Wydarzenia


Ekipa forum
Sznurek z butami
AutorWiadomość
Sznurek z butami [odnośnik]13.02.20 20:15

Sznurek z butami

Linia energetyczna wisząca dwa kroki od Ministerstwa Magii, nieczynna oczywiście, stanowiąca mugolską atrapę, została wykorzystana jako pomnik na część ofiar czerwcowego pożaru w roku 1956 i tych, których po dziś dzień nie udało się odnaleźć. Bliscy czarodzieje i członkowie rodzin zaginionych zarzucali na sznurze buty najbliższych z włożonymi do środka drobnymi bukietami. Na początku ten rytuał był przyjmowany z pewnym sceptycyzmem, jednak razem z coraz częstszymi atakami na londyńskich ulicach butów przybywało. Dzisiaj pierwszy sznur jest już całkiem pełny i zaczęto wykorzystywać te, które są z nim połączone.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sznurek z butami Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Sznurek z butami [odnośnik]28.02.20 20:58
7 kwietnia

Dziesiątki twarzy. Rozmywały się w plątaninie spojrzeń, w kakofonii nerwowego szurania – krok w krok, mrugnięcie za mrugnięciem. Niepokój spływał po schodach i krył się w cieniach tuneli metra, uwijał sobie wygodne gniazdo w dziurawych kapturach włóczęgów nadzorujący miejskie trzęsawisko czujnie, nawet nocą. Samochody zaplatały parujące warkocze na drogach, ktoś znów krzyczał, ktoś inny go uciszał. Mugole coś przeczuwali. Oczywiście, że tak. Rozważna czarownica siedziałaby w domu potulnie, mając w pamięci niewiadome ostrzeżenia. Podsłuchane w tawernie rozmowy tylko potwierdziły garść śmierdzących grozą przypuszczeń. Było źle, Londyn tonął w nienawiści, wzdłuż ulic spływały rzeki krwi, których niemagiczni mogli nawet nie dostrzec. Widzieli jednak walące się gdzieniegdzie mury, nasłuchiwali rozpaczliwie wieści o zaginionych, poszukiwali pytań, na które nikt nie chciał dać im odpowiedzi. W tym wszystkim wciąż byli twarzą, tak podobną do niej twarzą, z taką samą ilością oczu, z tak samo wytrwale walącym sercem, z wolą istnienia. Gówniany Londyn.
Co mogła myśleć? Późnym popołudniem uciekała z tych korytarzy, byleby tylko jak najszybciej trafić do domu. W porcie opowiadali, że to nierozważne, że z tej samotnej wędrówki nie dało się wrócić w jednym kawałku. Chcieli zamykać się w czterech ścianach, by uniknąć niebezpieczeństwa, które nawet nie posiadało kształtu ani nazwy. Było czymś złym, czymś, co samym swoim cieniem wznosiło rzędy włosów na tłustych robotniczych ramionach. Woleli gnić w zapyziałej norze, ale to był ich wybór, nie jej. Nie wyobrażała sobie całkowitego zamknięcia lub, o zgrozo, potulnego podporządkowania się. W nosie miała durną rejestrację. W tych kolejkach ustawiały się chwiejne trzęsidupy, a tymczasem ktoś zyskiwał ich moc, zapinał na smycz wolnego człowieka, który wcale nie musiał się tłumaczyć. Sami się na to skazywali. Nie wyobrażała sobie tego. Nieodgadnione ślepia wodziłyby za nią krok w krok, przejmując kontrolę, wymuszając potulność, której wręcz nie znosiła. W porcie ludzie byli wolni, chętnie tańczyli na cienkiej linie, wcale nie bojąc się rychłego utonięcia. Przecież potrafili pływać. Philippa też potrafiła. Pływać, tańczyć i kłamać, a najpiękniejsze spojrzenia bywały gorsze od przedawkowanej amortencji – bo prawdziwe. Nie potrafiła się więc oprzeć, trwała w dość zwodniczym przekonaniu, że nic złego nie może się stać. Panika tworzyła kolorowe legendy, których słuchała z zaintrygowaniem, ale nie łykała ich tak łatwo, tak ufnie.
Dziesiątki twarzy, wiele dusz, setki emocji migrujących w pędzie niedoścignionym. Przechadzka wcale nie przypominała wyścigu, choć faktycznie Philippa nie pozwalała sobie na głębsze, rozpraszające zamyślenie. Wszyscy dokądś szli. A pośród nich on wyrastający spomiędzy zasłon dyndających butów. Jasny Merlinie. Ostrym krokiem pokonała niedużą odległość, by zaraz szybko zacisnąć pazury na jego ramieniu. Pociągnęła mocno, kierując się zaraz gdzieś w bok, gdzieś z dala od nieodpowiednich oczu. A więc jednak żył. Uniosła głowę, a jej spojrzenie było jak to lamino, już dosięgało szyi, już boleśnie chciało się wbijać między pulsujące rurki krwi. – Jesteś idiotą – burknęła wreszcie, czując, że nie potrafi wylać z siebie jednocześnie tych wszystkich emocji. Mógł dać znak, jakikolwiek, kurwa, znak. Przecież wiedział o tym wszystkim więcej… o wiele więcej od niej. Tak jej się zdawało.
Philippa Moss
Philippa Moss
Zawód : barmanka w "Parszywym Pasażerze", matka niuchaczy
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 10 +1
UROKI : 22 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Czego pragniesz?
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7532-philippa-moss https://www.morsmordre.net/t7541-listy-do-philippy https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f26-doki-pont-street-13-5 https://www.morsmordre.net/t7539-skrytka-nr-1834 https://www.morsmordre.net/t7542-phillipa-moss
Re: Sznurek z butami [odnośnik]28.02.20 20:58
The member 'Philippa Moss' has done the following action : Rzut kością


'Londyn' :
Sznurek z butami L9pxyi2
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sznurek z butami Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Sznurek z butami [odnośnik]28.02.20 21:44
Krok za krokiem, maszerują myśli w tempie tak szybkim, jak jego pospieszny chód, aż dziw, że Moss w ogóle była w stanie go dogonić. Ale zanim poczuł na przedramieniu jej dotyk wcale nie delikatny, najpierw brnął przed siebie, starając się bardzo, by w tłumie ludzi roztopił się niezauważony, w mgle spojrzeń rozlewających się po szarych ludziach on miał być jednym z tych, na którego nie zwraca się uwagi. Konfrontacje były dziś niemile widziane, miał wrażenie, że w jego głowie wciąż dudni echo tamtych słów, które twardym głosem wypowiedział w ich obecności Longbottom - liczy się każda minuta, czas jest cenny, z dnia na dzień chyba coraz cenniejszy; starał się wciąż żyć normalnie, codziennie pojawiał się w rezerwacie, ale myślami wciąż był tu. W Londynie. Miejsca tkanka naznaczona była świeżymi ranami, stare nie zdążyły się jeszcze zasklepić, a każda godzina przynosiła tylko kolejne wieści. Bombarda dwie ulice dalej. Inferiusy wylęgające się z doków. Czystokrwiste panoszenie się po londyńskim bruku z twarzą wykrzywioną w tryumfie, jakby już tę wojnę wygrali.
Ramiona uginały się pod ciężarem odpowiedzialności. Coraz więcej rzeczy zależało od niego, na coraz mniej błędów mógł sobie pozwolić. On właśnie.
Goniec z cennymi wieściami, do rąk własnych; tych mugolskich skrytych w samym sercu Londynu - ludzi, którzy wciąż czekali na to, aż Zakon zorganizuje przerzucenie ich za niewidzialny mur, odgradzający świat od terytorium rzekomo już jedynie do czarodziejów należącego. Tylko jakiś chory umysł mógł uznać, że taki absurd ma szansę zaistnieć.
Papieros wysunął się z dłoni, nie zawracał sobie głowy dogaszaniem go; jeden więcej pożar niczego nie zmieniłby, cały Londyn płonął. Tylko te kwiatki - w większości już pousychane badyle - przetrwały jeszcze w całości, nikt nie tknął butów porozwieszanych na linie obok ruin Ministerstwa. W stanie nienaruszonym tkwiły tam smętnie osamotnione. Coraz mniej ludzi się tutaj pojawiało, kiedyś ledwie można było znaleźć skrawek wolnej przestrzeni - czarodzieje przychodzi tam całymi rodzinami. Sentymentalny gest. Jego chyba nie byłoby stać na coś takiego. Ubrania ojca zaczął nosić, kiedy tylko podrósł i przestał w nich tonąć. Po zwężeniu nie było aż tak źle. W tych butach ludzie wciąż mogliby chodzić, nie rozumiał, czemu służyć miało wciskanie do nich kwiatów. Mogli zostawić bukiety na wizytę przy pustym grobie.
Skutecznie zaanonsowała swoją obecność, a tonem mogłaby spokojnie powietrze przeciąć na równe pół; zbyt dobrze znał ten wzrok, wiedział, że drażnienie jej teraz to jak igranie ze smokiem, ale jakoś tak wyszło, iż uznał, że to dobry moment na przetestowanie swoich zawodowych umiejętności w praktyce. - Trochę czasu ci zajęło odkrycie tego - odparł więc niewzruszenie, nie protestując, bo i argumentów żadnych nie miał, by to obalić. Był idiotą, jest nim, umrze jako on. Nie ma co do tego najmniejszych wątpliwości. - Ciebie też dobrze widzieć, Moss - dodał, sugestywnie unosząc tylko jedną brew - że też on właśnie musi ją kultury uczyć! - Nie tutaj, dobra? Pogadamy tam, za rogiem - dodał jeszcze, nie czekając na jej zgodę, w tym miejscu wciąż kręciło się za dużo osób, skręcił za jedną z kamienic i... - Uważaj - zdążył jeszcze tylko syknąć, nim wybił się, próbując odskoczyć do tyłu, zanim osunie się w dół wyrwy. - Ktoś zaczął ciskać bombardami w ulice?



from underneath the rubble,
sing the rebel song
Keat Burroughs
Keat Burroughs
Zawód : rebeliant
Wiek : 24
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
some days, I feel everything at once, other - nothing at all. I don't know what's worse: drowning beneath the waves or dying from the thirst.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
I will survive, somehow I always do
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7770-keaton-burroughs https://www.morsmordre.net/t7784-sterta-nieprzeczytanych-listow#217101 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f128-oaza-chata-nr-69 https://www.morsmordre.net/t7785-skrytka-bankowa-nr-1866#217105 https://www.morsmordre.net/t7787-keaton-burroughs#217189
Re: Sznurek z butami [odnośnik]28.02.20 21:44
The member 'Keat Burroughs' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 74
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sznurek z butami Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Sznurek z butami [odnośnik]28.02.20 22:36
Buciorowy pomnik. Namiastka wypalonej kiedyś duszy zdawała się chować w czubkach podrapanych pantofli, ale Moss nigdy nie była sentymentalna. Nie poruszał jej ten widok. Nawet nie widziała, jak ponad głową bimbały się potargane sznurowadła. Okazywała ignorancję, kiedy nie rozpoznawała miejsca pamięci zbyt skupiona na osobistych frustracjach. A ten typek więziony w klatce jej złowieszczej aury nie mógł liczyć na szybkie wybawienie. Fale butów zdawały się sprzyjać im. Wspierały tę misterną iluzję – dla oddalonych oczu spotkanie to stawało się obrazem wzruszonych krewnych. Tymczasem pod pokręconą czupryną Philippy Moss rozpętał się pożar, którego… którego chyba żadne z nich nie musiało gasić. Choć niepozorne oblicze zaświeciło groźną poświatą, tak naprawdę wcale nie planowała atakować go czymś więcej niż paroma nieprzyjaznymi kazaniami. Ten tydzień był niekończącą się ciszą, co rusz przerywaną przez jakąś drobniejszą wieść, która wnosiła więcej paraliżującego lęku, niż pożądanych faktów. Zalewany przez czarne moce Londyn zaczynał gnić, choć pora była zbyt wczesna, by można było mówić o kataklizmie, by dawało się wyczuć prawdziwy smród trupa, a nie tylko jego drobny ślad. Nie panikowała. Wiła się po jego uliczkach czujnie, ale z narastającym przeczuciem. Ufała swej różdżce, tej mocy narastającej z miesiąca na miesiąc. Ona czyniła ją silniejszą, przelewała do drobnego ciała jeszcze więcej odwagi. Mrok przestał upierdliwie drapać ją po piętach. Kontrolowana zewsząd społeczność nie umiała dorwać zuchwałej czarownicy. Tak miało pozostać.
Adekwatny odzew zamiast irytacji wywołał ulgę. Ten sam głos, tak samo powykrzywiana gęba, ta sama braterska uszczypliwość, której nie doświadczyła od pewnego czasu, ale jednak nie tak długiego, by jej załzawiony krzyk zdołał zbombardować ćwierć miasta. Srogie ulice nie tylko jednak drażniły tym widmem czyhającej za rogiem bestii, ale i naturalnie zmuszały do wypatrywania pogubionych członków rodziny. Keatona mogła wypuścić śmiało na szerokie polany, ale brak wieści w obliczu sypiących się murów uwierał zwykle niewzruszone serce Phils. Po prostu chciała mieć pewność, że nie bladł gdzieś pod stertą gruzu.
– Wiem to od zawsze, ale musiałam powtórzyć. W razie gdybyś zapomniał –
oznajmiła kąśliwie i skrzyżowała ręce na ramionach. Ledwie zdążyła przelotem zerknąć gdzieś w bok, a on już gnał między ciaśniejsze uliczki, poszukując komfortowej dyskrecji. To jednak ona istniała jeszcze w tym durnym mieście? Drobna dłoń przejechała po obdrapanym kawałku muru, jakby chciała odnaleźć w ścianie to wrażliwe ucho, które donieść miało zaraz mrocznym mgłom o ich sekrecikach. Wysunęła stopę do przodu, idąc przy nim i już nie znajdując żadnych powodów do wzruszeń w widokach poturbowanych zaułków. Ostrzegawcze wołanie zdołało napiąć dziewczęce mięśnie. Ulica zapadała się, wabiąc ją do swojego chłodnego dołu. Przygryzła mocno usta i w tej ostatniej chwili zawalczyła z grawitacją. – Nie tak chcę zginąć – mruknęła z niesmakiem. Oby miała tyle refleksu, co jej niuchacze.
Philippa Moss
Philippa Moss
Zawód : barmanka w "Parszywym Pasażerze", matka niuchaczy
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 10 +1
UROKI : 22 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Czego pragniesz?
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7532-philippa-moss https://www.morsmordre.net/t7541-listy-do-philippy https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f26-doki-pont-street-13-5 https://www.morsmordre.net/t7539-skrytka-nr-1834 https://www.morsmordre.net/t7542-phillipa-moss
Re: Sznurek z butami [odnośnik]28.02.20 22:36
The member 'Philippa Moss' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 61
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sznurek z butami Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Sznurek z butami [odnośnik]01.03.20 17:35
Dziwna myśl przemknęła mu przez głowę; jaka para butów by po nim została, gdyby ktoś z jego rodziny wpadł na pomysł, by po tym, jak ogień zatańczy na jego ciele, do sznurka rozwieszonego na niebie dołożyć jeszcze takie właśnie akcesorium sentymentalnie-gorzkie. Para zdezelowanych podeszew, skóra przetarta i pomarszczona wilgocią, kolor niemal wypłowiały, a samo obuwie powyginane jakieś, starty obcas (supinująco); rozczłapane, ale wciąż wygodne, do użytku zdatne. Miał takich kilka, nosił je na przemian. - Gdybyś kiedyś wpadła na pomysł, żeby po mojej śmierci przyjść tu z butami, które zdejmiesz z mojego trupa, to błagam, żadnych takich kwiatków tam nie wkładaj, same tulipany z butelek po najgorszej jakości portowego alkoholu, dobra? Ewentualnie możesz jakoś magicznie te sznurówki wydłużyć, żeby przechodzący ulicą ludzie mogli sobie z tego popielniczkę zrobić... tylko może moich popiołów tam nie wsypuj - starał się bardzo, żeby jakoś ją rozproszyć i odwrócić jej uwagę. Taki monolog choć trochę powinien dać radę. Tak podejrzewa. Ale jednak skuteczniejszym rozpraszaczem okazała się zionąca niespodziewanym obrotem zdarzeń dziura w ziemi. Ot, taka zwykła. Dwa metry pod poziomem londyńskiego bruku można było się znaleźć w sposób ekspresowy, ale zarówno on, jak i ona wykazali się refleksem godnym portowych dzieci, które na każdą ewentualność muszą być przygotowane, bo nigdy nie wiadomo przecież, czy w tym budynku, gdzie właśnie się chowasz przed światem, nie zarwie się strop. Ze starości.
Wyciągnął przed siebie ręce, gotów, by łapać Moss, gdyby tylko potrzebowała jego oparcia, ale jak zawsze dała sobie radę sama. - Skąd ten ton, co? - udawał czy pytał na serio? - Musiałem zniknąć na chwilę, nie będzie mnie trochę dłużej, wyjaśniłbym ci, ale... nie było kiedy - nie wiedział zresztą, co miałby jej powiedzieć. Mógł okłamać cały świat, ale miał wrażenie, że ona zawsze przedarłaby się przez wszystkie warstwy iluzorycznego fałszu, którym jak protego odgradzał się od niechcianych pytań. Ona brnęłaby w zaparte, w końcu by zrozumiała. Zadałaby pytania, na które nie mógłby odpowiedzieć. - Ciotka wie, że mój pokój można już wynajmować, na jakiś czas zatrzymam się w innym miejscu, za dużo osób kręci się w Parszywym, a ja... - wolał, żeby o miejscu jego zamieszkania wiedzieli tylko ci, którzy zakonnym przyrzeczeniem milczenia zobowiązani byli do tajemnicy. - Nie zamierzam się rejestrować - dodał, chmurnie marszcząc brwi; miał wrażenie, że Ministerstwo traktuje ludzi jak zwierzęta, które trzeba ostemplować i prowadzić chmarę stada tam, gdzie Minister sobie tego życzy, a każdego, kto o owczym pędzie słuchać nie zamierza, wrzuci się do Tower. I po problemie.
Wziął rozbieg, przeskakując na drugą stronę wyrwy i spojrzał na nią wyczekująco. Powinni nieco się oddalić, by przeprowadzić tę rozmowę w miarę swobodnie.



from underneath the rubble,
sing the rebel song
Keat Burroughs
Keat Burroughs
Zawód : rebeliant
Wiek : 24
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
some days, I feel everything at once, other - nothing at all. I don't know what's worse: drowning beneath the waves or dying from the thirst.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
I will survive, somehow I always do
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7770-keaton-burroughs https://www.morsmordre.net/t7784-sterta-nieprzeczytanych-listow#217101 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f128-oaza-chata-nr-69 https://www.morsmordre.net/t7785-skrytka-bankowa-nr-1866#217105 https://www.morsmordre.net/t7787-keaton-burroughs#217189
Re: Sznurek z butami [odnośnik]01.03.20 21:04
– Zgłupiałeś? – bąknęła, słysząc te sentymentalne, tragiczne teorie. – Keaton, czaję, wojna, krew, okej. Ale chyba nie dasz się zabić, co? – fukała dalej, nie kryjąc oburzenia. Nie chciała słuchać o takich teoriach. Może z takim Bojczukiem pozwoliłaby sobie na rozkwitanie tych pomysłów, ale coś takiego z ust brata rozsypało nad nią wór sypkiej goryczy. Odruchowo uniosła głowę, by faktycznie przyjrzeć się lepiej długim łańcuchom kwiatowych butów. Któregoś dnia ktoś to zgarnie i sprzątnie, tyle będzie z upamiętniania poległych. I dlaczego akurat buty? Gdzieś czytała, że brak butów tym bardziej blokował truposza – o ile ten kiedykolwiek chciał z tych zaświatów powrócić. Pokręciła głową. Trochę też pozłościła się na siebie, bo przecież nie mówił tego w naturalnej powadze, a ona zamiast podchwycić, zgasiła go. Popatrzyła asekuracyjnie gdzieś tam w bok. – Kwiatki by zwiędły w bliskim spotkaniu z twoimi butami, Keat – oświadczyła jakże miło po chwili jednak nieco dłuższej. Potrzebowała opanować tę nieco paniczną, ponurą myśl. Wcale jej się nie podobały takie sugestie. – Popielniczkę wybij sobie z głowy. Nikt i tak nie byłby na tyle ambitny, by kiepować do twojego dziurawego buciora – kontynuowała z nieco zniesmaczonym spojrzeniem. Nie będzie żadnych butów i żadnych kwiatów. Gorączkowo oddawała się tej durnej, romantycznej wierze, że mieli przed sobą jeszcze trochę życia. I była to prawda – no chyba że zacznie się zalecać do niechętnej laski, której bracia dwukrotnie go przerastają. Wtedy mogłaby zacząć się martwić. To są powody, dla których może chodzić z obitą gębą. Ale wojna? Wolała o tym nie myśleć, wolała mieć to wszystko po prostu gdzieś. Czy jednak cel został osiągnięty? Odwrócił uwagę, ale chyba nie do końca o ten kierunek mu chodziło.
Oczywiście, że się wywinęła tej byle dziurze. Widoki, jak zresztą Keaton wspomniał, przypominały ślady po bombardzie. Widoki też niektórych przestawały dziwić, a przecież minęło dopiero kilka dni. Co chcieli zrobić? Do czego to wszystko doprowadziło? Philippa chciała przetrwać, chciała końca tych pieprzonych rozgrywek o nie wiadomo co. Zacisnęła mocno pięści i przez chwilę stała, tak po prostu. Odzyskała stabilną pozę, ale nie wątpiła nigdy ani we własną zwinność ani w Keata. Przetrwali lawinę krzeseł, przetrwali zabawy w porcie, wiec byle rów nie mógł ich połknąć.  – No to wyjaśnij teraz – rzuciła, gdy ruszyli dalej. – Nie chodzę za tobą i nie rozstawiam cię po kątach, ale, cholera, widzisz, co się dzieje… Dokąd znów znikasz? – pytała, prawie wchodząc mu w słowa. Prychnęła. Nie było kiedy. Jakby to widywali się faktycznie raz na sto lat. Bujał, bujał dalej, po prostu nie chcąc jej o pewnych rzeczach powiedzieć. – Po prostu to powiedz. Jeśli myślisz, że uwierzę, że przestraszyłeś się typów z Parszywego… – Zacisnęła usta, urywając nagle. Naprawdę nie była kimś, komu mógł zaufać?
Rejestracja.
– Wreszcie jakiś konkret – rzuciła z możliwym do wyłapania zrozumieniem. – Nie zamierzasz. Też nie zamierzam. Nie wiadomo, co tak naprawdę się za tym kryje. Nie znoszę kontroli – mruknęła, tłumiąc irytację. Pokonała przeszkodę i dalej mogli udać się w nieco bardziej… dyskretne miejsce. – Ale to wciąż słaby powód, Keat.
Do ucieczki, do zniknięcia. Było coś jeszcze i nie chciał jej o tym powiedzieć.
Philippa Moss
Philippa Moss
Zawód : barmanka w "Parszywym Pasażerze", matka niuchaczy
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 10 +1
UROKI : 22 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Czego pragniesz?
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7532-philippa-moss https://www.morsmordre.net/t7541-listy-do-philippy https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f26-doki-pont-street-13-5 https://www.morsmordre.net/t7539-skrytka-nr-1834 https://www.morsmordre.net/t7542-phillipa-moss
Re: Sznurek z butami [odnośnik]01.03.20 22:14
- Skąd pomysł, że dałbym się... - zaskoczyło coś, choć z opóźnieniem; tak, chyba zdecydowanie musiałby najpierw umrzeć, żeby mogła ściągać buty z jego martwego ciała - a tego nie ma w planach, więc jednak daruje sobie zawiśnięcie na sznurku w tej symbolicznej formie - jako element wojennego krajobrazu. Zacisnął usta w wąską kreskę, łypiąc na nią nieprzychylnym wzrokiem, gdy zaczęła mu prawić te wszystkie morały. - W sumie nie tylko kwiatki, mógłbym je wykorzystać jako broń biologiczną... - odparł tylko, po chwili namysłu, kiedy wspomniała o woni wydobywającej się z jego butów. - No wiesz, zamiast petryfikusa podsuwasz komuś te buty, nawet zwykłą leviosą, i po sprawie w sumie... - kącik ust uniósł się do góry, drgając w rozbawieniu tym wyobrażeniem. Jednak co dwie głowy to nie jedna, pomysłodawczynią tego genialnego sposobu wciąż pozostawała ona, zdecydowanie. - A niby czemu nie? To byłoby przynajmniej praktyczne, po avadę ktoś tu przywlekł te wszystkie buty? Średnio estetyczny element krajobrazu - zaoponował żarliwie, bo akurat buty-popielniczka na środku ulicy to coś, co mogłoby się każdemu przydać! Niemniej, chyba faktycznie niekoniecznie o takie odwracanie uwagi ostatecznie mu chodziło; gdzieś w czasie tej słownej szarady czujne spojrzenie przyjrzało się Moss wnikliwie, pozornie tylko pozostając zupełnie obojętne - tak naprawdę łowił każdą oznakę tego, co mogło być nie tak; upewniał się, czy w żaden sposób - przynajmniej ten widoczny na pierwszy rzut oka - nie ucierpiała, bo choć wyszczekana była jak zawsze, to równie dobrze mogła maskować tak, że trapi ją coś bardziej niż zwykle.
Widząc grupkę ludzi zmierzających w ich stronę bez wahania chwycił Phillie za rękę, splatając ze sobą ich dłonie, jakby właśnie wybrali się na spacer, ot, para praworządnych czystokrwistych obywateli. Może miał paranoję, ale za nic w świecie nie może wpaść z przesyłką w kieszeni. Orchideus, wymamrotał, nieszczególnie starając się, by zielenina przybrała jakąś konkretną formę - skończyło się na bukiecie nieco koślawych margaretek, które wcisnął jej do ręki, a sam schował różdżkę do kieszeni i spokojnym krokiem ruszył przed siebie, dostosowując się do jej tempa marszu. - Jakie ty właściwie lubisz kwiatki? - czy on jej kiedyś coś w tym stylu sprezentował? Niemniej, kwestia kwiatków chyba może trochę poczekać. Gdy sześcioosoba grupa już ich minęła, wrócił do poruszonych przez nią kwestii, ważąc słowa, jakby przygotowywał się, by w którymś momencie nabrać wody w usta. - Wiem, że to idiotyczna uwaga, ale... zastanów się dwa razy, co piszesz w listach - nie mogli mieć pewności, czy nie są przechwytywane, jedno nieopatrzne słowo... - nigdzie nie znikam, zatrzymałem się u znajomych, którzy pomagają trochę mugolom - ostatecznie nie skłamał, zdradzając jej okrojoną wersję tego, do czego się zobowiązał. Takich ludzi było sporo - niekoniecznie związanych z Zakonem, a ona prędzej powiąże to z jego kolportowaniem Proroka, a przynajmniej na to liczył. - Nie chodzi o strach, po prostu przydam się tam, na miejscu, bardziej niż w dokach... - typy z Parszywego nic mu nie mogły zrobić - ale sam fakt, że widziano go regularnie w porcie, mógł być groźny nie dla niego - a dla nich - chcesz, żeby załatwić ci wydostanie się z Londynu? Przez portowe tunele można się będzie bezpiecznie przecisnąć... - co prawda dopiero jutro wybierze się tam z Tonks, ale był pewien, że jakoś dadzą sobie tam radę. - Nie ufam im, to jak pakowanie się w paszczę smoka, w trakcie tej rejestracji coś komuś może odwalić, przymkną cię pod idiotycznym pretekstem, bo nie spodoba im się poharatany nos... nie chodzi nawet o samą kontrolę, bo mieliby ją nad fikcyjną postacią, którą bym wymyślił - przecież nie zarejestrowałby się pod własnym nazwiskiem - ale o sam fakt istnienia tego absurdalnego nakazu, niech się pierdolą z tą swoją wizją odrobaczonego Londynu tylko dla rasowych popaprańców.



from underneath the rubble,
sing the rebel song
Keat Burroughs
Keat Burroughs
Zawód : rebeliant
Wiek : 24
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
some days, I feel everything at once, other - nothing at all. I don't know what's worse: drowning beneath the waves or dying from the thirst.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
I will survive, somehow I always do
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7770-keaton-burroughs https://www.morsmordre.net/t7784-sterta-nieprzeczytanych-listow#217101 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f128-oaza-chata-nr-69 https://www.morsmordre.net/t7785-skrytka-bankowa-nr-1866#217105 https://www.morsmordre.net/t7787-keaton-burroughs#217189
Re: Sznurek z butami [odnośnik]01.03.20 23:18
Całe szczęście, że w porę urwał, bo w innym wypadku naprawdę zaczęłaby rozważać posłanie go do magipsychiatry. Paplanina o śmierci, zwłokach i prochach faktycznie niewiele miała wspólnego z umieraniem. Wyraźnie wygięta brew Moss wskazywała absurd kryjący się w tych niezrozumiałościach. Dobrze więc, że jednak porzucił ten wywód na rzecz nieco żartobliwych dywagacji na temat smrodu własnych stóp. Ucieczka w ten temat podobała jej się bardziej. – Keat, jak w końcu zatrzymasz przy sobie jakąś dziewczynę na dłużej, to będzie miała przerąbane. Podaruję jej złotą radę: nie zbliżaj się do jego skarpet – zakomunikowała śmiertelnie poważnie, z poczuciem misji! W końcu nie wyobrażała sobie jej nie poznać (i to nic, że już ją zna). – To kiepski pomysł, musiałbyś opanować technikę szybkiego ściągania buta. Tak, wiesz… nim się do ciebie dobiorą – mruknęła, faktycznie przez moment to wszystko analizując. Wierzyła w to, że ten odór mógł niejednego brutala powalić, ale czy Keaton był na tyle zwinny, by zrobić to tak sprytnie, nim go zabiją? Refleksu niuchacza nie miał.
Potrząsnęła głową. – Praktyczny? Pierwszy poryw wiatru wytargałby tytoniowe resztki. Nie chcesz mieć tego potem we włosach, na twarzy… Ale masz rację, te buty tylko szpecą – mruknęła, nie mając już żadnej litości dla pomysłodawcy przedsięwzięcia. Nie wątpiła w to, że cala inicjatywa powstała w wyniku tęsknoty za zmarłymi, w dobrej wierze, ale, na brodę krasnala, przecież od tego były cmentarze.
Zawsze tak było. Żartowali, pozwalali sobie na wzajemne opieprzanie, szczyptę żalu i łez, ale przy tym wciąż patrzyli czujnie, głęboko. Dobrze wiedząc, że ujrzą w tym drugim w końcu coś, czego nie będzie się dało tak po prostu zignorować. Była obserwowana, ale on też. Lustrujące spojrzenia, bardzo wrażliwe ucho. Zaraz Burroughs zrobi coś, co zapali w jej głowie czerwone światło. Już to zresztą zrobił, trajkocząc o tej śmierci, niby tak karykaturalnie, ale przecież to nie brało się znikąd. Nie w chwili, kiedy później kombinował coś na boku, majtając się w zeznaniach. A kwiatki? Uścisnęła jego dłoń, orientując się natychmiast, że poczuł niepokój. Parę kroków w roli słodkich kochanków – nawet staruszka tkwiąca za firanką swojego wypucowanego okienka znudziłaby się szybko tymi widokami. Powąchała kwiat wyczarowany przez Keatona. Czy ktoś widział to mistrzostwo mugolskiej iluzji? Ścisnęła te badyle w dłoni, jakby co najmniej był to bukiet krwistoczerwonych róż. – Żadnych. Nie lubię.. kwiatków. Powinieneś to wiedzieć – rzuciła dość spokojnie, bez większego oburzenia. Niejedna moczymorda przynosiła jej bukiet chwastów, licząc na wspólne upojenie. Nic z tego.
Listypodsumowała go krótko, nijako, ale trochę z jadem. Zupełnie jakby coś więcej miała na myśli. Może na przykład list od przeklętego aurora o treści, która mogła zabić? Przymknęła na moment oczy. – Przestałam pisać listy i nie przyjmuję już żadnych sów. Keat, musimy jakoś inaczej się… zorganizować – stwierdziła trzeźwo. Nowa forma komunikacji, lepsza od bezgranicznego zaufania dla swoich piór. – Podejrzewasz, że są przechwytywane? – zapytała ciszej, chyba znaleźli się w spokojniejszym miejscu, ale ściany tak miały uszy. – U znajomych? – Zmarszczyła czoło, wcale się nie dziwiąc kolejnej bezimiennej twarzy. – Wiesz, co robisz? To konieczne? Keat, powinieneś uważać – mówiła z przejęciem. Dobrze wiedział, że go kochała, może nawet trochę egoistycznie wolałaby, gdyby został gdzieś przy niej i nie pakował się w jakieś durne przysługi, ale najwidoczniej był ktoś, kto potrzebował jego opieki. – Ja naprawdę nie chcę nigdzie zawieszać twoich butów – upomniała go, bo wyraźnie brzmiało to wszystko niebezpiecznie.
Kolejne pytanie odbijało się w niej echem. Wydostać. Więc co? Trwali zakleszczeni tutaj na amen? Bez rejestracji nie mogła nic, bez rejestracji każdy krok mógł być ostatnim. A z nią wiedzieliby o każdym zasranym kichnięciu. Jasna cholera! Złowrogie emocje wkradły się na jej gładką buzię. Kiwnęła głową. – Daj znać, jak to w ogóle będzie możliwe. Chyba muszę stąd zniknąć, chociaż na trochę – przyznała w końcu, spodziewając się cichego zrozumienia. Ta myśl nawiedziła ją nagle, nie była tchórzem i nie opuszczała ukochanego portu. Po prostu tak dawno nie była gdzieś dalej niż na podmiejskim wygwizdowie.  – Odbierają nam wolność, grzebią w rodowodach. Wtykają nos za drzwi. Po co? Merlin jeden wie, czy nie nałożą namiaru, nie rozumiem tego. Ludzie w porcie różne rzeczy pod stołem gadają. To chore i do niczego dobrego nie doprowadzi. Wcale się nie zdziwię, jeśli ludzie już się gdzieś gromadzą gotowi powstać przeciw tym absurdom – zakończyła z niezadowoleniem. – Nie dajmy się temu – rzuciła nagle z jakąś taką nostalgią, mocno ścisnęła jego dłoń i zadarła głowę.
Philippa Moss
Philippa Moss
Zawód : barmanka w "Parszywym Pasażerze", matka niuchaczy
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 10 +1
UROKI : 22 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Czego pragniesz?
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7532-philippa-moss https://www.morsmordre.net/t7541-listy-do-philippy https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f26-doki-pont-street-13-5 https://www.morsmordre.net/t7539-skrytka-nr-1834 https://www.morsmordre.net/t7542-phillipa-moss
Re: Sznurek z butami [odnośnik]02.03.20 18:37
- Może zamiast złotej rady powinnaś podarować mi jakiś eliksir zapobiegający nadmiernej potliwości stóp, obstawiam, że byłoby to bardziej skuteczne - rzucił w odpowiedzi, nie kryjąc lekkiego poirytowania tym tematem, może w ten sposób objawiał się fetysz Moss, o którym nie miał jeszcze pojęcia i tak naprawdę był skrytą wielbicielką akurat tej części ciała; swoją drogą, skoro już tę jego dziewczynę zna, to mogłaby mu ją kiedyś przedstawić... - No praktyczny... tak tylko przypominam, że w sumie to istnieje coś takiego jak magia i można się nią posłużyć, żeby zabezpieczyć taką popielniczkę z butów, mogłaby też sama się oczyszczać z popiołu, być chroniona przed deszczem... no wiesz, czary - uśmiechnął się wrednie, przez chwilę czując się trochę tak, jakby żadnej wojny nie było, a oni po prostu wpadli na siebie przypadkiem, kiedy akurat znowu zdarzyło mu się zniknąć z nocy z piątku na czwartek, rodzina nie wie, gdzie się podział, los, natomiast, szyderczo podsyła mu rozwścieczoną Moss - i kończy się jak zwykle, wybuchem iskier, które mienią się jaskrawie przez chwilę, a potem... potem wracają już do swojego normalnego tonu, podszytego złośliwościami, a przede wszystkim troską.
Czasem łapał się na takich pozornie nieznaczących wiele wpadkach - jak to, że zawsze zapominał, kiedy matka ma urodziny, a sowa od Frances przypominała mu o tym, niby przypadkiem, dokładnie tydzień wcześniej, by miał czas na zorganizowanie czegokolwiek; to chyba smutne, że osoby, które znaczyły dla niego tak wiele, otrzymywały od niego jedynie namiastkę zainteresowania. Powinien wiedzieć też to, że Phils nie lubi kwiatków, że otrzymywanie ich traktuje jak tandetny gest, ale gdzieś mu to umknęło po drodze, w wiecznej gonitwie. Teraz już zapamięta - choć chyba nigdy żadnych jej nie kupił. Może pamiętał o tym podświadomie? - Nie marudź, dostałaś tylko iluzję, a nie prawdziwe kwiatki - i już, skręcają za róg, kolejna poszatkowana zaklęciami ulica, tynk nadkruszony sypał się powoli, a płaty farby odpadały od niego jak rzewne łzy. Jakby cały ten krajobraz był tylko smutną namiastką dzielnicy cieszącej się przecież życiem, barwnej i przepełnionej ludźmi; teraz... wypełniają ją trupy, same duchy - martwych i żywych. - Co to znaczy, że nie przyjmujesz już żadnych sów? Odsyłasz je z listami do nadawców? Co cię ugryzło, podziobała cię jakaś? - ale może miała rację, może powinni wymyślić coś innego... - Możesz mi przesyłać pilne wiadomości patronusem, tak będzie najbezpieczniej, ewentualnie lusterka dwukierunkowe, ale musiałbym je najpierw skądś skombinować... - innego pomysłu nie miał. - Nie wiem, nie zdziwiłoby mnie to, żadnych nazwisk, żadnych detali, które mogłyby naprowadzić kogoś na miejsce, gdzie się ukryjesz. Gdybyś jednak chciała wysłać jakąś przesyłkę, to nie musisz nawet podawać adresu, skorzystaj z mojej sowy, która została w Parszywym, ona znajdzie mnie bez trudu... wiesz, ona nie ma jeszcze imienia, nie umiem go wybrać, możesz jakoś ją nazwać, ktoś powiedział mi, że sowy nie mają nic przeciwko temu, żeby nosić ludzkie imiona - odwrócił się w jej stronę, stając naprzeciwko niej i patrząc się na nią nieco z góry, tak, by ktoś z boku nie mógł wyczytać z ruchu jego warg, co ma jej do przekazania - i choć nieco dalej od pomników z obuwia ulica przepełniona była tylko ciszą, z jakiegoś powodu uznał, że jest to koniecznie - u znajomych, tych od Proroka - skłamał, starając się, by zabrzmiało to wiarygodnie; wiedział, że nikogo z tego środowiska nie znała, była więc spora szansa, że uzna to za prawdopodobne. - Nie jestem pewien, czy kiedykolwiek wiedziałem, co robię, oni na szczęście wiedzą, a przynajmniej tak mi się wydaje, no nie martw się, nie ryzykuję bardziej niż ty zostając w Londynie - i we śnie można było zginąć, jak miało się pecha, a trajektoria potężnego zaklęcia przebiegała akurat przez twoją kamienicę - nie czekaj na mój znak, tylko przygotuj się na tę małą wycieczkę, wszystkie cenne i niezbędne rzeczy miej pod ręką... i zabezpiecz swoje mieszkanie, żebyś miała gdzie wracać, jak to wszystko się skończy - jeszcze nie wiedział, że już następnego dnia da jej znać, że wszystko gotowe, i gdy tylko będzie chciała - wyprowadzi ją stąd - gdzie w ogóle zamierzasz się zatrzymać? - był tam? Miała już jakiś plan? - To kurewsko prosty mechanizm, my mamy mniej wolności, to oni mają jej więcej, nie dziwię się, że są tak zachłanni, w gruncie rzeczy już teraz mogą niemal wszystko... nazwisko przodków można łatwo sfałszować, ale tego, co wyrabiają w Londynie już nie da się zafałszować, okłamywanie się niczego nie zmieni, jesteśmy w środku jakiegoś cholernego szkwału, ale na samym  środku oceanu, bo nawet port przestał być bezpieczny - tak to widział i choć dopiero po chwili zreflektował się, jak idiotycznie to zabrzmiało, słowa jednak już wypowiedział, nie cofnie ich - Londyn nigdy nie będzie ich - powiedział to pewnie, stanowczo; poczuł, jak mieszanka trudnych do nazwania emocji sprawia, że w gardle rosła mu gula. Z jej ust padła deklaracja wojny, a on nie mógłby nie poczuć niepokoju - i dumy; w przypływie dziwnego rozrzewnienia pochylił się nad nią, przytulając ją do siebie krótko, równie szybko oderwał się od niej, wciąż tylko trzymając ją za rękę.
Mogą odebrać im wszystko - ale nie odbiorą wyboru. Tego, w jaki sposób londyńczycy zdecydują się zareagować na wszystko, co miało miejsce. Tego, w jaki sposób postanowią umrzeć. - W dokach nie mają szans, każdego jednego sprzedawczyka w policyjnym mundurze czy innych wysłanników odeślemy im z powrotem, najlepiej w kawałkach, może to ich nauczy, że nie mają tam absolutnie żadnej władzy.

ściemniam Filipce
Fils zostaje mamą mojej sowy Sowy

[bylobrzydkobedzieladnie]



from underneath the rubble,
sing the rebel song


Ostatnio zmieniony przez Keat Burroughs dnia 11.03.20 14:15, w całości zmieniany 1 raz
Keat Burroughs
Keat Burroughs
Zawód : rebeliant
Wiek : 24
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
some days, I feel everything at once, other - nothing at all. I don't know what's worse: drowning beneath the waves or dying from the thirst.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
I will survive, somehow I always do
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7770-keaton-burroughs https://www.morsmordre.net/t7784-sterta-nieprzeczytanych-listow#217101 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f128-oaza-chata-nr-69 https://www.morsmordre.net/t7785-skrytka-bankowa-nr-1866#217105 https://www.morsmordre.net/t7787-keaton-burroughs#217189
Re: Sznurek z butami [odnośnik]02.03.20 18:37
The member 'Keat Burroughs' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 22
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sznurek z butami Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Sznurek z butami [odnośnik]02.03.20 23:08
Sprawdzam, czy kłamiesz.

Mentalnie się napuszyła, słysząc, jak odbijał jej każde sceptyczne słówko, którym próbowała pozabijać jego durnowate twory wyobraźni. Wyzwiska piętrzyły się, gnając do ust, ale nie mogły głośno zabrzmieć. Najpierw pokręciła lekko głową, potem posłała mu wredne spojrzenie, a na końcu stłumiła okrutnie wściekłe parsknięcie. A może to było wszystko razem? – No, wiem, czary burknęła niby obrażona, że próbował ją tak ostentacyjnie wykpić. – Podrzucę ci moje buty, poczaruj tak, by czyściły się same. Na pewno się na tym znasz – odpowiedziała, dobrze wiedząc, że te babskie zaklęcia to nie jego broszka. W ogóle... Keat chyba nie był jakoś specjalnie dobry w czary-mary. Wydawało jej się, że wolał tradycyjny urok pięści. Philippa w ostatnim czasie krytycznie patrzyła na swoje umiejętności i… niekoniecznie przez kazania jakiegoś przemądrzałego aurora. Niemniej szkoliła się, wierząc, że któregoś dnia podziękuje sobie za te wiecznie poobijane pośladki i połamane paznokcie. Już sam początek kwietnia ten prolog pieprzonej wojny pozwolił jej odkryć, że tak, faktycznie, ten trud nie poszedł na marne. Dziś czuła się mocniejsza. Rzucała urokami na prawo i na lewo, choć istniało zbyt wiele wstydliwych luk w jej technice. Miała jednak czas, a życie dostarczało naprawdę dobrej motywacji.
Przy Keacie, gdy obydwoje trwali zanurzeni w toni przekomarzanek, poczuła powiew tęsknoty. Tęsknoty za czymś, czego nigdy nie dotknęła. Pomyślała przez chwilę, że dobrze jest go mieć, ale też jakże cudownie byłoby ganiać z nim po świecie te dwadzieścia lat temu, kiedy żadne z nich jeszcze nie mówiło pełnym zdaniem, a tym bardziej nie machało tak cwanie różdżką. Tego chyba najbardziej zazdrościła Frances. Tego czasu. Czasu, gdy ona płakała w ciasnych kącikach bidula, a oni byli razem ze sobą. Nieco miękkie spojrzenie musnęło jego niekształtny nos. Uśmiechnęła się ze szczyptą nienormalnej nostalgii. Wcale nie musiał pamiętać o tych wszystkich błahostkach, choć w jej ustach mogło to brzmieć zbyt zajadle, zbyt prawdziwie. Nie dbała jednak  o to – o te drobiazgi. Ważne, że wciąż tutaj był i najpewniej wcale nie utracił swojego ducha.
– To jeszcze gorzej. – Mdłe spojrzenie utkwiła w tej romantycznej iluzji. Skupiona na tych widokach gdzieś pominęła obdrapane ściany, których płaczliwe echo wściekle wędrowało ku chmurom, a potem jeszcze gwałtowniej opadało, próbując przytłoczyć zakleszczone w miejskich uliczkach spojrzenia. Ledwie kilka dni, a już Londyn zaczynał przypominać gruzowisko. – Powiedzmy, że to była sowa. Obraziłam się na jednego typa – wyznała krótko, bez szczegółów, których najpewniej potrzebował. Nie miała jednak natchnienia, by tłumaczyć Keatowi, co takiego napisał Kieran. Kim w ogóle był Kieran. I jak wiele myśli zajmował w jej głowie Kieran. Właściwie to powinna zdeptać jego wyimaginowaną twarzyczkę i zająć się tymi, którzy naprawdę traktowali ją poważnie. Nie była dzieckiem, można było jej ufać. Zaciśnięta mocno pięść stłumiła garść emocji, do których nie chciała się przyznawać. Kolejne słowa brata zadziałały trzeźwiąco. – Nie umiem wyczarować patronusa. Chyba nie mam wspomnienia. Nie wiem, kiedyś próbowałam, ale nic z tego. Wciąż widzę rzeczy, które nie są na tyle… dobre – bąknęła, na koniec robiąc dość głęboką, znaczącą pauzę. Powinien zrozumieć. Portowe życie, choć tak pomyślne, okazało się zbyt słabą motywacją. – Lusterka to dobra opcja, chodź, załatwimy to od razu… – rzuciła spontanicznie, a potem już czuł, jak czyjaś drobna dłoń ciągnie go w ciasną uliczkę, skrót do miejsca, którego mogli potrzebować. – Poradzę sobie – weszła mu w słowo nieco zirytowana instrukcjami dla tępego pięciolatka. Wychowała się w porcie, knuła, śledziła, mąciła i dobrze wiedziała, co robić, by nie wtopić. Niemniej jego troska była prawie wzruszająca. Był tak zaangażowany. Nie odnajdywała w nim jednocześnie paniki, która zjadała innym rozum już w pierwszych dniach tego konfliktu. – Zaopiekuję się twoją sową. Parszywy to kiepskie miejsce. Cristina jeszcze przyrządziłaby z niej potrawkę, choć twój ptak chyba nie jest zbyt zachęcający, Keat. Mam nadzieje, że nadrabia bystrością – stwierdziła, powoli sobie to wszystko układając w głowie. Działo się wiele, skupiona na jego wypowiedzi ignorowała większe lub mniejsze poruszenia w otoczeniu. Mówili miedzy sobą tak, jakby już za chwilę mieliby rozstać się na wieki. Oby nie.
– Tych z Proroka? – Brew powędrowała w górę. Nie musiała się nawet starać, by wychwycić, że opowiadał jej bajeczkę. – A tak naprawdę? Wiesz, że możesz mi o wszystkim powiedzieć. Jakby to była nawet ta twoja laska od ginu – wspomniała, przywołując twarz ciemnowłosej dłużniczki Boyle’a. Wydawało jej się oczywiste, że chodziło o coś, czego w jego opinii mogła nie pochwalać. Więc co? Wiernie łasił się do baby, która złamała mu serce. Tego chciała. Wolała ten scenariusz od tych wszystkich, które były o wiele gorsze. – Wierzę, że mimo wszystko się nie zabijesz. Jakoś się zorganizuję. Mam znajomych, całkiem niezłych ekspertów od… takich spraw. Poproszę o pomoc. Albo po prostu jakoś sobie poradzę sama. Zawsze sobie radzę i wiem, że ty też, ale uważaj z emocjami – dorzuciła. Keat był porywczy, instynktownie działał, mało rozważał. Mógł zrobić coś naprawdę bezmyślnego. – Będę też musiała pomyśleć, co z niuchaczami. Nie zostawię ich Frances. Trochę się boję, że zrobi z nich ingrediencje… – wspomniała w żarcie, próbując nieco rozdmuchać te kłęby mroku, zapach wojny towarzyszący ich intrygom. – Wezmę je ze sobą, choć pewnie tego pożałuję. – Przecież potrafiła sobie wyobrazić, jak w podróży demolują całe otoczenia, a ona desperacko goni za nimi i wcale przy tym nie budzi  podejrzeń. Piękny plan. – Tego jeszcze nie wiem, Keat – dodała, przystając na moment. Popatrzyła na widoczny między rzędami kamienic plac. Wiatr zawiał mocniej, drażniąc wiosennym chłodem jej policzki. Jutro istniało, ale tak niepewne, jak jeszcze nigdy wcześniej.
Idiotycznie czy nie – coś jednak mądrego powiedział: – Londyn nigdy nie będzie ich – powtórzyła więc jedynie, jak jego wierna katarynka. Wszystko rozumiała, choć trudno było rozplątać tak supłowatą sieć słów. Niemniej nie słuchała go dziś po raz pierwszy. Nie mogli uwierzyć w inny bieg wydarzeń. Czekały ich ciężkie dni. – I niech tylko spróbują rzucić się na któregoś z nas. Port zjada wrogów, wierzę, że się nie ośmielą, ale to wariaci. Już sama idea, powód tego wszystkiego… – Urwała, widząc znajome drzwiczki. To tutaj. Pociągnęła go do pewnego sklepiku. Wewnątrz mnóstwo gratów, lepka warstwa szarego kożucha pokrywała powyginane meble, pudełeczka i lampy. Stara wiedźma za ladą popatrzyła na nich z zainteresowaniem. Przyjaciółka pani Boyle. Też wróżbitka. Dobrze wiedziała, po co przyszli. Phils otworzyła sakiewkę i wyjęła garść monet, napiwki z ostatniego tygodnia powinny wystarczyć. Ozdobiona kolorowym sznurem dłoń podała im dwa szkiełka. Jej oko przez moment błysnęło w kawałku zwierciadełka. – Trzymaj – mruknęła, wciskając mu w łapę magiczny przedmiot i parę monet - tak na wszelki wypadek. Mogli ruszać dalej w drogę – połączeni magią, która pozwoli, by ich twarze odnalazły się zawsze. Choćby nie wiem co.


przekazuję Keatowi lusterko dwukierunkowe i 10 pm



[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Philippa Moss dnia 12.03.20 13:27, w całości zmieniany 1 raz
Philippa Moss
Philippa Moss
Zawód : barmanka w "Parszywym Pasażerze", matka niuchaczy
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 10 +1
UROKI : 22 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Czego pragniesz?
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7532-philippa-moss https://www.morsmordre.net/t7541-listy-do-philippy https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f26-doki-pont-street-13-5 https://www.morsmordre.net/t7539-skrytka-nr-1834 https://www.morsmordre.net/t7542-phillipa-moss
Re: Sznurek z butami [odnośnik]12.03.20 0:28
próbuję Cię przekonać, trochę jeszcze kłamię

Tak właśnie, czary. Mogła się puszyć i burzyć, ale akurat riposta tym razem za bardzo jej nie wyszła - kto, jak kto, ale on chłoszczyść potrafi odmienić przez wszystkie przypadki, się spędziło na  szorowaniu burt, zakamarków Parszywego i smoczych rewirów pół życia, nie wspominając o tych wszystkich szlabanach w Hogwarcie.
- Bardzo przepraszam, ale akurat od czystości to ja jestem specjalistą wysokiej klasy - uchroń Merlinie, nie żeby sam był jakimś pedantem, ale doświadczenie w konserwowaniu powierzchni nie tylko płaskich miał.
Wcisnął ręce do kieszeni spodni, chmurnym spojrzeniem obejmując burzowe pozostałości po gradzie zaklęć i deszczu absurdu, który spadł na Londyn; rysy jak błyskawice przecinały otynkowania, które osypywały się, chwiejąc się w wojennym opadzie. Prognozy na jutro nie były wcale lepsze, miasto pustoszało - nawet ci, którzy powinni chodzić po nim z dumnie zadartą głową, jakoś wcale zbyt chętnie nie wyściubiali nosa zza progu własnych, obwarowanych czarami domostw. Mugole, którym nie udało się zbiec, za to przeżyli jakoś bestialską Noc Bezksiężycową, ukrywali się, licząc na ratunek - choć gdy przynosi go oni, dzierżący w dłoni różdżki, zwierzęca panika pojawiała się na twarzy tych, którzy kojarzyli już magię jedynie z błyskiem śmierci i inkantacją bólu. Nauczył się, by nie korzystać przy nich z magii, jeśli nie jest to absolutnie niezbędne.
- Jakiego typa? - ona może chciała szybko uciąć temat, ale niech sobie nie myśli, że nie zauważył tego, w jaki sposób zareagowała, ledwie tylko wspominając tamtego jegomościa. - Komuś trzeba przemówić do rozsądku argumentem pięści? - zapytał bezpardonowo, nie musiał nawet znać szczegółów - jak ten gościu jej podpadł, to Burroughs może zadbać o to, żeby podobna sytuacja już więcej nie miała miejsca. I może trwa właśnie wojna, ale są pewne priorytety.
- Bo to wcale nie jest takie łatwe, w sensie, znalezienie odpowiedniego wspomnienia, tak właściwie nie wiem, jakim cudem w końcu wyczarowałem tę... ważkę, w sumie trochę mnie to rozbawiło, bo no wiesz, waż-ka - uśmiechnął się kątem ust; nawiązywał do tłumaczenia angielskiej nazwy ważki, smok lata - wyobrażałem sobie babie lato, ostatnie tuż przed mugolską wojną... i nie wiem, na ile może się to okazać pomocne, w każdym razie chyba w podobny sposób działa nie tylko szczęśliwe wspomnienie, ale też takie, w którym wracałaś do wszystkich szczęśliwych chwil... nie umiem tego wytłumaczyć, w sensie, ja po prostu zacząłem przywoływać patronusa, myśląc o tym dniu, w którym - głaskałem jednorożca i wspominałem najszczęśliwsze momenty w życiu, urwał raptownie, a jego policzki zabarwiły się na czerwono. Odrobinę tylko, ledwie muśnięcie pigmentu. - Wiesz co, po prostu poćwicz, nawet sama wiązka patronusa, a nie jego cielesny kształt, jest w stanie ochronić cię choć na chwilę przed dementorami - nie musiał kończyć - one obecnie były na usługach tych, którzy wymyślili sobie segregację magów. - Masz takie wspomnienia, Phillie, mogą być całkiem świeże, pomyśl o czymś, o czym myślałabyś w ostatniej chwili swojego życia, żeby, no wiesz, spojrzeć śmierci w oczy z uśmiechem na ustach, jakby to jedno wspomnienie rozgonić mogło każdy mrok - skończył z poczuciem głębokiego zażenowania, bo nie miał pojęcia, co on właściwie zaczął bełkotać - niemniej, chyba wiedziała, co chciał jej przekazać? - Mam tylko nadzieję, że to nie będzie moja parszywa gęba - roześmiał się jeszcze, żeby trochę przełamać ten cały patos.
- Ale że już? Teraz? - zapytał tylko, choć chyba nie miał szansy zaoponować. Pozwolił się pociągnąć tam, dokądkolwiek zamierzała zmierzać, żeby nabyć lusterka. Gdzieś w międzyczasie zdążył ją zirytować nadopiekuńczością, ale musiała mu to chyba wybaczyć. Traktował ją jak jedną ze swoich młodszych sióstr, nie potrafił sobie darować tych kilku frazesów. - Wiem, że sobie poradzisz - dodał jeszcze, kapitulując - ale pamiętaj, że mogę pomóc - pozornie tylko niewzruszonym tonem dodał jeszcze, nim zerknął na nią kontrolnie. Ostatnio tak bardzo się mijali - a najbliższe dni przynieść miały już tylko rozłąkę. Chyba dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, jak bardzo tęskni za jej sarkastycznym żartem. - To już lepiej byłoby robić potrawkę ze szczurów, mają chyba więcej mięsa niż ta sowa. Pilnuj jej, dobra? Nie wiem, czy to możliwe, ale zdaje mi się, że ona jest alkoholiczką i... chyba wolałbym, żeby jednak nie upijała się za bardzo, bo wtedy to już nigdy nie trafi do adresata, raz czekałem dwa tygodnie na jej powrót. No i wróciła. Wciąż z tym samym listem... całkiem możliwe, że ten alkohol uszkodził jej jakoś mózg, nie wiem, naprawdę - mógł na nią narzekać i godzinami, ale w gruncie rzeczy... no przywiązał się już do tego ptaszyska. Co zrobić. Poza tym... naprawdę brzmieli tak, jakby mieli się już nigdy nie spotkać. Nie chciał traktować tego spotkania jak pożegnania.
- No z Proroka, myślisz, że skąd brałem... te wszystkie gazety? - dodał już nieco ciszej, nie wspominając na głos o kolportażu, za to chyba groziło teraz coś jeszcze poważniejszego. Starał się, naprawdę się starał brzmieć przekonująco, lecz gdzieś w podświadomości wciąż tkwiła ta jedna, uporczywie powracająca myśl - kogo tak właściwie chcesz oszukać, co? Moss jakoś potrafiła przejrzeć go na wylot. - Moja laska od ginu... co? A, że... Han... nie chodzi o Wright, zwariowałaś? Nie mam z nią - niemal - żadnego kontaktu, poza tym, dlaczego miałbym z nią mieszkać? Skąd w ogóle ci to do głowy przyszło? Ona... nie - cokolwiek to nie miało oznaczać, chyba definitywnie kończyło temat. Na tym nie, obruszonym tonem wypowiedzianym, po prostu uciął ten temat. - Weź je ze sobą, nikt poza tobą nie będzie w stanie ich okiełznać - po prawdzie, nie był pewien, czy i ona była w stanie to zrobić. - Daj mi znać, przez to lusterko, jak ci idzie organizowanie tego wszystkiego, no i wiesz, po prostu na siebie uważaj, a gdybyś... gdybyś chciała się spotkać, w Parszywym, na ostatniej zmianie, to... to chętnie ci potowarzyszę; pamiętasz jeszcze, że byłem z tobą, kiedy stanęłaś za kontuarem po raz pierwszy? - dlaczego to naprawdę zaczynało brzmieć jak pożegnanie? Głos zadrżał mu nieznacznie, uciekł wzrokiem szybko, żeby nie zobaczyła w jego oczach tego, co teraz czuł. - Doki są nasze - dodał jeszcze, uśmiechając się na przekór temu, co zwiastowało jutro - ale kiedy i ona powtórzyła za nim te proste słowa, krótką deklarację o Londynie, który nigdy nie będzie należał do tamtych, to poczuł się przez chwilę tak, jakby było to możliwe. Kiedy więcej niż jedna osoba o czymś marzy, może wszechświat sprawi, że przyciągną do siebie realizację tego pragnienia siłą karykaturalnej grawitacji?
- To szaleńcy, nie można więc ich lekceważyć, ale... - urwał, do sklepu wszedł już w ciszy, rozglądając się po wnętrzu i zastanawiając się, czy zaraz nikt nie poprosi ich o ukazanie różdżek. Tak jednak się nie stało. Gdzieś pośród przeróżnych szpargałów wyłoniły się dwa lusterka, już trzymane w szponiastych rękach wiedźmy, która nie wydawała się zaskoczona ich widokiem. - Ja zapłacę, przynajmniej połowę - wtrącił, sięgając do kieszeni, ale... znalazł tam tylko pustkę; nieco zażenowany tym, że musiała zapłacić i za niego, wydając na niego swoje oszczędności, westchnął tylko cicho. - Oddam ci, jak tylko... - wiedzieli doskonale, że nie uzbiera na to nigdy, albo że zapomni za dzień, może dwa. - Dzięki - wsunął lusterko do kieszeni spodni, już w tym momencie przeczuwając, że będzie na nie zerkał zdecydowanie zbyt często. Teraz nawet na dwóch krańcach świata znajdą się już nie tylko w tafli wspomnień.

ztx2 <3333333333



from underneath the rubble,
sing the rebel song
Keat Burroughs
Keat Burroughs
Zawód : rebeliant
Wiek : 24
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
some days, I feel everything at once, other - nothing at all. I don't know what's worse: drowning beneath the waves or dying from the thirst.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
I will survive, somehow I always do
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7770-keaton-burroughs https://www.morsmordre.net/t7784-sterta-nieprzeczytanych-listow#217101 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f128-oaza-chata-nr-69 https://www.morsmordre.net/t7785-skrytka-bankowa-nr-1866#217105 https://www.morsmordre.net/t7787-keaton-burroughs#217189

Strona 1 z 3 1, 2, 3  Next

Sznurek z butami
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach