[Sen] The game of shadows
AutorWiadomość
Treasures are always lost
Pleasures are long forgotten
Who are you now?
Mniejszy salon rodzinnej posiadłości sędziego Wizengamotu pogrążony był w absolutnej ciemności przeciętej jedynie słabym, subtelnym światłem dwóch świec lewitujących przy stoliku herbacianym i sofie. Deszcz zacinał w wysokie okna, bębnił z siłą gradu, a atramentowe niebo raz po raz przecinały długie błyskawice, zalewając pomieszczenie bladym, jaskrawym światłem i pomrukiem odległego gromu. Przez niedomknięte drzwi prowadzące do głównej sali bankietowej przesączała się muzyka i stłumiony gwar rozmów, ale sam salonik sprawiał wrażenie spowitego całunem ciszy, mamił obietnicą wytchnienia; otwarty barek w rogu kusił dostępnością.
Przyjęcie urodzinowe Theseusa odbywało się podług znanych jej planów; goście w znakomitej większości wciąż przebywali na głównej sali, ale bywały grupki, które dobrowolnie odłączały się od rzeczonej większości i szukały atrakcji gdzie indziej. Biblioteka, palarnia, boczny gabinet, mniejszy salonik, nawet ogród – chroniony magią stanowił niecodzienne miejsce obserwowania spektaklu rozgrywanego przez naturę.
Była tam ledwie przed kwadransem, chwilowo opuszczając swoje dzisiejsze miejsce pracy; ta nie wpisywała się w codzienne obowiązki szpiega, przynajmniej nie do końca. Theseus, jej dobry znajomy, poszukiwał ludzi zdolnych umilić tę noc na różne sposoby. Adda, wprawiona w szermierce słownej i graniu na zwłokę, przyjęła jego propozycję i objęła mniejszy salonik opieką, sprawnie dopasowując się do pogodowej aury. Salonik szybko obrósł tymczasową legendą, według plotek miało to być miejsce nawiedzone, a każdy kto spędził nim więcej niż kwadrans mógł liczyć na spotkanie z duchem.
Fakt, że jeszcze nikt tak naprawdę jej nie przejrzał, a goście dawali sobie nakręcić na uszy dowolną bzdurę, zaczynał ją powoli nudzić.
Bębnienie o szyby wzmogło się, wiatr wcisnął się ze świstem w zapomnianą przez czas szczelinę, a salonik na moment zalała muzyka z pobliskiej sali. Adda nadstawiła ucha: zgodnie z przewidywaniami, po chwili dotarł do niej jęk klamki i ciche trzaśnięcie domkniętych drzwi, które na powrót pogrążyło pomieszczenie w miękkiej ciszy. Nie ruszyła się ze swojego miejsca na sofie, wśród poduszek było jej wygodnie, a kocia sylwetka nie zdradzała jej obecności – w posiadłości mieszkało parę mruczków i parę kugucharów. Spod leniwie półprzymkniętych powiek obserwowała nowego gościa jak bada pomieszczenie wzrokiem. W ciemnościach ciężko było rozpoznać go po sylwetce, ale nie musiała czekać długo na wsparcie z zewnątrz: grom potoczył się po niebie cichym pomrukiem, a dwa uderzenia serca później salonik utonął w jasnym, bladym świetle.
Percival Nott. Zastanawiało ją to, kiedy – i czy w ogóle – skusi go to miejsce. Przyszedł tu celowo, sam z siebie? Zabłądził? Może umówił się z jakąś miłą dla oka panną? Ostatnim razem gdy w kociej postaci zapodziała się na głównej sali zauważyła, że ściągał oko równie skutecznie co solenizant.
Na sofę dołączył drugi kot, ciemny jak noc, i bezbożnie rozłożył się na poduszce obok, oblizał łapkę. Adda, korzystając z ponownych ciemności, zsunęła się z mebla, umknęła w kierunku okna, w głębsze cienie rzucane przez długie zasłony. Ile miała czasu do kolejnej błyskawicy? Czy natura nie zagra tym razem przeciwko niej i nie zdemaskuje jej w połowie przemiany?
Grom ponownie potoczył się po niebie, Adda zatrzymała się przy zasłonie. Raz. Dwa. Trzy…
Gdy salonik ponownie oblało światło, stała już wsparta ramieniem o framugę okna, pozę przyjmując przy tym pozornie niedbałą. Złapała na moment spojrzenie arystokraty, uśmiechnęła się z przekorą, a gdy komnatę na powrót ogarnęła ciemność – wróciła do postaci kota, bezszelestnie przemieściła się z powrotem w okolice sofy, choć z dala od lewitującej świecy.
Raz. Dwa. Pomruk. Błysk. Zmiana kształtu przyszła jej naturalnie, jak kolejny oddech.
– Zastanawiałam się, kiedy cię zobaczę. – Złamała w końcu milczenie; głos przebrzmiewał lekką nutą, ewidentną zaczepką. – I czy w ogóle.
Gdy spowiła ją ciemność, pozostała w ludzkiej postaci, tym razem w paru powolnych, wystudiowanych krokach zbliżyła się do świecy; jasny, ciepły blask ozłocił odsłoniętą skórę ramion i obojczyk, zaplątał się w srebrnych kolczykach ze szmaragdem.
– Zdaje się, że masz ze sobą coś, co należało kiedyś do mnie.
Mam niespełna trzydzieści lat
i jak kot muszę umrzeć
i jak kot muszę umrzeć
dziewięć razy
Adriana de Verley
Zawód : podwójna agentka, rebeliantka
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
A thousand times I tempted fate
A thousand times I played this game
A thousand times I played this game
OPCM : 11
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 30 +6
CZARNA MAGIA : 1 +2
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
Zakon Feniksa
[Sen] The game of shadows
Szybka odpowiedź