Wydarzenia


Ekipa forum
Zimowy dziedziniec
AutorWiadomość
Zimowy dziedziniec [odnośnik]08.01.25 1:04

Zimowy dziedziniec

Zaklęcia chronią dziedziniec przed zimnem, czyniąc z niego nie tylko wygodne i szybkie przejście pomiędzy skrzydłami pałacu, ale powiększając także dostępną przestrzeń przeznaczoną na taniec. Nieco bardziej ustronne miejsce, pozbawione większości ciekawskich oczu pozwala na oddanie się przyjemności walca w urokliwym, śnieżnym otoczeniu. Pracujące niestrudzenie skrzaty usuwają nadmiar puchu z posadzek, pilnując, by nikt nie potknął się na śliskim podłożu. Nałożone na przestrzeń zaklęcia wzmacniają dźwięki muzyki dobiegające z głównej sali balowej, choć jest ona nieco cichsza i niektórzy pewnie powiedzieliby, że bardziej romantyczna...


Zimowy Bal

Parkiet


Docierająca na dziedziniec muzyka, dzięki magii nie jest przytłumiona, choć cichsza, a brak miejsc do siedzenia sprawia, że nawet pomimo urokliwej scenerii, niewielu gości zapuszcza się w te rejony pałacu, a jeszcze mniej zostaje by zatańczyć bądź przyglądać się wyczynom tancerzy.


Utwory
Orkiestra wewnątrz przygrywała przeróżne melodie, lecz na parkiecie tej nocy królował walc. Aby sprawdzić, który utwór akurat wybrzmiewa wewnątrz pałacu, i którego dźwięki dobiegają do was, jedna osoba z pary rzuca kością k10.

1.The Sleeping Beauty Walz
Pyotr Tchaikovsky

2.Gold und Silber, Op. 79
Franz Lehár

3.Waltz No. 2
Dmitri Shostakovich

4.Voices of Spring
Johann Strauss

5.Swan Lake
Pyotr Tchaikovsky

6.Minute Waltz
Frédéric Chopin

7.Hungarian Dance No. 5
Johannes Brahms

8.Dance of the Knights
Sergei Prokofiev

9.No 30 Grand Waltz. Cinderella Op. 87
Sergei Prokofiev

10.Tempo di valse
Antonín Dvořák




[bylobrzydkobedzieladnie]
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Zimowy dziedziniec Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Zimowy dziedziniec [odnośnik]08.01.25 1:15
| jeszcze przed północą, około dwudziestej trzeciej

Nie tak wyobrażał sobie początek tego sabatu. O ile samo uroczyste rozpoczęcia i ciesząca podniebienie kolacja przebiegły w niezwykle przyjemnej atmosferze, a wszystko wokół gości cieszyło każdy zmysł, o tyle był ktoś, kto zdołał w Armandzie zasiać ziarno złości i gniewu, który dopiero miał wezbrać na sile. Czuł wściekłość na młodszego brata, na siebie także, pozwolił mu się okiwać jak dziecko, a powinien być przecież mądrzejszy. Drugi taniec tego wieczoru, który podarowała mu lady Colette, zdołał go ugładzić, nie mógł nie uśmiechnąć się w jej uroczym towarzystwie, a wypita później lampka szampana wzmocniła ten efekt. Najchętniej nie wypuszczałby już jej drobnej dłoni z własnej, nie mógł lady Kent zatrzymać dłużej, mieć wyłącznie dla siebie - jeszcze nie teraz, naturalnym było, aby w czasie swego debiutu podarowała odrobinę swej uwagi innym szlachetnie urodzonym lordom. Byle nie Luciusowi, jemu już wystarczy.
Nie próżnował, nie chciał wzbudzać niepotrzebnych plotek, sam oddał się zabawie, odnajdując w tym radość. Mimo słów młodszego brata - nie całe swe życie spędzał w bibliotece i Ministerstwie Magii, dworskie rozrywki nierzadko wprawiały go w lepszy nastrój, szczególnie tańce. Nie dlatego, że tak lubił wirować na parkiecie, uważając na to jak stawia kroki, a dlatego, że mógł cieszyć się wówczas bliskim towarzystwem szlachetnie urodzonych dam bez obaw o kontrowersje, w uszach zaś rozbrzmiewała muzyka. Cieszył oko ich uroczymi twarzami, napawał się zapachem drogich perfum, zastanawiając, czy pachnąca nimi skóra miękka jest jak jedwab, a co jeszcze piękniejsze - głównie milczały, oddając się tańcu, bo nie każdej damy Armand pragnął słuchać. Niektóre z nich znacznie zyskiwały, gdy zachowywały ciszę.
Był pewien, że lord Wilhelm Avery, przyjaciel, z którym dzielił szkolną ławkę za czasów Hogwartu, byłby skłonny się zgodzić. Czy przystałby jednak na wyzwanie, które chodziło Malfoyowi po głowie od pierwszej chwili, gdy stanął obok druha na skraju parkietu, porywając z tacy kelnera drobną przekąskę.
- Wilhelmie, przyjacielu, nie podpieraj tyle ścian, bo ktoś jeszcze pomyśli, że nie potrafisz tańczyć, bądź co gorsza - wstydzisz się kobiet, a ich towarzystwo cię onieśmiela - wyrzekł cicho, pochylając się ku lordowi Avery, doskonale wiedząc, że podobne słowa mogą go jedynie sprowokować. Właściwie to właśnie zamierzał go podjudzić. - A może nie? Założę się, że nie onieśmielisz się poprosić... nowe w naszym towarzystwie damy do tańca - niemal wyszeptał, uśmiechając się kącikiem ust, a jego wzrok podążył na prawo, gdzie mogli dostrzec Deirdre Mericourt i wysoką blondynkę pogrążone w cichej rozmowie, obserwujące tańczących. Armand był pewien, że Wilhelm, tak jak i on, doskonale zdawał sobie już sprawę z tego, kim są. - Poproszę do tańca namiestniczkę Londynu, tobie pozostaje ten wysoki babsztyl, musisz być szybszy, Avery - rzucił szeptem Armand; nie czekał na szkolnego druha, skierował się ku kobietom, lawirując między gośćmi, ciekaw, czy Wilhelm podejmie to wyzwanie.
Zatrzymawszy się przed czarownicami skłonił się przed nimi elegancko, zgodnie z dworską etykietą, choć nie tak głęboko jak przed gospodynią dzisiejszego wieczoru, czy lady Rosier, z którą miał przyjemność tańczyć już walce. Spojrzenie ciemnoniebieskiego oka zawiesił na niższej, drobniejszej sylwetce Namiestniczki Londynu, obleczonej tego wieczoru w czerwień; na chwilę skupił wzrok na misternej konstrukcji z ciemnych włosów, zanim śmiało, lecz nie lekceważąco, spojrzał w czerń jej oczu, tak innych od tych, w które zwykł spoglądać.
- Madame Mericourt, czy uczyni mi pani tę przyjemność i zgodzi się, bym poprosił panią do tańca? - zwrócił się do niej z szacunkiem, wyciągając ku azjatyckiej piękności swą dłoń, z zamiarem poprowadzenia ją na parkiet - lada chwila mieli zagrać walca.







Sanctimonia vincet semper



Armand Malfoy
Armand Malfoy
Zawód : przyszły polityk
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler

I read the rules before I break them

OPCM : 5
UROKI : 10 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5 +2
ZWINNOŚĆ : 11
SPRAWNOŚĆ : 14
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t12646-armand-malfoy#388845 https://www.morsmordre.net/t12651-hermes#389160 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t12652-skrytka-nr-2695#389176 https://www.morsmordre.net/t12654-armand-malfoy#389180
Re: Zimowy dziedziniec [odnośnik]08.01.25 13:29
Częste i usilne brylowanie pośród szlachty nie było zajęciem, które Wilhelm lubił, a tym bardziej kultywował z przyjemnością. Znający jego wychowanie z pewnością powiedzieliby, że nie był on nauczony zabiegać o szczególną uwagę, a tym bardziej wystawiać się na piedestał towarzyski. Obserwowanie i działanie we własnym zakresie sprawiało mu wystarczającą satysfakcję, na tyle by po pewnych mniej lub bardziej przymusowych sytuacjach w końcu oddać się ulubionemu zajęciu, czyli czujnej obserwacji gości. Spędzając czas w sposób dla siebie przyjemny, czyli w towarzystwie samego siebie i w błogiej słownej ciszy, już po znajomym chodzie lorda Armanda wiedział, że ten znalazł zajęcie, które porwie ich dwójkę, aby „nie nudził się”, jak to zwykli mawiać nierozumiejący jego sposobu spędzania czasu.
Armandzie – przywitał się z nim krótko, pozwalając jasnowłosemu dokończyć zdanie prowadzące do ostatecznego rozrachunku, który, jak należało się spodziewać, obruszył dwuokiego. – Z czystą przyjemnością poprowadzę je ku zagładzie – odpowiedział pewnym i bardzo chłodnym tonem, który pasował do zimnego uśmiechu nieczęsto widywanego na jego twarzy. Podobał mu się pomysł popsucia zabawy komuś, kto ewidentnie nie był odpowiednio uczony, aby odnajdywać się na takich balach. Widział przecież, co to blond babsko robiło przy stole, i jak nie próbowałoby skryć przed nimi swoich szarych pierzy nieudanego kaczątka, tak Wilhelm niemal natychmiast wyłapywał każde omsknięcie od ukochanej mu tradycji. Kiedy był gotów skomentować obydwie damy, jednooki wyrwał się do przodu. Nie pozostając w tyle, a tym bardziej nie pozwalając sobie na choćby chwilę dodatkowego przemyślenia, dotrzymał kroku przyjacielowi, ruszając krok za nim. Przez całą nie tak długą drogę słyszał w głowie nieudany zarzut Armanda, będący zapalnikiem jego butnej postawy, co utrzymało go przy wyzwaniu, kiedy stanął przed dwójką czarownic. Nie obawiał się ich, a jednak świadomość tego, że musiały wypracować sobie pewną reputację, aby być razem z nimi tutaj, sprawiała, że czuł pewnego rodzaju respekt. Wiedział, że każde stworzenie posiadało instynkt samozachowawczy, i nie bał się, choć racjonalnie myślał o wszystkich potencjalnych zagrożeniach, tak w pewnym sensie był usatysfakcjonowany ich obecnością. Uznawał to za przejaw pokazania siły i utrzymania porządku, co powodowało idealny balans między tym, co nazywało się władzą, choć to praktykował jedynie z perspektywy akademickiej.
Stając naprzeciw byłej znanej łowczyni z rodowego interesu, nie był już do końca pewien swoich racji związanych z jej odejściem. Przez cały czas, pomimo przedstawionych informacji, wierzył, że została ona wydalona ze służby na polecenie nestora lub pana ojca, zajmującego się hodowlą. Nawet podczas strawy przy stoliku niespecjalnie zaprzątał sobie nią głowę, skupiając się bardziej na przykrym obowiązku niż ochoczej rozmowie z kimś, kto nie dość, że był niżej urodzony, to reputacją wyprzedzał praktycznie wszystkich pracowników. W jego oczach była narzędziem, sprawnym i użytecznym, ale wciąż jednym z wielu niedorastających do pewnych standardów. Nawet nie próbował myśleć o jej funkcji pośród Rycerzy Walpurgii, skoro tak wiele mówiło się o osiągnięciach czarownicy jako łowczyni wilkołaków. Z pewnością azjatycka Namiestniczka również była wystarczająco zaangażowana w działania Czarnego Pana by brylować ze śmietanką czarodziejskiej arystokracji. Bardzo możliwe, że właśnie przez to jego twarz pozostała niewzruszona, kiedy kurtuazyjnie kłaniał się przed nimi. Oczywiście spóźnił się o sekundy, aby zabrać na parkiet Namiestniczki Londynu, o której nie wiedział zbyt wiele, ale była pierwotnie jego celem.
Madame Rookwood, z całym szacunkiem, pozwolę sobie zaprosić Panią do tańca. – powiedział dość sucho. Słowa nie były wyjątkowo wyszukane, choć nie grzeszyły impertynencją. Wymierzył dokładnie tyle bezpośredniości, na ile mógł sobie pozwolić w stosunku do etykiety balowej. Był pewien tego, czego chciał, a tym bardziej wiedział, że aby mu odmówić, musiałaby naprawdę wysilić się z wytłumaczeniem. Dlatego pewnie w oku błysnął mu mały kurwik, a lico przystroił lekki, zimny uśmiech. Był ciekaw, jak sobie poradzi z tym wyzwaniem, gdy wystawił w jej kierunku swoją dłoń.
Wilhelm Avery
Wilhelm Avery
Zawód : Asystent zarządcy rodowej hodowli trolli w Ironbridge
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Fate is not a mere inheritance; it is the road we walk, built from the choices we embrace.
OPCM : 9 +2
UROKI : 6 +3
ALCHEMIA : 5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 9
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t12697-wilhelm-avery https://www.morsmordre.net/t12702-wilhelmina#390406 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f230-shropshire-ludlow-castle https://www.morsmordre.net/t12703-skrytka-bankowa-nr-2704#390408 https://www.morsmordre.net/t12704-wilhelm-avery#390412
Re: Zimowy dziedziniec [odnośnik]08.01.25 18:48
Czas płynął w Hampton Court inaczej niż zwykle, wskazówki dyskretnie rozmieszczonych w posiadłości zegarów, mających umożliwić przygotowania do finału zabawy, zdawały się to cofać, to mknąć do przodu zbyt szybko - magiczna aura Sabatu igrała z samoświadomością, pozwalając gościom lady Nott poczuć się wyjątkowo, jak w baśni. Lub jak na Dworze Fey, gdzie nikt nie liczył minut, miesięcy i lat, przy stołach zasiadali rycerze, boginki i mistyczne istoty z wielu dekad, a każda z rozmów miała drugie, satysfakcjonujące dno.
Deirdre odnalazła się w tym świecie doskonale, z każdym kolejnym tańcem, kieliszkiem szampana i pełną kokieterii rozmową, czując się coraz lepiej. Już nie była nieopierzoną debiutantką, przejętą tym, jak zostanie przyjęta wśród szlachty, znała większość zakamarków pałacu, a przede wszystkim powróciła na wystawne salony jako ktoś. Niemożliwy do zignorowania czy obrażenia - przynajmniej przez osoby wykazujące się minimalną klasą - a cenny jako towarzysz pogawędki. Niezobowiązującej, luźniejszej niż zazwyczaj; właściwie, gdyby miała jakkolwiek ocenić i opisać Sabat, uznałaby go za bardziej luksusową i luźniejszą wersję bankietów w La Fantasmagorii. Rzecz jasna wyjątkowy bal lady Adelaide Nott gromadził zdecydowanie inną klientelę, lecz konwencja przebieranej zabawy rozluźniała akurat tą część obyczajów, której rozpasanie niezwykle madame Mericourt pasowało. W efekcie utrzymywała najlepszy z dwóch światów: perfekcyjne maniery arystokracji i polot oraz kreatywność typową artystom. Bez ciężaru odpowiedzialności za efekt końcowy i zadowolenie gości magicznego baletu. W Hampton Court mogła skupić się tylko na sobie - i to właśnie robiła, w końcu, w krótkiej chwili przerwy między innymi rozrywkami, mogąc kontynuować rozmowę z Sigrun. Imponującą i majestatyczną, widziała kątem oka, z jakim trudem lordowie udawali, że nie przyglądają się zbyt intensywnie jej skórzanej kreacji i podkreślonemu metalowymi zdobieniami dekoltowi.
- ...była ich czwórka, jednego pozostawiliśmy przy życiu, terroryści związani z Plymouth. Wykradali nasze magiczne artefakty, chcąc splugawić czystokrwiste dziedzictwo. Oburzające, ale muszę ci przyznać, że brakowało mi takiego wyzwania. Krew lała się z nich strumieniami, i wyobraź sobie, że... - kontynuowała pogawędkę szeptem, niezwykle cicho, tak, by słowa docierały tylko do uszu stojącej blisko Sigrun, opowiadając o ostatniej walce z buntownikami przy British Museum. Ton miała pogodny, wesoły niemal, tak, by nikt nie odczytał z wyrazu jej twarzy lub melodii głosu brutalnego charakteru konwersacji. Cieszyła się, że jest ktoś, z kim może podzielić się takimi informacjami, lecz urwała w momencie, w którym Sigrun nieco się wyprostowała i rzuciła jej ostrzegawcze spojrzenie. Ktoś się zbliżał, tak, płynnie więc, bez najmniejszego zająknięcia i zastanowienia, kontynuowała. - ...a w tej sukni wyglądasz oszałamiająco, Sigrun. Musisz koniecznie powiedzieć, kto jest autorem tego zniewalającego projektu - w chwili, w której kończyła zdanie, zobaczyła kątem oka dwie męskie sylwetki. Obróciła się ku nim z gracją, odpowiadając odpowiednio głębokim dygnięciem na powitania. Lordowie, bez najmniejszej wątpliwości, obydwaj wysocy, o charakterystycznej urodzie. Posłała Wilhelmowi olśniewający uśmiech, lecz później skupiła się tylko na czarodzieju, który poprosił ją do tańca. Nie zamierzała mu odmówić, nie tylko dlatego, że nie wypadało. Lubiła tańczyć: a tej nocy zamierzała bawić się jeszcze lepiej niż w ubiegłym roku.
- Oczywiście. To zaszczyt, sir - wygłosiła grzeczną formułkę, bez zawahania przyjmując jego dłoń i pozwalając poprowadzić się na środek parkietu. Dopiero, gdy stanęli naprzeciwko siebie, mogła się mu uważniej przyjrzeć: zadzierając nieco głowę, różnica wzrostu, mimo wysokich obcaasów, była więcej niż znacząca.
Nie rozpoznała go od razu. Może przez bliznę szpecącą jego twarz, może przez srebrzystą opaskę przesłaniającą lewe oko, może przez fakt, że młodzieńcy w pewnym okresie swego rozwoju w ciągu kilku lat zmieniali się równie mocno, co dziewczęta. Pewnie dlatego uśmiechnęła się do niego z całym swym urokiem: lekko, tajemniczo, przyglądając mu się spod lekko przymrużonych powiek. Kokieteryjna, zmysłowa i kusząca nawet w mimice, oszczędnej, lecz zarazem wielce mówiącej. Złota konstrukcja, zdobiąca jej fryzurę, wydała melodyjny, przyjemny dźwięk, gdy w końcu ruszyli w tan. - Czy mogę już zgadywać inspirację stroju lorda? - spytała cicho, dalej z czarującym uśmiechem, pozbawionym jednak siły pierwszego spojrzenia. Poddawała się prowadzeniu lorda z pokorą i gracją, typową dla wyćwiczonego ciała. - Muszę przyznać, że lady Nott przeszła w tym roku samą siebie. Rozkoszna zabawa. Wyśmienite atrakcje. Wybitne, niebanalne jedzenie - prowadziła rozmowę bezpieczną, nienarzucającą się: chciała wybadać personalia mężczyzny i potrzeby młodego lorda...Malfoya? Z każdym kolejnym krokiem, słowem i półobrotem czuła, że jej serce przyśpiesza nieco rytm. Nie dała jednak tego po sobie poznać, w duchu jednak zbyt szybko łącząc pewne fakty.

| rzut na taniec; Voices of Spring Waltz


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 45 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Zimowy dziedziniec [odnośnik]Dzisiaj o 0:01
Na niebie ciemniało coraz mocniej, czerń zasypywana była gwiazdami tak, jak wysypuje się z koszyka białe płatki wiosennych kwiatów, tych pierwszych, świeżych, pachnących wciąż przebudzeniem po długiej zimie. Mróz zdawał się sięgać aż do chmur, przeganiając je z dala od rozszerzającego się nad nimi pejzażu. Ursula od zawsze miała właśnie w nieboskłonie swoją muzę - w uśpionym firmamencie było coś niesamowitego; w jego stałości i jednocześnie w ruchu, jaki wykonywał według zasad wszechświata, była baśn i realność w jednym; w fakcie, że księżyc tak jasno świeci, a jednak jest to światło odbite od samego słońca, miała pociechę, zamykała w tej idei siebie, a towarzystwo gwiazd sprawiało, że nigdy nie była samotna.
Na ośnieżonym dziedzińcu zjawiła się, gdy towarzystwo lorda Carrowa, natarczywe i nieprzyjemne, stało się dla niej czymś już nie do zniesienia. Wymówiła się swoim złym samopoczuciem i chęcią odetchnięcia mroźnym powietrzem, co nie za bardzo mijało się z prawdą - naprawdę brakowało jej świeżości zimy, kilku oddechów przenikających mrozem aż do samych płuc, odpoczynku od dusznych sal i splatających się w wiecznym tańcu setek perfumowanych nut, od których mogła aż głowa rozboleć. Pragnęła zgłębiać sabat dalej, ale pamiętała właśnie o tej chwili, by przystanąć i utkwić wzrok tam, gdzie skryte były tysiące ludzkich tajemnic.
I była to zaprawdę chwila. Dłuższa czy krótsza, ciężko było jej to określić.
Lord Lestrange, prawdopodobnie to on tańczył wcześniej z Colette, pojawił się przy niej nagle - albo to ona, zagłębiona w podziwianiu nieboskłonu, zupełnie pominęła jego sylwetkę - z dłonią wyciągniętą na znak tańca. Uśmiechnęła się w podzięce za propozycję i oczywiście ją przyjęła, pozwalając, by pomógł jej zejść na dalszy dziedziniec, gdzie dookioła nich tańczyły pary.
Tutaj atmosferę czuło się inaczej - dźwięki, choć wyraźne i słyszalne, były nieco przytłumione, głośniej przebrzmiewały wśród nich głos czarodziejów oddanych zabawie i cichy stukot obcasów poruszających się w rytm muzyki. Czerń nocy i opadający z wolna śnieg sprawiały, że aura dziedzińca stawała się iście magiczna.
A Ula tę magię złapała niemal od razu, pozwoliła, by oblepiła jej skórę i wtarła się zapachem chłodu we włosy, objęła prawdziwym szronem wyszywane jego motywem elementy jej sukni. Oddała się półświatłu i swojemu partnerowi w pełni, w tańcu czując się jak wzlatujący w górę barwny ptak. Uśmiech lorda Lestrange’a jej schlebiał, uśmiechała się więc dziewczęco, wdzięcznie. Aż nagle kolejny obrót przyniósł delikatny powiew zmian - chciała wrócić do poprzedniego partnera, ale w parach zmienił się nagle szyk i dłoń, którą objęła na powrót, była dłonią kogoś innego. W wyuczonym odruchu ułożyła palce na ramieniu nowego partnera i dopiero wtedy mogła unieść głowę, by spojrzeć w nieznane jej oczy.
Ale czy na pewno nieznane?
Te tęczówki przyprószone złotem były jej doskonale znane. To z ich powodu zarumieniła się tak wyraźnie w pracowni. To z ich powodu jej serce zabiło kilka razy zbyt mocno, nie mogła go uspokoić. To z ich powodu nie mogła przez kilka dni odłożyć ołówka na stolik, dopóki nie odwzorowała ich w pełni, każdego szczegółu zapamiętanego z tamtego dnia. Tak trywialnego w swojej istocie. Tak niezapowiadającego nic szczególnego.
- Lordzie Crouch - przywitała go szeptem, przez króciutką chwilę odnajdując się w rytmie słyszanego w tle utworu. Podświadomie mocniej ujęła jego dłoń, żeby wciąż prowadził ją w tańcu, bo nie chciała sprawić im zawodu. Prowadź mnie, złoty lordzie. - Moje serce cieszy się na to spotkanie tak, jakbyśmy nie widzieli się całe stulecia.
Eony gwieździstej podróży w samotności.

| rzucam na utwór dla nas


moon child
She was, in fact, a child of the moon. Wondering around aimlessly in the dark. Bringing light to everyone around her.


Ostatnio zmieniony przez Ursula Fawley dnia 25.01.25 0:07, w całości zmieniany 1 raz
Ursula Fawley
Ursula Fawley
Zawód : młoda artystka
Wiek : 18
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
dotyka się łagodnie
każdy dotyk ma echo
i oczy się odwraca z delikatnością
zwierząt
OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 8 +4
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 4 +1
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t12629-ursula-fawley#387993 https://www.morsmordre.net/t12645-syriusz#388764 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/
Re: Zimowy dziedziniec [odnośnik]Dzisiaj o 0:01
The member 'Ursula Fawley' has done the following action : Rzut kością


'k10' : 7
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Zimowy dziedziniec Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Zimowy dziedziniec
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach