Wydarzenia


Ekipa forum
Szpital Asfodela, Warwick
AutorWiadomość
Szpital Asfodela, Warwick [odnośnik]11.09.22 16:37
First topic message reminder :

Szpital Asfodela, Warwick

Budynek przed wojną pełnił rolę przytułku, który stopniowo, wobec rozpoczętych walk, przeobrażano w lazaret, a następnie, po stabilizacji sytuacji, w szpital stały. Jego nazwa wzięła się od pojedynczych pęków złotogłowia rosnącego przed jego murami. Usytuowany w centrum, w cieniu górującego nad Warwick zamku, kamienny budynek z zewnątrz nie wyróżnia się wobec architektury miasta, a o jego przeznaczeniu świadczy szyld zawieszony przed wejściem: pionowo ułożona różdżka skrzyżowana z poziomą kością, na tle krzyża barwy morskiej zieleni i na białym polu, bliźniacza do symbolu znanego ze szpitala św. Munga w stolicy. Budynek jest piętrowy, a nad gruntem prześwitują okna piwnic. Po pokonaniu progu rozbrzmiewa przyjemny dźwięk dzwonka wietrznego, który alarmuje jedną z dwóch uzdrowicielek obecnych na miejscu. Szpital nie jest duży, ale zdaje się spełniać potrzeby mieszkańców miasteczka. Sprowadza się do niego także rannych z terenów hrabstwa, ze szczególnym naciskiem na rannych w trakcie walk.

Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Szpital Asfodela, Warwick - Page 2 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Szpital Asfodela, Warwick [odnośnik]26.12.22 14:08
Nie znała piosenki, którą nuciła Lysandra, ale złapała się na tym, że wsłuchała się w melodię zupełnie bezwiednie. Nie brzmiała radośnie, było w tej melodii coś niepokojącego, czego blondynka nazwać nie mogła i nie potrafiła, ale umysł bardzo prędko przypisał te właściwości miejscu, w którym się znajdowały. Obciążonym historią, której ślady zapisały się wszędzie — w postaci grzybów na suficie, przeterminowanych lub bliskich utracie ważności eliksirów, krwistych śladach na podłodze i pościeli, osmolonych ścianach. Teraz gdy efekty ich wspólnych wysiłków kumulowały się, gdy wnętrza zrobiły się jaśniejsze (ale dalej nie lżejsze, to dziwne w odbiorze uczucie), Marii wydawało się, że starczyło tylko dodać jeszcze odrobinę wysiłku, wytężyć wyobraźnię i mogłaby dojrzeć już zarysy szpitala z prawdziwego zdarzenia. Miejsca nie tyle smutnego, nie tylko kojarzącego się z pożegnaniami, z odprawieniem na drugą stronę. Ale miejsca, z którego ludzie wychodzili, wracający do zdrowia i sił, niosący na ustach pochwały pod adresem personelu, który robił wszystko, co w jego mocy, by nieść dobro nawet w ciemności wojennych czasów.
Aby otworzyć jeden rozdział należało zamknąć poprzedni. Rodziny pacjentów, których nie było już między nimi, zasługiwały na ostatnie wieści, ostatnie pamiątki. Uśmiechnęła się w kierunku Cassandry, zaskakująco szeroko, chyba najszerzej w jej obecności. Powierzone zadanie wykona z jak największą starannością, nie zawiedzie raz podarowanego zaufania.
Przeniosła swą uwagę na Lysę, która opowiadała jej o matce. Nie spodziewała się usłyszeć niczego innego — Cassandra, na tyle na ile poznała ją Maria, była szczególnie mądrą i rozsądną czarownicą, nic dziwnego, że tego samego uczyła swoją córkę. Już na pierwszy rzut oka widać było, że Lysandra była dziewczynką uczynną i grzeczną, chociaż pod burzą jasnych loków Marii zakwitła już myśl, że wydawała się być bardzo dojrzałym dzieckiem.
— Mamy bardzo często wiedzą znacznie więcej, niż dają po sobie poznać — szepnęła z uśmiechem, spoglądając porozumiewawczo na Małą Srokę. Jej własna matka wydawała się zawsze żyć pod wpływem dziwacznego ojca, a z drugiej strony potrafiła zawsze stworzyć coś z niczego, utrzymywać kontakt ze swoją rodziną tak, że ojciec nigdy na to nie wpadł, przekazać swym córkom szereg umiejętności potrzebnych do prowadzenia gospodarstwa domowego. Starsza z panien Vablatsky potrafiła jeszcze więcej — była przecież uzdrowicielką, Elvira mówiła o niej w samych superlatywach. O jej matce nikt nie wypowiadał się z taką werwą. — Jeżeli będziesz się słuchać mamy i dużo uczyć, na pewno kiedyś będziesz wiedzieć tyle, co ona — dodała ciepło, szczerze wierząc w swoje słowa. We francuskiej akademii, do której uczęszczała mawiało się często, że wyznacznikiem prawdziwego postępu jest to, że w pewnym momencie dzieci wiedzą wiecej od swoich rodziców. Lysandra prezentowała się jako bystra i uczynna dziewczynka. W ocenie Marii przyszłość stała przed nią otworem.
Nachyliła się nad Lysą, podstawiając jej ucho do szeptów. Pokiwała głową w zrozumieniu, a na jasnych wargach wykwitł kolejny uśmiech. Szal. Przymknęła na moment oczy, w wyobraźni przeglądając dostępne materiały. Wiedziała już, co i jak.
— Powiedz mi jeszcze tylko, jakie kolory lubi mama — poprosiła ściszonym głosem, chcąc mieć pewność, że prezent trafi w gusta obdarowanej. Na pytanie o możliwość pomocy przy przytulankach uśmiechnęła się jeszcze raz i skinęła głową na "tak". — Upiorę wszystko, przejrzę materiały i... — zawiesiła na moment głos, zastanawiając się, co powinny zrobić dalej. Ostatecznie podniosła głowę wyżej, wyszukując wzrokiem Cassandry.
— Proszę pani? — spytała ostrożnie, chcąc zwrócić na siebie uwagę czarownicy. — Lysandra chciałaby mi pomóc z przygotowaniem przytulanek... Zgodziłaby się pani, gdybym zabrała ją do swojego domu? Potem oczywiście bym ją odprowadziła tutaj. Nie dziś oczywiście, ale gdy będzie na to dobry czas? — zapytała; ostatecznie mogły również zająć się tym tutaj, na miejscu, w szpitalu, gdyby miało to sprawić, że Cassandra czułaby się pewniej z bezpieczeństwem swej córki. Jednocześnie podniosła się z miejsca, odbierając pachnącą ziołami maść w obie dłonie. — Bardzo dziękuję — ukłoniła się z wdzięcznością, a słysząc słowa o posiłku, skinęła głową zgadzając się ze słowami czarownicy. W istocie rzeczy — zupełna odmowa onieśmieliłaby Marię, ale zjedzenie obiadu z dziewczynką stanowiło bardzo dobry, złoty środek. Podbiegła więc do koszyka, do którego wsunęła maść, a wyciągnęła dwa, przygotowane wcześniej słoiczki. Odkręciła pokrywki, jeden ze słoików podając Lysie wraz ze sztućcami. Drugi zestaw został dla niej.
— Chodź, nie będziemy przeszkadzać. Mam nadzieję, że będzie smakowało — potrafiła gotować i lubiła to robić; z każdym kolejnym dniem szło jej to coraz lepiej, ale palety smakowe dzieci pozostawały dla niej czymś zupełnie nieznanym. Sama zabrała się za jedzenie dość chętnie, a gdy Cassandra zaproponowała wspólny spacer po lesie w poszukiwaniu grzybów, przełknęła prędko jedną z nabranych dopiero co porcji jedzenia, by pokiwać energicznie głową. — Ojej, byłoby naprawdę cudownie — czy była jakakolwiek rzecz, której pani Cassandra nie potrafiła, czy nie znała się na? Ta myśl zmotywowała Marię tak bardzo, że po skończonym posiłku i odebraniu od Lysy pustego słoika (zbierała je, były przydatne w domu), zabrała się z jeszcze większą werwą za sprzątnięcie podłogi. Ona również wiele przeszła i musiała lśnić czystością. Maria dopilnuje tego tak, jakby od tychże błysków miało zależeć jej własne życie.


Having dreams means
at times you'll be faced with loneliness
You have to walk an empty path



Maria Multon
Maria Multon
Zawód : stażystka w rezerwacie jednorożców
Wiek : 18/19 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Nightingale, nightingale,
don't sing too early
OPCM : 9 +1
UROKI : 7 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 12
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11098-maria-multon#342086 https://www.morsmordre.net/t11145-gwiazdka#342865 https://www.morsmordre.net/t11146-maria-multon#342866 https://www.morsmordre.net/f417-gloucestershire-tewkesbury-okruszek https://www.morsmordre.net/t11142-skrytka-bankowa-nr-2427#342857 https://www.morsmordre.net/t11143-maria-multon#360683
Re: Szpital Asfodela, Warwick [odnośnik]02.01.23 17:48
Czuła, że znalazła sprzymierzeńca - tak by powiedziała, gdyby znała to słowo, niestety jeszcze go dobrze nie przyswoiła, więc mogła śmiało stwierdzić, że Maria zdobyła zaufanie dziewczynki. Ta zaś cieszyła się na samą myśl, że podaruje Matuli prezent. Inny niż te dotychczas.
-Zielony - Odpowiedziała pewna swego. Obydwie dzieliły ten kolor w spojrzeniu, czuła się z nim dobrze, podobnie jak Matula. Na pewno ten kolor będzie do niej idealnie pasować. Mamy to były niezwykłe istoty. Tak uważała Lysandra, musiały mieć wspólnego przodka albo jakieś nici porozumienia, których dziewczynka nie znała i nie widziała. Czy Matula panny Multon też taka była? Dziewczyna żywo zainteresowała się osobą młodej czarownicy. Zaintrygowana jej umiejętnościami i łagodnym usposobieniem, tak odmiennym od twardych, silnych, niezależnych kobiet, które ją wokół otaczały. Maria wydała się być delikatnym przebiśniegiem, ale nie pozbawionym swojej własnej siły. Zgoda Cassandry na pomoc Mari była wyczekiwaną przez Lysandrę. Mała Sroka liczyła, że nauczy się czegoś nowego, a do świata ją ciągnęło coraz bardziej. Nie wiedziała skąd ten zew, ale go czuła. Maść, której zapach dotarł do nozdrzy kojarzył się z domem i szybko wtarła ją w dłonie dokładnie.
-Dziękuję. - Zwróciła się zarówno do Matuli jak i Marii kiedy siadała ze słoikiem w dłoniach. Pierwszy kęsy zjadła powoli chcąc poznać smaki. Nie zwykła jeść często czegoś innego niż Matula przygotowała, ale też nie należała do dzieci, które grymaszą przy stole. -Pyszne - Zwróciła się do Mari, choć pewnie Mała Lady by powiedziała, że bardzo dobre albo smakowite. Sroka nie znała aż tylu wytwornych słów, choć czytała coraz więcej, a nie raz były to traktaty medyczne. Przeglądała je z żywym zainteresowaniem pomimo braku zrozumienia pewnych zagadnień. Oddała pusty słoiczek i wróciła do pracy, ponieważ wciąż było jej dużo w tym miejscu. Działania były już dostrzegalne i zapewne już niedługo zacznie tu działać szpital, tak przynajmniej sądziła dziewczynka, która przecież dopiero świata się uczyła i tego jak on działa. Nadal pozostawała dzieckiem, choć nad wyraz dojrzałym na swój wiek tak wciąż dzieckiem, które poznawało mechanizmy działania rzeczywistości jaka ją otaczała.

|zt x3



Lysandra Vablatsky
Lysandra Vablatsky
Zawód : Mała Sroka
Wiek : 7
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
A siedem to sekret nigdy niezdradzony
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz

Dzieci
Dzieci
https://www.morsmordre.net/t9682-lysandra-vablatsky https://www.morsmordre.net/t10422-listy-do-malej-sroki https://www.morsmordre.net/t9687-mala-sroka#294548 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t10412-lysandra-vablatsky#314803 https://www.morsmordre.net/t9815-lysandra-vablatsky
Re: Szpital Asfodela, Warwick [odnośnik]31.01.23 21:46
Kłucie w palcach mi powiada, że tu złego coś się skrada...
Kometa, która wraz z początkiem lipca zawisła nad Wyspami Brytyjskimi, przyniosła ze sobą aurę niepokoju. Choć trudno było jednoznacznie powiązać jej pojawienie się z serią rozproszonych po kraju wydarzeń, to rosnąca liczba czarodziejów szukających pomocy w szpitalu Asfodela była niemożliwa do przeoczenia. Ludzie zdawali się zapadać na czarodziejskie choroby częściej, a chociaż po części można było zrzucić to na karb trudniejszej sytuacji ekonomicznej, to zwiększoną liczbę nieszczęśliwych wypadków trudno już było wyjaśnić biedą. Tymczasowe zawieszenie walk odciążyło co prawda działającą w Warwick placówkę, ale nieznacznie: łóżka zapełniały się ofiarami pechowej magii, zwiększała się też liczba pacjentów z ranami poczerniałymi, przypominającymi te powodowane przez czarną magię. Przerażeni, opowiadali o cienistych istotach, które podobno zaatakowały ich w pobliskich lasach, pojawiając się znikąd i rzucając się na czarodziejów bez ostrzeżenia.

Był wczesny ranek w drugiej połowie lipca, gdy głośny łomot rozlegający się przed głównymi drzwiami do szpitala wybudził placówkę z krótkotrwałego uśpienia. W wejściu stał mężczyzna, jeden z mieszkańców miasta, na rękach trzymając bezwładne ciało dziesięcioletniej dziewczynki. Na jego twarzy malowało się przerażenie, drżał – być może z emocji, blade policzki i krótki zarost zdradzały nieprzespaną noc. Dziecko leżące w jego ramionach żyło – otwarte szeroko oczy i poruszająca się miarowo klatka piersiowa nie pozostawiały co do tego wątpliwości – ale nie wykazywało zupełnie żadnych oznak kontaktu ze światem zewnętrznym. Ręce i nogi dziewczynki były sztywne, twarz nieruchoma, skóra nieznacznie chłodniejsza niż normalnie; nieobecna, nie reagowała na bodźce, nie podążała spojrzeniem za nikim i niczym, ogarnięta paraliżem, którego przyczyna wydawała się niemożliwa do określenia – a przynajmniej wymykała się standardowej diagnozie. Na ciele dziewczynki nie było żadnych śladów po poparzeniach czy ukąszeniach, nie miała siniaków ani wybroczyn; mężczyzna, który okazał się jej ojcem, twierdził, że niczego podejrzanego nie jadła ani nie piła – ale poprzedniego dnia zachowywała się dziwnie, a gdy późnym wieczorem poszedł otulić ją do snu, nie znalazł jej w jej sypialni. Wymknęła się oknem, prawdopodobnie zmierzając w stronę drzew – o wycieczkę do lasu prosiła przez cały dzień, pogłoski o kryjących się tam cieniach sprawiły jednak, że rodzice jej odmówili. Jej poszukiwania trwały całą noc, znaleziono ją nad ranem – w pobliżu jeziora, przy którym leżała, z niewidzącymi oczami skierowanymi w stronę wiszącej na niebie komety.

Mężczyzna, który przyniósł dziewczynkę, twierdził, że gdy ją odnalazł, nie widział dookoła niej niczego niezwykłego, sam zachowywał się jednak dziwnie: w miarę upływu czasu wypływające z jego ust zdania stawały się coraz bardziej urywane, nieskładne; dłonie drżały mu jak w gorączce, oglądał się też nerwowo za siebie, jakby spodziewał się ujrzeć kogoś za swoimi plecami. Jego zachowanie mogło być wynikiem stresu związanego ze zniknięciem dziecka i niepewnym stanem dziewczynki, a przekrwione białka oczu efektem braku snu, faktem było jednak, że zapytany o dokładne miejsce, w którym doszło do incydentu, gwałtownie odmówił udzielenia odpowiedzi, chwilę później zasłaniając się niepamięcią. Być może coś ukrywał, a może był jedynie rodzicem zatroskanym o losy dziecka – którego stan, mimo starań, póki co pozostawał owiany tajemnicą, nie ustępując ani po podaniu podstawowych leków, ani zastosowaniu leczniczych zaklęć.

Opisana sytuacja ma miejsce pomiędzy 20 a 25 lipca, konkretną datę można wybrać dowolnie. Do wydarzenia może odnieść się dowolna postać lub postacie, która posiada fabularne uzasadnienie przebywania w szpitalu, nic jednak nie stoi na przeszkodzie, by do rozgrywki dołączyły również inne postacie, które drogą fabularną uzyskają odpowiednią wiedzę. Po napisaniu pierwszych postów w wątku (w tym temacie lub w innym, dowolnym) fakt ten należy zgłosić w temacie z wydarzeniem oraz zaczekać na post mistrza gry, który zarysuje sytuację.

Mistrz gry nie prowadzi rozgrywki, ale się nią opiekuje i może zainterweniować w trakcie (na prośbę graczy - lub jeśli uzna to za potrzebne). Wątek nie zagraża życiu i zdrowiu biorących w nim udział postaci, może jednak zmienić rangę na skutek podjętych przez nie działań.

Wszelkie pytania lub wątpliwości należy kierować do Williama.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Szpital Asfodela, Warwick - Page 2 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Strona 2 z 2 Previous  1, 2

Szpital Asfodela, Warwick
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach