Wydarzenia


Ekipa forum
Pokój Allison
AutorWiadomość
Pokój Allison [odnośnik]09.12.15 22:28

Początkowo znajdował się tutaj prosty pokój gościnny. Po przeprowadzce Allison zaadaptowany został na jej prywatną przestrzeń, aby czasem mogła odetchnąć od nadopiekuńczego, przewrażliwionego bliźniaka.


okay, i hated you but even when you left, there was never a day that i’ve forgotten about you and even though i actually miss you, i’m gonna erase you now cause that’ll hurt way less
than blaming you


Soren Avery
Soren Avery
Zawód : pałkarz Os z Wimbourne
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
jest szósta mojego serca
a po kątach trudno pozbierać wczorajszy dzień
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
sny są dla ludzi bez wyobraźni
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t796-sren-avery https://www.morsmordre.net/t859-stella https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f121-whitcomb-st-43-7 https://www.morsmordre.net/t1180-sren-avery
Re: Pokój Allison [odnośnik]26.12.15 22:08
| z dziedzińca.

Nie pamiętam za dużo, jednak wydaję się bardziej przytomna i świadoma niż kiedykolwiek wcześniej. Nie ważne, że docierają do mnie tylko przebłyski całej drogi do Kotła, wejścia do kominka i pojawienia się w mieszkaniu Sorena, w którym obecnie spędzam noce, w końcu odsuwając się od rodziny. Cała droga po schodach na piętro, ułożenie cię do łóżka, rozpalenie w kominku, podanie ci odpowiednich eliksirów pozostają za mgłą zdesperowania, maniakalnego dążenia do celu. Tym razem nie mogę cię zawieść – zbyt wiele razy to zrobiłam, by pozwolić sobie na kolejną porażkę. Wiem, jak dawkować te eliksiry, w końcu zażywam je regularnie, tak by ci pomóc, a nie zaszkodzić, tak więc przełykasz biernie wszystko, co przystawiam do twoich ust, wciąż półprzytomny. Lepiej odpocznij, sen pomoże, zaklęcia rozgrzeją, a specyfiki wkrótce zaczną działać. Muszą.
Dopiero gdy w końcu odpuszczasz, a może nie potrafisz dłużej walczyć z wycieńczeniem pogłębianym przez trawiące cię drgawki, dostrzegam, jak sama jestem roztrzęsiona, jakby to mnie trawiła choroba. Cud, że nie rozlałam wszystkich eliksirów! Dobrze, że śpisz, toczysz swoją walkę, a ja swoją – z guzikiem znoszonego płaszcza i obawami o twoje zdrowie. Śpisz, a ja w końcu mogę skoncentrować się na tobie, bez obawy, że ta jedna sekunda spojrzenia okaże się o jedną za dużo. Nie przysuwam krzesła, nie zapełniam godzin oczekiwania lekturą ani muzyką - wydaje mi się, że wystarczy mi sam twój oddech, lekko chrapliwy. Szukam jeszcze czegoś co może wspomóc twoją walkę, zdawało mi się, że miałam coś nadającego się do tego idealnie; chyba podświadomie wybrałam ten bursztyn z pośród innych bibelotów zanim jarmarkowa przekupka obdarzyła mnie uśmiechem pożółkłych zębów i wyjaśniła, że według legendy ma on odzwierciedlać ciepło uczuć, zaklętej miłości i dzięki temu chronić przed zimnem. Wciąż cię kocham, choć chciałbyś by nie była to prawda, więc nie pozostaje nic innego jak przewiesić rzemień z bursztynem przez twoją szyję, by sprawdzić, czy podania są prawdą.
Przyklękam więc obok materaca, by z bliska obserwować jak oddychasz – spokojnie; jak nabierasz normalniejszych kolorów, choć jeszcze długo pozostaniesz osłabiony; jakie zmiany zaszły od czasu naszego ostatniego, normalnego spotkania – bez rozgoryczenia i niechęci. Każda dodatkowa bruzda i każdy dodatkowy cień zdają się do mnie mówić o twojej przeszłości, z której sama się usunęłam. O każdej porażce, nieprzespanej nocy, pominiętej porcji eliksiru, ale i każdym uśmiechu wraz ze szczerą radością. Pozwalam sobie czytać, choć jeszcze niecałą godzinę temu przebywanie tak blisko ciebie, wydawało się niedoścignioną fantazją. To nieprawdopodobne – jesteś tak blisko, na wyciągnięcie ręki. Wyglądasz tak spokojnie i znajomo, jakby nic się nie zmieniło. Gdybym chciała mogłabym uznać, że praktycznie pasujesz do kremowych atłasów mojego łóżka, jak gdyby nigdy nic. Jednak im dłużej ci się przyglądam, nie mogę ignorować brutalnej prawdy – przecież widzę wszystkie oznaki życia na nokturnie, które pokryły twoją twarz. Wydajesz się znajomy, lecz tak bardzo odległy; coś się zmieniło. To coś sprawia, że zdajesz się dla mnie niedostępny. Bezpowrotnie. Dlatego zamieram z ręką wyciągniętą do gestu kiedyś tak naturalnego jak zwykły wdech, który teraz przychodzi z trudnością – już nie potrafię się przełamać, by odgarnąć kosmyki z twojego czoła. To ani czułe ani romantyczne. To byłoby niewłaściwie. Dlatego wycofuję się, stopniowo wracając ze świata iluzji; wiesz, że nie zasługuję na asekurację przed bolesnym upadkiem…
Wystarczy, że jestem tuż obok, z pod pół przymkniętych powiek obserwuję reakcje twojego organizmu, gdyby eliksiry nie pomogły. Muszę uwierzyć, że to wystarczy, choć uwiera i drażni niczym dym papierosowy byłego palacza. Bez obaw, kiedyś dostosuję się do tej nowej rzeczywistości, obiecuję. A póki co pozwól mi trwać przy sobie niczym osobie zaklętej spojrzeniem meduzy. Wiem, że za niedługo – kilka godzin to w naszym przypadku tylko ulotna chwila – obudzisz się, a wtedy będę musiała zmierzyć się z twoim zniechęceniem i sprzeciwem pozostania w moim łóżku. Wszystko wróci do normalności.

[bylobrzydkobedzieladnie]


I sit alone in this winter clarity which clouds my mind
alone in the wind and the rain you left me
it's getting dark darling, too dark to see



Ostatnio zmieniony przez Allison Avery dnia 03.01.16 22:13, w całości zmieniany 1 raz
Allison Avery
Allison Avery
Zawód : Alchemik u Borgina&Burkesa, badacz
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
imagine that the world is made out of love. now imagine that it isn’t.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Pokój Allison ZytGOv9s
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t653-allison-avery https://www.morsmordre.net/t814-poczta-allison https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f98-shropshire-ludlow-dwor-averych https://www.morsmordre.net/t1885-allison-avery#25620
Re: Pokój Allison [odnośnik]28.12.15 2:07
To były dziwne sny. Mroczne. O ciemności, zamarzaniu i cierpieniu. Czasami zdawało się, że odzyskiwał przytomność, ale zazwyczaj w takich chwilach próbował się wyrywać, bełkocząc coś niezrozumiale. Prócz tych długich chwil, kiedy kompletnie się nie poruszał, a oddech miał tak płytki, że zdawać by się mogło, że nie unosi jego piersi ani odrobinę, był niespokojny, trawiony koszmarami, z których nie mógł się obudzić. Dopiero po długim czasie, kiedy już leżał na posłaniu, a eliksiry zaczęły działać, wszystko się unormowało, a Sylvain zapadł się w przyjemną, niezmierzoną ciemność - ta była o wiele lepsza od wcześniejszych mar sennych. 
Był po tym wszystkim tak słaby, że rzeczywiście zaczął się przebudzać po dobrych kilku godzinach. Nagle głośno zaczerpnął powietrza, jakby wynurzył się z wody po długim nurkowaniu. Jego powieki zadrżały lekko, uniosły się tylko odrobinę. Nieprzytomnie przetoczył spojrzeniem wokół, wciąż widział niewyraźnie, jakby przez mgłę... i chyba bardziej czuł niż widział, że znajduje się w obcym miejscu, obcym pokoju. To na pewno nie była jego melina czy rudera Rogogona... ba, to nawet nie był Mung. Gdzie więc się znajdował? Co się stało? Nie wiedział, a wydobycie jakichkolwiek konstruktywnych, ostatnich wspomnień, sprawiało mu niemal fizyczny ból. Głowa mu pękała i bez tego. I pić, chciało mu się cholernie pić. Znów zachlał? Ale w takim razie czemu nie leżał teraz u siebie, tylko... gdzieś?
Spróbował się podnieść, ale nie oderwał nawet pleców od materaca - wszystkie kończyny miał jak z ołowiu, siłował się z własnymi rękami, żeby mieć nad nimi choćby i minimalną władzę. Czyżby to był jakiś kolejny koszmar? Musiał się szybko pozbierać do kupy, wracać do domu. 
- Gdzie jestem? - szepnął w przestrzeń ledwie dosłyszalnie.
Nie pamiętał kiedy ostatnio czuł się tak wycieńczony, ale szczęśliwie nie tak łatwo dało się go pozbyć z tego świata. W końcu nawet podniósł jedną z rąk i przesunął dłonią po swojej twarzy, przetarł palcami powieki. Odetchnął. Powoli obraz zaczął mu się wyostrzać... co tylko utwierdziło go w przekonaniu, że nie ma bladego pojęcia gdzie jest. Z każdą chwilą odrzucał kolejne możliwości, co tylko kumulowało mu mętlik w głowie. Gdyby tylko przewrócił się na bok... może zobaczyłby więcej? Na tym się skupił w tej chwili.
Sylvain Crouch
Sylvain Crouch
Zawód : aktor
Wiek : 24 lata
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler
Shadows are falling and I’ve been here all day
It’s too hot to sleep, time is running away
Feel like my soul has turned into steel
I’ve still got the scars that the sun didn’t heal
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak
We should be able to kill ourselves in our heads and then be reborn
Nieaktywni
Nieaktywni
http://morsmordre.forumpolish.com/t1108-sylvain-crouch http://morsmordre.forumpolish.com/t1240-niesowia-poczta-sylvka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/t1383-mieszkanie http://morsmordre.forumpolish.com/t1360-sylvain-crouch
Re: Pokój Allison [odnośnik]03.01.16 3:59
Byłeś obok, gdy tego najbardziej potrzebowałam – pokazałeś mi całą gamę uczuć tak różnych od lęku i zniechęcenia codziennością. Wywróciłeś zimny świat do góry nogami, by uporządkować go na nowo, tym razem właściwie, z miejscem na radość i szczere uczucia. Dawałeś mi wsparcie i więcej niż kiedykolwiek mogłabym ci ofiarować, nie oczekując przy tym żadnych przyrzeczeń. Dawniej obecność obok ciebie zdawała się całkiem naturalna; miałeś być tuż obok przez całą wieczność, która zgodnie z szeptanymi obietnicami i mimo wszystkich obaw, rzeczywiście taka będzie.
Nie była.
Nie będę roztrząsać, kto bardziej jest temu winien – dybiący nade mną brat, czy może ja sama zbytnio motająca się w sidłach strachu. To przecież nieistotne, skoro w ostatecznym rozrachunku tylko my zapłaciliśmy najwyższą cenę złożoną z marzeń i obietnic za moje wybory. Nie pozostaje mi nic innego jak chwytać te chwile, dane nam bezprawnie, najlepiej jak tylko potrafię, by żyć nimi kolejne dni, a może i miesiące. Trwam przy boku łóżka niczym pies broniący dostępu, czuwający; nie jestem jednak pewna, czy bardziej się obawiam osób z zewnątrz czy może twojego gwałtownego zniknięcia, gdy eliksiry postawią cię na nogi. To przecież nieuchronne. Póki co odsuwam wszystkie błędy na bok, oczyszczając te krótkie chwile ze wszystkich ciążących wyrzutów sumienia. To nie jest miejsce ani czas, by po raz kolejny konfrontować się z nimi – noce są wystarczająco długie na zadręczania.
Radość posiadania ciebie obok, choć na krótką chwilę, została przezwyciężona przez opadające powieki. Nie pytaj mnie, kiedy to się stało, czy to była godzina, dwie, a może tylko odpłynęłam na kilka sekund. Wiesz, że Freud twierdził, że sen jest psychozą? W tym całym pomieszaniu zmysłów, jednak ma działanie oczyszczające. Widać to po mnie doskonale, gdy budzę się wraz z zaczerpnięciem przez ciebie głębszego oddechu, całkowicie nieświadoma niezwykłości tego faktu, jakby budzenie się przy twoim boku, było czymś zwyczajnym.
- Jak się czujesz? – pytam zaspanym głosem, bez obaw łapiąc twoje spojrzenie, gdy obracasz się na bok. Jeszcze nie zdaję sobie sprawy, że sekundy słodkiej nieświadomości uciekają tak szybko niczym widma sennych marzeń. Kiedyś musi uderzyć we mnie rzeczywistość i nie będzie przy tym łagodna.  Robi to przecież każdego poranka, gdy budzę się z nadzieją na odnalezienie ciebie tuż obok; gdy zbyt często przeczesuję dłonią puste miejsce lub obracam się, by wtulić się w twoją szyję, jak podczas jednego z tych najbardziej osobliwych snów; lecz zamiast ciebie nie czeka tam nic oprócz pustego miejsca z zimną, pachnącą czystością poduszką. Powinnam przywyknąć, jednak zaczęłam nienawidzić każdego wschodu słońca, gdy musiałam na nowo radzić sobie z myślami, odnaleźć siebie w chaosie rzeczywistości i znaleźć sens w podniesieniu się z łóżka. Tym razem to coś innego – jesteś tutaj. Tuż obok. Na wyciągnięcie dłoni. Być może i złączyłabym nasze palce w lekkim uścisku, gdyby nienadchodzące otrzeźwienie, pozwalające na rejestrację większej ilości szczegółów. Widząc twoją wciąż nienaturalną bladość i zmęczenie, trzeźwieję w ułamku sekundy. - Jak się czujesz? – tym razem to pytanie zadaję całkowicie świadomie, z niepokojem o twój stan zdrowia połączony z niemożliwą do zniesienia niepewnością o twoją reakcję na kilka niepasujących do twojej rzeczywistości elementów. Jednak nie żałuję, tak to właśnie powinno wyglądać – żaden skrzat domowy nie powinien zastępować mojego miejsca przy tobie. Pomimo całego zmieszania, odczuwam ulgę, że kolejne zawirowania przeznaczenia połączyły ponownie nasze drogi, gdy tego potrzebowałeś. Ciężko wytrzymać to napięcie, więc siadam na brzegu materaca; jednak spojrzeniem uciekam gdzieś w bok, byle tylko widzieć wyrazu twojej twarzy. - Potrzebujesz czegoś - wody? Jesteś głodny? Mogę zawołać skrzata. Wystarczająco ci ciepło? – miotam się we własnym napięciu, zadając ci te wszystkie pytania, katując twój słuch własnym głosem, którego przecież nie życzysz sobie słuchać. W końcu milknę zdając sobie z tego sprawę. Wydawałoby się, że jeśli nie przerwiesz tej ciszy, uduszę się tym wszystkim lub rozpadnę wewnętrznie podobnie jak tego dnia, gdy dotarło do mnie, że jedynym wyjściem jest odejście i wieczna samotność. Mówi się, że czarodzieje różnią się pod każdym aspektem od mugoli, szczególnie ci szlachetni tak jak my… Jednak pod względem obaw jesteśmy identyczni – wszyscy nie możemy znieść samotności. - Zostań, proszę… – ot to, w końcu pada to ledwo dosłyszalne błaganie pełne trawiącej mnie melancholii, połączone z ukradkowym spojrzeniem. Chowam się za kurtyną włosów, by swobodnie zamykać na chwilę oczy; może tym z naiwnym pragnieniem chcę przywołać nierealne - byś zamknął mnie w uścisku swych ramion tak jak dawniej, byś wybaczył... Chociaż nie da się wybaczyć tego, co ci uczyniłam. Tutaj pomóc może tylko czas i zapomnienie, jednak jak tego dokonać, gdy raz po raz rany otwierają się na nowo? Bez obaw, wiem, że żadna z tych dwóch rzeczy się nie wydarzy, dlatego wystarczy, że po prostu zostaniesz i pozwolisz mi zadbać o siebie.


I sit alone in this winter clarity which clouds my mind
alone in the wind and the rain you left me
it's getting dark darling, too dark to see

Allison Avery
Allison Avery
Zawód : Alchemik u Borgina&Burkesa, badacz
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
imagine that the world is made out of love. now imagine that it isn’t.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Pokój Allison ZytGOv9s
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t653-allison-avery https://www.morsmordre.net/t814-poczta-allison https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f98-shropshire-ludlow-dwor-averych https://www.morsmordre.net/t1885-allison-avery#25620
Re: Pokój Allison [odnośnik]03.01.16 19:45
Ta pobudka... (a może wciąż sen?) była naprawdę dziwna i nierealna. Bliżej jej było do nocnej mary niż rzeczywistości. 
Życie Sylvaina od dłuższego czasu było monotonne - każdy dzień podobny do reszty. Co dzień budził się w ciasnym, niezbyt wygodnym łóżku w podłej kawalerce na Nokturnie. Karmił kota i wychodził na śmierdzące szczynami uliczki, by przedostać się do rozpadającego się budynku teatru. Wbrew pozorom dobrze się tam czuł, bo otoczenie w jakim się znajdował, odzwierciedlało to, jak się czuł. No i przywykł. Po tylu latach zdążył zaakceptować Nokturn jako swój nowy dom. 
Tu zaś czuł się obco i nie na miejscu. Wrzucony do jasnego, przestronnego pokoju... wrzucony do zapomnianej, ukrytej w najgłębszych zakamarkach umysłu swojej własnej przeszłości. To już nie jego świat, nie chciał tu być i musiał się stąd wydostać jak najprędzej. Tym bardziej, kiedy zobaczył osobę znajdującą się tuż obok. W pierwszej chwili jej nie poznał, zastygł w bezruchu przyglądając się jej rysom twarzy tak dobrze mu znanym, a jednak... Coś się nie zgadzało, prawda? Wszystko przez te jej szpakowate włosy. Co z nimi zrobiła? 
Zmarszczył lekko brwi i odsunął się od niej kawałek. Wciąż był słaby, ale nagle jakby wstąpiły w niego nowe siły. Nie powinno jej tu być, była naprawdę ostatnią osobą, którą chciałby w tej chwili zobaczyć. Już wolałby Amodeusa, albo zawszonego Alexandra, kogokolwiek innego.
- Nic mi nie jest - mruknął wciąż zawieszając spojrzenie na ciemnych kosmykach jej włosów tak bardzo do niej niepasujących. - Co tu robisz? - wychrypiał, ponawiając próbę podniesienia się. Tym razem poszło mu lepiej, choć z niemałym wysiłkiem. Zaciskając wargi w wąską kreskę, próbował to ukryć. 
Że też od jej powrotu musiała go znajdować właśnie takiego: zmizerniałego, zmęczonego i kompletnie bezsilnego. Czemu właśnie ona, dla której kiedyś chciał być podporą i tarczą? Czuł się przez to jeszcze bardziej żałosny, niż był w rzeczywistości. Jeszcze bardziej słaby. Powinien się stąd zwinąć jak najszybciej i mieć cały ten cyrk z głowy... a jednak siedział dłuższą chwilę słuchając jej potoku słów i przyglądając się beznamiętnym, pustym wzrokiem. 
W sumie... to by było całkiem przyjemne - być przy niej słabym, dać jej się sobą zaopiekować. Choć przez chwilę udawać, że jest jak dawniej, słuchać jej głosu, serdecznie śmiać się z jej żartów... był niemal pewny, że wciąż byłby do tego zdolny. Delikatnie i czule ująć jej dłoń, przyciągnąć do siebie i przytulić. Znów poczuć jej oddech na swojej skórze... W swoich najskrytszych marzeniach właśnie tego chciał.
Ale potem za każdym razem rzeczywistość sprowadzała go z powrotem na ziemię. O pewnych rzeczach nie należało marzyć. 
Jego twarz nie zmieniła się ani odrobinę, a spojrzenie nie straciło na chłodzie. 
- Niczego od ciebie nie chcę - odpowiedział po chwili spokojnie, bez większych emocji. Wiedział jak to zabrzmiało, domyślał się jak przez to Allison się poczuje i był przez to na siebie zły... choć zły był także i na nią - że dopuściła do jego głowy dawne pragnienia. Nie powinna była tego robić. Na to było już za późno. 
Prosiła, żeby został, naprawdę? Sylvain w milczeniu jej się przyglądał, a po głowie krążyło mu tylko jedno pytanie: dlaczego? W Allison nagle obudziły się wyrzuty sumienia, że go zostawiła? Nie chciał jej litości, nie potrzebował jej.
Opierając się ciężko na jednej ręce, dłonią drugiej potarł wciąż pulsującą bólem skroń.
- Mam ci mówić co się stanie, jeśli ktoś cię znajdzie ze mną w jednym pomieszczeniu? - zapytał, choć nie oczekiwał odpowiedzi - oboje wiedzieli co by się stało. - Z jakiej okazji chcesz tak ryzykować, hm? - mruknął przekrzywiając lekko głowę i uśmiechając się złośliwie. - A może wykombinowałaś sobie, że to będzie dobry pretekst do zerwania zaręczyn...? O to ci chodzi? - uniósł brew. Był cyniczny i ją prowokował, a jakże. Może w ten sposób dowie się co jej chodzi po głowie, bo do tej pory kompletnie nie mógł pojąć jej toku rozumowania.  
- Dlaczego? - zapytał tylko na pozór niewinnie - Fajny ten Selwyn, nie wyglądałaś na niezadowoloną, kiedy cię całował przy wszystkich - dodał nim zdążył się ugryźć w język. Cóż, mówi się trudno. Może dzięki temu Allison zmieni zdanie co do jego dłuższego pobytu tutaj i sama go wyprosi. Raz na zawsze. Tak byłoby zapewne najlepiej.
Sylvain Crouch
Sylvain Crouch
Zawód : aktor
Wiek : 24 lata
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler
Shadows are falling and I’ve been here all day
It’s too hot to sleep, time is running away
Feel like my soul has turned into steel
I’ve still got the scars that the sun didn’t heal
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak
We should be able to kill ourselves in our heads and then be reborn
Nieaktywni
Nieaktywni
http://morsmordre.forumpolish.com/t1108-sylvain-crouch http://morsmordre.forumpolish.com/t1240-niesowia-poczta-sylvka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/t1383-mieszkanie http://morsmordre.forumpolish.com/t1360-sylvain-crouch
Re: Pokój Allison [odnośnik]05.01.16 18:43
Nie jesteś świadom, jak bardzo odczuwałam brak twojej obecności przez te wszystkie lata; myślałam o tobie tylekroć gdy udawałam się spacer, słuchałam skomplikowanych wykładów podczas szkolenia, spędzałam czas z nowymi znajomymi, tylko czasami obdarzając ich prawdziwymi emocjami. Towarzyszyłeś mi w myślach, gdy zajmowałam się tak prozaicznymi czynnościami jak wybór sukienki czy przygotowywanie posiłków. Głęboko zakorzeniłeś się w mojej głowie i jakkolwiek bym nie próbowała, nie mogłam wyplenić śladów po tobie; im mocniej się szarpałam, tym częściej przyłapywałam się na przypadkowych myślach krążących wokół twojej osoby, na drżeniu niecierpliwości w oczekiwaniu na sny, wiedząc że przyniosą złudne ukojenie. Udajmy więc, że to jedna z sennych mar, która zniknie, nie pozostawiając żadnych konsekwencji naszych działań. Jednak nie jesteś tutaj, by przytrzymywać mnie w niebycie, oddając się wszelkim egoistycznym pobudkom.
Ciężko nie dostrzec, jak pozostałości sennego letargu zastępują emocje przeznaczone tylko dla mnie. Nawet teraz, po tylu latach rozłąki, nie możesz zaprzeczyć, że wciąż zamieszkuję wyjątkowe miejsce w twoim sercu – nawet jeśli jest ono przeciwległe do tego zajmowanego dawniej, a zamiast uśmiechu otrzymuję grymas zniesmaczenia i lekki ruch, by odsunąć się ode mnie jak najdalej. Dzięki temu wiem, że z tobą wszystko w porządku. Znów stajesz się tym samym Sylvainem, który dał mi się poznać w ciasnym zaułku Pokątnej. Będzie dobrze, musisz po prostu odpoczywać, by nabrać sił.
Milczę, nie potrafię udzielić ci żadnego wyjaśnienia na to zdawałoby się, że proste pytanie. Ciężko opowiedzieć, jak cię znalazłam, w miejscu, do którego nie powinnam mieć dostępu; ciężko wyjaśnić dlaczego wpadłam akurat na ciebie, a jeszcze ciężej wytłumaczyć moje decyzje, dzięki którym znalazłeś się tutaj a nie w Mungu. Choć odpowiedzi na to wszystko zdają się banalnie proste, nie będę cię uświadamiać, w końcu wymagałoby to roztrząsania osobistych pobudek i targających mną emocji, a tego na pewno nie chcesz słuchać. Przyglądam ci się wyraźnie strapiona, nie wiesz nawet, jakie niezwykłe szczęście miałeś trafiając właśnie na mnie - gdybyś pozostał tam choć chwilę dłużej, najprawdopodobniej nikt nie byłby w stanie cię odratować. Trwamy w ciszy z zawieszonym pytaniem między nami. Nawet pomimo bólu głowy i ciążącego otępienia jesteś w stanie odnaleźć odpowiedzi na swoje pytanie. Trwa to ułamki sekund, może liczone już w całych sekundach, kto wie, czy nie wystarczyłoby jeszcze kilka głębszych oddechów, by były to minuty – czas jest tu pojęciem względnym, a jego jednostki przeliczam na momenty, w których mogę ci się przyglądać, prawie że bezkarnie; po raz kolejny lustruję twoją twarz wzrokiem, starając się przywyknąć do każdej zmiany jaka w tobie zaszła. Chociaż wszystkie różnice dzisiejszego ciebie, a tego z wyobrażeń fizycznie ranią, najprawdopodobniej będę przywoływać ten obraz tuż przez zaśnięciem każdego dnia, aż do naszego następnego, oczywiście przypadkowego spotkania. - Powinnam zawiadomić… kogoś? – pytam cicho, dopiero po chwili zdając sobie sprawię, że nie wiem, z kim jesteś najbliżej: kto zajął miejsce twojej rodziny i dawnych przyjaciół, a może ktoś pozostał z twojego dawnego życia? Z jednej strony nie chce słyszeć imienia kobiety, którą wypełniłeś pustą przestrzeń po moim odejściu, lecz jednocześnie chciałabym mieć pewność, że nie jesteś sam; każdy zasługuje na kogoś blisko siebie, by się troszczył i zamartwiał, gdy na zbyt długo znikniesz bez słowa. Proszę, powiedz mi, że ktoś zastąpił ci rodzinę, powiedz, że masz kogoś, do kogo możesz zwrócić się w potrzebie, bez zakłopotania opowiedzieć o swoich pragnieniach, obawach i żalach. Zasługujesz na kogoś blisko siebie, by w nocy objąć ją ramionami lub chociaż wysłuchiwać tych wszystkich narzekań i napomnień o przyjęcie kolejnej porcji eliksirów.
Wstyd mi, wiesz? Za samą siebie; za te wszystkie widoczne emocje; za lata milczenia – sądzisz, że byłoby lepiej gdybym odsuwała się od ciebie stopniowo, z każdym dniem zanikając, aż w końcu wyparowałabym całkowicie z twojego życia? Efekt ten sam, jednak sam sposób wykonania byłby niewykonalny. Nie potrafiłabym odejść, tak jak teraz nie potrafię odciąć się od nawracających uczuć.  Na odległość łatwiej było zdusić tęsknotę; byłam pewna, że nie spotkam cię na ulicy. Tutaj wszystko się zmienia – chodzę w te miejsca, gdzie wiem, że mogę cię napotkać i cieszyć się twoim widokiem choćby z oddali. Z każdym dniem coraz to bardziej zezwalam na oplatanie ciasnymi więzami przeszłości. - Wiem, wiem… Musisz zostać w łóżku – proszę cię o jedno, po prostu zostań. To nie jeszcze czas byś odchodził. Wierz lub nie, lecz tym razem mówię to jako osoba mająca minimalne pojęcie w uzdrowicielstwie. Powinieneś zostać, odpocząć jeszcze kilka godzin, stres związany z pobudką zapewne nie pomaga ci w odzyskaniu sił. Najlepiej byłoby gdybyś zignorował moją obecność, bym mogła czuwać przy tobie, gdy znów zaśniesz. Nawet jeśli czujesz, że powinieneś zostać, a poduszka działa na ciebie kusząco, nawet bez wybitnych zdolności jasnowidzenia mogę przewidzieć, że nie zrobisz tego ze zwykłej przekory - postawisz na swoim, by moje prośby nie były ostatnim słowem. Jednym plusem pozostaje fakt, że nie masz wystarczająco dużo siły, by urzeczywistnić swoje zamiary. Przynajmniej nie w tej chwili. Dlatego, pomimo twoich słów zmieniam stojący budzik w szklankę, którą napełniam wodą.
- To mieszkanie Sorena – odpowiadam cicho, lecz z zatrważającym spokojem powstałym ze zrozumienia, że nie pozostały w tobie już żadne uczucia, które dawniej wstrząsnęły całym moim światem. Jedyną osobą, jaka może nas znaleźć, jest moja bliźniacza dusza. Uderzając w te punkty, całkowicie mijasz się z celem – nie dam ci się tak łatwo sprowokować, bo przecież o to ci chodzi prawda? Skoro sam nie jesteś w stanie opuścić tego pokoju, chcesz bym zrobiła to za ciebie. Szukasz wytłumaczenia moich zachowań w pobudkach nierealnych, nie dostrzegając, że jedyną motywacją jest troska powstająca z wciąż tlących się uczuć. Całkowicie bezinteresowna, nie liczę przecież, że zapomnisz, że zaczniesz traktować mnie jak osobę o czystej karcie, tylko za to, że zaaplikowałam ci odpowiednie, lecznicze specyfiki. - Odpocznij. Eliksiry mają jeszcze wiele do zrobienia – próbuję odciąć się za chłodną maską, by ułatwić ci w jak największym stopniu tę wielce nieprzyjemną kurację. Nie pozwolę ci odczytać targających mną emocji – bólu, który mi sprawiasz swoimi słowami i tęsknoty, która narasta z każdą chwilą po twoim przebudzeniu. Jesteś tak blisko, a zdajesz się coraz to bardziej oddalać za murem stworzonym z odrazy i obojętności.
- Sylvainie Crouch, czyżbyś był zazdrosny? – nie wiem jakim sposobem te słowa ulatują z pomiędzy moich ust, w dodatku przybierając żartobliwy ton. Sam jesteś sobie winien - brzmisz jak wtedy, gdy piorunowałeś spojrzeniem wszystkie moje znajome, szeptające wcale-nie-szeptem o tym rok starszym Traversie przyglądającym mi się stanowczo zbyt często. Umysł zawiesza się pod wpływem dopadających mnie mdłości i otępienia, gdy tylko słyszę o czym mówisz. Panika. Rozbiegane spojrzenie, które po kilku pełnych przerażenia sekundach wbijam w lekko roztrzęsione dłonie. Nie potrafię skupić się na poszukiwaniu możliwości wybrnięcia z tej patowej sytuacji; wszystkie myśli koncentrują się na jednym, przerażającym fakcie: jednak wiesz. Widziałeś tę scenkę godną mugolskich harlequinów. Merlinie!, dlaczego wtedy nie mogłeś skupić na kimś innym swojej uwagi… Przecież tyle tam się działo.


I sit alone in this winter clarity which clouds my mind
alone in the wind and the rain you left me
it's getting dark darling, too dark to see

Allison Avery
Allison Avery
Zawód : Alchemik u Borgina&Burkesa, badacz
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
imagine that the world is made out of love. now imagine that it isn’t.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Pokój Allison ZytGOv9s
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t653-allison-avery https://www.morsmordre.net/t814-poczta-allison https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f98-shropshire-ludlow-dwor-averych https://www.morsmordre.net/t1885-allison-avery#25620
Re: Pokój Allison [odnośnik]05.01.16 22:53
Miał wrażenie, że do Allison nic nie dociera, że go nie słyszy. Jedynie patrzy w sposób, który doprowadzał Sylvaina do szału. Nie mógł znieść jej wzroku, ani jej spokoju. Zachowywała się jak we śnie, jakby w ogóle nie pamiętała o swoim wyjeździe, o tym, ile rzeczy uległo zmianie. 
Starał się sprowadzić ją na ziemię, sprowokować... a ona tylko patrzyła i milczała.
Zamiast odpowiedzi usłyszał pytanie, co tylko jeszcze bardziej go zirytowało. O to jej chodziło? Żeby wybadać czy kogoś sobie znalazł przez te wszystkie lata? Czyż nie po to zadała to pytanie? Tym razem to on nie odpowiedział, mierząc ją lodowatym spojrzeniem. To nie jej sprawa czy spóźni się na kolację "do domu". Nie będzie jego pośrednikiem, pielęgniarką czy co tam sobie wymyśliła - zaraz i tak stąd pójdzie, czy będzie jej się to podobać czy nie. 
- Søren na pewno się ucieszy widząc nas tutaj razem. Wie w ogóle, że tu jestem? - zapytał sceptycznie. Przyjaźnili się, owszem, Søren mógł mu ufać, ale były granice, których nie chciał przekraczać, wystawiając to zaufanie na próbę. Na przykład w taki sposób.  
- PRZESTAŃ - wysyczał wściekle przez zaciśnięte zęby, kiedy stracił cierpliwość do tych jej gierek. Ile jeszcze mógł znosić? Co ona sobie w ogóle myślała?
- Wszystko się zmieniło, zrozum to wreszcie! Przestań się zachowywać, jakbyś wróciła z krótkiego wypadu do Hogsmeade! Przestań patrzeć na mnie, jakby mój stan był twoją winą, przestań się mną opiekować traktując to jak swoją pieprzoną pokutę! Nie chcę twojej pomocy, ani tym bardziej litości! - wyrzucił z siebie ze złością. 
Nie był z cholernego kamienia. Kochał ją, do kurwy nędzy. Też tęsknił, czekał aż wróci, aż się do niego odezwie, da jebany znak życia! Nie był święty, też popełnił w swoim życiu sporo błędów, których konsekwencje odczuwa po dziś dzień. Allison zaś przypomina mu przez cały czas o największym z nich. Dlatego nie mógł na nią patrzeć, nie mógł znieść jej spokoju i troski. Nic już nie będzie takie jak dawniej, nie cofną czasu, muszą żyć ze swoimi decyzjami, pogodzić się z własnym losem. Żyli teraz w dwóch różnych światach i tak powinno pozostać. 
Mimo piekielnych eliksirów, znów zaczął oddychać szybciej i płycej. Zdawał się to zupełnie ignorować.
- Dlaczego wyjechałaś? - zapytał w końcu. Wprawdzie przy ich pierwszym spotkaniu po latach nie chciał jej wyjaśnień... ale teraz już tego kompletnie nie rozumiał. Może go raczy oświecić? Coś mu się chyba od niej należało po czymś takim, nie?
Sylvain Crouch
Sylvain Crouch
Zawód : aktor
Wiek : 24 lata
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler
Shadows are falling and I’ve been here all day
It’s too hot to sleep, time is running away
Feel like my soul has turned into steel
I’ve still got the scars that the sun didn’t heal
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak
We should be able to kill ourselves in our heads and then be reborn
Nieaktywni
Nieaktywni
http://morsmordre.forumpolish.com/t1108-sylvain-crouch http://morsmordre.forumpolish.com/t1240-niesowia-poczta-sylvka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/t1383-mieszkanie http://morsmordre.forumpolish.com/t1360-sylvain-crouch
Re: Pokój Allison [odnośnik]07.01.16 4:11
Byłeś bezpieczną przystanią, z najgorszego miejsca potrafiłeś uczynić dom. Teraz wszystko się zmienia, ostrożnie dobieram słowa, ważąc je na języku, trwając w niepewności co jest właściwe, a co nie. Powinnam milczeć, czy się wytłumaczyć? A może po raz kolejny zniknąć? Kręcę tylko głową, widząc twoje niezadowolenie. Soren na pewno nie miałby nic przeciwko, nawet jeśli teraz stanąłby w progu pokoju. Wszystko ulega zmianom, jednak nie to - wobec swojego brata czuję pewność, wiem, że mogę na nim polegać niezależnie od sytuacji. Szczególnie tej, gdy i on jest świadomy ciężaru spoczywjącego na moim poranionym sercu, wszak bliźnięta dzielą jedną duszę pomimo osobnych ciał.
Gdy krzyczysz, nie potrafię powstrzymać wzdrygnięcia, wyczulona na podniesiony ton już od najmłodszych lat. W końcu jakieś emocje, coś odmiennego od chłodnej obojętności i traktowania niczym powietrze. Może to dlatego z trudem powstrzymuję uśmiech, to nie miejsce i nie czas na zadowolenie z tego powodu, przecież zrozumiałbyś to całkiem opacznie, Sylvainie. - Nie wszystko się zmieniło – także w moim głosie można wyczuć pierwsze brzmienie złości; do niczego dobrego to jednak nie prowadzi.  - Wciąż tak samo uparty! Nie widzisz, jak jest z tobą źle?! Mdlejesz na cholernym Nokturnie… Na Merlina, Sylvie… Przecież na to się umiera – gdyby nie złość pewnie już tutaj bym się załamała, gdzieś wewnątrz siebie znajduję na dość siły, by wstać, dając ponieść się nerwom i krążyć po pokoju. Może i we mnie czasami ukazują się geny dawnych Averych? Jednak oni się nie bali, ja drżę w przerażeniu o twój stan. Czemu doprowadzasz do tego? Co siedzi w twojej głowie, że nie pójdziesz do Munga, czy to obawa, że tam przywykli do rozpuszconych bogaczy, w końcu uparcie twierdzisz, że już nie psujesz do tego świata. Boisz się, że nie przyjmą cię tam dobrze? A może już odmówili? Sylvain, nie musisz nawet nic mówić, a sprowadzimy osobistych uzdrowicieli, by objęli cię najlepszą, fachową opieką. Wracam po chwili, tym razem siadając bliżej ciebie, czy ci się to podoba czy nie. Czy nie dostrzegasz, że nie wyobrażam sobie świata bez ciebie? Nie ważne gdzie jesteś, nie ważne, czy mam do niego dostęp, nie potrafiłabym żyć z myślą, że zniknąłeś. Gdzieś musisz wieść jakieś życie, nawet jeśli to parszywy Nokturn. - Może w głowie ci się to nie mieści, jednak coś rozumiem! Rozumiem, że zasłużyłam na to, wiem, że to nie był krótki wypad do Hogsmeade! - mówiąc to lekko nachylam się w twoim kierunku, krzyżując nasze spojrzenia. - Przecież też to odczułam… – złość ucieka wraz z szeptem opuszczającym moje usta. Już bez gniewu, szkoda czasu na takie emocje, chcę byś zrozumiał, poki co zdajesz się niedostrzegać, że i moje marzenia legły w gruzach. Gdybym nie weszła wtedy do jadalni, pewnie moim największym zmartwieniem byłoby, czy twoja rodzina polubi nową lady Crouch. Zamieszkalibyśmy w Londynie, byś miał bliżej do Ministerstwa, albo w malowniczym Surrey, jeśli tylko byś zechciał. Co dzień podziwialibyśmy mgliste poranki, a wolne popołudnia spędzali na konnych gonitwach po kwitnących łąkach i leśnych ostępach. Żadne rozterki nie zaprzątałyby nam głowy, chyba że te dotyczące wychowania dzieci. Z trudem przypominam sobie, że to nie miejsce i czas na snucie marzeń o straconym życiu, ani na błaganie o wybaczenie – o to mogłabym prosić po kilku miesięcznym wyjeździe, może nawet i rocznym, jednak na pewno nie teraz. - Dlaczego, do stu tysięcy beczek zjełczałego eliksiru nie pozwolisz sobie pomóc…? – to już szept i cicha prośba ukryta pod maską irytacji. Nie chcę z tobą walczyć, to tylko mnie pogrąży. Zostań z własnej woli.
Kolejnym pytaniem sprawiasz, że owładają mnie dreszcze. Obawiałam się go od dawna, co lepsze przez tyle lat nieobecności nie wymyśliłam odpowiedzi doskonałej, rozmijające się z niemożliwą prawdą, której sama nie potrafię znieść, a co dopiero ty. Milczę, stanowczo zbyt długo, wiedząc, że oczekujesz odpowiedzi, że nie zbędę cię ciszą. Nie udzielając ci żadnej odpowiedzi sprawię, że znikniesz tym razem na zawsze.
- To miała być tylko rehabilitacja z dala od stresującego domu – urywam na chwilę, żaden wyjazd dla zdrowia nie trwa tak długo. - Tylko na chwilę – kontynuuję pół szeptem, mając wrażenie, że tylko otwieram usta, a tak naprawdę głos należy do kogoś innego. - Nie zdążyłam się nawet z tobą pożegnać... Nie wiedziałam, że powinnam – w twoich oczach poszukuję choć odrobiny zrozumienia, musisz to pojąć, przecież przemawiam szczerze. Potrzebowałam uciec od tego wszystkiego, by zahamować postępującą chorobę, by brat zdążył zapomnieć. Kilka wakacyjnych miesięcy w tonącym w słońcu Egipcie. Nienawidziłam tego miejsca, było gorące, duszne, obce, na każdym kroku nie wiedziałam, czego mogę się spodziewać… A co ważniejsze – brakowało tam ciebie. Z tobą, jeśli zaszłaby taka potrzeba, mogłabym zamieszkać na mroźnej Arktyce, nawet szczera pustynia, gdzie jeszcze nie wykryto wody, nie byłaby straszna. Giza przez pierwsze kilka miesięcy stanowiła koszmar, podczas których napisałam dziesiątki listów, decydując się na wysłanie tylko kilku z nich. Listy głuche, bez żadnej odpowiedzi, jednak przecież to się zdarza na tak odległych trasach, czyż nie? A potem wiadomość, która zdruzgotała mi serce. Pamiętam każde jej słowo, czytałam ją wiele razy, sprawiając, że zdania bezpowrotnie wdarły się w moją pamięć; czytałam go w każdy sposób, szukając ukrytych znaczeń, do czasu aż ozdobna, pachnąca domem papeteria doszczętnie przesiąkła mieszaniną łez i wszechobecnego pyłu. List przedstawiający oczekiwania ojca doszczętnie zdruzgotał wszelkie nadzieje na przyszłość. Ciche, pośpieszne zniknięcie okazało się tym na stałe. - Powinniśmy się pożegnać - choć byłoby to bolesne, a rozstanie jeszcze trudniejsze - nie powinni nam tego odbierać… – błagam cię cicho o chwile, których nie mieliśmy, te cenniejsze niż wszystkie bogactwa ukryte w skarbcach Gringotta, jakbyś mógł je przywrócić za pomocą jakiejś nieznanej mi magii. Nie powinni nam odbierać ostatnich momentów razem, nieważne jak trudne by były. Może wtedy mój świat zamknąłby się w twoich ramionach, odcinających mnie od całego zła. Nigdy byś mnie już nie wypuścił, tworząc inną rzeczywistość z dala od tego wszystkiego. Może to był błąd? Może powinnam wrócić, by szepnął ci do ucha słowa o wspólnej ucieczce na drugi koniec świata? Jednak tam, z dala od znanego domu, pośród obcych okrzyków, mieszanin eliksirów, kryjąc jasne włosy pod chustami lub kapeluszami z szerokim rondem, nie potrafiłam wrócić. Dalsza korespondencja otrzymana od Sorena utwierdziła mnie w świadomości, że w domu nie znajdę niczego dobrego, a trzymanie się z dala od Samaela jest jedynym słusznym wyborem. Dla mojego dobra i dla wszystkich, których kocham – nie było was wielu, moja bliźniacza dusza i ty. Co moglibyście zdziałać przeciwko niemu, nie narażając się na śmiertelne niebezpieczeństwo… Potrzebowałam sześciu lat samotności, powrotu do obcej sobie Anglii, by dostrzec, że ten wyjazd niewiele zmienił, Samael wciąż łaknie mojej krwi, a straty jakie odniosłam ciężko zliczyć. Może jesteś bezpieczny tam na Nokturnie, jednak nie rozumiem, jak to się stało, że tam trafiłeś. Znałeś się na polityce, od zawsze chciałeś pracować w departamencie tym się prawiącym jak na Croucha przystało. Co się zmieniło? Wpatruję się w ciebie, jakby chcąc znaleźć odpowiedzi w twojej zmęczonej twarzy. Nawet nie wiem, kiedy znalazłam się tak blisko, tuż obok, jakby wiedziona przyciąganiem silniejszym od grawitacji. Tak, nie musisz mi tego uświadamiać - powinnam trzymać się z daleka, jednak oszaleję z każdą sekundą walki ze sama sobą, by nie sprawdzić jaką fakturę ma skóra twojej dłoni; czy te kości policzkowej są tak bardzo widoczne, czy to złudzenie; czy te włosy w nieładzie naprawdę należą do ciebie, czy może jesteś tylko marą, którą wytworzył mój udręczony umysł. Później… Później wrócimy do omijania się jak obcy sobie ludzie. Wrócimy do żalów i złości. W tej chwili bądź tutaj, tuż na wyciągnięcie dłoni. Daj mi sprawdzić, czy jesteś naprawdę sobą, czy ten zapach jest prawdziwy, czy twoje usta wciąż smakują w sposób, jaki zapamiętałam. To jest zachcianka księżniczki na ziarnku grochu, potrzebuję tego, by grać dalej na twoich warunkach, z daleka bez emocji. Żądasz? Więc daj mi po raz ostatni, to co nam odebrano.
Ostatnie chwile.
Dawniej nie potrafiłam podejść do tego, co od ciebie otrzymywałam tak intensywnie. Każde zbliżenie stanowiło obietnicę kolejnego. Teraz, w obliczu nieświadomości, nawet takie drobnostki jak twój oddech, który mogę poczuć prawie że na swoich policzkach, dłoń tuż przy dłoni, wydają się istotne. Bądź przy mnie jeszcze na chwilę, tuż na wyciągnięcie ręki, które po raz pierwszy jest takie jak powinno, nieliczone w kilometrach. Wystarczy jednak byś się nie odsuwał, tylko tyle. To nic złego. Zapomnij na kilka uderzeń serca o wszelkich manierach, nie musisz być dżentelmen. Poprawność przecież znikła z twoim poprzednim życiem. Powinieneś dostrzec, że nie mam złudnych nadziei. Po prostu muszę zamknąć rozdział, skoro wszystko dla ciebie skończone. To wyjdzie nam na zdrowie.


I sit alone in this winter clarity which clouds my mind
alone in the wind and the rain you left me
it's getting dark darling, too dark to see

Allison Avery
Allison Avery
Zawód : Alchemik u Borgina&Burkesa, badacz
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
imagine that the world is made out of love. now imagine that it isn’t.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Pokój Allison ZytGOv9s
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t653-allison-avery https://www.morsmordre.net/t814-poczta-allison https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f98-shropshire-ludlow-dwor-averych https://www.morsmordre.net/t1885-allison-avery#25620
Re: Pokój Allison [odnośnik]07.01.16 13:50
- Każdy kiedyś umrze - wycedził słowa przez zaciśnięte zęby. Nie lubił tego powiedzenia, ale... tym razem podkreślało dobitnie to, co myślał o jej załamywaniu rąk nad jego stanem zdrowia. Przecież to nie o to chodziło, przecież to już od dawna nie jej sprawa - jak się miewał i z jakiego powodu. 
Też to odczuła? I jak to okazała? Milczeniem przez te wszystkie lata? Nagle wraca do kraju i próbuje mu wmówić, że... że co? Że był dla niej ważny przez cały ten czas? Dobrze, że go o tym teraz poinformowała, bo sam z pewnością by na to nie wpadł.
- Nie chcę od ciebie pomocy - powtórzył raz jeszcze z naciskiem. - Naprawdę cię to dziwi? - dodał kpiąco. 
Między nimi zapadła grobowa cisza, której nie zamierzał przerywać. Wciąż oddychając szybko, nie spuszczał wzroku swych ciemnobrązowych ślepi z Allison. Nie chciał, żeby cokolwiek mu w tej chwili umknęło. Chyba już najwyższy czas, żeby usłyszał prawdę. 
Odezwała się, jego rysy twarzy wyostrzyły się, kiedy mocno zacisnął szczękę i odwrócił głowę. Nie, nie uwierzył w ani jedno jej słowo i nie trzeba było być geniuszem, żeby to zauważyć. Rehabilitacja? Stresujący dom? I przez to nie było jej kilka lat? Dlatego się do niego nie odzywała? Sama musiała przyznać, że brzmiało to idiotycznie. Tak samo jak "powinniśmy się pożegnać". Skrzywił się i znów odwrócił głowę ku niej. Allison znów znalazła się bliżej niego, co jeszcze bardziej mąciło mu we łbie. Jej hipnotyczne oczy, miękkie wargi, śliczna twarz... Sam Salazar wiedział ile go kosztowało, żeby zebrać myśli i nie dać się pochłonąć emocjom jak ostatni dzieciak. 
- Powinniśmy porozmawiać - poprawił ją z naciskiem na ostatnie słowo - ...kiedy jeszcze ci ufałem i kiedy uwierzyłbym w każde twoje słowo - odszukał wzrokiem jej wzrok... nie do końca zdając sobie sprawę z tego, że jego oczy nie wyrażały już tylko zaciętości i złości, ale też... najzwyklejszy w świecie smutek. 
Czy nie miał racji? Czy rozmowa była naprawdę wtedy tak nieosiągalna? Przecież w tamtym czasie mogli sobie mówić o wszystkim... tak mu się przynajmniej wydawało. Cisza jaka między nimi trwała przez te wszystkie lata - zabiła w nim zaufanie do Allison. Teraz ciężko było to naprawić, jeśli w ogóle było to możliwe.
Zatopił się w jej spojrzeniu, zatracił się w nim i chyba sam przysunął się jeszcze bliżej, skracając już i tak niewielki dystans pomiędzy ich twarzami. Czuł jak bicie jego serca przyspiesza, jak szumi mu w głowie... zapewne wciąż w skutek choroby.
Na klątwę Ondyny... co on najlepszego wyczyniał?! Cofnął się w ostatniej chwili, odetchnął głęboko łapiąc oddech. Jakich czarów używała, że wciąż działała na niego tak samo? Przez te wszystkie knuta niewarte lata...? 
- Co ty byś zrobiła? - zapytał w końcu już na nią nie patrząc. Nie chciał ryzykować, że znów mu coś strzeli do łba. 
- Gdybym cię zostawił na siedem lat, wyjechał za granicę bez słowa, nie napisał do ciebie choćby zdania na świstku pergaminu przez cały ten czas... a potem wrócił już z ustaloną datą ślubu z jakąś szlachcianką? - czyż nie było właśnie tak? - Czego ode mnie oczekujesz? - zapytał zrezygnowany i zmęczony całą tą sytuacją. Proszę, niech mu wyjaśni.
Sylvain Crouch
Sylvain Crouch
Zawód : aktor
Wiek : 24 lata
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler
Shadows are falling and I’ve been here all day
It’s too hot to sleep, time is running away
Feel like my soul has turned into steel
I’ve still got the scars that the sun didn’t heal
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak
We should be able to kill ourselves in our heads and then be reborn
Nieaktywni
Nieaktywni
http://morsmordre.forumpolish.com/t1108-sylvain-crouch http://morsmordre.forumpolish.com/t1240-niesowia-poczta-sylvka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/t1383-mieszkanie http://morsmordre.forumpolish.com/t1360-sylvain-crouch
Re: Pokój Allison [odnośnik]08.01.16 18:13
Przerażasz mnie swoją obojętnością, ignorowaniem tego, co ważne. Jeśli nie chcesz mieć ze mną do czynienia, rozumiem. Jednak nie zaniedbuj samego siebie, nie zbywaj swojego zdrowia, zanim nie jest za późno. - Nie musisz tego przyśpieszać – komentuję twoje słowa po wydawałoby się, że trwającej wieczność ciszy. - Dobrze, żadnych eliksirów i medyków ode mnie. Obiecuję. Jeśli tylko zaczniesz odwiedzać uzdrowicieli. Cassandra na pewno ci nie odmówi – irytujesz mnie tym swoim uporem, nawet nie wiesz jak bardzo, dlatego rzucam ci propozycję, chociaż wcale ze mną nie negocjujesz. Eliksiry postawią cię na nogi, powinieneś czuć się znośnie przez najbliższe tygodnie, ciężko oszacować dokładnie ile, w końcu twój stan pozostawiał wiele do życzenia. Gdy znów ci się pogorszy, co zrobisz?
Powinniśmy porozmawiać, masz rację. Tylko jak rozmawiać o czymś tak nierealnym, wykraczającym poza wszelkie normy przyjęte przez społeczeństwo? Sądzisz, że zrozumiałbyś i tak po prostu odpuścił mojemu oprawcy? Przez chwilę żałuję, że cię nie wtajemniczyłam, wtedy może wszystko ułożyłoby się inaczej. Może wtopilibyśmy się w tłumne indyjskie ulice albo odnaleźli spokój w wielkich, kanadyjskich lasach, z dala od tego kraju, z dala od wszelkich ciemiężycieli. Chciałabym wierzyć, że moglibyśmy wieść takie życie. Jednak przyglądasz się mi swoimi ciemnymi oczyma, w których nie odnajduję już cienia dawnego uśmiechu, jego miejsce zastąpił paraliżujący smutek. Nie mogłam ci powiedzieć, bo byś nie odpuścił, Sylvainie. Najpewniej skończyłoby się to rozlewem krwi, sądzisz, że potrafiłabym żyć z myślą, że naraziłam cię na niebezpieczeństwo, że coś stało ci się przeze mnie? Wobec tego odpowiedź brzmi nie, nie mogliśmy wtedy rozmawiać. Może powinnam obejść jakoś to wszystko, zaproponować ci wspólny wyjazd, lecz nawet gdybym nie zniknęła z dnia na dzień, wiążące nas zasady nie pozwalałyby nam na wspólną podróż przed zaręczynami i ślubem. Kiedy jeszcze ci ufałem – te słowa bolą niczym rozżarzony węgiel bezwzględnie dociśnięty do klatki piersiowej. Nie będzie jak dawniej, w końcu tyle nas dzieli, za wiele niewypowiedzianych słów, zbyt wiele lat milczenia. Pomimo to przez chwilę odnoszę wrażenie, że sam ulegasz temu wszystkiemu, gdy uważnie ci się przyglądam, chcąc w tych smutnych oczach odnaleźć mężczyznę, który kiedyś mnie pokochał. Może to tylko wrażenie, bo po kilku, stanowczo zbyt krótkich oddechach odwracasz głowę. Moment przemija, wszystko wraca do chłodnej normalności, jakby jeszcze przed sekundą nie istniała między nami nić stworzona z tęsknoty i pragnienia bliskości; tylko jedynym jej śladem jest wciąż walące serce i stanowczo zbyt szybki oddech.
Powinnam się wstydzić próby zbliżenia się do ciebie, ten ostatni raz? Ciężko nie przyznać, że w skrytości ducha liczyłam, że zdołam cię do siebie przyciągnąć i już nie wypuścić? Z opuszczoną głową obdarzam najzwyklejszy materac uśmiechem pełnym smutku i świadomości o poniesionej porażce, który wchłonie zapewne jeszcze niejedną przelaną łzę. Na szczęście nie możesz tego zobaczyć, odwróciłeś się ode mnie, odepchnąłeś w najmniej delikatny sposób, choć tego mogłam się spodziewać gdybym tylko nie była tak nachalna i naiwnie głupia. Odleciałam w świat fantazji, w którym łudziłam się, że coś wskóram. Przegrałam to lata temu, własnymi działaniami i milczeniem zabijając jedno z niewielu prawdziwych szczęść, które dotknęły mnie w życiu. Palce jednej dłoni zaciskam bezwiednie na materiale bogu winnej narzuty, jakbym chciała wyrwać w niej dziurę, tym samym torując możliwość wyjścia dla gromadzącego się we mnie bólu. - Co ty byś zrobił, gdybyś wiedział, że twoje pozostanie narazi na śmiertelne niebezpieczeństwo nie tylko ciebie, ale każdą osobę, którą kochasz? – mówię w końcu, zdając sobie sprawę, że oczekujesz odpowiedzi. Nie odważę się podnieść wzroku, a sam głos mógłby pozostać ledwie dosłyszalnym szeptem. Jednak pomiędzy nami panuje doskonała cisza, zakłócana tylko przez dwa przyśpieszone oddechy. - Zostałbyś, gdybyś nie widział innego rozwiązania, a ryzyko było zbyt duże na podjęcie jakiejkolwiek próby? – może ci to przypominać mowę osoby pomylonej, zdawkowe pytania bez wglądu w całokształt sytuacji, lecz przecież nie oczekuję, że mnie zrozumiesz. Nie musisz nawet mi wierzyć, wystarczy byś wiedział; wystarczy, że te słowa, wypowiedziane tego wieczoru będą gdzieś krążyły w twojej głowie. Tylko tyle, a może aż tyle. Nie potrafię odpowiedzieć, czego oczekuję – nawet jeśli pragnę tego każdej nocy; możliwych odpowiedzi jest tak wiele: od elementarnej potrzeby bliskości po te niewykonalne jak cofnięcie czasu. O której z nich chcesz usłyszeć? - Wybacz, że cię tu ściągnęłam – gdybyś na mnie spojrzał, mógłbyś dostrzec, że przemawia przeze mnie autentyczny żal spowodowany tą całą sytuacją jak i niemożnością udzielenia poprawnej odpowiedzi na twoje pytanie. Wszystko czego pragnę stanowi sferę niedoścignionych marzeń… ty jesteś tam, ja utknęłam tutaj oczekując na dzień ślubu z innym mężczyzną. Jednak gdybyś tylko zechciał, moglibyśmy razem rozbić dzielące nas bariery; wystarczy, że powiesz tylko słowo, a znikniemy stąd, z tej wyspy, by zapomnieć o obowiązujących nas standardach. - Bałam się o ciebie – słowa wypływają z pomiędzy moich ust, jakby motywy moich działań miały jakiekolwiek znaczenie. Nie jestem tylko pewna czy mam na myśli nasilającą się chorobę, czy może sam wyjazd i lata milczenia. Nie odważę się podnieść wzroku, dlatego mogę tylko zgadywać, co mogę tam napotkać – wzrok pełen obrzydzenia, a może wciąż skupiasz swoją uwagę na jednej ze ścian, byle tylko nie patrzeć na mnie. Postaraj się zrozumieć, że nigdy nie dążyłam do pogrążenia ciebie, jednak dobrymi intencjami piekło jest wybrukowane. - Dlaczego to zrobiłeś? Dlaczego się od nich odsunąłeś? – może teraz czas, bym zadała ci już od dawna nurtujące mnie pytania, na które nie potrafię znaleźć odpowiedzi? Powiedz, czemu ich zostawiłeś, czemu zraniłeś tak swoich rodziców, jedne z bliższych ci osób, ceniących sobie wartości rodzinne? Czyżby nic dla ciebie nie znaczyli, gdy dla mnie taka rodzina byłaby spełnieniem marzeń?


I sit alone in this winter clarity which clouds my mind
alone in the wind and the rain you left me
it's getting dark darling, too dark to see

Allison Avery
Allison Avery
Zawód : Alchemik u Borgina&Burkesa, badacz
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
imagine that the world is made out of love. now imagine that it isn’t.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Pokój Allison ZytGOv9s
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t653-allison-avery https://www.morsmordre.net/t814-poczta-allison https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f98-shropshire-ludlow-dwor-averych https://www.morsmordre.net/t1885-allison-avery#25620
Re: Pokój Allison [odnośnik]09.01.16 2:06
Och, naprawdę? Czy Allison właśnie próbowała mu stawiać jakieś ultimatum? Negocjować z nim przyjmowanie eliksirów? Uśmiechnął się krzywo.
- To moja sprawa - uświadomił ją łaskawie. - Czy, kiedy i co będę przyjmował od kogo. A tobie nic do tego - dodał, żeby nie miała żadnych wątpliwości. 
Co on by zrobił na jej miejscu? Odpowiedź nasunęła mu się momentalnie sama. Przecież by jej tak po prostu nie porzucił i nie wyjechał, tylko znalazł sposób, żeby... Zaraz... czyżby? 
Nieprzyjemne dreszcze przebiegły mu po plecach. Przecież znalazł się właśnie w takiej sytuacji po tej nieszczęsnej nocy w Szkocji. Czy nie zrobił dokładnie tego samego co Allie? Czyż nie zwiał przed światem tylko po to, by nie zaszkodzić czy wręcz nie skrzywdzić najbliższych?
Zacisnął mocniej szczęki. 
- To samo co ty - mruknął cicho po długiej chwili ciszy. - Ale wcześniej bym z tobą zerwał... a potem już nie wrócił - dodał ponuro, by powoli odwrócić głowę i znów na nią spojrzeć - szczerze, smutno, bez ukrywania się pod kolejną maską. Właśnie miała okazję zobaczyć jego prawdziwe oblicze, na którym swoje piętno odcisnęło już dawno zmęczenie i tęsknota.
Jak do tego wszystkiego doszło? Przecież ich życie miało być proste, niemal banalne - zakochanie, ślub, rodzina... Gdzie popełnili błąd? A może po prostu nigdy nie było im pisane być razem? 
Nie odezwał się już więcej. Czy naprawdę musiał odpowiadać na jej ostatnie pytania? Teraz już sama mogła się domyślić. 
Zawahał się... ale przysunął swoją dłoń do tej należącej do Allison i delikatnie ją ujął. Przynajmniej nie miał już tak lodowatych palców jak do niedawna, czyli eliksiry rzeczywiście działały. 
Tylko tyle. Nie zrobił nic więcej, nie powiedział żadnego ujmującego za serce zdania, nie złożył żadnej obietnicy. Teraz słowa już niewiele mogły zmienić.
Sylvain Crouch
Sylvain Crouch
Zawód : aktor
Wiek : 24 lata
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler
Shadows are falling and I’ve been here all day
It’s too hot to sleep, time is running away
Feel like my soul has turned into steel
I’ve still got the scars that the sun didn’t heal
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak
We should be able to kill ourselves in our heads and then be reborn
Nieaktywni
Nieaktywni
http://morsmordre.forumpolish.com/t1108-sylvain-crouch http://morsmordre.forumpolish.com/t1240-niesowia-poczta-sylvka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/t1383-mieszkanie http://morsmordre.forumpolish.com/t1360-sylvain-crouch
Re: Pokój Allison [odnośnik]18.01.16 19:06
- To była najtrudniejsza decyzja w całym moim życiu – zapewnianie jakie to było trudne, brzmi niezwykle żałośnie. - Nie było w tym nic twojej winy. Na Merlina, jak mogłam być tak naiwną, myśląc, że mogę coś zmienić - gdybym tylko znalazła inną drogę, inne wyjście, gdybym miała na dość odwagi, by powiedzieć nie... Nie dać się zastraszyć, wtedy faktycznie coś by uległo zmianie. Ucieczka nigdy nie jest wyjściem. Dała mi sześć lat, właśnie o tyle wydłużyłam swoje życie, lecz co było warte? Na pewno nie tych złamanych serc, tysięcy łez pełnych tęsknoty.  
- Wtedy nie puściłabym cię – a więc rozumiesz, rozumiesz zasadność moich działań, musiałam zniknąć bez pożegnania, bo w żaden inny sposób nie byłabym w stanie odejść. Nie byłabym w stanie łgać ci prosto w oczy, przecież od razu zorientowałbyś się, że to kłamstwa. I vice versa, bo gdybyś znalazł się na moim miejscu, stanął przed drzwiami rezydencji, by zakomunikować mi, że to koniec… Wiesz, że coś takiego byłoby niewykonalne - nie zniósłbyś widoku moich łez, tak jak ja twojego rozczarowania.
Nie mogę pytać o szczegóły, gdy sama nie mogę odpowiedzieć ci o moich problemach. Wystarczy świadomość, że z jakiegoś niesamowicie ważnego powodu musiałeś odseparować się od rodziny. Nieważne, jak bardzo oni kochali ciebie, a ty ich... Może kiedyś, za rok albo za pół dekady podzielimy się ze sobą swoimi sekretami, teraz pozostaje tylko umacniać nadzieję, że nie miałam nic wspólnego z twoim wyborem - nieważne, jak bardzo byłoby to naiwne, chcę wierzyć, że nie doprowadziłam do twojego upadku.
Na skórze czuję dotyk twojej dłoni i w pierwszym odruchu omal nie cofam się przerażona, że może zrobiłam to sama, ulegając potrzebie bliskości. Jednak jeszcze nad sobą panuję, to ty… Pozwalasz nam na jedne z ostatnich zbliżeń. Nawet najbardziej pospolita czułość, dozwolona bez przyzwoitki, robiona po raz ostatni nabiera wyjątkowej słodyczy i nowego sensu. Nie chcę żadnych obietnic, podniosłych słów. One stanowiłyby tylko zbędny dodatek, nie potrzebuję ich, by ugruntowywać tę jedyną chwilę. Wiem, że kiedyś będziesz musiał odejść, wrócimy do dwóch różnych światów, jednak gdy podnoszę wzrok, by spojrzeć na ciebie bez cienia uśmiechu… W oczach możesz dostrzec niemą prośbę, byś mnie stąd zabrał, ukrócił to wszystko, nie oddawał Selwynowi. Jak mogę żyć z innym, gdy jesteś tuż obok?


I sit alone in this winter clarity which clouds my mind
alone in the wind and the rain you left me
it's getting dark darling, too dark to see

Allison Avery
Allison Avery
Zawód : Alchemik u Borgina&Burkesa, badacz
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
imagine that the world is made out of love. now imagine that it isn’t.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Pokój Allison ZytGOv9s
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t653-allison-avery https://www.morsmordre.net/t814-poczta-allison https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f98-shropshire-ludlow-dwor-averych https://www.morsmordre.net/t1885-allison-avery#25620
Re: Pokój Allison [odnośnik]18.01.16 23:49
Nie pamiętał, kiedy ostatnio byli tak blisko. I choć czuł smutek... to jednak także i ulgę. Sam nie wiedział z jakiego powodu. Może chodziło o te niewypowiedziane przez tyle lat słowa? Cisza między nimi przez ten szmat czasu ciążyła mu niczym kamień u szyi. Tęsknota każdego dnia wbijała mu w ciało bolesne ciernie i choć wmówił sobie, że się na to uodpornił... to to nie była do końca prawda. Teraz jednak miał wrażenie, że wszystko zelżało. Ta cała gorycz i złość zbierające się pod jego skórą, uleciały z niego choćby i na chwilę. Gdyby mogło być w ten sposób już zawsze - gdyby nie musieli się już opuszczać... To samo widział w jej oczach i na nowo ogarnął go żal i niemoc. Gdyby mógł ją porwać, ukryć przed całym światem, ochronić... gdyby tylko był w sanie to zrobić... to nie zawahałby się. Ale jak miałby się nią zaopiekować, jak o nią zadbać, skoro sam o siebie nie potrafił? Już dawno coś w nim umarło, zmienił się i zapewne już nigdy nie będzie tym młodym Sylvainem tak szaleńczo w nią zapatrzonym. 
Spuścił wzrok na ich dłonie.
- Nie mam w zwyczaju żałować swoich decyzji... - odezwał się po dłuższej chwili. Niemal szeptem, bo i głośniej wcale nie musiał mówić. Po momencie zawahania znów uniósł spojrzenie swoich czarnych w półmroku oczu i zatrzymał na jej twarzy. 
...ale chyba nigdy sobie nie wybaczę, że wtedy za tobą nie pojechałem - zakończył smutno, przepraszająco... zupełnie jak nie on sprzed kilkunastu minut. 
To nie było proste, mówienie o swoich uczuciach zawsze mu nie szło zbyt dobrze, ale to musiała usłyszeć. Musiała zrozumieć, że to nie ją obwinia za to, że wszystko skończyło się tak jak się skończyło. Bo to nieprawda. Gdyby tylko wtedy za nią pojechał... nie nastałaby między nimi ta okropna cisza, mogliby sobie wszystko wyjaśnić, nawet uciec, jeśli trzeba by było. Mogliby ich wtedy przekląć wszyscy nestorzy świata, a ich i tak by to nie obchodziło. I wreszcie, gdyby za nią pojechał, nie stałby się tym odrażającym potworem... który wszystko mu uniemożliwiał. Jak miałby z nią być ze świadomością, że którejś nocy może ją skrzywdzić, albo co gorsza - zabić? To w ogóle nie wchodziło w rachubę. Zresztą gdyby wiedziała, zapewne w końcu sama też przyznałaby mu w tym aspekcie rację. To nie miało racji bytu na domiar złego bez wsparcia ze strony bliskich, bez pieniędzy i na Nokturnie. Nie mógłby pozwolić Allie na taki los. 
Sylvain Crouch
Sylvain Crouch
Zawód : aktor
Wiek : 24 lata
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler
Shadows are falling and I’ve been here all day
It’s too hot to sleep, time is running away
Feel like my soul has turned into steel
I’ve still got the scars that the sun didn’t heal
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak
We should be able to kill ourselves in our heads and then be reborn
Nieaktywni
Nieaktywni
http://morsmordre.forumpolish.com/t1108-sylvain-crouch http://morsmordre.forumpolish.com/t1240-niesowia-poczta-sylvka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/t1383-mieszkanie http://morsmordre.forumpolish.com/t1360-sylvain-crouch
Re: Pokój Allison [odnośnik]19.01.16 1:53
Nie spodziewałam się tego wszystkiego. Wyobraźnia podsuwała mi scenariusze twojej złości, które spychałam na bok, byle tylko niczym nie zakłócać kilku chwil, gdy mogłam nacieszyć się twoją obecnością. Nigdy cię nie obwiniałam o to, że nie przyjechałeś, jak mogłabym tego wymagać? Porzuciłam cię bez słowa komentarza, jakbyś nigdy nie stanowił istotnego elementu mojego życia – nie znaczy to jednak, że ta Allison, która usychała z tęsknoty przeżywała wewnętrzną fatamorganę, pragnąc ujrzeć cię w drzwiach swojego niewielkiego mieszkania czy też wśród tłumu czarodziejów na magicznym targu.
- To nic… – wydajesz się przepełniony żalem, którego nie potrafię znieść; powinieneś rozumieć, że nic nie mogłeś niczego zmienić. Nie powstrzymuję się już przed wyciągnięciem wolnej dłoni w kierunku twojej policzka, by musnąć go opuszkami palców… Prawie tak samo jak dawniej, tyle że mniej pewnie, jakby z obawą czy mogę pogłębić tę niedawno powstałą, niestabilną więź. Nie patrz już na przeszłość, nawet z niezliczoną ilością zmieniaczy czasu nie będziemy w stanie nic w niej zmienić. Jednak wciąż jesteśmy młodzi. Te kilka lat, gdy nasze światy się rozeszły, to nic przy perspektywie wspólnej przyszłości. Wciąż mamy szansę by spróbować, zrealizować dawne marzenia. Owszem, nie w tak pięknej otoczce jak wtedy myśleliśmy, lecz komu to jest potrzebne? - Sylvie, wciąż jest tu i teraz – niech nas przeklną, niech nas znienawidzą, niech nawet spróbują sprowadzić z powrotem. Ucieczka zawsze jest łatwiejsza niż pozostanie. Znikniemy z kraju, zaszyjemy się w jakiejś magicznej społeczności, w końcu na świecie jest tyle miejsc wartych zobaczenia, piękniejszych niż ten ponury Londyn, odstręczający chowem wsobnym. Wielkie miasto czy mała mieścina? Nowe nazwiska wykreują nam szanse na kolejny start. I nikt nie będzie patrzył na nasze dawne wybory, na czystość krwi, porzucone zobowiązania. Wystarczyłoby tylko przekroczyć ocean. - Pozwól mi to naprawić. Możemy wyjechać… – chce ci powiedzieć o wszystkim, o tej pięknej wizji możliwej do zrealizowania, w końcu ilość galeonów – wiesz ile zarabiają badacze, a i sam lord Burke nie płaci najgorzej - którą skrywam na właśnie taką sytuację wystarczyłaby na ustabilizowanie naszej pozycji gdzieś daleko stąd. Znikają zobowiązania, nic mnie tu nie zatrzymuje, nawet pierścionek, który noszę na palcu. Chce ci powiedzieć o czułości, której mi brakuje, o wizji niewielkiego domku na przedmieściach, gdy nie zwracałabym uwagi nawet na sąsiedztwo mugoli, liczyłbyś się tylko ty i dzieci, które mogłabym ci dać. Jednak nie jestem w stanie się nad tym rozwodzić, nie ma to nawet większego sensu - zdaje się, że wszystko możesz ze mnie wyczytać, w ciągu kilku mrugnięć poznać wszystkie odżywające marzenia. Jestem stokroć bardziej rozgorączkowana niżeli wtedy, gdy wykradliśmy się z dormitorium, by oglądać gwiazdy na wieży astronomicznej, pełni zrozumienia, że nic więcej nam nie potrzeba oprócz siebie. Uwolnij swoje uczucia, pozwól im znów zaistnieć, inaczej udusimy się w tej rzeczywistości. - Wyjedźmy. Razem. – piękne słowo, pełne nadziei. A ta obietnica lepszego jutra, gdy znów jesteśmy tak blisko siebie, pozbawieni złości, acz rozemocjonowani, zdaje się możliwa do zrealizowania w kilku szybkich ruchach. Z przyjemnością zrezygnuję z tego życia, przecież nienawidzę każdego jego aspektu – poczynając od całej rodziny, a kończąc na ciążących nade mną obowiązkach. Nikt tak naprawdę nie przejmie się moim zniknięciem, wraz z wypaleniem mojego imienia z rodowego drzewa po prostu przestanę istnieć. Właściwie to wszystkim wyjdzie na zdrowie, a może i Samael na te wieści dostanie wylewu? Co prawda wiąże się to z odcięciem od Sorena, jednak… Może pójść z nami i to wcale nie jedna z tych idealistycznych wizji. To całkiem realne, wystarczy tylko byś ty się zgodził. Dlatego patrzę w twoje oczy pełna nadziei i desperacji; nie odmawiaj mi, to zdruzgocze mi serce.

[bylobrzydkobedzieladnie]


I sit alone in this winter clarity which clouds my mind
alone in the wind and the rain you left me
it's getting dark darling, too dark to see



Ostatnio zmieniony przez Allison Avery dnia 30.01.16 23:52, w całości zmieniany 3 razy
Allison Avery
Allison Avery
Zawód : Alchemik u Borgina&Burkesa, badacz
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
imagine that the world is made out of love. now imagine that it isn’t.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Pokój Allison ZytGOv9s
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t653-allison-avery https://www.morsmordre.net/t814-poczta-allison https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f98-shropshire-ludlow-dwor-averych https://www.morsmordre.net/t1885-allison-avery#25620
Re: Pokój Allison [odnośnik]21.01.16 1:29
Jej śliczna twarz, rysy godne najpiękniejszej księżniczki i oczy znów wpatrzone w niego... W tej chwili miał wrażenie, że czas się cofnął, albo to po prostu ona nic się nie zmieniła przez te wszystkie lata.
"To nic", właśnie te dwa słowa usłyszał na tyle lat wyrzutów sumienia, gryzienia się z myślami, bezsennością, wkurzaniem się na siebie samego i niemoc wybaczenia sobie swojej własnej głupoty. To nic. Nie przeklęła go, nie utwierdziła w przekonaniu, że to jego wina. To nic. Miał ochotę mocno ją objąć... ale zamiast tego pozwolił jej na ten dawny gest.
Tu i teraz. Teraźniejszość nie napawała go optymizmem, dawne błędy odcisnęły na niej piętno, którego już się nie pozbędzie. Mógłby udawać, że go nie ma, że to nic... ale to nieprawda. Stał się potworem najbardziej pogardzanym ze wszystkich. Sam nim gardził, sam go nienawidził i nie oczekiwał, że ktokolwiek będzie miał do tego inny stosunek. Nawet Allison.
Wyjechać...? Widział to oczami wyobraźni. Przez chwilę miał wrażenie, że jest to na wyciągnięcie ręki: ucieczka od wszystkiego gdzieś daleko, zaczęcie wszystkiego od nowa, odbudowanie tego, co ich łączyło. Miłość... życie... uśmiech na twarzy szczęśliwej Allie. Poradziliby sobie. Razem. Spełnienie dawnych marzeń.
Ale wtem blask w oczach Sylvaina zaczął przygasać, wargi wygięte w lekkim uśmiechu opadać. Mógł dla niej uciec od wszystkiego, był na to gotów... ale od pewnego przekleństwa nie uwolni się nigdy, nieważne jak bardzo by tego chciał. Powoli spuścił wzrok.
- Wybacz... Allie - powiedział szeptem, niemal niedosłyszalnie, a jednak wyraźnie. - Nie mogę - pokręcił powoli głową, by znów na nią spojrzeć. - Są błędy, których nie da się naprawić... ani od nich uciec - dodał cicho, przepraszająco.
Sylvain Crouch
Sylvain Crouch
Zawód : aktor
Wiek : 24 lata
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler
Shadows are falling and I’ve been here all day
It’s too hot to sleep, time is running away
Feel like my soul has turned into steel
I’ve still got the scars that the sun didn’t heal
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak
We should be able to kill ourselves in our heads and then be reborn
Nieaktywni
Nieaktywni
http://morsmordre.forumpolish.com/t1108-sylvain-crouch http://morsmordre.forumpolish.com/t1240-niesowia-poczta-sylvka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/t1383-mieszkanie http://morsmordre.forumpolish.com/t1360-sylvain-crouch

Strona 1 z 2 1, 2  Next

Pokój Allison
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach