Wydarzenia


Ekipa forum
Palarnia opium
AutorWiadomość
Palarnia opium [odnośnik]27.08.15 0:52
First topic message reminder :

Palarnia opium

★★★
Największe pomieszczenie w piwnicach pod sklepem Borgina & Burke'a. Do palarni można dostać się trzema drogami. przechodząc przez zaplecze sklepu, przez tunele w piwnicach Śmiertelnego Nokturnu oraz przy pomocy sieci fiuu. Drewniany, zdobiony sufit, dźwiga ciężar brylantowych żyrandoli sprowadzonych z najdalszych zakątków świata. Każdy rozpalany jest tylko na okazyjne spotkania. Palarnia liczy sobie kilkanaście stolików otoczonych fotelami obitymi czerwonym materiałem. Pomimo tego, że palarnia znajduje się w piwnicy, sufit jest na tyle wysoki, co umożliwiło stworzenie drewnianego półpiętra. Wystrój zawiera również bar z alkoholem wszelkiej maści. Od czasu do czasu w palarni organizowane są koncerty na żywo.
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 19:46, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Palarnia opium  - Page 8 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Palarnia opium [odnośnik]05.05.21 11:12
Ochroniarz Palarni zjawił się niedługo po tym jak pracownik opium na polecenie Xaviera powiadomił o intruzie na koncercie charytatywnym. Nie chcieli wywoływać zamieszania, ale niezapowiedzianego gościa należało sprawdzić. Profesor czy nie mógł nastawać na życie samego Ministra Magii, gdyby coś mu się stało pod  nosem rodu Burke wybuchł by skandal, którego nie dałoby się zdusić i zamieść pod dywan.
Jayden został skierowany na zaplecze, w którym piętrzyły się dodatkowe krzesła, stoliki oraz stały pudła i kartoniki zawierające szkło, talerze oraz inne przedmioty niezbędne do prowadzenia takiego przybytku jak Palarnia. Nikt go nie szarpał, nikt go nie popychał, został jedynie poproszony o poczekanie na przedstawiciela władz, a sam profesor wyglądał na takowego, który nie rozumiał dokładnie tego co się właśnie wydarzyło  i marzył o wyjściu z tej niezręcznej sytuacji.
Ochroniarz wszedł tylnym wejściem aby nie wzbudzać zbytniej sensacji i stanął przed Jaydenem pytając o takie rzeczy jak imię, nazwisko i profesja. Wszystko dokładnie notował, a będąc postawnym człowiekiem zdawało się, że wypełnia całym sobą zaplecze. Wysłuchał też wyjaśnień odnośnie świstoklika, który nie chciał zadziałać.
-Ewidentnie doszło do pomyłki – oznajmił mężczyzna stukając w swój notatnik. – Nie było to celowe naruszenie przestrzeni prywatnej.  Osoba zatrzymana to profesor Jayden Vane, wykładowca w Hogwarcie, nie stanowi zagrożenia. – Notatnik został schowany pod szatą, chyba był zadowolony, że jednak nie okazało się to być atakiem na zebraną szlachtę pod sklepem Borgin & Burke. – Proszę za mną, wyprowadzę pana z Nokturnu.
Rosły mężczyzna służył swoją pomocą, ale nie zmieniało to faktu, ze zanotował w notatniku owy incydent a osoba profesora będzie przez jakiś czas pod obserwacją czy znów nie wywinie podobnego numeru już ochroniarz się postara o to aby zgłosić to gdzie trzeba. Obsługa wskazał drzwi wyjściowe, a goście na sali mogli dalej cieszyć się przyjemnym wieczorem nic im nie groziło, a zjawienie się słynnego astronoma przejdzie do historii jako zabawna anegdotka, która zostanie ubarwiona przez kolejne pokolenia. Profesor nie niepokojony przez nikogo mógł wrócić do swoich spraw.


W sali rozbrzmiewają głosy zmieszane z brzdękiem szła, czasami przez szum przebija się głośniejszy ton,  można wyłapać strzępki rozmów prowadzonych przez znamienitych gości, a ci co siedzieli w centrum mogli dosłyszeć czasami pojedyncze słowa przy innych stolikach. Plotka goniła plotkę, ktoś coś dojrzał, a ktoś inny usłyszał jedno słowo, które wzbudziło w nim zdumienie. Z iloma historiami w głowach wyjdą uczestnicy tego koncertu?



| Pamiętajcie o akustyce miejsca, która nie pozwala usłyszeć każdego słowa wypowiedzianego przy innym stoliku.  Jeżeli stolik jest obok waszego możecie usłyszeć strzępki rozmów, pojedyncze słowa lub zauważyć poruszenie w jego okolicy.

|Jest to post uzupełniający, rozgrywka normalnie toczy się dalej.


I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Palarnia opium  - Page 8 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Palarnia opium [odnośnik]05.05.21 13:42
Czuła na sobie ten wzrok wszystkich zebranych przy stoliku. O ile bycie w centrum uwagi było przyjemne, to nie każdy powód był ku temu dobry. Zawstydziła się, zwyczajnie, jak każda kobieta na jej miejscu. Było za wcześnie, aby cokolwiek wyjaśniać, przecież nie byli zaręczeni. Nie byli jeszcze zaręczeni? Kto wiedział co, ma przynieść los. Lekki rumieniec spłynął na jej twarz, czy to nie była wystarczająca informacja dla Edwarda, Odetty i Cordelii? Eh, masz ci los. Gdyby siedziała tam z Evandrą, albo z Rigelem, plotki nie rozniosłyby się tak szybko, zapewne w ogóle by się nie rozniosły. Teraz jednak te będą szumieć w uszach szlachetnie urodzonych kobiet i mężczyzn, gdy tylko koncert się skończył. Siedziała w końcu z największymi nowinkarzami w Anglii. Sama zresztą nie odstawała od nich szczególnie. Zadowolona, że uwaga skupiała się powoli bardziej na zbyt odważnym stroju lady Lestrange, uśmiechnęła się delikatnie do Edwarda, który akurat prosił Odettę o zaproszenie jej do Domu Mody. - To doskonały pomysł - odezwała się jeszcze cichym głosem, nachylając do rodzeństwa Parkinson. - Nie chcielibyśmy, aby źle plotkowano o lady Lestrange, wyobrażacie sobie co by powiedziała lady Nott? - krótkie sukienki kojarzyły jej się tylko z tymi dziwnymi mugolkami, które krzyczały o jakąś tam równość wobec mężczyzn. Black nie miała bladego pojęcia, na czym polegają kontakty damsko-męskie w mugolskim świecie, i mówiąc szczerze, mało ją to obchodziło, ale żeby, ubierać się tak jak zwykły to robić biedniejsi lub gorzej sytuowani czarodzieje - to już nie przystało... A co dopiero czerpać inspiracje z mugoli.
Przestraszona wizją, którą wywołała w niej... Właśnie, co to było? Muzyka? Może Primrose grała na zaczarowanych skrzypcach? Istniały w ogóle takie czary? Przestraszona, musiała się napić. Ares Carrow oszpecony? - Och, naprawdę? - przełknęła głośno ślinę. - Ciekawe, z czego wynikają te obrażenia... Czy to możliwe, by miało to związek z jego pracą? Aetony, z tego co wiem, nie są niebezpiecznymi zwierzętami, ale upadek z takiej wysokości... - zaczęła snuć teorie. - Biedna Primrose - spojrzała na przyjaciółkę.
Nagle usłyszała przy sobie głos Cordelii, komentujący nie tylko brak lorda Carrowa na koncercie, ale również urodę jej przyjaciółki. Upijany szampan stanął jej w gardle, gdy ostrym wzrokiem spojrzała na Cordelię. Owszem, można byłoby zwrócić uwagę na nieco większy nos Primrose, albo na posępną minę, ale komentowanie urody gwiazdy wieczoru... To nie przystało.
Craig zdążył zareagować, ale Black ostatnim czego chciała to bycia jeszcze bardziej w centrum, siedząc między młotem a kowadłem.  Tuż po jego słowach, tak by Malfoyówna nie zdążyła jeszcze odpowiedzieć, odparła. - Cordelio, Odetto, może pójdziemy przypudrować noski? - gdy tylko to powiedziała, na scenie pojawił się ktoś obcy... Czy to był profesor Vane? Nauczyciel astronomii z Hogwartu, stał teraz na samym środku. Teleportacja w Londynie była niemożliwa... Co tu się stało? Wpatrywała się w niego skupionym wzrokiem, gdy ochrona wyprowadzała go gdzieś dalej. Dopiero wtedy wypuściła powietrze. - Jak on tu trafił...? - zmarszczyła brwi, ale chyba wcale nie chciała znać odpowiedzi na to pytanie. Craig potrzebował się napić, ona zresztą też. No proszę, chyba do siebie pasowali. Zgarnęła drinka, którego przyniósł jej kelner. Dwuwarstwowy, zdecydowanie lekki. Eh, obojętnie co, ważne by zrelaksowało. Wypiła go niemal duszkiem, myśląc, że nieco uderzy jej do głowy. Tak się jednak nie stało. Kelner zabrał puste kieliszki, a ona zgarnęła kolejnego drinka z tacy, zostawiając go jednak na stole i podnosząc się z miejsca, by faktycznie udać się z Cordelią i Odettą do toalet, nogi niemal odmówiły jej posłuszeństwa. Zachwiała się odrobinę, zaraz potem łapiąc pion. Nie wypadało upić się na początku wydarzenia, Aquilo opanuj się. Obok siedziały Vivienne Bulstrode i Cressidy Fawley, więc postanowiła jeszcze przywitać się z kuzynkami osobiście, skoro nadarzyła się do tego okazja. - Dobry wieczór - zwróciła się też do całego stolika, kiwając delikatnie głową. - Wspaniałe spotkanie, liczę, że będziemy mieli szansę zamienić potem kilka słów - nachyliła się bliżej Cressidy i Vivienne, mówiąc na tyle cicho, by nie słyszał tego nikt spoza stolika, a i siedzący po przeciwnej stronie lord Nott, mógł mieć problem z usłyszeniem każdego słowa. - Widziałyście gdzieś lorda Carrowa? Cały wieczór zastanawiamy się, gdzie się podział, skoro jego narzeczona gra koncert... Obawiamy się, że to kwestia wypadku, któremu uległ, chyba chodziło o upadek z aetona... Och, mam nadzieję, że magimedycy szybko coś zaradzą na kwestie oszpeconej twarzy - liczyła, że Vivienne i Cressida wiedzą cokolwiek więcej.
Dorównując kroku Odette i Cordeli, przez salę przeszła nieco zbyt szybkim krokiem, wciąż jednak z głową w górze, sunąc czarną suknią po drewnianej podłodze. Gdy stanęła przed lustrem, a zaraz za nią do łazienki weszła Cordelia i Odettę, Black wzięła głęboki oddech, wpatrując się w młodą blondyneczkę. - Moja droga... - mówiła tonem wyjątkowo spokojnym, matczynym wręcz. - Pewnych rzeczy nie mówimy głośno - nie zamierzała teraz dyskutować, czy miała rację, czy nie. - Wiem, że w Hogwarcie było inaczej, ale tutaj jesteś w tłumie wspaniałych czarodziejów i czarownic, a wiele z nich jest ze sobą spowinowaconych lub zaprzyjaźnionych. Tak jak lord Burke, który jest jej kuzynem - złapała przyjaciółkę za dłoń. - Dam Ci złotą radę, kochanie, która trzyma nas na powierzchni - uśmiechnęła się wyjątkowo przyjaźnie, przecież były blisko, a Aquila czuła się niczym starsza siostra, która mogła pomóc jej odnaleźć się w tym wszystkim, co nowe. - Swoje opinie trzymaj dla siebie, dopóki nie zostaniesz sam na sam z osobami, które podobne opinie mają. Na salonach im bardziej będą ci ufać, tym więcej ci powiedzą i im częściej będą się z tobą zgadzać. A im częściej będą się z tobą zgadzać... Tym popularniejsza będziesz - wiedziała, że Odette ich słucha, do niej też się uśmiechnęła, równie delikatnie co wcześniej. Nie były najbliżej, ale lady Parkinson była mądrą kobietą, sama na pewno doskonale wiedziała jak obracać się w towarzystwie. Black otworzyła torebkę, dostrzegając, że nie ma tam pudru, a ta jest praktycznie pusta, nie licząc czarnych skórzanych rękawiczek, nawet piersiówka została w dłoniach Craiga. Poprawiła więc włosy, pozwalając, by swobodnie opadały na plecy i odsłaniały wysoki kołnierz sukni.

pijemy za lepszy czas
Aquila jest toalecie, ale zaraz wróci



Może nic tam nie będzie. może to tylko fantazja. Potrzeba poszukiwania, która mnie wzmacnia. Potrzeba mi tego by wzrastać.
Aquila Black
Aquila Black
Zawód : badaczka historii, filantropka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Czas znika, mija przeszłość, wiek niezwrotnie bieży,
A występków szkaradność lub cnoty przykłady,
Te obrzydłe, te święte zostawują ślady.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8834-aquila-black https://www.morsmordre.net/t8844-sunshine https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t8846-skrytka-bankowa-nr-2087 https://www.morsmordre.net/t8845-aquila-black
Re: Palarnia opium [odnośnik]05.05.21 20:19
Pokój, do którego został wyprowadzony, prezentował się nad wyraz chaotycznie w przeciwieństwie do zadbanej sali głównej. Jayden nie do końca przyglądał się wystrojowi wcześniejszego pomieszczenia, ale mógł porównać przestrzeń oraz oporządzenie. Za cokolwiek służył na co dzień ów pokoik, aktualnie wyglądał jak graciarnia. Nie przeszkadzało mu to zbytnio - zależało mu wszak na zniknięciu z pierwszego planu i wyjaśnieniu sytuacji. Nie zaś ocenie stylizacji. Tak jak podejrzewał - długo nie pobył sam. Edgar Burke wydawał się silniej poruszony od niego, ale Vane w żaden sposób nie oceniał czarodzieja. Jeśli faktycznie byli w Durham, a mężczyzna stojący naprzeciwko grał rolę gospodarza, miał prawo mieć pretensje. Któż by nie miał, gdy jego własna żona prowadziła występ przerwany pojawieniem się niezapowiedzianego gościa. I to w takim stylu. Astronom doprawdy więc podszedł do całego wydarzenia z wyrozumiałością i nie zamierzał dokładać arystokracie powodów do stresu. Szczególnie że nowy nestor jednej ze starszych magicznych rodzin wyglądał już wystarczająco na przygniecionego życiem. Nic dziwnego. Ostatnie wydarzenia nie były dla niego łaskawe - taka odpowiedzialność łatwo dokładała lat. Profesor sam coś o tym wiedział. Czekał więc, licząc jedynie, że wszystko miało się zakończyć dość spokojnie i w dość krótkim okresie czasu. Nie kłamał, mówiąc, iż zależało mu na godzinie. Do północy zostało jeszcze kilka godzin, ale Jayden nie tylko musiał przygotować się do zajęć - miał też inne obowiązki we własnym domu. Jak więc arystokracji zależało na kontynuowaniu swoich przerwanych zajęć, jemu również.
Długo jednak nie znajdował się w niepewności. Nieznany mu mężczyzna dość solidnych gabarytów - najprawdopodobniej mający w sobie krew olbrzymów - stanął przed nim, wypytując profesora o podstawowe rzeczy. Jego nazwisko oraz profesja nie były tajemnicą poliszynela, dlatego nie widział za bardzo celu w ukrywaniu swojej tożsamości. Kto zresztą chciałby się pod niego podszywać? Albo, jaki był cel sabotowania prywatnego występu, by tak naprawdę w żaden sposób go nie sabotować? Nieznajomy nie zadawał więcej pytań, a na bardziej prywatne nie dostałby zresztą odpowiedzi. Jayden przekazał mu to, co już wiedzieli wszyscy. - Sądzę, iż była to źle poprowadzona wiązka, która rozszczepiła się w probabilistycznie losową ścieżkę - dodał jedynie, po wyjaśnieniu krótko pracy nad stworzeniem świstoklika. Merlinie... Przecież wszyscy tu byli czarodziejami i używali magii. Wiedzieli, że bywała - przysłowiowo i wygodnie nazywana - kapryśną. Lecz tak naprawdę to oni sami nie byli w niektórych momentach odpowiednimi jej przewodnikami, ale kto chciał się do tego przyznawać, prawda? Najwidoczniej jednak nie musiał tłumaczyć dalej, bo postawny czarodziej rozpoznał w nim znajomą twarz, potwierdzając prawdę i uspakajając gospodarza. Jayden nie wyglądał na zaskoczonego do czasu, aż nie usłyszał, gdzie naprawdę wylądował. Przez mięśnie mimiczne przebiegł wyraz konsternacji, jednak żadne słowo nie wydobyło się z nauczycielskich ust. Zamiast tego skinął jedynie głową Edgarowi, wypowiadając jego tytuł w ramach pożegnania i skierował się za mężczyzną, który go przepytywał, by opuścić ściany koncertowe. Przechodząc do wyjścia, spojrzał krótko w głąb sali. Z tej perspektywy w półmroku dostrzegał bodajże kilka znajomych twarzy, jednak na jednej z nich zatrzymał wzrok na dłużej. Nie dlatego że chciał. Była najbliżej i patrzyła wprost na niego. W tym samym momencie na prawej skroni profesora powstała ostrzej zarysowana zmarszczka na wspomnienie ich ostatniego spotkania. Która też dość szybko złagodniała, gdy Jayden odwrócił spojrzenie. Ostatnie czego teraz jeszcze potrzebował to właśnie tego. Nie przedłużając swojej zbytecznej bytności w tym przybytku, otworzył drzwi i wyszedł cicho w ślad za postawnym czarodziejem. Nie zauważył jedynie, że jego malutki aetonanski towarzysz - jak dotąd siedzący mu wygodnie i bezpiecznie na ramieniu - zniknął, wybierając sobie pewnego ktosia na nowego właściciela. W tym samym czasie astronom szedł już ku granicy ponurej alei, próbując dostrzec między kamienicami niebo i ocenić czas. - A więc Nokturn - mruknął pod nosem wyjątkowo zamyślony. Cóż... Najwyraźniej zawsze jakieś licho czyhało na niego na tej ulicy. Jak nie trolle w szafie, to arystokraci w oparach.  

|zt


Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4372-jayden-vane#93818 https://www.morsmordre.net/t4452-poczta-jaydena#95108 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-theach-fael https://www.morsmordre.net/t4454-skrytka-bankowa-nr-1135#95111 https://www.morsmordre.net/t4453-jayden-vane
Re: Palarnia opium [odnośnik]05.05.21 23:06
Towarzystwo Lady Carrow było wyjątkowe i to należało przyznać bez wątpienia. Nie dość, że prezentowała się pięknie w tej kreacji, to jeszcze miała charakter, którego brakowało wielu młodym Lady. A Mathieu szukał przygód od dziecka, zawsze lubił wychodzić poza schematy, niżeli trzymać się sztywno zasad dyktowanych przez środowisko. Wszyscy zdążyli przywyknąć do jego ciekawości skrywanej pod osłonią ogłady i odpowiedniego wychowania. Nawet jeśli milczał, obserwował wyłapując najciekawsze wątki, łaknąc informacji i zdobywania nowej wiedzy. Nie było w tym nic nadzwyczajnego. A, chcąc nie chcąc, towarzystwo Lady Carrow było wyjściem poza pewien schemat, rezygnacją z pewnego schematu. Czymś dla niego samego intrygującym. Rosier i Carrow przy jednym stoli, to dopiero coś nadzwyczajnego.
- Miło słyszeć, że jestem dla Ciebie niezwykły, Lady Carrow. – odparł na jej słowa, obserwując dokładnie ciemnym spojrzeniem mimikę jej twarzy. Co miała na myśli? Co chciała mu przez to przekazać? Kiedy wpadli na siebie na padoku terenów jeździeckich… wyczuwalna była pewna nuta zainteresowania, niecodziennej chęci złamania reguł. Jeszcze nie widział żadnej Lady, która bez najmniejszego problemu odprawiała służkę na rzecz prywatnej rozmowy, wszak odrobina prywatności należała się każdemu. – Choć to ja powinienem prawic Ci komplementy, Lady. Nie znajduję jednak słów wystarczających… – przerwał w połowie zdania, kiedy dołączyła do nich reszta towarzystwa. Niech Calypso sama sobie dokończy to, co Rosier miał na myśli.
Kiedy doszli do siebie po emocjonującym występie, narażeni na działanie zgubnego opium spojrzał po twarzach siedzących obok osób, ale to u Calypso zanotował drobną zmianę, która dość szybko skończyła się jej ucieczką. Fantine ruszyła zaraz za nią, a Mathieu postanowił, że później wrzuci swoje datki do skrzynki. Zapewne dlatego, że zjawił się Xavier, który skutecznie odciągnął go na bok i zaczął mówić o Aresie, którego obecności Mathieu nie zanotował. Spojrzał za to na Calypso, w końcu… bądź co bądź to jej rodzina. Nie zamierzał jednak tłumaczyć nieodpowiedzialnego zachowania pozbawionego szacunku wobec Primrose.
- Szkoda strzępić języka i nadwyrężać różdżki, Primrose odpłaci mu pięknym za nadobne, a wywoływanie konfliktu w tym momencie byłoby nieodpowiednim posunięciem. – powiedział, nachylając się w stronę przyjaciela. Powinni powstrzymać tego typu emocje, bo choć Carrow zachował się jak skończony dupek wobec Primrose, która niewątpliwie była gwiazdą tego wieczoru… nie powinni robić spektaklu. To spotkanie towarzyskie na rzecz ubogich, a nie karanie kogoś za jego nieodpowiedzialność. Tak czy siak będzie na językach wszystkich zebranych, a to jeszcze się na nim zemści.
Rozmowa zapewne potoczyłaby się dalej, gdyby nie obecność intruza na salonach. Mathieu wrócił do stolika, aby znaleźć się bliżej kuzynek, Calypso i Zachary’ego, w razie gdyby to wtargnięcie miało zgubne skutki i coś poszłoby nie po ich myśli. Dlatego właśnie warto nosić różdżkę zawsze przy sobie, bez względu na okoliczności i zabezpieczenia. Lord Shafiq wyglądał tak, jakby oczekiwał od nich odpowiedzi. Pytanie na głos zadała Melisande, a chwilę później wysnuła teorię sabotażu. W zasadzie powinni spodziewać się dosłownie wszystkiego. Mathieu skupił się, znał ten głos, kojarzył go, ale nie był w stanie połączyć żadnych faktów, nic dziwnego, od jego spotkania z mężczyzną minął niemal rok, a Słodka Próżność zacierała się w pamięci. Tyle, że nie widział wtedy jego twarzy, słyszał jedynie jego głos. To znacząco utrudniało skuteczne rozpoznanie intruza.
- Jeśli to sabotaż schowacie się za nami. – powiedział, dla pewności zaciskając palce na różdżce ukrytej gdzieś w kieszeni. Spojrzał po kolei na Fantine, Melisande i Calypso, na której na dłuższą chwilę zawiesił skupiony wzrok. Nawet jeśli sytuacja wydała się opanowana, nie warto było ryzykować, że coś pójdzie nie w porządku i komukolwiek ze zgromadzonych stanie się krzywda. Gdzieś między tłumem padły słowa „profesor” i „Hogwart”, więc może przeciwnik wcale nie był taki groźny. A kiedy znów zaczął się odzywać… - Znam ten głos, ale nie wiem skąd… – stwierdził, przez dłuższą chwilę wpatrując się w Jaydena.
Sabotażu nie było, za to były kolorowe drinki… Na całe szczęście.
- Tylko tego by nam brakowało, nie ma się chyba czym przejmować. – powiedział, sięgając po swój Słodki sen. Wolałby nie zasnąć w tym momencie, na pewno Burke jeszcze ich zaskoczą tego wieczoru. – Nie pamiętam, kiedy ostatni raz mieliśmy okazję do tak przyjemnego spotkania. Nawet jeśli nie przepadam za takimi zgromadzeniami, o czym wszyscy wiemy. – postanowił rozluźnić sytuację i z uśmiechem wypowiedział te słowa. Bądź co bądź, Mathieu naprawdę się zmienił, ten rok bardzo go zmienił. Gdzieś w międzyczasie ta skorupa pękła, a on stał się odrobinę bardziej otwarty, bardziej rozmowny.


Drink



Mathieu Rosier


The last enemy
that shall be destroyed is

death
Mathieu Rosier
Mathieu Rosier
Zawód : Arystokrata, opiekun smoków
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Here’s the misery that knows no end
OPCM : 30
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0 +3
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 33 +2
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarodziej
To, że milczę, nie znaczy, że nie mam nic do powiedzenia.
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t7310-mathieu-rosier https://www.morsmordre.net/t7326-ehecatl https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t7421-skrytka-bankowa-nr-1782#202976 https://www.morsmordre.net/t7339-mathieu-rosier
Re: Palarnia opium [odnośnik]06.05.21 14:57
Naprawdę cieszyła się z towarzystwa przy stoliku - siedzieli tu przecież najwspanialej ubrani Parkinsonowie i najmilsza jej sercu Aquila, problemem był tylko ponury Craig Burke. Wpływowy, szanowany, podobno był blisko najsilniejszych, cokolwiek to znaczyło (trochę przysypiała na pogadankach Abraxasa) - nawet go lubiła, jak na Burka, bo do tej rodziny miała uczucia dość współczujące. Tacy ponurzy, tacy milczący, niechętni do plotek, poważni ponad miarę: biedni, spętani pochmurnością czarodzieje, którym Cordelia chętnie poprawiłaby humor, lecz każda próba kończyła się w najlepszym przypadku zdawkową odpowiedzią i pogardliwym westchnięciem. Widocznie siedzący obok Aquili adorator nie wyróżniał się aż tak z grona swych krewnych, miał takie smutne i chłodne spojrzenie. Na szczęście potrafił ją komplementować! Uśmiechnęła się do Craiga promiennie, zachwycona, że nazwał ją najsłodszą. - Oooch, podzielić? Nie wiem, chyba nie...Chociaż, tak: uważam, że wygląda lord dziś całkiem przystojnie. Prawie słodko, oczywiście, nie tak jak ja, Aquila czy Odette -  zaświergotała, zupełnie nie pojmując subtelnej aluzji mężczyzny. Zdołała już zapomnieć o potencjalnym szczurze, zaaferowana występem, śpiewem i całą tą aurą mrocznego Nokturnu, która trochę ją przerażała, a trochę - zaczynała się jej podobać. Czuła się tak dorośle! Na tyle, że pochwyciła z tacy drink i upiła kilka łyczków. Orzeźwiający napitek sprawił, że się zarumieniła - jeszcze zanim Craig zwrócił się do niej zdecydowanie zbyt agresywnie. Znów zwróciła się w jego stronę, zdezorientowana, a duże, błękitne oczy stały się jeszcze większe. Później zerknęła porozumiewawczo na Edwarda, Odette i Aquilę, jakby chciała upewnić się, że oni też słyszeli ton, w jakim się do niej zwrócił. - Chyba lord pomylił osoby, do jakich się zwraca. Więcej szacunku! - oburzyła się teatralnie, gotowa zwrócić się o pomoc do umiłowanego ojca: tylko on mógł zwracać jej uwagę przy ludziach. Lord Burke robił to zdecydowanie za często; wzdrygnęła się z niesmakiem, wspominając jego zachowanie na pogrzebie. - Mówię tylko prawdę, a szczerość to cnota. Primrose ma wiele zalet, wygląd nie jest wiodącą z nich, ale najważniejsze, że ma wielki talent i jest bardzo mądra! - zaperzyła się, zupełnie tak, jakby to Craig obraził damę. Westchnęła oburzona, gotowa do udzielania dalszej reprymendy, lecz Aquila zareagowała w odpowiednim czasie. Lady Malfoy spojrzała na nią z niezadowoleniem, które zmieniło się jednak w troskę. - Wszystko w porządku, moja droga? Zrobiło ci się słabo? To to powietrze, jest jakieś zatęchłe, pachnie trawą - zagruchała troskliwie i posłusznie podniosła się z krzesła, zerkając jeszcze na sekundę na Edwarda. Półmrok koncertu bardzo mu służył. Znów się zarumieniła i w stanie lekkiego upojenia pyszną mieszanką trunków ruszyła razem z Odette i Aquilą do toalety. Przy mijanym stoliku dygnęła perfekcyjnie i wymieniła uprzejmości: dopiero w toalecie, gdy stanęła wraz z uroczymi damami przed dużym lustrem, by poprawić i tak idealną fryzurę, nieco otrzeźwiała. Spojrzała na lady Black wilgotnymi oczami, bliska wybuchu płaczu - udawanego, wcale nie przejęła się tak troskliwym tonem przyjaciółki, ale robienie z siebie ofiary było jedną z kilkunastu głównych rozrywek szlachcianki. - Przecież wiem, że są rodziną, ale nie powiedziałam nic złego, tylko prawdę! Same przyznajcie! Zgodzisz się ze mną, Odette? Znasz się na pięknie jak nikt! - zwróciła się do lady Parkinson, pewna, że ta ją poprze, wszak pochodziła z tego rodu. Tupnęła nogą i dotknęła dłonią czoła w geście skrajnego niezrozumienia: tak musieli czuć się poeci wyklęci, wyprzedzający własny wiek! Niezrozumiani, wyrzuceni poza nawias, tak bardzo mądrzy, że pozbawieni aplauzu, na jaki zasługiwali. - Oni muszą się ze mną zgadzać, jestem córką Ministra i szlachcianką z rodu Malfoyów. Nie muszą mnie lubić, ważne, żeby mnie słuchali - dodała naiwnie, wychowana pod kloszem, pewna, że każdy ją uwielbia, a ona: jest nietykalna, bezpieczna, szanowana. Tak mówił przecież Abraxas: sympatia była ważna, chciałaby, by ludzie uśmiechali się na jej widok z zachwytem, lecz w przypadku ponurych Burków było to przecież nieosiągalne! - Wracajmy już na salę, to nieuprzejme, wychodzić w trakcie występu. Nawet ja to wiem - dorzuciła jeszcze obrażona, wyraźnie nadąsana, zobaczyła jednak kątem oka, że taka minka jej nie służy: rozpogodziła się więc sztucznie i ostatni raz poprawiła sukienkę oraz włosy, rzucając smutne spojrzenia odbiciu Aquili w lustrze. Kochała ją i rozumiała, że kierowała nią troska, ale poczuła się dotknięta - co zapewne potrwa kolejne pięć sekund. - Odette, skarbie, powiedz mi, skąd materiał tej sukni? Jest oszałamiający! - zaćwierkała do lady Parkinson, chcąc odegnać smutne myśli i zająć się tym, co najważniejsze: otaczającym ją pięknem.


piję
Cordelia Malfoy
Cordelia Malfoy
Zawód : Arystokratka, córka swego ojca
Wiek : 18
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
pretty shiny thing
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9354-cordelia-armanda-malfoy https://www.morsmordre.net/t9413-ksiezniczka#286128 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f383-wiltshire-wilton-rezydencja-rodu-malfoy https://www.morsmordre.net/t10314-skrytka-bankowa-nr-2152#311771 https://www.morsmordre.net/t10138-cordelia-armanda-malfoy#307321
Re: Palarnia opium [odnośnik]06.05.21 15:29
Widział jak Egdar skierował się w stronę składziku, do którego zaprowadzono ich gościa. Wiedział, że teraz zajmą się intruzem odpowiednio. Mógł się na nowo skupić na koncercie. Rozejrzał się po Sali dokładnie mając nadzieję, że jednak ten, jak miał nadzieję, pojedynczy incydent nie przeszkodził nikomu w zabawie.
Dostrzegł swojegobrata, którego definitywnie coś wzburzyło. Z pewnością potem się go spyta o co chodziło, potem skupił uwagę na trzech paniach, które kierowały się w stronę toalety. Był typem milczącego obserwatora, rzadko wypowiadał się na jakieś tematy, ale teraz wyraźnie było widać, że młoda Lady Malfoy, której kompletnie nie znał miała oburzenie wymalowane na twarzy, a Lady Black lekkie zmartwienie. Jego ciekawość pogłębiła się jeszcze bardziej, oj z pewnością porozmawia potem z bratem. Kilka chwil później już nie zwracał na to uwagi.
Na scenie rozbrzmiał drugi utwór, a Xavier stojąc z boku sceny nie ruszył się z miejsca, nie chcąc w żaden sposób przeszkadzać artystką. Ta melodia również była mu znana i tak jak za każdym razem gdy ją słyszał zachwycił się. Z lekkim uśmiechem widniejącym na twarzy słuchał melodii, opierając się o ścianę. Jednocześnie cały czas wodził wzrokiem po Sali analizując zachowanie gości. Z pewnością odczuli ciekawe działanie opium, które było jak najbardziej celowym zagraniem ze strony organizatorów. Jedyne czego nie wiedział to co zobaczyli goście. Wyraźnie jednak widział, że kilka osób było poruszonych, może nawet trochę przestraszonych. W tym samym momencie przypomniało mu się jak za dzieciaka, a w zasadzie on był dzieciakiem, bo miał tylko 13 lat, namówiła Edgara i Craiga żeby podzielili się z nim opium. Nie pomyśleli wtedy za bardzo o konsekwencjach i o tym, że tego samego wieczoru odbywała się rodzinna kolacja. I tak właśnie, kiedy wszyscy, CAŁĄ rodziną siedzieli przy stole, oni we trójkę starali się za wszelką cenę wyglądać na trzeźwych. Oczywiście wszystko się wydało kiedy ktoś, już nie pamiętał kto, upuścił widelec na ziemie i Xavier wybuchnął niekontrolowanym śmiechem, a brat i kuzyn za nim. Potem nie było im do śmiechu, nagana od nestora, zawiedzione spojrzenia rodziców i sprzątanie za karę stajni bez użycia magii. Ale przynajmniej wtedy było zabawnie.
Zgadzał się z wcześniej wypowiedzianymi słowami Mathieu. Nie miał zamiaru wywoływać żadnego konfliktu, byłoby to nie na miejscu. Nie zmieniało to jednak faktu, że takiego oburzenia, jakie go wtedy ogarnęło, dawno nie czuł. Chciał jednak odrzucić te myśli, mieli się dzisiaj bawić, spędzić miło czas i nawet jeśli sam Xavier nie był fanem takich uroczystości, to jednak podjął się zorganizowania dzisiejszego wieczoru i on również miał zamiar się nim cieszyć.
Dostał informację od obsługi, że policja się pojawiła i przesłuchała profesora. Uniósł lekko brew ku górze słysząc, że potwierdzono tożsamość, a wszystko okazało się być wypadkiem i intruz został wyprowadzony z Palarni nie ponosząc żadnej odpowiedzialności za swój wybryk. Podziękował kelnerowi, po czym sięgnął po kieliszek na tacy mężczyzny. Wypił go na raz od razu rozpoznając charakterystyczny smak Kwiatu Wiśni, który był ulubionym drinkiem jego żony, a potem puste naczynie odstawił na tace, by sięgnąć po następnego drinka. Upił łyka i uśmiechnął się lekko pod nosem. Chmura należała do tego rodzaju drinków, które lubił. Miał nadzieję, że z doborem drinków trafi w gustach swoich gości. Pokiwał głową zadowolony sam z siebie, po czym spokojnie przeszedł przez salę i usiadł na swoim miejscu z drinkiem w dłoni.

drineczki


I know what you are doing in the dark

I know what your greatest desires are.
Xavier Burke
Xavier Burke
Zawód : artefakciarz, menager Palarni Opium
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
I know what you are doing in the dark, I know what your greatest desires are
OPCM : 10 +2
UROKI : 11 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 18 +2
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Czarodziej

Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t9606-xavier-burke-w-budowie https://www.morsmordre.net/t9631-korespondencja-lorda-burke#292826 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t10032-skrytka-bankowa-nr-1569#302913 https://www.morsmordre.net/t9630-xavier-burke#292819
Re: Palarnia opium [odnośnik]06.05.21 21:27
Gra pomiędzy Lady Carrow i Lordem Rosierem nie była zdecydowanie w centrum zainteresowania, ale to nawet i lepiej, bo przecież nie zależało im na tym, żeby skupiać wokół siebie niepotrzebną uwagę. Mogli w ten sposób grać według swoich zasad, a nie tych, które innym mogły się wydać nie do ogarnięcia. Dla nich jednak wręcz przeciwnie. Zdawali się mieć jakąś przedziwną nić porozumienia, która kazała jej zająć miejsce tuż obok niego, a jemu patrzeć jej bezwstydnie głęboko w oczy.
- Błędem byłoby, gdybym nie dostrzegła tej niezwykłości. - Odparła, a Mathieu nie pozostał jej dłużny. Piłeczka odbijana była niezwykle płynnie. Cholernie droga piłeczka, po której nie wiadomo czego się spodziewać, gdy spadnie ze stołu. - A o komplementach mogę kiedyś jeszcze Lorda nauczyć… - Powiedziała, chociaż w głowie pojawiło jej się sto różnych zakończeń jego wypowiedzi. O dziwo, znaczna większość z nich pozytywna.
Ale w tę grę najlepiej grało się z dala od uszu jego rodziny i przyjaciół.
Ona nie mogła namierzyć Aresa nawet wtedy, gdy poszła wrzucić datki. Widziała wcześniej spojrzenie Lorda Rosiera, gdy skończyła się jej wizja, a potem jak Xavier Burke zabiera go na bok. Był wyraźnie wzburzony. Calypso zastanawiała się, czy ma to coś wspólnego z jej bratem. Wydawało jej się, że słyszała nazwisko Carrow. A wtedy z pewnością chodziło o Aresa lub… o nią. Chociaż w to akurat wątpiła, bo nie wiedziała, czym mogłaby podpaść organizatorowi imprezy. Jeśli zaś wytykał Aresowi brak pojawienia się, to było to niezwykle nierozważne posunięcie, które odwracało uwagę od Primrose, mogąc przy okazji wywołać lawinę niepotrzebnych plotek.
Nim jednak zdążyła dołączyć do ewentualnej dyskusji, chociaż już zmierzała w stronę stolika, na scenie, niespodziewanie pojawił się gość, który chyba nie był mile widziany. Calypso pożałowała, że odchodząc do skrzynki, zostawiła przy stoliku swoją torebkę, w której była różdżka, bo nagle poczuła się niesamowicie bezbronna. I chociaż rzeczywiście w pierwszym odruchu, chciała się cofnąć za Mathieu, to ktoś sytuację dość szybko opanował, bo okazało się, że mężczyzna z drewnianą figurką konia, to nie kto inny, jak jeden z nauczycieli z Hogwartu.
Calypso całkiem dobrze go pamiętała, bo przecież szkołę skończyła raptem 5 lat temu, więc jeszcze doskonale pamiętała swojego nauczyciela. Co nie zmieniało faktu, że nie miała pojęcia, co on tutaj robił, ani co się stanie z nim, gdy już zjawili się odpowiedni ludzie, żeby zabrać go z centrum uwagi.
Ale może dobrze się stało, że miała dłuższą chwilę, żeby dojść do siebie?
Zwróciła uwagę na to, że to na niej Mathieu zawiesił wzrok w chwili największego niebezpieczeństwa. Czyżby zauważył jej brak różdżki? Być może. Jej za to nie umknął fakt, że mieli ten sam drink, a przecież i ona nie zamierzała zasnąć przy stole. To by dopiero była hańba. Nie dość, że jako jedyna reprezentowała rodzinę, to jeszcze zasnęłaby podczas występu przyszłej bratowej.
Kiedy jednak wzięła kilka pierwszych łyków, musiała przyznać, że to było właśnie to, czego potrzebowała. Niemal poczuła, jak letni wiatr owiał jej twarz… Jak w nos wdarł się zapach siana dla koni, wymieszany z pyłem padoku. Uśmiechnęła się błogo.
- Ja mogłabym powiedzieć to samo Lordzie Rosier. - Powiedziała Calypso, kiwając w jego stronę kieliszkiem, przez chwilę zatrzymując na nim spojrzenie, żeby następnie odwrócić się w stronę pozostałych towarzyszy przy stole. - Chociaż towarzystwo jak dla mnie dość niecodzienne, to w żadnym stopniu nie jest mi niemiłe. - Dodała, unosząc teraz kieliszek bardziej w stronę środka stołu. - Niezwykły to koncert muszę przyznać. Nie, żebym chciała, żeby okazji takich było więcej, ale spotkań jak najbardziej. - Znów rzuciła spojrzeniem w stronę ciemnych oczu Lorda Rosier, a potem niespiesznie upiła łyk drinka.

Słodki sen



Calypso Carrow


But he that dares not grasp the thorn
should never crave the rose

Calypso Carrow
Calypso Carrow
Zawód : Malarka, Arystokratka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
I won't be silenced
You can't keep me quiet
Won't tremble when you try it
All I know is I won't go speechless

OPCM : 10
UROKI : 5 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9571-calypso-carrow https://www.morsmordre.net/t9765-tea#296315 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f52-west-yorkshire-wakefield-sandal-castle https://www.morsmordre.net/t10558-skrytka-bankowa-2196#319978 https://www.morsmordre.net/t10406-c-carrow#314672
Re: Palarnia opium [odnośnik]07.05.21 0:06
Wciąż trzymało ją w swoich splotach, to echo, okrutny miraż pętający myśli, zmuszający chaber oczu do szklenia się, do napięcia nieznacznie prostej linii kręgosłupa. Brzmienie głosu, który winien zatrzeć czas oraz dziewczęce roztrzepanie, wydawało się tak rzeczywiste, tak straszliwie prawdziwe, iż wspominki ubioru lady Lestrange umknęły z jasnej główki, podobnie jak podejrzanie częste zerkanie lady Bulstrode na jej szanownego pana brata, choć przecież nie powinno ono dziwić dziewczątka, jako że od wieków członkowie szacownego rodu Nottów zmuszeni byli do dźwigania ciężaru bycia ponadprzeciętnie atrakcyjnymi. Gdyby nie wewnętrzne roztrzęsienie, to zapewne współczułaby okrutnie sobie oraz bliskim, jednak byłaby przy tym skłonna do trwania w tymże cierpieniu, albowiem należała do wyjątkowo wrażliwych oraz gotowych do poświęcenia panienek, a czego nie czyniło się dla dobra świata oraz przyjemnej estetyki? Trudnym było jednak zachować szlachetność serca, gdy to trzepotało tak płocho w klatce piersiowej, niby ptak,  który pragnie czym prędzej wyrwać się spomiędzy prętów swego więzienia. I dopiero głos Leandra sprawił, iż uniosła pytające spojrzenie na mężczyznę, rozluźniając się pod wpływem tonu nieświadomie, marszcząc zaraz to kształtny nosek, jakby gotowa była do dąsów oraz najgłębszej urazy, trwającej ledwie kilka wdechów przesyconego opium powietrza, na co nie pozwoliłaby sobie w tak zaszczytnym gronie.
- Wolałabym, żeby muzyka ukazywała sobą coś bardziej pasującego do wygrywanej melodii - przyznała z nieznacznym żalem, zaraz jednak przyjemny uśmiech rozjaśnił śliczną buzię, a smukłe paluszki stłumiły tańczący na ustach chichot - Nie można jednak naszym gospodarzom odmówić pomysłowości - dodała, czując, jak ciepło powraca ponownie do wiotkiego ciała, a podła wizja nie obciąża więcej duszy. Lordowie oraz lady opuszczali kolejno swe miejsca, kierując się do wyznaczonej skrzyneczki, witając się z poszczególnymi personami i sam widok tego sprawiał, iż mała lwica czuła się niebywale zmęczona, nie mogli pozwolić, by ktoś to zrobił za nich? Nazwisko wypisane wszak wciąż świadczyło o niebywałej dobroci oraz hojności, a chwilowe zetknięcie się w trakcie swej króciutkiej podróży nie było wystarczająco długie, by można nawiązać jakąkolwiek istotną rozmowę. Jasne brwi zmarszczyły się nieznacznie, jakby próbowała odkryć istotę poszczególnych działań, lecz musiała poprzestać tylko na początkowych wnioskach, kiedy to lady Vivienne sama powróciła ze swej dobroczynnej pielgrzymki, umykając uwadze młodszego dziewczątka swym wcześniejszym odejściem.
- Jak mogłabym nie wspominać go dobrze lady Bulstrode, gdy widzę, jak wiele pracy włożono w jego przygotowanie, ile talentu drzemie w występujących damach oraz w jak przemiłym towarzystwie się znalazłam? Jestem bardzo szczęśliwa, iż mogę tu dziś być - odpowiedziała miękko, z naturalną słodyczą rozbrzmiewającą w głosie, z ciepłem tchnącym z chabrowych oczu, nawet jeśli wewnętrznie znalazłaby parę niedoskonałości, o które mogłaby się śmiało przyczepić. Była jednak dobrze wychowaną panienką, która spozierała właśnie z wdzięcznością na swego pana brata, za to, iż zdecydował się jej towarzyszyć i pozwolił być swej młodszej siostrze częścią tego wyjątkowego wydarzenia. Czy było więc dziwnym, jak łatwo wpadła w jego skrzętnie zastawioną pułapkę, nieświadoma podjętej między arystokratami gry, stając się kolejną srebrną szpilką zatapiającą się w skórę rudowłosej czarownicy? - Och, z pewnością musiał być wspaniały - westchnęła rozmarzona, już samym tonem wydając się prosić, żeby lady Bulstrode zdradziła, chociażby słówko, kojąc tym samym potencjalne nerwy panienki. Była gotowa słuchać z uwagą, z odpowiednią dawką och oraz ach, urzeczoną i przeuroczą, gdy na scenie pojawiło się poruszenie, a obca sylwetka stanęła na deskach goszczących dotąd najszlachetniejszą z krwi. Wciągnęła głębiej powietrze w zaskoczeniu, lękając się, iż może być to kolejny atak tych całych jak-im-tam-było oraz zdrajców krwi, nikt przecież nie powinien ot tak naruszyć spokoju miejsca będącego pod opieką jednego z wielkich rodów. Eurydice nawet sądziła, iż mogła kojarzyć skądś mężczyznę, lecz pamięć podsuwała jej jedynie wyjątkowo nudne monologi i chyba zamach wydawał się zdecydowanie ciekawszą, godną dreszczy opcją. Lordowie Burke zareagowali zresztą bardzo prędko, w opanowanie biorąc sytuacje, nim nastanie ewentualny popłoch, acz różane wargi zdążyły opaść, ułożyć się w smutną podkówkę, jakby nie mogła uwierzyć, iż coś takiego mogło mieć w ogóle miejsce - Zamierzają puścić go wolno? - zapytała z nutką lęku, nie chcąc nawet myśleć, iż rzeczywiście tak się stanie, że nie pojawią się konsekwencje za naruszenie spokoju szacownych gości, że byle kto może wstąpić do owianego złą sławą sklepu i wyjść zeń obronną ręką, bez odpowiedniego sprawdzenia przeszłości intruza. Oburzające, a także wyjątkowo niebezpieczne, z lekka również rozczarowujące. Szmer rozmów powrócił ze swą siłą wraz z zamknięciem się drzwi, obsługa zaś uwijała się zręcznie, o czym świadczył kelner podsuwający dziewczątku drinka wyglądającego prawdziwie intrygująco, chociaż skrzywiła się przy pierwszym łyku, zasłaniając dłonią wargi, aby ukryć ogromną niechęć do gorzkawego płynu. Nie znosiła goryczy, nawet pomarańcza nie mogła jej poratować, co potwierdził drugi łyk sprawiający, iż żołądek zacisnął się, łaknąc czegoś na osłodę. Tęsknie zerknęła na roznoszone przekąski, wyszukując czegoś przyjemniejszego w smaku, lecz smukłe sylwetki zbliżyły się wtem do ich stolika, a Aquila podzieliła się prawdziwie niepokojącą wieścią, którą czuły słuch zdołał wyłapać nader zręcznie. Na najmilszą Marion, miała aż chęć złapać się za policzki absolutnie wstrząśnięta, czyżby lord Carrow uległ wypadkowi tuż po ich zawstydzającym spotkaniu? Czy aż tak przeżył odmowę z jej strony, odrzucającą jakże śmiało ofiarowane zaręczyny, gdy serce jej nie zniosłoby krzywdy, jaką mogła zadać najsłodszej Primrose? Czy właśnie uczynił ją kobietą prawdziwie fatalną, dla której zamierzał się oszpecić tak, aby żadna inna niewiasta nań nie spojrzała? To bardzo ładnie z twojej strony Aresie, ale mogłeś po prostu kupić mi naszyjnik, zauważyła ze smutkiem, wiedząc, że chociaż drobiazg by przyjęła, tak samego lorda już nie. Lady Black opuściła ich towarzystwo, a Euri nie mogąc się powstrzymać, z troską niebywałą rozejrzała się po zgromadzonych paniach, nie mogąc uwierzyć, iż cokolwiek jej krewniakowi miałoby się stać. Przecież krzywdy doznają tylko biedni, czy nie po to jest ten koncert?
- To takie straszne - przyznała, nie mając pojęcia, czy była to wieść wyssana z palca, czy też najdotkliwsza prawda. Ale to wyjaśniłoby brak lorda Carrow, kiedy jego narzeczona, tak utalentowana lady Burke ponownie pojawiła się na scenie, racząc ich razem z lady doyenne kolejną dawką wyjątkowej muzyki - Czy nasz szanowny kuzyn wspominał coś o swojej niedyspozycji? - szeptem zmartwionym spytała Leandra, wiedząc, iż tylko jego słowom mogłaby zaufać, przecież byli rodziną, musiał, ach po prostu zdecydowanie musiał coś wiedzieć!

| gorzki drink, oraz słodki mem


Magic tumbled from her pretty lips and when she spoke the language of the universe – the stars
sighed in unison
Eurydice Nott
Eurydice Nott
Zawód : Twórca magicznych perfum
Wiek : 18 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Keep your eyes on me
'til I'm the last thing you see
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9141-eurydice-nott https://www.morsmordre.net/t9303-hermes https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f349-nottingham-ashfield-manor https://www.morsmordre.net/t9320-skrytka-nr-2145 https://www.morsmordre.net/t9330-eurydice-nott
Re: Palarnia opium [odnośnik]07.05.21 1:58
Kiedy szampan się skończył, Odetta poczekała, aż kelner zaoferuje drinki, czekając, co zostanie jej podane. Miał to być ulubiony napój lady Burke, ale na swoje własne nieszczęście, Odetta dostała coś, co w jej guście zupełnie nie było. Chciałaby coś słodkiego, ale jak widać, nie było jej dane – wystarczyło przybliżyć naczynie do nosa. Odstawiła więc ostrożnie swój napój na stół, zastanawiając się, w jakim tonie potoczy się rozmowa pomiędzy obecnymi. Uśmiechnęła się jeszcze, kiedy Aquila zaakceptowała pomysł rozmowy z lady Lestrange. Wydawało się, że dość szybko jednak uwaga zwróciła się na nieco konfliktowe podejście do sytuacji, a lady Black dość szybko postanowiła podjąć stery w tej sytuacji. Podniosła się ze swojego miejsca, sprzedając przepraszający uśmiech w stronę brata.
- Zaraz wrócimy, Edwardzie. – Pozostawiając swój drink pod jego opieką, skierowała się w stronę toalety, ostrożnie czekając na towarzystwo koleżanek i dopiero wtedy, kiedy były w pełnej krasie, oczekując na wejście do pomieszczenia. Lustro, to zdecydowanie to, czego potrzebowała tego wieczoru, mogąc w końcu nacieszyć się własną gracją i urodą. Chociaż spędziła tego wieczoru już długie chwile, przypatrując się swojemu odbiciu, to cała ta sytuacja zaczęła się właśnie na nowo. Tak, zdecydowanie wyglądała dziś prześlicznie.  
- Aquila ma rację. – Czy dla kogoś było zaskoczeniem, że poparła w tym momencie pannę Black? Sama się sobie nie dziwiła, bo już za dziecięcych czasów dość jasno dano jej do zrozumienia i pouczono ją, że mogła mieć myśli niezbyt inteligentne, ale wypowiadać się wypowiadała w imieniu rodu. Nie mogła więc sobie pozwalać na swobodę rzucania słów nieprzyjemnych na prawo i lewo. A nie dajcie przodkowie, aby jeszcze dzielić się tak otwarcie przemyśleniami, które nikomu ze szlachty. Dlatego już za czasów dziecięcych nauczyła się kiwać głową i przede wszystkim kłamać. Nikogo nie obchodziły jej pomysły, kiedy słowa pasowały do tego, co powinno się myśleć.
Otworzyła ostrożnie torebkę, przeszukując ją zanim też nie wyciągnęła z niej zdobionej puderniczki, mieniącej się lekko w nieco przydymionym świetle toalety, delikatnie wyciągając ją w stronę Aquili i uśmiechając się pocieszająco. Wiedziała, jakim problemem potrafił być lekko niedociągnięty makijaż, więc było to niemal obowiązkiem każdej damy (oczywiście, o ile była szlachetnego pochodzenia) aby poratować przyjaciółkę w potrzebie. Zresztą, nikogo raczej nie dziwiło, że którakolwiek z panien z rodu Parkinsonów posiadała przy sobie cały arsenał kosmetyków, gotowa robić za ratunek.
- Proszę, obawiam się, że może być nieco za jasne, ale spróbuj delikatnie rozetrzeć. – Nie była to akurat wina Odetty, że jej karnacja bledsza była niż u większości dam, które i tak szczyciły się całkiem jasną cerą. Zrzucała to całkiem na krab tej dziecięcej choroby, którą przebyła jako niemowlę, ale czy to była prawda? Nawet tak się nie zastanawiała.
Dopiero wtedy podjęła dalej rozmowę, zwłaszcza, że ta wydawała się tylko rozwijać. Zwłaszcza, że wywołano ją niemal do odpowiedzi, więc nawet jeżeli by spróbowała, to nie wiedziałaby nawet, jak miałoby to wpłynąć na Cordelię. Powołanie się na nią jako autorytet od piękna na pewno działało do momentu tego, w którym zgadzała się z panną Malfoy, w przeciwnym wypadku musząc pogodzić się z degradacją. Może dlatego tak często Odetta poświęcała się raczej słuchaniu i wykonywaniu poleceń, które były całkiem bezpośrednie i nie musiała się martwić, bo przecież mężczyźni absolutnie wiedzieli, co robili.
- Tu nie liczy się piękno, liczy się to, że lady Primrose to nasza gospodyni wieczoru, tak samo jak reszta rodu Burke i fakt, że zaprosili nas tutaj należy głośno doceniać, komentować zaś należy w gronie bardzo odległym i na pewno nie przy rodzinie. Niewielu zaprasza do siebie osoby obrażające ich pod ich własnym dachem, zaś kiedy kogoś się nie zaprasza do towarzystwa…to daje wiele do myślenia innym. Jak i żaden lord nie poczuje się w obowiązku interesować się taką damą. – Ostatnie zdanie dodała niemal odruchowo, kiedy jej spojrzenie przybrało pewnej hardości, dość szybko jednak powróciła do swojej ładnej, delikatniej mimiki. Nie umknęły jej zupełnie te przeciągłe spojrzenia w kierunku Edwarda, a instynkt siostrzany nawet jeżeli młodszej, zdecydowanie się w niej budził. Zaraz jednak poprawiła delikatną ozdobę we włosach, upewniając się, że nie przemieściła się w żaden sposób i nie popsuła jej dogłębnie ułożonych włosów. Nie skomentowała słów o byciu córką Ministra, ale to może wizja tego, że jej świecie, złożonym głównie z męskich rozkazów, liczyło się to, co mówili ojciec, bracia i kuzyni.
Udało im się opuścić toaletę i skierować w stronę stolika, kiedy padło pytanie o jej suknię. Rozpromieniła się, jak zawsze kiedy mogła się pochwalić tematami ze swojej pracy, zwłaszcza, że jak zawsze odczuwała dumę z dzieła Edwarda, kiedy to szmaragdowa suknia leżała na niej idealnie.
- Zgadzam się, jest cudowny. To jedwab prosto z Shantungu, tkany niesamowicie ciasno, tak aby splot jaśniał bardziej. Właśnie dostaliśmy dostawę na próbę, ta suknia jest pierwszą z tej partii, chociaż jestem pewna, że po dzisiejszym wieczorze powstanie więcej dzieł z tego tworzywa. – Była niemal pewna, że na pewno więcej panien zainteresuje się delikatnością materiału ale i jego głębokim kolorem, a tym samym zdecyduje się zawitać do Domu Mody Parkinsonów i zakupi jakiś projekt dla siebie.

drink
Odetta Parkinson
Odetta Parkinson
Zawód : ambasadorka Domu Mody Parkinson, alchemiczka
Wiek : 23 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
It’s a game of war
death, love
And sacrifice
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9654-odetta-eimher-parkinson#293343 https://www.morsmordre.net/t9761-kitri#296220 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t9839-skrytka-bankowa-nr-2212 https://www.morsmordre.net/t9759-odetta-parkinson#296218
Re: Palarnia opium [odnośnik]07.05.21 3:38
Ta twarz, znana z głębi szkolnych i nieszkolnych wspomnień znaczyła trochę zbyt dużo. Ciut, ułamek, kroplę w kałuży rozlanych pośród podświadomości wspomnień. Pojawiła się znikąd, lecz nikogo nie powinien dziwić fakt magii w świecie, jakim wszak władali. Twarz zbyt zarysowana w tym miękkim światku, by mogła ją zaakceptować. Nie mogła, bo pierwszy raz zauważyła, co może czuć mężczyzna, do którego świata próbowała się wbić, rozszarpując zachłannymi dłońmi resztki pogardy dla stworzonych ograniczeń. Spojrzenie ledwie na moment uciekło w eter pozostałych twarzy, łącząc się w zawadiackim błysku z lady Octavią, co do której w głowie pobrzmiewało ciągle to samo stwierdzenie. Lestrange zawsze w formie. Nawet teraz, gdy powinna okryć się całą stertą konwenansów, ona zawsze musiała dolać przysłowiowej oliwy do ognia. Dla takich momentów lady Bulstrode znosiła prostotę skrytą w tych wszystkich wyuzdanych zachowaniach arystokracji. Twoje zdrowie, lady Octavio i wszystkich obecnych i przyszłych starych panien.
Idealnie w czas ponownie odwróciła się pełna grzeczności w stronę towarzyszy przy stoliku, wsłuchując się w słowa blondynki z lekkim, nieodgadnionym uśmieszkiem. Naiwność i upatrywanie w dennych ceregielach kłamstw i manipulacji pięknych wspomnień skończyło się dla niej równie szybko, co zaczęło. Mogła niemalże zazdrościć niewiele młodszej główce tych wszystkich wyniosłych epitetów, które z jej ust przeminęły wraz z gorzkością stania się kolejnym substytutem tanich gierek. W takich momentach ledwie dwudziestoletnie ciało pokrywało się zszarzałym mieszkiem dojrzałości, lecz nie tej zdrowej i naturalnej, co przeinaczonej i dojmującej. Bez najmniejszej cząstki dziecinności, którą podobno powinien mieć w sobie każdy, a na pewno każda słodka i niewinna dama. - Wyjątkowy, acz bywały bardziej szczególne wyjścia w moim dotychczasowym, salonowym życiu. - Nie odpowiedziała mu spojrzeniem, w pełni świadoma, że czeka na odbicie piłeczki. Uzyskała swoje, przyjmując lekką szpileczkę z błogim westchnieniem rozluźnienia. Leander liczył, że teraz spojrzy, wskaże.
Przypomni i poczuje od nowa.
Liczył na marne, czyż nie? A może nie liczył wcale, całkowicie nieświadomy tego, że mogłoby to dla niej cokolwiek znaczyć? Czy pozna jeszcze kiedyś odpowiedź na wszystkie kotłujące się pytania, których odpowiedzi gościły na zarysowanej uśmiechem szczęce? Wątpliwe, z pewnością nie teraz, gdy musiał się bardziej postarać, aby błękitne tęczówki lady Bulstrode znów przejęły pierwsze tony w tylko im znanym tańcu domysłów i niedopowiedzeń.
- Nie mniej, lady Nott, życzę Ci, abyś wspominała ten wieczór z przyjemnością, a każdy następny z jeszcze większymi rumieńcami zachwytu. - Bogobojne życzenie głupca, bo każdy, kto doświadczał arystokratycznej socjety od dłużej niż roku wiedział, że każde następne spotkanie rujnuje postrzeganie dobrego smaku. Kłamstewka dam, jak to zaręczyny, śluby - może i pogrzeby, obojętne, niektórzy cieszą się na wszystko - są pięknie i wyjątkowe odchodziły w zacienienie pod natężeniem wyimaginowanych frazesów na temat każdego, ale to każdego spotkania.
Na Merlina, z każdym łykiem zalegającej w kieliszku cieczy stawała się nie tylko coraz bardziej senna, co wyjątkowo kąśliwa. Zrzędziła w głębi duszy jak stara baba, a po drinku, to nawet i tak się czuła, tylko lekkie, dziewczęce rumieńce wskazywały, że jednak jest inaczej.
- Lady Nott, oczywiście, że puszczą go wolno. To profesor, pewnie zdarzył mu się wypadek przy pracy wszak… tylko ten, kto nie korzysta z dobrodziejstw magii nie jest skazany na jej kapryśność. - Gorzkie żale rozlane pod przykrywką delikatnego, pobłażliwego niemalże uśmiechu. Dziwnym było, że młodziutka lady nie poznała profesora, który ledwie kilka lat temu ją uczył, z drugiej jednak strony, mogła po prostu nie zauważyć osobliwości w pojawiającej się sylwetce. Gdyby pojawił się szanowany jubiler Blythe, w takim towarzystwie zostałby rozpoznany momentalnie. A ten szczególny pewnie wspomógłby rozpoznanie swojej osoby typowym, szelmowskim uśmieszkiem.
A może to po prostu ona i jej czcze, dziecinne, denne, głupie i niezrozumiałe nadzieje i marzenia. Miłostki i nienawiści, żale i tęsknoty. Może tylko one sprawiły, że bez problemu go rozpoznała?
Tylko ciepły oddech lady Black nad uchem pozwolił alkoholowym rozmyślaniom przejść na drugi tor. Nieobecność Aresa rozbudziła zmysły wystarczająco, by łagodne rysy pokrytej lekkimi piegami twarzy przeobraziły się w grymas przepełnienia obawami. Krótkie powitanie szanownej kuzynki i przedstawiona sytuacja została zwieńczyła zaś zmarszczeniem zadartego noska i krótkim przesunięciem spojrzenia po twarzach będących obok kuzynek.
- Najszybciej jak mi się tylko uda skontaktuję się z lordem Icarusem, może on powinien coś więcej wiedzieć. Teraz najważniejsze, aby zadbać o samopoczucie lady Burke, przecież nieobecność narzeczonego musi być dla niej wyjątkowym ciosem. - Nawet ona, całkowicie sceptyczna względem emocji w politycznych mariażach zdawała się współczuć Primrose Burke, która lada moment - a może już to się stało? - miała się dowiedzieć o nieobecności jednego z kluczowych podczas tego wieczoru gości. Szczególnie zaś musiała rozumieć to będąca obok Cressida, której więź z mężem zdawała się niekiedy wylewać spośród tych wszystkich kłamliwych przysiąg i obietnic. To właśnie kuzynce, lady Bulstrode posłała niespokojne spojrzenie, zdając się poszukiwać w jej twarzy odpowiedzi na zaistniałą sytuację. Przynajmniej teraz, po odpowiedniej dozie spływającego do gardła alkoholu zdawała się naprawdę współodczuwać, ale znając życie, następnego dnia rozbudzi się nie tylko z tępym bólem głowy, co moralnym kacem, że nie dowiedziała się więcej.
Głowa ciążyła, senne spojrzenie ponownie błąkało się po twarzach, na moment natrafiają siedzącego przy niedalekim stoliku lorda Shafiqa, do którego to miała się w najbliższym czasie odezwać, by w momencie, gdy powieki znów pragnęły się przymknąć na moment głębokiego westchnięcia, pod pantofelkiem poczuła charakterystyczny kształt, zaś już po szybkim sięgnięciu ręką w kruchej dłoni znalazł się malutki, zabawkowy aeton, który w ledwie przypływie niekontrolowanej obawy skryła w połach sukni.
Też nie dasz o sobie zapomnieć, czy to los ukradkiem płata figle?
I boleśnie drąży bezemocjonalną skałę?

alkoholowe senności


and just in time, in the right place

steadily emerging with grace

Vivienne Bulstrode
Vivienne Bulstrode
Zawód : Arystokratka
Wiek : 21 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
shuffling the cards of your game
and just in time
in the right place
suddenly I will play my ace

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
skryta pośród szarości.
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8796-vivienne-l-bulstrode https://www.morsmordre.net/t8813-listy-do-vivienne#262276 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t8814-vivienne-bulstrode
Re: Palarnia opium [odnośnik]07.05.21 12:39
Wpatrywała się w młodą Cordelię z pewnym niedowierzaniem. Owszem, już jako dziecko, była nieco zbyt rozpieszczona, nawet jak na standardy Aquili, ale teraz wydawała się kompletnie odrealniona. Nie taką ją zapamiętała, a jej słowa wywołały nawet pewną gorycz. Jest córką Ministra i szlachcianką z rodu Malfoy? Mają jej słuchać...? Black odchyliła głowę do tyłu, kontemplując każde słowo, które młoda dziewczyna wypowiedziała w jej stronę. Lord Cronus był wspaniałym czarodziejem, który działając dla Czarnego Pana, zadbał o kraj, jak nikt wcześniej, zadbał o czarodziejów, którym należał się spokój i czystość. Nie do końca rozumiała zależność, jakoby dwa wieki wcześniej szlachta przystała na ciche porozumienie, jako nie wybierała na Ministra Magii nikogo spośród swojego grona. Przecież to oni byli najlepiej wykształceni, mieli najlepszą krew i najwięcej do powiedzenia. Nikt nie śmiał się sprzeczać z wyborem Malfoya na ten urząd, udowodnił on, że czarodzieje dwieście lat wcześniej zwyczajnie się mylili. Gdy w 1707 roku Edward Crouch Jr nie został Ministrem, stało się to zasadą, by na tym stanowisku był ktoś spoza ich grona. Ktoś, kto nie będzie przekładał interesów jednej rodziny nad drugie. Teraz jednak Black zaczynała rozumieć. Cordelii zwyczajnie do głowy uderzała woda sodowa. Zmarszczyła brwi, ale wtem Odette przyznała jej rację. - Dziękuję - odparła zarówno na wręczony puder, jak i zgodzenie się z nią. Podchwycony kosmetyk rzeczywiście był zbyt jasny, co na i tak bladej cerze mogłoby stworzyć dziwną maskę. Aquila nabrała więc dosłownie minimalną ilość na puszek i delikatnie nałożyła go na nos, rozcierając jeszcze pod oczy, aby ukryć delikatne sińce, spowodowane kolejnym krótkim snem. Gdy lady Parkinson skończyła tłumaczyć ich najmłodszej koleżance zasady panujące w środowisku, Black dodała jeszcze kilka słów od siebie. - Doskonale wiesz, kochana, że chcemy dla ciebie jak najlepiej, wiemy, że masz idealne predyspozycje do bycia kimś wielkim - posłała jej nieco blady uśmiech, chociaż w tym momencie wolałaby zamienić się we własnego ojca i zachować kamienną twarz. - Twój pan ojciec zmienił naszą stolicę, ale... - zawahała się przez chwilę. - Lord Burke jest szanowanym czarodziejem, który wiele robi dla dobra tego świata, naszego kraju. To również dzięki niemu żyje nam się teraz tak wspaniale, a stolica jest wolna od mugoli. Twój pan ojciec i on dzielą ideały. Tak samo jak i my powinnyśmy - czy Cordelia w ogóle zdawała sobie sprawę z tego jak wygląda wojna, że to wszystko nie jest takie proste? Zapewne nie, skoro nie była do końca w stanie zrozumieć nawet żałoby. - A ty jesteś wspaniałą młodą damą, która oczaruje wszystkich swoim słowem i... - delikatnie obróciła ramionami Cordelii, tak by ta spojrzała w lustro - ...urodą. Pokażesz się jako bardzo dojrzała kobieta, która jest nie tylko piękna, ale i wyjątkowo mądra, jeśli wrócisz z nami do stolika i nie będziesz kontynuować tego tematu, wspominając o żadnej wadzie lady Primrose czy kogokolwiek innego, kto jest tu obecny, a tym bardziej gości nas - Black nie była pewna czy urodę Burke można by było w ogóle nazwać wadą? Była inna, wyjątkowa, ale w życiu nie powiedziałaby o niej, że jest nieurodziwa. Miała w sobie piękno, którego nie sposób było szukać gdzieś indziej. - Twój brat na pewno by się z nami zgodził, prawda Odetto? - dopytała jeszcze, bardziej na pokaz, wiedząc, że Cordelia jest fanką jego projektów, niż by uzyskać odpowiedź. Poza tym cały wieczór dziwnie na niego spogląda... Wychodząc z łazienki, puściły Cordelię przodem, a Aquila nachyliła się tylko do ucha Odette. - Zażegnałyśmy kryzys? - wyszeptała pytanie, rozglądając się po sali, czy aby nie pojawił się lord Carrow. Nigdy nie było go widać, zatem plotki o oszpeceniu musiały być prawdziwe. Biedna Primrose... Na scenie nie było już profesora, więc wydawało się, że chociaż ten kryzys został zażegnany. Wszyscy goście siedzieli spokojnie, rozmawiając, śmiejąc się, popijając kolorowe drinki i ewidentnie czekając na dalszą część koncertu. Wszystko było dobrze. Gdyby nie było, to przecież ojciec już dawno by zareagował. Albo Craig... Przechodząc z powrotem do stolika, wpatrywała się w Evandrę, a właściwie tył jej głowy. Ostatnie spotkanie nie zostało dokończone, rozmowa przerwana, a Black pozostawało jedynie cieszyć się, że była to zwykła czkawka teleportacyjna i ukochana przyjaciółka trafiła na Grimmauld Place, do jej ogródka, a nie w szpony terrorystów z Zakonu Feniksa. Primrose i lady Adeline grały pięknie, aż ciężko było uwierzyć, że młodsza z nich uczy się grać na skrzypcach dopiero od kilku miesięcy. Miała w sobie odwagę, by stanąć na scenie. Pomimo pobieranych lekcji fortepianu, Black nie potrafiłaby jeszcze zagrać przed tak dostojną publicznością. Siadając przy stoliku, liczyła, że konflikt został zażegnany i będą mogli w spokoju skupić się nie tylko na muzyce, ale także na działaniach charytatywnych, tak ważnych w tych czasach. Duma rozpierała Aquilę, wiedząc, że przyczyniła się, chociaż w drobnym stopniu do tego pięknego wieczoru. - Lordzie Burke - zwróciła się do Craiga w dość oficjalny sposób. - Zdradzi nam lord, jakie jeszcze atrakcje zostały zaplanowane na ten wieczór? A może to niespodzianka? - spytała łagodnie, licząc, że nie jest na nią zły za to naganne złapanie za kolano. Straciła kontrolę nad własnym ciałem, teraz zrzucając to na poczet alkoholu wymieszanego z czarem pięknej muzyki. Wzięła w dłoń drinka, którego wcześnie zostawiła na stoliku i upiła łyk ze smukłego kieliszka. Wiśniowy i słodki smak rozchodził się po podniebieniu, a Black wyczuła w koktajlu rum. Smakował o wiele lepiej, niż ten, który zdążyła wypić z panną Blythe na schodach w korytarzach kamienicy przy Grimmauld Place. Nie był mdlący, a właściwie niezwykle lekki. Jego smak przywodził na myśl maj lub wczesny czerwiec, gdy słońce nie jest tak palące, by chować się przed każdym jego promyczkiem, a lekkość wiatru orzeźwia. Czy to czary, czy to krzesło nagle stało się o wiele miększe? Nie miała zamiaru wypić go duszkiem, i tak musiał być ostrożniejsza. Ciekawe jak by było siedzieć teraz obok niego z pierścionkiem zaręczynowym na palcu? Świecić wielkim kamieniem prosto w oczy innych, jednak nie po to, by wywołać jakąkolwiek zazdrość, a pochwalić się tym szczęściem, licząc na wsparcie. Tak bardzo nie chciała małżeństwa, które byłoby wolą przypadku, ustawionym aktem, choć ważnym politycznie. Głęboko skrywana dusza romantyczki liczyła na coś więcej, na zwykłe szczęście w związku... Takie samo jak miała jej matka, jej ojciec. Dziwne, kiedyś uznawała ją za nudną, teraz, patrząc na tę parę, pragnęła tego szczęścia, które miała. Na scenie ktoś położył białe róże. Czy przypadkiem było, że stanowiły one symbol Carrowów? Tak wspaniały ród, a jednak reprezentowany dziś przez plotki o mężczyźnie, który zapewne cierpiał w wyniku straszliwego wypadku. Nigdy nie była zagorzałą przyjaciółką Aresa, ale od kiedy Primrose ogłosiła zaręczyny, stała się wręcz sceptyczna. Czy ten mężczyzna w ogóle da jej szczęście i zapewni bezpieczeństwo? Musiał... Przecież takie było jego zadanie. - Widzieliście, kto przyniósł tamte kwiaty? - zwróciła się do Edwarda i Craiga, spodziewając się, że stało się, to gdy one były w toalecie.
To przywołało na myśl kolejną informację, którą wręcz musiała się podzielić i poznać opinie, zwłaszcza przez ostatnio złożoną listownie obietnicę. - Czy słyszeliście jakieś wieści o lady Safii Shacklebolt? - ich rodziny żyły w negatywnych stosunkach, dostęp do informacji był więc utrudniony. - Lord Zachary Shafiq... - wzrokiem odnalazła przyjaciela siedzącego przy stoliku niedaleko z lady Carrow, lordem Rosier i siostrami Rosier, co było dość dziwne, ale nawet nie mogła się na tym skupić teraz. - ...wspomniał mi, że nie ma od niej żadnych wieści. Wyobrażacie to sobie? Zostawić kogoś takiego jak on i zerwać zaręczyny w tego typu sposób? - to było wręcz oburzające. - Jeśli stałoby się coś złego już dawno zostałoby to ogłoszone - tak jak śmierć Alpharda... - Chociaż znamy też przypadki, gdy niektóre sprawy zamiata się pod dywan, aby oszczędzić wstydu rodzinie... - nie chciała nawet insynuować niczego takiego, ale słowa same cisnęły się na język. Dwa tygodnie temu takim przypadkiem został Francis Lestrange... Brat Evandry... Ktoś, kogo dziś już z nimi nie było. Jak jednak było w przypadku Safii? Uciekła przed wojną?

za zdrowie pań
Aquila, Odette i Cordelia wróciły z pudrowania noska i są już przy stoliku, na tych samych miejscach



Może nic tam nie będzie. może to tylko fantazja. Potrzeba poszukiwania, która mnie wzmacnia. Potrzeba mi tego by wzrastać.
Aquila Black
Aquila Black
Zawód : badaczka historii, filantropka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Czas znika, mija przeszłość, wiek niezwrotnie bieży,
A występków szkaradność lub cnoty przykłady,
Te obrzydłe, te święte zostawują ślady.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8834-aquila-black https://www.morsmordre.net/t8844-sunshine https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t8846-skrytka-bankowa-nr-2087 https://www.morsmordre.net/t8845-aquila-black
Re: Palarnia opium [odnośnik]07.05.21 13:38
Na salonach znajdowało się wiele utalentowanych artystycznie dam. Do tej pory nie wiedziała, że Primrose jest jedną z nich, Burke’owie raczej nie kojarzyli jej się z umiłowaniem sztuki. Ale sama była dowodem na to, że nawet w rodzie nie mającym ze sztuką nic wspólnego może narodzić się utalentowana osoba. Poza tym dziewczętom wielu rzeczy nie wypadało robić, więc siłą rzeczy wiele z nich zwracało się w stronę sztuki.
Czuła się lepiej i pewniej otoczona znajomymi twarzami. Wyjścia tego typu były dobrą okazją do tego, by spotkać osoby, których nie widywało się na co dzień i można było nadrobić towarzyskie zaległości. Cieszyło ją dołączenie młodej Eurydice, która niedługo miała zadebiutować, ale już teraz poznawała pierwsze smaki dorosłego życia u boku swego brata. Tak jak ona kiedyś, nim się zaręczyła i wyszła za mąż. Jej pierwsze towarzyskie wyjścia po skończeniu szkoły były właśnie w towarzystwie najbliższych krewnych.
Szkoda tylko, że nie wszystkie damy rozumiały powagę tego wydarzenia oraz konieczność wpisywania się w pewne normy obyczajowe. Cressida zawsze odczuwała pewien smutek i niezrozumienie widząc zbuntowane dziewczęta, a choć w swej łagodnej i miłej naturze nigdy nie należała do dam które czyhały na każde potknięcie innych osób, w głębi duszy surowo oceniała odstępstwa od utartych norm i tradycji. Było to jednak skutkiem jej bardzo konserwatywnego wychowania, według którego kobiety były przede wszystkim materiałem na żony i matki, i musiały spełniać oczekiwania swoich rodów. Octavia swoim zachowaniem na szczęście szkodziła jedynie sobie, ale i tak Cressie było trochę przykro przez wzgląd na ich dawne relacje. Niegdyś była zaciekawiona osobą artystki z wyspy Wight, ale później postępowe usposobienie Octavii sprawiło, że zaczęła się dystansować. W końcu to nie brak urody był przyczyną staropanieństwa tej konkretnej kobiety, pannie Lestrange nie brakowało dobrego wyglądu, a z jakiegoś powodu wybrała samotne życie i lubiła wzbudzać kontrowersje na salonach.
Jeśli chodzi o Cressie, jej suknia prosto z Domu Mody Parkinsonów z pewnością nie powinna kłuć nikogo w oczy ani nie odstawała od tego, czego tradycje wymagały od młodych lady. Może i była wybrakowana, jeśli chodzi o charakter i brak pewności siebie, ale starała się ze wszystkich sił, by wpisać się w oczekiwania – zarówno rodziny, jak i społeczeństwa. Głęboko przerażała ją myśl o tym, że mogłaby zachować się kontrowersyjnie i odstawać, więc może jakaś maleńka jej cząstka też podziwiała odwagę Octavii, która najwyraźniej nie drżała ze strachu o to, co ludzie powiedzą i nie uzależniała poczucia własnej wartości od opinii innych. Samoocena Cressidy niestety pozostawała w ścisłej zależności od innych, zwłaszcza od rodziny; nikt nie miał równie dużej mocy oddziaływania na jej poczucie wartości jak jej pan ojciec, i nawet mężowi wciąż nie udało się pewnych rzeczy odwrócić, mimo że od początku ich związku robił wszystko, by Cressie uwierzyła w siebie.
- Mam nadzieję, że tego typu nowoczesna moda nigdy nie stanie się codziennością – powiedziała tylko na słowa Eurydice, marszcząc nakrapiany nosek, bo nie wyobrażała sobie siebie odsłaniającej publicznie nogi. Taka moda kojarzyła jej się też raczej ze światem mugoli, na tyle ile słyszała z opowieści o ich podobno dziwacznym ubiorze.
Ale gdy zaczął się koncert tego typu ploteczki zeszły na dalszy plan, Cressie skupiła się całkowicie na występie i dziwnych wrażeniach mu towarzyszących. Nie wiedziała skąd to się wzięło i czy inni też coś odczuli, czy może tylko na jej artystyczną duszę muzyka podziałała tak mocno. Nie wiedziała, ile może zdradzić w obawie, żeby nie zmartwić męża ani żeby pozostałe osoby siedzące przy stoliku nie uznały, że oszalała. W takich aspektach też należało się wpisywać w normy. Nie wypadało widzieć rzeczy, których inni nie widzieli. A jeśli się widziało, absolutnie nie powinno się z tym zdradzać. Zwłaszcza przy osobach takich jak Vivienne.
W przerwie między występem, krótko po tym, jak jej mąż i brat wrócili do stolika po złożeniu datków w imieniu Fawleyów i Flintów, wydarzyła się kolejna dziwna rzecz – na scenie znikąd zmaterializował się mężczyzna. Cressida zdała sobie sprawę z tego, że go zna, bo choć nigdy nie uczyła się w Hogwarcie, miała kiedyś okazję poznać profesora Vane. Mimo wszystko wystraszyła się i kiedy tak nagle się pojawił, pisnęła i odruchowo złapała pod stolikiem dłoń męża.
- Co profesor Vane tutaj robi? – zastanowiła się. Mężczyzna nie wydawał się niebezpieczny ani wtedy, gdy go poznała, ani teraz, ale jakim cudem się tu pojawił i po co? Wierzyła jednak, że Burke’owie wyjaśnią szybko całą sprawę i wydarzenie będzie mogło być kontynuowane bez dalszych przeszkód. – To na pewno tylko zwykłe nieporozumienie, nie sądzę, by profesor Vane miał złe zamiary – wyjaśniła wyraźnie zaniepokojonej Eurydice. Nie musiały się martwić, przecież zapewniano je, że Burke’owie i ich pracownicy dobrze strzegą tego miejsca i nie powinno im nic grozić.
Druga część koncertu również przypadła dziewczątku do gustu. Obie artystki grały naprawdę pięknie, zapewniając młódce artystyczne doznania. Nie była wielką znawczynią muzyki, jej wiedza na ten temat spełniała jednak podstawy wymagane na salonach i potrafiła docenić talent, który pokazały dziś obie lady Burke. Może sama też powinna poświęcić więcej czasu na lekcje gry na fortepianie? Wśród Fawleyów na pewno znalazłby się ktoś gotów nauczyć ją czegoś więcej niż już umiała, bo jeśli chodzi o skrzypce, to musiałaby zaczynać całkowicie od zera, gdyż nigdy nie uczyła się na nich grać. Ale teraz, skoro była Fawleyem, miała całe życie, by zgłębiać sztukę, i to nie tylko malarstwo.
- Piękne, naprawdę piękne – pochwaliła, gdy skończyła się druga część występu i artystki znowu udały się na tył sceny. Tym razem podczas granej melodii nie widziała żadnych dziwnych rzeczy, wszystko wydawało się być w jak najlepszym porządku.
Kiedy do ich stolika podeszła Aquila, Cressie odwróciła się w jej stronę i z uśmiechem przywitała kuzynkę, która najwyraźniej była zaintrygowana nieobecnością narzeczonego lady Primrose.
- Również mam nadzieję, że uda nam się później porozmawiać dłużej… A co się tyczy osoby lorda Carrowa, to niestety nic nie wiem, nie widziałam go – powiedziała, kręcąc głową; o narzeczonym Prim wiedziała tylko tyle, że ktoś taki istnieje, ale i ją zaczęła zastanawiać nieobecność mężczyzny w tak ważnym dniu dla jego przyszłej małżonki. Kiedy ona była zaręczona z Williamem, nigdy nie brakowało go na ważnych dla niej wydarzeniach, zawsze był obok, gotów ją wspierać. I to wcale nie z chęci podtrzymywania salonowych pozorów. Może lorda Carrowa zatrzymało coś poważnego? Miała nadzieję, że jego nieobecność nie była przejawem lekceważenia wobec Primrose. – Może naprawdę zatrzymały go jakieś pilne sprawy uniemożliwiające obecność? Albo właśnie… coś złego się wydarzyło? – zmartwiła się, w swojej naiwnej naturze chcąc wierzyć, że narzeczeni innych dziewcząt są wobec nich równie dobrzy jak William był wobec niej. Mówiła jednak cicho, tak żeby nie słyszano jej przy innych stolikach. - Vivienne ma rację, powinnyśmy zadbać o to, by ten dzień i tak był wyjątkowy dla lady Burke.
Sięgnęła po podany jej drink, który był naprawdę smaczny, słodki i z brzoskwiniową nutą, która przywodziła na myśl wspomnienia leniwego schyłku lata. Po wypiciu go Cressida zaczęła odczuwać senność i lekko przymknęła oczy, a jej myśli mimowolnie pomknęły do wspomnień związanych z latem, do beztroskich zabaw z dziećmi w ogrodach, zapachu letnich kwiatów i owoców oraz przejażdżek na aetonanie wokół jeziora. Och, jak żałowała, że był już listopad, brzydki i deszczowy miesiąc, i na kolejne lato trzeba było czekać tyle miesięcy!

| rzut na drinka


Wszyscy chcą rozumieć malarstwoDlaczego nie próbują zrozumieć śpiewu ptaków?

Cressida Fawley
Cressida Fawley
Zawód : Arystokratka, malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
To właśnie jest wspaniałe w malarstwie:
można przywołać coś, co się utraciło i zachować to na zawsze.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5557-cressida-fawley-flint https://www.morsmordre.net/t5573-piorko https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f117-cumberland-ambleside-dwor-fawleyow https://www.morsmordre.net/t5581-skrytka-bankowa-nr-1374 https://www.morsmordre.net/t5580-cressida-fawley
Re: Palarnia opium [odnośnik]07.05.21 20:42
Odpowiedź młodszej siostry wzbudziła na ułamek sekundy czujność, ale ta natychmiast opadła bezwolnie, nie pozostawiając po sobie większego śladu. Mimo że wyjątkowo nieprzyjemne obrazy sprzed kilku chwil wciąż jeszcze tkwiły głęboko w umyśle i powinny powodować choć drobny niepokój, Leander czuł się podejrzanie zrelaksowany i rozleniwiony, nawet jeśli nie wypił do tej pory ani łyka alkoholu. Był to dziwny stan, którego źródła jeszcze nie zlokalizował, ale którym nie potrafił się przejąć – dlatego też nie ciągnął tego tematu z Eurydice. Poza tym, to nie było odpowiednie miejsce, żeby wypytywać ją o niepokojące wizje; zbyt dużo krążyło tu prawdziwych drapieżników, czujnych i gotowych wyłapać każde potknięcie lub nieprawidłowość, padało zbyt wiele z pozoru pięknych, jednak pustych słów, pod którymi kryło się więcej znaczeń niźli tylko uprzejmość.
Sama Eurydice z resztą piała kolejne peany, wypowiadając się prawdziwie dyplomatycznie; Leander odniósł w końcu wrażenie, że siostra mówi o wszystkim i o niczym naraz przy użyciu jak największej ilości słów. Kiedy wyrosła z niej tak przykładna arystokratka?
Uśmiechnął się krzywo sam do siebie na tą myśl, a choć ironiczny, był to jednak uśmiech szczery. Na tyle, że nawet słowa odpowiedzi lady Bulstrode na jego tajemną zaczepkę nie potrafiły go naruszyć, a tym bardziej zmyć. Dodatkowo teraz, kiedy kobieta uparcie nie chciała na niego spojrzeć, zupełnie jakby w dziecinnej przekorze, Leander przyglądał się jej dużo bardziej otwarcie, tak jakby dostał na to nieme przyzwolenie, a jednocześnie wystarczające dla swojego zainteresowania usprawiedliwienie. Słowa Vivienne spowodowały, że uśmiech zadrżał na jego ustach, zupełnie jakby mężczyzna chciał się roześmiać.
Miał nadzieję... Nie, on wiedział, że prawda jest zdecydowanie bardziej skomplikowana. Widział to już wtedy. Czuł przecież teraz.
Lady Bulstrode, zmuszasz mnie do zgadzania się z każdym twoim słowem, to wręcz niepokojące. Jednak, siostro, podpisuję się i pod tym: każdy kolejny raz będzie ciekawszy — podjął w odpowiedzi na słowa Vivienne, jednak zerkając przy tym na lady Nott — ponieważ im częściej będziesz się pojawiać, tym śmielej będziesz się czuć.
Ponieważ nie znał jegomościa, rzekomego profesora, cała ta sprawa go nie dotyczyła i się w niej nie udzielał; z resztą kobiety siedzące z nimi przy stole uspokoiły rozemocjonowaną Eurydice. Chwilę później przy ich stoliku pojawiła się lady Black, z którą uprzejmie się przywitał. Obserwował jej nachylenie się nad Cressidą i Vivienne z czujnością w pozornie rozleniwionym spojrzeniu; zniżone tony głosu i plotki nie przypadły mu do gustu, choć był zbyt dobry w te arystokratyczne gierki, żeby otwarcie oburzyć się takim zachowaniem.
Nachylił się nieznacznie w kierunku siostry, kiedy ta zadała pytanie dotyczące stanu zdrowia Aresa. I choć Leander na ogół nie lubił kłamać tej dziwnie uroczej istocie zbyt często przebijającej pancerz jego chłodu i maskę wyrafinowania, tym razem nie mógł szczerze uspokoić jej nerwów. Świat i otoczenie – w tym on sam – skrywały przed Eurydice tak wiele. I tylko powtarzanie, że to dla jej dobra, dla zachowania tej dziecinnej, naiwnej niewinności, którą wciąż posiadała i z której nikt i nic nie zdążyło jej jeszcze obedrzeć, z każdym rokiem, z którym z dziewczynki przeistaczała się w młodą kobietę stawało się coraz słabszym wyjaśnieniem.
Mimo wszystko, ponownie, to nie było miejsce na szczerość. Szczególnie w tak bliskiej obecności lady Vivienne, której każde słowo ociekało perfekcyjnym – bo niewyczuwalnym – fałszem, na który sam niegdyś się nabrał. Miał mgliste pojęcie o tym, jak dobra jest w tej grze i jak bardzo jej nie doceniał; tego błędu nie zamierzał powtórzyć, przynajmniej nie świadomie. Leander przybrał więc perfekcyjną maskę, westchnął i uśmiechnął się czarująco, trochę jakby z politowaniem tym przesadnym przeżywaniem przez młodszą siostrę rzeczy, którymi w żadnym wypadku nie należało się martwić.
Gdyby tylko wiedział, jakie przypuszczenia kręciły się po głowie jego małej, naiwnej i słodkiej siostry.
Jestem pewien, że tylko pilne obowiązki zawodowe powstrzymały go przed dotarciem na wydarzenie tak ważne dla jego szanownej narzeczonej. Widziałem go raptem wczoraj w perfekcyjnym zdrowiu, nie należy więc zawracać sobie głowy plotkami rozsiewanymi ze szczególnym zamiłowaniem zawsze, gdy w towarzystwie kogoś zabraknie — powiedział głosem równym i spokojnym, nie dając po sobie poznać irytacji wzbudzonej gorliwością do jałowego plotkowania na temat jego rodziny, po czym nachylił się nieco mocniej nad Eurydice i dodał głosem zniżonym do szeptu, z błyszczącymi z rozbawienia oczami, zupełnie jakby opowiadał jej żart: — Robią to przy każdej nadarzającej się okazji.
Wyprostował się i w tej samej chwili wreszcie postawiono przed nim drinka, któremu najpierw się pobieżnie przyglądnął, a następnie upił łyk. Kelner wspomniał, że to ulubiony drink lady Burke, ale Leander w panującym dookoła, przyjemnym gwarze nie dosłyszał imienia kobiety. Na nieszczęście, bo zamiłowanie do tak wytrawnych alkoholi było wśród kobiet rzeczą niespotykaną, a co za tym idzie – potencjalnie interesującą dla Leandra. Potoczył więc spojrzeniem po pomieszczeniu.
Tylko po to, żeby wzrokiem wyłapać sylwetkę Evandry Rosier. Gorycz na języku spowodowana alkoholem pogłębiła się nieprzyjemnie, choć było to wyłącznie wrażenie, a nie fizyczny efekt działania ginu. Wystarczyło zerknąć nieco w lewo, żeby ślizgając się spojrzeniem po ramieniu i boku lady Bulstrode, móc zauważyć siedzących za jej plecami, przy sąsiednim stoliku, lady i lorda Parkinson. Myśl, że ta dziewczyna go prześladuje nosiła w sobie wyraźne ślady paranoi, więc Leander szybko się od niej odciął; wszak była to tylko kolejna perfekcyjnie ułożona, wychowana na żonę, niewinna panienka. Zmuszony kontynuowaną przy jego stole rozmową, Leander wreszcie skierował wzrok na Cressidę, kiedy ta się odezwała, a w odpowiedzi posłał jej jeden z całej gamy przyjaznych uśmiechów.
Ten wieczór i tak już jest dla niej wyjątkowy; czy nie wydaje wam się, że dzisiaj szczególnie promienieje na scenie? — rzucił swobodnie, wyjątkowo bez żadnych ukrytych podtekstów na temat gry lady Burke. — Schubert w jej wykonaniu był energetyczny i pobudzający, jak żywy, co trudne przy tak minimalistycznym utworze i melancholijnych skrzypcach. Dobrze sobie z nim poradziła.
Te otaczające ich fałszywe, górnolotne słowa wzruszeń, podziwu lub obaw, te rzucone niby od niechcenia komentarze, przypadkowe spojrzenia i uśmiechy – to wszystko przypominało mu dosadnie, dlaczego tak cholernie dobrze czuł się na arystokratycznych salonach.

rzut na drinka
Leander Nott
Leander Nott
Zawód : mecenas sztuki, handlarz dziełami sztuki
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
You might think that you can hurt me but the damage has been done.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9796-leander-nott#297151 https://www.morsmordre.net/t9825-vivacity#297951 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t9877-leander-nott#299087
Re: Palarnia opium [odnośnik]07.05.21 23:42
Na pytanie Tristana zamyśliła się nieco. Nawet jeżeli z jego strony było to uprzejme ciągnięcie rozmowy, ona nie zamierzała w tak ważnym temacie odpowiadać bez zastanowienia. Zbyt ważna była to sprawa, przynajmniej dla niej.
-Powiedziałabym, że zależy. Zależy od umiejętności i zależy od instrumentów. Większa ich ilość utrudnia zgranie, ale łatwiej umykają błędy, a i efekt mocniej oddziałuje na słuchacza, duet nie ma tej mocy i słychać każde potknięcie. Chyba jednak pójdę drogą środka i wybiorę tercet, przynajmniej dla rozważań czysto teoretycznych - zerknęła znów na scenę jakby cicho licząc, że z oglądanego duetu może ewoluować coś więcej, chociaż wiedziała, że nie było to możliwe, przynajmniej nie tego wieczoru. - Coś mi mówi, że chociaż sam utwór był starannie dobrany to na dyskusje o czym innym liczyli gospodarze - uśmiechnęła się lekko. - Jeżeli więc repertuar będzie się jedynie rozkręcał jestem ciekawa dalszych atrakcji.
W końcu nadszedł moment bezpośredniej interakcji Tristana i Rigela. Pytanie, wydawało by się, nawiązujące jedynie do rozmowy i niezobowiązujące. Liczyła, że ton ich rozmowy pozostanie taki aż do końca, ale nie wiedziała, czy dobrze było tak się łudzić, czy od razu szykować na ochłodzenie. Jej osobiście odpowiedź Blacka bardzo przypadła do gustu i uśmiechnęła się do niego ciepło. Na więcej jednak nie było możliwości przez nagłe wtargnięcie kogoś, kogo niektórzy nawet rozpoznawali, w tym też jej towarzysz. Trzeba było jednak przyznać, że przybysza zabrano tak szybko jak się pojawił, pozostawało więc im jedynie nieco poplotkować już bez samego obiektu plotek.
-W sumie mnie samej też by to już nie zdziwiło. Coś mi mówi, że za kilka dni usłyszymy kilka wersji tego wydarzenia. ... o ile zakład, że w którejś będą smoki? - rzuciła Blackowi wyzwanie.
W końcu nadeszła też druga część występu i panna Lestrange absolutnie się nie zawiodła. Zgodnie z jej oczekiwaniami repertuar ewoluował, a jej pozostawało jedynie chłonąć ile tylko zdoła z tak wspaniałego występu. Jak zauważyła ledwie ucichły ostatnie dźwięki, a artystki znów zniknęły, kiedy na jej osobie skipiały się kolejne spojrzenia. No doprawdy, czasami aż żal było jej osób, które nie potrafiły wyrobić sobie własnego zdania i musiały podążać za utartymi i dawno przestarzałymi schematami. Wraz z ubywaniem długości jej sukienki nie odczuwała, by znikały jej zdolności magiczne, wiedza czy talent muzyczny. Nie miała dziwnych luk w pamięci, a cechy charakteru dawały o sobie znać jak zwykle. Czyżby to oznaczało, że jej strój nie miał wpływu na samą jej osobę, tak jak nie wpływały też na nią toczące się plotki? Nie, przecież to niemożliwe, w końcu zgodnie z doktryną niektórych złamanie konwenansów to koniec świata i całkowite zatracenie. Albo więc była nader odporna, albo efekty przyjdą później. Może potrzeba było do tego skrócenia sukienki jeszcze o kilka centymetrów?
Sięgnęła akurat po kieliszek z drinkiem, kiedy napotkała wzrok Vivienne. Uniosła lekko szkło, a jej uśmiech świadczyć mógł jedynie, że przy sprzyjających okolicznościach była gotowa i na więcej niż jedynie kusa sukienka. Po prostu nie wszystko na raz, by nie stało się nudno.
Musiała przyznać, że kolorowy napój wyjątkowo jej smakował, trzeba było się wręcz pilnować, by sączyć go w umiarkowanym tempie, w końcu każdy wiedział, że słodki alkohol był najbardziej podstępny. Mimo wszystko po odstawieniu pustego kieliszka wydawało jej się, że ten konkretny był wyjątkiem. Kompletnie nie odczuwała, by wypiła cokolwiek, był to więc dobry moment, aby w końcu złożyć datek. Los jednak chciał, by i to podejście było nieudane, kiedy bowiem położyła dłoń na blacie stolika by wstać ze sporym zdziwieniem odkryła, że nie do końca jest do tego zdolna. Całe szczęście, że wstać nie dała rady całkiem, a nie skończyło się na podniesieniu i zwaleniu na podłogę. Octavia nie wiedziała w sumie czy śmiać się czy martwić. Postanowiła więc na razie przeczekać i próbując przybrać jak najzwyklejszy wyraz twarzy zabrała rękę znów na kolana i udawała, że absolutnie nic się nie wydarzyło.





Drink
Octavia A. Lestrange
Octavia A. Lestrange
Zawód : Konsultant artystyczny w rodzinnej operze
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Odrobina szaleństwa jeszcze nikomu nie zaszkodziła
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9793-octavia-lestrange#297025 https://www.morsmordre.net/t9802-nutka#297514 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t9803-skrytka-bankowa-nr-2239#297516 https://www.morsmordre.net/t9804-o-lestrange#297521
Re: Palarnia opium [odnośnik]08.05.21 0:30
Edward zdawał się być zachwycony tym, jak przebiegał koncert. Muzyka była kojąca, nad wyraz ekspresyjna do tego, co przeżywał wewnątrz. Swoim odczuciom dawał wyraźny, czysty wyraz na swoim lśniącym, wypielęgnowanym obliczu. Miał jednak dziwne przeczucie, że piwnica Burke'ów, choć wysprzątana na tę okazję, nie była w stanie zapewnić odpowiedniego przepływu powietrza dla wrażliwej cery Edwarda. Atmosfera ewidentnie gęstniała z każdym dźwiękiem, a po zamknięciu utworu i incydencie na scenie, skupił tam swoją uwagę, mając niejasne skojarzenia, iż całość była inscenizacją sprytnie poprowadzoną przez organizatorów wieczoru. Edward nie wierzył w przypadki. Wszystko zawsze stanowiło zaplanowany ciąg zdarzeń, a to ludzie – głównie sam Edward – kreowali to, co nazywano przypadkowym zbiegiem okoliczności, by wyglądało jak najbardziej wiarygodnie i prawdopodobnie. Obserwując scenę, nie umknęło mu spojrzenie Fantine, które oddał, uśmiechając się szeroko do kuzynki. W ramach powitania uniósł także delikatnie dłoń, po czym znów skierował wzrok na najważniejszy punkt pomieszczenia. W międzyczasie wodził wzrokiem po sali, spoglądając na zgromadzoną śmietankę towarzyską. Lekkie skrzywienie wobec co poniektórych osobistości stanowiło zdecydowaną mniejszość. Edward nie ofiarowywał tego rodzaju adoracji, zawsze będąc szarmanckim, uprzejmym dżentelmenem, przed którym kobiece serca otwierały swoje sekrety bez większego trudu. Prawie, bowiem nie każda dama była równie zatwardziała w dochowaniu tajemnicy co największa, angielska swatka. Niemal żałował, że nie zjawiła się na koncercie, choć jedynie podejrzewał, iż hucznie przygotowywała swój noworoczny sabat i tylko dlatego nie mogła zaszczyć zgromadzonych swoją obecnością. Ogromnie tego żałował, lecz tylko przez chwilę. Włączając się w wir ostrych słów padających przy stole, prędko zapomniał o własnych rozterkach.
Sir, naprawdę nie ma potrzeby sięgać po język tego rodzaju — zwrócił się do Craiga, kiedy Aquila, Cordelia oraz Odetta opuściły ich towarzysko na kilka chwil. — Lady Malfoy stawia swoje pierwsze kroki pośród towarzystwa i myślę, że możemy jej wybaczyć to drobne... potknięcie — jął dalej, starając się przy tym zachować swój czarujący uśmiech oraz pogodny nastrój. Nie chciał dać po sobie znać, i wcale nie zamierzał tego robić, że odważne wystąpienie Cordelii także i jego poruszyło. Czuł na sobie jej wzrok i był niemal pewien, iż oczekiwała na rewanż.
Lordzie Burke, wybacz śmiałość — odezwał się do Craiga w oczekiwaniu na damy, nachylając się nieco w jego kierunku — ale trudno nie zauważyć twojego szczególnego zainteresowania lady Black. Czyżby moje oczy mnie nie myliły i kroiła nam się jakaś ważniejsza uroczystość? W obliczu tych wszystkich przykrych wydarzeń, które się dzieją, kolejne radosne spotkanie w szerszym gronie jest naprawdę pożądane. Jestem pewien, że możesz zdradzić co nieco. — Zachęcająco mrugnął do niego, w zasadzie nie przyjmując odmowy. Niemal nikle liczył się z tym, że mógł odmówić. W końcu miał do tego prawo, a Edward pozostawał rozochocony, by odkurzyć całe to towarzystwo z milczącej zadumy. Spojrzenie rzucone na stolik z tyłu, gdzie siedziała lady Bulstrode, nie nadało mu jednak zbyt wiele optymizmu. Miał wrażenie, iż całe to napięcie wywołane było czymś, czego Parkinson usilnie zdawał się nie dostrzegać, ale o to mógł zapytać jedynie przy kompletnym stoliku.
Kolejny utwór zdawał się przeminąć naprawdę szybko, jakby trwał ledwie kilka sekund. W porównaniu do poprzedniego, zagrana kompozycja znacznie mocniej chwytała Edwarda za wnętrze. Przeżywał ją intensywnie, dojrzale jak przystało na wiek, jednocześnie pozostając pod wrażeniem energetycznych dźwięków skrzypiec. Raptem kilka minut przyjemności minęło szybciej, a nawet za szybko. Poruszony utworem nie spostrzegł kelnerów zmierzających do stolika. Zaaferowany tym wszystkim, w ostatniej chwili sięgnął po dwa koktajle z najbliższej tacy i postawił je przed sobą, pozostając nieco zdziwionym tym, jak przypadkowy był jego wybór. Łyk pierwszego od razu wzbudził apetyt na pozostałe przekąski. Gorzki, wytrawny posmak zamykała delikatne słodycz pomarańczy, choć owoc ten nie należał przecież do najsłodszych. Czyżby imperium Burke'ów i tutaj dodało coś od siebie?
Przed skosztowaniem drugiego z drinków powstrzymał się. Zamierzał zostawić go na dłuższą chwilę, może nawet na kolejną przerwę i dłuższą pogadankę z damami.
Odetto, nie smakuje ci? — Zapytał siostrę, zerkając na jej kieliszek z rżniętego kryształu. Drugi, identyczny stał przy nim i ledwie napoczęty koktajl z białego wina. — Może chcesz się zamienić? — Zaproponował, nachylając się do Odetty. Mógł to dla niej zrobić. Chciał, by bawiła się dobrze podczas tego wyjścia i miło wspominała towarzystwo. Na tyle, na ile było to możliwe.

drinki


I walk, I talk like I own the place
I play with you like it's a game
Edward Parkinson
Edward Parkinson
Zawód : krawiec, projektant
Wiek : 31
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Wild things that turn me on
Drag my dark into the dawn
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9457-edward-parkinson-budowa#288270 https://www.morsmordre.net/t9541-czarus https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f170-gloucestershire-cotswolds-hills-broadway-tower https://www.morsmordre.net/t9572-skrytka-nr-2183 https://www.morsmordre.net/t9573-edward-parkinson#291128

Strona 8 z 17 Previous  1 ... 5 ... 7, 8, 9 ... 12 ... 17  Next

Palarnia opium
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach