Wydarzenia


Ekipa forum
Hazel Wilde née Summers
AutorWiadomość
Hazel Wilde née Summers [odnośnik]10.02.23 0:59

Hazel Wilde née Summers Boisselier

Data urodzenia: 10.10.1926
Nazwisko matki: Meadowes
Miejsce zamieszkania: w tęsknocie za Aix-les-Bains trafiła do Doliny Godryka
Czystość krwi: Mugolak
Status majątkowy: Średniozamożny
Zawód: botaniczka, twórczyni kadzideł, niegdyś wsparcie kadry botaników Akademii Magii Beauxbatons; aktualnie podszeptuje do Biura Informacji i Propagandy w Podziemnym Ministerstwie Magii
Wzrost: metr siedemdziesiąt cztery
Waga: pięćdziesiąt dziewięć kilogramów
Kolor włosów: czekoladowy brąz z miodowo-rudymi refleksami
Kolor oczu: chłodna, brudna zieleń z błękitną, centralą heterochromią prawego oka
Znaki szczególne: szorstki, lekko zachrypnięty głos; pełne usta pokryte czerwoną szminką i nos spowity w rudych piegach; przed laty niezmiennie kojarzona z zapachem mocnych, goryczkowych perfum i  papierosów


O, contrain je m’emboulle

oko trę, pali sól




Hazel Wilde nie żyje.



Stukot obcasów roznosił się po szklanych korytarzach wypełnionych mącącym pogrywaniem fortepianów. W tle unosił się krótki rytm narzucony przez harfę, na piedestał wychodził niosący spokój zapach pielęgnowanych przez nią róż. Powiadali, że pierwsza lekcja zawsze kończy się uderzeniem pięścią w stół. Książka odpadła na hebanowe biurko ozdobione bukietem żonkili. Długie palce oparły się o jednolitość drewna, podkreślając chudość pociągłej sylwetki. Arystokratki zasiadające w pierwszej ławce spoglądały z głębokim niepokojem na brytyjską czarownicę w ich francuskiej akademii. Jej awans z florystki na botanistkę i prosta droga do pracy przy nauczycielach budziły podziw, ale i głębokie zastanowienie. Miała być wsparciem na krótkim etapie, w pojedynczych lekcjach. I teraz stała przed obliczem wymagań skrytych w ich spojrzeniach, ukryta pod nazwiskiem i stertą kłamstw. Na obczyźnie, z mężem muzykiem i piękną, maleńką farmą w Alpach. Obserwowała zza lawiny zieleni prowadzone lekcje, ambicje były jasne - miała kiedyś zastąpić profesor Judith na stanowisku nauczyciela botaniki. Na samym początku - który był dla niej też końcem - nawet obwieszczenie, że prowadzący zajęcia się spóźni, było szczególnym momentem.

Z Blaisem wiedzieli, że trafią do Paryża, odkąd siedmioletnie rączki splotły się w biegu po skąpionej w deszczu ulicy. Jego matka opowiadała o Francji, o zapachu róż i miłości, często doprowadzając dzieci do głębokiego znudzenia. Jej mama chorowała, a spomiędzy dziecięcych oczu od pierwszych chwil spływały łzy niepokoju, które wydawały się Hazel słabością. Jego matka patrzyła na siebie, swoje prywatne cierpienie nieszczęśliwej, samotnej kobiety, budząc w córce sąsiadów strach o swoją przyszłość. Jej matka skrywała pod uśmiechem cierpienie, któremu córka próbowała ulżyć przenosząc w cienkiej ścierce gorący rondel owsianki z jabłkiem, gdy Jane nie dała rady podnieść się z łóżka.
Mara - jego matka - pokrywała piętnastoletnie usta czerwoną szminką, ucząc brunetkę tego, co nie miała wynieść z domu, a co przez wiele lat wydawało się jej największą bronią - jak być kobiecą, jak pięknem zdobywać to, co zdobywała upadła malarka wydana za pomniejszego czarodzieja przez kwitnące w łonie dziecko. Blaise nigdy nie dowiedział się, kto jest jego ojcem, a to mogłoby zaważyć na świecie, w którym żyli. W jego własnym świecie, który już za kilka lat miał rysować się pod wielkim szyldem rzadkiej, genetycznej choroby.

Jej matka była tą, którą Hazel chciała być. Jego matka była tą, którą się stała.

Starsze dzieci zawsze wiedzą. Gdy pani Summers cierpiała, skrywając wszystko pod słodkim uśmiechem, mała Hazel wiedziała instynktownie. Od najmłodszych lat malutkie dłonie stanowiły niewypowiedziane wsparcie - była dzieckiem niewymagającym, wdzięcznym i grzecznym, skrytym w swoim własnym świecie. Siedząc na rozgrzanej słońcem trawie jeden dotyk sprawił, że zza zzieleniałej korony rozrósł się czerwonawy kwiat tulipana, by po chwili ten sam dotyk rozsypał bajeczną strukturę w pył. Dwadzieścia lat później sceneria miała się powtórzyć, zaś w dłoniach jej pierworodnego sierść psidwaka nabrała zielonkawej barwy. Syn wiedział, gdy spoglądał na jej przemęczoną twarz - tak samo, jak zawsze wiedziała ona. Chciała tego uniknąć, zdając sobie sprawę z bólu, jaki sprawiał jej widok obolałej, przemęczonej matki - nie potrafiła jednak nie rysować ciężaru budowania swojego życia od zera, gdy dnie i noce oddawała się kreowaniu lepszej przyszłości dla swoich dzieci - niekiedy zapominając, że dzieci potrzebowały również jej samej.

Hogwart dzielił się na czas przed i po nim. Kroczyli razem w stronę Wielkiej Sali, siedzieli razem na niewielkich skrzynkach wypełnionych dobrociami zabieranymi od troskliwych rodzin. Ale w tej relacji, od najmłodszych, szczenięcych lat - był on. Tylko on. On trafił do Hufflepuff, on dostał się do drużyny Quidditcha, on zaczął się uczyć francuskiego i jeśli coś powiedziałaby o sobie, to on i tak stronił do skupienia uwagi. Ale też od najmłodszych lat wmawiała sobie, że musi się z nim trzymać, niczym pies uwiązany na niewidocznym łańcuchu zobowiązań. Zawsze wiedział, że zostanie artystą, co nie pasowało do jej wizerunku pilnej krukonki. Karmił słodkimi, uśmiechami, drobnymi sugestiami i pomocą. Wiedział co robić, by go uwielbiano, czuł to od najmłodszych lat. A ona, ona zawsze była obok, podbijając tą ułudę własnymi emocjami; mimiką zdradzającą obdarowywanie emocjami. Mówił, że żyła w jego cieniu, pogłębiając wiedzę o botanice, język francuski i marząc o karierze nauczyciela. Mówił, że to zbyt banalne, że brakuje w jej przyziemnym życiu odrobiny kunsztu. Był wszystkich, więc nigdy - ani jako kolega, ani jako przyjaciel, ani jako parter - nie był jej.

Oddawała się znajomościom, pierwszym miłostkom i lawinie nauki, w której przodowało zielarstwo. Dopełniała to wszystko wiedzą z anatomii, ale również historii magii, przeświadczona w dumie z bycia czarodziejem. Łatwo zyskiwała wiedzę, podobnie łatwo co znajomości, który naturalnie lgnęły do przywódczego charakteru. Z wrodzoną przyjemnością przerzucała pewnymi siebie spojrzeniami, karmiła ludzi poradami, które pozwalały jej na umiejętne prowadzenie swoich relacji. Tam, gdzie nie pomagał autorytet intelignentnej, najlepszej uczennicy, pomagały słodkie spojrzenia i krótkie całusy w policzki, które niegdyś przerodziły się w nastoletnią manipulację uczuciami. Dopiero wtedy, gdy ujrzeli ją inni, zdołał ją ujrzeć i Blaise.

Obserwowała z oddali moment, gdy choroba wdzierała się do nastoletniego wówczas ciała. Syndrom Grauguss'a był bezlitosnym wrogiem przyszłości - nawet wtedy, gdy wzięta na pokuszenie zerwała hucznie pakt o nierozłączności, współczuła mu ze szczerego, ludzkiego serca - ale i tak, choroba była promotorem jej odejścia od niego. Młody umysł przekalkulował życie z kimś, który ani nie zna genezy swojej choroby, choć nieznany ojciec mógł być tutaj odpowiedzią, ani nie będzie mógł być jej wsparciem, gdy cierpienie będzie sięgało zenitu. Mimo uczuć rodzących się w smukłym, powoli kobiecym ciele wobec kogoś innego, wizja porzucenia chorego wyjadała fragment po fragmencie, napawając kościste ciało o mdłości. Niszczyła podwaliny relacji, które próbowała budować i ta nastoletnia wersja Hazel doskonale wiedziała, co się wydarzy, jeśli wodzona wyrzutami sumienia do niego wróci. Ostatnie lata jego życia cierpiała bowiem bardziej, nękana przemęczeniem, ale i wyrzutami sumienia o własne emocje - szczerą nienawiść wobec jego słów, wykończenie odbierające jej reszki współczucia. Troskliwe dłonie opiekowały się nim niezmiennie nawet jeśli ciało wtulało się w koszulę pachnącą innymi perfumami po recitalu głównej opery Paryża. One mijały, ona była niezmienna, nosząc pod sercem kolejne próby ratowania rozpadającej się, niestabilnej od samego początku konstrukcji związku.


Blaise Wilde nie żyje.



Od pierwszych chwil, gdy wzięli ślub mając ledwie dwadzieścia lat, skazała się na porywy niespełnionego, artystycznego umysłu. Sam ślub, był ich dwumiesięczną, nierozsądną decyzją po ledwie miesiącu od wrócenia do siebie. Pomieszkując w dawnym mieszkaniu jego matki, żyjąc na kocią łapę jako pomniejszy ogrodnik przestrzeni miejskich, sięgnęła po leżące na biurku steki dokumentów - bilety na statek mierzwiły wspólnym nazwiskiem, przerażenie gościło w pragmatycznym, nielubiącym zmian umyśle. Porzucenie rodziny bolało bardziej, gdy po silnym uścisku rodzeństwo zniknęło za horyzontem brytyjskiego nieba. Pachniało owsianką z jabłkiem, ciepłem rodzinnego ogniska i mieszanką kupowanych mamie na urodziny perfum, które z oszczędności wykorzystywała tylko na święta. Francja pachniała fekaliami, mdłym, sztucznym zapachem róż i ułudą romantyzmu. Francja pachniała nim - jego marzeniami, jego karierą, jego romansami niespełnionego romantyka u boku zwykłej żony.

Pierwszy romans Hazel, niczym jej pierwsza próba charkateru i zdolności, miał na celu zdobycie przez Blaise'a lepszej pracy, pozwolił jej jednak na pierwsze kroki we francuskiej socjecie artystów. Szybki awans z florystki ogrodów Beauxbatons na wsparcie kadrowe botaników, kontrastował z głęboką żałobą braku weny Blaise'a. Zwykł mawiać, że wino łagodzi zmysły, a on walczył przecież tak bardzo o to, by również zarabiać na rodzinę. Zamiast tego zasypiał jednak na wiecznie skrzypiącej wersalce na poddaszu farmy dalekiego kuzyna. Młody Florus wychowywał się sam, Raanan tkwił w troskliwych rękach życzliwej sąsiadki. Hazel za radą poznanych francuskich piękności oddała resztę godności za jego wakat w operze, resztę rozsądku za swój awans, a pozostałość emocji na obserwacje przepełnionego narcyzmem męża. Wdawała się przy tym w kolejne relacjie okraszone kokieterią, która połączona z zawiadiackim charkaterem i podbudowywaniem własnej wartości, stanowiła powoli jej własną, wybitną broń.

Dla jego przyjaciół - ekscentrycznych malarzy, niekiedy przebrzydle bogatych muzyków, kobiet występujących półnago na sztampowych dziełach francuskich galerii - była tajemnicą, niczym karty które trzymała w dłoni, gdy Peter nauczył ją grać w magicznego pokera. Praktyczną, przyziemną, chłodną na pozór. Zgubiona w tym Hazel postanowiła odpłacać się piękny za nadobne, obserwując na wpół pijanego męża, pogrywającego w ich salonie z niedawno poznaną kobietą. Pociągała za sznurki, kusiła i uczyła się sterowania własnym ciałem i wrażeniami w obcych oczach. Kreśliła granice ust czerowną szminką, przywdziewając sukienki niczym metody zemsty. Szeptała do ucha słodkie kłamstwa, tworząc w ich głowach iluzję bycia kimś, kim nigdy nie była. Od słowa do słowa, prowokując wprowadzenie ją w głębsze znajomości, trafiała na krókie spotkania przy kawie z żonami urzędników, redaktorów czy zarządców istotnych miejsc. Wykluwająca się coraz bardziej perswazja i bezwstydne kłamstwa, pozwalały jej na tworzenie ułudy idealnej przyjaciółki, pani botanik, słodko niepoprawnej lecz idealnej do tego, by spoglądając  w sarnie oczy, opowiedzieć o swoich bolączkach. Poznawała ten świat, z przedsmakiem, jako Hazel Wilde Boisselier, opuścić go miała z podobnie wypisanym kłamstwem w dokumentach. Delikatny uśmiech przepełniony bólem, zakłamanie w ukazywanej radości i uwodzenie własnego męża, by próbować odtworzyć to, co sobie przyrzekali - wszystko to, co zrobiło z niej fatalny przykład kobiety, zwalała na niego. Choć, prawdę mówiąc, robiła to coraz częściej sama dla siebie.

Uczyła się wielu rzeczy od najmłodszych lat, lecz dopiero dorosłość przyniosła jej prawdziwy bagaż wiedzy i doświadczeń. Przejmowała inicjatywę, zainicjowała spotkania dyskusyjne z uczniami, podsuwając ten pomysł jednej z lubiach przed nią profesorek. Zainteresowani zielarstwem uczniowie mogli wpleść się na spotkania w pięknym, różanym ogrodzie, gdzie mimo statusu zwykłego pracownika, miała swoje zaszczytne miejsce Pani Wszystko-wiedzącej. Przyjemnością było widzieć, jak jej wypowiedzi skupiają uwagę młodzieży, której opowiadała o dziedzinie, na której najbardziej się znała. Dyskutowali też jednak o książkach czy muzyce. Niekiedy, jako nieoficjalne źródło pomocy, ofiarowała tłumaczenia przed egzaminami, zaskarbiając sobie tym serca. Jednocześnie, to moc przekonywania - budowana od najmłodszych lat Hogwartu - pozwalała jej przetrwać najbardziej. Perswazja, która kruszyła lód między nią a kadrą nauczycieli; między nią a naukowcami, którzy zasięgali jej pomniejszej pomocy w niektórych fragmentach swoich prac - zarówno praktycznych, jak i spisanych w czasopismach naukowych. Potrafiła ukazać swoją wartość i słowami o nią walczyć - słowami, które powoli stawały się jej większą bronią, niż toksyny wielobarwnych płatków. Słowami pisanymi, mówionymi czy wyszeptanymi. Słowami wplecionymi do ucha męża, którego gdzieś wewnątrz kochała, gdy kierował jej dłonią ucząc gry na swoim najważniejszym dziecku - fortepianie. Słowa wyznaczały też granicę, wyszeptywała je wprost do ucha upatrzonej na spotkaniu ofiary, gdy ofiara w słodkim tańcu wśród jazzowej muzyki, posuwała się zbyt daleko, zbyt szybko, słowa ją hamowały. Słowa tworzyły ją od nowa, jej własne stwierdzenia, ale też te, przekazywane dalej z czyichś ust.

Trwało to latami, niemalże dorastała wraz z kiełkująca w niej ułudną wizją samej siebie. Zapalony w ustach papieros osłaniał spowitą półmrokiem twarz przed wścibskimi spojrzeniami. Status fałszywej tożsamości incognito pozwalał jej na subtelne sterowanie budowaną opinią; opowiadane historie bawiły i rozczulały lgnące do światła, wielobarwne ćmy. Czerwień suknia wodziła za zmysły, czuła spojrzenie na podkreślonej talii, podążające za nią dłonie i zgubiony francuski w odmętach alkoholu. Długie palce Blaise'a wprawiały w głosy zachwytu. Zdobywał uwagę nienagannym, szelmowskim uśmiechem, romansami skrytymi w plotkarskich gazetach i kłamliwym obrazem powtarzanym z jej ust do wszystkich tych, które spijały z jej warg staromodną czerwień. Zaproszenia gościły coraz częściej w ich dłoniach, pieniądze podbijali nadgodzinami i podwyższaną z dnia na dzień stawką. Poza godzinami w akademii reprezentowała jego interesy, dokładnie wiedząc gdzie i jak uderzyć, co powiedzieć, aby podbić walutę męskiej wartości. Z roku na rok była w tym lepsza, a zbierane wśród cielesnych uniesień informacje kontynuowały lawinę zdobywanych znajomości. Musieli kłamać o podstawach własnego jestestwa, o własnej krwii, delikatne słowa zachwytu nad paskudnymi duszami nie stanowiły więc żadnego problemu.

Uwielbiała natomiast uczniów, zaś uczniowie uwielbiali ją. Perswazją i charyzmą zdobywała uwagę nastolatków, którzy upatrywali w kwiatach to, co poniekąd zauważali w młodej botaniczce. Jej historia nauki francuskiego od lat szkolnych i późniejsza praktyka, która doprowadziła do pewności języka i tylko delikatnego, twardszego akcentu, napawała uczniów wiarą w siebie, zaś Hazel - skryta pod podwójnym życiem eterycznej znawczyni trujących kwiatów i tajemniczej żony kiełkującego na sławę muzyka - mogła ukazać prawdziwą twarz, którą nadało jej dorastanie w słodkiej niewinności prostej, kochającej rodziny. Była osobą wymagającą, acz jednocześnie wspierającą uczniów - była, bo ledwie po sześciu latach rozwijającej się kariery, jej życie opadło niczym ostatni kwiat oleandra w ledwie jesienną zawieruchę.

Śmierć męża była nieunikniona, gdy choroba odbierała mu tolerancję kolejnych pokarmów. Kości wyżynały się spod bladej skóry, alkohol spijany z kobiecych ciał potęgował zły stan unikania leczenia, a w Hazel  wzbudzał mdłości za każdym razem, gdy noszone pod sercem dziecię - ostatnie, jak się później ukazało, wymarzona córka - wbijało bolesną szpileczkę braku zainteresowania. Przepraszał i odchodził, bo przecież tak niewiele mu zostało. Przepraszał i odchodził, gdy przypominała mu o pragmatyczności jego własnej, nierozumiejącej rodziny. Na dwa miesiące przed jego śmiercią wróciła na krótki urlop do Anglii, gdzie matczyne utulenie uświadomiło ją o braku uczuć - o tym, że tkwiła w tym z przyzwyczajenia, dla dzieci i dla korzyści, które przecież i tak wypracowała dla nich sama. Powrót miał więc wieńczyć koniec, nie spodziewała się jednak, że zamiast słów wznoszących o rozpad małżeństwa, podniesie słowa przemowy na urokliwym, alpejskim cmentarzu.

Blaise Wilde zmarł dwudziestego trzeciego lutego, pięćdziesiątego siódmego roku.
Miał trzydzieści jeden lat, zostawił żonę i dwójkę dzieci, a tuż obok niego - niewypowiedziana, skryta w głębi matczynego serca, tkwiła nienarodzona Rosalie, którą straciła wraz z dobijającymi wieściami. Poszukiwania nowego sensu, nowego życia pozwoliły brunetce zrozumieć to, co niegdyś straciła. Powrót do Anglii był naturalny, gdy jej pierworodny - jedenastoletni wówczas - edukował się bezpiecznie pod okiem jej przyjaciół z porzuconej pracy, a znajomości pozwoliły na wykreślenie z dokumentów niewygodnego nazwiska. Opuściła Francję jako Hazel Wilde-Boisselier, czarownica półkrwi, a to zaś pozwoliło jej na zachowanie stosunkowo bezpiecznego statusu, który mniej bezpiecznie pragnęła zszargać. Ledwie miesiąc po powrocie zaczęła nurkować wśród znanych sobie czarodziejów, aby dotrzeć do miejsca, w którym w istocie mogła pomóc. Postawiła wszystko na jedną kartę, tak jak na jedną kartę stawiała swoje poglądy. W imię ich i wolnej od opresji ojczyzny pragnęła działać - naturalnym było, by po dwunastu latach kłamstw, trafić do miejsca, gdzie sama prawda oblekała w obrzydlistwa, a kłamstwo podnosiło zlęknione umysły.

Grała całe życie, od momentu gdy w łzach dowiedziała się o opresjach na jej rodzinie, aż po chwile uniesień sponiewierające boleśnie młody, wówczas wyjątkowo młody umysł. Teraz, miała zagrać najlepszą możliwą kartą, ledwie rok po powrocie do spowitej bólem ojczyzny. Teraz, po latach, rozumiała ją bardziej niż kiedykolwiek.




Patronus: Miała dziesięć lat, gdy pierwszy raz ujrzała pojedynczego osobnika. Ojciec pozwolił jej na cichą obserwację ewidentnie chorego żbika, który zbliżył się niebezpiecznie do siedliska ludzi. Ciepła dłoń rodzica otoczyła zmarznięte ramiona, zaciekawione nieznanym dotąd zwierzęciem.
Żbik europejski to jeden z najrzadszych drapieżników Europy. Przerastający rozmiarami zwykłego kota domowego, reprezentuje samotniczy tryb życia, grację i wyjątkowy spryt, który pozwala samotnie wędrującym osobnikom na przetrwanie, charakterystyczne dla znanych ludziom przedstawicieli. Brązowa, wielobarwna sierść pozwala mu na wtopienie się i niezauważenie przez naturalnych konkurentów.

Statystyki
StatystykaWartośćBonus
OPCM: 10+2 (różdżka)
Uroki:7+2 (różdżka)
Czarna magia:00
Uzdrawianie:40
Transmutacja:2+1 (różdżka)
Alchemia:70
Sprawność:30
Zwinność:70
Reszta: 0
Biegłości
JęzykWartośćWydane punkty
AngielskiII0
FrancuskiII2
Biegłości podstawoweWartośćWydane punkty
AnatomiaI2
Historia MagiiI2
AstronomiaI2
SpostrzegawczośćI2
KłamstwoII10
KokieteriaII10
PerswazjaII10
ZielarstwoIII25
Biegłości specjalneWartośćWydane punkty
MugoloznawstwoII0
Biegłości fabularneWartośćWydane punkty
Zakon Feniksa00
RozpoznawalnośćI-
Sztuka i rzemiosłoWartośćWydane punkty
Literatura (wiedza)I½
Literatura (tworzenie prozy)I½
GotowanieI½
Muzyka (gra na fortepianie)I½
AktywnośćWartośćWydane punkty
Taniec współczesnyI½
Biegłości pozostałeWartośćWydane punkty
Magiczny pokerI½
GenetykaWartośćWydane punkty
Brak- (+0)
Reszta: 4
[bylobrzydkobedzieladnie]


poetry and anarchism
it’s survival of the fittest, rich against the poor. I’m not the only one who finds it hard to understand I’m not afraid of God, I am afraid of man


Ostatnio zmieniony przez Hazel Wilde dnia 21.02.23 17:50, w całości zmieniany 5 razy
Hazel Wilde
Hazel Wilde
Zawód : naukowczyni, botaniczka, głos propagandy podziemnego ministerstwa
Wiek : 32 lata rozczarowań
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Wdowa
widzę wyraźnie
pełne rozczarowań twarze
a w oczach ból i gniew
uśpionych zdarzeń
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
 trust me
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11597-hazel-wilde-nee-summers-budowa#358577 https://www.morsmordre.net/t11630-konwalia#359622 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t11632-hazel-wilde#359624
Re: Hazel Wilde née Summers [odnośnik]25.02.23 20:12

Witamy wśród Morsów

twoja karta została zaakceptowana
Kartę sprawdzał: Tristan Rosier
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 24.11.23 20:01, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
 Hazel Wilde née Summers Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Hazel Wilde née Summers [odnośnik]25.02.23 20:14


KOMPONENTY jagody z jemioły, piołun, jad jadowitej tentakuli

[17.03.23] Lipiec/sierpień
[15.12.23] Sierpień-listopad

BIEGŁOŚCI[11.12.23] Wsiąkiewka (lipiec-sierpień); +2 PB

HISTORIA ROZWOJU[25.02.23] Rozwój początkowy
[01.08.23] Zdobycie osiągnięcia: Na głowie kwietny ma wianek; +30 PD
[22.11.23] Spokojnie jak na wojnie; +50 PD
[29.11.23] Darmowa zmiana wizerunku
[11.12.23] Wsiąkiewka (lipiec-sierpień); +90 PD
[27.12.23] Powiększenie limitu postaci czystej ze skazą; -250 PD
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
 Hazel Wilde née Summers Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Hazel Wilde née Summers
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach