby mówił. Gorzej było w tym przypadku. Wiedziała, że jeśli starszy Doe uprze się, to nie wyciągnie z niego niczego, co jakkolwiek by ją usatysfakcjonowało.
Chciałaby nie martwić się o Nich, a zwłaszcza o Niego. Mimo że nienawiść osłabła, złość przestawała dyktować jej gestom oraz słowom, tak ostatnie czego chciała to zamartwianie się o starszego z braci Doe. Miała jednak świadomość, że jego kłopoty odbiją się na wszystkich i nikt nie mógł przewidzieć w jak dużym stopniu. Powtórką sprzed dwóch lat czy jedynie koniecznością ucieczki? Krzywdą jednego z Doe czy goryczą, którą trzeba będzie przełknąć? Kolejną wycieczką do Tower na którą zabierze więcej osób niż ostatnio? Ostatni temat działał na nią drażniąco, zwłaszcza kiedy James tak wspaniałomyślnie znikał bez słowa. Nie ważne, że sama robiła podobnie.
Słuchała go z trudem utrzymywanym spokojem, nie przerywała, kiedy zaczął w końcu mówić. Czasami zbyt łatwo było go zniechęcić do przebłysku szczerości.- Mam nadzieję, że jesteś.- stwierdziła, nawet jeśli nie pokładała w tym zbyt wielkich nadziei. Słysząc wyjaśnienie w kwestii łajnobomby, westchnęła ciężko. W takich momentach żałowała, tym bardziej że Jeanie nie żyje. Może właśnie ona potrafiłaby opanować Thomasa? Sprawić, aby dorósł do swojego wieku i nabrał, chociaż odrobiny odpowiedzialności. To nie było wiele.
- Nadal nie masz dość? – spytała z cieniem niedowierzania w głosie.- Dobrze, chociaż, że nikt was nie mógł rozpoznać.- dodała trochę neutralniej. Od zawsze uważała, że Thomas jest jak magnes na kłopoty, przyciągając wszelkie problemy. Długo ją to bawiło, czasami dogryzała mu z tego powodu, zwłaszcza kiedy kolejny raz przychodził z podbitym okiem, a jego dziadkowie załamywali ręce. Wtedy uważała to za niegroźne, ot nic nadzwyczajnego, gdy jej bracie często wyglądali identycznie, szlajając się tam, gdzie nie powinni. Jednak oczywiste wydarzenia, zmieniły podejście, nie widziała już w tym okazji do śmiechu, a czuła jedynie niepokój.
- Uciekniemy, jeśli nie dasz rady wyplątać się z tego, jakoś inaczej. Nikt nie będzie ryzykować znów.- chociaż nie była chętna do opuszczenia miasta, wiedziała, że będą musieli. James i Sheila nie zostawią swojego brata na pastwę losu, a Ona nie zamierzała zostawić szwagierki oraz męża. Ku niezadowoleniu, ponownie musieli płacić za głupotę najstarszego i szukać sobie bezpiecznego miejsca, gdzieś indziej. Darowała mu już wypominanie tego faktu.- Nie chcę się dowiadywać o rzeczach, które już spieprzysz. To jest zawsze za późno, wystarczy, że nie wrócisz tego samego dnia...- umilkła na moment, uświadamiając sobie ryzyko. Każdy z nich znikał bez słowa i wracał, kiedy mógł lub miał ochotę. Dotąd jej to nie przeszkadzało, ale teraz pojęła, jakie mogą być tego konsekwencje.- Nie mogę tak. Nie chcę wypominać Ci tego, co było. Obiecałam Jamesowi, że nie będę tego robić... ale nie dam rady, zastanawiać się za każdym razem, czy nie wpakujesz w coś siebie i nas. Po prostu nie dam.- głos załamał jej się lekko, brzmiąc jakby emocje zwyczajnie ją przerastały. Po części tak było, lecz również zagrała nieczysto, wyolbrzymiając to, co czuła, ale tego Thomas nie mógł wiedzieć.
Pokiwała powoli głową na jego kolejne słowa, naprawdę chciała wierzyć, że nie dopuści do czegoś takiego, ale również zdawał się nadal lekkoduchem. Uniosła na niego spojrzenie, by złapać kontakt wzrokowy, dlatego mógł dostrzec, że ciemne tęczówki szklą się lekko.- Chcę Ci zaufać, ale to trudne.- przyznała i w tym jednym zdaniu, było odrobinę mniej kłamstwa. Naprawdę chciałaby, jednak coś ją blokowało, powstrzymywało, nie dając spokoju.- Wiem, że nie chciałeś. Okrutne byłoby, gdybyś nie czuł się winny z tego powodu.- nie miała co do tego wątpliwości, ale to nie sprawiało, że była wobec niego bardziej wyrozumiała.



bałam się pogryzienia przez chorą na wściekliznę rzeczywistość, strzaskania iluzji, romantyzmu utopionego w ostatnich knutach
Eve Doe
Eve Doe
Zawód : Tancerka, młoda mama
Wiek : 20
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Learn your place in someone's life, so you don't overplay your part
OPCM : 5
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +3
TRANSMUTACJA : 15+5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarownica
Klatka schodowa E4f34ddb98c725c21cfb73b0408c74e33a70498f
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t9651-eve-doe https://www.morsmordre.net/t9728-raven https://www.morsmordre.net/t12284-eve-doe#377725 https://www.morsmordre.net/f358-doki-pont-street-13-7 https://www.morsmordre.net/t10225-skrytka-bankowa-nr-2211#311456 https://www.morsmordre.net/t9729-e-doe
Re: Klatka schodowa [odnośnik]06.08.21 21:21
Nie miał dość. Było wręcz przeciwnie! Pierwszy pobyt w Tower, po tym drugi… I kto wiedział, ile jeszcze razy tam trafi? A trafili tam za nic! Za czystą niewinność! Przecież to Marcel rzucił się na tego mężczyznę z łyżwą! Sheila nawet nic nie zrobiła, nawet nie odezwała się słowem, a oni chcieli ją wtedy łapać i gonić, próbowali, ale była szybsza. Nawet jeśli przerażona, że znów jej bracia zniknęli…
Nie miał dość. Męczyła go ta bezsilność, może właśnie dlatego tak często pakował się w kłopoty? To było coś, co mógł robić - coś, co dawało mu jakikolwiek sens, że robi cokolwiek. Odrobina adrenaliny, uśmiech na twarzy przyjaciela, spędzenie wspólnie czasu… Rzucenie łajnobombą w pomnik nie było niczym wybitnie trudnym, ani niebezpiecznym, ale przynosiło ogrom satysfakcji. Takie drobne przejawy buntu i nieposłuszeństwa…
- Widzisz? Staram się… Steffen nie ryzykował pracą, ja nie ryzykowałem, ze coś się stanie wam. Mówiłem, jestem ostrożniejszy - zapewnił, chociaż czy taka była prawda? Czy jego czyny rzeczywiście mogły się obyć bez konsekwencji? One zawsze do niego wracały w ten czy inny sposób, zawsze go doganiały…
Chciał uciec. Wtedy, dwa lata temu, prosił o to Jamesa, żeby uciekli. Wiedziała o tym? Rozmawiał z nią na ten temat? Jeanie jakimś sposobem zawsze wiedziała, nie rozumiał tego, ale nawet nie musiała pytać czy słuchać, żeby wiedzieć, że coś się stało; żeby wiedzieć co się stało. Czy James z Eve mieli to samo? Na pewno wiedziała, że się pokłócili. Nigdy wcześniej się nie pokłócili tak jak wtedy; skoczyli sobie do gardeł nie w ramach przepychanki, a jakby chcieli wyrządzić sobie najprawdziwszą krzywdę. Pierwszy raz musieli być rozdzielani, mimo że zawsze świecili przykładem braterskości.
Spojrzał na nią niechętnie, słysząc to załamanie i zaraz odwrócił wzrok, wyraźnie niezadowolony. Łatwo było go zajść w tych kwestiach, szczególnie jego rodzina potrafiła. Wiedzieli, że przecież nie chciał źle i nie chciał im robić na złość. Czasem po prostu samo wychodziło.
- Eve, ja… Wiesz, że nie robię tego specjalnie. Sami też znikacie… Staram się, okej? Mówię, kiedy planuję wrócić… tak około - powiedział, chcąc odgonić od siebie zarzut kobiety. Nie potrzebował wyrzutów, nie potrzebował żeby ta mu teraz się rozklejała i płakała. Nie był osobą, która powinna ją uspokajać.
Wydawało mu się, że było bezpiecznie, kiedy urwała. Chciał się upewnić, dlaczego wrócił do niej wzrokiem i…
Szlag, nie rycz. Co ja powiem Jamesowi?
Momentalnie odwrócił wzrok, już wpadając w jej pułapkę. Nie wiedział, że w nią wpadł. Może się zorientuje za jakiś czas, może za miesiąc, za kilka lat - a może nigdy? Przecież nie chciał jej doprowadzić do płaczu, sprawiać żeby się martwiła o niego i Jamesa!
Niechętnie zamknął pudełko z jedzeniem. Nie mógł jeść, kiedy czuł poczucie winy, kiedy ktoś na nim znów wymuszał współczucie i inne nieprzyjemne emocje. Szczególnie ktoś bliski. W końcu to nie tak, że Eve była po prostu jakąś obcą, w której zakochał się James. Była ich przyjaciółką, no i rodziną. Bo tym z się przecież wiązał ślub. Była Doe, a Doe zawsze trzymali się razem - przez te wszystkie lata w Birmingham, kiedy byli wytykani palcami, a później kiedy sami zostali wysłani do taboru. Mimo, że byli wtedy wśród swoich, zawsze najbardziej przylegał do siebie. Ciężko było wejść między nich, podburzyć w jakiś sposób, nie mówiąc już o nasłaniu jednego na drugiego. Nawet w momencie, w którym wszystko stracili - nawet pomimo wiedzy, którego z braci była to wina, wciąż nie potrafili odpuścić. Przecież wiedzieli, że mają tylko siebie. Nie rodziców, nie kuzynostwo i inną część rodziny - tylko rodzeństwo.
Podszedł do niej powoli, niechętnie. Poklepał ją niepewnie po plecach.
- Wiem, przepraszam… Małymi kroczkami, okej? Naprawdę się postaram.. Możemy spróbować… Nie wiem, zostawiać karteczki? Gdzie wychodzimy? Ale wszyscy… Masz rację w tym… No wiesz, że nie wiadomo jak reagować, kiedy znikamy. Czy wrócimy na noc, czy nie… Ty i James również. Paprotka powinna być wtedy też spokojniejsza… - zaproponował sam z siebie, mimo że został w tę propozycję wmanipulowany. Z drugiej strony, mogli być chyba… bezpieczniejsi i spokojniejsi przy takim systemie? Nie rozmawiali w końcu ze sobą, co jeden z drugim robi. Oduczyli się komunikacji przez ostatnie dwa lata, a może tak naprawdę nigdy nie byli jej nauczeni?


Klatka schodowa EbVqBwL
Tom Doe
Tom Doe
Zawód : Złodziej, grajek
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Things didn't go exactly as planned
but I'm not dead so it's a win
OPCM : 5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 20
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Klatka schodowa AGJxEk6
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9764-thomas-doe?nid=5#297075 https://www.morsmordre.net/t9998-buleczka?highlight=Bu%C5%82eczka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f358-doki-pont-street-13-7 https://www.morsmordre.net/t9797-skrytka-bankowa-nr-2234 https://www.morsmordre.net/t9798-thomas-doe#297380
Re: Klatka schodowa [odnośnik]07.08.21 1:05
W jakimś stopniu go rozumiała, tą dziwną potrzebę gonienia za ryzykiem i pakowania się w kłopoty. Szukania adrenaliny w różnych sytuacjach, lecz on zwykłą rozrywkę pociągnął na poziom katastrofy, która dotknęła ich wszystkich. Zabrała dom, rodzinę... ją osierociła i chociaż nie była wtedy małym dzieckiem, tak nadal bolało, gdy zostawiała za sobą rodziców. Dlatego właśnie nie zamierzała mu przytaknąć, wykazać się zrozumieniem wobec decyzji, które podejmował. Nie zamierzała również ufać mu, gdy twierdził, że jest dobrze, że pilnuje się, aby nie zafundować im powtórki z rozrywki.
Przemilczała jego zapewnienia, mając naprawdę nadzieję, że tak było. Niech zrobi to, chociaż dla swojego rodzeństwa, nie dla niej. Była w tym wszystkim najmniej ważna i miała tego świadomość, ale nijak jej to nie przeszkadzało. Będąc na ich... na jego miejscu, najpewniej również stawiałaby swych braci oraz siostrę ponad każdym, dbała głównie o nich.
Pamiętała kłótnie Thomasa i Jamesa, tą sprzed dwóch lat. Wtedy nie wiedziała, o co im poszło, Jimmy nie chciał nic powiedzieć, ale nie była ślepa. Znała swego męża, swego przyjaciela od dziecka. Znała ich obu na tyle, żeby czuć, że dzieje się coś złego. Nie raz obserwowała, jak się kłócili, sprzeczali o głupoty, czasami powodujące bójki, które wraz z Sheilą lub Jeanie przerywały, gdy przesadzali. To nie była nowość, ale tamtego dnia, było gorzej. Pamiętała strach w oczach żony Thomasa, kiedy obie spojrzały na siebie z tym samym niezrozumieniem. Wyglądały tak samo? Przestraszone, zaniepokojone, gdy nawet z pomocą jej braci, ciężko było rozdzielić tych dwóch? Nie miały pojęcia, że ten wybuch agresji zwiastował nieszczęście, zwiastował tragedię.
Spoglądając teraz na starszego Doe, wiedziała, że gdyby wtedy przycisnęła jego brata, zmusiła do mówienia... nie stałaby teraz przed nim. Nie widziała w dwa lata starszym chłopaku, osoby, która odpowiadała za śmierć bliskich. Nigdy nie oskarżyłaby go o to. Czy czyniło to z niej współwinną? Nie, lecz zwyczajnie głupią, że odpuściła tamten raz i to było o wiele gorsze dla niej.
Była pewna, że grą na emocjach podejdzie Thomasa. Był na to podatny i najwyraźniej na przestrzeni czasu nic się w tej kwestii nie zmieniło. Bardzo dobrze.
- Wiem, ale...- ciągnęła dalej swoją gierkę, tę nieśmieszną i kiepską farsę, którą nie sądziła, że kiedykolwiek stworzy. Jednak jeśli to miał być jedyny sposób, była gotowa udawać. Kiedyś naprawdę niewiele było potrzeba, aby doprowadzić ją do tego stanu, do momentu, kiedy z bezsilności sypała się emocjonalnie.- Po prostu uważaj.- dodała ciszej, odwracając wzrok od niego. Wiedziała, że to, co robi jest zwyczajnie świństwem w stosunku do chłopaka, jednak za bardzo bała się jego błędu. Przeproszę Cię za to, ale nie dziś. Obiecuję, że kiedyś to zrobię. Uniosła spojrzenie na niego, kiedy sam się zbliżył, kiedy nieudolnie próbował ją uspokoić. Może w innej chwili poczułaby rozbawienie, lecz nie teraz. Pokiwała głową na propozycję, aby przeszli przez to małymi kroczkami. To było rozsądne, dawało szansę, żeby faktycznie odbudować zaufanie oraz pozbyć się wspomnień, powracających uciążliwie. Wolała widzieć w nim przyjaciela, szwagra i nie obawiać się, że jego zniknięcie zwiastuje coś złego.
- Możemy w ten sposób, tylko po to, aby mieć pojęcie, co się dzieje.- przytaknęła na pomysł karteczek, nie był może najlepszy, nie rozwiązywał problemu z komunikacją między całą czwórką, ale wątpiła, by coś lepiej się sprawdziło teraz.- Wiem, będę zostawiać wiadomości.- obiecała nieco mniej pewnie, ale tak, nie mogła się wymigać. Jeśli miało to być sprawiedliwe, musiała się dostosować.- Tak, Paprotka powinna też wiedzieć. Martwi się o was cały czas.- dodała zaraz.



bałam się pogryzienia przez chorą na wściekliznę rzeczywistość, strzaskania iluzji, romantyzmu utopionego w ostatnich knutach
Eve Doe
Eve Doe
Zawód : Tancerka, młoda mama
Wiek : 20
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Learn your place in someone's life, so you don't overplay your part
OPCM : 5
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +3
TRANSMUTACJA : 15+5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarownica
Klatka schodowa E4f34ddb98c725c21cfb73b0408c74e33a70498f
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t9651-eve-doe https://www.morsmordre.net/t9728-raven https://www.morsmordre.net/t12284-eve-doe#377725 https://www.morsmordre.net/f358-doki-pont-street-13-7 https://www.morsmordre.net/t10225-skrytka-bankowa-nr-2211#311456 https://www.morsmordre.net/t9729-e-doe
Re: Klatka schodowa [odnośnik]08.08.21 16:45
Jeśli chciała, żeby to działało, musieli uprzeć się tego wszyscy. Nie było mowy o ustępstwach, o wymigiwaniu się. Byli rodziną burzliwą, cała trójka najstarszych Doe była ta skora do krzyków i wypominania sobie, że strach pomyśleć co by się mogło stać, gdyby jeden z nich zaczął łamać ustalone zasady. A tych chyba nigdy nie ustalili, a przynajmniej nie własnych. Każdy wychodził i znikał, i wracał kiedy chciał. Przez to Thomas zniknął… Może, gdyby wtedy wiedzieli, że skończył w Tower, byliby dzięki temu bezpieczniejsi?
- Martwi się o nas wszystkich… będę musiał nad czymś pomyśleć, żeby ją uspokoić. Wynagrodzić jej to..- rzucił cicho, chociaż chyba bardziej do siebie. Był kreatywny, kiedyś często sprawiał prezenty siostrze - drobne, czasem większe. Ale ostatnio, odkąd wrócili… stanowczo to zaniedbywał. A jeśli przygotowywał coś dla Sheili, powinien też dla Eve. Ale tak, żeby nie wiedziała, że to od niego. W końcu James powinien się starać, a nie on… Nawet jeśli może bratowej by przeszła na niego złość, może bardziej by się wkupił w jej łaski to wciąż wolał, aby to młodszy brat wkupywali się w łaski własnej żony. On tego nie potrzebował, poradzi sobie bez tego. Jakoś powoli, może nieco pod górkę, ale w końcu mu się uda. A może ta rozmowa dzisiaj miała być do tego pierwszym krokiem? W końcu Eve chyba pierwszy raz odkąd wszyscy się odnaleźli, rozmawiała z nim sam na sam… No, poza wieczornym tworzeniem ulotek.
- Będę uważał. Nie chcę… nie chcę, żeby znów się coś wam stało - powiedział szczerze, bo nie miałby powodów, żeby kłamać. Tym bardziej było to widać po jego przygnębionej minie. Zawsze, kiedy tylko wychodził temat tego co się wydarzyło w taborze czy śmierci Jeanie, Thomas od razu smutniał i pochmurniał, co było wręcz nienaturalne dla niego. Zawsze był uśmiechnięty i wesoły, śmiał się i żartował. Był tą osobą o niewyczerpanych zasobach optymizmu i komplementów. Biegł z entuzjazmem do każdej nowo poznanej osoby i nie kończył trajkotać.
Ale nawet on musiał się zmienić przez te ostatnie dwa lata, chociaż minimalnie. Może na lepsze, może na gorsze. Chociaż to nie tak, że za młodu nigdy nie płakał i nie chował się, nie miał gorszych dni. Miał ich mnóstwo, ale zawsze się chował. Czasem pod wozem, czasem ktoś go tam znalazł, ale wtedy udawał, że wszystko było w porządku. W końcu kiedyś, kiedy nakryła go Eve, rzucił w nią błotem bojąc się, że ta opowie Jamesowi o tym, że jego starszy brat płakał! I nawet jeśli dziewczyna wtedy była zła, później się z tego śmiali.
Chociaż nie będą w stanie się śmiać z tego - z całej straty i smutku, i lęku który przeżyli. Ale może będą mogli się z tym pogodzić?


Klatka schodowa EbVqBwL
Tom Doe
Tom Doe
Zawód : Złodziej, grajek
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Things didn't go exactly as planned
but I'm not dead so it's a win
OPCM : 5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 20
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Klatka schodowa AGJxEk6
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9764-thomas-doe?nid=5#297075 https://www.morsmordre.net/t9998-buleczka?highlight=Bu%C5%82eczka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f358-doki-pont-street-13-7 https://www.morsmordre.net/t9797-skrytka-bankowa-nr-2234 https://www.morsmordre.net/t9798-thomas-doe#297380
Re: Klatka schodowa [odnośnik]08.08.21 20:58
Nie widziała innego rozwiązania, jeśli chcieli zacząć egzystować ze sobą, powrócić do utraconego zaufania. Początkowo chciała wymóc jedynie na Thomasie konieczność, informowania gdzie znika i na ile, aby zawsze być o krok przed kłopotami w jakie wpakuje siebie. Zmieniła zdanie teraz, bo miał rację, musieli w trójkę mówić sobie takie rzeczy, musieli informować Sheilę, bo to jej nerwy były szargane przez wszystkich. Tak było sprawiedliwie.
-Na pewno.- nie powinno tak być, nie powinna martwić się o każdego z nich, ale wiedziała, że w tej kwestii nie zdziałają za dużo. Chłopaki mieli tendencję do pakowania się w kłopoty, a Ona uparcie znikała bez słowa na całe dnie, popełniając podobne błędy. Próbowała pozostać samodzielna, niezwiązana z rodziną, którą znów zaczynali tworzyć. Musiała to zmienić, a przynajmniej zamierzała.- Wszyscy powinniśmy jej to wynagrodzić, jesteśmy nieznośni.- skrzywiła się nieco, ale nie było po co tego ukrywać. Ciężko było jej zaakceptować obecność najstarszego Doe, nawet pomimo współpracy, która układała się wyjątkowo dobrze. Nie skakali sobie wtenczas do gardła, nie cedziła słów kierowanych do niego. Nawet teraz pomimo nieczystej gry, w którą go wciągnęła, starała się spasować. Nie miała innego wyjścia, jeśli nie chciała krzywdzić szwagierki i swego męża, bo kolejne kłótnie z Thomasem, właśnie na nich odbijałyby się najmocniej.
Wierzyła mu, naprawdę wierzyła, gdy zapewniał, że nie chce ich krzywdy. Miał swoje na sumieniu, ale nie był potworem, który nie troszczył się o swoich. Może naprawdę powinna mu odpuścić? Ciche westchnięcie wyrwało się z jej ust. Mogła spróbować, lecz jeszcze nie teraz, nie od razu. Nagromadzona złość, nienawiść, nie mogły zniknąć z dnia na dzień, od ręki wręcz. Przywykła do tego zbyt mocno, nauczyła się z tym żyć, pielęgnując miesiącami. Doe musiał jedynie to przeczekać, ale nie wątpiła, że był tego świadom.
Wyciągnęła rękę, by złapać go lekko za rękaw kurtki i pociągnąć delikatnie w kierunku drzwi do domu. Nigdy nie złapała go za dłoń, jej palce nigdy nie musnęły grzbietu dłoni Thomasa. Sama nie wiedziała dlaczego, ale kiedy nawet byli dzieciakami, zawsze łapała go za rękaw. Dziwny nawyk nie zniknął pomimo lat, a był wręcz zwyczajny.- Chodź do środka, mogę odgrzać ci coś do jedzenia.- mruknęła z lekkim oporem, puszczając chłopaka i samej wchodząc do mieszkania. Dziwnie było proponować, zrobienie czegoś typowo dla niego, ale chyba chciała uciszyć wyrzuty sumienia za granie na emocjach szwagra. Naprawdę na to nie zasługiwał.

| zt x2



bałam się pogryzienia przez chorą na wściekliznę rzeczywistość, strzaskania iluzji, romantyzmu utopionego w ostatnich knutach
Eve Doe
Eve Doe
Zawód : Tancerka, młoda mama
Wiek : 20
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Learn your place in someone's life, so you don't overplay your part
OPCM : 5
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +3
TRANSMUTACJA : 15+5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarownica
Klatka schodowa E4f34ddb98c725c21cfb73b0408c74e33a70498f
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t9651-eve-doe https://www.morsmordre.net/t9728-raven https://www.morsmordre.net/t12284-eve-doe#377725 https://www.morsmordre.net/f358-doki-pont-street-13-7 https://www.morsmordre.net/t10225-skrytka-bankowa-nr-2211#311456 https://www.morsmordre.net/t9729-e-doe
Re: Klatka schodowa [odnośnik]22.01.22 23:48
Lubiła ten widok, kiedy radość i szczęście z chwili, widoczne były nie tylko na ustach wygiętych w uśmiechu, ale cieszyły się też jego oczy. Tylko wtedy miała pewność, że naprawdę się tak czuł, że nie próbował ukryć faktycznych emocji, jakie odczuwał. W takich momentach sama czuła się o wiele lepiej, zwłaszcza gdy była tego powodem. To było tak cudowne, było czymś, czego chciała obserwować tylko więcej i więcej. Jedynie z tyłu głowy czaiła się myśl, nakazująca ostrożność. Pamiętała nadal, kiedy ostatnio taka niewinna gra słów przerodziła się w powód do sprzeczki, kłótni, której świadkami byli inni. Nie chciała o tym myśleć, nie zamierzała się na tym skupiać, ciesząc sama momentem.
- Masz rację, wcale się nimi nie przejmuję. Może to trochę egoistyczne, ale dobrze mi z tym.- przyznała pogodnie. Nie liczyli się inni, a przynajmniej nie w kwestii, którą teraz poruszali. W tych niedopowiedzeniach, pokrętnej rozmowie, wartość miał tylko On.- Racja, nie da się mnie zamknąć, jeśli nie chce się unieszczęśliwić przy tym. Jednak On wcale nie potrzebuje klatki, bym chciała być obok.- przygryzła delikatnie dolną wargę, ale usta nadal uparcie próbowały giąć się w uśmiechu. To było okropne, ale nie potrafiła na długo pozostać poważną przy nim, jakby sama jego obecność wystarczyła, aby nawet ponura ulica nabrała wyjątkowych barw, a wszystko inne przestawało mieć znaczenie. Może, gdyby była z kimś innym czułaby się niekomfortowo, ale teraz nie było na to szans.
Zastanowiła się chwilę nad jego słowami, specyficznym wyznaniem ile mogła znaczyć.
- Piękne i straszne, gdy wymusza odpowiedzialność... już nie tylko za siebie, ale i za osobę, która w tym centrum stawia inną.- przyznała, nabierając lekkiej ostrożności w słowach. To było odrobinę niepokojące, ta świadomość, jakie miejsce zajmowała, ale również on dla niej. Kiedy o tym nie myślała, nie spoglądała również w ten sposób. Pozostawało to naturalne, odruchowe wręcz. Przy czym ani myślała wyśmiać go za te słowa, ale kiedy usłyszała jego śmiech, sama mimowolnie cicho się zaśmiała, by zaraz skraść krótki i szybki pocałunek.
Nastrój i swoboda rozmowy zniknęły jednak, gdy weszli do lokalu. Nie wiedziała na co liczyli, przecież nigdzie ich nie chciano. Albo może głównie jej? Za bardzo rzucała się w oczy ze swoją urodą. Coś, co parę lat temu i w zamkniętej społeczności romskiej było atutem, teraz stawało się problemem. Chociaż urodziła się i wychowała w Anglii, nie wyglądała na taką, nie pasowała do społeczeństwa anglików o przeciętnym typie urody. Była tak obca, jak ona uważała innych. Dlatego chciała stąd wyjść, uciec spod oceniających spojrzeń, bo im dłużej kelner stał przy ich stoliku, tym więcej par oczu zatrzymywało się na niej i Jamesie. Sama jednak wpatrywała się w chłopaka, prosząc w myślach, aby odpuścił i nie dał się sprowokować. Mogli stąd wyjść i zapomnieć o tej sytuacji, puścić w niepamięć wszystko. Przecież nie raz tak robili, ona tak robiła. Podniosła się powoli, kiedy Jimmy wstał i z pewną ulgą, zrozumiała, że najwyraźniej błagania, które nie wybrzmiały w powietrzu, zdały rezultat. Odwzajemniła ten uśmiech, ale słabiej, bardziej niemrawo. Wiedziała, że dalej sobie pogrywał, ale jej niespodziewanie zabrakło swobody, by trzymać się tego, by towarzyszyć mu w tym. Milczała przez moment, spoglądając na niego, gdy pochylił się nisko. Kącik ust zadrżał mocniej, ale usta pozostały zaciśnięte w wąską linię. Podążyła za nim, powoli odliczając kroki do wyjścia. Chciała być już na dworze jak najdalej od tego miejsca.
Ciemne spojrzenie zatrzymało się na męskiej twarzy, kiedy Jamie odwrócił się zaraz za drzwiami. Niewypowiedziane pytanie zawisło między nimi w ciszy, ale zaraz nadeszła odpowiedź. Przymknęła lekko powieki w reakcji na słowa i lekkie muśnięcie, na dłonie wędrujące po ciele. Ufała mu, mając nadzieję, że nie pożałuje. Dłonie ze spokojem oparły się na torsie, nie szukała ucieczki, nawet jeśli wiedziała, iż tym znów zwrócą uwagę, kolejny raz padną nieprzychylne spojrzenia. Nieważne, przynajmniej tak chciała uważać. Spacer do mieszkania był cichy, milczenie przeciągało się, lecz parę razy spojrzała z uśmiechem w jego kierunku, dłoń zamknęła się mocniej na jego palcach. Jakby dla upewnienia, że nadal był obok.
Kamienica była brzydka, czasami spoglądając na budynek z zewnątrz, zastanawiała się, ile jeszcze postoi nim zawali się sam z siebie. Jednak znaleźli tutaj dom, kilka metrów powierzchni, mało dla czterech osób, ale musiało wystarczyć, gdy brak było alternatywy. Przekraczając próg, spojrzała w kierunku schodów, odruchowo chcąc zacząć wspinać się po stopniach, aż na samą górę. Wystarczyło szarpnięcie, lekkie pociągnięcie za rękę, aby porzuciła ten plan i obejrzała się na niego. Uniosła lekko brew, nie wiedząc, co ten właśnie kombinował, ale wszystko stało się jasne, ledwie moment później. Objęła go za szyję, zadzierając głowę, żeby patrzeć na niego.
- Coś jeszcze jest niejasne? – spytała, siląc się na ten sam lekki ton, jaki utrzymywała wcześniej. Zaraz jednak zaśmiała się cicho, gdy wyjaśnił, co jeszcze. Podobało jej się to, jak na nią spoglądał.- Chcesz się poprawić? Być bardziej kochany? – ale już po chwili nie liczyła się odpowiedź. Odwzajemniła pocałunek, bez zastanowienia, czując jedynie przyjemny dreszcz, kiedy poczuła przygryzienie.- Muszę przyznać, że jedno i drugie mi się podoba.- wyszeptała między pocałunkami, przysuwając bliżej i przylegając ściślej.- Może się jednak pomyliłam albo nie? – zastanowiła się chwilę.- Potrzebuję zdecydowanie więcej przykładów, kiedy jesteś, a kiedy nie.- dodała z rozbawieniem, zaraz całując go znów. Ignorowała otoczenie, miała gdzieś, że znajdowali się na klatce schodowej i każdy mógł na nich trafić. Chwilowo za daleko było do mieszkania i pokoju za którego drzwiami, nie groziło im niechciane towarzystwo.



bałam się pogryzienia przez chorą na wściekliznę rzeczywistość, strzaskania iluzji, romantyzmu utopionego w ostatnich knutach
Eve Doe
Eve Doe
Zawód : Tancerka, młoda mama
Wiek : 20
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Learn your place in someone's life, so you don't overplay your part
OPCM : 5
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +3
TRANSMUTACJA : 15+5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarownica
Klatka schodowa E4f34ddb98c725c21cfb73b0408c74e33a70498f
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t9651-eve-doe https://www.morsmordre.net/t9728-raven https://www.morsmordre.net/t12284-eve-doe#377725 https://www.morsmordre.net/f358-doki-pont-street-13-7 https://www.morsmordre.net/t10225-skrytka-bankowa-nr-2211#311456 https://www.morsmordre.net/t9729-e-doe
Re: Klatka schodowa [odnośnik]23.01.22 2:07
Nie było w tym nic nowego, nic zaskakującego, a wciąż upokorzenie paliło go od środka, jak dawno nic. Opuszczali restaurację na świeczniku, pośród ludzi, którzy zerkali na nich zupełnie nie zainteresowani ich sytuacją. Obchodziło ich zamieszanie, nie należeli do wyższych sfer, nie udawali możnych państwa. Gdyby nie kelner nikt nie zwróciłby na nich najmniejszej uwagi, póki nie podeszliby bliżej. Ściskał jej dłoń pewnie, szedł pierwszy, mrożąc spojrzeniem każdego, kto próbował patrzeć, jakby winni byli wszyscy. Zacięte, surowe spojrzenie miało wzbudzić poczcie winy, ale kogo to obchodziło. Patrzyli jak przepędzają z miasta mugoli, mordują na ulicach ich sympatyków. Biednych i bogatych, winnych i niewinnych. Wszystkich wrzucili do jednego worka, w przestrzeń osób, których najchętniej chcieliby się pozbyć. Byli następni. Mniejszości, najbiedniejsi. Nie miał pojęcia, co zrobić. Przez chwilę, w tych kilku krokach między stolikiem a drzwiami zastanawiał się, co powinien naprawdę zrobić. Udać, że nic się nie stało, czy może przeprosić ją za to nieporozumienie? Jako przyjaciółka rozumiała, ile razy patrzyli na nich w ten sposób, gdy byli młodsi? Jak często obrażali ich na ulicach, gdy jako dzieci spacerowali chodnikami? Czy rozumiała jako żona? Czuł złość; ten pajac zrobił jej przykrość. Wiedział o tym. Żałował — niepotrzebnie ją tu zabrał. Całą drogę do kamienicy zastanawiał się nad tym, ale ostatecznie ciemne myśli rozpierzchły się, uśmiech zagościł na jego twarzy. Czuł jej dłoń w swojej. Ciepłą. Myślał nad jej słowami. Nad odpowiedzialnością, o której mówiła.
Za zamkniętymi drzwiami kamienicy nikt nie mógł zrobić nic. Dlatego przytulał ją mocno, łakomie. Ile dni minęło odkąd przyjęła go z powrotem w pełni? Ile uśmiechów ujrzał na jej twarzy pewien, że były szczere, skierowane prosto dla niego?
— Byłem zazdrosny — wyznał cicho, na wydechu, pod wpływem szalejących; rozpalających się w nim emocji. Odpalały go jak inkantacja magiczną energię, nie panował nad tym. Serce waliło mu w piersi jak szalone; dłonie błądziły po jej plecach, pod płaszczem; to wystarczyło na ten moment, wystarczyło, by rozniecić ogień, rozpalać jego wyobraźnie, chociaż zdawał się twardo i przyziemnie być tu, patrzeć jej w oczy. — O Castora. O to, co mówiłaś. Byłem zły, bo znam Finley. Mogła doprowadzić nas do siebie już rok temu. A Marcel? Wiedziałaś, że pracuje w cyrku — szepnął, prosto do jej ust, przymknął powieki, odnajdując na ślepo jej wargi, wilgotne, pełne. Przycisnął ją do siebie mocniej. To, co ciążyło mu na wątrobie, czego nie był w stanie powiedzieć wcześniej, wypadało z niego teraz jak przypadkowe zdania, gdy był już w innym miejscu, innym stanie. Krótkimi pocałunkami dotarł do jej ucha przycisnął ją mocniej do siebie, a dłonie mimowolnie zsunęły się na pośladki. Bezwstydnie, ale przecież byli tu sami. — Tęskniłem — wyznał cicho, rozpaczliwie, jednocześnie podwijając w palcach jej spódnicę. Te, które nosiła teraz były lżejsze, krótsze niż te, które nosiła tuż po ślubie. Szybko dostał się pod ubranie, sam dotyk jej skóry wystarczył by przymknął oczy. Był rozpalony. Gorący. — Kocham cię — szepnął prosto do jej ucha, zachęcony gorszącymi myślami, świadomością, jak nieprzyzwoicie w świetle tego, co znał ją dotykał i tym, jak dobrze się z tym czuł. Rozchylił powieki otoczone ciemnymi, gęstymi rzęsami, by napotkać jej elektryzujące spojrzenie. Oderwał się od drzwi napierając na nią na inne drzwi, dalekie od schodów. Nikt tu nie mieszkał, przynajmniej nie oficjalnie, nie zjawiał się. Tak jak Philippa od dawna nie zajmowała mieszkania tuż pod nimi. Wszyscy uciekali z Londynu, tylko oni tkwili tu w nadziei, że znaleźli własny kąt.
Drzwi były otwarte, układ pomieszczeń niewiele różnił się od tego, który był wyżej. Meble nieco porządniejsze niż na poddaszu, choć dalekie od tych, które zdarzyło mu się widywać już w dobrych domach. Skradał jej pocałunki, jeden za drugim, nie czekając na odpowiedź; nie potrzebował jej. Dłonie chaotycznie przesuwały się po jej sylwetce, wplątały we włosy, ujmowały jej twarzy; szukały dłoni, by potem znaleźć się na talii, biodrach, materiale spódnicy.
— Wciąż potrzebujesz więcej? — spytał nagle, odrywając się od niej. Wykorzystał czas, by zdjąć z siebie kurtkę w kratę, zsunąć szalik, zaraz pole przylgnąć do jej warg i pomóc jej z wierzchnim odzieniem, niezależnie od tego, czy protestowała, czy nie; na dole było zimno. DUżo zimniej niż u nich na poddaszu. Zatrzymał się w przedpokoju, przy komodzie, o którą ją oparł. Mówiła, że nie chciała uciekać; pasował jej ten potrzask. Raptownie podciągnął jej spódnicę, przytrzymując ją jedną ręką rozpiął spodnie. — Dam ci więcej. Dam wszystko co chcesz — obiecał, choć był już w takim emocjonalnym amoku, że oddałby i nerkę za darmo. Całował ją, łapczywie i prędko po twarzy, szyi. — Coś jeszcze jest niejasne? —powtórzył jej pytanie, z rozbawieniem w oczach igrającym z nią pożądliwym uśmiechem. Uległy, pokorny, niepodobny do furiata i agresora sprzed paru dni. Dłonie przymierzał czule i tęsknie znane ścieżki, części ciała ubrane i odsłonięte, walcząc z materiałem, który nie był mu potrzebny; najem udach, dekolcie, brzuchu. Ale nie miał czasu jej rozebrać.



it's hard
to forget your past if it's written all over your body


James Doe
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 20
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Kiss me
until I forget how terrified I am
of everything
wrong in my life
OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 28
SPRAWNOŚĆ : 12
Genetyka : Czarodziej
 little unsteady
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9296-james-doe https://www.morsmordre.net/t9307-leonora https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f358-doki-pont-street-13-7 https://www.morsmordre.net/t9776-skrytka-bankowa-nr-404 https://www.morsmordre.net/t9322-james-doe

Strona 1 z 2 1, 2  Next

Klatka schodowa
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach