Wydarzenia


Ekipa forum
Uliczki przy kamienicach mieszkalnych
AutorWiadomość
Uliczki przy kamienicach mieszkalnych [odnośnik]21.09.15 23:43
First topic message reminder :

Uliczki przy kamienicach mieszkalnych

Uliczki prowadzące do kamienic mieszkalnych. Okolica jest zamieszkała, wobec czego stanowi jeden z najbezpieczniejszych rejonów Nokturnu, pomimo że wiadomo, jakie osoby decydują się na wynajem. Często słychać tutaj mało wyszukane przekleństwa, na przybyszy łypią ponuro zakapturzone postacie, które doskonale orientują się, kto jest mieszkańcem, a kto tylko gościem - idealnym materiałem do szybkiego zarobku. Wejście w te okolice stróżów prawa jest ryzykowną grą - margines społeczeństwa skrupulatnie szczerze swojej prywatności. W rynsztoku w porze deszczowej zbiera się cały brud z ulicy. Ponure, brudne, z ciemności pojedynczych uliczek można usłyszeć odgłosy walki bezpańskich zwierząt... Dobrze, że masz tyle szczęścia, że to tylko one.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Uliczki przy kamienicach mieszkalnych - Page 19 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Uliczki przy kamienicach mieszkalnych [odnośnik]12.06.19 0:01
Niezamknięte drzwi mieszkania mogły wzbudzać podejrzenia. Przynajmniej w jego opinii, było to coś niespotykanego, w szczególności, jeśli chodziło o tą ulicę. Być może właśnie pchali się w niebezpieczną zasadzkę, którą ktoś na nich przygotował? Z jednej strony właśnie tak mogło to wyglądać, a oni dobrowolnie pchali się w sidła pułapki. Z drugiej… Ktoś nierozważnie, w pośpiechu mógł zapomnieć o zakluczeniu drzwi, co zasadniczo ułatwiło im dalsze działania. Dostanie się do wnętrza mieszkania było w tym momencie pestką, najprostszą czynnością, jaką mogli zrobić.
Szedł zaraz za kobietą, krocząc powoli i ostrożnie. Był od niej wyższy, miał większe pole manewru i w ten sposób mógł ją osłonić przed atakami. Chronienie tyłów było istotną kwestią każdej misji, mogli uniknąć wielu problemów, a te zdecydowanie nie były im potrzebne w tym momencie.
Dwa męskie głosy dyskutowały coraz żywiej. Jeden wyrzucał coś drugiemu, a rozmowa przeradzała się w niemałą kłótnię. Owszem, nie padły słowa dotyczące ani Zakonu, ani Longbottoma, co mogło świadczyć o eliminacji podstawowych wrogów z kręgu podejrzanych. Niemniej jednak, nie powinni ryzykować i stawiać wszystkiego na pewniak, mogli się ukrywać albo rozważyć możliwość pułapki, choć coraz mniej ku temu skłaniało.
Mathieu wskazał ręką, aby poczekali. Nie było sensu wychylać się, tym bardziej, że głośna kłótnia była wyraźnie słyszana z tego punktu. Z tego co zrozumiał w pierwszej chwili, jeden z nich sprowadzał coś nielegalnego, a drugi miał zapewnić środki pieniężne. Zabawne, gdy nie było wiadome o co chodzi, wtedy wiadome, że w grę wchodzą pieniądze. Z rozmowy jasno wynikało, że towar został sprowadzony i czekał, jednak kupujący nie miał odpowiednich funduszy. Wypowiedziane złowrogim tonem ”nie tak się umawialiśmy”, przesiąknięte było nienawiścią i niechęcią. Rosier uśmiechnął się pod nosem, wyglądało na to, że trafił im się ciekawy kąsek. Z drugiej strony, z rozmowy wynikało, że towar znajduje się na miejscu, a przynajmniej w ten sposób to zrozumiał. Idioci, nie zabezpieczyli się przed podsłuchiwaniem, ani tym bardziej nie byli ostrożni w poczynaniach. To mogło doprowadzić ich tylko do zguby…



Mathieu Rosier


The last enemy
that shall be destroyed is

death
Mathieu Rosier
Mathieu Rosier
Zawód : Arystokrata, opiekun smoków
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Here’s the misery that knows no end
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
To, że milczę, nie znaczy, że nie mam nic do powiedzenia.
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7310-mathieu-rosier https://www.morsmordre.net/t7326-ehecatl https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t7421-skrytka-bankowa-nr-1782#202976 https://www.morsmordre.net/t7339-mathieu-rosier
Re: Uliczki przy kamienicach mieszkalnych [odnośnik]20.06.19 23:58
Lyanna również się tego obawiała, dlatego nerwy miała napięte jak postronki i zachowywała maksymalną czujność, gotowa natychmiast zareagować i unieść różdżkę, gdyby tylko usłyszała jakiś hałas lub dostrzegła błysk mknącego w ich stronę zaklęcia. To mogła być zasadzka lub po prostu głupota i nadmierna pewność siebie mężczyzny, za którym przyszli. Na Nokturnie często spotykała się z dwoma typami ludzi: albo takimi do przesady paranoicznymi i ostrożnymi, albo takimi, których cechowała pewność siebie granicząca wręcz z butą, i przekonanie że są tak dobrzy, że nikt im nie podskoczy.
Kamienica nie wyglądała na zbyt uczęszczaną, nie wiadomo czy w innych mieszkaniach ktokolwiek na stałe mieszkał. W budynku było bardzo cicho i był ewidentnie zapuszczony, choć wiedziała że na Nokturnie ludzie potrafili żyć w takich warunkach. Ona sama preferowała jednak wygodniejszy żywot nawet jeśli potrafiła sobie radzić i w trudniejszych sytuacjach.
Była dość spostrzegawcza, przede wszystkim jeśli chodzi o zmysł wzroku, przyuczony do wypatrywania oznak mogących świadczyć o przeklęciu jakiegoś miejsca, ale ze słuchem też nie było źle i przystanąwszy mogła podsłuchiwać rozmowę, której przebieg nie był jednak szczególnie satysfakcjonujący, nie z punktu widzenia rycerzy. Ale zapewne Zakonnicy i miłośnicy porządków Longbottoma przeprowadzali swoje poufne rozmowy w innych miejscach, z dala od Nokturnu, choć niewykluczone że mogli mieć tu jakieś wtyki. Nawet jeśli ten mężczyzna był jednym z nich, dziś nie zdradził nic, co mogłoby im się przydać ani też nie pytał swojego rozmówcy o coś, co mogłoby sugerować, że ktoś planuje wtargnięcie na tę ulicę i węszenie na większą skalę albo wręcz rozbijanie tutejszych nielegalnych interesów. Miała ochotę syknąć pod nosem z rozczarowania, bo naprawdę liczyła na coś lepszego niż podsłuchana rozmowa o sprowadzaniu jakichś nielegalnych przedmiotów, co nie było absolutnie niczym niezwykłym w takim miejscu jak to. Zapewne w kilku różnych zakamarkach Nokturnu toczyły się teraz podobne rozmowy.
Spojrzała na towarzysza. Mogli wkroczyć i przycisnąć tamtych, ale to mogło się okazać stratą czasu. Równie dobrze mogli się wycofać i mieć nadzieję, że następnym razem, gdy będą kogoś śledzić, trafią na znacznie lepszy kąsek i usłyszą coś, co przyda się sprawie i powie im coś więcej o wrogach. Jeśli towarzysz potwierdził zaczęła się wycofywać; chyba czas najwyższy, bo sądząc po poruszeniu w pokoju, mężczyźni kończyli rozmowę i lada chwila mogli ich nakryć. Przyspieszyła kroku, niemal wybiegając z mieszkania, które po chwili oboje niemal w ostatniej chwili opuścili.

| zt. x 2
Lyanna Zabini
Lyanna Zabini
Zawód : łamaczka klątw i zaklinaczka
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5959-lyanna-zabini https://www.morsmordre.net/t5962-ceres https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f276-okolice-guildford-samotnia-nad-rzeka-wey https://www.morsmordre.net/t5963-skrytka-bankowa-nr-1488 https://www.morsmordre.net/t5964-lyanna-zabini
Re: Uliczki przy kamienicach mieszkalnych [odnośnik]25.07.19 22:04
7 stycznia
Śnieg leżący na ulicach Nokturnu wcale nie sprawiał, że jego ponura aura stawała się spokojniejsza i jaśniejsza. Wręcz przeciwnie. Biały puch niedługo po tym, jak spadł, przybrał kolor szarego puchu, który z dnia na dzień coraz bardziej twardniał, stawał się wielkimi, brudnymi bryłami, tylko w niektórych miejscach topiąc się, zaraz tworząc coś na kształt lodowych grud, które kiedyś aspirowały do bycia oblodzeniem na brukowanych alejkach. Zakrył niektóre nierówności, ale tylko na chwilę. A może jednak na dłużej?
Zatrzymała się i odważyła spojrzeć ku górze, ku niebo szalejącemu pod ciężarem ciemnych chmur i błyskających między nimi błyskawic. Białe płatki wirujące wokół Anglii jak olbrzymie tornado wyglądały przy nich upiornie, niczym oderwane fragmenty skóry, ciemne, jakby oczadzone. Zamknęła oczy, zaraz przecierając je palcami, bo wiatr doskwierał niemożebnie. Nawet, gdyby chciała wpatrywać się dłużej w ten czarujący widok, nie mogłaby, załzawione od chłodu i wilgotnego powietrza oczy rozkazałyby jej odwrócić wzrok. Chętniej robiła to, stojąc przy oknie z kubkiem gorącej kawy, próbując wyłuskać z tego chaosu jakiś wzór, porządek, który tym wszystkim władał. Bo przecież zawsze tak było. U podstaw każdej nauki leżał jakiś sens, logiczne rozumienie, iskra zapalna. Odetchnęła i ruszyła dalej, chowając głowę pod czarnym kapturem, okraszonym miękkim futrem z czarnego lisa. Miała ten płaszcz od kilku lat i choć przeżył już swoje, to doskonale chronił ją przed zimnem. Bonnard doskonale wiedział, czego potrzebowała.
Wzięła głęboki wdech i wyjęła ze swojej torby książkę, którą zakupiła w Esach i Floresach – „O wszystkim, co musisz wiedzieć o sobie” autorstwa Melanii Frust, ponoć świetnej akuszerki, która całe życie poświęciła zgłębianiu niebywałego zjawiska poczęcia. Uciekła z ruchomego zdjęcia na zielonej okładce, najprawdopodobniej zniechęcona śniegiem padającym wprost na nią. Yana przetarła materiał, sprawdziła, czy zakładka wciąż jest na swoim miejscu i schowała ją z powrotem. Studiowała okoliczności porodu przez niemal cały wczorajszy dzień – czytała książkę, robiła notatki, starała się nawet przeobrażać je w proste, schematyczne rysunki. Był styczeń, zarówno Cassandra, jak i Deirdre, zaraz będą rodziły i dookoła nich nie było nikogo zaufanego, kto mógłby im pomóc, więc Dolohov zdecydowała się wziąć sprawy w swoje ręce. Mimo wszystko nie była anatomem ani tym bardziej magomedykiem, więc wiele profesjonalnych określeń i zwrotów pozostawały poza jej zasięgiem, chciała poprosić o pomoc Cassie. Wyszła zza zakrętu, biorąc już prosty kurs na lecznicę, kiedy postać stojąca tuż pod jej drzwiami zmusiła ją do zwolnienia kroku. Nie widziała jego twarzy, był odwrócony do niej plecami, właściwie nie wiedziała, dlaczego tak naprawdę się zatrzymała – przecież Vablatsky była uzdrowicielką, miała wielu klientów każdego dnia, nawet w czasie, gdy powinna była odpoczywać i chronić noszone pod sercem dziecko. Instynkt? Ten dreszcz na karku, palce mimowolnie gładzące figowe drewno różdżki.
Zacisnęła na krótko usta, zaraz wracając do poprzedniego tempa chodu. Czemu nie wchodził do środka?
O ile dobrze pamiętam, Cassandra nie wysyła osobistych zaproszeń. Wchodzisz czy będziesz tak sterczał przed wejściem? – rzuciła do mężczyzny, stając tuż obok niego.


we're all killers
we've all killed parts of ourselves

to survive

Yana Dolohov
Yana Dolohov
Zawód : badaczka, numerolog
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
ty mi ciągle
z dna pamięci
wypływasz jak

t o p i e l e c

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7237-yana-dolohov#194477 https://www.morsmordre.net/t7240-hieronim https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f274-smiertelny-nokturn-2 https://www.morsmordre.net/t7794-skrytka-bankowa-nr-1773#217747 https://www.morsmordre.net/t7714-yana-dolohov
Re: Uliczki przy kamienicach mieszkalnych [odnośnik]26.07.19 8:46
Przeminęło. Chaos, z którego obecności korzystali, magia, która wymknęła się spod kontroli, burza, która wzmagała aurę niepokoju i lęku. To wszystko przeminęło wraz z końcem roku, a śnieg, który zaczął swobodnie przykrywać Wielką Brytanię białą pokrywą miał w sobie więcej spokoju niż cokolwiek, czego mieli okazję doświadczyć w ostatnim półroczu. Nie obserwował nadchodzących zmian pełen obaw, potrafił się zaadaptować. Nie był wdzięczny ani zły — uspokojenie się anomalii przypomniało o normalności, która dawno tu nie gościła, ale normalność odebrała im oręż, którym nauczyli się władać. Stracili wielką moc. Siały zniszczenie, budziły rozpacz, grozę, czarna magia wypełniała ulice, najciemniejsze i najznakomitsze zakamarki Londynu. A teraz zawitała cisza, ale była to tylko kolejna cisza przed kolejną burzą. Nikt bowiem nie spocznie; to czas na kolejny oddech, jeden, głęboki, załatwienie niektórych spraw do końca, rozpoczęcie nowych — by później znów zburzyć ład i porządek, budować na nim nowy.
Przemierzał Nokturn nie bez powodu. Pozostawiając za sobą zimno, płacz i ból w Gwiezdnym Proroku ruszył w przeciwnym kierunku niż mieszkanie, by rozejrzeć się po okolicy, by sprawdzić, czy to co miało pozostać owiane aurą spokoju takie właśnie było. Ale lodowa breja pokrywająca aleję skutecznie przegoniła wszystkich do domów, nie pałętał się tu nikt przypadkowy, z kominów unosiły się szaro-brunatne dymy, w oknach paliły się światła świec. Nie potrzebował od niej niczego, nie zachodził do niej z żadną konkretną sprawą. W mieszkaniu miał odłożone ostatnie krople eliksiru słodkiego snu, nie zamierzał prosić ją o uzupełnienie jego zapasów — odebrałaby go jako interesanta, a przecież upewniał ją o swoich intencjach i jeśli chciał cokolwiek na tym zyskać musiał być konsekwentny w swoich działaniach. Zbliżały się urodziny Lysandry, wiedział, że były w styczniu choć nie pamiętał, kiedy, bowiem rzadko przykładał do tego wagę — teraz jednak musiał. Czasy się zmieniały, a razem z nimi musieli wszyscy, którzy chcieli przetrwać.  Nie miał nic przy sobie, ale wierzył, że uda mu się dowiedzieć tego, co chciał poznać, przy okazji badając jej samopoczucie, stan zdrowia, potrzeby, które musiał lub chciał jej zapewnić. Według jego obliczeń zbliżał się czas, w którym zaniemoże; czas, który będzie musiała poświecić czemu innemu, jej priorytety ulegną zmianom. I on powinien być na to gotów. Zobowiązanie wymagało poświęcenia, ale jego cena mogła być niższa, jeśli mógł to wszystko rozplanować skrupulatnie i dokładnie.
Podchodząc odpalił papierosa, choć wiedział, że nie zdoła go spalić całego, a połowę mu przyjdzie wyrzucić w brudny, zabłocony śnieg. Stanął przed progiem napawając się smakiem tytoniu, aromatem czarodziejskich papierosów, drapaniem w gardle i nasłuchiwał. Umhra czekał w przedsionku, nie wpuści go dobrowolnie, a pertraktacje nie wchodziły w grę. Nie słyszał krzyku pacjentów, panował względny spokój.
Zanim usłyszał znajomy głos, przed cudzą obecnością ostrzegł go skrzypiący pod nogami śnieg. Nie odwrócił się od razu, przyłożył papierosa do warg, zaciągnął się powoli.
— Nie wchodzę — zadecydował, zmieniając zdanie. Jeśli Yana zamierzała ją odwiedzić nie była to odpowiednia chwila na jego wizytę, tym bardziej, że Cassandra musiałaby dzielić swoją uwagę na ich oboje, a on chciał, by poświęciła mu całą. I tylko jemu. Wypuścił dym powoli i tak też odwrócił się do niej, cofając o krok i schodząc ze stopnia, który ona chwilę wcześniej przekroczyła, by się z nim zrównać, dzięki czemu mógł jej się przyjrzeć. Ignotus, wspominając jego matkę twierdził, że była ładna. Drobna, o ciemnych włosach i jasnej cerze; że wyglądałaby jak Królowa Śniegu, gdyby tylko chciała. Yana miała z niej wiele, jej widok pomógł mu zobrazować ją lepiej. Jej jasne oczy w tej pogodzie przypominały kryształy lodu. — To nic pilnego. Wpadnę później, sprawdzić, czy nie zirytowałaś jej swoim plotkowaniem za bardzo.— Deirdre, Cassandra, kogo jeszcze wypytywała o Vasyla? Podając fałszywe informacje z łatwością było znaleźć właściwe kanały przepływu informacji.



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Uliczki przy kamienicach mieszkalnych - Page 19 Kdzakbm
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Uliczki przy kamienicach mieszkalnych [odnośnik]26.07.19 14:31
Nie uważała, że miała szczęście. A może owszem, miała, ale okazywało swoje zainteresowanie w pokrętny, dziki sposób, co raz udowadniając jej, że świat nie jest czarno-biały, a próśb i modlitw nikt nie wysłuchiwał. Czasami dostawała rzeczy, o które nigdy nie prosiła, a gdy prosiła, nigdy nie zostawałą obdarowywana. Taka kolej rzeczy tak bardzo wsiąknęła w jej rutynę, że podporządkowywała jej (z początku) każdy wykonywany do przodu krok. Po gwałcie, który sprezentował jej Aspen, w końcu ją olśniło – o wszystko musiała walczyć sama.
A teraz on stał tutaj przed nią, nieproszony, niewymodlony, jako pół-neutralny obiekt, wciąż niebezpieczny, ale wśród śniegu zdający się być potulny, szary, ukojony. Gdy głos dotarł do jej uszu, ten sam, którego tak bała się w tamten wieczór, świat jakby stanął w miejscu. Jej głowa rozrywała się w wizjach, w podsuwanych przez rozgorączkowany umysł wspomnieniach. Zobaczyła słowa skreślone na pergaminie. Graham nie był Twoim jedynym bratem. Jej ostatnie uchwycone uśmiechy wyblakły na twarzy pozbawionej oczu, nie miała wyrazu, była jak pomalowane bladością płótno. Odwrócił się w jej stronę. Spragnionym odpowiedzi wzrokiem oblekła jego twarz niewidzialną otoczką, przechyliła lekko głowę, by mu się lepiej przyjrzeć, tęczówki okoliły jego sylwetkę od góry do dołu. Tym razem na pergaminie pisała dłoń Cassandry. Wysoki, zbyt chudy, zawsze posępny, ma brązowe włosy, oczy podobne kamieniowi - szare i zimne. Wróciła spojrzeniem do oczu podobnych kamieniowi. Och, przyjaciółko, jak doskonale go opisałaś. Na jej ustach wykwitł uśmiech, najpierw dziwnie ciepły, za chwilę pogardliwy i wyśmiewający. Parsknęła śmiechem. Miała rację. Miał oczy po matce. Zimne, zatrzymane w czasie, przy takiej aurze wyglądające jak rzednący wśród chmur nokturnowy dym. Trzech braci. Jak w historii o starożytnych, potężnych Insygniach Śmierci. Kim ona była w tej bajce? Śmiercią?
I co? Tylko tyle? – wzruszyła ramionami, skórzanymi rękawiczkami ocierając z kącików ust łzy wywołane nagłym starciem emocji z zimnym, śnieżnym wiatrem. – Najpierw paraliżujesz mnie od pasa w dół, a teraz sarkastycznie wyzywasz od plotkarek? Jednak nie mogłam spodziewać się po tym spotkaniu czegoś więcej. – uśmiech zniknął tak szybko jak się pojawił, wargi zmarszczyły się od spierzchnięcia, skóra dziwnie skurczyła się na twarzy, sińce pociemniały od tłumionej złości. Patrzyła na niego, unosząc przy tym brodę, oddychała głębiej niż jeszcze przed chwilą. – Tak mi przykro, że zamiast matki spotkałeś tam mnie. Ale nie martw się, mówili mi, że mam po niej oczy. Jak widzę – ty również je odziedziczyłeś. Bracie. – wypowiedziała to słowo z drgającymi od zaciśniętych zębów wargami.
Nie mogła uwierzyć w to, że dwójkę osób stojących przed lecznicą Cassandry łączyła krew. Urodzeni zostali z tego samego łona, ale wychowani przez innych ojców. Rozłączeni kiedyś, teraz dzielili się tym samym powietrzem, jednym kawałkiem przestrzeni, skórę ochładzał ten sam powiew wiatru. To jego oczy widziała, patrząc w lustro, czy te błękitne, okolone czarną linią tęczówki należały tylko do niej?


we're all killers
we've all killed parts of ourselves

to survive

Yana Dolohov
Yana Dolohov
Zawód : badaczka, numerolog
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
ty mi ciągle
z dna pamięci
wypływasz jak

t o p i e l e c

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7237-yana-dolohov#194477 https://www.morsmordre.net/t7240-hieronim https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f274-smiertelny-nokturn-2 https://www.morsmordre.net/t7794-skrytka-bankowa-nr-1773#217747 https://www.morsmordre.net/t7714-yana-dolohov
Re: Uliczki przy kamienicach mieszkalnych [odnośnik]26.07.19 14:46
Szare i podobne kamieniowi, a także zimnej stali, pochmurnemu niebu i srebra oczy z jej jasnych tęczówek przeniosły się niżej, spłynęły w dół samoistnie, na jej uśmiech. Nieszczery wyraz twarzy, który po chwili bardziej przypominał grymas. Dla niego to coś przybrało kształt nerwowej próby zatuszowania kłębiącej się w człowieku mieszanki: lęku i złości. Czy czuła to rzeczywiście i próbowała w tak prosty sposób ukryć przed nim? Nie widział uzasadnienia dla prawdziwej kpiny, pozbawiona źródłem była więc jedynie formą odzewu, na jaki nie była przygotowana, wszak nie spodziewała się go ujrzeć, tak samo jak on wątpił, że ich ścieżki skrzyżują się znów ze sobą. Tyle lat mijali się, przechodząc tuż obok siebie, nie zwracając na siebie szczególnej uwagi. On nie czyniłby tego dotąd, ale Yana miała w sobie coś, czego on nie posiadał i właśnie to coś sprawiło, że nie mogła przejść obojętnie, zignorować jego obecności tak, jak on zlekceważyłby jej. Jej śmiech rozbrzmiał wokół, a kształtne wargi odsłoniły rząd równych, białych zębów. Nie fakt, że byli spokrewnieni uplasował ją z dala od strefy pożądania, chociaż jej uroda mu się podobała odkąd ją tylko ujrzał, proporcje, rysy; a fakt, że kiedy wyrzucała z siebie głoski i słowa musiał powstrzymywać się przed westchnięciem. Ani drgnął wpatrując się w nią tak samo beznamiętnie, pomimo całej feerii emocji, które kwitły na jej twarzy sekunda po sekundzie.
— Spodziewałaś się czegoś? — spytał, nie kryjąc przy tym zdumienia. Uniósł brwi, burząc obojętny wyraz twarzy zdziwieniem. Pozwolił jej mówić, prychać, jak nastroszona kotka, która ostentacyjnie wyraża swoje niezadowolenie z jakiegoś nikomu niezrozumiałego powodu. Jej oddech unosił jej klatkę piersiową coraz wyżej, widział to nawet pod grubym ubraniem, które na sonie miała — a może to dzięki niemu łatwiej dostrzegał kłębiącą się w niej złość. Nawet zaczynała go nieco bawić jej reakcja, choć sądził, że będzie próbował się ulotnić najszybciej jak się da, nie wdając w bezsensowne dyskusje. Zachowywała się jak rozwydrzona nastolatka, która przegapiła okres buntu, bo rodzice nie poświęcali jej za dużo uwagi. Niefortunnie, padło na niego. Zmrużył oczy, kiedy wspomniała o podobieństwie — Ignotus powiedział mu kiedyś to samo; miał po niej oczy. Nie otrzymał od niej nic więcej poza garstką barwnika, który nadawał jego oczom chłodnego tonu. — Przeszłaś kurs przygotowawczy do bycia wieczną ofiarą i teraz spodziewasz się nieustannie specjalnego traktowania? Liczyłaś na to, że będę warczeć, burczeć i miotać urokami w twoją stronę? Masz za wysokie wymagania, Dolohov. Ani przez chwilę, ty czy twoja matka nie byłyście centrum świata, prawie zapomniałem, że cię tam spotkałem. Żałuję, że o tym przypomniałaś — skwitował, pozwalając sobie na to, aby zlustrować ją wzrokiem od góry do dołu. Swoją butą przypominała mu kogoś, kogo znał, a dawno już pogrzebał. Niebezpieczne porównanie nie było dobrą wróżbą, ani dla niej, ani dla niego. Mia źle skończyła, podjęła niewłaściwe decyzje, odwróciła się od ludzi, którzy mogli jej wiele zaoferować, by ślepo i naiwnie podążać za ideałami wyssanymi z palca. Później zerknął w kierunku drzwi do lecznicy, wiedząc, co stanie się kiedy Yana przekroczy jego progi, a na samą myśl miał ochotę przewrócić oczami. Powstrzymał się w ostatniej chwili, spoglądając jej, błyszczące, pełne emocji, drżące. — Określenie cię plotkarą nie było ani sarkazmem ani wyzwiskiem, a suchym faktem, z tymi zaś się nie dyskutuje. Poruszyłaś już cały Londyn i wszystkie swoje przyjaciółki, by zlokalizować Vasyla? — Splótł ręce na piersiach i uniósł brew, przyglądając jej się coraz bardziej sceptycznie. Starała się wyprowadzić go z równowagi, ale chyba nie wiedziała, że ma przed sobą wyjątkowo cierpliwego przeciwnika.



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Uliczki przy kamienicach mieszkalnych - Page 19 Kdzakbm
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Uliczki przy kamienicach mieszkalnych [odnośnik]26.07.19 15:16
Widziała w nim Grahama – i być może to sprawiało, że nie czuła wobec Ramseya czystej nienawiści, która swój początek musiałaby mieć przy ich pierwszym spotkaniu, kiedy potraktował ją czarnomagicznym zaklęciem. Coś, co bezsprzecznie wiązało się z sylwetką jej brata, kazało jej mieć do niego stosunek zbliżony do neutralnego. Czuła złość, to było pewne, i tej złości nie zamierzała popuszczać. Miała ochotę go ukarać, ale nie mścić się, po prostu odpłacić się pięknym za nadobne. Ale jej dłoń nie sięgała do kieszeni płaszcza, tak jak nie sięgnęłaby, gdyby obok stał Graham. Nigdy nie pytała go o nazwisko, bo nie musiała – mieszkał z nimi pod jednym dachem, chodzili razem na pola, badali razem nocne niebo, uczył ją jak zachować się blisko koni, by nie traktowały jej jak intruza, tylko jak sojusznika. To z nim spędziła większość swojego dotychczasowego życia. Więź z Grahamem nieuchwytnym, eterycznym kanałem zaczęła przedzierać się siłą do jej relacji z Ramseyem. Zacisnęła usta, po raz kolejny w tym niezrozumieniu doszukując się sensu – jednego bodźca, którego uchwyciłaby się i doprowadziła liczbową łamigłówkę do rozwiązania. Bo tylko tym przecież byli. Zbiorem liczb i cyfr, rzymskich, arabskich, cholera jasna wie jeszcze jakich.
Zadał dobre pytanie – spodziewała się czegoś? Wypowiedział to takim tonem, jakby nie uzyskawszy odpowiedzi miał ją wyśmiać za samo istnienie.
Spodziewałam się, że krew z krwi odziedziczy mniej głupoty, ale widać, że zabrałeś wszystko, chwała Salazarowi – prychnęła, ciągnąc tę walkę z uporem maniaka, którym zawsze była. Choćby mieli sobie znowu rozorać szyje w walce dwóch drapieżników, nie odpuści. Może dlatego, że czuła się pewniej pod lecznicą swojej przyjaciółki, może dlatego, że poznała jego sekret, który starał się ukryć miałką tajemnicą. Vasily Mulciber.Żałujesz? Tak mi przykro. Ale najwidoczniej ktoś musiał to zrobić. Do końca tego brudnego świata żyłbyś w przekonaniu, że twoje przerośnięte ego wciąż mieści się z tobą w jednym pokoju. – odparła, patrząc na niego z mieszanką złości i pretensji. Przecież tak się mogli rozstać, w swarze, patrząc na siebie z dystansem, z uniesioną brodą. Mogli. Ale spotkają się jeszcze raz, potem drugi i trzeci. Najpewniej u Cassandry. Nie była zwolenniczką traktowania swojej rodziny jak wrogów – prócz ojca, jego chciała rozszarpać gołymi rękami. – Wszystkie, które mogłam – uniosła brwi podobnie do niego, złość dziwnie zaczęła opadać, oddając miejsce. Twarda świadomość, niepodważalna, zaczęła wnikać przez szeroko otwarte pory jej skóry. – Kłamstwo ma krótkie nogi, Ramsey – jego imię wypowiedziała z gorzką nutą rozczarowania, odchyliła głowę lekko na bok, wciąż patrząc na niego spod byka. Obserwowali się. Badali. – Matka chciała, żebym cię odnalazła. I wygląda na to, że zaliczyłam od razu dwa punkty jej listownej prośby. Ramsey Mulciber i Vasily Mulciber. Graham dałby się pociąć za to spotkanie.
Cóż za niefortunny dobór słów.


we're all killers
we've all killed parts of ourselves

to survive

Yana Dolohov
Yana Dolohov
Zawód : badaczka, numerolog
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
ty mi ciągle
z dna pamięci
wypływasz jak

t o p i e l e c

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7237-yana-dolohov#194477 https://www.morsmordre.net/t7240-hieronim https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f274-smiertelny-nokturn-2 https://www.morsmordre.net/t7794-skrytka-bankowa-nr-1773#217747 https://www.morsmordre.net/t7714-yana-dolohov
Re: Uliczki przy kamienicach mieszkalnych [odnośnik]26.07.19 15:29
Patrząc jej w oczy widział w nich swoje odbicie, odbicie, którego tak unikał i nienawidził. Zniekształcone, groteskowe, nieprawdziwe, ośmieszone. Patrząc na niego tymi jasnymi oczami przyczyniała się do przypominała mu o dziecięcych troskach i bolączkach, które go nawiedzały w snach, o chłopięcych pragnieniach poznania matki i wzniosłych wyobrażeń na jej temat; o tym, co chce zdobyć każdy dziesięciolatek i czego się dowiedzieć, kiedy zdaje mu się, że jest już na tyle dorosły, że może samodzielnie wyruszyć na poszukiwania kobiety, która była jedynie historią wyssaną z arystokratycznego palca. Jej oczy przywodziły na myśl wszystkie inne barwy tęczówek, całkiem różne od jego własnych, Rosiera, Grahama, Ignotusa. Jej obecność stała się solą, nieprzyjemną, drażniącą i niepotrzebnie wyciągającą rzeczy, które już dawno pozostawił za sobą. A ona uparcie wyrywała to wszystko z ziemi, z korzeniami, nie licząc się z biegiem czasu i latami, które minęły. Po cóż do tego wszystkiego wracać, po co wspominać tych, którzy byli martwi, który okazali się zbyt słabi, by przetrwać? Nie był podobny do Grahama, wiedział to niemalże od zawsze, chociaż był jego bliźniaczym rodzeństwem. Nie przypominał go z wyglądu, przez to pomimo znajomego kłucia w brzuchu przy pierwszych spotkaniach wydawał się kompletnie obcy; różnili się charakterem, diametralnie. Jeden z nich był jak wąski, orzeźwiający górski strumień, drugi jak gładka tafla jeziora, w którego odmętach czaiły się wiry i niespodzianki. Nie wspominał go, po jego śmierci, nie bywał na cmentarzu, po białych liliach przy nagrobku nie było już śladu. Lada moment minie rok, odkąd go zabili.
Jej słowa o głupocie wywołały w nim sceptycyzm; była gniewna, zła. Podobna do ognia, który trawił wszystko wokół, chociaż wciąż była ledwie małym płomyczkiem, który mógł wyłącznie sparzyć.
—Śmiałe słowa, jak na kogoś, kto dał się wpędzić w kozi róg przez nieznajomego jednym, błahym i nieszkodliwym zaklęciem — skwitował jej obelgę z wciąż uniesionymi brwiami. Prawiła o głupocie, dała się zaskoczyć jak dziecko i jak gówniarz teraz buczała pod nosem, choć miała wiele szczęścia. Mógł ją zabić, gdyby chciał i nie wymagałoby to od niego najmniejszego wysiłku. Nie zdawała sobie sprawy z jego siły z jego możliwości i tego, jak niewiele było w nim człowieka, z którym żyła, choć współdzielili krew i geny.  — Chwała ci, dzięki tobie wiem, że zwykły pokój to za mało, nie wiem jak świat to zniesie. Masz więcej takich rewelacji? Chętnie posłucham, co mądrego masz jeszcze do powiedzenia.— Przeniósł ciężar ciała z na jedną nogę, dłonie wsunął do kieszeni grubego płaszcza, którego postawiony na stójkę kołnierz chronił go przed podmuchami wiatru i śnieżnymi okruchami sypiącymi się z nieba. Na przytyk o kłamstwie jego brwi znów opadły, oczy zmrużyły się w skupieniu, jak u drapieżnika, ale nie było w tym ani groźby, za to więcej niedowierzania i pogardy. — Ile ty masz lat? Dwanaście? — spytał, zastanawiając się, co chciała tym osiągnąć. Ruszył się z miejsca. — Daj jej spokój — ostrzegł ją, nim postanowiła udać się na skargę do Cassandry; uzdrowicielka powinna teraz zająć się sobą, zamiast zmagać z cudzymi i jeszcze tak dziecięcymi bolączkami. Yana, kimkolwiek była dla Vablatsky musiała wyłącznie zawracać jej głowę, wiedział to po jej zachowaniu i zdania nie zamierzał zmieniać. Jej kolejne słowa zatrzymały go w miejscu, choć niósł się z zamiarem, by odejść. — Dlaczego? — chciała by go odnalazła. Te słowa wywołały w nim niezdrowe zaniepokojenie. Nie było powodu, aby chciała, musiała to zrobić. Ona też nie znaczyła dla niego nic; chciał ją spotkać, chciał spojrzeć jej w twarz, a później odebrać jej życie. By zamknąć wszystko to, co miało z nią jakikolwiek związek za sobą. Wszystko psuła Yana, była ostatnim ogniwem, które wiązało go z tajemniczą przeszłością. — Graham w trosce o twoje dobro nigdy by do niego nie dopuścił, nawet cię lubił. Pamiętam cię ze szkoły, pokazywał mi cię palcem na wielkiej sali, ale niewiele o tobie mówił. Może trochę się też wstydził?



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Uliczki przy kamienicach mieszkalnych - Page 19 Kdzakbm
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Uliczki przy kamienicach mieszkalnych [odnośnik]30.07.19 11:50
W jego twarzy odbijała się rzeka z tamtych dni. Te kilka momentów strachu i zwątpienia, gwałtownego nurtu i wyciągnięcia z jego władania drobnej sylwetki przerażonej Yany. Chciała o nich zapomnieć wtedy, a potem przez lata, zmyć ze skóry odór winy, za którą ukarano Grahama. Chłód wody nabrał w jego tęczówkach chłodu zimowego lodu, jeszcze bardziej niebezpiecznego, rozrywającego w pędzie ubrania, rozcinającego skórę. Bladość skóry zmieniająca się w trupią szarość zniekształcała wspomnienie, upominała o koszmarze kościstych dłoni zaciskających się na jej kostkach, gdy rwąca woda wciągała ją do swojego królestwa. Tak nauczyła się pływać – z trudem wyciągała szyję nad powierzchnię rzecznej toni, by złapać choć jeden oddech, uchwycić sylwetkę pędzącego za nią brzegiem brata, tak teraz porywała z wiatru powietrze w płuca, oczami chwytała w locie zarysy jego chudego ciała okrytego płaszczem. I znów dzielili jedną przestrzeń. Przeczytała kiedyś, że rodzina zawsze się odnajdzie, bo siła przyciągania krwi jest silniejsza niż wola. Uważała, że to filozoficzne banialuki, ale dzisiaj los postanowił zweryfikować jej sposób rozumowania pewnych rzeczy.
Ich słowne zabawy kojarzyły jej się z dziecinnym, niewinnym, ale podszytym uporem droczeniem. Pstryczki w nos i pełen radości chichot zamienił się w dorosłą szarżę spojrzeniami, przeplatające się ze sobą złość i napięcie. Czuła je. Czuła jak przebiegają po mięśniach, jak na skórze budują się wertepy dreszczy, jak drobne, jasne włoski stroszą się jak u rozwścieczonego kota. Przełknęła ślinę, gdy wspomniał o tamtym zdarzeniu w jej rodzinnym domu. Miał rację, bo zapędził ją w kozi róg, nie dał szansy wyciągnąć różdżki.
Rzeczywiście, masz się czym chwalić, bo zaatakowałeś tym zaklęciem bezbronną kobietę w jej własnym domu. Sądziłeś, że ci zagrażam? Wyglądałam na taką, co? – pokazywała mu swoje stępione pazury, bo ją do tego zmusił, przyparł do muru, więc nie widziała w tym absolutnie nic zastanawiającego. Broniła się. Na jego następne słowa pokręciła tylko głową z gorzkim uśmiechem. – Jesteś ś m i e s z n y – oceniła tylko z ostrą pogardą, słowu dając czas, by odpowiednio wybrzmiało w jej ustach, ociekło obrazą. Skrzyżowała ramiona pod piersiami, zaciskając na nich palce tak mocno, że czuła, jak knykcie sztywnieją pod rękawiczkami. Chciał odejść, mogła mu już dać spokój, ale jednak coś go zatrzymało. Kącik jej spierzchniętych ust uniósł się lekko ku górze, z satysfakcją. Gruba ryba ze smakiem rzuciła się na malutką przynętę. – Odpowiedziałabym ci, gdybyś nie wyrzucał mi młodego wieku, jednocześnie sugerując, że jesteś niewiele starszy, i w potrzebie władzy nie wybierał, do kogo mogę otworzyć usta, a do kogo nie – przeciągała tę rozmowę, idąc za pragnieniem dowiedzenia się o nim więcej. Już nie ze względu na Grahama i te kilka dobrych wspomnień, które się z nim wiązały, a prędzej na to, że łączyła ich ta sama krew, byli odnogami tej samej gałęzi na drzewie genealogicznym, posiadali te same oczy. Byli podobni. Była pewna, że on również to zauważył. Nie szukała pojednania, szukała odpowiedzi.
Broda lekko opadła, gdy powiedział, że znał już ją wcześniej. Jak to możliwe, że mijali się na korytarzach zupełnie o sobie nie wiedząc, jak to możliwe, że nie zwróciła na niego uwagi? Już nie widać było na jej jasnej twarzy gwałtownych uczuć przewalających się w głębokich korytach jej umysłu, jedynie suchą złość i zdenerwowanie, ale nie na Ramseya – na Grahama.
Nie sądzisz, że sytuacja była raczej odwrotna? Że to on wstydził się ciebie? Odrzucony przez matkę, która nie zatrzymała cię przy sobie – nie miała pojęcia, co się z nim działo, ale skoro nie było go przy nich, w ich domu, musiało znaczyć, że został w jakiś sposób odtrącony, odepchnięty jako gorszy. – Pokazywał mnie, bo byłam chlubą, a ty zaledwie słupem, na który przyklejał potrzebne informacje. Tylko teraz próbujesz przeinaczać rzeczywistość na swoją korzyść, bo ktoś kiedyś cię skrzywdził i nie masz zamiaru się do tego przyznać.
Jej usta cały czas poruszały się lekko, jakby przegryzała za nimi kłujące ziarenko pieprzu i z wrodzonej dumy nie chciała pokazać słabości poprzez wyplucie go na jego oczach. Nie mogła stracić rezonu, nie chciała, żeby myślał, że znów jest słaba jak wtedy, gdy spotkał ją w jej domu.


we're all killers
we've all killed parts of ourselves

to survive

Yana Dolohov
Yana Dolohov
Zawód : badaczka, numerolog
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
ty mi ciągle
z dna pamięci
wypływasz jak

t o p i e l e c

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7237-yana-dolohov#194477 https://www.morsmordre.net/t7240-hieronim https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f274-smiertelny-nokturn-2 https://www.morsmordre.net/t7794-skrytka-bankowa-nr-1773#217747 https://www.morsmordre.net/t7714-yana-dolohov
Re: Uliczki przy kamienicach mieszkalnych [odnośnik]30.07.19 17:10
Uniósł brew, przyglądając jej się, jak małej, wyszczekanej dziewczynce, która postanowiła wymyślić ripostę na każde jego słowo. To niebywałe, jak wiele ich łączyło, a jak mało podobieństw w tej chwili dostrzegał. Drażniło go, że dostrzegał te drobne niuanse, które przypominały mu, że łączy ich krew, łączy ich cokolwiek. Tyle lat miał z tym spokój, a teraz deptała mu po piętach, czekając aż nadepnie na odcisk.
— Nie sądzisz, że gdybym widział w tobie jakiekolwiek zagrożenie to bym się ciebie zwyczajnie pozbył?— spytał spokojnie i cierpliwie. Wystarczyło ją wtedy zabić, była nikim, spotkał ją tam przypadkiem i nikt nawet nie podejrzewałby go o ten okrutny czyn. Ale czemu to miałoby służyć? — Unieruchomiłem ci nogi — przypomniał jej ze sceptycyzmem, na wypadek gdyby zapomniała skutków tychże okrutnych zaklęć, jakie w nią wymierzył. Fakt, bagatelizował urok, który jej uczynił. Odebrał jej czucie, sparaliżował ją. Czarna magia była podła, okrutna, a dla niego to nie miało wielkiego znaczenia. — Cieszę się, zaczynałem obawiać się o swoje poczucie humoru. Musisz chyba popracować nad mimiką, kiepsko udajesz rozbawienie— zadrwił i westchnął, oczekując od niej kolejnych potyczek słownych. Jej buntownicza postawa przypominała kogoś, kto gotów był dopiero rozpocząć tą walkę. Jak zbuntowana dwunastolatka, wyraźnie niezadowolona z konwersacji na poziomie. Mia też się buntowała, też bywała zaczepna i też lubiła się kłócić, ale Yana przekraczała wszelkie możliwe granice. Była lekkomyślna, igrała z ogniem i za nic miała sobie niebezpieczeństwo, w którym się znajdowała. — To typowe dla dzieci — odparł wciąż spokojny i nie wytrącony z równowagi. — Pyskowanie w odpowiedzi na każde pytanie i każdą dobrą radę. Ale nic dziwnego, wychował cię Dolohov.— Irytowała go, drażniła. Nie słowem, które było bez znaczenia, a spojrzeniem, arogancją, która się w nim tliła, wściekłością i pewnością siebie, której pomimo napiętej sytuacji nie chciała wcale ujarzmić. Miał wielką ochotę w tej chwili chwycić ją za kark i robić jej głowę o ścianę. Nie wymagałoby to wiele siły, nieco sprytu. Wyglądała na słabszą od niego, choć on sam nie przypominał tytana. Grube ubranie mogło go jednak zmylić, pierwsza ocena mogła być błędna.
Nie spodziewał się po niej takiego zwrotu. Wiedział, że nie mówiła prawdy. Powiedziała to, bo się bała, bo zasiał w niej ziarno niepewności, widział już, że na strach reagowała agresją i gniewem, grodząc się i odgrażając. Ale w tym trafianiu na oślep ustrzeliła przypadkiem swój cel. Graham nie przepadał za Dolohovem, ale był zdany na matkę, która owinęła go sobie wokół palca. Tak przynajmniej Ramsey sądził, tak wyglądało to z jego perspektywy. Nie mówił wiele o niej, bo starał się ją chronić. Tego też nie powiedział, ale podświadomie to czuł. Na szczęście ich obojga Yana nigdy go nie interesowała, nie odczuwał zazdrości względem niej — ani o dom, który posiadała ani o Grahama i więź jaką z nim musiała posiadać. Straconych lat nie mogli nadrobić, zbyt wiele ich różniło, by mogli stać sobie bliscy, by jak bracia gotowi byli wskoczyć za siebie w ogień. Ale jej słowa wydawały się zaskakująco trafne. I nie pochodziły od Grahama. Powielała schemat ich wspólnej matki, kobiety, która bez zastanowienia oddała jedno z dzieci obcemu. Matki, o której wyobrażenia tworzył jako mały chłopiec, idealizując ją w głowie. Matki, która rozdzieliła bliźniaki dla kaprysu, odbierając mu najbliższego sojusznika jakiego mógłby w życiu zyskać. Mówiła jej głosem, niemalże słyszał jak się zmienia, choć nie miał możliwości go nigdy poznać. Uśmiech powoli schodził mu z twarzy, ale zatrzymał go w ostatniej chwili, zdając sobie sprawę, że wraz z nim i malującym się w oczach zaskoczeniem opuszcza gardę. A tego nie zamierzał uczynić, ani pozwolić wypłynąć temu dziwnemu wrażeniu na powierzchnię. Nikt nigdy nie wspominał jego matki, nigdy z nikim poza Ignotusem o niej nie rozmawiał — nie chciał i nie pozwalał na to. A ona wywlekła to wszystko na wierzch i wylała na niego wiadro pomyj. A więc może to była prawda — może było w nim coś z matki, chłód i pogarda, a tym samym to samo czaiło się w Yanie. Zamordowanie jej pod oknem Cassandry nie wchodziło w grę. Zachował więc spokojny i pewny siebie wyraz, ale nie spuszczał z niej wzroku. Przestał nawet mrugać, wpatrując się w jej wściekłe oczy, Czy była chlubą? Oczkiem w głowie wszystkich? Nie wiedział, nie mógł nawet przypuszczać.
— Kimże jestem, by wyprowadzać cię z błędu.— Cofnął się już bez słowa. Mogła iść, śmiało. Iść w diabły.



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Uliczki przy kamienicach mieszkalnych - Page 19 Kdzakbm
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Uliczki przy kamienicach mieszkalnych [odnośnik]02.08.19 14:29
Czytała wiele książek, gromadziła wiedzę w głowie jak smok zazdrośnie strzegący swojego skarbu, ale mimo swojego zasobu informacji, rozwoju pewnych sytuacji nie potrafiła przewidzieć, zbadać pod kątami, które dla innych miały pozostać niezbadane. Gdy nudziła jej się literatura naukowa, chwytała za bogato ilustrowane, stare przewodniki po faunie, pomagając w ten sposób odświeżyć umysł. Przyroda Rosji wydała jej się szczególnie interesująca, a w niej – szakal złocisty. Przypomniała sobie teraz, właśnie teraz, patrząc w oczy czarodzieja, który do niedawna był jej zupełnie obcy, że naturalnymi wrogami szakali były wilki. Tym mieli więc być – naturalnie występującymi w przyrodzie konkurentami? Drapieżnikiem odpędzającym innego drapieżnika?
Nie pozbyłbyś się mnie, bo potrzebowałeś odpowiedzi, które znałam tylko ja. Byłam najbliżej matki, której szukałeś, Graham nie żył, byłam ostatnim łącznikiem między tobą a nieustannie pojawiającymi się w twojej głowie pytaniami – to były tylko numerologiczne kalkulacje, dedukcja, siła umysłu zamknięta w kilku połączonych ze sobą faktach. Nie była tej teorii pewna, ale jeśli badacz nie wypowie jej głośno, nie dowie się, ile tkwiło w jej prawidłowo połączonych elementów, a ile wciąż brakowało. To była rozmowa między szakalem, który z własnej woli postanowił zanurzyć się w skrajnych chłodach rosyjskich równin, a wilkiem, który najwyraźniej dobrze odnajdował się w większości naturalnych środowisk. – Unieruchomiłeś, to prawda. Ale jak widzisz, poradziłam sobie i z tym – choć bała się, że nie wstanie, kiedy jej nogi w tamtym momencie zdawały się stracić całe ukrwienie i nerwację. Miała ochotę zamknąć oczy, pomasować skronie, ta rozmowa zaczynała robić się męcząca, ale niczego takiego nie zrobiła. Utrzymywała spojrzenie na jego twarzy, zniknęła z niej jednak tamta zapalczywość, utrzymywała zaledwie naturalne dla siebie skupienie, i nieco uniesioną w pewności siebie brodę. – Więc podaj mi choć jeden powód, bym przestała ci tak pyskować. Bo owszem, robię to, ale dlatego, że nie dajesz mi innego powodu. Jesteś odpychający i bezczelny. Oboje równie dobrze moglibyśmy się zignorować i zająć swoimi sprawami. Powiedz mi więc, dlaczego wciąż tutaj stoimy i obkładamy się szlamem? Możesz łaskawie podać mi odpowiedź na to pytanie?
Narastająca w głuchym otoczeniu cisza zaczynała ją niepokoić. O ile wymieniali między sobą argumenty i cięte riposty, o tyle teraz mogli tylko liczyć na zmieniającą się – lub wręcz przeciwnie – mimikę twarzy. Mimo że obserwowała go bacznie, przeskakując z jednej zmarszczki na drugą nie potrafiła odczytać wszystkich emocji rysujących się wśród nich. Bladnący uśmiech umknął jej, widziała tylko tężejącą pod mrozem i cieniem skórę. Poczuła się jak w momencie, gdy ojciec beznamiętnie unosił nad ciałem Grahama swoją rękę zaopatrzoną w skórzany pas. Czuła wtedy ból, choć niedosłowny, fantomowy, wgryzający się pod mięśnie z taką samą siłą. Przełknęła ślinę. Upór zmalał. Była szakalem, polowała na mniejsze gryzonie, łapała myszy, chełpiła się zwycięstwem nad nimi, ale wciąż była uważana za padlinożercę. Nie była wilkiem. Posiadała tylko jego krew płynącą w żyłach, mieszającą się z lisią, rzadką i małowartościową.
Sądziłam, że właśnie na tym ci zależy. Na tym, żeby wyprowadzić mnie z błędu, sprawić, że zacznę cię szanować. – głos nabrał wschodniego chłodu, wiatru, który osuszał jej wargi na pustkowiu.
Zaczynała rozumieć, że lepiej było stać po jego stronie, niż z nim walczyć.


we're all killers
we've all killed parts of ourselves

to survive

Yana Dolohov
Yana Dolohov
Zawód : badaczka, numerolog
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
ty mi ciągle
z dna pamięci
wypływasz jak

t o p i e l e c

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7237-yana-dolohov#194477 https://www.morsmordre.net/t7240-hieronim https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f274-smiertelny-nokturn-2 https://www.morsmordre.net/t7794-skrytka-bankowa-nr-1773#217747 https://www.morsmordre.net/t7714-yana-dolohov
Re: Uliczki przy kamienicach mieszkalnych [odnośnik]07.08.19 13:04
Patrzył jej w oczy twardo i nieustępliwie, nie pozwalając, aby na bladą, szczupłą twarz wypłynął choćby cień emocji pozbawionej kontroli. Jego oczy o barwie stali, pochmurnego zimowego nieba bez mrugnięcia utkwione były w jej — o kolorze całkiem podobnym, o zimniejszej i jednocześnie chłodniejszej barwie nadanej przez prześwit błękitu, jak niebo, które przedziera się przez gęstą powłokę obłoków. Była od niego mniejsza, delikatniejsza, drobniejsza, a jednak i w jej spojrzeniu czaił się wzrok dzikiego stworzenia. Pokaz sił, cicha walka rozgrywała się pomiędzy nimi, najtrudniejsza — bo ta w ciszy, pomiędzy słowami, które mogły być wszystkim i niczym jednocześnie. Była jego siostrą, czy tego chciał czy nie, a jednak obrał sobie za cel nieprzyznawanie się do tego. Była siostrą Grahama. Wychowała się z nim. Była poczęta przez innego gamonia i zrodzona z tego samego łona, ale pomimo tych wszystkich podobieństw była mu całkiem obca. Krew — jaka miała znaczenie krew. Nie znał jej wcale, nie znał ani trochę i nie mógł o niej powiedzieć kompletnie nic, poza tym, że przypominała królową śniegu. Nie znał jej przeszłości, upodobań, nie wiedział, czym się trudniła na co dzień. Nie chciał wiedzieć. Nie widział też powodu, dla którego jej obecność w jego życiu miałaby cokolwiek zmieniać. Nie miała nic, co mógłby od niej wziąć, nie posiadała wiedzy, której nie posiadałby on — z całą pewnością, choć przecież... nie wiedział o niej nic.
— A teraz już wszystko wiem — przyznał jej częściowo rację; wtedy była jedyną osobą, którą mógł o matkę zapytać. O to gdzie była i co się z nią stało. I oręż, którym władała dziś był tępy, jak nóż do masła. — Nie potrzebuję odpowiedzi, nie mam żadnych więcej pytań.— I mógłby jej uczynić krzywdę dziś, pozbyć się jej. — Mógłbym rozorać cię jak zwierzę, wyrwać wnętrzności — dodał ze spokojem, nie odrywając od niej wzroku. Uprzedzając jej pytanie, butę, którą z całą pewnością mu odpowie, dodał: — Ale nie dziś. Może kiedyś.
Była ostatnim, co łączyło go z matką, jej marą, wspomnieniem o niej, iluzją, która przypominała mu — tak zaskakująco precyzyjnie — o tym wszystkim, czego nie chciał pamiętać, jako nastolatek, którego światem wstrząsnęła bolesna prawda. — To nie są jedyne moje zalety — nie był tylko bezczelny i odpychający, był też niebezpieczny, arogancki i okrutny. Ale dlaczego miał jej zachwalać swoje zdolności; była na tyle sprytna, że sama mogła się tego dowiedzieć. Jeśli się nie mylił, co do niej i intuicja podpowiadała mu dobrze, że lubiła rozwiązywać zagadki, dotarcie do takich informacji sprawi jej o wiele więcej frajdy, a efekt poznania faktów zrobi na niej kolosalne wrażenie. Będzie wstrząśnięta tym, jaki naprawdę był jej brat, kim był i co potrafił. — Schlebiasz mi, Yano — przyznał z lekkim rozbawieniem tańczącym na ustach, ale nie w barwie niskiego głosu. Znów nie daję ci wyboru. — Zbliżył się do niej, znów, zmniejszając przestrzeń między nimi. Tym razem nie wyciągnął jednak do niej ręki, pochylił się tylko lekko, ku jej twarzy, niwelując dystans pomiędzy ich nosami. — Całą sobą jesteś odpowiedzią na moje pytania. Dlaczego tu ze mną stoisz? — Bo tego chciał, bo do tego doprowadził. Znów. — Dlaczego pytasz o to mnie, zamiast siebie?— Spytał szeptem, marszcząc brwi, ani przez moment nie odrywając od niej oczu. Uśmiechnął się po chwili szeroko, nawet sympatycznie i pokrzepiająco, po czym odsunął się. — Nie masz pojęcia na czym mi zależy— dodał, prostując jej słowa. — Mam gdzieś twój szacunek. — Tak jak gdzieś miał tłumaczenia i uczucia matki, która wydała ją na świat, ironicznie, jego również kilka lat wcześniej. Nie zależało mu na tym, by darzyła go czymkolwiek, czy był to strach, niechęć, obrzydzenie, które widział w jej oczach, nienawiść, czy gniew. To było zabawne — przez moment. Ale zbyt bardzo przywodziła na myśl kobietę opisywaną przez Ignotusa. I nie chciał jej wcale z nią kojarzyć, nie musiał jej więc oglądać. Nie chciał mieć z nią nic wspólnego. — Mam nadzieję, że nie spotkamy się już więcej — szepnął z jadem, odchodząc krok, znów oddając jej przestrzeń i wolność, którą złudnie zagrabił sobie na chwilę, bez trudu biorąc w posiadanie to, co najwyraźniej było dla niej istotne. Z łatwością, bezczelnością i lekceważeniem. Tylko dlatego, że mógł. Ale nie chciał wcale tego robić, pastwienie się nad nią nie miało żadnego znaczenia i nie sprawi mu żadnej frajdy. Była jak wspomnienie, które powracało w najmniej oczekiwanych momentach. Cudze wspomnienie, a jednak tak samo niewygodne, jakby przeżył je sam.  Cofnął się jeszcze, by w końcu zniknąć w jednej chwili, w chmurze czarnego, gęstego dymu, czarnomagicznego tworu.

| Zt Ramsey Sad



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Uliczki przy kamienicach mieszkalnych - Page 19 Kdzakbm
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Uliczki przy kamienicach mieszkalnych [odnośnik]24.08.19 21:06
Ich rozmowa po raz drugi do niczego nie prowadziła. Była potyczką nieprzepadającego za sobą rodzeństwa, szczerzących ku sobie kły psów, niczym więcej. Chciała odejść, skończyć z tą bezsensowną wymianą pustych słów, zostawić go, ale nie potrafiła. Nie tylko przez strach, który zaczynał zatruwać jej życiodajne rurki wszyte pod skórą, nie też przez świadomość, że stała przy terytorium swojej drogiej przyjaciółki. Stała tutaj, bo coś ją ku niemu przyciągało – jego wzrok, zimny, zły, pełen lodu; jego głos, kryjący chłodne tony, ale przypominający o czasach, kiedy życie wydawało się prostsze gdzieś na krańcu ziemi, przypominający o Grahamie, noszący pierwiastek tej samej krwi; nadawał słowom, które wychodziły spomiędzy szarych warg, charakteru tajemnicy, liczbowej łamigłówki, rozwiązywanie których tak przecież kochała. Był zagadką i chociaż ujadała w jego obecności, chciała go odkryć, nie domyślać się sensu jego wypowiedzi – znać ją. Pod jego grubą skórą kryły się elementy zdolne do ułożenia w całość historii Yany. Musiała ją jedynie rozpruć i wydobyć spod warstw krwi i narządów to, czego chciała. Ale będzie to droga wyjątkowo długa.
Zasznurowała usta, chociaż znów chciała mu zacząć wyrzucać kłamstwa i głupotę. Nie miał pytań, nie szukał odpowiedzi – jakiż był z niego czarodziej?
Grozisz mi? – syknęła zza zaciśniętych zębów, bo nie potrafiła dłużej milczeć. – Nie jestem twoją zwierzyną łowną, pamiętaj.
Słuchała go, jedynie już w głowie szamocząc się jak pies uwiązany na zbyt krótkim łańcuchu. Ocierała boleśnie szyję o żelazne krawędzie złości, rozdrażnienie powodowało, że rany się pogłębiały. Był zadrą, drewnianą drzazgą, którą próbowała wyjąć, ale ta głębiej tylko wchodziła w skórę, powodując coraz bardziej dotkliwy ból. I nie wyjmie jej siłą, chociaż nie poddawała się w nieustannych staraniach. Zaczęła odchylać się od niego z rosnącym na wargach kwaśnym grymasem. Jego tak bliska obecność była jak zgaga. Wszystko wywracało się jej w żołądku. I trafił niemal bezbłędnie, bo zamiast pytać jego, pytała siebie, tworzyła nowe teorie, pełne goryczy i czarnej, lepkiej mazi. W końcu znalazła w sobie siłę i naparła dłonią na jego klatkę piersiową, odpychając go od siebie.
Weź swoją parchatą mordę z dala ode mnie – wycharczała niemal, ostatkami woli utrzymując swoje nerwy na wodzy. Wiedziała, że nie mogła sięgnąć po różdżkę, poprzednim zaklęciem pokazał jej, co potrafi. Nie zdążyłaby zamienić go nawet w tchórzliwego gryzonia.
Patrzyła, jak się cofał, dłoń niemal do bieli zaciskając na rączce różdżki. Chciała być pewna, że zniknie, że nie obejrzy się przez ramię, nie powróci do niej i nie zaciśnie dłoni na jej grdyce. Zrobił krok, drugi, a potem zobaczyła coś, co spowodowało nagłą zmianę na jej twarzy – z chowanego lęku i oczekiwania powstało zszokowanie i obudziła się jak ze zbyt długiego snu fascynacja. Nie czuła jej przez taki czas, zanurzyła się w świecie teorii, które znała, eksperymentów, które przeprowadziła, badań, których ramy były dla niej jak kształty własnego ciała. Czarny dym nie przypominał niczego, co znała, zdawał się być tworem transmutacji – jak on, na Morganę, przemienił swoje ciało w gęste powietrze?! – ale i wyczuwała w nim ciężką nutę przedzierającej się przez skórę magii. Wciąż nie rozumiała, ale zaczynało dochodzić do niej, że musiała natychmiast przestać z nim pogrywać. Zbyt wiele miała do stracenia. Jego groźba nagle nabrała głębszego znaczenia.
Zimny wiatr zawiał, gasząc resztki ciemnego tworu. Nie chciała doznać odmrożeń, schowała się więc prędko w lecznicy Cassandry.

| zt


we're all killers
we've all killed parts of ourselves

to survive

Yana Dolohov
Yana Dolohov
Zawód : badaczka, numerolog
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
ty mi ciągle
z dna pamięci
wypływasz jak

t o p i e l e c

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7237-yana-dolohov#194477 https://www.morsmordre.net/t7240-hieronim https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f274-smiertelny-nokturn-2 https://www.morsmordre.net/t7794-skrytka-bankowa-nr-1773#217747 https://www.morsmordre.net/t7714-yana-dolohov
Re: Uliczki przy kamienicach mieszkalnych [odnośnik]31.10.19 8:37
29.12

Obudziło go bębnienie deszczu o szybę. Białego, dziwnego, innego, dobrego. Ten deszcz nie miał nic wspólnego z czarną magią, która otulała Londyn przez ostatnie kilka miesięcy.
Zaalarmowany Dan narzucił na siebie płaszcz i natychmiast wybiegł z domu, zdezorientowany. Dopiero stojąc na ulicy, wciągnął w płuca mroźne powietrze i nieco ochłonął. Zrozumiał, że to nie sen ani anomalia, że jest świadkiem czegoś innego. Niezrozumiałego i alarmującego. Jasne krople spadały na skórę, włosy i dłonie. Niosły ze sobą dobrą energię, obietnicę, spokój... w głębi serca, Danowi było nawet przyjemnie, ale rozsądek podpowiadał mu, że biała magia to dla niego nic dobrego. Przyzwyczaił się do anomalii, do burzy i zamieci, do chaosu i nowych zleceń. Czy ten dziwny deszcz zwiastował ich koniec? Pokonanie czarnej magii przez białą? Nie wiedział i złościł się na własną ignorancję, ale podskórnie przeczuwał koniec pewnej epoki - nękanych przez magię mugoli, zdezorientowanego Ministerstwa, nieudolnych aurorów.
Jeśli ten deszcz to nie kolejna anomalia, jeśli wszystko wróci do normy, to takim jak on będzie... trudniej. Skończy się okradanie mugoli, skończy się eskortowanie tchórzy po Londynie, skończy się bezkarność ostatnich kilku miesięcy. Radził już sobie w normalnej rzeczywistości, ale dzięki czarnomagicznej zamieci powodziło mu się po prostu lepiej.
Westchnął, zdezorientowany i zdenerwowany. Odruchowo zacisnął dłoń w pięść i wtedy poczuł, jak zimna kropla deszczu twardnieje w jego ręce. Otworzył dłoń i ujrzał na niej biały kryształ. Magiczny kryształ.
Nie rozumiał jego właściwości, ale rozumiał, że deszcz nie powinien zmieniać się w jakieś pieprzone diamenty. Pomimo tego, zareagował instynktownie - tak jak zawsze, gdy coś cennego lub chyba-cennego znajdowało się w zasięgu jego rąk. Pośpiesznie wsunął znalezisko (znalezione, nie kradzione! A w dodatku uformowane przez niego i...chyba dla niego?) do kieszeni. Rozejrzał się odruchowo, ale ludzie jeszcze spali. Wrócił więc do swojego mieszkania, choć wiedział, że tego poranka nie zmruży już oka. Zamiast tego, zastanawiał się, co przyniesie ze sobą biały deszcz... i jaki powinien być plan "B" na kolejne zlecenia.

/zt


Self-made man


Daniel Wroński
Daniel Wroński
Zawód : nikt
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7861-daniel-wronski#222853 https://www.morsmordre.net/t7892-listy-wronskiego https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f239-smiertelny-nokturn-7-13 https://www.morsmordre.net/t7887-skrytka-bankowa-nr-1886 https://www.morsmordre.net/t7889-daniel-wronski#223176
Re: Uliczki przy kamienicach mieszkalnych [odnośnik]04.11.19 1:27
3. stycznia 1957 r.
Alexander obserwował, jak jego twarz się zmienia, zatracając chłopięcą łagodność i zyskując ostro ciosany, męski rys. Nos nabrał zgrubień po niejednokrotnych echach złamań, podbródek poszerzył się, pokrywszy się przy tym kilkudniowym zarostem, włosy na głowie wyprostowały się, wydłużyły i opadły na czoło, ciemniejąc. Blada skóra chłopaka przybrała mniej biały odcień bladości, a całe ciało szarpnęło się nagle, tracąc na wzroście i przybierając na masie. Alexander starał się oddychać spokojnie, spowalniając szaleńczy bieg swojego serca, które usiłowało nadążyć za gwałtownymi zmianami w organizmie. Nie minęła jednak minuta, a uczucie naprzemiennego zgniatania i rozciągania zniknęło - tak samo jak patykowaty uzdrowiciel. Na jego miejscu stał natomiast jednym słowem kawał chłopa. Alexander westchnął, po czym odchrząknął i wyprostował się, oceniając to jak prezentuje się w ubraniach starszego kuzyna Bertiego, które zyskali od pani Bott. Zaraz jednak Farley doszedł do wniosku, że wygląda zupełnie nie tak: zgarbił się więc lekko i łypnął na samego siebie prowokującym spojrzeniem. O tak, to wyglądało już o wiele, wiele lepiej. Zamarudził jeszcze chwilę przed lustrem sprawdzając różne miny i pozy, przy pomocy aktorskich umiejętności odwzorowując chód i mimikę Botta najdokładniej, jak umiał. W końcu doszedł do wniosku, że lepiej już i tak nie będzie: po prostu odwlekał w czasie chwilę, w której miał się teleportować w okolice wejścia na Aleję Śmiertelnego Nokturnu. Pierwszy raz w życiu.
Na płonący stos Wendeliny, jak to nie wyjdzie to zrobię Bertiemu jesień średniowiecza, pomyślał, a grymas jaki w ten sposób przywołał na swoją-nieswoją twarz wydał mu się bardzo w stylu Matta. Był gotowy.
Zarzucił na grzbiet starą kurtkę należącą do Botta i z towarzyszącym teleportacji trzaskiem zniknął z Kurnika.
Przez całą drogę przez Pokątną czuł się - paradoksalnie - całkiem pewnie. Coś było w tym ciele, jego chodzie i ogólnej aparycji, że Selwyn miał wrażenie, że jest wręcz niepowstrzymany. Z dłońmi wbitymi w kieszenie, z palcami prawej ręki zaciśniętymi na hikorowym drewnie różdżki Alexander bez zawahania skręcił w przejście, które prowadziło na Nokturn, po raz pierwszy stawiając stopę w najbardziej niebezpiecznej części Londynu. Nie marudził po drodze, nie chciał testować swojego szczęścia, w które zresztą bardzo powątpiewał. Udał się prosto pod wskazany mu przez Bertiego adres: Śmiertelny Nokturn, trzydzieści sześć, mieszkanie numer pięć. Nawet kiedy wszedł już na klatkę schodową nie ryzykował przemianą w samego siebie, decydując się po prostu wtargnąć do mieszkania. Otworzył drzwi bez problemu, oddychając z ulgą dopiero wtedy, gdy je za sobą zamknął.
Miał jednak wrażenie, że dotarcie do obłożnie chorego Botta wcale nie stanowiło najtrudniejszej części tego dnia: musiał bowiem jeszcze dać radę swojemu pacjentowi, w którego współpracę szczerze powątpiewał.

| Link do rzutu na przemianę metamorfomagiczną uprawniającą do bezpiecznego wstępu na Nokturn
zt tutaj


Alexander Farley
Alexander Farley
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 23
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

Alex, you gotta fend for yourself

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Uliczki przy kamienicach mieszkalnych - Page 19 9545390201fd274c78230f47f1eea823
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t927-alexander-farley https://www.morsmordre.net/t999-fumea https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t3768-skrytka-bankowa-nr-277 https://www.morsmordre.net/t979-a-selwyn#5392

Strona 19 z 20 Previous  1 ... 11 ... 18, 19, 20  Next

Uliczki przy kamienicach mieszkalnych
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach