Wydarzenia


Ekipa forum
Stara baszta pasterska
AutorWiadomość
Stara baszta pasterska [odnośnik]06.09.21 15:26

Stara baszta pasterska

Znajdująca się na północnej linii brzegowej Upper Lake wieża już od ponad wieku nie pełni swojej funkcji. Zapomniana przez mieszkańców Killarney niegdyś służyła jako punkt obserwacyjny dla Mulgrave Barracks — antycznego zamku, który popadł w ruinę. Później baszta przeszła w ręce miejscowych pasterzy. Najprawdopodobniej należała do mugolskiej rodziny, która utraciła prawa ziemskie w czasach wielkiego głodu.

Muffliato, Repello Mugoletum, Cave Inimicum, Strach na gremliny, Szklane domy, Zawierucha, Nigdziebądź
[bylobrzydkobedzieladnie]


Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP


Ostatnio zmieniony przez Jayden Vane dnia 10.04.22 16:55, w całości zmieniany 2 razy
Jayden Vane
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4372-jayden-vane#93818 https://www.morsmordre.net/t4452-poczta-jaydena#95108 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-theach-fael https://www.morsmordre.net/t4454-skrytka-bankowa-nr-1135#95111 https://www.morsmordre.net/t4453-jayden-vane
Re: Stara baszta pasterska [odnośnik]08.03.22 17:50
31 marca 1958

« Osiągnięcie celu jest punktem startowym do osiągnięcia kolejnego. »
Samotna sylwetka wyłoniła się na bladym horyzoncie pagórka, stając w zbliżających się promieniach świtającego słońca. Gęsty, biały obłok wydostał się z ust mężczyzny, gdy odetchnął głęboko świeżym powietrzem, patrząc za siebie na przebytą drogę na szczyt, a później również na to, co czekało go dalej. Zaciemniona ziemia zaczęła rozjaśniać się, ukazując wspaniałość irlandzkiego krajobrazu. Musiało być niewiele przed szóstą z uwagi na położenie Wielkiej Gwiazdy, a w Theach Feal wszyscy jeszcze spali, gdy profesor opuszczał jego mury, by udać się na spacer. Śnieg zaczynał topnieć, temperatura wzrastała, a surowa zima powoli stawała się przeszłością. Oczywiście nic nie wskazywało na to, że całkowicie odeszła w zapomnienie, gdy przymrozki wciąż próbowały wtargnąć do domów, jednak wyprawy ku dalszym zakątkom Killarney National Park stawały się bardziej dostępną opcją aniżeli jeszcze kilka tygodni wcześniej. Widział to nawet i tam — stojąc na wzgórzu i patrząc na ziemię, która od pokoleń należała do jego przodków. Słysząc odważniejszy śpiew ptaków, dostrzegając wyraźniejszy zarys horyzontalny, czując miękkość pod stopami zamiast twardego jak skała gruntu. Witał każdą zmianę z otwartymi ramionami i chociaż nic nie wskazywało na to, że sytuacja w kraju miała się polepszyć, pewien ciężar opadł z jego barków, dając mężczyźnie równocześnie siłę do dalszych starań. Do ponownego cieszenie się mijanymi dniami.
Gwizdnął przeciągle, wyciągając ramię w bok i po chwili osiadł tam granatowo ubarwiony sokół. Jayden uśmiechnął się szeroko i sięgnął do kieszeni po przysmak, który Steve z chęcią pochwycił, by ponownie wzbić się w powietrze i krążyć wysoko nad głową swojego właściciela. Mężczyzna jakiś czas wpatrywał się w stworzenie, jednak nie trwało to długo, gdy poczuł miękkie futro pod swoimi palcami. Biały łeb żądał uwagi, którą zaraz też dostał, gdy ludzka dłoń przedostała się za wilcze ucho, pieszcząc ulubione miejsce. - Nie musisz być taka zaborcza - mruknął, a delikatny uśmiech zaczaił się w kącikach jego ust, zupełnie jakby nie mierzył się z niesprawiedliwością oraz zniszczeniem dziejącym się po drugiej stronie Morza Irlandzkiego. Zupełnie jakby nie to widniało w tym obrazie aktualnej rzeczywistości. Był tego świadomy, ale było mu łatwiej. Sęk w tym, że pomimo braku zmian na zewnętrznej żerdzi, w wewnętrznej zmieniło się wszystko. Wciąż czuł ciężar czoła Roselyn opartego na jego klatce piersiowej, a wspomnienie tego uczucia sprawiło, że przyjemne dreszcze promieniowały po całym męskim ciele, nasycając go nową porcją witalności. Znów czuł, że przestał być zagubiony. Że jakaś część jego samego, potrzebowała kolejnego czynnika, by poczuć się... Pełniej? Nie spodziewał się tego, bo i jak? Zaraz jednak przestał trwać w miejscu oraz własnych myślach, bo dostrzegł to, czego szukał. Przetarł czoło oraz zmrużył oczy, wpatrując się w budowlę na horyzoncie. Zatopiona w mlecznym krajobrazie nie wyróżniała się zbytecznie — w oparach parującej wilgoci zlewała się z tłem, a niezbyt wysoka strzelistość nie przyciągała wzroku. Vane poklepał po głowie swojego czworonożnego towarzysza i ruszył dalej, schodząc ze wzgórza, by zerknąć po kilku krokach przez ramię na niewzruszoną wilczycę. - No, chodź - rzucił w jej stronę, ale nie poczekał na nią, tylko kontynuował swoją wyprawę. W końcu wiedział, dokąd zmierzał. Wiedział, jakie współrzędne go interesowały. I co wiązało się z miejscem, którego szukał. Znalezione w starych pokojach zapiski historii ziem wilczej rodziny poruszyły umysł profesora, na nowo zapalając ideę. Dokładny opis wysokiej, ośmiobocznej wieży, skorupy średniowiecznej baszty, która została zbudowana pierwej jako pokuta za kradzież wina ze statku handlowego, który osiadł na mieliźnie, wydawał się być niezwykle barwny. Uratowano ładunek stu siedemdziesięciu czterech beczek z Księstwa Akwitanii Edwarda II we Francji, a większość wina trafiła w ręce Waltera Breathnach, który był bogatym właścicielem ziemskim w Portmagee. Oskarżony o nielegalne odbieranie wina, skierowany do Ministra Spraw Zagranicznych, został skazany na wysoką grzywnę i prawie ekskomunikowany z własnego otoczenia. Aby zadośćuczynić za swój grzech, Walter zbudował wieżę strażniczą dla Mulgrave Barracks. Punkt później miał przestać pełnić swoją rolę, gdy sam zamek popadł w ruinę, a basztę przejęli miejscowi pasterze. Gdy dotarł do wieży, Vane zadarł głowę, by ocenić wysokość. Musiała mieć z jedenaście metrów wysokości, a ośmioboczny dach przypominał kształtem piramidę. Wejście nie miało drzwi, dlatego gdy profesor wszedł do środka, poczuł ciąg powietrza biegnący z nagiego czuba. Dłoń ukryta w rękawiczce przesunęła się po szorstkim, nieregularnym wykończeniu kamiennej ściany. Jak stara była? Sądząc po wyjątkowo kanciastym ociosaniu kamieni, powstała zdecydowanie wcześniej przed aktualną wersją Theach Fael. Mógł się jednak prędko dowiedzieć. Różdżka znalazła się więc dość szybko w palcach czarodzieja, a ciche Aetio przecięło powietrze, by ujawnić prawdę.
Sześćset trzydzieści lat. Silne fundamenty zbudowane za kradzież wina. I chociaż wydawać się to mogło lekkomyślne, czarodziej wiedział, że trafił w odpowiednie miejsce.

zt


Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4372-jayden-vane#93818 https://www.morsmordre.net/t4452-poczta-jaydena#95108 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-theach-fael https://www.morsmordre.net/t4454-skrytka-bankowa-nr-1135#95111 https://www.morsmordre.net/t4453-jayden-vane
Re: Stara baszta pasterska [odnośnik]10.04.22 8:58
6 kwietnia 1958

« Osiągnięcie celu jest punktem startowym do osiągnięcia kolejnego. »
Różdżka obróciła się zwinnie w palcach profesora w rytm wystukiwanego przez zegarek czasu. Kliknięcie za kliknięciem, sekunda za sekundą. Sekundnik głośno wyznaczał fazy, wprowadzając umysł czarodzieja na odpowiednie tory, podczas gdy wokół panowała niezmącona cisza. Nawet wiatr nie dął, chociaż zwykle wkradał się w najwyższą część baszty, by spłynąć wzdłuż schodów. Nie tym razem. Tym razem tak jak ludzkie spojrzenie nie mogło przedrzeć się przez panującą ciemność, tak ucho nie mogło usłyszeć niczego więcej ponad tykanie wskazówek. Nawet serce zdawało się wpasować w ten rytm — była to jedna z technik oczyszczania umysłu, jakie stosowali oklumenci, by wprowadzić się w stan pustki, a która wyjątkowo przypasowała Jaydenowi. Szczególnie po pierwszych dwóch miesiącach nowego roku, gdzie praca dosłownie przygniatała go do ziemi, a objawy migrenowe oraz bezsenności się nasiliły. Wtedy też zmienił priorytety. Postanowił skupić się na sobie, na rodzinie. Na domu, który leżał w rękach Vane'ów całe stulecia. Stąd odcięcie się od spraw innych niż Hogwart i Theach Fáel, zajęcie się oporządzaniem budynku oraz jego okolicy, doglądanie chłopców oraz mieszkańców. W końcu część z nich miała wkrótce się wyprowadzić — Roselyn i Melanie do Szkocji, a Shelta wkrótce po nich. Kuzynka astronoma nie mogła zostać w kraju z uwagi na jej zwyczajny marazm, który jedynie utrudniał z nią komunikację. Potrzebowała pracy i odmiennego środowiska, dlatego też Jayden zakupił jej bilet do Francji i dalej do Rumunii, gdzie miał znajomego, doświadczonego numerologa. Obiecał się nią zaopiekować i uwzględnić ją w następnym projekcie badawczym. Nieważne jak źle czuł się z tym, profesor wiedział, że postępuje właściwie. To nie było życie dla młodej kobiety. Zamknięta w czterech ścianach pokoju, w domu na pełnym odludziu. Marniała, chudła. Przestała być po prostu sobą.
Kwaśny sok z pigwy w herbacie przywrócił go na ziemię.
Chwila odpoczynku oraz skupienia się musiała się zakończyć. Wiedział, że miał od tego momentu na wykonanie zadania niecałe półtorej godziny przed wschodem słońca i przebudzeniem się domowników, z jego dziećmi na czele. Wiedział, że powinny znajdować się aktualnie w stanie najgłębszego snu, z którego nic — względnie — nie powinno ich wybudzić. Ścigał się więc z czasem, ale wcale mu to nie przeszkadzało. Sam sobie narzucił czas, aby wysilić swój umysł. Aby się sprawdzić. Aby badać własne granice. Wcześniej się nie przemęczał — Muffliato oraz Repello Mugoletum były podstawowymi i najprostszymi zabezpieczeniami. Nie zajęły dłużej aniżeli pół godziny, jednak Jayden nie bagatelizował ich działania. Znał ich wartość, dlatego nie zamierzał ich pomijać przy trosce o basztę. Następne w kolejce były Cave Inimicum, Strach na gremliny oraz Szklane domy. Akurat półtorej godziny miało wystarczyć aż z nawiązką. I chociaż mogło się to wydawać paranoiczne, Vane nie zamierzał podejmować zbędnego ryzyka. Różdżka zatrzymała się, palce silniej ją ujęły, a umysł czarodzieja skupił się na każdy zaklęciu oddzielnie. Z oczyszczonym umysłem, wyprostowaną sylwetką i zatopieniu się w momencie. Tkał sieć magiczną, wyczuwając drobne drżenie numerologiczne, które przy okazji rozgrzewało trzymane przez niego jarzębinowe drwo. Nie wymagało to od niego tak długiego czasu, jak w przypadku innych zaklęć, ale i tak czuł ciężar. Tym razem było mu łatwiej fizycznie ponieść go niż wcześniej. Jego plecy zdecydowanie stały się mocniejsze, a powoli podstawowe ćwiczenia spełniały swoje zadanie. Poranne i wieczorne pompki, rozciągniecie spiętego kręgosłupa, przysiady... Czuł się zdrowiej przy każdym kolejnym razie. Nie mógł też w jakimś stopniu nie przyznać się do faktu, że poczuł silniejszą motywację do dbania o siebie nie tylko poprzez myślenie o chłopcach, własnej wydajności fizycznej czy zwyczajnemu przygotowaniu na wojenne reperkusje.
Cień uśmiechu przemknął przez twarz profesora.
Kolejne zaklęcie, kolejne piętnaście minut. Mimo że robił to już wcześniej, pogłębiał temat, chcąc jeszcze lepiej zrozumieć naturę tego, czym się właśnie zajmował. Przygotowywał się do tego, aby z tych prostszych, przejść do trudniejszych. I jak na razie czuł się pewnie, ale nie bagatelizował poziomu zaawansowania. Po powrocie czekało go przeszukiwanie półek, wertowanie książek i doczytywanie gdzieś między przewijaniem pieluchy jednego syna, drugiego i trzeciego. Ale w żaden sposób go to nie zamartwiało. Wręcz przeciwnie — mimo że męczyło bycie samotnym ojcem, nie znał już niczego innego, odnajdując motywację tam, gdzie zdawać mogło się, że nic nie ma. A przecież było. Było tak wiele. Jego synowie.

zt


Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4372-jayden-vane#93818 https://www.morsmordre.net/t4452-poczta-jaydena#95108 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-theach-fael https://www.morsmordre.net/t4454-skrytka-bankowa-nr-1135#95111 https://www.morsmordre.net/t4453-jayden-vane
Re: Stara baszta pasterska [odnośnik]10.04.22 16:55
10 kwietnia 1958

« Osiągnięcie celu jest punktem startowym do osiągnięcia kolejnego. »
Osunął się na kolana. Wszystkie mięśnie w ciele profesora drżały, oddech był skrócony do absolutnego minimum, a serce niemal podeszło mu do gardła i możliwe, że wkrótce miało wyskoczyć mu z piersi. Od trzech godzin zmagał się z Zawieruchą i jeśli rozbrojenie tej pułapki plasowało się jako wyzwanie, nałożenie jej było nieporównywalnie większym osiągnięciem. Utrzymanie skupienia, utrzymanie ciała oraz umysłu obecnych, zaangażowanych w tym konkretnym momencie wyczerpało z niego wszelkie siły. Oczywiście nie musiał tego robić nieprzerwanie i robił sobie chwile przerwy — inaczej trudniejsze zaklęcia nigdy nie mogłyby zostać splecione — ale profesor lubił przekraczać własne granice. Lubił się rozwijać, lubił patrzeć dalej. Lubił testować teorie, bo przecież kim by był, gdyby to porzucił? Gdyby tego nie robił? Jako badacz jego ciekawość sięgała dalej aniżeli ludzi postronnych i miał o wiele bardziej wybujałą od nich wyobraźnię. Bez tego nie byłby Vane'm. Nie odkryłby powiązania magii z początkiem Wszechświata i nie spisałby dokonań z homoiomeriami w książce. Aktualnie nie miały one za dużo znaczyć czy zdziałać, lecz ufał, że jeszcze miał przyjść czas na docenienie i rozszerzenie tego spektrum. Aktualnie stan umysłu wszystkich Brytyjczyków skupiał się nie na nauce i możliwościach, jakie dawała, lecz na wojnie i przetrwaniu. Nie winił za to nikogo, lecz winił równocześnie wszystkich — ich społeczeństwo nie było zdrowe. Dopóki ludzkość nie zamierzała zmienić swojego nastawienia wobec własnej jedności, nauka na nic miała się zdziałać. Mogła po prostu być, zamiast pomagać i sprawiać zmianę. Zmieniać paradygmat. Wchodzić głęboko w strukturę. Ktoś jednak musiał się w końcu postawić. Ktoś w końcu musiał powiedzieć dość.
Czy i on miał dość w tym momencie? Zdecydowanie nie. Chociaż jego ciało poddawało się słabościom i potrzebowało wytchnienia, znał ten stan. Bo czym jak nie przekraczaniem własnych granic była oklumencja, dzięki której mógł osiągnąć upragniony stan umysłu? Czemu z ciałem miało być inaczej? W końcu więc podniósł się na drżących nogach z wyraźnym trudem. W dalszych planach miał Nigdziebądź, którego tkanie miało być nie mniejszym wyzwaniem, co Zawieruchy. Czy przesadzał? Na pewno, ale w pewnym sensie... Sprawiało mu to masochistyczną przyjemność. Dlatego też gdy po kolejnych godzinach astronom opadł na chłodną posadzkę starodawnej baszty, zdawało mu się, że nie miał w sobie już nic z życia. Jak przy pierwszym zaklęciu nie miał siły, tak tutaj był bezwładny. Znieczulony. Musiał odzyskać chociaż odrobinę sił witalnych, by chociażby wyjść poza granice wieży i aktywować świstoklik mający zanieść go z powrotem do domu. Nie. W takim stanie nie mógł wrócić tam pieszo. Gdy dyszał, walcząc o każdy oddech, w pewnym momencie poczuł na języku metaliczny posmak. Skąd się brał? Ze zmarszczonymi brwiami Jayden podniósł drżącą wciąż dłoń do ust, by spojrzeć po chwili na swoje palce. Krwawił. Uśmiechnął się w wyczerpanym grymasie satysfakcji. - Cena za magię, hm? - mruknął do siebie, po czym kaszlnął i skrzywił się boleśnie. Tak. Zdecydowanie przesadził.

zt


Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4372-jayden-vane#93818 https://www.morsmordre.net/t4452-poczta-jaydena#95108 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-theach-fael https://www.morsmordre.net/t4454-skrytka-bankowa-nr-1135#95111 https://www.morsmordre.net/t4453-jayden-vane
Stara baszta pasterska
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach