Wydarzenia


Ekipa forum
Piwnice
AutorWiadomość
Piwnice [odnośnik]17.08.15 13:38

Lasciate ogni speranza, voi ch'entrate :>
Colin Fawley
Colin Fawley
Zawód : Właściciel Esów&Floresów i własnej sieci ksiegarni
Wiek : 36
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Zasada pierwsza: nie angażować się
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
A co, jeśli wszyscy żyjemy w świecie, który nie ma końca?
Nieaktywni
Nieaktywni
http://morsmordre.forumpolish.com/t592-colin-fawley http://morsmordre.forumpolish.com/t1184-poczta-kociarza-colina https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f123-inverness-stuart-street https://www.morsmordre.net/t2778-skrytka-bankowa-nr-117#44918 http://morsmordre.forumpolish.com/t1185-colin-fawley
Re: Piwnice [odnośnik]08.11.15 13:50
7 sierpnia

Był zmęczony, ciągłym planowaniem swojego życia pod dyktando pewnego aroganckiego szlachcica. Zmęczony ciągłymi umizgami Raven, by wyjął cholerny pierścionek i zaproponował jej oficjalnie małżeństwo. I zmęczony swoim spławianiem dziewczyny, które za każdym kolejnym razem było coraz bardziej chamskie. Nie miał ochoty iść na mecz Qudditcha i patrzeć jak mięśniacy wybijają sobie zęby tłuczkami; został w domu, spędzając dzień we względnym spokoju, odwiedzając na chwile swoje księgarnie i wracając do zacisznego gabinetu. Przez całe popołudnie nie natknął się na Raven - czyżby ona była jednak fanką tego sportu? - i dopiero wieczorem spotkał ją w jadalni, siedzącą przy stole i zaczytującą się w jakiejś książce. Podszedł cicho, ostrożnie stąpając na dywanie; nie czuł się tak, jakby realizował od dawna zaplanowane kroki w swoim planie, odhaczał punkty na liście "do wykonania"; działał raczej spontanicznie, gdy obejmował ją ramionami, w jakimś karykaturalnym geście (ostatniej) dobrej woli i gdy całował ją delikatnie, wyjmując jej książkę z rąk.
- Chodź ze mną - szepnął, podnosząc ją z krzesła i uśmiechając się z tajemnicą widoczną w tym lekkim uśmiechu. Doskonale wiedział, co musiało się teraz dziać w dziewczęcej głowie; jak trybiki ustawiały się z godnym układzie, wybijając jeden rytm: zaręczyny. Złapał Raven za rękę, prowadząc ją schodami w dół, zapalając po drodze światła, by się nie potknąć; to byłoby zbyt absurdalne jak na tak doniosłą chwilę. Otworzył ciężkie, masywne drzwi, które skrzypnęły zawodząco, wpuszczając ich w tonący w półmroku korytarz... wypełniony zewsząd kolorowymi kwiatami; czerwone róże rozsypane były na podłodze, wisiały na ścianach, zdobiły wgłębienia w chłodnym kamieniu. Krótki piwniczny korytarz wypełniony był delikatnym, słodkawym zapachem unoszącym się z zapalonych świec - dziesiątek czy setek? - zwisających w powietrzu i znaczących ich dalszą ścieżkę. Colin uśmiechnął się jeszcze raz, uspokajająco, zachęcająco, wskazując Raven kolejne pomieszczenie skryte za ozdobionymi drzwiami i wpuszczając ją pierwszą do środka. Sceneria była podobna jak na zewnątrz - chłód panujący w korytarzu ustąpił jednak miejsca przyjemnemu ciepłu. Brakowało jakichkolwiek sprzętów, łóżka, stołu, krzesła, a jedynym wyposażeniem, brutalnie godzącym w romantyczność sceny, były zwisające ze ściany pozostałości po łańcuchach, w które również zręcznie wpleciono kilkanaście róż. Groteskowy widok, ale właśnie na tym zależało Colinowi.
Obrócił dziewczynę przodem do siebie, pochylając się nieco, by móc patrzeć jej w oczy - w takim momencie to w nich odbijała się cała ludzka dusza, a dzięki naukom Samaela mógł czytać z niej prawie jak z otwartych kart. Położył dłoń na jej ramieniu, musnął lekko policzek i uniósł kąciki ust w grymasie kolejnego, bardziej drwiącego tym razem uśmieszku. - Chciałbym cię o coś zapytać - szepnął, wciągając powietrze i wdychając słodki zapach panujący w pomieszczeniu. Zapach świec i dziewczęcego oczekiwania, które za chwilę miał brutalnie podeptać, czerpiąc z tego pierwszą (tego wieczoru) satysfakcję.
Colin Fawley
Colin Fawley
Zawód : Właściciel Esów&Floresów i własnej sieci ksiegarni
Wiek : 36
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Zasada pierwsza: nie angażować się
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
A co, jeśli wszyscy żyjemy w świecie, który nie ma końca?
Nieaktywni
Nieaktywni
http://morsmordre.forumpolish.com/t592-colin-fawley http://morsmordre.forumpolish.com/t1184-poczta-kociarza-colina https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f123-inverness-stuart-street https://www.morsmordre.net/t2778-skrytka-bankowa-nr-117#44918 http://morsmordre.forumpolish.com/t1185-colin-fawley
Re: Piwnice [odnośnik]08.11.15 14:38
Kolejne dni były pełne wyczekiwania, ale i trudnej do określenia niezręczności w ich relacjach. Widywali się niewiele, bo Raven spędzała większość czasu w ogrodzie, czytając książki w zaciszu przytulnej altany. Nie odwiedziła już festiwalu poza tym dniem, kiedy urządzili sobie piknik w lesie poprzedzający plecenie wianków. Nie ciągnęło ją do oglądania wyścigów konnych czy meczu quidditcha, zresztą sam festiwal był dla niej zbyt tłoczny i gwarny.
Colin ciągle nie wykonał kolejnego kroku. Nic poza tym piknikiem w lesie i kolejną nikłą obietnicą zaręczyn, o której wydawał się zapomnieć po powrocie do posiadłości. A jej pozostało jedynie czekać, zastanawiając się jednocześnie nad tym, czy w ogóle cokolwiek do niej czuł poza satysfakcją ze zwodzenia jej. Myślała też o własnych uczuciach, czy aby na pewno słusznie zaufała Colinowi, że stanie się on dla niej przepustką do lepszego życia.
Pewnego wieczora Colin sam jednak do niej podszedł, kiedy czytała przy stole w jadalni. Najpierw usłyszała ciche kroki mężczyzny, a zaraz potem poczuła, jak objął ją i ostrożnie wysunął książkę spomiędzy jej szczupłych palców. Jego usta musnęły jej blady policzek.
- Witaj – szepnęła, a w jej oczach znowu błysnęła ciekawość, uśpiona przez te kilka dni pomiędzy piknikiem a chwilą obecną.
Chwyciła go za rękę i podążyła za nim. Ku jej zdumieniu, skierowali się w dół, gdzie znajdowały się piwnice. Co prawda nigdy w nich nie była, ale co innego mogło mieścić się w podziemiu?
- To piwnica? – zapytała, patrząc na niego ze zdumieniem. Już prędzej spodziewałaby się zabrania do ogrodu lub przynajmniej do salonu. Ale podziemie? Poruszyła lekko dłonią w jego uścisku, ale nie wyrwała jej.
W półmroku rozjaśnionym wątłym blaskiem świec dostrzegła jednak rozsypane na kamiennej posadzce płatki kwiatów. W chłodnym piwnicznym powietrzu unosił się ich słodkawy zapach. Na jej twarzy pojawił się lekki, nieco niepewny uśmiech, choć w tej scenerii było coś zwodniczego, coś... niepokojącego. Takie miejsca przez wzgląd na ojca i wymierzane przez niego kary nie kojarzyły jej się dobrze, i nawet cała ta romantyczna otoczka ze świecami i kwiatami nie była całkowicie wyzbyć się niepokoju. Gdy wpuścił ją do kolejnego pomieszczenia, zauważyła na ścianie róże niemal groteskowo osadzone w starych, zardzewiałych łańcuchach. To stanowiło porażający kontrast, tym bardziej, że poza tym piwnica była pusta. Wzdłuż jej pleców przebiegł mimowolny dreszcz, a przez twarz przemknął cień.
- Tak, Colinie? – zapytała ostrożnie, odsuwając się nieznacznie, choć Colin znowu się przysunął, muskając jej policzek i uśmiechając się... jakby drwiąco? Tylko dlaczego? - To raczej nietypowe miejsce – powiedziała jeszcze. – Dlaczego mnie tutaj przyprowadziłeś?
Jasne oczy przesunęły się po ścianie z niepokojącą dekoracją, by na koniec znowu spocząć na wpatrzonym w nią Fawleyu. I nagle znowu ugodziły ją złe przeczucia, piwniczne ściany wydawały się przytłaczać, a głosik w głowie szeptał, że powinna jak najszybciej się stąd wycofać.
Delikatnie zsunęła jego rękę ze swojego ramienia, próbując znowu nieznacznie zwiększyć dzielący ich dystans.
Raven Baudelaire
Raven Baudelaire
Zawód : brak
Wiek : 20
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Piwnice CFbqa8o
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t935-raven-baudelaire https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204
Re: Piwnice [odnośnik]10.11.15 13:16
Cieszył się każdą mijającą sekundą, która powoli rozpływała się w piwnicznych lochach, wtapiała w chłodne mury i znikała, ustępując miejsce kolejnej. Nie odliczał czasu, miał go wszak całe mnóstwo, ale upływające minuty - najpierw w powolnej wędrówce ku piwnicom, potem w ich wnętrzu - napawały go jakąś wewnętrzną satysfakcją i zadowoleniem. Powściągał jeszcze swoją wyobraźnię, sycąc oczy widokiem realnego obrazu, który miał przed sobą. Prowadził Raven pewnym krokiem, nie zwracając uwagi na szczegóły wnętrza, które z takim pietyzmem przygotowywał, znał je przecież na pamięć i znał każdy różany kolec, każdy płatek z ogromnego kwiecia. Przedstawienie miało się za chwilę zacząć, aktorzy stali gotowi na scenie, świadomi (nie wszyscy) roli, jaką za moment podejmą; teatr absurdu i nienawiści; gniewu i rozpaczy, wątłej nadziei i przeczystego pragnienia zemsty. Czyż nie zaplanował wszystkiego dokładnie? Nie układał każdego słowa i gestu w scenariuszu? Czyż jego reżyseria nie miała zasługiwać na jakąś wyjątkową nagrodę? Zignorował dziewczęce pytania; nie musiał już udawać zainteresowanego jej osobą, uległego jej babskim fanaberiom; gotowego całować ją na zawołanie i okazywać swoją miłość. A ona już nigdy nie miała tego zakosztować; spełniły swoje ponure fantazje, a potem? Może może ze znudzeniem obserwowałby, jak wydaje z siebie ostatnie tchnienie, a jej sponiewierane ciało drży w ostatnim odruchu walki o oddech.
- Lękasz się czegoś? - zapytał przekornie, doskonale widząc strach i nerwowość w jej zachowaniu. Uśmiechnął się z jeszcze większą drwiną, gdy nieznacznie się odsunęła, jakby jego dotyk sprawiał jej ból; nie zamierzał jednak w żaden sposób szanować jej decyzji, gdy łapał ją za rękę i ponownie do siebie przyciągał, splatając swoje palce z jej dłonią. - Powiedziałem ci na festynie, że chcę cię o coś zapytać - mruknął cicho, znów się nad nią pochylając i muskając ustami dziewczęcą szyję, na której prężyła się pulsująca żyła. Wyczuł ją ustami; szybkie tempo, a jakim przepływała krew, było kolejnym dowodem zdenerwowania Raven. Całkiem słusznego zresztą. Powstrzymał się, by nie rzucić nią brutalnie o ścianę; póki miała ze sobą różdżkę, nie mógł ryzykować gwałtowniejszych ruchów, ale miał świadomość, że tylko minuty dzielą go od upragnionego celu. Od chwili, gdy dziewczyna stanie przed nim zupełnie bezbronna, naga w swojej naiwności, zdana wyłącznie na jego łaskę i miłosierdzie, których nie zamierzał jej szczodrze - a może i w ogóle - udzielać. Przesunął wolną dłonią po jej ramionach, wiecznie okutych w długie rękawy, jakby wstydziła się swojego ciała; musnął plecy, wyczuwając pod materiałem ciepło jej skóry; przesunął dłoń na biodra, błądząc w końcu po całym ciele w poszukiwaniu różdżki. Ostatniego elementu, który dzielił jego plan od doskonałości. Przyciągnął Raven bliżej, mocniej ją obejmując, by pod przykrywką własnego podniecenia kontynuować poszukiwania; bezkarnie dotykać jej ciała, odgarniać materiał chroniący je przed bezpośrednim dotykiem i pieszczotą, zapewne ostatnią, jakiej miała kiedykolwiek doświadczyć.
W końcu ją znalazł, triumfalnie dzierżąc w dłoni i odsuwając się od dziewczyny na kilka kroków. Stał między nią a drzwiami, które teraz wydawały się groteskowym łącznikiem między rzeczywistością a fantazjami, które zamierzał spełnić. Puścił wolno wodze fantazji, ulegając na moment najskrytszym marzeniom i delektując się jedyną w swoim życiu chwilą; niepowtarzalnymi sekundami, gdy świat się zatrzymał, pozwalając mu odczuwać rozkoszną satysfakcję. Ogarnęło go podniecenie równe seksualne fizyczności, ale pozbawione chęci natychmiastowego zaspokojenia. Adrenalina zaczęła krążyć w żyłach, gdy obracał różdżkę między palcami; gdy kierował ją na drzwi, pieczętując je magicznie; gdy zwracał się na powrót do Raven, chowając różdżkę do kieszeni; i gdy w półmroku błyszczały jego oczy jak u drapieżnika, który właśnie znalazł swoją ofiarę, gotowy na wykonanie śmiertelnego dla niej skoku.
Colin Fawley
Colin Fawley
Zawód : Właściciel Esów&Floresów i własnej sieci ksiegarni
Wiek : 36
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Zasada pierwsza: nie angażować się
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
A co, jeśli wszyscy żyjemy w świecie, który nie ma końca?
Nieaktywni
Nieaktywni
http://morsmordre.forumpolish.com/t592-colin-fawley http://morsmordre.forumpolish.com/t1184-poczta-kociarza-colina https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f123-inverness-stuart-street https://www.morsmordre.net/t2778-skrytka-bankowa-nr-117#44918 http://morsmordre.forumpolish.com/t1185-colin-fawley
Re: Piwnice [odnośnik]10.11.15 17:29
Prawdopodobnie właśnie dobiegły końca jej ostatnie szczęśliwe dni. W związku z Colinem, nie licząc tych pojedynczych nieprzyjemnych spięć, czuła się, jak nigdy wcześniej w swoim młodym życiu. To on dał jej nadzieję, kiedy uciekła z domu ojca i nagle została sama, nie mając nikogo bliskiego. Nadzieję, której zaraz zostanie brutalnie pozbawiona w tym niepokojącym otoczeniu, piwnicy udekorowanej kwiatami, która zarazem wydawała się jakby symbolizować naturę ich związku: niepokój i mrok skryte za piękną fasadą słodkich słówek i fałszywych czułości. Których to nie chciała wcześniej dostrzegać, skupiając się na tej pięknej fasadzie stanowiącą coś, o czym przed poznaniem Fawleya nawet nie śmiała marzyć.
- Nie – skłamała, słysząc jego pytanie, kiedy weszli do ostatniego pomieszczenia, z różami osadzonymi w łańcuchach. Nie chciała przyznawać się do tego niepokoju, jaki ogarniał ją, gdy spoglądała na tę mroczną dekorację.
Kiedy jednak się odsunęła, Colin ponownie szybko złapał jej rękę i przyciągnął ją do siebie, by następnie nachylić się nad nią i musnąć ustami jej szyję. Poruszyła się niespokojnie, próbując oswobodzić rękę, jednak trzymał ją zbyt mocno. Poczuła ogarniającą ją panikę.
Zanim zdążyła się odezwać, zapytać, co to wszystko ma znaczyć, zaczął błądzić dłońmi po jej ciele i po chwili zacisnął palce na jej różdżce ukrytej w wewnętrznej kieszeni ciemnej sukni.
- Co ty robisz? – zapytała, próbując chwycić jego rękę i odzyskać swoją własność. Bez niej czuła się niemalże całkowicie bezbronna. Zacisnęła mocno palce na jego nadgarstku, prawie wbijając mu w skórę paznokcie, ale cofnął rękę. – Oddaj mi moją różdżkę. – Starała się, żeby jej głos zabrzmiał stanowczo, żeby nie dało się wyczuć w nim tego strachu, który malował się w jej oczach, gdy patrzyła, jak Fawley ściska w dłoni jej różdżkę, by następnie wycelować nią w drzwi i zamknąć je zaklęciem.
Ogarnął ją popłoch. Była tu zamknięta, pozbawiona różdżki, a Colin... W jego oczach czaiło się coś dziwnego, coś, czego nigdy nie widziała nawet u własnego szalonego ojca. Na widok tego spojrzenia poczuła w gardle lodowatą gulę, ledwie pozwalającą jej wykrztusić z siebie kolejne słowa.
- Co to wszystko ma znaczyć? – Już pozbyła się złudzeń, że chodziło tutaj o zaręczyny. Gdyby chciał jej się oświadczyć, jak obiecał na festiwalu, nie zamykałby jej tutaj, nie odbierał różdżki i nie zachowywał się w taki sposób. Co mu odbiło?
Cofnęła się, zerkając przelotnie na zamknięte drzwi. Żeby je otworzyć, musiałaby odzyskać swoją różdżkę, która spoczywała w kieszeni Fawleya. Czy dałaby radę mu ją odebrać? Był silnym, postawnym mężczyzną, a ona niewysoką, wątłą dziewczyną. Wpatrywała się prosto w niego, próbując ignorować szaleństwo w jego oczach i oceniając swoje szanse na wydostanie się stąd.
Przez chwilę stała więc tak, a później nagle z zaskoczenia rzuciła się w jego kierunku. Był to akt desperacji, jednak Colin nie był jej ojcem, który od dziecka wpajał w nią pokorę i zmuszał do znoszenia wymierzanych jej kar. Dlatego w tym przypadku ten zryw przyszedł jej łatwiej, niż przy Williamie. W przypadku ojca Raven traciła wszystkie chęci do stawiania oporu już na sam widok wyciągniętej w jej stronę różdżki, wiedząc, że to nie ma sensu, że buntowanie się tylko pogarsza karę, ale i podświadomie czując, że ojciec ograniczy się do ukarania jej, a później pozostawi ją w spokoju. Przy Colinie nie miała tej gwarancji, co stanie się później, nie wiedziała, do czego mógł być zdolny, dlatego instynkt kazał jej opierać i buntować się przeciwko aktowi pozbawienia jej różdżki i odcięcia drogi ucieczki z piwnicy. To wszystko ani trochę jej się nie podobało i nie rozumiała tej zmiany, jaka zaszła w Fawleyu.
Raven Baudelaire
Raven Baudelaire
Zawód : brak
Wiek : 20
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Piwnice CFbqa8o
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t935-raven-baudelaire https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204
Re: Piwnice [odnośnik]13.11.15 19:30
Napawał się wszechobecnym strachem, sycił jego drobnymi igłami, które nieustannie wbijały się w dziewczęce ciało, czyniąc je jeszcze bardziej atrakcyjnym, pożądanym, godnym tego, by splamił je swoją brutalnością. Okres dziecięcego posłuszeństwa, jakiego od niej oczekiwał - wszak ze swoim żałosnym wiekiem była jedynie dzieckiem, wciąż potrzebującym opieki, którą nieszczęśliwie znalazła nie tam, gdzie powinna - okres infantylnej naiwności, że jego ramiona są tymi wymarzonymi, powoli odchodził w zapomnienie. Teraz Raven stawała (stała?) się jedynie bezwolną zabawką w jego rękach i jedyne, czego od niej oczekiwał, to posłuszeństwa bezwarunkowego. I może rozkosznych krzyków bólu, które pieściłyby jego uszy jak najcudowniejsza melodia, za każdym razem, gdy rozdzierałaby się jej skóra, zdobiąc krwistą plamą ciemną podłogę. Każde nacięcie za jedną literę w plugawym nazwisku jej równie plugawej matki? A może jedno nacięcie za każdy dzień, który musiał z nią spędzić z (nie)własnej woli? Och, miał tyle pomysłów, tyle scenariuszy! Uśmiechnął się z niekrytym entuzjazmem, gdy szarpnął ją mocno za ramiona, przyciągając do siebie i całując mocno, brutalnie, zaciskając zęby na jej wargach i wyduszając z niej pierwsze krople krwi. Metaliczny posmak wymieszał się ze słodkością tego gwałtownego pocałunku, prawie oszałamiając Colina swoją intensywnością.
- Po prostu się zamknij - poprosił cicho, ledwie dosłyszalnie, wypowiadając te słowa raczej do siebie niż do stojącej przed nim dziewczyny. Która właśnie popełniała największy lub jeden z największych (miał nadzieję, że popełni ich jeszcze kila) błędów w swoim życiu. Nie musiał się zbytnio wysilać, gdy wyciągał dłoń, by złapać jej rękę i wykręcić do tyłu, mocno i boleśnie sprawiając, że przez chwilę była unieruchomiona. Nawet jej naiwna nieświadomość musiała mieć swoje granice i najwyraźniej właśnie teraz zostały one przekroczone. - Zakneblowałbym cię, gdyby nie fakt, że chcę słyszeć każde twoje błaganie - syknął jej do ucha, stając za plecami Raven i jeszcze mocniej ściskając jej nadgarstek. Pilnował się, by nie przesadzić; pęknięta kość na tym etapie zabawy wcale nie byłaby zabawna. Naparł na nią całym ciałem, zmuszając do wykonania jednego kroku; i kolejnego i jeszcze jednego, zanim jej policzek nie otarł się o zimną ścianę lochu. Łańcuchy ponuro zachrobotały, spragnione swojej ofiary. - Długo czekałem na ten moment - mówił dalej zimnym tonem, nie pozwalając się jej odwrócić. Miał ogromną nadzieję, że dziewczyna kaleczy sobie właśnie twarz o chropowate kamienie za każdym razem, gdy szarpała się w uścisku. Może powinien złapać ją za włosy i wbić jej twarz w ścianę? Nie, to było zbyt brutalne i zbyt prostackie, jak na pierwsze chwile... ale może jutro?
Colin Fawley
Colin Fawley
Zawód : Właściciel Esów&Floresów i własnej sieci ksiegarni
Wiek : 36
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Zasada pierwsza: nie angażować się
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
A co, jeśli wszyscy żyjemy w świecie, który nie ma końca?
Nieaktywni
Nieaktywni
http://morsmordre.forumpolish.com/t592-colin-fawley http://morsmordre.forumpolish.com/t1184-poczta-kociarza-colina https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f123-inverness-stuart-street https://www.morsmordre.net/t2778-skrytka-bankowa-nr-117#44918 http://morsmordre.forumpolish.com/t1185-colin-fawley
Re: Piwnice [odnośnik]14.11.15 10:56
To wszystko było niczym zły sen. Jednak przebudzenie uparcie nie nadchodziło. Wciąż była w piwnicy, z Colinem, który sprawiał wrażenie, jakby kompletnie mu odbiło. O wiele bliżej było mu do tego pełnego furii mężczyzny, który pod koniec lipca ją uderzył, niż do tego sympatycznego i intrygującego, który we wcześniejszych miesiącach zdołał przedrzeć się przez jej mury i zdobyć jej zaufanie. Tylko po to, by pokazać, że nikomu nie można ufać, że popełniła największy błąd swojego życia, przywiązując się właśnie do niego i pokładając w nim nadzieje. A przecież nigdy nie uważała się za osobę naiwną. Zawsze szczyciła się tym, że trzymała się od wszystkiego z dala i bardzo trudno było zdobyć jej zaufanie.
Kiedy gwałtownie wpił się w jej usta, wydała z siebie stłumiony krzyk. Jednak szybko go zdusił, przegryzając jej wargę. Raven poczuła w ustach metaliczny posmak krwi. Szarpnęła się mocniej i wymierzyła mu siarczysty policzek, zanim jeszcze złapał jej rękę i boleśnie wykręcił ją do tyłu, utrudniając tym samym zarówno chęć ponownego uderzenia go, jak i próbę odzyskania różdżki.
- Co ty wyprawiasz? Natychmiast przestań! – Nie zamierzała się zamknąć i spokornieć. Nie kiedy traktował ją w taki sposób.
W tej pozycji nie mogła zbyt mocno się szarpać, ponieważ to groziłoby uszkodzeniem kości, a tego przecież nie chciała. Ból nie dorównywał może czarnomagicznym klątwom rzucanym przez Williama, ale i tak był nieprzyjemny i zdecydowanie wolałaby nie musieć go znosić. A już na pewno nie z rąk Fawleya, któremu przecież ufała, aż do momentu, póki nie sprowadził jej do tej piwnicy. Poczucie zdrady z jego strony zabolało zdecydowanie mocniej niż ręka, którą pod dziwnym kątem przyciskał do jej pleców. Dziewczyna oddychała szybko, niespokojnie, a jej drobne ciało drżało pod szatą. Wciąż wykręcając jej ramię, Colin zmusił ją do zrobienia kilku kroków i oparcia się o ścianę, do której ją przydusił. Poczuła pod sobą szorstką fakturę zimnego, kamiennego muru, który drapał jej skórę (zwłaszcza na twarzy), kiedy próbowała się jakoś przemieścić i wymsknąć się z jego uścisku. Mimo narastającego bólu w ramieniu, wciąż się nie poddawała. Nie przestawała do niego krzyczeć, jednak z jej oczu nie wypłynęła jeszcze żadna łza.
- Colin, przestań! Nie możesz! Co ci odbiło?! – krzyknęła. Jej ton nie był błagalny, raczej rozzłoszczony, choć można było wyczuć w nim strach.
Nie pozwalał jej się odwrócić, więc wciąż stała tyłem o niego. Podczas prób przekręcenia się obtarła policzek o ścianę, czuła nieprzyjemne szczypanie w skórze, ale prawie nie zwróciła na to uwagi. Wierzgnęła nogami i kilka razy go kopnęła. Bez różdżki jej szanse przedstawiały się jednak niezwykle marnie, choć wciąż nie chciała tego przyjąć w pełni do wiadomości. I nie miała pojęcia, co z nią teraz zrobi, i za co właściwie ją w ten sposób krzywdził.
Raven Baudelaire
Raven Baudelaire
Zawód : brak
Wiek : 20
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Piwnice CFbqa8o
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t935-raven-baudelaire https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204
Re: Piwnice [odnośnik]19.11.15 18:29
Warknął ze złością, gdy poczuł na twarzy jej uderzenie. Pierwsze i ostatnie, tego mogła być pewna, gdy z nienawiścią, odciągał ją chwilę potem od ściany i popychał w kąt celi, oddychając gwałtownie z tłumionego przez miesiące gniewu. Z nienawiści, który wyzierała z każdej komórki jego ciała, pragnącego jedynie największego upokorzenia dla dziewczyny. Upokorzenia, które dla niego przez wiele lat było synonimem rodzinnej więzi... a raczej ich braku; braku tego, co dla każdego młodego szlachcica powinno być podstawą egzystencji - wsparcie rodzinny i świadomość, że jest się jej pełnoprawnym członkiem. Jego ojciec skutecznie go tego pozbawił, stawiając swoje własne zachcianki poza dobro własnej rodziny. Gdyby nie matka, która przezornie trzymała go pod swoimi skrzydłami, z pewnością stałby się taki sam jak on, bezwartościowy, wyzuty z uczuć, egoistyczny. Na takiego wychował go jego własny ród i właśnie takim stałby się Colin, gdyby nie zapobiegliwość ukochanej matki.
- Co mi odbiło? - zgrzytnął zębami, gdy łapał ją za nadgarstki i znów unosił w górę, ściskając boleśnie jej ręce, by nie mogła się ruszyć. - Mnie? To nie ja jestem głupcem wierzącym w to, że ktoś o mojej pozycji mógłby się ożenić z takim byle czym jak ty - prawie że wypluł jej w twarz kolejne słowa, a wyraz jego twarzy niezmiennie tkwił między gniewem a nienawiścią. - Twoja naiwność była zabawna jedynie do chwili, gdy zaczęłaś idiotycznie jęczeć o te cholerne oświadczyny. Merlin mi świadkiem, że i tak wytrzymałem wystarczająco długo - puścił ją na chwilę tylko po to, by wymierzyć jej policzek. O wiele mocniejszy i boleśniejszy niż to znikome uderzeniem, którym obdarzyła go chwilę wcześniej. Patrzył z satysfakcją, jak się chwieje w miejscu, by po sekundzie opaść znów na podłogę. Odszedł kilka kroków, wyjmując z kieszeni różdżkę i spoglądając na dziewczynę z góry, oceniając ją jak przedmiot - którym w istocie była - i zastanawiając się nad tym, w jaki sposób wyplenić z niej to żałosne nasienie Fawley'ów. W jaki sposób dobrzeć w najskrytsze tajemnice jej umysłu, gdzie wbić szpilkę, by zabolało ją najbardziej, gdzie uderzyć, by poczuła to jak najboleśniej. Zmrużył oczy, kierując różdżkę w stronę Raven i mrucząc pod nosem zaklęcie. Łańcuchy szarpnęły i owinęły się na jej kostkach, otulając zimną stalą jej nogi jak idealnie dopasowana biżuteria.
- Teraz lepiej - powiedział cicho, oglądając z dumą swoje dzieło zdobiące kruche ciało. - Chciałbym żebyś krzyczała - wyszeptał, wpatrując się w jej oczy i szukając w nich pierwszych błysków przerażenia. - Nie tylko z bólu, to zbyt prostackie jak na moje uszy... Chcę żebyś krzyczała ze strachu i z bezradności - zbliżył się na kilka kroków, wyciągając przed siebie różdżkę i wbijając ją w klatkę piersiową dziewczyny. Prowokująco, jakby czekał, aż Raven w ostatnim porywie głupiej nadziei zechce ją wyrwać. Roześmiał się, znów się odsuwając, wkładając różdżkę do kieszeni i z uśmiechem pełnym drwiny skierowanym w swoją ofiarę. Nie planował krok po kroku tego, jak będzie ją łamać; jak będzie kawałek po kawałku wyrywał jej serce, zanim zajmie się duszą i umysłem. Ale teraz wizje stawały mu przed oczami jedna po drugiej, po stokroć wzmacniane chorobliwą nienawiścią, duszoną od wielu lat... i w końcu znajdującą swoje ujście.
Colin Fawley
Colin Fawley
Zawód : Właściciel Esów&Floresów i własnej sieci ksiegarni
Wiek : 36
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Zasada pierwsza: nie angażować się
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
A co, jeśli wszyscy żyjemy w świecie, który nie ma końca?
Nieaktywni
Nieaktywni
http://morsmordre.forumpolish.com/t592-colin-fawley http://morsmordre.forumpolish.com/t1184-poczta-kociarza-colina https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f123-inverness-stuart-street https://www.morsmordre.net/t2778-skrytka-bankowa-nr-117#44918 http://morsmordre.forumpolish.com/t1185-colin-fawley
Re: Piwnice [odnośnik]20.11.15 16:02
Jej dłoń dotarła do celu, uderzając policzek Colina. To jednak najwyraźniej mocno rozjuszyło mężczyznę, który znowu ją szarpnął, odrywając od ściany i pchając w kąt piwnicy. Przy takiej różnicy w sile przyszło mu to z łatwością, mimo że Raven stawiała zaciekły opór. Fakt, że bez różdżki była tak słaba, tak bezbronna, niezmiernie ją frustrował. Gdyby tylko miała w ręku różdżkę! Może pierwszy raz w życiu nie miałaby oporów przed spożytkowaniem umiejętności wpojonych przez ojca. Ale nie mogła zrobić nic, bo w tym momencie chwycił oba jej nadgarstki i uniósł je w górę, unieruchamiając je w mocnym uścisku nad głową szamoczącej się dziewczyny.
Może rzeczywiście była zbyt naiwna? Mimo swoich trudnych doświadczeń i dystansu, z jakim podchodziła do świata, desperacka, nie do końca uświadomiona chęć znalezienia kogoś bliskiego, kogoś, komu mogłaby zaufać i czuć się przy nim bezpiecznie, była na tyle silna, że przysłoniła jej zdrowy rozsądek. Tym sposobem teraz znalazła się tutaj – bo zaufała Fawleyowi zbyt mocno.
- Więc od początku robiłeś to wszystko, zwodziłeś mnie... – powiedziała cicho, urywając, bo nie była w stanie wykrztusić z siebie tego wniosku: że Colin od początku okłamywał ją, zwodził, by na końcu to wykorzystać i ją skrzywdzić, w momencie, gdy stanie się bezbronna. Nie wiedziała, że nienawidził swojej rodziny do tego stopnia, żeby chcieć zemścić się na niej – tylko dlatego, że żona jej ojca, kobieta udająca jej matkę, wywodziła się z Fawleyów.
Chwilę później mężczyzna wymierzył jej siarczysty policzek. Uderzenie było bardzo silne, z pewnością mocniejsze niż to, którym ona uraczyła go chwilę temu. Zaszumiało jej w głowie i zachwiała się, osuwając na podłogę, a jej warga pękła. Po podbródku zaczęła spływać cieniuteńka strużka krwi, jednak Raven, zamroczona uderzeniem, prawie nie zwróciła na to uwagi. Przekręciła się, patrząc na niego z podłogi i wciąż czując, jak policzek i rozcięta warga pulsują bólem. Jednak jej oczy spoczęły na różdżce w dłoniach mężczyzny, pojawił się w nich głęboki strach, jak zawsze, kiedy w nią mierzono.
Jednak, wbrew temu, czego się spodziewała i na co przygotowywała się w myślach, Colin nie rzucił na nią czarnomagicznej klątwy. Zamiast tego sprawił, że leżące w pobliżu łańcuchy ożyły i owinęły się wokół kostek dziewczyny, unieruchamiając ją na ziemi. Szarpnęła się, próbowała wstać, ale było to bardzo utrudnione.
- Nie będę – wyszeptała, starając się brzmieć stanowczo, kiedy pochylił się nad nią i dźgnął ją różdżką. Pokręciła głową. Nie chciała krzyczeć, nie chciała dawać mu tej satysfakcji, choć tak bardzo się bała i było to widać w jej oczach, gdy przez chwilę patrzyli wprost na siebie. Doszukiwała się w Colinie jakichś oznak szaleństwa, czegokolwiek co wyjaśniałoby jego zachowanie.
Znowu się szarpnęła, próbując, mimo łańcuchów, jakoś dotrzeć do mężczyzny. Po raz kolejny poczuła to nieprzyjemne, nieznane wcześniej pragnienie ugodzenia go czymś nieprzyjemnym, by zapłacił za to, jak ją potraktował. Złapała mocno rękami za jego szatę, ciągnąc ją desperacko, próbując dostać się do różdżki, swojej albo jego. Już i tak ją upokorzył, swoim traktowaniem i wypowiedzianymi w jej stronę słowami, teraz pozostała tylko rozpaczliwa chęć uwolnienia się, odzyskania straconej godności.
Raven Baudelaire
Raven Baudelaire
Zawód : brak
Wiek : 20
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Piwnice CFbqa8o
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t935-raven-baudelaire https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204
Re: Piwnice [odnośnik]22.11.15 14:01
Odepchnął ją ze złością, nie interesując się ani trochę, czy uderzy o ścianę, upadnie na podłogę, czy utrzyma równowagę. Jej zapalczywa chęć walki irytowała go, ale i podniecała, zmuszała do ciągłego zmieniania swoich planów i zamierzeń, wymyślania nowych sposobów jej upokorzenia i zadania bólu. Przez chwilę nie zwracał na nią żadnej uwagi, chodząc po piwnicy w tę i z powrotem, z dłońmi zatkniętymi za pasek spodni, ze zmrużonymi oczami, które jednak doskonale odnajdywały drogę w panującym półmroku. Jeden ruch różdżką wystarczył, aby część palących się świec i pochodni lekko przygasła; piwnica wypełniona była tylko ciszą przerywaną jego krokami, szelestem szarpiącej się Raven i jej urywanego oddechu, który wprawiał Colina w nierozsądną - jeszcze było wszak na to za wcześnie - ekstazę, nie pozwalając się skupić na czymś innym. Stawiał kroki szybko, krążąc dookoła jak lew uwięziony w niewielkiej klatce, ale w przeciwieństwie do zwierzęcia nie szukał wyjścia z beznadziejnej sytuacji. To nie on był tym razem uwięziony, ale parszywe dziewczęce truchło, które garbiło się w kącie przerażenia. Czyż mógł być odpowiedzialny za jej wybitną głupotę i brać na siebie jej krzyż naiwności i nieodpowiedzialności? Była teraz nikim - tutaj, w mrokach piwnicy obedrze ją z resztek godności i samokontroli, odbierze człowieczeństwo i sprawi, że stanie się zwierzęciem, instynktownie pragnącym wolności i skomlącym o najlżejszy gest delikatności z jego strony. Kto wie, może faktycznie się wtedy nad nią zlituje i zamiast bolesnego uderzeni wzmagającego cierpienie, podaruje jej oszałamiający cios w twarz, który pozbawi ją przytomności na kilka błogosławionych minut?
- Przede wszystkim ustalmy kilka zasad - zatrzymał się przed Raven, całkowicie przypadkowo nadeptując na jej dłoń opartą o podłogę. - Nie odzywasz się bez pozwolenia. Nie masz prawa podnosić na mnie głosu, jeśli pozwolę już ci się odezwać. Nie patrzysz mi w oczy, chyba że tego zażądam. Jeśli chcesz mnie błagać o litość... to na własną odpowiedzialność - nacisnął stopą mocniej, opierając cały ciężar swojego ciała na jednej nodze i patrząc z ciekawością na reakcję dziewczyny. - Od tej chwili jesteś nikim. Zwykłym śmieciem, który przypadkowo przyniosłem do domu i w którym dostrzegłem swoją nową zabawkę. Więc jeśli będę chciał się z tobą zabawić - zniżył głos, prawie że wgniatając jej dłoń w podłogę, chociaż miał nadzieję, że przez przypadek nie zmiażdżył jej kości; byłaby to zupełnie niepotrzebna teraz strata - masz być wdzięczna, że raczyłem się do ciebie zniżyć. - Cofnął się, uwalniając jej dłoń i znów zaczynając krążyć po piwnicy. Zdawał się być nieobecny, ale było to całkowicie mylne wrażenie; już dawno nie był skupiony tak jak w tym momencie, gdy cały płonął z rozkosznego wyczekiwania przyszłości. Która z każdym kolejnym krokiem malowała się w coraz jaśniejszych barwach. Już za kilka dni będzie się doskonale bawił na organizowanym przez siebie turnieju pojedynków, a Raven będzie tkwiła w ciemności dysząc z przerażenia i strachu, zastanawiając się, kiedy jej nowy właściciel wróci, by znów złapać za sznurki swojej ulubionej marionetki, depcząc jej człowieczeństwo i zmuszając do rzeczy, jakie nigdy nie powinny być udziałem człowieka.
Colin Fawley
Colin Fawley
Zawód : Właściciel Esów&Floresów i własnej sieci ksiegarni
Wiek : 36
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Zasada pierwsza: nie angażować się
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
A co, jeśli wszyscy żyjemy w świecie, który nie ma końca?
Nieaktywni
Nieaktywni
http://morsmordre.forumpolish.com/t592-colin-fawley http://morsmordre.forumpolish.com/t1184-poczta-kociarza-colina https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f123-inverness-stuart-street https://www.morsmordre.net/t2778-skrytka-bankowa-nr-117#44918 http://morsmordre.forumpolish.com/t1185-colin-fawley
Re: Piwnice [odnośnik]22.11.15 22:25
Wyrwał się i odepchnął ją mocno. Raven nie udało się odebrać mu różdżki. Znowu upadła na ziemię, zaciskając dłonie na zimnej, kamiennej posadzce i odrzucając do tyłu włosy wpadające jej do oczu i ust, zasłaniające rozzłoszczoną postać Colina. Choć jego widok w tym stanie i okolicznościach był tak wstrętny, chciała go widzieć, nie mogła przegapić jego kolejnych poczynań. Krew wciąż powoli sączyła się z jej ust, ściekając w dół, po podbródku i skapując na podłogę, a ciało niedostrzegalnie drżało pod materiałem szaty, częściowo z zimna, częściowo ze strachu, upokorzenia... i złości, jaką odczuwała w kierunku Fawleya za to, w jak podły sposób ją potraktował. Ale była wściekła również na samą siebie, że mu uwierzyła. Gdyby tylko nie była tak naiwna i zdesperowana...
Świece nagle nieco przygasły, sprawiając, że w piwnicy zrobiło się jeszcze ciemniej. Raven znowu się szarpnęła, a łańcuchy przytrzymujące jej kostki zachrobotały o posadzkę. Przesunęła się do przodu, sprawdzając, jak daleko może odpełznąć od ściany, ale po chwili poczuła opór i kolejny raz opadła na ziemię.
- Nie możesz mnie tu wiecznie trzymać. Ktoś zauważy, że mnie nie ma. – Cichy głos wydostał się z jej ust, choć nagle zdała sobie sprawę, że przecież tak naprawdę nikt nawet nie zauważyłby jej zniknięcia. Ojca zawsze unikała, nie miała także żadnych bliskich znajomych, z którymi utrzymywałaby częsty kontakt, a jeśli chodzi o pracę, od kilku miesięcy była asystentką Colina i nieczęsto musiała przesiadywać w jego sklepie. Nikogo nie zaniepokoi brak panny Baudelaire. Czyżby teraz miało zemścić się na niej to trzymanie na uboczu i niechęć do angażowania się w bliższe zażyłości?
Ale tego nie powiedziała, żywiąc nadzieję, że Colin nie wie o tym, jak ubogie było jej życie towarzyskie, że zaniepokoi się tym, że ktoś mógłby się czegoś domyśleć, powiązać jej zniknięcie z nim. Rozpaczliwie czepiała się nadziei, bo utkwienie w tej piwnicy na dłużej, musząc znosić niepewność i lęk, zdecydowanie nie było po jej myśli. Gdyby tylko mogła uciec! Opuściłaby dom Fawleya i wyjechała gdzieś daleko, ukrywając się zarówno przed swoim ojcem, jak i przed nim, próbując jak najszybciej wyrzucić go z pamięci.
Kiedy nadepnął na jej dłoń, syknęła. Próbowała wyrwać ją spod jego buta, ale okazało się to zaskakująco trudne. Drugą ręką ścisnęła jego kostkę, wbijając mu w nią paznokcie przez materiał spodni, ale ten nacisnął na jej dłoń jeszcze mocniej, przygniatając ją do podłogi. Było to nieprzyjemne, jednak bardziej zabolały jego słowa, zimne i bezduszne, wdzierające się nieprzyjemnie w jej świadomość, raniące bardziej niż zaklęcia. Traktował ją jak przedmiot, myślał, wręcz wierzył, że mógł robić z nią wszystko, co tylko chciał. A Raven wciąż jeszcze nie była pogodzona z losem, nie chciała być bierna i uległa, nie chciała pozwolić, żeby się z nią zabawiał w jakikolwiek sposób.
Gdy oswobodził jej dłoń, z jej ust wyrwało się stłumione westchnienie. Potarła ją, parę razy zgięła i rozprostowała zdrętwiałe palce, czując w nich ból, ale mając nadzieję, że kości były całe. Usiadła na posadzce, przyciskając ręce do siebie, by nie mógł nic z nimi zrobić. Odsunęła się od niego, milcząc, ale było to milczenie pełne buntu, przekory, niechęci do błagania go o litość.
Raven Baudelaire
Raven Baudelaire
Zawód : brak
Wiek : 20
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Piwnice CFbqa8o
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t935-raven-baudelaire https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204
Re: Piwnice [odnośnik]23.11.15 11:13
Oparł się o ścianę, zakładając przed siebie ręce i wpatrując się w skuloną po przeciwnej stronie piwnicy dziewczynę. Milczała, a on nie zamierzał przerywać błogiej ciszy, która między nimi zapadła, kojąc na chwilę jego gwałtowną nienawiść do Raven. I do wszystkiego, co dziewczyna sobą reprezentowała. Nie zastanawiał się, czemu podobnymi uczuciami nie darzył (jeszcze) chociażby Elizabeth, której rodowe pochodzenie było o wiele silniejsze niż w tej plugawej istotcie; doskonale znał odpowiedź. Elizabeth wykazywała się charakterem, nie była słabym, beznadziejnie naiwnym dzieckiem, ogłupionym słodkimi słówkami o miłości. Raven poddała mu się bez walki, zmamiona prostymi słowami i zapewnieniami, naiwnie oddająca mu wszystko i równie naiwnie niedostrzegająca jego obrzydzenia za każdym razem, gdy musiał z nią rozmawiać albo jej dotykać. Plugawy dotyk rozpalał mu skórę i przyprawiał o cierpienie, które dzielnie znosił z wiedzą, że już wkrótce czekać na niego miała nagroda.
I oto była. Skulona, przestraszona, ale wciąż z buntowniczym wyrazem twarzy, wciąż z głupim przeświadczeniem, że uda jej się uciec. Prawie pokręcił z niedowierzaniem głową, widząc jej beznadziejnie dziecięcą postawę. Złamie ją o wiele łatwiej, niż przypuszczał; upokorzy tak bardzo, że sama zacznie go błagać o śmierć, o wybawicielską wolność w mrokach nieświadomości. Może powinien ją wtedy wypuścić wolno, rzucając na nią zaklęcie zapomnienia, grzebiąc w jej umyśle i usuwając z niego samego siebie? Czyż nie byłoby największą z możliwych tortur zostawić ją w stanie maksymalnego upodlenia ze świadomością, że jest zbrukana i niegodna życia... jednocześnie ją do tego życia zmuszając?
- Budzisz we mnie obrzydzenie - powiedział beznamiętnym tonem, mierząc ją znudzonym wzrokiem, chociaż jego myśli pełne były szalonych scenariuszy, które chciał spełnić. Tylko ostatkiem silnej woli powstrzymał się przed tym, by od razu nie wprowadzić ich w czyn; mają przecież przed sobą wiele czasu, całą wieczność, która z utęsknieniem czekała na kolejne akty upokorzenia. - Odkąd się poznaliśmy i powołałaś się na swoje pokrewieństwo, nie czuję nic więcej, niż tylko nienawiść. Prawie wymiotowałem, gdy musiałem cię dotykać - wypluwał z siebie kolejne słowa, podchodząc krok za krokiem coraz bliżej, aż w końcu szturchnął ją końcem buta jak bezdomnego psa. Jednak nawet zapchlony kundel stał teraz wyżej w hierarchii niż leżąca na ziemi dziewczyna. Złapał ją za brodę, unosząc w górę jej głowę tak, by spojrzała na niego; by dostrzegła w jego oczach ten sam gniew, tę samą nienawiść, to samo obrzydzenie, o których właśnie mówił. Zsunął dłoń nieco niżej, zaciskając palce na jej szyi; lekko obejmując delikatną skórę, a potem stopniowo zwiększając nacisk, minimalizując dopływ życiodajnego powietrza. Uczucie było stokroć lepsze niż w męczących fantazjach z przeszłości; dawało poczucie nieograniczonej władzy nad życiem, które mógł zakończyć w kilka minut, ale przecież nie tego chciał. Puścił ją po chwili, kończąc swoją słodką rozkosz uderzeniem w twarz - znacznie mocniejszym niż to, którym uraczył ją całkiem niedawno i całkiem przypadkowo tracąc wtedy kontrolę. Teraz kontrolował wszystko, każdy zaplanowany ruch, każdy swój krok i każde uderzenie. - Zwykła, plugawa dziwka - wysyczał, znów łapiąc ją za brodę, przypierając do ściany i wbijając kolano w jej klatkę piersiową, by nie mogła się ruszyć.
Colin Fawley
Colin Fawley
Zawód : Właściciel Esów&Floresów i własnej sieci ksiegarni
Wiek : 36
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Zasada pierwsza: nie angażować się
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
A co, jeśli wszyscy żyjemy w świecie, który nie ma końca?
Nieaktywni
Nieaktywni
http://morsmordre.forumpolish.com/t592-colin-fawley http://morsmordre.forumpolish.com/t1184-poczta-kociarza-colina https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f123-inverness-stuart-street https://www.morsmordre.net/t2778-skrytka-bankowa-nr-117#44918 http://morsmordre.forumpolish.com/t1185-colin-fawley
Re: Piwnice [odnośnik]24.11.15 12:35
Colin, świadomie lub nie, omamił ją tak łatwo, bo podarował jej coś, czego podświadomie tak pragnęła – uwagę, zainteresowanie i (niestety, jak się okazało, fałszywe) uczucia. Sprawił, że wcześniej tak nieufna, ostrożna i nietowarzyska dziewczyna stała się bezbronna. Zbyt pochopne zaufanie niszczyło. Szkoda, że czas na wyciągnięcie wniosków przychodził tak późno, po fakcie, a omamiony umysł wcześniej nie chciał dostrzegać oznak, że coś jest nie tak, nie chcąc psuć tej wizji wcześniej nie zaznanego szczęścia.
Teraz klęczała na podłodze naprzeciwko niego, spięta do granic możliwości, zastanawiając się, jak daleko mógłby posunąć się Colin. Nigdy nie uważała go za szaleńca, syciła się cudowną (wyimaginowaną?) wizją mężczyzny tak różnego od jej ojca. Który również okazał się szalony i skrzywiony. Krzywdzenie jej wydawało się w dziwny sposób go ekscytować, podobnie zresztą jak Williama, gdy ten zatracił się w czarnomagicznych praktykach. Co, jeśli Colin także maczał palce w tej mrocznej magii?
Lżył ją kolejnymi podłymi słowami. Wbijał kolejne niewidzialne ostrza, raniąc dziewczynę, której jedyną winą było to, że obdarzyła względami zdecydowanie nieodpowiednią osobę.
Pokręciła głową, otworzyła usta; jednak zanim wydostały się z nich słowa protestu, Colin chwycił jej podbródek i uniósł nieznacznie jej głowę, by następnie zsunąć dłoń i zacisnąć palce na jej bladej szyi. Raven szarpnęła się, spazmatycznie próbując nabrać powietrza mimo nieznośnego ucisku silnej męskiej dłoni. Podrygiwała na posadzce, zaciskała swoje dłonie na jego ręce, ale na próżno.
- Nie... Nie... – sapała ledwie słyszalnie, tak bardzo bojąc się tego momentu, gdy zabraknie jej powietrza. Nie była w stanie wypowiedzieć nic więcej. Ojciec nigdy jej nie dusił, ale istniały przecież zaklęcia, które naśladowały to uczucie; te Raven już kiedyś poznała na swojej skórze. To, co czuła teraz, było podobne, a nawet gorsze.
Gdyby wiedziała, co szykował Fawley, może byłoby dla niej nawet lepiej, gdyby rzeczywiście ją teraz udusił. Ale tak się nie stało. Uścisk nagle zelżał, a Raven mogła zaczerpnąć powietrza. Wciąż jednak charczała i drżała, sięgając dłońmi do obolałej szyi. I właśnie wtedy, kiedy już niemal cieszyła się z momentu ulgi, spadło na nią kolejne uderzenie, pod wpływem którego opadła na posadzkę, znowu czując silny ból w już dwukrotnie uderzonej twarzy. W oczach na moment jej pociemniało, a szum w uszach wzmógł się. Zagryzała krwawiące wargi, żeby nie krzyknąć, na co on pewnie czekał. Nieco oszołomiona, znieruchomiała, przyciskając obity policzek do podłogi, która teraz wydawała się kojąco chłodna, i zaciskając powieki, by Fawley nie mógł zobaczyć łez w jej oczach. Nie chciała płakać, nie chciała utwierdzać go w przekonaniu, jak bardzo jest słaba. Odwróciła się tyłem do niego, wciskając się w ścianę. Mimo chłodu, ból uparcie nie chciał minąć, zarówno ten w policzku i rozciętej wardze (która po drugim uderzeniu zaczęła krwawić jeszcze mocniej), jak i szyi. Ale on znowu ją podniósł, przyduszając kolanem do ściany, tak, by nie mogła się ruszyć. Patrzyła w przestrzeń gdzieś ponad jego głową, uparcie nie chcąc, by ich spojrzenia znowu się spotkały. Jej twarz i szyja były zaczerwienione i zaczynały powoli puchnąć, a kolano mężczyzny wbijało się w jej żebra. Był blisko niej, więc w nagłym powiewie desperackiej odwagi znowu zamachnęła się ręką, próbując go uderzyć, odepchnąć, cokolwiek, byle tylko ją puścił. Chciała zetrzeć mu z twarzy ten szalony uśmieszek, to nienawistne spojrzenie, jednak jej uderzenia były słabsze niż wcześniej, mimo jej usilnych starań, by uderzać go jak najmocniej, by odczuwał to tak, jak ona.
Raven Baudelaire
Raven Baudelaire
Zawód : brak
Wiek : 20
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Piwnice CFbqa8o
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t935-raven-baudelaire https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204
Re: Piwnice [odnośnik]29.11.15 14:44
Głupia dziewczyna, myślała, że te jej słabowite uderzenia są w stanie coś mu zrobić? Że rozbiją mur brutalności, jakim się otoczył, że skruszą olbrzymie głazy, z których był zbudowany i których niewielkie odłamki boleśnie ją raniły? Co ta dziwna sobie wyobrażała, rzucając się na niego w akcie swojej plugawej bezsilności, że się nad nią zlituje? Miał ochotę się śmiać; podeprzeć się rękami i wybuchnąć bezgranicznym śmiechem drwiny; Raven najwidoczniej wciąż nie była świadoma sytuacji, w jakiej się znalazła, a może nadal żyła beznadziejną wiarą, że to wszystko jest jedynie złym snem? Cóż za dziecinna naiwność! Wbił w nią kolano mocniej, uważając jednak, by nie pogruchotać jej kości; w tej pozycji było to trudne, ale nie niemożliwe, a delikatne żebra aż nazbyt wystawione były na jego łaskę... nie, jeszcze nie teraz. Musiał stopniować swoją przyjemność, nie mógł pozwolić, by gniew i nienawiść przejęły nad nim kontrolę. Zacisnął zęby i puścił ją, znów rzucając dziewczęcym ciałem o ścianę, jakby była zabawką, którą z łatwością można sterować, przenosić z miejsca na miejsce, niszczyć... Przeszedł kilka kroków, oddychając głęboko, panując nad rozkosznym podnieceniem całą sytuacją; podnieceniem, które krążyło mu w żyłach na równi z adrenaliną, napędzając go do kolejnych działań. Wyjął różdżkę, jednym machnięciem gasząc wszystkie świecie, aż w celi zapadła blada ciemność, rozjaśniana jedynie wątłym, bardzo delikatnym płomykiem małej świecy ustawionej tuż przy drzwiach. Jej lekki poblask pozwalał akurat na tyle, by odczytać zarys ludzkiej sylwetki bez żadnych szczegółów.
- Zostawię cię tutaj, ukochana - wyszeptał, nie ruszając się z miejsca. Jego oczy nie przywykły jeszcze do nagłej ciemności był pewien, że tak samo działo się z Raven, ale to tylko jeszcze bardziej go nakręcało. Jakiż musiała czuć strach, gdy nie widziała swojego oprawcy, a jedynie słyszała jego głos przepełniony nienawistnym jadem. - Będziesz miała mnóstwo czasu, by pomyśleć nad tym, jak bezwartościowym śmieciem jesteś. I jak wielką łaskę ci robię, że pozwalam ci jeszcze żyć. Tylko dlatego, że chcę patrzeć, jak cierpisz - mówił dalej, cofając się w stronę drzwi i opierając o nie plecami. Skrzypnęło drewno, a one samo lekko się uchyliły, wpuszczając do środka odrobinę światła z korytarza. Colin spojrzał na skuloną dziewczynę jeszcze ostatni raz, upajając się w duchu jej widokiem; jeszcze mało naruszonym ciałem i wciąż beznadziejnie czystą duszą, którą zamierzał splamić; z nadal jasnym umysłem, który zamierzał opanować, wydobywając na światło dzienne wszystkie jej sekrety.
Ale nie dziś... dziś cieszył się jedynie spełniającym go od środka preludium, pierwszymi taktami przewspaniałej muzyki, która brzęczała mu w uszach z każdym jękiem Raven i każdym protestem. Nie dzisiaj, kochanie. Dziś śpij dobrze.

z/t
Colin Fawley
Colin Fawley
Zawód : Właściciel Esów&Floresów i własnej sieci ksiegarni
Wiek : 36
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Zasada pierwsza: nie angażować się
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
A co, jeśli wszyscy żyjemy w świecie, który nie ma końca?
Nieaktywni
Nieaktywni
http://morsmordre.forumpolish.com/t592-colin-fawley http://morsmordre.forumpolish.com/t1184-poczta-kociarza-colina https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f123-inverness-stuart-street https://www.morsmordre.net/t2778-skrytka-bankowa-nr-117#44918 http://morsmordre.forumpolish.com/t1185-colin-fawley
Re: Piwnice [odnośnik]02.12.15 15:52
13 sierpnia, po pojedynkach

Prosta droga wiodąca korytarzami rezydencji do piwnicznego zejścia - która zwykle zajmowała Colinowi sekundy - nagle wydłużała się niemiłosiernie. Czuł wręcz oddech Samaela na swojej szyi i już samo to napełniało go radosnym podnieceniem, potęgowanym stokroć prezentem, który miał zamiar okazać swojemu mentorowi. Oczekiwał pochwały czy nagany za swoje zachowanie? Jednakże nie liczyło się to teraz w najmniejszym stopniu, gdy ciało księgarza wypełniało oczekiwanie na reakcję szlachcica; Avery raczej nie znał go od takiej strony; raczej nie wiedział, jak potężne ziarno pragnienia władzy zasiał w swoim podopiecznym; raczej się nie spodziewał, że rodowa nienawiść, którą Colin w sobie tłumił przez lata, wybuchnie z tak wielką siłą, kumulującą się na drobnej, kobiecej istocie. Niewątpliwie jednak, odbiegając już od formy, w jakiej Colin okazywał swoje przywiązanie do korzeni, Samael nie powinien być wybredny - wszak jego umiłowany uczeń prezentował mu nową zabawkę, gotową zaspokoić każdą chwilową zachciankę swojego mistrza. Dając jednocześnie kolejny dowód pełnego zaufania, jakim obdarzał Avery'ego, obnażając się przed nim ze swojej najsłodszej tajemnicy.
Podczas gdy na zewnątrz ostatni maruderzy opuszczali teren rezydencji, oni kierowali się schodami w dół, schodząc w piwniczny mrok, oświetlany mdłym światłem trzymanej przez Colina różdżki. Skrzypnęły drzwi, gdy wszedł do środka pierwszy, zapalając zaklęciem kilka świec rozwieszonych na ścianach - zapalał je zawsze, gdy urządzał sobie swój mały teatrzyk z Raven w roli głównej. Tym razem miał być nie tylko scenarzystą i reżyserem, ale również widzem, który z uwielbieniem będzie wpatrywał się w dzieło swojego mentora. Który milczał - jak to miał w upierdliwym zwyczaju - ale nie protestował, gdy Colin wprowadzał go do pomieszczenia, uśmiechając się z zadowoleniem. Drzwi skrzypnęły drugi raz, zamykając się z animi, a ciężka zasuwa stuknęła głucho. Leżący w roku kłąb szmat poruszył się lekko, ale Colin - czyżby już zbytnio niecierpliwy opieszałością swojej marionetki? - nie miał czasu czekać, aż wszystkie kukiełki ustawią się na scenie. Prawie że wypluł z siebie zaklęcie, które uniosło Raven w górę, pozostawiając ją w martwym zawieszeniu, jakby unieruchomioną na niewidzialnym krzyżu. Uśmiechnął się jeszcze szerzej, odstępując krok do tyłu i stając obok Samaela, kiedy dziewczęce ciało wisiało przed nimi prawie że nagie, okryte jakimiś strzępami odzienia, które w litościwy sposób chroniły resztki człowieczej godności.
- Czyż nie jest piękna? - zapytał szeptem, kierując swoje słowa w stronę arystokraty. Bał się podnosić głos, by nie przerwać cudownego uczucia dostępowania sacrum, po które wznosił się powoli, depcząc wszelkie oznaki profanum. Już samo przebywanie w tym pomieszczeniu wzbudzało w nim ekscytację, która rosła z każdym kolejnym gestem, każdym uderzeniem skierowanym na dziewczynę; z każdą obelgą, która padała z jego ust, wyduszając z niej resztki zaciekłości.
Colin Fawley
Colin Fawley
Zawód : Właściciel Esów&Floresów i własnej sieci ksiegarni
Wiek : 36
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Zasada pierwsza: nie angażować się
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
A co, jeśli wszyscy żyjemy w świecie, który nie ma końca?
Nieaktywni
Nieaktywni
http://morsmordre.forumpolish.com/t592-colin-fawley http://morsmordre.forumpolish.com/t1184-poczta-kociarza-colina https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f123-inverness-stuart-street https://www.morsmordre.net/t2778-skrytka-bankowa-nr-117#44918 http://morsmordre.forumpolish.com/t1185-colin-fawley

Strona 1 z 3 1, 2, 3  Next

Piwnice
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach