Wydarzenia


Ekipa forum
Budka z kawą
AutorWiadomość
Budka z kawą [odnośnik]28.08.22 22:23
First topic message reminder :

Budka z kawą


Niepozorna budka stoi w pobliżu biegnącej wzdłuż rzeki Plym promenady, na maleńkim placu, na którym oprócz niej znajduje się wyłącznie samotna ławka i uliczna latarnia. Lokal serwuje jedynie kawę na wynos – czarną, bez mleka i cukru, podawaną w prostym papierowym kubku, w okolicy znaną z dwóch powodów: tego, że niemal zawsze jest dostępna, oraz że pomimo okropnego posmaku, potrafi każdego natychmiast postawić na nogi. Co dokładnie znajduje się w kawie i skąd owa kawa pochodzi – tego pijący wolą nie dociekać, a pracownicy budki zazdrośnie strzegą swojego sekretu. Wczesnymi porankami i późnymi wieczorami na brukowanym placyku często spotykają się pracownicy podziemnego ministerstwa, wymieniając się krótkimi pozdrowieniami i szybko uciekając do swoich obowiązków.
Oprócz kawy, w budce można dostać sprzedawane spod lady, ręcznie skręcane papierosy – ale tylko wtedy, gdy w pracy akurat jest właściciel przybytku, i tylko na zasadzie handlu wymiennego.

Postać, która chce sprawdzić, czy zastała właściciela budki, rzuca kością k6 – właściciel jest w pracy, jeśli otrzymany wynik wyniesie 5 lub wyżej. ST obniża biegłość szczęścia – o 1 oczko za każdy poziom biegłości.

Na papierosy (z tytoniu niskiej jakości) wymienić można produkty z zaopatrzenia. Produkt II kategorii pozwala na zakup 10 sztuk papierosów, produkt III kategorii – 20 sztuk.

Lokacja zawiera kości.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Budka z kawą - Page 2 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Budka z kawą [odnośnik]18.03.23 23:23
| 6 lipca

Dzień miał być gorący.
Czuł to w powietrzu, mimo że słońce nie zdążyło jeszcze wyłonić się zza wilgotnych od nocnego deszczu budynków, a od szumiącej cicho rzeki wiał chłodny, przyjemny wiatr – niosąc ze sobą świeży zapach świtu, malującego okolicę odcieniami poszarzałego granatu, rozproszonego jedynie niepokojącym blaskiem zawieszonej ponad dachami kamienic komety. Nie przywykł jeszcze do jej widoku, do długiego warkocza przecinającego niebo – obecnego zawsze, gdy przypadkowo uniósł spojrzenie w górę, jaśniejącego pomiędzy gwiazdami niczym dziwne, nienaturalne, niegasnące nigdy słońce. W samej jej obecności było coś drażniącego, denerwującego; odzywającego się irytującym swędzeniem karku – a może w nerwowość wprawiała go perspektywa powrotu do znajomych budynków magicznego podziemia, chociaż gdy się nad tym zastanawiał, nie potrafił wskazać żadnego sensownego powodu, dla którego uparcie zwlekał przed udaniem się prosto do siedziby sów. Tak naprawdę nie potrzebował kawy, szybki lot do Plymouth zdążył skutecznie go rozbudzić, pozwalając – po części – pozbyć się uczepionych lotniczej kurtki wspomnień o dręczących go we śnie koszmarach, ale i tak w pierwszej kolejności skierował kroki w stronę niewielkiego skwerku, wmawiając sobie, że ku szarej budce wcale nie popychał go strach – ani że nie zauważył spojrzenia, które rzuciła mu sprzedająca kawę kobieta (nachylając się nad pobrudzoną ladą podświadomie obrócił się w prawą stronę, starając się ukryć znaczące lewą część twarzy blizny). – Dziękuję – mruknął, zmuszając kąciki ust do uniesienia się wyżej, gdy z blatu zniknęły brązowe monety, a pojawił się na nim papierowy kubek; dziwnie siarkowy zapach kawy nawet z daleka gryzł go w nos, zabrał ją jednak bez słowa narzekań, dopiero po odwróceniu się na pięcie dostrzegając przycupniętą na samotnej ławce sylwetkę.
W normalnych okolicznościach chyba po prostu by ją wyminął – ale coś w znajomej barwie jasnych włosów lub oświetlonym przez pojedynczą latarnię profilu zwróciło jego uwagę, każąc mu się zatrzymać. Najpierw – na jedno uderzenie serca, a później na parę kolejnych, gdy uświadomił sobie, że znał siedzącą przy budce kobietę. Pamiętał ich spotkanie na moście w Dolinie Godryka (choć miał nadzieję, że ona go nie pamiętała), a mimo że wtedy nie miał pojęcia, z kim miał do czynienia, to dziś potrafił już bez trudu przypisać do niej imię, nazwisko – i nieco więcej; rozmowa z Michaelem w pubie majaczyła mu w pamięci dosyć wyraźnie, podobnie jak otrzymany niedawno list. Wiedział, że Adda zdecydowała się wesprzeć Zakon Feniksa, wiedział też kilka rzeczy, o których obiecał nie mówić – i być może dlatego zamiast udać, że jej nie zauważył, zatrzymał się obok – zerkając w jej stronę pytająco, z miotłą opartą o jedno ramię i papierowym kubkiem tkwiącym w (niezupełnie jeszcze sprawnej) dłoni. – Hej – odezwał się, nie do końca wiedząc, dlaczego zniżył głos do szeptu; w tej cichej, zawieszonej w przestrzeni chwili tuż przed świtem zawsze było coś takiego, co wprawiało go w przekonanie, że każde jego słowo niosło się wzdłuż uśpionych alejek niczym najgłośniejszy krzyk. – Mogę? – zapytał, wskazując na miejsce obok niej. Nie wyglądała na zajętą, nie był jednak pewien, czy przypadkiem tego ranka nie szukała samotności. Właściwie: nie wiedział, czy on sam jej nie szukał, ale gdy głoski zawisły pomiędzy nimi, nie było już odwrotu. Uśmiechnął się lekko, nieśmiało dopuszczając do siebie myśl, że może właśnie tego potrzebował – chwili rozmowy, nim odważy się na nowo zanurzyć w znajomy rozgardiasz oddziału łączności, z jednej strony kojący, z drugiej – zupełnie odmienny od długich tygodni spędzonych w odgrodzonym od wojennej rzeczywistości domu.

| rzucam na to, czy właściciel u siebie, bo czemu nie




bo to była życia nieśmiałość,
a odwaga – gdy śmiercią niosło;
umrzeć przyjdzie, gdy się kochało
wielkie sprawy głupią miłością

William Moore
William Moore
Zawód : lotnik w oddziale łączności, szkoleniowiec
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
jeno odmień czas kaleki,
zakryj groby płaszczem rzeki,
zetrzyj z włosów pył bitewny,
tych lat gniewnych
czarny pył
OPCM : 30 +5
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30
SPRAWNOŚĆ : 25
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5432-william-moore https://www.morsmordre.net/t5459-bursztyn https://www.morsmordre.net/t5433-b-b-b-billy https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t5461-skrytka-bankowa-nr-1345 https://www.morsmordre.net/t5460-billy-moore
Re: Budka z kawą [odnośnik]18.03.23 23:23
The member 'William Moore' has done the following action : Rzut kością


'k6' : 3
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Budka z kawą - Page 2 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Budka z kawą [odnośnik]19.03.23 22:58
Część nocy spędziła na dziko, pod kocią postacią badając jeden ze szlaków zaopatrzeniowych podziemnego Ministerstwa. Demimozy były w posiadaniu pewnych niepokojących informacji, przez co ruch tamtejszą drogą póki co został częściowo wstrzymany, a szlak poddany wnikliwej obserwacji animagów zdolnych wtopić się w leśno-polną scenerię. Nawet w trakcie zawieszenia nie mogli ryzykować, obcy wywiad działał, wiedziała o tym lepiej niż ktokolwiek inny.
Wschód słońca zastał ją na ławce przy budce z kawą; siedziała na niej samotnie, pogrążona w luźnych, niepowiązanych z pracą rozmyślaniach, które raz po raz wracały do znajomej sylwetki pewnego aurora. Od pamiętnego trzeciego lipca spędzili razem każdy wieczór i każdą noc i choć nie było tego w ogólnym rozrachunku wiele, to Adda już zachłannie uznała, że tak będzie przecież zawsze. Oddelegowanie na szlak było więc niemiłą niespodzianką, której nie mogła nie przyjąć; bądź co bądź była częścią podziemnych struktur, agentem, który przeszło tydzień temu podjął się kolejnej współpracy, tym razem do swojej przepastnej kolekcji ludzi, którym była winna lojalność (lub bardzo dobrze i przekonywująco odegrane kłamstwo), dodając także Zakonników.
Obróciła kubek w dłoni, spoglądając w ciemną toń niewypitej, cholernie niedobrej kawy i poważnie zastanowiła się nad tym, czy jej potrzebuje by postawić się na nogi ― nie czuła w końcu zmęczenia, wiedziała, że po wycieczce w kociej postaci adrenalina utrzyma się na sensownym poziomie jeszcze przez jakiś czas, trzymając ją tym samym w przytomności. Szczęśliwie nie miała na dziś zaplanowanej wizyty w Londynie, nie wisiało nad nią żadne demoniczne sprawozdanie, wszystkie podjęte przez nią sprawy nadal były w toku, mogła więc odbębnić swoją działkę w Plymouth, nadgonić raporty, spróbować kupić papierosy ― bezskutecznie ― a potem iść do domu. Odpocząć. Odespać.
Bez przekonania upiła łyk kawy i poczuła czyjeś spojrzenie na własnym ciele. Wyuczony odruch kazał jej utrzymać neutralną pozę, zgrabnie udać błogą nieświadomość, ale raz czy dwa kontrolnie zerknęła w bok; ukradkiem, jak złodziejka, jak intruz. Znajomy głos sprowadzony do miękkiego szeptu otrzeźwił ją na tyle, by odsunęła od siebie iluzję niewiedzy i spojrzała otwarcie w stronę lotnika. Mimo jego niewypowiedzianych na głos życzeń ― doskonale pamiętała ich spotkanie na moście. Wykonywany zawód zresztą wymagał od niej świetnej pamięci do twarzy, do imion, do sytuacji; wszystko, czego dowiadywała się grając kogoś innego, musiała zachować w formie niezmąconego niepewnością wspomnienia aż do momentu przelania tego na papier, choć preferowanym było, by pamiętała dalej. W końcu kto wie, kiedy przydadzą jej się poszczególne informacje, kiedy sytuacja stanie się tak kulawa, że będzie trzeba sięgać po asy skryte w rękawie.
Cześć ― odpowiedziała, również zniżając ton do szeptu, a na wargach momentalnie pojawił się łobuzerski uśmiech; wesoły ognik zatańczył w zielonych oczach, zdradzając rozbawienie Addy. ― Pewnie, że możesz ― poklepała ostrożnie miejsce tuż obok siebie ― ale tylko jeśli mi powiesz, dlaczego szepczemy.
Zdawać by się mogło, że nowy nabytek w postaci blizny całkowicie jej umknął, że nie zauważyła, ale nic bardziej mylnego. Ślad po ranie wychwyciła natychmiast, ale kierowana empatią ― udała ślepą, wygodnie spychając temat na granicę za którą nic nie miało znaczenia. Widziała już wiele okaleczonych osób, bywały wśród nich takie, które mocno przejmowały się swoim wyglądem, a bywały i te niewzruszone. Nie zamierzała sprawdzać do której grupy należy Billy; nie był jej celem, nie musiała wiedzieć o nim wszystkiego, choć i tak wiedziała już co-nieco. Czy to właśnie on był jednym z kolegów Michaela? Wspominał jej przelotnie o jakimś Billym, ale nie zagłębiał się przy tym zbytnio w szczegóły, a ona nie naciskała. Nigdy go nie naciskała.
W zasadzie, ilu takich lotników-Zakonników-potencjalnych-kolegów na których mówią “Billy” mogło być w podziemiu? Czy bardzo rozminęłaby się z prawdą obstawiając, że jeden?
Uśmiechnęła się półgębkiem, zarzuciła nogę na nogę i wsparła się dłonią o ławkę, przyjmując nader swobodną pozę.
Jak ci się lata podczas zawieszenia? Lepiej? Gorzej? Tak samo? ― spytała, uznając, że to będzie dobry temat, odpowiednio neutralny i niezobowiązujący. Nie miała zielonego pojęcia, że ostatnie tygodnie spędził w domu, dochodząc do siebie, z dala od pracy.
Nie wiedziała, że otarł się o śmierć.


Looking for trouble and if I cannot find it,
I will create it

Adriana de Verley
Adriana de Verley
Zawód : szpieg
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczona
seven lies
multiplied by seven
multiplied by seven again
OPCM : 5
UROKI : 9
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 15 +2
CZARNA MAGIA : 1 +2
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t11438-adriana-adda-de-verley https://www.morsmordre.net/t11442-rodzynka#353850 https://www.morsmordre.net/t11443-shape-of-lies#353853 https://www.morsmordre.net/f434-szkocja-easter-balmoral-gajowka https://www.morsmordre.net/t11444-skrytka-bankowa-nr-2503#353855 https://www.morsmordre.net/t11449-adriana-de-verley
Re: Budka z kawą [odnośnik]20.03.23 12:19
Kołysząca się w papierowym kubeczku kawa przyjemnie parzyła go w palce, odwracając uwagę od irytującego mrowienia lewego nadgarstka, uporczywej pozostałości po niedawnym urazie. Powinien nim poruszać, przywrócić krążenie w gojącej się jeszcze dłoni, zanim zacznie cierpnąć – ale póki co spychał drażniące uczucie gdzieś na krawędź świadomości, skutecznie rozproszony rozbawionym wyrazem twarzy Addy. Miała ładny uśmiech, szczery, trochę zaczepny; momentami wprawiający go w zakłopotanie – zarówno teraz, jak i wtedy, na moście – ale w sposób, który pozwalał mu uwierzyć, że śmiała się z nim, a nie z niego. Zdawał sobie sprawę z tego, że mógł się mylić, bo nikt tak skutecznie jak Demimozy nie maskował swoich emocji, ale jednocześnie – jako ktoś, kto przez całą młodość regularnie padał ofiarą żartów wycelowanych w jego jąkanie, był niemal pewien, że potrafiłby wyczuć różnicę. – Och – mruknął, dopiero teraz, po słowach Addy, orientując się, że w istocie szeptał – i że nie był w stanie wyjaśnić tego w żaden logiczny sposób. Parsknął cicho, prawie bezgłośnie wydmuchując powietrze przez nos; mięśnie i skóra twarzy nie napinały się już boleśnie przy każdym geście, nie wyzbył się jednak jeszcze nabytej w ostatnich tygodniach ostrożności – w tym, jak się śmiał, jak mówił. – Nie mam zielonego p-p-pojęcia – odparł zgodnie z prawdą, już głośniej, wzruszając ramieniem, o które nie opierała się rączka miotły.
Skinął jej głową z wdzięcznością, pochylając się, żeby najpierw oprzeć miotłę o krawędź ławki, a później – przysiąść na niej samemu, z trochę mniejszą swobodą, niż zrobiłby to zazwyczaj. Papierowy kubek przełożył do prawej dłoni, lewą potrząsając lekko, bezwiednie, kiedy mrowienie stało się nieznośne – uwagę skupiając na siedzącej obok czarownicy, której pytanie zawisło przez chwilę w nieruchomej, cichej przestrzeni poranka. Zawahał się, odpowiedź powinna nasunąć mu się od razu – ale minęło tyle czasu odkąd latał naprawdę, że w pierwszym momencie nie miał pojęcia, czy fakt, że w kraju oficjalnie zawieszono wojenne działania, jakoś na niego wpłynął. Na miotle czuł się mniej pewnie niż wcześniej, ale podejrzewał, że miało to więcej wspólnego z wymuszoną ostrożnością ruchów niż z decyzjami, które zapadły pomiędzy dowodzącymi; dla niego – wojna wciąż się toczyła, nie przestał nerwowo oglądać się przez ramię, a kiedy leciał z Irlandii do Plymouth, nie zaniechał regularnego zataczania pętli nad okolicą, sprawdzając, czy nikt go nie śledził – mimo że gdy myślał o tym teraz, to nie był nawet pewien, czy narzucone na lotników środki ostrożności nadal obowiązywały. Czerwcowa potyczka ze Śmierciożercą skutecznie wypchnęła go z iluzorycznego poczucia bezpieczeństwa; wątpił, by ogłoszenie zawieszenia broni miało mu je przywrócić, nadal oczekiwał ataku – nawet teraz, kiedy siedzieli z Addą w kojącej ciszy uśpionego jeszcze miasta. – Nie jestem p-p-pewien – przyznał wreszcie, odrywając spojrzenie od twarzy czarownicy, żeby zawiesić je na czarnym, liżącym papierowe ścianki napoju. – Chyba tak samo? Jest mniejsze prawdop-po-podobieństwo, że ktoś spróbuje zrzucić mnie z miotły, ale to – dodał, zadzierając głowę i zawieszając wzrok na uparcie wiszącej na niebie komecie – nie pomaga wcale. Cały czas mam wrażenie, że sp-p-padnie mi na głowę – mruknął, krzywiąc się lekko. To była tylko część prawdy, kometa wprawiała go w nerwowość też z innych powodów; pamiętał wciąż swoje spotkanie z Tedem, w dniu, w którym pojawiła się nad Anglią – pamiętał widok spadających na ziemię ptaków, wytrzeszczonych białek oczu mamroczącej do siebie dziewczynki. W rzucanym przez nią świetle było coś złowrogiego; jakieś niebezpieczeństwo, którego nie potrafił określić, wskazać, nazwać, a co za tym idzie – przed którym nie wiedział, jak się obronić. Siebie i swoich bliskich. – W p-p-podziemiu coś się zmieniło? Jest spokojniej? – zapytał, znów zerkając w stronę Addy, poniekąd zdradzając, że nie wiedział. – Nie byłem tu jeszcze, odkąd ogłosili zawieszenie – wyjaśnił, nie było sensu tego ukrywać.
Uniósł do ust dłoń z kubkiem, żeby upić niewielki łyk gorącego, parzącego język napoju. Miał wrażenie, że od samego zapachu czuje się bardziej rozbudzony, choć równie dobrze mogły otrzeźwiać go nerwy – nawet jeśli nie potrafił wskazać konkretnego powodu dla swojego zdenerwowania. – Lepiej ją wyp-p-pić, póki jest gorąca, wtedy prawie nie czuć smaku – doradził, wskazując podbródkiem na kubek, który w dłoni trzymała Adda. Sprzedawana w budce kawa była ohydna w każdej formie, ale Billy był przekonany, że o ile gorzki wrzątek dało się wypić, o tyle chłodny nadawał się już tylko do wyrzucenia.




bo to była życia nieśmiałość,
a odwaga – gdy śmiercią niosło;
umrzeć przyjdzie, gdy się kochało
wielkie sprawy głupią miłością

William Moore
William Moore
Zawód : lotnik w oddziale łączności, szkoleniowiec
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
jeno odmień czas kaleki,
zakryj groby płaszczem rzeki,
zetrzyj z włosów pył bitewny,
tych lat gniewnych
czarny pył
OPCM : 30 +5
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30
SPRAWNOŚĆ : 25
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5432-william-moore https://www.morsmordre.net/t5459-bursztyn https://www.morsmordre.net/t5433-b-b-b-billy https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t5461-skrytka-bankowa-nr-1345 https://www.morsmordre.net/t5460-billy-moore

Strona 2 z 2 Previous  1, 2

Budka z kawą
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach