Morsmordre :: Mieszkania :: Centrum :: Śmiertelny Nokturn 10
Składzik
AutorWiadomość

Składzik
Część obrazów, ekwipunku do ucierania pigmentów, farb czy płócien i narzędzi malarskich znajduje się właśnie w tym, ulokowanym w korytarzy od wejścia, niewielkim i zagraconym składziku. Wszystkie przyrządy, również te przeznaczone do ucierania baz do klątw, znajdują się właśnie przechowywane w tym miejscu, wszystko mające własne przypisane miejsce.

I den skal Fienderne falde
Dalens sønner i skjiul ei krøb
Zawód : Pracownik Borgin and Burkes, specjalista od run nordyckich
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Hide away the proof that I had loved you
Never see the truth, that final breakthrough
Never see the truth, that final breakthrough
OPCM : 7
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 9 +2
CZARNA MAGIA : 16 +3
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Rycerzy Walpurgii


2 VI 1958
Hep!
I znów, i jeszcze raz, i po raz kolejny; charakterystyczne szarpnięcie w okolicy pępka zwiastowało kolejne wtargnięcie w wir nieokiełznanej, kapryśnej magii. Plotła, złośliwie i niezrozumiale, nakazując nagłą teleportację niezwiązaną z żadnym konkretnym miejscem, wydarzeniem czy powodem - po prostu bez zahamowań i ostrzeżeń, wraz z charakterystycznym czknięciem znikała, rozmywała się w powietrzu by zaraz potem sunąć w bezkresie wielobarwnych świateł do nowego miejsca.
Czego miała się spodziewać teraz?
Skroń pulsowała coraz bardziej, niemalże boleśnie, a irytacja wygrywała pierwsze nuty jej samopoczucia; była tym zmęczona, okrutnie rozżalona i coraz bardziej, krok po kroku, zwyczajnie wściekła; wściekła, że nie jest w stanie nad tym zapanować.
Świat się zatrzymał, wyrzucając ją w kolejną przestrzeń, tym razem ciemną, zakurzoną, z mętnym powietrzem i półmrokami panującymi w pomieszczeniu. Tym razem wylądowała na własnych nogach, bez zachwiania, oczy również oszczędzono i nie padało na nie ostre światło słońca. Wokół unosił się charakterystyczny zapach stęchlizny i jakiegoś specyfiku, czegoś co przypominało terpentynę lub niezwykle drażniący nozdrza eliksir - trafiła do jakieś pracowni?
Jedwabna, biała suknia opływająca ciało aż po kostki znów się przybrudziła, Dolohov jednak darowała sobie kolejną próbę usunięcia plam i pokonania zagnieceń - nie było sensu majstrować przy wyglądzie, kiedy po raz kolejny czkawka przerzucała ją z kąta w kąt. Jak długo to miało jeszcze trwać?
Nim tutaj trafiła, zdążyła wytrzeć usta ze smugi rozmazanej czerwieni szminki, na rozchylonych wargach została jednak poświata pozostałości po makijażu; podobnie z kreską na oku, a także w pokręconych włosach ułożonych w jakimś konkretnym stylu - nie pasowała do tej scenerii, niemalże wyjęta z przygotowań do jakiegoś wystawnego wieczoru, nienależąca do świata cieni i bałaganu.
Bo w pomieszczeniu właśnie on królował - rozejrzała się wokół pospiesznie, poprawiając rozwichrzone kosmyki włosów, które zdążyły przysłonić oczy. Całe szczęście miała przy sobie różdżkę; palcami oplatała jej trzon, by zaraz potem unieść ją ku górze i cichym Lumos rozświetlić pokój, w którym się znalazła; nieduży, zagracony, pełen farb, płócien i przyborów do malowania - czyżby trafiła na jakiegoś artystę?
Rozważyłaby nawet taką możliwość, gdyby nie krajobraz, który rozciągał się za oknem - Nokturn. A więc wróciła do domu. Ulga czy niepokój; pewność siebie czy dudniące w przestrachu serce? Bo choć była w miejscu, które znała, mogła równie dobrze trafić prosto do mieszkania jednego z szaleńców zamieszkujących Śmiertelną Aleję.
Tak czy siak - musiała stąd wyjść. Ruszyła więc w kierunku drzwi, a szpargały rozstawione na podłodze wydały głuchy łoskot akompaniując odgłosom jej kroków.
Hep!
I znów, i jeszcze raz, i po raz kolejny; charakterystyczne szarpnięcie w okolicy pępka zwiastowało kolejne wtargnięcie w wir nieokiełznanej, kapryśnej magii. Plotła, złośliwie i niezrozumiale, nakazując nagłą teleportację niezwiązaną z żadnym konkretnym miejscem, wydarzeniem czy powodem - po prostu bez zahamowań i ostrzeżeń, wraz z charakterystycznym czknięciem znikała, rozmywała się w powietrzu by zaraz potem sunąć w bezkresie wielobarwnych świateł do nowego miejsca.
Czego miała się spodziewać teraz?
Skroń pulsowała coraz bardziej, niemalże boleśnie, a irytacja wygrywała pierwsze nuty jej samopoczucia; była tym zmęczona, okrutnie rozżalona i coraz bardziej, krok po kroku, zwyczajnie wściekła; wściekła, że nie jest w stanie nad tym zapanować.
Świat się zatrzymał, wyrzucając ją w kolejną przestrzeń, tym razem ciemną, zakurzoną, z mętnym powietrzem i półmrokami panującymi w pomieszczeniu. Tym razem wylądowała na własnych nogach, bez zachwiania, oczy również oszczędzono i nie padało na nie ostre światło słońca. Wokół unosił się charakterystyczny zapach stęchlizny i jakiegoś specyfiku, czegoś co przypominało terpentynę lub niezwykle drażniący nozdrza eliksir - trafiła do jakieś pracowni?
Jedwabna, biała suknia opływająca ciało aż po kostki znów się przybrudziła, Dolohov jednak darowała sobie kolejną próbę usunięcia plam i pokonania zagnieceń - nie było sensu majstrować przy wyglądzie, kiedy po raz kolejny czkawka przerzucała ją z kąta w kąt. Jak długo to miało jeszcze trwać?
Nim tutaj trafiła, zdążyła wytrzeć usta ze smugi rozmazanej czerwieni szminki, na rozchylonych wargach została jednak poświata pozostałości po makijażu; podobnie z kreską na oku, a także w pokręconych włosach ułożonych w jakimś konkretnym stylu - nie pasowała do tej scenerii, niemalże wyjęta z przygotowań do jakiegoś wystawnego wieczoru, nienależąca do świata cieni i bałaganu.
Bo w pomieszczeniu właśnie on królował - rozejrzała się wokół pospiesznie, poprawiając rozwichrzone kosmyki włosów, które zdążyły przysłonić oczy. Całe szczęście miała przy sobie różdżkę; palcami oplatała jej trzon, by zaraz potem unieść ją ku górze i cichym Lumos rozświetlić pokój, w którym się znalazła; nieduży, zagracony, pełen farb, płócien i przyborów do malowania - czyżby trafiła na jakiegoś artystę?
Rozważyłaby nawet taką możliwość, gdyby nie krajobraz, który rozciągał się za oknem - Nokturn. A więc wróciła do domu. Ulga czy niepokój; pewność siebie czy dudniące w przestrachu serce? Bo choć była w miejscu, które znała, mogła równie dobrze trafić prosto do mieszkania jednego z szaleńców zamieszkujących Śmiertelną Aleję.
Tak czy siak - musiała stąd wyjść. Ruszyła więc w kierunku drzwi, a szpargały rozstawione na podłodze wydały głuchy łoskot akompaniując odgłosom jej kroków.


will the hunger ever stop?
can we simply starve this s i n?
can we simply starve this s i n?
Zawód : emigrantka, pozowana dama
Wiek : lat 23
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczona
wanderess, one night stand
don't belong to no city, don't belong to no man
I'm the violence in the pouring rain
don't belong to no city, don't belong to no man
I'm the violence in the pouring rain
OPCM : 15
UROKI : 11 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5 +3
ZWINNOŚĆ : 7
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Rycerze Walpurgii


Składzik
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Mieszkania :: Centrum :: Śmiertelny Nokturn 10