Rufa
AutorWiadomość
Rufa
Drewniana konstrukcja z biegiem czasu nabrała patyny i ciemnych odcieni. Na pokładzie widać różnorodne przedmioty związane z żeglugą – sieci, liny, skrzynie. Na pokładzie leży również kilka starych wędek. Na środku znajduje się malutka, ale funkcjonalna kabina. Na pierwszy rzut oka widać, że barka spędziła wiele lat na wodzie.
07 grudnia '58
Nie było łatwo go znaleźć. Odkąd dowiedziała się, że chłopak, którego codziennie widywała w szkole przez tak wiele lat, naprawdę jest jej bratem, zastanawiała się, co powinna właściwie z tym zrobić. Zburzyć ich rodzinny porządek, odnajdując go i konfrontując się z nim, czy zostawić to wszystko przypadkowi, bo przecież żyli oddzielnie niemal całe życie i nic o sobie nie wiedzieli? Kilkukrotnie zmieniała zdanie. Czasem była gotowa go szukać i robiła ku temu przygotowania, ale za chwilę wracała do własnego życia, ignorując w ogóle fakt znalezienia tej cholernej koperty. Próbowała sobie wmówić, że on prawdopodobnie ułożył sobie życie i nie myśli o rodzinie, która go porzuciła. Czasem zastanawiała się, czy przez te wszystkie lata wiedział, kim ona jest i czy świadomie nie podejmował żadnej ingerencji – wtedy dopadała ją złość. W swojej głowie potrafiła złościć się na niego naprawdę długo. Wyzywała, gardziła, wymyślała najróżniejsze scenariusze, by finalnie i tak dojść do wniosku, że to nie ma znaczenia. Czy ona jako porzucone dziecko, próbowałaby znaleźć kontakt ze swoimi bliskimi? Co to, to nie. Na pewno nie. Kazałaby im… wrócić do swojego życia i nie zawracać jej głowy. Po co szukać czegoś, co nie daje żadnej gwarancji? Zamiast tego, wolałaby wtopić się w swoje własne życie, przynajmniej tak było bezpiecznie. I kiedy ta myśl do niej docierała od nowa, rosło w niej przekonanie, że powinna go znaleźć. Nie chciała go ratować, nie chciała proponować mu pieniędzy czy czegokolwiek innego. Właściwie nie wiedziała, czego od niego chciała, czego dla niego chciała. Łatwo było zrzucić to na garb wyrzutów sumienia, ale po prostu nie potrafiła zrozumieć swoich rodziców. Kochała ich. Wiedziała, że są dobrymi ludźmi. Ojciec był szalony na punkcie swojej pasji, ale nie był złym człowiekiem, a matka… nie znała lepszej osoby. Sama czasem chciała być podobna do niej. Choć wiedziała, że nie miała do nich żalu, to rozdarcie, które czuła w sercu, było nie do zniesienia. Jak mogli podjąć taką decyzję? Jak mogli porzucić drugie dziecko, nie próbować go znaleźć, nie dać mu tej samej miłości, którą dali jej? To pytanie wciąż w niej tkwiło, niezależnie od tego, jak mocno próbowała je stłumić.
W końcu się udało. Nie było sensu oszukiwać się dłużej. Musiała się z nim spotkać, choćby dla zaspokojenia własnej ciekawości. Trudno jest znaleźć człowieka, który właściwie nie ma adresu. Kto na Merlina mieszka na barce? Zanim dotarła na miejsce, myślała o tym, że może nie różnią się tak bardzo, bo ona też uwielbiała morze. Możliwe, że to było coś, co mieli po prostu we krwi? Ale kiedy finalnie znalazła się pod wskazanym miejscem, zaczęła wątpić, czy aby na pewno dobrze trafiła. Barka, jeśli tak można było ją nazwać, była sklejką desek, które nijak do siebie nie pasowały. Loretta była święcie przekonana, że jeśli nie przepuszczały wody, to na pewno hulał tam wiatr. Powietrze śmierdziało mułem i rybą – ale nie była pewna czy świeżą. Cała sceneria wydawała się tak surrealistyczna, że przez chwilę miała ochotę się odwrócić i wrócić do domu. Jednak coś ją trzymało.
Skrzywiła się i z westchnieniem, a może nawet wstrzymanym oddechem, ruszyła wzdłuż niepewnego pomostu. Stawiała kroki powoli, jakby obawiała się, że cała konstrukcja zaraz runie, gdy tylko naciśnie na ziemię zbyt mocno. To był błąd, to był błąd, to był błąd. Z tą myślą dotarła do… drzwi? Uniosła dłoń, nie będąc pewna, czy do takiej barki w ogóle się puka. – Przepraszam… – zaczęła, bojąc się chociażby dotknąć tych drzwi. One też śmierdziały mułem i rybą. – Nie wiem, czy tu się puka… – dodała, ale i tak zapukała. Głośno, wyraźnie. W myślach odliczała sekundy, które mogłyby ją uwolnić od tej niezręczności, bo przecież może go po prostu nie być w „domu”. – Szukam kogoś! – zawołała ponownie przybliżając nieco ucho do drzwi. Jej buty były całe w błocie, ale to nic w porównaniu z jej godnością. Nigdy wcześniej nie wpraszała się do nikogo, a już na pewno nie do swojego brata.
Nie było łatwo go znaleźć. Odkąd dowiedziała się, że chłopak, którego codziennie widywała w szkole przez tak wiele lat, naprawdę jest jej bratem, zastanawiała się, co powinna właściwie z tym zrobić. Zburzyć ich rodzinny porządek, odnajdując go i konfrontując się z nim, czy zostawić to wszystko przypadkowi, bo przecież żyli oddzielnie niemal całe życie i nic o sobie nie wiedzieli? Kilkukrotnie zmieniała zdanie. Czasem była gotowa go szukać i robiła ku temu przygotowania, ale za chwilę wracała do własnego życia, ignorując w ogóle fakt znalezienia tej cholernej koperty. Próbowała sobie wmówić, że on prawdopodobnie ułożył sobie życie i nie myśli o rodzinie, która go porzuciła. Czasem zastanawiała się, czy przez te wszystkie lata wiedział, kim ona jest i czy świadomie nie podejmował żadnej ingerencji – wtedy dopadała ją złość. W swojej głowie potrafiła złościć się na niego naprawdę długo. Wyzywała, gardziła, wymyślała najróżniejsze scenariusze, by finalnie i tak dojść do wniosku, że to nie ma znaczenia. Czy ona jako porzucone dziecko, próbowałaby znaleźć kontakt ze swoimi bliskimi? Co to, to nie. Na pewno nie. Kazałaby im… wrócić do swojego życia i nie zawracać jej głowy. Po co szukać czegoś, co nie daje żadnej gwarancji? Zamiast tego, wolałaby wtopić się w swoje własne życie, przynajmniej tak było bezpiecznie. I kiedy ta myśl do niej docierała od nowa, rosło w niej przekonanie, że powinna go znaleźć. Nie chciała go ratować, nie chciała proponować mu pieniędzy czy czegokolwiek innego. Właściwie nie wiedziała, czego od niego chciała, czego dla niego chciała. Łatwo było zrzucić to na garb wyrzutów sumienia, ale po prostu nie potrafiła zrozumieć swoich rodziców. Kochała ich. Wiedziała, że są dobrymi ludźmi. Ojciec był szalony na punkcie swojej pasji, ale nie był złym człowiekiem, a matka… nie znała lepszej osoby. Sama czasem chciała być podobna do niej. Choć wiedziała, że nie miała do nich żalu, to rozdarcie, które czuła w sercu, było nie do zniesienia. Jak mogli podjąć taką decyzję? Jak mogli porzucić drugie dziecko, nie próbować go znaleźć, nie dać mu tej samej miłości, którą dali jej? To pytanie wciąż w niej tkwiło, niezależnie od tego, jak mocno próbowała je stłumić.
W końcu się udało. Nie było sensu oszukiwać się dłużej. Musiała się z nim spotkać, choćby dla zaspokojenia własnej ciekawości. Trudno jest znaleźć człowieka, który właściwie nie ma adresu. Kto na Merlina mieszka na barce? Zanim dotarła na miejsce, myślała o tym, że może nie różnią się tak bardzo, bo ona też uwielbiała morze. Możliwe, że to było coś, co mieli po prostu we krwi? Ale kiedy finalnie znalazła się pod wskazanym miejscem, zaczęła wątpić, czy aby na pewno dobrze trafiła. Barka, jeśli tak można było ją nazwać, była sklejką desek, które nijak do siebie nie pasowały. Loretta była święcie przekonana, że jeśli nie przepuszczały wody, to na pewno hulał tam wiatr. Powietrze śmierdziało mułem i rybą – ale nie była pewna czy świeżą. Cała sceneria wydawała się tak surrealistyczna, że przez chwilę miała ochotę się odwrócić i wrócić do domu. Jednak coś ją trzymało.
Skrzywiła się i z westchnieniem, a może nawet wstrzymanym oddechem, ruszyła wzdłuż niepewnego pomostu. Stawiała kroki powoli, jakby obawiała się, że cała konstrukcja zaraz runie, gdy tylko naciśnie na ziemię zbyt mocno. To był błąd, to był błąd, to był błąd. Z tą myślą dotarła do… drzwi? Uniosła dłoń, nie będąc pewna, czy do takiej barki w ogóle się puka. – Przepraszam… – zaczęła, bojąc się chociażby dotknąć tych drzwi. One też śmierdziały mułem i rybą. – Nie wiem, czy tu się puka… – dodała, ale i tak zapukała. Głośno, wyraźnie. W myślach odliczała sekundy, które mogłyby ją uwolnić od tej niezręczności, bo przecież może go po prostu nie być w „domu”. – Szukam kogoś! – zawołała ponownie przybliżając nieco ucho do drzwi. Jej buty były całe w błocie, ale to nic w porównaniu z jej godnością. Nigdy wcześniej nie wpraszała się do nikogo, a już na pewno nie do swojego brata.
Happiness is not a potion you drink; it is the alchemy you create. Imagine sipping from a cup filled with all the tiny joys life offers—the warmth of the sun on your skin, the sound of laughter, the kindness of a stranger. Each drop is a choice, a decision to embrace the fleeting moments of magic around you. The true elixir of happiness lies in recognizing that it was never something external to be consumed, but something you’ve been brewing within
your soul all along
your soul all along
Loretta Krueger
Zawód : córka, alchemiczka, pracuje w Aptece Kruegera
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
You are the artist of your own life. Don’t hand the paintbrush to anyone else.
OPCM : 5
UROKI : 5
ALCHEMIA : 15 +5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 13
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarodziej
Neutralni
Rufa
Szybka odpowiedź