Wydarzenia


Ekipa forum
Helena McKinnon
AutorWiadomość
Helena McKinnon [odnośnik]03.09.15 1:06

Helena McKinnon

Data urodzenia: 19.10.1930
Nazwisko matki: Brak
Miejsce zamieszkania: Dolina Godryka
Czystość krwi: Czysta ze skazą
Zawód: Obrońca Harpii z Holyhead, felietonistka w Proroku Codziennym
Wzrost: 173cm
Waga: 55kg
Kolor włosów: Blond
Kolor oczu: Stalowo szary
Znaki szczególne: Jest w połowie wilą, usta ma pomalowane na czerwono i nosi spodnie


Lustereczko powiedz przecie, kto jest najpiękniejszy w świecie?
Milcz, tylko się z Tobą drażnię. Nie chcę dziś słuchać Twego irytującego głosu, wolę podziwiać się w gładkiej tafli. Założę za ucho kosmyk złotych włosów, różane wargi musnę odrobiną czerwieni, by na chwilę odebrać oddech wam wszystkim. Zwrócę go, gdy tylko przyjdzie mi na to ochota. Słuchasz mnie nadal? Musisz słuchać, nic nie drażni mnie bardziej, niż odmowa. Opowiem Ci więc historię. A może nie historię, a anegdotę, nie chcę wdawać się w zbędną terminologię. Mugole mówią często o Lucyferze, najpiękniejszym z aniołów, który zwrócił się przeciwko swojemu stwórcy, za co został strącony na ziemię, do piekła. Tym właśnie jestem, mój drogi. Upadłym aniołem. Nawet jeśli wcale nie wierzę w te mugolskie banialuki.


Tylko tak naprawdę nie spadłam z nieba. Matka urodziła mnie pewnej październikowej nocy, a zaraz potem wyzionęła ducha. Najwyraźniej nawet wile mogą zginąć w tak prozaiczny sposób, przez całkowity brak kompetencji lekarzy. Nie znam nawet jej imienia. Ojciec kochał ją do szaleństwa, ale chyba zbyt mocno skupiał się na jej niezaprzeczalnych walorach, by skupiać się na rzeczach tak błahych, jak imię. Ponoć nazywał ją „kochaniem”. Nie patrz na mnie protekcjonalnie, może rzeczywiście jej śmierć ubodła go zbyt mocno, ale mnie to nie interesuje. Nigdy o nią nie pytałam, miałam inną matką. A ta kobieta nie była nawet człowiekiem. Przez pierwsze miesiące życia wychowywała mnie babka. Ojciec okazał się zbyt nieporadny i zajęty swoją przeciętną pisaniną, by zająć się na wpół osieroconym niemowlęciem. Edmund McKinnon, nigdy o nim nie słyszałeś. Nikt nie słyszał. Wielki pisarz, autor jednego tytułu, który za grosze kupisz w antykwariacie, bo wydawania go nigdy nie wznowili. Ale jego „talent” wystarczył, by zawrócić w głowie pewnej arystokratce, która niewiele myśląc porzuciła swoje dostatnie życie i zamieszkała wraz z nim na strychu jednej z Londyńskich kamienic. To właśnie ją nazywam matką, choć nie potrafię nie gardzić jej decyzją. Miała cały świat u swych stóp, a porzuciła to wszystko w imię czego? Miłości? Nie rozśmieszaj mnie proszę. Naprawdę muszę opowiadać Ci, jak w prawdziwym świecie kończą się bajki? Żyliśmy we trójkę w obskurnej klitce, Penelopa adoptowała mnie i zajmowała się mną jak swoją własną córką, a przynajmniej do czasu, kiedy urodziła swoje własne dziecko – śliczną, choć urodą nie dorastającą mi nawet do pięt, Ariadnę. Nie, nie mówię, że mnie zaniedbywała, nigdy nie dała mi odczuć, że nie jestem jej, a jednak uczucia, którym mnie darzyła, nie dało się nawet porównać do bezgranicznej miłości mojego ojca. Może zaczynałam mu przypominać matkę, może dające o sobie znać geny wili podobnie jak wcześniej pobudzały jego inspirację, ale wreszcie zaczął mnie traktować jak swoją małą księżniczkę. Szkoda tylko, że poza całusem na dobranoc niczego dać mi nie mógł. Czas jednak nie stanął w tym idyllicznym momencie, rodzina samą miłością żyć niestety nie mogła. Penelopa swoich dłoni pracą skalać nie zamierzała. W zakres jej obowiązków wchodziło pranie, gotowanie, prasowanie, dbanie o niewielkiego metrażu lokum oraz opieka nade mną i moją siostrą. Z żadnego z wyżej wymienionych nie potrafiła wywiązać się wystarczająco dobrze, dlatego też uciekała z brudnego domu na pogawędki z dawnymi znajomymi przy kieliszku sherry. Jedynym źródłem dochodów okazała się praca Edmunda, dorabiającego marne grosze jako asystent asystenta krawca, bo wielki artysta pracować przecież nie może.



Zaczynasz rozumieć? Fragmenty układanki składają się w jedną całość, tłumacząc Ci zawiłości mojego charakteru. Gardziłam ojcem nieudacznikiem, który całe swoje życie poświęcił czczemu marzeniu i nawet nie starał się zapewnić nam godnego życia. Gardziłam matką, która w imię miłości oddała wszystko: względy, pieniądze, a nawet własne zdanie. Mogła piąć się na szczyt drabiny sukcesu, a skończyła jako żona i matka, wieczorami popijająca w samotności tanie wino. Już jako dziecko obiecałam sobie, że nie pozwolę, by taki los przytrafił się i mnie. Wróćmy jednak do mojej historii, nie lubię zbyt długo odchodzić od tego tematu. Z dzieciństwa pamiętam jedynie schody. Ciemne, wąskie, pełne zawieszonych na brudnych ścianach pajęczyn, oświetlone tylko zawsze przepaloną żarówką, smętnie zwisającą z sufitu. Bałam się ich, unikałam starcia jak ognia –  w przeciwieństwie do młodszej siostry, nigdy nie odważyłam się z własnej woli samodzielnie wyjść z domu, by wreszcie zacząć żyć jak przystało na normalne dzieci w moim wieku. Siedziałam na parapecie i z zazdrością obserwowałam wszystkie harce i swawole na dole. Słuchałam ich śmiechu, spoglądałam na radosne zabawy i za każdym razem chciałam być z nimi, tam na dole. Aż wreszcie przestałam. Wystarczyło jedno moje kapryśne spojrzenie, a chłopcy już rzucali zabawki i przybiegali na górę, by posłuchać moich historii. Wtedy właśnie zdałam sobie sprawę, że wcale nie chcę być taka, jak inni. Bo jestem od nich lepsza.
Nawet nie masz pojęcia, jak bardzo ucieszyłam się, gdy list z Hogwartu uratował mnie z tego domu nędzy. Pierwszego września obserwowałam, jak moi rówieśnicy wypłakują sobie oczy i wciąż trzymają się maminej spódnicy, a ja wprost nie mogłam się doczekać, by wreszcie wsiąść do pociągu i zostawić całe dotychczasowe życie za sobą. Uciec od tych życiowych nieudaczników, którzy ściskali mnie jak szmacianą lalkę i zacząć pracować na swoje. Nawet nie obejrzałam się do tyłu, odjeżdżając z peronu. Nie podoba mi się to karcące spojrzenie w Twoich oczach, jeśli nie chcesz zaraz leżeć w kawałkach na ziemi zacznij nad tym panować. Kontrola, to słowo klucz. Nie próbuj wmówić mi, że nie mam uczuć. Rozum zawsze przemawiał głośniej niż serce, uświadamiał mi, że kierując się emocjami skończę tak, jak moi rodzice. To dlatego zaczęłam je spychać na dalszy plan. Tiara Przydziału chyba od razu to zauważyła, bo od razu przydzieliła mnie do Slytherinu. Prawdę powiedziawszy, nie spodziewałam się niczego innego. Chciałam otaczać się ludźmi godnymi mnie, pochodzącymi ze znamienitych rodów. To akurat żadna tajemnica, że zawsze lepiej czułam się w towarzystwie chłopców. Już wtedy wpatrywali się we mnie jak w przecudny obrazek, nosili za mną książki i spełniali każdą zachciankę. Dziewczęta najzwyczajniej mi zazdrościły.


Byłam zdolną uczennicą. Podczas gdy inni starali się zaledwie prześlizgnąć z roku na rok, ja spędzałam czas w bibliotece, dokładając wszelkich starań, by moje oceny były jak najlepsze. Może dlatego, że zdawałam sobie sprawę, że sama muszę zapracować sobie na wszystko, bo moje nazwisko niczego nie załatwi, a może dlatego, że gdy "przyjaciele" traktowali mnie protekcjonalnie ponieważ byłam „tylko” kobietą, krew zaczynała wrzeć mi w żyłach. Z jakiegoś powodu już w nastoletnich czasach doskwierał mi brak równości. Chyba właśnie dlatego, na trzecim roku dołączyłam do drużyny Quidditcha i co tu ukrywać, szybko pokazałam na co mnie stać. Chciałbyś, żebym tu zakończyła swoją bajkę, prawda? Wszyscy żyli długo i szczęśliwie, oklaskując jej wyczyny na trybunach. Byłam naprawdę dobra, ale każdy mecz był dla mnie drogą pod górę, Syzyfową pracą, która nigdy nie miała końca. Gdy oznajmiłam, że chcę zająć się grą profesjonalnie, koledzy wciąż spoglądali na mnie z góry, powtarzając, że kobiecie nie wypada, bo przecież nie wypada. Według wszystkich powinnam sobie znaleźć męża, a nie zawracać sobie głowę męskim sportem. Czy naprawdę muszę Ci uświadamiać, jak to wszystko się skończyło? Im bardziej próbowali mi to wybić z głowy, tym pewniejsza swojej decyzji się stawałam. Mówisz, że nie mam serca, ale to oni wydzierali je ze mnie z każdym szowinistycznym komentarzem. Lata czterdzieste nie były przyjazne płci pięknej. A zwłaszcza tak pięknej.


Nim skończyłam szkołę, stałam się kobietą wyzwoloną. Nie bałam się nosić spodni w miejscach publicznych, ani pokazywać się ludziom z papierosem w ustach. W przeciwieństwie do moich koleżanek, zamiast o małżeństwie, myślałam tylko o drodze na szczyt. Przestałam powstrzymywać się przed wypowiadaniem własnego zdania, sama zaczęłam stawiać się na równi z mężczyznami. Nawet, jeśli oni wciąż widzieli we mnie jedynie ładną buzię. Wiesz, czasami sądzę, że sami są sobie winni. Stawiają mnie na piedestale, pozwalają owinąć się wokół palca i nawet nie zauważają, że sami zaciskają sobie pętlę na gardle. Uważają się za lepszych ode mnie, a tak naprawdę wszystkich mam ich w garści. Miałam siedemnaście lat, gdy nauczyłam się, że swoje wdzięki mogę obracać przeciwko nim, że dzięki genom matki, nawet najbardziej wyszczekany staje się przy mnie uległym szczeniaczkiem.
Nie, nie mam wyrzutów sumienia.



Gdzie diabeł nie może, tam babę poślę. To właśnie moja rola w Rycerzach Walpurgii. Byłam zaledwie początkującą zawodniczką w drużynie Harpii Holyhead, gdy mój najlepszy przyjaciel nakłonił mnie, bym wstąpiła w szeregi Toma Riddle’a. On jeden dostrzegał więcej niż inni, od razu zauważył drzemiący we mnie potencjał i postanowił wykorzystać go do swoich celów. A ja? Gardziłam plugastwem wśród czarodziejów, zwłaszcza tym plugastwem, które śmiało nie nazywać mnie człowiekiem, choć w ich żyłach nie płynęła nawet kropla czystej krwi. Mugolaki, szlamy - gorszy podgatunek czarodziejów, który nigdy nie powinien dostąpić zaszczytu nauki magii. Chciałam odciąć się od nazwiska, które otrzymałam od ojca i obracać się wśród znamienitych ludzi. I co tu ukrywać, schlebiało mi to, że wreszcie przestano oceniać mnie przez pryzmat płci. Wtedy też rozpoczęłam naukę czarnej magii. Ciemna strona chyba mocniej przemawiała do mej natury, chłonęłam ją całą sobą i chciałam wiedzieć coraz więcej. To, co nieczyste i zabronione przyciągało mnie do siebie, zapętlało się wokół moich myśli i pchało mnie coraz dalej. Zastanawiałeś się kiedyś, jak nisko można zejść, by nie móc już zawrócić? Ja chyba przekroczyłam już tę granicę. Ja i on, ten który popchnął mnie w stronę Riddle'a, razem zgłębialiśmy tajniki czarnej magii. Chcesz wiedzieć więcej? Och, widzę, że Cię zaciekawiłam. No dalej, poproś. Nie każ mi czekać, bo zaraz znudzę się, a Ty pobiegniesz za mną niczym wierny piesek. Prosisz? Wybacz, gdybym zdradziła Ci cokolwiek więcej, musiałabym Cię zabić. A tego przecież byś nie chciał, prawda?


George Bernard Shaw napisał kiedyś: „Szaleństwo nie jest niedorzeczne: otóż im bardziej szalone, tym bardziej logiczne, tym bardziej wyrafinowane, tym bardziej wymowne, tym bardziej olśniewające”. Tym właśnie jestem – szaleństwem. Szalonym pyłkiem świata, unoszonym przez podmuchy chwili, wiecznie migoczącym w powietrzu i nigdy nieopadającym na ziemię. Żyję chwilą, nigdy nie żałuje... Nazwij mnie socjopatką, a zadbam o to, by żadne inne słowo nie opuściło już Twoich ust. W całym swym okrucieństwie jestem nieprawdopodobnie logiczna. Nie urodziłam się zła, nie urodziłam się bezwzględna. To świat mnie taką uczynił. Mój charakter zdaje się być wypadkową wszystkich czynników, które stopniowo, niczym woda w skale, niszczyły moje człowieczeństwo, pozbawiały mnie ludzkich słabości. Nieudane życie rodziców, brudne mieszkanie i dokuczliwe ubóstwo w dzieciństwie nauczyły mnie, by nigdy nie zerkać wstecz. Z uroczego dziewczęcia z dołeczkami w policzkach, buszującego w chwastach i porywającego się z motyką na słońce stałam się elegancką kobietą, świadomą swoich pragnień i celów. Olśniewam zachowaniem i wyglądem, powala wymownością i elokwencją. Bawię się w artystkę, uderzając smętnie o klawisze fortepianu, układając z przypadkowych dźwięków, przypadkową melodię. Udaję Boga decydując o życiu i śmierci, wciela się w rolę reżysera odpowiednio pociągając za sznurki swoich kukiełek i przybieram maskę niewinnej, poszkodowanej, pozostawionej. Jestem wiktorią i ofiarą własnego szaleństwa.


Widzę – podnosisz palec, chcesz coś powiedzieć. Oboje wiemy, że urwałam w połowie. Nie wiesz, jak kończy się moja historia, prawda? Przed oczami wciąż masz sylwetkę dwudziestoletniego dziewczęcia, o własnych siłach próbującego dostać się do pierwszego składu, walczącego z wiatrem. Patrzysz na mnie i nie widzisz dziewczęcia, a silną kobietę, zdecydowanie wyłamującą się ze wszystkich stereotypów. Siedzę przed tobą w sięgających przed kostkę cygaretkach, w czarnym golfie, świadoma wszystkich swych wad i zalet. Potrafię walczyć o swoje, oficjalnie i po kryjomu. Nic mnie nie ogranicza.
Do drużyny przyjęto mnie właściwie zaraz po skończeniu szkoły. Łowcy talentów dostrzegli mnie podczas jednego z ostatnich meczów w siódmej klasie i od razu zaproponowali mi miejsce w drużynie. Nawet nie wiesz, jak bardzo denerwowało mnie siedzenie na ławce rezerwowych. Dawałam z siebie wszystko, a boisko stało się moim drugim domem. Treningom właściwie nie było końca, musiałam być przecież najlepsza. Wiesz ile zajęło mi dostanie się do pierwszego składu? Niewiele ponad rok. Złośliwcy mówią, że to przez moje bliskie kontakty z jednym ze sponsorów, ale takim najchętniej wyrwałabym język z gardła. Zapracowałam sobie na wszystko. Wystarczył jeden mecz, gdy obrońca oberwał tłuczkiem w głowę, bym mogła udowodnić wszystkim, że tam właśnie jest moje miejsce. W pierwszym składzie. Quidditch, to całe moje życie. Od trzech lat pisuję felietony do Proroka Codziennego. Na początku posługiwałam się pseudonimem, dziś przyznaję się do nich oficjalnie, nie boję się mieć własnego zdania. Tylko gdy mówią, że poszłam w ślady ojca, z niezadowoleniem marszczę nos.
Nic więcej wiedzieć nie musisz. Suche fakty, to powinno Ci wystarczyć. Nie pytaj o więcej, nie odpowiem, bo taki mam kaprys. Lubię być tajemnicza, poza chwilami, gdy zmieniam co do tego zdanie.

Lustereczko powiedz przecie, kto jest najpiękniejszy w świecie?



Patronus: Mówi się, że lisy są przebiegłe. Że nie można im ufać. Chyba właśnie dlatego, gdy po raz pierwszy wyczarowałam patronusa, taką właśnie formę przybrał. O czym myślałam, pytasz? O dniu, w którym przyjęto mnie do drużyny. Tym samym, w którym zaczęła się moja przygoda z Quidditchem.










 
3
1
2
3
3
4
7


Wyposażenie

Miotła (bardzo dobrej jakości), różdżka, sowa, 7pkt statystyk



[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Helena McKinnon dnia 04.09.15 20:02, w całości zmieniany 3 razy
Helena McKinnon
Helena McKinnon
Zawód : Obrońca harpii i felietonistka
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
But you'll come back each time you leave
'Cause, darling, I'm a nightmare dressed like a daydream
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
możesz pozostawić puste
Nieaktywni
Nieaktywni
http://morsmordre.forumpolish.com/t1186-helena-mckinnon http://morsmordre.forumpolish.com/t1210-kleopatra#8947 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f146-west-country-dolina-godryka-12 http://morsmordre.forumpolish.com/t1211-helena-mckinnon#8951
Re: Helena McKinnon [odnośnik]04.09.15 23:25

Witamy wśród Morsów

Twoja karta została zaakceptowana
INFORMACJE
Przed rozpoczęciem rozgrywki prosimy o uzupełnienie obowiązkowych pól w profilu. Zachęcamy także do przeczytania przewodnika, który znajduje się w twojej skrzynce pocztowej, szczególnie zwracając uwagę na opis lat 50., w których osadzona jest fabuła, charakterystykę świata magicznego, mechanikę rozgrywek, a także regulamin forum. Powyższe opisy pomogą Ci odnaleźć się na forum, jednakże w razie jakichkolwiek pytań, wątpliwości, a także propozycji nie obawiaj się wysłać nam pw lub skorzystać z działu przeznaczonego dla użytkownika. Jeszcze raz witamy na forum Morsmordre i mamy nadzieję, że zostaniesz z nami na dłużej!

Mimo wszelkich przeciwności losu Helena dopięła swego i została profesjonalną graczką Quidditcha, przemieniając się przy tym w bezwzględną, gorszącą społeczeństwo kobietą wyzwoloną. Urok półwili przyciąga, zaś męski strój i papieros między zębami odstraszają, lecz młódka nie może narzekać na brak zainteresowania ze strony płci przeciwnej. Jak dalej potoczy się jej kariera? Czy dołączenie do grona Rycerzy nie okaże się pomyłką, a za odziedziczone po matce geny nie przyjdzie zapłacić jej najwyższej z możliwych cen? Uciekaj na fabułę i pokaż, co przygotowałaś dla Heleny.

OSIĄGNIĘCIA
Kobieta wyzwolona
STAN ZDROWIA
Fizyczne
Pełnia zdrowia.
Psychiczne
Pełnia zdrowia.
UMIEJĘTNOŚCI
Statystyki
Zaklęcia i uroki:3
Transmutacja:1
Obrona przed czarną magią:2
Eliksiry:3
Magia lecznicza:3
Czarna magia:4
Sprawność fizyczna:7
Inne
Brak
WYPOSAŻENIE
różdżka, miotła (bardzo dobrej jakości), sowa, białe kryształy, czarne jagody, odłamek spadającej gwiazdy, pasta Fleetwooda
HISTORIA DOŚWIADCZENIA
[04.09.15] [klik]
[30.10.15] [klik]
[22.11.15] [klik] Wsiąkiewka +30 pkt
[29.11.15] Udział w Festiwalu Lata +40 pkt
[11.12.15] Mecz +60 pkt, pasta Fleetwooda

Evandra C. Rosier
Evandra C. Rosier
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Smile, because it confuses people. Smile, because it's easier than explaining what is killing you inside.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Helena McKinnon E0d6237c9360c8dc902b8a7987648526
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t578-evandra-lestrange https://www.morsmordre.net/t621-florentin#1749 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t1074-sypialnia-evandry#6552 https://www.morsmordre.net/t4210-skrytka-bankowa-nr-5#85655 https://www.morsmordre.net/t982-evandra-lestrange#5408
Helena McKinnon
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach