Wydarzenia


Ekipa forum
Ull Borgin
AutorWiadomość
Ull Borgin [odnośnik]15.08.22 13:27

Ull Borgin

Data urodzenia: 20.04.1940
Nazwisko matki: Blythe
Miejsce zamieszkania: Londyn, Ulica śmiertelnego Nokturna 10
Czystość krwi: Czysta ze skazą
Status majątkowy: Średniozamożny
Zawód: czeladnik w sklepie jubilerskim
Wzrost: 178 cm
Waga: 72
Kolor włosów: blond
Kolor oczu: niebieskie
Znaki szczególne: kilka dużych plam na prawej łopatce
znamiona na prawym ramieniu


Jakkolwiek bym nie popatrzył na sposób, w jaki zostałem wychowany; to była bardziej tresura i musztra. Nie wiem do końca jak się z tym czuję i, tak na dobrą sprawę, wcale nie chcę się nad tym zastanawiać. Podążanie wydeptaną ścieżką za swoim starszym rodzeństwem skutecznie odwodziło mnie od zatracania się we własnym zdaniu czy nikomu nie potrzebnych opiniach.. Zostałem nauczony, uwarunkowany nawet, że jeśli nie zgadzam się ze starszym członkiem rodziny, czy generalnie mężczyzną wyżej postawionym w jakiejkolwiek hierarchii ode mnie, najlepiej, żebym w ogóle się nie odzywał. Zachował swoje genialne i niesamowicie rewolucyjne myśli dla siebie, nie dzielił się nimi, zwłaszcza w większym gronie. Jedno z moich pierwszych wspomnień to moment w którym dosłownie wbito mi do głowy, że pyskowanie w ogóle nie ma miejsca w tym domu. Miałem być posłuszny, miałem robić co do mnie należy, miałem dobrze wyglądać, dobrze się prezentować i potrafić udawać, że wiem nawet jeśli gówno wiedziałem. Z perspektywy czasu, dzieciak z którego wyrosłem, był dość mocno manipulowany, apatycznie podążające za poleceniami starszych, zupełnie nieasertywne, pokorne, zakłamane i dość smutne. Nie sądzę, żeby wiele się w tej kwestii zmieniło, nauczyłem się po prostu lepiej kłamać i z wieloma poglądami najzwyczajniej ukrywać.
Szanuję sowich wiecznie nieobecnych, surowych i raczej obojętnych rodziców, mam respekt do starszego rodzeństwa, a brata to i nawet się trochę boję, gdybym miał być zupełnie szczery. Jestem realnie wdzięczny za to, że dzielą się ze mną swoją wiedzą, że, mimo narzucania kierunku w którym mam iść, nigdy nie powiedzieli mi dokładnie czym mam się zająć. Rozłożyli przede mną karty i pozwolili wybierać, w granicach narzuconego rozsądku, rysując granice bardzo grubą linią, żebym przypadkiem za nią nie wyjechał. Rodzina od strony ojca mocno siedziała w klątwach, do czego nigdy nie czułem jakiegoś specjalnego pociągu.. Poza tym, zupełnie szczerze mówiąc, subiektywnie za dziadkiem Borgin nie przepadałem. Powód miałem zawsze trywialny, zwłaszcza kiedy myślę o tym z perspektywy czasu; dziadek gnębił nas zasadami etykiety, jakbyśmy co najmniej wchodzić zaraz na salony. Bez sensu.
Od strony matki jednak miałem talizmany i dużo pięknych, błyszczących, finezyjnych rzeczy. Szlachetne kamienie, mieniące się na różne kolory metale, każde z nich posiadające swoją własną, unikatową energię. Pamiętam, że jako dziecko nie bardzo pojmowałem czym sztuka właściwie była i definitywnie nie myślałem o tym w takich kategoriach.. Wiem jednak, że sklep jubilerski Blythów, a zwłaszcza jego zaplecze, to była moja pierwsza, prawdziwa miłość, z której narodziła się też druga, równie mocna; miłość do tworzenia. Możliwość tworzenia, nawet jeśli tylko na papierze, było tą tylko moją rzeczą, której nikt nie mógł mi zabrać, gdzie miałem władzę sprawczą i byłem prawdziwie wolny. Nadal tak uważam. Nawet jeśli siedzenie i bazgranie było według moich rodziców mniej przydatne niż siedzenie i czytanie. Cokolwiek. Ważne, że nie zabraniali mi tego robić.
Ich sposoby egzekwowania kar mocno zapadły mi w pamięć i jestem pewny, że zostawiły trwały ślad w psychice. Nie, żebym uważał się za jakiegoś super wrażliwego człowieka, ale nie wiem jak stalowe nerwy musiałby mieć dzieciak, by w obliczu cielesnych kar za łamanie głupich zasad, nie wyrobić sobie jakiejś obronnej techniki.
Moją jest strach.
Strach, stres, możecie to nazwać jak chcecie; ważne, że działa. W którymś momencie zauważyłem i już nawet nie pamiętam dlaczego moja głowa weszła w tryb stałego podwyższonego ryzyka. Gdybym miał zgadywać, to była mieszanka wojny, rodziny, którą widziałem jako niestabilną i szkolnych realiów, w których nigdy nie wydawałem się tak do końca pasować. Ten stres sprawiał, że w większości nie mogłem zasnąć, zazwyczaj byłem nieznośnie zmęczony i czułem się trochę tak, jakby moje ciało nie należało do mnie; ale mogłem to wykorzystać. Wyczekując ciągle reprymendy, ciosu fizycznego czy słownego przytyku, stałem się bardzo spostrzegawczy, czujny, wyczulony zwłaszcza na dźwięki, które odbiegały od ustalonej przez moją głowę "normy". Nie jest to zdrowe... Ale się przydaje. Trochę jak taka mała super-moc.


Tresura moich rodziców działała. Jeszcze zanim Durmstrang utrwalił we mnie istotność czystości krwi, ani mi się nie śniło pomyśleć, że mogło być inaczej. Mugole byli zacofani, niszczyli wszystko, czego się tylko dotknęli, a ich naturalną reakcją na nieznane, była agresja; a ja sam nie miałem z nimi styczności, więc ciężko było wyciągać jakieś wnioski. Dlaczego mój dziadek miałby kłamać? Dlaczego rodzice, starszy brat, mieliby zawsze podkreślać coś, co nie było prawdą? Nie miałem nigdy żadnych wątpliwości, że tak właśnie musi być, a sposób w jaki traktowaliśmy mieszańców w Durmstrang, tylko mnie o tym utwierdzał. Nie chciałem się zastanawiać, dlaczego ta niechęć jest aż tak pielęgnowana i za każdym razem, kiedy w mojej głowie pojawiała się najmniejsza myśl o tym, że to też są ludzie, czarodzieje, jak ja; przypominałem sobie, że na rewolucyjne myśli nie ma miejsca. To, co działo się na świecie nie zachęcało mnie zresztą do rewolucji. Mimo, że starałem się tego nie okazywać, chowając za fasadą apatycznej nonszalancji, poobgryzane palce były nieodzownym odbiciem poziomu stresu, który nijak nie chciał opaść.
Ten stres właśnie był głównym powodem dla którego bardzo prędko w mojej szkolnej karierze postanowiłem działać na przekór swojemu genetycznemu uwarunkowaniu i fizycznej słabości. Byłem chudym, wysokim blondasem, bladym jak przysłowiowa dupa i pasowałem do większości uczniów Durmstrang jak pięść do nosa. Wcale. Nie podobało mi się to; zwłaszcza fakt, jak bezużyteczny byłem z początku podczas treningów. Racjonalne myślenie podpowiadało, że raczej nie mam co liczyć na osiągnięcie postury Thora, czy żeby moje uderzenie równało się z mocą Tyra; ale nic nie stało na przeszkodzie, żebym zaczął od po prostu większej aktywności. Nie było łatwo, początki nigdy nie są łatwe. Zbyt szybko się męczyłem, zbyt często miałem przed oczami pokaz fajerwerków, czy nagle podczas treningu zaczynało mi się robić słabo. Definitywnie przesadzałem i nie robiłem tego z głową, finalnie najlepsze porady dostając od uzdrowicieli w skrzydle szpitalnym. Nauczyłem się granic swoich fizycznych możliwości, zaakceptowałem, że siłaczem raczej nigdy nie zostanę i w gruncie rzeczy, z upływem lat, byłem coraz bardziej w porządku ze skupieniem się wyłącznie na swojej zwinności. Nie będę kłamał i udawał, że byłem od razu świetny w czymkolwiek - zaczynałem od biegania, od ogólnego treningu wytrzymałościowego i nawet nie myślałem o tym, co dalej. Ukochałem sobie pływanie, do wody wskakiwałem kiedy tylko nadarzyła się taka okazja i pływałem dopóki mięśnie nie zaczęły ostrzegawczo drżeć.
Specjalne miejsce w moim sercu, czego nigdy wcześniej bym w sobie nie podejrzewał, zajęła walka wręcz. Byłem szybki, wychowanie w domu nauczyło mnie spostrzegawczości, co też o dziwo przydawało się podczas sparingów. Podobało mi się ogromnie, że siłę mogę zastąpić precyzją, że ciężar i impet przeciwnika mogę wykorzystać przeciwko niemu; że wcale nie muszę być wielkim, rozrośniętym jak szafa dwudrzwiowa facetem, żeby być w tym dobry. Gorzej, jeśli takiej szafie jednak udało się mnie złapać, wtedy zazwyczaj było już po zabawie. Notorycznie chodziłem poobijany, ale nie miałem właściwie nic przeciwko. Nieopuszczający mnie stan podwyższonej czujności napędzał niekończącą się karuzelę próby osiągnięcia tej złotej formy, w której będę w stanie obronić się zawsze i przed każdym.
Ale życie tak nie działa.


Gdybym miał super świetny mózg i ponadprzeciętną inteligencję, pewnie przy tym wszystkim byłbym dobry z (prawie) wszystkiego. Większość przedmiotów była na swój sposób ciekawa i gdybym tylko znalazł dodatkowe kilka godzin w dobie to może zechciałbym je poświęcić na naukę. Może. Dodatkowe godziny nie chciały się nigdzie znaleźć, nieprzespane noce (niech żyje bezsenność!) spędzałem ucząc się tego, co uważałem za przydatne na przyszłość. Wiedziałem, że z moim zamiłowaniem do tworzenia i zręcznymi dłońmi, chciałem podpiąć się mocno pod kunszt rodziny matki. Wyrabianie przedmiotów pięknych, takich które nie tylko wyglądały, ale również miały praktyczne, magiczne zastosowanie brzmiało jak bardzo dobry plan na życie po szkole; im starszy byłem, tym częściej przy okazji wizyt w Anglii spędzałem czas na zapleczu sklepu jubilerskiego. Naprawdę to uwielbiałem. Sposób, w jaki proste szkice, a potem projekty nabierały finalnych kształtów i w końcu stawały się realnymi przedmiotami; to była ta wolność i radość tworzenia, którą ukochałem sobie już wcześnie w dzieciństwie. Mogę powiedzieć, że od momentu w którym okazałem zainteresowanie związania przyszłości z tym fachem, dziadkowie dokładnie powiedzieli mi, na czym mam się skupić i czego jeszcze nauczyć. Jestem i byłem zawsze fanem określonej, jasnej ścieżki, nawet jeżeli miotam się często we własnych planach i nie mogę odnaleźć spokoju we własnej głowie.
Uczyłem się dużo o kamieniach, które obserwowałem lato w lato w rodzinnym jubilerskim sklepie. Często, kiedy już zmęczyła mi się głowa i nie miałem dalej siły na naukę o ich zastosowaniu i energii, szkicowałem je, za przykład biorąc ryciny z książek. Definitywnie byłem fanem robienia i uczenia się przez robienie właśnie, nie z książki. Tak też, każdego lata i każdej zimy, wisiałem nad ramieniem dziadka, zadając milion pytań na temat tego, dlaczego do konkretnego projektu używał tego konkretnego kamienia, albo czemu obchodzi się z nim tak, a nie inaczej. Fascynowało mnie to, mimo że dziadek porównywał mnie w żartach do sroki. Jakiś sens w tym był; podobało mi się wszystko co ładnie błyszczało, a im więcej światła załamywało, tym bardziej wytrzeszczałem oczy w zachwycie. Gdybym kiedyś miał mieć żonę, jestem pewny, że posiadałaby więcej biżuterii, niż miejsca na nią.
Idąc za poradą dziadka, szlifowałem przy okazji umiejętności alchemiczne. Twierdził, że cokolwiek bym w życiu nie robił i gdziekolwiek by mnie moje nogi nie poniosły w przyszłości, ta konkretna dziedzina magii zawsze się przydaje.. A że, akurat tego konkretnego dziadka, słuchałem się zawsze i bez żadnych młodzieńczych buntów mniejszych czy większych, nie tylko upewniłem się, że był to mój przedmiot numer jeden w szkole, ale również poświęcałem część swojego czasu poza zajęciami, żeby dowiedzieć się więcej. Najwięcej, czego jestem pewny, nauczyłem się podczas tych wizyt na zapleczu sklepu jubilerskiego, przy okazji przyglądania się sztuki robienia talizmanów.. I oczywiście, zadawaniu kolejnego miliona pytań. Naprawdę dziwne, że dziadek okazywał wobec mojej dziecinnej ciekawości taką cierpliwość i w dodatku tłumaczył wszystko, jak potrafił najdokładniej.
Geomancja była pestką w porównaniu do numerologii. To nad nią głównie wyrywałem sobie włosy po nocach i przewracałem oczami tak bardzo, że aż bolały. Jasne, rozumiałem, że to wiedza, która bardzo się przydaje. Nie umykało mi, że jest potrzebna, jeśli kiedyś chciałbym naprawdę zająć się bardziej talizmanami, nie tylko sztuką tworzenia ładnych błyskotek. Wiedziałem, że bez zrozumienia jak działają magiczne rzeczy u podstaw, nie będę w stanie nigdy złożyć niczego, co chociażby spełnia najprostszą magiczną funkcję. To, co wiem w tym momencie o numerologii (wciąż mniej, niż bym docelowo chciał), zawdzięczam tylko oślemu uporowi i odrobinie zdrowego rozsądku.
Rysowanie stało się bardzo szybko moim sposobem na reset. Chwilą wytchnienia pomiędzy jednym zagadnieniem, a kolejnym, albo swego rodzaju "plasterkiem", kiedy miałem już serdecznie dość, albo nachodziła mnie ochota na wyjście z dormitorium przez okno. Moim ulubionym miejscem do przebywania i uczenia się generalnie była szklarnia, miejsce w którym najczęściej odbywało się zielarstwo. Wracając do tego, co łączy mnie z wrednymi srokami; nie wiem, czy lubią też kolory, ale ja je uwielbiam. Rośliny były moim ulubionym podmiotem do rysowania, zwłaszcza jeśli udało mi się zdobyć chociażby najprostsze kredki. Mimochodem polubiłem też zielarstwo, bardzo łatwo tłumacząc sobie, że skoro te zielone i kolorowe badyle są przyjemne dla mojego oka, równie dobrze mogę się nauczyć o nie dbać. Wątpiłem, żebym kiedyś miał mieć swój własny ogród, szczytem marzeń stał się raczej zielony parapet, ale wiedza z zielarstwa wchodziła mi do głowy raczej łatwo i bez większego wysiłku. Pewnie gdybym się do tego bardziej przyłożył, mógłbym być nawet całkiem niezły.
Dusza artysty była we mnie od dawna atakowana przez ogromne pragnienie zrobienia czegoś. Całe życie obserwowałem, jak członkowie mojej rodziny radzili sobie, ciężką pracą, znajomościami, układami, kłamstwami, manipulacją z wygodnych posad, pozycji, które pozwalały im patrzeć na wszystko ze względnie bezpiecznej odległości i oceniać. Nie wiem, czy tego chcę. Od lat miałem głęboką potrzebę zrobienie czegoś więcej, udowodnienia (chyba najbardziej sobie), że jednak mogę się na coś przydać, może nawet mogę pomóc przeważyć szalę trwającego konfliktu.. Jestem zdecydowanie zbyt młody, żeby myśleć o tym, jak to zrobić, by moja śmierć miała jakieś znaczenie.
W głębi duszy wiem, że to głupie. Zdrowy rozsądek podpowiada, że to naprawdę nie jest moje miejsce. Że jestem tylko głupim, impulsywnym gówniarzem, który za dużo sobie wyobraża i jeszcze zbyt mało potrafi. W tych czasach zdecydowanie otacza mnie zbyt wiele niepewności.


Ciężko mi patrzeć w przyszłość dalszą, niż skończenie szkoły, która dawała mi poczucie beztroski i bezpieczeństwa. Teraz oczekuje się ode mnie, że będę dorosłym, odpowiedzialnym i poważnym panem Borgin, którym nijak się nie czuję.

Mój dom spłonął dawno temu.
Moja duma, to powtarzana jak puste echo historia dawnej świetności.
Moje zdolności nigdy nie są wystarczające.
Moje starania nie spełniają nawet moich własnych oczekiwań.
Mój świat zbudowany został na kłamstwach i zbrodniach.
Dorosłość ssie.



Patronus: Nie posiada.

Statystyki
StatystykaWartośćBonus
OPCM: 42 (różdżka)
Uroki:31 (różdżka)
Czarna magia:10
Uzdrawianie:0
Transmutacja:2 (różdżka)
Alchemia:120
Sprawność:50
Zwinność:100
Reszta: 10
Biegłości
JęzykWartośćWydane punkty
angielskiII0
norweskiII2
Biegłości podstawoweWartośćWydane punkty
GeomancjaII10
KłamstwoI2
NumerologiaII10
SpostrzegawczośćII10
ZielarstwoI2
Zręczne ręceI2
Biegłości specjalneWartośćWydane punkty
Savoir-vivreI2
Biegłości fabularneWartośćWydane punkty
Neutralny--
RozpoznawalnośćI-
Sztuka i rzemiosłoWartośćWydane punkty
Sztuka (rysunek)II7
złotnictwoI0.5
gliptykaI0.5
AktywnośćWartośćWydane punkty
PływanieII7
Taniec balowyI0.5
Walka wręczI0.5
Biegłości pozostałeWartośćWydane punkty
Brak-0
GenetykaWartośćWydane punkty
Brak- (+0)
Reszta: 14


Ostatnio zmieniony przez window shopping dnia 17.08.22 14:03, w całości zmieniany 6 razy
Ull Borgin
Ull Borgin
Zawód : czeladnik w sklepie jubilerskim
Wiek : 18
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
...
OPCM : 4 + 2
UROKI : 3 + 1
ALCHEMIA : 12
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : 0 + 2
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11345-ull-borgin#349094 https://www.morsmordre.net/t11349-ratatoskr#349245 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f419-smiertelny-nokturn-10 https://www.morsmordre.net/t11357-skrytka-bankowa-nr-2479#349774 https://www.morsmordre.net/t11351-ull-borgin#349264
Re: Ull Borgin [odnośnik]17.08.22 22:32

Witamy wśród Morsów

Twoja karta została zaakceptowana

INFORMACJE
Przed rozpoczęciem rozgrywki prosimy o uzupełnienie obowiązkowych pól w profilu. Zachęcamy także do przeczytania przewodnika, który znajduje się w twojej skrzynce pocztowej, szczególnie zwracając uwagę na opis lat 50., w których osadzona jest fabuła, charakterystykę świata magicznego, mechanikę rozgrywek, a także regulamin forum. Powyższe opisy pomogą Ci odnaleźć się na forum, jednakże w razie jakichkolwiek pytań, wątpliwości, a także propozycji nie obawiaj się wysłać nam PW lub skorzystać z działu przeznaczonego dla użytkownika. Jeszcze raz witamy na forum Morsmordre i mamy nadzieję, że zostaniesz z nami na dłużej!
STAN ZDROWIA
Fizyczne
Pełnia zdrowia
Psychiczne
Pełnia zdrowia
UMIEJĘTNOŚCI
Brak

Kartę sprawdzał: Ramsey Mulciber
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ull Borgin Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Ull Borgin [odnośnik]17.08.22 22:32


KOMPONENTYlista komponentów

BIEGŁOŚCIbiegłości biegłości biegłości biegłości biegłości biegłości biegłości biegłości biegłości biegłości biegłości biegłości biegłości biegłości

HISTORIA ROZWOJU[15.08.22] Rozwój początkowy -50PD

Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ull Borgin Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Ull Borgin
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach