Wydarzenia


Ekipa forum
Witryna (wejście)
AutorWiadomość
Witryna (wejście) [odnośnik]10.03.12 22:25
First topic message reminder :

Witryna (wejście)

Szpital dla czarodziejów pod patronatem świętego Munga został umieszczony w obszernym budynku wzniesionym z czerwonej cegły. Przypomina będący w ciągłej budowie dom handlowy, nad którym widnieje tablica z ozdobnym napisem Purge & Dowse Ltd. - dla odwrócenia uwagi niepożądanych oczu. Za obszerną, nieco brudną i zakurzoną witryną, stoi manekin; to jemu należy zdradzić cel swojej wizyty. Jeżeli przytaknie, wejście do placówki stanie otworem, szyba na ułamek sekundy rozpłynie się w powietrzu. Powszechnie wiadomym jest, iż nie zostanie przepuszczony nikt, kto mógłby znaleźć się w szpitalu przypadkiem, bądź kto przybywa z nieszczerymi intencjami. Zabezpieczenia medycznej placówki zostały wykonany przez najznamienitszych aurorów naszych czasów.
Od czasu, gdy Albus Dumbledore zginął, do Munga trafia coraz więcej pacjentów z magicznymi obrażeniami, których nabawili się w tajemniczych okolicznościach. Często zdarza się tak, że ranni nie chcą, bądź nie mogą opowiadać o swoim wypadku. Nie oznacza to jednak, że nie zostają przyjęci do szpitala. Tutaj nie odmawia się pomocy żadnemu potrzebującemu.

Szpital Świętego Munga jest chroniony potężnymi zaklęciami uniemożliwiającymi bezpośrednią teleportację do jego wnętrza.
W tej lokacji obowiązuje bonus do rzutu kością w wysokości +5 dla Rycerzy Walpurgii i +10 dla Śmierciożerców.


[bylobrzydkobedzieladnie]
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Witryna (wejście) - Page 2 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Witryna (wejście) [odnośnik]01.08.17 22:12
Pracowała jako koroner niemal dziesięć lat. To sporo czasu, aby móc przyzwyczaić się do śmierci i zaakceptować jej wszędobylską obecność. Rodzimy się i umieramy, tak właśnie wygląda porządek na tym świecie, którego za nic nie jesteśmy w stanie zmienić. Czy ktoś kiedykolwiek przeciwstawił się śmierci? Możliwe, ale ona bynajmniej takowej osoby nie zna. Zamiast tego dobrze zna fakty: przyczyna i skutek. A skutkiem zawsze jest śmierć, a jej zadaniem jest znalezienie przyczyny.
Po śmierci Longinusa to zjawisko stało się dla niej jeszcze bliższe. Utożsamiła się z nim. Przestała się całkowicie jej bać. Bo dlaczego miałaby? Można lękać się nieznanego, ale nie obawiać się o swoje życie, które i tak pewnego dnia, jak bardzo byśmy się nie starali, utracimy. Zginiemy i zamienimy się w proch, po którym zostaną już tylko marne wspomnienia. I to na dodatek nie wieczne. Bo w momencie, gdy wszystkie osoby, które nas znały i pamiętały, bądź te, którym opowieści o nas zostały przekazane zginą jak i my. Wtedy i nawet pamięć o nas przestanie istnieć. Byliśmy istnieniem, nieznaczącym dla przyszłości i przeszłości, z nadzieją, że choć w teraźniejszości mieliśmy jakiś cel.
- Bywało lepiej. - Odparowała zerkając na mężczyznę, który pojawił się u jej boku. Sądząc po jego ubraniu musiał być Uzdrowicielem. Nareszcie przecisnęli się przez tą dzicz. Szkoda jednak, że odrobinę za późno... Zaraz po mężczyźnie zjawiło się jeszcze kilku Uzdrowicieli oraz pielęgniarzy. Rowan zwróciła się do jednego z nich z prośbą o przeniesienie ciała denata do prosektorium. Choć tam będzie w stanie mu pomóc... Nie oglądając się za siebie skierowała swe kroki do budynku.

|zt


Anguis in herba

But I'm holding on for dear life
Won't look down, won't open my eyes
'Cause I'm just holding on for tonight
Rowan Yaxley
Rowan Yaxley
Zawód : Tłumacz i nauczyciel języków obcych, były koroner
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowa
When the fires,
when the fires are consuming you
And your sacred stars
won't be guiding you
I got blood, I got blood,
blood on my name
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Witryna (wejście) - Page 2 950bdbd896f0137f2643ae07dec0daf4
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3571-rowan-yaxley https://www.morsmordre.net/t3601-magnus https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f103-fenland-yaxley-manor https://www.morsmordre.net/t3917-skrytka-bankowa-nr-899 https://www.morsmordre.net/t3640-rowan-yaxley
Re: Witryna (wejście) [odnośnik]02.06.18 3:03
22 lipca

Kolejna noc minęła jasnowłosej na przewracaniu się z boku na bok, na gorączkowych rozważaniach i ustalaniach scenariuszy, które nigdy się już nie wydarzą; na zamykaniu oczu, próbach zaśnięcia, kończących się fiaskiem i widokiem tamtego ciała. A poranek, cóż, należał do tych zdezorientowanych, nerwowych, gdy nie wiedziała co powinna zrobić najpierw. Miała dużo pracy, lecz niemożność skupienia się na wykonywanych czynnościach podpowiadała jej, że nic konkretnego nie wykona. Odkąd opuściła sypialnię miała zresztą wrażenie, że coś się dzisiaj wydarzy i wcale nie minęła się z prawdą, gdy usłyszała propozycję wspólnych zakupów, zwieńczonych herbatą ze strony ostatniej osoby, którą by posądziła o podobne plany.
Rzadko kiedy opuszczała dom w towarzystwie ciotki, która przeważnie nie mieszała się w jej sprawy, ale z początku nie uznała tego za coś podejrzanego, skoro ślub Odette zbliżał się a wujostwo potrzebowało idealnego prezentu dla młodszej – jeszcze – Baudelaire. Kiedy jednak spacer pokierował się w dziwne rejony, rejony, których nie znosiła, zauważyła uknuty za jej plecami spisek. Zmuszona więc siłą, zjawiła się wraz z ciotką przed wejściem do szpitala, z kolei świadomość, że nie ma odwrotu – jeśli nie chce kłótni w domu i zaburzania świętego spokoju – spowodowała, że nie uciekła przy najbliższej możliwej okazji.
Nie zamierzała dłużej tłumaczyć swojej opiekunce, że przecież ta wizyta jest niepotrzebna i że ona nie ma zamiaru spędzić tu całego dnia, bo ma naprawdę dużo zajęć na głowie a informacja, że wizyta jest umówiona na konkretną godzinę wydała jej się zaskakująca. Nigdy przecież nie umawiali się na dany termin, szczególnie w czasach, gdy wokół szalały anomalie a ludzie zjawiali się tutaj w zdecydowanie gorszym stanie, niż naruszona psychika. Miała jednak plan, który zakładał utrudnienie życia biednemu lekarzowi, którego zresztą też nie znosiła; nigdy nie powiedział jej czegoś, czego nie wywnioskowała sama i to dodatkowo nastawiało ją przeciwko całej służbie zdrowia. Nim weszły do środka, zatrzymały się kilka metrów przed witryną z manekinem.
Pójdę, muszę tylko zapalić. Poczekaj na mnie w poczekalni, przecież nie ucieknę... – chociaż pokusa zrobienia zwrotu w tył była niezwykle kusząca. Ciotka, w ogóle nieprzekonana do jej zapewnień, ostatecznie uległa, a Francuzka zajęła się nerwowym przeszukiwaniem torebki. I wyklinaniem pod nosem specjalisty, do którego miała się udać. Nie wiedziała jednak, że specjalista już dawno się zmienił a ona wyzywa od gumuchłonów i nieudaczników osobę stojącą gdzieś nieopodal, za jej plecami.


don't want to give you up, there's never time enough (...) I'm running out of luck, promises
ain't enough.
Solene Baudelaire
Solene Baudelaire
Zawód : projektantka
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
She smelled like white roses and felt as fragile and satiny as her dress.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Witryna (wejście) - Page 2 Tumblr_oo7oyahdyU1v4h7k3o6_400
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4706-solene-baudelaire-budowa#100715 https://www.morsmordre.net/t4836-echo#103798 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f323-lavender-hill-100-domostwo-krewnych-baudelaire-ow https://www.morsmordre.net/t5563-skrytka-bankowa-nr-1212 https://www.morsmordre.net/t4775-solene-baudelaire
Re: Witryna (wejście) [odnośnik]02.06.18 19:42
To nie był najlepszy dzień Josyfa Bojczuka. Z uczuciem ulgi zrzucił z siebie uzdrowicielski kitel. Spędził długi ciężki dyżur na oddziale magipsychiatrii, gdzie musiał wykrzesać z siebie maksymalną ilość energii i uwagi wobec pacjentów, a żadne z powyższych nie przychodziło mu ostatnio zbyt łatwo. Z więc radością odkrył w swoim notesie, że przed sobą ma już tylko jedną wizytę o charakterze terapeutycznym. W porównaniu z jego normalną pracą, te sesje były dla niego zazwyczaj przyjemnością i odpoczynkiem. Zanim jednak nadeszła umówiona godzina, Josyf rozpaczliwie potrzebował wyjść na papierosa i przewietrzyć trochę umysł. Wyszedł więc ze szpitala i oparł się o ścianę przy witrynie. Było to jedne z ulubionych miejsc młodego uzdrowiciela. Jednym powodem z pewnością był jego specyficzny nie-szpitalny wygląd. Opuszczony dom towarowy z dziwnym ruszającym się manekinem wpisywał się w spaczone poczucie estetyki Bojczuka. Josyf dostrzegł nieopodal przy wejściu młodą damę przeszukującą torebkę. Ponieważ sam właśnie spędził parę długim minut przeczesując swoje zagracone biurko w poszukiwaniu papierośnicy, naturalnie założył, co miał w zwyczaju, że ona robi to w tym samym celu. I chociaż znacznie częściej Josyf wybierał stronienie od ludzi, czasem decydował wbrew sobie i tak właśnie było tym razem, gdy zdecydował się uratować kobietę i poczęstować ją papierosem. Gdy znalazł się dostatecznie blisko i usłyszał co kobieta mówi pod nosem, zwolnił w kroku. Uderzyło go wtedy oczywiste, że kobieta musi być jego umówioną pacjentką. Naturalnie głos rozsądku natychmiast upomniał go, że powinien zrobić w tył zwrot, żeby nie tworzyć sobie mimowolnie żadnych przedwczesnych sądów wobec pacjentki. Najlepiej w ogólnie zapomnieć, że widział ją, zanim weszła do gabinetu. Głos ten został błyskawicznie zahukany przez bardziej wyraziste z Josyfowych instynktów, które go przekonały, że konfrontacja będzie przecież dużo ciekawsza. Zwłaszcza, gdy dotarło do niego, co kobieta mówi. Josyf uśmiechnął się do siebie, będąc przekonanym, że to co słyszy, dotyczy właśnie jego. Cóż, zdecydowanie gorzej już go określano zarówno w życiu osobistym, jak i zawodowym. Co ciekawe, mógłby przysiąc, że pacjentka go wcześniej nie widziała. Co by znaczyło, że jego najwyraźniej negatywna reputacja niebezpiecznie dociera do coraz dalszych kręgów? Nie mógł być tym za bardzo zdziwiony. Zgodnie ze swoim pierwotnym zamierzeniem, teraz jednak podszytym pewną złośliwością, wyjął z kieszeni marynarki papierośnicę i wyciągnął ją w jej stronę. Papierośnica była taka jak można się po Bojczuku spodziewać – stara, skradziona od dziadka i z wygrawerowanym napisem po czesku, którego nie potrafił odczytać.
- Może mogę panią poczęstować? – spytał uprzejmie. - Doktor Josyf Bojczuk – przedstawił się zarazem z najbardziej czarującym uśmiechem, do jakiego był zdolny. Był naturalnie przekonany, że już samo nazwisko wywoła u kobiety reakcję, chociażby najlepiej skrytą, na co niecierpliwie czekał. W końcu to nazwisko musiało już wzbudzić w niej taką niechęć, która byłaby znacznie bardziej zrozumiana, gdyby mieli już pierwsze spotkanie za sobą.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Witryna (wejście) [odnośnik]02.06.18 20:33
Po pewnym czasie pozornych poszukiwań, kiedy tylko upewniła się, że cioteczka zniknęła za szklaną witryną, przestała, pozostawiając torebkę w spokoju. Chciała wykorzystać ten krótki moment, ostatnią chwilę spokoju, przed następną dłużącą się w nieskończoność – w najlepszym wypadku – godziną. Nie wiedziała jak tym razem będzie wyglądać to spotkanie i ile razy usłyszy pytania: jak się z tym czujesz? Jak sobie radzisz? Nie wiedziała, czy i tym razem udawanie rzekomej nieznajomości języka angielskiego, się spisze, skoro już nie raz udowodniła, że angielskim posługuje się nad wyraz dobrze. Czy może, pomiędzy tym wszystkim, wreszcie dojdą do jakiegoś sensownego wniosku a sam przebieg wizyty zmieni się, a w nim podejście do pacjenta? Wielość pytań ogarniająca nieznośnie jej głowę wywołała w niej ból głowy i lekkie rozdrażnienie. Francuzka była okropnym pacjentem, o ile nie najgorszym z możliwych; niezdyscyplinowanym, trudnym i niechętnym do zmian, wystawiającym cierpliwość lekarzy na próbę, którą przeważnie przegrywali, a kiedy dochodziło do przełomu: zwyczajnie uciekała. Ale to celowe działanie utrzymywało ją w pozornej bańce bezpieczeństwa i nie chciała, żeby ktokolwiek w nią ingerował, nawet jeśli nie sypiała nocami, budzona koszmarami, czy wyrzutami sumienia.
Oparła się o ścianę, niezrażona nieprzyjemną mgłą i przeszywającym ciało wiatrem, dopiero po chwili dostrzegając kątem oka zmierzającego ku niej mężczyznę. Gdy znalazł się obok, proponując papierosa, skonfrontowała swoje jasnoniebieskie tęczówki z jego spojrzeniem. Na przekór wszystkim i wszystkiemu, wcale nie zwróciła uwagi na nazwisko, znacznie bardziej i typowo dla siebie przypatrując się jego oczom. Miała wrażenie, że wcześniej u nikogo nie zauważyła podobnego koloru, w którym mieszał się błękit z zielenią, kontrastując z fioletową skórą pod oczami i kolorowymi, rzadko spotykanymi, strojami. Na te zresztą zwróciła uwagę po chwili, pozwalając sobie nawet na lekki uśmiech; lubiła, ceniła przede wszystkim, tego typu stroje a on był zaledwie drugą po Floreanie osobą na jej drodze, która pozwoliła sobie na odrobinę szaleństwa w codziennych kreacjach. Przesuwając wzrokiem powoli, od oczu przez sylwetkę, zatrzymała się na wystawionej w jej kierunku papierośnicy i wygrawerowanych na niej napisach. Naturalnie nie rozumiała ich, ale wrażenie, jakoby spotkała się z podobnie dziwnym językiem na prezencie od Anthony'ego, szybko zmyło uśmiech z jej ust; temat Macmillana dalej był dla niej tabu, którego nie zamierzała poruszać.
Chętnie, dziękuję – odparła więc po krótkiej chwili milczenia, sięgając smukłymi palcami po zaoferowanego papierosa, jednak nie przedstawiła się, mając za nic dzisiaj dobre wychowanie. – Jak na lekarza nosi pan bardzo kolorowe stroje. Gdzie szpitalny uniform, pozbawiony kolorów i wzbudzający respekt wśród pacjentów? – Zagaiła, uznając, że zupełnie niezobowiązująca pogawędka będzie idealnym sposobem na opóźnienie wejścia w piekielne wrota szpitala.


don't want to give you up, there's never time enough (...) I'm running out of luck, promises
ain't enough.
Solene Baudelaire
Solene Baudelaire
Zawód : projektantka
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
She smelled like white roses and felt as fragile and satiny as her dress.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Witryna (wejście) - Page 2 Tumblr_oo7oyahdyU1v4h7k3o6_400
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4706-solene-baudelaire-budowa#100715 https://www.morsmordre.net/t4836-echo#103798 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f323-lavender-hill-100-domostwo-krewnych-baudelaire-ow https://www.morsmordre.net/t5563-skrytka-bankowa-nr-1212 https://www.morsmordre.net/t4775-solene-baudelaire
Re: Witryna (wejście) [odnośnik]02.06.18 23:45
Rzeczywiście, po kobiecie, która mu się nie przedstawiła, nie widać było żadnej reakcji na jego nazwisko. Mogło to znaczyć, że Josyf się zwyczajnie pomylił i źle usłyszał, albo źle zinterpretował jej słowa. Albo, że jego rozmówczyni doskonale wiedziała kim jest i zamierzała zachować pozorną uprzejmość. W każdym razie, nie dostając interesującej reakcji na jaką liczył, Josyf stracił tym zupełnie zainteresowanie. Ostatecznie to tylko krótka pogawędka, póki nie skończy palić i nie będzie musiał wracać do gabinetu w oczekiwaniu na pacjentkę. Jeśli się nie wzdrygnęła na dźwięk jego nazwisko to nic tylko się cieszyć. Wziął papierosa w usta i schował papierośnicę z powrotem do kieszeni. Josyf, który był do tego momentu zaabsorbowany sobą i słowami, które, jak wierzył, jego opisywały, dopiero teraz pozwolił sobie przenieść uwagę na kobietę i przyjrzeć się jej lepiej. Moc Bojczukowego egocentryzmu jest w stanie oprzeć się nawet urokowi wilich genów. Oprócz dostrzeżenia ewidentnej urody kobiety, dopiero teraz był w stanie również stwierdzić, że jest w bardzo podobnym wieku, co on. Potarł samozapalającego się papierosa ręką i zaciągnął się, słuchając i wciąż się jej uważnie przypatrując.
Uniósł brwi na wspomnienie o jego ubiorze. Naturalnie był świadomy, że jest to jedna z rzeczy, które przykuwają uwagę jako pierwsze, ale ponieważ ten sposób ubierania był głęboko zakorzeniony w jego naturze, wciąż go to w jakiś sposób zaskakiwało na nowo. Przytaknął z uśmiechem, jeszcze nie wiedząc czy to była pochwała jego stylu, czy przytyk, a jego ręce instynktownie powędrowały do marynarki, by ją wygładzić. Tego dnia nie nosił się nawet aż tak krzykliwie, jak miał w zwyczaju gdy wychodził gdzieś poza pracą. Koszula była ciemnozielona z czerwonym ornamentem przy kołnierzu, który miał korespondować z ciemnoczerwoną marynarką, na której rozrastały się jasne kwiatowe wzory. Bardzo widoczne były też jasne zielone skarpetki, które uwielbiał. Gdyby ktoś z personelu go o to zagadnął, zapewniłby tylko, że zieleń działa kojąco na psychikę pacjentów i to wszystko jest dla ich dobra. Tak, rozegrał już sobie w głowie przebieg całej konwersacji.
- Taki też mam – zapewnił i od razu pomyślał o tym jak chętnie by spalił swój uniform. – Ale na przerwach wolę kolor od respektu – dodał i zapewne by w tym momencie przyjacielsko mrugnął, ale należał do ludzi, którzy nie potrafili tego zrobić bez zamykania obojga oczu, o czym czasem zapominał, ale nie tym razem. Była to, nawiasem mówiąc, półprawda, bo Josyf był zasadniczo rozdarty między buntowniczym odrzucaniem konwenansów, których do końca nie rozumiał, a chęcią podążania śladami wszystkich respektowanych i bardzo konwencjonalnych autorytetów w jego życiu. Z drugiej strony, Merlinie, jak bardzo kochał kolor.
- Poza tym, nie mógłbym wmawiać pacjentowi, by żył w zgodzie z samym sobą, bo najważniejszy jest jego respekt do siebie – zrobił szybką pauzę na zaciągnięcie się, myśląc, że oczywiście, że mógłby – gdybym sam tego nie przestrzegał.
Jak bardzo inne musiałoby być jego życie - pomyślał sobie od razu z rozbawieniem - gdyby, jako psychiatra, zastosował wszystkie własne rady i rozwiązania do własnego życia? Pewnie zdrowiej.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Witryna (wejście) [odnośnik]18.06.18 0:27
Uśmiechnęła się szczerze na słowa mężczyzny, chociaż nie wywnioskowała z nich jaką profesję wykonywał – niestety. Zamiast tego skupiła się na samym fakcie tak postępowego podejścia do kwestii ubrań: do tej pory wiele osób nie nadawało ubraniom i kolorom żadnej wagi.
Wiele osób zazwyczaj odgrywa pewne role. Poniekąd lekarz też to robi, szczególnie terapeuta. Słucha pacjenta, spisuje jego wyznania, dopowiada to, co nie zostało wypowiedziane a przy tym wszystkim gra, by zachować obiektywizm. – Odparła spokojnie, jakby właśnie rozprawiała o palonym papierosie, czy szwankującej pogodzie, która jak na lipiec była wprost nie do zniesienia. Poczuła też, że zaczyna marznąć. – Dlatego mógłbyś chodzić nawet na przerwach w szpitalnym kitlu i udawać, że to jest część prawdziwego ciebie. Nikt by o tym nie wiedział, poza tobą, tak jak ty nie wiesz, czy pacjent stosuje się do twoich rad i czy one faktycznie mu pomagają. – Chciała dodać, że respekt uzdrowiciela nie zależał od stroju, choć tu akurat nie była pewna swojej racji, gdy przecież szpitalny biały fartuch, elegancki w pewnym stopniu, zakodował się w ludzkich głowach jako coś, co daje respekt, podbija ludzką wiedzę, a kolorowe ubrania, cóż, mogły jedynie w czyjejś ocenie, podświadomie, podważyć kompetencje uzdrowiciela. Jej to było obojętne; wiele razy spotkała się z pochopną oceną własnej osoby, wysnutej na podstawie pudrowej, tiulowej sukienki – przypisywanej małym dziewczynkom – młodego wyglądu, czy samego faktu, że niewiele mówi – jakby niekontrolowany potok ust wyznaczał jej zdolności konwersacyjne i widzę o danej dziedzinie.
Nie miała pojęcia, że stojący u jej boku mężczyzna był tym, którego zaledwie za kilka minut miała znienawidzić, zrazić do siebie i obrazić pomiędzy wierszami, i zapewne żyłaby w błogiej nieświadomości do czasu przekroczenia progu jego gabinetu, gdyby nie ciocia Baudelaire. Słysząc jej ciężki chód, Francuzka odruchowo przeniosła spojrzenie jasnoniebieskich tęczówek w kierunku niskiej kobiety w średnim wieku dzielnie walczącej z popękanymi, krzywymi płytkami chodnika.
Zaraz przyjdę, ciociu. Wracaj do środka, przeziębisz się. – Odezwała się, nim ta otworzyła usta, a gdy już je otworzyła, z niezwykłym entuzjazmem przywitała Josyfa, przedstawiła ich sobie, dodając, że tak, to właśnie ten psychiatra, do którego właśnie szły a że skoro już się poznali, to może wracać do domu. I tak jak powiedziała, tak też uczyniła, szybko żegnając się, rzucając ostatnie groźne spojrzenie swojej podopiecznej a potem uciekając do obowiązków dnia codziennego na Lavender Hill.
Z kolei Francuzka milczała, wpatrując się to w zmniejszającą się na horyzoncie sylwetkę cioci, to w Bojczuka, wyraźnie zmieniając swoje nastawienie. Bo o ile do tej pory była zwyczajnie neutralna, tak teraz spostrzegawcze oko było w stanie dostrzec zmianę w jej spojrzeniu; pociemniałym, kolorem zbliżającym się do pochmurnego nieba nad ich głowami.
Jak widać kolejna wątpliwie przyjemna pacjentka, to ja. – Uśmiechnęła się ledwo zauważalnie. – Jest pan tu nowy? – Chciała się upewnić, czy był świeżo zatrudnionym pracownikiem, nieświadomym przypadku, jaki mu się trafił, czy może szpital wykorzystywał kolejno każdego psychiatrę na oddziale, chociaż po ostatniej wizycie sądziła, że jej dane personalne wiszą gdzieś w pokoju lekarskim na czarnej liście pacjentów.

zt??


don't want to give you up, there's never time enough (...) I'm running out of luck, promises
ain't enough.


Ostatnio zmieniony przez Solene Baudelaire dnia 21.07.18 15:30, w całości zmieniany 1 raz
Solene Baudelaire
Solene Baudelaire
Zawód : projektantka
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
She smelled like white roses and felt as fragile and satiny as her dress.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Witryna (wejście) - Page 2 Tumblr_oo7oyahdyU1v4h7k3o6_400
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4706-solene-baudelaire-budowa#100715 https://www.morsmordre.net/t4836-echo#103798 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f323-lavender-hill-100-domostwo-krewnych-baudelaire-ow https://www.morsmordre.net/t5563-skrytka-bankowa-nr-1212 https://www.morsmordre.net/t4775-solene-baudelaire
Re: Witryna (wejście) [odnośnik]17.07.18 18:40
Naprawa magii

Tu także w wyniku rozładowania magii zapanował istny chaos - moc magiczna była niestabilna, niebezpieczna. Choć za dnia Ministerstwo nie dopuszczało nikogo w pobliże okolic, w których magia szalała najbardziej, ministerialne próby zaprowadzania porządku kończyły się klęską. Nie minęło parę dni, gdy czarodzieje zaczęli zastanawiać się, czy aby na pewno Ministerstwo chce, aby magia została doprowadzona do porządku - postanowili więc wziąć to w swoje ręce.

Odkąd Ministerstwo Magii oznaczyło to miejsce jako niebezpieczne, pojawienie się w nim mogło grozić aresztowaniem przez Oddział Kontroli Magicznej. Do czasu uspokojenia się magii nie można rozgrywać tu wątków innych niż te polegające na jej naprawie.


Opis okoliczności

Skutki rozregulowanej magii dało się odczuć wszędzie. Takie miejsca omijano szerokim łukiem z zasady, aż w końcu najlepiej wyszkoleni ochotnicy z Ministerstwa udali się na miejsce, by ograniczyć (przynajmniej teoretycznie) dostęp do miejsc uważanych za niebezpieczne. Niespodziewanie, z dnia na dzień, jednym z nich stało się wejście do szpitala Św. Munga. Tuż obok szklanej witryny, w progu, magia zdestabilizowała się. W przeciwieństwie do innych miejsc w Londynie tu nic nie wybuchało, nic nie lewitowało, a stworzenia nie gromadziły się tu bez powodu. Stary, opuszczony dom handlowy zdawał się tętnić energią. Magię dało się wyczuć w jego ścianach, w cegłach, szkle. Przepływała przez każdy materiał, powietrze lekko wibrowało. Ofiar anomalii w innych miejscach było mnóstwo, ochotnicy przyprowadzali do szpitala znajomych, bliskich, a nawet zupełnie obcych czarodziejów. Od kilku dni ta droga przestała być bezpieczna. Nim ktokolwiek zdołał przekroczyć próg — słabł, jakby jakaś okrutna klątwa ciążyła na tym miejscu. Kości łamały się w połowie, wpierw nogi, które uniemożliwiały poruszanie się, a później ręce. Czarodzieje pozostawali jednak żywi, jęczący, krzyczący z bólu. Uzdrowiciele ze szpitala nie nadążali z przenoszeniem rannych, a każdy kto usiłował wejść głównym wejściem do środka padał ofiarą anomalii. Ministerstwo magii przygotowało inne przejście — to zostało tymczasowo zamknięte.

Etap I
W progu czarodziejskiego szpitala co chwilę pojawiały się nowe ofiary anomalii. Uzdrowiciele zaś wydawali się być na te zaburzenia odporni. Jedna z najnowszych ofiar przedziwnej anomalii, niczego nieświadomy czarodziej, ledwie przekroczył próg budynku, kiedy jego nogi połamały się. Intuicyjnie poszukał pomocy i zamierzał się z błaganiem zwrócić prosto do czarodziejów, którzy się zbliżali w wejścia.

Wymaganie: Poprawnie rzucone zaklęcie Paxo maxima.

Niepowodzenie odbierze czarodziejowi 30 punktów żywotności. Ofiara, korzystając z ostatnich chwil posiadania sprawnych rąk zaatakuje czarodzieja zmuszając go do udzielenia mu jakiejkolwiek pomocy.

Walka
Przed rozpoczęciem kolejnego etapu należy odczekać co najmniej 24h. W tym czasie do lokacji może przybyć kolejna (wyłącznie jedna) grupa chcąca ją przejąć, by naprawić magię na sposób inny, niż miała być naprawiona dotychczas.

Walka odbywa się zgodnie z forumową mechaniką oraz z arbitrażem mistrza gry do momentu, w którym któraś z grup zdecyduje się na ucieczkę bądź nie będzie w stanie prowadzić dalszej walki.

Etap II
Wymaganie: ST ujarzmienia magii jest równe 110, a sposób obliczania otrzymanego wyniku zależny jest od wybranej metody naprawiania magii.

Uwaga - jeżeli postać posiada zerowy poziom biegłości organizacji, mnoży statystykę nie razy ½, a razy 1. Postać posiadająca pierwszy poziom biegłości mnoży razy 1½.

W metodzie neutralnej każdy gracz uzyskuje wynik o wartości k100+Z; wyniki obu graczy sumuje się i tę sumę należy przyrównać do wymaganego ST.

W metodzie Rycerzy Walpurgii każdy gracz uzyskuje wynik o wartości k100+(CM * poziom biegłości organizacji); wyniki obu graczy sumuje się i tę sumę należy przyrównać do wymaganego ST.

W metodzie Zakonu Feniksa każdy gracz uzyskuje wynik o wartości k100+(OPCM * poziom biegłości organizacji); wyniki obu graczy sumuje się i tę sumę należy przyrównać do wymaganego ST.

Etap III

Naprawa magii wiązała się ze stabilizacją potężnego ładunku energetycznego. Kiedy wszystko wskazywało na to, że czarodzieje są na dobrej drodze, niespodziewanie pobliskie budynki zatrzęsły się, a wraz z nimi zadrżała ziemia. Dachówki ze starego, zniszczonego budynku pospadały na ziemię. Drewniane stropy zaczęły się rozpadać. Jeden z nich runął wprost na czarodziejów.

Wymaganie: ST uchronienia się przed spadającą belką wynosi 50. Do rzutu należy bonus biegłości: ukrywanie się.

Niepowodzenie wiąże się z utratą 200 PŻ, gdy spadająca bala przygniecie czarodzieja.

Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Witryna (wejście) - Page 2 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Witryna (wejście) [odnośnik]24.08.18 0:22
Tak naprawdę wcale nie potrzebowała klątwy, żeby słabnąć w tym miejscu.
Pamiętała te mury, witryny, przejście, pamiętała specyficzny szpitalny zapach unoszący się w powietrzu, pamiętała też zapach krwi, kiedy Grindelwald prowadził swoją wojnę - historia zatoczyła mało zabawne koło, dziś wojna rozpoczęła się od nowa - a ona co gorsza brała w niej udział i to jako jedna ze stron. Wspomnienia, które budziło to miejsce, były wyraźne, ale dziś już nic nie znaczące. Gdyby jej życie kilka lat temu potoczyło się inaczej, dziś byłaby kimś innym - a los w tym czasie i tej przestrzeni chciał widzieć ją u boku Czarnego Pana. Dlaczego - tego jeszcze nie wiedziała, choć coraz mocniej zaczynała wierzyć, że miała w tym wszystkim swoją rolę do spełnienia - i że nieszczęśliwy splot wydarzeń tego właśnie dla niej chciał.
- I znów wycieczka w przeszłość - ozwała się z nutą nostalgii do swojego towarzysza, przystając nieopodal - nie chcąc wchodzić w drogę czarodziejowi, który zbliżał się w kierunku witryny. Nikt nie powinien ich tutaj widzieć. Nie zamierzała się niepotrzebnie narażać. - Dziwnie tu spokojnie - zauważyła, nie odejmując spojrzenia od szyby witryny; żadnych latających szkieł, naczyń, noży, czyżby dotarła tutaj słabsza fala mrocznej mocy - czy może po prostu zalegająca wokół cisza zwiastowała jedynie przyszłą burzę? Być może - z daleka obserwowała, jak czarodziej pada na kolana, wykrzywiając się w grymasie bólu, oplatając palcami czarny kamień zdobiący biały dekolt wychodzący spod wciąż luźnej czarnej szaty. Szmaragdowe oko wpierw zwróciło się do towarzysza, potem znów ku cierpiącemu czarodziejowi. - Jeśli nic nie zrobimy, jego jęki zaraz sprowadzą patrol - mruknęła, postępując pierwsze kroki w stronę wejścia. - Jak właściwie zamierzamy przejść? - Czy anomalia zajęta czarodziejem przepuści dwójkę kolejnych? Wątpiła w to - ale nie widziała sensu w zajmowaniu się więcej niż jednym problemem jednocześnie. Ujęła w dłoń różdżkę, ostrożnie gładząc kciukiem jej obtartą od silnego uścisku rękojeść i podchodząc do mężczyzny na tyle blisko, by móc ulżyć mu w cierpieniach, przytknęła jej kraniec do jego skroni, cicho wypowiadając formułę zaklęcia:
- Paxo maxima - Nie była pewna, co mu właściwie dolegało, nie miała czasu ani warunków na sprawdzenie jego stanu, ale pomoc tego typu mogła dać mu ulgę - wydzierając tyle czasu, ile potrzebowali, by wedrzeć się do środka.




bo ty jesteś
prządką

Cassandra Vablatsky
Cassandra Vablatsky
Zawód : Szeptucha
Wiek : 28 (30)
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna

i am my mother's savage daughter

OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 16
UZDRAWIANIE : 28 +10
TRANSMUTACJA : 24 +2
CZARNA MAGIA : 1 +1
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Jasnowidz

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t569-cassandra-vablatsky https://www.morsmordre.net/t943-zorya-utrennyaya#4959 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2811-skrytka-bankowa-nr-3#45477 https://www.morsmordre.net/t1510p15-cassandra-vablatsky#13947
Re: Witryna (wejście) [odnośnik]24.08.18 0:22
The member 'Cassandra Vablatsky' has done the following action : Rzut kością


#1 'k100' : 53

--------------------------------

#2 'Anomalie - CZ' :
Witryna (wejście) - Page 2 HXm0sNX
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Witryna (wejście) - Page 2 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Witryna (wejście) [odnośnik]24.08.18 8:40
Szpital stosunkowo dobrze radził sobie z anomaliami, lecz te pojawiały się wciąż i wciąż na nowo, w jednym miejscu udawało im się je powstrzymać, a one jak krety, tajnymi korytarzami pod Anglią przemieszczały się i rozbijały stwardniałą skorupę ziemi, wyłażąc w zupełnie innym miejscu. Były nie mniej niebezpieczne niż poprzednie, choć zdołali się do nich przyzwyczaić — przynajmniej on, przywykł do myśli, że czarowanie wiązało się ze szczyptą ryzyka przebudzenia dziwnej energii lub zdestabilizowania magii. Przywykł też do zadań, które powierzył im Czarny Pan, do naprawiania skażonych lokalizacji, a właściwie wszczepiania w ich źródłowy kod magiczny swojego, czarnomagicznego pierwiastka, który w przyszłości zaowocuje pomyślnością. To miejsce było jak te wszystkie inne, a jednak znów mogło ich czymś zaskoczyć. Miał ze sobą dwie małe fiolki czuwającego strażnika, na wypadek, gdyby ktoś postanowił ich i tym razem odwiedzić i spróbować unieszkodliwić, veritaserum bezpiecznie spoczywało w jego mieszkaniu, czekając na gości, takich jak Ci, z których ostatnio nie udało się wydusić wszystkiego, co chciał wiedzieć.
— Miła odmiana?— wiedział, że spoglądanie w przyszłość było bolesne, dotkliwe, a czasem uciążliwe; że mogło ich spotkać w najmniej oczekiwanym momencie i narazić na trudności; że to co widzieli potrafiło być potworne. Ostatnim razem podobna wycieczka przyniosła ze sobą mnóstwo zabawy. Dwójka młodych, mniej doświadczonych czarodziejów pogrążonych w cierpieniu, a później poddających się bez cienia sprzeciwu jego silnej woli. Szedł blisko niej, rozglądając się dookoła, szukając podejrzanych ruchów, błyszczących par oczu, nasłuchując nieodpowiednich szmerów, a przede wszystkim, wyczuwając obcych zapachów. Póki co, przyjemnie towarzyszył mu słodki aromat miodu i suszonych ziół.
Zatrzymał się pół kroku przed nią, dłonią powoli sięgnął po różdżkę, obserwując czarodzieja przechodzącego, lub raczej próbującego przejść przez witrynę do Munga.
— Nie — zaprzeczył, dla niego nie było tu wcale spokojnie. Magia tętniła z bruku, przepływała przez ściany, towarzyszyła im, gdy się zbliżali. —Ona tu jest — anomalia. Spojrzał na jej piękną, bladą twarz i zmarszczył brwi. Wyglądało na to, że byli na miejscu. Spojrzał w kierunku przejścia, do szpitala, przez które sam przechodził ledwie kilka razy w życiu — czarodziej upadł na ziemię. Cokolwiek mu się stało, miała rację - jeśli niczego nie zrobią sprowadzą na siebie niechciane towarzystwo. Dłonie zaciskał na różdżce, bardzo łatwo i szybko mógł uciszyć mężczyznę, ale Cassandra postanowiła inaczej, a on pozwolił jej działać, zrobić to po swojemu, zachowując czujność, na wypadek niepowodzenia. To jednak nie nastąpiło — jakżeby mogło, była wybitną uzdrowicielką.
— Zrobimy to stąd — nie będą wchodzić do środka, narażać się na działanie anomalii. Nie odstępował jej na krok, śledząc jej poczynania, a raczej pod groźbą śmierci patrząc na cierpiącego. — Lubię swoje nogi — dodał ciszej, zerkając na nią kątem oka. — Nie zbliżaj się do niej bardziej, do drzwi. Pamiętasz jak się to robi?— Upewnił się. Przekazał jej list, widziała jak się to odbywa, próbowała — na pewno nie zapomniała.
Kiedy zajęła się przypadkowym pacjentem, odwrócił się do nich plecami, postanawiając prewencyjnie ukryć ich przed obcymi.
— Salvio hexia— wyartykułował cicho, a nadgarstek drgnął lekko.



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Witryna (wejście) - Page 2 Kdzakbm
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Witryna (wejście) [odnośnik]24.08.18 8:40
The member 'Ramsey Mulciber' has done the following action : Rzut kością


#1 'k100' : 87

--------------------------------

#2 'Anomalie - CZ' :
Witryna (wejście) - Page 2 HXm0sNX
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Witryna (wejście) - Page 2 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Witryna (wejście) [odnośnik]25.08.18 20:50
Zastanowiła się nad jego pytaniem. Nie nad odpowiedzią, tę znała, raczej nad samym faktem jego zadania. Brak zarówno taktu jak i empatii ze strony Mulcibera przestał ją zadziwiać już dawno temu, nie szukała też u niego zrozumienia, sama zresztą nie kwapiąc się tak mocno do dzielenia się odczuciami. Był w jej życiu taki okres, że odcięła się zarówno od przeszłości, jak i przeszłości, zamierzając trwać wyłącznie w jednym wymiarze - zdawało się, że ten czas przeminął, ale ścieżka ku temu, co minęło, wciąż była dla niej niedostępna. Wspomnienia zacierały się jak atrament na starym pergaminie, ale mimo upływu czasu nie zaczynały budzić niczego przyjemnego. Utracone nadzieję, złamane marzenia, cień dawnego życia, w którym jeszcze jaśniała normalność. Żyła jak inni - czy Lysandrze nie byłoby prościej w takich warunkach? Być może, ale w takich - Lysandra nigdy nie przyszłaby na świat będąc tą samą Lysandrą. Nici losu tylko na pozór wydawały się skomplikowane, ostatecznie i tak dla każdego tworzyły wyjątkowy wzór.
- Nieszczególnie - odparła w końcu zdawkowo, ostatecznie koszmar przeszłości był gorszy od koszmaru przyszłości - temu drugiemu, wbrew temu co dotąd sądziła, dało się zaradzić, mniej lub bardziej skutecznie. Na tyle skutecznie, że jej córka żyła - i oby nie był to tylko szyderczy chichot losu. Ściągnęła brwi, mimowolnie wracając do bliższej przeszłości - do ostatniego dnia, w którym była tutaj z Ramseyem. Opuściła go, nim skończył zabawę - wiedziała, że Selwyn udał się razem z nimi do Azkabanu, ale dzieci było dwoje. - Co się stało z tamtą dziewczyną? - zapytała, unosząc ku niemu spojrzenie. Nie obawiała się ponownego ataku - wiedziała, że Zakon Feniksa mógł kręcić się w okolicy, ale ona była w stanie szybko usunąć się z walki - coraz sprawniej posługiwała się swoją wronią postacią - a Ramsey - wierzyła w to - był sobie w stanie poradzić z każdym niebezpieczeństwem, jakie mogli nieść za sobą ci ludzie.
Jej zaklęciem z powodzeniem uspokoiło cierpiącego człowieka - oszołomiło go jak morfina, pozwalając odpełznąć na bok, w ciszy, Cassandra dobrze wiedziała, jak wiele siły wymagało od człowieka cierpienie - choć kto nigdy go nie zaznał, nie był w stanie tego pojąć. Odprowadziła go spojrzeniem, ze znużeniem wspartego o ścianę. Będzie miał dużo szczęścia, jeśli uzdrowiciele z Munga go tutaj odnajdą. Zerknęła spode łba na Ramseya, mniej dyskretne środki sprowadziłyby tutaj tylko więcej wrzasku - a oni musieli pozostać dyskretni. Mulciber nie znał specyfiki tego miejsca ani zabezpieczeń nałożonych na wejście - śmierć natychmiast zaalarmowałaby uzdrowicieli.
Stanąwszy u progu, obejrzała się na towarzysza, z niepokojem oglądając się na krótko przez ramię - nie sądziła, że od wewnątrz sięgną źródła - ale zamierzała zaufać jego ocenie, niewątpliwie miał w tej materii większą wiedzę niż ona. Skinęła głową, w skupieniu obracając między palcami różdżkę. - Jak sobie życzysz - stwierdziła, zbierając myśli. Naturalnie, że pamiętała metodykę wypracowaną przez rycerzy, nie podchodziła do takich ruchów bez przygotowania. Jednak pamięć a możliwości to dwie różne rzeczy - nie władała nad czarną mocą równie skutecznie, co on i zdawała sobie z tego sprawę. Chciała jednak znaleźć się bliżej - poczuć tę moc. Pojąć. Zrozumieć. Zbliżyć się do niej.
- Proszę, proszę - mruknęła - pierwszy raz widzę, kiedy gotów jesteś zadbać o swoje ciało. Co się zmieniło? - Nie bez złośliwości uchwyciła jego spojrzenie, następnie przenosząc je na barierę, która osłoniła ich przed obcymi. Słuszne posunięcie. - Ile mamy czasu? - Nim bariera zniknie, nie powinni zwlekać - wysunęła przed siebie różdżkę, podążając za intuicją zamierzając uciszyć znajdującą się tutaj anomalię.




bo ty jesteś
prządką

Cassandra Vablatsky
Cassandra Vablatsky
Zawód : Szeptucha
Wiek : 28 (30)
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna

i am my mother's savage daughter

OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 16
UZDRAWIANIE : 28 +10
TRANSMUTACJA : 24 +2
CZARNA MAGIA : 1 +1
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Jasnowidz

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t569-cassandra-vablatsky https://www.morsmordre.net/t943-zorya-utrennyaya#4959 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2811-skrytka-bankowa-nr-3#45477 https://www.morsmordre.net/t1510p15-cassandra-vablatsky#13947
Re: Witryna (wejście) [odnośnik]25.08.18 20:50
The member 'Cassandra Vablatsky' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 98
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Witryna (wejście) - Page 2 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Witryna (wejście) [odnośnik]26.08.18 17:26
Odpowiedź, jakiej mu udzieliła wydała się bardziej interesująca niż milczenie, czy zdawkowe przytaknięcie. Spojrzał na nią — po raz pierwszy odkąd ją poznał, zastanawiając się nad szczególnością jej przeszłości. Niewiele wiedział o tym, co czuła i przez co przechodziła w tamtym czasie, wtedy niewiele go to obchodziło. Mógł obserwować czujnie i bacznie jej reakcje i zachowania, mógł śledzić jej poczynania, odkąd Vasyl go do niej wysłał, powtarzając, że trafi w dobre ręce, ale nie zawracał sobie głowy tym, jak trudny był to dla niej czas. Liczyły jej jej dłonie, które mogły uzdrowić jego rany, nie jej ból, żal, czy zniechęcenie.
— Twoje życie potoczyło się lepiej, niż gdyby wtedy udało ci się zaradzić cieniom nadchodzącej przyszłości. — Wiedział, co mówił i nie były to czcze słowa; na takie w jej towarzystwie szkoda mu było czasu, nie zamierzał kłamstwami i iluzjami mącić jej rzeczywistości, szanował ją, wbrew temu, co względem niej okazywał. Sam nie praktykował powrotów do przeszłości, wspominków, nie magazynował chwil, które były dotkliwe. Gromadził z nich rzeczowe informacje, które miały pomóc uniknąć podobnych w przyszłości, a bezwartościową sferę emocji usuwał w kąt. Dzięki temu niczego w życiu nie żałował, a może prawie niczego. Uczył się na błędach, doceniał trudności, które napotykał na swojej drodze, bo dzięki nim dziś był silny i wierzył, głęboko wierzył, że mało, co mogło go prawdziwie złamać. Pragmatyzm nie ustępował, poświęcał ludzkie przyjemności na poczet poprawy skuteczności własnych rozwiązań, swojej osoby. Dopiero kiedy ściągnęła brwi i spytała o czarownicę odjął od niej spojrzenie i przeniósł je na witrynę, za którą mieścił się niewidoczny dla mugoli, czarodziejski szpital.
— Była aurorką, trwale usunąłem jej pamięć— wspomniał krótko, nie widząc sensu w nakreślaniu jej całej sytuacji z pikantnymi szczegółami dotyczącymi scenerii i czynności, jakich się dopuścił na tej dziewczynie, zanim wymazał jej z umysłu nie tylko wspomnienie tamtego wieczoru, ale i wspomnienie całego życia, własnej tożsamości. — Miała coś jeszcze dla mnie zrobić — dodał, tłumacząc, czemu jej nie odebrał ostatecznie życia. Podejrzewał, że znała go na tyle, by wiedzieć, że uczyniłby to bez wachania. Nie chciał jednak wracać do tematu Mii, którą biedna, mała Josie miała odszukać, i której miała zrujnować aurorską karierę. Nie chciał wywlekać tego tematu — uznawał go za zakończony, dla samego siebie. Ostatecznie i niepodważalnie. Dziś już wiedział, że jego kuzynka nie żyła, że zmarła, próbując ratować innych. Zginęła szlachetnie, tak jak i jej głupi brat, zginęła bo okazała się równie słaba, co Graham i Vasyl i Alisa, która nie przemyślała swoich działań. Bo tylko głupcy umierają.
Spojrzał na człowieka, którego ból ukoiła. Bez cienia pogardy, ale i bez cienia współczucia, beznamiętnie. Jego los go nie obchodził — jej rozwiązanie było na razie skuteczne, dawało im spokój i czas, którego potrzebowali, by okiełznać to miejsce. Ufał jej intuicji — niechętnie, z trudem próbował zapanować nad swoimi własnymi instynktami, rozsądek jednak zawsze brał górę, a on podpowiadał mu, że wiedziała o Mungu o stokroć więcej niż on. Zatrzymał ich więc za niewidzialną barierą, na wypadek, gdyby ktokolwiek próbował ich odwiedzić, gdyby ktoś tędy przechodził, uzdrowiciele ściągnięci obecnością poszkodowanego postanowili mu pomóc, lub ktoś obserwował ich z ukrycia. Wolał minimalizować ryzyko. Dla niego było codziennością, lecz Cassandry nie powinien narażać, była zbyt wartościowa, cenna.
Spojrzał na nią znów po chwili, z wysoko uniesioną brwią.
— Zakładam od pewnego czasu, że masz zaćmę, ostatnio zdarza ci się niedowidzieć pewnych kwestii — odpowiedział jej równie złośliwie wyjaśniając kwestię wielu ostatnich nieporozumień, jakie się pojawiły. — Nie dbam — sprostował jednoznacznie i sucho, spoglądając jej w oczy. — Ale jeśli stracę nogi to będziesz musiała je poskładać, a to miejsce jest niebezpieczne. To nieopłacalne— a dla niego wszystko mogło być bardziej lub mniej opłacalne i tym najczęściej się kierował, biorąc pod uwagę — oczywiście — długofalowe skutki. Był szachistą, nie strategiem, nie wojownikiem z pierwszego frontu. —Wystarczająco — by uporać się samodzielnie z anomalią.
Obserwował jej dłoń i wyciągnięta w kierunku przejścia różdżkę. Nawet nie zadrżała. Uczyniła to perfekcyjnie, pewnie, wkładając w to całą swoją ambicję i siłę. — Myślałem, że będzie gorzej — dodał z przekąsem, ale pod nosem, na jego ustach, wykwitł szelmowski uśmiech. Uniósł różdżkę, wspomagając ją — tylko tyle, bo załatwiła większość sama, co przyprawiło go niemałe zadowolenie, a nawet dumę, do której nie zamierzał się jednak przyznać.
Skupił się na ustabilizowaniu mocy, według instrukcji Czarnego Pana, dokańczając to, co rozpoczęła w pięknym stylu uzdrowicielka.

| Naprawa rycerzy oczywiście | 98 +1,5*1 = 100



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Witryna (wejście) - Page 2 Kdzakbm
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Witryna (wejście) [odnośnik]26.08.18 17:26
The member 'Ramsey Mulciber' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 82
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Witryna (wejście) - Page 2 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Strona 2 z 7 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Next

Witryna (wejście)
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach